Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Tryumf Boga nad złem i szatanem

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:02, 19 Lis 2020    Temat postu: Tryumf Boga nad złem i szatanem

W Biblii jest zapowiadane ostateczne zwycięstwo Boga nad szatanem, złem.
Opisy tego zwycięstwa Boga sugerują podobieństwo do zwycięstw na wzór ludzki, jakieś gromienie wroga mieczem, pozabijanie wrogów i nieposłusznych. Archanioł Michał, który miałby stanąć na czele wojska anielskiego jest przedstawiany z mieczem, czyli jako ten, który pewnie pościna głowy demonów i diabła. To jest obraz dominujący w kulturze. Tylko czy jest on poprawny?
- To jest moja trochę prywatna opinia (choć spotykałem się z podobnymi już formułowanymi przez innych), ale jestem przekonany, że ten obraz boskiego zwycięstwa polegającego na jakiejś eliminacji wrogów jest naiwny i właściwie tylko symboliczny.
Pomiędzy dobrem a złem, Bogiem a szatanem toczy się bowiem zupełnie inna walka, nie walka zbrojna. Jest to walka o WARTOŚĆ I POPRAWNOŚĆ CZŁOWIECZEŃSTWA i PRAWDY. To domeną szatana w tej walce jest przemoc, twarda władza, eliminacja wrogów. To szatan lubi miecz jak narzędzie wpływu na inne istoty, to szatan desygnuje tyranów na popleczników swojej sprawy.
Zwycięstwo Boga wg mnie będzie zupełnie inne - będzie polegało na POWSZECHNYM ODCZUCIU I ZAAKCEPTOWANIU SIEBIE I CAŁEJ RZECZYWISTOŚCI W PRAWDZIE.

To nie będzie tak, jak w sądach stworzonych przez ludzi, gdzie winowajcę jakieś przemożne siły najpierw stawiają przed sędzią, potem ten sędzia, arbitralnie osądza i ogłasza wyrok, a na koniec przychodzi jakaś służba, która skazanego umieszcza w miejscu, które mu zasądzono. To nie tak ma być dla sądu w prawdzie...
Sąd w prawdzie polega na tym, że nagle znika całkowicie możliwość ukrywania czegokolwiek - wszystko staje się jasne, dostępne, jawne. Takie absolutne zero prywatności...
Co więcej - teraz już nawet przed sobą nie da się niczego ukryć...
A jednocześnie nasza człowiecza natura domaga się określenia, uznania jacy byliśmy, co wybieraliśmy i na jakich zasadach to czyniliśmy.
Zło opiera się na kłamstwie, na udawaniu, na pozorach. Tyrani udają nieraz dobrych, a na pewno udają silnych, choć - z perspektywy osobowej patrząc są słabi nieuporządkowaniem swoich emocji. Tyrani są silni jedynie kłamstwem. Gdy jednak kłamstwo, jako możliwość zostanie odjęte, każdy tyran zostaje już tylko ze swoją słabością - mentalnie nagi i bezbronny. Gdy nie ma już jak wmawiać komukolwiek swojej rzekomej wielkości, kompetencji, dostojeństwa, gdy po prostu widać jak jest, wszystkie pozory prysną. Gdy widać kto jaki jest, pozostaje tylko jedna droga: UZNAĆ TO!
Uznanie polega więc na zaakceptowaniu jakoś swojej małości, choć jednocześnie nie jest kompletną rezygnacją, nie jest potępieniem absolutnym. Ta akceptacja słabości powinna być powiązana z buntem przeciw tej słabości i uznaniem, że jest możliwa naprawa siebie.
Zbawieniem w tym kontekście jest ZDOLNOŚĆ DO UZNANIA TEGO, JACY JESTEŚMY NAPRAWDĘ (choćby pod dodatkowym warunkiem: gdy się jeszcze udoskonalę).
Potępieniem jest sytuacja, w której człowiek absolutnie nie jest w stanie zaakceptować siebie. Trochę tak, jak Adam w raju, który - po zjedzeniu owocu zakazanego drzewa - przestał akceptować samego siebie, zaczął się ukrywać, zaczął ukrywać części siebie.

Zwycięstwo Boga polega na tym, że nikt nie będzie już w stanie oszukiwać, zaś ci, którzy są w stanie wykrzesać z siebie to minimum pokory dla zaakceptowania siebie w prawdzie - zaakceptowanie siebie, jakimi są - będą zbawieni. Wtedy dobro zostanie uznane jako dobro, a zło jako zło; poświęcenie dla dobra będzie docenione, a pyszałkowate wynoszenie się nad innych, zostanie wyśmiane i wzgardzone. Wszyscy ci, którzy bardzo wysoko głowy nosili i mniemali o sobie bardzo wiele, zostaną skonfrontowani z tym, czym naprawdę były ich mniemania, jak w istocie daleko od byli tego ostatecznego sensu spraw.
Jeśli zaś prawda o nas samych okazałaby się dla niektórych zbyt przytłaczająca, to jest jeszcze jedna opcja - wyciągnięta dłoń ze strony cierpiącego Jezusa, który występuje z ofertą: zaakceptuj nawet to co złe w tobie, zaakceptuj w imię mojego cierpienia za ciebie w imię miłości, w imię tego, że ja w niewyobrażalny sposób pragnę, abyś był, pragnę twojego zbawienia. Jeśli ktoś ma w sobie pewne minimum poczucia więzi z cierpiącym i kochającym Bogiem, jeśli jest w stanie uznać taką "podmianę" winy człowieka, na intencję zbawczą Jezusa, ten też może być zbawiony, mimo że normalnie nie zaakceptowałby siebie. Wtedy też jednak taka osoba będzie musiała się poddać swoistej reedukacji, polegającej na drobiazgowym przeanalizowaniu każdej najmniejszej formy zła w sobie, słabości swojej natury, złych skłonności, a potem przetrawienia w sobie jego skutków, przecierpienia w bólu tego wstydu, jaki owa słabość, głupota, miernota, ogólnie zło w nas samych w sobie niosą. To byłby czyściec.
Najgorsi zaś tyrani, a szczególnie ci, którzy nie będą w stanie zaakceptować prawdy o sobie, którzy w rojeniach o swojej wielkości, dominacji nad innymi umieścili główną cząstkę swojego jestestwa, będą mieli problem gigantycznej natury. Jeśli nie będą w stanie ujrzeć rzeczywistości, historii swoich wyborów, siebie w pokorze, w uznaniu tego co złe, bo ich pycha na to nie będzie pozwalała, to oni zostaną pozostawieni we wpatrzeniu się we własną małość. Wtedy ich emocje i pragnienia, których nie da się skonfigurować z prawdą o rzeczy i harmonijnym współistnieniem z innymi osobowościami staną się dla nich oskarżeniem o fałsz ich natury, nieskuteczność przedsięwzięć i pragnień, głupotą celów. Tacy zostaną ze społeczności istot nie narzucających twardo swojej woli, nie niszczących, nie obojętnych na cierpienie, wydaleni. Z resztą tacy sami by nie wytrzymali kontaktu z innymi istotami odbywającymi się przy nadrzędnym paradygmacie prawdy. Takie istoty będą cierpiały - a cierpienie będzie tym większe, im większy jest rozdźwięk pomiędzy - pochodzącym z postawy pychy - nieopanowanym pragnieniem wywyższania się nad innych, a rzeczywistością w prawdzie, która jawnie będzie wskazywała jak błędne, nierealne i bezsensowne są ich roszczenia do wielkości, bo jedyne na co wskazują ich wybory to odczyt typu: małość, miernota, głupota, nędza rozumienia i odczuwania.

Tak ja widzę zwycięstwo Boga - że wszyscy dostąpią rozliczenia w prawdzie!
Nie jest tu potrzebna arbitralność ze strony Boga, nie jest potrzebna surowość. Bóg pozostanie miłosierny i łagodny. Nic nie zakłóci Jego natury genialnego twórcy, wspomożyciela, źródła szczęścia. To nie Bóg będzie karał. Bóg dalej będzie tym, który nie cofnie pomocnej dłoni przed każdym, kto się uczciwie, szczerze do Niego zwróci. Karę co najwyżej każdy zły osobnik wymierzy sobie sam - własnymi nieuporządkowanymi emocjami, pychą, niezdolnością zaakceptowania prawdy.

Ten sąd nie jednak czymś, co wymaga konkretnej chwili czasu, jednego zdarzenia. On w jakimś stopniu odbywa się w każdym momencie życia, bo każdy co chwila się opowiada - albo po stronie prawdy i mocy uporządkowania - światła dla swojej duszy, albo po stronie zafałszowania i nieuporządkowanych pragnień, czyli ciemności.

Tak to widzę. Trudno jest nawet inaczej mi sobie to wyobrazić... :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:14, 19 Lis 2020    Temat postu: Re: Tryumf Boga nad złem i szatanem

Jest jeszcze jeden aspekt tryumfu Boga nad szatanem. Dla mnie chronologicznie (w kolejności jak rodziła mi się koncepcja) jest on znacznie wcześniejszy od tego, co napisałem w poprzednim poście. Myślę, że warto jest go tu przedyskutować, bo wyjaśnia on naprawdę wiele w konstrukcji osobowości, epistemologii, moralności.

Chodzi o rozsądzenie prawda vs czcze deklaracje.
W ogóle w istnieniu, w doskonaleniu świadomości ostatecznie chodzi o prawdę, czyli o zaakceptowanie, jakoś opanowanie mentalnego tego JAK JEST. Umysł silny jest w stanie przyjąć to, jak jest, nie tworząc sobie jakichś atrap, sztucznych obejść emocjonalnych, budowania konstrukcji emocjonalnych, które tak naprawdę nie wiadomo do końca czemu służą.
Umysł słaby nie jest w stanie zaakceptować prawdy. Więc tworzy sobie dla tej prawdy własne zastępniki, które mają temu umysłowi słodzić dyskomfort widzenia rzeczy. To zakłóca jednak zrozumienie i zaakceptowanie świata, jaki one jest - w bezpośrednim jawieniu się i złożoności. Te oszustwa, które umysł sam sobie aplikuje ostatecznie powodują, iż ten umysł robi się coraz bardziej skołowany, bo nie wie, czy to co wspomina, z czego korzysta jako doświadczenie, bardziej odpowiada zewnętrznej rzeczywistości, czy odczutej kiedyś potrzeby emocjonalnej ku czemuś tam. Taki umysł, który wciąż się otacza iluzjami, atrapami poprawnych rozpoznań, "wiedzą poprawioną" pod kątem swoich potrzeb w tamtej chwili (też nie zdiagnozowanych, czyli zapewne przypadkowych, być może nie dających się odtworzyć aktualnie), coraz bardziej czuje, że sam sobie nie może ufać. Że tak sobie zafajdał własną przestrzeń mentalną, iż się w tym kompletnie gubi, zapętla. Gdy robi się naprawdę źle z rozumem, sterowanie przejmują emocje. Emocje mają jedną wielką zaletę - są w stanie zignorować bardzo wiele z tego, co się jawi. Te emocje jednak mają też wielką wadę - ignorując to co się jawi, jeszcze bardziej czynią rozpoznania incydentalnymi, nie znajdującym powiązania z rzeczywistością, chaotycznymi. Gdy już emocje przejmą kontrolę na maksa, umysł robi się skołowany na maksa do kwadratu, będzie tymi emocjami ciągany za nos we wszystkie strony. Wtedy już nic nie będzie trwałe, wszystko będzie incydentalne, oportunistyczne czynione pod kątem sprawienia sobie przyjemności tu i teraz, a nie aby budować cokolwiek trwałego. Powstaje umysł jeszcze słabszy, jeszcze mniej mogący ufać sobie, jeszcze bardziej zakompleksiały, a że emocje domagają się sukcesu, to jeszcze bardziej zamieniający prawdę na szumne deklaracje bez pokrycia. To umysł wykolejony, nie spełniający tej roli do jakiej został powołany. Ową rolę jest PORZĄDKOWAĆ DOZNANIA I MYŚLI O NICH TAK, ABY MÓC Z DOŚWIADCZEŃ SKORZYSTAĆ W PRZYSZŁOŚCI, czyli aby ogarniać rzeczywistość.
Umysł wykolejony to cel szatana. Szatan, zazdrosny o człowieka przed Bogiem, głosi tezę, że umysł człowieka nie jest w stanie podołać temu zadaniu, jakim jest ogarnięcie rzeczywistości. Zwycięstwem szatana byłaby zagłada ludzkości, ale...
dokonana nie przez szatana, czy inną wrogą ludzkości siłę, lecz PRZEZ SAMĄ LUDZKOŚĆ. To by świadczyło o tym, że ludzkość sama jest głupia, nieporadna, niezdolna do poprawnych rozpoznań rzeczywistości, czyli że nie zasługuje na miłość Boga.
Czym jest zwycięstwo nad szatanem?
- Wykazanie, że ludzkość jednak jest w stanie tę rzeczywistość, jaka przed nią stanęła ogarniać, że umie naprawiać błędy, wystrzegać się ich, postępować skutecznie w trudnych warunkach. Każdy sukces ludzkości osiągany na drodze ku prawdzie i dobru, pokazuje że ta ludzkość jest ponad mocą szatana. Nie chodzi o gromienie szatana mieczem, lecz o zdolność do opanowania tego, co destrukcyjne, a wzmocnienia tego, co budujące, poprawne, dobre.
Zwycięstwo ludzkości jest nie tylko zwycięstwem tej ludzkości, ale też zwycięstwem Boga, który na ludzkość postawił (mamy tu rodzaj zakładu, podobny do tego, opisywanego w księdze Hioba). Tryumf ludzkości jest tryumfem Boga, bo Bóg jest stwórcą człowieka, więc zwycięstwo człowieka świadczy o wartości stworzenia.

Z tym związany jest jeszcze jeden ważny aspekt sprawy. Ludzkość jest nie tylko tym zwyciężającym podmiotem, ale też właściwie ARENĄ zmagań. Dobro, prawda, mądrość, miłość STAJĄ SIĘ W LUDZKOŚCI. Ludzkość jest swego rodzaju "materią moralną", jest środowiskiem, w którym dzieje się zwycięstwo. To środowisko jest uporządkowane na sposób hierarchiczny - są w nim ludzie, którzy mają większą zdolność dawania wsparcia innym, a są i tacy, którzy raczej muszą być wspierani, to nimi się trzeba opiekować. Zwycięstwo, które ludzkość ma odnieść nie byłoby pełne, gdyby polegało na jakimś prostym odrzuceniu gorszych jednostek. Można to postrzegać tak, że co niektórzy są już doskonalsi niż inni ludzie, że oni właściwie mieliby niebo zdobyte, bo są już mentalnie dużo wyżej, niż ich współbracia. Ale gdyby tacy ludzie odwrócili się od tych, którzy potrzebują wsparcia, to popełniliby fundamentalny błąd. Można się zastanawiać, czy wręcz tak - pomimo swojego udoskonalenia - nie zatrzasnęliby bram nieba przed sobą. Ludzkość ostatecznie ma stać się społecznością samozarządzającą się. Wtedy dopiero wszystko "zagra", gdy ci doskonalsi pomogą tym mniej doskonałym. Wtedy ci doskonalsi będą nie tylko mieli zasługę, ale też uzyskają DOWÓD na swoją skuteczność, poprawność ich umysłu.
Patrząc pod tym kątem, widać sens istnienia w społeczności jednostek "trudnych" - nie tylko tych lekko niedostosowanych, ale wręcz zdemoralizowanych, złych. To, że takie jednostki są, stanowi sposobność dla tych bardziej rozwiniętych, daje im możliwość okazania swojej mocy dobra i rozumu.
W tradycji chrześcijańskiej występuje postać Lucyfera - anioła, który sprzeciwił się Bogu. O to mówi się, że też w pewnym momencie osiągnął stan bliski doskonałości. Zareagował jednak na ów stan postawą egoizmu. Jego "nie będę służył" przeszło do tradycji. Ale "nie służąc", w istocie nie mamy dokonań, słowo doskonałość w kontekście istoty, która tylko sama o sobie deklaruje, że jest doskonała, nawet jeśli w to wierzy, oznacza niezweryfikowanie, potencjalny fałsz. Działając stajemy się, przenosimy się z poziomu deklaracji o naszej wartości do poziomu wykazania tych wartości w prawdzie.
Osobiście jestem przekonany, że tryumf Boga polegał będzie na tym, że ludzkość (jak i inne istoty) uznają Jego doskonałość, dobroć, pomocniczość Z WŁASNEJ WOLI, SPONTANICZNIE.
Tyrani świata wymuszają chwalenie ich, żądają hołdów dla siebie, lecz te hołdy, pochwały dostają nie w ramach rozpoznania ich czynów za dobre, użyteczne, wartościowe, lecz z powodu strachu, czy zmanipulowania. Zwycięstwo Boga jest zwycięstwem w prawdzie, wielkość Boga jest wielkością w prawdzie, co oznacza, że pogodzona wewnętrznie z prawdą część społeczności istot stworzonych, W PEŁNI SPONTANICZNIE, z własnej woli i rozpoznania ogłosi Boga świętym, doskonałym, dobrym, pięknym.
Tak to zwycięstwa świata (oparte o wymuszanie deklaracji wielkości zwycięzcy, czyli oparte o fałsz) są czymś zupełnie innym, niż to zwycięstwo, jakie ostatecznie odniesie Bóg. Bóg do niczego nikogo nie będzie zmuszał, jego zwycięstwo nie będzie samochwalstwem, pustą deklaracją, lecz przyjdzie od istot, które Boga poznały i uczciwie rozpoznały.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 2:29, 20 Lis 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin