Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37422
Przeczytał: 81 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 17:39, 20 Wrz 2025 Temat postu: Życiowe satysfakcje kosztem ludzi |
|
|
Rodzimy się z paradygmatem osiągania satysfakcji w związkach z ludźmi. Ten cel realizują kontakty romantyczne, erotyczne, ale też rywalizacje, gry towarzyskie. Trudno jest chyba większości ludzi wyobrazić sobie inną swoją satysfakcję i radość niż:
- zostać zaakceptowanym przez innych ludzi
- zostać przez innych docenionym, uznanym za wartościową osobę
- zostać pokochanym (przez kogoś)
- doczekać się szacunku, uznania, a najlepiej wręcz podziwu od ludzi
Przy czym, niejako „tuż obok” takich (raczej pozytywnie odbieranych) sposobów na satysfakcję, będą też i te mniej etyczne, kolidujące z pozytywnością kontaktów międzyludzkich. Jest to sukces jako:
- zabić wroga
- zgnębić oponenta
a nawet
- sycić się czyimś cierpieniem (sadyzm)
- na wojnie zagrabić, zabić jak najwięcej wrogów.
- dręczyć innych dla kaprysu, pokazując „ja to mogę i co mi zrobicie?…”
- przeszkadzać w w życiu, w pracy, w dążeniach pokazując „nie lekceważ mnie, ja tu umie ci uprzykrzyć życie”.
- zatruwać życie pustym krytykanctwem, roszczeniowością
- być ogólnie jędzą, tyranem, osobą dokuczającą innym.
Ponieważ większość ludzi praktycznie wszystkie swoje satysfakcje życiowe wiąże z relacjami z innymi ludźmi, to nie jest dziwne, że z tymi relacjami będą też związane też satysfakcje o destrukcyjnym charakterze, kosztem dobrostanu tych ludzi. Szczególnie czując jakąś formę sfrustrowania, często będąc niezadowolonymi z samego siebie, pojawia się pokusa powetowania sobie tych przykrych uczuć zrobieniem komuś (w zasadzie bezinteresownie) przykrości, oskarżeniem go, okazanie niechęci. To części ludziom będzie budowało poczucie sprawczości, przeświadczenie, że skoro mogę zrobić przykrość, to „jeszcze coś znaczą”.
Nie będę ukrywał mojego krytycznego, negatywnego stosunku do takiego sposobu osiągania satysfakcji. Od dawna staram się obserwować pod tym kątem, czy czasem gdzieś w zakamarkach mojej mentalności nie skrywa się taki „gnom”, który żywi się ludzką rozterką, czy bólem zadanym przeze mnie bezinteresownie (choć w istocie jest tym podświadoma postać interesowności o emocjonalnym wydźwięku). Nieraz wręcz rezygnuję z relacji z kimś, jeśli czuję, że sam mógłbym się pod tym względem zachować niegodnie. Ale też i innych ludzi, którzy czerpią swoją satysfakcję z tytułu przykrości zadawanym ludziom, traktuję z niechęcią, jak słabych, na pewno mniej sympatycznych.
To jest wg mnie słabość psychiki i emocji, gdy człowiek nie jest w stanie się sam uporać ze swoimi frustracjami i bezwiednie próbuje „zassać” pozytywną energię od innych. To jest sadyzm i „wampiryzm”. W religijnej idei królestwa bożego chyba nie ma miejsca dla takich ludzi. Więc kto się za życia nie upora z jakimiś mimowolnymi ciągotami do osiągania satysfakcji kosztem innych ludzi, nie nadaje się do raju.
|
|