Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

AntyRODO

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31047
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:35, 02 Sie 2018    Temat postu: AntyRODO

Mamy już niezły bajzel z tą najnowszą odsloną ustawy o ochronie danych osobowych. Właściwie to mało kto wie, o co w tym chodzi, więc pewne jest jedynie to, że:
- mogą nas ukarać, jak coś zrobimy źle
- dane trzeba chronić, czyli jak najmniej używać wszystkiego tego, co identyfikuje osobę.

Efektem jest, że w niektórych szpitalach nie przyczepiano imienia i nazwiska do rączek noworodków. Czyli już nie wiadomo, czy czasem nie zamieniono tych dzieci, bo przecież ktoś mógł źle w komputer wpisać numerek, jaki nadano...
Zapisanie się do lekarza, wywołanie pacjenta z korytarza, stało się problemem zagrożonym karą, jesli zrobi się coś nie tak, jak sobie to ktoś tam pomyślał.
Już nie wiadomo właściwie, czy wolno jest mieć notes z telefonami...

Tak sobie myślę, że może pójść z tą ochroną danych dalej. Bo np. na książkach bezczelnie podawane są nazwiska autorów. Może powinny być wyłącznie pseudonimy?...
A może w ogóle zakazać używania nazwisk?...
- to by mogło rozwiazać ten problem, jaki się pojawił z ich ochroną. Może powinniśmy mieć numery (najlepiej zmieniane w losowy sposób co jakiś czas) i tylko nimi się jakoś identyfkować.
Jest tu oczywiście ten problem wizerunku. Tyle zdjęć smartfonami ludzie robią, zapisując wizerunki osób. Może należałoby zakazać fotografowania czegoś innego, niż krajobrazy bez osób?...

Ten lęk przed byciem rozpoznanym kojarzy mi się z księgą rodzaju i Adamem, który po zjedzeniu zakazanego owocu i przykryciu się częściowym, tłumaczy "jestem nagi, i ukryłem się." Adam UKRYŁ SIĘ, bo czuł się nagi, czyli wystawiony na widok publiczny, czyli sam fakt widoczności Adama na zewnątrz stał się problemem.
Warto tu zadać pytanie: DLACZEGO W OGÓLE BYCIE WIDOCZNYM I ROZPOZNAWALNYM MIAŁOBY BYĆ CZYMŚ PROBLEMATYCZNYM?

W swoim czasie, w książkach, ale tez i w tradycji mamy rodzaj kary zupełnie innego rodzaju - SKAZANIE NA ZAPOMNIENIE. Osoby niegodne, takie których nie chcemy pamiętać, skazywane były na wymazanie ich nazwisk, historii, osoby z rejestrów, z pamięci ludzkiej. Bo były kimś niewartym, aby o nich wspominać, aby je pamiętać.
Większość ludzi dzisiejszych czasów pewnie popiera ochronę danych osobowych. Ktos przecież może wziąć nasze nazwisko (jak je zna) i... użyć.
Zgroza! :shock: Oto ktoś będzie wiedział jak się nazywamy! :-> A potem to nasze nazwisko, nie wiadomo jak (poza kontrolą), nie wiadomo do jakiego celu zastosuje. Będziemy wobec tego, jak ten Adam w raju - nadzy, bezbronni. Powinniśmy się bać!...

Czy nie jest tu w ogóle zaszyty strach przed jestestwem? - Przed tym, że w ogóle jakoś wrzucono nas w ten świat, a my do końca nie wiemy, czy chcemy na nim być, czy może przeciwnie - chcielibyśmy sobie stać gdzieś w cieniu i tylko coś tam wrzucać ze swojej strony w ten obszar komunikacji, wzajemnych ocen, możliwych oskarżeń, wyciągnięcia o nas prawdy takiej czy innej (może takiej, do której nie chcemy się przyznać...)?...
Ten strach przed byciem rozpoznanym - czy czasem po prostu nie jest naszym LĘKIEM EGZYSTENCJALNYM. I to lękiem głęboko wpisanym w naturę, bo już ujawniającym się bezpośrednio po grzechu pierworodnym?

Dlaczego właściwie miałbym bać się tego, że będę rozpoznany, że moje nazwisko będzie znane?...
Dlaczego?...
A może właśnie powinno być odwrotnie! - Mam nazwisko, imię, wiem skąd jestem i z dumą je noszę. Weźcie, bierzcie, używajcie mojego nazwiska, bo m.in. o to właśnie chodzi, aby być kimś rozpoznawalnym, być w społeczności po prostu KIMŚ!
Dlaczego miałbym wstydzić się tego, co mnie pozwala rozpoznawać?
To tak wiele mam do ukrycia, to takim kimś nędznym jestem?...
A może tylko sam w to uwierzyłem, że powinienem się schronić za nierozpoznwalnością, czyli nie stać mnie na odkrycie przyłbicy?...
Tak sobie pytam, bo sprawa jest mocno egzystencjalna, filozoficzna. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:49, 02 Sie 2018    Temat postu:

Jak dla mnie to ktoś na siłę chce nas chronić przed nami samymi, koniecznie ukrywać nasze dane, a równocześnie większość ludzi chce być kimś znanym, sławnym , ale tylko dobrym znaczeniu - wtedy wszystko ok, ale gdy chodzi o możliwość krytyki to już trzeba bronić i chronić tożsamość i w pewnych wypadkach jest to sensowne i zrozumiałe, np zasada domniemanej niewinności sprawia że należy chronić dane osób o coś posądzanych, bo mimo uniewinnienia gdyby stały się znane ich życie mogłoby być zamienione w koszmar. Tylko czy taka ochrona jest potrzebna każdemu i zawsze?
Może po prostu technika dała nam możliwości których jeszcze nie ogarniamy i dlatego co niektórzy kombinują jak w takiej sytuacji zachować prywatność aby znaleźć złoty środek między ochroną prywatności a faktem że jesteśmy istotami społecznymi? Po prostu możliwości kreowania wizerunku wzrosły w niesamowitym tempie dając wiele dobrego, ale i niosąc pewne zagrożenia, tylko zamiast zdrowej edukacji i wprowadzania sensownych praktycznych rozwiązań tworzy się kolejne akty prawne, których interpretacje bywają absurdalne ...

Chcemy się czuć bezpiecznie, ale tak się składa że słowo to wywodzi się od 'bez pieczy, bez opieki', a nie od 'otoczeni całkowitą opieką' , bezpieczna jestem wtedy gdy nie potrzebuję opieki a nie gdy ktoś mnie ochrania nawet wbrew mojej woli.

Stosując środki ochrony danych w sumie tylko podkreślamy fakt istnienia zagrożenia , nikt nie mówi o eliminacji zagrożenia tylko o ochronie przed zagrożeniami, to jakby zamiast próbować zlikwidować groźnego wirusa zwiększając odporność budować wokół ludzi izolatki - pytanie tylko czy przez taki pobyt w izolatkach lokatorzy nie stracą odporności wobec wcześniej niegroźnych patogenów?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31047
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:19, 02 Sie 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Stosując środki ochrony danych w sumie tylko podkreślamy fakt istnienia zagrożenia , nikt nie mówi o eliminacji zagrożenia tylko o ochronie przed zagrożeniami, to jakby zamiast próbować zlikwidować groźnego wirusa zwiększając odporność budować wokół ludzi izolatki - pytanie tylko czy przez taki pobyt w izolatkach lokatorzy nie stracą odporności wobec wcześniej niegroźnych patogenów?

Racja.
A jest jeszcze inny aspekt sprawy.
Zadajmy sobie dość banalne pytanie: po co w ogóle mamy imię i nazwisko?
- Banalne, każdy odpowie: po to, aby się identyfikować, wyróżniać z tłumu. Teraz jakaś grupa "obrońców" stwierdza, że właśnie to po co nazwisko mamy, powinno być ograniczone. Może więc powinniśmy uznać, że samo wyróżnianie się, samo bycie sobą jest jakoś niebezpieczne? Może powinniśmy się mentalnie pogodzić z tym, że nie mamy mieć indywidualności, jesteśmy tłumem i niczym więcej?
Gdzieś tu w tle pobrzmiewa teza mocno absurdalna (ściślej: doprowadzone do absurdu, przeciwieństwa sensu), czyli rozumowanie: skoro coś jest nasze, to powinniśmy to kontrolować, panować nad tym, a przecież jak powiemy komus swoje imię i nazwisko, to już nie będziemy mogli kontrolować, czy ktoś tego nazwiska nie użyje, nie powie, coś o nas.
To taki dość ogólny kierunek mentalny - powiększanie władzy i "własności". Myślenie w stylu: jak coś jest moje, to moge na tym zasiąść, powinienem to trzymać w garści i nie dać tego obcym. A tu mamy swoje imiona i nazwiska, które są niby nasze - w końcu nas identyfikują. Ale jednocześnie inni ich używają, tworząc w ten sposób konsekwencje także dla nas - "wywołując nas" bez pytania się i zgody. To coś nie tak! - tak pewnie krzyczy "poczucie sensowności" w umyśle kogoś, kto wytyczył sobie kierunek na własność i kontrolę swojego stanu posiadania.

tu jest problem dość głęboko filozoficzny...
Pytanie o posiadanie, o bycie kimś, kontrolę. Na ile powinniśmy oczekiwać (od siebie), że będziemy kontrolować to, co stało się naszym udziałem, nawet jest naszym wytworem. Kapitalizm wzmaga mentalnie myślenie "własnościowe" - jak najwięcej mieć, kontrolować to, czerpać z tego profity. Ludzie emocjonalnie odmieniają w swoim myśleniu przez wszystkie możliwe przypadki ten aspekt "mojości" - mój dom, moja rodzina, pieniądze, nieruchomości i w końcu moje nazwisko. Co moje - to będę kontrolował. W końcu po to jest moje, abym to trzymał w garści...
Tymczasem gdzieś tu brakuje tych dość elementarnych refleksji:
- na ile mam szanse kontrolę rzeczywiście utrzymać?
- czy nie krzywdzę innych, czy moją kontrolą (np. nad rodziną) nie odbieram własności i godności bliskim mi ludziom?
- czy w ogóle powinienem to wszystko kontrolować? - tak jak z tym nazwiskiem, które z jednej strony jest "moje", ale z drugiej przecież służy dokładnie przeciwnemu owej kontroli celowi, tzn. reprezentuje nas mentalnie, abyśmy "odeszli od siebie", aby nas nazywano, komentowano to, co z nami jest związane, aby żyło już niezależnie od nas. Bo taka jest natura społeczeństwa, które obraca mentalnie osobami w postaci symboli (na podobieństwo pojęć).
Poza tym owa kontrola i tak jest dość iluzoryczna - kontrolujemy pewne aspekty, innych nawet nie podejrzewamy, że są. Czy w ogóle to "posiadamy siebie"?

Mój wniosek: całe to zamieszanie z RODO może być fajnym impulsem do mentalnego rozliczenia się z naszych pragnień i oczekiwań względem tego, do czego warto w życiu dążyć, jakie aspekty naszego jestestwa, kontroli nad światem i tym co w nas, warto jest zwiększać, a jakie pozostawić może poza pragnieniem kontroli?...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 17:53, 02 Sie 2018, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:20, 03 Sie 2018    Temat postu:

Dla mnie z przesadną ochroną swojej własności jest jak z domem. Dom jest mój - to moja własność i mogę go chronić przed światem, ogrodzić wysokim murem zwieńczonym drutem kolczastym pod napięciem i nikogo nie wpuszczać , bo jeszcze mi ktoś coś zabierze - tylko czy to mi daje bezpieczeństwo ,czy właśnie potęguje strach i zwiększa szansę że ktoś niepowołany mi tam wlezie? Bo mogę zrobić odwrotnie, zostawić ładny niski żywopłot, wpuszczać rodzinę i znajomych, mieszkać z zaufanymi ludźmi którzy szanują moją własność i jako że ciągle ktoś tam jest szanse że złodziej wejdzie w trakcie imprezy nie są wielkie , a nawet jak wejdzie to co wyniesie i czy uda mu się to przywłaszczyć gdy Ci wszyscy ludzie których wpuszczałam do domu wiedzą że to jest moje?

Kontrola dla mnie jest przeciwieństwem wolności i spontaniczności, a jedyna sensowna kontrola to samokontrola, gdy to ja decyduję się próbować kontrolować jakieś aspekty siebie i jest to dobrowolna decyzja wypływająca z przekonania że takie działanie pomoże mi w realizacji mojego celu. Narzucenie komuś kontroli to równocześnie narzucanie mu celu, a skąd ja mam niby wiedzieć jaki cel będzie dla kogoś najlepszy? Równocześnie narzucając komuś kontrolę przejmujemy za niego odpowiedzialność - ma to sens w przypadku dzieci, którym brakuje umiejętności, ale celem wychowania nie jest wieczne chronienie i kontrolowanie dzieci, a przygotowanie ich do wzięcia odpowiedzialności za własne życie w swoje ręce.

Jestem za tym aby państwo gwarantowało nam wolność, chroniło przed bezprawnym zabieraniem nam tego co słusznie nam się należy, co sami uczciwie wypracowaliśmy, ale osobiście wolę zaryzykować utratę czegoś - choćby danych osobowych niż wolności, bo jest ona dla mnie cenniejsza, ale tu dochodzimy do problemu hierarchii wartości i wmawiania ludziom że świat jest groźny i najważniejsze jest bezpieczeństwo, nawet kosztem wolności czy szczęścia...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31047
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:23, 03 Sie 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Kontrola dla mnie jest przeciwieństwem wolności i spontaniczności, a jedyna sensowna kontrola to samokontrola, gdy to ja decyduję się próbować kontrolować jakieś aspekty siebie i jest to dobrowolna decyzja wypływająca z przekonania że takie działanie pomoże mi w realizacji mojego celu. Narzucenie komuś kontroli to równocześnie narzucanie mu celu, a skąd ja mam niby wiedzieć jaki cel będzie dla kogoś najlepszy? Równocześnie narzucając komuś kontrolę przejmujemy za niego odpowiedzialność - ma to sens w przypadku dzieci, którym brakuje umiejętności, ale celem wychowania nie jest wieczne chronienie i kontrolowanie dzieci, a przygotowanie ich do wzięcia odpowiedzialności za własne życie w swoje ręce.

Racja. Myślę bardzo podobnie.
Dla mnie było pewnym odkryciem poukładanie sobie tego w umyśle. Dziś za dobry mój "osobisty obyczaj" uważam... kontrolowanie swoich prób kontroli. :rotfl: Nieraz, gdy próbuję na coś wpływać bezpośrednio, stawiam sobie pytanie: czy na prawno to jest potrzebne? A właściwie, jeśli to inni zadecydują, inni zrobią po swojemu, to będzie gorzej?
W latach młodości było inaczej - w sposób naturalny próbowałem zwiększać swoja kontrolę (może jakimś tyranem to nie byłem, ale wydawało mi się, że tę kontrolę zwiększać powinienem). Dziś przede wszystkim próbuję doskonalić kontrolę nade mną samym - czyli samokontrolę. Rzeczy świata kontroluję w stopniu ograniczonym preferując raczej wpływanie na świadomość, na dojrzewanie decyzji w czyichś umysłach, niż bezpośrednie wpływania na czyjąś wolę. Lepiej jest naświetlać sprawę komuś, dając mu więcej danych do podjęcia własnej decyzji, niż wykonywać coś za niego. Bo ja i tak wiem, co wiem, jak coś (zakładając, że mam rację) wykonam w zgodzie z sensem, to po prostu tylko potwierdzę to, co jest oczywiste. Za to jak ktoś, dzięki mojemu wyjaśnieniu zrozumie sprawę, wykonując coś dobrze, mając jakąś z tego zasługę, to więcej dobra na świecie będzie się działo. Przy czym ważne jest jeszcze, aby to rzeczywiście była jego decyzja, czyli aby ja nie manipulował, ale uczciwie przedstawiał okoliczności, nie robiąc żadnych zmyłek, zwodów, ukrywania ważnych rzeczy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:52, 04 Sie 2018    Temat postu:

Właśnie chyba na tym polega problem że wielu ludzi woli próbować kontrolować innych, otoczenie, niż samych siebie - niech otoczenie dopasuje się do mnie, przecież ja nie będę się kontrolować, bo liczy się tylko spontaniczność i wolność. Oczywiście wolność jest ważna i to bardzo ważna z tym że każdy ma do niej prawo i wówczas mamy prawo decydować tylko i wyłącznie o sobie i jeśli mamy potrzebę kontroli to nie ma wyjścia - kontrolować można tylko siebie, plus w dostosowanym do wieku i potrzeb opiekun ma prawo kontrolować dzieci, ale równocześnie bierze na siebie odpowiedzialność, którą stopniowo powinien oddawać.
Głupota polega na tym że co niektórzy chcą kontrolować innych ,ale brać za to odpowiedzialność już nie , ale to idzie w parze - zarówno wolność jak i kontrola wiążą się z odpowiedzialnością. Układ wolność dla mnie, kontrolowanie innych a odpowiedzialność po ich stronie to patologia na maxa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31047
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:54, 09 Sie 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Właśnie chyba na tym polega problem że wielu ludzi woli próbować kontrolować innych, otoczenie, niż samych siebie - niech otoczenie dopasuje się do mnie, przecież ja nie będę się kontrolować, bo liczy się tylko spontaniczność i wolność. Oczywiście wolność jest ważna i to bardzo ważna z tym że każdy ma do niej prawo i wówczas mamy prawo decydować tylko i wyłącznie o sobie i jeśli mamy potrzebę kontroli to nie ma wyjścia - kontrolować można tylko siebie, plus w dostosowanym do wieku i potrzeb opiekun ma prawo kontrolować dzieci, ale równocześnie bierze na siebie odpowiedzialność, którą stopniowo powinien oddawać.
Głupota polega na tym że co niektórzy chcą kontrolować innych ,ale brać za to odpowiedzialność już nie , ale to idzie w parze - zarówno wolność jak i kontrola wiążą się z odpowiedzialnością. Układ wolność dla mnie, kontrolowanie innych a odpowiedzialność po ich stronie to patologia na maxa.

Jest jeszcze jeden aspekt owej głupoty - W OSTATECZNYM ROZRACHUNKU ona się nie opłaci także temu, kto tak sobie ceni ową "wolność i spontaniczność". Gdy ów ktoś zapozna się (kiedyś może) z konsekwencjami, z prawdziwym obrazem tego co wywołał, jak działał, to bardzo często uzna: ależ ja głupi wtedy byłem! I na dodatek: kompletnie nie o to mi chodziło!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:32, 09 Sie 2018    Temat postu:

Wiesz, bo gdyby każdy wiedział że to on tym co robi ( myśli ,słowa, czyny, emocje - wszystko) dosłownie kreuje świat w którym przyjdzie mu żyć, że liczy się tylko jego stanowisko a reszta się stopniowo , aby nie łamać reguł gry, które się samemu ustaliło dopasuje to wiedząc że gdy koncentrują się na ochronie, siebie, budowaniu murów obronnych - system gry dopasuje do tego grafikę :P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31047
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 1:12, 10 Sie 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Wiesz, bo gdyby każdy wiedział że to on tym co robi ( myśli ,słowa, czyny, emocje - wszystko) dosłownie kreuje świat w którym przyjdzie mu żyć, że liczy się tylko jego stanowisko a reszta się stopniowo , aby nie łamać reguł gry, które się samemu ustaliło dopasuje to wiedząc że gdy koncentrują się na ochronie, siebie, budowaniu murów obronnych - system gry dopasuje do tego grafikę :P

Jezus umierając na krzyżu mówi o swoich oprawcach słowa (kierowane do Boga - Ojca) "przebacz im, bo nie wiedzą co czynią". To jest co prawda jakaś bardzo skrajna (desperacka) metoda na usprawiedliwienie, ale jakąś jest. Lepiej by było, abyśmy "wiedzieli co czynimy", wtedy bylibyśmy wolni. Jeśli już ktoś nie potrafi być wolny, to przynajmniej powinien to zrozumieć, jak nisko upadł, przynajmniej niech zdobędzie pokorę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
juki




Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 16:58, 02 Wrz 2018    Temat postu:

Czuję się wolny i nie mam obawy pisać pod własnym Imieniem i Nazwiskiem. Tak zrobiłem po doświadczeniu na własnej osobie, żę używanie pseudonimu w sieci jest złudną pokusą bylejakości wpisów. Bardzo łatwo jest rozszyfrować kto i skąd pisze. Tłumaczyłem sie w Sądzie z wpisu, który choć prawdziwy zdemaskował niecne zachowanie obrażonego.
Ponieważ RODO wspiera złudzenie anonimowości, więc od pewnego czasu podpisuję się nie juki, a Zdzisław Wieczorek. Myślę, że teraz unikam pokusy bezceremonialnego krytykowania na (Fejsbuku). Ale czasem mam wrażenie, że przez to RODO jestem bardziej narażony na oszustwa, bo np Skype żądał ode mnie pozwolenia rodziców i albo ksero dowdu osobistego, albo karty kredytowej. Ale się uśmiałem, gdy ciągle ponawiano pytanie o pozwolenie rodziców.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:32, 02 Wrz 2018    Temat postu:

Juki poruszyłeś ważną kwestię - poczucie wolności i bezpieczeństwa będąc sobą.

Gdy się siebie akceptuje, ma świadomość swoich mocnych i słabych stron, bierze się odpowiedzialność za siebie i swoje życie to nie potrzeba ustaw typu RODO, bo nie potrzebuje się złudzenia anonimowości. Po prostu jest dobrze być sobą.

Z tym że aby się zaakceptować trzeba nauczyć się że błędy i głupoty po prostu się robi i będzie się robiło, można kombinować aby było ich mniej, ale one i tak będą. Przezwyciężenie zakodowanego w procesie edukacji poglądu że błąd i niewiedza to coś złego nie jest łatwe, ale zwyczajnie się opłaca, bo to nie błąd jest zły a tkwienie w nim mimo kolejnych możliwości weryfikacji i poprawy, robienie w kółko tych samych głupot.

Gdy się ma poczucie pełnej odpowiedzialności za swoje życie oraz świadomość wpływu na życie innych dąży się do tego aby krytyka jeśli się pojawia była konstruktywną krytyką, a dyskusja polegała się na wymianie poglądów, dążeniu do zrozumienia innych punktów widzenia a nie atakowaniu poglądów innych.

Co do RODO i wcześniejszych genialnych rozwiązań to już nie mogę się doczekać mnóstwa bezsensownych zgód i pozwoleń jak się zacznie rok szkolny, typu: zgadzam się na robienie i publikację w gazetce szkolnej zdjęć mojego dziecka, zgadzam się aby dziecko mogło otrzymywać darmowe mleko , owoce i warzywa...
Może zapytają czy pozwalam aby moje dziecko można było ładnie poprosić aby zeszło z ławki i nie rzucało w innych kredkami czy jednak w takiej sytuacji dzwonić do rodziców aby nie stresować małolata okrutną krytyką jego zachowań ;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:12, 02 Wrz 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Juki poruszyłeś ważną kwestię - poczucie wolności i bezpieczeństwa będąc sobą.

Gdy się siebie akceptuje, ma świadomość swoich mocnych i słabych stron, bierze się odpowiedzialność za siebie i swoje życie to nie potrzeba ustaw typu RODO, bo nie potrzebuje się złudzenia anonimowości. Po prostu jest dobrze być sobą.

Z tym że aby się zaakceptować trzeba nauczyć się że błędy i głupoty po prostu się robi i będzie się robiło, można kombinować aby było ich mniej, ale one i tak będą. Przezwyciężenie zakodowanego w procesie edukacji poglądu że błąd i niewiedza to coś złego nie jest łatwe, ale zwyczajnie się opłaca, bo to nie błąd jest zły a tkwienie w nim mimo kolejnych możliwości weryfikacji i poprawy, robienie w kółko tych samych głupot.

Gdy się ma poczucie pełnej odpowiedzialności za swoje życie oraz świadomość wpływu na życie innych dąży się do tego aby krytyka jeśli się pojawia była konstruktywną krytyką, a dyskusja polegała się na wymianie poglądów, dążeniu do zrozumienia innych punktów widzenia a nie atakowaniu poglądów innych.

Co do RODO i wcześniejszych genialnych rozwiązań to już nie mogę się doczekać mnóstwa bezsensownych zgód i pozwoleń jak się zacznie rok szkolny, typu: zgadzam się na robienie i publikację w gazetce szkolnej zdjęć mojego dziecka, zgadzam się aby dziecko mogło otrzymywać darmowe mleko , owoce i warzywa...
Może zapytają czy pozwalam aby moje dziecko można było ładnie poprosić aby zeszło z ławki i nie rzucało w innych kredkami czy jednak w takiej sytuacji dzwonić do rodziców aby nie stresować małolata okrutną krytyką jego zachowań ;)
Spokojnie Ircia, my te zgody na oczywistosc mamy od dawna. Wlasnie mlodszy Syn zaczal nauke w elitarnym technikum w innym miescie i tych zgod musialam podpisac multum nawet na to, ze bedzie sie uczyl jezyka angielskiego, matematyki, historii, biologii, informatyki, biotechnologii, etc. Wlacznie, ze jak bedzie bolala go glowa, to pielegniarka moze Mu podac tabletke przecibolowa.

Pieknie opisalas fenomen samoakceptacji. To dar spojrzenia na siebie z empatia i postrzeganie aspektow osobowosci ktore krzywdza innych w celu skorygowania ich. To wyzwolenie sie z ucisku emocji, ktore nie uaktywniane przez podswiadomosc powoduja, ze czlowieka daruje sobie wolnosc od zyciowych roszczen. To cos jak Sciezka Osmioraka w Buddyzmie - sciezka cnotliwego zycia i nie chodzi o cnote w aspekcie intymnym. :wink: :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31047
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:01, 02 Wrz 2018    Temat postu:

juki napisał:
Czuję się wolny i nie mam obawy pisać pod własnym Imieniem i Nazwiskiem. Tak zrobiłem po doświadczeniu na własnej osobie, żę używanie pseudonimu w sieci jest złudną pokusą bylejakości wpisów. Bardzo łatwo jest rozszyfrować kto i skąd pisze. Tłumaczyłem sie w Sądzie z wpisu, który choć prawdziwy zdemaskował niecne zachowanie obrażonego.
Ponieważ RODO wspiera złudzenie anonimowości, więc od pewnego czasu podpisuję się nie juki, a Zdzisław Wieczorek. Myślę, że teraz unikam pokusy bezceremonialnego krytykowania na (Fejsbuku).

Od dawna uważam coś podobnego. Łącznie z tym, aby nie pisać zbyt swobodnie, nie oskarżać za łatwo.
Ludzie chcą się ukrywać, aby czuć się bezpieczniej. Takie poszukiwanie bezpieczeństwa jest jednak samo z siebie oznaką lęku. Mocarz nie kryje się z tym kim jest, co robi, jakie jest jego zdanie. To zalękniony słabeusz, najchętniej by coś robił udając, że go nie ma, że jakiś figurant - awatar jest na jego miejscu, czyli że nic mu nikt nie zrobi. Mocarz wie, że mu nikt nic nie zrobi, bo jest mocarzem. Warto wyjść ze swojego lęku, stawać się mocarzem. Do tego trochę pomocne może być pisanie pod własnym nazwiskiem. W końcu nie po to je nosimy, aby się go wstydzić.
Ale jeśli ktoś się wstydzi swojego nazwiska, albo wstydzi się możliwości jego ujawnienia, to powstaje pytanie, czy czasem nie powinien się wstydzić jeszcze bardziej - np. tego jak wygląda, co lubi jeść, jakie ma poglądy na jakiś temat. Od tego ukrywanie się z nazwiskiem ludzie zostali popchnięci w stronę lęku i wstydu, ukrywania jakichś aspektów siebie.
Kiedyś w domach wisiały listy lokatorów. I nie było lęku, że Kowalski spod numeru 12 może z powodu tego, że wiadomo jakie ma nazwisko, nagle coś tam straci. I rzeczywiście właściwie nikt nie tracił (wyjątki się mogły zdarzyć, ale przypuszczam, że straty z powodu poznania przez kogoś nazwiska nie przekraczają tych, z powodu, że tego nazwiska się NIE znało - bo np. sąsiad nie mógł poinformować służb medycznych pytających o nazwisko, aby sprawdzić, czy ktoś nieprzytomny nie jest uczulony na podawany lek).
Nazwisko PO TO POWSTAŁO aby się nim identyfikować. Ktoś dzisiaj wymyślił, że identyfikacja to coś niewłaściwego. Z resztą jakby ludzie mieli numery, a nie nazwiska to też by się je ukrywało (tak jak numer PESEL dzisiaj przy RODO).
Człowieku wstydź się i bój kim jesteś. Powinieneś czuć się słaby i zagrożony, a najlepiej jest, jak się czujesz osłabiony tym, że jest szczery, odważny, jawnie ogłaszający kim jesteś...
Taki jest kierunek tego lęku - osłabić siłę świadomości, osłabić człowieka, uczynić go skupionego na myśleniu o tym co to złego może się stać, gdy ów człowiek okaże się sobą. Wizja ta dla mnie jawi się jako z lekka szatańska. :(
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:37, 03 Wrz 2018    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Spokojnie Ircia, my te zgody na oczywistosc mamy od dawna. Wlasnie mlodszy Syn zaczal nauke w elitarnym technikum w innym miescie i tych zgod musialam podpisac multum nawet na to, ze bedzie sie uczyl jezyka angielskiego, matematyki, historii, biologii, informatyki, biotechnologii, etc. Wlacznie, ze jak bedzie bolala go glowa, to pielegniarka moze Mu podac tabletke przecibolowa.

Tak naprawdę ja rozumiem sens tych wszystkich zgód, natomiast irytuje mnie jedno - na lekcje religii nie udzielam zgody i muszę podpisać papierek że się nie zgadzam gdyż jestem w mniejszości, więc skoro na wiele rzecz zgadza się dosłownie 100% więc nie powinno być problemu z tym aby po prostu tylko osoba która zgody nie wyraża drukowała sobie z strony szkoły stosowny druczek niezgody i przekazała do szkoły - było by to dużo bardziej komfortowe dla każdej ze stron, skoro z religią się da to dlaczego nie z resztą? Choć pewnie pójdzie to w drugą stronę i po porostu pojawią się druczki zgody na religię, a etyki jak na normalnych warunkach nie było tak nie będzie...


Cytat:
Pieknie opisalas fenomen samoakceptacji. To dar spojrzenia na siebie z empatia i postrzeganie aspektow osobowosci ktore krzywdza innych w celu skorygowania ich. To wyzwolenie sie z ucisku emocji, ktore nie uaktywniane przez podswiadomosc powoduja, ze czlowieka daruje sobie wolnosc od zyciowych roszczen. To cos jak Sciezka Osmioraka w Buddyzmie - sciezka cnotliwego zycia i nie chodzi o cnote w aspekcie intymnym. :wink: :*

Dotarło do mnie że inaczej rozumiem słowo 'fenomen' niż ty, zapewne przez to że w języku polskim i angielskim występuje w praktycznie takiej samej formie ale ma inne znaczenie.
Co do dyktatury emocji to sprawa jest dość paradoksalna moim zdaniem, gdyż zarówno pozwalanie im na całkowite kierowanie zachowaniem jak i próby sterowania nimi są skazane na porażkę.
Dopiero gdy emocje zacznie się traktować jak znaki informacyjne które świadomość ma prawo ( wręcz obowiązek) wykorzystywać na swoją korzyść pojawia się prawdziwa wolność i samoakceptacja, choć osobiście ciągle uczę się tej sztuki, gdyż u mnie emocje potrafią być jednego dnia całkowicie wytłumione a innego podkręcone do granic absurdu. Kiedyś sobie z tym nie radziłam, ale udało mi się zaakceptować tą cechę mojego mózgu a nawet czerpać z tego pewne korzyści. Może pomoże mi to w planowanym napisaniu 'podręcznika obsługi umysłu' w sposób prosty i praktyczny, co wymaga konkretnego olania precyzji i wiedzy teoretycznej równocześnie z niej korzystając i korzystania z różnistych metafor.
W sumie dalej liczę że coś takiego na oczekiwanym przeze mnie poziomie już ktoś napisał...

Cytat:
Człowieku wstydź się i bój kim jesteś. Powinieneś czuć się słaby i zagrożony, a najlepiej jest, jak się czujesz osłabiony tym, że jest szczery, odważny, jawnie ogłaszający kim jesteś...
Taki jest kierunek tego lęku - osłabić siłę świadomości, osłabić człowieka, uczynić go skupionego na myśleniu o tym co to złego może się stać, gdy ów człowiek okaże się sobą. Wizja ta dla mnie jawi się jako z lekka szatańska.


Podobnie to widzę, wstyd ma sens gdy wstydzimy się konkretnego czynu i skłania nas to do naprawy/ zadośćuczynienia i/lub unikania tego w przyszłości. Wstydzenie się samego siebie to paranoja, którą niestety nakręcają przepisy oraz to jak zazwyczaj ludzie interpretują to co słyszą w kościele, gdzie więcej mówi się o grzeszności i braku godności człowieka niż akcentuje to że mamy godność której nigdy nie stracimy, a tym samym nie musimy jej tak usilnie bronić. Żadne śmieszne zachowanie nie jest poniżej mojej godności i mi jej nie obniży więc mogę czuć się swobodnie a uczucie wstydu pojawia się tylko wówczas gdy informuje mnie o tym że kogoś skrzywdziłam ,że odebrałam mu jego dobrze pojmowaną wolność. Nie wstydzę się gdy ktoś się obraża bo powiedziałam to co myślę w sposób możliwie nieagresywny a ten ktoś zwyczajnie nie ma za grosz dystansu do siebie.

Co do nazwiska generalnie go nie używam poza sytuacjami urzędowymi i się z nim nie identyfikuję, jest dla mnie czymś takim jak pesel czy numer dowodu osobistego, czymś nieosobistym.
Pewne przywiązanie mam do mojego imienia w wersji Ircia/Irka oraz ewentualnie do ksywki Lilith która latami zastępowała mi imię, jest moim drugim imieniem którego rodzice mi nie dali ;)

Wydaje mi się że ogólnie brak akceptacji tego kim się jest teraz jest bardzo kłopotliwy i wymusza na wielu osobach próby udawania że są inni niż są, ma to pewien sens przy dążeniu do osiągnięcia lepszego 'ja', ale i tak wymaga to akceptacji stanu aktualnego, przyznania się przed sobą że jest jak jest, było jak było a zmienić mogę to co będzie.

Wielu ludzi z którymi pracuję dziwi fakt że otwarcie z nimi rozmawiam o mojej przeszłości że się tego nie wstydzę, że powinnam się wstydzić niechlubnej przeszłości, ale skoro już tego nie robię, skoro wyciągnęłam wnioski na przyszłość , naprawiłam i ciągle naprawiam to co tego wymaga to dlaczego mam pielęgnować wstyd? Wstyd to nie kwiatek ale tabliczka informacyjna, nie powinna rosnąć z czasem...

Może problem polega na tym że ludzie nie chcą przeczytać i wykorzystać tego o czym taka tabliczka ich informuje i zamiast zostawić w przeszłości noszą ją ciągle z sobą i próbują czymś zakryć aby inni jej nie zobaczyli? I stąd te doprowadzone do absurdu naciski na prywatność. Uznanie że inni mogą zobaczyć tylko tą część mnie którą uważam za odpowiednią, nawet jeśli to tylko sztuczna fasada, bo gdy zobaczą jaka jestem to się ode mnie odwrócą? Jeśli komuś przeszkadza jaka jestem daję mu prawo aby pomógł mi to zmienić, jeśli mi też to przeszkadza i uważam taką zmianę za korzystną. Dzięki temu wskazywanie na moje słabe strony nie sprawia mi bólu, bo liczę że np. dla Ciebie też jest problemem to że nie potrafię się streszczać w wypowiedzi i wskażesz mi co z tym zrobić, a skoro nie przeszkadza, to po co mam to zmieniać - przynajmniej tu na śfini ?

Prawda jest taka że to co piszę i mówię robię praktycznie dla siebie, bo liczę na informację zwrotną jakakolwiek by nie była, a ubieranie kiełkujących myśli w słowa samo w sobie ma dla mnie wartość.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
juki




Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 19:54, 03 Wrz 2018    Temat postu:

Tylko ten się nie myli, KTO NIC NIE ROBI. - Ta dewiza pocieszała mnie w okresie młodzieńczym, kiedy szyderstwa rówieśników onieśmielały mnie przy zabieraniu głosu. W szkole robienie z kolegów czy koleżanek "ofiary klasowej" jest strasznym okrucieństwem i dość często kończy się tragicznie, albo odbija się na dalszym rozwoju, co może być przyczyną, że wolimy się czasem wypowiadać z ukrycia.
Zauważyłem jednak, że dzieci Świadków Jehowy najczęściej potrafią znieść swoją "inność", bo mają wyższy cel i przekonanie ugruntowane bo potwierdzone dobrowolnym, świadomym chrztem. Może wzorem jest Jezus, a także przykład tych braci, którzy w obozach koncentracyjnych woleli "Znosić zło, a nie czynić".


Ostatnio zmieniony przez juki dnia Pon 19:57, 03 Wrz 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin