Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Przerażający obraz Boga ortodoksyjnej wiary
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 78 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 1:23, 09 Paź 2025    Temat postu: Przerażający obraz Boga ortodoksyjnej wiary

Trafiłem na pewnej katolickiej stronce na taki komentarz osoby wierzącej:

Cytat:
Bez łaski Bożej i Sakramentów Świętych nic nie jesteśmy w stanie zrobić i idziemy na wieczne zatracenie, więc: Tak, Nie mogę być dobry bez Pana Boga, mało tego my żyjemy mimo grzechu pierworodnego tylko i wyłącznie z miłosierdzia bożego, bo Bóg utrzymuje nas przy życiu, mimo, że za najmniejszy grzech wobec Boga karą jest śmierć.


I jestem pewny, że z tego opisu nie wynika Bóg miłości i dobroci. Wydaje mi się, że stoi za tym następująca intencja: jeśli maksymalnie człowiek poniży siebie i przyjmie odpowiedzialność za całe zło kosmosu, to w sposób doskonały wywyższy i czcić będzie Boga.
No, ale zastanawiająca jest też tu ta logika Boga ortodoksyjnie wierzących ludzi. To cud, że Bóg w ogóle okazuje człowiekowi jakiś rodzaj przychylności i że jest gotów, co prawda pod bardzo ścisłymi i wygurowanymi warunkami, ale jednak, przyjąć człowieka do nieba zamiast od razu skazać go na wieczne cierpienia, które człowiek rzecz jasna wybiera sobie sam. Bo przecież Bóg ortodoksów nikogo do piekła niesprawiedliwie nie zsyła. Ludzie sami się tam pchają, a Bóg robi wszystko, co może, aby tak się nie stało.

A może się mylę i źle rozumiem ortodoksyjną wiarę? Jaki pomysł na ten świat ma Bóg wiary ortodoksyjnej i w jakiej relacji jest on do człowieka? :think:


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Czw 1:24, 09 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16313
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 5:13, 09 Paź 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Wydaje mi się, że stoi za tym następująca intencja: jeśli maksymalnie człowiek poniży siebie i przyjmie odpowiedzialność za całe zło kosmosu, to w sposób doskonały wywyższy i czcić będzie Boga.


Ależ błąd. Człowiek nie jest powołany do tego, by „przyjmować odpowiedzialność za całe zło kosmosu”. To jest grzech, który przyszedł na świat przez upadek pierwszych ludzi, a nie nasza własna zasługa, nie nasza osobista odpowiedzialność do dźwigania całego zła świata na własnych barkach. Biblia mówi jasno: „Przeto każdy z nas zda sprawę z samego siebie Bogu” (Rz 14,12), ale nie że mamy sami na sobie nosić ciężar całego grzechu. Właśnie Chrystus na krzyżu wziął na siebie ten ciężar – „On samego siebie wydał za nas, aby nas odkupić od wszelkiej nieprawości” (Tt 2,14). To On bierze na siebie nasze winy, nie my mamy się poniżać do takiego poziomu samobiczowania

Katolikus napisał:
No, ale zastanawiająca jest też tu ta logika Boga ortodoksyjnie wierzących ludzi.


To jest typowa protekcjonalna i lekceważąca postawa wobec wiary innych ludzi. Nie masz prawa lekceważąco nazywać czyjąś wiarę „logiką”, jak sam nie rozumiesz jej ani nie masz do tego żadnej podstawy

Katolikus napisał:
To cud, że Bóg w ogóle okazuje człowiekowi jakiś rodzaj przychylności i że jest gotów, co prawda pod bardzo ścisłymi i wygurowanymi warunkami, ale jednak, przyjąć człowieka do nieba zamiast od razu skazać go na wieczne cierpienia,


Cud? Nie, to jest Jego nieskończona łaska i miłosierdzie, a nie jakiś przypadek. „Łaska bowiem Boża objawiła się zbawienna dla wszystkich ludzi” (Tt 2,11). Bóg nie ma obowiązku nikogo zbawiać, bo wszyscy zasłużyliśmy na potępienie, ale On w swej dobroci otwiera drzwi zbawienia przez wiarę i nawrócenie. „Kto wierzy i ochrzczony zostanie, ten będzie zbawiony” (Mk 16,16). Warunki zbawienia nie są „wygurowane”, tylko są wyrazem Bożej sprawiedliwości i miłości jednocześnie

Katolikus napisał:
które człowiek rzecz jasna wybiera sobie sam.


Człowiek ma wybór, ale nie w sposób absolutny, bo grzech pierworodny zniszczył tę wolność, a bez łaski Bożej nikt nie jest w stanie zrobić prawdziwego wyboru dobra. „Bez mnie nic uczynić nie możecie” (J 15,5). Człowiek sam z siebie skazany jest na grzech i śmierć (Rz 3,23), jednocześnie dzięki łasce ma siły się z tego podźwignąć na tyle, że wybór piekła jest przez niego wystarczająco dobrowolny

Katolikus napisał:
Bo przecież Bóg ortodoksów nikogo do piekła niesprawiedliwie nie zsyła.


To jest prawda, ale tylko jeśli zrozumie się Bożą sprawiedliwość i miłosierdzie razem. Bóg nie jest katem, który bez powodu karze, ale jest święty i sprawiedliwy, więc grzech musi być osądzony. „Nie bądźcie zatem bezbożni, lecz bojaźliwi” (2 Kor 7,1). Bóg daje człowiekowi szansę na nawrócenie, ale jeśli ktoś upiera się w grzechu, to ponosi konsekwencje. Nie ma czegoś takiego jak "Bóg ortodoksów". Ty po prostu nazywasz tak Boga Biblii, w którego zwyczajnie nie wierzysz. Wierzysz tylko w swojego pluszowego bałwana, który nie jest Bogiem Biblii. Twój pluszowy idol jest po prostu tobą. Jest projekcją twoich oczekiwań i zachcianek

Katolikus napisał:
Ludzie sami się tam pchają, a Bóg robi wszystko, co może, aby tak się nie stało.


Szydzisz, ale tak właśnie jest. „Wybierzcie dzisiaj, komu służyć będziecie” (Joz 24,15). Bóg wzywa do pokuty i nawrócenia, ale każdy człowiek sam decyduje. Tylko że bez łaski Bożej człowiek jest ślepy i niezdolny do dobrego wyboru (Ef 2,1-3)

Katolikus napisał:
A może się mylę i źle rozumiem ortodoksyjną wiarę?


Tak, jak najbardziej się mylisz i bardzo źle rozumiesz wiarę chrześcijańską. To nie jest żadna logika ograniczona czy sucha doktryna, to jest żywa relacja z Bogiem, która obejmuje Jego miłość, sprawiedliwość, miłosierdzie i świętość jednocześnie

Katolikus napisał:
Jaki pomysł na ten świat ma Bóg wiary ortodoksyjnej i w jakiej relacji jest on do człowieka?


Nie ma czegoś takiego jak "Bóg wiary ortodoksyjnej". Ty po prostu nazywasz tak Boga Biblii, w którego zwyczajnie nie wierzysz. Wierzysz tylko w swojego pluszowego bałwana, który nie jest Bogiem Biblii. Twój pluszowy idol jest po prostu tobą. Jest projekcją twoich oczekiwań i zachcianek. Wymyślasz chrześcijaństwo na nowo, które nie jest chrześcijaństwem. Twoja religia to neognoza New Age opakowana dla zmyłki w terminologię chrześcijańską. Na zewnątrz przypomina to chrześcijaństwo, ale w środku jest to totalnie antychrześcijańskie

Bóg stworzył świat z miłości (J 3,16), jest Stwórcą i Panem, który troszczy się o każdego człowieka (Ps 103,13). Relacja Boga do człowieka jest relacją Ojca do dziecka (Rz 8,15), pełną miłości, ale też wymagającą sprawiedliwości i świętości. Człowiek jest stworzony na obraz Boży (Rdz 1,27), więc jest powołany do życia w bliskości z Bogiem. Twoje spłycanie i pomniejszanie tego jest obrazą Bożej prawdy

Twoje wywody są pełne błędów, niekonsekwencji i niedouczenia teologicznego, które świadczą o powierzchownym rozumieniu Boga i Jego planu zbawienia. Jeśli ktoś chce prawdziwie zrozumieć Boga, musi zacząć od uznania Jego Objawienia, a nie własnych wymysłów i uprzedzeń, które zresztą i tak w większości bezmyślnie kopiujesz od Wujka i Dyszyńskiego


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pią 2:05, 10 Paź 2025, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 25514
Przeczytał: 101 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 6:14, 09 Paź 2025    Temat postu: Re: Przerażający obraz Boga ortodoksyjnej wiary

Katolikus napisał:
Trafiłem na pewnej katolickiej stronce na taki komentarz osoby wierzącej:

Cytat:
Bez łaski Bożej i Sakramentów Świętych nic nie jesteśmy w stanie zrobić i idziemy na wieczne zatracenie, więc: Tak, Nie mogę być dobry bez Pana Boga, mało tego my żyjemy mimo grzechu pierworodnego tylko i wyłącznie z miłosierdzia bożego, bo Bóg utrzymuje nas przy życiu, mimo, że za najmniejszy grzech wobec Boga karą jest śmierć.


I jestem pewny, że z tego opisu nie wynika Bóg miłości i dobroci. Wydaje mi się, że stoi za tym następująca intencja: jeśli maksymalnie człowiek poniży siebie i przyjmie odpowiedzialność za całe zło kosmosu, to w sposób doskonały wywyższy i czcić będzie Boga.
No, ale zastanawiająca jest też tu ta logika Boga ortodoksyjnie wierzących ludzi. To cud, że Bóg w ogóle okazuje człowiekowi jakiś rodzaj przychylności i że jest gotów, co prawda pod bardzo ścisłymi i wygórowanymi warunkami, ale jednak, przyjąć człowieka do nieba zamiast od razu skazać go na wieczne cierpienia, które człowiek rzecz jasna wybiera sobie sam. Bo przecież Bóg ortodoksów nikogo do piekła niesprawiedliwie nie zsyła. Ludzie sami się tam pchają, a Bóg robi wszystko, co może, aby tak się nie stało.

A może się mylę i źle rozumiem ortodoksyjną wiarę? Jaki pomysł na ten świat ma Bóg wiary ortodoksyjnej i w jakiej relacji jest on do człowieka? :think:



To myślenie Andy' ego. Bez Boga nie mogę być dobry.

A jeśli tak uważam to jestem pyszny.

Inni ortodoksi nawet nie próbują być dobrzy, bo Bóg najbardziej zbawia łotrów.
:wink: :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 78 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 2:27, 12 Paź 2025    Temat postu: Re: Przerażający obraz Boga ortodoksyjnej wiary

Katolikus napisał:
Trafiłem na pewnej katolickiej stronce na taki komentarz osoby wierzącej:

Cytat:
Bez łaski Bożej i Sakramentów Świętych nic nie jesteśmy w stanie zrobić i idziemy na wieczne zatracenie, więc: Tak, Nie mogę być dobry bez Pana Boga, mało tego my żyjemy mimo grzechu pierworodnego tylko i wyłącznie z miłosierdzia bożego, bo Bóg utrzymuje nas przy życiu, mimo, że za najmniejszy grzech wobec Boga karą jest śmierć.


I jestem pewny, że z tego opisu nie wynika Bóg miłości i dobroci. Wydaje mi się, że stoi za tym następująca intencja: jeśli maksymalnie człowiek poniży siebie i przyjmie odpowiedzialność za całe zło kosmosu, to w sposób doskonały wywyższy i czcić będzie Boga.
No, ale zastanawiająca jest też tu ta logika Boga ortodoksyjnie wierzących ludzi. To cud, że Bóg w ogóle okazuje człowiekowi jakiś rodzaj przychylności i że jest gotów, co prawda pod bardzo ścisłymi i wygurowanymi warunkami, ale jednak, przyjąć człowieka do nieba zamiast od razu skazać go na wieczne cierpienia, które człowiek rzecz jasna wybiera sobie sam. Bo przecież Bóg ortodoksów nikogo do piekła niesprawiedliwie nie zsyła. Ludzie sami się tam pchają, a Bóg robi wszystko, co może, aby tak się nie stało.

A może się mylę i źle rozumiem ortodoksyjną wiarę? Jaki pomysł na ten świat ma Bóg wiary ortodoksyjnej i w jakiej relacji jest on do człowieka? :think:


Byłem w sobotę na wieczornej mszy, a wtedy jest już czytana niedzielna Ewangelia. Starałem się świadomie przeżywać to jak msza jest odprawiana. Nie ulega wątpliwości, że w katolicyzmie obraz Boga jest dla mnie niezrozumiały. Bo z jednej strony głosi się, że Bóg jest miłością, ale to dlaczego na mszy możemy usłyszeć np. "prosimy cię, przyjmij nasze błagania..", albo "Jezu, przebacz nam nasze grzechy…", albo "Panie zmiłuj się nad nami", albo "okaż nam Panie miłosierdzie swoje" itd.

Czytana również była Ewangelia Łk 17, 11-19 i tam pada zwrot "Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!»"
I było to interpretowane tak, Bóg jeśli będziemy do Niego w naszym życiu wołać to ulituje się nad nami.

Dlaczego musimy prosić Boga o ulitowanie się nad nami? Dlaczego ciągle trzeba zanosić przebłagania różnego rodzaju? I zdałem sobie sprawę, że ciężko wystąpić przeciwko dwutysiącletniej tradycji, w której obraz Boga to surowy władca, który w każdej chwili mógłby nas zniszczyć, ale łaskawie tego nie robi i to jest przejaw miłości. Doświadczenie życia i intuicja podpowiadają mi, że im bardziej ktoś jest wielki, kochający i dobry, tym mniej skłonny do obrazy. Jak jednak intuicja może wygrać z tradycją i tym, co jest napisane w Biblii? Zrozumiałem, że jestem w trudnej sytuacji, bo komu zaufać. Swojej intuicji, że Bóg nie oczekuje żadnego przebłagiwania Go, proszenia Go o litość nad człowiekiem, czy długiej tradycji i słowu w Piśmie Systemu?..
:think:


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Nie 2:29, 12 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16313
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 6:17, 12 Paź 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Byłem w sobotę na wieczornej mszy, a wtedy jest już czytana niedzielna Ewangelia.


Już tu mamy pierwszą laicką uwagę – że msza sobotnia jest „na zapas” i czytania niedzielne są powielane. To akurat prawda liturgiczna, nic odkrywczego, więc nie ma się co czepiać, choć jakby ktoś chciał, mógłby zarzucić brak zrozumienia rytmu liturgii, ale to detal

Katolikus napisał:
Starałem się świadomie przeżywać to jak msza jest odprawiana.


Proszę bardzo, świadome przeżywanie Mszy to dobrze, ale co z tego, jeśli potem się nie rozumie istoty? To trochę tak, jakby ktoś próbował świadomie smakować potrawę, której nie rozumie ani składu, ani przepisu, a potem narzekał, że smak jest dziwny

Katolikus napisał:
Nie ulega wątpliwości, że w katolicyzmie obraz Boga jest dla mnie niezrozumiały.


To nie jest kwestia katolicyzmu jako takiego, tylko twojej powierzchownej interpretacji, która nie uwzględnia prawdziwego sensu tych słów. Mówić, że „obraz Boga jest niezrozumiały” tylko dlatego, że nie kumasz, co znaczą tradycyjne modlitwy, to wyraźna demonstracja ignorancji. Biblia przecież mówi wyraźnie, że Bóg jest miłością (1 J 4,8), ale też że jest sprawiedliwy i święty (Ps 99,9; Rz 1,18). Ten „niezrozumiały obraz” to wcale nie jest sprzeczność, tylko wielowymiarowość Boga

Katolikus napisał:
Bo z jednej strony głosi się, że Bóg jest miłością, ale to dlaczego na mszy możemy usłyszeć np. "prosimy cię, przyjmij nasze błagania..", albo "Jezu, przebacz nam nasze grzechy…", albo "Panie zmiłuj się nad nami", albo "okaż nam Panie miłosierdzie swoje" itd.


Przede wszystkim – tu nie ma żadnej sprzeczności. Bóg jest miłością, ale też jest naszym Stwórcą, który ma władzę i prawo do osądu. Te zwroty to modlitwy pokutne, wyraz świadomości własnej grzeszności i potrzeby Bożego miłosierdzia. To nie jest „obraz Boga niezrozumiały”, tylko pokazuje nam, że miłość Boga nie oznacza bezkarności ani braku świętości. Jak mówi Psalm 51,3: „Zmiłuj się nade mną, Boże, według wielkiego miłosierdzia Twego”. To jest modlitwa pokory, nie sprzeczność z miłością Boga

Twój problem polega na tym, że chcesz sprowadzić Boga do jednowymiarowego uproszczenia – „Bóg jest miłością”, więc nie może wymagać niczego, ani karać, ani przebaczać, bo to się nie mieści w twojej uproszczonej "logice". To infantylne i heretyckie myślenie. Biblia jasno mówi o Bożym sądzie (Heb 9,27), ale i o Jego miłosierdziu (Ef 2,4-5). Jeśli nie potrafisz pojąć takiego wielowymiarowego obrazu Boga, to problem leży nie w Kościele, tylko w twoim własnym zredukowanym rozumieniu

Nie rozumiesz, bo chcesz nie rozumieć. I to jest najgorsze – gdy pycha (bo przecież jesteś „świadomy”) przesłania prawdę. Jak to mówi Pismo: „Pycha poprzedza upadek, a wyniosłość ducha – potknięcie” (Prz 16,18). Nie ma tu miejsca na żadne półśrodki. Albo przyjmujesz Boga takim, jakim jest objawiony w Biblii, albo toniesz w swojej własnej ignorancji

Katolikus napisał:
Czytana również była Ewangelia Łk 17, 11-19 i tam pada zwrot "Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!»"


Już na samym początku zaczynasz od cytatu, który bierzesz dosłownie, ale widać, że rozumiesz tylko powierzchownie. Przecież ci trędowaci wołali o ulitowanie się, bo byli w stanie skrajnego cierpienia i wykluczenia. To nie jest kwestia groźnego Boga-sadysty, który wymaga przebłagań, tylko wyraz ich bezsilności i nadziei na uzdrowienie. Twoja narracja zupełnie pomija kontekst sytuacyjny i duchowy tego wydarzenia

Katolikus napisał:
I było to interpretowane tak, Bóg jeśli będziemy do Niego w naszym życiu wołać to ulituje się nad nami.


To nie jest jakaś przypadkowa interpretacja, tylko wyraźna prawda biblijna. Biblia uczy nas, że Bóg jest miłosierny i czuły na wołanie człowieka. Jeśli próbujesz to spłycić do roli jakiegoś archaicznego przesądu, to znaczy, że nie pojmujesz istoty Bożego miłosierdzia. Psalmista nie bez powodu mówi: „Zwróć się do Pana, a On się zlituję nad tobą” (Ps 34,18). Twoje próby zredukowania tego do "tradycji" są czystym ignorowaniem Słowa Bożego

Katolikus napisał:
Dlaczego musimy prosić Boga o ulitowanie się nad nami? Dlaczego ciągle trzeba zanosić przebłagania różnego rodzaju?


Dlaczego? Bo Bóg jest święty, a my grzeszni. To fundamentalne i niepodważalne. Twoja „intuicja”, że Bóg „nie oczekuje żadnego przebłagiwania” to nie tylko błąd, ale zaprzeczenie jasnym prawdom biblijnym. W Księdze Izajasza czytamy: „Wszyscy zgasili się jak liść, a przewinienia nasze jak wiatr porwał” (Iz 64,6). Człowiek potrzebuje przebaczenia i miłosierdzia, bo jego natura jest skażona grzechem

Katolikus napisał:
I zdałem sobie sprawę, że ciężko wystąpić przeciwko dwutysiącletniej tradycji, w której obraz Boga to surowy władca, który w każdej chwili mógłby nas zniszczyć, ale łaskawie tego nie robi i to jest przejaw miłości.


No to masz problem zrozumienia Boga samego. Bóg jest sprawiedliwy i święty, to prawda, ale też jest miłosierny i pełen łaski. To nie jest obraz tyrana, tylko Sędziego sprawiedliwego, który wymaga świętości, ale jednocześnie oferuje przebaczenie przez Chrystusa. To, co ty nazywasz „surowym władcą”, Biblia nazywa Bogiem, który nie chce śmierci grzesznika, ale aby się nawrócił i żył (Ez 33,11). Twoja narracja jest skrajnie jednostronna i fałszywa

Katolikus napisał:
Doświadczenie życia i intuicja podpowiadają mi, że im bardziej ktoś jest wielki, kochający i dobry, tym mniej skłonny do obrazy.


Twoja „intuicja” jest niczym wobec Objawienia Bożego. Biblia mówi jasno: „Nie ma sprawiedliwego, nawet jednego” (Rz 3,10) i że „siedliskiem nieprawości jest serce ludzkie” (Jer 17,9). Bóg nie jest infantylnym, rozkapryszonym rodzicem, który zawsze wszystko wybaczy bez konsekwencji. Miłość Boża to także sprawiedliwość i świętość, której nie da się pominąć ani zignorować. Bóg kocha grzesznika, ale kocha też swoją sprawiedliwość i świętość, która grzech odrzuca i potępia. Tej prostej rzeczy od lat nie możesz pojąć

Katolikus napisał:
Jak jednak intuicja może wygrać z tradycją i tym, co jest napisane w Biblii?


To jest pytanie retoryczne, na które odpowiedź jest oczywista: nie może. Twoja „intuicja” jest tylko ludzkim wymysłem i z natury niedoskonała. Biblia jest natchnionym Słowem Boga, a nie twoim „doświadczeniem życia” czy „uczuciami”. Przypomnij sobie słowa Pana: „Nie każdy, kto Mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego” (Mt 7,21). To Objawienie, nie intuicja, jest fundamentem wiary

Katolikus napisał:
Zrozumiałem, że jestem w trudnej sytuacji, bo komu zaufać. Swojej intuicji, że Bóg nie oczekuje żadnego przebłagiwania Go, proszenia Go o litość nad człowiekiem, czy długiej tradycji i słowu w Piśmie Systemu?..


Nie jesteś w trudnej sytuacji, tylko w stanie duchowej niewiedzy i pychy, która podważa Boże Słowo na rzecz własnych wymysłów. Biblia wzywa do pokory i uznania, że „Pan jest miłosierny i łaskawy, nieskory do gniewu i bardzo łaskawy” (Ps 103,8), ale też że „zapłacić trzeba każdemu według uczynków jego” (Rz 2,6). Twoja „intuicja” to tylko kolejna przeszkoda na drodze do prawdziwej wiary chrześcijańskiej i zrozumienia Boga

Dyskurs, w którym relatywizujesz i spłycasz prawdę o Bogu, bojąc się Jego świętości i sprawiedliwości, a jednocześnie próbując zredukować Jego miłosierdzie do ludzkiej psychologii, jest nie do przyjęcia i jest odrzucany przez Słowo Boże. „Przebłaganie” Boga to nie jakieś archaiczne, barbarzyńskie wymysły, ale nieodzowny wyraz pokory i uznania własnej grzeszności wobec świętości Bożej. Jeśli chcesz iść za swoim „doświadczeniem” i „intuicją”, to wiedz, że Jezus powiedział: „Kto mnie wyznaje przed ludźmi, tego i ja wyznam przed Ojcem moim” (Mt 10,32), a nie kto trzyma się swoich wymysłów


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Nie 7:22, 12 Paź 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37578
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:42, 12 Paź 2025    Temat postu: Re: Przerażający obraz Boga ortodoksyjnej wiary

Katolikus napisał:
Czytana również była Ewangelia Łk 17, 11-19 i tam pada zwrot "Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!»"
I było to interpretowane tak, Bóg jeśli będziemy do Niego w naszym życiu wołać to ulituje się nad nami.

Tak językowo owo tłumaczenie "ulituj się" (w oryginale ελεησον) pasuje mi w owej frazie bardziej polskiemu "proszę cię". Trędowaci bowiem proszą o pomoc. I w innych kontekstach słowa ελεησον też jest po prostu prośba. Słowo ελεησον jest tłumaczone albo "ulituj się", albo "zmiłuj się", a dzisiaj ten nasze sformułowania obrosły właśnie owymi kościelnymi przebłagiwaniami. Tylko czy tak należy rozumieć biblijne konteksty ελεησον?...
Ja wierzę, że gdyby uwspółcześnić przekłady, pozbywając się z praktycznie nieobecnego w zwykłym życiu sformułowania "ulituj się", zamieniając je na odpowiednik "proszę", który jest naturalny, gdy się ktoś stara zwrócić uwagę na swoją sytuację, w której ktoś miałby mu pomóc, to nagle te cytat biblijny przestaje być taki dziwny i nienaturalny.
Nie jestem znawcą starożytnej greki, więc to jest moja hipoteza, ale przyjrzałem się kontekstom użycia słowa ελεησον i zawsze jest to po prostu prośba. Oczywiście można proszę tłumaczyć na dramatyczne "ulituj się" albo "zmiłuj się", ale czy ludzie w tamtych czasach rzeczywiście z taką dramatyczną intencją owego słowa używali?...
Jest taki biblista youtubowy Marcin Majewski (ale jest i wielu innych), który omawia bardzo ciekawe przypadki po prostu wadliwych, mylnych tłumaczeń Biblii - znaczeń w tłumaczeniu przekręconych, czasem dodatkowo wyoewoluowanych do zupełnie innego, nież pierwotne znaczenia. Ciekawymi przypadkiem takich zmian są np. słowa typu szatan albo lucyfer. Ale jest wiele innych. Ciekaw jestem, czy miałby ten biblista jakieś swoje uwagi do właśnie znaczenia słowa ελεησον, bo mi typowe tłumaczenie na "ulituj się" pachnie robieniem z Biblii tekstu hermetycznego, niezgodnego z normalnym językiem.

Katolikus napisał:
Dlaczego musimy prosić Boga o ulitowanie się nad nami? Dlaczego ciągle trzeba zanosić przebłagania różnego rodzaju? I zdałem sobie sprawę, że ciężko wystąpić przeciwko dwutysiącletniej tradycji, w której obraz Boga to surowy władca, który w każdej chwili mógłby nas zniszczyć, ale łaskawie tego nie robi i to jest przejaw miłości. Doświadczenie życia i intuicja podpowiadają mi, że im bardziej ktoś jest wielki, kochający i dobry, tym mniej skłonny do obrazy. Jak jednak intuicja może wygrać z tradycją i tym, co jest napisane w Biblii? Zrozumiałem, że jestem w trudnej sytuacji, bo komu zaufać. Swojej intuicji, że Bóg nie oczekuje żadnego przebłagiwania Go, proszenia Go o litość nad człowiekiem, czy długiej tradycji i słowu w Piśmie Systemu?..
:think:

Też na to nieraz zwracam uwagę. Ogólnie zgadzam się z wyrażoną w ww. akapicie wątpliwością.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 78 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:20, 12 Paź 2025    Temat postu: Re: Przerażający obraz Boga ortodoksyjnej wiary

Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Czytana również była Ewangelia Łk 17, 11-19 i tam pada zwrot "Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!»"
I było to interpretowane tak, Bóg jeśli będziemy do Niego w naszym życiu wołać to ulituje się nad nami.

Tak językowo owo tłumaczenie "ulituj się" (w oryginale ελεησον) pasuje mi w owej frazie bardziej polskiemu "proszę cię". Trędowaci bowiem proszą o pomoc. I w innych kontekstach słowa ελεησον też jest po prostu prośba. Słowo ελεησον jest tłumaczone albo "ulituj się", albo "zmiłuj się", a dzisiaj ten nasze sformułowania obrosły właśnie owymi kościelnymi przebłagiwaniami. Tylko czy tak należy rozumieć biblijne konteksty ελεησον?...
Ja wierzę, że gdyby uwspółcześnić przekłady, pozbywając się z praktycznie nieobecnego w zwykłym życiu sformułowania "ulituj się", zamieniając je na odpowiednik "proszę", który jest naturalny, gdy się ktoś stara zwrócić uwagę na swoją sytuację, w której ktoś miałby mu pomóc, to nagle te cytat biblijny przestaje być taki dziwny i nienaturalny.
Nie jestem znawcą starożytnej greki, więc to jest moja hipoteza, ale przyjrzałem się kontekstom użycia słowa ελεησον i zawsze jest to po prostu prośba. Oczywiście można proszę tłumaczyć na dramatyczne "ulituj się" albo "zmiłuj się", ale czy ludzie w tamtych czasach rzeczywiście z taką dramatyczną intencją owego słowa używali?...
Jest taki biblista youtubowy Marcin Majewski (ale jest i wielu innych), który omawia bardzo ciekawe przypadki po prostu wadliwych, mylnych tłumaczeń Biblii - znaczeń w tłumaczeniu przekręconych, czasem dodatkowo wyoewoluowanych do zupełnie innego, nież pierwotne znaczenia. Ciekawymi przypadkiem takich zmian są np. słowa typu szatan albo lucyfer. Ale jest wiele innych. Ciekaw jestem, czy miałby ten biblista jakieś swoje uwagi do właśnie znaczenia słowa ελεησον, bo mi typowe tłumaczenie na "ulituj się" pachnie robieniem z Biblii tekstu hermetycznego, niezgodnego z normalnym językiem.

Katolikus napisał:
Dlaczego musimy prosić Boga o ulitowanie się nad nami? Dlaczego ciągle trzeba zanosić przebłagania różnego rodzaju? I zdałem sobie sprawę, że ciężko wystąpić przeciwko dwutysiącletniej tradycji, w której obraz Boga to surowy władca, który w każdej chwili mógłby nas zniszczyć, ale łaskawie tego nie robi i to jest przejaw miłości. Doświadczenie życia i intuicja podpowiadają mi, że im bardziej ktoś jest wielki, kochający i dobry, tym mniej skłonny do obrazy. Jak jednak intuicja może wygrać z tradycją i tym, co jest napisane w Biblii? Zrozumiałem, że jestem w trudnej sytuacji, bo komu zaufać. Swojej intuicji, że Bóg nie oczekuje żadnego przebłagiwania Go, proszenia Go o litość nad człowiekiem, czy długiej tradycji i słowu w Piśmie Systemu?..
:think:

Też na to nieraz zwracam uwagę. Ogólnie zgadzam się z wyrażoną w ww. akapicie wątpliwością.


Mnie wydaje się, że Biblia bardziej przesiąknięta jest tą logiką winy, łaski, kary i przerzucania odpowiedzialności na człowieka, który powinien ukorzyć się przed Bogiem, by móc uzyskać przebaczenie, ale ta sprawa jest jeszcze do zbadania i przemyślenia. Ten obraz Boga zagniewanego i oczekującego przebłagania z pewnością jest podtrzymywany w religijnej retoryce. Chyba kluczowym założeniem jest tutaj to, że człowiek (i ludzkość w ogólności) może zaciągnąć u Boga jakąś winę. Bóg jest obrażony i zagniewany, gdy człowiek grzeszy, ale Bóg w swoim miłosierdziu pozostawił pewne środki, kanały, przez które człowiek może znów wrócić do stanu łaski. I to się kłóci z dojrzałą miłością. Chrześcijan w tej perspektywie to ktoś, kto nieustannie błaga Boga o wybaczenie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16313
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:06, 12 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Czytana również była Ewangelia Łk 17, 11-19 i tam pada zwrot "Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!»"
I było to interpretowane tak, Bóg jeśli będziemy do Niego w naszym życiu wołać to ulituje się nad nami.


To nie jest "interpretacja", tylko fundamentalna prawda objawiona: **Bóg słyszy wołanie człowieka w potrzebie**. To nie egzegeza drugiego stopnia, tylko pierwszy sens tekstu. W całej Biblii wołanie do Boga – błaganie o Jego miłosierdzie – to akt wiary, nie zwykła "prośba o pomoc". Jezus **odpowiada** na to błaganie, a nie tylko rejestruje czyjąś sytuację. Pomniejszanie teologicznego sensu tej sceny do psychologicznego „wołania o uwagę” to obrabianie Pisma z jego chrystocentrycznej mocy

Michał Dyszyński napisał:
Tak językowo owo tłumaczenie "ulituj się" (w oryginale ελεησον) pasuje mi w owej frazie bardziej polskiemu "proszę cię". Trędowaci bowiem proszą o pomoc. I w innych kontekstach słowa ελεησον też jest po prostu prośba.


„Pasuje mi bardziej” to nie argument. To subiektywna preferencja – nic więcej. W badaniu Pisma nie chodzi o to, co nam pasuje, tylko o to, **co tekst znaczy w kontekście języka, kultury i teologii**. Czasownik „ἐλέησον” pochodzi od „ἔλεος”, a to oznacza **miłosierdzie**, a nie „pomoc” czy „przysługę”. Grecki Nowy Testament używa „ἐλεεῖν” w kontekście **Boskiego działania pełnego litości**, nie jako neutralnego „proszę”

Zresztą, jeśli „ἐλέησον” to po prostu „proszę”, to dlaczego tłumacze — łącznie z najstarszymi — **od zawsze** przekładali to jako „zmiłuj się” lub „ulituj się”? Bo rozumieli, że to słowo niesie głęboki ładunek teologiczny: chodzi o **Boże miłosierdzie**, nie o ludzką etykietę

Michał Dyszyński napisał:
Słowo ελεησον jest tłumaczone albo "ulituj się", albo "zmiłuj się", a dzisiaj ten nasze sformułowania obrosły właśnie owymi kościelnymi przebłagiwaniami.


Nie, one nie „obrosły”, tylko **wyrosły** z autentycznego rozumienia, że człowiek staje przed Bogiem jako grzesznik **błagający o przebaczenie i łaskę**, a nie jako klient proszący o usługę. To nie są „kościelne przebłagiwania”, tylko **sedno relacji grzesznego człowieka do świętego Boga**. Jeżeli przeszkadza ci, że język liturgiczny niesie z sobą głęboki dramat i powagę, to problem nie jest w tłumaczeniu — tylko w twojej teologii

Michał Dyszyński napisał:
Tylko czy tak należy rozumieć biblijne konteksty ελεησον?...


Tak, **właśnie tak** należy je rozumieć. Nawet podstawowa analiza konkordancyjna NT pokazuje, że „ἐλέησον” jest używane **niemal wyłącznie w sytuacjach, gdy ktoś błaga Jezusa o akt uzdrowienia, wybawienia, zmiłowania nad tragicznym losem — nie o „pomoc w przeniesieniu siatki z zakupami”**. Przykłady? Mt 9,27 – „Zmiłuj się nad nami, Synu Dawida” – dwóch niewidomych błaga o przywrócenie wzroku. Mt 15,22 – Kananejka woła „zmiłuj się nade mną”, bo jej córka jest dręczona przez demona. Mk 10,47 – Bartymeusz woła: „Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną!” – ślepota, błaganie o cud. To nie są zwykłe prośby – to **wołanie człowieka będącego w nędzy przed Tym, który ma moc go wybawić**

Michał Dyszyński napisał:
Ja wierzę, że gdyby uwspółcześnić przekłady, pozbywając się z praktycznie nieobecnego w zwykłym życiu sformułowania "ulituj się", zamieniając je na odpowiednik "proszę", który jest naturalny, gdy się ktoś stara zwrócić uwagę na swoją sytuację, w której ktoś miałby mu pomóc, to nagle te cytat biblijny przestaje być taki dziwny i nienaturalny.


Ty wierzysz, że wystarczy przetłumaczyć Biblię na język ulicy, żeby „nie była dziwna i nienaturalna”. Tylko że **Słowo Boże nie jest naturalne**. Ono **zawsze przekracza ludzką codzienność**, bo pochodzi od Boga. Gdybyśmy kierowali się zasadą, że teksty natchnione muszą być „przystępne językowo” dla współczesnego człowieka, to już dawno musielibyśmy znieść pojęcia takie jak „łaska”, „grzech”, „zbawienie”, bo są „dziwne i nienaturalne” dla laickiego ucha. Twój postulat to **utylitarne zbanalizowanie Objawienia** – próba uczynienia Boga „bardziej strawnego” dla tych, którzy nie chcą się nawrócić

Michał Dyszyński napisał:
Nie jestem znawcą starożytnej greki, więc to jest moja hipoteza, ale przyjrzałem się kontekstom użycia słowa ελεησον i zawsze jest to po prostu prośba.


Powiedzieć „nie jestem znawcą greki, ale…” i po chwili wysunąć **rewizjonistyczną tezę językową** – to klasyczny przypadek intelektualnej nieuczciwości. Albo się znasz i masz podstawy, albo nie i nie wysuwasz „hipotez” na temat znaczenia kluczowych słów Ewangelii. Hipotezy, które ignorują 2000 lat tradycji egzegetycznej, Ojców Kościoła, magisterium i konsensus biblistów, są nie tylko **aroganckie**, ale po prostu szkodliwe

Michał Dyszyński napisał:
Oczywiście można proszę tłumaczyć na dramatyczne "ulituj się" albo "zmiłuj się", ale czy ludzie w tamtych czasach rzeczywiście z taką dramatyczną intencją owego słowa używali?...


Tak, **właśnie z taką intencją go używali**. Po pierwsze – trędowaci, niewidomi, opętani – to byli ludzie wykluczeni, cierpiący, społecznie i duchowo martwi. Ich wołanie nie było grzecznościowym „przepraszam, panie Jezusie” tylko **rozpaczliwym błaganiem egzystencjalnym**. Po drugie – ἐλέησον w Septuagincie oddaje hebrajskie „רָחֵם” (racham) i „חָנַן” (chanan) – czyli **miłosierdzie, zmiłowanie się, litość** – w sensie głęboko teologicznym, nie tylko emocjonalnym. To są kategorie modlitwy i kultu, nie tylko języka codziennego

Michał Dyszyński napisał:
Jest taki biblista youtubowy Marcin Majewski (ale jest i wielu innych), który omawia bardzo ciekawe przypadki po prostu wadliwych, mylnych tłumaczeń Biblii - znaczeń w tłumaczeniu przekręconych, czasem dodatkowo wyoewoluowanych do zupełnie innego, nież pierwotne znaczenia. Ciekawymi przypadkiem takich zmian są np. słowa typu szatan albo lucyfer. Ale jest wiele innych.


I co z tego? Każde pokolenie tłumaczy Pismo na nowo — ale żadne nie ma prawa **zatracić sensu oryginału** tylko dlatego, że niektóre słowa są „dziwne” w języku współczesnym. Tłumaczenie to nie branding. Słowa takie jak „szatan” czy „lucyfer” mają swoją historię translacyjną, ale to nie znaczy, że teraz wolno nam z „ἐλέησον” robić „poproszę cię ładnie, Jezu”, bo ktoś uznał, że to zbyt dramatyczne

Michał Dyszyński napisał:
Ciekaw jestem, czy miałby ten biblista jakieś swoje uwagi do właśnie znaczenia słowa ελεησον, bo mi typowe tłumaczenie na "ulituj się" pachnie robieniem z Biblii tekstu hermetycznego, niezgodnego z normalnym językiem.


„Hermetyczność” Biblii nie wynika z użycia słowa „ulituj się”. Jeśli ktoś nie rozumie słowa „zmiłuj się” — **to nie Biblia ma się dostosować do ignorancji czytelnika, tylko czytelnik ma się podciągnąć do języka Boga.** Tłumaczenie Pisma nie polega na zdejmowaniu z niego świętości i ciężaru, tylko na **oddaniu głębi** tego, co mówi Bóg w swoim Słowie. „Ulituj się” jest językiem modlitwy, pokory, skruchy. „Proszę cię” jest językiem kawiarni. I nie, nie wolno nam zamieniać jednego w drugie, żeby było „mniej dziwnie”

Katolikus napisał:
Mnie wydaje się, że Biblia bardziej przesiąknięta jest tą logiką winy, łaski, kary i przerzucania odpowiedzialności na człowieka, który powinien ukorzyć się przed Bogiem, by móc uzyskać przebaczenie, ale ta sprawa jest jeszcze do zbadania i przemyślenia.


To nie jest „logika” wymyślona przez religijną propagandę. To **dokładnie treść Objawienia** od Księgi Rodzaju po Apokalipsę. Człowiek nie jest przypadkową ofiarą „przerzucania odpowiedzialności”, ale sprawcą upadku (Rdz 3), adresatem Prawa (Wj 20), wezwanym do nawrócenia przez proroków i przez samego Chrystusa (Mk 1,15: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”)

Twoje wyrażenie „przerzucanie odpowiedzialności” to czysta erystyczna manipulacja — próbujesz przedstawić grzech jako coś, co człowiekowi „wrzucono na barki”, jakby był ofiarą systemu, a nie wolną istotą, która **sama odwraca się od Boga**. W istocie, twoja narracja przypomina raczej próbę **zdjęcia z człowieka winy za grzech** i wynalezienia jakiejś nieokreślonej „dobrej wersji Boga”, który niczego nie wymaga, nikogo nie sądzi i nikomu nie stawia warunków. Czyli nie Boga Objawienia, tylko Boga twoich pobożnych wyobrażeń

Katolikus napisał:
Ten obraz Boga zagniewanego i oczekującego przebłagania z pewnością jest podtrzymywany w religijnej retoryce.


Nie, nie jest „podtrzymywany w retoryce”, tylko **jest zawarty w tekście natchnionym**, czyli w Biblii. Czytasz ją w ogóle, czy tylko opowiadasz o niej z dystansu? Psalm 7,12: „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, Bóg co dzień karcący”. Nahum 1,2: „Pan jest Bogiem zazdrosnym i mścicielem, mścicielem jest Pan i pełen gniewu”. Rz 1,18: „Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi”

Oczywiście — Bóg nie jest „kapryśnym tyranem”, ale **sprawiedliwość i gniew Boga wobec grzechu to nie są pojęcia folklorystyczne.** To prawdy objawione. Jeżeli ci to „nie pasuje do dojrzałej miłości”, to nie próbuj reformować Objawienia, tylko raczej **przemyśl swoje pojęcie miłości**, które najwyraźniej zostało ukształtowane przez sentymentalną poppsychologię, a nie przez Ewangelię

Katolikus napisał:
Chyba kluczowym założeniem jest tutaj to, że człowiek (i ludzkość w ogólności) może zaciągnąć u Boga jakąś winę.


To nie jest „kluczowe założenie”. To **centralny punkt całej historii zbawienia**. To właśnie dlatego **Jezus Chrystus przyszedł na świat** – aby odkupić człowieka z jego winy. „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1,29). „Jezus umarł za nasze grzechy” (1 Kor 15,3)

Jeśli grzechu nie ma, jeśli człowiek nie zaciąga winy wobec Boga, to **Krzyż staje się absurdem**. Twoje podważanie tej prawdy nie jest już delikatnym „przemyśleniem”, tylko jawnie **antychrześcijańską herezją**: kwestionujesz fundament samej Ewangelii

Katolikus napisał:
Bóg jest obrażony i zagniewany, gdy człowiek grzeszy, ale Bóg w swoim miłosierdziu pozostawił pewne środki, kanały, przez które człowiek może znów wrócić do stanu łaski.


Tak, i to jest **dokładnie chrześcijaństwo**. Bóg nie jest emocjonalnie „obrażony” jak urażony władca. To **twój infantylny obraz gniewu Boga**, a nie ten objawiony. Boży gniew to **postawa Jego świętości wobec zła**, nie wybuch emocji. Grzech **realnie rani** relację z Bogiem, niszczy duszę i świat — i dlatego potrzebne są środki odnowy, które Bóg **sam z miłością ustanowił**: sakramenty, pokuta, łaska

Ale zamiast dostrzec tu **bezprecedensową miłość Boga**, który pomimo obrazy ofiarowuje drogę powrotu, ty próbujesz zrobić z tego kolejny powód do oskarżenia Go o „niedojrzałość”. I kto tu naprawdę ma problem z dojrzałością?

Katolikus napisał:
I to się kłóci z dojrzałą miłością.


Dojrzała miłość bez prawdy? Bez odpowiedzialności? Bez sprawiedliwości? To nie miłość — to sentymentalizm. Miłość, która nie konfrontuje się z grzechem i złem, jest **tolerancją z wygody**, nie miłością z ofiary

Boża miłość — objawiona w Chrystusie — to nie rozmydlona akceptacja wszystkiego. To **miłość, która oddaje życie, żeby zgładzić grzech, a nie go zignorować**. Jeśli Ewangelia ci mówi: „Jeśli nie uwierzycie, pomrzecie w swoich grzechach” (J 8,24), to nie dlatego, że Bóg cię emocjonalnie szantażuje, tylko dlatego, że **grzech naprawdę zabija**, a Bóg chce cię ratować

Katolikus napisał:
Chrześcijanin w tej perspektywie to ktoś, kto nieustannie błaga Boga o wybaczenie.


Nie „w tej perspektywie”. W **perspektywie Ewangelii**. Chrześcijanin to ktoś, kto **wie, że sam z siebie nie jest sprawiedliwy**, że potrzebuje łaski, że jego grzechy są realne, i że jedynie krew Chrystusa go oczyszcza. Psalm 51: „Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości”

To nie jest neurotyczne „błaganie”, tylko **najgłębszy akt realizmu duchowego**. A twój problem to nie zbyt groźna wizja Boga, tylko **brak świadomości własnego grzechu**. Nie chcesz klęknąć, więc próbujesz zmienić obraz Boga, żeby nie musieć się ukorzyć. Ale Ewangelia jest jasna: „Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym daje łaskę” (1 P 5,5)

Katolikus napisał:

ks. Wacław Hryniewicz: "Miłość jest tą siłą, która w końcu zwycięża."


Tak, ale **to miłość ukrzyżowanego Chrystusa**, nie wygodna emocjonalna projekcja. Miłość zwycięża **grzech**, nie go ignoruje. Miłość walczy, poświęca się, prowadzi do prawdy. Miłość nie mówi „grzech to nie problem”, tylko „oddaj mi swój grzech, Ja go wezmę na siebie”

I właśnie dlatego chrześcijanin **błaga o przebaczenie** – nie z powodu neurozy, tylko **z powodu miłości, która wie, że bez łaski Bożej jesteśmy niczym** (J 15,5)


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 5:01, 13 Paź 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37578
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:32, 12 Paź 2025    Temat postu: Re: Przerażający obraz Boga ortodoksyjnej wiary

Katolikus napisał:
Mnie wydaje się, że Biblia bardziej przesiąknięta jest tą logiką winy, łaski, kary i przerzucania odpowiedzialności na człowieka, który powinien ukorzyć się przed Bogiem, by móc uzyskać przebaczenie, ale ta sprawa jest jeszcze do zbadania i przemyślenia. Ten obraz Boga zagniewanego i oczekującego przebłagania z pewnością jest podtrzymywany w religijnej retoryce. Chyba kluczowym założeniem jest tutaj to, że człowiek (i ludzkość w ogólności) może zaciągnąć u Boga jakąś winę. Bóg jest obrażony i zagniewany, gdy człowiek grzeszy, ale Bóg w swoim miłosierdziu pozostawił pewne środki, kanały, przez które człowiek może znów wrócić do stanu łaski. I to się kłóci z dojrzałą miłością. Chrześcijan w tej perspektywie to ktoś, kto nieustannie błaga Boga o wybaczenie.

To duch integryzmu, czyli intencja osłabiania ducha w wiernych stoi za tym skłanianiem wiernych do nieustannego ponawiania owych błagań, wołania o zlitowanie, jakby Bóg się zlitować w ogóle nie chciał, jakby był tym najbardziej nieprzejednanym, więc nawet tysiące błagań wymagałyby następujących tysięcy błagań.
W tej diabelskiej strategii jest ukryta metoda – skłoniony do wiecznych błagań i kajania się wyznawca coraz bardziej będzie traktował PRAWDZIWĄ MIŁOŚĆ BOGA jako coś nierealnego, coś, co się przecież nigdy nie ziszcza. Bo cała praktyka owych (nieskutecznych, skoro je trzeba ponawiać) błagań o tym świadczy, cała ta praktyka wdrukowuje w umysłowość wiernego obraz Boga nieprzebłaganego w żaden sposób, czyli Boga twardego i nieczułego.
Dodatkowym efektem skupienia na samych błaganiach będzie też i to, że wyznawca nie bierze się w garść, nie stara się badać, co jest do poprawy w jego postawach – tak jest bowiem zajęty błaganiami, tak sam się w tym błaganiach programuje na bezradnego – że już nie pasuje do tego obrazu jakiś akt szczerej, konstruktywnej refleksji nad poczynionym błędami, a już szczególnie refleksji nad tym, CO W SOBIE ZMIENIĆ, jaką strategię duchowej pracy nad sobą przyjąć.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 16:37, 12 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16313
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:45, 12 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
To duch integryzmu, czyli intencja osłabiania ducha w wiernych stoi za tym skłanianiem wiernych do nieustannego ponawiania owych błagań, wołania o zlitowanie, jakby Bóg się zlitować w ogóle nie chciał, jakby był tym najbardziej nieprzejednanym, więc nawet tysiące błagań wymagałyby następujących tysięcy błagań.


To są już nie tylko brednie, ale jawna herezja i oszczerstwo wobec zarówno Boga, jak i Kościoła. Błaganie Boga o miłosierdzie nie wypływa z przekonania, że Bóg *nie chce* się zlitować, ale z głębokiego uznania Jego świętości, a zarazem własnej grzeszności. Tego uczy nas sam Jezus: przypowieść o faryzeuszu i celniku (Łk 18,9-14) pokazuje, że to właśnie *nieustanne* wołanie „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika” jest postawą zbawienną. Czy Jezus też był „integrystą”, który chce „osłabiać ducha w wiernych”? A może to ty chcesz Boga uczynić swoją marionetką, który ma przebaczać *na twoich warunkach*, w twoim czasie, bo „ty już błagałeś i starczy”?

Nie rozumiesz, że pokora i skrucha nie są wyrazem duchowej słabości, lecz mocy. „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni” (Mt 5,4). „Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje” (1 P 5,5). W swojej pysze próbujesz odwrócić Ewangelię do góry nogami — według ciebie to nie pokora, tylko „duchowa strategia pracy nad sobą” jest fundamentem. Ale to nie ty stoisz w centrum zbawienia, tylko Chrystus. A On mówi jasno: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5). Modlitwa błagalna, modlitwa pokutna, modlitwa korna — to nie „integryzm”, to Tradycja całego chrześcijaństwa. Od pokutników w Starym Testamencie, przez proroków, aż po świętych wszystkich wieków. Ale ty chcesz stworzyć nową religię, gdzie nie ma miejsca na cierpienie duchowe, na walkę wewnętrzną, na skruchę — ma być tylko skuteczność, strategia, samodoskonalenie i „miłość”, której jedynym celem jest polepszenie twojego duchowego samopoczucia

Michał Dyszyński napisał:
W tej diabelskiej strategii jest ukryta metoda – skłoniony do wiecznych błagań i kajania się wyznawca coraz bardziej będzie traktował PRAWDZIWĄ MIŁOŚĆ BOGA jako coś nierealnego, coś, co się przecież nigdy nie ziszcza.


To jest głęboko perwersyjne oskarżenie. To właśnie przez błaganie i pokutę człowiek otwiera się na *realną* miłość Boga — nie na emocjonalną iluzję, ale na Miłość, która oczyszcza, nawraca i uświęca. A że trzeba błagać wielokrotnie? Tak. Bo tak uczy sam Jezus: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam” (Mt 7,7). Nie: „poproś raz i wracaj do strategii rozwoju duchowego”. Pokora nie jest jednorazowym aktem, ale codziennym wyborem. Tylko pyszałek żąda, by Bóg zareagował natychmiast na jego duchowe „wezwania” — jakby miał działać na kliknięcie myszki. To nie Bóg jest nieczuły. To ty jesteś ślepy na to, że miłość Boga często objawia się w dopuszczeniu duchowego zmagania, byś naprawdę nauczył się Go kochać, a nie wykorzystywać jako narzędzie własnego wzrostu

Michał Dyszyński napisał:
cała ta praktyka wdrukowuje w umysłowość wiernego obraz Boga nieprzebłaganego w żaden sposób, czyli Boga twardego i nieczułego.


Nie — cała Tradycja Kościoła wdrukowuje prawdę, że Bóg jest *miłosierny* dla skruszonych, nie dla roszczeniowych. „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary” (Mt 9,13), ale żeby zrozumieć te słowa, trzeba najpierw *uznać swoją nędzę*, a nie urządzać psychologiczne rekolekcje z samym sobą. Miłość Boga nie jest sentymentalna, jest prawdziwa — i dlatego wymaga pokuty, walki, trudu. Miłość Boga to krzyż Chrystusa, nie emocjonalna chmurka

Michał Dyszyński napisał:
Dodatkowym efektem skupienia na samych błaganiach będzie też i to, że wyznawca nie bierze się w garść, nie stara się badać, co jest do poprawy w jego postawach...


To już jest stek bredni oderwany od rzeczywistości. Spójrz na świętych, których duchowość była ukształtowana przez Tradycję liturgii, pokuty, błagań i postów — czy to byli ludzie bezrefleksyjni? Czy św. Ignacy Loyola, św. Teresa z Ávili, św. Jan od Krzyża, św. Alfons Liguori, św. Ludwik Grignion de Montfort, św. Maksymilian Kolbe — czy oni nie wiedzieli „jaką strategię duchową przyjąć”? Bzdura. To właśnie *z pokory*, *z błagania*, *z korności* rodzi się prawdziwa, Boża mądrość i rozeznanie. „Początkiem mądrości jest bojaźń Pańska” (Prz 9,10). Ale ty pogardzasz tą bojaźnią. Ty chcesz mądrości bez posłuszeństwa, świętości bez ascezy, miłości bez krzyża. Chcesz duchowości bez Chrystusa Ukrzyżowanego

To, co piszesz, jest duchową karykaturą Ewangelii. Błaganie, pokuta, liturgiczna pokora, uniżenie — to nie są „strategie osłabiania ducha”, to *Ewangeliczna droga zbawienia*. I właśnie dlatego integryzm, który je przypomina, nie jest „strategią diabła”, tylko próbą powrotu do tego, co sam Chrystus i Apostołowie głosili. Jeśli to ci nie odpowiada, to nie chodzi ci o chrześcijaństwo — tylko o własną wersję religii dla wygodnych i głaskanych
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 78 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:13, 12 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
To duch integryzmu, czyli intencja osłabiania ducha w wiernych stoi za tym skłanianiem wiernych do nieustannego ponawiania owych błagań, wołania o zlitowanie, jakby Bóg się zlitować w ogóle nie chciał, jakby był tym najbardziej nieprzejednanym, więc nawet tysiące błagań wymagałyby następujących tysięcy błagań.


Wg mnie problem jest głębszy, czyli w samej akceptacji, że Bóg w relacji do człowieka uznaje, że litość jest tą właściwą relacją.

Cytat:
Bo cała praktyka owych (nieskutecznych, skoro je trzeba ponawiać) błagań o tym świadczy, cała ta praktyka wdrukowuje w umysłowość wiernego obraz Boga nieprzebłaganego w żaden sposób, czyli Boga twardego i nieczułego.


Wg mnie problem jak wyżej. Nie w tym widzę problem, że głosi się Boga nieprzebłagalnego, bo integryści wcale nie twierdzą, że Bóg nie jest nieprzebłagalny, w końcu Bóg okazuje litość i ustanowił specjalne kanały służące uzyskaniu przebaczenia. Problem widzę w tym, że zakłada się obraz Boga, który przebłagania w ogóle oczekuje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37578
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:21, 12 Paź 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
MD napisał:
Bo cała praktyka owych (nieskutecznych, skoro je trzeba ponawiać) błagań o tym świadczy, cała ta praktyka wdrukowuje w umysłowość wiernego obraz Boga nieprzebłaganego w żaden sposób, czyli Boga twardego i nieczułego.


Wg mnie problem jak wyżej. Nie w tym widzę problem, że głosi się Boga nieprzebłagalnego, bo integryści wcale nie twierdzą, że Bóg nie jest nieprzebłagalny, w końcu Bóg okazuje litość i ustanowił specjalne kanały służące uzyskaniu przebaczenia. Problem widzę w tym, że zakłada się obraz Boga, który przebłagania w ogóle oczekuje.

To na pewno też.
Ale jest jeszcze i trzeci aspekt sprawy z tymi przebłagiwaniami - odwrócenie uwagi od sprawczości i osobistego zaangażowania, podkopywanie przez wiernego wiary w siebie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 23:23, 12 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16313
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 2:41, 13 Paź 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Problem widzę w tym, że zakłada się obraz Boga, który przebłagania w ogóle oczekuje.


"Zakłada się"? Przecież to Biblia to zakłada, a nie jakieś "zakłada się". A ty podobno opierasz swoją wiarę na Biblii. No więc jeśli Biblia zakłada jakiś obraz Boga, a dla ciebie jest to "problem", to po prostu jesteś znowu sprzeczny z Biblią. Jesteś niewierzący

Jeżeli twierdzisz, że Bóg nie oczekuje przebłagania, to zadaj sobie pytanie: po co w ogóle była ofiara krzyża? Czy Jezus Chrystus, Syn Boży, umarł z własnego kaprysu? Nie – „On sam w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo krzyża” (1 P 2,24). „Chrystus umarł za nasze grzechy zgodnie z Pismem” (1 Kor 15,3). „Bez rozlania krwi nie ma odpuszczenia” (Hbr 9,22). I ty, twierdząc, że Bóg nie oczekuje przebłagania, zaprzeczasz samemu centrum Ewangelii

Bóg nie jest jakimś psychologicznym towarzyszem, który zawsze „rozumie” i „przytula”, ale jest sprawiedliwym Sędzią, który brzydzi się grzechem: „Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6,23). Cała historia zbawienia – od ofiar Abla, przez Paschę Mojżesza, aż po Golgotę – to historia przebłagania Boga za grzechy. A Kościół – który ty tak pogardliwie krytykujesz – kontynuuje tę ofiarę w sposób bezkrwawy we Mszy Świętej, która jest „ofiarą przebłagalną za grzechy świata”

Twoja wizja Boga, który „nie oczekuje przebłagania”, to sentymentalna herezja, która ignoruje całą Biblię i nauczanie Kościoła, do którego podobno należysz. Dopiero co chwaliłeś się, jak to Mszę Świętą "przeżywałeś" :rotfl:

"Byłem w sobotę na wieczornej mszy, a wtedy jest już czytana niedzielna Ewangelia. Starałem się świadomie przeżywać to jak msza jest odprawiana"

http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/przerazajacy-obraz-boga-ortodoksyjnej-wiary,28359.html#856137

No to skoro uczęszczasz na Mszę Świętą, to zajrzyjmy do oficjalnych dokumentów Kościoła, który tę Mszę celebruje. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi wyraźnie: „Jezus dobrowolnie ofiarował swoje życie jako ofiara przebłagalna. To miłość aż do końca nadaje ofierze Odkupiciela wartość odkupieńczą i przebłagalną, zadośćczyniącą i wynagradzającą” (KKK 616)

A więc jesteś w sprzeczności z oficjalnymi orzeczeniami Kościoła, na którego Mszę Świętą uczęszczasz. Nie tylko zakładasz sprzeczny z Biblią i Katechizmem obraz Boga – ty tworzysz nowego bożka według własnych upodobań. A to już nie tylko błąd, ale bałwochwalstwo

Michał Dyszyński napisał:
Ale jest jeszcze i trzeci aspekt sprawy z tymi przebłagiwaniami - odwrócenie uwagi od sprawczości i osobistego zaangażowania, podkopywanie przez wiernego wiary w siebie.


To kolejny przejaw kompletnego niezrozumienia, czym jest chrześcijaństwo. Piszesz o „sprawczości” i „wierze w siebie” jak świecki coach, a nie katolik. Ewangelia nie jest i nigdy nie była kursem samorozwoju. Przecież cała jej istota polega na tym, że człowiek nie może zbawić się sam, bez łaski Bożej. Chrystus mówi jasno: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5). Nie „niewiele” - nic. A ty próbujesz postawić „wiarę w siebie” w miejsce wiary w Boga. To nie jest tylko błąd – to czysty humanizm, sprowadzający chrześcijaństwo do narzędzia psychicznego wzmocnienia

Ofiara przebłagalna nie odbiera człowiekowi zaangażowania, tylko je oczyszcza i ukierunkowuje. Właśnie dlatego Jezus mówi: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie” (Łk 9,23). Nie: „uwierz w siebie”, tylko: „wyrzeknij się siebie”. Podkopywaniem prawdziwej wiary nie jest praktyka pokuty, zadośćuczynienia czy ofiary – podkopywaniem wiary chrześcijańskiej jest twoja herezja samouwielbienia i autonomii, która wyklucza potrzebę łaski. Głosząc „wiarę w siebie”, przestałeś głosić Chrystusa

Kościół od początku nauczał, że człowiek nie może się sam zbawić. Sobór Trydencki wprost potępia pogląd, że człowiek zostaje usprawiedliwiony własnymi siłami, bez łaski: „Jeśli ktoś twierdzi, że człowiek może być usprawiedliwiony przed Bogiem przez swoje własne uczynki, niech będzie wyklęty” (Sobór Trydencki, Dekret o usprawiedliwieniu, kanon 1). I to właśnie twoja „sprawczość” jest duchową ślepotą – przypisujesz sobie to, co przynależy tylko Bogu

„Wiara w siebie” kończy się pychą, upadkiem i odrzuceniem krzyża. Bo jeśli człowiek wystarczy sam sobie, po co w ogóle Chrystus miałby umierać? „Niech się nie chlubi mędrzec swoją mądrością, niech się nie chlubi mocarz swoją mocą... ale niech się chlubi, kto się chlubi, że Mnie poznaje” (Jr 9,22-23). Nie ma zbawienia poza Krzyżem. I nie ma chrześcijaństwa bez pokory, która uznaje: „zgrzeszyłem przeciw Tobie” (Ps 51,6)

Twoja „wiara w siebie” to właśnie ten głos diabła, który od wieków kusi człowieka: „będziecie jak Bóg” (Rdz 3,5). Tylko że droga ta nie prowadzi do zbawienia, ale do upadku i potępienia, na której od dawna już jesteś, Dyszyński


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 5:36, 13 Paź 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37578
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:19, 13 Paź 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ale jest jeszcze i trzeci aspekt sprawy z tymi przebłagiwaniami - odwrócenie uwagi od sprawczości i osobistego zaangażowania, podkopywanie przez wiernego wiary w siebie.


To kolejny przejaw kompletnego niezrozumienia, czym jest chrześcijaństwo. Piszesz o „sprawczości” i „wierze w siebie” jak świecki coach, a nie katolik. Ewangelia nie jest i nigdy nie była kursem samorozwoju.

Otóż stoję na stanowisku przeciwnym: Ewangelia JEST "kursem samorozwoju".
Jak najbardziej do tego właśnie Ewangelia zmierza:
- do osiągania doskonałości:Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Ewangelia Mateusza 5:48)
- do rodzenia się na nowo, z ducha: Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. (Ewangelia Jana 3:7)
- do przynoszenia plonu: Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.
(Ewangelia Jana 15:5)
Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami. (Ewangelia Jana 15:8)

- do pomnażania talentów, zaś każdego, kto tego nie czyni, czeka marny los: A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz - w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. (Ewangelia Mateusza 25:30)
- do bycia użytecznym A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. (Ewangelia Mateusza 12:36)
- do rozwoju niczym kiełkujące ziarno: W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość. (Ewangelia Łukasza 8:15)
Kto odrzuca postulat samorozwoju, odrzuca też główny przekaz Ewangelii.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16313
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:55, 13 Paź 2025    Temat postu:

Wykażę teraz jak Dyszyński bezczelnie manipuluje tekstami biblijnymi

Michał Dyszyński napisał:
Otóż stoję na stanowisku przeciwnym: Ewangelia JEST "kursem samorozwoju".


To stanowisko jest nie tylko błędne, ale i głęboko wypaczone. Redukowanie Ewangelii do „kursu samorozwoju” to akt duchowej arogancji i niezrozumienia istoty chrześcijaństwa. Ewangelia nie jest jakimś coachingiem, poradnikiem psychologicznym czy instrukcją do „bycia lepszą wersją siebie”. To jest objawienie Bożej łaski, wezwanie do nawrócenia, pokuty, wiary i posłuszeństwa Bogu. Nie chodzi w niej o „rozwój jaźni”, tylko o umieranie dla siebie i życie dla Boga. Chrystus nie przyszedł, żeby uczynić cię „bardziej efektywnym człowiekiem”, tylko żebyś „wziął swój krzyż i szedł za Nim” (Łk 9,23), co oznacza zaparcie się siebie — a nie „samorozwój”

Michał Dyszyński napisał:
Jak najbardziej do tego właśnie Ewangelia zmierza:

do osiągania doskonałości: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Ewangelia Mateusza 5:48)


Wyrwany z kontekstu cytat nie jest argumentem, lecz manipulacją. Chrystus nie mówi o doskonałości w sensie psychologicznego samorozwoju, ale o doskonałości moralnej i duchowej, która polega na pełnieniu woli Ojca, miłości nieprzyjaciół, przebaczeniu, życiu w łasce. To nie jest „ulepszanie siebie” na własnych warunkach, lecz całkowite oddanie się Bogu. To nie ty siebie udoskonalasz — to łaska Boża działa w tobie, o ile się jej poddasz. To antyteza samowystarczalnego „rozwoju osobistego”

Już na samym wstępie widać całkowite nieporozumienie. Ewangelia to nie żadna psychologiczna moda na samodoskonalenie, to objawienie Bożej prawdy o zbawieniu człowieka przez Chrystusa, a nie instrukcja do poprawy samopoczucia czy budowania ego. Samorozwój jest czymś czysto ludzkim, często odseparowanym od Boga i Jego woli, a Ewangelia jest przede wszystkim zaproszeniem do nawrócenia i życia w prawdzie, a nie do bezmyślnego samouwielbienia

Michał Dyszyński napisał:
Jak najbardziej do tego właśnie Ewangelia zmierza: - do osiągania doskonałości: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Ewangelia Mateusza 5:48)


Cytat ten został wyrwany z kontekstu całej nauki Chrystusa o pokorze, pokucie i łasce Bożej. Doskonałość, o której mówi Chrystus, nie jest samodzielnym wysiłkiem ludzkim ani psychologicznym programem „samorozwoju”, ale owocem działania Ducha Świętego i całkowitego zawierzenia Bogu. Nie zrozumiesz tego, jeśli sprowadzisz to do płaskiego celu „bycia lepszym człowiekiem”

Michał Dyszyński napisał:
- do rodzenia się na nowo, z ducha: Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. (Ewangelia Jana 3:7)


I znowu — brutalne niezrozumienie. Narodzenie się na nowo to nie projekt „odnowy osobowości”, tylko radykalna duchowa przemiana zrodzona z łaski, która wymaga pokory, skruchy i poddania się Chrystusowi. Ty tego nie robisz sam — Duch Święty cię odnawia. Nie kierujesz tym procesem, nie zarządzasz nim jak własnym „rozwojem” — przeciwnie, musisz najpierw umrzeć dla starego człowieka, porzucić własne plany i tożsamość. Gdzie tu miejsce na coachingowy samorozwój? Nie ma go. Jest tylko łaska i posłuszeństwo

To narodzenie z ducha to nie jest żaden psychologiczny „kurs”, lecz rzeczywista przemiana duchowa, na którą nikt nie ma mocy samodzielnie – jest to dar od Boga. Ty próbujesz sprowadzić tajemnicę wiary do powierzchownego samopoczucia i osobistego rozwoju, ignorując całkowicie Bożą suwerenność

Michał Dyszyński napisał:
- do przynoszenia plonu: Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. (Ewangelia Jana 15:5)


Ten cytat sam obala twoją tezę. „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” — to jest centralne zdanie. Chrystus nie mówi: „rozwijaj się sam”, tylko „trwaj we Mnie”, czyli bądź zjednoczony z Nim w pokorze i posłuszeństwie. Owoc nie jest twoim osiągnięciem — to skutek trwania w łasce, w relacji z Bogiem. Ewangelia nie wzywa do autonomicznego rozwoju, lecz do zależności od Boga. Każdy, kto to rozumie, odrzuca twój neognostycki, psychologiczny obraz chrześcijaństwa.

Michał Dyszyński napisał:
Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami. (Ewangelia Jana 15:8)


Znowu: uczniostwo w Ewangelii nie oznacza kursu rozwoju osobistego. To droga krzyża, ascezy, wyrzeczenia, pokuty. To życie pełne walki duchowej, gdzie nie ty jesteś celem, ale Chrystus. Owoc przynosi ten, kto umarł dla siebie, a żyje dla Boga (Gal 2,20). Chwała Ojca nie wypływa z twoich „rozwojowych sukcesów”, lecz z twojego posłuszeństwa i miłości

Co z tego, że Chrystus mówi o owocach, jeśli nie rozumiesz, że jest to owoc życia w jedności z Nim, a nie twojego samozadowolenia czy wywyższania się. To nie jest „samorozwój” w rozumieniu nowoczesnej psychologii, ale pełne podporządkowanie się Chrystusowi i Jego woli. Ty upraszczasz tę prawdę do czysto ludzkiej aktywności i własnych zasług

Michał Dyszyński napisał:
- do pomnażania talentów, zaś każdego, kto tego nie czyni, czeka marny los: A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz - w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. (Ewangelia Mateusza 25:30)


Znowu robisz kalkę myślenia korporacyjnego. Przypowieść o talentach nie mówi o „realizacji siebie”, ale o wiernym pełnieniu woli Bożej. Talenty to nie zestaw cech do rozwinięcia, ale powierzona odpowiedzialność — łaska, wiara, prawda, czas. Bóg rozlicza nie z efektywności w stylu self-help, tylko z wierności. Zauważ: nie pochwała dla tego, kto „najwięcej osiągnął”, tylko dla tego, kto był „wierny w rzeczach małych” (Mt 25,21). To różnica fundamentalna

Sługa nieużyteczny jest potępiony nie dlatego, że nie zrobił kariery czy nie rozwinął swojego potencjału, ale dlatego, że nie wypełnił powołania do wiernego podążania za Chrystusem. Dyszyński, twoje pojmowanie „talentów” to kolejna manipulacja, bo sprowadzasz duchową odpowiedzialność do efektywności i samopomocy, a tymczasem to służba i posłuszeństwo Bogu się liczy, a nie twoje samouwielbienie

Michał Dyszyński napisał:
- do bycia użytecznym A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. (Ewangelia Mateusza 12:36)


Bycie użytecznym w oczach Boga to nie to samo, co użyteczność w oczach coacha. Nie chodzi o to, żeby „robić więcej”, ale żeby mówić prawdę, unikać grzechu, żyć zgodnie z nauką Chrystusa. Każde słowo ma znaczenie, bo jest świadectwem serca. A serce nie jest „centrum rozwoju”, tylko ośrodkiem walki duchowej. Słowa mają być czyste, a nie efektywne. Przestań przekształcać Ewangelię w narzędzie do poprawy produktywności

Bycie „użytecznym” w Ewangelii to coś o wiele głębszego niż produktywność i samodoskonalenie. To życie w prawdzie, miłości i pokorze, nie zaś gonitwa za własnym ego i podążanie za „kursami samorozwoju”. Dyszyński, ty sprowadzasz Chrystusa do coachingu motywacyjnego

Michał Dyszyński napisał:
- do rozwoju niczym kiełkujące ziarno: W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość. (Ewangelia Łukasza 8:15)


I znowu — „rozwój” dokonuje się tylko tam, gdzie człowiek słucha Słowa i zatrzymuje je „sercem szlachetnym i dobrym” — to nie oznacza warsztatów rozwoju osobistego, ale życie w czystości serca, pokucie i pokorze. Wytrwałość to cnota, a nie determinacja coacha. Owoc nie pochodzi z siły charakteru, lecz z łaski i posłuszeństwa. To przypowieść o tym, kto daje się przemienić Słowu Bożemu, a nie o tym, kto „rozwija się” według jakiegoś planu

To, co nazywasz „rozwojem”, to w Ewangelii cierpliwość, pokora i wiara podtrzymywane przez łaskę Bożą, a nie jakikolwiek „kurs” czy „program”. Ty natomiast fałszujesz naukę Chrystusa, wpychając ją w ramy nowoczesnej samopomocy, której sednem jest egotyczne skupienie na sobie, a nie na Bogu

Michał Dyszyński napisał:
Kto odrzuca postulat samorozwoju, odrzuca też główny przekaz Ewangelii.


To jest kłamstwo i manipulacja. Główny przekaz Ewangelii to nie samorozwój, ale zbawienie z łaski przez wiarę w Jezusa Chrystusa i pokorne nawrócenie. Odrzucanie twojej psychologicznej interpretacji nie oznacza odrzucenia Ewangelii, lecz zachowanie jej prawdziwej treści i sensu. Ty pomyliłeś chrześcijaństwo z New Age i bałwochwalstwem własnego ego, które przedstawiasz jako „samorozwój”. Przestań zwodzić innych

To już czysta herezja. Ewangelia głosi Chrystusa ukrzyżowanego, a nie samorozwijającego się. Głównym przekazem Ewangelii jest nawrócenie, wiara, łaska i zbawienie — nie twój rozwój, nie twoje ego, nie twoje plany. Kto odrzuca Ewangelię krzyża, kto neguje potrzebę pokory i posłuszeństwa, ten nie głosi Ewangelii, tylko fałszywą religię człowieka. Twoje „samorozwojowe chrześcijaństwo” to nic innego jak idolatria jaźni przebrana w słowa z Pisma. To nie Ewangelia — to parodia chrześcijaństwa na modłę New Age


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 12:31, 13 Paź 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37578
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:33, 13 Paź 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Kto odrzuca postulat samorozwoju, odrzuca też główny przekaz Ewangelii.


To jest kłamstwo i manipulacja. Główny przekaz Ewangelii to nie samorozwój, ale zbawienie z łaski przez wiarę w Jezusa Chrystusa i pokorne nawrócenie.

Tu mamy perfidny podstęp integryzmu - minę mentalną, którą warto jest rozbroić, polegającą na utożsamieniu idei łaski z wezwaniem do bierności w zakresie rozwoju ducha bożego w człowieku.
Trudno jest znaleźć w Ewangelii jakąś prawdziwą negację dla idei rozwoju. Cała Ewangelia jednak jest na tym rozwoju skupiona - niczym ziarnka gorczycy, czyli od małej formy do rozrośniętego drzewa. Coś przeciwnicy ducha Ewangelii musieli wymyślić, jakiś punkt zaczepienia dla swoim manipulacji, które by odwracały kota ogonem, musieli zastosować. I w końcu wpadli na pomysł - przyczepili się idei łaski.

Czym jest łaska w rozsądnym rozumieniu?
- Łaska w tym znaczeniu duchowym, bożym, pozytywnym jest bliska pojęciom nadziei i więzi. Pozostając w więzi z Bogiem, rozwijając w sobie nadzieję, duchowość człowieka doznaje od Boga impulsów dobra, które scalają się z własnymi działaniami człowieka, pozwalając życiu przynosić owoce. Ta poprawnie rozumiana łaska nie jest zamiast aktywności i rozwoju człowieka, lecz jest właśnie pomocą w tym rozwoju, jest impulsem do niego.
Tymczasem przeciwnicy Ewangelii upichcili z idei łaski coś o dokładnie przeciwnym znaczeniu - nagle łaska zrobiła się postulatem bierności mentalnej i zaniechania samodzielnego rozwoju. Oto - tajemniczym zrządzeniem losu - łaska stała się orężem armii wroga, bo dopatrzono się w niej fałszywej sugestii, iż skoro jest łaska, to człowiek ma zaprzestać aktywności, zaniechać swojego rozwoju, jakby na zasadzie "nie rusz, bo popsujesz", albo "tu tylko łaska będzie działała, ty się zamknij, nic rób, siedź cicho". Idea łaski została zniekształcona, wręcz odwrócona w swojej roli - zamiast być tym, co wspomaga (rozwój) człowieka, łaska nagle miałaby stać się hamulcem tegoż rozwoju. Tu powstała ta perfidna sugestia, aby ludzie pzostawali bierni, bezczynnie oczekujący łaski, czyli, zamiast zakasać rękawy duchowej pracy, mieliby nie wiadomo jak długo oczekiwać, aż łaska wszystko zrobi za nich.

To trzeba sobie w końcu wyjaśnić: łaska Boża w poprawnym rozumieniu nie stanowi sobą wezwania do bierności i zaniechania rozwoju!
Jest dokładnie odwrotnie! To dzięki łasce uruchamiają się moce wewnętrzne człowieka, który się rozwija - pojawia się WSPÓŁPRACA pomiędzy mocami człowieka i mocami Boga. W tej współpracy nie wolno jest wycofać własnej roli, nie wolno jest zaniechać żadnej formy aktywności, uruchamiania wewnętrznych mocy. Właśnie o to w idei łaski chodzi, aby się te wszystkie moce zaktywizowały, połączyły z mocami Boga, dostroiły, inicjując wzrost duchowy. Tu nie ma na kogo się oglądać! Wszystkie ręce na pokład! Wszystko, co człowiek ma, powinno być użyte!
Idea łaski rozumnie potraktowanej jest przeciwna duchowi zaniechania i gnuśności, jest przeciwna blokowaniu mocy dobra, twórczości, przemyślności w człowieku. Pozytywnie rozumiana idea łaski te moce rozwija i inicjuje, zaś człowiek nie tylko nie powinien ich w sobie powstrzymywać, lecz (właśnie w duchu łaski, która będzie subtelna, którą nie zawsze da się wyraziście odczuć) uruchamiać z mocą.

Czym bowiem byłoby oczekiwanie, aż "łaska przyjdzie i zrobi"?...
Po czym ktoś pozna, że łaska "coś zrobiła"?...
Tu jest właśnie ta diabelska perfidia integryzmu, że pod pozorem cnoty skrywa się wezwanie do błędu, kieruje się duchowość na ścieżki ku zgubie. Pokazano cel "ma być łaska". Ale nie wiadomo, kiedy ta łaska przyjdzie.. Więc co? Więc czekamy... :think: A łaski nie widzimy?... - to czekamy... :think: A po czym ją w ogóle poznamy?... - Nikt tego nie wie... :think: Czyli czekamy, czyli nic nie robimy... :think:
Pochwała gnuśności zrealizowana za pomocą postulowania oparcia się na łasce! Niesamowita perfidia, bo na pierwszy rzut oka może nie być tego widać, bo wygląda to nawet "bogobojnie". A jest tylko trucizną duchową!


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 12:40, 13 Paź 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16313
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:23, 13 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Tu mamy perfidny podstęp integryzmu - minę mentalną, którą warto jest rozbroić...


Już sam wstęp zdradza twoją retorykę agresji wobec Tradycji Kościoła. Mówisz o „perfidnym podstępie” i „minie mentalnej” — to język wojenny, mający zasugerować, że katolicka ortodoksja to jakaś zasadzka, oszustwo, zamach na wolność myślenia. Ale to nie Tradycja jest podstępem — podstępem jest właśnie twoje manipulowanie znaczeniami, twoje redefinicje pojęć i twoje przedstawianie Objawienia jako narzędzia samorozwoju. To ty podrzucasz minę, pod płaszczykiem „duchowości”

Michał Dyszyński napisał:
...polegającą na utożsamieniu idei łaski z wezwaniem do bierności w zakresie rozwoju ducha bożego w człowieku.


To absolutne kłamstwo. Kościół nigdy nie utożsamiał łaski z biernością. Wręcz przeciwnie — łaska jest źródłem działania, nie jego negacją. To dzięki łasce człowiek może działać, może się rozwijać, może kochać, może dążyć do świętości. Tradycja katolicka mówi jasno: „Gratia supponit naturam” — łaska buduje na naturze, a nie ją zastępuje. Ale nie daje ci to prawa czynić z łaski narzędzia wyłącznie rozwoju „ducha w człowieku”, jakby chodziło o jakąś psychologiczną ewolucję jednostki. Łaska to dar Boga, nie instrument w służbie twojej duchowej samorealizacji. Ty zaś robisz z niej dokładnie to, co czynili gnostycy: sprowadzasz ją do elementu osobistej ścieżki samouwielbienia

Michał Dyszyński napisał:
Trudno jest znaleźć w Ewangelii jakąś prawdziwą negację dla idei rozwoju.


Tylko że nikt nie neguje „rozwoju” jako takiego — to ty znów stawiasz chochoła, by go zaraz bohatersko pokonać. Ewangelia nie odrzuca rozwoju, ale jasno określa jego fundamenty i kierunek: nie ty rozwijasz się sam, tylko Bóg cię przemienia przez łaskę i posłuszeństwo Jego słowu. To nie rozwój jest problemem, tylko twoja fałszywa koncepcja rozwoju, oderwana od pokory, krzyża i łaski uświęcającej. Ty nie mówisz o rozwoju w duchu chrześcijańskim, tylko o wzroście ego w duchu samowystarczalności

Michał Dyszyński napisał:
Cała Ewangelia jednak jest na tym rozwoju skupiona - niczym ziarnka gorczycy, czyli od małej formy do rozrośniętego drzewa.


Przykład ziarnka gorczycy jest jednym z najczęściej nadużywanych obrazów przez modernistów. Owszem, Chrystus mówi o wzroście Królestwa Bożego — ale nie jako wewnętrznej ekspansji ego czy duchowego narcyzmu. Ziarno rośnie, bo jest zakorzenione w glebie Bożej łaski, bo umiera, by przynieść plon. Nie dlatego, że „chce się rozwijać”. Ewangelia nie jest biografią samorealizacji, tylko drogą na krzyż. A wzrost, o którym mowa, to wzrost w posłuszeństwie, pokorze, świętości, nie w subiektywnym rozwoju „ducha w człowieku”

Michał Dyszyński napisał:
Coś przeciwnicy ducha Ewangelii musieli wymyślić, jakiś punkt zaczepienia dla swoim manipulacji...


Czyli klasyczny atak: przypisujesz integrystom bycie przeciwnikami ducha Ewangelii, podczas gdy sam wypaczasz jej sens. Łaska nie jest wymysłem, tylko fundamentem Ewangelii. To ty chcesz ją zneutralizować, sprowadzając do funkcji rozwoju „ducha ludzkiego”. To ty odwracasz kota ogonem. Kościół nauczał o łasce zanim przyszli jacykolwiek integryści, zanim ty postanowiłeś ustawiać ją jako problem. To nie łaska jest manipulacją — twoje gadanie o „rozwoju” bez podporządkowania łasce jest manipulacją

Michał Dyszyński napisał:
...które by odwracały kota ogonem, musieli zastosować.


Ironiczne, że sam używasz wyrażenia o „odwracaniu kota ogonem”, podczas gdy cały twój wywód to właśnie robi: zamieniasz łaskę w psychologiczny wzrost, zamieniasz posłuszeństwo w zagrożenie, zamieniasz pokorę w patologię, zamieniasz Objawienie w narzędzie samopoznania. Wszystko, co chrześcijaństwo stawia jako fundament, ty przekręcasz w coś szkodliwego. To ty robisz to, o co oskarżasz innych

Michał Dyszyński napisał:
I w końcu wpadli na pomysł - przyczepili się idei łaski.


Tak więc według ciebie idea łaski to wymysł? To „chwyt” apologetyczny? To element „strategii integrystów”? A co z Listem do Rzymian, co z Augustynem, co z Tomaszem z Akwinu, co z całym depozytem Tradycji Kościoła? Wszyscy oni „przyczepili się do łaski”? Twoje twierdzenie to czysta herezja. Łaska nie jest dodatkiem, tylko istotą Ewangelii. Bez łaski nie ma zbawienia. A ty czynisz z niej zagrożenie dla swojego projektu rozwojowego, bo nie mieści się w twojej antropocentrycznej teologii. Twoim bogiem jesteś ty sam, nie Jezus Chrystus

To nie jest myślenie katolickie. To "nowoczesna", zlaicyzowana wersja gnozy: rozwój, wewnętrzne światło, energia duszy, duchowy postęp. Ale bez krzyża, bez posłuszeństwa, bez łaski uświęcającej, bez realnej pokory. Twoje pisanie o „Ewangelii rozwoju” to przerobienie chrześcijaństwa na coaching

Michał Dyszyński napisał:
Czym jest łaska w rozsądnym rozumieniu?


To pytanie postawione w sposób z gruntu błędny. Nie ty, nie ja, nie żaden współczesny duchowy samouk ma prawo samodzielnie definiować „rozsądne” rozumienie łaski. Kościół, natchnione Pismo i Tradycja już to określiły. „Rozsądne” według ciebie oznacza: dopasowane do twoich oczekiwań, twojej pseudofilozofii rozwoju, twojej antropolatrii. Ale łaska nie podlega twojej redefinicji. To dar Boży, nadprzyrodzony i darmo dany, nie będący wynikiem twojej konstrukcji mentalnej

Michał Dyszyński napisał:
Łaska w tym znaczeniu duchowym, bożym, pozytywnym jest bliska pojęciom nadziei i więzi.


Zauważ, że już na wstępie fałszujesz definicję. Łaska nie jest tylko „bliska pojęciom nadziei i więzi” — to realna moc, działająca ponad naturą, wlana przez Boga w duszę człowieka. Ty zaś sprowadzasz ją do jakiegoś emocjonalno-relacyjnego „czucia więzi”, jakby łaska była stanem nastroju lub relacyjnej harmonii. Nie. To nie jest łaska, o jakiej naucza Kościół. To produkt twojej psychospiritualnej ideologii

Michał Dyszyński napisał:
Pozostając w więzi z Bogiem, rozwijając w sobie nadzieję, duchowość człowieka doznaje od Boga impulsów dobra...


Słowo „impuls” doskonale zdradza, że nie mówisz o łasce katolickiej, lecz o jakiejś bliżej nieokreślonej energii psychicznej. Łaska nie jest „impulsem dobra”, tylko realnym udziałem w życiu Bożym. Twoje „impulsy” to język coachingu duchowego, nie chrześcijaństwa. Łaska uświęcająca to nie bodziec, tylko nadprzyrodzone życie Boga w duszy. Ale dla ciebie to zbyt „nierozwojowe”, więc zamieniasz ją w coś wygodnie psychologicznego

Michał Dyszyński napisał:
...które scalają się z własnymi działaniami człowieka, pozwalając życiu przynosić owoce.


I znów: owocność nie jest wynikiem „scalenia się” z ludzką aktywnością. Kościół naucza jasno: bez łaski człowiek nie może uczynić nic zasługującego na życie wieczne. Łaska nie „dołącza się” do twoich działań, tylko poprzedza je, uzdalnia je i prowadzi. Nie jesteś partnerem Boga na równych warunkach, gdzie On daje impuls, a ty „działasz z owocem”. Bez łaski jesteś duchowo martwy. Ale ta prawda ci nie pasuje, bo zniszczyłaby twój mit samowystarczalnego rozwoju

Michał Dyszyński napisał:
Ta poprawnie rozumiana łaska nie jest zamiast aktywności i rozwoju człowieka, lecz jest właśnie pomocą w tym rozwoju, jest impulsem do niego.


Ty nie mówisz o „poprawnie rozumianej łasce”, tylko o swojej wersji łaski — zredukowanej do funkcji rozwoju. Tymczasem Kościół naucza, że to łaska jest pierwsza — człowiek odpowiada, a nie „korzysta z impulsu”. Twoje rozumienie to czysta pelagianizacja: najpierw ty coś robisz, rozwijasz się, otwierasz, a łaska ma tylko dopingować. Takie podejście zostało potępione już w V wieku jako herezja. Ale ty sprzedajesz to jako „rozsądek”

Michał Dyszyński napisał:
Tymczasem przeciwnicy Ewangelii upichcili z idei łaski coś o dokładnie przeciwnym znaczeniu...


Przeciwnicy Ewangelii? Znowu ta sama przewrotna retoryka: każdy, kto nie zgadza się z twoim subiektywnym rozumieniem, jest „przeciwnikiem Ewangelii”. Nie masz prawa stawiać siebie jako jedynego jej obrońcy. To właśnie Kościół — w swojej Tradycji, świętych, Soborach i Magisterium — bronił autentycznego znaczenia łaski. Ty je właśnie wypaczasz i nazywasz to obroną

Michał Dyszyński napisał:
– nagle łaska zrobiła się postulatem bierności mentalnej i zaniechania samodzielnego rozwoju.


Nikt nigdy w katolickiej Tradycji nie nauczał, że łaska oznacza „bierność mentalną”. To wymyślony chochoł. To twoje oskarżenie wobec tych, którzy nie wierzą w samopas rozwój ludzkiego ducha oderwanego od krzyża. Kościół naucza, że rozwój duchowy jest możliwy tylko dzięki łasce — ale to rozwój ku uświęceniu, ku posłuszeństwu, ku krzyżowi, a nie rozwój jako cel sam w sobie

Michał Dyszyński napisał:
Oto - tajemniczym zrządzeniem losu - łaska stała się orężem armii wroga...


Sugerujesz, że Kościół, święci i teologia moralna są „armią wroga”? Mówisz o Tradycji jako o sabotażu Ewangelii? To jest język rewolucji, nie katolickiej wiary. Język buntownika, który nie potrafi przyjąć, że nie on ustala reguły życia duchowego. Łaska nie stała się „orężem wroga” — to ty próbujesz rozbroić łaskę z jej duchowej siły, by zastąpić ją narzędziem samorealizacji

Michał Dyszyński napisał:
...bo dopatrzono się w niej fałszywej sugestii, iż skoro jest łaska, to człowiek ma zaprzestać aktywności, zaniechać swojego rozwoju...


Taka sugestia nie istnieje w żadnym autentycznym nauczaniu Kościoła. Przeciwnie: święty Paweł mówi wyraźnie: „Z bojaźnią i drżeniem zabiegajcie o własne zbawienie. Albowiem to Bóg jest w was sprawcą chcenia i działania zgodnie z Jego wolą” (Flp 2,12-13). To jest właściwe rozumienie: działasz, pracujesz, walczysz — ale tylko dlatego, że Bóg przez łaskę działa w tobie. Nie dlatego, że dostałeś „impuls” i teraz budujesz duchowy fitness

Michał Dyszyński napisał:
...jakby na zasadzie "nie rusz, bo popsujesz", albo "tu tylko łaska będzie działała, ty się zamknij, nic rób, siedź cicho".


Karykatura. Nikomu ortodoksja katolicka nie kazała „siedzieć cicho” ani „nic nie robić”. Przeciwnie: Kościół kształcił świętych, misjonarzy, męczenników — ludzi aktywnych, odważnych, zaangażowanych. Ale nie dzięki swojemu „duchowemu rozwojowi”, tylko dzięki temu, że umierali w sobie, aby żył w nich Chrystus (Ga 2,20). Ty tego nie rozumiesz, bo cały twój model duchowości to samowzrost: duchowy jogging. A łaska ci przeszkadza, bo przypomina, że to nie ty jesteś źródłem siły

Michał Dyszyński napisał:
Idea łaski została zniekształcona, wręcz odwrócona w swojej roli...


Tak. Ale to ty to zrobiłeś. To ty odebrałeś łasce jej nadprzyrodzoność. To ty sprowadziłeś ją do „impulsu dobra”. To ty próbujesz ją podporządkować swojemu pojęciu samorozwoju. Tradycja niczego nie odwróciła — broniła świętości łaski przed herezjami pelagiańskimi i nowoczesnymi. Ty stoisz w tej samej linii co gnostycy, moderniści, New Age

Michał Dyszyński napisał:
...łaska nagle miałaby stać się hamulcem tegoż rozwoju.


Łaska nie jest hamulcem. Ale twoja fałszywa „idea rozwoju” — oderwana od ascezy, od krzyża, od posłuszeństwa Bogu — faktycznie powinna być przez łaskę zatrzymana. Bo ten rozwój prowadzi nie do świętości, ale do samouwielbienia. Łaska nie przeszkadza w rozwoju — przeszkadza w pysze. I to jest twój prawdziwy problem

Michał Dyszyński napisał:
Tu powstała ta perfidna sugestia, aby ludzie pozostawali bierni, bezczynnie oczekujący łaski...


Nie. To tylko twoja projekcja. Nikt nigdy nie nauczał o „biernym oczekiwaniu”. Święci nie czekali — pozwalali się prowadzić. A to wymagało śmierci dla siebie. Ty nie chcesz umierać w sobie. Ty chcesz się rozwijać — rosnąć, samodzielnie dojrzewać, stać się „drzewem”. Tyle że bez ukorzenia w Chrystusie, bez posłuszeństwa, bez uznania: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5)

Cały twój wywód to pelagiańska herezja w nowoczesnym opakowaniu. Łaska nie służy do wspierania twojego planu rozwoju — ona zastępuje twój plan planem Boga. A jeśli tego nie przyjmujesz, to nie mów o Ewangelii. Mów o sobie. I przestań ją fałszować

Michał Dyszyński napisał:
To trzeba sobie w końcu wyjaśnić: łaska Boża w poprawnym rozumieniu nie stanowi sobą wezwania do bierności i zaniechania rozwoju!


Nie, to ty musisz sobie w końcu wyjaśnić, że nikt w Tradycji Kościoła nie głosił, że łaska to wezwanie do bierności. To twój chochoł, twój własnoręcznie sklecony straszak, którego zwalczasz, by wmówić sobie, że bronisz aktywności. Kościół naucza, że łaska jest uprzedzającym darem Boga, który przygotowuje, uzdalnia i prowadzi człowieka do działania — ale działania podporządkowanego Bogu, a nie samowystarczalnego „rozwoju”. Problem nie leży w tym, że ktoś głosi bierność — problem leży w twoim przekonaniu, że wszystko zależy od ciebie, a łaska to jedynie wspomagacz tego, co ty już masz wewnątrz

Michał Dyszyński napisał:
Jest dokładnie odwrotnie! To dzięki łasce uruchamiają się moce wewnętrzne człowieka, który się rozwija...


Zwróć uwagę na konstrukcję: łaska jako zapalnik, a człowiek jako główny motor. To znowu stary pelagianizm w nowym opakowaniu. Otóż nie. To nie dzięki łasce uruchamiają się moce człowieka, jakby łaska była starterem twojego wewnętrznego silnika. To łaska w ogóle daje możliwość działania w porządku zbawczym. Bez niej te twoje „wewnętrzne moce” są bezużyteczne duchowo. Kościół jasno naucza: „bez łaski nie można rozpocząć, prowadzić ani doprowadzić do końca żadnego dzieła duchowego” (Sobór Trydencki). A ty tu mówisz, jakby wszystko już w człowieku było, tylko trzeba to trochę „dostroić”

Michał Dyszyński napisał:
– pojawia się WSPÓŁPRACA pomiędzy mocami człowieka i mocami Boga.


Tak, współpraca (cooperatio) jest prawdą katolicką — ale nie w tym sensie, w jakim ją przedstawiasz. Ty mówisz o niej, jakby była relacją partnerską dwóch równorzędnych podmiotów: „Bóg daje moc – ja daję moc – razem coś tworzymy”. To jest myślenie czysto naturalistyczne, a nie nadprzyrodzone. W rzeczywistości łaska inicjuje, umożliwia i niesie wszystko. Ty możesz współpracować, owszem — ale tylko dlatego, że najpierw zostałeś uzdolniony. To nie „współpraca mocy” — to pokorne poddanie się mocy Boga. Ale pokora nie mieści się w twoim słowniku, bo w twoim modelu to człowiek ma działać pełnią sił, bo „tak trzeba”

Michał Dyszyński napisał:
W tej współpracy nie wolno jest wycofać własnej roli, nie wolno jest zaniechać żadnej formy aktywności...


Tylko znów: ty nie rozumiesz, co w człowieku działa dzięki łasce. Nie rozumiesz, że nie chodzi o twoją inicjatywę, tylko o posłuszeństwo – twoja aktywność ma być skutkiem działania łaski, a nie osobistym popisem duchowego rozwoju. Święci nie byli herosami aktywności, tylko narzędziami. Maryja nie „uruchomiła w sobie mocy”, tylko powiedziała: „Niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk 1,38). To jest postawa ewangeliczna, a nie pełna napięcia „nie wolno się wycofać!” jakby łaska była wojskowym rozkazem

Michał Dyszyński napisał:
...uruchamiania wewnętrznych mocy.


Znów wracamy do obsesji na punkcie „mocy człowieka”. Nie ma w chrześcijaństwie pojęcia „uruchamiania wewnętrznych mocy”, które istniałyby niezależnie od łaski. To język okultystyczny, gnostycki, nie katolicki. Mówisz jak człowiek, który uważa, że nosi w sobie boską iskrę i musi ją tylko „uruchomić” – to herezja. „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5). Nie „mało”, nie „mniej skutecznie” – nic. Cała twoja wizja duchowości opiera się na negacji tej właśnie prawdy

Michał Dyszyński napisał:
Właśnie o to w idei łaski chodzi, aby się te wszystkie moce zaktywizowały...


Nie. W idei łaski chodzi o to, że to Bóg działa. Jeśli „moce się aktywizują”, to nie dlatego, że łaska coś w tobie „wzbudziła”, tylko dlatego, że to już nie ty żyjesz, lecz żyje w tobie Chrystus (Ga 2,20). W twojej wersji to ty żyjesz, rozwijasz się, aktywizujesz, a Bóg ci tylko „pomaga”. To wypaczenie chrystocentrycznego sensu łaski. Ty nie chcesz oddać Bogu chwały — chcesz być współautorem, współarchitektem, współproducentem swojej duchowości. To nie pokora – to pycha

Michał Dyszyński napisał:
...połączyły z mocami Boga, dostroiły, inicjując wzrost duchowy.


Słowo „dostroiły” to kolejny przykład, że myślisz w kategoriach New Age. Duchowe „dostrajanie się” do Boga nie polega na tym, że ty aktywujesz swoje „moce” i łączysz je z „energią Boga”. To nie jest synchronizacja fal. To śmierć dla siebie, aby żyć w posłuszeństwie łasce. Nie „dostrajanie”, tylko podporządkowanie. Bóg nie jest częścią twojego rozwoju — ty masz być narzędziem Jego woli. A twoja „teologia” temu przeczy

Michał Dyszyński napisał:
Tu nie ma na kogo się oglądać! Wszystkie ręce na pokład! Wszystko, co człowiek ma, powinno być użyte!


A to już brzmi jak motywacyjne przemówienie z jakiegoś duchowego bootcampu. Żadnej pokory, żadnego „Jeśli Pan domu nie zbuduje, na próżno trudzą się ci, którzy go wznoszą” (Ps 127,1). Tylko pełna mobilizacja ego. „Wszystkie ręce na pokład!” – tylko że statek płynie w złym kierunku. Bo nie ty jesteś kapitanem, nie ty ustalasz trasę i nie ty decydujesz, kiedy użyć mocy. Jeśli wszystko, co masz, chcesz „użyć” bez rozeznania i posłuszeństwa łasce, to kończysz jak budowniczowie wieży Babel — wielki projekt duchowy, ale bez Boga

Twój problem z łaską to nie kwestia teoretycznego nieporozumienia — to kwestia fundamentalnej niezgody na hierarchię łaski nad naturą. Ty chcesz uczynić z człowieka partnera Boga, a z łaski — energię wspomagającą twój wzrost. Ale łaska nie jest dodatkiem. Jest pierwsza, centralna i niezastępowalna. A człowiek, który chce działać „wszystkim, co ma”, ale bez uniżenia się przed tą prawdą, nie rozwija się — tylko oddala od Boga, w imię duchowości podszytej pychą

Michał Dyszyński napisał:
Idea łaski rozumnie potraktowanej jest przeciwna duchowi zaniechania i gnuśności, jest przeciwna blokowaniu mocy dobra, twórczości, przemyślności w człowieku.


Ależ oczywiście — tylko znowu robisz klasyczne modernistyczne przesunięcie znaczeń. Zaczynasz od frazy pozornie ortodoksyjnej, a kończysz na zupełnie wypaczonym sensie. Owszem, łaska nie prowadzi do gnuśności. Ale nikt z katolickich integrystów nie głosił, że tak jest. Twój atak jest całkowicie chybiony. Stwarzasz pozorny problem, który sam rozwiązujesz, by ogłosić się obrońcą „rozumnego rozumienia”. Rzecz w tym, że łaska nie jest wezwaniem do „uruchamiania przemyślności”, ani „mocy dobra” w sensie humanistycznego samowzrostu. Nie chodzi o to, by człowiek działał twórczo „sam z siebie” z pomocą łaski jako jakiejś duchowej kofeiny. Chodzi o to, by człowiek całkowicie podporządkował się Bogu, aby w nim działał Chrystus, nie jego własna kreatywność czy przemyślność

Michał Dyszyński napisał:
Pozytywnie rozumiana idea łaski te moce rozwija i inicjuje...


Nie. Nie rozwija i nie inicjuje „mocy w człowieku”, jakby były one niezależne i czekały na aktywację. Ty znowu traktujesz człowieka jako duchową maszynę, która ma w sobie potencjał i tylko potrzebuje boskiego „triggera”. To nie łaska rozwija moce człowieka — to łaska przekształca człowieka, przemienia go w nowe stworzenie. I owszem, skutkiem może być twórczość czy dobro, ale one są skutkiem działania Boga, a nie „uruchomienia mocy dobra w człowieku”. I znowu: wszystko, co głosisz, obraca się wokół tego samego błędu — ty nie uznajesz absolutnego prymatu Boga nad duszą. Ty chcesz partnerstwa. A to nie jest chrześcijaństwo. To jest gnoza w wersji kościelnej

Michał Dyszyński napisał:
...człowiek nie tylko nie powinien ich w sobie powstrzymywać, lecz (właśnie w duchu łaski, która będzie subtelna, którą nie zawsze da się wyraziście odczuć) uruchamiać z mocą.


Znów język psychologiczno-energetyczny. „Uruchamiać z mocą”? Kto tak mówi o łasce w Tradycji Kościoła? Święty Tomasz? Augustyn? Jan od Krzyża? Nie. To język coachingu duchowego, nie teologii. Łaska nie jest „subtelnym impulsem” do aktywizacji mocy wewnętrznych. Ona jest nadprzyrodzoną ingerencją Boga w duszę, która prowadzi ją ku zbawieniu, przez pokutę, samozaparcie, krzyż i posłuszeństwo. Ty z łaski robisz narzędzie duchowego progresu, jakby głównym celem była „twórczość i aktywność”. Tymczasem celem jest uświęcenie, a to wymaga zaparcia się siebie, nie „uruchamiania z mocą”

Znowu więc mamy ten sam schemat: ładne słówka, pozorna głębia, a pod spodem pycha i antropolatria. Głosisz wersję łaski, w której to człowiek ma grać pierwsze skrzypce, a Bóg ma być inspiracją i wsparciem. Ale Ewangelia mówi coś zupełnie innego: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23). Nie „uruchamiaj się z mocą”, tylko umieraj w sobie z pokorą — bo tylko wtedy łaska będzie mogła działać naprawdę

Michał Dyszyński napisał:
Czym bowiem byłoby oczekiwanie, aż "łaska przyjdzie i zrobi"?...


Czym byłoby? Aktem wiary i pokory. I dokładnie tego nie jesteś w stanie znieść — że człowiek ma czekać na Boga, nie wiedząc kiedy i jak zadziała. To ci się nie mieści w głowie, bo to ty chcesz działać. Ty chcesz produkować efekty, rozwijać się, być sprawczy. Ale w duchowości chrześcijańskiej nie ty jesteś sprawcą. Bóg działa w tobie, o ile się uniżysz. Święta Teresa z Ávili przez lata nie „działała z mocą”, tylko trwała w duchowej ciemności i modlitwie. Święty Jan od Krzyża pisał o „nocy zmysłów i ducha”, nie o „uruchamianiu potencjału wewnętrznego”. Ale to są duchowości dla pokornych — nie dla tych, którzy mylą chrześcijaństwo z terapią sukcesu

Michał Dyszyński napisał:
Po czym ktoś pozna, że łaska "coś zrobiła"?...


Po owocach. „Po ich owocach poznacie ich” (Mt 7,16). Tylko że owoce łaski to nie są twoje psychologiczne efekty samorozwoju, tylko pokora, czystość serca, cierpliwość, posłuszeństwo, umiłowanie prawdy, gotowość do cierpienia, miłość nieprzyjaciół. To owoce nadprzyrodzone, nie efektywny „wzrost potencjału”. Ty nie widzisz łaski, bo szukasz jej w sobie, nie w Bogu. Chcesz jej jako „narzędzia duchowego rozwoju”, a nie jako niezasłużonego daru, który cię czyni sługą nieużytecznym (Łk 17,10)

Michał Dyszyński napisał:
Tu jest właśnie ta diabelska perfidia integryzmu, że pod pozorem cnoty skrywa się wezwanie do błędu...


Nie, to nie perfidia — to pokora. Ale dla ciebie pokora to „błąd”, „trucizna duchowa”. Bo ty chcesz działać. Ty chcesz mieć pewność. Ty chcesz mierzyć, kontrolować, inicjować, uruchamiać, „nie czekać”. A Ewangelia mówi: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20,29). Więc to nie integryzm jest diabelski. Diabelskie jest to, że nie chcesz uznać, iż to nie ty decydujesz, kiedy i jak łaska przyjdzie. Ty musisz czekać — jak oblubienica na Oblubieńca. A jeśli tego nie rozumiesz, to twoja religijność nie jest chrześcijańska, tylko prometejska

Michał Dyszyński napisał:
Pokazano cel "ma być łaska". Ale nie wiadomo, kiedy ta łaska przyjdzie.. Więc co? Więc czekamy... 🤔 A łaski nie widzimy?... - to czekamy... 🤔 A po czym ją w ogóle poznamy?... - Nikt tego nie wie... 🤔 Czyli czekamy, czyli nic nie robimy... 🤔


Zwróć uwagę, że w całym tym wywodzie drwiłeś z cierpliwości. Drwiłeś z pokory. Drwiłeś z tego, że człowiek nie wie, kiedy łaska przyjdzie. A przecież tak działa Bóg — przychodzi, kiedy chce. Nie wtedy, kiedy ty masz ochotę działać. Co powiedział Chrystus? „Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile” (Dz 1,7). A ty chcesz znać czasy i chwile. Chcesz się „uruchamiać”. Chcesz widzieć efekty, bo mierzysz wiarę efektywnością, a nie posłuszeństwem. Tymczasem Maryja „zachowywała wszystkie te słowa i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2,19). I to jest ideał — nie coaching duchowy

Michał Dyszyński napisał:
Pochwała gnuśności zrealizowana za pomocą postulowania oparcia się na łasce!


To już jest jawna bezczelność. Nazywasz zaufanie łasce „pochwałą gnuśności”. Czyli według ciebie wszyscy święci, którzy godzili się na duchową pustkę, oschłość, próby wiary, czas bez wyraźnych natchnień — byli gnuśni? Teresa z Lisieux, która pisała o doświadczeniu całkowitego opuszczenia — też była gnuśna? Jan od Krzyża, którego modlitwa przez lata nie przynosiła „efektów” — też był leniem? W twojej antropocentrycznej religii — być może. Ale nie w chrześcijaństwie

Michał Dyszyński napisał:
Niesamowita perfidia, bo na pierwszy rzut oka może nie być tego widać, bo wygląda to nawet "bogobojnie". A jest tylko trucizną duchową!


Nie. To, co na pierwszy rzut oka wygląda bogobojnie, a jest trucizną — to właśnie twoja religia aktywności. Twoja „wiara w rozwój”, „uruchamianie mocy”, „nieczekanie”, „pełne zaangażowanie”, „niedopuszczenie do bezczynności” — to jest duchowa trucizna, bo brzmi atrakcyjnie, nawet pobożnie, ale jest skażona pychą. Bóg nie potrzebuje twojej aktywności — potrzebuje twojego posłuszeństwa. Twojego zaufania, nawet gdy nic nie czujesz, nic nie widzisz i nic się nie dzieje. To jest wiara. A ty, gardząc czekaniem, gardzisz wiarą. Gardzisz Maryją pod krzyżem. Gardzisz cierpliwością świętych. Gardzisz duchem Ewangelii

Wszystko, co piszesz, świadczy o jednym: nie zgadzasz się na Boga jako Pana. Chcesz Boga jako partnera. Chcesz łaski jako energii. Chcesz działania, bo boisz się być zależny. Ale chrześcijaństwo nie jest samorozwojem. Chrześcijaństwo to umieranie w sobie, aby żył w tobie Chrystus. I łaska przychodzi wtedy, gdy ty jesteś gotów zniknąć. Ale ty nie chcesz znikać. I dlatego nie rozumiesz ani łaski, ani Ewangelii


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 17:17, 13 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37578
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:34, 13 Paź 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Coś przeciwnicy ducha Ewangelii musieli wymyślić, jakiś punkt zaczepienia dla swoim manipulacji...


Czyli klasyczny atak: przypisujesz integrystom bycie przeciwnikami ducha Ewangelii,

Gwoli ścisłości: zgadzam się.
Na grzech integryzmu przypuszczam atak!
Nie ma co biadolić, że "to jest atak", albo "klasyczny atak", ale tu jest atak, bo zło należy piętnować. Atak jest skuteczny, bo zło nie ma nic sensownego na swoją obronę, czyli musi się posiłkować biadoleniem "to jest atak".
Integryści są przeciwnikami ducha Ewangelii. Jeśli ktoś miał wątpliwości, że integryzm "atakuję", to teraz jawnie to potwierdzam: zło integryzmu atakuję i będę atakował.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16313
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:08, 13 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Nie ma co biadolić, że "to jest atak", albo "klasyczny atak", ale tu jest atak, bo zło należy piętnować.


Nie, nie „atakujesz zła”. Atakujesz Kościół katolicki, jego Tradycję, jego liturgię, jego hierarchiczną strukturę i jego nadprzyrodzoną wizję łaski. Twój atak nie jest żadną szlachetną krucjatą przeciwko błędowi — to zamach na sam fundament Objawienia, które zostało przekazane przez Apostołów, a nie „zinterpretowane najrozsądniej przez człowieka dobrej woli”

W twoim lewackim biadolącym języku każdy autorytet to od razu tyrania. To nie obrona prawdy, tylko autorytarna projekcja: jeśli ktoś nie klaska, to jest po stronie zła

Michał Dyszyński napisał:
Na grzech integryzmu przypuszczam atak!


„Przypuszczam atak” — brzmi jak werwa rewolucjonisty, nie jak służba prawdzie. Atakujesz tu koncepcję wierności depozytowi wiary pod pozorem moralnej odwagi. Ale pamiętaj: niszczenie fundamentów nie jest aktem cnoty, lecz buntem. Chrześcijaństwo nie potrzebuje twych spektakularnych ofensyw, tylko nawrócenia serca. Ty chcesz wyciąć korzenie, a potem pochwalisz się, że uwolniłeś drzewo od „gnicia”. To pusty hałas

Michał Dyszyński napisał:
Atak jest skuteczny, bo zło nie ma nic sensownego na swoją obronę, czyli musi się posiłkować biadoleniem "to jest atak".


To wygodna narracja: jeśli ktoś broni Tradycji, to „biadoli”, bo nie ma argumentów. Rzeczywistość jest inna — obrona prawdy ma argumenty historyczne, pastoralne i teologiczne, które ty odrzucasz jako „biadolenie”, bo nie pasują do twojej tezy. To nie zło się broni, to posłuszeństwo Objawieniu. Twoja retoryka robi z dyskusji wojenkę; zamiast merytorycznie wykazać błąd, stawiasz go na równi z epitetem i demonstracyjnym ostracyzmem

Michał Dyszyński napisał:
Integryści są przeciwnikami ducha Ewangelii.


Oto najważniejsze kłamstwo twojej wypowiedzi — radykalne i bez dowodu. Nazwać wierność depozytowi wiary „przeciwnikami ducha Ewangelii” to przewrotność: to jakby mówić, że ten, kto trzyma latarnię nad przepaścią, jest przeciwny światłu. Integryzm w twoim rozumieniu to synonim ogniowego zła, ale w rzeczywistości integryzm (czyli dążenie do integralnej wierności Objawieniu) jest próbą zachowania słowa Bożego nienaruszonego. Jeśli ty w imię „ducha” rozumiesz relatywizm i indywidualny egzamin sensowności, to tobie bliżej do deformacji Ewangelii niż tym, których etykietujesz

Michał Dyszyński napisał:
Jeśli ktoś miał wątpliwości, że integryzm "atakuję", to teraz jawnie to potwierdzam: zło integryzmu atakuję i będę atakował.


Przyznajesz się do wrogości i gloryfikujesz agresję jako sposób działania. Mówisz „atakuję zło integryzmu” i przyjmujesz, że masz mandat do niszczenia tego, co uważasz za przeszkodę. Tylko że to nie jest święta walka — to egoistyczna rebelia przeciw porządkowi Objawienia. Zło trzeba piętnować, ale nie przez przemianę autorytetu w twoją osobistą tarczę. Jeśli będziesz „atakował” w ten sposób, to nie obronisz Ewangelii — rozkruszysz jej formę i na koniec zostaniesz jedynie głosem własnej pychy

To, co określasz jako „integryzm”, to nic innego jak wierność depozytowi wiary — bez ucieczek w modernistyczne redefinicje, bez „poszukiwań sensów”, które kończą się zawsze w tobie samym. To, co ty nazywasz „duchem Ewangelii”, to przetworzony przez twoją filozofię gnostycki samorozwój, który z chrześcijaństwem ma tyle wspólnego, co buddyjski zen z Ofiarą Mszy świętej

Twierdzisz, że integryści „są przeciwnikami ducha Ewangelii”? Czyli kto? Święty Pius X, który zwalczał modernizm, „synagogę szatana”? Arcybiskup Lefebvre, który ratował Mszę świętą, gdy inni wprowadzali protestanckie nowinki? Święty Atanazy, który trwał przy wierze, gdy większość episkopatu zdradziła? Dla ciebie to są przeciwnicy Ewangelii?

Nie. To ty jesteś przeciwnikiem Ewangelii, bo zamieniasz ją w psychologiczną autoterapię. Przesłanie Ewangelii nie brzmi: „rozwijaj się duchowo i aktywizuj moce wewnętrzne”. Brzmi: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). Brzmi: „Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie”* (Łk 9,23). Brzmi: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5). A ty chcesz „uruchamiać wszystko, co masz”. To duch pychy, nie Ewangelii

Twoja zapowiedź ataku nie jest odwagą, tylko buntem. Zrzucasz autorytet Kościoła, by głosić swoją prywatną religię „rozumnego sensu”. Odmówiłeś posłuszeństwa Tradycji, by ustanowić siebie autorytetem. I wszystko to robisz pod sztandarem „walki ze złem”. Ale to właśnie czynił Lucyfer: zbuntował się w imię wyższego dobra, którego rzekomo nie dostrzegał Bóg

Nie atakujesz „grzechu integryzmu”. Atakujesz pokorę. Atakujesz posłuszeństwo. Atakujesz wytrwanie w tradycyjnej wierze, które wymaga od człowieka umierania siebie, a nie „aktywizowania się”. Nie jesteś reformatorem Ewangelii — jesteś rewizjonistą Objawienia

Zło nie musi się posiłkować biadoleniem — zło robi dokładnie to, co ty: zrzuca maskę, ogłasza wojnę przeciwko Tradycji, nazywa cnotę trucizną, a Kościół — wrogiem. Więc nie dziw się, że twoje „jaśnie oświecone objawienia” nie mają nic wspólnego z katolicyzmem. Są tylko jego symulacją — obficie przyprawioną twoją własną wolą

Ale nie służy się Bogu własną wolą. Służy się Mu posłuszeństwem — temu, co przekazał, nie temu, co sobie sam zinterpretowałeś „rozsądnie” w świetle twoich dylematów. To właśnie różni katolika od duchowego indywidualisty. I dlatego integryści stoją po stronie Krzyża, a nie po stronie duchowego coachingu, który tylko imituje chrześcijaństwo, jak to robi twoja gnostycka religia autokultu jaźni, która nic z chrześcijaństwem wspólnego nie ma i nigdy nie miała. To, co wyznajesz, to tylko New Age oszukańczo przebrany w terminologię chrześcijańską. Naiwni, tacy jak Rychlewski, może się na to nabiorą. Ale ja na pewno nie


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 15:36, 13 Paź 2025, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37578
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:48, 13 Paź 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Jeśli ktoś miał wątpliwości, że integryzm "atakuję", to teraz jawnie to potwierdzam: zło integryzmu atakuję i będę atakował.


Przyznajesz się do wrogości i gloryfikujesz agresję jako sposób działania. Mówisz „atakuję zło integryzmu” i przyjmujesz, że masz mandat do niszczenia tego, co uważasz za przeszkodę.

Żeby nie było wątpliwości: atakuję błędne postawy, ale nie jestem wrogi wobec osób!

Każdy człowiek ma prawo błądzić, wręcz Biblia stwierdza, że "jesteśmy grzeszni", a więc wszyscy błądzimy. Każdy błądzi, grzeszy ha swój własny sposób. Ja też grzeszę.

Mogę grzeszyć nieprawidłową aktywnością, ale mogę też grzeszyć odwrotnie - zaniechaniem działań, które są dobre, które stawia przede mną życie. To nie jest tak, że się ukryję przed grzechem, jeśli zacznę umywać ręce, albo się zasłaniać kimś innym (np. autorytetami). Znamienne jest, że wszystkie grzechy wyliczone w scenie sąd ostatecznego w Ew. Mateusza 25, SĄ GRZECHAMI ZANIECHANIA.
Najbardziej grzeszymy zaniechaniem, gnuśnością duchową, brakiem rozwoju.

Jeśli nawet „tylko uległem pokusie”, to powstaje pytanie: a co wcześniej robiłem, aby się zabezpieczyć przed takimi okolicznościami, gdy tej pokusie ulegnę?… Jak pracowałem nad sobą, aby nie doprowadzić do sytuacji, w której moja słabość okaże się większa, niż wyzwanie?…
Zaniechanie rozwoju…
Zaniechanie rozwoju, zaniechanie przewidywania, co może się stać, gdy przyjdą trudniejsze wyzwania, co powinienem w sobie wzmocnić, aby źli ludzie mną nie zawładnęli… To jest skryty powód, dla większości grzechów!
Jest takie porzekadło określający gnuśność duchową: „jakim mnie Panie Boże stworzyłeś, takim mnie masz!”. Tacy są właśnie ci, którzy się nie rozwinęli, zakopali swoje talenty, nie zadbali o to, aby przed wystąpieniem sytuacji, które kogoś mentalnie przerosną, przeciwdziałać zagrożeniu, wzmocnić się.
I integryzm właśnie do tego zniechęca – za wszelką cenę zniechęca do rozwoju sił „odpornościowych”, testowania swoich mocy. Co proponuje w zamian integryzm?…
- oczekiwanie, że wszystko załatwi łaska. Sam integrysta nic z siebie nie ma prawa dokładać, żadnej świadomej aktywności, tylko co najwyżej wysłucha autorytetów i poczeka na łaskę… Nic nie zrobi, ale to przecież „nie jego wina”, że nic nie robił. Wolno mu i „powinien” tak robić – będzie czekał na łaskę, a gdy już stanie się to zło, to też nie spojrzy na to, że może był za nie odpowiedzialny. Wszak jeśli łaska nie przyszła, to już nie jego wina była… On sam z siebie nic nie może (bo byłby nieposłuszny…).

Grzech zaniechania jest właściwie główny. Jeden z katolickich myślicieli (nie wiem który, tekst słyszałem od znajomego księdza) mawiał, że jest tylko jeden grzech łączny: LENISTWO w służbie bożej.
Jest w istocie tylko lenistwo, gnuśność, zaniechanie, zakopanie talentów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16313
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 3:11, 14 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Żeby nie było wątpliwości: atakuję błędne postawy, ale nie jestem wrogi wobec osób!


To czysta hipokryzja. Najpierw obrzucasz katolików oskarżeniami o „psychopatię”, „lubowanie się w potępianiu”, „integryzm”, który sugerujesz jako coś nieludzkiego i opresyjnego, a teraz próbujesz się wybielić pustym zastrzeżeniem, że nie jesteś „wrogi wobec osób”. Przecież cała twoja erystyka jest nasycona osobistą pogardą i oskarżeniem – i to nie wobec abstrakcyjnych idei, ale wobec konkretnych ludzi wiernych Tradycji. Wbijasz nóż, a potem twierdzisz, że chciałeś tylko „podzielić się refleksją”. Fałsz woła do nieba

Michał Dyszyński napisał:
Każdy człowiek ma prawo błądzić, wręcz Biblia stwierdza, że "jesteśmy grzeszni", a więc wszyscy błądzimy. Każdy błądzi, grzeszy ha swój własny sposób. Ja też grzeszę.


Biblia nie mówi, że „mamy prawo błądzić” – to twoja lewicowa nowomowa, nie chrześcijańska doktryna. Biblia mówi, że jesteśmy grzeszni, ale jednocześnie wzywa do nawrócenia, pokuty i zerwania z grzechem. Chrystus nie przyszedł, by zaakceptować nasze błędy, ale aby nas zbawić od grzechów (por. Mt 1,21). Mówienie, że „każdy błądzi, każdy po swojemu” to relatywizm w czystej postaci – prowadzący prosto do nihilizmu. To właśnie tego typu postawa otępia sumienia i niszczy gorliwość w walce o świętość. Tak, wszyscy grzeszymy – ale nikt nie ma prawa z tego powodu zakazywać innym nazywania grzechu po imieniu

Michał Dyszyński napisał:
Mogę grzeszyć nieprawidłową aktywnością, ale mogę też grzeszyć odwrotnie - zaniechaniem działań, które są dobre, które stawia przede mną życie.


Oczywiście, że możesz. Ale to nie jest żadna głęboka refleksja, tylko oczywistość, którą zna każdy katechumen: są grzechy z działania i zaniechania. Problem w tym, że kiedy tradycyjni katolicy wypełniają uczynki miłosierdzia względem duszy – upominają grzesznych, uczą nieumiejętnych – ty to nazywasz „psychopatycznym oskarżycielstwem”. A więc gardzisz dokładnie tym, co sam teraz przywołujesz jako moralny obowiązek. Jesteś niekonsekwentny do bólu

Michał Dyszyński napisał:
To nie jest tak, że się ukryję przed grzechem, jeśli zacznę umywać ręce, albo się zasłaniać kimś innym (np. autorytetami).


Nie, to ty próbujesz się ukryć za fałszywą pokorą i pseudo-autorefleksją. Sam się zasłaniasz Biblią, wybierając z niej tylko to, co pasuje do twojej gładkiej wizji chrześcijaństwa jako psychoterapii i duchowego „samorozwoju”. Co więcej – jawnie lekceważysz autorytet Kościoła, Urząd Nauczycielski, Tradycję. A przecież Pismo mówi: „Słuchajcie waszych przełożonych i bądźcie im ulegli, bo oni czuwają nad waszymi duszami” (Hbr 13,17). Kościół jest „filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3,15) – a ty go odrzucasz, twierdząc, że autorytet nie może ci niczego nakazać. Jesteś nie tylko w błędzie, ale w jawnym buncie

Michał Dyszyński napisał:
Znamienne jest, że wszystkie grzechy wyliczone w scenie sąd ostatecznego w Ew. Mateusza 25, SĄ GRZECHAMI ZANIECHANIA.


Znamienne jest, że zupełnie ignorujesz inne słowa Chrystusa – jakby Ewangelia kończyła się na jednym rozdziale. Owszem, Mt 25 to potężny sąd nad grzechem zaniedbania, ale nie jest to jedyny rodzaj grzechu, o którym mówi Jezus. To właśnie On przestrzega przed cudzołóstwem, nieczystością, gniewem, pychą, a nawet myślami grzesznymi. Mówi: „Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, rozpusta, kradzieże, fałszywe świadectwa, bluźnierstwa” (Mt 15,19). Co więcej – upomina: „Jeśli brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go” (Mt 18,15). Twój problem polega na tym, że absolutyzujesz fragment Biblii, który da się wykorzystać do swojej ideologii, a całą resztę lekceważysz. To nie jest pobożność. To manipulacja

Michał Dyszyński napisał:
Najbardziej grzeszymy zaniechaniem, gnuśnością duchową, brakiem rozwoju.


Nie, najbardziej grzeszymy pychą – a twoje pisanie jest jej przejawem. Uważasz, że zrozumiałeś więcej niż cały Tradycyjny Kościół, gardzisz tymi, którzy wierzą w hierarchiczny porządek Kościoła, a potem mówisz o „gnuśności duchowej”. Gnuśność to właśnie twoja postawa, która chce wygodnego chrześcijaństwa bez autorytetu, bez dyscypliny, bez wyraźnego rozróżnienia dobra i zła. Prawdziwy rozwój duchowy to pokora, posłuszeństwo i zaufanie Kościołowi – nie autosugestia i psychologiczna papka podszyta modernizmem. Wracaj do Ewangelii, ale całej – nie tylko do jej fragmentów, które pozwalają ci spać spokojnie

Michał Dyszyński napisał:
Jeśli nawet „tylko uległem pokusie”, to powstaje pytanie: a co wcześniej robiłem, aby się zabezpieczyć przed takimi okolicznościami, gdy tej pokusie ulegnę?… Jak pracowałem nad sobą, aby nie doprowadzić do sytuacji, w której moja słabość okaże się większa, niż wyzwanie?…


Znowu stawiasz człowieka w centrum wszystkiego, jakby zbawienie zależało wyłącznie od jego zdolności psychiczno-strategicznych. Chrystus nie powiedział: „Zabezpieczaj się przed pokusą własnym wysiłkiem, bo jak nie, to wina twoja”. Powiedział: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” (Mt 26,41). Fundamentem chrześcijańskiego życia duchowego jest łaska, nie autosugestia. Sam z siebie jesteś niczym. To mówi Ewangelia: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5). Ale ty tę prawdę odrzucasz, bo w twoim obrazie Boga człowiek jest samowystarczalnym „projektem rozwojowym”, który ma się „wzmocnić”, „przewidzieć”, „analizować” i „pracować nad sobą” – jakby to była jakaś korporacyjna autoformacja. Duchowe życie nie jest coachingiem

Michał Dyszyński napisał:
Zaniechanie rozwoju… Zaniechanie rozwoju, zaniechanie przewidywania, co może się stać, gdy przyjdą trudniejsze wyzwania, co powinienem w sobie wzmocnić, aby źli ludzie mną nie zawładnęli… To jest skryty powód, dla większości grzechów!


To kolejny wyraz twojego całkowitego pomieszania kategorii duchowych i psychologicznych. Człowiek nie grzeszy dlatego, że nie „przewidział”, ale dlatego, że odrzucił Boga i Jego prawo. Grzech nie wynika z braku planowania, tylko z braku miłości Boga i posłuszeństwa Jego przykazaniom. „Jeśli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania” (J 14,15). A ty? Zamiast głosić potrzebę łaski uświęcającej, sakramentów i ascezy, wprowadzasz świeckie kategorie „rozwoju”, „przewidywania” i „gnuśności mentalnej”. To nie jest chrześcijaństwo. To religia ego

Michał Dyszyński napisał:
Jest takie porzekadło określający gnuśność duchową: „jakim mnie Panie Boże stworzyłeś, takim mnie masz!”. Tacy są właśnie ci, którzy się nie rozwinęli, zakopali swoje talenty, nie zadbali o to, aby przed wystąpieniem sytuacji, które kogoś mentalnie przerosną, przeciwdziałać zagrożeniu, wzmocnić się.


Znów tworzysz sobie chochoła. Żaden katolik wierny Tradycji nie twierdzi, że „taki mnie Boże stworzyłeś, takim mnie masz” w sensie wycofania się z walki duchowej. Wręcz przeciwnie – Tradycja uczy nieustannego umartwienia, modlitwy, adoracji, codziennego rachunku sumienia. Ale nie jako samowystarczalnej gimnastyki duchowej, tylko jako współpracy z łaską. Twoja wizja „wzmacniania siebie” to pycha, a nie pobożność. Kto ufa tylko sobie, już upadł. „Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku” – także w sobie samym (Jr 17,5). To mówi Bóg, a nie tradycjonalista

Michał Dyszyński napisał:
I integryzm właśnie do tego zniechęca – za wszelką cenę zniechęca do rozwoju sił „odpornościowych”, testowania swoich mocy.


Co za absurd i perfidna manipulacja. Tradycyjna duchowość katolicka to nieustanne doskonalenie się przez walkę duchową, przez praktyki pokutne, przez umartwienie ciała i modlitwę. Święci, którzy wyrośli w „integryzmie”, to giganci ducha: św. Jan od Krzyża, św. Ignacy Loyola, św. Katarzyna ze Sieny, św. Teresa z Ávila. Oni się nie „testowali”, tylko umierali dla siebie, żeby żyć dla Boga. Ale tego ty nie zrozumiesz, bo twoja duchowość to nieustanne podkręcanie własnych „mocy”. To czysta herezja pelagianizmu – zbawienie przez własny wysiłek, bez łaski

Michał Dyszyński napisał:
Co proponuje w zamian integryzm?… oczekiwanie, że wszystko załatwi łaska. Sam integrysta nic z siebie nie ma prawa dokładać, żadnej świadomej aktywności, tylko co najwyżej wysłucha autorytetów i poczeka na łaskę…


I znowu nie masz pojęcia, o czym mówisz. Katolicka nauka o łasce nie wyklucza współpracy z wolą człowieka, ale jasno określa, że to Bóg daje pierwszą inicjatywę. „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec” (J 6,44). To nie jest lenistwo, tylko realizm duchowy. Tradycja uczy: ora et labora – módl się i pracuj. Ale najpierw módl się, najpierw zawierzaj, bo „łaska uprzedza naturę” – jak mówi św. Tomasz z Akwinu. Ty wyśmiewasz oczekiwanie na łaskę, jakby to był przejaw bierności. A to jest dokładnie odwrotność tego, czego uczy Kościół od dwóch tysięcy lat

Michał Dyszyński napisał:
Nic nie zrobi, ale to przecież „nie jego wina”, że nic nie robił. Wolno mu i „powinien” tak robić – będzie czekał na łaskę, a gdy już stanie się to zło, to też nie spojrzy na to, że może był za nie odpowiedzialny. Wszak jeśli łaska nie przyszła, to już nie jego wina była… On sam z siebie nic nie może (bo byłby nieposłuszny…).


To jawne kłamstwo. W Tradycji nikt nie mówi, że „nie jest jego wina, bo łaska nie przyszła”. To ty tworzysz fałszywe schematy, by potem je ośmieszyć. Tradycyjna teologia uczy o synergii – współpracy człowieka z Bogiem. Ale człowiek nie działa sam, bo „to Bóg sprawia w was chcenie i działanie zgodnie z Jego wolą” (Flp 2,13). Prawdziwy katolik nie siedzi bezczynnie – on walczy, ale wie, że to Bóg daje moc. Ty natomiast zamieniasz duchową walkę na świecki rozwój osobisty, duchowość na coaching, świętość na mentalne „wzmocnienie”. A przy tym kłamiesz o tych, którzy żyją Tradycją. Masz czelność zarzucać bierność tym, którzy codziennie klękają, poszczą, modlą się brewiarzem, uczestniczą w Mszy Świętej, przyjmują sakramenty, walczą z pokusami. Zresztą, skoro tak gardzisz czekaniem na łaskę, to po co ci w ogóle chrześcijaństwo? Stwórz sobie religię samowystarczalnego umysłu, gdzie zbawia się ten, kto więcej przewidział i więcej się „wzmocnił”. Bóg ci tam niepotrzebny. Kościół tym bardziej

Michał Dyszyński napisał:
Grzech zaniechania jest właściwie główny.


Fałsz. To nie ty decydujesz, który grzech jest „główny”. Kościół jasno naucza o siedmiu grzechach głównych: pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew i lenistwo (acedia). I to nie „zaniechanie” samo w sobie, lecz pycha jest najpierwszym grzechem – grzechem Lucyfera, korzeniem wszelkiego zła. Katechizm Kościoła Katolickiego (punkt 1866) mówi jasno, że te grzechy główne rodzą inne grzechy – są korzeniem zła moralnego. Twój wybór jednego z nich jako „głównego” nie tylko jest niezgodny z nauką Kościoła, ale też nosi znamiona arbitralnej redukcji, która służy jedynie twojej narracji. Chcesz zamknąć rzeczywistość duchową w jednej kategorii, żeby nią potem manipulować – ale Kościół ci na to nie pozwala

Michał Dyszyński napisał:
Jeden z katolickich myślicieli (nie wiem który, tekst słyszałem od znajomego księdza) mawiał, że jest tylko jeden grzech łączny: LENISTWO w służbie bożej.


A więc znowu „słyszałeś od znajomego księdza”, nie pamiętasz kto, nie wiesz, z jakiego źródła, ale już budujesz całą swoją domorosłą "teologię" na tym rzekomym cytacie. To nie jest argument. To anegdotyczna impresja, którą przedstawiasz jako absolut. A przecież to właśnie Kościół, nie twój „znajomy ksiądz”, ma władzę nauczać. Jak naucza Sobór Trydencki: „nikt nie ma prawa interpretować Pisma Świętego wedle własnego mniemania, wbrew rozumieniu Kościoła” – a ty właśnie to robisz. Poza tym nawet jeśli rzeczywiście jakiś myśliciel użył takiego określenia, to nie znaczy, że należy je traktować dosłownie i wyłączająco. Kościół nigdy nie nauczał, że lenistwo to jedyny grzech. To jest twoja własna doktryna, która ma jedno zadanie: wybielić inne grzechy, które być może cię dotykają – a potępić „gnuśność”, którą utożsamiasz z postawą tradycjonalistyczną. To manipulacja i przeinaczenie nauki

Michał Dyszyński napisał:
Jest w istocie tylko lenistwo, gnuśność, zaniechanie, zakopanie talentów.


Jest w istocie pycha – a ty jesteś jej zakładnikiem. To pycha mówi: „ja wiem lepiej, ja wyciągnę z całej nauki Kościoła tylko to, co pasuje do mojej filozofii”, podczas gdy resztę wyrzucisz na śmietnik. To pycha ignoruje grzechy ciała, języka, pychy intelektualnej, świętokradztwa, herezji, apostazji – i upraszcza wszystko do „gnuśności”. To zresztą znamienne: człowiek, który najbardziej potępia „zaniechanie”, sam zaniechuje pełni Objawienia. Nie ma w twoich słowach żadnej pokory, żadnego słuchania Kościoła, żadnego odniesienia do Objawienia – jest tylko ty i twoja wizja „rozwoju”. Nie jesteś uczniem Chrystusa, jesteś uczniem siebie samego. A Jezus mówi jasno: „Kto was słucha, Mnie słucha; kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10,16) – czyli odnosi to do tych, którzy nauczają w Jego imieniu, czyli Kościoła. A ty tym właśnie gardzisz, nieustannie podważając autorytet Tradycji i Urzędu Nauczycielskiego

Chrystus mówi do Kościoła: „Kto nie słucha Kościoła, niech będzie dla ciebie jak poganin i celnik” (Mt 18,17). Kościół mówi: istnieje wiele grzechów, mają one różne źródła, a człowiek potrzebuje łaski, by się im przeciwstawić. Ty mówisz: „w istocie jest tylko jeden grzech – gnuśność”. To nie jest Ewangelia. To jest twoja ideologia. I jak każda ideologia – prowadzi nie do zbawienia, ale do samozadowolenia i duchowego samozatracenia


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Wto 5:32, 14 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37578
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 9:42, 14 Paź 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Co proponuje w zamian integryzm?… oczekiwanie, że wszystko załatwi łaska. Sam integrysta nic z siebie nie ma prawa dokładać, żadnej świadomej aktywności, tylko co najwyżej wysłucha autorytetów i poczeka na łaskę…


I znowu nie masz pojęcia, o czym mówisz. Katolicka nauka o łasce nie wyklucza współpracy z wolą człowieka, ale jasno określa, że to Bóg daje pierwszą inicjatywę. „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec” (J 6,44). To nie jest lenistwo, tylko realizm duchowy. Tradycja uczy: ora et labora – módl się i pracuj. Ale najpierw módl się, najpierw zawierzaj, bo „łaska uprzedza naturę” – jak mówi św. Tomasz z Akwinu. Ty wyśmiewasz oczekiwanie na łaskę, jakby to był przejaw bierności. A to jest dokładnie odwrotność tego, czego uczy Kościół od dwóch tysięcy lat

Część ewangeliczna kościoła rozumie łaskę, część integrystyczna wypacza ją. Chrześcijanie wierni Ewangelii współpracują z łaską pełnią swoich sił, dają z siebie wszystko, oczekując jedynie boskiego wsparcia w tym obszarze, w którym ludzkie działania są niewystarczające.
Część integrystyczna wycina z tej współpracy rozumność, spontaniczność, szczere zaangażowanie, skupiając wiernego na wpatrywaniu się w swoje autorytety, które nie dbając o rozwój ducha w samym wiernym władczo zarządzą to, czy tamto. Więc boży duch w integrystach karleje, nie rozwija się, zakopane talenty integrystów zżera rdza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16313
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:15, 14 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Część ewangeliczna kościoła rozumie łaskę, część integrystyczna wypacza ją.


Nie, to właśnie twoja „część ewangeliczna” – czyli wyznawcy indywidualistycznej samowolki religijnej – łaskę wypacza. Czym jest łaska, jeśli nie darmowym darem Boga, który nie opiera się na twojej interpretacji, ale na Objawieniu przekazanym przez Chrystusa i strzeżonym przez Jego Kościół? A co ten Kościół mówi? „Jeśli cię nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli Kościoła nie usłucha – niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17). Od kiedy to poganie i celnicy rozumieją łaskę lepiej niż Kościół? Twoja sugestia, że są jakieś „dwie części Kościoła” – ta dobra, ewangeliczna, i ta zła, integrystyczna – to protestancka herezja w czystej postaci. Chrystus nie założył schizmatyckiego zbiorowiska frakcji, tylko jeden Kościół: „Ty jesteś Piotr, i na tej opoce zbuduję Kościół mój” (Mt 16,18). Nie twój, nie „ewangeliczny”, nie „nowoczesny” – tylko Jego. Ty go odrzucasz, więc odrzucasz i Jego

Michał Dyszyński napisał:
Chrześcijanie wierni Ewangelii współpracują z łaską pełnią swoich sił, dają z siebie wszystko, oczekując jedynie boskiego wsparcia w tym obszarze, w którym ludzkie działania są niewystarczające.


To tylko pusta deklaracja – bo gdybyś naprawdę był wierny Ewangelii, nie gardziłbyś Kościołem, przez który ta Ewangelia została przekazana. Łaska nie działa w próżni. Łaska współdziała z wiarą, a ta – jak mówi Pismo – „rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10,17). A kto głosi to słowo? Samowolny interpretator, czy Kościół, który od wieków przekazuje depozyt wiary? Odrzucając Tradycję i autorytet, nie współpracujesz z łaską – przeciwnie, stajesz jej na drodze. Bo łaska nie jest listkiem figowym dla buntu. „Czy mamy pozostać w grzechu, aby łaska była w obfitości? Żadną miarą!” (Rz 6,1–2). Ale ty właśnie grzeszny bunt ubierasz w pozory duchowości

Michał Dyszyński napisał:
Część integrystyczna wycina z tej współpracy rozumność, spontaniczność, szczere zaangażowanie, skupiając wiernego na wpatrywaniu się w swoje autorytety, które nie dbając o rozwój ducha w samym wiernym władczo zarządzą to, czy tamto.


Nie, to nie „integryści” wycinają rozumność – to ty odcinasz rozum od wiary, jakby był jej wrogiem, podczas gdy prawdziwa doktryna głosi: „Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy” (Jan Paweł II, Fides et Ratio). Posłuszeństwo nie wyklucza rozumu – ono go porządkuje. Kościół nie zabija rozumu, ale chroni go przed fałszem. To właśnie samowolna „spontaniczność” prowadzi ludzi do chaosu, do robienia sobie bożków z emocji i wewnętrznych przeżyć. A wtedy już tylko krok do bluźnierstwa, do relatywizmu, do subiektywizmu, który neguje prawdy wiary chrześcijańskiej

Twoje słowa zdradzają cię całkowicie – jesteś anarchistą i nienawidzisz wszelkiego autorytetu, bo przypomina ci on, że nie jesteś panem ani Pisma, ani sakramentów, ani prawdy. A skoro odrzucasz tych, których ustanowił Chrystus, odrzucasz Jego samego. „Kto was słucha, Mnie słucha; a kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10,16). Gardzisz autorytetem Kościoła? Gardzisz Chrystusem

Michał Dyszyński napisał:
Więc boży duch w integrystach karleje, nie rozwija się, zakopane talenty integrystów zżera rdza.


Nie, to twój duch karleje – duch niezależności, buntu, nieposłuszeństwa i pyszałkowatego „oświecenia”. Jak faryzeusze, patrzysz z góry na innych i mówisz: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie” (Łk 18,11), podczas gdy to właśnie ty zakopujesz talent – talent wiary, posłuszeństwa, wspólnoty z Kościołem. To nie „rdza” niszczy wiarę wiernych, tylko trucizna pogardy dla autorytetu, którą ty rozsiewasz. Jezus mówi jasno w przypowieści: „Zły i gnuśny sługo! Wiedziałeś, że żnę, gdzie nie posiałem… Przeto odbierzcie mu talent i dajcie temu, który ma dziesięć” (Mt 25,26-28). A ty właśnie jesteś tym, który nic nie pomnożył – bo boisz się prawdy wymagającej, więc wybrałeś tanią imitację chrześcijaństwa w wersji gnostyckiego New Age

Dyszyński, każda twoja wypowiedź to akt oskarżenia przeciwko samemu sobie. W imię rzekomej „ewangeliczności” odrzucasz Ewangelię, w imię „rozwoju ducha” hamujesz jego wzrost, bo odciągasz ludzi od źródła życia – Mistycznego Ciała Chrystusa, jakim jest Kościół. Piszesz jak sofista, ale mówisz jak buntownik. I jak wszyscy buntownicy, skończysz tam, gdzie są ci, którzy nie chcieli słuchać: „A jeśli Kościoła nie usłucha – niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17)


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Wto 10:18, 14 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37578
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:40, 14 Paź 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Chrześcijanie wierni Ewangelii współpracują z łaską pełnią swoich sił, dają z siebie wszystko, oczekując jedynie boskiego wsparcia w tym obszarze, w którym ludzkie działania są niewystarczające.


To tylko pusta deklaracja – bo gdybyś naprawdę był wierny Ewangelii, nie gardziłbyś Kościołem, przez który ta Ewangelia została przekazana.

A Ty, gdybyś był w stanie podejmować dyskusję o ideach, nie skręcałbyś w oskarżanie mnie, tylko byłbyś w stanie rozważyć samą kwestię poprawności współpracy z łaską.

Ale jesteś jednak (tu przyznaję, że sam na moment ubieram się w tej szatki integrystycznego personalnego komunikowania, co też wynika z tego, że najwyraźniej jak integrysty się nie palnie personalnie palką w czachę, to idee do niego jakoś "nie docierają") nieodrodnym integrystą. O samej kwestii łaski - jako takiej nie umiesz nawet pomyśleć.
Tu widać, jak integryzm wyżera rozum. Integrysta nawet już myśleć o zagadnieniu jako takim nie potrafi, bo ma tak silny napór na oskarżanie osób, że od razu traci wątek w kwestiach merytorycznych.

To ja jeszcze w takim razie wrócę do kwestii łaski. Zrobię to sam, bo integrysta co najwyżej dorzuci tu nie myśl w samej sprawie, tylko kolejne personalne oskarżenia (te zaś można łatwo przeskrolować).
Czym jest łaska w pozytywnym sensie, jeśli odrzucimy integrystyczną z ducha narrację, czy uznamy, iż nie jest on biernym, blokującym własną inicjatywę oczekiwaniem, aż "samo się zrobi"?...
Współpraca z łaską w tym pozytywnym znaczeniu jest chyba formą ducha modlitewnego zapatrzenia OSOBY się w prawdę i dobro. Łaska przyjdzie do OSOBY, do człowieka, do jego WNĘTRZA. Łaska PORUSZY W DUSZY jakieś struny, dotknie czegoś, co człowiek w sobie wypracował, co stało się jego, co w nim rezonuje. Dlatego do współpracy z łaską niezbędny jest też rozwój, wzrastanie samego człowieka, który musi MIEĆ OWE STRUNY, które łaska poruszy. Jak ktoś w sobie ma tylko pustkę i chaos, to łaska Boga nie ma do niego dostępu, bo nie ma na czym zadziałać. Dlatego integrystyczna sugestia utożsamiająca łaskę z biernością jest w istocie przeciwna współpracy z ową laską, jest wypaczeniem fundamentalnym całej idei. Błędem jest integrystyczne myślenie: w sobie będą miał wielkie nic, a głos autorytetów i laska wszystko same zrobią zamiast mnie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 10:46, 14 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16313
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:04, 14 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
A Ty, gdybyś był w stanie podejmować dyskusję o ideach, nie skręcałbyś w oskarżanie mnie, tylko byłbyś w stanie rozważyć samą kwestię poprawności współpracy z łaską.


Czyli mamy klasyczne zagranie: „nie atakuj moich słów, bo to atak na mnie”. Ale to właśnie twoje idee są błędne, to z twojej strony padają oskarżenia wobec Kościoła, wobec wiernych katolików, wobec „integrystów” – czyli tych, którzy mają odwagę mówić, że łaska i prawda są ze sobą nierozerwalne. Jeśli twoje poglądy są obnażane jako sprzeczne z Ewangelią i Tradycją – nie nazywaj tego „oskarżaniem osoby”, bo to tania zasłona dymna. A co do współpracy z łaską – nie przypisuj sobie monopolu na rozumienie tej kwestii. Kościół naucza jasno: „Bóg stworzył człowieka bez niego, ale nie zbawi go bez niego” – to święty Augustyn. Łaska zakłada współdziałanie, ale według Bożych warunków, nie twoich. A twoja koncepcja łaski to raczej „sam się zbawię, a Bóg ewentualnie popatrzy”. To nie Ewangelia – to herezja pelagiańska. Coś dużo tych herezji, nawet jak na ciebie

Michał Dyszyński napisał:
Ale jesteś jednak (tu przyznaję, że sam na moment ubieram się w tej szatki integrystycznego personalnego komunikowania, co też wynika z tego, że najwyraźniej jak integrysty się nie palnie personalnie palką w czachę, to idee do niego jakoś "nie docierają")


Piękna autorefleksja… tylko że niestety podszyta cynizmem i pogardą. Przyznajesz wprost, że celowo bijesz personalnie, bo „inaczej nie dociera”. Tylko że tu nie chodzi o to, że nie „dociera”, ale o to, że twoje wypaczenia są systematycznie demaskowane, a ty nie umiesz się z tym zmierzyć, więc uciekasz w agresję słowną i pogardliwe etykiety. I oczywiście – mówisz to tak, jakbyś był usprawiedliwiony, bo „musisz sięgnąć po pałkę”. Tylko że to właśnie zdradza twój własny upadek intelektualny – nie potrafisz bronić swoich tez merytorycznie, więc przechodzisz do agresji. To nie „integrysta nie rozumie idei”, to ty nie jesteś w stanie wybronić ich na poziomie argumentu. A to, że się do tego przyznajesz i jeszcze próbujesz to ubrać w szaty ironii – to szczyt hipokryzji

Michał Dyszyński napisał:
nieodrodnym integrystą.


Czyli po raz kolejny używasz tego słowa jak obelgi – ale bez jakiejkolwiek definicji. Kim według ciebie jest „integrysta”? Ktoś, kto wierzy w autorytet Kościoła? Kto nie robi sobie własnego chrześcijaństwa? Kto nie wycina z Ewangelii tego, co trudne? Jeśli tak, to dziękuję za komplement. Bo Jezus też był „integrystą” według twojej definicji – nie poszedł za tłumem, nie przymilał się do faryzeuszy, nie rozmywał nauki. I właśnie dlatego mówili o Nim: „Twarda jest ta mowa, któż jej może słuchać?” (J 6,60). Też byś tak mówił. I w zasadzie mówisz to między wierszami, bo rozmywasz nauki Jezusa non stop. Ty nie możesz znieść nauki Jezusa i nawet tego nie ukrywasz. Bo twarda Ewangelia ci przeszkadza. Ty chcesz miękkiej, elastycznej, zależnej od twojego sumienia. Ale Jezus powiedział: „Nie każdy, kto Mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę Ojca” (Mt 7,21). I tu się rozchodzicie: ty chcesz głosić swoją wolę – nie Ojca

Michał Dyszyński napisał:
O samej kwestii łaski - jako takiej nie umiesz nawet pomyśleć.


Znów pusty zarzut. Bo „nie umiem pomyśleć” znaczy u ciebie tyle, co: „nie zgadzasz się ze mną”. Ale to nie jest argument – to wyraz bezsilności wobec faktu, że nauczanie Kościoła o łasce jest jednoznaczne: to inicjatywa Boga, która wymaga odpowiedzi człowieka, ale nie może być przez człowieka dyktowana. A ty właśnie próbujesz odwrócić porządek – jakby to człowiek miał stawiać warunki łasce. Prawda jest inna: „To Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą” (Flp 2,13). A ty chcesz, by to człowiek sam decydował, kiedy i jak łaska zadziała. Nie – to Bóg decyduje, a człowiek ma odpowiedzieć w pokorze i posłuszeństwie. A tego właśnie boisz się najbardziej – posłuszeństwa

Michał Dyszyński napisał:
Tu widać, jak integryzm wyżera rozum. Integrysta nawet już myśleć o zagadnieniu jako takim nie potrafi, bo ma tak silny napór na oskarżanie osób, że od razu traci wątek w kwestiach merytorycznych.


Nie, tu widać tylko to, że nie radzisz sobie z kontrą, która pokazuje słabość twoich tez. „Integryzm wyżera rozum”? To ciekawe, bo właśnie najbardziej przenikliwi teologowie Kościoła – św. Tomasz z Akwinu, św. Augustyn, Benedykt XVI – trzymali się integralnej wiary, bez modernistycznych domieszek. To nie „integryści” tracą wątek – to ty, gdy tylko zostaniesz przyłapany na logicznej sprzeczności, zaczynasz rzucać obelgami i zmieniać temat. Oskarżasz innych o to, co sam robisz: brak refleksji, brak pokory, brak uczciwego podejścia do prawdy

Twój wywód to nie analiza – to kaskada projekcji. Zarzucasz „osobiste ataki”, „brak myślenia”, „brak merytoryki”, ale sam nie potrafisz niczego zdefiniować jasno, ani przedstawić biblijnie spójnej wizji łaski, Kościoła, czy sumienia. Po prostu obrażasz i użalasz się nad sobą, że „integrysta nie rozumie”. Tylko że tu nie chodzi o brak zrozumienia – chodzi o rozpoznanie fałszu. To ty nic nie rozumiesz

Michał Dyszyński napisał:
To ja jeszcze w takim razie wrócę do kwestii łaski.


Znowu „wracasz”, bo nie masz odwagi podjąć tematu od początku, tylko grasz na zwłokę, próbując zyskać sympatię czytelników, jakbyś był ofiarą nieuczciwego „integrysty”. Twoje gry erystyczne niczego tu nie zmieniają – prawda jest nieubłagana, a twoje wymysły są sprzeczne z nauką Kościoła i Biblią

Michał Dyszyński napisał:
Zrobię to sam, bo integrysta co najwyżej dorzuci tu nie myśl w samej sprawie, tylko kolejne personalne oskarżenia (te zaś można łatwo przeskrolować).


Kolejna próba ucieczki od tematu przez deprecjonowanie oponenta i umniejszanie merytorycznej polemiki. Mówi to ktoś, kto sam ledwo trzyma się tematu i zamiast rzeczowo wyłożyć prawdę, wali personalnymi inwektywami na prawo i lewo. Jak mówi Pismo: „Wszyscy ludzie są grzeszni i brak im chwały Bożej” (Rz 3,23), ale to ty sam się wystawiasz na osąd, gdy unikasz dyskusji na argumenty

Michał Dyszyński napisał:
Czym jest łaska w pozytywnym sensie, jeśli odrzucimy integrystyczną z ducha narrację, czy uznamy, iż nie jest on biernym, blokującym własną inicjatywę oczekiwaniem, aż "samo się zrobi"?


Po pierwsze, kto decyduje, co jest „integrystyczną narracją” – ty czy Kościół? W Ewangelii i Tradycji jest jasne, że łaska jest nie tylko darem Boga, ale wymaga od człowieka wysiłku i posłuszeństwa. Nie ma tu miejsca na twoją „inicjatywę”, która miałaby uniezależnić się od autorytetu Kościoła i jego nauki. „Bez mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5) – to jest prawda. A ty próbujesz wmówić, że łaska ma działać na sposób „samodzielny”, ignorując posłuszeństwo. To herezja

Michał Dyszyński napisał:
Współpraca z łaską w tym pozytywnym znaczeniu jest chyba formą ducha modlitewnego zapatrzenia OSOBY się w prawdę i dobro.


Twój „duch modlitewny” bez pokory wobec Kościoła i autorytetu jest pusty i zgubny. Prorok Ezechiel przestrzegał przed tym, by „nie iść za własnym sercem i własnymi oczami” (Ez 14,3), a Jezus powiedział: „Kto was słucha, mnie słucha” (Łk 10,16). To nie jest kwestia „ducha modlitewnego zapatrzenia”, tylko pełnego zaufania i posłuszeństwa Kościołowi, który jest „filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3,15). Bez tego twoja „współpraca z łaską” to tylko iluzja

Michał Dyszyński napisał:
Łaska przyjdzie do OSOBY, do człowieka, do jego WNĘTRZA.


Łaska przychodzi do serca człowieka, ale serce to nie jest samowystarczalne, rozumujące i decydujące o prawdzie według własnych kaprysów. „Bądźcie posłuszni waszym przełożonym” (Hbr 13,17) – to jest właśnie sposób, w jaki łaska się realizuje. Twoja wizja to lansowanie indywidualizmu przeciwko Bożemu porządkowi, a to prowadzi do rozbicia wspólnoty i rozkładu wiary

Twoje pojmowanie łaski jest infantylne i sprzeczne z Biblią i nauką Kościoła. Zachowujesz się, jakbyś chciał mieć łaskę na własnych warunkach, bez wymaganej przez Pismo święte dyscypliny i posłuszeństwa. Tak się nie da. Prawda jest jedna, a nie twoja „pozytywna wizja” bez fundamentu i autorytetu

„A kto nie słucha Kościoła, niech będzie dla ciebie jak poganin i celnik” (Mt 18,17). Nie ty decydujesz, co jest łaską, tylko Kościół, a integryzm to obrona tej prawdy, a nie jakieś „bierności” czy „blokowania inicjatywy”

Michał Dyszyński napisał:
Łaska PORUSZY W DUSZY jakieś struny, dotknie czegoś, co człowiek w sobie wypracował, co stało się jego, co w nim rezonuje.


Twoja wizja łaski to groteskowe zniekształcenie nauki chrześcijańskiej. Łaska nie jest nagrodą za ludzkie „wypracowanie”, ani dźwiękiem poruszającym wyłącznie już istniejące „struny” w duszy. To Bóg sam inicjuje i działa w duszy człowieka, nie czekając na jego zasługi czy „rezonanse”. Jak mówi święty Paweł: „Łaska Boża, która zbawia wszystkich ludzi, została objawiona” (Tt 2,11) i to łaska działa, a nie człowiek w swoim „rozwoju”. Twoje "rozumowanie" to próba uniezależnienia łaski od wszechmocnej woli Boga i podporządkowania jej ludzkim wysiłkom – herezja

Michał Dyszyński napisał:
Dlatego do współpracy z łaską niezbędny jest też rozwój, wzrastanie samego człowieka, który musi MIEĆ OWE STRUNY, które łaska poruszy.


Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak bardzo pomijasz naukę Biblii i Kościoła? Człowiek w stanie grzechu pierworodnego jest martwy duchowo, a to właśnie łaska ożywia i podnosi duszę do życia. „Bez łaski Bożej nie można nic uczynić” (J 15,5). Mówienie, że trzeba mieć „struny” czyli rozwiniętą duszę, żeby łaska mogła działać, to zaprzeczenie fundamentalnej prawdy o działaniu łaski, która jest darem darmo danym nawet tym, którzy nie mają w sobie nic dobrego. To twoja „rozwojowa” teza jest fałszywa, nie Kościoła

Michał Dyszyński napisał:
Jak ktoś w sobie ma tylko pustkę i chaos, to łaska Boga nie ma do niego dostępu, bo nie ma na czym zadziałać.


Takie myślenie jest bluźnierstwem wobec miłosierdzia Bożego. Przecież Bóg nie porzuca człowieka w jego nędzy i chaosie, lecz wchodzi tam, aby przemienić pustkę w życie. Przypomnij sobie, co mówi Pismo: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię” (Mt 11,28). Nie ty decydujesz, czy Bóg ma dostęp do duszy, bo to On jest Panem życia i śmierci, a nie twoja „logika”

Michał Dyszyński napisał:
Dlatego integrystyczna sugestia utożsamiająca łaskę z biernością jest w istocie przeciwna współpracy z ową łaską, jest wypaczeniem fundamentalnym całej idei.


Integryzm nie utożsamia łaski z biernością, tylko z pełnym zaufaniem do woli Bożej wyrażonej przez Kościół i z posłuszeństwem. To ty próbujesz tu wmówić, że posłuszeństwo i cierpliwe oczekiwanie na działanie łaski to „bierność”. Biblia mówi jasno: „Wielką łaskę ma ten, kto cierpliwy jest w próbie” (Jk 1,4). Twoje fałszywe „współdziałanie” to nic innego jak pycha i bunt przeciw Bożej władzy

Michał Dyszyński napisał:
Błędem jest integrystyczne myślenie: w sobie będą miał wielkie nic, a głos autorytetów i laska wszystko same zrobią zamiast mnie.


Oto esencja twojej herezji i buntu. To nieprawda, że integryzm wierzy w „nic” człowieka. Wierzy w to, że bez łaski Bożej i posłuszeństwa Kościołowi człowiek jest zagubiony i martwy duchowo. A twoja wizja to próba uczynienia z człowieka autonomicznej wyspy, zdolnej sama poruszać „struny” łaski bez przewodnictwa i miłości Kościoła. To jest pycha i grzech przeciw Duchowi Świętemu

„Kto się sprzeciwia władzy, sprzeciwia się Bożemu postanowieniu; a ci, którzy sprzeciwiają się, sami na siebie wyrokiem podlegają” (Rz 13,2). Dyszyński, twoje herezje nie mają tu żadnego miejsca. Zapomnij o tych swoich „strunach” i „współpracy”, jeśli nie podporządkujesz się przewodnictwu Kościoła, będziesz zbłądzoną owcą
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin