Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Męska nieodpowiedzialność
Idź do strony 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kawiarnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:49, 29 Kwi 2013    Temat postu: Męska nieodpowiedzialność

W kobiecym ujęciu mężczyźni to osobnicy nieodpowiedzialni.
Dlaczego?
Jak mężczyzna unika wiążących deklaracji w związku z kobietami, to jest "nieodpowiedzialny".
Więc mężczyzna w końcu, wbrew własnemu poczuciu, deklaruje się na ów "poważny związek".
Potem w tym związku coś nie bardzo wychodzi (mężczyzna zadeklarował się wbrew poczuciu tego do czego się nadaje, więc trudno się dziwić).
Wtedy kobiety mówią - ten facet jest nieodpowiedzialny, bo przecież skoro się zadeklarował, to powinien być w tym związku inny...

To wynika z tego, mężczyzna, który czuje się, że nie nadaje się do związku, co by nie zrobił, i tak zawsze jest nieodpowiedzialny...

W mojej rodzinie (dawnej, znam tylko z opowieści) była jedna ciotka, która miała męża pijaka. Ona wychwalała innego pijaka ze swojej rodziny, mniej więcej tymi słowy: oooo, ten ... to jest odpowiedzialny mężczyzna, jak pije, to się nie ożenił. Bardzo odpowiedzialny człowiek.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 20:51, 29 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Niepoprawna




Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:23, 29 Kwi 2013    Temat postu:

"Mężczyzna unika wiążących deklaracji w związku", a jak rodzi się (z tego związku) dziecko, to szczytem jego odpowiedzialności jest stwierdzenie, że będzie płacił alimenty. I szuka kolejnego, niezobowiązującego związku, bo w tym jest mu już za trudno. A nie daj Bóg przyjdzie na świat chłopiec, to ten chłopiec wyrośnie na kolejnego ojca alimenciarza, bo taki zna schemat ojcostwa.

Kobieta nie może sobie pozwolić na taki luz w związku, choćby z tego względu, że przez 9 miesięcy, chciał nie chciał, to ona bierze odpowiedzialność za ich wspólne dziecko. A i potem, nie słyszałam o takich przypadkach, żeby kobieta zostawiała dziecko ojcu a sama odchodziła w kolejny związek. Choć na pewno i od tej reguły są wyjątki.

A 100% pewna antykoncepcja nie istnieje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Niepoprawna




Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:32, 29 Kwi 2013    Temat postu:

Z resztą różnicę w myśleniu między kobietą a mężczyzną widać nawet na przykładzie naszych tekstów. Ty o związku pomyślałeś z perspektywy deklaracji wierności drugiej osobie, ja wzięłam też po uwagę wierność trzeciej osobie, która może pojawić się jako konsekwencja bycia w związku dwóch osób.

Jeśli ten temat Cię interesuje, polecam książkę Eichelbergera "Zdradzony przez ojca". Można znaleźć w sieci.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kori
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 529
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 7:58, 30 Kwi 2013    Temat postu:

czyli widać, że mamy grę- obie strony biorą udział w fantazji, zaprzeczając części samych siebie. z tego fantazjowania rodzi się dziecko.
dziecko nie jest owocem miłości; jest albo wynikiem wypartych części rodziców, albo elementem fantazji.
dziecko kontynuuje zaprzeczanie, bądź kontynuuje fantazję.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Niepoprawna




Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:07, 30 Kwi 2013    Temat postu:

No raczej. Tam gdzie nie ma zaangażowania i deklaracji, czyli wspólnego planowania przyszłości, tam nie ma mowy o miłości. Może być co najwyżej zakochanie, albo tak jak piszesz - gra.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Niepoprawna




Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:41, 30 Kwi 2013    Temat postu:

Sorry Michał, jeśli to, co napisałam zabrzmiało oskarżycielsko. Wielu mężczyzn jest fantastycznymi ojcami. To, że boją się zaangażować, nie musi świadczyć o tym, że nie będą odpowiedzialnymi ojcami. To naturalne, że kobieta prędzej pomyśli o konsekwencjach współżycia, dlatego naturalne też jest, że szybciej się angażuje w związek z mężczyzną, z którym sypia. I tego samego oczekuje od niego. Tak właśnie to widzę. Choć podobno ostatnio ta tendencja ulega jednak zmianie, dzięki temu, że kobiety stały się bardziej niezależne i nie boją się być samotnymi matkami. Dla mnie to bzdura i egoizm, bo taka niezależna matka rodzi dziecko dla siebie. Nie uczy go niezależności, tylko wręcz przeciwnie, uwiązuje je do siebie. Nie musi być tak zawsze, ale ponoć często jest.

Ostatnio zmieniony przez Niepoprawna dnia Wto 11:41, 30 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:34, 30 Kwi 2013    Temat postu:

Niepoprawna napisał:
No raczej. Tam gdzie nie ma zaangażowania i deklaracji, czyli wspólnego planowania przyszłości, tam nie ma mowy o miłości. Może być co najwyżej zakochanie, albo tak jak piszesz - gra.

Pewnie masz dużo racji. Czy całkiem ją masz?...
Wg mnie nie do końca.
- Tu mamy pytanie o definicję miłości. Czy miłość musi być wspólnym planowaniem przyszłości?
Albo jeszcze inaczej: czy znajomość swoich wad (przez mężczyznę), pewna świadomość nieprzekraczalności jakichś emocji (wiem, że nie potrafię być osobą spełniającą warunki dobrego męża, ojca itp. i że spełnienie tych warunków wbrew tym emocjom będzie wiązało się z poczuciem totalnej życiowej klęski) oznacza, że ten mężczyzna na pewno nie kocha nikogo?
A jeśli tenże sam mężczyzna za chwilę skoczy w ogień, aby ratować tę (wg Twojej definicji niekochaną) osobę?...
To mi się wydaje nie takie proste.
Jeżeli masz świadomość, że spełnienie typowych ról, jakich oczekuje od Ciebie społeczeństwo (w konsekwencji też kochana osoba) oznacza dla Ciebie stałe cierpienie, poczucie, że chce Ci się tylko wyć w każdej chwili życia, strach, że tego nie wytrzymasz i pękniesz, czy taka świadomość po prostu przekreśla miłość?...
A może to jednak jest jakaś forma odpowiedzialności?...

Kiedyś myślałem, że do niemal wszystkiego jestem w stanie się zmusić. Ewentualnie, że jest to kwestia pracy nad sobą, może czasu. Dziś wiem, że nie za wiele da się w sobie zmienić w pewnych zakresach (w innych owszem). Widzę ludzi, którzy przez całe życie cierpią w milczeniu, znosząc role, jakie przeznaczył im świat. Może to i piękne, może podniosłe. Ale często jest tak, że ktoś nie wytrzymuje, że puszcza w szwach. Potem się dziwią, że na jedno udane samobójstwo kobiety, przypada aż 7 podobnych samobójstw mężczyzn.
Myślę, że jak ktoś ma przez wiele lat poczucie jakiegoś totalnego bycia nie na miejscu, życia wbrew sobie, to trudno jest wszystko zwalić na proste: nie kochasz, nie jesteś odpowiedzialny, to wszystko twoja wina.


Niepoprawna napisał:
Sorry Michał, jeśli to, co napisałam zabrzmiało oskarżycielsko.

Podoba mi się taki bezpośredni ton, jaki Ty stosujesz. Nie warto bawić się w zbytnie ozdobniki. Byle nie wpaść w przesadę i nie zacząć bluzgać, obrażać. Ale najciekawsze są teksty właśnie w takim bezpośrednim tonie. A do tego zmierzają prostą ścieżką do myśli, a nie bawią w ogródeczki.

Niepoprawna napisał:
To, że boją się zaangażować, nie musi świadczyć o tym, że nie będą odpowiedzialnymi ojcami. To naturalne, że kobieta prędzej pomyśli o konsekwencjach współżycia, dlatego naturalne też jest, że szybciej się angażuje w związek z mężczyzną, z którym sypia. I tego samego oczekuje od niego. Tak właśnie to widzę. Choć podobno ostatnio ta tendencja ulega jednak zmianie, dzięki temu, że kobiety stały się bardziej niezależne i nie boją się być samotnymi matkami. Dla mnie to bzdura i egoizm, bo taka niezależna matka rodzi dziecko dla siebie. Nie uczy go niezależności, tylko wręcz przeciwnie, uwiązuje je do siebie. Nie musi być tak zawsze, ale ponoć często jest.

Mi nie chodziło o odpowiedzialność ojcowską. Na pewno nie pochwalam niebieskich ptaków, facetów, którzy rozsiewają swoje (jakże przecież wspaniałe...) geny na lewo i prawo, a nie poczuwają się do niczego ze swojej strony. Myślę o innym przypadku - facetach, którzy właściwie są z innego bieguna - oni się nie angażują właśnie z tego powodu, że nie chcą być nieodpowiedzialni, nie chcą okazać się złymi ojcami, mężami. Oni unikają deklaracji, czasem nawet związków, zamykają się w sobie. Właściwie, to może powinni iść do zakonu, albo zostawać pustelnikami.
Wydaje mi się, że dużej części kobiet łatwiej jest dostosować się do pewnych wymagań odpowiedzialności - w sposób, jaki urządził to współczesny świat. Ta odpowiedzialność to po prostu mrówcza praca, cierpliwość, nadzieja, że się uda, że będzie lepiej. Kobiety w sposób bardziej naturalny pragną potomstwa, a potem (w większości, bo oczywiście nie wszystkie), łatwiej przychodzi im obdarzać te dzieci uczuciem.
Faceci mają znacznie częściej zespół Aspergera - czyli takie psychiczne silne ukierunkowanie się na zadanie, na cel, przy upośledzeniu uczuć, szczególnie tych uczuć społecznych, związanych z bliskością, empatią.

I jeszcze jedno na koniec. Proszę nie wyciągać wniosków, że ja się skarżę na swój los. To nie tak. Uważam, że mój związek jest dość udany, dzieci też są chyba w miarę udane. To co piszę wynika z pewnej post analizy zarówno części własnych uczuć (choć jednak z nieco innego zakresu, niż tutaj opisywany), ale też (bardziej!) z obserwacji zachowań innych ludzi. Z moją osobistą sytuacją, uczuciami, opis który przedstawiłem ma związek dość odległy i zawikłany. Na pewno narzucający się wniosek w tą stronę byłby fałszywy. Po prostu chciałem tu przedstawić pewien problem ludzi, którzy żyją wbrew sobie, dostosowując się do różnych społecznych wzorców. Nawet jeśli te wzorce jakoś intelektualnie akceptują, ale nie czują się na siłach sprostać wynikających z nich wymaganiom. W uczuciach romantycznych to fajnie wychodzi, bo najsilniej widać tu ów konflikt pomiędzy świadomością własnej ułomności, a wymaganiami życia.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 13:46, 30 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
chryzjan
Areszt prewencyjny do złożenia wyjaśnień



Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 955
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 13:55, 30 Kwi 2013    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
…W kobiecym ujęciu mężczyźni to osobnicy nieodpowiedzialni.
Dlaczego?
Chyba nie rozumiem Michale o co Ci chodzi…
Przecież mężczyźni z tzw. natury do tzw. związków się nie nadają.
Czy chcesz zrozumieć kobiety i do nich kierujesz pytanie?
__________________________________
„Niektóre kobiety są po to, by je wielbić, inne - żeby je bzykać.
Problem mężczyzn polega na tym, że ciągle mylą pierwsze z drugimi.”
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:27, 30 Kwi 2013    Temat postu:

chryzjan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
…W kobiecym ujęciu mężczyźni to osobnicy nieodpowiedzialni.
Dlaczego?
Chyba nie rozumiem Michale o co Ci chodzi…
Przecież mężczyźni z tzw. natury do tzw. związków się nie nadają.
Czy chcesz zrozumieć kobiety i do nich kierujesz pytanie?
__________________________________
„Niektóre kobiety są po to, by je wielbić, inne - żeby je bzykać.
Problem mężczyzn polega na tym, że ciągle mylą pierwsze z drugimi.”

Do nich, ale nie tylko.
Faktycznie owe "tzw. związki" to ogólnie wytwór kobiecego języka. Mężczyzna ma "swoją kobietę", wtedy jest zadowolony. I wisi mu kalafiorem to, czy "jest w związku". Dla kobiet (chyba...) jest to jakoś inaczej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Niepoprawna




Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:06, 30 Kwi 2013    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Tu mamy pytanie o definicję miłości. Czy miłość musi być wspólnym planowaniem przyszłości?

Kurde! Dokładnie takie pytanie zadał mi ostatnio dobry znajomy (nie piszę przyjaciel, żeby uniknąć dwuznaczności). Też fizyk, notabene.
Myślę, że miłość ma inną definicję w ujęciu mężczyzny i inną w ujęciu kobiety. Mało tego, może mieć inną definicję dla każdej osoby. Dlatego może nie ma sensu szukać ogólnej definicji, może nawet w ogóle definicja nie jest ważna. Ważne jest natomiast pytanie "co mogę Ci dać?", zadane osobie, którą się kocha. Po wymianie pytań i uzyskaniu na nie odpowiedzi trzeba by się zastanowić co z tego, czego ode mnie oczekuje kochana osoba, mogę jej dać i czy to jej wystarczy.

Michał Dyszyński napisał:
Myślę o innym przypadku - facetach, którzy właściwie są z innego bieguna - oni się nie angażują właśnie z tego powodu, że nie chcą być nieodpowiedzialni, nie chcą okazać się złymi ojcami, mężami. Oni unikają deklaracji, czasem nawet związków, zamykają się w sobie. Właściwie, to może powinni iść do zakonu, albo zostawać pustelnikami.
Wydaje mi się, że dużej części kobiet łatwiej jest dostosować się do pewnych wymagań odpowiedzialności - w sposób, jaki urządził to współczesny świat. Ta odpowiedzialność to po prostu mrówcza praca, cierpliwość, nadzieja, że się uda, że będzie lepiej. Kobiety w sposób bardziej naturalny pragną potomstwa, a potem (w większości, bo oczywiście nie wszystkie), łatwiej przychodzi im obdarzać te dzieci uczuciem.
Faceci mają znacznie częściej zespół Aspergera - czyli takie psychiczne silne ukierunkowanie się na zadanie, na cel, przy upośledzeniu uczuć, szczególnie tych uczuć społecznych, związanych z bliskością, empatią.
Myślę, że zarówno wielu mężczyzn, jak i wiele kobiet w dzisiejszym świecie czuje, że nie spełnia narzuconych norm. Kobieta przekonuje się, że nie potrafi sprostać kanonowi zawsze zadbanej, wykształconej, dobrze zarabiającej, niezależnej, a do tego wiecznie młodej mamy, znajdującą czas na wychowywanie swojej gromadki dzieci, oczywiście wychowanie bez klapsów. Mężczyzna zaś... A no właśnie, co przerasta współczesnego mężczyznę? Zobowiązania? Bliskość emocjonalna? Napisałeś, że mężczyzna nie chce się zobowiązywać dlatego, że boi się, że nie sprosta roli dobrego ojca, męża. A jaki jest, Twoim zdaniem dobry ojciec i dobry mąż?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
luzik
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 7:26, 01 Maj 2013    Temat postu:

chryzjan napisał:

__________________________________
„Niektóre kobiety są po to, by je wielbić, inne - żeby je bzykać.
Problem mężczyzn polega na tym, że ciągle mylą pierwsze z drugimi.”


I tu psa żeśmy pogrzebali...

------------------------
"Miłość nie wy­raża się w prag­nieniu up­ra­wiania sek­su, lecz w prag­nieniu wspólne­go snu."
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
luzik
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 7:32, 01 Maj 2013    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Faktycznie owe "tzw. związki" to ogólnie wytwór kobiecego języka. Mężczyzna ma "swoją kobietę", wtedy jest zadowolony. I wisi mu kalafiorem to, czy "jest w związku". Dla kobiet (chyba...) jest to jakoś inaczej.


Owe "związki" to wytwór odpowiedzialnosci kobiet. Czy posiadanie kobiety różni się od posiadania auta?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
luzik
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 7:47, 01 Maj 2013    Temat postu:

Niepoprawna napisał:
Myślę, że zarówno wielu mężczyzn, jak i wiele kobiet w dzisiejszym świecie czuje, że nie spełnia narzuconych norm. Kobieta przekonuje się, że nie potrafi sprostać kanonowi zawsze zadbanej, wykształconej, dobrze zarabiającej, niezależnej, a do tego wiecznie młodej mamy, znajdującą czas na wychowywanie swojej gromadki dzieci, oczywiście wychowanie bez klapsów. Mężczyzna zaś... A no właśnie, co przerasta współczesnego mężczyznę? Zobowiązania? Bliskość emocjonalna? Napisałeś, że mężczyzna nie chce się zobowiązywać dlatego, że boi się, że nie sprosta roli dobrego ojca, męża. A jaki jest, Twoim zdaniem dobry ojciec i dobry mąż?


Samoakceptacja rozwiązuje problem.
Wiszą mi kalafiorem narzucane przez innych normy.
Dzięki temu jestem wiecznie młodą matką (bo matką koleżanką).
Z przyjemnoscią pewną zauważam, że dzięki temu liczba moich dzieci, mimo, że się nie rozmnażam wciąż rośnie.
A, no i nie rozdzielam klapsów, mam anielską cierpliwosc do dzieci, psow i podopiecznych.
Atrakcyjnosc to kwestia gustu. Najlepiej jest w chwili narodzin zakochac się w sobie na zabój. Taka miłosc procentuje z wiekiem ;).
Kluczem do szczęścia nie jest zakładanie masek. Na starcie trzeba pokazac wszystko, słabosci także. Odbior na wspolnych falach pozwoli na bezpieczne żeglowanie w życiu. Amen :)


Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Śro 9:29, 01 Maj 2013, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:44, 01 Maj 2013    Temat postu:

Niepoprawna napisał:
Myślę, że zarówno wielu mężczyzn, jak i wiele kobiet w dzisiejszym świecie czuje, że nie spełnia narzuconych norm. Kobieta przekonuje się, że nie potrafi sprostać kanonowi zawsze zadbanej, wykształconej, dobrze zarabiającej, niezależnej, a do tego wiecznie młodej mamy, znajdującą czas na wychowywanie swojej gromadki dzieci, oczywiście wychowanie bez klapsów. Mężczyzna zaś... A no właśnie, co przerasta współczesnego mężczyznę? Zobowiązania? Bliskość emocjonalna? Napisałeś, że mężczyzna nie chce się zobowiązywać dlatego, że boi się, że nie sprosta roli dobrego ojca, męża. A jaki jest, Twoim zdaniem dobry ojciec i dobry mąż?

Właśnie ten problem mi tu świta. Tzw. "poważny związek" niesie ze sobą jeszcze jeden bagaż - rodzina. Człowiek nie wie, jak zostanie przyjęty, jak zostaną odebrane jego słabości. Do tego dochodzi rola ojca. Dla wielu facetów, rola bardzo mało intuicyjna, niezrozumiała. Kobiety chyba jakoś mają genetycznie wyraźniej ustanowione macierzyństwo.
Dobry ojciec i mąż?...
Na pewno pierwszym pasującym tu słowem wydaje się być "miłość", a drugim jeszcze "rozsądek". Ale to chyba nic nowego.

Kiedyś (nie pamiętam gdzie) przeczytałem takie określenia na temat miłości:
CZY JESTEM KOCHANY(A)? - to pytanie zadaje sobie pewnie każdy
rzadziej ludzie pytają się siebie:
CO ZROBIĆ, ABY MNIE LUDZIE MOGLI KOCHAĆ?
a już objawem wyjątkowym jest postawienie pytania:
CZY JA SAM(A) POTRAFIĘ KOCHAĆ?

Osobiście nurtuje mnie właśnie to ostatnie pytanie: bo właściwie to nie widzę jakichś takich - do końca pewnych, niezaprzeczalnych - objawów miłości.
- pożądanie?... - może wystąpić całkiem bez miłości, może go nie być u osób kochających
- pragnienie bliskości?... - niektórzy całkiem dobrze opanowali sztukę kochania na odległość
- pragnienie pomocy?... - niektórzy ciągle ludziom się ze swoją pomocą narzucają i z miłością (tej drugiej osoby) może to nie mieć wiele wspólnego
Ten problem stawia też luzik, pytając o facetów, którzy kochają i kobiety, i swoje samochody. I może do końca sami nie wiedzą, co bardziej, trwalej.

Dlatego pewnie trochę nie dziwię się ludziom, którzy w ogóle uciekają od uczuć, związków. Skoro tu tyle komplikacji...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
luzik
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:15, 01 Maj 2013    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:


Kiedyś (nie pamiętam gdzie) przeczytałem takie określenia na temat miłości:
CZY JESTEM KOCHANY(A)? - to pytanie zadaje sobie pewnie każdy
rzadziej ludzie pytają się siebie:
CO ZROBIĆ, ABY MNIE LUDZIE MOGLI KOCHAĆ?
a już objawem wyjątkowym jest postawienie pytania:
CZY JA SAM(A) POTRAFIĘ KOCHAĆ?

Osobiście nurtuje mnie właśnie to ostatnie pytanie: bo właściwie to nie widzę jakichś takich - do końca pewnych, niezaprzeczalnych - objawów miłości.




Mnie także nurtuje tylko trzecie pytanie. Ciągle nie wiem ... .


Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Śro 12:16, 01 Maj 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:21, 01 Maj 2013    Temat postu:

luzik napisał:
Michał Dyszyński napisał:
CZY JA SAM(A) POTRAFIĘ KOCHAĆ?


Mnie także nurtuje tylko... pytanie. Ciągle nie wiem ... .


Tu jest chyba ten ciekawy związek z odpowiedzialnością. Z jednej strony bez odpowiedzialności trudno sobie wyobrażać prawdziwą miłość. Ale z drugiej strony skupienie się zbytnie na odpowiedzialności jakoś zabija spontaniczność, jakąś formę zaufania, radości bycia razem. U osób kochających się odpowiedzialność chyba jest bardziej naturalna, może automatyczna, a nie wymuszona skierowana przeciwko wewnętrznym impulsom. Może to jest właśnie część odpowiedzi na to pytanie - że ktoś kocha (naprawdę) wtedy, gdy odpowiedzialności nie musi sobie narzucać rozumem, a pojawia się ona sama, w sposób naturalny, tak jak się oddycha, albo unika bólu?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Niepoprawna




Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:04, 01 Maj 2013    Temat postu:

Luzik, no ale tu znowu masz jakieś dopasowywanie się do norm. Tak ja to widzę. Zastanawiacie się z Michałem nad poprawną definicją miłości, zamiast zastanawiać się nad tym czym ona jest dla Was. Ale może się mylę?

Ja myślę, że jest tyle rodzajów miłości, ile jest istnień, które jej doświadczają. A nawet jeszcze więcej, bo inaczej się kocha rodzica, inaczej męża/żonę, inaczej dziecko, inaczej psa, kota, rybkę, chomika, przyrodę... nie wiem co tam jeszcze.
Mam wrażenie, że my, ludzie, za bardzo racjonalizujemy, za dużo główkujemy nad emocjami, a za mało pozwalamy sobie je po prostu czuć, zauważać. Może pokutuje w nas przekonanie, że człowiek inteligentny, na poziomie, to człowiek, który kontroluje swoje emocje, nie ulega im? Tylko czy niezauważanie ich jest kontrolowaniem? Wydaje mi się, że jest wręcz odwrotnie, bo niezauważane emocje nie znikają, a żyją sobie w podświadomości i właśnie w tamtym miejscu pozostają poza kontrolą świadomości.

Michał, a dlaczego mężczyzna nie może po prostu sięgnąć pamięcią do swojego dzieciństwa, młodości i czerpać ze wzoru ojcostwa jaki miał w domu?

Znowu zadajesz ogólne pytania o objawy miłości, a ja niezmiennie twierdzę, że nie ma ogólnej odpowiedzi. Sam to przecież widzisz.

Co zrobić, żeby ktoś mnie mógł pokochać? Ano może zwyczajnie zapytać go, co mogę dla niego zrobić? Słuchać, interesować się (ale nie być wścibskim!), zauważać potrzeby drugiej osoby i w miarę możliwości wyciągać pomocną dłoń, szanować jej odmienność, akceptować, ale też umieć "dać kopa" kiedy robi coś złego. Jednocześnie dzielić się sobą, swoimi uczuciami, myślami, problemami, radością, czasem... To mówię rzecz jasna ze swojego punktu widzenia. Tego ja potrzebuję od osób, które kocham, to staram się im dawać, bo najczęściej też takie potrzeby komunikują.

Czy to właśnie jest definicyjna miłość? "Wisi mi to kalafiorem" :rotfl:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Niepoprawna




Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:20, 01 Maj 2013    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
... skupienie się zbytnie na odpowiedzialności jakoś zabija spontaniczność, jakąś formę zaufania, radości bycia razem.
Normalnie jakbym słyszała mojego kolegę :shock:
Wy, mężczyźni, chyba generalnie nie jesteście stworzeni do monogamii, wiązania się na całe życie. Nie chcę tutaj oceniać, ale mam jakieś takie obserwacje ostatnio. Nawet jeśli ktoś się zwiąże, to tak w okolicach 40 - 50 zaczyna się u mężczyzn kryzys i "duszenie się" w związku. Zjawisko dość myślę znane powszechnie.

Kolega ma tak silny ten opór przed formalizacją związku, że kryzys pojawia mu się zawsze po raptem średnio 2 - 3 latach. A dodam, że do 40 mu jeszcze sporo brakuje.


Ostatnio zmieniony przez Niepoprawna dnia Śro 17:24, 01 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
chryzjan
Areszt prewencyjny do złożenia wyjaśnień



Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 955
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 18:10, 01 Maj 2013    Temat postu:

Co Wy tu o jakiejś miłości - miało być o odpowiedzialności (albo jej braku)!
Np. prawo – prawie wszędzie – dość precyzyjnie orzeka w TYCH sprawach, pytanie czy prawidłowo - niech będzie nawet z kobiecego punktu widzenia? :)
_____________________________________
"Miłość ze swej istoty jest niesprawdzalna – potrzebuje więc przysiąg i dowodów."
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 0:16, 02 Maj 2013    Temat postu:

Niepoprawna napisał:
Michał, a dlaczego mężczyzna nie może po prostu sięgnąć pamięcią do swojego dzieciństwa, młodości i czerpać ze wzoru ojcostwa jaki miał w domu?

No cóż, mógłbym. Ale moi rodzice się rozwiedli. Nie wytrzymali ze sobą. Nie zamierzam oceniać tak do dna, ale to chyba nie jest najlepszy wzorzec...
Dlatego właśnie to jest takie skomplikowane.

Niepoprawna napisał:
Michał Dyszyński napisał:
... skupienie się zbytnie na odpowiedzialności jakoś zabija spontaniczność, jakąś formę zaufania, radości bycia razem.
Normalnie jakbym słyszała mojego kolegę :shock:
Wy, mężczyźni, chyba generalnie nie jesteście stworzeni do monogamii, wiązania się na całe życie. Nie chcę tutaj oceniać, ale mam jakieś takie obserwacje ostatnio. Nawet jeśli ktoś się zwiąże, to tak w okolicach 40 - 50 zaczyna się u mężczyzn kryzys i "duszenie się" w związku. Zjawisko dość myślę znane powszechnie..


Ja akurat jestem z moją żoną już ponad 23 lata. I "jakoś ciągniemy". Więc to chyba nie ten przypadek.
Piszę o czymś trochę innym (chyba) - nie o prostym znudzeniu, nie o typowo męskim pragnieniu wolności, a do tego pewnie jeszcze łechtaniu ambicji zdobywcy kolejnej kobiety. Myślę o tych ludziach, którzy wiele lat spędzają razem z czystego obowiązku, może trochę ze strachu przed samotnością i nie zastanowią się, czego właściwie od tego życia, od samego siebie, od drugiej osoby chcą. Obowiązek, jeśli to tylko obowiązek i nic poza nim, to straszny kierat, cierpiętnictwo, wrzucenie życia w koszmar.

W hymnie o miłości św. Paweł wyraża się, że
" gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał. "
Tutaj widać ciekawe postawienie sprawy, że samo poświęcenie jest nieskuteczne - "nic bym nie zyskał".
Miłość jest więc czymś więcej, niż gotowością do poświęceń i też pewnie czymś więcej, niż spełnianiem norm społecznych. Jest więc czymś więcej, niż prostą odpowiedzialnością za słowo, za miejsce, w którym nas postawił los.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
luzik
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:17, 02 Maj 2013    Temat postu:

Niepoprawna pisała o różnych rodzajach miłości.
W tym wątku zajęliśmy się miłością do partnera (choć Chryzjan "czepnął" się, że nie o miłości miało być, ale o odpowiedzialności). Tematy zaś są ze sobą związane, a nawet gdyby nie były, to kto nam zabroni powiązać?
Myślę, że i mężczyznę każdego kocha się inaczej. Zależne jest to od wieku, doświadczenia, sytuacji życiowej a także cech osobowych obiektu.
Inaczej kocha się tyrana, despotę, inaczej niedorajdę, pierdołę, safandułę. W przypadku facetów zaradnych, samczych możemy sobie poczucie odpowiedzialności darować, natomiast gdy mamy okoliczność z kimś kto jest od nas zależny w sposób fizyczny i psychiczny to opieka nad nim jest nadrzędna. Sobie owszem możemy kochać kogo tam chcemy, nie zwalnia nas to jednak z obowiązku opieki nad osobą od nas zależną, którą w jakims tam momencie swojego życia ześmy przytulili.

------------------------------
"Pozostajesz na zawsze odpowiedzialny za to, co oswoiłeś."


Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Czw 9:21, 02 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
krowa
Areszt za spam, do odwołania



Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:13, 02 Maj 2013    Temat postu:

......................

Ostatnio zmieniony przez krowa dnia Nie 10:20, 12 Maj 2013, w całości zmieniany 12 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Strapiony
Gość






PostWysłany: Czw 19:47, 02 Maj 2013    Temat postu:

To oczywiste Krowo, że każda Twoja wyprawa w sfery wyobrażone kończy się sukcesem - rozumiem, że będą dzieci.
Przyjemnego przeżuwania!
_____________________
„Oddała mi się, ale nie chciała się odebrać.”
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Niepoprawna




Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:07, 02 Maj 2013    Temat postu:

Mojego kolegę wychowała matka. Ojciec zmarł jakoś wcześnie. Nie chcę na siłę szukać podobieństw między Wami, one jakoś tak mi się same nasuwają. Choć oczywiście może to tylko pozory. Przecież nie znam Ciebie.
Chcę tylko sprostować, że to nie jest tak, że koledze się po prostu nudzą te dziewczyny i nie jest typem faceta, który odhacza kolejne zaliczone panienki. On używa tych samych słów co Ty - odpowiedzialność, zobowiązanie, zabijanie spontaniczności... On po prostu w pewnym momencie czuje, że się w związku dusi, że związek go ogranicza, że nie chce brać na siebie odpowiedzialności za kobietę, martwić się jej problemami. To mi przypomina dokładnie to, o czym pisze Eichelberger - lęk przed "wchłonięciem" przez kobietę. Kobietę, która kojarzy się z matką - osobą nieszczęśliwą, użalającą się, szukającą wsparcia, zamiast go dawać.

Ciągle nie wiem Michał, czy rozumiem o co Ci do końca chodzi. Np. tutaj:
Michał Dyszyński napisał:
Mi nie chodziło o odpowiedzialność ojcowską.(...)Myślę o innym przypadku - facetach, którzy właściwie są z innego bieguna - oni się nie angażują właśnie z tego powodu, że nie chcą być nieodpowiedzialni, nie chcą okazać się złymi ojcami, mężami

No to chodzi, czy nie chodzi o tę odpowiedzialność ojcowską, czy nawet małżeńską?

Piszesz o wątpieniu w miłość, o cierpieniu związanym ze zmuszaniem się do pełnienia określonych ról w rodzinie. Zastanawiasz się, czy kochałbyś, gdybyś nie czuł się odpowiedzialny za pewne osoby, za żonę, za dzieci?

Wiesz, myślę, że każdy dorosły jest odpowiedzialny przede wszystkim za siebie, za to co robi, czego nie robi, za wybory. No i za dzieci, dopóki nie staną się dorosłe. Jeśli ktoś jest w związku, jest w połowie za niego odpowiedzialny. Za związek, nie za partnera. Nie odpowiadasz za to co zrobi, czy czego nie zrobi Twoja żona, nie odpowiadasz za to co powie, czy, że się przeziębi bo nie założy czapki.

Co znaczy zmuszać się do określonych ról? Czy to jest tak, że są jakieś sztywne ramy, których należy się trzymać? Jakich ram Ty się trzymasz? Co się stanie, jeśli o nich zapomnisz?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Niepoprawna




Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:26, 02 Maj 2013    Temat postu:

luzik napisał:
Sobie owszem możemy kochać kogo tam chcemy, nie zwalnia nas to jednak z obowiązku opieki nad osobą od nas zależną, którą w jakims tam momencie swojego życia ześmy przytulili.

------------------------------
"Pozostajesz na zawsze odpowiedzialny za to, co oswoiłeś."

Oj no nie wiem. "Przytuliłam" kiedyś pewnego mężczyznę, teraz on jest w innym związku, ja w innym, i co, nadal jesteśmy za siebie nawzajem odpowiedzialni?
W ogóle nie rozumiem użytego tu przez Ciebie pojęcia "obowiązek opieki". Obowiązek opieki to można mieć wobec dziecka, a i to można się tego "obowiązku" zrzec, więc co to za obowiązek? Uważam, że odpowiedzialność, to jest wybór i to powinien być wybór wolny, niezależny od nacisków zewnętrznych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kawiarnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Następny
Strona 1 z 12

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin