 |
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35397
Przeczytał: 92 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 20:48, 17 Maj 2025 Temat postu: Dlaczego znane sposoby naprawy świata były nieskuteczne? |
|
|
Patrząc na ten świat w przededniu samozagłady ludzkości, zastanawiam się, dlaczego dotychczas wdrażane pomysły wpływu na świadomość narodów okazały się nieskuteczne?
Po II wojnie światowej, a potem po latach gnębienia ludzi w bloku sowieckim i czasach żelaznej kurtyny, wydawało się, że ludzkość zmądrzała, że debili przedkładających jakieś swoje rojenia o "narodowym wywyższeniu" polegającym na realizacji "wielkiej idei" wymordowania narodów innych już nie będzie. Wydawało się, że to jest po prostu absolutnie oczywiste, iż nie warto jest stać sie masowym mordercą, w imię ambicji narodowej dominacji nad innymi. Tymczasem....
Mamy to, co mamy. Mamy - ostatnio głównie w Rosji, ale też w bardzo wielu innych krajach świata ogromne rzesze ludzi, którzy to wywyższenie swojego narodu, swojej grupy jakiejś tam (nieważne jest właściwie, czy to jest klub sportowy, grupa chłopaków z jednej wioski, czy innych połączonych w jakikolwiek sposób) traktują jako po prostu cel MUST BE. Dla milionów osób jakoś głęboko w świadomości tkwi przekonanie, po prostu żyć, dbać o rodzinę, walczyć z chorobami, zagrożeniami środowiskowymi, polepszać stan środowiska, doskonalić swoją osobowość, a przede wszystkim po prostu czynić dobro wszędzie tam, gdzie jest coś do naprawienia - to wszystko jest jakieś nijakie, miałki, to jes za mało. Bo najwyraźniej (według tych osób) nie da się być spełnionym, ideowym (może szczęśliwym) jeśli się nie będzie miało jakichś wrogów, których się potem pokona, może wymorduje ich rodziny, zniszczy ich życia, zaś jedyną szansą dla owych ludzi byłoby pozwolić się poniżyć, poddać krzywdzie, którą kandydaci na dominatorów tym ludziom chcą zgotować. Ci zwolennicy wygrania, dominacji narodowej, rasowej, czy związanej z jakąkolwiek inną cechą różniącą ludzi, są wszędzie na świecie. I oni są najwyraźniej sfrustrowani tym, że oto obok nich żyją ludzie, którym się marzy żyć w równości, pokoju, a nie być czyimiś poddanymi. Bo oto są ci, co marzą o swojej "wielkości" rozumianej jako narzucanie swoich kaprysów, dominacji innym, którzy czuliby się spełnieni dopiero wtedy, gdy mogliby kogoś stłamsić, skrzywdzić, poniżyć.
Wydawało się, że Unia Europejska, która w swoim pomyśle miała właśnie jakoś usunąć na bok myślenie bazujące na wywyższaniu jednych narodów nad innymi, która właśnie ten aspekt narodowych różnic próbowała umniejszać, w imię promowania poczucia wspólnoty, życzliwości wzajemnej, zaufania, pomocy - że to się spodobać powinno wszystkim. Tymczasem...
Tymczasem właśnie to, co się wydaje tak oczywiste dla jednych jest mentalnie wstrętne dla tych, którzy tylko w jakiejś formie wywyższenia dla swojego stada/narodu upatrują sensu, spełniania się, satysfakcji. I co właśnie nie chcą żadnej równości, żadnego bratania się narodów, lecz czegoś dokładnie odwrotnego - ogłaszania się lepszym, wyższym, antagonizowania, dzielenia, budowania nowych granic, aby potem ewentualnie te granice przekraczać już z użyciem militarnej siły.
Oto jest wielka rzesza ludzi, której wstrętna jest myśl, że wszystkich trzeba traktować na równi, życzliwie, nie wywyższając siebie, ani swojej grupy, a szukając nowych form porozumienia, także czasem wybaczenia, zrozumienia pomimo różnic. Oto bowiem w świadomości ogromnej rzeszy ludzi różnice między nami są po to, aby na ich bazie budować antagonizmy, a potem wykazywać, że nasza grupa jest silniejsza, dominująca nad tą inną grupą. Tak ci ludzie czują, a także dla tego celu narodowego wywyższenia gotowi są zainwestować swój wysiłek, rozum, czasem cierpienie.
Co musi się zdarzyć, aby ci, którzy chcą jakiejś formy wojny, podzielenia się, skonfliktowania uznali, że może to wcale nie jest wartościowy życiowy cel?...
- Większość z tych, którzy dążą do swojego wywyższenia to w pewnym sensie życiowi optymiści - oni wierzą, że im się uda, że tamci okażą się słabsi, głupsi, a więc konflikt przybierze tę formę, w której zwycięży na "nasza naszość", a nie czyjaś cudza naszość. Niektórzy może też wierzą, że sprawa skończy się na ustąpieniu tamtych, zwycięstwo będzie tanie, osięgnięte walkowerem. W takich warunkach warto przecież byłoby do walki przystąpić.
Dlaczego ci zwolennicy narodowego wywyższenia nie biorą pod uwagę tego, że z drugiej strony są grupy dokładnie takie jak oni, które też oczywiście chcą wojny, a jeśli wojenne nastroje z obu strony się nasilą, to "nie ma bata", będzie wojna, nawet wojna z użyciem broni masowej zagłady. Ale według tych, co życzeniowo myślą, a jednocześnie bardzo pragną tej dominacji, którą ich naród osiągnie nad innymi, przecież "na pewno się nie zdarzy", bo te straszne krzywdy "były kiedyś". A teraz to "my zwyciężymy"...
Wg mnie problem jest w wychowaniu młodych pokoleń.
Co jest największą wadą tego wychowania?...
- Widać to dobrze po kraju, który w tej chwieli kandyduje do miana największego mordercy narodów - Rosji. Tam wychowanie było skrajnie jednostronne - skupione na wmawianiu sobie świętości swojego narodu, nie przyjmowaniu do wiadomości informacji o tym, co było złe, często zbrodnicze. Rosjanom (tym przekonanym do wojny, "patriotom) cały świat jest jest winny, a oni się sobie przedstawiają jako prawie święci, nieskalani, bez winy, czy błędu. Narodowe zakłamanie, pycha jest w tej chwili największa właśnie w Rosji. Ale też żądni narodowego wywyższenia okazali się w znacznym stopniu obywatele USA - wszak wybrali sobie prezydenta, który głosił właśnie takie hasła, dominacji i wywyższenia swojego kraju, wywalczenia zdobyczy wobec innych krajów (Grenlandii, Kanady), zdominowania na dobre całego świata. Więc to się owym wyborcom musiało właśnie spodobać.
W Kraju Nadwiślańskim o narodowym wywyższeniu też marzy wiele milionów Polaków. I traktują owe marzenia jako coś dobrego, jako wspaniałą ideę. Chyba wielu z nich nie miałaby nic przeciw temu, aby nawet drogą mlitarną, mordując ludzi osiągnąć dominację nad innymi narodami, krajami.
Wychowanie, jakie odebrali ci (w znacznej mierze młodzi ludzie), którzy dzisiaj głosują np. na Konfederację, albo częściowo PiS, czyli ugrupowania głoszące bardzo wyraźnie eurosceptyczne, nie było chyba jakoś bardzo w duchu nacjonalistycznym. A mimo to nacjonalizm wrócił - wrócił jako przeświadczenie młodych ludzi, że jest wspaniałą, wartą nawet poświęcenia jej ideą. Skąd się to wzięło?...
- Chyba wzięło się z nieuwzględnienia w wychowaniu stadnej, rywalizacyjnej natury ludzkiej. Tym młodym ludziom nie wytłumaczono, co będzie miało wpływ na ich psychikę, gdy przyjdzie im przeżywać frustracje z tytułu raz tego, że może ten czy ów okaże się od nich bogatszy, że będą przeżywali niepokoje, gdy pojawi się w pobliżu osoba z obcego kraju, że naturalnym, powszechnym (choć niekoniecznie mądrym) uczuciem jest jakaś forma lęku przed zmianami, przed ludźmi przybywającymi z zagranicy. A że na narodowych ambicjach i lękach łatwo można zbić kapitał polityczny, to dodatkowo pojawią się liczne wezwania do "obrony" przed obcymi, pojawią się hasła ksenofobiczne. Tym ludziom nikt nie powiedział, jak traktować te uczucia, które chyba każdy w jakimś stopniu zna, ale dojrzały człowiek już umie je ocenić, zablokować ich bezrefleksyjny wpływ na psychikę, a dalej potraktować w trybie dystansu, kontroli.
Pragnienie więzi ze swoją grupą części osobom jawi się jako coś przemożnego, jako swoiste "niepodważalne prawo życia i świata". Niektóre z tych osób nie kalkulują w ogóle tego, czym przyjdzie im zapłacić za bezrefleksyjne uleganie pragnieniu wywyższenia swojej grupy, w momencie gdy to wywyższenia wyeskaluje do poziomu wojny. Ale edukacja tym ludziom nie pomogła. Może nawet, poprzez dość wyraźne obnoszenie się z historycznymi aktami "narodowej chwały", ta edukacja zasugerowała, że zabijanie w imię naszości, zabijanie tak w ogóle, byle w grupie swoich miałoby być czymś ideowym, pięknym.
Za mało nasza edukacja uświadamiała tę ciemną stronę sprzedawania swojego sumienia, empatii, wrażliwości za poczucie więzi ze swoim stadem. Za mało się dowiadywali młodzi ludzi o tych krzywdach, jakie z tytułu narodowych wywyższeń wszędzie na świecie się zdarzyły.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35397
Przeczytał: 92 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 20:54, 17 Maj 2025 Temat postu: Re: Dlaczego znane sposoby naprawy świata były nieskuteczne? |
|
|
Jakie wychowanie byłoby wg mnie właściwe?...
- Takie wychowanie, w którym historia uczy nie tyle o tym, jaka to (rzekoma) "chwała" czeka na tych, co idą na wojnę, lecz jakie straszne krzywdy, cierpienia ludzi wszystkie wojny niosą. To byłby pierwszy warunek.
Ale jest i drugi - komplementarny, uzupełniający - warunek nienaiwnego wychowania: uświadomienie sobie, że nie wszyscy będą tak wychowani do zrozumienia tego, iż wojna jest czymś wstrętnym, niegodnym człowieka. I drugą stroną medalu jest stworzenie mechanizmów, które wymuszą na tych państwach, skłaniających się ku idei narodowego wywyższenia, zmianę złego podejścia.
To są dwa warunki na start. Są i inne, też ważne.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 20:55, 17 Maj 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35397
Przeczytał: 92 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 21:26, 17 Maj 2025 Temat postu: Re: Dlaczego znane sposoby naprawy świata były nieskuteczne? |
|
|
"Typowo religijny" (choć toksyczny) sposób na naprawę człowieka polega na ciągłym strofowaniu i straszeniu grzechem. Choć nie tylko religie taki nacisk wywierają, bo azjatyckie wychowanie też jest mocno rygorystyczne, też bazuje na zabranianiu, żądaniu bezwzględnego posłuszeństwa rodzinie i władzy.
To zabranianie nie jest całkiem bez sensu, bo wychowanie jednak musi zawierać w sobie (też) zakazy, nakazy, rygory. Jednak nowocześniejsze, mniej rygorystyczne, mniej polegające na straszeniu i karaniu formy wychowania w jakimś stopniu chyba się sprawdziły, bo społeczeństwa w tym duchu wychowywane okazują się nie być bandą rozpuszczonych do niemożliwości egoistów, lecz w nich młodzi ludzie w końcu dojrzewają na tyle, aby wyrosnąć na odpowiedzialnych dorosłych.
Wychowywanie polegające na "zabranianiu wszystkiego", i nakazywaniu posłuszeństwa władzy chyba jednak wciąż jeszcze tu i ówdzie pokutuje.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|