Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Notatki oszołoma

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31048
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 9:10, 08 Sie 2017    Temat postu: Notatki oszołoma

Aby coś istniało, czyli aby była jakaś szansa na to, że zostanie zakwalifikowane jako odróżniające się od nieistniejącego – ułudy, fantazji, czy nicości – to musi być ROZPOZNANE
Aby coś mogło być rozpoznane, czyli dostało kwalifikację COŚ, musi odróżnić się od reszty, od tła, od chaosu, musi zatem być w jakiś sposób ZMIENNE.
Dlatego w kwantowym opisie rzeczywistości stosuje się liczby zespolone – byty matematyczne łączące w jedno dwie perspektywy – rzeczywistą i urojoną, a jednocześnie aspekt mierzalny (moduł) i aspekt ulotnej zmienności – fazy.
Aby coś było rozpoznane trwale nie wystarczy jednak sam fakt zmienności. Zmienność zbyt stabilna, taka sama przez cały czas, ostatecznie utonie w chaosie na podobieństwo tego, co w ogóle zmianom nie podlega; a w ten sposób też przestanie być rozpoznawalne, przestanie istnieć. Dlatego kolejnym warunkiem, wymogiem stawianym trwałemu istnieniu jest ŚWIADOMOŚĆ, czyli bardziej zaawansowane operowanie na zmiennościach – ich porównywanie, klasyfikowanie, odnoszenie do siebie w różny sposób.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31048
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:35, 08 Sie 2017    Temat postu: Re: Notatki oszołoma

Skąd tytuł tego wątku?
- bo zamierzam zamieszczać tu teksty, których najprawdopodobniej nie da się normalnie zrozumieć - tzn. często będzie tak, że Czytelnicy uznają to za bełkot, a autora tekstu za oszołoma.
Choć może nie wszystkie teksty jednakowo.
Trochę też nie zamierzam tutaj trzymać się konkretnego tematu - będzie miszmasz. Nie będę się przejmował, czy komuś to odpowiada, czy nie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 19:38, 08 Sie 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31048
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:40, 08 Sie 2017    Temat postu: Wyjście poza pustosłowie

Wyjście poza pustosłowie
Słowa są pojemne, a „papier wszystko zniesie”. Dlatego jakaś część ludzi, przyzwyczajona do tego, że da się coś zakomunikować, że zdania wypowiedziane przez człowieka mogą w jakiś sposób odzwierciedlać to, co się daje zdarza, nie potrafi oprzeć się pokusie użycia słów w sposób dowolny, całkowicie arbitralny, wynikający wyłącznie z emocji, pragnień. Niektórzy ludzie chętnie się ogłaszają „mądrymi”, „genialnymi”, może „dobrymi”, „inteligentnymi”, „uczciwymi”, „sprytnymi”. Ogólnie, wszystko co w społecznych emocjach pożądane ma sporą szansę zostać zadekretowane przez kogoś, kto by do siebie chętnie przykleił jakiś miły atrybut.
Bardziej wnikliwa obserwacja wykazuje jednak, że ta wolność w stosowaniu nazw względem osób i rzeczy, jak się tam komuś zachciało, ostatecznie generuje efekt pustosłowia, zerwania związku pomiędzy znaczeniem słowa, a tym czego jest sens oczekiwać z komunikatu, w jakim się pojawiło. Ludzie z wielką „wolnością” stosowania atrybutów produkują ostatecznie komunikaty, które de facto nic nie znaczą. To jednak nie przeszkadza całej rzeszy ludzi w tym, aby pławić się w zalewie owych pustych, mylnych komunikatów, aby łechtać swoje ego za pomocą zalewu pustosłowia na własny temat, albo na temat czegoś, co jest danej osobie miłe. Takie ugrzęźnięcie umysłu w morzu miłych, choć informacyjnie bezwartościowych i mylnych komunikatów skutkuje stagnacją w doskonaleniu się, jest oznaką słabości umysłu.
Silny umysł nie potrzebuje bycia łechtanym przez komunikaty bez pokrycia. W końcu łatwość generowania takich komunikatów wyraźnie pokazuje, że nie mają one trwałości, wartości, nie można na nich polegać, ostatecznie są one formą chaosu – tzn. nie posiadają atrybutu reprezentowania czegoś trwałego. Silny umysł w ogóle nie ma potrzeby aby ten czy ów miał na jego temat coś stwierdzać pochlebnie, takie bez pokrycia bodźce silny umysł ostatecznie jest w stanie wytworzyć sobie sam. A w ogóle to dopóki jakieś stwierdzenie nie znajdzie jakiegoś uczciwego potwierdzenia, czy chociażby szansy na to potwierdzenie, to i tak nie będzie to nic znaczyło.
Z drugiej strony silny umysł dostrzega możliwość stwierdzania czegoś ZASADNIE, czegoś co jest wyjściem poza pustosłowie. Wartościowe bowiem jest takie stwierdzenie, które jest zasadne. Jest wartościowe dlatego, że przydaje się ono do czegoś więcej, niż tylko przelotnego mignięcia w historii chaotycznych odprysków bytu i niebytu. W ten sposób – utrzymanie przez umysł zasadności jego stwierdzeń – jest właśnie SZANSĄ NA ISTNIENIE. Istnienie jest bowiem tym czymś, co rozpoznaniom nadaje trwałość, zaś zasadność, weryfikowalność jest właśnie formą budowania owej trwałości – bo oznacza ono, że coś jeset spełnione nie tylko lokalnie, przelotnie, ale w szerszym kontekście i sensie. Mówiąc w skrócie w kategorii umysłu istnieje to, co jest zasadne.
Tu powstaje jednak ciekawe pytanie: czy zasadności nie da się osiągnąć czystą arbitralnością?
Z jednej strony patrząc, to co napisano w poprzednich akapitach sugerowałoby, że czysta arbitralność, jako mechanizm wynikający tylko z widzimisię osoby nie nadaje się na jakikolwiek powód dla zasadności. Bo przecież mamy tu tylko JEDEN czynnik potwierdzający, dodatkowo tak nieweryfikowalny jak „wydaje mi się”, albo „spodobało mi się”. Z drugiej strony jednak, tak w pełni wnikliwie patrząc na sprawę, całkowite zbanowanie mechanizmu arbitralnego oznaczałoby wylanie dziecka z kąpielą. Bo WSZYSTKO co stwierdzamy, gdzieś głębiej ostatecznie zasadza się na CZYIMŚ przekonaniu, arbitralnych założeniach, wierze, indywidualności podmiotu doznającego. Nie dysponujemy ani jedną instancją doznania absolutnego, takiego oderwanego od indywidualności, od punktu odniesienia, od konkretnego tego czegoś co doznaje. A choć np. konstrukcja nauki zmierza w kierunku osiągnięcia takiego stanu doznania obiektywnego, nie będącego opartym na samym widzimisię, to i tak czyni to zawsze WYCHODZĄC OD INDYWIDUALNYCH DOZNAŃ, opierając się na osobowym mechanizmie, na założeniach, które stawiają jacyś ludzie, na pomysłach urządzeń, które mieli jacyś ludzie, na teoriach, które KTOŚ wymyślił. Tak więc próba całkowitego odcięcia się od tego co subiektywne, arbitralne, indywidualne, wynikające w jakimś stopniu z wiary, upodobania, prywatnych przekonań – taka próba się nie powiedzie, bo wygenerowałaby ona albo absolutną pustkę, brak danych, brak przedmiotu do rozważań, albo po prostu fałszywe postawienie sprawy – udawanie, że coś co w istocie subiektywnym jest, „u nas jest” (choć tylko nazywa się, a do tego kłamliwie) „obiektywnym”.
Poprawny obiektywizm jest bowiem SIECIĄ UZGODNIONYCH SUBIEKTYWIZMÓW.
Tak więc szukając zasadności, niestety i tak musimy jakoś odwołać się do mechanizmu społecznego.
Ale spróbujmy jeszcze raz obronić subiektywizm. Weźmy na takiej zasadzie, że oto przecież W NASZYCH PRZEKONANIACH mamy prawo nadać czemuś atrybut tak dowolnie wysoki, jak tylko zechcemy. Nie musimy się przecież przez nikim tłumaczyć, że cenimy kolor czerwony wyżej, niż zielony, albo że odpowiada nam zapach konwalii. Tak więc wszystko co przyjmiemy i uznamy dla nas jako ważne, będzie dla nas zasadnym. I to właśnie nawet mocą arbitralną. I będzie to poprawne, dopóki działamy na poletku własnego umysłu. I w tym jakaś racja jest. Jednak trzeba pamiętać, aby z ową racją „nie wypłynąć na szersze wody”, tzn. nie uznać w pewnym momencie, że nasza lokalna, prywatna zasadność jest jednocześnie zasadnością szerszą, społeczną. Ona taka nie jest i nie będzie, dopóki nie ZOSTANIE POPRAWNIE ZSYNCHRONIZOWANA. To synchronizowanie w swoisty sposób ZWIĘKSZA MOC ZASADNOŚCI wraz z każdą kolejną osobą, każdym niezależnym „miernikiem” myślowym (jakim jest niezależna, wolna świadomość), który będzie dzielił z nami pogląd, jaki został sformułowany. W szczególności zasadność absolutna byłaby zasadnością takiego rodzaju, w której WSZYSTKIE ISTOTY (chyba trzeba tu wykluczyć umysłu skrajnie zaburzone, wadliwe) podzielałyby pogląd - stwierdzenie, o którym mowa. Ale każda z tych istot powinna dokonać wolnej ewaluacji poprawności owego poglądu stwierdzenia. Ta wolność jest w owym mechanizmie kluczowa. Bez niej, czyli przy jakiejkolwiek próbie manipulacji, naginania rozpoznań którejś kolejnej świadomości na stronę, którą z kolei ktoś inny sobie wybrał, założył, owo zmanipulowane rozpoznanie po prostu nie daje wkładu do ostatecznej synchronizacji, nie buduje zasadności dla owego stwierdzenia.
Tu docieramy do kolejnego ciekawego elementu układanki – WARTOŚCI CZŁOWIEKA. Każdy indywidualny, WOLNY, rozpoznający jest w tym układzie SZANSĄ I WKŁADEM w tworzenie zasadności dla stwierdzeń. Ważne! - tylko WOLNY, czyli niezmanipulowany umysł buduje zasadność, a więc wolność jest absolutnie niezbędnym atrybutem dla wartości w sensie budowania prawdy – zasadności.
Tu powstaje pytanie: dlaczego niektórzy ludzie tak bardzo chcą manipulować? Dlaczego tak wielu ludzi buduje swoje poczucie wartości na rozpoznaniach, które nie dają wkładu do ustalenia zasadności w sposób niezależny?…
- Odpowiedź brzmi – oni zapewne nie wierzą w głębszą zasadność, w prawdę; poprzestając na doraźności rozpoznań. Mogą być wręcz królami takiej doraźności, czasem akceptując ją, a nawet hołubiąc. Dla nich wszystko „jest bo mi się aktualnie objawiło i nie pytam o więcej”. Tylko czy owi ludzie naprawdę są w stanie wytrzymać tę prawdę, że nic kompletnie ich nie potwierdza, że świat wartości uczynili skrajnie płaskim, nieodróżnialnym od chaosu? Czy tacy ludzie rozpoznali siebie wystarczająco poprawnie?…
Tu warto sobie zadać parę trudnych pytań:
Czy naprawdę pogodziłem się z tym, że co bym nie stwierdził, to owo coś będzie BEZ ZNACZENIA? (bo jeśli rezygnuję z budowania znaczeń i zasadności tak w ogóle, to oczywiście tyczyć się to będzie także każdego mojego stwierdzenia, każdego mniemania, każdego odczucia)
Czy naprawdę pogodziłem się wewnętrznie z tym, że właściwie jestem NIKIM, bo mechanizm budowania wartości zanegowałem, więc w zgodzie z samym sobą wciąż pozostają na zerowym poziomie wartościowania – jako nic, albo przynajmniej ktoś nieodróżnialny kamyka, atomu, mysiego bobka?…
Czy w pełni akceptuję to, że to co powiedziałem w chwili X nie odróżnia się wartością, od tego co powiedziałem wcześniej, powiem później, co powiedział Kowalski, Malinowski, czy co stwierdziła Nowakowska?…
Każdy odpowie sobie na takie pytanie osobno, choć nie jest łatwe takie głębokie wniknięcie we własne motywy, aby się tu nie pomylić. Mamy tendencję do chwytania tego co na wierzchu, mamy braki w wyobraźni. Może to jest właśnie jakby istotą pełnej świadomości, że potrafimy modelować w umyśle własne odczucia, motywy, reakcje. Część ludzi tylko potrafi odbierać to, co życie im zsyła, nie ma pogłębionej umiejętności samoanalizy. Oni nie są w stanie sobie wyobrazić, nie umieją swoim uczuciom postawić tego pytania: cóż bym wtedy czuł, gdyby już tak absolutnie miało być – wszystko tak samo nieważne, wszystko tak samo tymczasowe, a ja w tym wszystkim – taki jak wszystko – też tymczasowy, nieważny, do zastąpienia każdym dowolnym innym jestestwem, choćby i najgłupszym, tak bezsensownym – ale przecież nie odróżnialnym w żaden sposób, bo prawem mojego świata uczyniłem, aby nic nie miało znaczenia. Nic, to nic – ja w tym też muszę się zawrzeć.
Bo może jednak, z jednej strony niby akceptuję to, że nie buduję wartości, jako że się jej wyrzekłem, ale z drugiej wciąż jestem przekonany, że ową wartość mam, bo tak naprawdę się jej nie pozbyłem?… Może wciąż gdzieś w środku jestem przekonany, że wielki ze mnie cwaniak, bo zjadłem ciastko, ale… wciąż mam ciastko?…
Czy takie cwaniakowanie nie jest czasem jakąś metodą, czy nie ma w nim sensu?…


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 19:42, 08 Sie 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin