Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wiara w Boga - tyrana, czy jest obelgą wobec Boga

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:07, 02 Paź 2022    Temat postu: Wiara w Boga - tyrana, czy jest obelgą wobec Boga

Mam wrażenie, że znaczna część moich współwyznawców teistów wierzy w Boga, który jest okrutnym tyranem. Oczywiście słowo "tyran" w ich ustach w kontekście Boga nie pada. Oczywiście w ich deklaracjach ten bóg, którego czczą jest określany wyłącznie pozytywnymi określeniami - jest miłosierny, jest wszechmocny, jest sprawiedliwy.
Ale jeśliby tak zasłonić słowo "Bóg" w ich sformułowaniach, jeśliby przeczytać opisy o Nim, nie wiedząc o kim konkretnie jest mowa, to wyjdzie, że jest to opis idealnie pasujący do takiego, w którym mowa jest zazdrosnym, nienasyconym w przyjmowaniu nieustannych hołdów, drażliwym na swoim punkcie, gotowym nieposłusznych zabijać, torturować tyranie.

Tu umysł człowieka wierzącego szczerze w swojego boga (piszę z małej litery, bo nie odnoszę się już do konkretnej osoby boskiej, lecz ogólnie analizuję ideę boskości) staje przed bardzo fundamentalnym dylematem: bo może tak właśnie boga postrzegać POWINNIŚMY?
Tak, czy nie?...
Może to właśnie o to chodzi! Może właśnie bóg tego oczekuje od człowieka, aby tenże człowiek zaakceptował właśnie boskość o takich właśnie cechach, dla niepoznaki określanych jednak w sposób pozytywny?...

Są tu dwie główne opcje - konsekwencje naszego wyboru
Jeśli prawdziwy Bóg nie ma cech tyrana, jeśli tak naprawdę jest w nim czysta miłość i dobro, to akceptując go pod postacią mającą CECHY tyrana (choć nie nazywając go "tyranem" wprost), będziemy Go obrażali, znieważymy tą właśnie swoją wiarą i decyzją to piękno istoty delikatnej, cudownej, pełnej niewysłowionego dobra.

Ale może jednak zachodzi druga opcja, w ramach której dla Boga najważniejsze miałoby być absolutnie poddańcze i ślepe posłuszeństwo jego wyznawców, zaś za najmniejsze odstępstwo od tego, człowiek będzie z pełną surowością ukarany. W tej opcji boskie "miłosierdzie", "miłość" są tylko słowami bez zrozumiałej w standardowym języku treści, które jednak należy używać, bo to jest kolejny objaw posłuszeństwa. Posługiwanie się określeniami, które w życiu używane są w zasadzie w dokładnie przeciwstawny sposób miałoby być może jeszcze jedną postacią tego posłuszeństwa bogu - tyranowi, taką postawą: widzisz, twardy i bezwzględny mój władco i sędzio, oto ja dla ciebie gotów jest na każde wewnętrzne zakłamanie, na każdą nieadekwatność słów z rozumieniem, wszak wierzę, że tylko to ewentualnie ukoi twój gniew i chęć ukarania mnie w sposób tak okrutny, że aż nie sposób sobie tego wyobrazić...

Tu wyznawca staje przed owym dylematem: który z tych bogów jest bardziej prawdopodobny?
Czy bardziej prawdopodobny jest bóg o cechach zazdrosnego, domagającego się nieustannych poddańczych hołdów tyrana (którego oczywiście nie nazwiemy wprost tyranem).
Czy bardziej prawdopodobny (wedle naszej, subiektywnej oceny) jest bóg, który z tyranią W SWOICH CECHACH ROZUMIANYCH WEDLE STANDARDOWEGO LUDZKIEGO PRZYPISYWANIA ZNACZEŃ DO SŁÓW nie ma nic wspólnego, bo jego cechą jest pragnienie dla człowieka szczęścia, spełnienia, rozwoju, przebaczenia, a nawet jakiejś formy wywyższenia.

Biblia, niestety, zdaje się nie rozstrzygać tego dylematu. Bo można w Biblii znaleźć zarówno określenia na Boga w stylu: zazdrosny, mściwy, żądający zadawania wrogom śmierci, jak i określenia dokładnie przeciwstawne: miłosierny, zbawiający, przebaczający, cieszący się z nawrócenia grzeszników, a nawet w jakiś sposób oczekujący tego, że człowiek będzie oczekiwał, czy wręcz domagał się tego, że dostanie od Boga wsparcie, pomimo wcześniejszej odmowy. Tutaj człowiek ma zatem prawo do negocjacji z Bogiem, naturalnym są prośby, oczekiwania.
Biblia nie daje ostatecznego rozstrzygnięcia, który obraz Boga jest tym właściwym.

Czyli i tak rozstrzygnięcia tego dylematu każdy dokona w SWOIM UMYŚLE I SERCU.
Ja twierdzę, że dokonując niewłaściwego rozstrzygnięcia narażamy się na to, że właśnie owym wyborem znieważymy Boga.
Albo, lekceważąc miłość Boga do człowieka, znieważymy Go traktując w swoim sercu jako tyrana.
Albo, lekceważąc konieczność jak najbardziej rygorystycznego podkreślania swojego posłuszeństwa, obrazimy Tego, który się najbardziej właśnie bezwzględnego posłuszeństwa, nawet w obliczu absurdów rozumienia domaga.

Każdy - tym właśnie wyborem - opowiada się za najbardziej w jego rozumieniu prawdopodobną postacią Boga.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:33, 02 Paź 2022    Temat postu: Re: Wiara w Boga - tyrana, czy jest obelgą wobec Boga

Dodałbym, że ten wybór "jakie cechy Boga są bardziej prawdopodobne" uważam za problem jeszcze głębszy, niż związany z samym wyborem religii. To jest pytanie o NATURĘ OSOBY. Bóg jest - niejako z definicji - osobą najdoskonalszą, uosabia więc swoimi cechami idealną osobowość.
Czy idealna osobowość ma cechy tyrana (rozumianego wedle obiegowych standardów)?
Czy idealna osobowość jest łagodna i pełna miłości do innych istot?

Dalej mamy też pytanie o człowieka, który też jest związany z ideą osoby. Jaki rodzaj człowieka jest tym bardziej uporządkowanym, prawdziwym, realizującym ludzką naturę?
- Człowiek o osobowości dominującej, twardej, osiągającej cele bez oglądania się na to, co słabsze...
czy
- Człowiek o osobowości nacechowanej łagodnością, miłością, pragnieniem czynienia dobra istotom wokół siebie, szczególnie tym słabszym, zagubionym...
Który rodzaj osobowości - z tych dwóch - jest bliższy idei poprawnego człowieczeństwa?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kruchy04
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 25 Sie 2016
Posty: 3337
Przeczytał: 59 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:40, 02 Paź 2022    Temat postu:

Bardzo ciekawy temat. Ostatnio na forum taki temat poruszany był w kilku wątkach, myślałem, że się konkretnie włączysz, ale skoro nie to pewnie miałeś jakieś swoje powody.

Na forum śfinia, boga charakteryzującego się i miłosierdziem (cokolwiek to znaczy w przypadku takiego boga), i sprawiedliwością, która domaga się stosownych kar za brak nawrócenia, obrazę boga itd, promuje fedor. Niestety nikt oprócz mnie nie wszedł z nim w polemikę.

Wielu ludzi uważa, że może uwierzyć tylko w Boga miłości. Z kolei przeciwnicy takiej wiary argumentują, że Bóg nie jest "pluszowym misiem" i taki Bóg byłby frajerem, któremu nie należy się cześć, bo daje się obrażać, a żaden Bóg nie może pozwolić się obrażać, znieważać itd. My ludzie też nie lubimy jak ktoś nas obraża, atakuje i wtedy domagamy się stosownej kary i sprawiedliwości to dlaczego Bóg o nieskończonym majestacie nie miałby też domagać się sprawiedliwości?

Co byś takim wierzącym odpowiedział? W których miejscach byś się mógł zgodzić, a gdzie zdecydowanie nie?


Ostatnio zmieniony przez Kruchy04 dnia Nie 21:45, 02 Paź 2022, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:45, 03 Paź 2022    Temat postu:

Kruchy04 napisał:
Wielu ludzi uważa, że może uwierzyć tylko w Boga miłości. Z kolei przeciwnicy takiej wiary argumentują, że Bóg nie jest "pluszowym misiem" i taki Bóg byłby frajerem, któremu nie należy się cześć, bo daje się obrażać, a żaden Bóg nie może pozwolić się obrażać, znieważać itd. My ludzie też nie lubimy jak ktoś nas obraża, atakuje i wtedy domagamy się stosownej kary i sprawiedliwości to dlaczego Bóg o nieskończonym majestacie nie miałby też domagać się sprawiedliwości?

Co byś takim wierzącym odpowiedział? W których miejscach byś się mógł zgodzić, a gdzie zdecydowanie nie?

Moim argumentem wobec tych uwag, że Bóg "nie może pozwolić" się obrażać jest następujące spostrzeżenie - pytanie: a kto właściwie Bogu miałby moc zabronić tego pozwolenia na obrażanie Go?
Tu zapewne zwolennicy idei twardego Boga coś w stylu: skoro jest wszechmocny, to nie może. Tyle, że to właściwie jest sprzeczność - skoro jest wszechmocny, to może się nawet dać obrazić.
To w ludzkich społecznościach powstał ten paradygmat godności, której należy bronić za wszelką cenę. Bo przecież "nie wolno" jest okazać się frajerem, "nie wolno jest" okazać słabości.
Nie wolno jest....
Bogu wszechmogącemu ludzka mentalność po prostu postawiła granice. Inaczej byłoby...
niewyobrażalne! Inaczej się nie da!
Człowiek określa Bogu zasady. Człowiek, swoim wyobrażeniem o godności Boga nadpisuje nawet te określenia z Biblii, które mówią o Bogu - zbawiającym ODDAJĄCYM swoje życie, cierpienie, ale też i GODNOŚĆ (poniżająca śmierć na krzyżu) dla zbawienia ludzi. Tutaj zwolennicy Boga twardego i dominującego będą interpretacjami kręcili na maksa, aby tylko jakoś oddalić tę "skazę" na wielkości Boga, jaką jest ofiara Jezusa, o której Biblia pisze "niczym baranek prowadzony na rzeź". Jezus daje się oprawcom nie tylko zabić, ale przecież właśnie PONIŻYĆ!
Tego zwolennicy Boga twardego i dominującego raczej nie pojmą. Będzie to ich drażniło, wywoływało wieczną konsternację, uderzało w podstawowe pryncypia sensowności. Bóg, w ramach ich pojmowania, może wszystko odpuścić, ale nie może dawać poniżyć siebie!
Nie może! Nie wolno mu! Tu jest (rzekomo) twarde ograniczenie dla wszechmocy. Inaczej bowiem "wszystko straciłoby sens"...

Dla mnie zaś to, że Biblia kreśli obraz Boga poniżonego jest jednym z najbardziej podstawowych argumentów za to, że owa Biblia właśnie - przynajmniej w jakiejś części - JEST OD BOGA. Bo ona tu właśnie jest czymś PONAD LUDZKIE WYOBRAŻENIA, wymyka się temu co "oczywiste".

Tymczasem Bóg, któremu nie wolno się dać poniżyć, jest Bogiem ZALEŻNYM OD LUDZKIEGO UZNANIA. Akurat to, co ludzie uznają za poniżenie, akurat tego (wedle zwolenników twardego Boga) jest tym wyjątkiem w boskiej wszechmocy, tu człowiek z jego mniemaniem o poniżeniu"musi" być punktem odniesienia dla Boga. Tu Bóg miałby w pewnym sensie...
właśnie ULEC systemowi opiniowania, jaki człowiek sobie wytworzył, jak sobie to wyobraża.
Tymczasem w chrześcijaństwie nawet Bóg poniżony, nawet zabity, nawet wzgardzony wciąż jest... To poniżenie - ZREALIZOWANE (nie pozorne!) - nie zmieniło stanu godności Boga. Gdyby Bóg się "przestraszył" tego, że wobec człowieczego poniżenia, jeśli akurat tutaj nie miałby Bóg mieć wyboru, ustawienia tej sprawy po swojemu, to (według mnie) okazałby tu swoją zależność. I szatan, który nie może ścierpieć poniżenia, który zawsze pragnie być tym jawnie wywyższonym i zawsze się wywyższa, nie jest w stanie znieść tego, aby owo poniżenie go dotknęło. W tym właśnie Bóg jest tym ponad wszystkim i wszystkimi, że nawet poniżenie (zrealizowane!) nie jest w stanie Go dotknąć realnie.

Choć chyba warto dodać, że na końcu czasów rzecz się wyklaruje ostatecznie. Wtedy wszystkie wywyższenia (wszystkich istot) kłamliwe i napędzane pychą, skarleją, stając się dowodem hańby, tego który kłamliwie się wywyższał. Prawda - czyli okazanie wszystkiego JAK BYŁO W RZECZYWISTOŚCI - zmiecie każde nadęcie się, każdy przymusowy, nieszczery, czy interesowny hołd.

Zwycięstwo automatyczne, zwycięstwo oczywiste, takie bez wysiłku, bez realnie postawionego pytania: CZY jest zwycięstwem? - Takie zwycięstwo jest słabe, nie niesie tej mocy emocjonalnej tryumfu, który odwraca pierwotne (powstałe w kłamstwie i manipulacji) oceny. Ostatni mają być pierwszymi!
Taki jest "układ" tego świata, że tryumf okazuje się po poniżeniu, a nie jest od początku. Skala "wysokości i mocy" tryumfu, który najpierw był głęboko poniżej poziomu średniego, a potem wyrasta ponad wszystko, skala tej względnej różnicy, czyni ów tryumf o wiele bardziej znaczącym, niż gdyby od początku i wyłącznie był to tryumf "na wysokościach".

Tu też jest okazja do TESTU WIERNOŚCI.
Wierność okazana silnemu władcy jest wiernością wyrachowaną. Wierność wyznawców okazywana Bogu, który zawsze tryumfuje też jest tylko dostosowaniem się, nie świadczy o człowieku, o jego cnocie. Dopiero wierność nie obliczona na korzyść, nie wynikająca z pragnienia związania się z oczywistym zwycięzcą jest tą prawdziwą wiernością, która zasługuje na nagrodę, wywyższenie, na uhonorowanie. Bóg, który daje się poniżać, który nie okazuje w sposób widoczny swojej mocy daje szansę dowodu szczerości wiary i miłości względem Niego.
Przynajmniej tak to jest w chrześcijaństwie, bo na przykład w islamie już nie. W islamie Bóg jest zawsze tym dominującym i karzącym nieposłusznych.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 0:48, 03 Paź 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:24, 03 Paź 2022    Temat postu:

Nawet ludzki tyran, nawet ten największy, nie jest pogodzony z tym, że tyranem został. Tyran, który widzi, że wszyscy wokół się go boją, unikają go za wszelką cenę, nigdy nie mówią szczerze nic przeciw niemu, wcale nie jest "aż tak szczęśliwy" z tego stanu rzeczy. Tyran, jeśli nawet nie ma tego w pełni świadomości, to przynajmniej przeczuwa, iż ta rola, jaką sobie wyznaczył wobec ludzi jest w istocie bardzo zbliżona do tego, czym jest dla ludzi katastrofa w rodzaju epidemii, tsunami, czy innej formy klęski żywiołowej. Tyran dla wielu ludzi już przestał być właściwie człowiekiem - osobą, a stał się po prostu złem do unikania.
Tyran pozbawił się (na własne życzenie) tych atrybutów człowieczeństwa, jakie normalnie człowiekowi przysługują:
- pragnienia kontaktu
- zwykłego szczerego pogadania, pośmiania się
- zapytania o radę, opinię
- radości z wypicia razem herbaty, wyjścia na spacer.
Tyran staje się już takim "nieczłowiekiem", staje się raczej okolicznością na mapie życia, takim dołem, którego trzeba unikać, aby w niego nie wpaść, albo epidemiczną chorobą, która grozi, a trudno się jest przed nią zabezpieczyć.
Tyran postawił wszystko na jedną kartę - udowadniania, że może krzywdzić i kaprysić wobec ludzi.
Wraz z postawieniem na tę kartę, tyran stracił jednak atrybuty ludzkie, które sprawiają, że w opinii bliskich jest się tym kimś, z kim warto jest razem być, czyli ZATRACIŁ POZYTYWNĄ WARTOŚĆ. I tyran gdzieś w tle to przeczuwa, a nawet dźga to gdzieś w emocjach, bo wie, że tej bariery - bycia szczerze i uczciwie kochanym - nie jest w stanie sforsować. Bo tej bariery właśnie się nie forsuje, nie wymusza. To bycie człowiekiem ważnym, wartościowym dla innych może tylko spłynąć jako efekt spontanicznego i szczerego uznania, NIGDY JAKO COŚ WYMUSZONEGO.
Tyran jednak wszystko postawił na wymuszenie. Więc tylko to co z wymuszaniem się wiąże będzie jego znakiem i dewizą. Obszar szczerej, uczciwej akceptacji został mu na zawsze zatrzaśnięty, a na drzwiach powieszono wielką kłódkę i napis "tu żaden tyran nigdy nie postawi swojej stopy! Nigdy!".


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 15:24, 03 Paź 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:54, 03 Paź 2022    Temat postu:

Odpowiem za siebie na pytanie w tytule wątku:
Uważam, iż samo traktowanie Boga, w którego wierzę jako istotę, która ma większość cech tyrana, nawet jeśli wprost nie użyłbym określenia "tyran" (czy podobnego w wymowie) byłoby formą obelgi wobec Boga, w którego wierzę.

Uważam, że nie wystarczy jest Boga nie nazywać tyranem, a nazywać "miłosiernym", aby Go nie obrazić. W końcu ziemskich tyranów (np. Stalina) nazywano "ojcem narodu", czy w podobny sposób, sugerujący dobro i życzliwość.
Uważam, że samym podejściem do sprawy, samym potraktowaniem Boga w licznych rozpoznaniach, decyzjach osobistych, przy jednoczesnym używaniu wyłącznie pozytywnych określeń, można Boga prawdziwego głęboko znieważyć.
Więcej - uważam, że bardzo wielu teistów znieważa swojego Boga w ten właśnie sposób, że choć nie nazywają Go tyranem, to:
- traktują go jako tyrana odniesieniach, czyli pośrednio
- myślą o nim przede wszystkim jako o twardym, bezdusznym, z reguły karzącym sędzi
- lubują się ogólnie w podkreślaniu tych cech, które najbardziej pasują właśnie do tyranów, a unikają ujmowania relacji Bóg - ludzkość od strony miłości, przebaczenia.

Właściwie to też uważam, iż takie sprzeczne w intencjach traktowanie określeń i tego, jak funkcjonalnie coś opisujemy, czego przykładem jest właśnie powyższy problem, stanowi objaw SKŁONNOŚCI DO ZAKŁAMYWANIA sobie świata i siebie.
Jeśli ktoś wierzy, że traktowanie spraw realnie na jakiś sposób, w ramach bardzo wyrazistej intencji, da się ukryć nie nazywając tylko wprost po imieniu tego, o czym mowa (ewentualnie stosując nieadekwatne przeciwne w wymowie określenia), da się poprawnie kontaktować z ludźmi, to zakłamuje on w istocie rzeczywistość, stosując podwójne standardy, okazując się nieszczerym, nieuczciwym wewnętrznie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 16:01, 03 Paź 2022, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:32, 03 Paź 2022    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Odpowiem za siebie na pytanie w tytule wątku:
Uważam, iż samo traktowanie Boga, w którego wierzę jako istotę, która ma większość cech tyrana, nawet jeśli wprost nie użyłbym określenia "tyran" (czy podobnego w wymowie) byłoby formą obelgi wobec Boga, w którego wierzę.


W tym zaakceptowaniu wewnętrznego fałszu w aspekcie czci oddawanej Bogu jest tez zawarte pewne podstawowe OPOWIEDZENIE SIĘ. takie pośrednie zadeklarowanie swojego stanowiska wobec pytania: w JAKIEGO Boga wierzę?
- czy wierzę w Boga, który jest zgodny z moim poczuciem prawdy...
- czy może wierzę w Boga, który jest od tej mojej prawdy, jak ją rozumiem odpięty, z tą prawdą niekompatybilny.

Ktoś może powiedzieć, że w tej drugiej postawie jest większa pokora - bo oto ktoś jakby deklarował się, że swojej osobistej prawdy nie uznaje, a tylko zawsze uznaje tę prawdę, którą jest sam Bóg. Oto ktoś jest "tak pokorny", że powiada: moja prawda jest niczym, wobec tej Twojej prawdy - Panie - tej prawdy przewyższającej i przekraczającej moją w niewyobrażalny dla mnie sposób. Zatem oddaje Ci - Panie - najwyższą postać mojej pokory i poddanie się!
Tak można postawę zlekceważenia spójności swojego rozumienia próbować interpretować. Problem jest w tym, że taka postawa jest wewnętrznie sprzeczna. Bo jeśli ktoś odrzuca swoje prawo do decydowania o prawdzie swoich rozpoznań, to automatycznie pozbawia się też do akceptacji wszystkiego co o Bogu usłyszy (także od swoich autorytetów), co później pomyśli, powie, zadeklaruje, wyzna.

Jeśli ktoś uznał, że jego rozpoznania się na tyle nie liczą, że są właściwie błędne w porównaniu z jakimiś rozpoznaniami, które są poza nim (także, jeśli wiążemy je z Bogiem), to od tej pory uznanie czegokolwiek staje się nieskuteczne, wtedy także odpowiedź Bogu na Jego wezwanie robi się nieskuteczna.
Kochać Boga można tylko jakąś swoją mocą do kochania, jakąś zasadnością, jakimś uznaniem, że to kochanie coś znaczy, że ono w ogóle jest.
Podobnie wierzyć w Boga można tylko wtedy, jeśli owej wierze przyda się atrybut zasadności, coś co owo osobiste "wierzę" odróżni od chaosu w uznawaniu spraw.

Wierzyć w Boga skutecznie można tylko POSIADAJĄC MOC UZNANIA (owej wiary) w jakiejś tam minimalnej formie. Negując siebie zbyt głęboko, negujemy więc nie tylko siebie, ale w konsekwencji WSZYSTKO TO, CO BĘDZIE NASZYM UZNANIEM, nawet tę wiarę w Boga, nawet oddanie się Mu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zefciu/konto zamknięte
Usunięcie na własną prośbę



Dołączył: 09 Cze 2014
Posty: 1078
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kiekrz
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:07, 04 Paź 2022    Temat postu:

Tylko że w całym tym opisie zapominasz o jednej, zajebiście ważnej rzeczy — Bóg (przynajmniej taki, jak opisany w świętych księgach judaizmu, chrześcijaństwa i islamu) ma cechy tyraniczne. Więc nie można ludziom, którzy się na te księgi powołują mieć za złe, że takie cechy wyczytali.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:49, 04 Paź 2022    Temat postu:

zefciu napisał:
Tylko że w całym tym opisie zapominasz o jednej, zajebiście ważnej rzeczy — Bóg (przynajmniej taki, jak opisany w świętych księgach judaizmu, chrześcijaństwa i islamu) ma cechy tyraniczne. Więc nie można ludziom, którzy się na te księgi powołują mieć za złe, że takie cechy wyczytali.

Uwaga jest zasadna. Ale też i w tych księgach jest również mowa o tym, że Bóg kocha ludzkość. Coś więc z tego trzeba wybrać.
- Boga kochającego
- Boga tyrana...
:think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zefciu/konto zamknięte
Usunięcie na własną prośbę



Dołączył: 09 Cze 2014
Posty: 1078
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kiekrz
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:05, 04 Paź 2022    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Coś więc z tego trzeba wybrać.
Krytyczne podejście do tekstu, który był pisany przez wielu ludzi w wielu sytuacjach politycznych, historycznych i osobistych, a zatem nie zawiera spójnej teologii?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:17, 04 Paź 2022    Temat postu:

zefciu napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Coś więc z tego trzeba wybrać.
Krytyczne podejście do tekstu, który był pisany przez wielu ludzi w wielu sytuacjach politycznych, historycznych i osobistych, a zatem nie zawiera spójnej teologii?

Tak. Wiem, że dla wierzącego to trudna decyzja. Ale nawet trudne decyzje nieraz trzeba podejmować.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:29, 07 Paź 2022    Temat postu:

Czy diabeł może się - kłamliwie - przedstawiać jako ten, który jest od Boga?...
Zabroni mu ktoś?...
Nawet największy ortodoks religijny musi przyznać, iż skoro istnieją w ludzkiej społeczności religie inne, często wręcz opozycyjne do jego religii, to w ogóle sam fakt (nie chodzi teraz o decydowanie, po której stronie jest racja) podszywania się fałszywie pod Boga może wystąpić, a zapewne występuje.
Skoro ten fakt uznajemy, to oczywiście powstaje kolejna kwestia: czy my aby na pewno jesteśmy tymi wybrańcami, tak jakoś wyjątkowo ochronionymi przed owymi kłamliwymi koncepcjami religijnymi, że możemy tak absolutnie i bez najmniejszych wątpliwości zaufać akurat temu autorytetowi religijnemu, jaki się nam napatoczył w życiu?...
Gdyby tak było, to byłby to chyba jakiś przykład uznania szczególnej predystynacji tych, którym akurat ta właściwa religia jest objawiana. Ale nawet w tym wypadku pozostaje jeszcze wątpliwość innego rodzaju: czy dobrze zrozumieliśmy przekaz od tego naszego autorytetu religijnego?
Jeśli nawet ten nasz autorytet religijny jest tym wyjątkiem, w przypadku którego w ogóle mamy wykluczyć, iż jakikolwiek głos zła też ma na niego wpływ, to jeszcze my sami możemy mylnie ten głos autorytetu zinterpretować - źle zbilansować proporcje przekazu, czegoś nie dosłyszeć, coś nadinterpretować.
Do czego dążę z tym rozumowaniem?
Do następującej, dla mnie absolutnie kluczowego wniosku w kontekście religii i światopoglądu każdego człowieka:
Sumienie, spójność rozumowania, czyli OSOBISTY OSĄD człowieka, musi być postawiona na szczycie hierarchii.
Albo inaczej: nie mamy prawa zrzec się swojego WŁASNEGO, OSOBISTEGO osądu.
Czy też: każdy autorytet jest ostatecznie nieskuteczny w swoich, nawet słusznych, przekazach, jeśli my i tak nie rozumiemy, o co temu autorytetowi chodzi.
Można by też mówić w tym kontekście o niezbywalności uznania, iż na pewnym etapie i tak zawsze ZADECYDUJE OSOBISTY ODBIÓR I INDYWIDUALNE ROZUMIENIE wszystkiego, co do człowieka dociera.

Jaki to ma związek z tematem?
- Ano taki, że to OSTATECZNIE MY ZADECYDUJEMY, czy wierzymy w Boga miłosiernego, czy tyrana. I mamy obowiązek zadecydować o tym w UCZCIWOŚCI. Chociaż...
... nie zmieni to faktu, że możemy się w naszej decyzji pomylić. :cry:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin