Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Podstawowy warunek sensownej dyskusji

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Metodologia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:47, 25 Kwi 2017    Temat postu: Podstawowy warunek sensownej dyskusji

Dowolna sensowna dyskusja, w szczególności prowadzona na sfinii, czy innym forum internetowym ma swoje zasady wpisany jeden podstawowy warunek. Ten warunek można sformułować jako WARUNEK RÓWNOŚCI:
Nikt nie jest wyróżnionym - uprzywilejowanym - dysponującym absolutną prawdą uczestnikiem.

Ten warunek jest o tyle ważny, że praktycznie prawie każdy dyskutant uważa swoje zdanie za odpowiednie, prawdziwe, adekwatne do sprawy. Tak więc każdy ma tę pokusę, aby uznać czyjeś wypowiedzi za gorsze, mniej ważne, głupsze. Aby dyskusja była merytoryczna, czyli aby nie zamieniła się w dziecinną przekomarzankę w stylu "moje ważniejsze! twoje głupsze, - a moje tysiąc razy ważniejsze i twoje milion razy głupsze!..." niezbędny jest ów podstawowy warunek, że na swoją (rzekomą) większą kompetencję nie wolno jest się powoływać.
Sensowna dyskusja jest więc taką dyskusją, w której pojawiają się opinie, opisy, ARGUMENTY, natomiast nie pojawia się etykietowanie w stylu "to jest głupsze, a tamto mądrzejsze", bo po prostu WŁAŚNIE O TO W DYSKUSJI CHODZI, ABY USTALIĆ CO JEST MĄDRZEJSZE - WIĘC NIE DEKRETUJE SIĘ TEGO W JEJ TRAKCIE, a ma to wyjść jako efekt końcowy.
Jeśli ktoś nie rozumie tej prostej zasady dyskusji, ten jest w moim przekonaniu WADLIWYM DYSKUTANTEM, osobnikiem NIE ROZUMIEJĄCYM PODSTAWY KOMUNIKACJI W DYSKUSJI. Z takim dyskutantem szanujący się intelektualista w ogóle raczej nie będzie prowadził dyskusji, jako że ona kompletnie "nie rokuje", będzie wyłącznie stratą czasu. A intelektualista raczej swój czas ceni, bo widzi wiele ciekawych (ciekawszych niż jałowe przerzucanie się obelgami) sposobów jego zagospodarowania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:50, 25 Kwi 2017    Temat postu:

Amen, ale z niewielka modyfikacja. Temu wyimaginowanemu intelektualiscie (tez czlowiek - konotacja pozytywna) po jakims czasie zacznie doskwierac to samo. Skad wiem? Wlasnie skonczylam 4 lata tej podrozy intelektualnej na uniwersytecie, gdzie dyskusje doktorskie mialy okreslona rubryke/rubric, dlugosc, temat - takie grzeczniutkie dialogi kontrolowane ale z wartoscia dodana dla nauki. Oceny na piatke ale "nudy na pudy". To ja, jak przystalo na Strzelca - filozofa, humaniste, czlowieka pegaza podkladalam w tych dialogach "bombki Pani Pelagii", zeby ta skostniala nauke troszke ruszyc do "tanca z nieskonczonoscia". Zaden Profesor Doktor nie mial z tym problem a nawet zebralam wiele pochwal nie mowiac o ocenach.

Michal, problem czlowieka jest popadanie w skrajnosci, bo wowczas kreatywnosc gasnie jakby ktos wylal wode na ognisko I zaczyna sie spadek tolerancji. Poczytaj jak czasem ulegasz JL I jak Twoja energia przechyla sie w strone katolicyzmu walczacego. Przeczytaj swoje wpisy jak wstaniesz rano I nie naladujesz sie taka energia. To my autoryzujemy jak ktos bedzie nas traktowal przez to jakim wybieramy byc w naszym otoczeniu. Jestesmy stala transformacja. Tylko osoby ktore nie preferuje zmian odmawiaja sobie I nam ich ciaglosci I dlatego zamykaja siebie I nas w bunkrze mentalnym I sie torturuja.

Kazdy dzien to czysta karta papieru (metafora). To jak ja zapiszemy zalezy od nas. Jutra nie ma, tak jak nie ma wczoraj. Jest tylko moment w trakcie ktorego zatrzymujemy sie na ulamek sekundy na "karuzeli zycia" (metafora) I przygladamy sie sobie w lustrze, ktorym sa twarze I oczy innych. To od nas zalezy czy widzimy moralna milosc czy uniwersalna emocje strachu (grzech pierworodny w tradycji katolickiej).

Dlaczego przytulasz starch jak najdrozszego przyjaciela
Nie czytaj Ksiegi Zycia od tylu'
Podaj mi dlon
Musne ja pocalunkiem
I zawiode Cie do nastepnej stronicy
Kochaj I ciesz sie zyciem

Ta karta jest pusta I mozesz bez balastu pisac (metafora). Nie boj sie siebie pokochac, a potem pozwolic, zeby holografia Natury Ci te milosc przesylala jak pocztowkie gdziekoliwike sie w zyciu znajdziesz :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:38, 26 Kwi 2017    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Temu wyimaginowanemu intelektualiscie (tez czlowiek - konotacja pozytywna) po jakims czasie zacznie doskwierac to samo. Skad wiem? Wlasnie skonczylam 4 lata tej podrozy intelektualnej na uniwersytecie, gdzie dyskusje doktorskie mialy okreslona rubryke/rubric, dlugosc, temat - takie grzeczniutkie dialogi kontrolowane ale z wartoscia dodana dla nauki. Oceny na piatke ale "nudy na pudy".

Cenna wydaje mi się ta Twoja uwaga. Niewątpliwie owo zagrożenie nadmiarem poprawności jest realne. Poza tym naukowe zasady publikacji choć oferują swoją wartość, robią to znaczącym KOSZTEM. Chciałoby się nieraz, aby prosto zmierzać do celu, aby jakoś ominąć te naukowe "konwenanse", jasno wyartykułować "co i jak", a nie przebijać się przez te odnośniki, uściślenia, nawiązania... W końcu najczęściej istota jakiejś pracy jest pewnym zamkniętym układem, zajmującym w myślach konkretną, wcale nie taką wielką, przestrzeń, a z owych uściślających informacji, zawartych w pracach naukowych, korzysta się dopiero w razie potrzeby.

Z obróbka informacji mamy bowiem ten sam problem, co ze wszystkim COŚ ZA COŚ. Naukowa wizja polega na precyzyjnym umiejscawianiu danego aspektu w kontekście znanej wiedzy, języka. Czyli im więcej odniesień da się naszkicować dla owego aspektu, tym bardziej staje się jasne, z czym mamy do czynienia. Ale aby te odniesienia (gdy jest ich dużo) naszkicować, objaśnić w publikacji, niezbędna jest praca. Dużo pracy. A przy czytaniu takiej publikacji - znowu trzeba się namęczyć rozwikłaniem tych wszystkich kontekstów i zależności. A doba ma wciąż te stałe 24 godziny...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:28, 26 Kwi 2017    Temat postu:

Dokladnie, Michal. Jak informacje z publikacji naukowych dostaja sie do popular press, to sa znieksztalcone I wyciagniete z kontekstu. Potem ktos przeczyta nie znajac sie na zasadach metodologii naukowej I jak jest ekstawertykiem I zacznie “ewangelizowac”, ze naukowcy mowia to I to I trzeba robic to I to. I gdzie jest w tym miejsce na intelekt jednostki, debate, wartosc dodana?

W badaniach ilosciowych jest przynajmniej struktura. Trzeba wziasc istniejaca teorie I ja rozwinac. W wielu przypadkach autor teroii juz podal wskazowki. Wystarczy tylko je uzyc, te warunki stworzyc, zbadac, przeznalizowac I juz jest kolejna publikacja. Jesli publikacja oryginalna omawiala dla przykladu wplyw osobowosci czlowieka na jej/jego wydajnosc w pracy, to mozna dolozyc wply stresu na osobowosc I tak nauka bedzie sie rozwijac ale scisle okreslonym torem.

Wyjatkiem jest badanie jakosciowe. W trakcie pracy doktorskiej dostalabym przyslowiowej “k*rwicy” gdybym tuzinkowala czyjas prace. Temat I promotorka nasunely sie same. Znam Prof. Dr. B z poprzednich 2 kursow I wiem, ze z umierajacego zrobi lidera, ze umrze z usmiechem. Jak zobaczylam jej dane na liscie promotorow I ze specjalizuje sie w temacie kobiety I przewodnictwo, to wiedzialam, ze wlasnie ona bedzie moja promotorka I temat bedzie “Amerykanskie Kobiety w Przewodnictwie: Od Ruchu Pelnouprawnienia do Okresu Wspolczesnego”. Jako liderki wybralam nastepujace kobiety:
1. Carrie Chapman Catt – Nineteenth Amendment Champion
2. Eleanor Roosevelt – Human Rights Champion
3. Jacqueline Kennedy Onassis – Symbol of Strength for the Traumatized Nation
4. Nancy Reagan – “Just Say No” Champion
5. Oprah Winfrey – Philanthropy Champion
6. Michele Obama - Poverty Awareness, Nutrition, Physical Activity, and Healthy Eating Champion
Mimo, iz moja praca oparta bedzie na “przekopywaniu” sie przez ich biografie zeby dostac sie do ich esencji I pasji zyciowych, ktore przyniosly wymierne rezultaty, to 2 kobiety na liscie zyja I skonsultuje z nimi jak sie widza w odbicu rezultatow mojego “przekopania” sie przez ich zyciorysy.
Zobaczymy co z tego wyniknie. Narazie jeszcze za wszescnie aby cokolwiek przewidywac. W zadnym wypadku nie bylo moja intencja prowadzenie kolejnego badania, ktore ktos zaczal I cos tam doloze. Ja chce wiedziec na przykladzie tych kobiet jak kobieta ewoluuje sie w spolecznosci amerykanskiej I co ja inspiruje I motywuje, zeby dzialac dla dobra ogolu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:17, 11 Wrz 2017    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Michal, problem czlowieka jest popadanie w skrajnosci, bo wowczas kreatywnosc gasnie jakby ktos wylal wode na ognisko I zaczyna sie spadek tolerancji. Poczytaj jak czasem ulegasz JL I jak Twoja energia przechyla sie w strone katolicyzmu walczacego. Przeczytaj swoje wpisy jak wstaniesz rano I nie naladujesz sie taka energia.

Tak sobie przeczytałem jeszcze ten tekst i postanowiłem się odnieść. Powodem - refleksja, ocena: jak bardzo różne CELE DLA MYŚLI mają ludzie. W tym wypadku pisząca tekst Dyskurs i ja.

Dyskurs stawia mi zarzut - jak to "moja energia się przechyla", albo gdzieś tam się nią "ładuję" przy pisaniu, rozważaniu. Trochę mi to uświadomiło, dlaczego jesteśmy często tak daleko od siebie w tekstach. Właściwie TO O COŚ ZUPEŁNIE INNEGO NAM CHODZI.
Skupię się na tym zarzucie, który stawia mi Dyskurs - ogólnie, jak to moja energia tutaj jest źle zarządzana, wykorzystywana. Dla mnie aspekt sprawy w tym kontekście prawie NIEISTNIEJACY. Nie to jest celem moich rozważań, aby z tego czerpać energię. Jak chce mieć więcej energii, to sobie siądę przy piecu. Także energia psychiczna NIE JEST celem dla mojej aktywności intelektualnej w różnych dyskusjach, rozważaniach (wyjątkiem byłaby ta wyselekcjonowana sytuacja, gdy STAWIAM SOBIE JAKO CEL zdobycie owej energii, czy nią zarządzanie).
Cel Dyszyńskiego jest wobec energii neutralny, tym celem jest PRZEŚWIETLENIE DANEGO ASPEKTU MYŚLI W MOŻLIWIE NAJBARDZIEJ JASNY, PRECYZYJNY SPOSÓB!
Może przy tym energię strace. Cóż, trudno.
Z resztą, nawet gdybym jakoś postawił sobie za cel zdobywanie energii, to też nieraz postąpiłbym wbrew wielu zaleceniom tych, czy owych, co miałoby mi owej energii dostarczać. Czasem trzeba się cofnąć o krok, czasem strata na pośrednim etapie da znaczący zysk całościowo. Ale to była dygresja, bo głównym moim przekazem jest to, że moją wskazówką PO CO W OGÓLE ROZWAŻAĆ, po co tworzyć konstrukcje myśli byłaby jakaś niezrozumiała chyba dla większości AMBICJA. Wielka ambicja! Totalnie wielka ambicja!!!
Wniknąć w prawdę mocą, jaka jest maksymalnie dostępna - oto cel. Energię mogę na to poświęcić, mogę nieraz coś przecierpieć, ale...
...ale nie powinienem na mikrometr ustąpić z PRAWDY!
Myślę, że tego akurat tak wiele osób nie rozumie. Ta prawda jako cel sam w sobie?... - Dla nich to jest dziwne. W końcu to my przecież powinniśmy być celem, dla nas jest dociekanie, dalej energia.
A tu coś innego. Dlaczego tak? Co ten Dyszyński to masochista - chce robić sobie niefajne rzeczy?...

Prawdę mówiąc Dyszyński ma w tym pewien SZCZEGÓLNY RODZAJ WIARY. Chyba niezrozumiały dla większości - że wiedzieć i rozumieć ostatecznie okaże się cenniejsze, niż zdobyć to, czy tamto. Np. niż zdobyć energię. Jeśli miałbym wiedzieć więcej, to zainwestuję ową energię - tak jak dla wiedzy inwestuje się energię chodzenia do biblioteki i czytania książek, czy tłumaczenia ich. Tak - energia nie jest celem, tylko środkiem. To prawda jest celem.
W moim odczuciu Dyskurs tym swoim zarzutem na temat energii stawia sprawę na głowie. To jakby ogon zaczął machać psem. Energia jako cel, zamiast energia jako środek do celu - ja to podejście odrzucam. Prawdę, zrozumienie stawiam znacznie wyżej. Wchodzę w obszary, które mnie z energii wydrenują, z których wyjdę wycieńczony, zmaltretowany jako zbity pies. Dla moich wyższych celów odcierpię bycie na skraju załamania, z dala od strefy komfortu.

W religii się mówi o DOŚWIADCZENIU PUSTYNI. Wypowiedź jezusowa z ewangelii też zmierza w tym kierunku: "musicie się zaprzeć samego siebie", "kto chce iść za mną, niech weźmie swój krzyż".

Ale w tym rozważaniu o energii zwiazanej z dyskusją jest więc pewna alegoria dotycząca życia w ogóle. W życiu wciąż inwestujemy naszą energię, czas, czasem pieniądze. Zdobywamy trochę, aby potem zainwestować. Tak to działa.
Kto szuka zasobów - różnych: właśnie energii, może pieniędzy, może uznania, które mu podładuje samoocenę, ten może ją zdobędzie. Ale może i nie, JEŚLI NIE ZNA MODELU, jeśli nie będzie umiał tą energią zarządzić, jeśli nie znajdzie dla niej celu. Energia nie pożytkowana może niszczyć - powodować stres, cierpienie. Aby zdobyć wiedzę czym energia dla mnie właściwie jest, jakie może wywołać skutki (i pozytywne, i negatywne) NIE MOGĘ SIĘ BAĆ! Kto się boi, ze straci, ten się może uchowa na krótką metę, może przeczeka zagrożenie w swojej mysiej dziurze, ale ostatecznie NIE ZDOBĘDZIE NAGRODY.
Gdy biegacze biegną do mety, inwestuję maksimum energii w cel. Inwestycja - aby zdobyć nagrodę. Z wiedzą, rozumieniem jest podobnie - TRZEBA ZAINWESTOWAĆ, trzeba OPUŚCIĆ STREFĘ KOMFORTU.
Tak, moje myśli, pytania, wątpliwości BĘDĄ NIEKOMFORTOWE, czasem UDERZĄ WE MNIE, NADGRYZĄ MNIE PSYCHICZNIE, może DOPROWADZĄ NA SKRAJ UPADKU. Może...
Nie wycofam pytania, bo jest trudne, bo mi zagraża - np. mojej samoocenie. Postawię twardo sprawę - może gdzieś jestem winien? Może nawet byłem łajdakiem?... Bo jak tego pytania nie postawię, to NIE BĘDĘ WIEDZIAŁ, a ostatecznie właśnie mogłem być łajdakiem, oszustem, głupcem. MUSZĘ te pytania postawić, abym UMIAŁ ROZRÓŻNIAĆ, abym zaczął rozumieć siebie.
Pisałem o WIERZE. Z tą wiarą właśnie wychodzę na pustynię - wiara, ze OSTATECZNIE TAK BĘDZIE LEPIEJ. Kto przez całe życie nie opuścił strefy komfortu, kto dbał głównie o to, aby było miło i bezpiecznie będzie niewolnikiem swojego lęku, pragnienia poprawności, często narzuconych ograniczeń. Będzie ostatecznie człowiekiem małym, słabym, zalęknionym mentalnie.

Jest taka zasada przy ćwiczeniach fizycznych - największy efekt dają te ostatnie powtórzenia ćwiczeń - wtedy, gdy jest najtrudniej, gdy najbardziej boli, gdy cierpimy. Niektórzy nigdy nie dojdą do tego obszaru trudu i cierpienia, ale tez nigdy nie osiągną tych najwyższych efektów, bo te zdobywamy "rzutem na taśmę", walką na granicy upadku.

Można to życie skonstruować sobie mentalnie jako walkę o komfort, energię i przyjemność. Można - w ten sposób pozna się STREFĘ BLISKĄ tego, co dostaliśmy, jakiś standardowy zestaw energii, komfortu, przyjemności. Niektórzy pójdą jednak w SPORTY EKSTREMALNE - wytrzymają w wielkim trudzie, przetrzymają upokorzenia i ból, wytrwają w cierpieniu. Oni dostaną dodatkową nagrodę - głębszą samowiedzę, rozszerzoną świadomość. Oni będą mieć świadomość, że spenetrowali obszary, które inni otaczają lękiem, bojąc się nieraz o nich myśleć. To będą ludzie WIELKIEGO FORMATU.

Nie wiem, czy ja wytrwam. Nie wiem, na ile będę w stanie zasłużyć na miano kogoś większego, ponadstandardowego formatu. Wiem jedno - nie zamierzam sobie owej ścieżki do wyższych poziomów świadomości blokować z tego powodu, że coś tam małego stracę - może jakąś energie, może jakieś pieniądze, może uznanie ludzi. Pewny mogę być tylko tego jednego, że NIE ZAMKNĄŁEM SOBIE TEJ ŚCIEŻKI, a czy będę w stanie nią przejść? - tego nie wiem. Ale na tym cała ta "zabawa" polega - dlatego to jest tak cenne, ŻE NIE WIADOMO.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Metodologia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin