Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dynamizm, chęć zmian - czy zawsze dobre dla gospodarki?...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:25, 05 Maj 2012    Temat postu: Dynamizm, chęć zmian - czy zawsze dobre dla gospodarki?...

Przez jakiś czas w prasie pojawiały się artykuły, które bardzo jasno przeciwstawiały dynamicznego, młodego, wykształconego człowieka osobom "w starym stylu" - czyli zasiedziałym, mało aktywnym na rynku pracy, mało dynamicznym. Ci pierwsi mieli być motorem kapitalizmu, postępu (w tym wolnorynkowym stylu), a te mało dynamiczne jednostki "same są sobie winne", że jest im w życiu gorzej (i według wolnorynkowego paradygmatu - dobrze, że jest im gorzej, bo są niedostosowani).
Teraz ostatnio pisze się wręcz o pokoleniu Y - czyli młodych ludziach, którzy nie mają już złudzeń co do obietnic procodawców, programów motywacyjnych w korporacjach, czy innego rodzaju obietnic. Wiedzą jedno - co sobie sam wywalczysz, to twoje, co dostałeś konkretnie - to masz naprawdę, a obietnice w dzisiejszym świecie niech sobie demagodzy kapitalizmu w du...ę wsadzą.
I mają rację!
Bo tak to przecież działa. Skoro mamy kapitalizm to tu nikt nikogo nie będzie oszczędzał. Dziś pracujesz, jutro cię zwalniają, bo zarząd uchwalił inną strategię rynkową, czy produkcyjną. Wiec - skoro świat zmienić się nie udaje - trzeba go zaakceptować jakim jest, dostosować się.
A na czym owo dostosowanie miałoby polegać?
Ano na TOTALNYM BRAKU ZAUFANIA co do przyszłości, co do perspektyw, uczciwości w naszym otoczeniu. Jak to wolnorynkowcy chcą - w przyszłości o wszystkim zadecyduje pieniądz. Nie poczucie dobra, nie etyka, nie uczciwość. Po prostu kto ma więcej kasy, to przeforsuje swoje, czyli prze(podobno - przynajmniej wg wolnorynkowych paradygmatów) najlepszy, bo wprowadza jasne reguły gry.
A jakie tego będą dalsze konsekwencje?
Ano skoro przyszłość jest wyjątkowo niepewna, skoro zawsze mamy być gotowi na najgorsze, na zmiany to odrzućmy to wszystko, co wiąże się ze stabilnością:
- dzieci?... - Tylko nieodpowiedzialni fundują je sobie w dzisiejszym świecie, poza tym posiadanie dzieci oznacza wydatki, a więc z punktu widzenia ekonomicznego jest błędem. Tak więc - dostosowane do warunków - nasze polskie pokolenie nie ma w Polsce zbyt dużo dzieci.
- zaufanie do słowa? - nikt w to nie wierzy, więc albo stać cię na wielogodzinne wertowanie małych druczków w umowach, albo w ogóle zrezygnuj z wielu usług, umów, bo cała rzesza dobrze wykształconych cwaniaków tylko, czyha żeby klientów zrobić na szaro.
- zaufanie do rządu, parlamentu? - to już zupełnie śmieszne. Wszyscy wiedzą, że ustawy się kupuje, że lobbyści z odpowiednio zasobnymi portfelami są w stanie wprowadzić w życie dowolnie absurdalną (z punktu widzenia elementarnej sprawiedliwości) konstrukcję prawną.

Co jest tu konkretem?...
Emigracja. POjechać gdzieś, zarobić, skorzystać. A jak się popsuje, to uciekać.
Ucieczka z życia społecznego, do najbliższych (ale już bez dzieci). Kapitalizm jest z założenia oparty na walce, konkurencji, agresji. Kto agresji ma w sobie zbyt mało, lepiej, żeby od razu nie startował do tych zawodów.
Dostosujmy się więc bądźmy dynamiczni, asertywni przebojowi - czyli nic stałego, nic na wiarę. Jesteśmy w ludzkiej dżungli, gdzie w każdym momencie dobrze jest być przygotowanym do walki, ucieczki, agresji.

Czy da się na tym zbudować stabilne społeczeństwo?
czy w takich warunkach jest sens budować coś na dłużej? Dla kogo? Po co? Przecież wszystko się zmieni, a obietnice są po to, aby je składać dla naiwnych, a nie po to, aby dotrzymać ich ducha i litery...

Czy stabilność jest wartością?
A może - wbrew wyobrażeniom niektórych ekonomistów - stabilność życia nie jest wyłącznie czymś negatywnym, z czego korzystają tylko lenie i niedostosowani ekonomicznie?
A gdyby tak wybudować stosunki społeczne na układach, w których może jest nieco mniej wszelkich możliwych zmian, ale jednocześnie pojawi się jakieś tam minimalne bezpieczeństwo (także socjalne)?
Wiem, wolnorynkowcom od tego od razu flaki się przewracają - to będzie "ruja i poróbstwo" - dynamiczni będą harować, a nieroby będą brać zasiłki. To się "na pewno" nie uda.
Ale, kto nie spróbował, ten nie wie do końca. Niektórym przecież - lepiej gorzej - ale jakoś tam trochę się udawało. Nie chodzi o to, żeby każdemu dzieciorobowi od razu dawać pełne utrzymanie. Ale może jednak warto byłoby jakoś ten układ wyraźnie faworyzujący doraźność zmienić na coś opartego o myślenie długofalowe?...
Wiem, dla wolnorynkowca to herezja nie do przyjęcia.

W rzeczywistości to chyba gdzieś mamy BALANS - pomiędzy dynamizmem, a rutyną. Nadmiar jednego, czy drugiego wcale nie jest taki dobry. Bo wszystko ma swoje wady i zalety.
Po długim okresie stagnacji, aż prosi się o zmiany, o ruszenie wielu zastarzałych układów, przyzwyczajeń. Wtedy zastrzyk świeżej krwi daje pozytywny efekt.
Ale dynamizm jest kosztowny. W nadmiarze wyczerpuje wszystkich. Gdy wszystko wokół ciągle się zmienia, gdyby wszyscy ciągle "żyli na walizkach", to nie byłoby sensu tworzyć rzeczy trwałych. Po co? - skoro zaraz trzeba będzie się ich wyrzec, szukać czegoś nowego.
To samo jest z konurencją - zbyt mała, utrwala stagnację, ale zbyt duża, zaczyna rywalizować o samą działalność twórczą. To widać w zespołach handowców w firmach - gdy nie konkurują, wtedy niewiele sprzedają, ale gdy konkurencja robi się mordercza, wtedy zaczynają się nerwy i swoisty jałowy bieg pracy. Bo gdy naturalne zasoby klientów się wyczerpują, to konkurujący handlowcy zaczynają sobie podbierać klientów, zaczynają się intrygi. Firma na tym traci, bo jeden i ten sam klient daje tylko raz zarobek, ale pracuje nad nim 2ch bądź więcej handlowców, często nawet ze sprzecznymi ofertami (klient wygrywa, bo wybierze lepszą). W innych przypadkach klient może się poczuć zmęczony takim "bałaganem" w firmie, kiedy jedna osoba odpowiedzialna anuluje to, co ustaliła inna. I odchodzi.

Jest gdzieś optymalna strefa konkurencji, dynamizmu, a z drugiej strony stałości, stagnacji. Przesuwanie się ku skrajnościom najczęściej daje efekt negatywny.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 18:39, 18 Maj 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin