Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Marketing, jako dowód błędnych założeń społecznych?...
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 30926
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:18, 09 Maj 2011    Temat postu:

Johnny99 napisał:
Michał napisał:
Nie widzisz tego, że istnieją np. potrzeby, które człowiek sam sobie zaspakaja (np. potrzeba spokoju, potrzeba podrapania się po pośladku)?
Więc nie wiąże się to z żadnym kupowaniem.


Przecież napisałem, że kupowanie można też rozumieć bardzo szeroko - jako każde "danie czegoś za coś".

To co i za co dajesz, gdy drapiesz się po nosie?

Poza tym, takie roszerzenie terminu "kupowanie", jest moim zdaniem wyjątkowo udziwnione.
Idź i powiedz komuś coś w stylu: "kupiłem drapanie się po nosie". Nie masz wrażenia, że zagadnięty popuka się w czoło?...

Kupowanie oznacza dość konkretną czynność - uzyskiwanie od obcego podmiotu (!) towaru bądź usługi (!) za pieniądze (!).
Jeśli nie będzie za pieniądze, to już nie będzie to nazywane kupowaniem, ale raczej wymianą, bądź barterem.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 17:21, 09 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Johnny99




Dołączył: 10 Wrz 2009
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:26, 09 Maj 2011    Temat postu:

Michał napisał:
To co i za co dajesz, gdy drapiesz się po nosie?


Na przykład energię.

Cytat:
Kupowanie oznacza dość konkretną czynność


Naprawdę dalej zamierzasz się tego czepiać? Po co właściwie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 30926
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:06, 09 Maj 2011    Temat postu:

Johnny99 napisał:
Michał napisał:
To co i za co dajesz, gdy drapiesz się po nosie?


Na przykład energię.

Energia jest wspólnym mianownikiem wszystkich procesów fizycznych. Chcesz teraz "kupowaniem" nazywać dowolny proces fizyczny?...

Johnny99 napisał:
Naprawdę dalej zamierzasz się tego czepiać? Po co właściwie?

Zwracam uwagę problem z naszym dogadywaniem się. Jeśli używa się słów labilnie, za każdym razem naginając je do bieżącego celu w dyskusji, to nie ma szansy ani na porozumienie, ani nawet na dogadanie się, bo druga strona w dyskusji nie wie o co właściwie chodzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SEKS




Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:01, 09 Maj 2011    Temat postu:

Potrzeba ekonomiczna, brak konkretnego dobra lub usługi odczuwany przez daną osobę lub społeczeństwo; to, co jest nam potrzebne w znaczeniu rzeczowym (chleb, mieszkanie) lub pozarzeczowym (nauka, praca). Chcąc zaspokoić swoje potrzeby, jednostka podejmuje działania konieczne do osiągnięcia danego celu, w sensie ekonomicznym podejmuje działalność gospodarczą.

[link widoczny dla zalogowanych]

O tym mówimy? CO do zasady jest pojęcie pozytywne. Problem masz taki jak z krzesłem i krzesłem elektrycznym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Johnny99




Dołączył: 10 Wrz 2009
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:14, 09 Maj 2011    Temat postu:

Michał napisał:
Chcesz teraz "kupowaniem" nazywać dowolny proces fizyczny?...


Naprawdę nie rozumiem twojego problemu.

Cytat:
bo druga strona w dyskusji nie wie o co właściwie chodzi.


Ale teraz to ja nie wiem, o co ci właściwie chodzi.

Istotą mojego wywodu była polemika z twoim twierdzeniem (o ile je dobrze rozumiem), że ludziom zdarza się chcieć rzeczy, których "tak naprawdę" nie potrzebują. Dla mnie każde "tak naprawdę" w tym zdaniu oznacza zewnętrzne decydowanie o tym, co komu potrzeba - czyli totalitaryzm.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 30926
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 8:46, 10 Maj 2011    Temat postu:

Johnny99 napisał:
Istotą mojego wywodu była polemika z twoim twierdzeniem (o ile je dobrze rozumiem), że ludziom zdarza się chcieć rzeczy, których "tak naprawdę" nie potrzebują. Dla mnie każde "tak naprawdę" w tym zdaniu oznacza zewnętrzne decydowanie o tym, co komu potrzeba - czyli totalitaryzm.

Tu widzę główny powód, że nasza dyskusja tak grzęźnie. Ty zamiast patrzeć co napisałem w swoich tekstach DOMYŚLASZ SIĘ treści, których tam nie ma. W szczególności już antycypujesz jakiś totalitaryzm, czy inne wnioski które są naprawdę odległe, niekonieczne. Tak bardzo "wiesz lepiej" co chciałem "tak naprawdę" powiedzieć, gdy mówiłem coś innego, ze nie jestem w stanie przekonać Cię do treści, które naprawdę kieruję.
Ten przykład jest o tyle znamienny, że nawet używając terminu "kupowanie", próbujesz się dziwacznie zabezpieczać przed jakimś wnioskiem, który - jak przeczuwasz - zechcę Ci wcisnąć. Ostatecznie dyskutujesz nie ze mną, nie z moimi poglądami, ale z bardzo wynaturzoną prywatną wizją tych poglądów.
Tu po raz kolejny widzę jak bardzo w porozumiewaniu się ważne jest ZAUFANIE. Chodzi mi tu dokładniej o podejście, w którym nie skupiamy się na jakiejś walce o ostateczny wniosek (bo przecież musi być po mojemu), ale o wiarę w to, że druga osoba chce przekazać najpierw konkretnie to, co napisała, a nie chcialaby podejść kogoś podstępnym wskazaniem niechcianych wniosków.

Z zewnątrz patrząc, przez kilka już dyskusji, postrzegam Twoje pisanie, jako podszyte nieodpartym lękiem, że ktoś wciśnie Ci totalitaryzm, komunizm, a już przynajmniej absurdalny socjalizm z niewiarygodnie rozdętą administracją i koniecznością karmienia przez uczciwie zarabiających milionów nierobów na zasiłkach.
Dlatego nie widzisz w ogóle treści, którą tutaj próbuję wskazać. Widzisz jej wykrzywioną karykaturalną deformację.

Nie udało mi się przekonać Cię, że widzę zagrożenia OBU podejść - skrajnie wolnorynkowego i etatystyczno - socjalnego. Nie masz ochoty zaufać, że zgadzam się z większością zalet podejścia wolnorynkowego (wskazywałem to nie raz). I że nie jestem zwolennikiem komuny. Ale widzę, że mi się nie uda, że potrafisz dyskutować tylko w jakiejś skrajnej polaryzacji - koniecznie po obu stronach barykady. I nawet jeśli bym w jakiejś sprawie nie chciał po "tamtej" stronie się umiejscowić, to mnie tam wciśniesz, żeby mieć ZROZUMIAŁEGO DLA SAMEGO SIEBIE przeciwnika.

Być może sam się boisz patrzeć na obie strony medalu, bo to mogłoby spowodować jakąś rysę w tej "jedynie słusznej" wizji, że tylko skrajna wolność gospodarcza jest dobra. Nie potrafię wytłumaczyć Twojej silnej skłonności do polaryzowania stanowisk czym innym, jak panicznym lękiem, przed spojrzeniem bezstronnym, nieemocjonalnym.
A chodzi mi o podejscie, które wystartuje od zdefiniowania opisu NIEZALEŻNIE OD POGLĄDU - na dogadaniu obiektywnych wskaźników, które nie wiążą się z koniecznością stawania po jakiejść stronie konfliktu.
Tylko takie podejście ma - moim zdanim - sens intelektualny. Tylko w odrywaniu się od atmosfery walki o swój poglad, ma szansę pojawić się spojrzenie wolne od błędów emocjonalnego ujęcia, nieobiektywnego traktowania. Bo jednak w moich dyskusjach mam mam ochotę nie tyle się posprzeczać, co ustalić przynajmniej co jest wspólne, a co przeciwne w podejściu do świata.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 30926
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:14, 10 Maj 2011    Temat postu:

Ale, wracając do głównego tematu wątku, chciałem dopisać tu jeszcze kilka myśli. Już niezależnie od polemik, jakie były we wcześniejszych postach.

Otóż w moim przekonaniu, aby dobrze osądzić jakieś związki społeczne, ekonomiczne, lepiej jest nie porównywać się do aktualnie znanych systemów, ustrojów, ale WYJŚĆ OD ZERA, od sytuacji, gdy wszelkie związki są nieobecne, albo zaledwie w powijakach.
Podstawowym pytaniem wydaje mi się:
KIEDY CZŁOWIEK MOŻE BYĆ SPEŁNIONY, SZCZĘŚLIWY?

Odejdźmy od socjalizmów, kapitalizmów, wyjdźmy od człowieka samego. Np. mamy proste pytanie: czy człowiek samotny, człowiek bez pieniędzy, bez innych ludzi wokół siebie może być spełniony, szczęśliwy?
Taki punkt wyjścia potraktowałbym jako swego rodzaju ZEROWĄ EKONOMIĘ. Czyli sytuację, gdy nie kupujemy od nikogo niczego, bo nikogo nie ma. W takiej sytuacji był pierwowzór postaci Robinsona Crusoe – człowiek pozostawiony na bezludnej wyspie. Po iluś tam latach został oswobodzony, przywrócony cywilizacji. Co ciekawe, po latach zaczął on tęsknić za owym pobytem w samotności, na wyspie, bez innych ludzi. Tęsknił za miejscem, gdzie nikt mu niczego nie oferował, gdzie pieniędzy nie było, gdzie wszystko trzeba było wypracować sobie samemu. Tam sam przygotował sobie jedzenie, sam szukał wody do picia, sam się troszczył o okrycie ciała. Ale był w tym szczęśliwy. A przynajmniej był szczęśliwszy niż w bogatym i kolorowym świecie cywilizacji.

Na drugim biegunie, w stosunku do samotnie żyjącego człowieka mamy dzisiejszy kapitalizm – system, w którym otoczeni jesteśmy nieprzebraną ofertę wszystkiego. W którym, jeśli tylko mamy pieniądze, to możemy każdą życiową czynność przerzucić na inną osobę – za pieniądze ktoś dostarczy nam żywność, ubranie, nawet nas umyje i nakarmi. Mamy świat wielkich możliwości kierowania aktywności bliźnich na wybrane przez nas cele. Te możliwości dają ludziom złudzenie, że za pieniądze można wszystko. Że pieniądz jest źródłem szczęścia, spełnienia, wartości.
Tymczasem...
Tymczasem za pieniądze da się zyskać tylko to, co...
... potrafią robić INNI.
Świat w którym rządzimy pieniędzmi, jest światem, w którym ktoś coś robi, ale jednocześnie jest to świat, w którym my stajemy się BIERNI.
Oczywiście ktoś powie, że niekoniecznie, że dzięki temu, że ktoś coś dla nas zrobi za pieniądze, możemy zyskać czas na poświęcenie się innej, ciekawszej aktywności. Problem w tym, że zamieniamy czynności życiowo prawdziwe, jakby pierwotne, bo związane z ewolucyjnie ukształtowanymi w nas emocjami zdobywania pożywienia, dbania o ciało, bycia w związku z otoczeniem, na coś co przygotował dla nas sprytny marketing – fachowcy, którzy natrudzili się, aby feerią kolorów, burzą zmysłów skłonić nas do zajęcia się czymś, co pięknie wygląda, ciągnie oczy i co mają dla nas w ofercie INNI LUDZIE. Ale to nie jest coś, co od początku do końca robimy MY, czego związek z naszym jestestwem potrafimy kontrolować.
Tutaj nie chodzi mi więc o jakieś rozliczenia pomiędzy kapitalizmem, a socjalizmem, etatyzmem, czy jeszcze innym "izmem", chodzi o inny punkt podziału - o pytanie, czy w ogóle powinniśmy coraz bardziej w życiu zdawać się na pracę innych ludzi. Niezależnie od tego, czy owa praca będzie bardziej wydajna, opłacalna.
Człowiek, który sam sobie zasadzi warzywa, zbierze je, przygotuje do zjedzenia nie musi na to harować przez 8 godzin. Szczęgólnie w cieplejszym klimacie, ludzie żyjący skromnie (indianie gdzieś w Amazonii) maja dużo czasu dla siebie, mają swoje życie nie pod dyktando jakiejś korporacji, celów ekonomicznych itp. Nie mają co prawda wykafelkowanych łazienek i limuzyn, ale mają swoje - często naprawdę szczęśliwe - życie.

Moje odczucia są takie, że marketing, posługiwanie się pieniędzmi, iluzja niemal doskonałej kontroli nad otoczeniem za pomocą płacenia i kupowania PRZESŁANIAJĄ NAM SAMYCH SIEBIE. Odchodzimy od siebie po to, żeby powierzać nasz los „fachowcom” - oni się zajmują nami za pieniądze. Czujemy się z tego powodu na pewno dowartościowani. Cieszy nas możliwość lenistwa, czy dostarczenie jakichś nowych wrażeń. Ale na dłuższą metę, to niewiele daje. Bo szczęście i spełnienie nie wyniknie z dwóch tygodni lenistwa w hotelu na Kanarach (okupionych ciężką harówą w korporacji przez cały rok). To tylko dwa tygodnie, a poza tym ileż można nic nie robić w życiu. Szczęście nie wyniknie z poczucia zazdroszczenia przez innych ludzi, bo oto nasz samochód ma droższą kanapę i lakier. To krótkotrwałe zaspokojenie instynktu rywalizacji, ale na dłuższą metę dobre dla dupków, którzy widzą się przede wszystkim przez pryzmat spojrzeń otoczenia, przez uczucia innych, a nie własne. To oddanie swojego szczęścia na żer ludzkiej próżności.
W kapitalizmie nie podoba mi się chyba najbardziej ta pogoń za próżnością. Nie podoba mi się, ale nie pragnę kapitalizmu zastępować jakąś formą nadzoru ze strony jakichś ludzi. Komunizm był zły, głupi. Totalitaryzm jest zły. Kapitalizm i wolność gospodarcza są od nich (nieco!) lepsze. Ale są także dalece niedoskonałe.
Są niedoskonałe, bo są zbyt skuteczne!
Są tak skuteczne, że człowiek daje się im skołować na tyle, że porzuca samego siebie na korzyść jałowej pogoni za nieprzebraną ofertą. I za pieniądzem, który tę ofertę pozwoli zamienić w konkret. Tyle, że kupienie kolejnego ciucha, kolejnego samochodu, gadżetu najczęściej daje radość na krótko. Później ujawniają się negatywne efekty naszego wyboru zawierzenia barwom świata – tym efektem jest odejście od wzbogacania swojego wnętrza.

Piszę to nie tyle, aby ponarzekać, albo nawrócić wszystkich na bycie Amiszem. Piszę raczej do ogólnej refleksji, czy aby na pewno więcej towarów za ciężką pracę na co dzień, prowadzi nas do szczęścia i spełnienia. Czy wyśrubowane standardy życia naszej cywilizacji rzeczywiście opłacają nam się w ogólnym życiowym rozrachunku - czy stres, poczucie bycia pionkiem w wielkiej machinie, uczestnictwo w wyścigu szczurów nie są zbyt wysoką ceną?...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 18:26, 10 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SEKS




Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:51, 10 Maj 2011    Temat postu:

Wymiękam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 30926
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 9:17, 11 Maj 2011    Temat postu:

Krótkie podsumowanie z mojej strony.
Uważam aktualny system społeczno ekonomiczny - oparty o maksymalizację produkcji, zwiększanie szybkości wymiany towarów i usług - za ostatecznie nie optymalny dla dobra człowieka, dla jego szczęścia i spełnienia.
Taki system wprowadza antagonizację stosunków między ludźmi i presję na nadmierne eksploatowanie środowiska. W warstwie rozwoju osbistego występuje tu jeszcze problem ogłupiania ludzi marketingiem. Fachowcy starają się przełamać naturalne bariery rozsądku, wymusić na ludziach nadmierną konsumpcję. Owa konsumpcja w ostatecznym rozrachunku większości ludzi się nie opłaca, bo za ciężką pracę, stres dostają relatywnie mało - trochę zmienności otoczenia, więcej kolorów, więcej emocji, ale nie zyskamy w ten sposób "prawdziwego szczęścia".
Nie postuluję jednak tu jakiegoś odgórnego, adminstracyjnego "zabronienia" marketingu, czy ograniczania wolności gospodarowania, ale raczej miękkie działania - w sferze świadomości, edukacji. Warto wiedzieć, że tak jak nasze ciała nie są doskonałe, nasze natury ludzkie, tak i sfera ekonomiczna niesie zagrożenia dla naszego życia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 30926
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:58, 12 Maj 2011    Temat postu:

Kapitalnym przykładem obrazujacym możłiwości marketingu jest, moim zdaniem, reklama tabletek do przeciwdziałaniu osadzanie się kamienia Calgon.
Pewnie wszyscy znają te reklamy, na których serwisant pokazuje grzałkę pralki sinie zakamienioną i wskazuje na proste rozwiązanie owego problemu, sposób zabezpieczenia sie przed wydatkami na drogie naprawy - użycie tabletek Calgonu. I Calgon sprzedaje się bardzo dobrze - tabletki tego rodzaju są drogie, więc zapewne przynoszą duże zyski. Moja żona też niejedno opakowanie kupiła. Gdyby podliczyć sumy wydane na Calgon, po paru latach pewnie by się z tego uzbierała średniej klasy pralka.
Ja mam jednak jedno - niedyskretne - pytanie:
Czy ktokolwiek zna w ogóle sytuację z owej reklamy - tzn. pralkę, która się popsuła z powodu zakamienionej grzałki?...
Bo ja nie. I nikt z moich znajomych nie zna podobnego przypadku.
Przypuszczam, że może, przy jakiejś bardzo twardej wodzie problem móglby wystąpić. Ale przeciez produkt jest reklamowany jako ogólnie potrzebny, kierowany do każdego. I ludzie masowo ten produkt kupują. Tymczasem większość proszków do pralek ma wystarczające substancje zmiękczające zawarte z samej receptury proszku. I nic dodatkowego nie jest potrzebne.
Jednak ludzie calgon kupują. Tak na wszelki wypadek. Żeby nie mieć kłopotów. Bo lepiej się zabezpieczyć, bo powiedzieli w TV, ze trzeba, że warto.
To jest świetny przykkład potęgi marketingu z jednej strony, ale jednocześnie absurdalnej strony typowej gospodarki rynkowej - pokazanie, ze sprytny marketingowiec jest w stanie sprzedać niemal wszystko, wmówić bardzo wiele i zarobić na produktach kompletnie zbędnych ludziom.
Wielkie fabryki pracują, powietrze i woda są zanieczyszczane, ludzie zamiast odpoczywać zasuwają na taśmie, w marketingu itp (cieszą się, ze "mają pracę"). Problem w tym, że patrząc od storny sensu, to ich praca często jest głupsza niż kopanie dołów i ich zasypywanie za chwilę.
Ale sprytny marketing wygrywa z rozsądkiem na wiele sposobów.
Ta cywilizacja działa w dużym stopniu na jałowym biegu...

Jak wiele mamy produkcji - patrząc z punktu widzenia elementarnego sensu - zbędnej.
Można powiedzieć, ale przecież dzięki temu ludzie mają pracę!
Tylko czy o to chodzi, zeby ludzie mieli głupią pracę?
Czy nie bardziej rozsądne byłoby nie wykonywać tej pracy?
Dlaczego system może działać tak, że niszczymy środowisko, męczymy ludzi, tworzymy góry śmieci, bo system żywi się zdezorientowanymi konsumentami. Czy na pewno tak musi być?

Można też powiedzieć, ze przecież nikt nikogo nie zmusza do zakupu tabletek odkamieniających, więc po co ta gadka?...
Ale to jest błędny argument - nikt nikogo nie zmusza do produkcji narkotyków, do zażywania tych substancji, ale każdy MA PRAWO MIEĆ REFLEKSJĘ, czy mu sie to podoba, czy nie. Ma prawo uważać, że pewnie dałoby się zorganizować coś lepiej. jak? - Pewnie warto sie zastanowić, ale na początku musi być refleksja, czy coś uważamy za sensowne, czy nie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 12:52, 12 Maj 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SEKS




Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:52, 12 Maj 2011    Temat postu:

Podsumowanie jest takie że się to wszystko sprowadza do zasady, że wszelaka przesada szkodliwa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 30926
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:55, 16 Cze 2011    Temat postu:

Ciekawym zjawiskiem związanym z opisywanym problemem jest kwestia reklam kredytów. W szczególności gotówkowych.
Banki i podobne im instytucje finansowe reklamują kredyty w stylu: "weź kredyt, pieniądze czekają.", "pomagamy ludziom", "gotówka bez formalności". Wszelkimi sposobami starają się oddalić od potencjalnego klienta myślenie krytyczne, związane z kalkulacją, trzeźwą oceną sytuacji. Nic dziwnego w reklamie...
Jednocześnie jednak, jak klient postąpi wg sugestii reklamy, czyli nie wnikając za bardzo we własne możliwości finansowe weźmie kredyt gotówkowy "na dowód", to gdy wpadnie później w pułapkę zadłużeniową, bank...
- obróci swoją taktykę o 180°!
Wtedy będzie krzyczał: nie spłacasz, jak to! Przecież powinieneś prawidłowo szacować swoje przychody. Nie umiesz spłacać, to nie bierz kredytu. Nie jesteśmy instytucją charytatywną. Itd. Itp.
Czy cały ten układ marketingowy nie ma znamion oszustwa?...
- przynajmniej patrząc na intencje i realne efekty (bo kwestia uznania czegoś za oszustwo w znaczeniu prawnym jest odrębną sprawą).
Jeśli ktoś wyraźnie w reklamie skupia uwagę odbiorcy na samym aspekcie uzyskania gotówki, na beztroskim potraktowaniu tej operacji, a później swoje roszczenia opiera na tym, że klient "powinien" postąpić zgodnie z postawą przeciwną, to czy nie jest współwinnym powstałego problemu z zadłużeniem?...
W moim przekonaniu jest współwinnym. Byłoby inaczej, gdyby reklama kredytu gotówkowego wyglądała mniej więcej tak: jeśli potrzebna ci jest gotówka i sprawdziłeś, że jesteś w stanie spłacać raty, jeśli masz realną zdolność kredytową, to zapraszamy po gotówkę do naszego oddziału.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 10:05, 17 Cze 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 30926
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 10:27, 09 Lip 2011    Temat postu:

Dzisiaj przeczytałem artykuł o wodach "mineralnych" sprzedawanych w butelkach. Ogromne rzesze ludzi (ja też się do nich zaliczam) kupują wody w butelkach z nadzieją, że wewnątrz tych butelek znajdują płyn znacząco bardziej zdrowotny, niż to co leci z kranu. Badania wykazują jednak, że ani możliwe do określania naukowo składniki owej wody, ani - wykonywane w ślepej próbie - testy konsumentów nie dają podstaw do takiej nadziei. Po prostu kupujemy bardziej nadzieję, niż towar.
I to jest chyba prawda dość uniwersalna dotycząca marketingu i rynku - zdecydowana większość towarów wybieranych przez konsumentów swoją główną wartość ma ulokowaną w...
... mózgach kupujących, czyli w ich wierze, że ów produkt naprawdę jest wyjątkowy, warty kupienia, pokazania go znajomym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin