Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32931
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 16:51, 18 Mar 2012 Temat postu: Świat biedy i świat luskusu |
|
|
Od jakiegoś czasu gnębi mnie koncepcja, że właściwie to ludzka ekonomia podzieliła się jakby na dwie - w dużym stopniu uniezależnione frakcje
- świat biednych
- świat luksusu i bogactwa.
Świat biednych
Zacznę od świata biednych. Doktryna marksistowska głosi, że bogaci wyzyskują biednych. Na pewno jest w tym sporo racji, ale czy biedni muszą dać się wykorzystywać?
Powiedzmy sobie szczerze - chłop, czy pasterz żyjący 20 wieków temu był w stanie przeżyć, zapewnić sobie jedzenie, ubranie, mieszkanie. I dzisiaj też biedak, który zdecydowałby się na "ekonomiczną emigrację" z reszty świata, też pewnie znalazłby sobie jakiś kawałek nieużytku, który dzięki pracy, dałby minimum egzystencji. Ewentualnie dużo dóbr mógłby sobie znaleźć wertując bogactwa wysypisk (podobno na zachodzie Europy wyrzuca się 40% żywności, nie wspominając już o dobrach trwałych). Wiele krajów biednych jest gospodarczo odseparowanych od reszty świata (w swoim czasie w Europie była to Albania). Ludzie jakoś tam żyli, nie byli wyzyskiwani przez bogaczy. Bo człowiekowi do samego przeżycia nie trzeba znowu tak wiele.
Świat bogatych
Świat bogatych, choć chętnie korzysta z możliwości wyzysku, z pracy biedaków za głodowe pensje, jednak byłby w stanie obyć się bez tego wyzysku. Pokazuje to przykład bogatej Europy. Co prawda chętnie tam kupuje się towary wyprodukowane w biednych krajach (bo są te towary tanie), jednak bogata Europa jest w stanie wyżywić się i zaspokoić swoje potrzeby sama. Raczej broni się ona przed napływem owych tanich towarów, niż są jej niezbędne.
Można by zatem zorganizować całkowite wręcz rozdzielenie - kraje żyjące na poziomie średniowiecza i na poziomie luksusu rodem z Europy Zachodniej, USA, Kanady. Pewne towary przy takim rozdzieleniu pewnie byłyby droższe, bogacze zarobiliby pewnie nieco mniej, ale spokojnie by to działało. Podobnie nie widać powodu, aby dzisiejszy człowiek nagle musiał umrzeć sprowadzony do poziomu średniowiecza (choć pewnym problemem mogłoby okazać się przeludnienie).
Wnioski?...
Pierwszy wniosek
Pierwszy wniosek jaki chcę tu wskazać, to przeciwstawienie się koncepcji pewnego ekonomicznego przymusu - tzn. że musimy być wykorzystywani, albo ktoś (bogacze w krajach rozwiniętych) musi wykorzystywać biednych, aby przetrwać. Otóż nie muszą, choć więzy ekonomiczne powodują, że aktualnie taki wyzysk jest faktem. Jednak gdyby biedacy teraz aspirujący do bogactwa zechcieli zrezygnować ze swoich pragnień uczestniczenia w zasobności XXI wieku, to jakoś by pewnie przeżyli.
Wniosek drugi
Wniosek drugi jest nieco bardziej subtelny, więc nie wiem czy nawet będzie zrozumiały dla większości osób. Ale postaram się jakoś wytłumaczyć o co mi chodzi. Nazwałbym ten wniosek jako koncepcje "zanurzenia w ekonomii". Dzisiaj zdecydowana większość z nas, żyjąca w krajach uznawanych za rozwinięte jest silnie zanurzona w ekonomicznym aspekcie życia - jemy coś, bo to KUPILIŚMY, mieszkamy bo też kupiliśmy (czy to mieszkanie, czy prawo do przebywania w nim w postaci najmu), ubieramy się towarami ze sklepu. Niewiele rzeczy, które nas otacza zawdzięczamy sobie. Jesteśmy silnie zanurzeni w związkach z innymi ludźmi, zanurzeni w ekonomii. Jednak to nie jest wcale stan oczywisty. Popatrzmy na życie biednego pasterza owiec - czy to żyjącego 1000 lat temu, czy nawet dzisiejszego, ale żyjącego w oddaleni od cywilizacji. Taki pasterz owiec, jadł ser owczy, ubierał się w skóry owcze, a owce wypasał sam. Właściwie wszystkie jego życiowe dobra były samodzielnie wytworzone. Nawet dom (albo namiot) sam sobie budował. Ten człowiek był niezależny od ekonomii zewnętrznej. Właściwie to w ogóle nie musiał mieć pieniędzy. Wcale. Ani grosza. I żył. Bo można żyć bez pieniędzy, bez zanurzania się w ekonomię. Trzeba być na to samotnikiem, outsiderem. To nie tragedia. A przynajmniej może to być znacznie mniejsza tragedia, niż dać się wyzyskiwać, tak jak wiele ludzi dzisiaj, którzy pracują po kilkanaście godzin dziennie, a mają z tego tyle dóbr, co ów pasterz, który przynajmniej jest wolny, niezależny. Można wybrać, czy żyjemy zanurzeni w ekonomię, w wymianę towarów, w bycie konsumentem, czy chcemy być samotni.
Amisze w USA, mimo że rezygnują z kontaktu z resztą świata żyją całkiem niezgorzej. Pewnie lepiej, niż wyzyskiwani robotnicy w fabrykach w Meksyku, Tajlandii, czy wielu innych krajach. Być może dla biedaków tego świata najlepsze byłoby całkowite odseparowanie się od bogaczy?... Bo jakoś na tej linii negocjacyjnej, gdzie każdy sam sobie musi wywalczyć swój udział w ostatecznym zysku, są słabi. Jakoś tak jest, że często zarząd fabryki konsumuje 80% korzyści (mimo, że pracuje tam 20% ludzi), a biedacy muszą zadowolić się znikomą cząstką. Wiem, słabo negocjują. Bo w kapitalizmie wszystko trzeba sobie wynegocjować. Jak tego nie umiesz, to choćby Twoja praca stanowiła prawie 99% wkładu w produkt końcowy, to będziesz musiał zadowolić się nędznym ochłapem. Taki układ. Dla twardych. I chyba trochę okrutnych.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 17:08, 18 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|