Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wybór konsumencki, a kulturowo - prawne otoczenie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:09, 30 Lip 2012    Temat postu: Wybór konsumencki, a kulturowo - prawne otoczenie

Z moich dyskusji z dużą częścią (większością?...) wolnorynkowców, wynika dość charakterystyczny obraz zwolennika tego kierunku - obraz fundamentalisty tak silnie zapatrzonego w jedną "słuszną" wizję, że dość dokładnie zabetonowanego na argumenty. Niestety, bardzo duża część wolnorynkowców nawet nie potrafi podjąć dyskusji w sprawach nieco pobocznych, a ważnych dla zrozumienia ekonomii. Nie potrafi podjąć, bo nie jest przygotowana emocjonalnie na odejście od uproszczonego patrzenia na rzeczywistość - patrzenia, w którym wybór konsumencki ma niemal nieograniczoną moc tworzenia poprawnych więzi gospodarczych, zaś całe zło jest wynikiem ingerencji państwa. To swoiste zauroczenie jedną ideą powoduje odporność na samą nawet możliwość przyjrzenia się skomplikowanemu charakterowi ludzkich zachowań, wielowymiarowości związków, potrzebę uzgodnienia jasnych kryteriów oceny (tutaj wolnorynkowość zupełnie "leży", bo wolność sama w sobie nie jest żadnym kryterium, jako że nawet nie dysponujemy ogólnie przyjętą i jednolitą interpretacją tego pojęcia).

Tutaj tylko chciałbym wskazać na jeden ważny problem związany z tym jakie trudności związane z wyborem konsumenckim pojawiają się w realnym świecie.
Przypomnijmy wolnorynkowy paradygmat - teorię: podstawą rozwoju gospodarki i jest wolny wybór konsumencki, który nagradza te podmioty, które lepiej zaspakajają potrzeby konsumentów. To z kolei zwrotnie powodować ma rozwój dobrych producentów i usługodawców.

A jak jest w praktyce?
- W moim przekonaniu jest to o WIELE, WIELE BARDZIEJ SKOMPLIKOWANE.

Są towary i usługi nabywane cyklicznie (żywność, ubrania), które dość dobrrze wpisują się we wspomniany wolnorynkowy schemat. Tam gdzie konsument ma bazę do porównań (kupił gdzieś lepsze/gorsze pieczywo, lepsze/gorsze buty), tam - przynajmniej teoretycznie - może być wierny dobrym dostawcom, a unikać złych. Jednak patrząc na realny świat, widać, że nawet tutaj nie jest to takie oczywiste:
- jak wiele osób stara się zapamiętać producenta butów, a potem stara się kupować tylko z tego - sprawdzonego - źródła?... - w moim przekonaniu silnie zaburza tutaj sprawę moda, fakt zanikania jednych modeli, a pojawianie się nowych, zmiany na rynku własnościowym (marki są sprzedawane, zanikają) itp..
- na rynku dość bogatym w producentów z całego świata, naturalną jest postawa próbowania różnych towarów. Dlatego lojalność wobec dobrych producentów jest dość mocno wymieszana z pewną kapryśnością wyborów, zabawą w próbowanie nowego.
Wydaje mi się, że nawet tu - w dość mocno wolnorynkowych układach - wpływ wyborów konsumenckich na kształt rynku jest wyraźnie osłabiony - stanowi (moje prywatne szacowanie) może gdzieś w okolicach maksymalnie 40%. Pozostałe 60% to zabawa, pogoń za nowościami, modą, chęcią zaprezentowania się otoczeniu, a nie skupianie na tym, aby mieć pewny, sprawdzony produkt, zaufanego producenta. Oczywiście zależy to od konkretnego człowieka - konsumenta - niektórzy wolą mieć stabilność, inni rzucają się w wir próbowania coraz to nowych rzeczy, częstych zmian.

Jeszcze gorzej z zasadą konsumenckiego promowania ma się rzecz w przypadku produktów bardziej złożonych - np. ubezpieczeń, nieruchomości. Dom zwykle (przynajmniej w Polsce) kupuje się raz, dwa razy w życiu. Ubezpieczenie się głównie opłaca, a korzystanie z wypłaty z powodu szkody też jest rzadkie, więc karanie złego ubezpieczyciela (wyłgał się z wypłaty odszkodowania pod jakimś pretekstem) zmianą na konkurenta oznacza wtedy "wywalenie w błoto" wszystkich wpłaconych wcześniej składek ubezpieczeniowych. Więc ludzie, przy zakupie tych (jakże istotnych wolumenem wartości) produktów opierają się głównie na ogólnej opinii, a nie na własnych doświadczeniach. tym bardziej, że np. firmy budowlane działają najczęściej lokalnie, a jeśli nawet ktoś buduje nowy dom, to w dużej części dlatego, że musi się przeprowadzić. W nowym miejscu pewnie skorzysta już z usług nowej - niesprawdzonej - firmy budowlanej.
Czyli dochodzimy powoli do wniosku, że w dzisiejszych czasach (jakże skomplikowanych w porównaniu z sytuacją z XVIII wieku, gdy to Adam Smith tworzył teoretyczne podwaliny ideologii wolnorynkowe), mechanizm wyboru konsumenckiego mocno się ROZMYŁ - ubrał w złożone otoczenie kulturowe, prawne, które powoduje, że rola wyborów konsumenckich zmodyfikowała się i chyba, osłabła (przynajmniej w stosunku do sytuacji sprzed tych ponad 200 lat). Oczywiście nie zanikła zupełnie. Osłabła.

Czy dałoby się jakoś przywrócić jej rangę?
Tutaj wolnorynkowcy od razu by zakrzyczeli: nie trzeba nic robić (tzn. państwo nie powinno się wtrącać)! Niech zostanie jak jest, samo się wyprostuje, bo ludzie sami wybiorą i będzie dobrze.
Ale widać wyraźnie, że ludzie jednak sami wybierają (doświadczamy tego na co dzień) i wciąż jest coraz trudniej - w tych skomplikowanych czasach - znaleźć PODSTAWY DO RACJONALNEGO WYBORU KONSUMENCKIEGO.

Sam tego doświadczam (myślę, że prawie każdy) w wielu sytuacjach
- nie wiem czy produkt wybrać, bo model jest całkiem nowy na rynku
- nie wiem czy produkt wybrać, bo producent jest nowy
- nie wiem czy produkt wybrać, bo dostawca - choć nie jest nowy - to jednak ja go nie znam, a trudno mi jest znaleźć wiarygodne opinie na jego temat
- nie wiem czy produkt wybrać, bo właśnie próbuję ten nowy rodzaj produktu i nie mam jeszcze sprecyzowanych oczekiwań
- nie wiem czy produkt wybrać, bo wielość (często mylnych - reklamy...) informacji zaburza mi przestrzeń do podjęcia decyzji
- nie wiem czy produkt wybrać, bo nie mam wiedzy do oceny (technikalia w tym zakresie to dla mnie "czarna magia").
- nie wiem czy produkt wybrać, bo moda co innego, a moja - niezbyt sprecyzowana - wizja, co innego.
W sumie jest tyle zmiennych, że element wyboru odpowiedzialny za promowanie tych dobrych producentów, dostawców spada do średniej 20% - 30%. W tej sytuacji całkiem dobrze żyją sobie naciągacze różnej maści, którzy co prawda merytorycznie są gorsi jako producenci, ale mieszają ludziom w głowach za pomocą przeróżnych manipulacji - publikacje w prasie, reklamy, PR i inne działania marketingowe.

Stawiam tutaj pytanie - czy w tej wolnościowej (!) układance składającej się z:
- realnej wartości użytkowej produktu
- otoczenia marketingowego (reklam, dostępności na danym terenie itp...)
- mody
- ograniczonego dostępu do wiedzy
- ograniczonych możliwości testowania (wielość nowych producentów i produktów)
zdanie się na sam (tylko i wyłącznie) wolny wybór jest na pewno najlepszą drogą do wyłaniania tych dobrych podmiotów gospodarczych?...

- Od razu daję swoją opinię - w moim przekonaniu NIE.
I własne doświadczenie z moimi wyborami konsumenckimi dyktuje mi od razu pomysły na poprawę tej sytuacji:
- potrzebowałbym działań w zakresie STANDARYZACJI (tylko porównywalne jako tako produkty dadzą się sensownie porównywać)
- potrzebowałbym działań w zakresie ZDOBYCIA WIARYGODNYCH INFORMACJI (nie chcę być zdany wyłącznie na reklamy i chwiejne opinie nielicznych konsumentów i wynajętych klakierów)
- potrzebuję - w sytuacjach większej wagi - DODATKOWYCH ZABEZPIECZEŃ - czyli np. chciałbym, aby leczył mnie nie osobnik, który się wybija wolnorynkowo, ale nie wiem, ile jest w tym marketingu, a ile realnej jego wiedzy, ale przynajmniej podstawowych gwarancji, że ów medyk osiągnął pewien minimalny poziom wiedzy medycznej (zdał egzaminy na studiach). Oczywiście - jeśli zechcę! - dalej chcę mieć prawo leczyć się u znachora, ale chciałbym jednak mieć WYRAŹNE ROZRÓŻNIENIE sytuacji znachor vs osoba po (rzetelnych!) studiach medycznych (wybór do mojej decyzji, ale w oparciu o pewne podstawowe przesłanki).
Czy rozwiązania dla wyżej wypisanych pomysłów (dałoby się sporo tutaj dodać nowych, też ważnych) wygenerują się same? - tak z samorzutnego, wolnorykowego, wolnościowego kształtowania się?...
Ja jestem przekonany, że NIE.
Jest tu potrzebny jakiś czynnik ZBIOROWEJ UMOWY. Część tej umowy może być realizowana w oparciu o aparat państwa, inna część może być jakoś bardziej pozarządowa, społeczna (najlepiej, aby jakoś się wspomagały). Która będzie dominować - tu już drobiazg. Ważne, żeby takie umowy (potrzeba jakichś sankcji w przypadku złamania umowy...) się pojawiły. Wtedy będę mógł (dobrze od strony rynkowej) wybierać i nagradzać rzeczywiście te podmioty, które są lepsze.

W przeciwnym wypadku będę miał to, co teraz tez nie raz jest moim przykrym doświadczeniem - wybieranie po omacku, z niewiarygodnych danych, promując niewłaściwe podmioty. Wolny rynek zatem będzie działał dobrze o ile uda się wymusić (!) na nim (sam tego rynek nie zrobi) więcej wiarygodnej wiedzy, więcej standardów, które pozwolą porównywać w sposób sensowny. Dlatego budowanie dobrej ekonomii oznacza - niestety dla wolnorynkowców - konieczność BUDOWANIA PEWNEJ INFRASTRUKTURY informacyjnej, prawnej, edukacyjnej. Czyli niestety - tutaj trzeba... więcej państwa (ewentualnie jakichś organizacji, które zrobią to samo co może zrobić państwo, ale będą się nazywały inaczej....).

I jeszcze jedna uwaga a propos ograniczeń koncepcji całkowitej dominacji wyboru konsumenckiego jako czynnika wyłaniającego dobre i złe produkty, dobrych i złych producentów.
Można to dobrze wytłumaczyć na przykładzie człowieka, który szuka leku na jakąś niebezpieczną chorobę, grożącą życiu dziecka, czy kogoś z rodziny. I tenże człowiek dostaje do wyboru rynkową propozycję leczenia - załóżmy kilka możliwych terapii.
Wolnorynkowcy "bardzo się ucieszą" i uznają za świetną okoliczność, że jak wybierzemy złego producenta, złą terapię, to następnym razem już tej terapii nie wybierzemy. Czyli producent od nas "dostanie po nosi". I fajnie - powiedzą - wolny rynek zadziałał! Problem w tym, że niepowodzenie terapii, to śmierć bliskiej nam osoby.

Podejście wolnorynkowców - promujące de facto metodę prób i błędów - to najbardziej konserwatywna strategia, to ciągłe testowanie (nowymi pokoleniami, nowymi ludźmi, którzy jeszcze się czegoś nie nauczyli) ciągle tych samych pytań.
A może owa metoda prób i błędów, tak bardzo kosztowna (błędy bywają nieraz katastrofalne), tak bardzo niebezpieczna, da się w bardzo wielu sytuacjach zastąpić EFEKTEM WIEDZY?....
Dlaczego upierać się przy ciągłym próbowaniu, ciągłej "wolności" testowania tego, co już setki razy okazało się niewłaściwe?... Może właśnie pewnych rzeczy TRZEBA ZABRONIĆ?! Tak odgórnie, bo my JUŻ WIEMY, że to się nie sprawdza?... Już wiemy, że nie należy pić wody z kałuży, albo stosować na potęgę DDT. Ta wiedza kosztowała życie i zdrowie miliony istnień. I często wcale nie głupich ludzi, wcale nie "gorszych". Ale takich, którzy po prostu zajmowali się czymś innym, byli dobrzy w jakiejś innej specjalności, a przy okazji czegoś zetknęli się ze wspomnianymi zagrożeniami. Z zagrożeniami, których tysiące krąży wokół nas.
Bo jakże często wcale nie jest tak, że podczas kolejnej fali testowania odpadną ci "najgorsi", nieprzystosowani. Jakże często odkrycia były dziełem przypadku, wyjątkowego geniuszu.
Metoda doskonalenia oparta na eliminacji - bo taką jest realnie metoda żądająca nieskrępowanej wolności - to metoda upiorna, nie licząca się z życiem, zdrowiem, dobrem ludzi. To metoda kompletnie bezduszna - odpadłeś, zginąłeś, to fajnie, znaczy że dobrze się stało, bo to dowodzi twojej niskiej wartości, niedostosowania.
Można na skróty!
Można ustalić (sztucznie, ale z regułami sztuki) zasady, które spowodują, że typowe błędy, znane z przeszłości, nie będą się powielały. Bo już to sprawdziliśmy (jako ludzkość) i po raz setny sprawdzać tego nie ma potrzeby.
Można skorzystać ze zgromadzonej przez ludzkość wiedzy i postawić ograniczenia, tam gdzie one wyraźnie coś chronią. Można i trzeba (!)ZAINTERWENIOWAĆ w istotnych kwestiach. I nie bardzo widać lepszego kandydata na podmiot, który owe ograniczenia postawi, niż coś powołanego przez ludzi z danego terenu, poddanego społecznemu osądowi - czyli państwo. Można by tworzyć od nowa coś innego, ale ostatecznie pewnie wyjdzie i tak na podobny układ - tzn. coś zależnego od woli ludzi (wybory), poddanego ustalonym regułom (prawo, ale także - niestety - jakaś biurokracja), wreszcie cos, co zyskało jakiś autorytet, do pewnego stopnia się sprawdziło.
Oczywiście mamy zawsze (trudne) pytanie: które to kwestie wymagają ograniczeń?
Ale to pytanie nie zmienia podstawowej zasady, która powiada, że interweniowanie, sztuczne występowanie wbrew różnym (wolnorynkowym) wolnościom jest potrzebne. Byle nie w nadmiarze!


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 18:16, 30 Lip 2012, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Johnny99




Dołączył: 10 Wrz 2009
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 8:26, 31 Lip 2012    Temat postu:

Cytat:
Pozostałe 60% to zabawa, pogoń za nowościami, modą, chęcią zaprezentowania się otoczeniu, a nie skupianie na tym, aby mieć pewny, sprawdzony produkt, zaufanego producenta.


No i co z tego? Widocznie ludzie mają potrzebę, by mieć coś modnego - większą, niż to, by to coś było np. pewne i sprawdzone.

Cytat:
Dom zwykle (przynajmniej w Polsce) kupuje się raz, dwa razy w życiu. Ubezpieczenie się głównie opłaca, a korzystanie z wypłaty z powodu szkody też jest rzadkie, więc karanie złego ubezpieczyciela (wyłgał się z wypłaty odszkodowania pod jakimś pretekstem) zmianą na konkurenta oznacza wtedy "wywalenie w błoto" wszystkich wpłaconych wcześniej składek ubezpieczeniowych.


Ciągle Pan zwraca uwagę wyłącznie na jednostkowe przypadki. Już kilka razy powtarzałem, że wolny rynek ani nie jest idealnym ustrojem, ani nie zaprowadzi raju na ziemi. Będą w nim ludzie, którzy będą tracić pieniądze itp. Ale ich liczba zostanie zminimalizowana.

Cytat:
Więc ludzie, przy zakupie tych (jakże istotnych wolumenem wartości) produktów opierają się głównie na ogólnej opinii, a nie na własnych doświadczeniach.


Chodzi właśnie o tą "ogólną opinię". Cóż w tym sprzecznego z wolnym rynkiem?

Cytat:
Tutaj wolnorynkowcy od razu by zakrzyczeli: nie trzeba nic robić (tzn. państwo nie powinno się wtrącać)! Niech zostanie jak jest, samo się wyprostuje, bo ludzie sami wybiorą i będzie dobrze.


TAK JAK TERAZ w żadnym wypadku NIE MOŻE zostać, bo nie istnieje nigdzie żaden wolny rynek! To podstawowy błąd krytyków wolnego rynku..

Cytat:
- nie wiem czy produkt wybrać, bo model jest całkiem nowy na rynku


Powstaną prywatne firmy, których celem działania będzie testowanie nowych produktów (podobną rolę spełniają dzisiaj media). Będą one np. wystawiać im prywatne certyfikaty. I, oczywiście, konkurować ze sobą. Jeśli okaże się, że jakaś firma trefnie sprawdza, a jej certyfikaty są nic nie warte, to wypada.

Cytat:
- nie wiem czy produkt wybrać, bo właśnie próbuję ten nowy rodzaj produktu i nie mam jeszcze sprecyzowanych oczekiwań


To proszę zadzwonić do producenta i poprosić, by pomógł Panu sprecyzować oczekiwania. Od tego w końcu jest. Znaczy, powinien być.

Cytat:
- nie wiem czy produkt wybrać, bo wielość (często mylnych - reklamy...) informacji zaburza mi przestrzeń do podjęcia decyzji


Owszem, mamy obecnie inflację informacji. Ale tu też po prostu brakuje mechanizmów korygujących, które na wolnym rynku będą. Na przykład, na wolnym rynku większość relacji producent-konsument będzie miała charakter lokalny, choćby tylko dlatego, że praktycznie każdy będzie prowadził jakiś prywatny biznes, nawet dzieci.

Cytat:
- nie wiem czy produkt wybrać, bo nie mam wiedzy do oceny (technikalia w tym zakresie to dla mnie "czarna magia").


Od czego są eksperci?

Cytat:
- nie wiem czy produkt wybrać, bo moda co innego, a moja - niezbyt sprecyzowana - wizja, co innego.


A co jest dla Pana ważniejsze?

Cytat:
zdanie się na sam (tylko i wyłącznie) wolny wybór jest na pewno najlepszą drogą do wyłaniania tych dobrych podmiotów gospodarczych?...


Nie jeden wolny wybór, tylko miliardy wolnych wyborów, dokonywanych każdego dnia.

Cytat:
- potrzebowałbym działań w zakresie STANDARYZACJI (tylko porównywalne jako tako produkty dadzą się sensownie porównywać)


A po co porównywać nieporównywalne produkty? Czegoś chyba nie rozumiem.

Cytat:
- potrzebowałbym działań w zakresie ZDOBYCIA WIARYGODNYCH INFORMACJI (nie chcę być zdany wyłącznie na reklamy i chwiejne opinie nielicznych konsumentów i wynajętych klakierów)


Widzi Pan, to już się dzieje wokół Pana - dla ludzi dzisiaj najbardziej wiarygodną informacją jest ta, którą przekaże im 1263454 użytkowników facebooka, którzy przy czymś wcisnęli "like".

Cytat:
- potrzebuję - w sytuacjach większej wagi - DODATKOWYCH ZABEZPIECZEŃ - czyli np. chciałbym, aby leczył mnie nie osobnik, który się wybija wolnorynkowo, ale nie wiem, ile jest w tym marketingu, a ile realnej jego wiedzy, ale przynajmniej podstawowych gwarancji, że ów medyk osiągnął pewien minimalny poziom wiedzy medycznej (zdał egzaminy na studiach).


Proszę kazać sobie okazać dyplom.

Cytat:
Jest tu potrzebny jakiś czynnik ZBIOROWEJ UMOWY.


Ależ oczywiście, pełna racja. Od samego początku powtarzam, że te czynniki będą nawet dwa: po pierwsze, PRAWO (zabezpieczane przez państwo - nie wszyscy, a nawet nie większość wolnorynkowców to anarchiści, proszę Pana!), po drugie MORALNOŚĆ (Kościół).

Cytat:
Wolnorynkowcy "bardzo się ucieszą" i uznają za świetną okoliczność, że jak wybierzemy złego producenta, złą terapię, to następnym razem już tej terapii nie wybierzemy. Czyli producent od nas "dostanie po nosi". I fajnie - powiedzą - wolny rynek zadziałał! Problem w tym, że niepowodzenie terapii, to śmierć bliskiej nam osoby.


Proszę Pana, czy chciałby Pan zbudować ustrój, w którym wszystkie terapie będą skuteczne i nikt nie będzie umierał? Proszę bardzo, słucham uważnie! Dlaczego cały czas pisze Pan tak, jakby Pan zakładał, że wolny rynek jest systemem IDEALNYM, który zaprowadzi RAJ NA ZIEMI? Nie jest i nie zaprowadzi! Ludzie nadal będą umierać, a terapie nadal niekiedy będą nieskuteczne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:48, 31 Lip 2012    Temat postu:

Johnny99 napisał:
Cytat:
Pozostałe 60% to zabawa, pogoń za nowościami, modą, chęcią zaprezentowania się otoczeniu, a nie skupianie na tym, aby mieć pewny, sprawdzony produkt, zaufanego producenta.


No i co z tego? Widocznie ludzie mają potrzebę, by mieć coś modnego - większą, niż to, by to coś było np. pewne i sprawdzone.

Też (!) uważam, ze tak jest fajnie. Nie występuję przeciwko tej wolności!
Występuję natomiast przeciwko utrzymywaniu (w pozostałym zakresie dyskusji) tezy, że wybór konsumencki (w szczególności jeśli nie jest jakoś wspomagany wiedzą autorytetów) jest w stanie sprawnie wyłaniać lepsze podmioty. Bo nie jest w stanie, bo jest zbyt kapryśny. Byłby w stanie, gdybyśmy ludzi jakoś zmusili (?) do racjonalności zakupowej. Tego oczywiście nie zrobimy i tego nie postuluję. Jednak wniosek pozostaje - tzn. uznaję na tym etapie, że wybór konsumencki jest mocno kulawym mechanizmem odsiewczym.


Johnny99 napisał:
Już kilka razy powtarzałem, że wolny rynek ani nie jest idealnym ustrojem, ani nie zaprowadzi raju na ziemi. Będą w nim ludzie, którzy będą tracić pieniądze itp. Ale ich liczba zostanie zminimalizowana.

Zminimalizowana względem czego?
Względem jakiego standardu, poziomu odniesienia?
Bo może w nowej konfiguracji uda się osiągnąć minimum nie tylko lokalne, ale nawet globalne?...
Ja z kolei nie twierdzę, że wolny rynek jest samym złem tego świata. Od razu powtórzę, ze uważam go za lepszy od systemu sowieckiego komunizmu. Znacznie lepszy.
Ale jednocześnie uważam, że jest jednak GORSZY, NIŻ SYSTEM NAPRAWDĘ ROZSĄDNIE POMYŚLANY - taki, który nie zasklepia się w dogmatyzmie "wolność do końca, albo śmierć" (czy coś w tym stylu), ale stara się dostrzegać rzeczy ułomne, takie, które same się nie naprawią.
Zwykle tak jest, że jeśli dysponujemy jako tako rozumnym umysłem, to zagłębiając się w szczegóły sprawy jesteśmy w stanie osiągnąć lepsze rezultaty DOSTOSOWUJĄC SIĘ do warunków, a nie stosując jedną regułę na zabój, zawsze w jedną stronę. Wolnorynkowcy z swoim postulatem wolnościowym są jak uparty baran, który zawsze pcha się tam gdzie na początku założył, nie obserwuje otoczenia, nie zadaje pytań, tylko pcha (wolnorynkowy baran będzie się upierał na zabój, że zawsze więcej wolności będzie lepiej). Tymczasem pewne rzeczy MOŻNA INTELIGENTNIE. I to się opłaca (o ile tą inteligencją się dysponuje). Bo czasem warto cofnąć się o krok, żeby później dalej pójść do przodu.

Błędem, który wskazuję jest nie sam fakt działania wolnego rynku, co PRÓBA ABSOLUTYZOWANIA go, czyli twierdzenie, że jak będziemy dążyć do maksymalnego "uwolnienia" rynku, to zawsze wyjdzie lepiej, niż bez tego uwolnienia. Uważam po prostu, że ta krzywa posiada swoje maksimum (wolności) i odstępstwo w każdą ze stron okaż się niekorzystne dla ludzi.
A tak w ogóle to warto zauważyć, że z natury każda wolność i tak zawsze znajdzie swoja naturalną granicę - czy to prawa fizyki, czy niezbywalne prawa innych osób, czy prawa matematyki. Dlatego sensownym jest zastanowienie się, czy rzeczywiście maksimum użyteczności dla wolności znajduje się w końcowym punkcie tejże wolności, czy może gdzieś wcześniej, bo przecież ta wolność jakoś jest uwikłana w wartości ludzkie: unikanie cierpienia, doskonalenie się, bezpieczeństwo itp.

Johnny99 napisał:
Cytat:
- potrzebuję - w sytuacjach większej wagi - DODATKOWYCH ZABEZPIECZEŃ - czyli np. chciałbym, aby leczył mnie nie osobnik, który się wybija wolnorynkowo, ale nie wiem, ile jest w tym marketingu, a ile realnej jego wiedzy, ale przynajmniej podstawowych gwarancji, że ów medyk osiągnął pewien minimalny poziom wiedzy medycznej (zdał egzaminy na studiach).


Proszę kazać sobie okazać dyplom.
...
Proszę Pana, czy chciałby Pan zbudować ustrój, w którym wszystkie terapie będą skuteczne i nikt nie będzie umierał? Proszę bardzo, słucham uważnie! Dlaczego cały czas pisze Pan tak, jakby Pan zakładał, że wolny rynek jest systemem IDEALNYM, który zaprowadzi RAJ NA ZIEMI? Nie jest i nie zaprowadzi! Ludzie nadal będą umierać, a terapie nadal niekiedy będą nieskuteczne.


Zwracam tu uwagę na fakt, że dyplom medyka to właśnie objaw odejścia od PEŁNEJ wolności. Że tutaj to jako tak działa, dało się naprawić, tylko dzięki jakiejś formie interwencjonizmu. I cieszę się, że to jest akceptowane. Ale dziwię się dalej myśleniu, że jakby to było bardziej "wolne", to byłoby lepiej. Nie byłoby. Bardziej wolny układ to taki, że rezygnujemy z dyplomów, a rynek, ludzie wybierają za każdym razem, czy chcą być leczeni przez lekarza, grabarza, murarza, czy kogokolwiek, kto chce spróbować tego zajęcia. Tutaj państwo ZAINTERWENIOWAŁO, że dopuszcza do praktyki lekarskiej osoby spełniające pewne rygory. Nie ma tu więc pełnej wolności, bo sprawa tutaj jest zbyt poważna, bo chodzi o zdrowie i życie ludzkie.

Pozwolę sobie podać pewną regułę (hmmmm "lemat wolnościowy Dyszyńskiego" :) ). Oto ona:

Optymalny społecznie poziom wolności jest zależny od branży, zastosowania, a w szczególności od ilości i wagi możliwych zagrożeń.

Czyli gdy w grę wchodzi co najwyżej kupienie sobie niewygodnych, bądź nietrwałych butów, to wolność uznana za optymalną może być ustawiona na wysokim poziomie. Tam też stawianie tam sztucznych, dodatkowych reguł, jest mało celowe - przecież najwyżej buty wyrzucimy i stracimy tylko wydane na nie pieniądze. Gdy jednak kupujemy już np. kuchenkę gazową, której awaria może spowodować eksplozję i śmierć wielu osób, to powiadamy: nie chcemy tu pełnej wolności, nie chcemy zbytniego próbowania i zdawania się na to, że owego producenta "rynek wypróbuje i sprawdzi" (a jak źle sprawdzi?...) - może być wolność wyboru koloru, czy wystroju płyty grzejnej, ale żądamy interwencjonizmu i "niewoli" zgodności ze standardami bezpieczeństwa. Taką strategię dyktuje rozsądek.

Ogólnie, jeśli w grę wchodzi np. ludzkie życie (budujemy mosty, leczymy chorych, chronimy się przed atakiem złych ludzi...), wtedy wolność, swoboda próbowania, uczenia się na błędach jeszcze raz, musi być znacząco ograniczana. W takich przypadkach - czyli gdy ewentualna krzywda, strata, cierpienie byłyby znaczące stosujemy (i powinniśmy to robić) strategie bardziej konserwatywne, uwzględniające dodatkową ważną zmienną - OCHRONĘ KLUCZOWYCH WARTOSĆI. Tak z resztą dzieje się nawet wśród społeczności zwierząt, czy u ludzi na poziomie indywidualnym (nie społecznym). Wolność próbowania nie zakłada, żadnej ochrony, żadnych dodatkowych reguł - jak wolność, to wolność... Tymczasem są sytuacje, gdzie wolność daje się wprowadzić bardzo daleko (małe zagrożenia), ale też i takie, gdzie w ogóle nie kombinujemy z żadną wolnością, tylko postępujemy wg jednej reguły. Bo z dużym prawdopodobieństwem odstępstwo od owej reguły grozi katastrofą.

Co oznacza dalej ów wniosek?
Że ów upiorny, a jakże często powtarzany przez wolnorynkowców, postulat, że całe złe wynika zawsze z tego, że jest za mało wolności, nadaje się po prostu do kosza.
Poprawnie sformułowana zasada w tym względzie brzmi:
W każdym przypadku należy dążyć do OPTYMALNEGO DLA DANEGO PRZYPADKU POZIOMU WOLNOŚCI. Odstępstwo w każdą stronę będzie błędem.


I na koniec dwie uwagi
1. Oczywiście jest tu jeszcze jedna ważna zmienna (kto wie, czy nie najważniejsza) - czyli JAKA (!) ma być owa wolność. Czyli pytanie jest nie tyle o ilość wolności, ale o KSZTAŁT tejże wolności - na co konkretniej pozwalamy, a czego zabraniamy. Bo można tu zrobić wiele rzeczy - zarówno mądrze, jak i głupio.

2. Ludzie mają obowiązek uczyć się na błędach i reagować na zagrożenia. Postulat "zawsze wolność" jest w istocie innym rodzajem niewoli - tzn. niewolą obowiązku przechodzenia przez żywioł, chaos i dodatkowe koszty nawet w takich sytuacjach, gdzie już wiemy jak należy działać poprawnie. Jeśli coś naprawdę ustalono, sprawdzono jakąś prawdę, coś ważnego dla życia, to naturalnym jest, ze ograniczymy wolność w tym zakresie. Nawet jeśli komuś się zdaje, że ona ma tu lepsze pomysły i sam gotów jest zaryzykować. Ale inni może ryzykować już nie chcą, a niestety rzadko tak jest, że ryzyko podjęte przez jedną osobę - w razie niepowodzenia - dotyka tylko i wyłącznie tę osobę. Większość ryzyk rozlewa się po otoczeniu. Dlatego wszędzie tam, gdzie ryzyko jest znaczące, dotyka żywotnych wartości wolność jest - słusznie - ograniczana.
Bo ryzykantów na świecie nie brakuje. I pewnie część z nich gotowa jest nawet ponieść koszty swojego ryzyka - nawet te najwyższe, czyli własne życie. Problem w tym, że to nie załatwia sprawy - bo nawet jeśli Holmes (zabójca z Denver) zostanie skazany na śmierć, to nie wróci to przecież życia jego ofiarom. Ryzyko lepiej jest ograniczać PRZED FAKTEM (ograniczeniami wolności), niż wtedy, gdy mleko się już rozleje (wielu zabójców z resztą uniemożliwia wymierzenie im "sprawiedliwości", bo dokonują aktu samobójstwa).


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 10:41, 07 Sie 2012, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin