Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Pomylenie idei wiary z opowiadaniem się za czymś

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Religie i wyznania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:00, 29 Lut 2024    Temat postu: Pomylenie idei wiary z opowiadaniem się za czymś

W moim odczuciu wiele z tego, co - także w katolicyzmie - jest nazywane "wiarą", powinno nosić nazwę "opowiadanie się", może "wyznawanie", ale z "wiarą" ma niewiele wspólnego.

Uznaję bowiem, iż termin "wiara" opisuje WEWNĘTRZNY STAN OSOBY, pewne bogactwo odniesień w kontekście tego, co może na zewnątrz w języku jakoś tam jest nazwane, ale czego samo nazywanie nie wyczerpuje.

Teraz jest pytanie o którym znaczeniu "wiary" mowa jest np. w Biblii - czy o tym, gdy się głośno ktoś opowiada za czymś, co w jego grupie religijnej jest jakoś tam nazywane, czy może bardziej po mojemu - jest stale ubogacanym stanem łączności konkretnego umysłu z daną ideą. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 175 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:06, 29 Lut 2024    Temat postu:

Jak uczniowie proszą "Panie przymnóż nam wiary", to chyba nie proszą o to, aby mieli moc do wytrwałego deklarowania jakichś fraz..
;-P
Tu z pewnością chodzi o coś głębokiego, osobistego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:20, 29 Lut 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Jak uczniowie proszą "Panie przymnóż nam wiary", to chyba nie proszą o to, aby mieli moc do wytrwałego deklarowania jakichś fraz..
;-P
Tu z pewnością chodzi o coś głębokiego, osobistego.

Ta by chyba "logika wskazywała". :think:
Ciekawe, że tak wielu sądzi inaczej.
Dlaczego dla tak wielu osób, "wiara" utożsamia się ze zgodnym ze swoim religijnym stadem deklarowaniem jakichś tam fraz wyznaczonych przez autorytety?...
- Mam swoją hipotezę na ten temat: tak myślą ludzie, którzy nigdy nie "mieli siebie" na pewnym minimalnym poziomie. Są to ludzie, którzy wierzą, iż oni w ogóle "są swoim przywiązaniem do stada". To są ludzie bez obudzonej indywidualności, albo - jeśli jakąś nawet swoją indywidualność odczuwają - to jest ona tak chaotyczna, tak trudna dla nich samych do zniesienia, że chcą od niej uciec w stadność, w oportunizm, w zanegowanie wszystkiego innego, niż wartości grupowe. Myślę też, że tego rodzaju ludzie nie mają łatwo, bo ich wnętrze jednak ciągle ich wzywa, coś w nich pyta o to, co tak naprawdę uważają, co jest ich myślami, wiarami. Ale się sami tego boją, wypierają to, uważają za formę zdrady tej świętej lojalności i prawa zwyciężania, bycia ze swoją grupą w walce o grupowe zwycięstwa. To są też często ludzie, którzy nie potrafią mentalnie dowartościować, odczuć w swojej szczerości niczego wyższego niż personalna dominacja.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 20:50, 29 Lut 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 175 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 0:05, 01 Mar 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dlaczego dla tak wielu osób, "wiara" utożsamia się ze zgodnym ze swoim religijnym stadem deklarowaniem jakichś tam fraz wyznaczonych przez autorytety?...


Chyba dlatego, że uważają, że to co wspólnie deklarują to jest prawda, nawet jeżeli nie bardzo to rozumieją.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:34, 01 Mar 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Dlaczego dla tak wielu osób, "wiara" utożsamia się ze zgodnym ze swoim religijnym stadem deklarowaniem jakichś tam fraz wyznaczonych przez autorytety?...


Chyba dlatego, że uważają, że to co wspólnie deklarują, to jest prawda, nawet jeżeli nie bardzo to rozumieją.

Tylko co w tym układzie w ogóle znaczyłoby "prawda". Bo jeśli pełni w umysłach owa "prawda" taką samą rolę co "2n uop893 g278", albo dowolny zapis w niezrozumiałym języku, to jaki jest w tym sens?...
Rozważmy np. sytuację, gdy wykopano jakiś manuskrypt, o którym wiadomo, że został napisany przez bardzo mądrego człowieka, ale w języku, którego dzisiaj nikt nie zna i nie zachowały się żadne inne teksty, które pozwoliłyby na ustalenie znaczeń owego tekstu. Czy, jeśli dla wszystkich świadomości ów tekst nie niesie znaczeń, to ma sens mówienia, że zawiera on jakąkolwiek "prawdę"?
Ale można rozważyć ciekawą sytuację w inną stronę. Oto ktoś wykopał nieznany manuskrypt jak wyżej, o którym wiadomo było, że może i kiedyś jakieś znaczenia zawierał, lecz dzisiaj są one nie do ustalenia. Lecz jakiś komputerowiec wziął ten tekst i, posługując się swoją fantazją, a do tego analizami komputerowymi stworzył "tłumaczenie", w którym pod wyrazy podłożył jakieś znane sobie znaczenia. Część tych znaczeń była współczesna, więc jest pewność, że osoba tworząca ów manuskrypt nie mogła o tym myśleć. Jednak ostatecznym efektem naszego komputerowca staje się nowy język, który tłumaczy się na znane nam dzisiaj języki, pozostając spójnym z zapisami manuskryptu. Teraz mamy sytuację taką, że ów komputerowiec rozpropagował swoje "tłumaczenie", które zdobyło popularność i nawet 100 tys. ludzi uznaje je za poprawne. Komputerowiec nie był głupim człowiekiem, więc te treści, które podpiął, pod znaki z owego manuskryptu z grubsza wyglądają na sensowne, nie ma w nich jakichś jawnych głupot, jest nawet kilka ciekawych spostrzeżeń, jednak jest to po prostu jakaś tam "radosna twórczość" pewnego człowieka, który się zabawił doczepianiem po swojemu znaczeń do zadanych z góry fraz tekstowych. Ważne jest, że owe znaczenia są wymieniane w społeczności, która liczy 100 tys. członków, traktujących je jako prawdziwe, włączających w pewne swoje wnioski życiowe, z których część się sprawdza.
Po tym opisie przechodzę do clou filozoficznego problemu: co jest ostatecznie w tej sytuacji "prawdą" związaną z zapisem owego manuskryptu?
1. Czy to, co sobie myślał jego twórca sprzed tysięcy lat?... (a przecież też nie znamy go już teraz, może to był, z dzisiejszego punktu widzenia patrząc, relatywnie prymitywny człowiek, który w większości tworzył bzdurne teksty...)
2. Czy może ową "prawdą" jest to, co dzisiaj sobie przekazuje grupa 100 tys. ludzi jako prawdy, bo tak im to komputerowiec zasugerował?...
3. Czy może "prawdą" jest jakaś rzeczywistość, o której mógł myśleć twórca, albo komputerowiec, ale i tak nie wiadomo, jaka jest poprawność, odpowiedniość tego ujęcia pisanego do samej tej rzeczywistości?...

Weźmy opcję 1, w której chyba byśmy musieli jakoś nawigować z sensem i znaczeniami, to tego, co mógł myśleć jakiś antyczny myśliciel. Zapewne ten myśliciel posługiwał się mocno naiwnym, niezgodnym z naszą aktualną wiedzą obrazem świata, ale może niektóre swoje myśli miał dość uniwersalne, więc nie były one "całkiem głupie", jakiś swój sens także w dzisiejszym rozumieniu one miały. Tylko czy to aby na pewno zasługuje na słowo "prawda"?
No i jest jeszcze problem z punktu widzenia dzisiejszego odbiorcy, który nijak nie jest w stanie ustalić, co prawdą tu jest, nie wie, o co w ogóle tym tekście chodzi. Mamy aktualnie zero użytkowników posiadających wiedzę o tej "prawdzie" (jak by ona nie była).

Weźmy opcję 2, w której, z racji na znacząco większą wiedzę osoby, która przypisywała znaczenia do słów może jest więcej sensu, mniej błędów wynikających z braku rzetelnej wiedzy (naukowej) o świecie. Tyle że skoro powstawały owe przypisania znaczeń post factum (po napisaniu manuskryptu), to czy w ogóle możemy mówić, o sensach Z TEGO manuskryptu?... Bo może nawet jeśli jakiś sens to ma, a nawet ktoś to zechce nazwać "prawdami", to przecież dowiązanie tego do znaków z manuskryptu nastąpiło "w odwrotną stronę", to nie tyle manuskrypt owe prawdy "zawierał" (przynajmniej nie było tak, gdy był tworzony), lecz później mu te prawdy dointerpretowano. Ale z drugiej strony mamy teraz tych 100 tys. użytkowników, którzy stosują się do zapisów, jakie im podano w tej współczesnej wersji.

Rozważmy jeszcze opcję 3, w której myślimy o jakiejś "prawdzie zewnętrznej", tych okolicznościach obiektywnych, która gdzieś przyświecała twórcy manuskryptu w momencie jego tworzenia. Jeśliby to miało być "prawdą zapisaną w manuskrypcie", to powstaje pytanie: a czy w ogóle nasz twórca manuskryptu wystarczająco skutecznie przekazał swoją myśl? Może napisał tylko "były wtedy pewne zdarzenia, o których więcej nie chcę tu pisać". To czy owe "zdarzenia", choć może i są jakoś wspomniane w manuskrypcie, możemy uznać za tego manuskryptu "prawdę", tylko dlatego, że istnieje (słaba, albo nieokreślona) nić wiążąca z nimi intencję piszącego?...
Przecież jeślibyśmy konsekwentnie mieli uznawać za "prawdziwe" jakiekolwiek wspomnienie o czymś, to wtedy każdy bełkotliwy tekst z intencją bycia o czymś już staje się "prawdą" w podobnym stopniu.

Idea prawdy w kontekście zapisanego tekstu jest skomplikowana. Zasygnalizowałem tutaj trudności interpretacyjne z nią związane, ale nie oferuję "dobrego" rozwiązania. Ściślej - stoję na stanowisku, że owe trudności sugerują, iż należy OD POCZĄTKU zrezygnować z pewnych (naiwnych) koncepcji prawdziwości, przy których nie da się sensu spiąć w jakąś spójną całość. W szczególności ja raczej wiążę ideę prawdziwości ze stanami w samym umyśle człowieka, niż z tymi dowiązaniami do fraz, jakie tworzą różni interpretatorzy. Inaczej mówiąc, dla mnie tekst sam z siebie NIE jest "prawdziwy". Prawdziwy (i też nie zerojedynkowo, bardziej jako stopniowany poziom adekwatności) jest co najwyżej pewien obraz, jaki umysł jest w stanie wytworzyć, gdy kontaktuje się z danym tekstem. Test zaś może być co najwyżej bardziej bądź mniej sugestywny, zgrabnie opisujący problem, głębiej bądź powierzchowniej zagadnienie traktujący, uruchamiający te, a nie inne koncepcje i intuicje.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 13:35, 01 Mar 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 175 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:49, 01 Mar 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Tylko co w tym układzie w ogóle znaczyłoby "prawda". Bo jeśli pełni w umysłach owa "prawda" taką samą rolę co "2n uop893 g278", albo dowolny zapis w niezrozumiałym języku, to jaki jest w tym sens?...
Rozważmy np. sytuację, gdy wykopano jakiś manuskrypt, o którym wiadomo, że został napisany przez bardzo mądrego człowieka, ale w języku, którego dzisiaj nikt nie zna i nie zachowały się żadne inne teksty, które pozwoliłyby na ustalenie znaczeń owego tekstu. Czy, jeśli dla wszystkich świadomości ów tekst nie niesie znaczeń, to ma sens mówienia, że zawiera on jakąkolwiek "prawdę"?


Kilka dni temu dyskutowałem z pewnym moim kolegą, który uważa, że gdyby ludzie zaprosili do swojego życia Pana Boga to przyczyniłoby się to zaproszenie do ich szczęścia np. w małżeństwie. Zapytałem, co to znaczy funkcjonalnie "zaprosić Pana Boga do swojego życia", jak on to rozumie, ale on bardziej to rozumiał intuicyjnie niż w oparciu o rozum. Ostatecznie chyba uznał, że to znaczy żyć przykazaniami Boga i on też ma swoje poczucie, że Bóg działa w jego życiu, ale trudno to wyjaśnić.

Zastanawiam się, bo wiele spraw wiary człowiek rozumie intuicyjnie, nie potrafi wskazać jakiegoś "twardego wyjaśnienia", co konkretnie to w co wierzymy oznacza. Mamy jakieś intuicje, luźne wyobrażenia, ale jeżeli dobrze rozumiem to nie ma sensu mówić wtedy o szczerej wierze? Wiara pojawia się dopiero na etapie, gdy coś dobrze rozumiemy?


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Pią 17:50, 01 Mar 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:21, 01 Mar 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Tylko co w tym układzie w ogóle znaczyłoby "prawda". Bo jeśli pełni w umysłach owa "prawda" taką samą rolę co "2n uop893 g278", albo dowolny zapis w niezrozumiałym języku, to jaki jest w tym sens?...
Rozważmy np. sytuację, gdy wykopano jakiś manuskrypt, o którym wiadomo, że został napisany przez bardzo mądrego człowieka, ale w języku, którego dzisiaj nikt nie zna i nie zachowały się żadne inne teksty, które pozwoliłyby na ustalenie znaczeń owego tekstu. Czy, jeśli dla wszystkich świadomości ów tekst nie niesie znaczeń, to ma sens mówienia, że zawiera on jakąkolwiek "prawdę"?


Kilka dni temu dyskutowałem z pewnym moim kolegą, który uważa, że gdyby ludzie zaprosili do swojego życia Pana Boga to przyczyniłoby się to zaproszenie do ich szczęścia np. w małżeństwie. Zapytałem, co to znaczy funkcjonalnie "zaprosić Pana Boga do swojego życia", jak on to rozumie, ale on bardziej to rozumiał intuicyjnie niż w oparciu o rozum. Ostatecznie chyba uznał, że to znaczy żyć przykazaniami Boga i on też ma swoje poczucie, że Bóg działa w jego życiu, ale trudno to wyjaśnić.

Zastanawiam się, bo wiele spraw wiary człowiek rozumie intuicyjnie, nie potrafi wskazać jakiegoś "twardego wyjaśnienia", co konkretnie to w co wierzymy oznacza. Mamy jakieś intuicje, luźne wyobrażenia, ale jeżeli dobrze rozumiem to nie ma sensu mówić wtedy o szczerej wierze? Wiara pojawia się dopiero na etapie, gdy coś dobrze rozumiemy?


Ano właśnie! :brawo:
To, co tu opisałeś, ja uważam za kluczowe epistemiczne spostrzeżenie!
Właśnie zastanowienie się nad tym, jak funkcjonują w naszych umysłach owe intuicyjne "rozumienia" było:
1. Początkiem powstania nowożytnej nauki
2. Jest początkiem drogi ku temu, aby zacząć myśleć SPÓJNIE, czyli ostatecznie poprawnie (zbliżając się do prawdy w jakimś jako tako realnym sensie, a nie tylko jako czcze deklaracje).

Moje doświadczenie wskazuje, że większość owych intuicyjnych rozumień spraw, to po prostu są bardzo luźne zdajemisia, a potem tylko przykryte warstwą optymistycznych deklaracji. W kościelnej nowomowie (wg mnie coś takiego często występuje) ma to postać różnego rodzaju górnolotnych umoralniających sformułowań, za którymi najczęściej trudno się dopatrzyć konkretu. A jeśli nawet ktoś jakiś konkret wskaże, to najczęściej nie ma jasnych przesłanek za tym, że owo wskazanie wyrasta ponad subiektywne "tak mi się wydawało, więc tak sobie zadeklarowałem".

Dziś uważam, że większość tych intuicyjnych mądrości to w gruncie rzeczy dość małowartościowe od strony intelektualnej życzeniowe slogany. Mogą mieć pewien dodatni (ale czasem i ujemny) wpływ na emocje, ale nie na rozumienie czegokolwiek. Nie twierdzę, że wszystkie takie małowartościowe są (bo wyjątki zawsze występują), ani też w ogóle jako takiej intuicji nie zamierzam krytykować (uważam ją wciąż za niezbywalną, niezwykle istotną cechę umysłowości, tylko trzeba ją odpowiednio potraktować). Pod te piękne słowa o "zapraszaniu Jezusa do swojego życia" każdy podstawia to, co mu się podoba - jeden luźną intencję, która do niczego nie zobowiązuje, ale można się nią "wylegitymować" w rozmowach religijnych, inny sobie pod to podstawia, że chodzi do kościoła, jeszcze inny może nazwie jakieś bardziej konkretne działania w swoim życiu, ale też nie będzie to wynikało wcale z tego, że rzeczywiście "zapraszał Jezusa do swojego życia", tylko z innych, już bardziej konkretnych przesłanek.

Intuicja ma wielkie znaczenie NA START. Ona jest początkiem, jest pomysłem na ujęcie, jest pierwszym wejściem w problem i w tej roli się dobrze spełnia, jest niezbywalna. Ale jeśli ktoś na intuicyjnym "rozumowaniu" poprzestanie, to będzie mielił życzeniowe, ad hoc modyfikowane, nieścisłe traktowanie spraw, wyciągał wnioski, które są raz w jedną, raz w przeciwną stronę.
Myślenie (to logiczne, jednoznaczne) zaczyna się tam, gdzie uda nam się od intuicji dociągnąć do jakiejś postaci ZDEFINIOWANIA zagadnienia, trzymania się REGUŁ, które będą na tyle jednoznaczne, że nie będzie się dawało je co chwila zmieniać, odkręcać w przeciwną stroną. Bo w intuicjach wszystko właściwie jest koniunkturalne, wszystko da się wytłumaczyć na swoje, jako że w intuicjach najczęściej rządzi intencja i emocja.
Myślenie logiczne zaczyna się tam, gdzie WIDAĆ TWARDE GRANICE, czyli w większości przypadków tam, gdzie pojawia się SYMETRIA w traktowaniu zagadnień, czyli gdzie coś z lewa i z prawa jest takie samo, a nie zmienia się jak chorągiewka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 175 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 1:35, 02 Mar 2024    Temat postu:

:think: mam trochę mętlik. Mówi się, że wiara zaczyna się tam, gdzie kończy się ludzkie poznanie. W Kościele często odnośnie jakichś przekonań religijnych używa się sformułowania "to jest tajemnica wiary". Uważa się, że do zaistnienia wiary wręcz konieczna jest sytuacja, gdy czegoś nie wiem lub nie rozumiem.
Wierzy się, że chleb i wino podczas każdej mszy św. staje się Ciałem i Krwią Chrystusa. Nikt jednak nie rozumie jak to się dokonuje. Czy to znaczy, że ludzie tylko deklarują, że wierzą, ale tak naprawdę nie ma w tym wiary, bo nikt tego nie rozumie? :think:

Albo weźmy fizykę, kosmologię. Nie rozumiemy czym jest ciemna materia, ale naukowcy wierzą, że coś takiego istnieje.

Ps. Fajnie, że taki temat założyłeś. Może uda mi się to jakoś sobie w umyśle poukładać.


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Sob 1:37, 02 Mar 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 12:49, 02 Mar 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
:think: mam trochę mętlik. Mówi się, że wiara zaczyna się tam, gdzie kończy się ludzkie poznanie.

Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Wiara jest obecna w każdym poznaniu. W pewnym sensie wszystko w poznaniu jest wiarą, tylko jednak ma ona często bardzo odmienne formy.

Wiedza to nic innego, tylko wiara ze znaczną formą potwierdzenia. Ale chyba nigdy potwierdzenie nie jest ostateczne, zawsze zostaje aspekt wątpliwości - choćby związany z zaufaniem swojej pamięci, zmysłom, temu, że się nie oszalało.
Tu, gdyby to np. przeczytał Irbisol, to by pewnie znowu postawił zarzut, że jedynym celem tego, co wyżej napisałem, jest "zrównywanie" wiary z wiedzą (szczególnie tą naukową), bo pewnie (takie byłoby domniemanie), mam tu wielką ochotę zaagitować do religii, pomimo tego, że przecież (rzekomo) w duszy wiem, iż religia to czyste fantazje ludzi, a wiedza naukowa to sama ścisłość oparta na zweryfikowanych faktach. Tymczasem to, co tu piszę, w ogóle nie jest agitacją, w ogóle nie po to to piszę, aby ktoś uznał religijne poglądy bardziej (ani też mniej). Nie mam intencji agitacji, bo nawet gdyby iść za tą myślą, że warto byłoby coś tu "zrównać", to i tak ja nigdy nie używam dalej w rozumowaniach takiego wniosku o zrównaniu, bo on jest jałowy, nic nie daje. Takie podejście "ooo, religia jest taka sama jak nauka w czymś tam, to ja się nawrócę na religię" jest przecież przykładem głupoty i tak chyba nikt nie rozumuje. A już na pewno nie rozumuję tak ja.
Po co więc wskazuję na ten aspekt wiary w KAŻDYM ROZUMOWANIU?
Po to, aby nad rozumowaniem ZYSKIWAĆ KONTROLĘ. Dopiero wiedząc, co jest I W JAKIM STOPNIU JEST, założone w rozumowaniach, a co I W JAKIM STOPNIU bierze się z zewnętrznego źródła, człowiek jest w stanie ogarniać jakoś własne myślenie, zyskuje opcję diagnostyki popełnianych błędów, dowiaduje się, gdzie jest przyczyna, a gdzie skutek (w pewnym sensie).
U mnie właściwie w pewnym sensie wszystko co jest z samego umysłu można utożsamić z jakąś postacią wiary. Matematyka "jest wiarą", metodologia "jest wiarą" (ściślej: one silnie aspekt wiary w sobie zawierają). Źródła poznania dzielą się na dwie rozłączne kategorie:
- to co silnie (może tylko) z umysłu - to jest wiarą, bo to się tylko umysłem daje weryfikować
- to co ZEWNĘTRZNE wobec umysłu - doznania.
W tym wszystkim gdzieś jakby pośrodku jest PAMIĘĆ, która (przynajmniej w tej części, gdzie pamiętamy doznania) z jednej strony zbiera odciski z doznań, ale z drugiej strony już to jest w umyśle. Każde stwierdzenie można probować negować od strony pamięci - czy dobrze zapamiętałeś te przesłanki, na których zasadza się treść owego stwierdzenia?...

Człowiek wierzy m.in. w to, że dobrze pamięta. Jednocześnie w myśleniu jest cała masa antycypacji, aspektów domyślnych (indukcja), czy innych form przewidywań. W nich też jest silnie zaznaczający się aspekt wiary. Każdy cel (także cel poznawczy) związany jest z wiarą w sens takiego celu sobie wytyczania. Myślenie twórcze samo w sobie zdaje się być jest formą zarządzania swoimi wiarami.

Ciekawie byłoby przyjrzeć się temu Twojemu przykładowo z ciemną materią. Bo on ilustruje ten rodzaj wiary na sposób naukowy. Ciemna materia jest HIPOTEZĄ. Część naukowców skłania się ku innym wytłumaczeniom obserwacji astronomicznych, które zwyczajowo orbitują do idei ciemnej materii - np. jedną z opcji jest modyfikacja równań pola grawitacyjnego, w wyniku czego jakiś dodatkowy składnik w równaniu dałby efekt dodatkowego przyciągania. Być może kiedyś wyjdzie na to, że ciemna materia w części będzie jednym tłumaczeniem, a w części innym. Niektórzy stawiają tu na cząstki elementarne spoza modelu standardowego, ale kto wie, czy część z tego dodatkowego przyciągania nie bierze się z nieodkrytych jeszcze, ale całkiem dobrze opisanych przez dzisiejszą naukę bytów. Ciemna materia właściwie jest WSPÓLNĄ NAZWĄ NA PROBLEM Z INTERPRETACJĄ, a nie bytem jako takim.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 175 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 1:52, 03 Mar 2024    Temat postu:

katolikus napisał:
Mówi się, że wiara zaczyna się tam, gdzie kończy się ludzkie poznanie.
Michał Dyszyński napisał:
Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Wiara jest obecna w każdym poznaniu.


Wszystko zależy od tego, jak rozumieć "koniec ludzkiego poznania", jeśli rozumieć to tak, że człowiek nie jest wstanie czegoś zweryfikować to chyba można, przy tym rozumieniu, zgodzić się, że wiara zaczyna się tam, gdzie kończy się ludzka możliwość sprawdzenia czegoś.

Natomiast, rozumiem, że od początku tego tematu nie zgadzasz się z twierdzeniem, że wiara zaczyna się tam, gdzie kończy się ludzkie zrozumienie.
Wręcz przeciwnie, wiara, ta prawdziwa, szczera wiara przychodzi wraz ze zrozumieniem. Czym większe zrozumienie, jest u człowieka tym bardziej człowiek może się zaangażować w swoją wiarę poprzez chociażby jakieś refleksje. A czym mniej jest zrozumienia to to w sumie człowiek nie wiadomo w co wierzy..
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:39, 03 Mar 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
katolikus napisał:
Mówi się, że wiara zaczyna się tam, gdzie kończy się ludzkie poznanie.
Michał Dyszyński napisał:
Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Wiara jest obecna w każdym poznaniu.


Wszystko zależy od tego, jak rozumieć "koniec ludzkiego poznania", jeśli rozumieć to tak, że człowiek nie jest wstanie czegoś zweryfikować to chyba można, przy tym rozumieniu, zgodzić się, że wiara zaczyna się tam, gdzie kończy się ludzka możliwość sprawdzenia czegoś.

Natomiast, rozumiem, że od początku tego tematu nie zgadzasz się z twierdzeniem, że wiara zaczyna się tam, gdzie kończy się ludzkie zrozumienie.
Wręcz przeciwnie, wiara, ta prawdziwa, szczera wiara przychodzi wraz ze zrozumieniem. Czym większe zrozumienie, jest u człowieka tym bardziej człowiek może się zaangażować w swoją wiarę poprzez chociażby jakieś refleksje. A czym mniej jest zrozumienia to to w sumie człowiek nie wiadomo w co wierzy..

Wszystko co "wiemy", ale też w co "wierzymy" jest wzajemnym przenikaniem się aspektów założonych arbitralnie z bardziej wynikającymi z doznań. Dla mnie nie ma osobno wiary i wiedzy, ale jest właściwie "wiarowiedza", która w pewnych sytuacjach zbliża się bardziej do stabilnej potwierdzalności, a w innych okazuje swoją niepewność.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Religie i wyznania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin