Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zasady zasad

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:29, 24 Cze 2015    Temat postu: Zasady zasad

Nieraz zastanawiałem się nad dość fundamentalnym filozoficznie pytaniem: czy istnieje jakaś podstawowa zasada, która leży u podłoża innych zasad?

Wydaje mi się, że w tym temacie można to i owo filozoficznie uskubać.

Wyjdźmy od przypadku maksymalnie ogólnego, takiego dla którego nie da się wprowadzić żadnego zaprzeczenia. Mówiąc krótko najbardziej wygodnym, najbardziej niepodważalną zasadą byłoby:
Wszystko zawsze i wszędzie mogą uznać za wszystko - nie stawiam absolutnie ŻADNYCH OGRANICZEŃ na cokolwiek. To taka zasada maksymalnie oportunistyczna.
Z jednej strony, mając taką zasadę jesteśmy bogami swojego świata - pełna omnipotencja w uznawaniu, wszystko mogę uznać za dobre, jeśli tak postanowię, a za złe... też jeśli postanowię. Fajnie jest, tylko jest jedna wada maksymalnego oportunizmu - brak różnicowania. Zasada, jeśli ma do czegoś służyć dalej, powinna coś ustalić, coś uczynić niezmiennym. Zasada maksymalnego oportunizmu nie zapewnia żadnej stabilności, bo wynika z niej przecież, że wszystko można odwołać. Taka zasada oznacza też BRAK PRAWDZIWEJ WARTOŚCI. Bo wartość wynika z możliwości różnicowania. Jeśli różnicowania brak, albo jest ono niestabilne, to wartość zero jest nieodróżnialna od wartości jeden, czy wartości bilion trylionów. A przy braku wartości wszystko jest takie same, jest nudne. Umysł zbyt omnipotentny po prostu umarłby z nudów!!!

To spróbujmy zejść nieco z ogólności i zacząć dodawać jakieś ograniczenia dla tworzenia zasad - tak, aby jakąś stabilność uzyskać. Może w ten sposób, że ustalę coś na stałe - choćby coś jednego i będę się tego trzymał. Wszystko inne, jak poprzednio, mogę zmieniać dowolnie, tylko jakieś jedno coś już nie. Wymyśliłem dla tej zasady nazwę "zasada quasioportunistyczna". Oto twierdzę, że taka zmiana właściwie niewiele zmienia w stosunku do zasady maksymalnie oportunistycznej. Bo przecież to, co ma być stałe, co sobie tak ustaliłem, musi być jeszcze jakoś ROZPOZNAWANE. A czym mam gwarancję stabilności mojego rozpoznania? Wg mnie NIE. Mogę przecież w jakiś sposób pomylić moje rozpoznanie, a potem - z racji na moją omnipotencję - będę wszystko tak skutecznie naginał do owego pozornego rozpoznania, że sam sie nie poznam w owej pomyłce. Przykładowo jeśli moją zasadą jest - wszystko zmieniam, ale koło będzie dla mnie zawsze kołem - to jednak wcale nie uzyskam gwarancji stabilności nawet dla mojego koła - bo wszystko funkcjonuje w kontekście - koło narysowane na krzywej powierzchni przestaje być kołem w lekko zmienionej perspektywie. Czyli i tak nie będę miał gwarancji, że ta jedna rzecz, którą chciałem ustabilizować, stabilną będzie. Niestety, małe ustępstwa w kwestii omnipotencji nie wytworzą stabilności, nie wyrwą umysłu z nudy i braku odniesienia, z którym byłby sens cokolwiek robić, w którym byłby sens dążyć do czegokolwiek.

Aby uzyskać stabilność i różnicowanie trzeba niestety jakoś zejść głębiej z ograniczeniami dla zasad. Tylko jak wyjść z pułapki solipsystycznego woluntaryzmu? Jak spowodować, że - przynajmniej dla mnie - coś stanie się stabilne?...
Zastanówmy się co znaczy "stabilne"?
Ano chyba stabilne, znaczy nie zmienne, nieprzekraczalne. Dla umysłu ogarniętego omnipotencją zasady oportunistycznej jedynym wyjściem z impasu jest znalezienie jakiegoś "punktu podparcia", który będzie twardszy niż wola, niż moja decyzja. To musi być coś przynajmniej tak samo silne, jak ów omnipotentny umysł. Czyli...
...czyli byłby to drugi podobny umysł!
Jedynym sposobem na wydostanie się z pułapki omnipotencji - nie różnicowania - nie znaczenia, jest odwołanie się do drugiego WOLNEGO (niezależnego) umysłu, który będzie miał wolę przeciwstawiania się naszej woli. Wtedy to co ostanie się ze starcia/lepiej uzgodnienia/dogadania takich umysłów, będzie jakoś niezależne zarówno od jednego, jak i drugiego umysłu. Nazwę tę zasadę ZASADĄ SYNCHRONIZACJI. I tę zasadę będę traktował jako właściwą zasadę zasad. Można by tę zasadę jeszcze określać jako zasadę UZGADNIANIA, bądź TWORZENIA MECHANIZMU OBIEKTYWIZACJI.
Oto twierdzę, że zasadą podstawową dla tworzenia zasad niższego rzędu jest możliwość synchronizacji owych zasad w jakiś tam sposób. Bez synchronizacji wszystko wylatuje w kosmos, bo nic nie jest stabilne, nic nie ma wartości. Z synchronizacją wreszcie prawdziwa wartość powstaje - bo mamy i pewna nieprzekraczalność - stabilność, i nawet możliwość tworzenia gradacji dla wartości - np. zsynchronizowanie z większą ilością umysłów ma większą wartość niż synchronizacja z małą ilością umysłu.


Te rozważania - co ciekawe - mają nawet swój podtekst religijny. Jeżelibyśmy przyjęli, iż na początku czasów był jakiś omnipotentny umysł, to dla niego jedynym wyjśćiem z pułapki nicości, bezwartości było stworzenie innych istot o wolnym rozumie. Im bardziej wolny był ów każdy stworzony rozum, tym bardziej stabilizowany jest świat łączący wszystkie rozumy. Im więcej wolnych rozumów się zsynchronizuje, tym większa i wartość i moc stabilizująco jednocząca owej wspólnoty. Czyli taki hipotetyczny bosku umysł miałby całkiem fajny cel do zrealizowania - zsynchronizować jak największą liczbę, jak najbardziej wolnych umysłów. Trudne zadanie...

:think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 9:53, 25 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:05, 25 Cze 2015    Temat postu: Re: Zasady zasad

Zasada synchronizacji widziana w kontekście umysłu
O zasadzie synchronizacji, którą można określać też jako zasadę UZGADNIANIA, DĄŻENIA DO OBIEKTYWIZACJI warto napisać komentarz.

Zasada ta mogłaby być postrzegana jako ustalenie podstaw dla określania TEGO CO FAKTYCZNIE JEST dla umysłu, który startuje od pułapki subiektywizmu, który nie wie, co jest trwałe, bo ma zbyt wielką łatwość zmiany wszystkiego, co go dotyczy.
Taką łatwość można powiązać nie tylko z czysto teoretycznym przypadkiem omnipotencji w boskim stylu, ale nawet ze znanymi stanami psychotycznymi. Człowiek chory psychicznie, który traci kontakt z rzeczywistością widzi rzeczy nieistniejące, generuje informacje, które nie mają pokrycia w rzeczywistości. W skrajnym przypadku będzie on żył we własnym świecie, w którym właściwie wszystko jest możliwe. Jeżeli do tego jest on jakoś zaopatrzony pod względem biologicznym (np. leży na łóżku z odżywianiem bezpośrednim - np. dojelitowym, czy przez kroplówkę), to jego umysł właściwie nie musi "przejmować się" rzeczywistością. Taki umysł nie wie, co jest rzeczywiste, a co nie. Ma on właściwie ten sam problem co umysł omnipotentny - czyli brak czegoś, co jest trwałe, na czym można oprzeć rozumowania. Bowiem...
Trwałość jest tym co przychodzi z zewnątrz. To właściwie można uznać za definicję zewnętrzności w stosunku do wnętrza - zewnętrzne (dla umysłu) jest to, co nie poddaje się manipulacji owego umysłu.

Wiem, że dla ludzi, którzy na co dzień zmagają się z problemem braku kontroli nad swoim życiem, takie rozważania mogą wydać się mocno akademickie. Przecież cały wysiłek zwykłego człowieka służy pokonywaniu barier, które są zewnętrzne - np. związane z brakiem pieniędzy, z oporem otaczających osób względem naszych pragnień, z dostępem do tych dóbr, które są jakoś limitowane. Ale tak naprawdę, pominąwszy sytuację gdy ktoś zmaga się z realnymi zagrożeniami życia (głód, choroba, atak na zdrowie, czy życie), reszta naszych problemów i spraw życiowych wynika z jakichś wyborów, z zawierzenia tym, czy innym schematom społecznym, poczuciu własnego miejsca w społeczeństwie itp. A to wszystko i tak ma źródło w umyśle, rozgrywa się w umyśle - czyli tam, gdzie władza nad treścią jest niemal nieograniczona. Teoretycznie można by było zrezygnować z bardzo dużej ilości naszych ambicji, oczekiwań względem ludzi i świata, likwidując w ten sposób wiele problemów. Jednak, aby dowolny taki problem (związany nie z bezpośrednim zagrożeniem, a ambicją, poszukiwaniem swojego miejsca, drogi w życiu) rozwiązać, umysł musiałby mieć DOBRY POWÓD! Tymczasem umysł takiego powodu zwykle nie zna, albo jest tak przyzwyczajony do starych powodów swoich ocen, że tkwi w owych problemach, mimo że w kwestii ich odrzucenia jest praktycznie omnipotentny.
Mówiąc w skrócie - w stosunku do wielu problemów życiowych posiadamy wszechwładzę, wszechmoc na gruncie wewnętrznych źródeł. Jednak z tej władzy nie potrafimy skorzystać, bo brakuje nam odniesień, alternatyw, które stałyby się nowymi celami dla umysłu. Umysł sam z siebie takich odniesień zwykle nie wytworzy, bo byłyby one zbyt niestabilne, zbyt łatwe do zmiany. Szuka więc odniesień, które są trwałe (dla umysłu trwałe), a to przecież oznacza ich źródło jest poza władzą tegoż umysłu.

Dlatego należy uznać, że uzyskanie dla umysłu (omnipotentnego w jakimś aspekcie) trwałych odniesień możliwe jest jedynie na dwóch drogach:
- osłabienie umysłu na tyle, aby odebrać mu omnipotencję
- wejść na ścieżkę UZGODNIEŃ umysłu z tym co zewnętrzne, czyli z jakąś rzeczywistością niezależną, a więc najskuteczniej z innym umysłem, który jest jakoś równy w ustalaniu odniesień.
Druga droga jest z resztą szczególnym przypadkiem pierwszej, bo NIEZAPRZECZALNE wejście na ścieżkę uzgodnień z innymi umysłami, to nic innego, tylko (uświadomione i zaakceptowanie) osłabienie własnej omnipotenjci.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 13:09, 25 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:01, 10 Lut 2016    Temat postu: Re: Zasady zasad

Michał Dyszyński napisał:
Dlatego należy uznać, że uzyskanie dla umysłu (omnipotentnego w jakimś aspekcie) trwałych odniesień możliwe jest jedynie na dwóch drogach:
- osłabienie umysłu na tyle, aby odebrać mu omnipotencję
- wejść na ścieżkę UZGODNIEŃ umysłu z tym co zewnętrzne, czyli z jakąś rzeczywistością niezależną, a więc najskuteczniej z innym umysłem, który jest jakoś równy w ustalaniu odniesień.
Druga droga jest z resztą szczególnym przypadkiem pierwszej, bo NIEZAPRZECZALNE wejście na ścieżkę uzgodnień z innymi umysłami, to nic innego, tylko (uświadomione i zaakceptowanie) osłabienie własnej omnipotenjci.

Pociągnę jeszcze pewne wnioski z powyższych rozważań.
Przestrzeń uzgodnień z innymi umysłami jest pewnym stanem postulowanym. Ale czy na pewno zawsze możliwym?
Wiemy z doświadczenia, że nie z każdym człowiekiem możemy się dogadać. Niektórzy, nawet w obliczu ewidentnego wykazania im jakiejś niespójności rozumowania, z zakłamaniem, wciąż obstają przy swoim - w imię ambicji, w imię obrony ja.
Ale takie ja-fałszywe, ja-sprzeczne, choć może oprzeć się naciskom zewnętrznym, ma pewien dodatkowy problem - samozugodnienia.
Czy można z samouzgodnienia zrezygnować?
- To jest kluczowe pytanie - ktoś może powiedzieć przecież coś w stylu: nie muszę być z niczym spójny, z niczym konsekwentny - nawet z samym sobą. Za każdym razem będę robił, myślał, reagował absolutnie spontanicznie, nawet jeśli to będzie chaotyczne, bez możliwości skategoryzowania, nazwania. Po prostu ktoś powiada: jestem sam w sobie takim chaosem myśli i działań.
Czy to przejdzie?
Oczywiście pytam: czy to przejdzie wewnętrznie, dla samego takiego umysłu?
Brak reguł oznacza bowiem BRAK MOŻLIWOŚCI STWIERDZENIA CZEGOKOLWIEK W SPOSÓB TRWAŁY, CZYLI POSIADAJĄCY KONSEKWENCJĘ.
De facto oznacza to brak możliwości skomunikowania się, wypowiedzenia myśli. To taka "próżnia myśli" (analogia z próżnią kwantową, gdzie mogą powstawać dowolne cząstki, ale muszą zniknąć po czasie wynikającym z zasady nieoznaczoności) - coś myślę, ale to nie ma trwałości, za chwilę to znika, a ja sam nie wiem już co wtedy myślałem. Umysł w takim stanie byłby praktycznie niczym - nie posiadałby indywidualności, bo indywidualność jest jednocześnie formą trwałości, jako że jest rozpoznawana zawsze jako ona, a nie raz tak, a raz siak, a jeszcze raz wcale...

W takim razie umysł chaotyczny, to umysł WTAPIAJĄC SIĘ W TŁO. Z takim umysłem nie ma synchronizacji, tego umysłu, jak by nie było. Synchronizować można umysły oferujące pewne minimum trwałości - przewidywalności - rozpoznawalności. I dalej TYLKO TE ASPEKTY, KTÓRE SĄ TRWAŁE - SPÓJNE - ROZPOZNAWALNE SĄ MOŻLIWE DO SYNCHRONIZOWANIA. Bo może być tak, że w jednych aspektach umysł pogrąża się w chaosie, a w innych staje się określony.
Być może - MOJA HIPOTEZA: przenikanie się chaosu i rozpoznawalności jest trwałą naturą ontologiczną bytu.
Przemawiałoby za tym przynajmniej to, że rozpoznawanie czegokolwiek jest możliwe tylko przy założeniu pewnej nieokreśloności - chaotyczności. W przeciwnym wypadku moglibyśmy rozpoznawać wyłącznie byty absolutnie identyczne, jako że jakakolwiek odrębność w niejasny NIEOKREŚLONY sposób wyrzucałaby rozpoznanie poza znany obszar. Rozpoznanie zawsze więc musi nieco błądzić, zostawiać sobie margines na dołączenie nowego, nieznanego.
W tym kontekście byt - rozpoznanie - odrębność - trwałość tworzą sobą niejako nierozerwalną, ontologiczną całość. Bo
1. Aby cokolwiek wyłoniło się (na zewnątrz) jako byt, musi być przez owo zewnętrze rozpoznane.
2. Aby owo coś było rozpoznane musi być w jakimś stopniu podobne - musi poruszać "receptory", czyli odbiorniki podobieństw w jakimś zakresie.
4. Ale jednocześnie zapewne to co jakoś nowe, nie jest identyczne z tym, co dało się w pełni identycznie rozpoznawać wcześniej - czyli system musi dopuścić margines nieokreśloności
5. margines nieokreśloności nie może być jednak zbyt duży, bo w tym ostatnim wypadku scali nam rozpoznania w zbyt szerokie kategorie - w skrajnym przypadku w jedną kategorię CHAOS.
6. Zatem rozpoznanie (czyli w dalszej konsekwencji i sam byt) musi być jakąś forma WYBORU - bo w jakiś sposób zakwalifkowana zostanie nieokreśloność, wspomniany margines błędu, z jednoczesnym zakorzenieniem w podobieństwie poprzednich rozpoznań
7. Stąd zaś wynika, że byt jako taki naśladuje w pewien sposób świadomość - można by wręcz powiedzieć, że świadomość jest niejako naturą bytu. gdyż tylko na sposób quasiświadomy możliwa jest JAKAKOLWIEK komunikacja pomiędzy bytami. Zaś komunikacja - rozpoznanie jest jedynym sposobem na stwierdzenie istnienia bytu, byt nijak nie rozpozna(wa)ny jest tylko bytem HIPOTETYCZNYM.

A na koniec - a co z samorozpoznaniem?
Być może tutaj da się zastosować takie same reguły jako z rozpoznaniem zewnętrznym. Wszak dzieląc byt na jakieś osobne, w dużym stopniu niezależne aspekty, otrzymamy po prostu jakby dwa komunikujące się - synchronizujące ze sobą byty. Czyli działanie będzie analogiczne, jak podane w powyższych 7 punktach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:08, 11 Lut 2016    Temat postu: Re: Zasady zasad

Pan Krowa, w pochwale, jaką raczył mi przyznać w związku z poprzednim postem napisał taki komentarz:
Krowa napisał:
margines nieokreśloności to oczywiście ŁAŃCUCH, nie za długi i przywiązany do kołka wbitego w to TŁO.... Cóż, łańcuch i tak zardzewieje, a zasadzony kołek zbutwieje.

Ten komentarz wydaje mi się ciekawy. Miałem wątpliwości, czy kogokolwiek mój poprzedni post zainteresuje, bo zdaję sobie sprawę, że poruszone w nim sprawy są dość... odjechane. To taka filozofia na szczególnie odległym poziomie ogólności. Ale komentarz pokazuje, że przynajmniej jedna osoba jakoś podchwyciła moją myśl.
Warto tu zwrócić uwagę na słowo "Tło". Faktycznie margines nieokreśloności jest "przypięty" do tła, czyli do CHAOSU. To chaos bowiem jest tłem (ale i swego rodzaju tworzywem) wszystkiego. Z chaosu wyłania się określoność, a jest ona na tyle określonością, na ile właśnie chaos jest w stanie przepomóc, zwalczyć.
Całkiem zwalczyć jednak chaosu się nie da, bo przecież chaos jest również tworzywem, a więc zwalczając go ostatecznie zniszczylibyśmy również sam byt, jako taki. Możemy sobie w owym chaosie baraszkować - raz zagłębiając sie w niego, a innym razem oddalając w określoność.
Problem w tym, że chaos jest w istocie bytem SUBIEKTYWNYM. Na razie nie rozumiemy w pełni zjawisk pogodowych - wciąż jawią się nam one jako chaotyczne. Jednak już troszkę komputerowo modeluje się pogodę, klimat. Wychodzi na razie średnio dokładnie, ale coś tam wychodzi. Dla psa, obserwującego człowieka piszącego tekst na klawiaturze, tenże człowiek chaotycznie uderza w klawisze. Jednak inny człowiek, patrzący na tekst powstający w ten sposób, będzie już potrafił wskazać reguły, które rządzą wybieraniem klawiszy do naciśnięcia.
Wiele naszych ludzkich decyzji może z jednej strony być uznane za chaos, podczas gdy ktoś inny zobaczy w tym regułę. Coraz to wyższe poziomy modelowania rzeczywistości są w stanie zamieniać chaos w prawa (reguły), w byty rozumowe. Kiedyś nie było wiadomo kiedy pojawi się zaćmienie Księżyca, czy Słońca. Jednak dzięki modelowaniu astronomicznemu, udało się te fenomeny przewidywać. Zapewne, wraz z rozwojem umiejętności modelowania, będziemy w stanie przewidywać coraz to nowe, dzisiaj uznawane za chaotyczne, zjawiska.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 15:22, 22 Kwi 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:12, 11 Lut 2016    Temat postu: Re: Zasady zasad

Postanowiłem przenieść tutaj tekst, który traktuje na ten sam temat, z dość osamotnionego wątku "istnienie" (sam wątek źródłowy zaraz skasuję).

Michał Dyszyński napisał:
To co istnieje musi być jakoś zmienne, dostosowujące, jak żywe. Bo cały nasz wszechświat jest zmienny, bo niejako istnieje zmiennością.

Jeśli nawet coś "istnieje" w jakimś takim absolutnie niezmiennym sensie, to takie coś jest oddzielone i nieznane dla wszystkich innych istnień. Takie coś istnieje więc w owym sensie wyłącznie w oddzielonym, własnym, zamkniętym, niedostępnym dla innych (wszech)świecie. Bo takie coś, co nie ma w sobie aspektu zmienności, dostosowania, co jest tylko w jeden sposób, nie będzie mieć szansy na wpasowanie się w ową nieskończenie złożoną, nieprzewidywalną sieć powiązań tego wszystkiego, co tworzy świat wielości. Takie zupełnie niezmienne coś, które jest tylko na jeden sposób, mogłoby - być może - jakoś zabłysnąć w świecie zmienności, połączyć się z naszym wszechświatem, ale jednak ten błysk byłby jedyny jeden w swoim rodzaju, a przez to całkowicie nieporównywalny, nierozpoznawalny, czyli wtapiający się w chaos, przeznaczony do zapomnienia. Coś "istniejące" tylko w jeden sposób, nie będzie miało - kluczowego dla prawdziwego istnienia - aspektu kontynuacji, czyli powiązania kolejnych aktów urzeczywistniania siebie, nie będzie trwałe. I nawet jeśli jakiś przypadek zrządzi, że takie coś znowu wpisze się w nieskończoność interakcji pełnego istnienia, to i tak nikt, ani nic nie rozpozna, że owo "coś" już kiedyś miało swój rozbłysk "jestem".

To co istnieje naprawdę, czyli coś co daje się rozpoznać, zachowując w ten sposób ciągłość swoich emanacji w świecie, takie coś musi być dostosowawcze, zmienne. Ale owa zmienność nie wystarczy. To coś co we wszechświecie istnieje nie może być "zbyt" zmienne, albo precyzyjniej nie może być "tylko" zmienne. Ono powinno w unikalny sposób połączyć chaotyczną w dużym stopniu dostosowawczą zmienność, z tym co stanowi rozpoznawalność, czyli stałość. Tylko "łapiąc się" jakoś za "wyciągnięte macki" innych rzeczy świata można zaznaczyć swoją obecność, swoje istnienie. Ale że te macki - łapki są przecież zmienne, wciąż poruszające się nieprzewidywalnie w przestrzeni rozpoznań, to samo to, co ma być rozpoznane, musi cechować się odpowiednią zmiennością - tylko wtedy będzie w stanie uchwycić się, połączyć z tym, co poza nim.

Dlatego prawdziwe istnienie to jakieś połączenie przeciwieństw, to stałość w zmienności - stałość w tym, co stanowi istotę indywidualności, ale zmienność w tym, co jest w stanie połączyć się w aktach rozpoznań, kolapsów prawdopodobieństwa, w urzeczywistnianiu kolejnych BYŁEM, STAŁEM SIĘ TU I TERAZ.

Dlatego to co istnieje musi być otulone jakąś taką nieuchwytnością, "materią ducha", mgiełką chaosu tworzącą jakby "klej" łączący wszystko to skupia się i dąży do stałości, jednolitości. Bez tego ducha, czyli w skupieniu się na samym sobie, każde istnienie musi zapaść się pustkę oddzielenia, samotności, a na koniec nicości.

Więc istnieć w pełnym sensie znaczy wciąż rosnąć i doskonalić się, łącząc się jednak w tym, co było, co stanowi podstawę dla przyszłych zdarzeń. Dlatego istotą bycia jest porzucanie tego co zbyt stałe, aby dać się umieścić w nowej konfiguracji, w nowych rozpoznaniach jestestwa.

Wynikałoby stąd, że taka absolutnie bezosobowa materia - w znaczeniu bycia zawsze taką samą, bez quasiduchowego pierwiastka zmienności - chyba jednak nie istnieje. A jeśli nawet jakoś "istnieje" to dla nas jest ona bez znaczenia, bo jest nieodróżnialna od chaosu, jest niewykrywalna. Bo jedynym sposobem na zaistnienie (dla nas, dla świata) jest jednak ubranie się w jakąś minimalną postać zmienności - duchowości, taką która daną rzecz będzie mogła "wyświetlać" w naszym świecie zachowując z jednej strony ciągłość w stałości, ale jednocześnie jej przeciwieństwo - dostosowawczość do nieskończenie zmiennych konfiguracji wszechświata.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:18, 13 Mar 2017    Temat postu: Re: Zasady zasad

W temacie zasady zasad koniecznie muszę dołączyć mój tekst dotyczący chyba najważniejszej zasady zasad - ZASADY WZAJEMNOŚCI - TRWAŁOŚCI - UNIWERSALNOŚCI.
http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/zasada-trwalosci-uniwersalnosci-wzajemnosci,7790.html#317981

Chodzi o najbardziej podstawowy mechanizm wyłaniający byt - o MOŻLIWOŚĆ GENEROWANIA NIESPRZECZNEGO, TRWAŁEGO I SPÓJNEGO ODNIESIENIA danego bytu, do całej reszty uniwersum.
Z grubsza można by powiedzieć, że coś "jest" na tyle, na ile "się wyłoniło", czyli "mogło być rozpoznane", czyli oderwało się od chaosu na tyle, że ktoś/coś jest w stanie to stwierdzić, bo widzi w tym czymś jakąś trwałość - ciągłość - rozpoznawalność.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:47, 22 Kwi 2017    Temat postu: Re: Zasady zasad

Michał Dyszyński napisał:
Wiele naszych ludzkich decyzji może z jednej strony być uznane za chaos, podczas gdy ktoś inny zobaczy w tym regułę. Coraz to wyższe poziomy modelowania rzeczywistości są w stanie zamieniać chaos w prawa (reguły), w byty rozumowe. Kiedyś nie było wiadomo kiedy pojawi się zaćmienie Księżyca, czy Słońca. Jednak dzięki modelowaniu astronomicznemu, udało się te fenomeny przewidywać. Zapewne, wraz z rozwojem umiejętności modelowania, będziemy w stanie przewidywać coraz to nowe, dzisiaj uznawane za chaotyczne, zjawiska.

Rozwijając temat dołączam tu odpowiedź na post Pana Krowy, który jakoś tam uzasadnia swój program: SPAM, TROLLING jest sposobem wyjścia poza ramy ograniczeń.

Michał Dyszyński napisał:
Koncepcja, że spam trolling w ogóle MA JAKIEKOLWIEK ZNACZENIE opiera się na milczącym założeniu, że KTOKOLWIEK SIĘ ZAINTERESUJE owym spamem, trollingiem, tekstem spełniającym dowolne koncepcje autora wątku...
Tymczasem potencjalny odbiorca, widząc spam trolliing, może go zignorować. Jeśli wszyscy zignorują taki spam trolling, to będzie on miał znaczenie wyłącznie dla jego twórcy - będzie pisał dla siebie i tylko dla siebie.

Spam, trolling oczywiście nie jest całkowicie alogiczny - on funkcjonuje mechanizmem pewnego oszustwa - pragnie zwabić świadomość do siebie jakimś pozorem czegoś wartościowego, jakiegoś sensu, który dałoby się rozpoznać, dołączyć do bazy rozsądnych rozpoznań świata, a gdy ktoś złapie się w tą pułapkę, zostawia go "na lodzie" - okazuje się, że w środku nic nie ma, tylko przypadkowe zbitki słowne bez znaczenia, a więc BEZ UŻYTECZNOŚCI.
Nauczony tym doświadczeniem potencjalny odbiorca, następnym (albo którymś następnym) razem pewnie już nawet nie zajrzy do spamu, uznając, że są lepsze sposoby zagospodarowywania czasu, niż zajmowanie się rzeczami bez pożytku. Bo jak by ktoś nawet chciał się w takie coś "bawić", to może to zrobić na wlasną rękę - np. obserwując dowolny chaos z przyrody: zwalone kupy śmieci, porozrzucane przedmioty bałaganiarza, układy chmur, chaotyczne rozmieszczenia plamek jakiejś gleby, czy na koniec po prostu wykorzystać jakiś program komputerowy, który generuje obrazy z losowych plamek.
Spam trolling ma więc sens i znaczenie wyłącznie wtedy, gdy ktoś się na niego złapie. Jeśli nikt się nie złapie - on zniknie znaczeniowo, bo jedyne co jego znaczenie "trzyma" to właśnie owo złapanie odbiorcy w pułapkę, jedynie ten aspekt zrobienia odbiorcę w balona i nic więcej.
Skądinąd idea filozoficznie jest interesująca - spam trolling jest ciekawym modelem, naprawdę wyrazistą formą ogniwa pośredniego, pomiędzy bytem, a brakiem bytu (chaosem). Osoby w depresji mogą nawet szukać tu swojej nadziei na unicestwienie świadomości - ktoś, kto pragnie nie być, pewnie miałby do eksploracji właśnie tę ścieżkę - "zabijania" każdej formy rozpoznania, sensu, trwałości, poprzez ciągłe próby zanurzenia się w niebyt/chaos. Ale to jest chyba niebezpieczna ścieżka, bo jeśli owa strategia się nie powiedzie, jeśli w naturze umysłu jest ZAWSZE POSZUKIWANIE SENSU, to tego rodzaju podejście będzie tylko utrwalaniem cierpienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:19, 04 Sty 2021    Temat postu: Re: Zasady zasad

Właściwie to powinienem tę zasadę umieścić wyżej w hierarchii, ale że dopiero dziś ją dopisuję, to będzie dopiero tu.

Zasada konstruktywności/konkluzywności/celowości
Z tej zasady właściwie chyba dałoby się wyprowadzić też pozostałe zasady myśli.
Sformułowanie ww. zasady:
Myślenie co do zasady powinno być celowe, dążące w stronę czegoś ponad dotychczasowy stan rzeczy, coś konstruujące w kontekście rysowanej siatki odniesień.

Inaczej rzecz formułując:
Poprawne myślenie zawsze jest po coś.
Myślenie całkiem bez celu jest czystą stratą energii i marnotrawstwem zasobów, zaś w kontekście potencjalnych zagrożeń ze strony rzeczywistości jest zdradą indywiduum, z którą jest związane, bo to indywiduum osłabia, czyniąc podatnym na atak wrogich sił.

To ostatnie z resztą dość pięknie ukazuje to, jak w bliskim związku jest walka, zagrożenie, nawet ból i cierpienie z doskonaleniem. Umysł pozbawiony zupełnie zagrożeń, byłby umysłem gnuśnym, a dalej zapewne staczającym się w brak celu, brak powodu do doskonalenia się, a nawet w ogóle działania. To jednocześnie w jakiś sposób tłumaczy, dlaczego Królestwo Boże, jakie opisywane jest w religii chrześcijańskiej MUSI ZACZĄĆ SIĘ OD ETAPU ZŁA, NIEDOSTATKÓW, CIERPIENIA. Tylko umysł, który zna ból, który ma świadomość potęgi zła, zagrożeń, zyska w sobie tę moc i wolę, aby doskonalić się, rygorystycznie szanując przy tym PRAWDĘ.
Bo tutaj wyłania się zza horyzontu rozważań kolejne zagrożenie - doskonalenia zbyt dowolnego, nie poddanego żadnym rygorom dostosowania się do czegokolwiek, nawet lekceważącego prawdę. Dopiero zetknięcie się z realnym zagrożeniem wyłania wartość prawdy.
Prawdą jest to, co umysłowi daje moc poprawnej oceny sytuacji, a dalej podejmowania poprawnych decyzji - takich np. które chronią daną osobę, czy wartości jakie wyznaje. W świecie bez zagrożeń, prawdę daje się zlekceważyć - przecież wtedy "nic się nie stanie". Dlatego każdy umysł, który miałby stać się rzeczywiście świadomym, musi zetknąć się z tym problemem, że nie każda informacja, nie każda ocena jest użyteczna. Zaś użyteczność sama z siebie jest czymś cennym, jest tym, o co warto zawalczyć, co doskonali umysł, a dalej daje wymierne korzyści.
Znaczenie, wartość prawdy umysł przyswaja dopiero wtedy, gdy może skonfrontować sobie dostęp do owej prawdy z brakiem tego dostępu. W tym drugim przypadku zaczyna dziać się źle, sprawy wymykają się spod kontroli. Zbliżając się do prawdy o świecie i sobie, umysł zaczyna podejmować decyzje celowe, prowadzące do lepszych stanów emocjonalnych, do satysfakcji, może szczęścia. Umysł bez prawdy, to umysł zdezorientowany i chaotyczny, a przez to podatny na atak wrogiego środowiska.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:22, 04 Sty 2021    Temat postu: Re: Zasady zasad

Zasada konsekwencji
Każde działanie, nawet każdy wybór w opisywaniu czegoś, będzie miał konsekwencje.

Ludzie prostu rozumujący widzą jeden cel, tylko pojedynczą konsekwencję, tę którą chcieliby, aby zaistniała. Rzadko kto postrzega rzeczy w całości, widząc nie tylko te konsekwencje, które mamy na celu, ale także te, które pojawią się, choć wcale ich nie chcemy. Zasada konsekwencji w wymiarze moralnym może być nazwana zasadą odpowiedzialności i brzmiałaby: czego byśmy nie zrobili, albo i zaniechali czegoś, będziemy za to odpowiedzialni. Pojawią się z tego tak dobre, jak i złe konsekwencje. O ostatecznym rozrachunku zadecyduje ich bilans. No i przyjęte założenia na temat wag, które przypisujemy danym efektom.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 9:20, 20 Cze 2021    Temat postu: Re: Zasady zasad

Coraz bardziej kusi mnie, aby za najbardziej podstawową zasadę zasad uznać ZASADĘ EKONOMII myśli i działań.

Świat funkcjonuje realizując taki scenariusz, w którym nie do chodzi o rozjechania się informacyjnego. Fizycy zajmujący się teorią kwantów (z resztą nie tylko dla niej wspomniany problem występuje) borykają się z problemem ROZBIEŻNOŚCI ROZWIĄZAŃ. Oto niektóre równania, gdy się rozwiązuje je metodą rozwijania w szereg, dają w efekcie nieskończoności zamiast - fizycznej - poprawnej wartości. Żadna wielkość fizyczna nie może być nieskończona (z wyjątkiem realizacji nieskończenie małej - czyli zera), bo taka wielkość jest nieporównywalna z niczym, co jakoś daje się objąć rozumowaniem. Rzeczywistość musi jakoś radzić sobie z tym nadmiarem, z tym, że jej zasady mogłyby ekspandować do nieskończoności. Czyli ta rzeczywistość powinna OGRANICZAĆ PULĘ ROZWIĄZAŃ do takich, jakie "zmieszczą się w logice świata". To jest właśnie ta "ekonomia" dla bytu i myśli.
Zasadą ekonomii można uznać za podstawową względem takich znanych zasad jak:
- brzytwa Ockhama (ograniczenie się do bytów niezbędnych)
- potrzebę uzasadniania stwierdzeń (aby ograniczyć pulę rozważanych rzeczy do najbardziej obiecującej części, czyli nie zawalania sobie przestrzeni myśli nadmiarem, któremu należałoby poświęcić zasoby)
- stosowanie pojęć, kategoryzacje - bo ujmują wielość za pomocą jednego określenia, zmniejszając tak energię niezbędną do ujmowania rzeczy, ograniczając ją do wspólnych - skategoryzowanych aspektów.
- subiektywizm ujęcia (bo nie sposób jest - z powodów ekonomicznych - zająć się wszystkimi możliwymi ujęciami na raz, czyli skupiamy się na tym własnym)
- obiektywizowanie - czyli pomijanie aspektów nie związanych z zagadnieniem, wyłanianie tego, co ważne dla problemu, aby uczynić z tego cel - obiekt zainteresowania.

Ekonomia jest tą wskazówką, która pozwala na ułożenie sobie niemal wszystkich podstawowych koncepcji. Odruchowo działamy w ramach jakiejś tam ekonomii - realizujemy konkrtetne cele, a nie wszystkie cele. Bo wszystkiego robić się nie da. Fizyka też posiada w sobie zaszytą formę ekonomii - np. w postaci zachowania energii. Energia układu jest niezmienna, co ogranicza możliwość ewolucji układu tylko do tych postaci, które energię zachowują. Inną koncepcją "ekonomiczną" w fizyce teoretycznej jest lagrangian - ma on być stacjonarny, podobnie jak energia. Natura, jak tylko może, unika nadmiaru. Wszechświat, który by się jakoś utworzył, a zasadzie ekonomii by zaprzeczył, nie byłby w stanie sam się "obsłużyć", bo ilość bytów i cech, jakie by musiał uwzględniać do utworzenia stanów przyszłych rosłaby aż do stanu "wybuchu informacyjnego".

Zasada ekonomii jest też wbudowana w koncepcję doboru naturalnego. Z dwóch osobników, mających identyczne warunki startowe, dostęp do takich samych zasobów, przewagę zdobywa nie ten, który zasoby trwoni, lecz ten, który postępuje z nimi ekonomicznie, zapewniając sobie zapas na czas gdy zasobów zaczyna brakować, bądź gdy trzeba dołączyć nowy proces te zasoby wykorzystujący.
Zasada ekonomii w myśleniu oznacza, że skupiamy się na tych opcjach, które są najbardziej perspektywiczne. Uwzględnianie wszystkim dostępnych opcji jest marnotrawstwem sił z racji na to, że do przetwarzania jest niezbędna energia, a ta nie jest nieskończona. Więc sukces, szczególnie w kontekście rywalizacji osiąga ten, kto lepiej wykorzysta zasoby umysłu.

Z drugiej strony w zbyt naiwnym rozumieniu zasady ekonomii zawarta jest pułapka, potencjalny błąd. Bo w uproszczonym rozumowaniu można sobie z zasady ekonomii wyciągnąć wniosek, iż należy wszystkie procesy maksymalnie zoptymalizować. To jednak byłby błąd, jako że w maksymalnie zoptymalizowanym systemie gubi się elastyczność, dostosowawczość. Zatem celem jest nie tyle jakaś totalna optymalizacja, lecz optymalizacja częściowa połączona jednak z zachowaniem rezerwy na przypadki nowe, nieobsługiwane aktualną postacią wiedzy i umiejętności.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 12:29, 20 Cze 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:40, 18 Mar 2023    Temat postu: Re: Zasady zasad

Zasadą zasad szczególnie wysokopoziomową jest idea, którą bardzo trudno będzie mi przekazać słowami. W mojej intuicji ona zajmuje wysoką pozycję, ale opisanie jej zrozumiale stanowi naprawdę duże wyzwanie. Ale spróbuję

Można by tę zasadę zasad określić alternatywnie jako zasadę:
1. preferencji dla tego, co daje szanse na efekt
2. niskiego priorytetu w rozważaniach dla niekonstruktywnych aspektów
3. utrzymywania rozwoju idei w pobliżu granicy znane - twórcze, nowe
4. poszukiwania sensu tam, gdzie się coś realnie w sensie poznawczym dzieje, a nie biernym powielaniu starych idei
5. zasadę ekstremalnego działania - tym razem nie tą znaną z fizyki, ale w rozszerzonym ujęciu słowa "działanie", które obejmuje procesy poznawcze.
6. walki ze wzrastającą entropią poznawczą (nie wierzę w ścisłe spełnienie się zasady wzrostu entropii dla procesów świadomościowych).

Zasadą przeciwną do powyższej byłaby chyba zasada domieszkowania chaosem. Ta też ma swoje miejsce, uzupełnia tę pierwszą zasadę. Bo w świadomości zasady rzadko bywają absolutne.

Aktualizacja - w innym miejscu opisałem dokładniej pewne aspekty tej zasady.
Michał Dyszyński w wątku Zasada poznawczej równowagi napisał:
Postuluję uznanie idei, która pozwolę sobie nazwać zasadą poznawczej równowagi.
Zrozumienie o co w niej chodzi, domaga się pewnego wstępu.

Gdy przejrzymy dyskusje apologetyczne na naszym forum, w których scjentyści przedstawiają swoją wizję nauki, a teiści inną, to zapewne prędzej czy później zauważymy, że podstawowym pytaniem jest: czy nauka bardziej wie, czy nie wie?
Scjentyści akcentują osiągnięcia nauki, próbują narzucić narrację, w ramach której to co nauka ustaliła jest pewne (a przynajmniej najpewniejsze z możliwych), zaś wątpliwości są marginalne. Odwrotną narrację próbuje przedstawić grono teistów, którzy z kolei sugerują, iż w nauce występuje wciąż bardzo wiele wątpliwości, że same teorie naukowe się zmieniają, powstają nowe koncepcje, które kasują stare podejścia, a więc, że nie możemy nauki stawiać w roli ostatecznego autorytetu.

Patrząc na rzecz na chłodno, bez zacietrzewienia dyskusyjnego (ani apologetycznego ani scjentystycznego) chyba jednak trzeba się zgodzić, że nauka ZAWIERA OBA aspekty - aspekt jakiegoś uznania dokonań wcześniejszych, ale też i aspekt rozwoju - poszukiwania nowych rozwiązań, weryfikowania (czasem ze skutkiem negatywnym) starszych koncepcji. To, czy szklanka jest do połowy pusta, czy do połowy pełna, jest kwestią arbitralnego uznania.

To docieramy w końcu do zasady, którą chciałbym sformułować. Wynika ona z dość prostego spostrzeżenia, że naukowiec we współczesnym świecie nie jest kustoszem w muzeum, nie jest bibliotekarzem, który tylko miałby odkurzać tomy z wiedzą odziedziczoną po przodkach, lecz PRAGNIE ODKRYWAĆ NOWE ZJAWISKA, PRAWA. To oznacza niemal wprost, że nawet jeśli jest jakiś obszar, który przez takiego naukowca byłby uznany za bezsporny, pewny to ów naukowiec zrobi wszystko, aby znaleźć sobie zadanie, które poza ów obszar pewności wykracza.
Inaczej mówiąc, praca naukowca jest na styku znanego z nieznanym, starego i dobrze określonego, z nowym, które dopiero trzeba ustalić, zweryfikować.

Tu już sformułuję zasadę z tytułu wątku:
Praca naukowca przebiega w obszarze równowagi pomiędzy tym co nowe, nieokreślone, co stanowi wyzwanie, a tym co uznane potwierdzone, a co stanowi też bazę do poszukiwań. Nauka twórczo rozumiana konstruuje nam obszar, w którym to co stare i to co nowe pozostaje we wzajemnej równowadze.

W tym sensie uważam spór o to, czy wiedza naukowa bardziej jest czymś stabilnym, znanym, czy może rozwijającym się, zmieniającym stare koncepcje za bezprzedmiotowy. Bo jest zawsze ten jeden i ten drugi aspekt!
Więcej! Można by powiedzieć, że wręcz mamy tu coś w rodzaju RÓWNOWAGI TRWAŁEJ, czyli mechanizm przywracający działania naukowców (przynajmniej dopóki mamy jaką taką wolność badań naukowych) do właśnie tego położenia równowagi pomiędzy tym co jest nowe, a tym co zastane. Bo wychylenie się w stronę skupienia na istniejących dokonaniach, jakaś forma samozadowolenia, "ależ mamy wspaniałą wiedzę zgromadzoną", z powodu ambicji naukowców, pragnących coś dołożyć własnego do ludzkiej skarbnicy wiedzy, szybko będzie skutkował postawieniem PYTAŃ O GRANICĘ tego, co już mamy. Od razu narzucającym się pytaniem jest: a co jest tam dalej, poza granicą naszego aktualnego poznania?
Z drugiej strony nie sposób jest poznawać nowych idei czy zjawisk, bez żadnej bazy, bez jakichś narzędzi, języka, metodologii. Dlatego naukowiec, który by przesadził w "kreatywności poszukiwawczej" w ten sposób, że za mocno oderwałby się od wcześniejszych dokonań, języka i metodologii, po prostu nie będzie miał jak przedstawić swoich (jeśliby nawet je miał) osiągnięć reszcie świata naukowego. Ten efekt spowoduje, że będzie to "ściągać do położenia równowagi", do tego obszaru, gdzie jednak coś wiadomo, coś traktujemy jako uznane sam fakt, iż formułować nowe idee, trzeba tym wcześniejszym, a więc starym (może nawet i niedoskonałym) językiem i utrwalonymi zasadami metodologicznymi.
Naukowcy zatem będą z reguły funkcjonowali w "obszarze", w którym występuje równowaga pomiędzy tym, co nowe i jest wyzwaniem, a tym co ustalone, sformułowane wcześniej. Szklanka zarówno jest pełna, jak i pusta do połowy...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 16:45, 24 Mar 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:15, 28 Mar 2023    Temat postu: Re: Zasady zasad

Michał Dyszyński napisał:
Można by tę zasadę zasad określić alternatywnie jako zasadę:
1. preferencji dla tego, co daje szanse na efekt
2. niskiego priorytetu w rozważaniach dla niekonstruktywnych aspektów
3. utrzymywania rozwoju idei w pobliżu granicy znane - twórcze, nowe
4. poszukiwania sensu tam, gdzie się coś realnie w sensie poznawczym dzieje, a nie biernym powielaniu starych idei
5. zasadę ekstremalnego działania - tym razem nie tą znaną z fizyki, ale w rozszerzonym ujęciu słowa "działanie", które obejmuje procesy poznawcze.
6. walki ze wzrastającą entropią poznawczą (nie wierzę w ścisłe spełnienie się zasady wzrostu entropii dla procesów świadomościowych).

Jeszcze kolejne sformułowanie:
7 Zasada dostosowywania aspektu kontroli w rozumowaniu, do sformułowanego celu.

Rozumowanie jest formą kontroli umysłu nad emanacjami świadomości. Tu jednak wyłania się kluczowe pytanie: czy tę kontrolę należałoby zawsze zwiększać?...
- Z moich obserwacji wynika, że kurs na zwiększanie po prostu nie zawsze się powiedzie. Każde bardziej złożone zagadnienie, jeśli ma być użyteczne dla umysłu w kontekście radzenia sobie z wyzwaniami życia musi UWZGLĘDNIĆ CHAOTYCZNOŚĆ, która jest immanentnie zawarta w naturze rzeczywistości i świadomości. Dlatego, choć kontrola jest niezbywalnym programem dla świadomości, to jednocześnie ma ona swój "logiczny" limit. Tym limitem jest przyszłe zastosowanie efektów danego rozumowania - zastosowanie będzie i tak wobec tego, co zawiera pierwiastek chaosu, a więc ten pierwiastek musi w sobie uwzględnić, bo inaczej nie spełni celu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:12, 19 Sie 2023    Temat postu: Re: Zasady zasad

Sformułowałem sobie ideę, którą można by opisowo określić jako
Zasada kompromitacji źródeł stosujących manipulację i przemoc
Sam tę zasadę uznaję. Jej treścią jest spostrzeżenie, że życiowe doświadczenie bardzo silnie pokazuje, iż bardzo nieroztropnie jest ufać komuś, kto wyraźnie próbuje zablokować dostęp do alternatywnych, niezależnych informacji w sprawie, w której coś głosi.
Inaczej mówiąc, nawet już jednokrotne zastosowanie przemocy, manipulacji w dostępie do informacji KOMPROMITUJE ŹRÓDŁO.
Źródło skompromitowane należy traktować jako nie przekazujące wartościowych informacji, jak takie, które z dużym prawdopodobieństwem kłamie. Niekiedy jedną wpadkę takiemu źródłu (na próbę) można wybaczyć. Jednak już nawet po jednej próbie kłamstwa, czy innej formie manipulacji wiarygodność źródła będzie znacząco osłabiona.

W tym zakresie sam sobie NARZUCAM RYGORYZM. Przekonałem się, że źródła kłamliwe bardzo chętnie stosują nacisk psychiczny, a nawet przemoc fizyczną. Każde zastosowanie przemocy należy traktować jako dodatkowe potwierdzenie kłamliwości źródła. Czuwam nad tym, aby w żadnym wypadku nie przyszło mi do głowy usprawiedliwiać kłamstw, jeśli powodem ku temu miałby być sam nacisk mentalny, namolne chciejstwo manipulującego. Jasno trzeba sobie wtedy postawić taką postawę jako wrogą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:23, 23 Gru 2023    Temat postu: Re: Zasady zasad

Zasadą bardzo podstawową byłoby też wg mnie:
Każda tendencja zastosowana w przesadzie wyradza się.

Progres w duchowym i intelektualnym sensie w większości przypadków nie jest podążaniem tylko wprost. Progres duchowy jest z zasady MIESZANINĄ CELU I POMYSŁU NA DOBRY SPOSÓB.

Można to zilustrować postawą fanatyka - ten być może uważa się za tego najbardziej zaangażowanego, czyli uczciwie i bezkompromisowo stawiającego sprawę. Problem w tym, że fanatyk oderwał cel od możliwości realizacji, czym de facto ostatecznie sprzeniewierzył się samemu celowi.
Fanatyk, swoim wyrzeczeniem się elastyczności, dostosowawczości, rozumności w osądzie spraw, w gruncie rzeczy lekceważy w ogólniejszym sensie ten cel, który rzekomo ma swoją postawą wspierać i realizować.
Fanatyk islamski, który dokonuje ataku samobójczego w sensie prostej formy zaangażowania się w sprawę jest może i bardzo wysoko, w prostym (może jednak lepiej użyć tu określenia "prostackim") sensie on jest najświętszy, najbardziej wypełniający ideę. Ale ostatecznie fanatyk chybia celu (grzeszy), bo wywyższył cel w postaci prostackiej, skupił się na pierwszej wyłonionej instancji celu, ubóstwił tę pierwszą (prostacką) instancję przed poznaniem CELU ROZUMIANEGO W SPOSÓB DOJRZAŁY.

Dojrzałość...
Tego właśnie brakuje fanatykom. Fanatycy z niedojrzałości mentalnej czynią cnotę. Ale w ostatecznym rozrachunku fanatyk okaże się jako głupiec, jako ten, co cel zrealizował pozorny, fałszywy w kontekście ostatecznego osądu. Fanatyk przegrywa.
Fanatycy islamscy przegrywają w znaczeniu wsparcia islamu. Oni poniżyli islam. Fanatycy sprawili, że islamem będą narody gardziły, traktowali jako złą religię.
Ale podobnie jest z fanatykami wszystkich religii - poniżą oni swoją postawą własną religię, bo większość ludzi jako tako rozsądnych uzna takie idee, jakie głoszą i wspierają swoim życiem fanatycy za zło i głupotę. Postawa fanatyków będzie właśnie tym powodem, dla którego większość odrzuci tę ideę, którą wspierają fanatycy. Bo ci zbyt prosto (prostacko) się zabrali za promocję swojej religii, bo się skupili wyłącznie na emocjach i sile pierwotnej intencji, a zlekceważyli prawdę, związaną z rozważnym wyborem celów pośrednich i działań.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:14, 11 Mar 2024    Temat postu: Re: Zasady zasad

Za każdą powtarzalnością kryje się jakiś wspólny mechanizm, prawo, może forma celowości; w każdym razie COŚ się kryje.

Stanem zerowym, neutralnym jest rozkład statystyczny niczego niewyróżniający. Jeśli ten rozkład jest wyraźnie zakłócony, to znaczy, że mamy do czynienia z jakimś trwałym "czymś". Nie przesądzam natury owego czegoś, zdając sobie sprawę, że jest tu więcej niż jeden typ zależności
- zależność typu logicznego
- prawo fizyczne
- czyjeś działanie świadome
- trwała własność postrzegającego
może inne...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin