Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Michał o sobie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 1:06, 10 Kwi 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Wielu ludzi z mojego otoczenia lubi przetwarzać informacje o małym znaczeniu, np. te, które i tak z dużym prawdopodobieństwem zapomną, albo które są na tyle powtarzalne, że nic nowego nie wnoszą do sprawy. Tacy ludzie mogą odnajdować przyjemność w oglądaniu sitcomów typu polski "Klan", gdzie większość akcji filmu polega na pokazywaniu jakichś oczywistych domowych czynności, witaniu się, żegnaniu, mówieniu sobie "dziękuję" itp... Ja od wszystkiego co powtarzalne, co zapewne nie ma znaczenia, zostanie zapomniane trzymam się jak najdalej, czuję względem takich okoliczności śmiertelną nudę. Taką nudę, że...
aż boli. :cry:

W zamian u mnie dowartościowywane jest to co BUDUJE STRUKTURĘ I SYNTEZĘ, informacje kluczowe, węzły myśli. Z kolei drobiazgi, czy rzeczy powtarzalne najczęściej błyskawicznie zapominam, albo nawet omijam sytuacje i okoliczności, w których te drobiazgi zwykle dominują przestrzeń informacyjną.
Nie twierdzę tu, że taka moja postawa jest dobra, czy zła, albo że przeciwna postawa jest dobra czy zła. Piszę raczej po to, aby wytłumaczyć tym osobom, które próbują skomunikować się ze mną w sposób, który mnie tylko nudzi i męczy, że raczej nie na wiele to się zda, bo nie lubię być ani męczony ani nudzony.
Poza tym piszę o tym też trochę dlatego, że chcę wyrazić właśnie to moje zdanie, iż nie ma powodu wartościować tego rodzaju postaw. W dobrym układzie (szczególnie w dobranym małżeństwie) ludzie się wzajemnie uzupełniają - jeden obstawia swoją osobowością stronę życiowych drobiazgów, inny bardziej aspekty strukturalne. Dzięki temu ludzie są sobie nawzajem potrzebni.
Za to za rodzaj błędu i głupotę uważam nawracanie na siłę na swój sposób patrzenia na ten świat. Moim hasłem jest: dajmy innym ludziom być innymi, niż my sami jesteśmy!


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 1:08, 10 Kwi 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 7:17, 21 Kwi 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu jestem po prostu niestrawny w tym co piszę, czy jak piszę. Stawiam tak wiele pytań, często bardzo dziwnych pytań, często pytań, które wydają się być naciągane, nie wiadomo ku czemu prowadzące, że odbiorcy może się wydawać, iż moją intencją jest jakieś kreowanie się na oryginała, na kogoś, kto jakoś lansuje się za pomocą owych "dziwactw". Jednak ja osobiście uważam, że taka diagnoza jest daleka od mojej intencji. Wcale owo dziwaczenie nie jest moim celem. Raczej i tak staram się upraszczać rzeczy w stosunku do ich oryginałów w mojej głowie. Tam - w tej głowie - dopiero jest to złożone, dziwne, inne niż ktoś by sobie standardowo pomyślał. Wielu rzeczy, o których myślę nigdy nie napisałem, bo zdaję sobie sprawę, że raczej nie znajdę odbiorcy, który by wychwycił z tego moją intencję. To co piszę, jest i tak z tych łatwiejszych kreacji myślowych. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:54, 24 Maj 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Popełniłem w życiu wiele głupot. Największe z nich popełniałem, gdy ulegałem namowom różnym ludzi. Intuicja podpowiadała mi, że nie powinienem czegoś robić, ale podatność na sugestię, że inni - skoro tak z przekonaniem coś mówią - to wiedzą lepiej, skłaniała mnie do zachowań, których się dzisiaj często wstydzę.
Z własnej inicjatywy też oczywiście popełniałem błędy, których się wstydzę, ale tych było procentowo mniej, niż błędów z namowy.
to jest w ogóle trudny problem ogólny - czy słuchać się sugestii, czy uznać się za mądrzejszego od ludzi, którzy coś tam twierdzą. Bo nawet jeśli dzisiaj statystyka błędów mówi mi, że właśnie statystycznie lepiej jest polegać na własnym osądzie, to
- po pierwsze mogę wskazać też i przypadki odwrotne - gdy coś robiłem wbrew ostrzeżeniom ludzi, a wtedy wyszło źle
- po drugie, nawet jeśli decydowałem ostatecznie samodzielnie i poprawnie, to pewnie też w tych decyzjach trzeba się doszukać wpływu jakichś ludzi - tym razem dobrego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:03, 25 Maj 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Nieraz stawiam sobie pytanie: czy umiem przegrywać?
Bo jeśli na szczycie moich wartości miałoby być zwyciężanie, to automatycznie oznacza, iż inne wartości są zdeprecjonowane. Więc czasem "dla higieny psychicznej" próbuję nawet jakoś się poniżyć, przegrać w czymś, przyznać się do błędu, nawet trochę na siłę. Abym był w stanie sprawdzić, czy mam taką mentalną zdolność do znoszenia porażek, przyznawania się do błędów. Dla higieny psychicznej jest mi to potrzebne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:01, 15 Cze 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Mam ambicję, którą zrozumie tylko część ludzi. Jest nią ambicja nie przyznawania sobie lepszych praw, nie wywyższenia się, nie startowania od lepszej pozycji.

Ambicja powyższa jest ściśle związana z pytaniem: czy jak w potencjalnym rozstrzygnięciu, może rywalizacji, może debacie wyjdzie na moje, to ten sukces będzie wynikał z rzeczywistych moich zasług i osiągnięć, czy tylko z asymetrii postawienia spraw, na moją korzyść?...
Jeśliby mój sukces miał brać się z tego, że zapewniłem sobie lepsze warunki początkowe niż mój oponent, to znaczy, że nie wiadomo ostatecznie na ile posiadam kompetencje w danej sprawie. Czyli de facto nic nie osiągam tym sukcesem, test mojej osoby z racji na jego zaburzony charakter, nie może być zaliczony.
Dlatego często staram się nieraz wręcz startować z gorszych pozycji niż moi oponenci. Wtedy, jeśli odniosę sukces, to będę miał prawo uważać, iż zawdzięczam go sobie, nawet w większym stopniu, niż gdyby pozycja startowa była równa. Poza tym, ma to jeszcze i jeden miły aspekt sprawy - jeśli przegram, to zawsze mogę przed sobą się wybronić na zasadzie: przegrałem, ale startowałem z gorszych pozycji, więc nie wiadomo co by było, gdyby gra była równa... :pidu:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:41, 21 Cze 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

W życiu staram się unikać niepotrzebnych sporów. I chyba w ogóle raczej unikam sporów PERSONALNYCH.

Od ludzi, którzy sporami żyją, wokół sporów emocje się kręcą, zwykle po jakimś czasie się dystansuję. Bo mi na samo spieranie się po prostu szkoda czasu. Choć oczywiście wszystko jest kwestią skali. Bo generalnie w ogóle rozumowanie dyskursywne jakiś rodzaj intelektualnego sporu w sobie będzie z natury zawierało. Problem w tym, aby sporności naturalnej, związanej z odmiennością poglądów nie utopić w sporach właśnie personalnych, ambicjonalnych, nadmiarowych względem treści merytorycznej.

Zdaje sobie sprawę, że część ludzi głównie sporami emocjonalnie się jara. Dla nich dyskusja bez takich sporów (czasem bez wyzwisk, agresywnego tonu) jest w ogóle nudna i nie do zaakceptowania. Więc ja tu jestem z drugiej strony układu - właśnie tych personalnych sporów unikam. Przy czym nie tyle się ich jakoś boję, co uważam je za stratę czasu, za nudę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:10, 29 Cze 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Niech mi nie śmieci w myślach i pragnieniach...
Niech mi nie śmiecą w moich myślach i pragnieniach wtręty niskie!
Niech mi moje chciejstwa nie przekłamują odczytów umysłu, niech nie przesłaniają poprawności i kompletności rozumienia i odczuwania

Pragnienie by mnie lubiano niech mi nie przesłania dążenia do obiektywizmu
A niechbym nawet okazał się wzgardzonym przez wszystkich i wyśmianym,
jeśli ceną za bycie zaakceptowanym miałaby być trwała postawa udawania przed sobą nieprawdy.
Niechbym został sam jak palec na tym świecie
nie miał oni jednej bliskiej mi osoby, czy żadnej grupy ludzi, z którymi miałbym być w komitywie
jeśliby ceną za posiadanie osób mi bliskich miało być zhańbienie mojego umysłu trwałym zakłamaniem.

Niech moja niecierpliwość, pragnienie aby już mieć rozwiązanie, już chwycić efekt
nie odwiedzie mnie od twardego skupienia się na obiektywnych oznakach, czy rzeczywiście cel osiągnąłem, czy jeszcze czeka mnie mnóstwo pracy.

Niech mi pragnienie zwycięstwa nad kimkolwiek czy czymkolwiek nie wtrynia się
niechbym żadnego odczucia tryumfu nigdy nie doznał, czując się wiecznym looserem,
jeśliby miało się okazać, iż przez to to parcie na tryumfy i sukcesy uszczknąłem jakąś istotną cząstkę poprawności oglądu świata i mojego w nim udziału.

Niechbym był zawsze biedakiem, jeśliby bycie bogatym kolidowało w mojej mentalności z postrzeganiem rzeczywistości bez zakłamania
niechbym nie miał żadnych wygód jeśliby owe wygody miały trwale pomniejszać uczciwość mojego umysłu.

Więc słusznie robią ci, którzy czynią mi zarzuty, że gdzieś jestem niezgodny sam ze swoimi deklaracjami
nawet bowiem jeśli te zarzuty miałyby być chybione,
to przecież i tak lepiej jest mi jeszcze raz rzucić na nie okiem
niż może przeoczyć sytuację, w której sam przed sobą coś zakłamuję

Bo trwanie w zakłamaniu uważam fundamentalną hańbę rozumu
ona jest przegraną ponad wszelkie inne przegrane
jest czymś wstrętnym mentalnie od góry do dołu i od lewa do prawa
jest upadkiem osobowości.

Choć kto wie, czy nie jedną z gorszych form zakłamania nie jest przekonanie
iż wszelkich postaci zakłamania uda się w rozwoju duchowym w stu procentach uniknąć
że przecież niczego nie zakłamię, jeśli taką mam intencję, więc już nie muszę nad uczciwością i szczerością umysłu pracować
Bo nawet te moje szczytne deklaracje, aby nie zakłamywać umysłu
są ostatecznie tylko moim życzeniem
są dążeniem o skończonej, a nie absolutnej skuteczności
bo nieraz w tej materii polegnę, nieraz nie zorientuję się w jakimś kłamstwie na mój własny użytek
Czyli mogę deklarować jedynie MOJE STARANIA I INTENCJĘ w tym względzie
a nie mam się co łudzić, iż swój cel osiągnę bez pudła
I chyba jedyne co jestem w stanie osiągnąć, to pokonać te formy zakłamania które udało mi się w sobie wytropić
a po ich wytropieniu wymyślić poprawną metodę, jak je pokonać
I niczego więcej nie umiem w zakresie tego problemu przedsięwziąć...

Michał Dyszyński 29.06.2022


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 22:32, 29 Cze 2022, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:38, 30 Cze 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Mam takie dziwne "hobby", że bardzo często wysilam mózgownicę, aby znaleźć powody, dla których aktualne moje przekonania są niekompletne, może naiwne, może błędne.

Ludzie, którzy są krytyczni wobec mnie, gdy jakąś (załóżmy, iż jest ona zasadna) krytykę formułują, zwykle są przekonani, że mi tym dopiekli. Tymczasem ja, jeśli będę miał dobry powód do uznania iż ich krytyka jest zasadna, tylko się z tego ucieszę!
Problem w tym, że z wykazaniem owej zasadności krytyki tego, co pisuję rzadko jest dobrze. Ludzie krytykują innych z własnych pozycji. Ja najczęściej te ich pozycje z jakichś powodów mam uznane za mniej zasadne, gorzej budujące podstawy rzeczywistości. Niektórzy z resztą nawet kompletnie nie umieją sformułować założeń rozumowania, kompletnie nie wiedzą z czego wnioskują. Tylko się upierają przy jakichś tam swoich silnie intuicyjnych przekonaniach, dla których najczęściej za uzasadnienie jakiś dylemat, jakąś swoją niemożliwość rozwiązania jakiegoś problemu. I to już im wystarczy dla potwierdzenia, ze mają rację przyjmując coś z owych intuicji. Potem pozostaje im tylko złościć się, że inni tych intuicji nie podzielają. A ja czyichś luźnych intuicji nie mam podstaw przyjąć jako zasadną krytykę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:40, 06 Lip 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Celem dla mnie jest JAKIŚ KONKRET. W końcu jakiś powinien być. Nie tylko filozofowanie dla samego filozofowania, ale w końcu efekt - może praktyczny, może wysoce intelektualny i duchowy, ale jawny, wyrazisty, niezaprzeczalny. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:16, 03 Wrz 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Nie toleruję u siebie nierozwiązanych sprzeczności, obstawiania na raz sprzecznych rozwiązań, rozsiadania się po dwóch stronach barykady. Trudno jest mi więc porozumieć się o osobami o "kobiecym" (zrobiłem cudzysłów, bo chodzi mi o coś bardziej kobietom przypisywane, ale niekoniecznie tylko im i nie tylko stricte po kobiecemu to funkcjonuje) podejściu, w stylu: niby coś chcę, ale nie chcę. Zawsze zobowiązuję się do JAWNEGO OKREŚLENIA SIĘ, czy
A. opowiadam się za rozwiązaniem R
B. opowiadam się za alternatywą (alternatywami) rozwiązania R
C. jeszcze się nie określiłem, jeszcze się zastanawiam, ale wtedy nie udaję, że opcja A, albo opcja B jest wybrana, nie grymaszę na nią, nie robię sztucznych dylematów.

Mocno mnie odrzuca podejście, ramach którego ktoś upiera się przy czym, a potem sam to krytykuje co wybrał, zwalając jeszcze ten wybór na kogoś innego, spierając się z nim wmawianiem, że to jego wina. W ogóle to chyba z tego właśnie powodu, że spotykałem ludzi, którzy nie mogąc się zdecydować, byli strasznie agresywni, gardłowali na wszystkich, a potem gdy SAMI PODJĘLI DECYZJĘ, winą za jej skutki obarczali osoby postronne, to ja staram się w ogóle nikomu nie przypisywać win. "Staram się" nie oznacza, iż zupełnie tego nie robię, jednak oznacza, że mocno tego unikam, próbując najpierw stosować nie obwiniający nikogo opisu sytuacji, a dopiero ewentualnie na końcu sugerować winę.
W każdym razie od siebie wymagam nie przerzucania swoich win na nikogo, nie marudzenia na decyzje, które sam podejmuję.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:46, 04 Wrz 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Dzisiaj sobie uświadomiłem, że w jednym mocno się różnię od sporej części ludzi - w tym, że nie zdarza mi się właściwie jakoś wspominać rozpamiętywać swoich sukcesów, lepszych chwil w życiu, może (czy to prawdziwej, czy tylko chcianej) chwały. Nie myślę o tym, co mnie w moim życiu wywyższało. Za to myślę dość często o swoich porażkach, błędach, o tym, co powinienem naprawić, zmienić (JAK zmienić?...).
Uświadomiłem sobie to przypominając sobie teksty z jakiegoś filmu, czy książki epickiej i bohaterskiej - właśnie o "wspominaniu dni chwały". Było tam takie określenie.
Ja właściwie nie mam żadnej swojej chwały (czymkolwiek by ona nie była, o ile jakaś by była). Mam za to liczne swoje porażki - tylko one właściwie są dla mnie realne.
Nie lubię nawet, gdy ktoś o jakichś "chwałach" mówi, gdy nimi mami. Dla mnie to jest bullshit, robienie mnie w wała.
Rzeczy nie są po to, aby była z nich chwała, ale po to, aby były jakie są.
Pewnie ktoś by pomyślał, że osoba, które nie ma w swoich wspomnieniach momentów chwały, żyje w ciągłej depresji, a więc może i ja w takiej depresji jestem. Otóż właściwie to wcale ten brak chwały w moich myślach nie sprawia mi problemu, a wspomnienie porażek, też jakoś mnie nie pogrąża. Daję sobie z nimi radę, staram się coś z nich wyciągnąć na przyszłość. Najbardziej tu chodzi o ZROZUMIENIE.
Rozpamiętywanie chwał jest jałowe, osłabia czujność mentalną, zaburza krystaliczność oglądu świata i siebie. A przede wszystkim też jest formą chiciejskiego zakłamania - bo nie jest nam przecież dane widzieć oceny naszych działań obiektywnie. To, że w czymś przypisałbym sobie sprawczą rolę, a to jest przecież niezbędne o uznania się za godnego chwały, nie oznaczałoby, że nagle jakoś byłem w stanie ocenić ile MOJEGO PRAWDZIWEGO JA było w tym zdarzeniu, a nawet nie wiadomo, na ile owo zdarzenie należałoby zaliczyć jako udane, wartościowe, ku chwale prowadzące. Nie wiem tego, bo nie mam w ręku ostatecznej wiedzy o tym, co jaką ma wartość i co z czego pochodzi.
Nie chcę więc nakręcać się do owego "mania chwały" dlatego, że z dużym prawdopodobieństwem uznanie owej chwały byłoby tylko moim chciejstwem, myśleniem życzeniowym. A myślenie życzeniowe sam dawno już temu uznałem za formę słabości, która mnie kala i poniża. W tym kontekście, gdybym zaczął wspominać swoją chwałę (nawet jeślibym jakieś podstawy dla niej znalazł). to bym tylko ujawnił się ze swoją słabością mentalną, z tym, że pustota i chciejskie pragnienie wywyższania się złamały mój obiektywizm spojrzenia, moją niezależność.

Właśnie ta niezależność...
Nie widzę żadnej postaci chwały, która w istocie nie brałaby się z poddania się człowieka wobec narzuconych mu jakiś wzorców. To te wzorce (kulturowe, w duchu wojowniczym) nakazują wojownikom czuć chwałę, gdy podrzynają gardła jakimś ludziom, to te wzorce czynię "chwalebnym" bogactwo. To nie był MÓJ wybór, moje niezależne samodzielne zadecydowanie o tym, co uważam za wartość. Czyli było to tylko moją oznaką poddaństwa wobec narzucanych mi wzorców. Słabość. Zależność. Brak niezależnego systemu wartości. Mizeria... :(
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:37, 14 Wrz 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Na niektóre wyzwania, zaczepki, czy inne formy ataków nie odpowiadam dlatego, iż uważam odpowiedź komuś za formę zrównania go ze mną. Rozmawia się z osobą, która w minimalnym jakimś stopniu jest w stanie zrozumieć, co się do niej mówi. Tak więc to, że w ogóle odpowiedziałem komuś na jego wypowiedź, traktuję jako formę nobilitacji, uznania go za równego sobie, a przynajmniej równego w takim stopniu, że nawiązujemy kontakt.

Są pewne osoby, które uznałem za NIEKOMPATYBILNE Z MOIM UMYSŁEM. Nie używam wewnętrznie określeń typu "głupek", "kompletny kretyn, który niczego i tak nie zrozumie, bo ma tyle rozumu w głowie, co gęś". Nie wynoszę się nad ludzi, nie zezwalam sobie na poniżanie kogoś z tytułu jego inteligencji, mentalnej dojrzałości, doświadczenia. Zatem ta moja klasyfikacja, polegająca na tym, że "gość ewidentnie nie rokuje, aby był w stanie zrozumieć, a potem rzeczowo odnieść się do tego, co do niego mówię" nie jest jakimś ostatecznym uznaniem gościa za gorszego, a mnie za lepszego. Nie rozsądzam lepszości/gorszości człowieka. Ale też JAKIEŚ TAM FAKTY W KOŃCU PRZYJMUJĘ DO WIADOMOŚCI.
Czyli, uznając możliwość swojej pomyłki, uznając iż nie mam prawa osądzać ostatecznie nikogo, uznając iż każdy mój osąd jest "lokalny" (oparty nie o kompletne dane) jednak w którymś momencie podejmuję decyzję o ODEBRANIU MOJEJ NADZIEI na to, że kontakt z ową osobą spełni pewne moje minimalne oczekiwania sensowności.
Zastrzegam, że nie aspiruję tą moją oceną do obiektywizmu, jest ona czyniona z KONIECZNOŚCI, związanej z tym, że zawsze działamy w oparciu o niekompletne dane. Ocenę w pełni obiektywną może mieć jedynie Bóg. Ja jednak, na użytek praktyczny, decyduję się w danym momencie nieperspektywiczny kontakt uciąć, czy wyraźnie zredukować. W końcu decyzję trzeba podjąć, nawet pomimo tego, że zawsze będą wątpliwości... :think:
Tak więc, nie przesądzając ostatecznie o niczym w końcu w stosunku co do jakiej ludzkiej wartości co niektórych uznaję niekiedy jako DOMYŚLNĄ OCENĘ ICH UDZIAŁU W DYSKUSJI ze mną jako NIE ROKUJĄCĄ, mającą DOMYŚLNY STATUS ODEJŚCIA Z NIEJ I UNIKANIA.
Jest to mój odpowiednik statusu, który większość ludzi określiłaby jako "z tym kretynem nie warto w ogóle się zadawać". Ja nie nazywam jednak nikogo kretynem, wręcz otaczam ową osobę życzliwą intencją "aby zmądrzał" (albo alternatywnie, ABYM TO JA ZROZUMIAŁ, to czego w owej relacji nie załapałem, a co by może przywróciło ją do symetrycznego stanu), a nie agresją, czy złością.
Jednak względy praktyczne w danej sytuacji przemawiają po prostu za tym, że na przykład:
- mój oponent nie panuje nad swoimi emocjami dyskusyjnymi, co drastycznie zaniża jego zdolność do trzeźwej oceny przedstawianych argumentów, a co za tym idzie i tak będziemy się mijali w tych ocenach
- mój oponent jest przesadnie napastliwy, ściągający dyskusję z obszarów merytorycznych, do ordynarnej pyskówki, a ja w pyskówkach nie chcę brać udziału. W szczególności z zasady nie rywalizuję w obrzucaniu się nawzajem obelgami, więc jak mój oponent obelżywie mnie nazwie (co jednocześnie dość powszechnie uważa się za formę wyzwania do walki na obelgi), to uznaję to jako silny powód do odstąpienia od kontaktu dyskusyjnego z nim.
- mój oponent próbuje stosować daleko posuniętą manipulację, erystykę silnie chaotyzującą rozmowę, torpedując tak moje próby klarowania obrazu dyskusji. Szkoda mi wtedy jest na taką dyskusję czasu, bo psucie czegokolwiek z natury rzeczy jest dużo łatwiejsze niż naprawianie, więc - w mojej ocenie - przy takiej asymetrii skuteczności i odmienności celów, nie uda się dyskusji uczynić konkluzywną.
- mój oponent nie podejmuje przedstawianych przeze mnie problemów, tylko stosuje taktykę zdartej płyty, praktycznie powtarzając jedynie swoje tezy, a nie dyskutując o nich. Taka dyskusja też nie rokuje, więc szkoda ja ciągnąć.
- mój oponent w ogóle ma wyraźnie inne cele, niż ustalać coś w dyskusji...
Ja ustalanie w dyskusji traktuję za cel niezbywalny, za główny powód dyskusji. Jeśli spotykam kogoś, kto takiego celu nie respektuje, to staram się domyślnie (choć nieraz czynię wyjątki) odchodzić z takiej dyskusji, jako że jawi mi się ona jako strata czasu.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 16:41, 14 Wrz 2022, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:27, 22 Wrz 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Nieraz, gdy porównuję swoje przekonania z tym, co mi ludzie mówią, czuję się jakbyśmy byli z jakiejś innej planety. Przynajmniej pod jednym względem tak jest - pod względem PRZEKONANIA, ŻE SIĘ COŚ WIE.
Ja właściwie to...
prawie nic nie "wiem" - przynajmniej w porównaniu z owymi ludźmi. A oni mnóstwo rzeczy, w moim odczuciu bardzo niepewnych, domniemanych, wciąż domagających się weryfikacji "wiedzą". Wiedzą, że ktoś ma jakieś tam intencje (w głowie, jego siedzą?), co "sobie myśli", wiedzą co jest najlepszymi filmem, albo najlepszym daniem (a to dla mnie jest kwestia upodobań, a nie wiedzy), wiedzą doskonale kto jest draniem, a kto na pewno ma rację (zwykle "dziwnym trafem" się to niemal w 100% pokrywa z ich deklarowanymi przekonaniami, sympatiami politycznymi).
Ja prawie nie używam na co dzień słowa "wiedzieć" jako opis mojego stanu świadomości. Ja nie wiem (prawie) niczego...
Tzn. w pewnym sensie wiem, to że trwa moja świadomość. Jedynym uprawnionym dla mnie osobiście powodem do zastosowania słowa "wiem", do moich przekonań, jest ten kartezjuszowski, to słynne cogito.
Przyznam, że nawet w rozmowach z żoną mam ten problem, że zupełnie inaczej traktuję komunikaty ludzi, własne. Oto żona na przykład dopytuje się po mojej rozmowie telefonicznej ze znajomym: to jak? Wiemy, że przyjdzie na imprezę?...
Ja po takim pytaniu od razu czuję "dźgnięcie" w odczuciach: a niby skąd miałbym mieć pewność czy przyjdzie? Przecież nie znam przyszłości... Więc prostuję: znajomy ZADEKLAROWAŁ, że przyjdzie na imprezę. Ale co się zdarzy po drodze - czy dojedzie, czy mu coś w ostatniej chwili nie wyskoczy, albo nawet czy sama impreza się w ogóle odbędzie?....Tego nie mogę zagwarantować, więc "nie wiem"...
Mogę przekazać stan czyichś deklaracji - tak jak je usłyszałem, zapamiętałem, ale nie zamierzam się wypowiadać na temat przyszłości, nie mam wiedzy na temat tego co będzie. Przecież za 5 minut może na znajomego spaść meteoryt, którego przeoczyły obserwatoria i uśmiercić go ostatecznie...
Ludziom "się tak mówi". Ludzie opowiadają o swoich celach w przyszłości w sposób identyczny z posiadaną wiedzą niezachwianą o tym, co się zdarzyło. Dla mnie to jest nie do przyjęcia, czuję wtedy wewnętrzny fałsz.
Od wielu już właściwie lat, próbuję dopracować się lepszej precyzji moich wypowiedzi pod względem właśnie nie wypowiadania się o czymś jednoznacznie, jeśli nie mam 100% pewności. W szczególności łapię się nieraz na tym, że nadużywam słów "wszystko", "zawsze", "nigdy". Po ich wypowiedzeniu, czy napisaniu zwykle się łapię na tym, że przekroczyłem swoje własne reguły. Ostatnio nawet dostałem e-mail na temat mojego podręcznika w sieci (fizykon), że w jednym sformułowaniu użyłem słowa "zawsze" w sposób niezręczny. Musiałem przyznać rację tej uwadze. Wykasowałem "zawsze" z opisującej frazy i było już lepiej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:30, 25 Wrz 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Powoli sobie uświadamiam, dlaczego dla wielu jestem tak irytujący w dyskusji...
Przynajmniej jeden powód (może być ich wiele) o irytację typowego dyskutanta ambitnego przyprawia, bo dekomponuje "najbardziej oczywisty" cel dyskutowania - zwyciężyć w dyskusji.
Jednym z najbardziej chyba naturalnych celów zwycięstwa jest z kolei wykazanie oponentowi błędu. Dyskutanci w ogólności dość rzadko zastanawiają się nad tym, co jest "tym" ich celem w dyskusji. Raczej w tym względzie polegają na intuicji, czyli jeśli ktoś jest tym typowym, "intuicyjnym" dyskutantem, to ma z grubsza cel następujący:
- oto wykażę mojemu oponentowi jego błąd, co automatycznie oznaczać będzie, że go pokonałem. Czyli wygrana moja - po zawodach! :)

Ja jestem irytujący dlatego, że od wielu już lat (!) w ogóle "nie obsługuję" mentalnie (w emocjach, w świadomych celach) takiego właśnie celu. Typowy dyskutant walczący o zwycięstwo w to oczywiście zwykle nie wierzy. W końcu dla niego nie ma innego (sensownego) celu jak zwycięstwo w dyskusji, dla niego inne cele to mogą być co najwyżej zmyłki, a przecież i tak "wszyscy wiedzą o co chodzi" (o zwycięstwo i już, nic innego "nie ma sensu"... :rotfl: ). Taki nie dowierzający mi w zakresie moich deklaracji, że o zwycięstwo mi wcale nie chodzi, dyskutant jest najczęściej przekonany, że te deklaracje to zmyłki z mojej strony, że za chwilę "się wysypię", jeśli tylko on przyciśnie mnie wykazując mi jakiś błąd (czy błąd jest prawdziwy, czy wydumany przez niego, to osobna sprawa), albo ogłaszając "Michał przegrał!, Hahaha...".
No i do takiego epizodu w końcu nieraz dochodzi, bo ja na przykład uznaję, iż coś, co twierdziłem można zasadnie uznać za jakąś postać błędu. W szczególności uznaję jakieś tam kryteria stosowane przez mojego oponenta, za mające podstawę, a przyjmując te kryteria, moje stanowisko jest błędne, zaś ja to świadomie przyznaję w dyskusji. Także z uznaniem tego, że skoro taki błąd popełniłem, to - zakładając z kolei zasadę, iż świadczy on o mojej przegranej - to "przegrałem", nie mam wielkiego problemu. Nawet to przyznam mojemu oponentowi - jawnie wobec niego i kogo tam jeszcze kto dyskusję obserwuje, przyznam: tak właśnie było! - W sensie kryteriów oceny, które mój oponent uznaje, moje stanowisko jest błędne, wadliwe, a ja - broniąc tego stanowiska - przegrywam. I ja to przyznaję - właśnie W TYM DOKŁADNIE SENSIE, który tu sformułowałem, uznaję.

W tym momencie typowy dyskutant, "który wygrał" dostaje zwisu mentalnego...
W końcu ma to czego chciał...
A jednocześnie jakby nie miał tego, czego chciał. :oops:

Bo typowy dyskutant, to naiwny dyskutant, nie analizuje założeń, które sam czyni, a potem nie wie, w którym momencie wszystko się sypie, gdy dochodzi do "dzielenia przez zero" w rozumowaniu, czyli jest błąd krytyczny i ogólnie system wisi. Typowy dyskutant, nie dokonał wcześniej analizy CZYM JEST idea zwycięstwa w dyskusji w typowym (choć w moim opisie naiwnym) ujęciu.
W naiwnym ujęciu idea zwycięstwa jest oparta o przekonanie, iż polega ono na wykazaniu absolutnej (!) racji nad oponentem. Taka racja absolutna "racją po prostu jest".
W mojej epistemologii i rozumieniu logiki, coś takiego (przynajmniej dla dyskusji między ludźmi, a nie bogami), jak po prostu posiadanie tak w pełni i absolutnie racji, to po prostu bullshit, głupota, ściema, naiwność epistemiczna.
W rzeczywistości żadna dyskusja nie jest w stanie zaoferować żadnej innej postaci konkluzywności, jak sprawdzenie SPÓJNOŚCI WEWNĘTRZNEJ, czyli ustalenie, czy głosiciel danej tezy (bądź zbioru tez) dochował wierności zasadzie logicznej spójności pomiędzy: założeniami, regułami stosowanymi w rozumowaniu i z samą tezą/ami.

Nie ma czegoś takiego, jak posiadanie racji, którą "się po prostu ma", bez odwołania się do jakiegoś zbioru założeń (w tym założeń definicyjnych - tego jak traktujemy słowa), z którego owa racja powstaje, a co za tym idzie, jeśli nawet ktoś by w ogóle jakąś rację posiadał, to WZGLĘDEM DEFINIUJĄCEGO JĄ ZESTAWU ZAŁOŻEŃ. Założenia przyjmuje się arbitralnie, więc nie ma jakiegoś absolutnego argumentu, aby jakichś założeń nie przyjąć. I ja to uznaję. Jeśli dopatrzę się zbioru założeń dla rozumowania mojego oponenta, które mają choćby pozór sensu (takich już totalnie od czapy założeń, jednak najczęściej nie rozważam), to gotów jestem je uznać, a wtedy moje stanowisko - często oparte o inne założenia (te, które ja uważam za lepsze) - w świetle tamtych założeń jest błędne. I ja uczciwie to przyznaję.
Teraz jest tu oczywiście pytanie: kto ma lepszy zestaw założeń - mój oponent czy ja?
- Nie ma na to ogólnej odpowiedzi. Raz będzie miała lepsze założenia jedna strona, raz druga, czasem w ogóle oba zestawy założeń są kiepskie na tyle, że dopiero trzeci zestaw założeń ostatecznie okaże się jako tako satysfakcjonujący. Może być też i tak, że zarówno mój oponent, jak i ja mamy z grubsza podobnej klasy zestaw założeń - przynajmniej patrząc pod katem jakiejś tam klasy kryteriów (skądinąd owe kryteria same będą założeniami).
Krótko mówiąc, jestem na tyle ugodowy, że gotów jestem uznać swoją przegraną na zasadzie "uznaję, iż w systemie rozumowania mojego oponenta moje stanowisko jest nieuzasadnione, a ja przegrałem w dyskusji. Uczciwie to przyznaję!

To, że akurat ten system rozumowania, który stosuje mój oponent, dość często właśnie uważam za bardzo kiepsko przemyślany i mnie osobiście nie satysfakcjonujący, to....
już inna sprawa. To już temat na zupełnie inną okazję...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:55, 30 Paź 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Mam swój osobisty postulat nie mania pretensji
Jeśli w myśleniu, czasem w rozmowie zdarza mi się (wciąż mi się zdarza, ale z tym walczę) formułować myśli w formie pretensji, czy jakiegoś zarzutu wobec ludzi, to obliguję się często do PRZYMUSZENIA SIĘ DO PRZEFORMUŁOWANIA owej myśli, aby jej ostrze nie było skierowane przecie nikomu konkretnemu.
A jeśli już to ostrze przeciw komuś kieruję, to mam w tym przypadku postulat uzupełniający: odwróć owo ostrze, Michale, PRZECIW SAMEMU SOBIE, zarzuć dokładnie to samo sobie, a potem się (przed sobą) z tego tłumacz. I nie przyjmuj byle jakich tłumaczeń!

Mam swoje silne uprzedzenie do osobowości roszczeniowej. Uważam, że roszczeniowość jest nielogiczna, oparta w większości po kompleksy i słabość mentalną. Dlatego próbuję z nią walczyć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:25, 31 Paź 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Mam jedną zasadę, której staram się trzymać rygorystycznie: nigdy nie dowierzać komuś, kto dąży do monopolu na informację. Nigdy i pod żadnym pozorem!
Gdy widzę zabiegi partii, ugrupowań, grup nacisku, aby tylko od nich informacje można było kolportować na świat, to ja to traktuję jako degradację totalną w kontekście mojego zaufania. Od tej pory, gdy ów monopol przekracza poziom uznawany przeze mnie za graniczny, wiadomość z owego źródła nie tylko nie jest traktowana jako informacja świadcząca o tym, co źródło sugeruje, lecz raczej uznaję ją za "prawdopodobne oszustwo, z dużym prawdopodobieństwem okoliczność odwrotną, a do tego silny powód do sięgnięcia do źródeł konkurencyjnych, opozycyjnych, a w każdym razie niezależnych".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:29, 06 Lis 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Przegrywam, mylę się, mam słabości.
Poza tym, że wiem, iż mam odczucia takie, jakie mam, to wszelkie moje stwierdzenia nie odnoszące się bezpośrednio do doznań, traktuję sam jak zawierające wątpliwość, nie są one dla mnie "wiedzą".
Wierzę w tysiące rzeczy, ostatecznie bardziej wierzę, niż wiem, co nie jest wcale wyrazem mojego "religijnego fanatyzmu", lecz prostą konstatacją wynikającą z tego, że aby cokolwiek zasadnie uznać, najpierw trzeba założyć (!) te zasady, jakie zasadność czynią.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:36, 11 Lis 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Ze skrajnie apodyktycznymi nie gadam.

Dla mnie dyskusja z osobą silnie apodyktyczną jawi się na tyle upierdliwą, niemiłą, ostatecznie z dużym prawdopodobieństwem bezsensowną, że z góry sobie robię wyjątek w potrzebie odpowiadania takiej osobie, bronienia swojego stanowiska, w ogóle kontaktowania się na partnerskich zasadach, że zwykle zostawiam tą osobę jako głupka (albo niekoniecznie głupka w ogóle, ale w samej dyskusji NIEODRÓŻNIALNĄ od głupka). A z głupkami też unikam szczerej dyskusji.

Zdaje sobie sprawę, że życie mnie nieraz w dyskusje zarówno z głupkami, jak i apodyktycznymi wrzuci. Ale moje osobiste zasady nakazują mi traktować takie dyskusje jako WYJĘTE SPOD OBOWIĄZYWALNOŚCI DOMYŚLNYCH REGUŁ dyskusji. Jakich reguł?
- Informowania o tym, że widzę sprawę inaczej
- Obrony swojego stanowiska
- Ogólnie zgodności z wewnętrznymi intencjami i przekonaniami.
Z głupkiem dozwalam sobie być w jakimś tam stopniu nieszczerym, choć normalnie moje osobiste reguły etyczne nieszczerości mi zabraniają. Bo to jest akurat ten przypadek, w którym pewne realia okazują się silniejsze niż ideały. W szczególności, skoro z koniami się nie kopię, to i z apodyktycznymi nie toczę zaciętych sporów, lecz szukam sposobu na zakończenie relacji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:49, 23 Lis 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Nieraz sobie mówię: nikogo nie obchodzi to, jak go oceniasz.
Uczę się zatem nie mówić nikomu, czy uważam go za dobrego, czy za złego, za głupiego, czy mądrego. Z resztą nie chcę wzbudzać takich personalnych emocji związanych z moją ocenę, nawet jeśli by one kogoś interesowały. Nie chcę, bo mam wrażenie, że wtedy słuszne jest oskarżenie o manipulację, o to, że próbuję coś ugrać owa ocennością.
Za to zostawiam sobie prawo do ogólnej oceny POSTAW I IDEI. Staram się nadawać moim ocenom formę bezosobową, aby nie było, że atakuję, czy chwalę konkretnego Iksińskiego, czy Ygrekowskiego. Przynajmniej nie robię tego jako pierwszy... bo w przypadku gdy przychodzi do szermierki słownej, to oczywiście staram się odnosić do tego, co ktoś pisze, także oceniając ową treść, a nawet sugerując, jak owa treść w moich oczach świadczy o osobie.
Oceniam za to (nawet dość chętnie) idee i postawy typu - nacjonalizm, lewicowość, konsumpcjonizm itp.
Zdaję sobie sprawę, że pewnie jestem w dość wąskiej grupie ludzi, którzy tak sprawy ocenności traktują. Ludzie ogólnie prześcigają się w ferowaniu ocen jak pierwsi - tego nazwą głupim, tamtego niedorozwiniętym, a jeszcze innego wrednym. Ja tu pewnie wręcz przekornie reaguję - jeśli inni tak personalnie oceniają, to ja nie.
Tu niejeden zauważy - ale sam jesteś często oceniany wprost i pierwszy, więc jeśli nie odpowiesz odwrotnie oceną, to jesteś w defensywie. Mam na to dość "swoją" odpowiedź: być może w tej defensywie WEDLE STANDARDÓW CO NIEKTÓRYCH i jestem. Problem w tym, że ja raczej miałbym do siebie pretensje, GDYBYM POZWALAŁ SOBIE NARZUCAĆ STANDARDY, niż dlatego, że w czyichś tam standardach wypadam źle.

To jest moja odpowiedź na krytykanctwo co niektórych - moje milczenie, brak odpowiedzi, brak obrony w przypadku, gdy ktoś mnie atakuje licząc na to, że podchwycę ten jego system wartości, o który się dany atak opiera.
Pokazuję co niektórym środkowy palec w ten właśnie sposób, że ignoruję podstawę, która miałaby wyznaczać czyjąś ocenę mnie.
Uplastycznię to przykładem: oto załóżmy ktoś mnie oskarża, że na czyjeś obelgi wobec mnie nie odpowiedziałem twardo, z przynajmniej proporcjonalną do ataku na mnie siłą. Ale gdybym tak właśnie, czyli w sposób oczekiwany odpowiedział, to automatycznie oznaczałoby, że przyjąłem NARZUCONY MI schemat, w ramach którego czyjaś obelga w ogóle coś znaczy, a przez to domaga się odpowiedzi. Moją odpowiedzią tutaj jest: od początku uważam obelżywość za świadczącą wyłącznie (negatywnie) o tym, kto obelgi rzuca. Zatem nadmiarem akceptacji, czy też łaski z mojej strony byłoby wkładanie jakiegokolwiek wysiłku w polemikę z kimś, kto jest niegodny (właśnie dlatego, że obelgi rzuca). Obelżywość - wedle MOICH STANDARDÓW - od początku nadaje się głównie do zignorowania. A ja się przecież stosuję do moich standardów, a nie daję sobie narzucać obce standardy. Gdybym sobie dawał te obce standardy narzucać, to świadczyłoby o mojej słabości, uległości. To dopiero byłoby moją prawdziwą przegraną i poniżeniem mnie.

Warto też dodać, że przecież zdrowy rozsądek mi mówi, iż na wszystkie obelgi, jakie ktoś wobec mnie jest w stanie wyprodukować i tak nie będę w stanie zareagować. Mogę się niby wikłać w odpowiadanie na te pierwsze, czy drugie, ale jeśli ktoś jest zdeterminowany, to za chwilę mnie zarzuci obelgą setną, czy tysięczną, a przecież nie będę swojego życia marnował na wyszukiwanie pracowite owych obelg i obsługiwanie ich odpowiedziami. Nie mówiąc już o tym, że w ten sposób nieraz zostałbym idealnie strolowany, wychodząc na głupka. Tak więc kompletne nie obsługiwanie obelg jest raczej nie do zrealizowania, zaś podejmowanie prób w tym względzie samo świadczy o kiepskim rozeznaniu sprawy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:44, 11 Gru 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Tak sobie nieraz myślę, że dla dyskutantów nastawionych na rywalizację, moja postawa dyskusyjna może być frustrująca. Powodem jest to, że ja właściwie nie mam wyrazistej intencji obrony swojego stanowiska. A właściwie to jest tu jeszcze gorzej!
Ja nie tylko nie chcę swoich poglądów ostatecznie bronić, lecz Z GÓRY ZAKŁADAM, ŻE SWOJE POGLĄDY MUSZĘ ZMIENIĆ NA LEPSZE!

Tymczasem ludzie postrzegający dyskusję jako walkę chcą mieć wyrazistego przeciwnika po drugiej stronie. Dyskutowanie z kimś, kto nie broni swoich poglądów, wręcz z zainteresowaniem traktuje zarzuty wobec nich, CHOĆ DOMAGA SIĘ PRECYZYJNEGO TYCH ZARZUTÓW SFORMUŁOWANIA I UZASADNIENIA, jest frustrujące.

A u mnie tak to działa, to znaczy, że chętnie bym zobaczył u mojego oponenta argumenty, które by mnie pokonały! To byłby dla mnie dar z jego strony. Problem w tym, że oczywiście to, czy owe argumenty są zasadne, zawsze będę oceniał swoim systemem założeń światopoglądowych, swoją intuicją, czyli ogólnie MOJĄ BAZĄ ROZUMOWANIA. Moją, a nie inną, moją, jaką sobie przez życie "wyhodowałem". Mój oponent, który miałby przekonać mnie, musiałby wykazać mi, iż w to w świetle mojego systemu rozumowania on ma rację. To zaś wymagałoby poznania tego mojego systemu rozumowania. A to z kolei wymagałoby posiadania przez oponent jego własnej PERSPEKTYWY MYŚLOWEJ OBEJMUJĄCEJ MOJE ROZUMOWANIA JAKO PRZYPADEK SZCZEGÓLNY, ODRZUCONY Z RACJI NA NIESPÓJNOŚĆ Z ISTOTNYMI ZAŁOŻENIAMI. Oponent musiałby "wejść w moje buty", a potem tymi butami dojść do sytuacji, w której wyszłoby, że mamy jakiś nieusuwalny problem.
To się jednak do tej pory nie zdarzyło. Co prawda oponenci nieraz uważali, że wskazują mi niespójności w moim rozumowaniu, jednak oceniali te niespójności własnym systemem kryteriów. Tu na sfinii te systemy kryteriów jakie oponenci stosują, są według mnie mocno uproszczone, zredukowane do jakichś obiegowych mniemań, a nie rozbudowane w silny i spójny system.
Tymczasem mój aktualny system rozumowania jest bardzo złożony, stanowi strukturę, która ma chyba setki powiązań wewnętrznych. Gdyby tu narysować jakiś diagram, rysunkową reprezentację moich przekonań epistemicznych, to mielibyśmy coś w rodzaju "jeża", czy tez wielkiego grafu, w którym występują setki węzłów i krawędzi. I u mnie nie da się usunąć z tej układanki (przynajmniej tej części najlepiej ugruntowanej, rdzenia) bez gruntownej przebudowy całości. U mnie każdy pogląd, jaki się wyłania zza horyzontu jest testowany pod kątem zgodności z bardzo rozbudowaną listą kryteriów.
Przy czym ja nawet byłby gotów zmodyfikować kryteria słabsze, czy nawet w ostateczności dojść do jakiejś modyfikacji kryteriów względnie silnych. Jednak musiałbym uznać, iż cała struktura rozumowania, którą ktoś mi oferuje jest przynajmniej nie gorsza od mojej aktualnej. A taki przypadek się do tej pory nie zdarzył.
Co jest do wykonania, aby mnie przekonać?
- Pokazanie, że moje wzajemne powiązania wszystkich aspektów bazy rozumowania, z której wynika uzasadnienie dla moich poglądów, lepiej niż do tej pory integruje następujące aspekty:
- Schemat konstruujący logikę, wiodący od prostych, elementarnych doznań i intuicji do poglądów opartych o logikę (odpowiedź na pytanie: jak się konstruuje rozumowanie logiczne?)
- zdefiniowanie wszystkich podstawowych pojęć epistemicznych, świadomościowych w bazie pojęć maksymalnie niskopoziomowych. Tu m.in. będzie zdefiniowanie czym są: myśl, uzasadnienie, pojęcie, doznanie, logika, wiara (w części koncepcja wiedzy), świadomość, rozumowanie itp.
- zoptymalizowanie systemu pod kątem jak najmniejszej ilości założeń, postulatów
- zoptymalizowanie systemu pod kątem najbardziej klarownych form przejścia od intuicji i samych niskopoziomowych doznań do ujęcia pojęciowego - logicznego.
- przeprowadzenie ścieżek definiujących dla pojęć wyższego poziomu - np. sprawiedliwości, dobra i zła ogólnie pojętego itp.
- ogólnie możliwie najbardziej kompleksowa synteza całości.

Z perspektywy mojego systemu epistemicznego prezentowane mi przez ludzi uzasadnienia w dyskusjach cierpią na główna wadę WYCINKOWOŚCI I BRAKU JASNEGO WSPARCIA NA ZDEFINIOWANE PODSTAWY aspektów rozumowania. Prezentowane są mi argumenty, które w moim odbiorze "wiszą", nie doczepione do uzasadnień, a co najwyżej do jakichś osobistych intuicji argumentującego. I argumentujący, wypytywany o to, z czego wynikają jego tezy, sformułowania, praktycznie zawsze miga się od odpowiedzi (często stosując różne zmyłki, mające ukryć to, że nie wie, co odpowiedzieć - tu zmyłki typu: wprowadzenie wątków personalnych, czepianie się pierdół, żądanie odpowiedzi na chaotyczne pytania i inne formy zatrudniania mnie do zadań coraz bardziej odległych od meritum sprawy, ale mających chyba sprawiać wrażenie, że wciąż dyskutujemy).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:05, 13 Gru 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Dzisiaj sobie uświadomiłem, że mój typ myślenia można by określić jako "wnioskowanie z niezbywalnym ALE". Chodzi o to, że jakąkolwiek bym tezę nie prezentował, myślał o niej, to i tak na jej końcu będę chciał dodać: uważam tak, a tak, "ale...". Trochę inaczej formułując tę samą ideę byłoby: kontekst jest nieodłączną częścią rozumienia każdej idei.

Krócej rzecz ujmując, jestem zwolennikiem zasady NIEZBYWALNOŚCI KONTEKSTU dla jakiejkolwiek tezy. Dalej z tego bierze się kolejna element mojej myślowej metodologii - pulsacja pomiędzy tezą a jej kontekstem.
Formułując jakąkolwiek tezę, widzę w tle pytanie: a kiedy owa teza ma zastosowanie, co jest jej dziedziną? - czyli biorę się mentalnie za doprecyzowanie dziedziny, wahadło leci od konkretu (tezy) do dziedziny (kontekstu).
Pracując z kolei nad dziedziną problemu, będę zmuszony wyprowadzać jakieś tezy - wnioski. Czyli wahadło się wychyla w odwrotną stronę - od dziedziny do konkretu (tez).
Ale wahadło będzie kontynuowało swój "ruch" - bo teraz znowu mam jakąś tezę, a z nią też i pytanie o to, w jakich warunkach teza jest spełniona - czyli wahadło znowu będzie puszczone od konkretu do dziedziny itd...
Widzę, że większość ludzi ma tendencję do tego, aby kontekst - dziedziną pomijać, traktuje tezy jako "same w sobie", jako coś co jest "tak w ogóle", dając się odpiąć od tego, czego dotyczy. Ja tę tendencję widzę jako źródło błędów, przekłamań w rozumowaniu, jako powód, dla którego rozumowanie ostatecznie się rozmywa, rozlatuje, przechodzi w stan, w którym właściwie nie wiadomo czego ono dotyczy.
Ten schemat chyba można uogólnić na zagadnienie istnienia. Istnienie jest czymś takim, co podlega opisanej wyżej pulsacji - ruchowi wahadłowemu. Istnienie będzie się tak wahało pomiędzy stanem wewnętrznym i objawieniem się na zewnątrz. To co wewnętrzne, immanentne domaga się swojej prezentacji, objawienia się w świecie (w świadomościach), ale gdy już się JAKOŚ owo istnienie objawi, to ów akt objawienia się, z racji na to, że następuje w "bazie wektorowej" tego, w czym się objawia, okaże się formą redukcji, czyli rozminięcia się z istotą owego bytu. To zaś spowoduje, iż pojawi się potrzeba skorygowania tych "nieścisłości" objawienia się względem stanu źródłowego, czyli ruch jest w stronę źródła, czyli odchodzimy od tego, co objawione i konkretne, a próbujemy wyłonić na plan pierwszy to, co jest "czystym istnieniem". Tyle, że to się do końca przecież nie da. Żadne czyste istnienie nie jest poprawne, jeśli nie ma się jak objawić w świecie, czyli szukając tego czystego istnienia, będziemy musieli znowu sięgnąć w jakiś kontekst, czyli znowu zaistnieje konieczność redukcji do bazy wektorowej owego kontekstu. I tak ciągle - raz w te, raz we wte...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 15:14, 13 Gru 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:08, 15 Gru 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Ile razy dopadną mnie myśli o jakiejś mojej rzekomej chwale, o potrzebie wywyższenia mnie, lepszości, ustanowienia mojego autorytetu nad kimkolwiek, czy ogólnie bycia nad kimkolwiek w sensie innym, niż czysto formalno - administracyjnym, to sobie siadam w kąciku i czekam, aż mi przejdzie. Na szczęście zdarza mi się to ostatnio względnie rzadko, ale czasem wciąż się zdarza, nad czym boleję. :cry:
Za to na twardo sobie takie chwile sklasyfikowałem, jest wobec tych chwil opracowany program - potraktować takie pragnienia i poczucia niczym sraczkę, czyli zamknąć się gdzieś z dala od ludzi w owym czasie i starać się dojść do normy.
Podobnie do potrzeby mojej chwały osobistej traktuję wszelkie inne, podobne jej chwały - chwały stadno - patriotyczno - zawodowo jakieś tam. W ogóle poczucie chwały, wywyższenia mnie, jakieś wyjątkowej godności traktuję jako mentalny wrzód na dupie i przeszkodę do bycia rozumną istotą. To jest atawizm, wynikły z tego, że podlega się instynktom rywalizacyjnym i stadnym, ale nie zawierający w sobie żadnej wartościowej treści. Ten atawizm troluje ludzkie świadomości, czyni z ludzi głupców, odwodząc od rozsądku.
Warto jest z tym atawizmem walczyć, przywołując jego przeciwieństwo:
niezmącony, pełen światła rozumienia, głęboko rozumiejący wewnętrzne zależności i własne cele osąd.
Widząc to, kim jesteśmy, czym jesteśmy, znając swoje cele, rozumiejąc jak działa świat, nie ma najmniejszej potrzeby doczepiania do tego stanu rozumienia jakichś emocji "chcę więcej chwały". Nie ma ku temu żadnej potrzeby! To tylko mąci sprawę, burzy krystaliczność spojrzenia i myślenia, nie oferując nic trwale pozytywnego.
Doczepianie chwalebności, potrzeby wywyższenia do doznań, nie poprawia się niczego w tych doznaniach, żadna sensowna informacja z tego nie płynie. Tylko dochodzi aberracja, tylko tworzy się zaburzenie, wadliwość odbioru rzeczywistości.
W Biblii jest piękne sformułowanie: pierwsi będą ostatnimi.
Ja wierzę, że w największym stopniu chodzi tu właśnie o ten aspekt sprawy, że wszyscy ci, co stawiają na ten wewnętrzny lans, jakim jest przydawanie sobie w ocenach różnych form pierwszeństwa nad kimkolwiek, gdy już dojdzie do spojrzenia na rzeczy w prawdzie, zobaczą jak bardzo doczepiali do swojego rozumowania DOJMUJĄCE NIC!
Owa "chwała" to jest NIC, kompletna fanaberia, głupia fantazja, bez szansy na zrealizowanie się w postaci, która oferuje trwały sens. Choć...
Jeden sens - ale bardzo przejściowy - jednak oferuje! Przejściowy on jest w tym sensie, że ostatecznie rozpłynie się jak mgiełka zdmuchnięta porywem wiatru. Ale jest sens, aby ZROZUMIEĆ ową POTRZEBĘ, poddać ją analizie, a potem skonstruować siebie bez wadliwości, którą owa potrzeba sugeruje.
Tak naprawdę to nasze w pełni oświecone JA nie potrzebuje żadnego wywyższenia, tylko AKCEPTACJĘ I SAMOAKCEPTACJĘ. Tak naprawdę to celem jest harmonia odczuwania i bycia kimś wobec innych ktosiów.

Tą poprawną postacią "chwały" (w istocie już nie chwały, ale tego poczucia, które warto jest czuć w zastępstwie) jest świadomość, że funkcjonujemy we wspólnocie istot, które są nam życzliwe, akceptują nas, szanują, doceniają, nawet czasem wybaczają...
Tym poprawnym zastępnikiem chwały jest świadomość, że potrafimy być komuś pomocni, a on to jest w stanie docenić, być wdzięcznym - jeśli nie od razu, to może kiedyś później, gdy zrozumie...
Tą "chwałą" jaka ostatecznie przysługuje istocie oświeconej jest głębokie przekonanie, że się nie oszukiwało siebie, czyli że to, jak się postrzega świat i własną osobę, nie jest zaburzone, nie ma istotnych wadliwości, dając stabilność, oparcie w rozumowaniach, czyli że się umie postrzegać rzeczywistość w prawdzie.
Tą "chwałą" jest też świadomość, że mamy rozliczone w sobie to, co nas blokowało w rozwoju, że zdaliśmy kluczowe TESTY naszej świadomości, że możemy już w wystarczającym stopniu polegać na swoich rozpoznaniach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:44, 18 Gru 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Moje grzechy i życiowe wpadki...
Gdy analizuję ich przyczyny, to pierwszym miejscu chyba byłoby ULEGANIE ZEWNĘTRZNYM NAMOWOM I WZORCOM.
Na drugim miejscu byłoby jakiejś moje roztrzepanie, nieostrożność, zdenerwowanie, niecierpliwość, które powodują, że robię coś byle jak, czyi często z błędami.

Gdy sobie wspominam te sytuacje, których się jakoś wstydzę, wyrzucam sobie, to w większości przypadków byłem w nie wmanewrowany - życie mnie w nie wepchnęło, a mi zabrakło twardej determinacji, aby powiedzieć swoje stanowcze NIE!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:44, 22 Gru 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Jako konsument szukam najczęściej produktów...
nudnych. :rotfl:
Nie jest to jakaś bardzo ścisła reguła, bo jeśli nie mam wyboru, bo akurat produkt modny i topowy jako jedyny ma właściwość, na której mi żywotnie zależy, to mogę się na niego zdecydować. Jednak jeśli mam do wyboru dwa produkty o porównywalnych funkcjach, lecz jeden z nich jest "premium", a drugi "standardowy", to prędzej wybiorę ten drugi (oczywiście liczy się też cena, a najbardziej stosunek możliwości do ceny).
Jak widzę gdzieś na produktach napis "premium", to szukam alternatywnej półki czy produktu. Jak gdzieś o produkcie napiszą, że jest modny, to zapewne będzie to powodem, abym się zainteresował ofertą konkurencji. Nooo, chyba że produkt jest modny dlatego, że rzeczywiście jest dobry i nie za drogi (zdarzają się takie przypadki). Ale i tak kupuję taki produkt dopiero po skonfrontowaniu jego właściwości z ofertą konkurencji, a nie z powodu, że właśnie modny jest. W marketach szukam najczęściej produktów marek własnych, a nie tych markowych. Znowu chyba że skądinąd przekonam się, iż markowy produkt jest rzeczywiście dobry (co też się zdarza). Ale też z góry odchodzę od każdej oferty produktów, z gatunku wysokomarżowych. Nawet najczęściej nie poświęcam im mojego zainteresowania.
Z przyczyn jak wyżej nie uświadczy się u mnie np. produktów firmy Apple. Najchętniej bym kupował właściwie produkty noname, jeśli miałyby dobry one poziom wykonania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 1:32, 28 Gru 2022    Temat postu: Re: Michał o sobie

Gdybym miał coś kupić drożej z powodu prestiżu, jaki niesie ze sobą dany produkt, to czułbym się jak frajer, którego udało się naciągnąć cwaniaczkowi, sprzedającemu drożej to samo, co można kupić taniej, ale przy okazji oferującemu "legendę", jak to te droższy produkt zapewnia ... (tutaj dowolna bajka, co on rzekomo zapewnia).
Nie lubię się czuć jak frajer, który przepłaca z głupoty, na własne życzenie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 5 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin