Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moje życiowe odkrycia
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31046
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:32, 09 Paź 2016    Temat postu: Moje życiowe odkrycia

W tym wątku chce zapisać parę bardziej osobistych aspektów mojego życiowego filozofowania. Będą one dotyczyły rzeczy, które kiedyś - mniej lub bardziej samodzielnie - odkryłem, a które stały się podwaliną poważniejszych zmian w moim myśleniu i postawie wobec świata.

Na początek opiszę, wydawałoby się dość banalne, odkrycie:
Jednak ludzie nie są tacy sami, nie są ani równi, ani jednakowi, choć nie wolno nikomu odmawiać choćby ułomka ludzkiej godności
Za młodych moich lat (jeszcze do czasów studiów) przyjąłem sobie pewien paradygmat życiowy, polegający na tym, że chciałem ludzi traktować równo - - z grubsza tak jak siebie. Uzasadnienie dla takiego podejścia jest chyba oczywiste: jeśli zaczniemy robić jakieś wyłomy w traktowaniu ludzi, to przestaniemy być sprawiedliwi, zaczniemy robić różnice, które ostatecznie doprowadzą do poniżania innych. Tak sobie wtedy myślałem.
Dzisiaj w tej kwestii mam inne podejście, choć ślad dawnej koncepcji pozostał, w dość szczątkowej postaci. Aktualnie uważam, że zakładanie równości ludzi (w znaczeniu ich dużego podobieństwa) zwykle prowadzi do błędów. Przekonałem się, jak bardzo ja się różnię od innych - czy to w gustach, czy poglądach, sposobie myślenia. W obliczu ewidentnych różnic nie sposób jest utrzymać założenia, że oto jakiś - np. przypadkowo spotkany człowiek - jest w wybranej sprawie taki sam jak ja (czy równy mi w jakimś znaczeniu). Za to wiem, że ISTNIEJE ROZRZUT CECH, który powoduje, że - według wybranego kryterium - zapewne ten człowiek stoi gdzieś na skali - może wyżej, może niżej, może na tym samym poziomie. Gdzie? - nie wiadomo.
A co mi zostało (ta szczątkowa postać) ze starego poglądu?
- Ano przeświadczenie, że NIE JA MAM PRAWO OCENIAĆ wartość, godność innych ludzi. W związku z tym mam obowiązek traktować ludzi jako NIE GORSZYCH I NIE LEPSZYCH w ogólnym sensie. W OGÓLNYM SENSIE! - to ostatnie jest ważne. Bo oczywiście mogę być od kogoś lepszy w pluciu na odległość, albo w grze w cymbergaja. Czyli jest nierówność (także lepszość i gorszość) w konkretnych kategoriach. To jednak nie przekłada się na jakąś ogólną ocenę człowieka, jakieś takie stwierdzenie "ten to jest dopiero śmieć", albo "tamten człowiek na pewno wszystkich ma pod sobą, taki jest wielki". Nie wiem, kto jest wielki, kto jest mały. Nie ja trzymam pieczę nad kryteriami ogólnej oceny człowieka. I to mi, z resztą, nawet odpowiada...
Bo chyba nie chciałbym sprawować funkcji sędziego ludzi.
Nie potrzebuję się też wywyższać. A poniżanie siebie?
- Właściwie... Właściwie to mogę się nawet poniżyć. Przy czym to moje poniżanie się ma nutkę...
wywyższania.
Przynajmniej tak to odczuwam. Gdy sam się poniżę - ustawię jakoś odpowiednio na dole jakiejś hierarchii, jakiegoś systemu wartościowania ludzi, to tym sposobem komunikuję kilka rzeczy:
- po pierwsze: TO JA ZADECYDOWAŁEM, że będę niżej - wykazałem, że nie boję się poniżenia, czyli ja tu rządzę. :) Mogę przyjąć cudze kryteria wartościowania, mogę je odrzucić. W jakiś sposób pokazuję ludziom: wasza władza nad moimi emocjami jest ograniczona.
- po drugie: jak się poniżyłem, to inni już mnie poniżyć nie mogą, bo zająłem miejsce, które oni mogliby mi wyznaczyć. Więc odebrałem im pole manewru.
- po trzecie: pokazuję, że Z GÓRY PATRZĘ NA TE SPOŁECZNE DRABINKI, TARGOWISKA PRÓŻNOŚCI. Skoro jestem ponad nie - to jestem jednak jakoś w ten sposób wywyższony (choćby tylko we własnym mniemaniu). A skoro tak, to inni "mogą mi skoczyć..." :rotfl:
- wreszcie po czwarte: z samego dołu można już iść tylko do góry. Więc jeśli coś się stanie, to będzie to na plus.

W biblii na ten temat jest wiele fajnych sformułowań - np. genialna wypowiedź Jezusa, który karci uczniów za wybieranie sobie lepszych miejsc na przyjęciu. Jest też słynne zdanie: kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża będzie wywyższony. Jak dla mnie te treści biblijne są oczywiste do uzasadnienia właśnie (m.in.) tak, jak to wyżej opisałem. Traktuję przekaz chrześcijański, jako swoisty zbiór wskazówek do ochrony świadomości przed zrobieniem jej (trochę przez ludzi, świat, ale zawsze też w części przez samą siebie, choćby emocjonalnym przyzwoleniem) w bambuko. Jeśli mechanizm równości/wywyższania/poniżania oddamy w ręce emocji, czy mechanizmów konkurencyjnych kształtowanych ewolucyjnie, to zatracimy jednocześnie panowanie umysłu nad własnym życiem, rozumowaniem, pragnieniami. A warto jednak być panem samego siebie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 15:34, 09 Paź 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:26, 10 Paź 2016    Temat postu:

wujzboj kiedyś, w jakimś post'cie napisał coś dość znaczącego odnośnie sprawiedliwości. Na ile pamiętam, miało to taki sens: sprawiedliwość oznacza warunki życia i rozwoju odpowiednie, adekwatne do możliwości, predyspozycji każdego człowieka. Pozornie może wydać się to niesprawiedliwe, bo "różnicujące" już na starcie. Faktycznie, to odpowiednie nie oznacza takie same. Ale raczej adekwatne dla czyjejś samorealizacji. Ja dodam tu jeszcze pojęcie godności: szacunek i godność przynależna jest każdemu stworzeniu, bo każde jest inne, nawet tego samego gatunku, nawet każda jednostka ludzka- ale inne nie oznacza lepsze, ani gorsze, bo nie można różnic porównywać, stawiać na tej samej "wadze". Ponadto w skali Natury, Kosmosu wszyscy i tak mieścimy się bardzo blisko siebie. Chodzi o to, że w stosunku do boga, Boga, czy kosmosu, całości Natury wszystkie stworzenie jest równe, bo tak marne w porównaniu do tego Boga czy Natury, a jednocześnie równe dlatego, że jest każde istnienie "pochodne" właściwie w taki sam sposób od Natury, boga, jest zawsze dopełnione i "zanurzone" w Naturze, w Bogu, w Kosmosie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31046
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 1:20, 10 Paź 2016    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
sprawiedliwość oznacza warunki życia i rozwoju odpowiednie, adekwatne do możliwości, predyspozycji każdego człowieka.

Zgoda.
Co ciekawe tak rozumiane pojęcie sprawiedliwości jest cennym i NIEZBĘDNYM uzupełnieniem rozsądnego światopoglądu. W gruncie rzeczy jesteśmy najczęściej zbyt mali, słabi i głupi, aby oceniać co jest sprawiedliwe, czy słuszne w ostatecznym sensie. Może się zdarzyć, że czyjś okres słabości, braku rozwinięcia jest w gruncie rzeczy niezbędny do uzyskania w przyszłości jakiejś niezwykłej, całkowicie unikalnej i cennej umiejętności. Bo tak to już jest, że to co łatwo przychodzi, najczęściej okazuje się być nietrwałe w jakiś sposób. A czyjeś unurzanie się w jakimś rodzaj słabości może okazać się kluczowe dla rozwoju w którą stronę. Dlatego nie powinniśmy zbyt łatwo oceniać, a już szczególnie potępiać czyichś słabości. Jest co robić ze słabościami własnymi..
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31046
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:17, 24 Paź 2016    Temat postu:

Poszukujemy znaczeń
Ludziom w ich życiu najczęściej umyka jedno - fakt, że tak naprawdę szukają ZNACZEŃ, wartości. Chcemy być kochani, zauważani, chcemy robić coś, co się przyda, coś ważnego. Ludzie rezygnują z głupich prac, nawet jeśli są dobrze płatne i niezbyt męczące, aby robić coś, co ma znaczenie. A nawet jeśli siedzą w pracy mało ciekawej, to znaczenie jej jakieś jest - właśnie pieniądze.
Ktoś powie: ale przecież ta motywacja daje się podpiąć pod zapewnienie sobie bytu. Niewątpliwie tak jest, że nie tylko znaczeń poszukujemy, więc będą też inne motywacje. Jednak gdy oczyścimy nasz świat pragnień z tego, co tak biologicznie niezbędne, to cała reszta okaże się jakąś formą poszukiwania znaczenia, sensu, wyrazu samego siebie.
Mamy to realizując się w sztuce, rozmowach, związkach z bliskimi. Chcemy zaznaczać swój odcisk istnienia w tym świecie.
Dlaczego?...
Czy to jakiś atawizm?
- Pewnie tak też można to tłumaczyć, że w grupie małpoludów osobnik zupełnie nie zauważany nie mógł liczyć na pomoc, czy zdobycie sobie partnera. Ale wydaje mi się, że to tłumaczenie nie jest wystarczające. Szukamy znaczeń także dla samego siebie, tak jakoś ogólnie, dla idei.

Ja z resztą też - przyznam się uczciwie - szukam przez życie znaczeń i wartości. Ostatnio szukam już nawet bardziej świadomie - staram się doceniać obecność bliskich osób, doceniać wartość tych chwil (nawet jeśli są trudne), które zsyła mi życie. Wszystko jest jakoś ważne, wszystko tworzy (a przynajmniej ma taką szansę) doskonalszą świadomość. Sukces, czy porażka? - Czy to ważne, która opcja się ziści?...
Kto wie, czy nie ważniejsze jest samo zmaganie się z życiem, ustawianie sobie w umyśle zależności i znaczeń, poznawanie siebie w tym kontekście.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31046
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 12:47, 01 Gru 2016    Temat postu:

Wartość pokory intelektualnej
Poprawność myślenia można w dużym stopniu utożsamić z pokorą intelektualną.
Przeciwieństwem poprawnej myśli jest skupienie się na czynnikach nie istotnych, nie wynikających z logiki problemu. Buddyści wspominają o niezmąconej tafli wody, w której odbijać się może rzeczywistość. Tą taflą jest w moim przekonaniu pokora intelektualna - czyli utrzymanie na wodzy wszystkiego, co nie układa się w rozwiązanie, w jakiś wzór łączący czyste byty myśli.
Dlatego pyszałek nie ma szansy obronić się przed błędem - pragnąc sukcesu, prędzej czy później coś przeoczy, coś potraktuje jako nieistotne, choć w istocie właśnie to było rozwiązaniem. Pyszałek będzie chciał widzieć swój sukces, będzie pragnął wypromowania tego, co zdobył, zaniedbując to, co konkurencyjne. Bo aby widzieć w pełni, bez filtrów mentalnych, nie można za bardzo chcieć - nie można chcieć być lepszym, poważanym, uznanym. Rozpoznanie czyste domaga się usunięcia z przestrzeni myśli wszystkiego, co nie wynika z natury problemu - a pragnienie sukcesu jest w większości sytuacji właśnie czymś spoza tej natury.
Z drugiej strony...
Aby cokolwiek robić w życiu, trzeba mieć do tego pragnienie, napęd, motywację. Ta zaś jest czymś wewnętrznym, wynikającym właśnie z jakiegoś JA. Jak pogodzić te sprzeczności?
- W moim przekonaniu trzeba nauczyć się szczególnego rodzaju separacji, czyli na etapie startu w problem, rządzi wola, pragnienie, ja. Na etapie samych rozważań, ja zostaje odsunięte, a "zmysł niezmąconego oglądu" maksymalnie wyostrzony.
To jest jednak trudne. Gdzieś zawsze w tle pojawia się pytanie: po co miałbym coś robić, czymś się zajmować? CZEMU TO SŁUŻY?
Pytanie o to, "czemu służy?" sięga w arbitralność, w bycie osobą mającą indywidualne, niepowtarzalne aspekty. Dlatego pewnej osobowej genialności, może wsparcia samego Boga, wymaga złożenie tej układanki w całość. Jak być jednocześnie sobą, aby trwać i podążać, choć jednocześnie zaprzeć się siebie, aby naprawdę postrzegać to co na zewnątrz horyzontu myśli?...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 12:50, 01 Gru 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31046
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:53, 16 Gru 2016    Temat postu: Re: Moje życiowe odkrycia

Mniej czyni więcej i o byciu życiowym trolem
Problemem jestestwa osoby jest dewaluacja wartości naturalnie nam "zaproponowanych" przez naturę. Rodzimy się i zaczynamy żyć w atmosferze walki o byt, o pozycję, o zasoby. Nasze emocje kształtują się wokół tej walki. W jakimś momencie, jeśli zbyt damy się ponieść tej tendencji, wszystko staje się walką, która zawłaszcza myślenie, odczucia, wartościowanie rzeczy. Stajemy się niejako tym, który wciąż o coś walczy, który musi walczyć, aby czuć swoją wartość.
Być może sam fakt walki nie jest jeszcze taki zły, bo jakoś mobilizuje, bo wyzwala wolę istnienia. Problemem więc nie jest walka jako taka, co chaos, który powstaje gdy paradygmat walki przejmuje kontrolę nad całością rozumowania człowieka. Walczymy, aby zdobyć coś cennego, walczymy, aby się poczuć kimś ponad innymi, walczymy, aby mieć satysfakcję z życia, walczymy, aby być - istnieć. Bo w pewnym momencie już NIE POTRAFIMY DOCENIĆ TEGO, CO Z WALKI NIE WYROSŁO, wszystko musi być wywalczone, bo inaczej robi się nieważne, nieatrakcyjne. Gdybyśmy jeszcze byli w stanie czerpać satysfakcję z walki z własnymi słabościami, materią, ale tak wielu nie potrafi inaczej poczuć swojej wartości, jak tylko walcząc z innymi ludźmi.
Stąd tylko krok do bycia nieustannym życiowym trolem. Trol istnieje emocjonalnie dzięki temu, że kogoś uraził, kogoś zdenerwował, komuś zrobił psikusa. Gdy nie jesteśmy głodni, gdy nie leci nam woda na głowę, możliwość wyboru rzeczy, które cenimy robi się tak wielka, że zaczynamy pragnąć wyróżnienia czegoś pewnego i oczywistego, jako celu działania, myślenia, życia. Odziedziczony po przodkach instynkt rywalizacji podpowiada proste rozwiązanie: walcz i zwyciężaj! Wspinaj się po drabinie społecznej!
Ten instynkt daje więc rozwiązanie, ale „nie wspomina” o skutkach ubocznych. Skutki te zaś są poważne. Po pierwsze, jeśli ta walka o pozycję, o ważność, o spychanie innych w dół (postawa życiowego trola) stanie się naszym najważniejszym miernikiem wartości, to bez wroga już żyć się nie da. Będziemy zawsze emocjonalnie związani z tym, aby z kimś walczyć, komuś dopiekać, może niszczyć...
Drugi negatywny skutek uboczny wewnętrznej zgody na bycie życiowym trolem jest związany z bardziej dalekosiężnym spojrzeniem na konsekwencje takiego ustawienia sobie systemu wartości emocjonalnych. Wiąże się on m.in. z pytaniem: a co będzie jak już cel osiągniemy? Jak byśmy tak wszystkich pokonali, byli ewidentnie na szczycie, to co nam zostanie, co będzie celem? Czy czasem nie będzie tak, że z chwilą wygranej, zrozumiemy że przegraliśmy, bo nie mamy po co dalej żyć?... Można się łudzić, że teraz pławienie się w możliwości nieskrępowanego robienia przykrości innym, trolowanie na maksa, nas uszczęśliwi. Ale nie uszczęśliwi – ostatecznie się znudzi, bo przecież będąc i tak ewidentnie tym najmocniejszym, tym na górze, gardząc wszystkimi słabszymi, będziemy procesowali własną niemożność pójścia dalej, wyżej, będziemy tylko – z każdym udanym wywołaniem emocji, przykrości u innych, przekonywali się, że „to już było”, niczego ważnego nie osiągamy, a droga w górę została nam bezpowrotnie i bezapelacyjnie zabrana – wszak już jesteśmy na szczycie, na samym czubku.
No i ta pogarda... Oddając się bez reszty filozofii walki hodujemy w umyśle pogardę. Wrogiem się gardzi, siebie trzeba widzieć wyżej, jesteśmy ważniejsi, bo jesteśmy lepsi – inni to cieniasy. Pogarda jednak jest też jak miecz obosieczny – wydawałoby się chroni przed porażką, wszak tamci są nieważni, głupi, marni, więc co by nam nie zrobili, to i tak się nie będzie liczyło. My jesteśmy tym, co ważne. Tyle że... tyle że jak naprawdę nam tamci dokopią, to zostaniemy skopani przez nieważnych... Czyli gdzieś „w środku będziemy wiedzieli”, że jesteśmy nawet niżej tych pogardzanych, czyli okazało się, że dopiero cieniasy jesteśmy... Gdyby jeszcze nasz wróg był kimś cenionym, szanowanym, to porażka z nim by tak nie bolała. Ale porażka z pogardzanym? To coś strasznego. Szczególnie dla umysłu, który eskalując swoje wspinanie na szczyt ogarnął się maksymalna możliwą pychą.
W religii z postawą krzywdzenia dla samego krzywdzenia wiąże się postać szatana (uwaga dla ateistów: dla dalszych rozważań można odczytywać tę postać jako mityczną, nie koniecznie wierząc w jej realne istnienie, bo chodzi tu przemyślenie własnych motywacji, a nie jakieś dekretowanie światopoglądowe). Szatan nie jest w stanie odczuwać pozytywnych uczuć – jedyną treścią jego emocji jest zadawanie bólu, cierpienia, innym, a w szczególności udowadnianie, że są nic nie warci, gorsi, głupi, wewnętrznie do niczego. Ktoś, kto zbyt uległ filozofii walki, trolowania, zbliża się w swoim wewnętrznym funkcjonowaniu do tego osobowego ideału zła. Nieustanna konieczność karmienia się satysfakcjami z zadawanego bólu, budowaniu swojego znaczenia, poprzez poniżanie innych jest właśnie duchowym zmierzaniem w stronę władcy piekieł.

Ale sprawa nie jest taka prosta, jak by się to wydawało. Bo pytanie o znaczenie, o wartość, o to do czego chcemy w życiu dążyć, pozostaje. Można wyrzec się wszelkich celów, dążeń, pragnień. Co wtedy miałoby zostać? - Chyba jedynie czyste odczuwanie, percepcja bez oceniania, wartościowani, szukania związków, pytań o to, czy tamto. Czy to nirwana?... Czy to szczęście?...
Pomiędzy buddyzmem, a chrześcijaństwem jest tu główna różnica. Buddyzm wskazuje stan nirwany jako docelowy (nie wiem, na ile każdy odłam buddyzmu). Ale zastanówmy się – jeśli nawet mamy ten stan nirwany, stan odczuwania bez nakładania na odczucia wzorców, pytań, projekcji ja, to można by jednak postawić to jedno pytanie: czy to już wszystko? Czy to jest absolutne maksimum wszystkiego co Odczuwający (w końcu taki jakiś jest, jeśli odczuwanie jest faktem, jakiemu nie sposób zaprzeczyć) może w swoim istnieniu osiągnąć?
Jeśli w Odczuwającym pojawi się jednak ta ciekawość, gotowość do podjęcia wyzwania, czyli wzbogacenia stanu tylko odczuwania o aspekt dążenia, celowości, woli, ja – jeśli Odczuwający się ku temu skłoni, to oczywiście pojawi się pytanie o KONFIGURACJĘ tych celów, dążeń, wartości, jakie przyświecają wyborom. Można spojrzeć na sprawę pesymistycznie – że to się nigdy nie uda, że każda opcja konfiguracji dążeń musi prowadzić do cierpienia. Ale można też zaryzykować podejście przeciwne – może PRZEJŚCIOWE ZAAKCEPTOWANIE CIERPIENIA, wyrwanie się z czystej nirwany w celowość i indywidualność, połączone z potężną kreacją rozumu, szukającego głębszego sensu, da efekt lepszy, niż owa nirwana. Może...

Wracają w tym kontekście do sprawy walki i postawy życiowego trola. Postawmy HIPOTEZĘ: poprawnie konfigurując swój system wartości, można osiągnąć efekt szczęścia, spełnienia w istnieniu, bez posiłkowania się koniecznością walki, zwyciężania, spychania w dół (choćby tylko mentalnego) innych istot myślących.
Jak wyglądałby taki - hipotetyczny - system wartości, który zapewniłby umysłowi spełnienie?
Uważam, że poszukiwanie takiego systemu wartości, warto zacząć od tego, co dostaliśmy bazowo – czyli właśnie od tego, co prawda problematycznego, nie satysfakcjonującego ostatecznie, systemu opartego o walkę. Trzeba go jednak jakoś PRZEKSZTAŁCIĆ, biorąc doświadczenie z tego, co nam zaoferował, zbudować jednak lepszy, bardziej perspektywiczny system wartościowania, szukania celów dla swojego istnienia. Co warto wziąć z nauki, jaką jest obecność zwyciężania?
- Na pewno MOBILIZACJĘ; na pewno też ŚWIADOMOŚĆ MOŻLIWOŚCI WARTOŚCIOWANIA rzeczy. Możemy (!) ustawiać sobie mentalnie różne aspekty w drabinki, gradacje, ale trzeba zawsze pamiętać, że takie ustawienia są arbitralne, subiektywne, że to my je ustalamy mocą ZAŁOŻEŃ, a nie są naturą rzeczy.
Skoro wskazane wyżej rozumowanie z grubsza wykazało, że wspinanie się po trupach, po plecach innych nie może doprowadzić do trwałego spełnienia, to może spróbujmy zrezygnować z naczelnego paradygmatu postawy życiowego trola, czyli z ustawienia swojej wartości w kontekście bycia zwycięzcą. Jest na to przynajmniej jeszcze jeden istotny argument – arbitralność i przypadkowość kategorii, w której zwycięstwo zostanie zaliczone. Można zwyciężać w kategorii „kto najwyższy”, ale można też zwyciężyć w kategorii „kto najniższy”. Jak by się dobrze zaprzeć, to zwyciężyć można też w kategorii „kto najbardziej średni”. Zwyciężanie zatem nie jest czymś określonym absolutnie – jest widzimisię tego, który zwyciężać pragnie. Można więc paradygmat zwyciężania przebudować w sposób bardziej perspektywiczny, ogólniejszy. Są, być może, zwycięstwa, które się nie kończą. Co byłoby kandydatem na takie zwycięstwo?...
Ja mam parę typów:
- wiedza
- rozwój duchowy
- tworzenie piękna

Ważne w tym wszystkim jest jedno – ZREZYGNOWAĆ Z FILOZOFII TROLA. Aby tego dokonać, należałoby PRZESTAĆ ESKALOWAĆ ASPEKT ZWYCIĘŻANIA. Zwyciężanie jest przereklamowane. Powstało ewolucyjnie, przez bezrefleksyjnych ludzi jest powielane bezkrytycznie. Ale ostatecznie skupianie się na zwyciężaniu obraca się przeciwko temu, kto tę filozofię stosuje. W zamian sensowniejsze byłoby coś odwrotnego – zamiast pokonywać wroga, eskalować agresję, za sukces można uznać ZROZUMIENIE, może wyjaśnienie sprawy, kim jesteśmy w kontekście danego problemu. Po wyjaśnieniu można zająć kolejnym wyzwaniem, kolejnym problemem. Celem może być NIESKOŃCZONY ROZWÓJ I DOSKOLANIE SIĘ, a nie wspinanie po szczebelkach jakiejś drabinki.

Podsumowując - co uważam za jedno z ważniejszych życiowych odkryć?
1. To, że moje pochodzenie biologiczne, świat, własne niezrozumienie wmanewrowuje mnie w walkę, której celów, ani powodów jej podjęcia w istocie nie wybrałem, nie przemyślałem, tylko zostały mi narzucone zewnętrznie. Te cele z dużym prawdopodobieństwem mogą być sprzeczne z moimi długofalowymi potrzebami, z moją naturą.
2. To, że mogę się PRZECIWSTAWIĆ temu wmanewrowywaniu mnie w zachowania, niezgodne z moimi rozsądnymi celami życiowymi. Mogę zacząć szukać swojej satysfakcji, swojego spełnienia na wiele różnych sposobów. I choć nieraz wymaga pracy przeprogramowanie swoich pragnień, to takie przeprogramowanie się wydaje mi się możliwe, a na pewno ostatecznie korzystne.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 1:30, 17 Gru 2016, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31046
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 16:58, 27 Sty 2017    Temat postu: Re: Moje życiowe odkrycia

Nie dać się strolować, o(d)puszczać z godnością
Przez dużą część mojego życia byłem (skutecznie) trolowany. Tak się zdarzyło, że miałem okazję żyć z osobami, które bardzo potrzebowały mieć poczucie mieszania w moich emocjach. To pomagało tym osobom potwierdzać własną ważność, znaczenie, moc. Ja, przez jakiś czas, w to wchodziłem nieco bezwiednie. Choć sam też oczywiście posiadam jakąś część duszy trola. Jednak dziś, z perspektywy, wydaje mi się, że ową potrzebę trolowania względnie wcześnie już starałem się tłumić i nawet jakoś to wychodziło. Zdarzyło się jednak tak, że miałem obok siebie osoby z silną potrzebą mieszania w moich uczuciach i to musiałem jakoś w sobie uładzić.
Zaowocowało to ostatecznie nową świadomością - uzmysłowieniem sobie konieczności wdrożenia pewnych NARZUCONYCH PROGRAMÓW POSTĘPOWANIA. Tylko tak człowiek jest w stanie wyrwać się z emocji, które wywołują osoby pragnące prowokować, irytować, uderzać w moje uczucia. W pewnym momencie trzeba jasno sobie powiedzieć NIE, BO NIE!
Jeśli widać, że druga strona nie panuje nad sobą, traci zdrowy rozsądek, próbując za jakoś zapanować chaotycznie nad moimi emocjami, to TRZEBA ODEJŚĆ. Najlepiej jet zrobić to jakoś z godnością, czyli jeszcze przed tym, jak padną zbyt mocne słowa. Czasem będzie w tym jakiś cień porażki, wrażenie, że nie powiedzieliśmy tej drugiej stronie wszystkiego, że nie wystarczająco dobrze ukazaliśmy nasze racje. Ale tak już jest, że zawsze będzie ten niedosyt, a jeśli druga strona tak bardzo jest zapętlona w swoich emocjach, że już nie potrafi słuchać, rozpoznawać treści, to nawet największa mądrość, najsilniejszy argument, zostaną przez nią zignorowane. Po prostu trzeba wtedy przyjąć, że ta druga strona nie jest aktualnie w pełni sił umysłowych i emocjonalnych i POTRAKTOWAĆ SWOJĄ ROLĘ NA PODOBIEŃSTWO TERAPEUTY.
Rola terapeuty - ważny "strój" dla uczuć i umysłu
Trudno jest zrezygnować, trudno jest odejść tak po prostu z poczuciem porażki z jakiegoś starcia. Dlatego nieraz tak długo ciągną się spory, jałowe przerzucanie obelgami, kłótnie bez sensu. Każda ze stron czuje, że ma swoją rację i próbuje jej bronić do upadłego. Sytuację zmienia uznanie się za terapeutę. Terapeuta to ktoś po pierwsze panujący nad sytuacją, choć jednocześnie ustępujący wobec pewnych sugestii, zachowań pacjenta. On nie daje się prowokować, on wie lepiej.
Życie wymusza na nas coraz częściej role terapeutów, zmusza do bycia mądrzejszymi, dojrzalszymi, mającymi więcej dystansu, niż to jest możliwe u innych ludzi za naszego otoczenia.
Trzeba to zaakceptować i - ustępując trolom - czuć nie porażkę, a rodzaj satysfakcji z tego, że okazaliśmy się tym mądrzejszym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:28, 28 Sty 2017    Temat postu:

"Mądry głupiemu ustępuje, lecz co, gdy głupi się z tego nie raduje? I krzyczy z grubym kijem, że połamie ci kości, bo że mądry ustąpił- to oznaka słabości.."- fragment tekstu z "Przy-słowie" Kazika Staszewskiego.:wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31046
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:24, 28 Sty 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
"Mądry głupiemu ustępuje, lecz co, gdy głupi się z tego nie raduje? I krzyczy z grubym kijem, że połamie ci kości, bo że mądry ustąpił- to oznaka słabości.."- fragment tekstu z "Przy-słowie" Kazika Staszewskiego.:wink:

To raczej nie jest jakis wielki problem. Opinia głupiego to... opinia głupiego. Może sobie tam myśleć o sobie, że jest lepszy, albo że jest Chuckiem Norrisem. Mądry leje z góry na to, co sobie głupi roi - przecież to i tak głupoty.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:28, 28 Sty 2017    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
"Mądry głupiemu ustępuje, lecz co, gdy głupi się z tego nie raduje? I krzyczy z grubym kijem, że połamie ci kości, bo że mądry ustąpił- to oznaka słabości.."- fragment tekstu z "Przy-słowie" Kazika Staszewskiego.:wink:

To raczej nie jest jakis wielki problem. Opinia głupiego to... opinia głupiego. Może sobie tam myśleć o sobie, że jest lepszy, albo że jest Chuckiem Norrisem. Mądry leje z góry na to, co sobie głupi roi - przecież to i tak głupoty.
:shock:Oj, Michałek- ty jednak jesteś zafiksowany! [Nie wspominając o odpowiednim dystansie i nadreaktywności.];-P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31046
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 0:47, 29 Sty 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
"Mądry głupiemu ustępuje, lecz co, gdy głupi się z tego nie raduje? I krzyczy z grubym kijem, że połamie ci kości, bo że mądry ustąpił- to oznaka słabości.."- fragment tekstu z "Przy-słowie" Kazika Staszewskiego.:wink:

To raczej nie jest jakis wielki problem. Opinia głupiego to... opinia głupiego. Może sobie tam myśleć o sobie, że jest lepszy, albo że jest Chuckiem Norrisem. Mądry leje z góry na to, co sobie głupi roi - przecież to i tak głupoty.
:shock:Oj, Michałek- ty jednak jesteś zafiksowany! [Nie wspominając o odpowiednim dystansie i nadreaktywności.];-P


Jednym z moich życiowych odkryć jest też odkrycie KONIECZNOŚCI PIELĘGNOWANIA GODNOŚCI.
Są dwie możliwe - przeciwne - drogi dla uczuć i intelektu
- Droga budowania godności, szacunku, wartości
- Droga lekceważenia, pogardy, czy choćby mówienia jesteście nieważni, wszystko jest nieważne

Te drogi w umyśle właściwie każdego człowieka jakoś obok siebie są, "spierają się" ze sobą. Wierzę, że każde pójście ścieżką pogardy w końcu się zemści, a każde wydobycie z siebie szacunku zaowocuje wzrostem mocy duchowej. W życiu niewiele rzeczy jest danych od razu, większość trzeba budować - okazywać się, kim się jest wobec świata. Okazując chętnie pogardę "zapisujemy się do klubu" pogardy, ostatecznie to i my tę pogardę odbierzemy, bo ta karma do nas wróci. Każdy zostanie oceniony JEGO MIARĄ, według jego słów (to akurat jest gdzies w Biblii napisane, ale oprócz tego, ja tak właśnie czuję). Jestem - staję się tym, co robię, co mówię - bo NIC INNEGO ŚWIADCZĄCEGO O MNIE NIE MA.
Dlatego staram się nie gardzić ludźmi, nawet nie sugerować tego (sobie i ludziom), bo kiedyś to wszystko może okazać się mało, za słabe. Wciąż chcę się uczyć, jak nie gardzić, choć tak często by się chciało. Jednak czasem pozwalam sobie na jakąś formę lekceważenia, gdy widzę u kogoś z jednej strony deklaracje wielkości i wysokie przekonanie o sobie, a z drugiej brak potwierdzenia dla ich słuszności. Na lekceważenie jednak sobie pozwalam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 3:27, 29 Sty 2017    Temat postu:

Miałam 3 lata jak mnie tego nauczyli Rodzice. Szacunek do siebie jest koniecznym stabilizatorem pracy nad charakterem moralnym. [i]Issler (2012) zinterpretował ten proces całego życia jako formowanie serca i zidentyfikował tak zwane wyrwy, które potrzeba połączyć aby praca nad charakterem moralnym przebiegała efektywnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31046
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:29, 29 Sty 2017    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Miałam 3 lata jak mnie tego nauczyli Rodzice. Szacunek do siebie jest koniecznym stabilizatorem pracy nad charakterem moralnym. [i]Issler (2012) zinterpretował ten proces całego życia jako formowanie serca i zidentyfikował tak zwane wyrwy, które potrzeba połączyć aby praca nad charakterem moralnym przebiegała efektywnie.

Ja się uczę tego szacunku przez cały czas. Już ponad 50 lat się uczę, a jakoś tak do końca nie uważam się za nauczonego. :(
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:00, 29 Sty 2017    Temat postu:

Szacunek, godność i t. p. wymysły- jak wiele ludzkich wyobrażeń, idei- to tylko chore wytwory ludzkich rozumów, nie mające nic wspólnego z tą rzeczywistością i w niej nieobserwowane.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anna




Dołączył: 06 Gru 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 17:56, 29 Sty 2017    Temat postu:

Ej,ej Piotrze, nie zgadzam się z Tobą. Widocznie nasze "światy" diametralnie się różnią :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:11, 29 Sty 2017    Temat postu:

anna napisał:
Ej,ej Piotrze, nie zgadzam się z Tobą. Widocznie nasze "światy" diametralnie się różnią :think:
Domyślam się tego... Wielu ludzi woli sądzić w tych kwestiach podobnie jak ty- ze strachu m. in.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31046
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:14, 29 Sty 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Szacunek, godność i t. p. wymysły- jak wiele ludzkich wyobrażeń, idei- to tylko chore wytwory ludzkich rozumów, nie mające nic wspólnego z tą rzeczywistością i w niej nieobserwowane.

Szacunek jest w człowieku, który umie szanować. Nie jest w "rzeczywistości", czyli niejako w czymś zewnętrznym. Tak więc masz rację w tym sensie, że szacunku jako takiego się "nie obserwuje", choć można obserwować reakcje, zachowania ludzi, którzy innych szanują, albo nie szanują.
Mój szacunek jest MÓJ! Ja ten szacunek mam w sobie, ja go aplikuję do mojego nastawienia w kontaktach ze światem. Jest FORMĄ ZAŁOŻENIA, paradygmatem nałożonym na myślenie i odczuwanie, a nie wielkością ze świata materii, jakoś dającą się zmierzyć szacunkomierzem (takiego nie wymyślono).
Czy jest więc całkiem "od czapy" - pustym, niczym nie uzasadnionym, przypadkowym założeniem?
- Ano według mnie NIE.

Dla mnie szacunek jest paradygmatem niezbędnym, swoistym GWARANTEM SPÓJNOŚCI dla moich myśli, uczuć, postawy życiowej. Z czego mi wynika?
Na początek z tego, że SAM PRAGNĘ BYĆ SZANOWANY!
Wiem, że jeśli do kogoś coś mówię, to wygłaszam swoich słów w powietrze, ale oczekuję zainteresowania, właśnie szacunku względem tego, co mówię, kim jestem w relacji komunikowania się z drugą osobą. Podobnie oczekuję szacunku od ludzi w wielu innych sytuacjach - gdy mi się coś udaje, ale i gdy mi się nie udaje, gdy z kimś się na coś umawiam itp. itd.
Wszystkie te moje oczekiwania szacunku od innych odczuwałbym jako fałszywe, gdybym sam - z założenia - nie dawał go ze swojej strony. Bo dając komuś mój szacunek PRZYZNAJĘ SIĘ DO RESPEKTOWANIA ZASADY, że szacunek się daje, uznaję szacunek w ogóle jako wartość. Jeżeli w ten sposób SZACUNEK CZYNIĘ ZASADĄ, to on będzie obowiązywał zarówno od ludzi do mnie, jak i ode mnie do ludzi. Jeśli odrzucę szacunek jako zasadę (bo np. przyjemniej i wygodniej jest mi nikogo nie szanować) to UZNAJĘ, iż ten szacunek żadną zasadą (nadrzędną) nie jest. Zatem każdy albo go daje, albo nie - w zależności od tego, jakie ma aktualnie kaprycho. Tak więc w ramach tej "zasady nie dawania szacunku jak reguła" nie powinienem tego szacunku oczekiwać względem siebie. W konsekwencji nie powinienem już się skarżyć, mieć pretensje, gdy ktoś mnie - z powodu swojego kaprysu, chęci, czy innych powodów - zgnoi, stłucze, zmiesza z błotem. W końcu sam tak uznaję ogólnie, więc mam co wyznaję i uznaję.
Poza tym - taki świat absolutnie bez szacunku raczej stałby się piekłem na ziemi. Nie skłaniam się do tej opcji. Dlatego też opowiadam się za szacunkiem, sam chcę go odczuwać, chciałbym powodować, aby stał się normą - taki świat rozumiem, takie swoje miejsce w tym świecie akceptuję.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:35, 29 Sty 2017    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
Miałam 3 lata jak mnie tego nauczyli Rodzice. Szacunek do siebie jest koniecznym stabilizatorem pracy nad charakterem moralnym. [i]Issler (2012) zinterpretował ten proces całego życia jako formowanie serca i zidentyfikował tak zwane wyrwy, które potrzeba połączyć aby praca nad charakterem moralnym przebiegała efektywnie.

Ja się uczę tego szacunku przez cały czas. Już ponad 50 lat się uczę, a jakoś tak do końca nie uważam się za nauczonego. :(
Ja również. Do lat 3 nie mamy pamięci i działamy spontanicznie. Dlatego dziecko cieszy się bez powodu ale również płacze - i te stany mogą się zmieniać z chwili na chwilę. Nie przypuszczałam, że jesteśmy w tym samym wieku. Szacunek do siebie jest jak kwiat, który trzeba pielęgnować całe życie. Im bogatsza rama referencji doświadczeń życiowych, tym bogatsza pielęgnacja szacunku dla nas samych aby ofiarować go naszemu otoczeniu - obecnie globalnemu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:39, 29 Sty 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Szacunek, godność i t. p. wymysły- jak wiele ludzkich wyobrażeń, idei- to tylko chore wytwory ludzkich rozumów, nie mające nic wspólnego z tą rzeczywistością i w niej nieobserwowane.
Szacunek jest odczuciem, Piotrze. Dlatego nie może być produktem umysłu konceptualistycznego. Tylko osoba odczuwająca szacunek do samego siebie jest w stanie obdarzyć szacunkiem innych. Szacunek do siebie może się wyrażać w formie słownej jak dla przykładu zwrócenie się do drugiej osoby przez słowo “proszę”.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:38, 30 Sty 2017    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Szacunek, godność i t. p. wymysły- jak wiele ludzkich wyobrażeń, idei- to tylko chore wytwory ludzkich rozumów, nie mające nic wspólnego z tą rzeczywistością i w niej nieobserwowane.

Szacunek jest w człowieku, który umie szanować. Nie jest w "rzeczywistości", czyli niejako w czymś zewnętrznym. Tak więc masz rację w tym sensie, że szacunku jako takiego się "nie obserwuje", choć można obserwować reakcje, zachowania ludzi, którzy innych szanują, albo nie szanują.
Mój szacunek jest MÓJ! Ja ten szacunek mam w sobie, ja go aplikuję do mojego nastawienia w kontaktach ze światem. Jest FORMĄ ZAŁOŻENIA, paradygmatem nałożonym na myślenie i odczuwanie, a nie wielkością ze świata materii, jakoś dającą się zmierzyć szacunkomierzem (takiego nie wymyślono).
Czy jest więc całkiem "od czapy" - pustym, niczym nie uzasadnionym, przypadkowym założeniem?
- Ano według mnie NIE.

Dla mnie szacunek jest paradygmatem niezbędnym, swoistym GWARANTEM SPÓJNOŚCI dla moich myśli, uczuć, postawy życiowej. Z czego mi wynika?
Na początek z tego, że SAM PRAGNĘ BYĆ SZANOWANY!
Wiem, że jeśli do kogoś coś mówię, to wygłaszam swoich słów w powietrze, ale oczekuję zainteresowania, właśnie szacunku względem tego, co mówię, kim jestem w relacji komunikowania się z drugą osobą. Podobnie oczekuję szacunku od ludzi w wielu innych sytuacjach - gdy mi się coś udaje, ale i gdy mi się nie udaje, gdy z kimś się na coś umawiam itp. itd.
Wszystkie te moje oczekiwania szacunku od innych odczuwałbym jako fałszywe, gdybym sam - z założenia - nie dawał go ze swojej strony. Bo dając komuś mój szacunek PRZYZNAJĘ SIĘ DO RESPEKTOWANIA ZASADY, że szacunek się daje, uznaję szacunek w ogóle jako wartość. Jeżeli w ten sposób SZACUNEK CZYNIĘ ZASADĄ, to on będzie obowiązywał zarówno od ludzi do mnie, jak i ode mnie do ludzi. Jeśli odrzucę szacunek jako zasadę (bo np. przyjemniej i wygodniej jest mi nikogo nie szanować) to UZNAJĘ, iż ten szacunek żadną zasadą (nadrzędną) nie jest. Zatem każdy albo go daje, albo nie - w zależności od tego, jakie ma aktualnie kaprycho. Tak więc w ramach tej "zasady nie dawania szacunku jak reguła" nie powinienem tego szacunku oczekiwać względem siebie. W konsekwencji nie powinienem już się skarżyć, mieć pretensje, gdy ktoś mnie - z powodu swojego kaprysu, chęci, czy innych powodów - zgnoi, stłucze, zmiesza z błotem. W końcu sam tak uznaję ogólnie, więc mam co wyznaję i uznaję.
Poza tym - taki świat absolutnie bez szacunku raczej stałby się piekłem na ziemi. Nie skłaniam się do tej opcji. Dlatego też opowiadam się za szacunkiem, sam chcę go odczuwać, chciałbym powodować, aby stał się normą - taki świat rozumiem, takie swoje miejsce w tym świecie akceptuję.
To jest prawie taka sama wartość, jak przykładowo "chcę być flumbniasty", bo miło jest, gdy jest flumbniaście. To jest całkiem podobna zasada, jak przykładowo taka, że "będę pierdział przy każdym" i tego od każdego w zamian oczekuję, bo to muchy przyciąga, a one są smaczne. U podstaw wymysłu, idei- jakich wiele w tzw. człowieczeństwie- zwanego szacunkiem leży strach przed, jak to nazwałeś, piekłem na Ziemi...
To sporo daje do myślenia, czym są ludzie i w jakich okolicznościach przychodzi im funkcjonować w takim biologicznym życiu na tej planecie...

Stąd moja "walka z Bogiem" o powrót do Edenu... To nawet nieco podobnie, jak w "Neon Genesis Evangeilon"- choć poniekąd odwrotnie: jestem całkowicie za Planem Dopełnienia Ludzkości, i to niekoniecznie w wersji Gendo Ikariego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:43, 30 Sty 2017    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Szacunek, godność i t. p. wymysły- jak wiele ludzkich wyobrażeń, idei- to tylko chore wytwory ludzkich rozumów, nie mające nic wspólnego z tą rzeczywistością i w niej nieobserwowane.
Szacunek jest odczuciem, Piotrze. Dlatego nie może być produktem umysłu konceptualistycznego. Tylko osoba odczuwająca szacunek do samego siebie jest w stanie obdarzyć szacunkiem innych. Szacunek do siebie może się wyrażać w formie słownej jak dla przykładu zwrócenie się do drugiej osoby przez słowo “proszę”.
Nie odczuciem, tylko wyobrażeniem, emocjonalno-intelektualnym konceptem. Czy tego typu wyobrażenia "istnieją naprawdę"?..
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31046
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 1:39, 30 Sty 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
To jest prawie taka sama wartość, jak przykładowo "chcę być flumbniasty", bo miło jest, gdy jest flumbniaście. To jest całkiem podobna zasada, jak przykładowo taka, że "będę pierdział przy każdym" i tego od każdego w zamian oczekuję, bo to muchy przyciąga, a one są smaczne. U podstaw wymysłu, idei- jakich wiele w tzw. człowieczeństwie- zwanego szacunkiem leży strach przed, jak to nazwałeś, piekłem na Ziemi...

Co jest szacunek, jednak WIESZ (w odróżnieniu od bycia flumbniastym). Jeśli zaś nawet nie wiedziałbyś na początku, to spotkanie z sytuacją, w której Ciebie nie szanują, przesądza wątpliwości - DOWIADUJESZ SIĘ wtedy, czy szacunek to jest coś, co jest Ci potrzebne, co - jak czujesz - być powinno (przynajmniej wobec Ciebie) stosowane.
Porównując szacunek do czegoś niezrozumiałego, albo nieużytecznego w sensowny sposób, dokonujesz jedynie zamącenia, odwrócenia uwagi od sensu tej sprawy. To NIE jest to samo.

Piotr Rokubungi napisał:

To sporo daje do myślenia, czym są ludzie i w jakich okolicznościach przychodzi im funkcjonować w takim biologicznym życiu na tej planecie...

Stąd moja "walka z Bogiem" o powrót do Edenu... To nawet nieco podobnie, jak w "Neon Genesis Evangeilon"- choć poniekąd odwrotnie: jestem całkowicie za Planem Dopełnienia Ludzkości, i to niekoniecznie w wersji Gendo Ikariego.

A jednak gdy Ciebie ktoś atakuje, to uważasz za niesłuszne, aby robić Ci przykrość, nie szanować Twoich uczuć.
Ale powiedzmy nawet, że tak będzie, że utrzymasz swoje deklaracje, logikę, świadomość osoby przy wersji "nie ma szacunku na świecie i nie ma jej we mnie, a więc i dla mnie". W takim razie jesteś PRZEZNACZONY DO ŚWIATA BEZ WZAJEMNEGO SZACUNKU. Jest taki świat, taka rzeczywistość, na czele której stoi byt, który niczego nie szanuje i zawsze na pierwszym miejscu stawia siebie, znajdując największą frajdę w ukazywaniu innym, jak bardzo są niczym, jak bardzo niegodni są jakiegokolwiek szacunku, czy uznania. Jak go pokonasz, to może nawet zajmiesz jego miejsce. A jeśli on okaże się silniejszy (według niektórych jest on najpotężniejszy bezpośrednio po Bogu), to po prostu będziesz gnojony w najbardziej skuteczny sposób do końca swoich dni (choć według niektórych nie będzie końca, tylko wieczność stanu, który się ostatecznie wybrało). I to według tego, co sam uznałeś za słuszne. Nie będą Cię żałować - co chciałeś, to dostaniesz.

Ja widzę to tak, że przez całe swoje życie "zapisujemy się" do tej logiki, tego "klubu", który dostaniemy na wieczność.

Ew. Mateusza napisał:

(37) Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 2:51, 30 Sty 2017, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8336
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 6:32, 30 Sty 2017    Temat postu:

Cytat:
Ja widzę to tak, że przez całe swoje życie "zapisujemy się" do tej logiki, tego "klubu", który dostaniemy na wieczność.

Ew. Mateusza napisał:
(37) Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony.

więc, słowa mają znaczenie :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:33, 30 Sty 2017    Temat postu:

@ Michał D.:
Cytat:
Co jest szacunek, jednak WIESZ (w odróżnieniu od bycia flumbniastym).
Niekoniecznie wiem; może tylko "teoretycznie"... A skąd ty wiesz niby, że ja nie wiem, co oznacza, że jest flumbniaście?? Przecież napisałem, że jak flumbniaście, to fajnie, miło jakoby. Z szacunkiem jest podobnie- fajnie i miło go mieć, a odwzajemniać również; ale to tylko poniekąd wymyślanie, jak robić sobie dobrze, jak również innym. A nie jest nigdzie powiedziane, że ludziom w takim ziemskim życiu, że w tych warunkach ma być dobrze...
Cytat:
Jeśli zaś nawet nie wiedziałbyś na początku, to spotkanie z sytuacją, w której Ciebie nie szanują, przesądza wątpliwości - DOWIADUJESZ SIĘ wtedy, czy szacunek to jest coś, co jest Ci potrzebne, co - jak czujesz - być powinno (przynajmniej wobec Ciebie) stosowane.
Szacunek w takich sytuacjach wydaje się potrzebny, gdy- z różnych powodów- tłumi się naturalną reakcję wywalczania sobie szacunku siłą, przemocą...
Cytat:
Porównując szacunek do czegoś niezrozumiałego, albo nieużytecznego w sensowny sposób, dokonujesz jedynie zamącenia, odwrócenia uwagi od sensu tej sprawy. To NIE jest to samo.
Nie porównuje do niezrozumiałego, lecz do wymysłu wszelkiego, fantazyjnych wyobrażeń; a tak rzeczywiście jest.
Cytat:
A jednak gdy Ciebie ktoś atakuje, to uważasz za niesłuszne, aby robić Ci przykrość, nie szanować Twoich uczuć.
Nie, zazwyczaj tak nie uważam. Oceniam, czy mi się należało- wtedy przyjmuję "karę", czy się nie należało- wtedy najczęściej odparowuję. W sytuacjach, gdy oceniam, że ktoś jest zbyt prymitywny, żeby w ogóle móc mnie rozumieć lub, gdy umyślnie, z zamierzonej chęci czynienia "zadymy" "dopierdala się", wtedy czasami pozostawiam taką "ofiarę" z jego (jej) frustracją i głupotą, albo- chyba nawet częściej- "walę na odlew", żeby mu (jej) "mózg nareperować wstrząsowo". Czego przykłady słowne macie niejednokrotnie na tym forum.
Cytat:
Ale powiedzmy nawet, że tak będzie, że utrzymasz swoje deklaracje, logikę, świadomość osoby przy wersji "nie ma szacunku na świecie i nie ma jej we mnie, a więc i dla mnie". W takim razie jesteś PRZEZNACZONY DO ŚWIATA BEZ WZAJEMNEGO SZACUNKU. Jest taki świat, taka rzeczywistość, na czele której stoi byt, który niczego nie szanuje i zawsze na pierwszym miejscu stawia siebie, znajdując największą frajdę w ukazywaniu innym, jak bardzo są niczym, jak bardzo niegodni są jakiegokolwiek szacunku, czy uznania. Jak go pokonasz, to może nawet zajmiesz jego miejsce. A jeśli on okaże się silniejszy (według niektórych jest on najpotężniejszy bezpośrednio po Bogu), to po prostu będziesz gnojony w najbardziej skuteczny sposób do końca swoich dni (choć według niektórych nie będzie końca, tylko wieczność stanu, który się ostatecznie wybrało). I to według tego, co sam uznałeś za słuszne. Nie będą Cię żałować - co chciałeś, to dostaniesz.
Taaak, bój się diabła! To twoja sprawa, czego się boisz i t. p.- twoja psychika. Napisałem już uprzednio właśnie, że- tak, czy siak, jakby nie patrzeć- szacunek zawsze wynika z obaw, ze strachu, a te ze słabości.
A walkę z bogami i szatanami pozostaw NERV-owi i jego dowódcy, Gendo Ikariemu...
Cytat:
Ja widzę to tak, że przez całe swoje życie "zapisujemy się" do tej logiki, tego "klubu", który dostaniemy na wieczność.
To całkiem prawdopodobne.
Jednak ja nie wybieram ani nieba, ani piekła. Nie zamierzam podporządkować się, ani Bogu ani Szatanowi; to oni i wszyscy inni niech mnie słuchają, gdy zrównam i pogodzę ze sobą wszelkie światy, wszelkie byty, gdy będę Najwyżej Oświecony i Najniżej Upadły jednocześnie- gdy stanę się Absolutem, Nirwaną, Kwisatz Haderach, a wszystko inne wraz ze mną...
Amen.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:41, 30 Sty 2017    Temat postu:

lucek napisał:
Cytat:
Ja widzę to tak, że przez całe swoje życie "zapisujemy się" do tej logiki, tego "klubu", który dostaniemy na wieczność.

Ew. Mateusza napisał:
(37) Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony.

więc, słowa mają znaczenie :wink:
Banalne stwierdzenie.
Lecz jaką mają moc? Raczej o wiele mniejszą, niż ludzie uważają; zaklęcia nie działają, chyba, że ktoś w nie, w ich moc właśnie wierzy i tak swą psychikę "nastawi", "przestraszy".
Pofilozofuję nieco więcej nawet: Najbardziej człowiek może [i niejako powinien] bać się siebie samego- a dokładniej gnębienia własnych "demonów". Jak się wyraził Gendo Ikari- chociaż w specyficznej sytuacji sabotażu kwatery NERV-u: "Największym wrogiem ludzkości jest sam człowiek."
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 1 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin