Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Myśli o myślach
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:38, 24 Kwi 2017    Temat postu:

No, dobra... Przeproszę nieco czytelników w innym dziale tego forum, ale raczej nie za to, za co sugerował Michał, bym przepraszał... To będzie na podstawie innej trochę autorefleksji, chociaż silnie dość związanej z tym, o czym tu ostatnio piszemy, szczególnie w kłótni z Michałem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:52, 24 Kwi 2017    Temat postu:

Michal Dyszynski napisał:
Akceptujesz styl Piotra - Twój wybór. Nic do tego nie mam. Ja jestem z innej bajki. Niech sobie ludzie preferujący jakiś styl będą w jednej przegródce, a ci, którym ów styl nie pasuje, w drugiej.
Wow - a to mi sie kamieniem w oko oberwalo znianacka :)

Nie przyjme pozycjonalnosci ego ani nie stane po zadnej stronie "bajki", bo "bajko Ty moja" jestes integralna skladowa the Bajki czyli historii Rodziny Ludzkiej. Nie mam czasu ale, zebys wiedzial, nie wierzyl (to inny poziom doznawania), pisze w telegraficznym skrocie, because I care I tyle - a teraz ta muza I praca, praca, praca - narka :)

https://youtu.be/aXYtJB7Qslk


Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Pon 15:53, 24 Kwi 2017, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:06, 24 Kwi 2017    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Michal Dyszynski napisał:
Akceptujesz styl Piotra - Twój wybór. Nic do tego nie mam. Ja jestem z innej bajki. Niech sobie ludzie preferujący jakiś styl będą w jednej przegródce, a ci, którym ów styl nie pasuje, w drugiej.
Wow - a to mi sie kamieniem w oko oberwalo znianacka :)

Nie miałem zamiaru celować w oko. Tu nie było napaści.
Chyba każdy ma prawo (a właściwie to może wręcz OBOWIĄZEK) wybierać, co jest dla niego właściwe...
Wybieramy potrawy, ubrania, słuchaną muzykę, partnerów życiowych. Chyba wolno jest więc wybrać styl komunikowania się, dyskutowania z ludźmi?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:08, 24 Kwi 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Dyskurs napisał:
I znowu Michał wpadłeś w pułapkę stworzenia Michałowej zgrabnej definicji rekacji emocjonalnej. A życie swoje. Bo ktoś czytając czyjś wpis może się rozpłakać i uciec od ludzi. Ktoś może zareagować złością ale jej nie uzewnętrzniać. A jak nie uzewnętrzni do “dokopie” sobie adrenaliną, kortyzolem, i innymi związkami stresu komórkowego. Tak więc widzisz Michał, zbyt często wpadasz w pułapki swoich własnych interpretacji i stąd są Twoje trudności komunikacyjne.
Chodzi w tym, w komunikacji m. in., a nawet- w tym kontekście- przede wszystkim o to, by nie przykładać własnej miary do innych osób! Jest to jednak trudne, nawet bardzo chyba, ponieważ w zasadzie innej "miary" nie znamy, niż własna... I sam niejednokrotnie tak czynię, że mierzę kogoś, wypowiedzi czyjeś własną miarą; stąd m. in. moje zbyt chyba wygórowane oczekiwania, co do niektórych forumowiczów [co do wielu raczej]. Jednak staram się to uwzględniać i odpuszczać nieraz, gdy "ciśnięcie" jeszcze silniej nie ma sensu, bo może kogoś "złamać" [jak np. mazgaja Michałka;-P].
Ale ty Michał prezentujesz w tym względzie typową dość sytuację odrzucania, wypierania [się] nawet. Piszesz często, jaki to niby tolerancyjny starasz się być, ale to jest raczej tylko "gąszczem liter istoty zakrywanie"; bo tak naprawdę, obawiasz się przyznać sam przed sobą, że jesteś mało tolerancyjny, przynajmniej co do pewnych kwestii, aspektów czyichś zachowań.

I postaraj się nie obrażać, ale raczej korzystać z moich porad- np. takich, jak powyżej- bo w sumie "za friko" stosuję, "daję" ci moją psychoanalizę ciebie. A jest tak, że nawet intuicyjnie jestem w tym dość dobry, pomimo braku wykształcenia psychologicznego. W sumie, to niekiedy wystarczy dokładnie obserwować siebie, własne reakcje i logicznie myśleć "szeroko", "otwarcie" rozumować- bez blokad z góry założonych, by uskuteczniać dobrą introspekcję i ewentualnie autoterapię.
:)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dyskurs napisał:
Piotr i ja mamy wiele wspólnego, bo oprócz bycia realistami do pewnegoo stopnia, Piotr rozumie moje użycie metafor mimo, iż trochę po mnie się humorystycznie przejedzie. Ale jak nie ma Piotra jakiś czas na forum, to tęsknie za jego marudzeniem, przejeżdzaniem się po moim światopoglądzie czy nawet go rozorywaniem.
Sugerujesz w tym tekście, że jesteś uległa psychicznie??:think: Otóż nie przepadam za takimi ludźmi, nawet kobietami.:shock: ;-P

Dyskurs napisał:
A tymczasem zrzuć ciut tej pokusy epitetowania Michała
Postaram się.:) Chociaż uparte ze mnie raczej bydlę i to w tym negatywnym znaczeniu bardziej...:( Ale warto- nie tylko dlatego, by Michał "nie płakał" tyle i nie "zaśmiecał" forum swymi osobistymi "wynurzeniami", opisywaniem (pseudo)traum własnych...:wink:
Nie rozumiem o co Ci chodzi z ta subordynacja psychiczna, Piotrze, ale wiedz, pisalam to juz na tym forum – moj Tato powiedzial mi w wieku 3 lat: “Dziecko ucz sie bo bedziesz sie musiala utrzymac”. Co mial jako urodzony w Poslce ale z manierami Lorda angielskiego, wieloaspektowa inteligencja, I pamiecia na mysli to fakt, ze na mnie nie ma wplywu nikt. Kto chce testowac niech zalozy pancerz, bo nie wytrzyma presji.

Masz temperament mojej mlodszej kotki Alexis Jerry Cornelius. W ciagu dnia nie wolno jej nawet dotknac, bo niby ucieknie ale za jakis czas podleci znienacka I ugryzie w kostke. Ale w nocy przyjdzie do mojego lozka rozmiaru Queen, glowke umiesci pod moja broad I polozy sie na mojej klatce piersiowej aby mruczec I dzielic sie dobra energia. Spi tak do rana mimo, iz na lozku jest sporo pustego miejsca aby przycupnac.

Wyczuwam, ze jestes albo spod znaku wody albo masz sporo planet w tej energii, bo jak skoczysz w tonie samooceny to … ale “kim jestem by osadzac :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:14, 24 Kwi 2017    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
Michal Dyszynski napisał:
Akceptujesz styl Piotra - Twój wybór. Nic do tego nie mam. Ja jestem z innej bajki. Niech sobie ludzie preferujący jakiś styl będą w jednej przegródce, a ci, którym ów styl nie pasuje, w drugiej.
Wow - a to mi sie kamieniem w oko oberwalo znianacka :)

Nie miałem zamiaru celować w oko. Tu nie było napaści.
Chyba każdy ma prawo (a właściwie to może wręcz OBOWIĄZEK) wybierać, co jest dla niego właściwe...
Wybieramy potrawy, ubrania, słuchaną muzykę, partnerów życiowych. Chyba wolno jest więc wybrać styl komunikowania się, dyskutowania z ludźmi?...
Noo :)

I kot lepiej niz Mistrz Gregg Braden wyjasni aspect kontaktow miedzyludzkich przez culture essnska czyli 7 Essenskich Luster :)

https://youtu.be/EiBsczafvaA
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:49, 24 Kwi 2017    Temat postu:

@ Dyskurs:
Cytat:
moj Tato powiedzial mi w wieku 3 lat: “Dziecko ucz sie bo bedziesz sie musiala utrzymac”.
Chyba każdy "normalny" tato, czy w ogóle rodzic tak "pieprzy"- ale bzdury, oczywiście.;-P Pomijając to, że bywa, iż to ktoś inny kogoś utrzymuje, to wcale nie trzeba się utrzymywać; gdzie, do kurwy jebanej nędzy, jest przykazane, że trzeba żyć?!?:-> Człowiek, jeśli jest naprawdę wolny - a życie zawsze zniewala- to jest również świadomy tego, że ma "władzę", możność oraz swobodę wyboru, czy będzie [biologicznie] istnieć. Samobójstwo, to wyzwolenie- tyle, że konsekwencje osobiste są nieznane, a i utrata szans np. na rozwój oczywista. Jednak każdy ma możliwość i prawo wyboru, jakimi priorytetami, przekonaniami, głębiej- emocjami się kieruje i jakie decyzje podejmuje zatem. Kto jednak postrzega samobójstwo jednostronnie, jako coś złego jednoznacznie, ten jest bezrefleksyjnym, ograniczonym "automatem", jedynie "wykonywaczem" procedury ewolucyjnej, bezmyślnie poddającym się imperatywowi przetrwania i kontynuacji gatunku. Jednocześnie uważam, iż zazwyczaj bardziej rozsądne i słuszne, uzasadnione jest wybranie życia, niż śmierci, lecz nie na zasadzie "bo muszę żyć"; a tym samym nie muszę się utrzymywać także- poniekąd oczywiście, bo zależności [słuszne] ekonomiczne są i nie powinno się, ot, tak sobie, np. "zejść zupełnie na psy"...
Cytat:
na mnie nie ma wpływu nikt
Idiotka.;-P :*
Cytat:
Wyczuwam, ze jestes albo spod znaku wody albo masz sporo planet w tej energii, bo jak skoczysz w tonie samooceny to … ale kim jestem by osadzac :)
Dobrze "wyczuwasz", a raczej przypuszczasz, wnioskujesz.:wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:22, 24 Kwi 2017    Temat postu:

Usunelam duplikat :)

Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Pon 17:23, 24 Kwi 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:23, 24 Kwi 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Idiotka ...
Tez Cie kocham :*

Piotr Rokubungi napisał:
Dobrze "wyczuwasz", a raczej przypuszczasz, wnioskujesz.
Odczuwam Ryby tylko bez manier angielskiego Lorda z flegma ale nie w gardle :)

Jeszcze jak potwierdzisz ze masz czarne wlosy (teraz sol I pieprz) I brazowe oczy - to pewnie "pi*rdykne" z krzesla :)

https://youtu.be/8asRWe5XNw8

P.S. Pewnie, ze kazdy rodzic chce najlepiej dla swojego dziecka, tylko nie kazdy rodzic angazuje sie w kwestie egzystencjonalne ze swoim 3 letnim dzieckiem - unless ... :)


Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Pon 17:27, 24 Kwi 2017, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:50, 26 Kwi 2017    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Idiotka ...
Tez Cie kocham :*

Piotr Rokubungi napisał:
Dobrze "wyczuwasz", a raczej przypuszczasz, wnioskujesz.
Odczuwam Ryby tylko bez manier angielskiego Lorda z flegma ale nie w gardle :)

Jeszcze jak potwierdzisz ze masz czarne wlosy (teraz sol I pieprz) I brazowe oczy - to pewnie "pi*rdykne" z krzesla :)

https://youtu.be/8asRWe5XNw8

P.S. Pewnie, ze kazdy rodzic chce najlepiej dla swojego dziecka, tylko nie kazdy rodzic angazuje sie w kwestie egzystencjonalne ze swoim 3 letnim dzieckiem - unless ... :)
Ja cię nie kocham- nawet cię nie pieprzę...:shock: :mrgreen:
A ryby cuchną dosyć- to fakt; więc je wyczuwasz...:shock: :rotfl:
Oh, dear Lord- jam nie lord!;-P
Nie mam włosów, ani oczu- "zjedli je moi towarzysze; do dziś ich mlaskanie słyszę"...:shock: To z piosenki Kazika fragment tekstu.
:mrgreen:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:25, 02 Maj 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
...

Tak w ogóle to mam jeszcze jedną uwagę na temat tego, jako to Piotr "rozprawiał się" z moimi twierdzeniami, jak to "udowadniał" moją głupotę. Dla mnie pewnie ponad 90% Jego uwag BYŁA PO PROSTU NIE NA TEMAT.
Żeby cokolwiek w logicznym sensie zanegować, niezbędne jest wcześniejsze zrozumienie twierdzenia, które się rzekomo neguje. Problem w tym, że w tym wypadku pogrubiony warunek nie zachodził w zdecydowanej większości przypadków. Uwagi Piotra ja odbieram jako nie związane z tym, co pisałem. W tym sensie może nawet pisanie, że jestem "głupi" bez wyjaśnienia w czym i dlaczego na taki epitet zasłużyłem było jakąś ostatnią deską ratunku dla pragnienia negacji. Bo jak się zrozumiało, co ktoś powiedział, to nie można temu zaprzeczyć - jedyne co można, to napisać "głupi jesteś".
Ale właściwie ten aspekt sprawy ostatecznie "przygwoździł" mój "entuzjazm" do dyskutowania z osobą logujacą się na sfinii jako Piotr Rokumbungi. Po prostu z nim PRAWDZIWEJ DYSKUSJI I TAK NIE MA. Uznałem, że nie ma i nie będzie, bo jedyne na co stać Piotra to właśnie wypisywanie paszkwili, zaś nawiązanie dyskursu intelektualnego jest aktualnie poza zasięgiem możliwości Piotra. Ja nie zamierzam zaś tłumaczyć się nikomu z tez, których nie głosiłem, sugestii, których nie miałem zamiaru wprowadzać do rozumowania. Dla mnie owe "dyskusje" miały po prostu posmak surrealizmu, bo można by je porównać do tyrady w stylu: ale ty głupi jesteś, że uważasz jakoby koty domowe były zarządzane przez kosmitów. albo coś podobnego. Tak więc zdecydowanej większości (rzekomo moich) stwierdzeń, przypisywanych mi przez Piotra, zajmowanych stanowisk nie da się do mojej osoby zasadnie przypisać. Ten człowiek już chyba jednak "odpłynął".

Natomiast ja mam z tego uwagę ogółną - PODSTAWOWY POWÓD, DLA KTÓREGO NIE NALEŻY PISAĆ W OGÓLE OKREŚLEŃ W STYLU "GŁUPI". Takie podejście do sprawy od razu sugeruje, że delikwent NIE ROZUMIE w ogóle o co biega. Aby się przed takim zarzutem zabezpieczeń, lepiej jest więc PISAĆ ZAWSZE O ASPEKTACH WYPOWIEDZI, unikając ogólników.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 2:06, 27 Lip 2017    Temat postu:

Taka krótka myśl na temat poszukiwania ścieżki myśli - drogi prawdy przyszła mi do głowy:
Szukający prawd dla swoich emocji i ego poszukują przede wszystkim tego, co im POTWIERDZA ich koncepcje, a unikają rozważania tego, co mogłoby owej koncepcji zaprzeczyć.
Szukający prawd uniwersalnych szukają najpierw tego, co MOGŁOBY ZAPRZECZYĆ ich koncepcjom, a dopiero jak owo zaprzeczenie okaże się nieskutecznym, uznają jakąś formę owych koncepcji potwierdzenia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:44, 29 Lip 2017    Temat postu:

Jednym z ciekawszych moich przełomów na drodze zrozumiewania tego, czym jest rozumowanie (także logika w szerszym sensie) było uświadomienie sobie iż funkcjonujemy myślowo prowadząc swoistą "grę" pomiędzy dwoma sferami:
- sfera rzeczy zdefiniowanych, sfera koncepcyjna, takich który udało się ustabilizować, spowodować, że rozpoznania i operacje na tych rzeczach wykonywane są POWTARZALNE, PRZEWIDYWALNE, SPÓJNE, OKREŚLONE
- sfera intuicji , czyli tego wszystkiego, co "czepia się" rzeczywistości w bliżej niekonkretny sposób, często na coś wskazuje, ale my do końca nie wiemy co, o czymś mówi, ale przy bliższej analizie nie daje się tego "przyszpilić" nazwami, pojęciami.

Te sfery naprzemiennie dokonują, na swoich zasadach, rozpoznań. Robią to w sposób w dużym stopniu sprzeczny, a pomiędzy nimi następują próby NEGOCJACJI.
Obie te sfery są ABSOLUTNIE NIEZBĘDNE dla prawidłowego funkcjonowania myśli. One uzupełniają się w działaniu, wspomagają (choć nie odbywa się to "bez zgrzytów").
Są ludzie, którzy totalnie nie umieją diagnozować, z której z owych sfer pochodzą rozpoznania. Tych ludzi można poznać po tym, że np. intuicyjne swoje (sprzeczne wewnętrznie) ujęcia próbują dekretować jako jedyną prawdę o świecie, wiązać z pojęciami, które - jak się uczciwie przyjrzeć ich obiegowej definicji - mówią o czymś innym. Są to po prostu ludzie, z którymi nie ma dyskusji, bo w ich rozumowaniu brak jest swoistego "bufora", dystansu do własnych rozpoznań i ustaleń. Oni wciąż się upierają, że rzeczy są i muszą być jedynie takie, jak teraz je ujrzeli.
Prawdziwa świadomość własnych myśli zaczyna się w momencie, gdy umysł nabędzie szczególnego rodzaju pokory, dystansu, czyli gdy zacznie brać pod uwagę, iż to co się jawi, choćby nawet bardzo wydawało się słuszne i atrakcyjne, może wcale nie będzie tym ostatecznym obrazem myślowym, jaki warto jest przyjąć. Dla części ludzi jest to bardzo trudne, bo dodatkową zaporą w zdobyciu owej świadomości jest ego, które z natury szuka "swego", jest przeciwne dyskredytowaniu tego, co w nim zaistniało. Gdy zaś dodatkowo ktoś posiada silnie rywalizacyjny model emocji, wtedy znalezienie w sobie szansy na jakiś dystans, na rozpatrzenie odmiennej opcji, jest bardzo małe.
Ale warto - warto jest mieć świadomość, że obie te sfery w jakiś sposób umysł "oszukują", tzn. produkują rozpoznania niespójne, nie spełniające założenia trwałości, uniwersalności. Przy czym obie oszukują na wyraźnie inne sposoby.

Sfera koncepcyjna myśli oszukuje umysł w ten sposób, że więzi ów umysł w tautologiach, które same z siebie mają niesprecyzowany związek z rozpoznaniami świata. Skrajni koncepcjoniści, to osoby jakby z zespołem Aspergera - odizolowane od świata, bojące się często tego świata, w całości zatopione w swoich mirażach, w operacjach "logicznych", ale pustych, jałowych w odniesieniu do reszty świata myśli.
Z kolei sfera intuicji oszukuje w dokładnie przeciwny sposób - dając iluzję "wszechwiedzy", objęcia rozpoznaniem wszystkiego. Intuicja jest z natury niezwykle plastyczna, akceptująca do absurdu, albo odrzucająca do absurdu - nie pyta o weryfikację, nie pyta o twardy sens, tylko dekretuje - to jest takie, a tamto owakie i nie pytajmy dlaczego tak jest, bo przecież "to jest".

W umiarkowanej postaci, szczególnie przy pozytywnym "sprzężeniu" obu sfer myślenie zaczyna się robić konstruktywne. Wtedy sfera koncepcyjna stabilizuje nam obraz, tworząc modele rzeczywistości, zaś sfera intuicyjna dopasowuje bieżące rozpoznania do owych modeli, tuszując pewne błędy owych dopasowań. Model jest czymś idealnym, ale właśnie poprzez ten idealny charakter, jest "sztuką dla sztuki", w absolutnej postaci nie do zastosowania. Dopiero intuicyjna część myśli "rozciąga nici" wiążące modelowania na rozpoznania tak, że te rozpoznania dadzą się modelem opisać. Poza tym intuicja daje nam z 50% do kreatywności (drugie 50% daje sfera koncepcyjna), podpowiadając nowe ujęcia tam, gdzie to wydaje się celowe.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:52, 16 Sie 2017    Temat postu:

Prawda najmojsza na świecie
Prawda najmojsza na świecie
Ta prawda,
która widzi to co nam korzystne, a stroni od tego co dla nas niewygodne
która kocha to, co nasze, a nienawidzi z zasady to co obce
która szuka tego, co potwierdza nasze poglądy, a pomija to, co im zaprzecza
taka prawda…
prawdą w ogóle nie jest.

Michał Dyszyński środa, 16 sierpnia 2017
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:29, 09 Paź 2017    Temat postu:

Pomiędzy podobieństwem, a różnicowaniem
Najbardziej podstawowym mechanizmem myślenia jest ustawianie sobie rzeczy pomiędzy dwoma skrajnościami - podobieństwem, nawet do tożsamości vs różnicowaniem, aż do absolutnej inności.
Większość rozpoznań jest mieszana - rzeczy są trochę podobne do siebie, a trochę inne. Zarówno to podobieństwo jak i inność częściowo będą wynikały z samego mechanizmu spostrzegania, z filtrów jakie nasza natura nakłada na to, czego doznajemy (choć w tej drugiej części będą wynikały z samej - zewnętrznej - natury postrzeganych bytów). Można by powiedzieć, że "widzimy ten świat" patrząc przez szybkę, która w istocie sama jest jakby witrażem zrobionym z nierówno obrobionego szkła - ono dokłada swoje własne kolory, modyfikując barwę tego, co za oknem, zniekształca proporcje.

Ludzie rozciągają mechanizm różnicowania vs szukania podobieństw także na aspekty uczuciowe, społeczne. Objawia się to postanowieniem atrybutów swój vs obcy, albo moje vs cudze. Niektórzy są silnie manipulowani przez ten wrodzony mechanizm tworzenia sobie jasnych kategorii w tym zakresie i, sami do końca nie wiedząc dlaczego, zaczynają postrzegać ludzi i zdarzenia w kontekście obce-wrogie vs moje-przyjazne. Nie dostrzegają tego, jakże często tak jest, iż ten nadany atrybut wrogości i przyjaźni jest czysto arbitralny, wręcz chaotyczny. Bywa bowiem tak, że ktoś "swój" w istocie jest największym wrogiem i krzywdzicielem, a ktoś "obcy", czyli w emocjach postrzegany jako nieprzyjaciel, w gruncie rzeczy jest źródłem dobra i ładu w życiu. Ale umysły ludzi są słabe, podatne na manipulację - tak świadomą, wrogą ze strony świata, jak i tę własną - wewnętrzną, wynikającą z nierozpoznania swojej prawdziwej natury. Słaby umysł nie rozpoznaje świata i siebie spójnie - miotają nim tendencje, których ten umysł nie rozumie, nie rozpoznaje, nie panuje nad ich źródłami.

Syndrom sztokholmski
Jednym z najciekawszych mechanizmów psychiki jest syndrom sztokholmski, polegający (już w pewnym uogólnieniu) na tym, że zaczynamy darzyć sympatią, miłością, uznaniem to co jest ewidentnie naszym wrogiem. Dajemy się ogłupić, manipulować sobą, oszukiwać. Dlaczego?
- ogólna odpowiedź jest chyba: bo JESTEŚMY SŁABI MENTALNIE. Mechanizm syndromu sztokholmskiego polega na tym, że zły pan - nasz wróg w pewnym momencie daje nam nieco odetchnąć od swojej tyranii - rzuca nam jakiś ochłap, rezygnuje z kolejnej szykany itp. Nasze sponiewierane uczucia, zbolała psychika (często i ciało) reagują wtedy nadzieją, czasem bliską euforii, pojawia się odczucie "jednak to ludzkie panisko", a dalej "może da się z nim dogadać, ale trzeba go zrozumieć, jakoś polubić" i zaczynamy lubić naszego wroga. Ba, niektórzy zaczynają tego wroga kochać i to bardziej, niż osoby ewidentnie nam życzliwe.
Mechanizm utożsamiania się w wrogiem, kochania go ma też pewien swój głębszy powód. Nasz system myślenia jest w istocie silnie powiązany z odczuwaniem, z nadawaniem znaczenia i wartości. O rzeczach, które są nieakceptowane, niemiłe niechętnie w ogóle myślimy - po prostu wyrzucamy je z przestrzeni rozważań. Dopiero, choćby częściowe, polubienie tego, co miałoby się stać przedmiotem myślenia, daje impuls wewnętrzny do tego, aby sprawą się zająć. W sytuacjach związanych z zagrożeniem (np. jak w oryginale sytuacji będącej podstawą syndromu sztokholmskiego - bycia zakładnikiem terrorystów) korzystne jest wejście myślą w sytuację, jaka przypadła nam w życiu - aby w ogóle mieli jakoś ogarnąć problem, psychika podpowie nam niezbędny emocjonalny "pomost" w rodzaju "polub to, co cię spotyka". Mając otwarte drzwi do myślenia o sprawie, czyli bez ciężaru twardej negacji, która pierwotnie utrudnia w ogóle rozważanie tego wszystkiego, być może znajdziemy rozwiązanie, być może się uratujemy....
Być może... Czyli sam mechanizm zyskiwania pozytywnego stosunku do tego, co jest źródłem tyranii jest potrzebny, tyle że... JEST OSZUSTWEM.

Ktoś tu może powie - to w końcu nie pierwszy raz się oszukujemy, aby jakoś ogarniać myślą ten złożony, zrzucający na nas cierpienie, świat. Może i będzie miał rację - oszustwa są dla naszej psychiki pewnego rodzaju standardem. Urodziliśmy się bowiem z nawykami i filtrami poznawczymi, których genezą jest walka o przetrwanie w nieprzyjaznym, a do tego niepoznanym środowisku świata - z jego drapieżnikami, niedostatkami, potrzebą zdobywania zasobów, pozycji w grupie, czasem kosztem czegoś dla nas cennego. Tak więc oszukiwanie samego siebie mamy wbudowane w nasze myślenie. W końcu od tego, czy będziemy rozumowali w pełni poprawnie (sprawa na przyszłość, o dość nieokreślonych konsekwencjach), najczęściej ważniejsze jest abyśmy byli w stanie teraz, w konkretnej sytuacji zareagować z najmniejszym potencjalnym błędem (statystycznie, bo jesteśmy rzuceni w świat, w którym większość aspektów jest niepewna).
Teraz pozostaje nam jednak reakcja na ten fakt - czy się na to bezwolnie zgodzimy, uznamy, że tak być musi, że nic nie da się z ową okolicznością - bycia permanentnie oszukiwanym i oszukiwania samego siebie - zrobić, albo...
albo jednak (co staram się uczynić własnym wyborem) jakoś to wszystko, w miarę możliwości i sił, OGARNĄĆ. Ostatecznie bowiem pokochanie wroga wcale nie jest korzystne. W większości przypadków związanie się uczuciowo, czy w inny sposób z kimś wrednym, agresywnym, nie dbającym o nasze dobro jest ścieżką do upadku i nieszczęścia. Więc kto daje się porwać mechanizmowi syndromu sztokholmskiego, zapewne straci. Można, A NAWET WARTO te uczuciowe pozostałości po szukaniu przez psychikę drogi do samej siebie w trudnych sytuacjach jakoś ZRACJONALIZOWAĆ, czyli odrzucić tak głupią, destrukcyjną miłość do tego co nas niszczy. Jest sens i powód w nie poddawaniu się manipulacjom i ślepym emocjom. Do tego trzeba jednak posiąść pewną minimalną MENTALNĄ MOC. Nie każdy (chyba) jest jeszcze gotów do refleksji nad sobą, to "wyjścia z własnej uczuciowej i intuicyjnej skóry", by spojrzeć na siebie z szerszej perspektywy, a potem odrzucić wrogie nam manipulacje.

Może będę w stanie zrozumieć samego siebie? (choć trochę, a na pewno być w owym zrozumiewaniu dalej, niż to było na początku)
Może potem, rozumiejąc już własne przekłamania, które produkuje moja natura, będę w stanie też lepiej ogarniać świat - środowisko, które buduje z zewnątrz moje jestestwo. Wtedy mam szansę zyskać jakoś kontrolę nad sobą, trochę światem, a dalej szczęściem i spełnieniem mojej osoby.

:think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 13:31, 09 Paź 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:48, 02 Lis 2017    Temat postu:

Nie ma myśli oderwanej od kontekstu
Wszystko co da się pomyśleć do czegoś się odnosi, na coś wskazuje. To na co wskazuje myśl zwykle dalej wskazuje na coś jeszcze i jeszcze...
Nie wiem dlaczego, ale powstała w umysłach wielu dość dziwna intuicja tego, czym są POJĘCIA. Ludziom się zdaje, że pojęcia niejako " po prostu są", w jakiś obiektywny sposób wskazując na to "coś" (co?...), co jest "w rzeczywistości". Ten obraz pojęć, choć w zgrubnym traktowaniu nawet coś tam umysłowi porządkuje, to jednak ostatecznie okazuje się naiwny, czy wręcz błędny. Żadne pojęcie tak naprawdę nie jest ściśle i jednoznacznie określone, bo taka absolutna ścisłość ZABIŁABY MOŻLIWOŚĆ ROZPOZNANIA owego pojęcia. Rozpoznanie pełne polega bowiem na postawieniu sobie serii pytań na temat wrażeń, jakie posiadamy, to PRACA TWÓRCZA UMYSŁU, który filtruje to co uzna jako nieistotne dla sprawy, zostawiając to, co prowadzi do CELU. Pojęcia są więc jakby CELAMI ROZPOZNAŃ. Pojęcia "kot" tylko w pozornym, zgrubnym rozumieniu oznacza gatunek zwierzęcia. W pełnym "garniturze" odniesień mamy tu bowiem bogactwo różnych kontekstów:
- chodzić jak kot - oznacza ciche poruszanie się
- kocie spojrzenie - to charakterystyczny wyraz oczu
- koty jako rodzina - to cały zbiór gatunków kotowatych
- kotka - kochanka, to obraz kobiety, która jest nieco kapryśna, ale też chyba jakoś atrakcyjna poprzez żywość reakcji w kontaktach erotycznych
- oczywiście kot jako kot domowy (gatunek catus domesticus)
- ale też całą masa wizerunków - przedmiotów obrazów przedstawiających kota
Umysł "słysząc" bez kontekstu słowo "kot" jest nieco zdezorientowany, bo nie wie jaki jest kontekst tego słowa. Zapewne przyjmie wtedy DOMYŚLNY KONTEKST - kota domowego - choć pewnie "zostawi sobie w tle" przestrzeń na doprecyzowanie i zmianę tego przypisania. Gdy kontekst się ustali, wtedy rozpoznanie pierwotnego słowa "kot" zacznie prowadzić do np. figurki alabastrowej wzorowanej na egipskiej rzeźbie przedstawiającej kocią figurkę. Wtedy okaże się, że chodziło nie tyle o odniesienia do świata zwierząt, co tylko nawiązanie do owego odniesienia, zaś w głównym nurcie myśl zmierzała do świata sztuki, aranżowania wnętrz.
Jakiekolwiek pojęcie wybierzemy, to efekt będzie z grubsza taki, jak byśmy niesłychanie skomplikowaną sieć powiązań "stuknęli" w jakimś miejscu. Tam się jakieś węzły owej sieci "wygną", powstanie wybrzuszenie, może drganie, które tez udzieli się sąsiednim węzłom. Ale ta struktura nie jest statyczna, bo w razie potrzeby, po doprecyzowaniu kontekstu, może się okazać, że tenże kontekst "przyciągnął" do naszego uderzonego węzła sieci jakieś zupełnie nowe węzły - czasem pierwotnie mocno oddalone.

Błąd myślenia o pojęciach w sposób statyczny
Jednak wielu ludziom trudno jest procesować myślą tak złożony byt jak uświadomienie sobie twórczego charakteru pojęć, odniesień. Aby jakoś zarządzać rozumowaniem, tworzą sobie uproszczenia - zaczynają się upierać przy jakimś wybranym statycznym obrazie danego pojęcia, zapominając o reszcie, o tej dopełniającej złożoności. Efektem tego błędu rozpoznawania będą NIESPÓJNOŚCI I SPRZECZNOŚCI w rozumowaniu, bo umysł pobierający nowe rozpoznania, będzie próbował na siłę wtłaczać je do poprzedniego kontekstu - tam gdzie one ewidentnie nie pasują. W skrajnej postaci da to efekt zdezorientowania, nawet złości osoby, której zabrakło elastyczności myślowej, zabrakło pewnych dodatkowych myślowych buforów, przygotowanych miejsc i odniesień, aby obraz myślowy ostatecznie zrobił się adekwatny do wrażeń, czy myślowych rozpoznań. W obliczu narastających sprzeczności umysł w końcu "złoży broń", choć nie zawsze emocje mu pozwolą na złożenie tej broni uczciwie. Niektóre umysły, zamiast przyznać się do tego, że pogubiły się w szukaniu tego, o co właściwie im chodziło, uprą się przy jakiejś przypadkowej instancji myślowej, powstającej w owych poszukiwaniach sensu. Czasem owa instancja urośnie im w emocjach do rangi "prawdy". W gruncie rzeczy tak jak od początku nie potrafili sobie dojść do ładu z obrazem świata, tak dalej tego nie potrafią, lecz dodatkowo jeszcze sobie ten obraz popsuli - poprzez wystawienie emocjom atrapy właściwej myśli.

Problem atrap dla myśli
W gruncie rzeczy jest to problem światopoglądowy - religijny. Pytanie o prawdę, o tę "właściwą myśl" jest bowiem pytaniem o istotę świadomości. Umysł zaczyna swoją przygodę z istnieniem od obróbki narzuconych mu doznań. Dostaje trochę przyjemności, trochę bólu, trochę zaciekawienia i innych wrażeń. Potem umysł próbuje jakoś zrobić z tym porządek, naturalnie dążąc do tego, co przyjemne, a unikając przykrości.
Za chwilę jednak okazuje się, że ta prosta strategia działa tylko na krótką metę - życie pokonfliktowało nam przyjemności ze sobą i z bólem, cierpieniem. Idąc wprost za przyjemnością zapewne na końcu swojej drogi spotkamy cierpienie - np. chcąc sobie zapewnić przyjemne doznania z użyciem narkotyków, ostatecznie wpadniemy w nałóg, zdegradujemy swój umysł i uczucia. Podobnie jest z innymi przyjemnościami naturalnymi - jedzeniem, seksem, szukaniem powodzenia w społeczności. Gdy dążenie do owych przyjemności zapanuje nad jakimś takim "ogólnym sensem", gdy owo dążenie stanie się nadrzędnym celem, to umysł się wykolei, lądując w obszarze sprzeczności i cierpienia.
Sprawa jest trudna - bo na starcie przecież nic lepszego jak doznania, jak te odczute przyjemności nie posiadamy. Zasadne jest pytanie: dlaczego bym nie miał do nich dążyć?
- To co? Miałbym dążyć do tego co przykre?...
Niektórzy przetestowali także i tę ścieżkę - pokutnicy, asceci - poszli w stronę eksplorowania tego, co bolesne, przykre. Co ciekawe, często ich umysł, po trudnym treningu, zdawała się jakoś przystosować, akceptować przebywanie w obszarze bólu. Jakoś w nim trwali, żyli, nawet mieli jakąś formę życiowych sukcesów.
Bo umysł jest bardzo plastyczny, twórczy - nawet występując przeciw naturalnym mechanizmom jest w stanie stworzyć sobie niszę do funkcjonowania.

Do czego w takim razie umysł powinien dążyć?
Pytanie jest oczywiste, będąc swoistą definicją SZCZĘŚCIA. Tak - definicją!
Bo jest sens widzieć szczęście jako nie tyle stan związany z jakąś kombinacją znanych przyjemnych bodźców, co po prostu tym, co naturalni i w pełni ów umysł akceptuje. Co by to nie było?
Jak ktoś czuje się szczęśliwy męcząc się wspinaczką na górską ścianę, gdy pomimo chłodu, bólu mięśni, otartych palców czuje to, jako "jego życie", to trzeba to zaakceptować i nie wmawiać mu, że "lepiej by mu było", gdyby leżał sobie pod palmą na leżaku, popijając drinki.
Ale w tym pytaniu zawiera się podpytanie: co dałoby nam szczęście TRWAŁE?
Bo przywołując obraz owych prób szukania szczęścia poprzez zażywanie narkotyków, widać zagrożenie - czasem coś jest szczęściem na początku, a cierpieniem przez resztę życia.
W moim przekonaniu kluczem do owej układanki jest MOC. Umysł powinien być mocny!
Czym jest moc umysłu?
- To umiejętność rozpoznawania prawdziwej natury rzeczy, też umiejętność przewidywania konsekwencji, to zestaw NARZĘDZI MODELOWANIA własnych myśli, odbioru świata, działań w owym świecie. Mocny umysł nie oddaje się w niewolę - czyli nie zachce (!) poddać tyranii ludzi, namolnych idei, przyjemnościom narkotycznym, a nawet z pozoru niewinnym przyjemnościom, jeśli owe przyjemności miałyby tenże umysł osłabiać, zatrzymywać w doskonaleniu. Może więc wszystkie przyjemności należałoby traktować jakby były przejściowe, takie "na chwilę"?...

Jest taki znany obraz kogoś pokonującego niebezpieczne bagno. Takie bagno posiada kępki trawy, na których stanięcie chroni przed utonięciem. Ale kępka za chwilę tez zaczyna się zapadać pod ciężarem stojącego na nim człowieka. Więc człowiek musi przeskoczyć na kolejną kępkę, a potem znowu kolejną... W przeciwnym wypadku utonie w bagnie.
Ten obraz jest chyba ciekawą alegorią umysłu, który miałby zachować swoje szczęście. Taki umysł musiałby WCIĄŻ PODĄŻAĆ, wciąż szukać nowego, wciąż się doskonalić, na niczym nie pozostawać. Oczywiście są pewne trwałe wartości, które warto zachowywać - np. miłość, pokój wewnętrzny. Ale one są trwałe nie w tym sensie, żeby miały być zawsze takie same, ale trwałe jakimś głównym rysem swojego bytu, ZMIENIAJĄC SIĘ jednak, doskonaląc.

To doskonalenie, połączone z wciąż doskonalącą się formą akceptacji/miłości stworzenia jest chyba takim najbardziej ogólnym, ale też uniwersalnym przepisem na szczęście.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 14:52, 02 Lis 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:42, 15 Lis 2017    Temat postu:

Kopiuję tu własny tekst na temat roli intuicji i intelektu - moja odpowiedź, analiza na skrajnie intuicyjny styl myślenia, jaki prezentuje formowiczka Dyskurs. Uważam ten tekst z ważny z punktu widzenia rozumienia tego, czym jest myślenie tak ogólnie.
Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
...

Cała Dyskurs. :)
Jesteś dla mnie swoistym fenomenem, przypadkiem zbliżającym się do granicznych stylów myślenia - tutaj zminimalizowanie intelektu, modelowania, podążania za konceptami na korzyść asocjacji, ochrony uczuć, "malowania" na swoim wewnętrznym ekranie, potem zmazywania jakiejś części, choć bez żalu co zostało unicestwione. Arbitralność przypisań, dyktowana odczuciami i pragnieniami rządzi. To, co miałoby obiektywnie znaczyć, stanowi mało ważny aspekt sprawy - nawet jeśli się tego aspektu nie neguje, to się go po prostu pomija, usuwa z zainteresowania. W zamian pielęgnuje się "ogród" prywatnych uczuć - wspomnień, przekonań, różnych asocjacji i intuicji. Rzeczy dzieją się bez kontroli więzów znaczeniowych, dzieję się "bo chcę, bo mam takie nastawienie".
Kiedyś bym powiedział, że zdrowa psychika nie wytrzyma takiej formy kontaktu ze światem. Dziś raczej bym zauważył, że całkowite wyzbycie się wlaśnie owej intuicyjnej (a'la Dyskurs) warstwy myśli, grozi zaburzeniami emocji, a dalej myśli.
Problem z ową intuicyjnością jest taki, że nie daje ona szans na TRWAŁOŚĆ. Intelekt jest tą funkcjonalnością myśli, która rzeczy "przyszpila", która sprawia, że jak gdzieś je jakimiś uczynimy, a potem odejdziemy robić co innego, czy przekażemy wręcz innej osobie, to po ponownym podjęciu danej sprawy, będzie ona taka sama (oczywiście z jakimś marginesem błędu), jaka była, gdy ją zostawiono. Intelekt jest MOCĄ TRWANIA I SZUKANIA TEGO TRWANIA. Przy czym chodzi mi o trwanie w znaczeniu OCHRONY PRZED ROZPROSZENIEM, WIATREM ZMIENNOŚCI.
Niektórym jednak owa zmienność może nie przeszkadzać. Ktoś może mówić: co z tego, że za każdym razem jestem inny, inaczej postrzegam. Już Heraklit stwierdził, że nie da się wejść do tej samej rzeki dwa razy. Więc może marzenie o tej trwałości, która na dobre oprze się zmianom jest nieziszczalne?...
Ja uważam, że skrajnie stawiając sprawę, zawsze się "wyłożymy". Faktycznie pełnej, absolutnej trwałości nigdy nie osiągniemy, ale jakąś - może trochę ułomną - już tak. Pójście tak zupełnie na żywioł, spowoduje jednak, że tak naprawdę to nie wiemy o czym mówimy, gdy coś mówimy, że gdy przyjdzie do naprawdę ważnej sprawy, zagrożenia życia (może nie jednej osoby), utraty wszystkiego, to nie będziemy mieli żadnej mocnej wskazówki. Przyjdzie nam zadziałać znowu intuicyjnie, chaotycznie, bez głębszego planu czyli znacznie mniej skutecznie, niż gdybyśmy RZECZYWIŚCIE COŚ USTALILI i byli z grubsza pewni tego, co tam jest. Jeśli sytuacja jest w miarę prosta, to także intuicyjnie reagując, będziemy mieli szanse na sukces. Jednak wobec sytuacji złożonych, poważnego zagrożenia, które wymagałoby metodycznego, precyzyjnego planu, a potem rygorystycznego wprowadzenia go w życie, bo inaczej po prostu będzie katastrofa (a jest wiele takich sytuacji), tam intuicjoniści są niemal bez szans.
Może więc w pójściu (silniejszemu) w stronę intelektu kryje się też jakaś forma lęku?... Może chcemy tak "mocno wiedzieć", bo czujemy potrzebę zabezpieczenia się przed potencjalnym wielkim zagrożeniem?...

Chcemy też wiedzieć rzeczy mocniej, niż aktualnym rozpoznaniem, niż tą mieszaniną chciejstwa, widzimisiów, zdajemisiów, aby móc budować zaawansowane konstrukcje myśli. Intelekt, choć będzie nie raz ranił uczucia i intuicje, daje też swój wielki dar - możliwość budowania rzeczy zadziwiających. Tak jak stworzenie wieżowca, który ma setki pięter wymaga niesłychanego reżimu intelektualnego, rezygnacji ze swobody "podoba mi się, więc zrobię teraz według ostatnio luźno mi jawiącej myśli" na korzyść "odwzoruję sprawdzony schemat co do najdrobniejszego szczegółu i nie pozwolę sobie na najmniejsze odstępstwo", tak każda poważniejsza trwałość, wymagać będzie tej właśnie pracy szukania reguł, a potem dodatkowego wysiłku owych reguł respektowania.
Myślę, że intuicjonizm może się przydać, czasem jest wręcz ożywczym "powiewem" dla myśli. Ale samym intuicjonizmem działając ludzkość nie stworzyłaby niczego więcej, niż szałasu i paru pięściaków.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 15:55, 15 Lis 2017    Temat postu:

Pociągnę jeszcze tę analizę intelekt vs intuicja.
Jeśli te dwa aspekty myśli byśmy porównali, to
- intelekt w nas to "ten wątpiący", ten który pyta: dlaczego? albo: czy czasem nie ma innej/lepszej drogi na to samo?
- intuicja jest czynnikiem akceptacji - ona "mówi": tak mi się to objawiło, więc jest tak jak jest.

Gdy weźmiemy pod lupę wypowiedzi osób o silnie intuicyjnym stylu myślenia, to zauważymy, że nie ma tam raczej wątpliwości, są za to STWIERDZENIA (w jakiś sposób arbitralne). "To jest coś", "X jest jakiś", wszystko "jest". Oczywiście jest to wynikające ze stylu intuicyjnego - coś się objawiło, więc jest, a że nie ma pod ręką instancji wątpiącej, mnożącej pytania, stawiającej bariery dla stwierdzeń, to wszystko musi być takim, jakim się objawiło.

Z drugiej strony ludzka świadomość (człowieczeństwo) przeżyła coś w rodzaju "przebudzenia intelektu" - pojawienia się instancji w myślach, która zaprzeczyła bezpośrednim doznaniom, rozpoznaniom, która zaczęła stawiać te niebezpieczne pytania: czy na pewno? Dlaczego miałbym to uważać, że jest, a może nie jest?...
Intelekt podważa zasadność (pierwszych) rozpoznań. Intelekt bruździ, szuka dziury w całym, mówi wielu odczuciom NIE, wątpi, szukając możliwości potwierdzenia. Intelekt jest związany z zagrożeniem, z tym, iż rzeczy mogą być mylne, fałszywe, a tenże intelekt ma odkrywać, co fałszywym jest. Intelekt przez to nie jest uczuciom "przyjemny". On robi za "złego glinę", wymusza potwierdzanie, sprawdzanie, poszukiwanie innych rozwiązań. Dlatego też intelekt wymaga swoistej MENTALNEJ MOCY. Jest nią moc wytrzymania tej nieprzyjemności zaprzeczania sobie, pogodzenia się z tym, że aktualna nasza kompetencja jest niewystarczająca, albo przynajmniej może być niewystarczająca.
Intelekt też jest NARZĘDZIEM KONTAKTU. W skrajnie intuicyjnym układzie, gdy nikt nie wątpi, gdy skupia się na tym, co ON WIDZI, lądujemy w przestrzeni NIEROZWIĄZYWALNYCH SPORÓW. Bo jeśli Pan A ma jakiś odczyt czegoś tam, zaś Pani M ma inny odczyt, a żadne nie zamierza nijak wątpić w to, co sobie odczytało, to stanowiska się nie pogodzą na żadnej UCZCIWEJ DRODZE. Przez drogę uczciwą rozumiem taką, w której szukamy RÓWNYCH PRAW. Dla intuicji nie ma jednak równych praw, nie ma pytań, kto powinien zrezygnować więcej, a kto mniej, bo jest to JA TO WIDZĘ. Więc intuicja z drugą intuicją (intuicją innej osoby) nie zagra według reguł. Choć pewnie jedna intuicję może drugą intuicję pokonać, albo zmanipulować - jest pytanie: która jest mocniejsza? Która "bardziej emanuje". Intuicje nie myślą, lecz właśnie emanują - są w sobie, jakie są. Intuicje nie wątpią, więc są też amoralne - bo moralność domaga się poszanowania równości, czyli ustąpienia z jakiegoś powodu, czyli wcześniej zwątpienia. Tyle, że intuicja nie ma zamiaru wątpić, nie widzi na to powodu, jako że "widzi to, co widzi", co się objawiło i zawłaszczyło tym objawieniem się cały umysł.
Intuicja jednak daje się względnie łatwo zmanipulować - wystarczy, że na ekranie umysłu pojawi się nowy obraz. On szybko zamaże ten stary. Z intuicjonistami jest więc trochę jak z dziećmi - wielu z nich łatwo jest je zmanipulować zmieniając temat, podsuwając coś z boku. I wtedy ten nowy aspekt sprawy przejmie umysł na własność dla siebie.
Jednak nie mamy gwarancji, że zawsze da się intuicjonistę zmanipulować - to się często udaje, ale reguły tu nie są stałe. Czasem intuicja jest mocniejsza, niż inne, intuicjonista bardziej uparty, a wtedy podstawienie czegoś w jej miejsce, może być problematyczne dla manipulanta.
Do upartego intuicjonisty nic nie dotrze - to najbardziej twardy rodzaj myślowego betonu. Bo jak ktoś nie ma w sobie funkcji pytania, wątpienia, to choćby ubzdurał sobie największą głupotę, to i tak nic do niego nie dotrze, nic go nie wytrąci. Bo w intuicji rzeczy są jakie są - takimi jakie się objawiły, a nie takimi jakie zostały umotywowane.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:59, 19 Lis 2017    Temat postu:

Wielkim błędem umysłu wydaje mi się strategia unikania złego przez ignorowanie tegoż zła.
Spora część ludzi, gdy rozpozna coś jak złe, zaczyna aplikować strategię udawania, że tego czegoś po prostu nie ma.

Mam wadę, czegoś nie umiem - to zamiast to zmienić, krzyczę, że umiem, że wszystko jest ok.
Na każdego przyjdzie kiedyś śmierć - zapomnijmy o tym, myślmy, jakby tej śmierci nie było
jesteśmy słabsi od kogoś tam... - wdróżmy "strategię równości", która będzie polegała na nie nazywaniu słabości słabością i udawaniu, że siły są równe.

To nie jest poprawna postawa wobec tego co stanowi zło, słabość. Właściwie to jest przeciwskuteczna, bo tylko ZNAJĄC WROGA, prześwietlając go w każdym aspekcie ostatecznie mamy szansę na tego wroga pokonanie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:31, 21 Lis 2017    Temat postu:

Dodaję mój własny tekst z innego wątku (o pojęciu sensu), bo mi tu pasuje.
Michał Dyszyński napisał:

Wydaje mi się, że warto tę Twoją wypowiedź uzupełnić o jeszcze jedno spostrzeżenie dotyczące jak umysł postępuje z każdą właściwie rzeczą, którą ma w świetle swojej uwagi. Związane to jest z INTUICJĄ.
Czym jest intuicja?
- W ogólnym rozumieniu intuicja to takie "coś" w naszym umyśle, co dostarcza odpowiedzi nie wiedząc samemu z czego owa odpowiedź wynika.

Intuicjonista nie potrafi wskazać modelu, albo ścieżek dla swoich stwierdzeń, sądów, klasyfikacji. On mówi "to jest fajne", albo "to jest sensowne", albo "to jest podobne do tamtego", czy inne stwierdzenie na zasadzie SUBIEKTYWNEGO PRZEŚWIADCZENIA. I czego byśmy się nie tknęli umysłem, to zawsze jakaś dawka intuicji w tym się ostatecznie pojawi. Taka wiedza absolutnie oderwana od intuicji, od indywidualności myśli jest formą ułudy. Ludziom są przekonani, że np. matematyka we wszystkich głowach jest taka sama, bo np. wszyscy dostaną ten sam wynika dodając 3 do 7. W sensie wyniku, faktycznie, matematyka daje dużą zgodność, ale zupełnie nie wiemy jakie neurony i jak wyćwiczone dają efekt 3+ 7 = 10 u jednego człowieka, a jak u drugiego. Ktoś to działanie wykonuje bardziej synestetycznie, ktoś inny ma zespół Aspergera, ktoś tam jeszcze posiłkuje się bardziej pamięcią, niż rozumowaniem. Ścieżki będą indywidualne, choć wynik może być (najczęściej) ten sam. Różnice myślenia, reprezentacji wewnętrznej idei objawiają się nie tam, gdzie obszar działania odchodzi od tych prostych, dobrze przećwiczonych zastosowań - wtedy może się okazać, że ktoś pewne formy dodawania (albo mnożenia) wykonuje sprawniej, niż inni ludzie, albo że dziwnie się wykłada na pewnych zadaniach.
W tym wszystkim intuicja jest tym NIENAZWANYM (tzn. sama nazwa "intuicja" jest, ale chodzi o nazwanie samego konkretnego mechanizmu myślowego), tym co nie ma znanych reguł, ale działa - co poznajemy, gdy wyprodukuje wynik. Ten wynik oczywiście raz jest poprawny, a innym razem błędny. Dlatego niezbędne są mechanizmy korygujące zbytnią arbitralność intuicji. W skrajnej postaci intuicja zaakceptuje wszystko - każdą bzdurę, każdy fałsz, idiotyzm na maksa. Zaakceptuje, bo taka jest jej (akceptująca, nie posiadająca mechanizmów weryfikacji) natura. Ale nawet ta, grożąca błędami, intuicja jest absolutnie niezbędna w rozumowaniu. Ona jest tym czynnikiem, który musi zadziałać wszędzie tam, gdzie ścisłość się kończy. A ta ścisłość kończy się właściwie co krok - gdy mamy rozstrzygnąć najprosztszy dylemat rozpoznania czegokolwiek - czy to na pewno ten sam człowiek tu stoi? Czy ten człowiek mówiąc "idę sobie" mówi w czasie aktualnym, czym anonsuje co ma zamiar zrobić itp. itd. Zazwyczaj tego nie widzimy, bo intuicja działa nieustannie i w ukryciu, ale w każdej sekundzie patrzenia, oceniania, myślenia o czymś włącza się owa intuicja na tysiące możliwych sposobów - efekt jest taki, że dobudowuje umysłowi brakujące elementy układanki. Jak wykazują badania psychologiczne, ludzie całe życie trenują swoje umysły w rozpoznawaniu języka, którego używają. Nawet niewyraźne wypowiedzi są poprawnie rozpoznawane, jeśli intuicyjnie łączymy w całość różne cechy komunikatu słownego - tematykę, uczucie zawarte głosie, kontekst bieżącej sytuacji itp. Podobnie wytrenowane mamy mechanizmy postrzegania wzrokowego - mnóstwo rzeczy "widzimy" (umysł ma przeświadczenie, że je zobaczył), choć w istocie dopełniliśmy intuicyjnie brakujące elementy, bo nigdy właściwy obraz do naszego oka nie dotarł.
Intuicja mocno wpływa na to odczucie sensowności. To ona nam ostatecznie podpowie, że coś sensownym było, albo i nie. Gdy spytamy się ludzi "dlaczego tak uważasz?" w odniesieniu do wielu różnych rzeczy, to często usłyszymy "tak mi się wydaje", albo spotkamy się z "uzasadnieniem", które tak logicznie średnio pasuje. Bo tam siedzi w środku owego uzasadnienia głównie właśnie intuicja - sposób podejmowania decyzji nie generujący odpowiedzi na pytanie "dlaczego?". Intuicja nie odpowie na pytanie "dlaczego?", bo w jej działaniu nie ma modelu, brak jest mapy zależności, brak jest wyrazistych bytów myślowych, łączonych w oparciu o reguły, które da się nazwać - odpowiedź "jest, bo jest", "sama się zrobiła", ona jest "tak w ogóle", a nie "z powodu czegoś tam".
Ze skrajnymi intuicjonistami nieraz trudno jest się intelektualnie dogadać, bo oni właściwie tylko ciągle coś oznajmiają "to jest takie, tamto jest owakie", nie potrafiąc potem tego uzasadnić, czy nawet wiele więcej powiedzieć na ten temat. Oni nie wiedzą skąd się im te odpowiedzi wzięły w głowie. A gdy ich przyciśniemy o to, skąd się te odpowiedzi wzięły, to zwykle nam wygenerują odpowiedź w tym swoim, czyli intuicyjnym, stylu - tzn. znowu arbitralną, znowu właściwie bez wyraźnego związku z tym, co było tematem sprawy, wyglądającą na przypadkową, wziętą "z kapelusza".
Dojrzałość intelektualna polega w dużym stopniu na zastępowaniu intuicji WIEDZĄ, czyli ZNAJOMOŚCIĄ REGUŁ. Intuicjoniście skrajnemu reguły wydają się niepotrzebne - w końcu i tak zawsze będzie umiał wygenerować na wszystko "odpowiedź", która będzie zawsze dobra, bo tak mu się wydaje, a powodu i tak nam nie poda. Ale to dzięki odejściu od intuicji, dzięki temu, że pojawia się ŚWIADOMOŚĆ REGUŁ, możliwe jest budowanie stałej wiedzy, śledzenie scenariuszy myśli, możliwe jest uwolnienie się od przypadkowości intuicyjnych sądów, które mają tę wielką wadę, że są zupełnie nieweryfikowalne.
Z drugiej strony próba pójścia w drugą stronę, czyli w stronę jakiegoś skrajnego odejścia od intuicji też się nie powiedzie, bo bez intuicji nie sposób jest poradzić sobie z najmniejszym nawet dylematem, dla którego nie rozpoznano reguły rozstrzygającej. Bez intuicji każdy "pies" to inny byt, a nazwa "pies" przysługuje ściśle tylko temu pierwszemu, dla którego ową nazwę poznaliśmy - bo psy różnią się od siebie na niezliczoną liczbę sposobów i to właśnie mechanizmem luźnego ignorowania różnic, asocjacyjnego łączenia podobieństw w całość (razem intuicja) jesteśmy w stanie na bieżąco skorygować wszystkie niejasności klasyfikacji pojęcia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:30, 06 Gru 2017    Temat postu:

Znowu wkopiwuję tu swój tekst z innego wątku, bo bardzo pasuje do tematu.

Michał Dyszyński napisał:
małyjanio napisał:
A czy tak nie jest że "o sobie" własciwie niewiele czy wręcz nic nie wiemy?
Odrzucam zewnętrzność, odebrane zmysłami, wszelkie, od najstarszych poczynając, kontakty z zewnętrznym światem, cóż pozostaje?

PS

Dzień dobry, tak ogólnie.

Dzień dobry, tak w szczególe :wink:

Tu docieramy do punktu, na którym się "wykłada" spora część filozofów naszego chlewika. Wykładają się, bo bardzo chcieliby "mieć rację", co rozumieją jako "mieć jedną rację", czyli jeszcze dokładniej "wykazać SWOJĄ rację". Posługują się językiem, używają słów jak inni ludzie, ale za chwilę znaczenia owych słów arbitralnie modyfikują, by coś tam wykazać.
W tym wypadku problemem są słowa "wiedza", "wiara", "istnienie". Bo np. słowo "wiedza" funkcjonuje na przynajmniej paru różnych poziomach, w różniących się znaczeniach.
Przeanalizujmy sformułowania:
wiem, że podołam temu zadaniu
wiem, ze lody truskawkowe są smaczne
wiem, że jest mi zimno

W tych sformułowaniach słowo "wiem" dałoby się równie dobrze zastąpić przez "czuję". Jeśliby jakoś określić tę wiedzę, bo byłaby to WIEDZA PRYWATNA.

Weźmy jednak inne zdania:
wiem, że 3+5=8
wiem, że Słońce jest wielką kulą gorącej plazmy
wiem, że Paryż jest stolicą Francji

Z kolei w tych sformułowaniach zastąpienie słowa "wiem" przez "czuję" nie pasuje. Bo w istocie chodzi o coś innego - chodzi o wiedzę rozumianą jako akceptację i zrozumienie pewnych schematów językowych i znaczeniowych, które stanowią skarbnicę ludzkiej wiedzy. To byłaby WIEDZA PUBLICZNA - wspólna dla wielu ludzi.

Użycie słów w rozmowie jest mocno KONTEKSTOWE, trzeba dodatkowo wyczuwać co właściwie ktoś oznajmia, gdy określonego słowa użyje. Ludzie dyskutujący na takim forum jak sfinia mają jednak tendencję do tego, aby jakoś wypromować swój pogląd, który to pogląd powinien być ten jeden i słuszny, więc obcinają znaczenia słów, które akurat owemu poglądowi by się wymykały. Jednocześnie jednak za chwilę pewnie często użyją tego "przyciętego" słowa, gdy przyjdzie do rozmowy na inny temat. Tu trzeba pewnego wyrobienia, ale tez chyba jakiegoś wewnętrznego rozliczenia się z chciejstwem udowadniania, że ma się rację, aby zaakceptować iż JĘZYK JEST JAKI JEST, jest przede wszystkim konstrukcją publiczną (ukłony dla Wittgensteina) i to użycie w tysiącach rozmów ludzi ostatecznie ustala czym znaczenie jest, niż czyjeś arbitralne widzimisię, osobnika chcącego aby tylko jedno znaczenie zrobić "tym poprawnym".
Ten przydługi wstęp ma wyjaśnić jedno - ściśle o sobie "wiemy", to co o sobie czujemy i pamiętamy, lecz nie jest to "wiedza" w znaczeniu tej skarbnicy ludzkich dociekań, myśli, modeli naukowych itp. To jest byt myślowy znacząco innego rodzaju. Użyjemy tu tego samego słowa "wiedza", zaś kontekst nam dookreśli, że chodzi o wiedzę prywatną. Lecz nie warto byłoby się za chwilę wykłócać, iż ta nasza "wiedza" jest czymś obiektywnym, czymś dzielonym przez ludzi. To co "wiemy o sobie" pozostanie zatem jakby ODCZUCIEM SIEBIE, to zaś co wiemy o świecie będzie MODELOWANIEM tego świata (czyli wrzuceniem doznań w przestrzeń opisów, odniesień, myślowych przekształceń wynikających najczęściej z doświadczeń wielu ludzi).

Przyznam, że pogrubione, ostatnie stwierdzenie z owego cytatu uważam za dość FUNDAMENTALNE SPOSTRZEŻENIE. Związane jest ono z dość częstym błędem fałszywego utożsamienia dwóch dość mocno różniących się "sposobów wiedzenia". Z utożsamienia wynika nieprawidłowe przejście od tej wiedzy prywatnej do publicznej i na odwrót. Warto w sobie chyba te sprawy jasno uporządkować - tzn. wyraźnie sobie rozgraniczyć:
- co wiem, bo to czuję, poznałem osobiście, bo jest to zgodne z wewnętrznym przekonaniem i struktura moich odczuć i myśli.
- co wiem, bo się tego nauczyłem - badając świat, słuchając ludzi, próbując różne ścieżki wskazane mi z zewnątrz, czy wierząc w to, co ktoś mi oznajmił.
Pomieszanie wiedzy prywatnej i publicznej powoduje bowiem nakładanie nieprawidłowych "wewnętrznych etykiet" do naszych mniemań o świecie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 16:39, 06 Gru 2017, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:35, 24 Gru 2017    Temat postu:

Dekretowanie tezy przed rozważeniem sprawy
Zauważyłem praktykę sporej części ludzi, że rozważając jakąś sprawę, jeszcze przed ustaleniem okoliczności, przed ich oszacowaniem, już mają właściwie gotową tezę. Potem cała robota sprowadza się do potwierdzania owej tezy.

W moim przekonaniu takie uzasadnienia dla tez nie spełniają podstawowego waloru prawdy i są fałszem z samej zasady.
Oczywiście to wcale nie jest proste rozważać coś tak całkiem bezstronnie. Właściwie to może być w ogóle niemożliwe, aby tak absolutnie stać z boku sprawy. Bo w końcu nasze spostrzeżenia wynikają z tego, jacy jesteśmy, jakie mamy filtry poznawcze, które to filtry są niejednokrotnie nieświadome. Do tego dochodzi aspekt CELOWOŚCI ROZWAŻAŃ - rzeczy rozważamy nie "tak sobie ogólnie", tylko pod jakimś kątem, nawiązując do konkretnego mechanizmu, spostrzeżenia. Zatem chyba trzeba się od razu liczyć z tym, że wprowadzimy do rozumowania element osobisty, arbitralny. Wręcz za błąd właściwie równy pogodzeni się z arbitralnością, uważam taktykę myślowa chowania głowy w piasek przed tym faktem, iż nasz subiektywizm jednak cały czas działa. Bo zauważyłem, że jakaś część ludzi tak właśnie myśli - uważają, że skoro oni chcą być obiektywni, to osiągną swój cel w ten sposób, że...
... że w ogóle nie będą zauważali, nie będą przyjmowali do wiadomości aspektu subiektywnego. Tak jakby nie zauważanie jakiegoś aspektu sprawy miało nas odseparować od owego aspektu... Cóż - śmieszność, głupota - trudno to inaczej nazwać, bo nieuświadomione wpływy na nasze rozumowanie nie tylko nie anulują się w działaniu, ale będą "hulały" w tym rozumowaniu zupełnie nie kontrolowane.
Poprawne podejście polega na TROPIENIU ARBITRALNOŚCI. Arbitralność jest - to trzeba przyjąć jako założenie. Ale poprawna walka z arbitralności i stronniczością ocen nie polega na separowaniu się myślowym od tego aspektu, lecz jego:
- odkrycie
- zrozumienie i opracowanie skutecznych metod diagnozowania tego aspektu
- SKOMPENSOWANIE za pomocą celowych zabiegów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:14, 17 Sty 2018    Temat postu:

Myślenie jako kierowanie uwagą - reflektorem percepcji
Z grubsza świadome myślenie można sprowadzić do zagadnienia kierowania swoją uwagą - skupiania jej na tych aspektach, które uznajemy za właściwe w danej sytuacji. Myślenie nie jest deterministyczne, nie ma w nim gwarancji sukcesu, czy nawet pewności przewidywań co się wymyśli. To działa na zasadzie rzucenia zasobów kalkulowania i odczuwania na jakiś aspekt spraw do człowieka docierających. Coś z tego pewnie wyniknie, ale nie sposób z góry przewidzieć co.
Dość dobrze widać ten aspekt myślenia w dyskusjach internetowych. Nieraz tłumaczymy komuś jakieś zagadnienia, coś oczywistego, ale ten ktoś - silnie wpatrzony we własną wizję sprawy - ignoruje najsilniejsze argumenty, nie chce nawet sprawdzić, zastanowić się, czy czasem czego nie pominął. Gdy tylko rozumowanie zaczyna dotykać zagrożeń dla jego status quo, cofa swoje zaangażowanie w tym kierunku, zwija uważność w ową stronę, przekierowując ją na dobrze znane obrazy myślowe. Odpowiednio zdeterminowany aby nic nowego nie zrozumieć człowiek, oczywiście niczego nowego nie zrozumie. Bo prawdziwa ciekawość jest tą najbardziej podstawową funkcją poznawczą i jeśli ktoś tę ciekawość ma słabszą, niż pragnienie kultywowania jakiegoś swojego wyobrażenia na dany temat, to nowe idee nie dostaną swojej szansy. Porównując myślenie do pracy komputera, można by powiedzieć, iż program "chcę coś sprawdzić, w czymś się rozwinąć", nigdy nie zostanie uruchomiony.

Reflektorem uwagi sterujemy w dużym stopniu świadomą wolą. Można się zmusić do omiatania tą uwagą jakiegoś zakresu danych - np. uczyć się do egzaminu. Problem dodatkowy z kreatywnością i uczeniem się jest jednak taki, że zbyt mocne "duszenie" uwagi wolą, ciągłe branie jej naturalnej skłonności do luźnego odczuwania, asocjacyjnego błądzenia, odbija się na skuteczności względem celu - znalezienia rozwiązania. Bo skoro o coś pytamy, skoro aktualnie jednak nie wiemy gdzie jest rozwiązanie, to trzeba szukać w miejscach (także), których nie dało się przewidzieć, trzeba coś zrobić wbrew dotychczasowym regułom, wrzucać na luz.
Dzisiejsze czasy mamią umysły ludzi złudzeniem przewidywalności, określoności myślenia. Wielu myśli, że tak jak inżynier stosuje ścisłe reguły projektując most, tak ścisłe reguły myślenia są możliwe do użycia wszędzie. Ale tak nie - ta inżynierska określoność, podleganie algorytmom jest raczej wyjątkiem, niż regułą. A z resztą nawet inżynier projektujący most w wielu sytuacjach musi coś zaimprowizować w swojej pracy, znaleźć jakiś nieszablonowy pomysł, bo grunt jest nietypowy, bo wymagania są inne, niż uczono na studiach.
Istniej coś w rodzaju optimum dla uwagi - najbardziej kreatywny, zabezpieczający przed grubymi błędami obszar traktowania swojej uwagi. Trzeba ją oczywiście w jakiejś części "brać za twarz", zmuszać do tego co jakoś konieczne w danej sytuacji, ale też trzeba tejże uwadze dawać luz, aby błądziła, aby wciąż "chciała" spostrzegać rzeczy nowe, a nie zamykała się w kręgu znanych doznań.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 20:39, 17 Sty 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:05, 19 Sty 2018    Temat postu:

Przekopiowałem z dyskusji w innym wątku własny tekst, który chciałbym tutaj też mieć.

Skąd biorą się PODSTAWY DLA MYŚLI?
Odpowiedź jest tu złożona.
Po pierwsze z częścią wbudowanych nam postaw już się rodzimy. Mamy (może genetycznie, może częściowo epigenetycznie) wrodzoną pulę archetypów, filtrów postrzegania - daną gratis jako zdobycz (?) ewolucyjna. Ta zdobycz jest jednak problematyczna w szerszym kontekście. Bo np. mamy wmontowane mechanizmy wstępnego instynktownego rozpoznawania ludzi i zachowań - szczególnie ten archetyp "swój - obcy", wbudowane różne lęki (ludzie instynktownie, czyli bez wcześniejszego uczenia się) obawiają się podobnych rzeczy - np. pająków, ciemności, ryku wielkiego drapieżnika itp. Nie musimy się uczyć, czyli już od pierwszego kontaktu jesteśmy w stanie rozpoznać, że pies jest agresywny, a uśmiechnięta twarz oznacza miły nastrój osoby. Ale jest wiele takich wrodzonych schematów rozpoznawania, których jeszcze nie poznano.
Wrodzone, nie wyrozumowane i przynajmniej początkowo bez kontroli świadomości, mamy też podstawowe CELE działania - np. zdobyć pożywienie, rozmnożyć się, mieć bezpieczne schronienie, zdobyć pozycję w grupie. To wszystko jest nam przekazane w genach. Co jednak dalej z tym zrobimy?... - To już inna kwestia.
Bo jesteśmy w stanie modyfikować te wbudowane nam programy ewolucyjne. Trochę wymusza to na nas kultura, a trochę dochodzimy do potrzeby zmian w owych schematach sami (o ile mamy rozwiniętą umiejętność autorefleksji). Weźmy np. wmontowany mechanizm agresji - standardowo mamy skłonność do reagowania złością, agresją w sytuacji, gdy coś nam się sprzeciwia. Możemy owej agresji używać bezrefleksyjnie, bo po prostu będąc kimś na podobieństwo zezłoszczonego, niedojrzałego dzieciaka. Trochę nawet instynkty nam i życie modyfikują ów program, bo gdy spotkamy na swojej drodze kogoś silniejszego, kto jest w stanie odpowiedzieć na naszą agresję w przykry dla nas sposób, więc wtedy już zaczynamy rozumieć, iż nie na każdy objaw złości możemy sobie pozwolić. Ale ogólnie ludziska słabo panują nad swoimi emocjami, nie są w stanie zdiagnozować wielu swoich "trudnych dni", w których bezsensownie wylewają na najbliższych frustracje - czy to wynikłe z powodu gry hormonalnej, czy z powodu osobnych denerwujących zdarzeń. Oni są SŁABI mentalnie - geny nad ich umysłami panują, a nie te umysły wyznaczają postępowanie.
Kto się jest w stanie wzbić analizą, zrozumieniem ponad ewolucję, ponad to co dostał, to staje się PODMIOTEM w owej grze w życie. Kto zrozumiał jak funkcjonują zależności w jego emocjach, emocjach innych ludzi, jakie cele działania są sensowne, perspektywiczne, a jakie ostatecznie przyniosą szkodę, ten WIE CO ROBI, gdy coś robi. Do tego jednak wymagana jest ta umiejętność refleksji, zdystansowania się od pierwotnych emocji i tych wstępnie narzuconych celów, a potem wybudowania WŁASNEGO MODELU SENSOWNOŚCI. Trochę pomocą tutaj może być doświadczenie innych ludzi (przekazane kulturowo, albo przykładem bezpośrednim), trochę ruszą sprawę memy myślowe z systemów filozoficznych, etycznych, religijnych. W każdym razie MOŻNA STAĆ SIĘ PODMIOTEM w życiu, można oderwać się od w sumie CUDZYCH WZORCÓW (cudzych, bo narzuconych arbitralnie poza kontrolą umysłu: genów, nacisków kulturowych otoczenia, ewolucji itp.). Krótko mówiąc chodzi o to, aby mieć przemyślane kim chcę być, jak chcę żyć, co jest dla mnie ważne i jak te życiowe cele osiągać tak, aby wyplątać się ze sprzeczności -tak między nimi, jak i tym co zewnętrznie daje świat.
Kto tego nie ma przemyślanego będzie w życiu działał pod dyktando tych obcych (bo ostatecznie w końcu często się zorientuje, że wcale nie identyfikuje się z ich celami) wpływów - czyli panem będą mu instynkty (a nie przemyślenie co warto robić), "strachy" (często irracjonalne) świata i ludzi itp.
Kto zaś podstawy swojego jestestwa, założenia umysłu przemyślał, ten stał się PANEM SIEBIE.
Co ciekawe, ludzie podlegający instynktom też najczęściej naiwnie uważają, że robią to czego "chcą", co "przemyśleli", co jest "ich". Problem w tym, że to jest tylko pozór, bo gdy dochodzi do sprawdzenia ostatecznych efektów tych instynktownych działań, to w końcu okazuje się, że np. wcale nie chcieliśmy wkurzyć owej osoby, zepsuć sobie opinii, czy stracić przyjaciela, ale "jakoś tak wyszło". Potem tłumaczymy się "nie byłem sobą". Ano ktoś "nie był sobą", bo tak naprawdę nigdy nie wiedział co to znaczy być sobą, działa jak mu zadziałają hormony, irytacje, czy inne - pozostające poza kontrolą świadomości - wpływy. Bo świadomość (umysł) takich ludzi jest SŁABA, nie zintegrowana, NIEUSTANNIE MANIPULOWANA Z ZEWNĄTRZ. Bo aby się nie dać manipulować, trzeba dobrze najpierw zrozumieć do czego się dąży i jakie działania są z celami naszego działania zgodne, a jakie przeciwne.
W każdym razie, jak ktoś ma przemyślane co i jak w tym życiu z nim i z mechanizmami świata, jak sobie ustawił sensowne cele życia, to można powiedzieć, że ma pewien ŻYCIOWY MODEL, w którym są pewne POSTULATY, ZAŁOŻENIA co warto osiągać i jak to osiągać. Są one oczywiście przyjęte arbitralnie, ale też jako WYNIK REFLEKSJI I ZROZUMIENIA. Są też INDYWIDUALNE, właściwe danej osobie, dopasowane do jej specyfiki uczuć i intelektu. Ale też nie są całkiem przypadkowe, nie są chaotyczne, lecz - patrząc na to jak to jest u różnych ludzi - zaobserwujemy, iż owe przemyślane modele sensownego życia są u nich jakoś PODOBNE. Oczywiście podobne, nie oznacza, że identyczne.
I to jest z grubsza geneza tego, co leży u podstaw (jakie WIARY, ZAŁOŻENIA) dla człowieka, który stał się panem swojego życia.
Pozostali - ci słabi, niedojrzali mentalnie - dążą do celów, realizują programy ZEWNĘTRZNE, wmanipulowane im mechanizmami "nie pytającymi o konkretny umysł, osobę" - czyli programy na poziomie zwierzęcym, wytworzone ewolucją, grą przypadku (nie świadomości), naciskiem tyranów życia.[/quote]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:32, 23 Sty 2018    Temat postu:

Odczyty i interpretacje
Myślenie składa się z naprzemiennych aktów dwojakiego rodzaju:
- odczytu stanu danych/świadomości/oceny rzeczy
- interpretacji posiadanych zasobów myśli/odczuć/kreacji rozumowania

Najskuteczniejszą (pod względem budowania ekspansji niesprzecznej myśli) postać tych aktów myśli uzyskujemy, gdy uda nam się je od siebie ODSEPAROWAĆ.

Dlatego poprawny odczyt, to najczęściej taki odczyt, który nie jest zakłócony intencją, odgórnym założeniem, jak "ma być", lecz skupia się na zewnętrzności pozbawionej maksymalnie zaburzających nastawień odczytującego. W metodologii pomiarów o "błędzie systematycznym" mówi się wtedy, gdy przyrząd pomiarowy (procedura pomiarowa) zawiera jakiś stały czynnik, który zmienia odczyty z postaci neutralnej - czyli wynikającej z badanego układu - na postać wynikłą z samej pracy urządzenia. Jeśliby pytający o różne aspekty umysł porównać do przyrządu pomiarowego, to tutaj też można by mówić o błędzie systematycznym - czyli odczytywaniu nie tyle sytuacji zewnętrznej, co wewnętrznych aspektów pracy miernika, a później INTERPRETOWANIU tych odczytów, jakby w całości wynikały z tego, co na zewnątrz.

Druga strona myślenia - interpretowanie - z kolei powinna zostać oczyszczona z wpływu niekontrolowanych odczytów. Interpretacja, jeśli ma być skuteczna, musi WZNIEŚĆ SIĘ PONAD SAM ODCZYT, widzieć "gołe dane", a nie dane, zmieniane jakimiś kolejnymi odczytami. Bo nagminnym błędem interpretowania danych z odczytów A, jest podświadome mieszanie ich z danymi z odczytu B. Przykładowo, interpretując czyjeś zachowanie, starając się dociec jego intencji, ludzie nakładają na ową interpretacje własne pragnienia, własne projekcje. Ostateczna interpretacja staje się niemożliwą do rozsupłania mieszaniną tego, co pierwotne, co właściwie mieliśmy ustalić, z tym co się "napatoczyło", bo umysł był labilny, nie kontrolował się, doczepiał przypadkowe aspekty.

Umysł skuteczny działa na zasadzie naprzemiennego mocnego zbliżenia i kontrolowanego dystansu. Zbliżając się, odczytując stany, skupia się na tym, co zewnętrzne - jest w tym zewnętrzu. Potem zaś będzie to interpretował, dzięki mentalnemu oddaleniu się, utrzymywaniu zdobytych danych w kontroli, nie mieszaniu ich z kolejnymi przychodzącymi odczytami, bo z takim nawałem danych i skomplikowaniem interpretacji by sobie nie poradził.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:02, 13 Lut 2018    Temat postu:

Rygoryzm
Przy odpowiednio wysokim poziomie rygoryzmu myślowego każde stwierdzenie robi się paradoksalne.
Jest pewien właściwy dla myśli obszar traktowania bytów we własnym rozumie. Zbytnie je "przygważdżanie" skutkuje brakiem zrozumiałości. Jest tu podobieństwo z zasadą nieoznaczoności, znaną z fizyki. Zasada ta głosi, iż nie da się z absolutną dokładnością dokonać jednoczesnego pomiaru położenia i pędu cząstki (albo energii i czasu). Im bardziej bowiem zwiększamy dokładność pomiaru położenia, tym bardziej rozmywa się pęd. Podobnie to działa z umysłem, który szuka sensu dla swoich koncepcji. Im bardziej byśmy chcieli uściślać, "przygważdżać" pojęcie, tym prędzej stracimy jego zrozumiałość. Bo zrozumiałość bierze się w dużym stopniu właśnie z owego rozmycia znaczeń. Gdy mamy pojęcie "kot", to nie wiemy czy będzie to ten kot, czy inny, może nawet kot narysowany, może "wielki kot", czyli lew, a może domowy kot sąsiadów. Idealnie "przyszpilone" pojęcia kota, odnosiłoby się do jednego tylko bytu - czyli jakiegoś konkretnego tam mruczka. Ale właśnie wtedy pojęcie to straciłoby swój sens - określania wielu rzeczy, jako wspólnota pewnych rozmytych bytów, czy właściwości.
Ten przykład jest jednostkowy, ale warto go przenieść na wniosek ogólny, czyli na zrozumienie, iz rygoryzm w myśleniu ma swoje naturalne, istotowe granice. Pewnych rzeczy w myślach nie da się zrobić "bardziej".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin