Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Piekło, czyli stan potępionego człowieczeństwa
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:07, 22 Lip 2015    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Cytat:
Ja widzę nieskończone możliwości zrozumiewania różnych rzeczy. Z przyczyn ekonomicznych/czasowych wszystkich zrozumieć się nie da.
To w końcu są te możliwości nieskończone, czy ograniczone? Da się wszystko, czy tylko coś nieco zrozumieć? Kurwa, znów popaprane rozumowanie Dyszyńskiego: w jednym zdaniu coś napisze, a w kolejnym zaprzecza temu! :fuj:

No cóż, może moje sformułowanie nie było wzorem precyzji, ale przy odrobinie dobrej woli dałoby się domyśleć o co chodzi. Ale mogę wyjaśnić dodatkowo: chodzi o to, że PRZESTRZEŃ/ILOŚĆ RZECZY DO ZROZUMIENIA JEST NIESKOŃCZONA. Z drugiej strony, z racji na sekwencyjność i skończony czas, w jakim przetwarzamy informacje, trzeba z tej nieskończoności wybrać jakiś podzbiór/podzbiory.

Piotr Rokubungi napisał:
Cytat:
może i jestem, ale i tak ważne dla mnie jest to co sam myślę, a nie co gdzieś jeszcze tam wielkie jest obok.
Czyli jesteś egocentrycznym ignorantem o ograniczonym rozumie. Żeby nie napisać dosadniej...

Przykro mi to pisać, Piotrze, ale od jakiegoś czasu zacząłem lekceważyć Twój intelekt. Na początku tej naszej sieciowej znajomości miałem pewną nadzieję, że jesteś osobą interesującą, o umyśle nietuzinkowym. Miałem więc nadzieję, że mnie jakoś wzbogacisz intelektualnie - może ciekawą myślą, zaskakującym spostrzeżeniem. A dla fajnego odkrycia intelektualnego gotów jestem sporo poświęcić, nawet przecierpieć...
Parę razy napisałeś coś "podchodzącego", względnie świeżego, ciekawego. Łudziłem się, że może byłbyś w stanie zaskoczyć mnie przenikliwością dostrzegania rzeczy, które zwykle ludzie pomijają, nie są w stanie ujrzeć pod warstwą pozorów. Miałem nadzieję, że mnie zadziwisz czymś pozytywnym. Ale już tę nadzieję straciłem, wiem, że popełniłem błąd przypisując Ci możliwości, których jednak nie masz.

Jeśli myślisz, że jesteś pierwszym, albo nawet najbardziej znaczącym osobnikiem, który w pewnym momencie traci kontrolę w dyskusji ze mną i zaczyna wyłącznie pluć jadem, to się mylisz. Nie tak dawno starłem się Malaaviem. Podobnie jak ty, jest osobnikiem mającym baaaardzo wysokie mniemanie o samym sobie, a lekceważącym innych dyskutantów. To typ - podobnie - opieprzający wszystkich jak leci, a do tego jeszcze bardziej agresywny, rzucającym obelgami i w ogóle... bez zahamowań. Ty przy nim jeszcze jesteś względnie kulturalny...

Przyczyna tej utraty nadziei w jakoś Twojego intelektu jest jedna - tylko ktoś mający w swoim umyśle względnie małą bazę wiedzy, zrozumienia, umiejętności modelowania NIE CENI SWOJEGO CZASU I WYSIŁKU na tyle, żeby pisać czysto emocjonalne, napastliwe, a przede wszystkim POZBAWIONE MERYTORYCZNEJ ANALIZY, WNIKLIWOŚCI sformułowania w stylu, jak to zrobiłeś w ostatnim poście (a także w wielu innych). Najwyraźniej godnym dla Twojego umysłu jest napisanie czegoś s rodzaju "napierdoliłeś", "jesteś ignorantem" itp. (i nic więcej, żadnego intelektualnego daru, żadnej zagwozdki do pomyślenia, czyste ulżenie emocjom, nad którymi najwyraźniej nie umiesz panować).
Najwyraźniej to Ci się w głowie pewnie nie mieści, że można nie chcieć tak pisać, bo to nijakie, nudne, prostackie (każdy głupek potrafi napisać epitet).
Ano osobom na pewnym poziomie nie chce się pisać w stylu podobnym do Twojego. Tak naturalnie i po prostu nie ma się na to ochoty, JEŚLI SIĘ MA W UMYŚLE DO DYSPOZYCJI COŚ W ZAMIAN, coś wartościowego - wtedy nie chciałoby się wystąpić z czymś... no z takim fufnem...
Bo gdybyś miał w swoim umyśle dostęp do naprawdę wartościowej, ciekawej, przestrzeni myśli idei, takiej która wciąż leży obok, nie pokazana innym, nie ruszona, a przecież tak niezwykle ciekawa w każdym aspekcie, cudowna w intelektualnych niuansach i konfiguracjach, gdybyś to widział, czuł, że możesz napisać coś ciekawego, wartego podzielania się, to po prostu pisać jak wyżej by Ci się nie chciało. Uznałbyś to ZA STRATĘ CZASU, nawet za pewną obrazę dla swojego intelektu. Szkoda ci byłoby czasu i wysiłku.
Bo skupianie się na jakichś tam szarych kamyczkach, gdy wokół jest pełno pereł, szmaragdów, brylantów jest idiotyzmem. Ty wolisz się nurzać w swoich emocjach zaatakowania mnie. Uważasz to najwyraźniej za WŁAŚCIWE dla swojego umysłu. Gdyby było inaczej, to byś tego nie pisał. Ano skoro ten rodzaj twórczości uważasz za warty poświęcania mu czasu, to współczuję Ci małości i intelektualnego ubóstwa. Ale życzę, abyś kiedyś wzbił się ponad tę małość.
Na razie - z przykrością :( - spisałem Twój intelekt na straty. Wybacz, ale nie jestem przekonany, czy będzie mi się chciało czytać Twoje teksty. Spodziewam się, że poza złymi emocjami, raczej niewiele byłoby w nich do znalezienia. :nie: :(
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 4:43, 07 Mar 2017    Temat postu:

Dialog umysłu potępianego
Oskarżyciel: Umyśle, gdy patrzysz sam na siebie, jak się oceniasz?
Umysł: Jestem ważny i wiem co chcę.
Oskarżyciel: Czy twoja ważność z czegoś wynika?
Umysł: Ona wynika z mojej mądrości i sensowności tego co robię.
Oskarżyciel: Czy ta twoja ważność i sensowność da się jakoś potwierdzić?
Umysł: Da się, choć nie musi być potwierdzana. Wystarczy, że ja to stwierdzam - to już wystarczy, bo jestem wystarczająco silny i mądry, aby moje sądy były ostateczną instancją prawdy.
Oskarżyciel: Skoro tak, skoro twoja ważność wynika z ciebie samego, to czy jesteś jakoś ważniejszy od innych istot?
Umysł: Tak - jestem ważniejszy i większy niż inne umysły.
Oskarżyciel: Czy to się jakoś da potwierdzić osobno, niezależnie od ciebie, czy wynika to tylko z twojego stwierdzenia?
Umysł: To nie musi z niczego wynikać. Wystarczy, że ja to stwierdzam, bo jestem wystarczająco ważny i mocny, aby moje stwierdzenia były decydujące.
Oskarżyciel: Skoro tak, skoro żadna dodatkowa moc ciebie nie potwierdza i nie musi potwierdzać, to na takiej samej zasadzie inna istota myśląca będzie mogła uznać się za tak samo ważną i mądrą, jak ty. Albo nawet za mądrzejszą. Czyż nie tak?
Umysł: Nie! Moje stwierdzenie się tutaj liczy. A czyjeś inne jest błedne!
Oskarżyciel: Tak samo mówi ta druga istota.
Umysł: Ale ona nie ma racji!
Oskarżyciel: Ona właśnie to samo mówi o sobie, uważając ciebie za głupszy, mniej wartościowy umysł.
Umysł: Bo ona jest głupsza i dlatego tak twierdzi! Jej zdanie się nie liczy.
Oskarżyciel: Tak samo ona powiedziała o tobie i każdym innym umyśle. Ona uważa się za większą od ciebie. A ja - widząc tę sprawę identycznie u was obojga - nie mogę przyznać ci większej mocy, bo cokolwiek powiesz, to samo odniesie się do owej istoty, która twierdzi to samo co i ty, argumentuje identycznie jak ty.
Umysł: ... !!! ???...
Oskarżyciel: Twoje stwierdzenia na temat własnej ważności mają więc moc tylko w obrębie ciebie samego. Nie ma w nich ani odrobiny obiektywności - tylko arbitralność, którą wygłaszać może każdy głupek, każdy, nawet najbardziej bezsensowny, pogardzany umysł. On niczym się nie różni od ciebie - wszyscy tak samo głośno krzyczą, że są najważniejsi... :rotfl:
Umysł: To, że jestem większy jednak z czegoś wynika... Inna istota nie potrafi tego co ja, nie jest tak mądra i ważna - nie jest ważna OBIEKTYWNIE. Ja jestem ważniejszy obiektywnie, a nie tylko mocą mojego stwierdzenia!
Oskarżyciel: Skoro tak, to pewnie potrafisz tego dowieść, czy choćby znacząco uzasadnić. Czekam na to uzasadnienie...
Umysł: Jestem mądrzejszy - precyzyjniej formułuję moje myśli.
Oskarżyciel: Tak?... Po czym to poznajesz, że twoje myśli są precyzyjniej sformułowane?
Umysł: To przecież widać! One są mądrzejsze!
Oskarżyciel: A ja tego nie widzę. Wskaż mi silny powód, który będzie argumentem za tym, że twoje myśli są lepiej sformułowane, mądrzejsze.
Umysł: ...
Oskarżyciel: Czekam...
Umysł: To przecież widać...
Oskarżyciel: Ja nie widzę, a nikt też tego nie widzi. W szczególności ten drugi umysł, o którym wspominałem też tego nie widzi, wskazując przy tym własne myśli jako mądrzejsze...
Umysł: Ten umysł się myli! To oczywiste!
Oskarżyciel: Możesz sobie w nieskończoność powtarzać "to oczywiste", ale to są puste stwierdzenia. Ani dla mnie, ani dla nikogo nie jest to oczywiste.
Umysł: Gdybym się spotkał z tamtym drugim umysłem, to bym go zmiażdżyl moją logiką myśli.
Oskarżyciel: Tamten drugi umysł powiedział z grubsza tę samą myśl.
Umysł: Ale przecież mówiłem, że tamten umysł się myli!!!
Oskarżyciel: Tak właśnie też krzyczał tamten drugi umysl o tobie.
Umysł: Ale niczego ci nie udowodnił!
Oskarżyciel: Dokładnie tak ja ty!
Umysł: Gdybyśmy się spotkali, to bym go zmiażdżyl.
Oskarżyciel: On też tak mówił. A tak w ogóle to po czym byś poznał, że go zmiażdżyłeś, skoro on - tak samo arbitralnie - stwierdzałby, że właśnie zmiażdżył ciebie?...
Umysł: To by było oczywiste, że to ja jego zmiażdżyłem.
Oskarżyciel: Tak samo oczywiste byłoby to, że ona zmiażdżył ciebie. Nie masz tu żadnej mocy, która by cię wyróżniała wobec niego! Nie wskazałeś żadnego kryterium poza swoją arbitralną deklaracją - równą co do wartości arbitralnej deklaracji tamtego umysłu. Jak dla mnie obaj jesteście nic nie warci! Obaj jesteście niczym, NIE POTRAFICIE SIEBIE UZASADNIĆ, a jedyne co potraficie to się słowami wywższać, bez odrobiny uzasadnienia, bez wskazania czegokolwiek co by to potwierdzało. Jesteści niczym! Odejdździe na zawsze PRECZ! Nędzne śmiecie myśli!


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 13:40, 08 Mar 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:20, 08 Mar 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
@ Michał D.: O kurde, jak to dawno było temu! Albo nie zauważyłem tej twojej odpowiedzi z lipca '15 albo specjalnie postanowiłem nie komentować jej. Jednak teraz skomentuję fragment.
Cytat:
Piotr Rokubungi napisał:

Cytat:
Ja widzę nieskończone możliwości zrozumiewania różnych rzeczy. Z przyczyn ekonomicznych/czasowych wszystkich zrozumieć się nie da.
To w końcu są te możliwości nieskończone, czy ograniczone? Da się wszystko, czy tylko coś nieco zrozumieć? Kurwa, znów popaprane rozumowanie Dyszyńskiego: w jednym zdaniu coś napisze, a w kolejnym zaprzecza temu! :fuj:

No cóż, może moje sformułowanie nie było wzorem precyzji, ale przy odrobinie dobrej woli dałoby się domyśleć o co chodzi. Ale mogę wyjaśnić dodatkowo: chodzi o to, że PRZESTRZEŃ/ILOŚĆ RZECZY DO ZROZUMIENIA JEST NIESKOŃCZONA. Z drugiej strony, z racji na sekwencyjność i skończony czas, w jakim przetwarzamy informacje, trzeba z tej nieskończoności wybrać jakiś podzbiór/podzbiory.
Najpierw napisałeś o "nieskończonych możliwościach zrozumienia", a nie, że "przestrzeń/ilość rzeczy do zrozumienia jest nieskończona". Chyba już widzisz tu ogromną różnicę w znaczeniu pomiędzy tymi dwoma określeniami, hm?! Poprzednio, w następnym zdaniu z kolei, napisałeś że "z przyczyn ekonomicznych/czasowych wszystkich zrozumieć się nie da. Nie widzisz, jak to jest w sprzeczności z sensem zdania poprzedniego, w którym napisałeś, że widzisz nieskończone możliwości zrozumienia?! Rozumiem, że nieskończone możliwości człowieka w zrozumieniu czegokolwiek, czyli wszystkiego; a w następnym zdaniu piszesz, że wszystkich zrozumieć się nie da.
Podobnie, jak wielu forumowiczów stąd, piszesz nie do końca przemyślane teksty, które zawierają niekiedy błędy logiczne, niespójności, a nawet wewnętrznych konfliktów nie są pozbawione.

Dalszej części twego wpisu nie skomentuję dla swego i twego spokoju oraz dla porządku na forum.

Zdarza mi się wyrazić nieprecyzyjnie, pisać coś raz w jednym, raz w drugim kontekście. Dlatego później staram się wątpliwości wyjaśniać. W tym przypadku chyba to już jasne jest
- przestrzeń rzeczy do poznawania jest nieskończona
- możliwości poznania przez konkretny umysł w skończonym czasie są jednak skończone.

PS.
Wywalam źródłową wypowiedź Piotra, bo zawiera grafikę rozwalającą strukturę strony. Zacytowany fragment jest bez edycji, więc tam jest cała wypowiedź, choć nie będzie już oryginału.
Wywalać będę posty zawierające elementy psujące czytanie na moim blogu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:22, 08 Mar 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Dla rozumu dobro to przydatność, korzyść, oraz- po pierwsze- rozpoznanie. Szerzej- dla psychiki- to poczucie mądrości niesprzecznej z Rzeczywistościa, z Kosmosem. :)

@ Michał Dyszyński:

Cytat:
Piekło może być więc odrzuceniem umysłu PRZEZ SAMEGO SIEBIE!
Bo jeśli umysł odrzuci sam siebie, to nic i nikt nie może mu pomóc. Nawet Bóg. Nawet jeśli Bóg będzie najbardziej, chciał, będzie najbardziej miłosierny.
Odrzucenie przez samego siebie nie jest możliwe. Odrzucenie oznacza "zaprzestanie kontaktów". Jeśli "umysł" zaprzestalby kontaktu sam se sobą- umarłby, przestał funkcjonować. Proponuję więc tu zamienić nieodpowiednie "odrzucenie" na "konflikt wewnętrzny sprzecznych wyobrażeń". Dalej: jeśli piszesz o Bogu judeochrześcijańskim [również Allachu], to wlaśnie taki Bóg jest ukojeniem umysłów ludzkich", ich wyzwolicielem, zbawcą oraz celem. Poza tym, jeśli tenże Bóg czegoś chce- to zachodzi, urzeczywistnia się. Oj, ty "pobieżny katoliku"! ;-P
Cytat:
Więc umysł sam się potępia...
Głupi jakiś...
Wcale nie "głupi". Po prostu z perspektywy nie "od wewnątrz rozumu" dociera do niego w końcu jak brdzo jest ograniczony, schematyczny w działaniu i daleki od rozumienia Rzeczywistosci.
Cytat:
Jeśli jego myśl, do czego by się nie dotknęła, wraca z komunikatem - bez sensu, źle, nie wiem co z tym zrobić, aby było dobrze
To są właśnie objawy nierozumienia i niedopasowania wyobrażeń do Rzeczywistosci.
Cytat:
Kiedyś dawno temu uświadomiłem sobie, że oderwanie się od tego co bieżąco widziane jest bodaj najtrudniejszym zadaniem dla umysłu.
:brawo: To "bieżąco widziane", doraźnie rozumiane, to właśnie maja; ułuda, że to, co wiemy- a raczej co nam sie wydaje, że wiemy- to wszystko. :)
Cytat:
Teraz wyobraźmy sobie umysł, który nie ma nic zewnętrznego, do czego mógłby się odnieść, aby się wyrwać z własnych myśli i osądów, a jednocześnie ten umysł chciałby sobie udowodnić jakoś, że jest dobrze, że jego istnienie ma sens, że warto czuć, myśleć, funkcjonować. Ale na starcie widać te złe rzeczy, złe wspomnienia.
Staraj sie pisać bardziej precyzyjnie... Wspomnienia, to coś właściwie zewnętrznego, ponieważ są charakterystyczną grupą wyobrażeń, które powstały poprzez działanie bodźców zewnętrznych.
Ponadto: żadne istnienie nie ma sensu [w ludzkim znaczeniu]. Organizmy ludzkie oraz umysły czują, myślą, funkcjonują po prostu- taka jest właśnie ich funkcja, "zadanie".
Cytat:
Wg mnie Bóg nie musi nikogo zsyłać do piekła - on robi co tylko możliwe, aby przerwać samoistne staczanie się umysłu w otchłań. Naprawdę wszystko co możliwe. Ale nie wszystko się da, jeśli weźmiemy pod uwagę, że umysł ma autonomię.
Bajdurzysz znów. Ale o.k.- bez komentarza. ;-P
Cytat:
W szczególności jak OCENIA samego siebie. Bo to z tej oceny wynika wg mnie piekło.
Ale może więc taki umysł mógłby NIE OCENIAĆ?
W buddyzmie brak oceny, skutkowałby nirwaną, formą raju. To może umysł mógłby wyrywać się z negatywizmu ocen, po prostu rezygnując w ogóle z ocenności?
Da się tak?...
Znów brawo!.. Poniekąd.
Oceny sa wyłącznie emocjonalne- stąd nietrwałe, często zmienne, sprzeczne nawet. Stąd "choroba umysłu", jaką jest przede wszystkim- u podstaw- jego niestabilność, brak ufania sobie, a dokładniej właśnie własnym ocenom. :) Kwestia, czy rozum może nie oceniać. Może! Ku temu właśnie ma prowadzić praktykowanie medytacji m. in. Jednak jest to zaprzestaniem podstawowej "działalnosci" rozumu, jego zasadniczej funkcji, dla ktorej wyewoluował! Bo rozumowanie- takie schematyczne właśnie, przyczynowo-skutkowe, logiczne- ma jeden główny cel: klasyfikować przydatność czynnosci, przedmiotów dla funkcjonowania naszych ciał ludzkich, organizmów w warunkach tej planety, naszego środowiska, otoczenia; czyli właśnie oceniać użyteczność! Dlatego wielokrotnie już pisałem, że rozum to tylko specyficzny instrument, taki "doczesny komputerek", który przetwarza jedynie najbliższe, najbardziej dostępne informacje. Co innego cały UMYSŁ właśnie, a tym bardziej JAŹŃ. Psychika ludzka "odbiera" nie tylko "ten świat" lokalny, zmysłom dostępny- choć jest to "odbiór" słaby; potrzebuje wzmacniaczy, takich, jak np. medytacja.

Tu jeszcze zacytuję wypowiedź Piotra, bo usunę oryginał z racji na grafikę psującą czytanie. Może w przyszłości się o odniosę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:58, 08 Mar 2017    Temat postu:

No, zdarza ci się tak, zdarza!..;-P
Ale dzięki, że nie wywaliłeś tych wpisów moich całkiem- że zachowałeś chociaż cytaty.:)
A obrazek, grafikę tą już pomniejszyłem znacznie. Taki może chyba być, czy jeszcze przeszkadza znacznie?..


Ostatnio zmieniony przez Piotr Rokubungi dnia Śro 20:01, 08 Mar 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:39, 08 Mar 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
No, zdarza ci się tak, zdarza!..;-P
Ale dzięki, że nie wywaliłeś tych wpisów moich całkiem- że zachowałeś chociaż cytaty.:)
A obrazek, grafikę tą już pomniejszyłem znacznie. Taki może chyba być, czy jeszcze przeszkadza znacznie?..

Teraz jest ok z tą grafiką.
Teraz patrząc na to, widzę że zareagowałem może za impulsywnie. Ale to była irytacja też wynikła z tego, że kiedyś Krowa przez długi czas, z premedytacją tak rozwalał posty. Po jakimś czasie mocno mnie to zaczęło irytować. A jak zobaczyłem coś podobnego teraz, to mnie to niespodziewanie mocno wnerwiło. Pewnie też i dlatego, ze już wcześniej irytowały mnie te niefajne przepychanki MM wobec Dyskurs na moim blogu. Gdzieś wszystko sie to razem jakoś skumulowało, że coś we mnie "zakrzyknęło": dość tych wrednych wtrętów, nigdy więcej!
A może Ty po prostu testowałeś jeszcze tę grafikę... Może gdybym wcześniej trafił na ten Twój wątek o testowaniu nowej grafiki, to bym się wstrzymał, odczekał, ze może zmienisz rozmiar grafiki. W tej zmniejszonej postaci może być nawet uznana za ciekawą. :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:42, 08 Mar 2017    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
No, zdarza ci się tak, zdarza!..;-P
Ale dzięki, że nie wywaliłeś tych wpisów moich całkiem- że zachowałeś chociaż cytaty.:)
A obrazek, grafikę tą już pomniejszyłem znacznie. Taki może chyba być, czy jeszcze przeszkadza znacznie?..

Teraz jest ok z tą grafiką.
Teraz patrząc na to, widzę że zareagowałem może za impulsywnie. Ale to była irytacja też wynikła z tego, że kiedyś Krowa przez długi czas, z premedytacją tak rozwalał posty. Po jakimś czasie mocno mnie to zaczęło irytować. A jak zobaczyłem coś podobnego teraz, to mnie to niespodziewanie mocno wnerwiło. Pewnie też i dlatego, ze już wcześniej irytowały mnie te niefajne przepychanki MM wobec Dyskurs na moim blogu. Gdzieś wszystko sie to razem jakoś skumulowało, że coś we mnie "zakrzyknęło": dość tych wrednych wtrętów, nigdy więcej!
A może Ty po prostu testowałeś jeszcze tę grafikę... Może gdybym wcześniej trafił na ten Twój wątek o testowaniu nowej grafiki, to bym się wstrzymał, odczekał, ze może zmienisz rozmiar grafiki. W tej zmniejszonej postaci może być nawet uznana za ciekawą. :)
Dzięki, Michałek!:* Choć to nie wypada między facetami, ale masz wirtualnego "cmoka". I to nie jest moja kolejna uszczypliwość, że niby z okazji Dnia Kobiet.;-P Czasem cię troszkę ponosi, ale mnie o wiele częściej jednak.:( M.in. z tego powodu jestem trochę "skłócony ze światem, z ludźmi". Powinienem wyluzować bardziej, wiem- bo inaczej stres mnie "zabije"...
Ale dziś znowu zauważyłem we wpisach m. in. twoich, Jana L., JannelleL. oznaki niespójnego, nielogicznego rozumowania, i to twoje zaraz oskarżanie mnie, ze specjalnie tego "potwora" wielkiego dałem, by zaśmiecać forum i t. p.
No cóż- za dużo wymagam od innych; w końcu tylko ludźmi jesteśmy... I mi też "nieprawidłowości" się zdarzają. Jednak chyba proporcjonalnie mniej, rzadziej, niż większości z was... Dobra, bo znów oceniam.

P. s.: Niedawno założyłem nowy wątek pt. "Droga do Rzeczywistości" w którym będę starał się pogodzić idealizm empiryczny z wieloma wynikami obserwacji, które mu w pewnych aspektach przeczą... Głównie jest to [mam nadzieje, że tak będzie] moja polemika z wujemzbojem, ale każdy może tam się "udzielać" i wrzucać swoje pomysły, przemyślenia.
Chciałbym, żeby kiedyś może wyszła w efekcie z tego prawdziwa Teoria Wszystkiego [wiem- znów wysoki cel sobie obieram]. A dopóki, to będę tam przedstawiał założenia mojej Hipotezy Wszystkiego. Ale chciałbym, aby to było bardziej tak, że będę je przedstawiał w odniesieniu do tego, kto co na ten temat tam napisze...
O.k., kończę. Excuse me za offtopic i "reklamę" mego wątku tutaj.
:) :serce:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:02, 11 Lip 2017    Temat postu:

Piekło wyobrażają sobie ludziska (częściowo w zgodzie z tradcyją) jako miejsce, do którego dusze miałyby być zsyłane wepchnięte na siłę przez - po prostu mszczącego się za nieposłuszeństwo - Boga.
Są jednak silne przesłanki za tym, aby piekło widzieć jako STAN UMYSŁU, który po prostu ZAPOZNA SIĘ Z KONSEKWENCJAMI SWOICH WYBORÓW.
Nie są potrzebne zewnętrzne siły, które by jakoś męczyły świadomość. Ona sama nie będzie sobie w stanie darować własnej małości, głupoty i słabości, a będzie miała powody aby uznać się za małą, słabą, głupią, gdy zapozna się po prostu z tym, JAKIE SKUTKI WYWOŁAŁA, jak wiele jej nadziei i oczekiwań było śmiesznie, beznadziejnie bezsensownych i naiwnych, jak dobre mniemania o sobie były kompletnie fałszywe, jak cele, do których dążyła okazały się bezwartościowe, albo wręcz zaprzeczające wartości osoby.
Oczywiście można się jakoś ratować mówiąc "nie wiedziałem, co czynię", gdy to robiłem. Ale jeśli w niemal wszystkich decyzjach życiowych musiałbym stosować tę obroną, jeśli nigdy nie wiedziałem co czynię, to powstaje pytanie: kiedy byłem JA? Kiedy wiedziałem? Co mogę wystawić jako reprezentanta tego mnie właściwego, wartościowego, godnego szacunku?...
- Nie było takich przypadków?... Zawsze nie wiedziałem co czynię? Zawsze potrzebuje się wycofać z tego, co zadeklarowałem?... Zawsze coś innego za mnie decydowało? Nigdy nie objawiło się we mnie prawdziwe człowieczeństwo, prawdziwa mądrość, rozsądek, wielkość serca?...

Są liczne opowieści ludzi, którzy byli "na tamtej stronie", którzy mieli mistyczne wizje piekła. W nich często pojawia sie motyw, ze dusze "same nie wyobrażają sobie wyjścia z piekła" - bo widzą siebie jako potępione, jako osobowości, w których nie ma nic wartościowego - wyłącznie słabość, małość, uległość złym skłonnościom.
Można oczywiście to odrzucić, można nie wierzyć w takie mistyczne relacje. Ale sama wizja MNIE W ABSOLUTNYM ŚWIETLE PRAWDY, bez możliwości ukrycia czegokolwiek na swój temat, bez zamiatania pod dywan, usprawiedliwiania się - tylko proste pytanie: co robiliśmy, a co potem z tego wyszło i jak to przypasujemy do naszych deklaracji, naszej wizji siebie?...
Jeśli wszystko (albo tak bardzo bardzo wiele) było w nas bez sensu, bez zgodności nawet z sobą samym, to jak się wybronić (przed samym sobą)?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:40, 06 Gru 2017    Temat postu:

Wizja piekła, jaką opisują relacje ludzi, którzy mieli doświadczenia kontaktu z "tamtą stroną" często opisują ów stan potępienia jako swego rodzaju konsekwencję przyjętych w życiu postaw. Aby wyjaśnić sprawę opiszę parę "rodzajów" piekła dla osób charakteryzujących się wyrazistymi cechami słabości i wadliwości swojej natury. Zacznę od piekła despotów - czyli osób, które zawsze żądały aby im we wszystkim ustępowano, wymuszały na wszystkich posłuszeństwo, choć same nie dostosowywały się do potrzeb i oczekiwań innych ludzi.

Uwaga!
Ten tekst jest moją osobistą adaptacją innej relacji, którą czytałem już dawno temu (szybko zapominam gdzie coś czytałem, więc już dawno zapomniałem samo źródło), dotyczącą innego przypadku. Czytałem też w jednej z relacji że "potępiona dusza czuje do siebie wielki wstręt".
Jednak inspiracją do napisania owego tekstu jest coś więcej, niż moja inwencja i tamten tekst. Jest nią tez teologia katolicka [link widoczny dla zalogowanych].
Sąd szczegółowy jest tym sądem, który każdy przeżywa patrząc na swoje życie - odbywa się w chwili smierci.

Tu warto dodać cytaty z Biblii, które też były ważnym elementem myślowym mojego tekstu.
Ew. Mateusza napisał:
A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. (37) Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony.


Jak też:
Ew. Marka napisał:

(22) Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. (23) Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. (24) I mówił im: Uważajcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą.

i

Ew. Mateusza napisał:

(1) Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. (2) Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. (3) Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?

Sąd zatem odbywa się przez SAMOODNIESIENIE i UJRZENIE RZECZY W PRAWDZIE ("Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw.") - co robimy innym, to będzie odniesione do nas samych.

Najważniejszym tu tekstem jest chyba jednak:

List św. Pawła do Rzymian napisał:
Albowiem u Boga nie ma względu na osobę. (12) Bo ci, którzy bez Prawa zgrzeszyli, bez Prawa też poginą, a ci, co w Prawie zgrzeszyli, przez Prawo będą sądzeni. (13) Nie ci bowiem, którzy przysłuchują się czytaniu Prawa, są sprawiedliwi wobec Boga, ale ci, którzy Prawo wypełniają, będą usprawiedliwieni. (14) Bo gdy poganie, którzy Prawa nie mają, idąc za naturą, czynią to, co Prawo nakazuje, chociaż Prawa nie mają, sami dla siebie są Prawem. (15) Wykazują oni, że treść Prawa wypisana jest w ich sercach, gdy jednocześnie ich sumienie staje jako świadek, a mianowicie ich myśli na przemian ich oskarżające lub uniewinniające.

Ten tekst wyjaśnia istotę sądu - dla kogoś kto uznał "prawo" (Boże prawo), źródłem osądu będzie to, co uznał. Ktoś może powiedzieć, że skoro tak, to on prawa nie uzna, więc nie będzie go z czego sądzić. Ale wtedy - jak pisze apostoł - mamy druga opcję: poganie, którzy Prawa nie mają, idąc za naturą, czynią to, co Prawo nakazuje, chociaż Prawa nie mają, sami dla siebie są Prawem. ... ich sumienie staje jako świadek, a mianowicie ich myśli na przemian ich oskarżające lub uniewinniające.
Człowiek dokonuje więc sądu Z SUMIENIA, z tego, co sam uznaje za słuszne - z "własnych myśli". Jeśli sumienie człowieka jest sprzeczne, to cały człowiek robi się sprzeczny - jest wadliwy, godny potępienia.

W obu przypadkach opisanych niżej pojawił się problem NISZCZĄCYCH SŁÓW (nie ma mowy o czynach dokonywanych rękami). Wedle słów swoich człowiek jest zbawiony i potępiony. I w sumieniu swoim, gdy spojrzy na życie w prawdzie, to się okazuje.

Piekło despoty
Piekło despoty polega na konieczności ciągłej obserwacji tego, co w swoim życiu despota robił i jakie wynikły z tego konsekwencje. Despota będzie teraz dokładnie widział każdy epizod, w którym uczestniczył - np. gdy wymuszał na swoim dziecku posłuszeństwo w jakiejś błahej sprawie. Będzie czuł rozpacz i poczucie znieważenia tego dziecka, jednocześnie doskonale wiedząc, że w tym przypadku całe to posłuszeństwo w ogóle niczemu nie służyło. Zobaczy dokładnie, że dziecko miało swoje istotne argumenty, właściwie miało rację, ale gadzi umysł despoty żądał jednego: wszystko ma być pod moją kontrolą! Musisz mi się podporządkować, bo ja tak chcę! Będzie despota na tę sytuację patrzył i chłonął jej bezsens - kompletny absurd działania własnego umysłu, którego jedynym motywem była uległość gadzim uczuciom, a z drugiej strony będzie widział to niepotrzebne cierpienie, ten ból znieważonego przez niego tak głupio drugiego człowieka.
Firmowy despota mobbingujący swoich pracowników w firmie zobaczy jak kompletnie niecelowe i przynoszące złe skutki były jego działania polegające na prześladowaniu ludzi. Choć despota ten najczęściej miał o sobie bardzo wysokie zdanie, był przeświadczony, że to "dzięki jego twardemu przewodnictwu" firma funkcjonuje i się rozwija, to w gruncie rzeczy było dokładnie odwrotnie. Bo firma przez wrogą atmosferę w pracy traciła zlecenia, pieniądze, pracowników. Przestraszony, oczekujący podświadomie non stop humorów szefa personel nie potrafił skupić się na pracy, ludzie zamiast być kratywni, przemyśliwali nad tym jak się zabezpieczyć przed agresją swojego szefa. Klienci widząc złą atmosferę w tej firmie znacznie mniej chętnie decydowali się na złożenie zlecenia. Ostatecznie będzie jasne, że gdyby nie despotyczna postawa szefa, firma znacznie lepiej by prosperowała, czyli nawet ów szef miałby z tego więcej korzyści (tych finansowych i prestiżowych).
Jednocześnie szef despota będzie czuł każdą krzywdę, którą wyrządził poszczególnym ludziom. Podobnie jak to było z despotą rodzicem ostatecznie dostrzeże, jak to było naprawdę w tych sytuacjach, gdy wydzierał się na kogoś niesprawiedliwie, jak po jednej stronie szali ważącej tę sytuację była tylko gadzia chęć udowodnienia sobie, że się ma kontrolę, a po drugiej krzywda, stres, utracona energia życiowa, problemy zdrowotne, rodzinne i inne konsekwencje. Despota w końcu będzie zmuszony dostrzec absurd swojego postępowania, brak jakiejkolwiek w nim sensowności - bo opierało się ono o uległość gadziej części mózgu, nie wynikało z żadnych rozsądnych przemyśleń, dających się obronić uczuć, bo tylko były prostą zwierzęcą reakcją odruchową. Despota zrozumie jak bardzo był SŁABY, w znaczeniu słaby mentalnie, czyli o umyśle który nie jest w stanie poskładać do kupy oczywistych, widocznych symptomów sytuacji, aby wyprocesować dobrą decyzję. Despota był jedynie zwierzakiem w ludzkiej skórze, bez wyższych uczuć, bez zaawansowanego rozumowania. W sumie działała, jak pies, czy modliszka - ulegał swoim instynktom. Nic więcej...


Na koniec dodam jeszcze jeden element układanki - coś co mi się przydarzyło, a o czym już pisałem. O śnie, który przeniósł mnie do stanu, który można porównywać z piekłem (albo czyśćcem). W tym stanie kluczowe było "dobijające się do umysłu" pytanie: kim jestem?!
Osobiście wierzę, iż jest to też pytanie, które niejako wymusza sąd, a także ocenę człowieka. Kim jestem?! - ano przekonuję się po tym, co zrobiłem w życiu, jakie były moje decyzje?
Jeśli odpowiedzią jest: "jestem nikim", to znaczy z grubsza to samo "ja, jako umysłowość, jako byt potępiam siebie i jestem potępiony". Żyjemy na tym świecie aby UDOWODNIĆ SWOJĄ WARTOŚĆ, swoją spójność w rozpoznawaniu rzeczy, myśleniu o nich, podejmowaniu decyzji.
W mojej wizji tego stanu podobnego do piekła nie było nawet żadnych diabłów (nie twierdzę, że w ogóle w piekle ich nie ma, ani nawet tego, że sam byłem w piekle). Był za to stan nieustannego pytania o siebie, spoglądania na siebie. Wtedy akurat nie miało to kontekstu pytania o jakieś konkrety z mojego życia. Ale jedno wtedy zrozumiałem - stając PRZED SAMYM SOBĄ (tylko to), patrząc na siebie, możemy siebie potępić (i bardzo cierpieć). I wystarczy samo to, że jesteśmy nikim, że nie potrafimy wybronić swojego jestestwa.
Dlatego tak bardzo ważny wydaje mi się ten element samoodniesienia (który jak wyżej zacytowałem, pojawia się w Biblii) - wedle słów swoich, wedle swojej miary będziemy sądzeni/odmierzą nam.

Ale na koniec dodam - nie chcę, aby ktokolwiek zaczął mi teraz wierzyć, że ja "wiem, jak to tam jest". To nie jest wiedza, a ja nie dostałem jakiejś prorockiej misji opowiadania o piekle. Proszę o potraktowanie mojego tekstu raczej jako głosu w dyskusji, jako postawienie pytania tak ogólnie: kim jesteśmy my ludzie, jako umysły, które podlegają osądowi.
W moim przekonaniu stan potępienia umysłu da się całkiem nieźle opisać, uzasadniać ZUPEŁNIE W ODERWANIU OD RELIGI (tej, czy innej). Ostatecznie potępia się każdy za wiele rzeczy w życiu, które zrobił źle. Potępia się nieraz nawet niemądrze, pochopnie. Ludzie potępiają się za rzeczy, o których nie mogli wiedzieć, za coś, czemu ewidentnie nie mogli zapobiec - np. śmierci własnych dzieci, które miały tego pecha, że znalazły się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Ale rodzic w takiej sytuacji potrafi się zadręczać latami "gdybym wtedy zabronił jej wyjść, to by się to nie stało...".

Nie chcę rozmawiać tutaj o potępieniu umysłu z pozycji religianta moralizującego. Raczej chodzi mi o LOGICZNE ROZUMOWANIE, o samą konstrukcję OCENY OSOBOWOŚCI.
Stawiam tu różne pytania:
Kto ocenia osobowość?
Jak ocenia tę osobowość?
Naprawdę, odejdźmy tu od religii (a przynajmniej odsuńmy się od jej moralizatorskich nakazów i zakazów) - spójrzmy na sprawę "po prostu jak jest".
Piekło zaś w 90% chciałbym potraktować jako swoistą "figurę retoryczną", czyli punkt zaczepienia dla myśli - ocena ostatecznie następuje i jest realna. Nie chcę się więc wypowiadać jakoś o tym piekle, które jest w religiach. Myślę bardziej o PIEKLE UMYSŁU - to, co sobie sam umysł zgotuje, jeśli spojrzy na siebie, na swoje wybory bez możliwości mataczenia w sprawie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 16:57, 07 Gru 2017, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:31, 16 Sty 2018    Temat postu:

Szatan
Podobno nawet wielu chrześcijan, katolików nie wierzy w szatana. W moim przekonaniu rzeczywistość bez szatana, czy podobnego mu bytu logicznie się "nie domyka". Nawet gdyby szatana (teraz) nie było, ale byliby ludzie o bardzo złych skłonnościach, to i tak byt szatanowi podobny w końcu by powstał. Jakimi cechowałby się właściwościami osobowymi?...
- Moja odpowiedź na to pytanie wynika nie z jakichś objawionych tekstów, czy z doświadczenia, ale z czysto rozumowej analizy. Jako punkt wyjścia biorę osobowość dążącą do dominacji. Spotykamy takich ludzi - zwykle psychopatów, bądź podobne typy. Psychopaci są swoistym ludzkim wzorcem dla osobowości szatana - cechują się (kto nie wierzy, niech poczyta o osobowości psychopatycznej, ja tu nie wymyślam swojego):
- narcyzmem, przekonaniem o własnej doskonałości
- pogardą dla innych
- brakiem uczuć wyższych (miłości, empatii, pragnienia prawdy i sprawiedliwości)
- brakiem wyrzutów sumienia, brakiem umiejętności oceny siebie
- kłamstwem bez zahamowań
- dążeniem do jak największej kontroli, dominacji nad otoczeniem (ludźmi)
- czerpaniem przyjemności z dręczenia innych.

Teraz załóżmy sobie, że mamy zbiorowisko samych psychopatów. Wielu z nich jest całkiem inteligentnych, a nawet mocno inteligentnych (psychopaci są całkiem sprytni w manipulowaniu ludźmi, inteligentnie wykorzystują ludzkie słabości). Pomiędzy psychopatami byłaby na pewno rywalizacja (bo dążenie do dominacji ostatecznie tym musi zaowocować). W efekcie na szczycie psychopatów stanie najbardziej zdeterminowany, najinteligentniejszy psychopata. On będzie rządził. Będzie totalnie gardził innymi istotami, dręczył je, poniżał, udowadniał swoją wyższość nad nimi - on najpotężniejszy, o wielkiej mocy niszczenia i gnębienia.
Jeśliby zatem szatana wcześniej nie było, to powstałby (z ludzkich osobowości psychopatycznych) właśnie ktoś o właściwościach tej istoty.

Teraz kolejna odsłona analizy logicznej - rozważmy co by się miało stać z kolejnym psychopatą, który dostał się do "świata psychopatów" (docelowo pewnie nazwalibyśmy ten świat piekłem). Zapewne, zgodnie ze swoją naturą, będzie chciał przejąć kontrolę nad innymi istotami tam zawartymi. Ale trafił psychopata na psychopatę - król może być tylko jeden. Psychopaci będą walczyli ze sobą, a w efekcie owej walce na szczyt wzniesie się nainteligentniejszy, najmocniejszy, podczas gdy pozostali zostaną na pozycji podrzędnej. Będzie to gnębiło ich narcystyczną naturę, będzie wkurzało na maksa, ze to ktoś ich gnębi, ktoś ma nad nimi kontrolę, a nie oni nad nim. Ale nic nie pomoże, bo są słabsi. A już najgorzej maja ci psychopaci najmniej inteligentni i najsłabsi - będą gnębieni przez całe rzesze tych wyżej.

Powiedzmy, ze to co napisałem wyżej - o świecie psychopatów (diabłów) to tylko gdybanie, hipoteza. Ale wydaje się to hipoteza względnie sensownie uzasadnione zależnościami psychologicznymi. Inaczej właściwie "nie ma jak" sie zdarzyć.
W tym sensie zło (psychopatia daleko posunięta) nie ma szans na szczęście! Pogarda i nienawiść nie ma szans na spełnienie. Nooo może z wyjątkiem tego jednego na szczycie -samego szatana, który może gnębić psychopatyczne dusze, jakie mu się trafiły pod "kuratelę".
Czy tak rozumiany szatan może być szczęśliwy?...
- Też wątpię. Bo jego ambicje, z racji na nieopanowany głód dominacji, wywyższania się, są zapewne większe. Będzie mu mało tego, co ma, będzie wkurzony na maksa tym, że nie jest w stanie zdominować całego świata. Swoją frustrację tym chętniej zrzuci na tych, których będzie miał w zasięgu.
Jak dla mnie piekło da się rozpatrywać niejako w kategoriach logicznych - jako hipoteza, jako symulowana rzeczywistość ludzi o dających się przewidzieć cechach osobowych.
Czy takie piekło "istnieje realnie"?
- Właściwie to mogę nie szukać odpowiedzi na to pytanie. Wystarczy mi sama powyższa symulacja.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 17:13, 18 Sty 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 23:24, 09 Mar 2018    Temat postu:

Zastanawiałem się nieraz nad koncepcją piekła. Dlaczego Bóg, który jest miłosierny, miałby zsyłać - nawet te najgorsze, najwredniejsze - dusze do jakiegoś miejsca kaźni. Rozumiem odrzucenie w stylu "idźcie sobie, nie chce was znać!". Ale żeby jeszcze tam był jakiś ogień, diabły z widłami...
W końcu dobry Bóg, jak jest wszechmocny, to mógłby tym najwredniejszym grzesznikom urządzić wieczność w następujący sposób:
- wygenerować jakiś materialny zakątek - np. planetę. Na niej dać takiemu złemu osobnikowi miejsce do uprawiania grządki, aby sobie coś tam robił. Jak nie zechce, to by głodował, ale ogólnie nikt by to tam żadnym ogniem nie przypiekał. I tak sobie by przez wieczność bytował w odrzuceniu. To tak na moją ludzką, niedoskonałą logikę.
Dlaczego Bóg stwarza piekło dla grzeszników?....

- Ale może wcale nie stwarza?... :think:
Może właśnie tak jest (jak opisałem w wątku o moich życiowych odkryciach, a w nim o potrzebie kontaktu między ludźmi), czyli że Bóg odrzuca taka kompletnie zdeprawowaną duszę, ale nic jej specjalnie dokuczliwego same nie dodaje do otoczenia. Dusza jednak jest SAMA ZE SOBĄ. Dusza patrzy na swoje jestestwo - takie bez sensu, takie wredne, poza tym jest w przerażającej samotności i pustce-nicości emocjonalnej. To może nawet już ta dusza woli być z tym wrednym diabłem, niż tylko tak sama ze sobą?
Dziwna hipoteza?...
- Od pewnego czasu ją mam. I trochę się ku niej skłaniam, bo inaczej nie potrafiłbym wybronić jednocześnie idei piekła i dobrego Boga. Trochę też skłaniam się ku niej, zaglądając we własne odczucia, w głąb jaźni, w pewne stany myślowe. Gdy wyobrażę sobie, że już nigdy przenigdy nie spotkam istoty, która byłaby jakoś podobna do mnie - taka czująca, wybierająca, mająca pragnienia. Gdybym miał być tylko zawieszony w obojętności bezosobowego uniwersum - w nim żadna moja decyzja nie miałaby znaczenia, bo nikt by jej nie odczuł, nikt by nie zareagował - w żaden sposób, ani dobry, ani zły. Czy to nie okazałoby się piekłem?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:49, 17 Lip 2018    Temat postu:

Paradygmat świata
Paradygmat świata to nażreć się
Właściwie nie wiadomo dlaczego i po co mielibyśmy żreć i żreć
ale tak to działa, że ci co mają pieniądze, choć wykorzystać ich nie potrafią, pragną ich więcej
ci co zdobyli sławę, tak się do niej przyzwyczajają, że walczą o większą
ci co zyskali władzę, kontrolę, próbują swój stan wpływu zmaksymalizować.
Po co to wszystko?
- Właściwie trudno znaleźć odpowiedź inną, niż: bo tak!


Dlatego wielcy bogacze kupują coraz to
nowe domy, w których nie mieszkają
samochody, którymi nie mają kiedy jeździć
ubrania, w których nie mają kiedy chodzić
piękne rzeczy, których najczęściej nie oglądają.
Podobnie ci, co szukają władzy, sławy, kontroli nie umieją dostrzec, że w istocie gonią wielkie NIC!
Ale nie przyjdzie im do głowy, aby powiedzieć sobie: dobra, wiele mam, ale bez sensu jest wciąż powiększać stan mojego niewykorzystania.

Umysł bez refleksji...
umysł wmanewrowany w schematy
umysł nie diagnozujący siebie w poprawnie w kontekście
umysł, który przyjął bezrefleksyjnie cel "zdobywać więcej"
zdobywa, bo zdobywa
dla tych małych satysfakcji, dla tego krótkiego przebłysku uczuć: oooo, ale mi się udało!
poświęcił coś, czego nie zna
a nie zna, bo się cały poświęcił zdobywaniu
więc nie ma porównania, czy tak naprawdę zyskał, czy stracił w szerszym rozumieniu.

Prosty zysk, proste zwycięstwo, zasugerowane przez świat, przez ludzi
ścigać się! - inni się ścigają, to ja też powinienem...
będę pierwszy! to się liczy, bo cóż innego mogłoby się liczyć?...
Mały zagoniony umysł...
Słaby umysł...
Kiedyś to zrozumie, jak wiele poświęcił, aby zyskać tak niewiele...
Wtedy będzie płakał, będzie patrzył na siebie ze wielkim wstydem
powie sobie: jakimś wielkim głupcem wtedy byłem, gdy nie chciałem nawet spojrzeć na to, co ważne!
będzie sam siebie nienawidził i potępiał za swoją małostkowość
bo przecież przyzwyczaił się do myśli, że jest wielki i wspaniały
myślał, że jego zdobywanie są potwierdzeniem jego mocy i wspaniałości
choć teraz już będzie wiedział, że tego jest zwycięstwa były w istocie porażkami
i potwierdzają tylko jego małość, słabość, miernotę... :cry:

Michał Dyszyński Warszawa 17.07.2018
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:23, 18 Lip 2018    Temat postu:

Piekło jak koncepcja niezależna od religii
W rozważaniach tego tekstu chcę się odżegnać od teologii chrześcijańskiej. Może nie całkowicie być jej przeciw, ale nie dbać to, co teolodzy w owej kwetii do powiedzenia mają, czy mieli. Chciałbym zastanowić się nad ideą piekła - jaka by mogła być CZYSTO TEORETYCZNIE.
Stawiam tu pewne założenia:
1. istnieje świadomość, odczuwająca, wybierająca różne opcje w swoim życiu, kalkulująca sensowność owych wyborów.
2. świadomość traktuję jako nieśmiertelną, czyli zawsze pobierające jakieś bodźce, pobierającą jakieś wrażenia, odczuwające stan własnych uczuć i myśli (w tym oceniającą samą siebie).
3. zakładam, że powodem wejścia świadomości w stan potępienia (piekła) nie jest wcale zewnętrzna ingerencja, lecz to ŚWIADOMOŚĆ SAMA MIAŁABY STWARZAĆ SOBIE PIEKŁO.
To ostatnie założenie może wielu wydać się kontrowersyjne w kontekście teologii chrześcijańskiej, gdzie do piekła mieliby dostawać się ludzie osądzeni przez Boga (a nie przez samych siebie). Zatem ktoś może widzieć to założenie jako sprzeczne z ową teologią. Ja jednak uważam, że owa sprzeczność może okazać się pozorna, w szczególności optuję za nią, bo po prostu nie wyobrażam sobie, aby dobry Bóg (nieskończenie dobry) miał kogoś skazywać na męki, jesli istniałaby JAKAKOLWIEK SZANSA na uniknięcie tego strasznego losu. Czyli ze strony Boga mielibyśmy zawsze wyciągniętą do pomocy (zbawienia) rękę. To gdzieś w takim razie miałby być problem? - chyba w samym człowieku. Jak czytałem parę tygodni temu, podobną myśl miał wyrazić papież Franciszek (co wspiera tę moją hipotezę, którą noszę w sobie od lat). Jednak dodam tu, że nawet gdyby ten mój ogląd nie miał owego wsparcia ze strony papieża, to i tak chciałbym samą ideę w tej postaci rozważyć - tak czysto teoretycznie, nie upierając się jak to "naprawdę jest".

Ale jako to może być, że sam człowiek, jego świadomość mogłaby być problemem?...
Uważamy przecież, że każdy ma instynkt samozachowawczy i mając wybór pomiędzy byciem w sytuacji szczęścia i dobra, zamiast cierpienia w sposób oczywisty wybierze to pierwsze. Jednak... to wcale nie musi być takie oczywiste.

Kiedy świadomość mogłaby sama (!) zamknąć sobie drogę do szczęścia?
- W moim przekonaniu najbardziej narzucającą się tutaj opcją byłby NIEROZWIĄZYWALNY KONFLIKT NIEUSUWALNYCH PRAGNIEŃ.
Jeśli, poznawszy siebie gruntownie, świadomość uzna, że pragnie dwóch rzeczy sprzecznych ze sobą, przy czym nie potrafi wyobrazić sobie swojego istnienia, szczęścia gdyby miała z owych (obu na raz!) pragnień zrezygnować, to takiej świadomości nie da się pomóc. Nawet kochający Bóg, nawet najmocniejsza perswazja, apele do uczuć, rozsądku, czy czego tam jeszcze nie pomogą, jeśli świadomość postawi niespełnialne warunki dla swojego szczęścia. Taki stan, w którym świadomość stwierdzi, iż nie potrafi zrezygnować z żadnego z owych sprzecznych pragnień, gdy cierpi wielkie niespełnienie, gdy tylko jedno z nich się urzeczywistnia, owa świadomość SAMA zaklasyfikuje jako WADLIWOŚĆ NIEUSUWALNA Z JEJ FUNKCJONOWANIA. To jest właśnie stan POTĘPIENIA.

Dlatego uważam, że podstawową rzeczą, którą Bóg dał jako zadanie życia ludziom, jest NIESPRZECZNE SKONFIGUROWANIE SWOICH PRAGNIEŃ. Człowiek może być szczęśliwy jedynie wtedy gdy zrezygnuje z pragnień niespełnialnych, niejako nielogicznych, sprzecznych z tym, czy w swojej głębi jego świadomość jest.

Które pragnienia są tymi sprzecznymi, blokującymi drogę do zbawienia/szczęścia?...
- To temat na wielkie, rozbudowane rozważania. W tym wątku nie zamierzam ich prowadzić.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 14:27, 18 Lip 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:25, 28 Kwi 2020    Temat postu:

Od jakiegoś czasu traktuję koncepcję piekła nieco odmiennie od tego, jako ono jest rozumiane w typowej narracji religijnej. Owa typowa narracja (nie tylko taka występuje, ale te zaawansowane podejścia, w szczególności podobne tutaj opisywanemu, pojawiają się w opisach rzadziej) z grubsza piekło, szczególnie w ujęciu znanym mi w katolicyzmie, widzi następująco:
1. Piekło jest karą w ludzkim sensie słowa - tzn. jest ARBITRALNYM ze strony Boga aktem niechęci (nawet zemsty) nad duszą za jej złe czyny. Po prostu w tym ujęci Bóg czyni sąd i skazuje człowieka, bo mu z jakiejś tam rachuby wynikło, że człowiek nie spełnił stawianych mu wymogów.
2. Piekło jest wieczne, dusza będzie się w nim smażyła zawsze.
Z drugiej strony jednak, nawet w katolickiej doktrynie ów koncept piekła nie jest wcale jednoznaczny i pewny. Słyszałem sformułowania w rodzaju: o nikim Biblia nie mówi, że na pewno będzie potępiony (trochę mi tu nie pasuje wypowiedź Jezusa o Judaszu "dla takiego człowieka lepiej by było, aby się nie narodził"). Nieraz też spotyka się wypowiedzi w stylu, że Bóg nawet najgorszego grzesznika wciąż pragnie zbawić, a jeśli ktoś jest w piekle, to w jakimś sensie z własnego wyboru, z braku zaakceptowania warunków dobra, które są do spełnienia, aby się zbawić (choćby kwestia uwierzenia w zbawczą moc ofiary Jezusa).
Wuj - Zbój od dawna głosi tezę, że ostatecznie piekło będzie puste, zaś dusza idąca do piekła, miałaby w jego koncepcji iść na "wieczną mękę" tylko w sensie takim, że owa dusza w piekle utraci większość swoich właściwości, zostanie przekształcona tak znacząco, że tamta dusza z piekła NIGDY NIE WYCHODZI. Ale może wyjść owa dusza już zupełnie inna, przekształcona cierpieniem piekielnym. Trochę się przychylam do tego toku myślenia, ale nie powiem, że jestem jego absolutnie zadeklarowanym zwolennikiem (po prostu nie wiem, jak to jest).

Wizja piekła, jaką ja z kolei sobie wypracowałem, opiera się o następujące rozumienie:
1. Są pewne cechy umysłu, które są ABSOLUTNIE NIEKOMPATYBILNE ZE SZCZĘŚCIEM TRWAŁYM. Do tych cech należą przede wszystkim:
a) nieposzanowanie prawdy (które ja wiążę z biblijną wizją grzechu przeciw Duchowi Świętemu - duchowi prawdy)
b) nieposzanowanie równości w odniesieniach z innymi istotami, a co za tym idzie brak szacunku dla nich, dla ich cierpienia, odrzucenie przykazania miłości.
2. To nie tyle Bóg kogoś skazuje na piekło, co umysł sam nie potrafi się odnaleźć w kontekście wymogów, niezbędnych aby być zbawionym, nie potrafi ich przypasować do swojego myślenia, wypełnić.
Co do drugiego punktu, można mieć o tyle wątpliwości, że przecież w Biblii jest wyraźnie mowa o sądzie bożym, że to Bóg sądzi. Jednak jednocześnie zaskakujące jest, jak często w Biblii o sądzie mowa jest w dziwnie...
... nieokreślonym kontekście. Pozwolę sobie podać przykłady:
Ewangelia Mateusza 12:27 napisał:
I jeśli Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy, to przez kogo je wyrzucają wasi synowie? Dlatego oni będą waszymi sędziami.

Tu wcale nie Bóg jest sędzią, tylko... "wasi synowie"
Albo
Ewangelia Marka 3:28 napisał:
Zaprawdę, powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone.

Dlaczego autor natchniony używa sformułowania "będą odpuszczone" zamiast wprost Bóg im odpuści"?...
Także:
Ewangelia Łukasza 12:3 napisał:
Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach.

Tutaj jacyś "będą głosić" w kontekście tych ukrywanych grzechów. Liczba mnoga ich jest... Nie ma wskazania, ze to Bóg wprost pokazuje owe ukryte czyny...
List do Rzymian 2:12 napisał:
Bo ci, którzy bez Prawa zgrzeszyli, bez Prawa też poginą, a ci, co w Prawie zgrzeszyli, przez Prawo będą sądzeni.

Tutaj zaś sądzenie jest "przez prawo", wcale nie bezpośrednio przez Boga!

List Jakuba 5:15 napisał:
A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone.

Znowu owe grzechy "będą odpuszczone", a nie np. "Bóg im grzechy odpuści"!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:41, 29 Kwi 2020    Temat postu:

Andy72 napisał:
MIchał, o czym piszesz w blogu "Piekło, czyli stan potępionego człowieczeństwa"
wygląda tak jakbyś twierdził że to nie Bóg będzie sądził ale specjalkna komisja, np. Michał i jeszcze paru gości.

Absolutnie nie o taki wydźwięk tekstu mi chodziło. Przeszedłeś do daleko idących wniosków po przeczytaniu tekstu, który we wnioskowaniu był raczej oszczędny. Chcę podkreślić, że nie chodzi mi nawet o stwierdzenie, że wykluczam rolę Boga w sądzeniu ludzkich czynów. Intencją tego, co pisałem jest przede wszystkim sprzeciwienie się podejściu, w ramach którego sąd miałby po prostu wynikać z samej ARBITRALNOŚCI Boga.
Wydaje mi się, że jest taka (kto wie, czy nie domyślna) interpretacja, że oto Bóg, jako nieomylny sędzia, jako nieodwołalna absolutnie instancja, po prostu Bóg miałby ogłosić człowiekowi wyrok w stylu "nie spodobało mi się jak żyjesz, więc wysyłam cię do piekła. Kropka".
Nawet nie wykluczam tutaj jakiejś formy (! - ale tu byłaby długa dyskusja na temat jakiego rodzaju forma miałaby tu mieć miejsce) arbitralnego postawienia sprawy przez Boga, jednak na pewno NIE TYLKO Bóg w tej układance w sąd uczestniczy. Tutaj SĄ REGUŁY (nie przekracza ich nawet dla Bóg), jest też miejsce na pewien rodzaj obrony - reakcji ze strony osądzanego. Poza tym główny problem z potępieniem człowieka, wcale nie wynika z arbitralności Boga, lecz z czegoś tkwiącego w samym człowieku!

Warto tu dodać jeszcze jeden cytat z Biblii, który wcześniej nawet chciałem użyć, ale jakoś wyleciał mi z głowy:
Ewangelia Mateusza 12:36 napisał:
(36) A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. (37) Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony.


Problemem człowieka jest to, czy potrafi MYŚLEĆ, ODCZUWAĆ, WYBIERAĆ W SPOSÓB SPÓJNY. Przez spójność rozumiem tutaj brak przeczenia samemu sobie, utrzymanie się w ramach reguł, które zadeklarowaliśmy.
Powiedziałbym że Bóg nie tyle osobiście sądzi, co STWARZA WARUNKI, w ramach których osąd dusza wydaje sama. Te warunki polegają na tym, że NIE MOŻNA OSZUKIWAĆ, nie można udawać, że coś jest inne, niż było/jest w rzeczywistości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:30, 29 Kwi 2020    Temat postu:

Andy72 napisał:
Cytat:
główny problem z potępieniem człowieka, wcale nie wynika z arbitralności Boga, lecz z czegoś tkwiącego w samym człowieku!


Dla człowieka to żadne pocieszenie


Ja uważam, że wręcz przeciwnie!
To dla człowieka JEST pocieszenie, bo wie, że Bóg nic złego mu nie "dołoży", że wszystko jest w jego - człowieka rękach. Czyli że jest szansa, jeśli tylko weźmiemy się za siebie, za swoje życie, emocje, myślenie. Bóg nie spuści na nas specjalnie jakiejś "bomby", tylko dlatego, ze się zdenerwował, albo że tak ma zapisane w jakimś regulaminie. Bóg zrobi dla nas wszystko, abyśmy się zbawili. Ale....
jest jeszcze też coś po naszej stronie. O tym nie można zapomnieć!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:13, 29 Kwi 2020    Temat postu:

Andy72 napisał:
Cytat:
Ja uważam, że wręcz przeciwnie!
To dla człowieka JEST pocieszenie, bo wie, że Bóg nic złego mu nie "dołoży", że wszystko jest w jego - człowieka rękach. Czyli że jest szansa, jeśli tylko weźmiemy się za siebie, za swoje życie, emocje, myślenie. Bóg nie spuści na nas specjalnie jakiejś "bomby", tylko dlatego, ze się zdenerwował, albo że tak ma zapisane w jakimś regulaminie. Bóg zrobi dla nas wszystko, abyśmy się zbawili. Ale....
jest jeszcze też coś po naszej stronie. O tym nie można zapomnieć!

NIe jest tak łatwo się od siebie wyzwolić

Ale to jest właśnie to, co mamy w swoim zasięgu - siebie. Za to odpowiadamy w pierwszym rzędzie. Choć nie wyłącznie za siebie.
Odpowiadamy też za innych, a oni - zwrotnie - też częściowo odpowiadają za nas. W tej społecznej odpowiedzialności ja dostrzegam dodatkową szansę na zbawienie.
Ewangelia Jana 20:23 napisał:
(23) Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane.

To sformułowanie, które KRK standardowo interpretuje jako ustanowienie sakramentu pokuty (co stało się przepisem kościelnym dopiero po soborze laterańskim IV w roku bodaj 1215), ja postrzegam jako wyjaśnienie kwestii winy, skierowane do wszystkich uczniów.
Wczujmy się w sytuację grzesznika, który skrzywdził wiele osób. Ten grzesznik wie, że za swoje czyny należy mu się potępienie. Ale...
ale oto w pewnym momencie ten grzesznik ze zdziwieniem konstatuje, iż...
WSZYSCY POSZKODOWANI MU PRZEBACZYLI!
Wszyscy co do jednego!
Dalej...
Bóg też oczywiście to widzi - dostrzega, że wszyscy poszkodowani już nie obciążają naszego grzesznika swoimi pretensjami, swoim "zatrzymaniem" mu prawa do dobra, do człowieczeństwa. A - jak jest w tym sformułowaniu - komu odpuścicie, temu BĘDZIE odpuszczone (SĄ im owe grzechy odpuszczone). Więc w tym sformułowaniu mamy jawną deklarację ze strony Boga, że on wtedy nie będzie już "zatrzymywał" przy grzeszniku winy, nie będzie dokładał swojego potępienia grzesznika, skoro sami poszkodowani już nie potępiają.
W takiej sytuacji grzesznik staje wobec sytuacji, gdy już nikt mu nie wypomina jego grzechów - ani ludzie, ani Bóg. To jaki jest sens, żeby on sam to potępienie uznawał?...
- Chyba żaden. To i on sam też może uznać się za zbawionego - nikt go nie potępia (chyba, że nie potrafi sobie sam przebaczyć, ale w tej sytuacji, ma naprawdę poważny argument, aby jednak sobie przebaczyć, a nie upierać się przy winie, którą sami poszkodowani odpuszczają).
Chcę jedno zaznaczyć - tu LICZY SIĘ PRAWDA. To nie jest tak, że winy jakoś sobie tak same zniknęły. Anulują je poszkodowani, swoim aktem wybaczenia. To jest bardzo ważny akt. Jedyne wezwanie w modlitwie Ojcze Nasz, jakie skierowane jest do człowieka, a nie do Boga, to "odpuść JAKO I MY ODPUSZCZAMY"! Odpuszczenie innym jest więc odpuszczeniem u Boga. Kto nie odpuszcza win, sam nie zasługuje na odpuszczenie, ten właściwie JEST w piekle (choćby piekle złości na winowajcę, żalu z powodu tego, jak ktoś został potraktowany). Z drugiej strony, kto jednak te winy komuś odpuszcza, STAJE SIĘ GODNY ODPUSZCZENIA jemu jego win.
Tu można zadać pytanie: a jeśli ktoś z tych, których my skrzywdziliśmy jednak nam nie odpuści winy? Nie odpuści, a owo poczucie bycia poszkodowanym jest u niego tak silne, że nawet pobyt w piekle nie jest w stanie tej osoby zmiękczyć, aby odpuściła, aby przebaczenie się dokonało?
- Wtedy jest jeszcze jedna instancja - DOBROWOLNA OFIARA JEZUSA NA KRZYŻU. Bóg stawia sprawę następująco: nawet jeśli te winy trwają w świadomości kogoś poszkodowanego (czasem poszkodowanego głównie we własnym umyśle, w swoim zacietrzewieniu i żalu, bo jednak powinien zrozumieć i przebaczyć... - ale to już inna sprawa), to jest ktoś, kto oddaje teraz SIEBIE (Jezus) zamiast tych win. Jezus jest barankiem, który wyrównuje te rachunki. Przynajmniej wyrównuje w ocenie i rozumieniu tych, którzy...
W TĘ ZBAWCZĄ MOC OFIARY JEZUSA WIERZĄ!
To jest tutaj też ważne!
Bo mamy niejako dwie społeczności ludzi, rozdzielone ich stosunkiem do idei przebaczenia, odpuszczenia win:
Społeczność uznająca przebaczenie - uznająca je, bo tak chce Bóg i oni się z tym identyfikują i oni też uznają, że jakby jakaś nawet wina nie została rozliczona dobrowolnym odpuszczeniem przez poszkodowanego, to jednak ten akt boskiego cierpienia jest wystarczającym w tym układzie zadośćuczynieniem.
A jak się ktoś z powyższym nie zgadza, to jego problem, on należy do tej drugiej grupy...
Grupa tych istot, które przebaczenia nie są w stanie zaakceptować - oni sami nie przebaczają, a więc i im się nie wybacza. Nie wybacza się, bo to byłoby przecież niespójne nawet W ICH WŁASNYM ROZUMIENIU - wybaczenie, jako prawo przyjmuje się, bądź odrzuca ogólnie. Tę grupę stanowią ci, którzy są w piekle. I są tam w pewnym sensie z własnego wyboru! Są w nim upieraniem się przy braku odpuszczania win. Więc mają dokładnie to, co uznają!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 0:46, 03 Maj 2020    Temat postu:

Mam pewną swoją prywatną hipotezę na temat sądu nad życiem człowieka. NIe wiem, na ile jest ona zgodna z teologią, nie upieram się, ze jest ona potwierdzona w jakiś sposób. Jest hipotezą, mniemaniem gdybającym. Oto jej treść:
Najgorszą karą dla człowieka na sądzie po śmierci będzie KONIECZNOŚĆ ZAPOZNANIA SIĘ Z REALNYMI SKUTKAMI SWOICH WYBORÓW życiowych.

Uważam, że dobry Bóg nie będzie sam nikogo karał. Choć będzie w sądzie w pewien sposób uczestniczył: OKREŚLAJĄC WARUNKI dla sądu, pilnując, aby zostały dotrzymane. Warunki te, to:
- konieczność zapoznania się ze skutkami swoich wyborów
- skonfrontowanie tych wyborów i skutków Z DEKLARACJAMI, jakie człowiek sam dobrowolnie ogłaszał - szczególnie właśnie pod kątem, czy sam przestrzega tego, co uznał za poprawne i czy nie dopuszcza się tego, co sam krytykuje
- ostatecznie też Bóg zażąda samookreślenia się od człowieka - wytłumaczenia z tego, co wybrał, w kontekście tego, co mówił, co uważa, za kogo się ma.
Na koniec przedstawione zostaną człowiekowi OCZEKIWANIA bycia poprawnym członkiem społeczności zbawionych. Każdy będzie mógł - właśnie w oparciu o zdobytą wiedzę o tym, jak się zachowywał, na ile sam sobie może zaufać - się określić, na ile owe oczekiwania potrafi spełnić.

Piekłem jest wg mnie sytuacja, gdy - patrząc na swoje wybory - dusza stwierdza, że absolutnie nie jest w stanie wypełnić reguł, jakie stawia przed nią bytowanie w społeczności opartej o prawdę, miłość, wolność, życzliwość wzajemną. Taka dusza stwierdzi, iż jest tak wrośnięta w pychę, złość, zakłamanie, iż zwyczajnie nie wyobraża sobie, jak mogłby stać się poprawnym członkiem społeczności istot zbawionych.
To jest hipoteza.
Czy coś za nią przemawia?
- Jako chrześcijanin wskażę cytaty z Biblii, które mnie skłaniają do takiej hipotezy:

Ważność tego co deklarujemy:
Ewangelia Mateusza 12:37 napisał:
(37) Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony.


Ewangelia Mateusza 7:1 napisał:
(1) Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni.


Ewangelia Mateusza 7:2 napisał:
Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą.


Ewangelia Mateusza 12:36 napisał:
A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu.


Ewangelia Łukasza 6:37 napisał:
Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.



Wyjawienie się rzeczy ukrytych
Ewangelia Mateusza 10:27 napisał:
Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach!


Kwestia tego KTO dokona sądu:
Ewangelia Jana napisał:
(22) Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi,
(Ewangelia Jana 5:22)

(24) Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia.
(Ewangelia Jana 5:24)

(27) Przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym.
(Ewangelia Jana 5:27)

(47) A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić.
(Ewangelia Jana 12:47)

Wy wydajecie sąd według zasad tylko ludzkich. Ja nie sądzę nikogo.
(Ewangelia Jana 8:15)

Warto skomentować trochę tę ostatnią partię cytatów. Mamy tu dość ciekawą zależność - oto jest powiedziane, że Ojciec sąd przekazał Synowi. A Syn?...
A syn mówi: Ja nie sądzę nikogo. :shock: :shock:
To kto tu sądzi?... :shock:

Ja bym powiedział, że sądzi PRAWDA.
To co się zdarzyło, to co zostało wybrane będzie powodem osądu. Jest to napisane jeszcze w tym cytacie:
Ewangelia Jana 3:19 napisał:
A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki.

Warto zwrócić uwagę, na to, że nie widać tu sędziego. To owe "złe uczynki", brak "umiłowania światłości" ostatecznie będą sądem. Ale dusza nie będzie mogła już mataczyć, udawać że stało się coś innego, niż się stało, że czegoś tam nie zadeklarowała, że w ogóle prawda jej jakoś tam nie obowiązuje. Prawda będzie dostępna z automatu, domyślnie. Jak ktoś powie coś fałszywego, to się "wyświetli film" z tym, jak to było naprawdę. Zero mataczenia. I zero ignorowania tego, kim się okazaliśmy.

W takim układzie najgorzej będą mieli ci, co się najbardziej wysoko nosili, wywyższali, ogłaszali wielkimi. Dla tych ludzi rozdźwięk pomiędzy deklaracjami, a prawdą, która się ujawni w całej pełni będzie największy. Dlatego też:
Ewangelia Łukasza 18:14 napisał:
Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony.

To wywyższenie i poniżenie NIE będzie wynikało z tego, że ktoś arbitralnie grzesznikowi powie: ja cię poniżam, bo zrzeszyłeś. Nie, tu wystarczy po prostu, że ten kto zrobił zło, będzie patrzył na to zło, wiedząc, że wszyscy tak samo je widzą, że nic się nie ukryje.

Na koniec najtrudniejsza kwestia do uzasadnienia - ta, o konieczności przestrzegania prawdy. Ja ją wiążę z tym cytatem z Biblii:
Ewangelia Mateusza 12:32 napisał:
(32) Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym.

Tu trzeba zaznaczyć, że Duch Święty określany jest Duchem Prawdy. W tym kontekście "powiedzieć słowo przeciw Duchowi Świętemu" można zinterpretować jako jakąś trwałą postać odrzucenia prawdy. To po prostu nie przejdzie - ani teraz, ani "w przyszłym wieku", czyli także i po śmierci. Po prostu wymóg poszanowania prawdy jest absolutny.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 0:52, 03 Maj 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:28, 03 Maj 2020    Temat postu:

Andy72 napisał:
Odnośnie "Piekło, czyli stan potępionego człowieczeństwa"
Może będzie tak że stoimy przed Światłem, i wszystkie nasze uczynki, myśli, zamiary staną się jawne.
I będzie do wyboru: albo o naszych myślach, np. chorych fantazjach seksualnych dowiedzą się wszyscy, nasi rodzice, szef w pracy, rodzina przede wszystkim skonfrontujemy się z samym Bogiem, albo będziemy woleli ciemne bagienko grzechów.
Tak samo o naszych prawdziwych zamiarach różnych od deklarowanych.
Ci którzy obawiają się pójść do spowiedzi,jak wytrzymają coś co o wiele dogłębniej prześwietli niż spowiedź?


Spowiedź jest jednak w innych warunkach - mówimy swoje grzechy KONKRETNEMU człowiekowi. No i mówimy SŁOWAMI, na jakie nas stać, jakie podpowiada nam nasze rozumienie całej tej sytuacji opowiadania o swoich grzechach.
Ja nie ukrywam, że z tym ostatnim mam problem (w ogóle ze spowiedzią też mam problem). To co czuję względem swoich grzechów osobiście uważam za NIE DAJĄCE SIĘ POWIEDZIEĆ. I to nie tylko z powodu wstydu, czy poczucia upokorzenia, że obcemu człowiekowi mówię coś intymnego o sobie. Bardziej chyba jeszcze gnębi mnie poczucie, że NIE UMIEM WYSTARCZAJĄCO DOGŁĘBNIE SIEBIE POZNAĆ I OCENIĆ. Właściwie to dlatego chyba też jestem teistą, że w tym względzie mówię Bogu: Ty mnie oceń, ja to przyjmę. Ja sam nie umiem się ocenić!
Nie to, że nie próbowałem. Próbowałem, ale nigdy nie byłem zadowolony z efektu. Zawsze jak się oceniam, mam niezliczone wątpliwości - czy mogłem to przewidzieć? Czy moje intencje były rzeczywiście takie, jak to teraz pamiętam? Czy w ogóle formalne potraktowanie tego konkretnego czynu jest tu zasadne (bo może okoliczności dodatkowe istotnie modyfikują ocenę tego, co należało zrobić)?
Moje spowiedzi w zdecydowanej większości były niesatysfakcjonujące mnie. Po nich czułem się mentalnie słabszy, jakoś zbrukany tym, że to wszystko co było zamknąłem w jakieś tam formułki, co do których nawet nie potrafię być przekonany w pełni. Ale też jak zmieniam te formułki na inne, to też nie jestem zadowolony. Żadne słowa na ten temat mnie nie satysfakcjonują.
Właściwie to niewiele spowiedzi wspominam dobrze. Jedną na pewno - gdy ksiądz po prostu okazał szczere zrozumienie i pociechę. Poczułem życzliwość z jego strony, jakąś taką solidarność, ze wszyscy się zmagamy ze swoimi słabościami. Niestety, taką spowiedź, co do której jestem pewny, że mogę ją uznać za satysfakcjonującą, miałem ten jeden raz. :(
Znacznie częściej miałem wrażenie, że coś mówię, druga strona i tak nic nie rozumie, a ja właściwie też nie bardzo chcę, aby próbowała zrozumieć, bo nie ma na to szansy, bo i tak niczego nie zrozumie... A skoro i tak nie ma szans zrozumieć, to niech tam "swoje zrobi", a ja zaliczę sobie ten obowiązek, który odbywam jako obowiązek, a nie jako coś, co by szczerze ze mnie wypływało, co by łączyło się z moim poczuciem sensu.
Kiepski jest ze mnie katolik... :(
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:10, 05 Cze 2020    Temat postu:

Piekło
Samotność i brak odniesienia
Kim jestem?
Jestem nikim!!!
Co nadaje sens?!...
Co jest prawdziwym trwaniem?!...
Jestem nikim!
Samotność, nicość, pustka...
Gdzie jest On?!...

Dlaczego muszę patrzeć w siebie!?
Dlaczego muszę doznawać swoją nicość?!
Kim jestem?!... Nikim jestem! Nikim!
Bezsensowne istnienie i odczuwanie!
Trwanie wadliwe!
Istnienie urwane już na start w bezsensie.
Jestem nikim!
Nikim!
Nic nie jest w stanie nadać wartości wadliwości mojego jestestwa!
Jestem nikim w każdym calu istnienia!
Nikim na zawsze!
Nikim!
Gdzie jest On?!!!
Czy przyjdzie nadając sens?!!!
Bez Niego jestem nikim!!!
Nikim na zawsze!

Michał Dyszyński 5.6.2020
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 10:59, 18 Lis 2020    Temat postu:

Przerażająca informacja [link widoczny dla zalogowanych]
W Rosji jakiś zwyrodnialec, po wyjściu z więzienia, zgwałcił i zamordował dziewczynkę.

Myślę sobie, jak może być inaczej?
Oto zamykają takiego zwyrola na długie lata do kicia. Tam on siedzi i nieustannie fantazjuje, co to on zrobi, jak w końcu wyjdzie na wolność, jak to sobie powetuje te lata zamknięcia. A do zamknięcia się też coraz bardziej przyzwyczaja. W więzieniu jest jego świat, znajome odniesienie, wszystko co zrozumiałe. Więc się nie boi powrotu tutaj, może nawet ma ochotę do więzienia wrócić, gdzie życia ma poukładane, nie musi wykazywać się zaradnością, współpracą z ludźmi, cierpliwością, wymaganą aby robić coś, co jest trwałe. On cierpliwy i zaradny nie jest, więc się pogodził z tym, że jego miejscem jest więzienie. A jednocześnie fantazjuje o tym, jak to sobie ten raz zrobi przyjemność zdobywając kontrolę nad bezbronną osobą.
W Polsce mamy tę ustawę o bestiach, która przynajmniej nie dopuszcza do społeczeństwa zwyrodnialców, nie dających nadziei i na resocjalizację. W Rosji chyba podobnej ustawy nie mają...
Ale myślę, że i w Polsce sprawa nie jest ostatecznie rozwiązana. Co właściwie z taką bestią w ludzkiej skórze robić?... :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31260
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 9:30, 22 Lis 2020    Temat postu:

Moje rozumienie idei piekła coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że piekło w największym swoim udziale to PIEKŁO WSTYDU duszy, która nie jest w stanie pogodzić się z tym, co czyniła, czym się stała. W Biblii mamy taki oto fragment:
List do Rzymian 10:9-11 napisał:
(9) Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - osiągniesz zbawienie. (10) Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami - do zbawienia. (11) Wszak mówi Pismo: żaden, kto wierzy w Niego, nie będzie zawstydzony.

Zbawienie jest tu wyraźnie przeciwstawione wstydowi.

Tu wielu sobie pewnie pomyśli: ja tam się nie wstydzę tego, co robię, jestem z tego zadowolony, a "gdzieś" mam czyjeś oskarżenia na mój temat. Co robiłem, to robiłem, nawet jak coś nie wyszło do końca idealnie, to się nie zamierzam tym przejmować. Przebaczam sobie sam wszystko, nie słucham niczyich połajanek, to ja określam co jest dobre, a co złe w odniesieniu do moich wyborów. Jeśli coś wybrałem, to była ku temu wystarczająca przyczyna - tak musiało być, a ja winny niczemu nie jestem.
- Tak sobie ten czy ów może myśleć, żadnym wstydem się nie przejmując.
Jednak nie przejmujemy się w życiu żadnym wstydem, jeśli mamy możliwość ukrycia tego, co uważamy za nie przynoszące nam chluby.
Układanki dopełnia ten cytat z Biblii
Ewangelia Mateusza 10:26-27 napisał:
Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. (27) Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach!

Dopiero dokładając do obrazu tę okoliczność, że staniemy kiedyś przed sytuacją, gdy każda nasza najmniejsza słabość będzie widoczna jak na dłoni, to co byśmy chcieli ukryć każdy będzie mógł zobaczyć, w gruzy wali się wizerunek kogoś ponad innych, kogoś wyróżnionego.
Tym co blokuje poprawność myślenia w największym stopniu, jest pycha. Pycha powoduje, że zakłamujemy prawdę, która dociera do nas w imię utrzymywania nieprawdziwego, wywyzszającego obrazu siebie. Jeśli każda taka próba wywyższenia byłaby demaskowana już na starcie, bo po prostu widoczne byłoby jak jest, a nie jak ktoś chciałby, aby było, to wstyd staje się głównym rozdającym przy stoliku emocji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin