Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dywagacje n/t pewnego aspektu Hipotezy Wszystkiego.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:57, 29 Kwi 2017    Temat postu: Dywagacje n/t pewnego aspektu Hipotezy Wszystkiego.

Zacznę od tego, że zakładam, iż świadomość człowieka, czy nawet szerzej- jego psychika- oddziałuje z otoczeniem, z pozostałymi fenomenami w pewien tylko "ograniczony" sposób; czyli, że poza zjawiskami postrzeganymi może zachodzić jeszcze mnóstwo innych. I tu leży problem, o którym w tym wpisie traktuję i proszę o ewentualna pomoc w jego rozwikłaniu. Bowiem ile jeszcze tych innych zjawisk, oddziaływań może zachodzić, poza możliwymi do spostrzegania przez człowieka, a tym bardziej możliwymi do doznawania, rozpoznawania świadomego? Wiadomo jakoby, że w fizyce obowiązują pewne reguły, zasady, również zakazy. Ale podkreślam i jeszcze raz zwracam na to uwagę, iż w fizyce, czyli w opisie, interpretacji, wyobrażeniu otoczenia, a nie w otoczeniu. A jeszcze dokładniej i prawdziwiej rzecz ujmując: opis,-np. fizyczny- nie tylko nie jest Rzeczywistością samą w sobie, ale nie jest nawet opisem tej rzeczywistości w sposób kompletny, a może być jedynie opisem tej cząstki rzeczywistości, która dostępna jest ludzkiemu poznawaniu- czyli tylko opisem tego jedynie, jak świadomość ludzka (wespół)oddziałuje ze swym otoczeniem.
Myślę, że to jest dla niektórych na tyle oczywiste, iż nie potrzeba tu dalej uzasadniać tego założenia. Natomiast ci, którzy tego nie rozumieją i nie akceptują niech raczej "trzymają się z dala" od tego tematu...
A więc wniosek dalszy z tego taki, że to, iż coś wydaje się niemożliwe, wcale nie musi być takie, bo niemożliwością jest [tu] jedynie świadoma wiedza o informacji o tym "pozornie niemożliwym" czymś- zjawisku, zdarzeniu. Posługując się trafną i słuszną terminologią z Hipotezy Wszystkiego należałoby to zagadnienie ująć tak: To, że coś nie istnieje dla/w czyjejś świadomości, nie implikuje, iż owo coś nie może będzlować (powiedzmy, że w pewnym kontekście będzlowanie = zachodzenie).
Jeśli nadal "nadążacie" i rozumiecie, co i o czym tu piszę, to proszę dalej czytać...
Wiemy już (Kto to zrozumiał, ten wie), że nie jest wystarczającym warunkiem, dowodem zakazu będzlowania uznanie, przekonanie człowieka, że coś jest niemożliwe w jego mniemaniu. Wobec czego słuszny jest następny wniosek, iż również z wyłączeniem świadomości, "poza" nią, WSZYSTKO MOŻE BYĆ MOŻLIWE, ponieważ świadomość człowieka nie obejmuje, nie ogarnia całej Rzeczywistości, całości zjawisk. Oczywiście, np. solipsyści by się z tym nie zgodzili zupełnie, czy nawet częściowo zwolennicy idealizmu poznawczego; ale nie mogą mieć oni [akurat w tym aspekcie, pod tym względem- bo dla mnie wiele jest sensu i słuszności, prawdy w idealizmie poznawczym np.; już sporo mniej w solipsyzmie- i nie tylko tu wyjaśniam dlaczego] racji, m. in. dlatego, że takie przekonanie [jak m. in. solipsystyczne] przeczyłoby zasadzie, iż brak dowodu nie może być dowodem na brak. Co wytłumaczyłem również powyżej. Innymi słowy: niewiedza człowieka o czymś, jego brak świadomości czegoś wynika z konkretnych sposobów, na jakie oddziałuje jego świadomość z otoczeniem- mówiąc prościej: z ograniczonych możliwości [sposobów] postrzegania, a tym bardziej wyobrażania, a szczególnie doznawania, pojmowania, rozumienia; jedynie z tego. Natomiast absolutnie nie jest skutkiem, wynikiem tego, że owo coś nie będzluje! [Chociaż może być i tak, że "coś" naprawdę nie będzluje akurat- czyli nie zachodzi dany stan, lecz najczęściej tylko nie wiemy, nie zdajemy sprawy sobie, że będzluje, niż rzeczywiście nie będzluje.]
Jeśli wciąż rozumiecie, to gratuluję i "jadę" z tym dalej...

Pora, by przedstawić samo pytanie, problem, jaki- dotyczący opisywanej kwestii- doszedł do mej świadomości dopiero niedawno. CZY W SAMEJ NATURZE, PRZYRODZIE, DOKŁADNIEJ- W RZECZYWISTOŚCI ZACHODZĄ JAKIEŚ OGRANICZENIA BĘDZLOWANIA? Problem ten wydaje się być nieomal nie do rozstrzygnięcia, ponieważ w świadomościach, w rozumach nie mamy Rzeczywistości, jako całości takiej, lecz jedynie jej "odbicie" skromne, niepełne, zniekształcone poniekąd, jej "obraz", jej opis- przetworzone informacje o informacjach o stanach Rzeczywistości [czyli interpretacje], lecz nie informacje bezpośrednio "płynące" z tych stanów, będące nimi! Jednak może da się podejść do tego- jak się wydaje nierozwiązywalnego, acz niezmiernie ważnego, podstawowego zarówno dla ontologii, jak i dla nauki w sumie również [w szczególności dla fizyki]- problemu poprzez jakieś bardziej sensowne rozumowanie, niż czyste przypuszczenia, nieomal fantazjowanie wyłącznie? Może da się odszukać w tym jakieś "punkty zaczepienia", przesłanki dla choćby słabej indukcji logicznej?..

Na razie na tym zakończę rozważania o tej kwestii [bo w tej chwili czasu i sił mi brak, by kontynuować]. Ale problem wciąż pozostaje, a kwestia otwarta. A jest to- jak już napisałem- problem niezmiernie istotny. [Poza tym, że stanowi trzon dla Hipotezy Wszystkiego.]
Proszę więc o przemyślane i sensowne sugestie, pomysły, pomoc w tym względzie. Liczę m. in. na pomoc ze strony fizyków, szczególnie w opracowywaniu, wyjaśnianiu tego, jak do ewentualnych zakazów będzlowania (zachodzenia oddziaływań, zjawisk) maja się zasady [zachowania] symetrii w fizyce...

P. s.: Później przedstawię jeszcze hipotezę doboru naturalnego oddziaływań elementarnych [czyli "poziomu kwantyfikalności" zjawisk, doboru wartości energii punktu zerowego], która przedstawiony tu problem jakoby wyjaśnia. [Ta hipoteza zawiera się również w Hipotezie Wszystkiego.] Lecz jest z takim (pseudo)wytłumaczeniem podobny problem, jak z całym tym zagadnieniem: brak poparcia w doświadczaniu, również w doświadczeniach, czy raczej obserwacjach naukowych- a to z powodu niemożności "wyjścia poza" percepcję i rozumowanie [czyli funkcje] świadomości oraz z powodu niedowodliwości braku istnienia- jak to nazywam w sensie filozoficznym głównie. (To ostatnie ma sporo wspólnego z twierdzeniem Gödla o niezupełności i stanowi- w pewnym przybliżeniu, czy przenośni- jego ekstrapolację filozoficzną.)
Ale to już innym razem.

A tymczasem czekam na wasze uwagi, sugestie, propozycje, jak "ugryźć" to: (powtarzam) CZY W SAMEJ NATURZE, PRZYRODZIE, DOKŁADNIEJ- W RZECZYWISTOŚCI ZACHODZĄ JAKIEŚ OGRANICZENIA BĘDZLOWANIA?


Ostatnio zmieniony przez Piotr Rokubungi dnia Pią 4:23, 12 Maj 2017, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:23, 10 Paź 2017    Temat postu: Re: Dywagacje n/t pewnego aspektu Hipotezy Wszystkiego.

Piotr Rokubungi napisał:
A tymczasem czekam na wasze uwagi, sugestie, propozycje, jak "ugryźć" to: (powtarzam) CZY W SAMEJ NATURZE, PRZYRODZIE, DOKŁADNIEJ- W RZECZYWISTOŚCI ZACHODZĄ JAKIEŚ OGRANICZENIA BĘDZLOWANIA?

Zacznę od tego, że odpowiadam tu trochę przypadkiem. Szukałem sobie dobrego tematu, pod który mógłbym podpiąć pewne inne swoje przemyślenia. I jakoś tu kliknąłem. Potem przyszła refleksja - jak się tu odezwę, to pewnie Autor wątku za chwilę nazwie mnie głupim, albo coś podobnego (jak to ma w zwyczaju). Więc myślę sobie "po co mi to?". Lepiej pewnie jest, zgodnie z normalną praktyką, a nawet chyba moją już sformułowaną zasadą, omijać przy czytaniu (a szczególnie odpowiadaniu) teksty osób, które łatwo generują odpowiedzi będące niemiłe w odbiorze.
Ale mam też swoją przeciwzasadę - z grubsza polega ona na tym, że swoje sformułowane prawa niższego rzędu (tutaj jako jednym z nich jest: ignorowanie mało sympatycznych dyskusji) mam zwyczaj sporadycznie (!) łamać. Uzasadnienie owego przeciwprawa jest nieco pokrętne, ale zgodne z moją ogólną "teorią rozwoju myśli" (nie zamierzam tematu rozwijać). Więc ostatecznie tu jestem...
Teraz, przechodząc do meritum - czyli odpowiedzi na pytanie Przedpiscy. Przedstawię tu swoje stanowisko, które może być dla Przedpiscy o tyle ciekawe, że stanowi dość znaczącą alternatywę dla Jego koncepcji "będzlowania".
Jak to jest w "teorii" (chyba jednak tylko "koncepcji") Michała?
- Ano jest tak, że uważam pewnego rodzaju "szerszą rzeczywistość" (jakby "ponaduniwersum") za ZBIÓR WSZYSTKICH MOŻLIWYCH/POTENCJALNYCH BĘDZLOWAŃ. Te będzlowania "dzieję się na raz", ale może też "działy się kiedyś", choć może też (równie dobrze) "będą działy się w przyszłości", choć też (jeśli by ktoś tak wolał) "nie będą nigdy". Problem jest w tym, NA ILE OKIENKO NASZEJ ŚWIADOMOŚCI JEST W STANIE Z OWYMI BĘDZLOWANIAMI SIĘ SKONTAKTOWAĆ. Jeśli nawet coś tam będzluje w bardzo dalekiej galaktyce, albo w bardzo odległym przyczynowo świecie równoległym, albo w odprysku tworzących się wszechświatów, nie powiązanym nijak z naszym wszechświatem, to może i tak jest. Jednak z racji na brak możliwości tego stwierdzenia, to będzlowanie "istniejące" i to "nieistniejące" są ABSOLUTNIE NIEODRÓZNIALNE. Powstaje pytanie: na ile w ogóle jest sens mówić, że coś tam NAPRAWDĘ (!?...) ma miejsce?
Jeśli nigdy przenigdy (!) nie będziemy w stanie odróżnić owego czegoś NAPRAWDĘ (! - z wykrzyknikiem i wielkimi literami) od tego co "może jest, ale nie wiadomo" (małymi literami, mniej rozróżnialnym kolorem i w cudzysłowie), jeśli ABSOLUTNIE NIJAK nie mamy szansy tego naprawdę od nienaprawdę odróżnić, czyli MAMY REALNIE W TEJ SAMEJ KATEGORII zjawiska prawdziwe, od tych zupełnie wydumanych (w rodzaju stugłowych smoków i czterorękich gnomów, z niewidzialnego wszechświata, który jest niewykrywalny), to powstaje przypuszczenie, że całe owo będzlowanie jest kategorią ze snu, majaków, może urojeń. A przynajmniej jest od tego kategorii ABSOLUTNIE NIEODRÓŻNIALNE. Można się teraz upierać, że pewne rzeczy SĄ, nawet "BARDZO SĄ", a nawet "BARDZO BARDZO BARDZO SĄ!!!!", podczas gdy innych "bardzo bardzo bardzo nie ma", to dalej mamy w takiej sytuacji WYŁĄCZNIE GOŁE STWIERDZENIA. I to jest trudna prawda na ów temat.

W mojej koncepcji na podobny temat wprowadzam (aksjomat) ideę NIE WYPOWIADANIA SIĘ. Wiem, że mogę zapostulować wszystko. Wiem też, że to co nie da się potwierdzić może być dowolnie uznawane za istniejące, albo odwrotnie - za nieistniejące. Dlatego kategoria "istnienie" została w mojej koncepcji przekształcona z wersji domyślnej (właśnie w stylu będzlowanie, które jest niestwierdzalne) do wersji "to co potrafię ogarnąć choćby minimalnie - czy to zmysłami, czy choćby umysłem". Tamto będzlowanie jest mi "na kalafior", bo i tak dalej nic z nim nie mogę zrobić. Jeśli komuś będzlowanie (które chyba należałoby powiązać jakoś z ideami REALIZMU) jest - jako pewien "plaster na emocje poznawcze" - potrzebne, to niech sobie ów plaster przyklei i o owej (de facto bliżej nieokreślonej) realności istnienia myśli. Mi to też nie przeszkadza. Ale jak sam STARAM SIĘ TYCH NALECIAŁOŚCI REALIZMU W MYŚLENIU UNIKAĆ ("unikać", bo tu uczciwie przyznam, że moja "myślowa podświadomość" nieraz mi te naleciałości do rozumowania wciska). Intuicyjnie więc może czasem się złapię na posiadaniu w umyśle czegoś zbliżonego do będzlowania, ale wtedy to coś z myślenia wyganiam, traktując jak swego rodzaju błąd ujęcia.
Oczywiście tu powstaje pytanie: ale w takim razie, czym różnią się te rzeczy całkiem wydumane (jak np. jakieś niewidzialne krasnoludki i smoki siedzące teraz w moim monitorze), od tych, które O SOBIE PRZYPOMINAJĄ?
Ano właśnie to jest odpowiedź - moją okrojoną formą "będzlowania" (w nomenklaturze Przedpiscy) byłaby właśnie ta postać - PRZYPOMINANIE O SOBIE. Mogę badać strukturę owego przypominania, analizować jego trwałość w rozpoznaniach, wskazywać na modele, w którym dana rzecz jest ujmowana w postaci praw (np. praw fizyki). Z grubsza otrzymam wtedy konstrukt zbliżony do "realnego istnienia", albo i będzlowania". Ale też ostatecznie STARAM SIĘ NIE DEKRETOWAĆ NA ILE OWO COŚ JEST REALNE/będzlujące. Może tak, może nie...
Skoro i tak nie jestem w stanie ontologicznie przygwoździć problemu, to pozostawiam go w postaci "nie interesuje mnie on i nie zamierzam nic twierdzić na jego temat". A to co mi się PRZYPOMINA (jednak zawsze mechanizmem fenomenu, a nie ontologicznego bytu) - to podlega obróbce myślowej jako "potencjalnie istotny na przyszłość aspekt". Ale co tam "w środku" w nim jest/będzluje/jest realne? - tu się nie wypowiadam, bo wypowiadając się musiałbym jakoś zrównać (ta wredna nieodróżnialność) owo coś z wszystkim co potencjalne, choć tak samo niestwierdzalne (niewidzialne gnomy, smoki, krasnoludki).
A wszystko razem wynika Z ZASADY KONSEKWENCJI - jeśli coś twierdzę, to staram się przyjąć dalej wszystko co z mojego stwierdzenia wynika. A w tym wypadku z postulowania czegoś, co nie ma "twardych zaczepów stwierdzalności" wynika mi scalenie się owego bytu realności ze wszystkim, co ewidentnie nierealne. Czyli wychodzi jakby sprzeczność - błąd myślowy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:25, 11 Paź 2017    Temat postu:

@ Michał D.: No, w końcu jakoby "dorastasz" do Hipotezy Wszystkiego...:wink: Po przeczytaniu twego powyższego wpisu uważam, że dość prawidłowo zrozumiałeś moją koncepcję będzlenia. [Przyjąłem jednak nazywać to będzleniem, a nie będzlowaniem, choć wcześniej i tak to nazywałem, nie będąc zdecydowanym samemu, jak to nazwać...] Rozumiem chyba też, jakie zgłaszasz główne zastrzeżenia, co do tego.
Wobec czego spróbuj odpowiedzieć na takie pytanie: Co jest bardziej prawdopodobne: czy to, że ludzie, ludzkość, za jakiś czas odkryją, doznają jeszcze czegoś- do tej pory nie(do)znanego, czy to, że natrafią na kres poznawania, doznawania?? Inaczej: Czy rozsądniejszy jest pogląd, że poza już dotychczas doznanym, poznanym nie ma, nie zachodzi nic, czy taki, iż poza tym jeszcze coś "czeka" na odkrycie, poznanie [czyli będzli właśnie]??
Ponadto, wskazując na potencjalny błąd w koncepcji będzlenia, sam popełniłeś logiczny błąd rozumowania. "...wynika mi scalenie się owego bytu realności ze wszystkim, co ewidentnie nierealne"- Jak definiujesz realność, jakie kryteria stosujesz, dla rozróżniania realnego od nierealnego? A przede wszystkim, co jest [może być] nierealne ewidentnie?? I na jakiej podstawie cokolwiek można określić, jako "ewidentnie nierealne"? Przypominam, że za nierealne na ogół uważa się to, co nie zostało dotychczas doznane i potwierdzone empirycznie przez większą liczbę ludzi. (Nie wnikam teraz akurat, czy takie określenie realności jest szczególnie prawidłowe.) Natomiast słowo, przyimek "ewidentnie" pochodzi od łacińskiego "evidens", co oznacza m. in. "widoczny", "wyraźny", "jasny". A więc, jak coś, co jest niewidoczne, nie(roz)poznane, niedoznane, czyli nierealne może być takie na sposób widoczny, wyraźny, czyli ewidentny?! Sformułowanie "ewidentnie nierealne" jest więc oksymoronem, jest wewnętrznie sprzeczne semantycznie.


Ostatnio zmieniony przez Piotr Rokubungi dnia Śro 20:30, 11 Paź 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:50, 12 Paź 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
@ Michał D.: No, w końcu jakoby "dorastasz" do Hipotezy Wszystkiego...:wink: Po przeczytaniu twego powyższego wpisu uważam, że dość prawidłowo zrozumiałeś moją koncepcję będzlenia. [Przyjąłem jednak nazywać to będzleniem, a nie będzlowaniem, choć wcześniej i tak to nazywałem, nie będąc zdecydowanym samemu, jak to nazwać...] Rozumiem chyba też, jakie zgłaszasz główne zastrzeżenia, co do tego.

Ta koncepcja będzlenia (czy jak by ją zwał) w moim z kolei opisie jest podklasą pewnej grupy koncepcji (niech będzie "teorii"), które powstają po nałożeniu dodatkowych ograniczeń na obszar startowy myśli. W mojej "teorii wszystkiego" (nie nazwałem jej jakoś po swojemu dotąd, więc roboczo użyję nazwy stosowanej dość powszechnie) te koncepcje są przypadkami szczególnymi szerszego rozumowania. Będzlenie jest tu jedną z opcji - powstającą wtedy, gdy następuje rozpad na świadomość i - jakoś niezależne od niej (jak? - to inne pytanie) zewnętrzne więzy (u Ciebie byłyby to pewnie "oddziaływania"). Gdzieś tu blisko plasuje się chyba koncepcja monad - choć ta bardziej postuluje obiektowość istnienia.
Ja staram się operować na tym maksymalnie ogólnym poziomie - gdy jeszcze nie ma obiektowości, nawet więzy/oddziaływania się nie ukonstytuowały. Patrząc z perspektywy przebiegów czasowych (ale znowu nie chcę się koncentrować na koncepcji czasu, bo czas - przynajmniej w rozumianej standardowo formie - nie jest niezbędnym składnikiem niezbędnym tych rozważań, więc tutaj nawiązanie do niego należałoby potraktować jako rzut na jedną z płaszczyzn myślowych, a nie ostateczną koncepcję) można to sobie wyobrażać, że "obiektowość SIĘ PRÓBUJE" - tzn. w pewnym "momencie" (choć nie w zwykłym czasie jest to moment) następuje "spięcie się" podstawowych więzów bytu na tyle skutecznie, iż ten byt w jakimś sensie "zaistniewa" (jeszcze nie będzluje, bo to byłby etap dalszy). To zaistniewanie jednak w większości przypadków jest nietrwałe, słabe, sprzeczne wewnętrznie - więc byt się rozpływa, wracając do chaosu - nicości i pociągając za sobą czas (system odniesień oparty o liniowość - operator następstwa), który się przy okazji generował. Jednak w rzadkich przypadkach - czyli w jednym na trylion trylionów (liczba "z czapy" - nieistotna, przykładowa) zaistniewanie osiąga poziom trwałości na tyle wysoki, że byt "pozostaje w grze" - pozostaje wraz z przypisanym do niego czasem, a dalej możliwością rozróżniania ZMIAN (dalej z tego mogłyby się budować oddziaływania).
Więcej nie będę opisywał, bo to jest mocno skomplikowane (pewnie też "nawiedzone") i na pewno naraziłbym się na zarzut niekonkretności, czy całą masę innych zarzutów (a po co mi to?...). Potraktuj więc to co napisałem nie jako jakieś twarde przedstawienie koncepcji, jako coś czego zamierzam bronić, albo przeciwstawiać czemukolwiek, tylko LUŹNE rzucenie pewnej myśli. Jeśli się nie spodoba - może krytyka będzie i słuszna. Mi, prywatnie, z grubsza owo podejście pasuje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:46, 13 Paź 2017    Temat postu:

@ Michał D.:
Cytat:
Gdzieś tu blisko plasuje się chyba koncepcja monad - choć ta bardziej postuluje obiektowość istnienia.
Nie monad, lecz noumenów...
Cytat:
Ja staram się operować na tym maksymalnie ogólnym poziomie - gdy jeszcze nie ma obiektowości, nawet więzy/oddziaływania się nie ukonstytuowały.
To Niebyt.
Cytat:
można to sobie wyobrażać, że "obiektowość SIĘ PRÓBUJE" - tzn. w pewnym "momencie" (choć nie w zwykłym czasie jest to moment) następuje "spięcie się" podstawowych więzów bytu na tyle skutecznie, iż ten byt w jakimś sensie "zaistniewa" (jeszcze nie będzluje, bo to byłby etap dalszy)
Nie "obiektowość się próbuje", a raczej ustanawiają się tylko nieanihilujące się rodzaje, sposoby oddziaływań...
Nie byt "zaistniewa", lecz noumeny zmieniają się w fenomeny i zaczyna się będzlenie, czyli tworzy się Rzeczywistość [nie rzeczywistość ludzka, nie z perspektywy człowieka- bo to nie Rzeczywistosć, lecz jedynie INTERPRETACJA Jej fragmencików]. I będzlenie nie może być "dalszym etapem" wobec istnienia, zaistnienia, ponieważ jest w stosunku do tego drugiego pierwotne; to doznając i interpretując będzlenie ludzie "stwarzają" istnienie.
Cytat:
To zaistniewanie jednak w większości przypadków jest nietrwałe, słabe, sprzeczne wewnętrznie
Istnienie jest takie, jakim kształtuje go świadomość zbiorowa istot, podobna w funkcjonowaniu do ludzkiej...
Cytat:
byt się rozpływa, wracając do chaosu - nicości i pociągając za sobą czas (system odniesień oparty o liniowość - operator następstwa), który się przy okazji generował
Tak, to nadawanie istnienia generuje czas. Choć inny od "typu ludzkiego" można pośrednio wywnioskować, iż zachodzi już w będzleniu, czyli podstawie istnienia. Co do chaosu, to nie będę tu tej kwestii rozwijać; przypomnę tylko o strzałce globalnej entropii...
Cytat:
Jednak w rzadkich przypadkach - czyli w jednym na trylion trylionów (liczba "z czapy" - nieistotna, przykładowa) zaistniewanie osiąga poziom trwałości na tyle wysoki, że byt "pozostaje w grze"
Powiedzmy. Lecz nie byt(y), a będzlenie, czyli nie(roz)poznane [jeszcze] oddziaływania. To one tworzą zjawiska [struktury], którym ludzka percepcja i interpretacja nadaje istnienie, czyli "tworzy" byty dopiero.
Cytat:
Więcej nie będę opisywał, bo to jest mocno skomplikowane (pewnie też "nawiedzone") i na pewno naraziłbym się na zarzut niekonkretności, czy całą masę innych zarzutów (a po co mi to?...).
A ja uważam, że warto, byś o tym [nie tylko o tym] pisał. M. in. dlatego, że w ten sposób możliwe, iż pomożesz mi [a ja tobie] w opracowywaniu, dopracowywaniu Hipotezy Wszystkiego.:)
Cytat:
Potraktuj więc to, co napisałem nie jako jakieś twarde przedstawienie koncepcji, jako coś czego zamierzam bronić, albo przeciwstawiać czemukolwiek, tylko LUŹNE rzucenie pewnej myśli. Jeśli się nie spodoba - może krytyka będzie i słuszna. Mi, prywatnie, z grubsza owo podejście pasuje.
Spoko...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:48, 14 Paź 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Nie "obiektowość się próbuje", a raczej ustanawiają się tylko nieanihilujące się rodzaje, sposoby oddziaływań...
Nie byt "zaistniewa", lecz noumeny zmieniają się w fenomeny i zaczyna się będzlenie, czyli tworzy się Rzeczywistość [nie rzeczywistość ludzka, nie z perspektywy człowieka- bo to nie Rzeczywistosć, lecz jedynie INTERPRETACJA Jej fragmencików]. I będzlenie nie może być "dalszym etapem" wobec istnienia, zaistnienia, ponieważ jest w stosunku do tego drugiego pierwotne; to doznając i interpretując będzlenie ludzie "stwarzają" istnienie.
Nope - noumeny autorstwa Emmanual Kant nie są obserwowalne przez ludzką percepcję. Dlatego debata o noumenach bez lub z podporządkowywaniem im Rzeczywistości (cokolwiek ten termin znaczy) może być tak długa i bezowocna jak debata o Bogu.
[link widoczny dla zalogowanych]

Piotr Rokubungi napisał:
Istnienie jest takie, jakim kształtuje go świadomość zbiorowa istot, podobna w funkcjonowaniu do ludzkiej...
Ba ... na podstawie tej hipotezy roboczej jak udaję się na zbiórkę z termitem aby "pogadać" jak drzewo jest dla mnie twarde a dla termita miękkie skoro termit o twardosci drzewa nie myśli a tym samym nie emituje energii związanej z percepcja i analiza fenomenu kontaktu z drzewem. Ba ... stojąc na szklanym tarasie Wielkiegoo Wąwozu moja siatkówka oka zarejestruje fotony światła odbijające się od skał. Mimo że Matka Natura się nie śpieszy (nie funkcjonuje na jakim czasie ani tymczasem ani czasem), natychmiast uaktywni moja kore wzrokowa przez reakcję elektryczną i chemiczną przez odbijanie się elektronów i widzę kolory wawazu i materialna formę, słyszę wiatr i czuję ciepło ale nic z tej "rzeczywistości" nie odbywa się w moim mózgu. Analizując zachowanie moich neuronów nie znajdziemy kolorów, formy, ruchu powietrza, odczucia ciepła. Tak samo jak nie jesteśmy w stanie udowodnić istnienia noumenów, podobnie nie jesteśmy w stanie udowodnić istnienia zjawisk naturalnych. Mamy, podobnie do czasu, socjalną umowę międzynarodową, że drzewo jest twarde (ale nie dla termita), że skały Wielkiego Wawazu tonące w świetle (metafora) są ilustracja róznych odcieni koloru czerwonego. Zakładając, że każdy zmysł ludzki można łatwo zmanipulowac, to skomplikowana układanka tej "rzeczywistości zbiorowej" która przydalo by sie aby ktoś/coś "dotknal paluszkiem" (metafora), żeby Emmanuel Kant mógł sobie "pobedzlic" :) Einstein przekazał nam, że "najbardziej niesamowite nie jest istnienie wszechświata lecz nasza [ludzka] świadomość o jego istnieniu". I po co szukać cudów? My nie jesteśmy świadomi. My jesteśmy świadomością, gdzie umysł czyli os system nerwowy/mózg/ środowisko fizjologii reagujące że wszystkim, które jest dla nas abstrakcją. My sami jesteśmy dla siebie abstrakcją. Tak jak jeden człowiek może myśleć że jest kolekcja organów, mięśni, ... które się "ścierają" wraz że starzeniem, człowiek bardziej świadomy wie, że codziennie siebie tworzy i wzbogaca siebie o reakcję że "wszystkim". Tak więc, fizyka "rzeczywistości" zależy od tego kto i jak ja tworzy. Popatrz na szaregoobywatela jaka rzeczywistość Ciebie tworzy, porównaj z własną, moja, JanelleL - który z tych Piotrow jest "rzeczywisty"? No owszem, szaryobywatel zwołał w Gwiezdnych Wojnach "zbiórkę" żeby ustalić świadomość grupowa o Piotrze Rokubungi, ale jak narzie członkami grupy są szaryobywatel, i mini szaryobywatel czyli "idziemy sobie dwóch - szaryobywatel i jego brzuch" :)

Jeśli skłonisz się do przekazu Sir John Eccles, że w Naturze nie ma kolorów, dźwięków, tekstury, wzorów, zapachów, etc. ale zechcesz "zawiesić" się na wibracjach fali światła, to wibracja nic a nic nie powie Ci o pięknych odcieniach czerwieni Wielkiego Wąwozu, bo pomiary (dane) i ich analiza redukucja doświadczanie i nie mogą być substytutem doświadczania. Qualia/qualities/jakość to produkt ludzkiej wyobraźni i kolektywnej świadomości opartej na umowie społecznej. Mózg ludzki jest czynnością kwantowa. Już sama wiedzą gdzie znajduje się nasze ciało (jako czynność rrowniez) jest kwantowa, bo wymaga współpracy receptorów mięśni z neuronami systemu nerwowego w uchu środkowym połączonymi z poczuciem równowagi w móżdżku. Wystarczy zakłócic współpracę tych kwantoych czynności i człowiek nie tylko nie będzie wiedział gdzie się znajduje w umownym "miejscu i czasie" ale nie będzie w stanie czuć się we własnym ciele, podnieść prawej ręki w górę, poczuć wiatru na policzku, etc. - zakłócenie propriocepcji to horror dla człowieka któremu to doświadczenie się przydarzy. Nie czując powiewu wiatru na policzku ("miejsce" potrzebuję ludzkiego mózgu aby "zaistnieć"), dla takich ludzi "miejsce" nie istnieje. Jeśli neutrino miałoby system nerwowy, to nie zarejestwalo by ziemi, bo porusza się zbyt szybko. Czas również potrzebuję ludzkiego mózgu, bo kiedy udajemy się na spoczynek nocny, czas nie ma znaczenia. To nie znaczy, że zatrzymują się zegary. Czas zatrzymuje się dla śpiącego. Oczywiście wielu ludzi rola bycia twórca rzeczywistości doprowadza do stanu grozy. Zwierzęta, ptaki, etc. również biorą udział w "zabawie" w czas. Tylko koliber "bawi" się bardzo szybko, bo trzepie skrzydełkami 80 razy na sekundę. Dlatego Donald D. Hoffman użył terminologii "Perceptual experiences do not match or approximate the properties of the objective world but instead provide a species-specific user interface to that world - Doświadczenia percepcyjne nie zgadzają się ani nie przybliżają właściwości świata obiektywnego, ale zamiast tego dostarczają specyficznego dla danego gatunku interfejsu tego świata". Żeby wiedzieć jak funkcjonuje wszechświat musielibyśmy skonstruować nieskończony system nerwowy. Tylko jak się do tego ppoziomu abstrakcji zabrać skoro nauka "raczkuje" w podziale "mózg przede wszystkim" i "świadomość przede wszystkim" :)


Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Sob 1:55, 14 Paź 2017, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:32, 14 Paź 2017    Temat postu:

@ Dyskurs:
Cytat:
noumeny autorstwa Emmanual Kant nie są obserwowalne przez ludzką percepcję. Dlatego debata o noumenach bez lub z podporządkowywaniem im Rzeczywistości (cokolwiek ten termin znaczy) może być tak długa i bezowocna jak debata o Bogu
A co ja poprzednio napisałem? Napisałem tam wówczas, że noumeny są postrzegalne?? Czytaj z większym zrozumieniem i wnikliwością...:fuj:
Cytat:
My jesteśmy świadomością
Nie wiadomo, co to jest świadomość. Jedynie wiadomo, jak owo coś [podobno] w psyche funkcjonuje. Ale także nie wiadomo- jak na razie- co to jest psyche, anima, pneuma, dusza...
Cytat:
umysł czyli os system nerwowy/mózg/ środowisko fizjologii reagujące że wszystkim, które jest dla nas abstrakcją
Poniekąd tak... Z tym, że umysł, to nie tkanka nerwowa- a przynajmniej nie tylko.
Cytat:
Jeśli skłonisz się do przekazu Sir John Eccles, że w Naturze nie ma kolorów, dźwięków, tekstury, wzorów, zapachów, etc
Nie w Naturze, lecz w będzleniu. Natura, to jeszcze szersze i nieco inne pojęcie- przynajmniej wedle mej Hipotezy Wszystkiego.
Cytat:
Mózg ludzki jest czynnością kwantowa. Już sama wiedzą gdzie znajduje się nasze ciało (jako czynność rrowniez) jest kwantowa, bo wymaga współpracy receptorów mięśni z neuronami systemu nerwowego w uchu środkowym połączonymi z poczuciem równowagi w móżdżku. Wystarczy zakłócic współpracę tych kwantoych czynności i człowiek nie tylko nie będzie wiedział gdzie się znajduje w umownym "miejscu i czasie" ale nie będzie w stanie czuć się we własnym ciele, podnieść prawej ręki w górę, poczuć wiatru na policzku, etc. - zakłócenie propriocepcji to horror dla człowieka któremu to doświadczenie się przydarzy. Nie czując powiewu wiatru na policzku ("miejsce" potrzebuję ludzkiego mózgu aby "zaistnieć"), dla takich ludzi "miejsce" nie istnieje.
Znowu mieszasz sprawy, pojęcia i błądzisz... I na cholerę w tym kontekście ten powtarzany epitet "kwantowe"??
Cytat:
Jeśli neutrino miałoby system nerwowy, to nie zarejestwalo by ziemi, bo porusza się zbyt szybko.
To nie neutrino się z byt szybko porusza [a tak naprawdę nie chodzi tu o szybkość poruszania, a bardziej o bardzo nikłą masę neutrin], lecz zjawisko określane przez ludzi, jako neutrino, dla ludzi porusza się szybko tak.
Cytat:
"Perceptual experiences do not match or approximate the properties of the objective world but instead provide a species-specific user interface to that world - Doświadczenia percepcyjne nie zgadzają się ani nie przybliżają właściwości świata obiektywnego, ale zamiast tego dostarczają specyficznego dla danego gatunku interfejsu tego świata".
No, oczywiście! A ileż razy ja to właśnie na tym forum już przedstawiałem, opisywałem, objaśniałem?!
Cytat:
Żeby wiedzieć jak funkcjonuje wszechświat musielibyśmy skonstruować nieskończony system nerwowy.
Ech! Czasami, jak coś palniesz!:shock: ;-P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin