Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Reputacja i autorytet

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:04, 14 Paź 2017    Temat postu: Reputacja i autorytet

Chciałbym przedstawić pewną koncepcję, która miałaby odpowiadać CZĘŚCIOWO na pytanie: czym jest osoba?
Chodzi mi nie oznaczenie w bardzo ogólnikowym sensie, ale o pytanie: po czym właściwie poznajemy, co stanowi wyróżnik, że dana, konkretna osoba jest tym, kim jest?

Zacznę od nadania kontekstu, czyli od zastanowienia się jak to jest w świecie bytów prostszych - materialnych. W przypadku materii rzeczy poznajemy, nazywamy biorąc pod uwagę ZESTAW WŁAŚCIWOŚCI. Sprzęt wykonany z drewna, mający cztery nogi i blat nazywamy stołem - bo posiada właściwy dla stołu zestaw właściwości. Nie są one może jakoś ściśle określone - mają pewne rozmycie (np. nogi stołu mogą dłuższe, albo krótsze; cieńsze bądź grubsze), ale razem z pewnym marginesem błędu rzeczy są właściwościami rozpoznawalne. Stół - w definicji - będzie więc zestawem właściwości. Podobnie jest z większością innych rzeczy - pojęć - dają się określić jako zestaw cech/atrybutów, które definicja jest w stanie wyspecyfikować.

Na tym tle pokuszę się o zdefiniowanie osoby. Czym jest osoba - np. w czym zawiera się określoność jakiegoś Kowalskiego?...
Czy zawiera się w atrybutach ciała? - np. ilości rąk, nóg...
- Chyba nie. Bo jak w wypadku coś obetnie rękę Kowalskiemu, to nawet bez ręki, pozostanie Kowalskim. Podobnie mamy z innymi atrybutami ciała - nawet serce można mu przeszczepić.
Jeśli nie ciało definiuje Kowalskiego, to co?...
- Odpowiedzią będzie ŚWIADOMOŚĆ. Ale świadomość Kowalskiego też cały czas ewoluuje. Jest inna z każdym rokiem, a Kowalski jest jakby wciąż ten sam.
Dobrze byłoby OKREŚLIĆ JAKIEŚ KLUCZOWE STAŁE CECHY, których posiadanie czyni Kowalskiego tym konkretnym Kowalskim. Ale co to miałyby być za cechy? No i drugie pytanie: jak je zmierzyć, określić?...
Z zewnątrz patrząc poznajemy zwykle Kowalskiego po wyglądzie. Ale jak wiemy, że wygląd się zmienia, a dalej to jest ten sam Kowalski, to już myślimy o czymś innym - o tym, co pamięta, JAK REAGUJE, JAK SIĘ ZACHOWUJE.
W moim przekonaniu z osobowością Kowalskiego najbardziej wiąże się właśnie TYP REAKCJI NA BODŹCE, na to co Kowalski zrobi, gdy pojawią się różne sytuacje. Gdyby Kowalski reagował kompletnie chaotycznie - np. raz był odważny, a za chwilę zupełnie tchórzliwy, raz wypowiadający się mądrze, a innym razem zupełnie głupio, raz życzliwy i miły, a za chwilę drań i egoista, to pewnie stwierdzilibyśmy, że to nie jest poprawna osobowość - ten chaotyczny Kowalski nie miałby osobowości. Cechą, którą zbiorczo ludzie z zewnątrz rozpoznają Kowalskiego (od strony świadomości) jest REPUTACJA.
Oczywiście w słowniku słowo "reputacja" ma może trochę zbliżone, ale też trochę inne znaczenie. Ja tutaj je zastosuję, nadając mu ten konkretny kształt, używany w tym właśnie tekście. Zatem zdefiniuję reputację jako ten zestaw reakcji, zachowań którym się objawił otoczeniu Kowalski. Słowo "reputacja", ze znanych mi różnych słów o podobnym znaczeniu, najlepiej więc mi tu pasuje.
Oczywiście nie należy utożsamiać reputacji z samą świadomością. Świadomość TWORZY reputację, ale sama nią nie jest. Świadomość ma elementy ukryte, z których część zapewne nigdy się nie objawi zewnętrznie, inne mogą objawiać się jakoś mylnie, jeszcze inne w sposób zbyt złożony, aby ktoś to był w stanie ogarnąć. Ale jakiś odcisk świadomości w reputacji będzie. Reputacja jest OBJAWEM świadomości. Ale też jest tym JEDYNYM CO PATRZĄC Z ZEWNĄTRZ daje szansę rozpoznania osobowości Kowalskiego.
Tu warto dodać, że w odróżnieniu od rozpoznawania sprzętów, rozpoznawanie świadomości jest nieco inne - zawiera większy udział zmienności, nieokreśloności. Świadomość jest wolna, nie da się ściśle określić, jaką decyzję podejmie. W stosunku do tego, co powiedzielibyśmy o rozpoznawaniu materii, świadomość dokłada aspekt TWÓRCZOŚCI. Wolna osoba tworzy całe konstrukcje celowe swoich działań - robi coś nie z jednego powodu, ale wymyślając całe strategie postępowania - reagując na zmiany, wprowadzając element interakcji. Człowiek dobry będzie objawiał swoją dobroć w sekwencji działań, wyborów. Podobnie - w odwrotną stronę, a też w sposób niemożliwy do absolutnego przewidzenia - element zła wpisze się w działania kogoś o złym charakterze. Nie będzie konkretnie wiadomo jak zareagują owi ludzie, ale pewien rys ogólny ich zachowań się w tych decyzjach odciśnie. Będą TWORZYĆ - a to dobro, a to zło; a to pokój między ludźmi, a to niezgodę i wojnę.

Spotykając nowego człowieka, w szczególności jeśli np. mielibyśmy mieć z nim do czynienia - np. w pracy, w związkach towarzyskich stawiamy sobie pytanie jaki on jest, czyli jaką reputację posiada, jak objawił się ludziom. Mając dane o reputacji człowieka można jakoś planować relacje z tym człowiekiem - wiedzieć, czy możemy mu zaufać, jak będzie reagował na krytykę, jak jest mądry, miły, inteligentny.
Człowiek o względnie stałych cechach będzie budował względnie stabilną reputację o sobie. Dalej wykorzystamy tę reputację do decyzji w kontekstach, w których ów człowiek wystąpi. Czyli jeśli ktoś ma reputację durnia, z którym nie da się pogadać na poważnie, to zapewne nie będziemy z takim człowiekiem dyskutować, może będziemy nawet unikać z nim kontaktu. Jeśli ktoś ma reputację miłego osobnika, to z większym prawdopodobieństwem zawrzemy z nim znajomość bliższą, może kontakty będą serdeczniejsze.
Jeden człowiek może mieć oczywiście różne reputacje u różnych ludzi. Czasem wspaniały szef i współpracownik - mający w pracy bardzo dobrą reputację, w domu ma opinię osoby niekontaktowej, niemiłej wobec rodziny. Ale biorąc jakąś taką zbiorczą reputację - czyli niejako sumującą (nie uśredniającą, tylko "pamiętającą" na raz o wszystkich przypadkach) to jak się objawia ta osoba dla różnych ludzi, możemy mówić o takiej reputacji ogólnie.

Szymborska w jednym z wierszy napisała ważną myśl: "tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono". Nie mamy pełnego modelu świadomości, nie wiemy CZYM jest świadomość (przynajmniej tak do końca). Te definicje, jakie nieraz dla świadomości się stosuje w różnych sytuacjach są niekompletne, cząstkowe, ujmujące rzecz pod jednym kątem, ewentualnie z maksymalnie kilku perspektyw. Cała świadomość jest zagadką, czymś niepoznanych, może nawet niepoznawalnym. Ale reputacja już jest czymś bardziej określonym, konkretnym - to jak się człowiek przejawił w świecie, to JEST. Trudno byłoby zasadnie powiedzieć o kimś, że "jest dobry, ale zawsze robi złe rzeczy". Dobry człowiek będzie dobrze postępował, będzie budował dobrą reputację. To jest chyba pewien aksjomat rozumowania, modelowania ludzkich postaw (nie da się go udowodnić). Ale chyba jest to postulat uzasadniony, konieczny do budowania rozumowania. Nawet w Biblii mamy wypowiedź Jezusa "dobre drzewo przynosi dobre owoce" - co też chrześcijanom podbudowuje religijnie zasadność takiego aksjomatu. To zaś oznaczałoby, że jest sens, za pomocą dobrych wyborów, budować dobre owoce, dobrą reputację o sobie (nie zawsze ludzie sobie taką dobrą reputację o nas wytworzą, bo popełniają pomyłki, ale szansę na to mają).

Reputacja w kontekście komunikacji międzyludzkiej i oceny rozumu
Szczególnie ciekawym przypadkiem reputacji jest ocenienie ludzkiego rozumu. Niektórzy dorobili się reputacji głupca, inni reputacji kogoś rozsądnego. Skąd się to wzięło?
- Oczywiście z serii wyborów życiowych, a szczególnie WYPOWIEDZI. Jeśli ktoś wypowiada się z reguły mądrze, jeśli W SPOSÓB STAŁY, najlepiej wręcz bez wyjątków (albo z wyjątkami absolutnie rzadkimi) wypowiada się rozumnie, trafnie diagnozuje sytuacje, jest w stanie wybronić swoje zdanie zasadnymi argumentami, to dorabia się reputacji mądrego człowieka. Z drugiej strony osobnik, któremu notorycznie zdarzają się wypowiedzi prymitywne, głupie, gdy coś "gada bo gada", ale nie można na jego opinii polegać, bo to prowadzi do błędnych decyzji, to taki człowiek zyskuje reputację głupca. Na reputację pracuje się latami. I właściwie w kontaktach międzyludzkich, w takich rozmowach jak np. na sfinii to do zdobycia jest głównie reputacja - to jest obraz osoby, jakie widzą inni ludzie.
Czystej świadomości osób nie poznamy nigdy - nie jesteśmy w stanie zaglądać do cudzych umysłów bezpośrednio. A nawet gdybyśmy byli w stanie jakoś telepatycznie niektóre myśli, czy odczucia odbierać, to i tak nie odbierzemy ich w całości, nie wchłoniemy tego jak funkcjonują natywnie w systemie myślowym właściciela, lecz odbierzemy jakieś wyrywkowe aspekty - dodatkowo przefiltrowane naszym systemem percepcyjnym. Więc jedyne co na zewnątrz świadomość (trwałego) jest w stanie wytworzyć, to właśnie ta reputacja (plus ewentualnie dzieła, jakie po nas pozostają, ale one też złożą się ostatecznie na reputację).

Reputacja, a autorytet
Reputacja rozsądnej, mądrej osoby buduje autorytet owej osoby w otoczeniu. Myślę, że tego stwierdzenia raczej nie trzeba uzasadniać, bo jest względnie oczywistą obserwacją większości ludzi. Warto zastanowić się jak autorytet działa. Z jednej strony, jeśli posiadamy sprzeczne informacje od dwóch osób, z których jedna autorytet ma, a druga nie, to zapewne częściej zaufamy tej osobie z autorytetem. Ale jest też druga "moc" autorytetu. Polega ona na tym, że często nawet gotowi jesteśmy odstąpić od własnego przekonania w sytuacji, gdy autorytet owo przekonanie skrytykuje. Nawet jeśli nie do końca rozumiemy rozumowanie, argumenty autorytetu to nieraz ugniemy się przed taką opinią - zaczniemy działać w stronę dodatkowej weryfikacji naszych poglądów, zweryfikujemy je różnymi kątami.
Z drugiej strony, jeśli ktoś mówiący coś przeciw naszym poglądom posiada kiepską reputację w naszych oczach, jeśli mamy go za głupca, to zdanie takiej osoby zlekceważymy. Nie będziemy specjalnie szukać błędów w tym, co taki ktoś nam wytknął - z góry uznamy, że stracilibyśmy tylko czas i wysiłek.

Dlaczego w ogóle wypisuję te oczywistości?...
- Bo z nich wyłania się pewna filozoficzna koncepcja osobowości. Ten opis, który przedstawiłem pewnie większości osobom wyda się mało odkrywczy - same truizmy. Ale według mnie tak nie jest, jeśli się spojrzy na sprawę akcentując mocniej pewne aspekty tego, co napisałem. Ostatecznie zaprezentowane wyżej rozumowanie jest osnową myślenia o wartości człowieka, o religii, grzechu, a dalej nawet zbawieniu. Tak więc to był pewien wstęp, który dalej zamierzam rozwinąć. W wolnym czasie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 13:38, 09 Lis 2017, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:43, 14 Paź 2017    Temat postu:

Dyszyński, ja ci "repuamputuję" Krowę, jeśli nadal będziesz takie "bycze gówna" wypisywał!..:rotfl: :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:32, 09 Lis 2017    Temat postu:

Chciałem ten temat pociągnąć dalej w kierunku rozważań nad pojęciem i rolą autorytetu.
Może najpierw warto byłoby zdefiniować autorytet. Chodzi mi o definicję funkcjonalną, niezależną od uprzedzeń, emocji. W modelu, który tu przedstawiam zaufanie do prawdziwości/poprawności przedstawionych nam stwierdzeń można osiągnąć na dwa przeciwstawne sposoby:
- uwierzenia w model - posiadanie własnej WIEDZY
- uwierzenia autorytetowi - postawieniu pewnego ŹRÓDŁA informacji ponad inne.

Uważam, że oba owe sposoby są ważne, cenne, nie do usunięcia z układanki myśli. Jakoś tam preferowałbym ten pierwszy. Bo gdy mamy wiedzę, to jesteśmy samodzielni, to my panujemy nad elementami obrazowanego umysłem stanu. Więc chyba właśnie o tę wiedzę chodzi - warto jest ją mieć.
Problem w tym, że w realnych warunkach wiedza jest często niedostępna. W końcu bierze sie ona z doznań, a potem z obróbki wniosków z owych doznań, z pracowitego budowania systemu zależności, konstruowania modelu - teorii. W warunkach gdy na starcie życia nie mamy bazy ani doznań, ani metodologii do zarządzania ową bazą, wiedzę można chcieć mieć i wszystko. Aby ją mieć naprawdę, czego człowieka wielka praca. A tu pewne rozwiązania trzeba mieć od razu! Gdy modeli (sprawdzonych! - a sprawdzenie jest dodatkową pracą) brak, pojawia się pomoc w postaci autorytetu. Na początku rodzice, potem nauczyciele, książki, publicyści, ludzie, których uważamy za madrych, instytucje, którym ufamy. I nie chodzi mi tu tylko o jakąś wielką chwałę doczepianą do pojęcia autorytetu. Autorytety w tym moim rozumieniu mogą być ukryte, zupełnie nie odbierające swojej radości (jeśli taka miała być) z powodu tego, że ktoś im ufa. Przykładowo, czytając etykietkę ze składem produktu żywnościowego w sklepie już posługujemy się mechanizmem autorytetu - bo pewnie zaufamy (!) podanej wartości, nie mając wiedzy o tym, co i jak się w fabryce dzieje, gdy produkowana jest sałatka, drzem, deser mleczny czy cokolwiek innego. Etykietka pełni tu rolę autorytetu - bo informacja od niej przyjmowana jest brana czystym mechanizmem zaufania, bo nie możemy tu samodzielnie niczego sprawdzić, nie mamy modelu (tzn. zgrubny model wiedzy czym są składniki musimy mieć, ale już niewiele więcej).

Filozofując, tworząc wiedzę jakoś tak mimowolnie odsuwa się w rozumowaniu aspekt autorytetu. Udaje się, jakby tego aspektu nie było, mówi się o zależnościach, o tym co z czego wynika. Trochę słusznie - w końcu to wiedza jest celem, autorytety powinny w końcu przestać być potrzebne, bo gdy będziemy wiedzieli jak ten świat działa, to nikt nam niczego nie będzie musiał podpowiadać, a my nikomu nie będziemy musieli wierzyć. Tak to by wyglądało w uproszczeniu...
W rzeczywistości jest bowiem bardziej skomplikowane. :rotfl:
Zaufanie, jakaś postać zasady autorytetu bowiem zostaje na zawsze. Może w nieco przekształconej postaci, ale będzie. Wynika to z tego, że nawet mając absolutną (ściślej "maksymalną, jaka byłaby możliwa) wiedzę o mechanizmach świata, nie będziemy i tak wiedzieli o tym CO WOLNE - o umysłach wolnych istot. Więc nawet będąc maksymalnym możliwym mądralą, geniuszem wiedzy i tak, gdy przyjdzie np. do pytania "czy Malinowska cię lubi?" będziemy musieli się udać do samej Malinowskiej i jakoś polegać na jej stwierdzeniu (albo i nie) w kwestii jej wolnego (!) stosunku uczuciowego do drugiego człowieka. Ale to jest właściwie temat na inną okazję. Tutaj chciałem pociągnąć inny aspekt sprawy.

Wyłanianie autorytetu
Gdybyśmy jakoś porównali te dwa mechanizmy nadawania ufności stwierdzeniom - wiedza vs autorytet - szukając co je wspiera, a co jest przeciw nim, to dla wiedzy mechanizmem wspierającym byłaby chyba SPÓJNOŚĆ wskazań, a dla autorytetu?...
- No właśnie - co buduje/wyłania autorytet (taki prawdziwy, nie wymuszony)?
- Chyba DOŚWIADCZENIE POPRAWNYCH WSKAZAŃ. Wierzymy komuś, kto nas nie oszukał (jakby się to nie sprawdza w przypadku polityków...). Raczej przestajemy wierzyć komuś, kto coś mówi, a potem okazuje się, że - nawet z różnych powodów, niekoniecznie świadomego kłamstwa - jednak wyszło na coś innego.
Autorytet buduje się reputacją.
W realnym społeczeństwie jest to oczywiście bardziej skomplikowane, bo występuję tu mechanizmy przemocy mentalnej, więc słabszym jednostkom daje się narzucić autorytety, które są fałszywe - bo kłamią, bo nie mają wiedzy, a za nimi stoi przemoc i manipulacja. Ale gdyby na razie odsunąć ów aspekt manipulacji na bok, gdyby jakoś skupić się na tworzeniu poprawnego autorytetu, to chyba tak byśmy powiedzieli, że tym budującym autorytet (zaufanie) mechanizmem jest rosnąca baza sprawdzonych jako poprawne/prawdziwe stwierdzeń.
Można by sobie wręcz wyobrażać taki czysty model autorytetu jako swego rodzaju czarną skrzynkę, albo magiczny przedmiot - jak z bajki, gdzie królowa pyta się "lustereczko powiedz przecie...", a lustereczko przekazuje jakąś tam nieznany rodzaj informacji. Jeśli sprawdziło się, że lustereczko ani razu nie skłamało, a podało 1000 poprawnych odpowiedzi, to autorytet lustereczka jest bardzo wysoki. Za chwilę, jak lustereczko poda nam nawet informację, która przeczy z kolei naszej wiedzy, to będziemy mieli zagwozdkę - czemu dać pierwszeństwo: naszym modelom, czy autorytetowi?

Wiedza kontra autorytet
Tutaj dotarłem wreszcie do celu moich przydługich wywodów. Wiem, że większość osób, które zdecydowało się zacząć czytać ten esej dawno już wymiękła... Ci co dotrwali będą mieli okazję zapoznać się z takim modelowym spojrzeniem na bodaj czy nie najpoważniejszy rodzaj dylematu epistemologicznego ludzkości. Czemu wierzyć - własnemu rozumieniu, opartemu o doświadczenia, czy jakiemuś autorytetowi, który (załóżmy roboczo) np. ogłasza nam coś nie wspieranego (czasem sprzecznego) przez naszą wiedzę. Przykładem najbardziej sztandarowym byłaby religia, która ogłasza coś, czego nie sposób sprawdzić - np. że nasza świadomość nie zaniknie po śmierci ciała. Wiedza tego przypadku nie obsługuje - przynajmniej, może z wyjątkiem kontrowersyjnych przypadków śmierci klinicznej, nie znane są ewidentne przypadki kogoś, kto po swojej śmierci objaśniłby ludzkości jak to jest po "tamtej stronie". Możemy zatem takiemu stwierdzeniu religii wierzyć, albo i nie.
Nauka w dużym stopniu wyparła wiele autorytetów z zajmowanych przez nie miejsc w świadomości społeczeństw. Ale nie tylko nauka. Ostatnio z kolei różne ugrupowania oszołomów wypierają z kolei naukę - powstają stowarzyszenia płaskiej Ziemi itp. Wygląda to trochę, jakby ludzkość znudziła się autorytetami, znudziła się tą wiedzą, którą maja "mądrale" i chciała im pokazać swoją "wolność", albo i... środkowy palec. Trudno jest chyba ludziom zaakceptować sam status wiedzy, którą mają eksperci na tym świecie. Powstaje, gdzieś na poziomie emocjonalnym, instynktowym, pytanie: dlaczego oni się tak obnoszą z tą swoją wiedzą? Czy muszę dać się im opanować, muszę zrezygnować ze swojej wolności, wierząc w kulistość Ziemi?... Więc co niektórzy się buntują.

Autorytet czysty
Autorytet "czysty" to taki, który praktycznie niczego nie ma na potwierdzenie swojej tezy, poza WŁASNĄ ARBITRALNOŚCIĄ. To ciekawe zagadnienie... Ale już za długi ten esej się zrobił.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:49, 09 Lis 2017    Temat postu:

Problem polega być może na tym, że twierdzenie autorytetu można zweryfikować tylko wtedy, gdy ma się odpowiednie kwalifikacje (a w wielu przypadkach - także dostatecznie wiele czasu i pieniędzy). Niestety, nie uczą nas w szkole, jak rozpoznać, co należy weryfikować, co warto weryfikować, co da się weryfikować, i co robić, gdy z weryfikacji rezygnujemy.

Zjawiska takie jak Towarzystwo Płaskiej Ziemi (przykład ekstremalny i dlatego neutralny) są w dużej mierze konsekwencją tego, że z jednej strony z różnych powodów podważane są powszechnie wszelakie autorytety, a z drugiej - brakuje umiejętności oceny, czy bardziej wiarygodne jest to, co jest podważane, niż to, za pomocą czego się podważa. Ludzie nierzadko sprawdzają bardzo płytko, ekstremalne płytko: to jest prawdziwe, bo tak mi się wydaje; to jest prawdziwe, bo przeciwstawia się xxxx (pod xxx wstawiamy to, czego nie lubimy); to jest fałszywe, bo z tego się śmieją ci, których lubię.

Ludziom łatwo zaszczepia się oczywistości. Przez powtarzanie, przez trywializowanie, przez odwoływanie się do przyzwyczajeń, do odruchów, do uczuć (szczególnie tych najniższych, jak strach, nienawiść, zawiść, czy pragnienie zemsty). A najprostsze sprawdzenie to sprawdzenie z oczywistością.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:44, 09 Lis 2017    Temat postu:

wujzboj napisał:
Zjawiska takie jak Towarzystwo Płaskiej Ziemi (przykład ekstremalny i dlatego neutralny) są w dużej mierze konsekwencją tego, że z jednej strony z różnych powodów podważane są powszechnie wszelakie autorytety, a z drugiej - brakuje umiejętności oceny, czy bardziej wiarygodne jest to, co jest podważane, niż to, za pomocą czego się podważa. Ludzie nierzadko sprawdzają bardzo płytko, ekstremalne płytko: to jest prawdziwe, bo tak mi się wydaje; to jest prawdziwe, bo przeciwstawia się xxxx (pod xxx wstawiamy to, czego nie lubimy); to jest fałszywe, bo z tego się śmieją ci, których lubię.

Z drugiej strony jednak... trochę rozumiem tę potrzebę buntu. Mądrala naukowy coś tam ogłasza. Wiadomo, że ja tego nie sprawdzę. Poza tym wszyscy to powtarzają, choć też sami nie sprawdzili. Wiele potrzeba dla jakiegoś spisku? - W końcu grupa ludzi, którzy mogą to sprawdzić, jakoś szczególnie duża nie jest.
A będąc tak skrajnie rygorystycznym (to akurat dość mnie gnębi) wierzyć mogę tylko temu, co osobiście potwierdziłem. Wierzę autorytetom (powiedzmy naukowym), bo wierzę jakoś tak ogólnie w to, że media, politycy, czy co tam jeszcze układance, nie sprzeniewierzyli się absolutnie uczciwości.
Słyszałem kiedyś stwierdzenie, że MAJĄC ODPOWIEDNIĄ SUMĘ PIENIĘDZY jesteśmy w stanie utrzymywać w nauce fałszywy pogląd dowolnie długo. Może jest w tym jakaś przesada, ale nie łudźmy się - odpowiednio rzecz organizując, czyli np. angażując w sprawę kilka, odpowiednio sprzedajnych ośrodków naukowych, da się przeprowadzić logistycznie "odkrycie" które najpierw wypłynie w jednym ośrodku, potem dwa następne go odpowiednio szybko potwierdzą, a dalej następnemu - już uczciwemu - badaczowi trudno byłoby obalić coś, bo przeciw sobie te trzy pierwsze ośrodki potwierdzające (może do tego przekupione media, czy polityków) wspierające "odkrycie" z jakichś powodów. A takie manipulowanie może to być opłacalne - szczególnie gdy dotyczy czegoś mającego istotny wpływ na rynek obracający miliardami.
Oczywiście to jest hipotetyczny scenariusz, ale nie taki całkiem niemożliwy. I nawet wcale nie musi być związany z pieniędzmi. Niedawno czytałem ciekawy casus na temat ustalenia standardów leczniczych - opartych o jedno badanie, w którym ostatecznie stwierdzono skuteczność pewnej terapii. Jak wykazała analiza dokonana po wielu latach, wyniki były kompletnie zmanipulowane, terapia nie miała żadnej skuteczności. Ale została zatwierdzona i torturowano nią biednych pacjentów na całym świecie.

Ja tutaj nie zamierzam tego scenariusza spiskowego jakoś kierować w stronę tego, czy innego twierdzenia naukowego, ale po prostu gdzieś w tle chyba warto jest mieć świadomość, że ogromne pieniądze, ogromne wpływy polityczne, choć trochę też ludzkie niechlujstwo, lenistwo, brak rygorów w działaniu, są w stanie zrobić bardzo wiele - udupić odkrycie, które zagroziłoby czyimś wielkim wpływom (branża energetyczna, czy farmaceutyczna), albo potwierdzić potrzebę regulacji związanych ze szkodliwością czegoś tam, na co jedynym ratunkiem będzie użycie jedyne alternatywy (skądinąd opatentowanej, bardzo drogiej, ale za to jedynej dostępnej).
Nie jestem teoriospiskowcem, nie twierdzę, że większość twierdzeń nauki jest zmanipulowana, albo że ogólnie wszyscy kłamią, jednak nie mam wielkich złudzeń, ze przypadki takie się zdarzyły i zdarzać będą.

Niestety, zwykły zjadacz chleba wobec wielkich pieniędzy i wielkich manipulacji wydaje się być jednak niemal BEZBRONNY. Sytuacje życiowe rzadko są czarno-białe, a media lubią skrajnie rzeczy przedstawiać. Potem, po czasie, z perspektywy szerszej, zwykle okazuje się, że praktycznie każda sprawa sprzed lat miała jakiejś głębsze dno. A dobrze to widać nawet w bieżących relacjach politycznych - oskarżające się nawzajem strony zdają się (z osobna patrząc) każde mieć rację. Czasem wiele lata trzeba, aby prawda wyszła na jaw.
Gdzieś tu dochodzimy do tego pojęcia REPUTACJI. Na wagę złota w dzisiejszych czasach są ci, co się nie sprzedali ani razu. Rzadkością są też ci, którzy nie dają się manipulować (zbyt łatwo), co zwykle wiąże się z tym, że CZĘSTO MILCZĄ, GDY ŻADA SIĘ OD NICH WSPARCIA JAKIEJŚ SPRAWY. Oni jednak milczą, bo owej sprawy nie prześwietlili w każdym szczególe, bo czują, iż ich słowo jest cenne, nie zamierzają go rzucać na wiatr, czy tracić zbyt łatwo.
Na drugim biegunie są ci, którzy mają wielką łatwość generowania swojej opinii - zwykle oskarżycielskiej i ostatecznej, a do tego głoszonej z emfazą i oczekiwaniem uznania ich autorytetu. Prawdziwy autorytet uznania się nie specjalnie domaga - ono przychodzi niezależnie. Gdy ktoś tego autorytetu dla siebie żąda - to już samo to trochę jest przeciw temu, aby zaufania owej osobie udzielić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:25, 09 Lis 2017    Temat postu:

Wiadomo, że błędy, przekręty i manipulacje zdarzają się także w nauce. Nawet i w technologii, choć tu sprawdzenie jest w zasadzie proste: albo działa albo nie działa.

Problem polega na tym, że takie przypadki (lub sama możliwość ich zajścia) służą coraz skuteczniej do odbierania autorytetu nauce na rzecz szarlatanerii. Mądrość ludowa mówi, że kłamstwo ma krótkie nogi. Ale rzeczywistość internetowa jest inna. Krótkie nogi ma prawda, bo prawda jest trudna. Kłamstwo chodzi zaś na szczudłach półprawdy. Daleko i szybko.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:47, 09 Lis 2017    Temat postu:

wujzboj napisał:
Problem polega na tym, że takie przypadki (lub sama możliwość ich zajścia) służą coraz skuteczniej do odbierania autorytetu nauce na rzecz szarlatanerii. Mądrość ludowa mówi, że kłamstwo ma krótkie nogi. Ale rzeczywistość internetowa jest inna. Krótkie nogi ma prawda, bo prawda jest trudna. Kłamstwo chodzi zaś na szczudłach półprawdy. Daleko i szybko.

Racja.
Ale z drugiej strony ja postrzegam też niebezpieczeństwo w forsowaniu memu myślowego "autorytet nauki". Zbyt łatwo jest z tego memu wyprowadzić memy innego rodzaju - np. scjentystyczno ateistyczne, czy wspierania dowolnej tezy, która udaje bardzo ładnie naukową (zgrabnie podpina się pod formę), ale wewnątrz jest czysta arbitralna, służąca czyimś interesom. Dlatego wolę nawet powątpiewanie w autorytet nauki - bo to chyba właśnie to wątpienie jest główną cechą wyróżniającą naukę od innych mechanizmów potwierdzania stwierdzeń. To w nauce (tej poprawnej), każdy kto ma środki, możliwości i zastosuje (poprawnie) aparat metodologiczny (jawny!) może obalić dowolną tezę. Skoro tak, skoro nauka wątpieniem stoi, to odmawianie wątpienia ludziom, którzy na tę naukę patrzą nawet z zewnętrz, zdaje mi się sprzecznym podejściem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 23:49, 10 Lis 2017    Temat postu:

Z memu "autorytet nauki" faktycznie łatwo wyprowadzić scjentyzm. Sądzę jednak, że panoszący się scjentyzm byłby dla społeczeństwa znacznie mniej szkodliwy, niż panosząca się ignorancja. Scjentyzm jest rodzajem ignorancji, ale ograniczonej do pewnych aspektów. Ignorancja odrzucająca naukę jest ignorancją absolutną, nieograniczoną.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 1:31, 11 Lis 2017    Temat postu:

wujzboj napisał:
Z memu "autorytet nauki" faktycznie łatwo wyprowadzić scjentyzm. Sądzę jednak, że panoszący się scjentyzm byłby dla społeczeństwa znacznie mniej szkodliwy, niż panosząca się ignorancja.

Ja nie jestem tego pewien. Z autorytetem nauki jest ten problem, że zwykłi zjadacze chleba traktują go jako coś absolutnego. Dlatego podpinając jakikolwiek pogląd po etykietkę "to jest naukowo sprawdzone" (a i tak niewielu pozna, czy rzeczywiście jest w ten sposób sprawdzone, albo czy jest w pełni rzetelnie i do końca sprawdzone) da się już ludziom wcisnąć co się chce. Może nie wszystkim ludziom, bo faktycznie płaskoziemcy, czy inne egzotyczne ruchy mogą to kontestować. Ale będzie to margines.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:59, 18 Lis 2017    Temat postu:

Doświadczenie uczy, że środowisko naukowe, jeśli nie zduszone przez ideologię narzuconą z góry, jest na tyle zdywersyfikowane i wzajemnie weryfikujące swoje dokonania, że wcisnąć sobie zbyt daleko idącego kitu nie da.

Gorzej jest, gdy naukowość jest zastępowana ideologią, dywersyfikacja poddaniu się jedynie słusznym wartościom, a wzajemna weryfikacja - lustracją, memami i kpinami. Wtedy dopiero pojawia się prawdziwy problem...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:22, 18 Lis 2017    Temat postu:

wujzboj napisał:
Doświadczenie uczy, że środowisko naukowe, jeśli nie zduszone przez ideologię narzuconą z góry, jest na tyle zdywersyfikowane i wzajemnie weryfikujące swoje dokonania, że wcisnąć sobie zbyt daleko idącego kitu nie da.

Gorzej jest, gdy naukowość jest zastępowana ideologią, dywersyfikacja poddaniu się jedynie słusznym wartościom, a wzajemna weryfikacja - lustracją, memami i kpinami. Wtedy dopiero pojawia się prawdziwy problem...

Jak sobie przypominam propagandę z czasów komunizmu, to tam dość często pojawiał się zwrot "uczeni radzieccy dowiedli..." i dalej dowolne twierdzenie użyteczne władzy. Komunizm podpinał się bardzo sprytnie pod autorytet nauki.
Ja tam uważam, że żaden autorytet nie powinien być przesadny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 1:19, 20 Lis 2017    Temat postu:

Tyle, że to nie była nauka, a propaganda para-naukowa. Nawiasem mówiąc, "uczeni radzieccy dowiedli" było zwrotem raczej z dowcipów, ale oczywiście nauka była i jest przerabiana przez polityków na ich potrzeby. Aby takie przeróbki utrzymać, trzeba jednak jednocześnie trzymać i naukowców mocno za twarz, najlepiej zakrywając im przy tym usta.

Druga opcja nie wymaga jednak, by kogokolwiek za twarz trzymać. Bełkot rozlewa się sam, a pośrodku ogłupiałego tłumu możesz sobie wykrzykiwać największe prawdy - w najlepszym przypadku zignorują cię jako nawiedzonego naiwniaka, a w najgorszym ukamienują jako burzyciela lub oszusta.

I dlatego z dwojga złego wolę, by naukę naciągano niż ośmieszano.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 2:37, 20 Lis 2017    Temat postu:

MD napisał:
... żaden autorytet nie powinien być przesadny.
U nas fenomen przywodztwa autorytatywnego nie istnieje poza grupami militarnymi, gdzie decyduje o życiu i śmierci. Profesjonalizm wyparł "tradycyjne" pojęcie autorytetu w tyle modeli przywodzctwa, że długo by pisać. Prefereuje przywodztwo etyczne, bo zawiera w sobie przywództwo oparte na wartości, która starożytni Grecy określali mianem agapao czyli przywodzctwo moralne wypływające z mocnego charakteru moralnego opartego na solidnym systemie wartości - czyli czyń co prawe w odpowiednim miejscu i czasie. U nas dobiera się pracownika do wartości organizacyjnych (organizational culture), aby nie było konfliktu. Dlatego procesy zatrudniania są coraz dłuższe ale w efekcie taki pracownik zintegruje się z zespołem i szanse, że nie przejdzie do konkurencji są wysokie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:16, 20 Lis 2017    Temat postu:

Dyskurs napisał:
MD napisał:
... żaden autorytet nie powinien być przesadny.
U nas fenomen przywodztwa autorytatywnego nie istnieje poza grupami militarnymi, gdzie decyduje o życiu i śmierci. Profesjonalizm wyparł "tradycyjne" pojęcie autorytetu w tyle modeli przywodzctwa, że długo by pisać. Prefereuje przywodztwo etyczne, bo zawiera w sobie przywództwo oparte na wartości, która starożytni Grecy określali mianem agapao czyli przywodzctwo moralne wypływające z mocnego charakteru moralnego opartego na solidnym systemie wartości - czyli czyń co prawe w odpowiednim miejscu i czasie. U nas dobiera się pracownika do wartości organizacyjnych (organizational culture), aby nie było konfliktu. Dlatego procesy zatrudniania są coraz dłuższe ale w efekcie taki pracownik zintegruje się z zespołem i szanse, że nie przejdzie do konkurencji są wysokie.

Śmiem wątpić w ten sukces etycznego przywództwa. Choć niewątpliwie "coś" sie w sprawie dzieje. Coraz więcej, tych nastawionych na sensowną działalność firm próbuje zerwać ze złą tradycją autorytetów opartych głównie o ego przywódcy. Ale przekonanie, iż to się już udało w pełni, wkładam między bajki. W warunkach nierówności ekonomicznych nieustannie narastających, postępującej brutalizacji życia społecznego (akurat w USA chyba ta brutalność należy do relatywnie wyższych, niż w innych rozwiniętych krajach), w otoczeniu nastawionym na zysk, jako najwyższą wartość o etycznym przywództwie można...
dużo gadać. :rotfl: I pewnie dobrze, że się przynajmniej gada. To też już jakiś krok naprzód.
Myślę, że najbliżej etycznego przywództwa są kraje skandynawskie. Tam prezes firmy jada obiady na tej samej stołówce, co robotnik, zaś nierówności ekonomiczne, nie są przytłaczające. Poza tym chyba tam jakoś bardziej nastawieni są na człowieka. USA w tym zestawie, to raczej "dziki Zachód" - kraj nastawiony na zysk wszelkimi możliwymi metodami, ogromne rozwarstwienie społeczne, lobbing wielkich korporacji. To co w Europie jest socjalnym standardem (np. powszechna opieka zdrowotna) w Stanach dopiero się zaczyna, ilość zagwarantowanych pracownikowi wolnych dni od pracy też pokazuje gdzie pracownik jest traktowany bardziej podmiotowo. Oczywiście nie można też generalizować - są miejsca/firmy gdzie już dzisiaj jest dobrze pod względem etycznego przywództwa (tak w Europie, jak i w USA), ale mówienie, że tak w ogóle gdzieś już sprawa została w pełni rozwiązana, jest myśleniem życzeniowym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin