Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wiara, jako czynnik sprawczy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:43, 28 Lip 2016    Temat postu: Wiara, jako czynnik sprawczy

W typowym rozumieniu aspekty materialne traktujemy jako coś poważnego, to co "jest", co "istnieje", zaś aspekty psychiczne jako coś ulotnego, jakby wręcz nie istniejącego. Są powody sądzić, że jest to niepełne, krzywdzące dla świadomości podejście. Tutaj chciałbym skupić się na aspekcie wiary, pokazać jak bardzo nie doceniamy tego jak wielką ma ona moc.
Od razu zastrzegę, że chce pisać o wierze w ogólnym, czyli niekoniecznie religijnym, najchętniej na start raczej abstrahującym od religii sensie. To oderwanie się od religii pomogłoby skupić się na merytoryce, która jakże często ginie przykryta emocjami i nadmierną temperaturą dyskusyjnej polemiki ateistyczno - teistycznej.
Podam może parę przykładów jak wielkie znaczenie ma wiara. Chodzi mi o znaczenie dla losów świata.
Weźmy takie historyczne zdarzenia jak:
- przekonanie/wiara Kolumba, że jest sens opływać Ziemię z Europy na Zachód, aby w ten sposób dotrzeć do Indii. Dzięki tej wyprawie znacząco zmieniły sie losy świata. Oczywiście, prędzej czy później, pewnie ktoś z Europy dopłynąłby na Ameryki, ale stałoby się to w innych uwarunkowaniach politycznych, społecznych itp. Historia świata byłaby inna. A tu wiara w coś jednego człowieka zmieniał losy ludzkości.
- podobnie jak z Kolumbem mieliśmy z Hitlerem, który uwierzył, że jest powołany do wzniecenia wielkiej wojennej zawieruchy. To spowodowało śmierć milionów osób i zmianę losów świata. A wszystko byłoby inaczej, gdyby Hitler tej wiary w swoje powołanie na wodza III Rzeszy nie miał.
- nie wiem kto pierwszy wpadł na pomysł, że można latać w kosmos, że mozna polecieć na Księżyc. Ale kto by nie był, to wiara jego i podobnych mu osób, zmieniła na tym świecie bardzo wiele - spowodowała powstanie wielkich dzieł technicznych, jakąś tam dewastację środowiska, zmieniła świadomość ludzi, losy wielu zwierząt, zmiany krajobrazu itp. Wszystko tylko dlatego, ze ktoś uwierzył, że można, że jest sens, warto polecieć w kosmos...
Myślę, że w kontekście tych przykładów widać, że znaczenie tego co dzieje się w świadomości człowieka jest niedoceniane. To, czy jakiś - nawet wielki i ciężki - kamień jest, że jakiś "materialny byt" gdzieś zaistniał, to - patrząc z perspektywy cywilizacji - naprawdę drobiazg w porównaniu z tym co względem losów świata zmienia pojawienie się określonego przekonania/wiary w umysłach wybranych jednostek.
Z resztą wiara jest oczywistym mechanizmem zmieniającym życie każdego człowieka - wiara w to, że warto mieć za żonę/męża partnerkę/a zmienia życia ludzi, powoduje pojawienia się potomstwa o takich, a nie innych cechach genetycznych; powoduje zmianę układów w rodzinie, a dalej w społeczeństwie.
Wiara jest bardzo ważna, choć jest tak niedoceniana...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:27, 28 Lip 2016    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Wiara jest bardzo ważna, choć jest tak niedoceniana...


Bardzo ciekawy temat podjął Pan Michał :* ..... zacytowałam ostatnie zdanie, bo trochę się z nim zgodzę i trochę nie....a z tym, co było przedtem ogólnie jak najbardziej :)
Zgodzę się, że na pozór jest ta wiara niedoceniana, taka wiara w nasze przedsięwzięcia...za mało sami wierzymy w siebie, w swoje racje i dlatego często trudno jednostce osiągnąć np. sukces taki czy inny- osobisty, czy zawodowy.. Jednak istnienie religii wszelkiego rodzaju, opierającej się na wierze właśnie, a czasem wręcz na fanatycznej wierze w Boga, bogów, bóstwa ...cokolwiek .....i wszelkie zabiegi mające na celu pozyskanie jak największej liczby wiernych i rozbudzenie w nich jak najgłębszej wiary świadczy o tym, że aspekt wiary przez tych, którzy znają jej prawdziwą moc nie jest niedoceniany, a wręcz przeciwnie...Religie poza wartościami jakie ze sobą niosą ukierunkowują ową ludzką potrzebę "wiary" ...wierzymy w taką , czy inną koncepcję Boga i to jest uznane w takiej czy innej grupie jako właściwe i dobre, w siebie już niekoniecznie, a jeśli w siebie, to również (będąc człowiekiem wierzącym).. przez pryzmat Boga...czyli nasza "wiara" jest jakby zagospodarowana po drodze, zanim do nas personalnie "trafi" z powrotem...no i może oczywiście (powinna) trafić wzmocniona, a nie osłabiona..choć często jest i tak, że będąc bardzo wierzącym w Boga, zupełnie nie wierzy się w siebie - uznając, że jest się prochem marnym i niczym innym. Jak jest z tą wiarą w siebie u ateistów, tego nie wiem..może ktoś inny wie (?)

.....i co by było, gdyby człowiek, nie jeden np. na milion, a jeden np. na 100 chociażby, tak bardzo wierzył w siebie, w coś co sam wymyślił, był tak zdeterminowany i oddany swojej sprawie jak Kolumb, czy Hitler?...świat byłby pełen "szaleńców" ... ale przecież szaleniec przestaje nim być, jeśli zarazi swoją wiarą innych..i tu jawią się religie jako taki środek zapobiegający "szaleństwu"... poskramiają tę moc jaką niesie ze sobą wiara i mają nad tym kontrolę...Dlatego ludzi zapalonych do czegoś uznaje się z buta za "potencjalnych wariatów" trochę niebezpiecznych ...no bo jeśli wierzyć w coś ..to w to, w co wierzą wszyscy - tak jest bezpiecznie dla ogółu :mrgreen:
Oczywiście religie mogą też popychać do szaleństwa, co mamy okazję właśnie obserwować i co nie raz miało miejsce w przeszłości.
....to takie pierwsze sprawy jakie mi przyszły na myśl w tym temacie...w nawiązaniu do tego niedoceniania wiary.


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Czw 19:50, 28 Lip 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:22, 28 Lip 2016    Temat postu:

Michale, ja sam to, o czym napisałeś powyżej często nazywałem wiarą- ale myślę sobie teraz, że odpowiedniejszym pojęciem byłoby tu przekonanie; choć to pojęcia bliskoznaczne, może nawet bardzo. A przekonanie jest absolutnie podstawowe dla funkcjonowania [zdrowego, spójnego, "prawidłowego"] ludzkiej psychiki, dla bycia zindywiduowaną jaźnią. Tym bazowym przekonaniem jest właśnie "ja istnieję"; nie "istnieje mój organizm", nie "oto są moje organy, flaki i t.p", tylko dokładnie "ja [osoba, podmiot] istnieję".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:54, 29 Lip 2016    Temat postu:

JanelleL. napisał:
Religie poza wartościami jakie ze sobą niosą ukierunkowują ową ludzką potrzebę "wiary" ...wierzymy w taką , czy inną koncepcję Boga i to jest uznane w takiej czy innej grupie jako właściwe i dobre, w siebie już niekoniecznie, a jeśli w siebie, to również (będąc człowiekiem wierzącym).. przez pryzmat Boga...czyli nasza "wiara" jest jakby zagospodarowana po drodze, zanim do nas personalnie "trafi" z powrotem...no i może oczywiście (powinna) trafić wzmocniona, a nie osłabiona..choć często jest i tak, że będąc bardzo wierzącym w Boga, zupełnie nie wierzy się w siebie - uznając, że jest się prochem marnym i niczym innym. Jak jest z tą wiarą w siebie u ateistów, tego nie wiem..może ktoś inny wie (?)

Z wiarą (religijną też, ale każdą) jest jeden dość fundamentalny problem - wierzyć, tylko W CO?
Ja mam wrażenie, że wiele religii tak w swojej głębi nie za bardzo "wie" w co wierzy. Nasz polski katolicyzm np. jest mieszanką wiar w najrozmaitsze rzeczy
-w Boga, że jest (tak w ogóle)
- w Boga, ze jest dobry i wszechmocny
- w Boga, ze jest stworzył świat
- w Boga, że jest miłosierny i zbawia świat (w Jezusa)
- w Kościół, że jest "ciałem Jezusa"
- w Kościół, że jest grupa hierarchów, która powinna rządzić.
- w Kościół i religię, czyli że trzeba "popierać swoich".
i inne...
Taki przeciętny katolik to właściwie do końca nie wie w co właściwie wierzy, co jest istotą jego wiary. W Biblii jest napisane, że wiara zbawia. Ale w wiara w CO zbawia?...
A właściwie co to znaczy, że "zbawia"?
- Zbawia od czego?
Jeszcze smieszniej jest to u Świadków Jehowy. Tam już jest takie pomieszanie z poplątaniem, że głowa mała. Według nich Jezus zbawił ludzi od... śmierci. (tak wyczytałem w jakimś numerze Strażnicy, a nie chodzi o śmierć duszy, bo ŚJ w duszę nie wierzą...). I nikomu nie przeszkadza to twierdzić, mimo ze ludzie wciąż umierają...

Jeden z moich znajomych odszedł od religii, bo uznał, że nie wie dlaczego ma właściwie wierzyć w to co głoszą księża, a nie w kawałek patyka.
Dlaczego wierzyć?
Wg mnie ważniejsze - W CO wierzyć?
Wtedy (być może) wyjaśni się też DLACZEGO wierzyć, jak już będziemy wiedzieli w co właściwie wierzymy.
Odnoszę wrażenie, że nasi katolicy nie wiedzą w co wierzą, tylko "wierzą tak w ogóle". Ma to być chyba ogólnie deklaracja, że "jakiś" Bóg gdzieś tam (pewnie) jest, ale ważniejsze, ze przynależą do "klubu" i ze są przecież dobrymi ludźmi - są za jakąś tam moralnością, a nie za robieniem każdy co mu się zachce. I to prawie wszystko. I chyba taka głównie jest przeciętna polska "wiara". W każdym razie o teologii, filozofii, istocie wiary z Polakiem raczej (sensownie) nie podyskutujesz. Niestety...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 23:04, 29 Lip 2016    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Wg mnie ważniejsze - W CO wierzyć?

Ten komentarz warto jednak dokończyć.
Kto wie, co jest istotą wiary religijnej - chrześcijańskiej?
Gdybym dzisiaj miał to najkrócej wyrazić, to pewnie bym to określił jako głębokie przekonanie, że świadomość jest wielką, bardzo wielką, nie do przecenienia świętością - większą, niż wszystko co nieświadome, większą nawet niż to, co samej tej świadomości przeczy, poddaje ją w wątpliwość.
Dla podkreślenia wartości tej świadomości trzeba więc wybaczyć wszystkie jej potknięcia, zaś najwyższa - boska forma świadomości jest wartością i świętością absolutnie niepodważalną, niezbywalną i trwałą. To by była chyba ta wiara, która kieruje się w stronę tego, co najważniejsze.
I jest to w czystej postaci wiara - czyli coś, czego nie sposób dowieść, bo żaden system aksjomatyczny nie jest w stanie opisać fenomenu świadomości i jej wartości. Można tylko własną świadomością przybliżać się do zrozumienia, kontemplowania, wchłaniania swoją istotą owej wiary, dotykania jej we wszystkich aspektach, jakie się potrafi ujrzeć wewnętrzną mocą.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 23:06, 29 Lip 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:19, 30 Lip 2016    Temat postu:

Sądzę- podobnie jak np. Banjankri- że świadomość jest do wytworzenia sztucznie i zaimplementowania w AI. Co innego z wolą- tej nie potrafimy "wzbudzić" w maszynach; i całe nasze szczęście, oczywiście!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:55, 01 Sie 2016    Temat postu:

Z tym "W CO?" jest rzeczywiście problem...w co wierzy taki przeciętny katolik? Taki przykład:
Jeden katolik się cieszy- skoro u mnie wszystko dobrze, to znaczy, że Bóg mnie kocha i mi błogosławi, na to drugi - a nie, bo jak Bóg kogoś kocha to mu "krzyże zsyła".... i ten sam drugi katolik, kiedy dotknie go jakieś nieszczęście osobiście, to zaraz wpada w lament, co on takiego uczynił, że go Bóg tak ukarał, i dlaczego właśnie jego, skoro on taki wierzący i praktykujący i modlący...?
Takich przykładów można by znaleźć sporo.... i to jest naginanie wiary i Boga do własnych potrzeb.
Z tym zbawieniem też drugi problem - gdyby tak zrobić jakieś badanie pod kościołem po niedzielnej mszy, zapytać co to właściwie znaczy być zbawionym", jak to rozumieją, pewnie wynik byłby bardzo interesujący :mrgreen: ....i tutaj to nauczanie katolickie niestety daje ciała - bo przecież przeciętny katolik kształtuje swoją wiarę przede wszystkim w kościele na mszy....a w nauczaniu często brak jakiejś spójności, nie wiadomo co ważniejsze prawa Boskie, czy kościelne... czy tradycje - no i wychodzi z tego jakiś miszmasz, w którym trudno się odnaleźć . Jeszcze kiedyś, kiedy ludzie nie mieli dostępu do wiedzy, kiedy słowo księdza było "święte"...to był "ciemnogród", ale ludzie byli mniej zagubieni....nie zadawali za wiele pytań, to co powiedział ksiądz im w zupełności wystarczało, albo musiało :mrgreen: - był to jakiś autorytet. Kiedy niechlubne karty KK dawne i mniej dawne zostały odkryte..pus inne czynniki.. to uległo zmianie, do tego dochodzi ta niespójność, która rodzi wątpliwości i skłania do własnych poszukiwań... jeśli w ramach " tego klubu", to jeszcze od biedy jest się w "tym klubie"...a jak tylko stąpniesz nogą gdzieś poza ..to już wypadasz na aut. Tak to jest niestety. Do tego dochodzi wysoka wrażliwość na kwestie religijne, że sensowna dyskusja jest rzeczywiście bardzo trudna i w sumie czasem nawet lepiej jej zaniechać.


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Pon 1:59, 01 Sie 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 10:33, 01 Sie 2016    Temat postu:

JanelleL. napisał:
... przeciętny katolik kształtuje swoją wiarę przede wszystkim w kościele na mszy....a w nauczaniu często brak jakiejś spójności, nie wiadomo co ważniejsze prawa Boskie, czy kościelne... czy tradycje - no i wychodzi z tego jakiś miszmasz, w którym trudno się odnaleźć . Jeszcze kiedyś, kiedy ludzie nie mieli dostępu do wiedzy, kiedy słowo księdza było "święte"...to był "ciemnogród", ale ludzie byli mniej zagubieni....nie zadawali za wiele pytań, to co powiedział ksiądz im w zupełności wystarczało, albo musiało :mrgreen: - był to jakiś autorytet. Kiedy niechlubne karty KK dawne i mniej dawne zostały odkryte..pus inne czynniki.. to uległo zmianie, do tego dochodzi ta niespójność, która rodzi wątpliwości i skłania do własnych poszukiwań... jeśli w ramach " tego klubu", to jeszcze od biedy jest się w "tym klubie"...a jak tylko stąpniesz nogą gdzieś poza ..to już wypadasz na aut. Tak to jest niestety. Do tego dochodzi wysoka wrażliwość na kwestie religijne, że sensowna dyskusja jest rzeczywiście bardzo trudna i w sumie czasem nawet lepiej jej zaniechać.

Może nalezy się do tego przyzwyczaić, że Bóg żąda od człowieka czegoś więcej, niż lojalności. Warto zauważyć jak zginął Jezus - zabity MECHANIZMEM OBRONY RELIGII PRZED ODSTĘPSTWEM. Oto faryzeusze, autorytety religijne tamtych czasów, przestraszyły się potencjalnych zmian w stanie ich - judaistycznej - religii. A ponieważ religia jest uważana za najwyższe dobro, to dla takiego zagrożenia nie mogło być pobłażania.
Czego mógł oczekiwać Bóg od tłumu krzyczącego "ukrzyżuj!"?
- Posłuszeństwo (swoim autorytetom/prawom) oni wypełnili. Czyli, aby być dobrym, aby podobać się Bogu, chyba trzeba coś innego niż posłuszeństwo rozumiane przez pryzmat lojalności swojej grupie religijnej.
Jednak lojalność do dzisiaj jest chyba na czele realnie działających powodów przyjmowania religii. Właściwie wszystkich religii. Nie na darmo najsilniejszym predyktorem dla wyboru wyznania jest środowisko/rodzina w jakiej wychowuje sie człowiek - przejmuje się wiarę przodków, raczej się jej nie wybiera, tylko się ją dziedziczy.
Ateiści stawiają tutaj tezę, ze skoro tak, to wszystkie religie są fałszywe. To nie jest uprawniony wniosek. To trochę tak jak by było wiele otwartych drzwi, a za jednymi z nich było coś ukryte. Obstawiając przypadkowo większość drzwi nie prowadzi do celu. Ale jedne drzwi prowadzą. Człowiek powinien je odkryć. A nawet jeśli te drzwi nie prowadzą do ostatecznego celu, to pewnie jedne z drzwi PROWADZĄ NAJBLIŻEJ owego celu.
A co jest tym celem, czyli w co w końcu mamy wierzyć?
W świętość świadomości, w to, że ta świadomość w końcu opanuje wszystko to, co ją wewnętrznie niszczy, a wtedy uda się jej wyzwolić. Chrześcijaństwo daje tu swój symbol - bramę do celu, czyli śmierć Jezusa. Jemu udało się pokonać wszystko, czyli wygrać tę grę można. Warto wierzyć w to ostateczne zwycięstwo, podpinając się pod zwycięstwo Jezusa, wierząc w to, że "przyklejenie" swojej świadomości do świadomości Jezusa, umożliwi wyrwanie się z upadku, którym są konsekwencje błędów oceny rzeczywistości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:01, 05 Sie 2016    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Może nalezy się do tego przyzwyczaić, że Bóg żąda od człowieka czegoś więcej, niż lojalności. Warto zauważyć jak zginął Jezus - zabity MECHANIZMEM OBRONY RELIGII PRZED ODSTĘPSTWEM. Oto faryzeusze, autorytety religijne tamtych czasów, przestraszyły się potencjalnych zmian w stanie ich - judaistycznej - religii. A ponieważ religia jest uważana za najwyższe dobro, to dla takiego zagrożenia nie mogło być pobłażania.
Czego mógł oczekiwać Bóg od tłumu krzyczącego "ukrzyżuj!"?
- Posłuszeństwo (swoim autorytetom/prawom) oni wypełnili. Czyli, aby być dobrym, aby podobać się Bogu, chyba trzeba coś innego niż posłuszeństwo rozumiane przez pryzmat lojalności swojej grupie religijnej.
Jednak lojalność do dzisiaj jest chyba na czele realnie działających powodów przyjmowania religii. Właściwie wszystkich religii. Nie na darmo najsilniejszym predyktorem dla wyboru wyznania jest środowisko/rodzina w jakiej wychowuje sie człowiek - przejmuje się wiarę przodków, raczej się jej nie wybiera, tylko się ją dziedziczy.
Ateiści stawiają tutaj tezę, ze skoro tak, to wszystkie religie są fałszywe. To nie jest uprawniony wniosek. To trochę tak jak by było wiele otwartych drzwi, a za jednymi z nich było coś ukryte. Obstawiając przypadkowo większość drzwi nie prowadzi do celu. Ale jedne drzwi prowadzą. Człowiek powinien je odkryć. A nawet jeśli te drzwi nie prowadzą do ostatecznego celu, to pewnie jedne z drzwi PROWADZĄ NAJBLIŻEJ owego celu.
A co jest tym celem, czyli w co w końcu mamy wierzyć?
W świętość świadomości, w to, że ta świadomość w końcu opanuje wszystko to, co ją wewnętrznie niszczy, a wtedy uda się jej wyzwolić. Chrześcijaństwo daje tu swój symbol - bramę do celu, czyli śmierć Jezusa. Jemu udało się pokonać wszystko, czyli wygrać tę grę można. Warto wierzyć w to ostateczne zwycięstwo, podpinając się pod zwycięstwo Jezusa, wierząc w to, że "przyklejenie" swojej świadomości do świadomości Jezusa, umożliwi wyrwanie się z upadku, którym są konsekwencje błędów oceny rzeczywistości.



Lojalność zawsze wydawała mi się czymś godnym szacunku...jednak jedyna lojalność jaka ma prawdziwą wartość, to lojalność przede wszystkim idąca w zgodzie z własnym sumieniem i moralnością. Na ślepej lojalności pasą się wszelkie grupy..tam, gdzie wyżej stoi lojalność względem grupy, niż wierność samemu sobie i własnym wartościom. Na tym rosną systemy, partie, religie nawet najbardziej destrukcyjne w działaniu. Nie sądzę, by Bóg, który obdarzył człowieka wolną wolą i sumieniem oczekiwał od niego lojalności, raczej by szedł swoją drogą kierując się tym, co dostał w darze...nie ignorując tego.
To, co dziedziczymy, jakaś kultura, religia, narodowość - to wszystko jest jakimś punktem wyjścia, dziedzictwem, któremu nie można zaprzeczyć, jednak to, czy będziemy się z tym utożsamiać powinno być sprawą otwartą dla każdego. Każdy ma swoje sumienie, wyznaje jakieś wartości i tym przede wszystkim powinien się kierować. Szacunek, jaki się ma i wdzięczność za wychowanie, za dar życia nie powinny przysłaniać nam naszej własnej drogi, gdyż to my i tylko my bierzemy odpowiedzialność w chwili ostatecznej za samego siebie.
... tu przychodzi mi na myśl historia "narodu wybranego" i jakiegoś strasznego nieporozumienia jakie miało miejsce. Czy matka zawsze jest nieomylna - no pewnie, że nie jest...a czy Bóg może być nieomylny? - wierzymy, wręcz ślepo, że nie. A Bóg sprawiedliwy, skoro taki jest, czy może wywyższać jednego człowieka nad drugiego bez żadnego powodu poza tym, że jednego bardziej sobie upodobał nad drugiego? Wybierać jedno swoje dziecko i dawać mu swe błogosławieństwo, a drugie wyganiać z domu? Jeśli przewiniło to tak, lecz jeśli nie? Czemu ten "człowiek wybrany" nie zapytał Boga - Panie czy to sprawiedliwe? Nie chcę panować nad moim bratem, chcę żyć obok niego jak równy z równym w zgodzie, pokoju i miłości ... czemu czynisz to swoim dzieciom? .... Bóg sprawiedliwy nie mógłby tak poróżnić ludzi, których sam stworzył, więc czemu nikt nie zapytał tego "Boga" ...bo to dobrze być tym wyróżnionym, ukochanym dzieckiem ..bo słowa Boga się nie podważa? A gdyby ktoś zapytał ...nawet kosztem gniewu tego Boga? Co by wówczas było, gdyby ten "człowiek wybrany" odrzucił propozycję Boga jako niemoralną? ...i Bóg, który jest wszechwiedzący, a jednak wystawia człowieka na próbę, bawi się nim, każąc poświęcać sobie życie jego własnego dziecka, by potem łaskawie darować mu życie? Co to za Bóg, a może wcale nie Bóg? ...oczywiście te historie poza tym, że miały i mają ogromny wpływ na ludzi i na historię ludzkości, mogą być zupełnym łgarstwem, mającym na celu podporządkowanie jednych drugim ...a przyjście Jezusa było zagrożeniem dla takiego właśnie starego "porządku"...dlatego Jezus został zabity...ale dał tym (oprócz tego wszystkiego, w co wierzymy) przykład dla każdego człowieka, by sprzeciwiać się złu, nawet takiemu złu, które zostało uznane za dobro przez ogół.... aby kierować się własnym sumieniem, bo to jest nadrzędny kierunkowskaz dany nam przez Prawdziwego Stwórcę ...ponad wszystkie inne kierunkowskazy.


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Pią 12:02, 05 Sie 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:57, 05 Sie 2016    Temat postu:

JanelleL. napisał:
Lojalność zawsze wydawała mi się czymś godnym szacunku...jednak jedyna lojalność jaka ma prawdziwą wartość, to lojalność przede wszystkim idąca w zgodzie z własnym sumieniem i moralnością. Na ślepej lojalności pasą się wszelkie grupy..tam, gdzie wyżej stoi lojalność względem grupy, niż wierność samemu sobie i własnym wartościom. Na tym rosną systemy, partie, religie nawet najbardziej destrukcyjne w działaniu. Nie sądzę, by Bóg, który obdarzył człowieka wolną wolą i sumieniem oczekiwał od niego lojalności, raczej by szedł swoją drogą kierując się tym, co dostał w darze...nie ignorując tego.

Też kiedyś do takiego wniosku doszedłem. Najwyraźniej mi go potwierdza HITLERYZM. Tak wielu ludzi było lojalnych wodzowi, tak wielu godziło się niszczyć tkankę swojego serca, duchowości godząc się na bycie oprawcami, okrutnikami... Gdzie wtedy były ich sumienia?
Gdzie wtedy byli ONI?

JanelleL. napisał:
... tu przychodzi mi na myśl historia "narodu wybranego" i jakiegoś strasznego nieporozumienia jakie miało miejsce. Czy matka zawsze jest nieomylna - no pewnie, że nie jest...a czy Bóg może być nieomylny? - wierzymy, wręcz ślepo, że nie. A Bóg sprawiedliwy, skoro taki jest, czy może wywyższać jednego człowieka nad drugiego bez żadnego powodu poza tym, że jednego bardziej sobie upodobał nad drugiego? Wybierać jedno swoje dziecko i dawać mu swe błogosławieństwo, a drugie wyganiać z domu? Jeśli przewiniło to tak, lecz jeśli nie? Czemu ten "człowiek wybrany" nie zapytał Boga - Panie czy to sprawiedliwe? Nie chcę panować nad moim bratem, chcę żyć obok niego jak równy z równym w zgodzie, pokoju i miłości ... czemu czynisz to swoim dzieciom? .... Bóg sprawiedliwy nie mógłby tak poróżnić ludzi, których sam stworzył, więc czemu nikt nie zapytał tego "Boga" ...bo to dobrze być tym wyróżnionym, ukochanym dzieckiem ..bo słowa Boga się nie podważa? A gdyby ktoś zapytał ...nawet kosztem gniewu tego Boga? Co by wówczas było, gdyby ten "człowiek wybrany" odrzucił propozycję Boga jako niemoralną? ...i Bóg, który jest wszechwiedzący, a jednak wystawia człowieka na próbę, bawi się nim, każąc poświęcać sobie życie jego własnego dziecka, by potem łaskawie darować mu życie? Co to za Bóg, a może wcale nie Bóg? ...oczywiście te historie poza tym, że miały i mają ogromny wpływ na ludzi i na historię ludzkości, mogą być zupełnym łgarstwem, mającym na celu podporządkowanie jednych drugim ...a przyjście Jezusa było zagrożeniem dla takiego właśnie starego "porządku"...dlatego Jezus został zabity...ale dał tym (oprócz tego wszystkiego, w co wierzymy) przykład dla każdego człowieka, by sprzeciwiać się złu, nawet takiemu złu, które zostało uznane za dobro przez ogół.... aby kierować się własnym sumieniem, bo to jest nadrzędny kierunkowskaz dany nam przez Prawdziwego Stwórcę ...ponad wszystkie inne kierunkowskazy.

Myślę, że śmierć Jezusa ma pewne szczególne, chyba w jakimś stopniu przeoczane przez ludzi uzasadnienie. Tak wielkie cierpienie, jakiego doznawał Jezus - dlaczego tak wielkie? Dlaczego AŻ tak wielkie!???...
Cierpienie jest tak wielkie, bo ogrom tych ludzkich błędów, głupot, zaniedbań, niekonsekwencji jest tak przytłaczający, że tylko DEMONSTRACJA NIEPRAWDOPODOBNIE WIELKIEJ WOLI (woli ze strony Boga, wyrażającej się w dobrowolnym przyjęciu tak wielkiego cierpienia) może być postawiony na szali z drugiej strony.

Dawcą dla mnie największego egzystencjalnego zrozumienia, jakie miałem w życiu do tej pory zarejestrować był Wuj Zbój Jarek Dąbrowski. Uświadomił mi tę rzecz dawno temu (jeszcze nie było forum sfinia, a dyskutowaliśmy na psr.soc.religia). Gdy spytałem Wuja o to kto jest "kupcem" Jezusowego odkupienia, kto stoi po tej stronie lady, gdzie się przyjmuje "towar' jakim jest cierpienie, Wuj powiedział "ty sam". I to wyjaśnia. Niestety, tłumaczenie przyjmowane w kościele, że po owej stronie lady stoi (tylko) Bóg Ojciec jest niepoprawne, ściślej niekompletne w istotnym stopniu (burzącym dalsza logikę całości). Tzn. nie jest ono zupełnie fałszywe! - to jeszcze nie tak, ale sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Właściwie to mamy do czynienia z dwoma "kupującymi" - najpierw samym człowiekiem, a dopiero na dalszym etapie - Bogiem. Gdyby to tylko Bóg był "odbiorcą" ofiary Jezusa, to mielibysmy sytuację absolutnie paradoksalną, w której Ojciec wysyła Syna na cierpienie, aby przebłagać samego siebie, w sytuacji, w której i tak z góry wie, że chce przebaczyć ludziom. To aranżuje sytuację, w której ci ludzi dopuszczają sie dodatkowego grzechu - zbrodni na Jego Synu, a to miałoby jakoś ułatwić przebaczenie... Tak na logikę, to powinno raczej utrudnić - dodając jeszcze jedną straszną zbrodnię dokonaną na Niewinnym do już istniejących grzechów...
Ale sytuacja jest bardziej złożona. Jezus oddaje cierpienie człowiekowi, który nie umie przebaczyć samemu sobie! Oczywiście wielu powie - hehe, ja tam sobie wszystko zawsze wybaczam, nie ma problemu... Tacy ludzie nie wiedzą, czym jest PEŁNE STANIĘCIE WOBEC KONSEKWENCJI SWOICH CZYNÓW W PRAWDZIE. Tacy ludzi myślą, że - tak jak to robili na co dzień w życiu, gdy lekceważyli sobie zło, które czynią. Gdy staną w prawdzie wobec tego co robili, będą każdym zakątkiem jestestwa odczuwali ból, jaki sprawili innym, każdą głupotę, niegodziwość będą mieli nieustannie wyświetlaną przed ekranem swojego umysłu. Odsunąć tego nie będzie jak - ona będzie krzyczała, waliła po oczach, po umyśle. Odrzucić niszczycielską moc własnej niegodziwości można jedynie WIELKĄ WIARĄ W PRZEBACZENIE I W TO, ŻE UDA SIĘ WYNAGRODZIĆ KAŻDE CIERPIENIE. Jezus powie takiemu człowiekowi - co byś nie zrobił, jak byś się nie czuł z tego powodu, że zbłądziłeś w życiu, ja zabiorę to od ciebie. A mam do tej operacji zabierania ci win WIELKĄ MOC MOJEJ WOLI, MOJEGO PRAGNIENIA URATOWANIA CIĘ I MOJEJ MIŁOŚCI, która jest większa, niż cała ta realność Twojej winy. Udowodniłem to biorąc dobrowolnie na siebie cierpienie. Wielkie cierpienie. Musisz w to UWIERZYĆ, musisz ubrać się w tę świadomość, nieugięte przekonanie o możliwości przekazania tych win mi - komuś, kto dał niezrównany dowód swojego pragnienia ich przyjęcia. Jeśli człowiek nie będzie umiał (mocą czystej wiary, bo tu nie ma dowodu, weryfikacji dla owej "transakcji" przekazania win) uznać, że owe winy, głupoty, słabości, to co się stało złego da się odkleić od niego, to te winy będą go niszczyły non stop.
Aby uwiarygodnić owo przekazanie człowiek musi jednak uznać pewne dodatkowe aspekty, z których najważniejszym jest chyba PRAWOMOCNOŚĆ PRZEBACZENIA. Trzeba uwierzyć w przebaczenie - tzn. uwierzyć, ze ono ma sens, moc (rzeczywiście komuś anuluje winy). Aby tę wiarę udowodnić, trzeba wiele razy przebaczyć samodzielnie, w myśl postawy: ja przebaczyłem, przebaczyłem nie jeden raz, więc wierzę w moc przebaczania, a więc i do mnie się to przebaczenie może zastosować. Dlatego w najważniejszej modlitwie chrześcijanina jest to zdanie "odpuść nam winy, JAKO I MY ODPUSZCZAMY naszym winowajcom". Tym zdaniem deklarujemy naszą WIARĘ W PRZEBACZENIE, przekonanie o sensowności przebaczania. To jest ważne. A chyba wielu chrześcijan nie docenia wagi UBIERANIA SIĘ W WIARĘ W PRZEBACZENIE. Wielu tak łatwo, tak chętnie oskarża, a czasem wydaje się, jakby oni z tych oskarżeń wręcz uczynili jakąś swoją cnotę, jakiś powód do chluby. Według mnie bardzo się mylą.

A dlaczego po drugiej stronie lady odkupienia jest jednak też Bóg?...
Ano dlatego, że gdy już zgodzimy się z tym, że możemy zabrać te winy od siebie, to jednak one "gdzieś" wciąż "są" - są u Boga, więc o ich utylizację wypada choć poprosić... chociaż prośba się należy i wielka, wielka wdzięczność.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 15:05, 05 Sie 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Agent Tomek
Proszę oczyść posty w DR



Dołączył: 12 Mar 2015
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:47, 06 Sie 2016    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
… Bóg żąda od człowieka czegoś więcej …
Nadal nie wyjawiłeś Michale w jaki sposób Bóg wyraża swoje żądania – mailem, krzakiem gorejącym, czy halucynacją?!
__________________________________
"I po chuj te starania , prośby skoro i tak nic nie ogarniasz ?"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin