Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Integryzm religijny jako postawa duchowego zakłamania
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 22, 23, 24  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:11, 10 Gru 2023    Temat postu:

Nieraz siebie się pytam: czy mogę coś pozytywnego powiedzieć (napisać) o integryzmie?
- Właściwie to wręcz stawiam sobie to jako swój obowiązek, że jeśli coś krytykuję (a integryzm właśnie do tego, co krytykuję zdecydowanie należy), to mam też znaleźć powód, dla którego niektórzy ludzie to uznają, jest dla nich ważne, a może i powód aby to w ogóle jakoś docenić. Wręcz zakładam, że - pod rygorem uznania, iż widzę sprawy jednostronnie, czyli że de facto nie myślę - przynajmniej 3 rzeczy powinienem na plus KAŻDEJ krytykowanej przeze mnie idei podać. Co bym zatem uznał za pozytywy integryzmu?...
- Na pierwszym miejscu chyba widziałbym ORGANIZACYJNĄ SPÓJNOŚĆ integryzmu. Integryzm rzeczywiście INTEGRUJE ludzi wokół religijnej idei, jest czynnikiem spajającym, a do tego wręcz UMOŻLIWIAJĄCYM PRZETRWANIE W TRUDNYCH SPOŁECZNIE ODNIESIENIACH.
- Na drugim miejscu widzę ten pozytyw integryzmu, że ukazuje on swoim podejściem, do czego może doprowadzić przesada w bezkrytycznym uznawaniu religijnej władzy. Wszystkie integrystyczne przypadki w historii religii można analizować, przypasowywać własne osądy do tego, co wiadomo, że się stało. To jest bardzo cenna nauka.
- Na miejscu trzecim plusów integryzmu widzę pewien rodzaj minimalnego wsparcia psychicznego, jakie może to podejście dać osobom o dość szczególnym typie odczuwania: osobom bardzo silnie poszukującym oparcia się na kimś, czyli osobom tak wewnętrznie bardzo zagubionym, niepewnym, niepotrafiącym się rozliczyć z własnymi emocjami, pragnieniami, potrzebami. Ten typ osobowości instynktownie lgnie do wszelkiej władzy, a także do tego złudzenia mocy, jaką twardo deklarująca się jako jedyna i najlepsza, władza daje.
Zdaję sobie sprawę, że wolność osobista, choć jest atrybutem niezbywalnym osoby, to jednak nie weźmie się z niczego. W szczególnych przypadkach, a tu właśnie chodzi mi o taki przypadek osób, które jak by spojrzały tylko we własne myśli, to się im wszystko posypało, to by się zapętliły, to by odbiły się od tego własnego chaosu, jaki w emocjach i myśleniu mają, wręcz niezbędne jest odwołanie się do czegoś spoza siebie, oparcie się na czymś, co będą odczuwali jako trwałość i siłę. A nawet jeśli owo wsparcie zewnętrzne w istocie jest złudne, bałamutne (albo przynajmniej w znacznej części takie jest) to już sama wiara w to, że ono jednak występuje, wielu osobom da ten niezbędny oddech, umożliwi przetrwanie z samym sobą.

Bo to jest też rodzaj mojego ważnego życiowego odkrycia, że być może stabilność umysłu i emocji nie każdemu jest od razu dana, nawet nie każdemu jest dana wystarczająca baza do jej tworzenia. Są natury na tyle niezorganizowane na start, na tyle szarpiące się z wewnętrznym zwątpieniem, brakiem oparcia na czymś stabilnym, że dla nich przynajmniej sama wiara w to, że takie wsparcie ktoś może realnie im zapewnić, będzie jakąś formą ratunku. Co prawda jest to jakaś forma słabości tych ludzi, ale też nie wiadomo, czy nie jest to wręcz słabość przez Boga zamierzona, a owym ludziom ofiarowana jako dar - dar możliwości okazania siebie na inny niż bezpośredni sposób. Może te zagubione wewnętrznie natury mają coś szczególnego do wykazania swoim życiem. Może startując z większego niż u innych ludzi wewnętrznego zagubienia, ostatecznie, gdy już uporają się z tą swoją słabością, skonstruują w sobie szczególną moc, unikalną wartość, której ludzie mocni już od początku, nie są w stanie w sobie wymodelować, opanować. Ja w to do pewnego stopnia wierzę... :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:21, 10 Gru 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Próbuję sobie nieraz wyobrazić emocje integrysty, jakoś dopasować się do tego, co integryści głoszą, jak traktują Boga, religię, samych siebie. W szczególności frapujące jest pytanie: czy integrysta jest w stanie kochać Boga?
Ja uczciwie przyznam, że wręcz niewyobrażalne dla mnie jest uczucie miłości do jakiejkolwiek istoty, która by odpowiadała integrystycznym wyobrażeniom o Bogu. Takiej istoty, która jest władcza do poziomu potęgi władzy przypisywanej Bogu, a przy tym realnie mściwa, gniewna, skora do obrazy za najmniejsze okazanie nieposłuszeństwa, nie umiem w moich emocjach umieścić w żadnej innej "szufladce", jak tylko tej z panicznym lękiem, rozpaczą, negacją właściwie wszystkiego. Takie integrystyczne bóstwo jest w emocjach i myślach w tym obszarze mentalny, co najbardziej krwiożercze bóstwa ludów prymitywnych - te, którym składano krwawe ofiary z ludzi, które były uosobieniem zła i sprowadzały cierpienie.
Próbowałem jakoś inaczej potraktować istotę o tym zestawie cech, które integryści przypisują Bogu na swoją modłę, ale zawsze wychodziło z tego coś bardzo dalekiego od miłości, ufności, oddania. Zawsze to się "staczało" w odczucie przerażenia, gehenny, totalnej rezygnacji.

Co czują więc integryści do "swojego" Boga?...
- Może (nie przyznając się oczywiście do tego wprost nawet sami przed sobą) też czują to przerażenie, jakie ja czułbym, tylko że nazywają je (aby nie podpaść użyciem nieprawomyślnej nazwy) jako miłość i oddanie. Ale tak straszliwej istoty, jaką de facto jako Boga maluje nam integryzm, chyba nie ma jak szczerze kochać... :think:


Dlatego ty nie kochasz Boga Biblii ale jedynie swą pluszową atrapę boga, który jest skrojony pod twoje własne potrzeby. Ten pluszowy bóg jest tak naprawdę tobą samym

Nie, mój drogi. Jest odwrotnie - to jak kocham Boga Biblii. Bo w Biblii jest zdecydowanie więcej, a do tego zdecydowanie bardziej jednoznacznych sformułowań za Bogiem miłości, niż za Bogiem karzącym. Nie twierdzę, że nie ma sformułowań za Bogiem karzącym, ale jest ich znacznie mniej, a do tego, aby jakoś wyrównać tu szanse w starciu z wypowiedziami o Bogu miłości, trzeba zwykle te srogie sformułowania nadinterpretowywać.


Tak sobie to tylko arbitralnie zadeklarowałeś i żadnej statystyki w tej kwestii nie przeprowadziłeś, że o Bogu miłości jest w Biblii rzekomo częściej razy mowa niż o Bogu srogim. A nawet gdyby tak było (a nie jest), to wcale nie oznacza to, że teksty o Bogu srogim nagle znikają, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki

Czego ja nie twierdzę, że znikają. A wręcz jasno we wcześniejszym poście piszę, że o nich myślę, że wyznaczam jakąś formę BILANSU tych dwóch sugestii cech Boga.
To właśnie nas różni, że ja nie wypieram (tak jak Ty to robisz) tych dla mojej koncepcji negatywnych cytatów, lecz je ostatecznie UWZGLĘDNIAM i BILANSUJĘ.
Ty możesz jedynie bronić się przeinaczaniem i naciąganiem spraw, tak jak tutaj, czyli gdy ja wprost jawnie piszę o tym, że są w Biblii sugestie OBIE strony, to Ty "polemizujesz" ze mną, tak jakbym pisał wyłącznie o tych tekstach wspierających moją opcję.
Czasem mam wrażenie, czy Twoje rozumowanie w ogóle obsługuje ważenie argumentów na obie strony. Bo samo to, że nawet nie jesteś w stanie zrozumieć, o czym ja piszę, czyli że nie potrzebuję żadnych cytatów wypierać, bo je OBSŁUGUJĘ NA WYŻSZYM POZIOMIE ROZWAŻAŃ, to Ty nawet nie byłeś w stanie tego załapać. :shock:
Dla Ciebie moje stanowisko jakoś z automatu przekształciło się do takiego, w którym ja rzekomo miałbym brać tylko pod uwagę te cytaty, które wspierają moją opcję. Prawdopodobnie jest tak dlatego, ze sam tak zawsze czynisz. Nawet w przypuszczeniach Twoich nie postanie sytuacja, że ja wcale nie potrzebuję takiego "wsparcia" wypieraniem tego, co niewygodne. To chyba Ci się nawet w głowie nie mieści - rozumowanie bez od razu już na etapie rozpoznawania, wypierające co niewygodne?... :shock: Nawet nie załapujesz, że tu z mojej strony była kompletnie inna linia argumentacji.
To o czymś świadczy...
Wg mnie świadczy o jakiejś głębokiej niezdolności do postrzegania w oderwaniu od odgórnych założeń i silnego nastawienia życzeniowego już na etapie samych rozpoznań sprawy. Ty najwyraźniej nawet nie zauważysz tego co Ci jest niewygodne... :shock:
Nie łapiesz, że obsługuję swoje rozumowanie, dokonując osądu na wyższym poziomie, że u mnie działa to tak:
- rozpoznaję okoliczności zarówno za, jak i przeciw moim przekonaniom
- staram się dalej (jeszcze nie dekretując rozstrzygnięcia) ZROBIĆ BILANS spraw
- a dopiero EFEKTEM DOKONANEGO BILANSU jest ustalenie, czemu nadaję priorytet.
U Ciebie już na początku z góry "wszystko wiadomo", niczego nie poznajesz, niczego nie rozpoznajesz, tylko od samego startu agitujesz za swoim.

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ciekawe linki są dołączone w dyskusji obok - http://www.sfinia.fora.pl/apologia-kontra-krytyka-teizmu,5/czy-bog-cacka-sie-z-szatanem,24419-75.html#768217 gdzie też pojawiła się kwestia co w oryginale znaczy określenie "bojaźń boża", czy "bać się Boga". Okazuje się, że osoby znające oryginalny język, jasno odczytują większość tych określeń jako sugerujące szacunek, a nie "strach", tak jak to słowo rozumie się np. w języku polskim. Tak więc spora część nawet owych całkiem zdawałoby się "surowych" sformułowań o Bogu w istocie nie jest z ducha integrystyczna i infernistyczna, lecz bardziej sugeruje tkliwą miłość, szacunek, łagodne intencje. To co zostanie, co jest w miarę jawnie sugerujące groźne oblicze Boga, będzie już w wielkiej mniejszości w stosunku do tych cytatów, które mówią o przebaczeniu, o miłości.


Anbuś już tam odpowiedział Roweroxowi w temacie tych linków do wypowiedzi o bojaźni Bożej. Te linki nic nie wnoszą bo nie eliminują problemu bojaźni (co sam przyznałeś) ale w dodatku zagadnienie bojaźni nie jest jedynym możliwym zagadnieniem w kontekście surowości Boga. Są też wypowiedzi Jezusa o piekle, o karach Bożych itd. Tak więc nic to w całym tym obrazie nie zmienia, że jakaś wypowiedź o bojaźni Bożej może być zinterpretowana jedynie w znaczeniu "respektu". Inne teksty mówiące o surowości Boga nie znikną nagle z tego powodu, niczym za doktknięciem czarodziejskiej różdżki

Ale na bilans to ma wpływ. A ja właśnie dokonuje bilansu, a nie agituję (jak Ty) zawsze za pierwszym swoim założeniem.

fedor napisał:
Ale co ja mam tu niby "wypierać" skoro teksty o miłości Boga są w pełni kompatybilne z moim światopoglądem. Po co miałbym z nimi "polemizować" skoro mi właśnie nie przeszkadzają. Nie wiesz jak to ugryźć

To są puste deklaracje z Twojej strony. Bo skąd w ogóle miałbyś wiedzieć, czy co jest "w pełni kompatybilne" z Twoim światopoglądem, skoro wyzerowałeś krytycyzm wobec siebie i tylko zawsze stwierdzasz (!), że co Ci jest niewygodne, to Cię nie obowiązuje.
Puste słowa, bez pokrycia w rzeczywistych Twoich emocjach (o które nawet nie jesteś w stanie sam się spytać swojej sfery emocjonalnej). Deklaracjonizm 100% pusty.

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
]Dlatego jesteście Bogu i Kościołowi nieposłuszni bo wymyśliliście sobie pretekst, że trzeba wpierw ustalić co to znaczy być "posłusznym".

Zaiste logika... :rotfl:
Ustalenie tego, co to znaczy być posłusznym dla Ciebie jest zbędne. Co automatycznie oznacza, że stoisz na stanowisku, że jest się "posłusznym", nie ustalając co należy robić. Czyli po Twojemu wystarczy pewnie robić jakieś pierwsze lepsze z brzegu... :shock: Wszystko się nada... No nie?... :rotfl:

Ale tu się właśnie wysypuje "logika" integrystów - tak naprawdę nie zależy im aby RZECZYWIŚCIE JAKIEKOLWIEK PRZYKAZANIE WYPEŁNIĆ. Integrysta tylko głośno deklaruje, że wypełnia przykazania, bo tak naprawdę robi, co chce. Integrysta może dowolne swoje decyzje podpiąć pod posłuszeństwo, bo przecież nie ma obowiązku ustalenia, w czym się owo posłuszeństwo wyrazi... :rotfl:
Ja taką postawę nazywam po zakłamaniem. W kontekście zaś zarzucania nieposłuszeństwa innym, pasuje też i inne słowo: hipokryzja.


To tylko twoje kolejne ucieczki i chochoły. Wy negujecie to, że w ogóle trzeba być posłusznym więc spór o to co znaczy "być posłusznym" jest tylko tematem zastępczym. Nawet gdyby się to ustaliło to i tak nie bylibyście posłuszni autorytetom biblijnym i kościelnym. Przecież ty wymyśliłeś sobie już sto tysięcy pretekstów i wykrętów żeby nie być posłusznym autorytetom. Idea posłuszeństwa komukolwiek napawa cię wstrętem bo jesteś lewicowcem, czyli de facto anarchistą. To jest ten problem, a nie problem co to dokładnie znaczy "być posłusznym"

Znowu chochoł z Twojej strony. Nie negujemy posłuszeństwa jako takiego, tylko posłuszeństwo ŚLEPE. Uważamy, że można być w ogóle posłusznym jedynie wtedy, gdy się rozumie na czym owo posłuszeństwo ma w danym przypadku polegać. Nie tak jak u integrystów, którzy "są posłuszni, bo są posłuszni", czyli nawet nie wiedząc, co by mieli zrobić, aby posłuszeństwo zrealizować.

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Cytat:
Znowu same chochoły bo nikt w Kościele nie traktuje "bałwochwalczo" autorytetów. Po prostu sobie wymyśliłeś kolejnego chochoła, żeby mieć w co walić. Jest to oczywiście kolejny twój pretekst, żeby głosu autorytetu Kościoła nie uznawać. Po to wymyślasz te wszystkie chochoły na temat "integrystów". To wszystko są jedynie preteksty. "Integrysta" przynajmniej trzyma się Kościoła, którym kieruje Bóg. Ty nie trzymasz się niczego, nawet nauk Jezusa i Biblii, bo traktujesz to po prostu wybiórczo. Jedynym autorytetem dla siebie jesteś ty sam i twój mocno ograniczony rozum. I to jest dopiero prawdziwe bałwochwalstwo

Życzeniowe arbitralne opinie.


Zawsze jak już nie wiesz co odpisać to arbitralnie i życzeniowo sobie stwierdzasz, że coś jest życzeniowe i arbitralne

Po prostu nie podałeś ani cenia podstawy dla tych swoich prywatnych ocen. I to właśnie zilustrowałem określeniem "życzeniowe arbitralne opinie". Fraza Życzeniowe arbitralne opinie" oznacza, iz poza samą deklaracją stanowiska nie widać argumentacji z Twojej strony (bo uwagi na temat mojej prywatnej osoby w ogóle są nie na temat W SPRAWIE, a jedynie świadczą o Twojej słabości, polegającej niezdolności do przeprowadzenia w umysle mentalnej separacji rywalizacji, aspektu sporu z oponentem, od ZAGADNIEŃ IDEOWYCH - samej sprawy).

fedor napisał:
To ty jesteś zakłamany bo mamisz się tym, że zastanawiasz się nad tym co to znaczy być posłusznym Bogu, choć sama idea posłuszeństwa napełnia cię wstrętem. To samo tyczy się zagadnienia błędu. Żadnego błędu do siebie nie dopuścisz bo arbitrem ostatecznym we wszystkim jesteś ty sam i nikt błędu nie jest ci w stanie wyperswadować

Znowu tylko sama negacja mojego stanowiska i krytyka mojej osoby. Mogłbyś rzeczowo obalic moje argumenty, jakbyś podał bodaj jeden przykład swojej wypowiedzi, gdzie analizujesz własne błędy. Nie podasz takiego przykładu, bo nie miałbyś co podać.
A przykładów tekstów, w których ja analizuję moje błędy mogę podać wiele. Dlatego nasze komentarze tu nie są symetryczne - Twoje są życzeniowymi deklaracjami, a moje mają oparcie na faktach, na tym, co piszę w różnych miejscjach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 92 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:01, 10 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Próbuję sobie nieraz wyobrazić emocje integrysty, jakoś dopasować się do tego, co integryści głoszą, jak traktują Boga, religię, samych siebie. W szczególności frapujące jest pytanie: czy integrysta jest w stanie kochać Boga?
Ja uczciwie przyznam, że wręcz niewyobrażalne dla mnie jest uczucie miłości do jakiejkolwiek istoty, która by odpowiadała integrystycznym wyobrażeniom o Bogu. Takiej istoty, która jest władcza do poziomu potęgi władzy przypisywanej Bogu, a przy tym realnie mściwa, gniewna, skora do obrazy za najmniejsze okazanie nieposłuszeństwa, nie umiem w moich emocjach umieścić w żadnej innej "szufladce", jak tylko tej z panicznym lękiem, rozpaczą, negacją właściwie wszystkiego. Takie integrystyczne bóstwo jest w emocjach i myślach w tym obszarze mentalny, co najbardziej krwiożercze bóstwa ludów prymitywnych - te, którym składano krwawe ofiary z ludzi, które były uosobieniem zła i sprowadzały cierpienie.
Próbowałem jakoś inaczej potraktować istotę o tym zestawie cech, które integryści przypisują Bogu na swoją modłę, ale zawsze wychodziło z tego coś bardzo dalekiego od miłości, ufności, oddania. Zawsze to się "staczało" w odczucie przerażenia, gehenny, totalnej rezygnacji.

Co czują więc integryści do "swojego" Boga?...
- Może (nie przyznając się oczywiście do tego wprost nawet sami przed sobą) też czują to przerażenie, jakie ja czułbym, tylko że nazywają je (aby nie podpaść użyciem nieprawomyślnej nazwy) jako miłość i oddanie. Ale tak straszliwej istoty, jaką de facto jako Boga maluje nam integryzm, chyba nie ma jak szczerze kochać... :think:


Dlatego ty nie kochasz Boga Biblii ale jedynie swą pluszową atrapę boga, który jest skrojony pod twoje własne potrzeby. Ten pluszowy bóg jest tak naprawdę tobą samym

Nie, mój drogi. Jest odwrotnie - to jak kocham Boga Biblii. Bo w Biblii jest zdecydowanie więcej, a do tego zdecydowanie bardziej jednoznacznych sformułowań za Bogiem miłości, niż za Bogiem karzącym. Nie twierdzę, że nie ma sformułowań za Bogiem karzącym, ale jest ich znacznie mniej, a do tego, aby jakoś wyrównać tu szanse w starciu z wypowiedziami o Bogu miłości, trzeba zwykle te srogie sformułowania nadinterpretowywać.


Tak sobie to tylko arbitralnie zadeklarowałeś i żadnej statystyki w tej kwestii nie przeprowadziłeś, że o Bogu miłości jest w Biblii rzekomo częściej razy mowa niż o Bogu srogim. A nawet gdyby tak było (a nie jest), to wcale nie oznacza to, że teksty o Bogu srogim nagle znikają, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki

Czego ja nie twierdzę, że znikają. A wręcz jasno we wcześniejszym poście piszę, że o nich myślę, że wyznaczam jakąś formę BILANSU tych dwóch sugestii cech Boga.
To właśnie nas różni, że ja nie wypieram (tak jak Ty to robisz)


Chochoł. Żadnego "wypierania" tekstów mi nie udowodniłeś. Nie ma w Biblii tekstów, które muszę wypierać. To wy wypieracie teksty o Bogu karzącym

Michał Dyszyński napisał:
Dla tych dla mojej koncepcji negatywnych cytatów, lecz je ostatecznie UWZGLĘDNIAM i BILANSUJĘ.


Nigdy nic nie bilansowałeś w tej kwestii. To są puste słowa, rzucone luźno na potrzeby publiki

Miałeś wykazać, że tekstów o Bogu miłości jest w Biblii więcej niż tekstów o Bogu karzącym. No i nie wykazałeś. Na poprzedniej stronie anbuś też cię o to prosił

Michał Dyszyński napisał:
Ty możesz jedynie bronić się przeinaczaniem i naciąganiem spraw, tak jak tutaj, czyli gdy ja wprost jawnie piszę o tym, że są w Biblii sugestie OBIE strony, to Ty "polemizujesz" ze mną, tak jakbym pisał wyłącznie o tych tekstach wspierających moją opcję.
Czasem mam wrażenie, czy Twoje rozumowanie w ogóle obsługuje ważenie argumentów na obie strony. Bo samo to, że nawet nie jesteś w stanie zrozumieć, o czym ja piszę, czyli że nie potrzebuję żadnych cytatów wypierać, bo je OBSŁUGUJĘ NA WYŻSZYM POZIOMIE ROZWAŻAŃ, to Ty nawet nie byłeś w stanie tego załapać. :shock:
Dla Ciebie moje stanowisko jakoś z automatu przekształciło się do takiego, w którym ja rzekomo miałbym brać tylko pod uwagę te cytaty, które wspierają moją opcję. Prawdopodobnie jest tak dlatego, ze sam tak zawsze czynisz. Nawet w przypuszczeniach Twoich nie postanie sytuacja, że ja wcale nie potrzebuję takiego "wsparcia" wypieraniem tego, co niewygodne. To chyba Ci się nawet w głowie nie mieści - rozumowanie bez od razu już na etapie rozpoznawania, wypierające co niewygodne?... :shock: Nawet nie załapujesz, że tu z mojej strony była kompletnie inna linia argumentacji.
To o czymś świadczy...
Wg mnie świadczy o jakiejś głębokiej niezdolności do postrzegania w oderwaniu od odgórnych założeń i silnego nastawienia życzeniowego już na etapie samych rozpoznań sprawy. Ty najwyraźniej nawet nie zauważysz tego co Ci jest niewygodne... :shock:
Nie łapiesz, że obsługuję swoje rozumowanie, dokonując osądu na wyższym poziomie, że u mnie działa to tak:
- rozpoznaję okoliczności zarówno za, jak i przeciw moim przekonaniom
- staram się dalej (jeszcze nie dekretując rozstrzygnięcia) ZROBIĆ BILANS spraw
- a dopiero EFEKTEM DOKONANEGO BILANSU jest ustalenie, czemu nadaję priorytet.
U Ciebie już na początku z góry "wszystko wiadomo", niczego nie poznajesz, niczego nie rozpoznajesz, tylko od samego startu agitujesz za swoim.


Znowu same chochoły i nie wiem z kim ty tu polemizujesz ale na pewno nie ze mną. Znowu piszesz o "bilansowaniu". Ale tak naprawdę żadnego "bilansowania" w kwestii tekstów o Bogu karzącym w Biblii nie zrobiłeś. Nigdy nie stanęliście wobec tych tekstów sami z siebie. Jedynie ja bilansuję te teksty z tekstami o miłości Boga bo wy teksty o Bogu karzącym ciągle tylko wypieracie i wycinacie

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ciekawe linki są dołączone w dyskusji obok - http://www.sfinia.fora.pl/apologia-kontra-krytyka-teizmu,5/czy-bog-cacka-sie-z-szatanem,24419-75.html#768217 gdzie też pojawiła się kwestia co w oryginale znaczy określenie "bojaźń boża", czy "bać się Boga". Okazuje się, że osoby znające oryginalny język, jasno odczytują większość tych określeń jako sugerujące szacunek, a nie "strach", tak jak to słowo rozumie się np. w języku polskim. Tak więc spora część nawet owych całkiem zdawałoby się "surowych" sformułowań o Bogu w istocie nie jest z ducha integrystyczna i infernistyczna, lecz bardziej sugeruje tkliwą miłość, szacunek, łagodne intencje. To co zostanie, co jest w miarę jawnie sugerujące groźne oblicze Boga, będzie już w wielkiej mniejszości w stosunku do tych cytatów, które mówią o przebaczeniu, o miłości.


Anbuś już tam odpowiedział Roweroxowi w temacie tych linków do wypowiedzi o bojaźni Bożej. Te linki nic nie wnoszą bo nie eliminują problemu bojaźni (co sam przyznałeś) ale w dodatku zagadnienie bojaźni nie jest jedynym możliwym zagadnieniem w kontekście surowości Boga. Są też wypowiedzi Jezusa o piekle, o karach Bożych itd. Tak więc nic to w całym tym obrazie nie zmienia, że jakaś wypowiedź o bojaźni Bożej może być zinterpretowana jedynie w znaczeniu "respektu". Inne teksty mówiące o surowości Boga nie znikną nagle z tego powodu, niczym za doktknięciem czarodziejskiej różdżki

Ale na bilans to ma wpływ. A ja właśnie dokonuje bilansu, a nie agituję (jak Ty) zawsze za pierwszym swoim założeniem.


Pokaż gdzie niby zrobiłeś ten "bilans"

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Ale co ja mam tu niby "wypierać" skoro teksty o miłości Boga są w pełni kompatybilne z moim światopoglądem. Po co miałbym z nimi "polemizować" skoro mi właśnie nie przeszkadzają. Nie wiesz jak to ugryźć

To są puste deklaracje z Twojej strony. Bo skąd w ogóle miałbyś wiedzieć, czy co jest "w pełni kompatybilne" z Twoim światopoglądem, skoro wyzerowałeś krytycyzm wobec siebie i tylko zawsze stwierdzasz (!), że co Ci jest niewygodne, to Cię nie obowiązuje.
Puste słowa, bez pokrycia w rzeczywistych Twoich emocjach (o które nawet nie jesteś w stanie sam się spytać swojej sfery emocjonalnej). Deklaracjonizm 100% pusty.


Puste to są te chochoły, które tu znowu wymyśliłeś. Puste deklaracje. Nie wykazałeś żadnej niekompatybilności między moim światopoglądem i tekstami mówiącymi o miłości Boga. Jedynie taki brak kompatybilności sobie na pusto zadeklarowałeś

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
]Dlatego jesteście Bogu i Kościołowi nieposłuszni bo wymyśliliście sobie pretekst, że trzeba wpierw ustalić co to znaczy być "posłusznym".

Zaiste logika... :rotfl:
Ustalenie tego, co to znaczy być posłusznym dla Ciebie jest zbędne. Co automatycznie oznacza, że stoisz na stanowisku, że jest się "posłusznym", nie ustalając co należy robić. Czyli po Twojemu wystarczy pewnie robić jakieś pierwsze lepsze z brzegu... :shock: Wszystko się nada... No nie?... :rotfl:

Ale tu się właśnie wysypuje "logika" integrystów - tak naprawdę nie zależy im aby RZECZYWIŚCIE JAKIEKOLWIEK PRZYKAZANIE WYPEŁNIĆ. Integrysta tylko głośno deklaruje, że wypełnia przykazania, bo tak naprawdę robi, co chce. Integrysta może dowolne swoje decyzje podpiąć pod posłuszeństwo, bo przecież nie ma obowiązku ustalenia, w czym się owo posłuszeństwo wyrazi... :rotfl:
Ja taką postawę nazywam po zakłamaniem. W kontekście zaś zarzucania nieposłuszeństwa innym, pasuje też i inne słowo: hipokryzja.


To tylko twoje kolejne ucieczki i chochoły. Wy negujecie to, że w ogóle trzeba być posłusznym więc spór o to co znaczy "być posłusznym" jest tylko tematem zastępczym. Nawet gdyby się to ustaliło to i tak nie bylibyście posłuszni autorytetom biblijnym i kościelnym. Przecież ty wymyśliłeś sobie już sto tysięcy pretekstów i wykrętów żeby nie być posłusznym autorytetom. Idea posłuszeństwa komukolwiek napawa cię wstrętem bo jesteś lewicowcem, czyli de facto anarchistą. To jest ten problem, a nie problem co to dokładnie znaczy "być posłusznym"

Znowu chochoł z Twojej strony. Nie negujemy posłuszeństwa jako takiego, tylko posłuszeństwo ŚLEPE. Uważamy, że można być w ogóle posłusznym jedynie wtedy, gdy się rozumie na czym owo posłuszeństwo ma w danym przypadku polegać. Nie tak jak u integrystów, którzy "są posłuszni, bo są posłuszni", czyli nawet nie wiedząc, co by mieli zrobić, aby posłuszeństwo zrealizować.


Sam siebie oszukujesz. To są wykręty. Nie jesteś w stanie wskazać nikogo, komu byłbyś posłuszny. Nawet Bogu nie jesteś posłuszny bo uzależniasz posłuszeństwo od rozumienia, tyle tylko, że jak zapytałem o to, który nakaz Boga jest dla ciebie na tyle zrozumiały, że byłbyś w stanie być takiemu nakazowi posłuszny, to nie byłeś w stanie wskazać takiego nakazu. W modlitwie Ojcze Nasz jest zdanie: "bądź wola Twoja". I ani słowa wyjaśnienia czemu ma być wola Boga. Jesteś posłuszny słowom "bądź wola Twoja", skoro nie jest wyjaśnione czemu ma być wola Boga?

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Cytat:
Znowu same chochoły bo nikt w Kościele nie traktuje "bałwochwalczo" autorytetów. Po prostu sobie wymyśliłeś kolejnego chochoła, żeby mieć w co walić. Jest to oczywiście kolejny twój pretekst, żeby głosu autorytetu Kościoła nie uznawać. Po to wymyślasz te wszystkie chochoły na temat "integrystów". To wszystko są jedynie preteksty. "Integrysta" przynajmniej trzyma się Kościoła, którym kieruje Bóg. Ty nie trzymasz się niczego, nawet nauk Jezusa i Biblii, bo traktujesz to po prostu wybiórczo. Jedynym autorytetem dla siebie jesteś ty sam i twój mocno ograniczony rozum. I to jest dopiero prawdziwe bałwochwalstwo

Życzeniowe arbitralne opinie.


Zawsze jak już nie wiesz co odpisać to arbitralnie i życzeniowo sobie stwierdzasz, że coś jest życzeniowe i arbitralne

Po prostu nie podałeś ani cenia podstawy dla tych swoich prywatnych ocen. I to właśnie zilustrowałem określeniem "życzeniowe arbitralne opinie". Fraza Życzeniowe arbitralne opinie" oznacza, iz poza samą deklaracją stanowiska nie widać argumentacji z Twojej strony (bo uwagi na temat mojej prywatnej osoby w ogóle są nie na temat W SPRAWIE, a jedynie świadczą o Twojej słabości, polegającej niezdolności do przeprowadzenia w umysle mentalnej separacji rywalizacji, aspektu sporu z oponentem, od ZAGADNIEŃ IDEOWYCH - samej sprawy).


Argumenty są podawane non stop ale je wypierasz. A ocena twojej osoby jest istotna bo to kim jesteś wpływa na to co piszesz

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To ty jesteś zakłamany bo mamisz się tym, że zastanawiasz się nad tym co to znaczy być posłusznym Bogu, choć sama idea posłuszeństwa napełnia cię wstrętem. To samo tyczy się zagadnienia błędu. Żadnego błędu do siebie nie dopuścisz bo arbitrem ostatecznym we wszystkim jesteś ty sam i nikt błędu nie jest ci w stanie wyperswadować

Znowu tylko sama negacja mojego stanowiska i krytyka mojej osoby.


Negacja jest podawana wraz z uzasadnieniami ale te wypierasz

Michał Dyszyński napisał:
Mogłbyś rzeczowo obalic moje argumenty, jakbyś podał bodaj jeden przykład swojej wypowiedzi, gdzie analizujesz własne błędy. Nie podasz takiego przykładu, bo nie miałbyś co podać.


Nie muszę podawać takiego przykładu żeby obalić twoje błędy. To ty miałeś podać przykład analizy swych błędów bo sam zacząłeś o tym pierwszy pisać. Oczywiście takiego przykładu nie podałeś bo on nie istnieje

Michał Dyszyński napisał:
A przykładów tekstów, w których ja analizuję moje błędy mogę podać wiele.


To podaj gdzie znajdujesz aktualne błędy w swoim rozumowaniu. Póki co głównie przechwalasz się swoim domniemanym geniuszem

Michał Dyszyński napisał:
Dlatego nasze komentarze tu nie są symetryczne - Twoje są życzeniowymi deklaracjami, a moje mają oparcie na faktach, na tym, co piszę w różnych miejscjach.


Pusta deklaracja, jak zwykle


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Nie 19:02, 10 Gru 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:00, 11 Gru 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Próbuję sobie nieraz wyobrazić emocje integrysty, jakoś dopasować się do tego, co integryści głoszą, jak traktują Boga, religię, samych siebie. W szczególności frapujące jest pytanie: czy integrysta jest w stanie kochać Boga?
Ja uczciwie przyznam, że wręcz niewyobrażalne dla mnie jest uczucie miłości do jakiejkolwiek istoty, która by odpowiadała integrystycznym wyobrażeniom o Bogu. Takiej istoty, która jest władcza do poziomu potęgi władzy przypisywanej Bogu, a przy tym realnie mściwa, gniewna, skora do obrazy za najmniejsze okazanie nieposłuszeństwa, nie umiem w moich emocjach umieścić w żadnej innej "szufladce", jak tylko tej z panicznym lękiem, rozpaczą, negacją właściwie wszystkiego. Takie integrystyczne bóstwo jest w emocjach i myślach w tym obszarze mentalny, co najbardziej krwiożercze bóstwa ludów prymitywnych - te, którym składano krwawe ofiary z ludzi, które były uosobieniem zła i sprowadzały cierpienie.
Próbowałem jakoś inaczej potraktować istotę o tym zestawie cech, które integryści przypisują Bogu na swoją modłę, ale zawsze wychodziło z tego coś bardzo dalekiego od miłości, ufności, oddania. Zawsze to się "staczało" w odczucie przerażenia, gehenny, totalnej rezygnacji.

Co czują więc integryści do "swojego" Boga?...
- Może (nie przyznając się oczywiście do tego wprost nawet sami przed sobą) też czują to przerażenie, jakie ja czułbym, tylko że nazywają je (aby nie podpaść użyciem nieprawomyślnej nazwy) jako miłość i oddanie. Ale tak straszliwej istoty, jaką de facto jako Boga maluje nam integryzm, chyba nie ma jak szczerze kochać... :think:


Dlatego ty nie kochasz Boga Biblii ale jedynie swą pluszową atrapę boga, który jest skrojony pod twoje własne potrzeby. Ten pluszowy bóg jest tak naprawdę tobą samym

Nie, mój drogi. Jest odwrotnie - to jak kocham Boga Biblii. Bo w Biblii jest zdecydowanie więcej, a do tego zdecydowanie bardziej jednoznacznych sformułowań za Bogiem miłości, niż za Bogiem karzącym. Nie twierdzę, że nie ma sformułowań za Bogiem karzącym, ale jest ich znacznie mniej, a do tego, aby jakoś wyrównać tu szanse w starciu z wypowiedziami o Bogu miłości, trzeba zwykle te srogie sformułowania nadinterpretowywać.


Tak sobie to tylko arbitralnie zadeklarowałeś i żadnej statystyki w tej kwestii nie przeprowadziłeś, że o Bogu miłości jest w Biblii rzekomo częściej razy mowa niż o Bogu srogim. A nawet gdyby tak było (a nie jest), to wcale nie oznacza to, że teksty o Bogu srogim nagle znikają, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki

Czego ja nie twierdzę, że znikają. A wręcz jasno we wcześniejszym poście piszę, że o nich myślę, że wyznaczam jakąś formę BILANSU tych dwóch sugestii cech Boga.
To właśnie nas różni, że ja nie wypieram (tak jak Ty to robisz)


Chochoł. Żadnego "wypierania" tekstów mi nie udowodniłeś. Nie ma w Biblii tekstów, które muszę wypierać. To wy wypieracie teksty o Bogu karzącym

Nie chochoł, tylko obserwacja, która wprost bierze się z obserwacji tego, co napisałeś. Na pytania katolikusa o Twój stosunek do tego, że Bóg jest miłością, nie byłeś w stanie sklecić nawet jednego zdania, poza ignorującym sprawę "nie mam z miłością problemu" (co się realnie u Ciebie sprowadza do ignorowania aspektu miłość Boga). To, co ja tu spostrzegam, jeśliby ktoś w to wątpił, to każdy może zawsze to sprawdzić, zaglądając do licznych dyskusji, jakie prowadzisz. W sensie wypierania jako (nie)obecność w dyskusji stosownych Twoich uwag, to jest to prosta obserwacja dostępna każdemu, kto podczas lektury Twoich postów zechce zadać sobie pytanie: a co by mogło świadczyć o tym, że fedor nie zignorował w swoim sercu i umyśle miłości Boga?...
Odpowiedź na to jest prosta - obserwacje bezpośrednie wykażą, że fedor nic o miłości Boga się nie zająknął w pozytywnym sensie (bo już zwalczanie jej poprzez nazywanie samego zamieszczania cytatów z Biblii, ją wyrażających za pomocą nazywania tego "pluszowością" da się zaobserwować często).

fedor napisał:
Tak sobie to tylko arbitralnie zadeklarowałeś i żadnej statystyki w tej kwestii nie przeprowadziłeś, że o Bogu miłości jest w Biblii rzekomo częściej razy mowa niż o Bogu srogim.
...
Pokaż gdzie niby zrobiłeś ten "bilans"

Podsunąłeś mi pomysł, aby zebrać te cytaty, policzyć je. http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/cytaty-z-biblii-o-bogu-milosci,24539.html Na razie 20 cytatów podałem, ale rzecz jest rozwojowa, bo nie miałem czasu się tym wczoraj zająć. Do tej pory faktycznie bilans był tylko w mojej głowie, nieformalny. Zrobię go jawnie.
Potem poszukam cytatów o Bogu srogim i zrobię porównanie. Będziesz mógł się włączyć.

fedor napisał:
Anbuś już tam odpowiedział Roweroxowi w temacie tych linków do wypowiedzi o bojaźni Bożej. Te linki nic nie wnoszą bo nie eliminują problemu bojaźni (co sam przyznałeś) ale w dodatku zagadnienie bojaźni nie jest jedynym możliwym zagadnieniem w kontekście surowości Boga.

Odpowiedziałem anbo w tamtym wątku. http://www.sfinia.fora.pl/apologia-kontra-krytyka-teizmu,5/czy-bog-cacka-sie-z-szatanem,24419-75.html#768531

Natomiast w ogóle chyba warto sprostować stanowisko, z którym polemizujesz, czyniąc znowu w dyskusji chochoła. Polemizujesz z, czy linki "eliminują" problem bojaźni (jak rozumiem w tym srogim znaczeniu). Z mojej strony nigdy nie było postawienia tezy, że problem miałby być wyeliminowany.
To jest właśnie ten chochoł, którego w licznych dyskusjach z uporem klecisz, a którego konstrukcję chciałbym teraz zdemaskować.
Wygodnie jest sobie ustawiać oponenta, wciskając w jego "usta" stwierdzenia, które on rzekomo miałby głosić, mające postać skrajnego, najdalej idącego stawiania sprawy. Ty tu zatem dyskutujesz z kwestią "eliminacji" problemu, a ja piszę o BILANSIE w rozliczeniu sprawy. To jest fundamentalna różnica!
Bilans nie zakłada, że po jednej stronie mamy zero (to by dopiero była "eliminacja"), lecz to, że zarówno po jednej, jak i drugiej stronie są jakieś elementy do uwzględnienia. Ostatecznie czegoś okaże się WIĘCEJ, ale nie będzie to więcej, gdzie mniejsza strona miałaby mieć zero elementów.

fedor napisał:
Nie wykazałeś żadnej niekompatybilności między moim światopoglądem i tekstami mówiącymi o miłości Boga.

Wystarczy, że wszyscy widzą IGNOROWANIE przez Ciebie tego atrybutu Boga, jakim jest milość.

fedor napisał:
Nie jesteś w stanie wskazać nikogo, komu byłbyś posłuszny.

Jestem wskazać dziesiątki osób, instytucji - od rodziców, którym byłem posłuszny jako dziecko (a i dzisiaj bywam posłuszny w licznych sprawach, choć już nie we wszystkich), szefom, prawu, dobrym obyczajom.
Wypowiadasz się na mój temat z "wiedzą" o mnie, niczym prorok. Tylko od razu widać, że jesteś fałszywym prorokiem, bo z pewnością siebie wygłaszasz tezy, którym można jawne zaprzeczenia w różnych okolicznościach. Najprostsze z nich, bo ewidencjonowalne - niedawno wymieniłem dowód osobisty, aby być posłusznym przepisom prawa, które nakazuje wymianę dowodu po 10 latach, gdy kończy się ważność poprzedniego. Kto ma wątpliwości, może się ze mną spotkać, a ja mu dam do wglądu mój dowód osobisty, który ma wpisaną datę (niedawną) wydania.
To, że tak łatwo Ci przychodzi wygłaszać skrajne tezy, które można w banalny sposób obalić, o czymś świadczy. Świadczy o tym, jak traktujesz dyskusję i dyskutantów - na zasadzie, że to Ty WPIERASZ, a ponieważ Z EMFAZĄ WPIERASZ, , a potem ty z Z DODATKOWYM KOMENTARZEM PERSONALNYM WPIERASZ, to wszystko tu "przejdzie", bo najwyraźniej masz zupełnie "gdzieś", czy czasem nie jest tak, że wypisujesz jawne nieprawdy, a do tego dające się dowieść jako nieprawdy. Bo ze swojej pchasz tę dyskusję nie rozumem, tylko emocjami, próbą zdominowania oponenta za pomocą samego uporu w stwierdzaniu. Już oderwałeś się zupełnie od aspektu weryfikacji, od tego, czy w prostym, neutralnym osądzie bezstronnego obserwatora nie wyjdziesz na naciągacza do swoich tez. Ciebie to najwyraźniej w ogóle nie rusza, że walniesz jakąś jawną bzdurę. Bo coś tam odpowiesz, bo z uporem znowu będziesz głosił swoje. Z zewnątrz to wygląda, jakbyś uwierzył, że skoro tak silnie możesz się upierać zawsze przy swoim, to sama jakoś i prawdziwość tezy nie ma znaczenia. Liczy się już tylko Twój upór.
I to widać, że absolutnie dominującym "silnikiem" Twojej mocy dyskusyjnej jest sam upór w generowaniu odpowiedzi z masywną zawartością i twardo głoszonych. Już merytoryka jest szczątkowa, bo samą twardością swoich wypowiedzi próbujesz być "wygranym".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anbo




Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6064
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 11:17, 11 Gru 2023    Temat postu:

Rezygnacja z wpisu.

Ostatnio zmieniony przez anbo dnia Pon 11:19, 11 Gru 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 92 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:34, 11 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Próbuję sobie nieraz wyobrazić emocje integrysty, jakoś dopasować się do tego, co integryści głoszą, jak traktują Boga, religię, samych siebie. W szczególności frapujące jest pytanie: czy integrysta jest w stanie kochać Boga?
Ja uczciwie przyznam, że wręcz niewyobrażalne dla mnie jest uczucie miłości do jakiejkolwiek istoty, która by odpowiadała integrystycznym wyobrażeniom o Bogu. Takiej istoty, która jest władcza do poziomu potęgi władzy przypisywanej Bogu, a przy tym realnie mściwa, gniewna, skora do obrazy za najmniejsze okazanie nieposłuszeństwa, nie umiem w moich emocjach umieścić w żadnej innej "szufladce", jak tylko tej z panicznym lękiem, rozpaczą, negacją właściwie wszystkiego. Takie integrystyczne bóstwo jest w emocjach i myślach w tym obszarze mentalny, co najbardziej krwiożercze bóstwa ludów prymitywnych - te, którym składano krwawe ofiary z ludzi, które były uosobieniem zła i sprowadzały cierpienie.
Próbowałem jakoś inaczej potraktować istotę o tym zestawie cech, które integryści przypisują Bogu na swoją modłę, ale zawsze wychodziło z tego coś bardzo dalekiego od miłości, ufności, oddania. Zawsze to się "staczało" w odczucie przerażenia, gehenny, totalnej rezygnacji.

Co czują więc integryści do "swojego" Boga?...
- Może (nie przyznając się oczywiście do tego wprost nawet sami przed sobą) też czują to przerażenie, jakie ja czułbym, tylko że nazywają je (aby nie podpaść użyciem nieprawomyślnej nazwy) jako miłość i oddanie. Ale tak straszliwej istoty, jaką de facto jako Boga maluje nam integryzm, chyba nie ma jak szczerze kochać... :think:


Dlatego ty nie kochasz Boga Biblii ale jedynie swą pluszową atrapę boga, który jest skrojony pod twoje własne potrzeby. Ten pluszowy bóg jest tak naprawdę tobą samym

Nie, mój drogi. Jest odwrotnie - to jak kocham Boga Biblii. Bo w Biblii jest zdecydowanie więcej, a do tego zdecydowanie bardziej jednoznacznych sformułowań za Bogiem miłości, niż za Bogiem karzącym. Nie twierdzę, że nie ma sformułowań za Bogiem karzącym, ale jest ich znacznie mniej, a do tego, aby jakoś wyrównać tu szanse w starciu z wypowiedziami o Bogu miłości, trzeba zwykle te srogie sformułowania nadinterpretowywać.


Tak sobie to tylko arbitralnie zadeklarowałeś i żadnej statystyki w tej kwestii nie przeprowadziłeś, że o Bogu miłości jest w Biblii rzekomo częściej razy mowa niż o Bogu srogim. A nawet gdyby tak było (a nie jest), to wcale nie oznacza to, że teksty o Bogu srogim nagle znikają, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki

Czego ja nie twierdzę, że znikają. A wręcz jasno we wcześniejszym poście piszę, że o nich myślę, że wyznaczam jakąś formę BILANSU tych dwóch sugestii cech Boga.
To właśnie nas różni, że ja nie wypieram (tak jak Ty to robisz)


Chochoł. Żadnego "wypierania" tekstów mi nie udowodniłeś. Nie ma w Biblii tekstów, które muszę wypierać. To wy wypieracie teksty o Bogu karzącym

Nie chochoł, tylko obserwacja, która wprost bierze się z obserwacji tego, co napisałeś.


No to najwyraźniej twoje obserwacje są błędne

Michał Dyszyński napisał:
Na pytania katolikusa o Twój stosunek do tego, że Bóg jest miłością, nie byłeś w stanie sklecić nawet jednego zdania, poza ignorującym sprawę "nie mam z miłością problemu" (co się realnie u Ciebie sprowadza do ignorowania aspektu miłość Boga).


Pisałem wiele zdań o zagadnieniu miłości Boga ale ty i tak nie czytasz co ktoś pisze bo wczytujesz własne chciejstwo w to co czytasz. Wystarczy zajrzeć do dyskusji obok gdzie bardzo szczegółowo analizuję pojęcie miłości:

http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/dlaczego-bog-nie-zrobi-na-tym-swiecie-porzadku,21263-875.html#768505

Oczywiście i tak to do ciebie nie dotrze bo ty po prostu żyjesz w nieprzemakalnej bańce

Michał Dyszyński napisał:
To, co ja tu spostrzegam, jeśliby ktoś w to wątpił, to każdy może zawsze to sprawdzić, zaglądając do licznych dyskusji, jakie prowadzisz. W sensie wypierania jako (nie)obecność w dyskusji stosownych Twoich uwag, to jest to prosta obserwacja dostępna każdemu, kto podczas lektury Twoich postów zechce zadać sobie pytanie: a co by mogło świadczyć o tym, że fedor nie zignorował w swoim sercu i umyśle miłości Boga?...
Odpowiedź na to jest prosta - obserwacje bezpośrednie wykażą, że fedor nic o miłości Boga się nie zająknął w pozytywnym sensie (bo już zwalczanie jej poprzez nazywanie samego zamieszczania cytatów z Biblii, ją wyrażających za pomocą nazywania tego "pluszowością" da się zaobserwować często).


Ciąg dalszy twojego efektu wyparcia. Jak punkt wyżej, gdzie odsyłam

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Tak sobie to tylko arbitralnie zadeklarowałeś i żadnej statystyki w tej kwestii nie przeprowadziłeś, że o Bogu miłości jest w Biblii rzekomo częściej razy mowa niż o Bogu srogim.
...
Pokaż gdzie niby zrobiłeś ten "bilans"

Podsunąłeś mi pomysł, aby zebrać te cytaty, policzyć je. http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/cytaty-z-biblii-o-bogu-milosci,24539.html Na razie 20 cytatów podałem, ale rzecz jest rozwojowa, bo nie miałem czasu się tym wczoraj zająć. Do tej pory faktycznie bilans był tylko w mojej głowie, nieformalny. Zrobię go jawnie.
Potem poszukam cytatów o Bogu srogim i zrobię porównanie. Będziesz mógł się włączyć.


Może i zrobisz ale na razie nie zrobiłeś. 20 cytatów to są ochłapy przy setkach, jeśli nie tysiącach tekstów mówiących w Biblii o karach Boskich i bojaźni Bożej

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Anbuś już tam odpowiedział Roweroxowi w temacie tych linków do wypowiedzi o bojaźni Bożej. Te linki nic nie wnoszą bo nie eliminują problemu bojaźni (co sam przyznałeś) ale w dodatku zagadnienie bojaźni nie jest jedynym możliwym zagadnieniem w kontekście surowości Boga.

Odpowiedziałem anbo w tamtym wątku. http://www.sfinia.fora.pl/apologia-kontra-krytyka-teizmu,5/czy-bog-cacka-sie-z-szatanem,24419-75.html#768531

Natomiast w ogóle chyba warto sprostować stanowisko, z którym polemizujesz, czyniąc znowu w dyskusji chochoła. Polemizujesz z, czy linki "eliminują" problem bojaźni (jak rozumiem w tym srogim znaczeniu). Z mojej strony nigdy nie było postawienia tezy, że problem miałby być wyeliminowany.
To jest właśnie ten chochoł, którego w licznych dyskusjach z uporem klecisz, a którego konstrukcję chciałbym teraz zdemaskować.
Wygodnie jest sobie ustawiać oponenta, wciskając w jego "usta" stwierdzenia, które on rzekomo miałby głosić, mające postać skrajnego, najdalej idącego stawiania sprawy. Ty tu zatem dyskutujesz z kwestią "eliminacji" problemu, a ja piszę o BILANSIE w rozliczeniu sprawy. To jest fundamentalna różnica!
Bilans nie zakłada, że po jednej stronie mamy zero (to by dopiero była "eliminacja"), lecz to, że zarówno po jednej, jak i drugiej stronie są jakieś elementy do uwzględnienia. Ostatecznie czegoś okaże się WIĘCEJ, ale nie będzie to więcej, gdzie mniejsza strona miałaby mieć zero elementów.


Czyli miałem rację bo teksty o miłości w Biblii nie eliminują tekstów o karach Boskich i bojaźni. Z logiki wiadomo, że wystarczy jeden kontrprzykład aby obalić tezę ogólną. A tym samym wasza idea boga pluszowego została obalona bo w Biblii mamy nie jeden ale mnóstwo tekstów mówiących o karach Boskich i strachu przed Bogiem

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie wykazałeś żadnej niekompatybilności między moim światopoglądem i tekstami mówiącymi o miłości Boga.

Wystarczy, że wszyscy widzą IGNOROWANIE przez Ciebie tego atrybutu Boga, jakim jest milość.


Nigdzie tego nie ignoruję bo nie muszę. Wymyśliłeś chochoła. Wymyślacie już tylko chochoły bo nic więcej wam nie pozostało po tym jak wasza pluszowa herezja została z hukiem obalona na tym forum. Nie tylko przeze mnie

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie jesteś w stanie wskazać nikogo, komu byłbyś posłuszny.

Jestem wskazać dziesiątki osób, instytucji - od rodziców, którym byłem posłuszny jako dziecko (a i dzisiaj bywam posłuszny w licznych sprawach, choć już nie we wszystkich), szefom, prawu, dobrym obyczajom.
Wypowiadasz się na mój temat z "wiedzą" o mnie, niczym prorok. Tylko od razu widać, że jesteś fałszywym prorokiem, bo z pewnością siebie wygłaszasz tezy, którym można jawne zaprzeczenia w różnych okolicznościach. Najprostsze z nich, bo ewidencjonowalne - niedawno wymieniłem dowód osobisty, aby być posłusznym przepisom prawa, które nakazuje wymianę dowodu po 10 latach, gdy kończy się ważność poprzedniego. Kto ma wątpliwości, może się ze mną spotkać, a ja mu dam do wglądu mój dowód osobisty, który ma wpisaną datę (niedawną) wydania.
To, że tak łatwo Ci przychodzi wygłaszać skrajne tezy, które można w banalny sposób obalić, o czymś świadczy. Świadczy o tym, jak traktujesz dyskusję i dyskutantów - na zasadzie, że to Ty WPIERASZ, a ponieważ Z EMFAZĄ WPIERASZ, , a potem ty z Z DODATKOWYM KOMENTARZEM PERSONALNYM WPIERASZ, to wszystko tu "przejdzie", bo najwyraźniej masz zupełnie "gdzieś", czy czasem nie jest tak, że wypisujesz jawne nieprawdy, a do tego dające się dowieść jako nieprawdy. Bo ze swojej pchasz tę dyskusję nie rozumem, tylko emocjami, próbą zdominowania oponenta za pomocą samego uporu w stwierdzaniu. Już oderwałeś się zupełnie od aspektu weryfikacji, od tego, czy w prostym, neutralnym osądzie bezstronnego obserwatora nie wyjdziesz na naciągacza do swoich tez. Ciebie to najwyraźniej w ogóle nie rusza, że walniesz jakąś jawną bzdurę. Bo coś tam odpowiesz, bo z uporem znowu będziesz głosił swoje. Z zewnątrz to wygląda, jakbyś uwierzył, że skoro tak silnie możesz się upierać zawsze przy swoim, to sama jakoś i prawdziwość tezy nie ma znaczenia. Liczy się już tylko Twój upór.
I to widać, że absolutnie dominującym "silnikiem" Twojej mocy dyskusyjnej jest sam upór w generowaniu odpowiedzi z masywną zawartością i twardo głoszonych. Już merytoryka jest szczątkowa, bo samą twardością swoich wypowiedzi próbujesz być "wygranym".


Poza emocjonalnym jazgotem niewiele tu treści. Odniosę się do tej niewielkiej ilości treści, która tu jest. Podałeś przypadki jedynie wymuszonego posłuszeństwa, gdy już nie miałeś wyjścia i podporządkowałeś się prawu lub normom społecznym. Ja zaś pisałem o dobrowolnym posłuszeństwie. Takiego posłuszeństwa nie egzekwujesz zawsze wtedy gdy już nie musisz, co widać po twoim nieposłuszeństwie okazywanym Bogu i Kościołowi


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 11:37, 11 Gru 2023, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:05, 11 Gru 2023    Temat postu:

fedor napisał:
...
No to najwyraźniej twoje obserwacje są błędne
...
Oczywiście i tak to do ciebie nie dotrze bo ty po prostu żyjesz w nieprzemakalnej bańce
...
Ciąg dalszy twojego efektu wyparcia. Jak punkt wyżej, gdzie odsyłam

Te gołosłowne komentarze nadają się wyłącznie do zignorowania.

fedor napisał:
Tak sobie to tylko arbitralnie zadeklarowałeś i żadnej statystyki w tej kwestii nie przeprowadziłeś, że o Bogu miłości jest w Biblii rzekomo częściej razy mowa niż o Bogu srogim.
...
Pokaż gdzie niby zrobiłeś ten "bilans"

Bilans cytatów do tej pory był faktycznie mój szacunkowy, ale nasunął mi się pomysł, aby go zrobić bardziej formalnie. Stworzyłem ku temu wątek, który jest początkiem bardziej uporządkowanego podejścia do sprawy. http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/cytaty-z-biblii-o-bogu-milosci,24539.html
W przyszłości powstanie podobny wątek o Bogu srogim. Będziesz miał okazję tam się wykazać, z na pewno wielką liczbą cytatów, które wyszukasz.


fedor napisał:
Czyli miałem rację bo teksty o miłości w Biblii nie eliminują tekstów o karach Boskich i bojaźni. Z logiki wiadomo, że wystarczy jeden kontrprzykład aby obalić tezę ogólną. A tym samym wasza idea boga pluszowego została obalona bo w Biblii mamy nie jeden ale mnóstwo tekstów mówiących o karach Boskich i strachu przed Bogiem

Może wobec chochoła miałeś "rację". Nigdy nie stawiałem tezy, że teksty o Bogu srogim miałyby być "eliminowane". Wręcz przeciwnie - chcę je UWZGLĘDNIĆ W BILANSIE.
Tu mamy kolejny przykład Twojej "polemiki z tezami oponenta", która powstaje ze zignorowania tego, co oponent stwierdził.
I jeszcze jeden "drobiazg", chyba - zgodnie z tym, co wyżej stwierdziłeś - powinieneś przyznać, iż jeden przykład cytatu o Bogu miłości, czyni z ideą, że bóg jest srogi...
... nie będę wskazywał, ale chodzi dokładnie o to, o czym myślałeś w odwrotną stronę, gdy pisałeś o "obaleniu" tezy boga pluszowego.
Wypierasz się tego trybu argumentowania, czy jesteś konsekwentny w rozumowaniu, więc stosujesz go także na swoją niekorzyść?...
No jak będzie?... :think:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie jesteś w stanie wskazać nikogo, komu byłbyś posłuszny.

Jestem wskazać dziesiątki osób, instytucji - od rodziców, którym byłem posłuszny jako dziecko (a i dzisiaj bywam posłuszny w licznych sprawach, choć już nie we wszystkich), szefom, prawu, dobrym obyczajom.
Wypowiadasz się na mój temat z "wiedzą" o mnie, niczym prorok. Tylko od razu widać, że jesteś fałszywym prorokiem, bo z pewnością siebie wygłaszasz tezy, którym można jawne zaprzeczenia w różnych okolicznościach. Najprostsze z nich, bo ewidencjonowalne - niedawno wymieniłem dowód osobisty, aby być posłusznym przepisom prawa, które nakazuje wymianę dowodu po 10 latach, gdy kończy się ważność poprzedniego. Kto ma wątpliwości, może się ze mną spotkać, a ja mu dam do wglądu mój dowód osobisty, który ma wpisaną datę (niedawną) wydania.
To, że tak łatwo Ci przychodzi wygłaszać skrajne tezy, które można w banalny sposób obalić, o czymś świadczy. Świadczy o tym, jak traktujesz dyskusję i dyskutantów - na zasadzie, że to Ty WPIERASZ, a ponieważ Z EMFAZĄ WPIERASZ, , a potem ty z Z DODATKOWYM KOMENTARZEM PERSONALNYM WPIERASZ, to wszystko tu "przejdzie", bo najwyraźniej masz zupełnie "gdzieś", czy czasem nie jest tak, że wypisujesz jawne nieprawdy, a do tego dające się dowieść jako nieprawdy. Bo ze swojej pchasz tę dyskusję nie rozumem, tylko emocjami, próbą zdominowania oponenta za pomocą samego uporu w stwierdzaniu. Już oderwałeś się zupełnie od aspektu weryfikacji, od tego, czy w prostym, neutralnym osądzie bezstronnego obserwatora nie wyjdziesz na naciągacza do swoich tez. Ciebie to najwyraźniej w ogóle nie rusza, że walniesz jakąś jawną bzdurę. Bo coś tam odpowiesz, bo z uporem znowu będziesz głosił swoje. Z zewnątrz to wygląda, jakbyś uwierzył, że skoro tak silnie możesz się upierać zawsze przy swoim, to sama jakoś i prawdziwość tezy nie ma znaczenia. Liczy się już tylko Twój upór.
I to widać, że absolutnie dominującym "silnikiem" Twojej mocy dyskusyjnej jest sam upór w generowaniu odpowiedzi z masywną zawartością i twardo głoszonych. Już merytoryka jest szczątkowa, bo samą twardością swoich wypowiedzi próbujesz być "wygranym".


Poza emocjonalnym jazgotem niewiele tu treści. Odniosę się do tej niewielkiej ilości treści, która tu jest. Podałeś przypadki jedynie wymuszonego posłuszeństwa, gdy już nie miałeś wyjścia i podporządkowałeś się prawu lub normom społecznym. Ja zaś pisałem o dobrowolnym posłuszeństwie. Takiego posłuszeństwa nie egzekwujesz zawsze wtedy gdy już nie musisz, co widać po twoim nieposłuszeństwie okazywanym Bogu i Kościołowi

Czyli jednak nie chodzi o to, że ja "nie jestem w stanie wskazać NIKOGO", komu byłbym posłuszny, lecz o tezę, którą ty za każdą odsłoną dyskusje zamierzasz modyfikować i dostosowywać do coraz to nowych zasad interpretacji, jakie sobie wymyślisz. Teraz już chodzi o to, że nagle ma być spełniony ten dodatkowy warunek "dobrowolnego" posłuszeństwa. Podejrzewam jednak, że zasady rozpoznawania owej "dobrowolności" posłuszeństwa, które zastosuje fedor, klasyfikując jakiekolwiek moje dalsze przykłady będą tak samo arbitralne, jak ów warunek "dobrowolności" (na ile w ogóle jakiekolwiek posłuszeństwo jest - mniej czy bardziej - "dobrowolne" to osobna kwestia, nawet całkiem filozoficzna...). Tak więc ten Twój wykręt z "dobrowolnością" posłuszeństwa niech zwiedzie jedynie najbardziej naiwnych. Ja tu nie zamierzam ciągnąć tej polemiki, poprzestając na stwierdzeniu okoliczności, że za pierwszym razem nie przemyślałeś, co piszesz, gdy formułowałeś zarzut, a teraz też nie zastanowiłeś się nad tym, czy dodany ad hoc przez Ciebie warunek ma jakikolwiek sens.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 17:21, 11 Gru 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 92 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:29, 11 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
...
No to najwyraźniej twoje obserwacje są błędne
...
Oczywiście i tak to do ciebie nie dotrze bo ty po prostu żyjesz w nieprzemakalnej bańce
...
Ciąg dalszy twojego efektu wyparcia. Jak punkt wyżej, gdzie odsyłam

Te gołosłowne komentarze nadają się wyłącznie do zignorowania.


Przy czym stwierdziłeś to gołosłownie, że są "gołosłowne". No ale ignorancja to zawsze jakieś "wyjście". W tej sytuacji jedyne jakie masz

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Tak sobie to tylko arbitralnie zadeklarowałeś i żadnej statystyki w tej kwestii nie przeprowadziłeś, że o Bogu miłości jest w Biblii rzekomo częściej razy mowa niż o Bogu srogim.
...
Pokaż gdzie niby zrobiłeś ten "bilans"

Bilans cytatów do tej pory był faktycznie mój szacunkowy, ale nasunął mi się pomysł, aby go zrobić bardziej formalnie. Stworzyłem ku temu wątek, który jest początkiem bardziej uporządkowanego podejścia do sprawy. http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/cytaty-z-biblii-o-bogu-milosci,24539.html
W przyszłości powstanie podobny wątek o Bogu srogim. Będziesz miał okazję tam się wykazać, z na pewno wielką liczbą cytatów, które wyszukasz.


Zobaczymy

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Czyli miałem rację bo teksty o miłości w Biblii nie eliminują tekstów o karach Boskich i bojaźni. Z logiki wiadomo, że wystarczy jeden kontrprzykład aby obalić tezę ogólną. A tym samym wasza idea boga pluszowego została obalona bo w Biblii mamy nie jeden ale mnóstwo tekstów mówiących o karach Boskich i strachu przed Bogiem

Może wobec chochoła miałeś "rację". Nigdy nie stawiałem tezy, że teksty o Bogu srogim miałyby być "eliminowane". Wręcz przeciwnie - chcę je UWZGLĘDNIĆ W BILANSIE.
Tu mamy kolejny przykład Twojej "polemiki z tezami oponenta", która powstaje ze zignorowania tego, co oponent stwierdził.


Pisanie póki co, że coś chcesz uwzględnić w bilansie nie jest jeszcze uwzględnieniem tego w bilansie. Tak więc żadnego "chochoła" z mojej strony nie było

Michał Dyszyński napisał:
I jeszcze jeden "drobiazg", chyba - zgodnie z tym, co wyżej stwierdziłeś - powinieneś przyznać, iż jeden przykład cytatu o Bogu miłości, czyni z ideą, że bóg jest srogi...
... nie będę wskazywał, ale chodzi dokładnie o to, o czym myślałeś w odwrotną stronę, gdy pisałeś o "obaleniu" tezy boga pluszowego.
Wypierasz się tego trybu argumentowania, czy jesteś konsekwentny w rozumowaniu, więc stosujesz go także na swoją niekorzyść?...
No jak będzie?... :think:


I tu popełniasz błąd. Nie ma tezy, że Bóg jest wyłącznie srogi więc teksty o miłości nie falsyfikują kwestii surowości Boga lecz są z nią w pełni kompatybilne. Każdy jest trochę surowy i trochę dobroduszny. Natomiast wystarczy jeden przykład surowości Boga żeby obalić pluszowość

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie jesteś w stanie wskazać nikogo, komu byłbyś posłuszny.

Jestem wskazać dziesiątki osób, instytucji - od rodziców, którym byłem posłuszny jako dziecko (a i dzisiaj bywam posłuszny w licznych sprawach, choć już nie we wszystkich), szefom, prawu, dobrym obyczajom.
Wypowiadasz się na mój temat z "wiedzą" o mnie, niczym prorok. Tylko od razu widać, że jesteś fałszywym prorokiem, bo z pewnością siebie wygłaszasz tezy, którym można jawne zaprzeczenia w różnych okolicznościach. Najprostsze z nich, bo ewidencjonowalne - niedawno wymieniłem dowód osobisty, aby być posłusznym przepisom prawa, które nakazuje wymianę dowodu po 10 latach, gdy kończy się ważność poprzedniego. Kto ma wątpliwości, może się ze mną spotkać, a ja mu dam do wglądu mój dowód osobisty, który ma wpisaną datę (niedawną) wydania.
To, że tak łatwo Ci przychodzi wygłaszać skrajne tezy, które można w banalny sposób obalić, o czymś świadczy. Świadczy o tym, jak traktujesz dyskusję i dyskutantów - na zasadzie, że to Ty WPIERASZ, a ponieważ Z EMFAZĄ WPIERASZ, , a potem ty z Z DODATKOWYM KOMENTARZEM PERSONALNYM WPIERASZ, to wszystko tu "przejdzie", bo najwyraźniej masz zupełnie "gdzieś", czy czasem nie jest tak, że wypisujesz jawne nieprawdy, a do tego dające się dowieść jako nieprawdy. Bo ze swojej pchasz tę dyskusję nie rozumem, tylko emocjami, próbą zdominowania oponenta za pomocą samego uporu w stwierdzaniu. Już oderwałeś się zupełnie od aspektu weryfikacji, od tego, czy w prostym, neutralnym osądzie bezstronnego obserwatora nie wyjdziesz na naciągacza do swoich tez. Ciebie to najwyraźniej w ogóle nie rusza, że walniesz jakąś jawną bzdurę. Bo coś tam odpowiesz, bo z uporem znowu będziesz głosił swoje. Z zewnątrz to wygląda, jakbyś uwierzył, że skoro tak silnie możesz się upierać zawsze przy swoim, to sama jakoś i prawdziwość tezy nie ma znaczenia. Liczy się już tylko Twój upór.
I to widać, że absolutnie dominującym "silnikiem" Twojej mocy dyskusyjnej jest sam upór w generowaniu odpowiedzi z masywną zawartością i twardo głoszonych. Już merytoryka jest szczątkowa, bo samą twardością swoich wypowiedzi próbujesz być "wygranym".


Poza emocjonalnym jazgotem niewiele tu treści. Odniosę się do tej niewielkiej ilości treści, która tu jest. Podałeś przypadki jedynie wymuszonego posłuszeństwa, gdy już nie miałeś wyjścia i podporządkowałeś się prawu lub normom społecznym. Ja zaś pisałem o dobrowolnym posłuszeństwie. Takiego posłuszeństwa nie egzekwujesz zawsze wtedy gdy już nie musisz, co widać po twoim nieposłuszeństwie okazywanym Bogu i Kościołowi

Czyli jednak nie chodzi o to, że ja "nie jestem w stanie wskazać NIKOGO", komu byłbym posłuszny, lecz o tezę, którą ty za każdą odsłoną dyskusje zamierzasz modyfikować i dostosowywać do coraz to nowych zasad interpretacji, jakie sobie wymyślisz. Teraz już chodzi o to, że nagle ma być spełniony ten dodatkowy warunek "dobrowolnego" posłuszeństwa. Podejrzewam jednak, że zasady rozpoznawania owej "dobrowolności" posłuszeństwa, które zastosuje fedor, klasyfikując jakiekolwiek moje dalsze przykłady będą tak samo arbitralne, jak ów warunek "dobrowolności" (na ile w ogóle jakiekolwiek posłuszeństwo jest - mniej czy bardziej - "dobrowolne" to osobna kwestia, nawet całkiem filozoficzna...). Tak więc ten Twój wykręt z "dobrowolnością" posłuszeństwa niech zwiedzie jedynie najbardziej naiwnych. Ja tu nie zamierzam ciągnąć tej polemiki, poprzestając na stwierdzeniu okoliczności, że za pierwszym razem nie przemyślałeś, co piszesz, gdy formułowałeś zarzut, a teraz też nie zastanowiłeś się nad tym, czy dodany ad hoc przez Ciebie warunek ma jakikolwiek sens.


Nic nie jest dodane ad hoc. Jasne jest, że tylko dobrowolne posłuszeństwa jest prawdziwym posłuszeństwem i takie było omawiane. Przykłady jakie podałeś są wymuszonym posłuszeństwem i tym samym są posłuszeństwem nie są. Są przymusem. Tam gdzie dobrowolnie można się poddać nie poddajesz się już nikomu. Bo przecież ty musisz wpierw "rozeznać" i "zrozumieć" po co się poddajesz. A to oznacza u ciebie proces wyszukiwania wymówek bez końca


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 18:40, 11 Gru 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:50, 11 Gru 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
I jeszcze jeden "drobiazg", chyba - zgodnie z tym, co wyżej stwierdziłeś - powinieneś przyznać, iż jeden przykład cytatu o Bogu miłości, czyni z ideą, że bóg jest srogi...
... nie będę wskazywał, ale chodzi dokładnie o to, o czym myślałeś w odwrotną stronę, gdy pisałeś o "obaleniu" tezy boga pluszowego.
Wypierasz się tego trybu argumentowania, czy jesteś konsekwentny w rozumowaniu, więc stosujesz go także na swoją niekorzyść?...
No jak będzie?... :think:


I tu popełniasz błąd. Nie ma tezy, że Bóg jest wyłącznie srogi więc teksty o miłości nie falsyfikują kwestii surowości Boga lecz są z nią w pełni kompatybilne. Każdy jest trochę surowy i trochę dobroduszny. Natomiast wystarczy jeden przykład surowości Boga żeby obalić pluszowość

Ooooo to już mamy pewien postęp. :shock: Już u Ciebie Bóg nie musi być wyłącznie srogi. Czy jednak Bóg ma być jak "każdy"?...
A ja Ci powiem, że także wobec Ciebie Bóg będzie WYŁĄCZNIE dobroduszny. Co nie zmieni tej postaci sprawy, że TY SAM DLA SIEBIE, jak zobaczysz w prawdzie te wszystkie swoje wybory, szczególnie te, w których Boga uznałeś (bez używania nazwy "tyran", funkcjonalnie) za tyrana, nie będziesz w stanie sobie wybaczyć. To nie Bóg Cię osądzi, ale Ty sam w zetknięciu z Jego delikatnością, miłością, cudownością poczujesz się jak ostatni...
(właściwie to nie mam słowa tu jak się poczujesz, ale to nie byłoby pozytywne określenie). Zadasz sobie pytanie: jak mogłem tak cudowną istotę uznawać za podobną najbardziej odrażającym ludzkim indywiduom. Dlaczego obraziłem Go brakiem zaufania do Jego miłości?... Wtedy dopiero poznasz prawdziwy do głębi przenikający wstyd.

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie jesteś w stanie wskazać nikogo, komu byłbyś posłuszny.

Jestem wskazać dziesiątki osób, instytucji - od rodziców, którym byłem posłuszny jako dziecko (a i dzisiaj bywam posłuszny w licznych sprawach, choć już nie we wszystkich), szefom, prawu, dobrym obyczajom.
Wypowiadasz się na mój temat z "wiedzą" o mnie, niczym prorok. Tylko od razu widać, że jesteś fałszywym prorokiem, bo z pewnością siebie wygłaszasz tezy, którym można jawne zaprzeczenia w różnych okolicznościach. Najprostsze z nich, bo ewidencjonowalne - niedawno wymieniłem dowód osobisty, aby być posłusznym przepisom prawa, które nakazuje wymianę dowodu po 10 latach, gdy kończy się ważność poprzedniego. Kto ma wątpliwości, może się ze mną spotkać, a ja mu dam do wglądu mój dowód osobisty, który ma wpisaną datę (niedawną) wydania.
To, że tak łatwo Ci przychodzi wygłaszać skrajne tezy, które można w banalny sposób obalić, o czymś świadczy. Świadczy o tym, jak traktujesz dyskusję i dyskutantów - na zasadzie, że to Ty WPIERASZ, a ponieważ Z EMFAZĄ WPIERASZ, , a potem ty z Z DODATKOWYM KOMENTARZEM PERSONALNYM WPIERASZ, to wszystko tu "przejdzie", bo najwyraźniej masz zupełnie "gdzieś", czy czasem nie jest tak, że wypisujesz jawne nieprawdy, a do tego dające się dowieść jako nieprawdy. Bo ze swojej pchasz tę dyskusję nie rozumem, tylko emocjami, próbą zdominowania oponenta za pomocą samego uporu w stwierdzaniu. Już oderwałeś się zupełnie od aspektu weryfikacji, od tego, czy w prostym, neutralnym osądzie bezstronnego obserwatora nie wyjdziesz na naciągacza do swoich tez. Ciebie to najwyraźniej w ogóle nie rusza, że walniesz jakąś jawną bzdurę. Bo coś tam odpowiesz, bo z uporem znowu będziesz głosił swoje. Z zewnątrz to wygląda, jakbyś uwierzył, że skoro tak silnie możesz się upierać zawsze przy swoim, to sama jakoś i prawdziwość tezy nie ma znaczenia. Liczy się już tylko Twój upór.
I to widać, że absolutnie dominującym "silnikiem" Twojej mocy dyskusyjnej jest sam upór w generowaniu odpowiedzi z masywną zawartością i twardo głoszonych. Już merytoryka jest szczątkowa, bo samą twardością swoich wypowiedzi próbujesz być "wygranym".


Poza emocjonalnym jazgotem niewiele tu treści. Odniosę się do tej niewielkiej ilości treści, która tu jest. Podałeś przypadki jedynie wymuszonego posłuszeństwa, gdy już nie miałeś wyjścia i podporządkowałeś się prawu lub normom społecznym. Ja zaś pisałem o dobrowolnym posłuszeństwie. Takiego posłuszeństwa nie egzekwujesz zawsze wtedy gdy już nie musisz, co widać po twoim nieposłuszeństwie okazywanym Bogu i Kościołowi

Czyli jednak nie chodzi o to, że ja "nie jestem w stanie wskazać NIKOGO", komu byłbym posłuszny, lecz o tezę, którą ty za każdą odsłoną dyskusje zamierzasz modyfikować i dostosowywać do coraz to nowych zasad interpretacji, jakie sobie wymyślisz. Teraz już chodzi o to, że nagle ma być spełniony ten dodatkowy warunek "dobrowolnego" posłuszeństwa. Podejrzewam jednak, że zasady rozpoznawania owej "dobrowolności" posłuszeństwa, które zastosuje fedor, klasyfikując jakiekolwiek moje dalsze przykłady będą tak samo arbitralne, jak ów warunek "dobrowolności" (na ile w ogóle jakiekolwiek posłuszeństwo jest - mniej czy bardziej - "dobrowolne" to osobna kwestia, nawet całkiem filozoficzna...). Tak więc ten Twój wykręt z "dobrowolnością" posłuszeństwa niech zwiedzie jedynie najbardziej naiwnych. Ja tu nie zamierzam ciągnąć tej polemiki, poprzestając na stwierdzeniu okoliczności, że za pierwszym razem nie przemyślałeś, co piszesz, gdy formułowałeś zarzut, a teraz też nie zastanowiłeś się nad tym, czy dodany ad hoc przez Ciebie warunek ma jakikolwiek sens.


Nic nie jest dodane ad hoc. Jasne jest, że tylko dobrowolne posłuszeństwa jest prawdziwym posłuszeństwem i takie było omawiane. Przykłady jakie podałeś są wymuszonym posłuszeństwem i tym samym są posłuszeństwem nie są. Są przymusem

"Jasne" to się stało, gdy się zorientowałeś, że przesadziłeś z buńczucznością deklaracji.

Moje posłuszeństwo w kwestii wymiany dowodu osobistego nie było jakoś szczególnie wymuszane. Za brak dowodu grozi do 5 tys. zł grzywny, ale szansa na to, że ktoś to będzie ścigał nie jest zbyt wielka. Spokojnie mógłbym zaryzykować, gdybym miał taką potrzebę (jeszcze mnie stać na wyłożenie takiej sumy). Mogę podać inny przykład, w którym ostatnio okazałem 'posłuszeństwo" - oto na prośbę sąsiadki przywiozłem jej mamę ze szpitala samochodem. Byłem posłuszny tej prośbie, choć mogłem się wymówić pod dowolnym pretekstem. Ja nie wierzysz, to spytaj sąsiadki.
Ciekaw jestem czy to moje nowe posłuszeństwo naciągniesz też do uznania za "wymuszone", czy zastosujesz inny wykręt. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 92 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:13, 11 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
I jeszcze jeden "drobiazg", chyba - zgodnie z tym, co wyżej stwierdziłeś - powinieneś przyznać, iż jeden przykład cytatu o Bogu miłości, czyni z ideą, że bóg jest srogi...
... nie będę wskazywał, ale chodzi dokładnie o to, o czym myślałeś w odwrotną stronę, gdy pisałeś o "obaleniu" tezy boga pluszowego.
Wypierasz się tego trybu argumentowania, czy jesteś konsekwentny w rozumowaniu, więc stosujesz go także na swoją niekorzyść?...
No jak będzie?... :think:


I tu popełniasz błąd. Nie ma tezy, że Bóg jest wyłącznie srogi więc teksty o miłości nie falsyfikują kwestii surowości Boga lecz są z nią w pełni kompatybilne. Każdy jest trochę surowy i trochę dobroduszny. Natomiast wystarczy jeden przykład surowości Boga żeby obalić pluszowość

Ooooo to już mamy pewien postęp. :shock: Już u Ciebie Bóg nie musi być wyłącznie srogi. Czy jednak Bóg ma być jak "każdy"?...


Już na starcie bijesz chochoła. Nigdzie nie pisałem, że Bóg musi być wyłącznie srogi. To nie jest szatan

Michał Dyszyński napisał:
A ja Ci powiem, że także wobec Ciebie Bóg będzie WYŁĄCZNIE dobroduszny. Co nie zmieni tej postaci sprawy, że TY SAM DLA SIEBIE, jak zobaczysz w prawdzie te wszystkie swoje wybory, szczególnie te, w których Boga uznałeś (bez używania nazwy "tyran", funkcjonalnie) za tyrana, nie będziesz w stanie sobie wybaczyć. To nie Bóg Cię osądzi, ale Ty sam w zetknięciu z Jego delikatnością, miłością, cudownością poczujesz się jak ostatni...
(właściwie to nie mam słowa tu jak się poczujesz, ale to nie byłoby pozytywne określenie). Zadasz sobie pytanie: jak mogłem tak cudowną istotę uznawać za podobną najbardziej odrażającym ludzkim indywiduom. Dlaczego obraziłem Go brakiem zaufania do Jego miłości?... Wtedy dopiero poznasz prawdziwy do głębi przenikający wstyd.


Znowu chochoł. Nigdzie Boga za tyrana nie uznawałem. To wasza nomenklatura. Reszta z tego co napisałeś to twoje prywatne domniemania. Takie trochę odloty. Ja o Bogu dowiaduję się z Biblii i z oficjalnej nauki Kościoła. Ty wolisz takie swoje prywatne odloty, które więcej mówią o tobie samym niż o Bogu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie jesteś w stanie wskazać nikogo, komu byłbyś posłuszny.

Jestem wskazać dziesiątki osób, instytucji - od rodziców, którym byłem posłuszny jako dziecko (a i dzisiaj bywam posłuszny w licznych sprawach, choć już nie we wszystkich), szefom, prawu, dobrym obyczajom.
Wypowiadasz się na mój temat z "wiedzą" o mnie, niczym prorok. Tylko od razu widać, że jesteś fałszywym prorokiem, bo z pewnością siebie wygłaszasz tezy, którym można jawne zaprzeczenia w różnych okolicznościach. Najprostsze z nich, bo ewidencjonowalne - niedawno wymieniłem dowód osobisty, aby być posłusznym przepisom prawa, które nakazuje wymianę dowodu po 10 latach, gdy kończy się ważność poprzedniego. Kto ma wątpliwości, może się ze mną spotkać, a ja mu dam do wglądu mój dowód osobisty, który ma wpisaną datę (niedawną) wydania.
To, że tak łatwo Ci przychodzi wygłaszać skrajne tezy, które można w banalny sposób obalić, o czymś świadczy. Świadczy o tym, jak traktujesz dyskusję i dyskutantów - na zasadzie, że to Ty WPIERASZ, a ponieważ Z EMFAZĄ WPIERASZ, , a potem ty z Z DODATKOWYM KOMENTARZEM PERSONALNYM WPIERASZ, to wszystko tu "przejdzie", bo najwyraźniej masz zupełnie "gdzieś", czy czasem nie jest tak, że wypisujesz jawne nieprawdy, a do tego dające się dowieść jako nieprawdy. Bo ze swojej pchasz tę dyskusję nie rozumem, tylko emocjami, próbą zdominowania oponenta za pomocą samego uporu w stwierdzaniu. Już oderwałeś się zupełnie od aspektu weryfikacji, od tego, czy w prostym, neutralnym osądzie bezstronnego obserwatora nie wyjdziesz na naciągacza do swoich tez. Ciebie to najwyraźniej w ogóle nie rusza, że walniesz jakąś jawną bzdurę. Bo coś tam odpowiesz, bo z uporem znowu będziesz głosił swoje. Z zewnątrz to wygląda, jakbyś uwierzył, że skoro tak silnie możesz się upierać zawsze przy swoim, to sama jakoś i prawdziwość tezy nie ma znaczenia. Liczy się już tylko Twój upór.
I to widać, że absolutnie dominującym "silnikiem" Twojej mocy dyskusyjnej jest sam upór w generowaniu odpowiedzi z masywną zawartością i twardo głoszonych. Już merytoryka jest szczątkowa, bo samą twardością swoich wypowiedzi próbujesz być "wygranym".


Poza emocjonalnym jazgotem niewiele tu treści. Odniosę się do tej niewielkiej ilości treści, która tu jest. Podałeś przypadki jedynie wymuszonego posłuszeństwa, gdy już nie miałeś wyjścia i podporządkowałeś się prawu lub normom społecznym. Ja zaś pisałem o dobrowolnym posłuszeństwie. Takiego posłuszeństwa nie egzekwujesz zawsze wtedy gdy już nie musisz, co widać po twoim nieposłuszeństwie okazywanym Bogu i Kościołowi

Czyli jednak nie chodzi o to, że ja "nie jestem w stanie wskazać NIKOGO", komu byłbym posłuszny, lecz o tezę, którą ty za każdą odsłoną dyskusje zamierzasz modyfikować i dostosowywać do coraz to nowych zasad interpretacji, jakie sobie wymyślisz. Teraz już chodzi o to, że nagle ma być spełniony ten dodatkowy warunek "dobrowolnego" posłuszeństwa. Podejrzewam jednak, że zasady rozpoznawania owej "dobrowolności" posłuszeństwa, które zastosuje fedor, klasyfikując jakiekolwiek moje dalsze przykłady będą tak samo arbitralne, jak ów warunek "dobrowolności" (na ile w ogóle jakiekolwiek posłuszeństwo jest - mniej czy bardziej - "dobrowolne" to osobna kwestia, nawet całkiem filozoficzna...). Tak więc ten Twój wykręt z "dobrowolnością" posłuszeństwa niech zwiedzie jedynie najbardziej naiwnych. Ja tu nie zamierzam ciągnąć tej polemiki, poprzestając na stwierdzeniu okoliczności, że za pierwszym razem nie przemyślałeś, co piszesz, gdy formułowałeś zarzut, a teraz też nie zastanowiłeś się nad tym, czy dodany ad hoc przez Ciebie warunek ma jakikolwiek sens.


Nic nie jest dodane ad hoc. Jasne jest, że tylko dobrowolne posłuszeństwa jest prawdziwym posłuszeństwem i takie było omawiane. Przykłady jakie podałeś są wymuszonym posłuszeństwem i tym samym są posłuszeństwem nie są. Są przymusem

"Jasne" to się stało, gdy się zorientowałeś, że przesadziłeś z buńczucznością deklaracji.

Moje posłuszeństwo w kwestii wymiany dowodu osobistego nie było jakoś szczególnie wymuszane. Za brak dowodu grozi do 5 tys. zł grzywny, ale szansa na to, że ktoś to będzie ścigał nie jest zbyt wielka. Spokojnie mógłbym zaryzykować, gdybym miał taką potrzebę (jeszcze mnie stać na wyłożenie takiej sumy). Mogę podać inny przykład, w którym ostatnio okazałem 'posłuszeństwo" - oto na prośbę sąsiadki przywiozłem jej mamę ze szpitala samochodem. Byłem posłuszny tej prośbie, choć mogłem się wymówić pod dowolnym pretekstem. Ja nie wierzysz, to spytaj sąsiadki.
Ciekaw jestem czy to moje nowe posłuszeństwo naciągniesz też do uznania za "wymuszone", czy zastosujesz inny wykręt. :think:


Ciąg dalszy banalnych przykładów, nic nie znaczących. Nawet nie jest to przykład posłuszeństwa lecz zwykła pomoc

Skóry niewiele sprzedałeś za to "posłuszeństwo" bo żadnego posłuszeństwa tu nawet nie było. Bogu i Kościołowi posłuszny już nie jesteś bo tam twoja duma byłaby zbyt droga do sprzedania
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:28, 11 Gru 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie jesteś w stanie wskazać nikogo, komu byłbyś posłuszny.

Jestem wskazać dziesiątki osób, instytucji - od rodziców, którym byłem posłuszny jako dziecko (a i dzisiaj bywam posłuszny w licznych sprawach, choć już nie we wszystkich), szefom, prawu, dobrym obyczajom.
Wypowiadasz się na mój temat z "wiedzą" o mnie, niczym prorok. Tylko od razu widać, że jesteś fałszywym prorokiem, bo z pewnością siebie wygłaszasz tezy, którym można jawne zaprzeczenia w różnych okolicznościach. Najprostsze z nich, bo ewidencjonowalne - niedawno wymieniłem dowód osobisty, aby być posłusznym przepisom prawa, które nakazuje wymianę dowodu po 10 latach, gdy kończy się ważność poprzedniego. Kto ma wątpliwości, może się ze mną spotkać, a ja mu dam do wglądu mój dowód osobisty, który ma wpisaną datę (niedawną) wydania.
To, że tak łatwo Ci przychodzi wygłaszać skrajne tezy, które można w banalny sposób obalić, o czymś świadczy. Świadczy o tym, jak traktujesz dyskusję i dyskutantów - na zasadzie, że to Ty WPIERASZ, a ponieważ Z EMFAZĄ WPIERASZ, , a potem ty z Z DODATKOWYM KOMENTARZEM PERSONALNYM WPIERASZ, to wszystko tu "przejdzie", bo najwyraźniej masz zupełnie "gdzieś", czy czasem nie jest tak, że wypisujesz jawne nieprawdy, a do tego dające się dowieść jako nieprawdy. Bo ze swojej pchasz tę dyskusję nie rozumem, tylko emocjami, próbą zdominowania oponenta za pomocą samego uporu w stwierdzaniu. Już oderwałeś się zupełnie od aspektu weryfikacji, od tego, czy w prostym, neutralnym osądzie bezstronnego obserwatora nie wyjdziesz na naciągacza do swoich tez. Ciebie to najwyraźniej w ogóle nie rusza, że walniesz jakąś jawną bzdurę. Bo coś tam odpowiesz, bo z uporem znowu będziesz głosił swoje. Z zewnątrz to wygląda, jakbyś uwierzył, że skoro tak silnie możesz się upierać zawsze przy swoim, to sama jakoś i prawdziwość tezy nie ma znaczenia. Liczy się już tylko Twój upór.
I to widać, że absolutnie dominującym "silnikiem" Twojej mocy dyskusyjnej jest sam upór w generowaniu odpowiedzi z masywną zawartością i twardo głoszonych. Już merytoryka jest szczątkowa, bo samą twardością swoich wypowiedzi próbujesz być "wygranym".


Poza emocjonalnym jazgotem niewiele tu treści. Odniosę się do tej niewielkiej ilości treści, która tu jest. Podałeś przypadki jedynie wymuszonego posłuszeństwa, gdy już nie miałeś wyjścia i podporządkowałeś się prawu lub normom społecznym. Ja zaś pisałem o dobrowolnym posłuszeństwie. Takiego posłuszeństwa nie egzekwujesz zawsze wtedy gdy już nie musisz, co widać po twoim nieposłuszeństwie okazywanym Bogu i Kościołowi

Czyli jednak nie chodzi o to, że ja "nie jestem w stanie wskazać NIKOGO", komu byłbym posłuszny, lecz o tezę, którą ty za każdą odsłoną dyskusje zamierzasz modyfikować i dostosowywać do coraz to nowych zasad interpretacji, jakie sobie wymyślisz. Teraz już chodzi o to, że nagle ma być spełniony ten dodatkowy warunek "dobrowolnego" posłuszeństwa. Podejrzewam jednak, że zasady rozpoznawania owej "dobrowolności" posłuszeństwa, które zastosuje fedor, klasyfikując jakiekolwiek moje dalsze przykłady będą tak samo arbitralne, jak ów warunek "dobrowolności" (na ile w ogóle jakiekolwiek posłuszeństwo jest - mniej czy bardziej - "dobrowolne" to osobna kwestia, nawet całkiem filozoficzna...). Tak więc ten Twój wykręt z "dobrowolnością" posłuszeństwa niech zwiedzie jedynie najbardziej naiwnych. Ja tu nie zamierzam ciągnąć tej polemiki, poprzestając na stwierdzeniu okoliczności, że za pierwszym razem nie przemyślałeś, co piszesz, gdy formułowałeś zarzut, a teraz też nie zastanowiłeś się nad tym, czy dodany ad hoc przez Ciebie warunek ma jakikolwiek sens.


Nic nie jest dodane ad hoc. Jasne jest, że tylko dobrowolne posłuszeństwa jest prawdziwym posłuszeństwem i takie było omawiane. Przykłady jakie podałeś są wymuszonym posłuszeństwem i tym samym są posłuszeństwem nie są. Są przymusem

"Jasne" to się stało, gdy się zorientowałeś, że przesadziłeś z buńczucznością deklaracji.

Moje posłuszeństwo w kwestii wymiany dowodu osobistego nie było jakoś szczególnie wymuszane. Za brak dowodu grozi do 5 tys. zł grzywny, ale szansa na to, że ktoś to będzie ścigał nie jest zbyt wielka. Spokojnie mógłbym zaryzykować, gdybym miał taką potrzebę (jeszcze mnie stać na wyłożenie takiej sumy). Mogę podać inny przykład, w którym ostatnio okazałem 'posłuszeństwo" - oto na prośbę sąsiadki przywiozłem jej mamę ze szpitala samochodem. Byłem posłuszny tej prośbie, choć mogłem się wymówić pod dowolnym pretekstem. Ja nie wierzysz, to spytaj sąsiadki.
Ciekaw jestem czy to moje nowe posłuszeństwo naciągniesz też do uznania za "wymuszone", czy zastosujesz inny wykręt. :think:


Ciąg dalszy banalnych przykładów, nic nie znaczących. Nawet nie jest to przykład posłuszeństwa lecz zwykła pomoc

Skóry niewiele sprzedałeś za to "posłuszeństwo" bo żadnego posłuszeństwa tu nawet nie było. Bogu i Kościołowi posłuszny już nie jesteś bo tam twoja duma byłaby zbyt droga do sprzedania

Czyli jednak wybrałeś tę opcję z "innym wykrętem".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 92 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:50, 11 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie jesteś w stanie wskazać nikogo, komu byłbyś posłuszny.

Jestem wskazać dziesiątki osób, instytucji - od rodziców, którym byłem posłuszny jako dziecko (a i dzisiaj bywam posłuszny w licznych sprawach, choć już nie we wszystkich), szefom, prawu, dobrym obyczajom.
Wypowiadasz się na mój temat z "wiedzą" o mnie, niczym prorok. Tylko od razu widać, że jesteś fałszywym prorokiem, bo z pewnością siebie wygłaszasz tezy, którym można jawne zaprzeczenia w różnych okolicznościach. Najprostsze z nich, bo ewidencjonowalne - niedawno wymieniłem dowód osobisty, aby być posłusznym przepisom prawa, które nakazuje wymianę dowodu po 10 latach, gdy kończy się ważność poprzedniego. Kto ma wątpliwości, może się ze mną spotkać, a ja mu dam do wglądu mój dowód osobisty, który ma wpisaną datę (niedawną) wydania.
To, że tak łatwo Ci przychodzi wygłaszać skrajne tezy, które można w banalny sposób obalić, o czymś świadczy. Świadczy o tym, jak traktujesz dyskusję i dyskutantów - na zasadzie, że to Ty WPIERASZ, a ponieważ Z EMFAZĄ WPIERASZ, , a potem ty z Z DODATKOWYM KOMENTARZEM PERSONALNYM WPIERASZ, to wszystko tu "przejdzie", bo najwyraźniej masz zupełnie "gdzieś", czy czasem nie jest tak, że wypisujesz jawne nieprawdy, a do tego dające się dowieść jako nieprawdy. Bo ze swojej pchasz tę dyskusję nie rozumem, tylko emocjami, próbą zdominowania oponenta za pomocą samego uporu w stwierdzaniu. Już oderwałeś się zupełnie od aspektu weryfikacji, od tego, czy w prostym, neutralnym osądzie bezstronnego obserwatora nie wyjdziesz na naciągacza do swoich tez. Ciebie to najwyraźniej w ogóle nie rusza, że walniesz jakąś jawną bzdurę. Bo coś tam odpowiesz, bo z uporem znowu będziesz głosił swoje. Z zewnątrz to wygląda, jakbyś uwierzył, że skoro tak silnie możesz się upierać zawsze przy swoim, to sama jakoś i prawdziwość tezy nie ma znaczenia. Liczy się już tylko Twój upór.
I to widać, że absolutnie dominującym "silnikiem" Twojej mocy dyskusyjnej jest sam upór w generowaniu odpowiedzi z masywną zawartością i twardo głoszonych. Już merytoryka jest szczątkowa, bo samą twardością swoich wypowiedzi próbujesz być "wygranym".


Poza emocjonalnym jazgotem niewiele tu treści. Odniosę się do tej niewielkiej ilości treści, która tu jest. Podałeś przypadki jedynie wymuszonego posłuszeństwa, gdy już nie miałeś wyjścia i podporządkowałeś się prawu lub normom społecznym. Ja zaś pisałem o dobrowolnym posłuszeństwie. Takiego posłuszeństwa nie egzekwujesz zawsze wtedy gdy już nie musisz, co widać po twoim nieposłuszeństwie okazywanym Bogu i Kościołowi

Czyli jednak nie chodzi o to, że ja "nie jestem w stanie wskazać NIKOGO", komu byłbym posłuszny, lecz o tezę, którą ty za każdą odsłoną dyskusje zamierzasz modyfikować i dostosowywać do coraz to nowych zasad interpretacji, jakie sobie wymyślisz. Teraz już chodzi o to, że nagle ma być spełniony ten dodatkowy warunek "dobrowolnego" posłuszeństwa. Podejrzewam jednak, że zasady rozpoznawania owej "dobrowolności" posłuszeństwa, które zastosuje fedor, klasyfikując jakiekolwiek moje dalsze przykłady będą tak samo arbitralne, jak ów warunek "dobrowolności" (na ile w ogóle jakiekolwiek posłuszeństwo jest - mniej czy bardziej - "dobrowolne" to osobna kwestia, nawet całkiem filozoficzna...). Tak więc ten Twój wykręt z "dobrowolnością" posłuszeństwa niech zwiedzie jedynie najbardziej naiwnych. Ja tu nie zamierzam ciągnąć tej polemiki, poprzestając na stwierdzeniu okoliczności, że za pierwszym razem nie przemyślałeś, co piszesz, gdy formułowałeś zarzut, a teraz też nie zastanowiłeś się nad tym, czy dodany ad hoc przez Ciebie warunek ma jakikolwiek sens.


Nic nie jest dodane ad hoc. Jasne jest, że tylko dobrowolne posłuszeństwa jest prawdziwym posłuszeństwem i takie było omawiane. Przykłady jakie podałeś są wymuszonym posłuszeństwem i tym samym są posłuszeństwem nie są. Są przymusem

"Jasne" to się stało, gdy się zorientowałeś, że przesadziłeś z buńczucznością deklaracji.

Moje posłuszeństwo w kwestii wymiany dowodu osobistego nie było jakoś szczególnie wymuszane. Za brak dowodu grozi do 5 tys. zł grzywny, ale szansa na to, że ktoś to będzie ścigał nie jest zbyt wielka. Spokojnie mógłbym zaryzykować, gdybym miał taką potrzebę (jeszcze mnie stać na wyłożenie takiej sumy). Mogę podać inny przykład, w którym ostatnio okazałem 'posłuszeństwo" - oto na prośbę sąsiadki przywiozłem jej mamę ze szpitala samochodem. Byłem posłuszny tej prośbie, choć mogłem się wymówić pod dowolnym pretekstem. Ja nie wierzysz, to spytaj sąsiadki.
Ciekaw jestem czy to moje nowe posłuszeństwo naciągniesz też do uznania za "wymuszone", czy zastosujesz inny wykręt. :think:


Ciąg dalszy banalnych przykładów, nic nie znaczących. Nawet nie jest to przykład posłuszeństwa lecz zwykła pomoc

Skóry niewiele sprzedałeś za to "posłuszeństwo" bo żadnego posłuszeństwa tu nawet nie było. Bogu i Kościołowi posłuszny już nie jesteś bo tam twoja duma byłaby zbyt droga do sprzedania

Czyli jednak wybrałeś tę opcję z "innym wykrętem".


Wybrałem opcję z uściślaniem zagadnienia. Wykręty to już wasza specjalność


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 19:51, 11 Gru 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:26, 11 Gru 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie jesteś w stanie wskazać nikogo, komu byłbyś posłuszny.

Jestem wskazać dziesiątki osób, instytucji - od rodziców, którym byłem posłuszny jako dziecko (a i dzisiaj bywam posłuszny w licznych sprawach, choć już nie we wszystkich), szefom, prawu, dobrym obyczajom.
Wypowiadasz się na mój temat z "wiedzą" o mnie, niczym prorok. Tylko od razu widać, że jesteś fałszywym prorokiem, bo z pewnością siebie wygłaszasz tezy, którym można jawne zaprzeczenia w różnych okolicznościach. Najprostsze z nich, bo ewidencjonowalne - niedawno wymieniłem dowód osobisty, aby być posłusznym przepisom prawa, które nakazuje wymianę dowodu po 10 latach, gdy kończy się ważność poprzedniego. Kto ma wątpliwości, może się ze mną spotkać, a ja mu dam do wglądu mój dowód osobisty, który ma wpisaną datę (niedawną) wydania.
To, że tak łatwo Ci przychodzi wygłaszać skrajne tezy, które można w banalny sposób obalić, o czymś świadczy. Świadczy o tym, jak traktujesz dyskusję i dyskutantów - na zasadzie, że to Ty WPIERASZ, a ponieważ Z EMFAZĄ WPIERASZ, , a potem ty z Z DODATKOWYM KOMENTARZEM PERSONALNYM WPIERASZ, to wszystko tu "przejdzie", bo najwyraźniej masz zupełnie "gdzieś", czy czasem nie jest tak, że wypisujesz jawne nieprawdy, a do tego dające się dowieść jako nieprawdy. Bo ze swojej pchasz tę dyskusję nie rozumem, tylko emocjami, próbą zdominowania oponenta za pomocą samego uporu w stwierdzaniu. Już oderwałeś się zupełnie od aspektu weryfikacji, od tego, czy w prostym, neutralnym osądzie bezstronnego obserwatora nie wyjdziesz na naciągacza do swoich tez. Ciebie to najwyraźniej w ogóle nie rusza, że walniesz jakąś jawną bzdurę. Bo coś tam odpowiesz, bo z uporem znowu będziesz głosił swoje. Z zewnątrz to wygląda, jakbyś uwierzył, że skoro tak silnie możesz się upierać zawsze przy swoim, to sama jakoś i prawdziwość tezy nie ma znaczenia. Liczy się już tylko Twój upór.
I to widać, że absolutnie dominującym "silnikiem" Twojej mocy dyskusyjnej jest sam upór w generowaniu odpowiedzi z masywną zawartością i twardo głoszonych. Już merytoryka jest szczątkowa, bo samą twardością swoich wypowiedzi próbujesz być "wygranym".


Poza emocjonalnym jazgotem niewiele tu treści. Odniosę się do tej niewielkiej ilości treści, która tu jest. Podałeś przypadki jedynie wymuszonego posłuszeństwa, gdy już nie miałeś wyjścia i podporządkowałeś się prawu lub normom społecznym. Ja zaś pisałem o dobrowolnym posłuszeństwie. Takiego posłuszeństwa nie egzekwujesz zawsze wtedy gdy już nie musisz, co widać po twoim nieposłuszeństwie okazywanym Bogu i Kościołowi

Czyli jednak nie chodzi o to, że ja "nie jestem w stanie wskazać NIKOGO", komu byłbym posłuszny, lecz o tezę, którą ty za każdą odsłoną dyskusje zamierzasz modyfikować i dostosowywać do coraz to nowych zasad interpretacji, jakie sobie wymyślisz. Teraz już chodzi o to, że nagle ma być spełniony ten dodatkowy warunek "dobrowolnego" posłuszeństwa. Podejrzewam jednak, że zasady rozpoznawania owej "dobrowolności" posłuszeństwa, które zastosuje fedor, klasyfikując jakiekolwiek moje dalsze przykłady będą tak samo arbitralne, jak ów warunek "dobrowolności" (na ile w ogóle jakiekolwiek posłuszeństwo jest - mniej czy bardziej - "dobrowolne" to osobna kwestia, nawet całkiem filozoficzna...). Tak więc ten Twój wykręt z "dobrowolnością" posłuszeństwa niech zwiedzie jedynie najbardziej naiwnych. Ja tu nie zamierzam ciągnąć tej polemiki, poprzestając na stwierdzeniu okoliczności, że za pierwszym razem nie przemyślałeś, co piszesz, gdy formułowałeś zarzut, a teraz też nie zastanowiłeś się nad tym, czy dodany ad hoc przez Ciebie warunek ma jakikolwiek sens.


Nic nie jest dodane ad hoc. Jasne jest, że tylko dobrowolne posłuszeństwa jest prawdziwym posłuszeństwem i takie było omawiane. Przykłady jakie podałeś są wymuszonym posłuszeństwem i tym samym są posłuszeństwem nie są. Są przymusem

"Jasne" to się stało, gdy się zorientowałeś, że przesadziłeś z buńczucznością deklaracji.

Moje posłuszeństwo w kwestii wymiany dowodu osobistego nie było jakoś szczególnie wymuszane. Za brak dowodu grozi do 5 tys. zł grzywny, ale szansa na to, że ktoś to będzie ścigał nie jest zbyt wielka. Spokojnie mógłbym zaryzykować, gdybym miał taką potrzebę (jeszcze mnie stać na wyłożenie takiej sumy). Mogę podać inny przykład, w którym ostatnio okazałem 'posłuszeństwo" - oto na prośbę sąsiadki przywiozłem jej mamę ze szpitala samochodem. Byłem posłuszny tej prośbie, choć mogłem się wymówić pod dowolnym pretekstem. Ja nie wierzysz, to spytaj sąsiadki.
Ciekaw jestem czy to moje nowe posłuszeństwo naciągniesz też do uznania za "wymuszone", czy zastosujesz inny wykręt. :think:


Ciąg dalszy banalnych przykładów, nic nie znaczących. Nawet nie jest to przykład posłuszeństwa lecz zwykła pomoc

Skóry niewiele sprzedałeś za to "posłuszeństwo" bo żadnego posłuszeństwa tu nawet nie było. Bogu i Kościołowi posłuszny już nie jesteś bo tam twoja duma byłaby zbyt droga do sprzedania

Czyli jednak wybrałeś tę opcję z "innym wykrętem".


Wybrałem opcję z uściślaniem zagadnienia. Wykręty to już wasza specjalność

Tak "uściślasz", że z jednej strony nie pasuje Ci coś jako "posłuszeństwo" bo jest rzekomo "wymuszone", a z drugiej, gdy podaję odwrotnie przykład czegoś bardziej dobrowolnego (jak posłuszeństwo czyjejś prośbie), to też jest źle, bo "skóry niewiele sprzedałem". Czyli po Twojemu "posłuszeństwo" jest w jakimś bardzo wąskim zakresie na linii dobrowolność - przymus. Ty to określasz za każdym razem, więc za każdym razem to Ci (nie) podpasuje, co ma nie podpasować. Jak cała z resztą Twoja tutaj argumentacja, która pod względem życzeniowości i arbitralności traktowana spraw jest Twoich znakiem rozpoznawczym.

Wyłóżmy karty na stół - wszystkie Twoje argumenty są (albo nie są) poprawne, po prostu dlatego, że masz taki kaprys je poprawnymi uznać. To, że miałbyś czemukolwiek tu podlegać, że jakikolwiek obiektywizm miałby mieć cokolwiek "do gadania" wobec Ciebie, to akurat nie ten przypadek. Ty się nie cofasz, Ty wszystko ogłosisz, co zechcesz i "tak będzie".
Cała ta ściema z argumentacją w Twoim przypadku dawno już jest wszystkim znana. De facto jest tylko jeden master argument w Twoim argumentowaniu: że
Punkt 1: skoro fedor tak twierdzi, czyli to on ma rację.
A jeśliby się okazało, że fedor nie ma racji?...
To obowiązuje punkt 2, czyli
Punkt 2: patrz punkt 1.
Mamy tu bardzo modelowy przykład dyskutanta w 100% arbitralnego, który odnoszenia się do czegokolwiek poza swoim chciejstwem w uznawaniu może co najwyżej pozorować.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 92 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:08, 11 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie jesteś w stanie wskazać nikogo, komu byłbyś posłuszny.

Jestem wskazać dziesiątki osób, instytucji - od rodziców, którym byłem posłuszny jako dziecko (a i dzisiaj bywam posłuszny w licznych sprawach, choć już nie we wszystkich), szefom, prawu, dobrym obyczajom.
Wypowiadasz się na mój temat z "wiedzą" o mnie, niczym prorok. Tylko od razu widać, że jesteś fałszywym prorokiem, bo z pewnością siebie wygłaszasz tezy, którym można jawne zaprzeczenia w różnych okolicznościach. Najprostsze z nich, bo ewidencjonowalne - niedawno wymieniłem dowód osobisty, aby być posłusznym przepisom prawa, które nakazuje wymianę dowodu po 10 latach, gdy kończy się ważność poprzedniego. Kto ma wątpliwości, może się ze mną spotkać, a ja mu dam do wglądu mój dowód osobisty, który ma wpisaną datę (niedawną) wydania.
To, że tak łatwo Ci przychodzi wygłaszać skrajne tezy, które można w banalny sposób obalić, o czymś świadczy. Świadczy o tym, jak traktujesz dyskusję i dyskutantów - na zasadzie, że to Ty WPIERASZ, a ponieważ Z EMFAZĄ WPIERASZ, , a potem ty z Z DODATKOWYM KOMENTARZEM PERSONALNYM WPIERASZ, to wszystko tu "przejdzie", bo najwyraźniej masz zupełnie "gdzieś", czy czasem nie jest tak, że wypisujesz jawne nieprawdy, a do tego dające się dowieść jako nieprawdy. Bo ze swojej pchasz tę dyskusję nie rozumem, tylko emocjami, próbą zdominowania oponenta za pomocą samego uporu w stwierdzaniu. Już oderwałeś się zupełnie od aspektu weryfikacji, od tego, czy w prostym, neutralnym osądzie bezstronnego obserwatora nie wyjdziesz na naciągacza do swoich tez. Ciebie to najwyraźniej w ogóle nie rusza, że walniesz jakąś jawną bzdurę. Bo coś tam odpowiesz, bo z uporem znowu będziesz głosił swoje. Z zewnątrz to wygląda, jakbyś uwierzył, że skoro tak silnie możesz się upierać zawsze przy swoim, to sama jakoś i prawdziwość tezy nie ma znaczenia. Liczy się już tylko Twój upór.
I to widać, że absolutnie dominującym "silnikiem" Twojej mocy dyskusyjnej jest sam upór w generowaniu odpowiedzi z masywną zawartością i twardo głoszonych. Już merytoryka jest szczątkowa, bo samą twardością swoich wypowiedzi próbujesz być "wygranym".


Poza emocjonalnym jazgotem niewiele tu treści. Odniosę się do tej niewielkiej ilości treści, która tu jest. Podałeś przypadki jedynie wymuszonego posłuszeństwa, gdy już nie miałeś wyjścia i podporządkowałeś się prawu lub normom społecznym. Ja zaś pisałem o dobrowolnym posłuszeństwie. Takiego posłuszeństwa nie egzekwujesz zawsze wtedy gdy już nie musisz, co widać po twoim nieposłuszeństwie okazywanym Bogu i Kościołowi

Czyli jednak nie chodzi o to, że ja "nie jestem w stanie wskazać NIKOGO", komu byłbym posłuszny, lecz o tezę, którą ty za każdą odsłoną dyskusje zamierzasz modyfikować i dostosowywać do coraz to nowych zasad interpretacji, jakie sobie wymyślisz. Teraz już chodzi o to, że nagle ma być spełniony ten dodatkowy warunek "dobrowolnego" posłuszeństwa. Podejrzewam jednak, że zasady rozpoznawania owej "dobrowolności" posłuszeństwa, które zastosuje fedor, klasyfikując jakiekolwiek moje dalsze przykłady będą tak samo arbitralne, jak ów warunek "dobrowolności" (na ile w ogóle jakiekolwiek posłuszeństwo jest - mniej czy bardziej - "dobrowolne" to osobna kwestia, nawet całkiem filozoficzna...). Tak więc ten Twój wykręt z "dobrowolnością" posłuszeństwa niech zwiedzie jedynie najbardziej naiwnych. Ja tu nie zamierzam ciągnąć tej polemiki, poprzestając na stwierdzeniu okoliczności, że za pierwszym razem nie przemyślałeś, co piszesz, gdy formułowałeś zarzut, a teraz też nie zastanowiłeś się nad tym, czy dodany ad hoc przez Ciebie warunek ma jakikolwiek sens.


Nic nie jest dodane ad hoc. Jasne jest, że tylko dobrowolne posłuszeństwa jest prawdziwym posłuszeństwem i takie było omawiane. Przykłady jakie podałeś są wymuszonym posłuszeństwem i tym samym są posłuszeństwem nie są. Są przymusem

"Jasne" to się stało, gdy się zorientowałeś, że przesadziłeś z buńczucznością deklaracji.

Moje posłuszeństwo w kwestii wymiany dowodu osobistego nie było jakoś szczególnie wymuszane. Za brak dowodu grozi do 5 tys. zł grzywny, ale szansa na to, że ktoś to będzie ścigał nie jest zbyt wielka. Spokojnie mógłbym zaryzykować, gdybym miał taką potrzebę (jeszcze mnie stać na wyłożenie takiej sumy). Mogę podać inny przykład, w którym ostatnio okazałem 'posłuszeństwo" - oto na prośbę sąsiadki przywiozłem jej mamę ze szpitala samochodem. Byłem posłuszny tej prośbie, choć mogłem się wymówić pod dowolnym pretekstem. Ja nie wierzysz, to spytaj sąsiadki.
Ciekaw jestem czy to moje nowe posłuszeństwo naciągniesz też do uznania za "wymuszone", czy zastosujesz inny wykręt. :think:


Ciąg dalszy banalnych przykładów, nic nie znaczących. Nawet nie jest to przykład posłuszeństwa lecz zwykła pomoc

Skóry niewiele sprzedałeś za to "posłuszeństwo" bo żadnego posłuszeństwa tu nawet nie było. Bogu i Kościołowi posłuszny już nie jesteś bo tam twoja duma byłaby zbyt droga do sprzedania

Czyli jednak wybrałeś tę opcję z "innym wykrętem".


Wybrałem opcję z uściślaniem zagadnienia. Wykręty to już wasza specjalność

Tak "uściślasz", że z jednej strony nie pasuje Ci coś jako "posłuszeństwo" bo jest rzekomo "wymuszone", a z drugiej, gdy podaję odwrotnie przykład czegoś bardziej dobrowolnego (jak posłuszeństwo czyjejś prośbie), to też jest źle, bo "skóry niewiele sprzedałem". Czyli po Twojemu "posłuszeństwo" jest w jakimś bardzo wąskim zakresie na linii dobrowolność - przymus. Ty to określasz za każdym razem, więc za każdym razem to Ci (nie) podpasuje, co ma nie podpasować. Jak cała z resztą Twoja tutaj argumentacja, która pod względem życzeniowości i arbitralności traktowana spraw jest Twoich znakiem rozpoznawczym


Nie moja wina, że przykłady jakie podałeś były jedynie atrapami posłuszeństwa. Pomoc sąsiadce to nie jest żadne "posłuszeństwo". To jednorazowy i niezobowiązujący kaprys. Dobrowolne posłuszeństwo jakiejś organizacji (jak Kościół ale niekoniecznie), osobie lub idei, długotrwałe a nie jednorazowe, jest dużo lepszym przykładem. W tej kwestii nie masz się już czym pochwalić bo twój anarchizm i twoja zbuntowana natura cię właśnie blokuje. I to jest sedno tego o czym rozmawiamy. Z natury jesteś zbyt nieposłuszny żeby być posłusznym komukolwiek

Michał Dyszyński napisał:
Wyłóżmy karty na stół - wszystkie Twoje argumenty są (albo nie są) poprawne, po prostu dlatego, że masz taki kaprys je poprawnymi uznać. To, że miałbyś czemukolwiek tu podlegać, że jakikolwiek obiektywizm miałby mieć cokolwiek "do gadania" wobec Ciebie, to akurat nie ten przypadek. Ty się nie cofasz, Ty wszystko ogłosisz, co zechcesz i "tak będzie".
Cała ta ściema z argumentacją w Twoim przypadku dawno już jest wszystkim znana. De facto jest tylko jeden master argument w Twoim argumentowaniu: że
Punkt 1: skoro fedor tak twierdzi, czyli to on ma rację.
A jeśliby się okazało, że fedor nie ma racji?...
To obowiązuje punkt 2, czyli
Punkt 2: patrz punkt 1.
Mamy tu bardzo modelowy przykład dyskutanta w 100% arbitralnego, który odnoszenia się do czegokolwiek poza swoim chciejstwem w uznawaniu może co najwyżej pozorować.


Chochoły. Warunki posłuszeństwa uściśliłem wyżej już w miarę precyzyjnie. Można wstępnie uznać, że posłuszna jest osoba, która:

1. Robi to dobrowolnie i nie jest niczym przymuszona

2. Robi to długotrwale (a nie jednorazowo)

3. Robi to z poszanowaniem zasad tego czemu jest posłuszna

4. Nie stosuje się do tych zasad wybiórczo

Takie podstawowe zasady na start. Niezbędne minimum. Oczywiście można je dalej rozwijać. Ale już tych czterech warunków nie byłbyś w stanie spełnić wobec niczego i nikogo


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 21:10, 11 Gru 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:31, 11 Gru 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Nie moja wina, że przykłady jakie podałeś były jedynie atrapami posłuszeństwa. Pomoc sąsiadce to nie jest żadne "posłuszeństwo". To jednorazowy i niezobowiązujący kaprys.

W języku polskim jak najbardziej funkcjonuje zwrot "być posłusznym czyjejś prośbie". I może to być jednorazowa prośba. To, że chcesz arbitralnie ograniczyć znaczenia w języku polskim, to Twój problem i pomysł na takie podejście. Jest jakaś grupa ludzi, których arogancja właśnie w tym się objawia, że wymagają, aby wszyscy się dostosowywali do ich ad hoc powstałych pomysłów na to, co słowa znaczyć powinny, albo nawet i nie powinny. Już bardziej odpowiedzialne są pewne gremia fachowców od języka, które wiedza, że zmienić znaczenia językowe w całej wielomilionowej społeczności to trudne zadanie. Oni, jeśli nawet jakiś pomysł na modyfikację znaczeń mają, to określają to jako "zalecenie", a nie po prostu żądają od świata: wymyśliliśmy dzisiaj, jak język od teraz będziecie traktowali! Żądamy natychmiastowej zmiany waszego rozumienia znaczeń z listy poniżej podanej!
A to są całe gremia i do tego osób uznanych za ekspertów. Ty tu sam sam jeden pouczasz, co obowiązkowo "posłuszeństwem" ma być, a co nie. Bo tak sobie to uznałeś. Bo u Ciebie i tak przecież liczy się wyłącznie to, co sobie tam uznasz. Bo przecież na nic się nie musisz oglądać... Bo taki twardy jesteś! :brawo:

fedor napisał:
Chochoły. Warunki posłuszeństwa uściśliłem wyżej już w miarę precyzyjnie. Można wstępnie uznać, że posłuszna jest osoba, która:

1. Robi to dobrowolnie i nie jest niczym przymuszona

2. Robi to długotrwale (a nie jednorazowo)

3. Robi to z poszanowaniem zasad tego czemu jest posłuszna

4. Nie stosuje się do tych zasad wybiórczo

Takie podstawowe zasady na start. Niezbędne minimum. Oczywiście można je dalej rozwijać. Ale już tych czterech warunków nie byłbyś w stanie spełnić wobec niczego i nikogo

A tu mamy dalszy przykład arbitralnej - 4 punktowej - nowej definicji posłuszeństwa made in fedor. Niech się wszyscy nauczą i zastosują...

Sorry. Ale ja tego nie kupuję.
Dla mnie dalej "posłuszeństwem" będzie zrobienie czegoś pod wpływem np. jednorazowej prośby. Do tego stopień dobrowolności nie będzie mi anulował tej idei posłuszeństwa, a co najwyżej dodatkowym przymiotnikiem mogę nazwać różne rodzaj posłuszeństwa: "posłuszeństwo bardziej dobrowolne", "posłuszeństwo wymuszone". Dalej zamierzam rozumieć i stosować, jako zrozumiałą i poprawną frazę językową "wymusić posłuszeństwo".
Ale zawsze możesz zgłosić tę swoją reformę językową do językoznawców. Może ci uznają, że język trzeba zmodyfikować na Twój wzór. Powodzenia...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 92 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:57, 11 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie moja wina, że przykłady jakie podałeś były jedynie atrapami posłuszeństwa. Pomoc sąsiadce to nie jest żadne "posłuszeństwo". To jednorazowy i niezobowiązujący kaprys.

W języku polskim jak najbardziej funkcjonuje zwrot "być posłusznym czyjejś prośbie". I może to być jednorazowa prośba. To, że chcesz arbitralnie ograniczyć znaczenia w języku polskim, to Twój problem i pomysł na takie podejście. Jest jakaś grupa ludzi, których arogancja właśnie w tym się objawia, że wymagają, aby wszyscy się dostosowywali do ich ad hoc powstałych pomysłów na to, co słowa znaczyć powinny, albo nawet i nie powinny. Już bardziej odpowiedzialne są pewne gremia fachowców od języka, które wiedza, że zmienić znaczenia językowe w całej wielomilionowej społeczności to trudne zadanie. Oni, jeśli nawet jakiś pomysł na modyfikację znaczeń mają, to określają to jako "zalecenie", a nie po prostu żądają od świata: wymyśliliśmy dzisiaj, jak język od teraz będziecie traktowali! Żądamy natychmiastowej zmiany waszego rozumienia znaczeń z listy poniżej podanej!
A to są całe gremia i do tego osób uznanych za ekspertów. Ty tu sam sam jeden pouczasz, co obowiązkowo "posłuszeństwem" ma być, a co nie. Bo tak sobie to uznałeś. Bo u Ciebie i tak przecież liczy się wyłącznie to, co sobie tam uznasz. Bo przecież na nic się nie musisz oglądać... Bo taki twardy jesteś! :brawo:


Arbitralne to jest twoje powoływanie się na język jako na regułę. Jeśli jedyne "posłuszeństwo" na jakie cię stać to jednorazowa pomoc sąsiadce, to mówi to wszystko o twoich możliwościach bycia "posłusznym". W tej sytuacji potwierdza się moja teza, że z natury jesteś zbuntowanym anarchistą. Dlatego właśnie nie jesteś w stanie zdzierżyć choćby samej myśli o tym, że mógłbyś być posłuszny nawet Bogu, a co dopiero Kościołowi

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Chochoły. Warunki posłuszeństwa uściśliłem wyżej już w miarę precyzyjnie. Można wstępnie uznać, że posłuszna jest osoba, która:

1. Robi to dobrowolnie i nie jest niczym przymuszona

2. Robi to długotrwale (a nie jednorazowo)

3. Robi to z poszanowaniem zasad tego czemu jest posłuszna

4. Nie stosuje się do tych zasad wybiórczo

Takie podstawowe zasady na start. Niezbędne minimum. Oczywiście można je dalej rozwijać. Ale już tych czterech warunków nie byłbyś w stanie spełnić wobec niczego i nikogo

A tu mamy dalszy przykład arbitralnej - 4 punktowej - nowej definicji posłuszeństwa made in fedor. Niech się wszyscy nauczą i zastosują...

Sorry. Ale ja tego nie kupuję.
Dla mnie dalej "posłuszeństwem" będzie zrobienie czegoś pod wpływem np. jednorazowej prośby. Do tego stopień dobrowolności nie będzie mi anulował tej idei posłuszeństwa, a co najwyżej dodatkowym przymiotnikiem mogę nazwać różne rodzaj posłuszeństwa: "posłuszeństwo bardziej dobrowolne", "posłuszeństwo wymuszone". Dalej zamierzam rozumieć i stosować, jako zrozumiałą i poprawną frazę językową "wymusić posłuszeństwo".
Ale zawsze możesz zgłosić tę swoją reformę językową do językoznawców. Może ci uznają, że język trzeba zmodyfikować na Twój wzór. Powodzenia...


Czyli tak jak wyżej. Jedyne "posłuszeństwo" na jakie cię stać to jednorazowa pomoc sąsiadce. I to by było wszystko na co cię stać. Jesteś zbuntowanym anarchistą i wystarczyła krótka dyskusja aby to wyszło na wierzch


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 22:44, 11 Gru 2023, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:19, 11 Gru 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie moja wina, że przykłady jakie podałeś były jedynie atrapami posłuszeństwa. Pomoc sąsiadce to nie jest żadne "posłuszeństwo". To jednorazowy i niezobowiązujący kaprys.

W języku polskim jak najbardziej funkcjonuje zwrot "być posłusznym czyjejś prośbie". I może to być jednorazowa prośba. To, że chcesz arbitralnie ograniczyć znaczenia w języku polskim, to Twój problem i pomysł na takie podejście. Jest jakaś grupa ludzi, których arogancja właśnie w tym się objawia, że wymagają, aby wszyscy się dostosowywali do ich ad hoc powstałych pomysłów na to, co słowa znaczyć powinny, albo nawet i nie powinny. Już bardziej odpowiedzialne są pewne gremia fachowców od języka, które wiedza, że zmienić znaczenia językowe w całej wielomilionowej społeczności to trudne zadanie. Oni, jeśli nawet jakiś pomysł na modyfikację znaczeń mają, to określają to jako "zalecenie", a nie po prostu żądają od świata: wymyśliliśmy dzisiaj, jak język od teraz będziecie traktowali! Żądamy natychmiastowej zmiany waszego rozumienia znaczeń z listy poniżej podanej!
A to są całe gremia i do tego osób uznanych za ekspertów. Ty tu sam sam jeden pouczasz, co obowiązkowo "posłuszeństwem" ma być, a co nie. Bo tak sobie to uznałeś. Bo u Ciebie i tak przecież liczy się wyłącznie to, co sobie tam uznasz. Bo przecież na nic się nie musisz oglądać... Bo taki twardy jesteś! :brawo:


Arbitralne to jest twoje powoływanie się na język jako na regułę. Jeśli jedyne "posłuszeństwo" na jakie cię stać to jednorazowa pomoc sąsiadce, to mówi to wszystko o twoich możliwościach bycia "posłusznym". W tej sytuacji potwierdza się moja teza, że z natury jesteś zbuntowanym anarchistą. Dlatego właśnie nie jesteś w stanie zdzierżyć choćby samej myśli o tym, że mógłbyś być posłuszny nawet Bogu, a co dopiero Kościołowi

Spieszę donieść, że nie jest "jedyny", a tylko przykładowy przypadek mojego posłuszeństwa. Jest setki innych przykładów - np. na skrzyżowaniach czekam zwykle na zmianę świateł i nie przechodzę na czerwonym, tylko na zielonym, będąc tak "posłusznym" przepisom ruchu drogowego. Choć... jak widzę, że nic nie jedzie, a skrzyżowanie jest puste, to potrafię przejść na czerwonym - wtedy jestem "nieposłuszny" ww. przepisom. Choć są to rzadkie przypadki. Więc poprzednik implikacji (jedyność tej sytuacji) po tym "jeśli" jest fałszywy. Budując na nim dalej swoje rozumowanie wychodzi Ci to, co widać.

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Chochoły. Warunki posłuszeństwa uściśliłem wyżej już w miarę precyzyjnie. Można wstępnie uznać, że posłuszna jest osoba, która:

1. Robi to dobrowolnie i nie jest niczym przymuszona

2. Robi to długotrwale (a nie jednorazowo)

3. Robi to z poszanowaniem zasad tego czemu jest posłuszna

4. Nie stosuje się do tych zasad wybiórczo

Takie podstawowe zasady na start. Niezbędne minimum. Oczywiście można je dalej rozwijać. Ale już tych czterech warunków nie byłbyś w stanie spełnić wobec niczego i nikogo

A tu mamy dalszy przykład arbitralnej - 4 punktowej - nowej definicji posłuszeństwa made in fedor. Niech się wszyscy nauczą i zastosują...

Sorry. Ale ja tego nie kupuję.
Dla mnie dalej "posłuszeństwem" będzie zrobienie czegoś pod wpływem np. jednorazowej prośby. Do tego stopień dobrowolności nie będzie mi anulował tej idei posłuszeństwa, a co najwyżej dodatkowym przymiotnikiem mogę nazwać różne rodzaj posłuszeństwa: "posłuszeństwo bardziej dobrowolne", "posłuszeństwo wymuszone". Dalej zamierzam rozumieć i stosować, jako zrozumiałą i poprawną frazę językową "wymusić posłuszeństwo".
Ale zawsze możesz zgłosić tę swoją reformę językową do językoznawców. Może ci uznają, że język trzeba zmodyfikować na Twój wzór. Powodzenia...


Czyli tak jak wyżej. Jedyne "posłuszeństwo" na jakie cię stać to jednorazowa pomoc sąsiadce. I to by było wszystko na co cię stać. Jesteś zbuntowanym anarchistą i wystarczyła krótka dyskusja aby to wyszło na wierzch

Nawet gdyby tak było, że ja jestem anarchistą, czy innym ...istą, to dalej w mocy są moje uwagi dotyczące integryzmu. A czy miałeś podstawy mnie tu anarchistą nazywać, wnioskując z faktu, że napisałem o pomaganiu sąsiadce...
... niech tę Twoją "logikę" wnioskowania ocenią postronni obserwatorzy. :) Ja tego już więcej nie skomentuję, bo ona sama wydaje mi się na tyle wymowna, że nic więcej z mojej strony nie jest potrzebne. :rotfl:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 23:20, 11 Gru 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 92 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:30, 11 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie moja wina, że przykłady jakie podałeś były jedynie atrapami posłuszeństwa. Pomoc sąsiadce to nie jest żadne "posłuszeństwo". To jednorazowy i niezobowiązujący kaprys.

W języku polskim jak najbardziej funkcjonuje zwrot "być posłusznym czyjejś prośbie". I może to być jednorazowa prośba. To, że chcesz arbitralnie ograniczyć znaczenia w języku polskim, to Twój problem i pomysł na takie podejście. Jest jakaś grupa ludzi, których arogancja właśnie w tym się objawia, że wymagają, aby wszyscy się dostosowywali do ich ad hoc powstałych pomysłów na to, co słowa znaczyć powinny, albo nawet i nie powinny. Już bardziej odpowiedzialne są pewne gremia fachowców od języka, które wiedza, że zmienić znaczenia językowe w całej wielomilionowej społeczności to trudne zadanie. Oni, jeśli nawet jakiś pomysł na modyfikację znaczeń mają, to określają to jako "zalecenie", a nie po prostu żądają od świata: wymyśliliśmy dzisiaj, jak język od teraz będziecie traktowali! Żądamy natychmiastowej zmiany waszego rozumienia znaczeń z listy poniżej podanej!
A to są całe gremia i do tego osób uznanych za ekspertów. Ty tu sam sam jeden pouczasz, co obowiązkowo "posłuszeństwem" ma być, a co nie. Bo tak sobie to uznałeś. Bo u Ciebie i tak przecież liczy się wyłącznie to, co sobie tam uznasz. Bo przecież na nic się nie musisz oglądać... Bo taki twardy jesteś! :brawo:


Arbitralne to jest twoje powoływanie się na język jako na regułę. Jeśli jedyne "posłuszeństwo" na jakie cię stać to jednorazowa pomoc sąsiadce, to mówi to wszystko o twoich możliwościach bycia "posłusznym". W tej sytuacji potwierdza się moja teza, że z natury jesteś zbuntowanym anarchistą. Dlatego właśnie nie jesteś w stanie zdzierżyć choćby samej myśli o tym, że mógłbyś być posłuszny nawet Bogu, a co dopiero Kościołowi

Spieszę donieść, że nie jest "jedyny", a tylko przykładowy przypadek mojego posłuszeństwa. Jest setki innych przykładów - np. na skrzyżowaniach czekam zwykle na zmianę świateł i nie przechodzę na czerwonym, tylko na zielonym, będąc tak "posłusznym" przepisom ruchu drogowego. Choć... jak widzę, że nic nie jedzie, a skrzyżowanie jest puste, to potrafię przejść na czerwonym - wtedy jestem "nieposłuszny" ww. przepisom. Choć są to rzadkie przypadki. Więc poprzednik implikacji (jedyność tej sytuacji) po tym "jeśli" jest fałszywy. Budując na nim dalej swoje rozumowanie wychodzi Ci to, co widać.


Imponujące przykłady uległości. Pewnie byłyby mniej Imponujące gdyby nie możliwość mandatu

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Chochoły. Warunki posłuszeństwa uściśliłem wyżej już w miarę precyzyjnie. Można wstępnie uznać, że posłuszna jest osoba, która:

1. Robi to dobrowolnie i nie jest niczym przymuszona

2. Robi to długotrwale (a nie jednorazowo)

3. Robi to z poszanowaniem zasad tego czemu jest posłuszna

4. Nie stosuje się do tych zasad wybiórczo

Takie podstawowe zasady na start. Niezbędne minimum. Oczywiście można je dalej rozwijać. Ale już tych czterech warunków nie byłbyś w stanie spełnić wobec niczego i nikogo

A tu mamy dalszy przykład arbitralnej - 4 punktowej - nowej definicji posłuszeństwa made in fedor. Niech się wszyscy nauczą i zastosują...

Sorry. Ale ja tego nie kupuję.
Dla mnie dalej "posłuszeństwem" będzie zrobienie czegoś pod wpływem np. jednorazowej prośby. Do tego stopień dobrowolności nie będzie mi anulował tej idei posłuszeństwa, a co najwyżej dodatkowym przymiotnikiem mogę nazwać różne rodzaj posłuszeństwa: "posłuszeństwo bardziej dobrowolne", "posłuszeństwo wymuszone". Dalej zamierzam rozumieć i stosować, jako zrozumiałą i poprawną frazę językową "wymusić posłuszeństwo".
Ale zawsze możesz zgłosić tę swoją reformę językową do językoznawców. Może ci uznają, że język trzeba zmodyfikować na Twój wzór. Powodzenia...


Czyli tak jak wyżej. Jedyne "posłuszeństwo" na jakie cię stać to jednorazowa pomoc sąsiadce. I to by było wszystko na co cię stać. Jesteś zbuntowanym anarchistą i wystarczyła krótka dyskusja aby to wyszło na wierzch

Nawet gdyby tak było, że ja jestem anarchistą, czy innym ...istą, to dalej w mocy są moje uwagi dotyczące integryzmu. A czy miałeś podstawy mnie tu anarchistą nazywać, wnioskując z faktu, że napisałem o pomaganiu sąsiadce...
... niech tę Twoją "logikę" wnioskowania ocenią postronni obserwatorzy. :) Ja tego już więcej nie skomentuję, bo ona sama wydaje mi się na tyle wymowna, że nic więcej z mojej strony nie jest potrzebne. :rotfl:


Na temat "integryzmu" wygłaszałeś głównie same chochoły. Walczysz jedynie z wiatrakami w swojej głowie, niczym Don Kichot. Tak naprawdę żaden "integryzm" nie istnieje. To tylko kryptonim Kościoła, któremu nie chcesz być uległy i stąd cała ta donkiszoteria


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pon 23:41, 11 Gru 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:39, 12 Gru 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Na temat "integryzmu" wygłaszałeś głównie same chochoły. Walczysz jedynie z wiatrakami w swojej głowie, niczym Don Kichot. Tak naprawdę żaden "integryzm" nie istnieje. To tylko kryptonim Kościoła, któremu nie chcesz być uległy i stąd cała ta donkiszoteria

Mógłbym zastąpić termin "integryzm" innym określeniem. Jakie mi przychodzą do głowy:
- frakcja katolicyzmu ekstremalnie skupiona na umacnianiu władzy nad wiernymi
- religia ubezwłasnowalniająca wiernych pod pretekstem konieczności okazywania posłuszeństwa
- fundamentalizm katolicki, czczący bardziej ludzkie autorytety niż Boga
- klerykalizm skrajny, zawłaszczający sumienia wiernych
- współczesny faryzeizm
itp. ... (mogę tu podać parę innych sformułowań)
Jest ten problem, że to zawsze będzie kilka słów, które trzeba by za każdym razem wypisywać. A termin "integryzm" z grubsza sugeruje to, co pod tym hasłem można przeczytać w słownikach, więc względy wygody przeważyły, że wciąż używam słowa "integryzm", choć w istocie często rozszerzam tu jego znaczenie na coś więcej, niż tylko (za Wikipedią) "zachowawczy nurt w katolicyzmie, niechętny procesom modernizacyjnym w Europie w II poł. XIX w., mający na celu obronę tradycyjnej dogmatyki i nauczania Kościoła katolickiego. ".
Tak więc w tym wątku termin "integryzm" jest przeze mnie traktowany dość roboczo, pełni swoją rolę z braku lepszego słowa. Ale nie o nazwy mi chodzi, tylko o przyjmowane postawy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 92 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:02, 12 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Na temat "integryzmu" wygłaszałeś głównie same chochoły. Walczysz jedynie z wiatrakami w swojej głowie, niczym Don Kichot. Tak naprawdę żaden "integryzm" nie istnieje. To tylko kryptonim Kościoła, któremu nie chcesz być uległy i stąd cała ta donkiszoteria

Mógłbym zastąpić termin "integryzm" innym określeniem. Jakie mi przychodzą do głowy:
- frakcja katolicyzmu ekstremalnie skupiona na umacnianiu władzy nad wiernymi
- religia ubezwłasnowalniająca wiernych pod pretekstem konieczności okazywania posłuszeństwa
- fundamentalizm katolicki, czczący bardziej ludzkie autorytety niż Boga
- klerykalizm skrajny, zawłaszczający sumienia wiernych
- współczesny faryzeizm
itp. ... (mogę tu podać parę innych sformułowań)
Jest ten problem, że to zawsze będzie kilka słów, które trzeba by za każdym razem wypisywać. A termin "integryzm" z grubsza sugeruje to, co pod tym hasłem można przeczytać w słownikach, więc względy wygody przeważyły, że wciąż używam słowa "integryzm", choć w istocie często rozszerzam tu jego znaczenie na coś więcej, niż tylko (za Wikipedią) "zachowawczy nurt w katolicyzmie, niechętny procesom modernizacyjnym w Europie w II poł. XIX w., mający na celu obronę tradycyjnej dogmatyki i nauczania Kościoła katolickiego. ".
Tak więc w tym wątku termin "integryzm" jest przeze mnie traktowany dość roboczo, pełni swoją rolę z braku lepszego słowa. Ale nie o nazwy mi chodzi, tylko o przyjmowane postawy.


Cały problem polega na tym, że to co ty przezywasz nazwą "integryzm", to po prostu jeden i ten sam katolicyzm, a innego niż ten jeden nie ma

Nie istnieje katolicyzm, w którym można:

- olewać hierarchię kościelną

- ignorować jej istnienie

- ignorować podporządkowanie się jej

- ignorować jej orzeczenia w kwestii wiary i moralności

- ignorować jej orzeczenia co jest grzechem w sumieniu (mamy na przykład takie przykazania, które są tylko kościelne)

- ignorować jej wykładnię Biblii

Nie istnieje katolicyzm, który by na to pozwalał. A przynajmniej ten katolicyzm nic nie wie o tym, że istnieje jakiś inny katolicyzm, który by na to pozwalał. Nie istnieje wiele luzackich katolicyzmów, gdzie każdy wierzy sobie w co chce, bo jest to sprzeczne właśnie z istotą katolicyzmu. Gdyby taki katolicyzm istniał to byłby już protestantyzmem a nie katolicyzmem. I ty de facto takim protestantem jesteś, któremu się jedynie ubzdurało, że jest katolikiem. Tyle tylko, że katolicyzm nic nie wie o takim "innym katolicyzmie", który ty głosisz. Poza tobą nikt o tym nie wie. A na pewno nic nie wiedzą o tym twórcy i włodarze katolicyzmu

Przypominasz dezertera wojskowego, który kapryśnie stwierdził sobie, że w wojsku nie powinno być żadnych dowódców, którym trzeba być posłusznym, bo teraz to ów dezerter będzie definiował na czym polega wojsko. Problem polega na tym, że to nie on jest od ustalania tego czym powinno być wojsko

Tak więc to co ty przezywasz "integryzmem" i z czym walczysz jak ten Don Kichot, to w rzeczywistości katolicyzm, od którego odpadłeś. I nie ma żadnego innego katolicyzmu niż ten jeden


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Wto 13:15, 12 Gru 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:18, 12 Gru 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Nie istnieje katolicyzm, w którym można:

- olewać hierarchię kościelną

- ignorować jej istnienie

- ignorować podporządkowanie się jej

- ignorować jej orzeczenia w kwestii wiary i moralności

- ignorować jej orzeczenia co jest grzechem w sumieniu (mamy na przykład takie przykazania, które są tylko kościelne)

- ignorować jej wykładnię Biblii

Nie istnieje katolicyzm, który by na to pozwalał.

Co jest dla Ciebie ważniejsze - katolicyzm, czy zbawienie Twojej duszy?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 92 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:39, 12 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie istnieje katolicyzm, w którym można:

- olewać hierarchię kościelną

- ignorować jej istnienie

- ignorować podporządkowanie się jej

- ignorować jej orzeczenia w kwestii wiary i moralności

- ignorować jej orzeczenia co jest grzechem w sumieniu (mamy na przykład takie przykazania, które są tylko kościelne)

- ignorować jej wykładnię Biblii

Nie istnieje katolicyzm, który by na to pozwalał.

Co jest dla Ciebie ważniejsze - katolicyzm, czy zbawienie Twojej duszy?


Kościół Katolicki naucza, że tylko w nim jest pełnia środków zbawienia więc kwestia zbawienia jest tożsama z kwestią Kościoła. Ciekawe jak ty jesteś w stanie osiągnąć zbawienie skoro Kościół już odrzuciłeś
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21653
Przeczytał: 133 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:25, 12 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie istnieje katolicyzm, w którym można:

- olewać hierarchię kościelną

- ignorować jej istnienie

- ignorować podporządkowanie się jej

- ignorować jej orzeczenia w kwestii wiary i moralności

- ignorować jej orzeczenia co jest grzechem w sumieniu (mamy na przykład takie przykazania, które są tylko kościelne)

- ignorować jej wykładnię Biblii

Nie istnieje katolicyzm, który by na to pozwalał.

Co jest dla Ciebie ważniejsze - katolicyzm, czy zbawienie Twojej duszy?


Fedor ma rację. TWOJE zbawienie stoi pod baaardzo dużym znakiem zapytania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31369
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:29, 12 Gru 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie istnieje katolicyzm, w którym można:

- olewać hierarchię kościelną

- ignorować jej istnienie

- ignorować podporządkowanie się jej

- ignorować jej orzeczenia w kwestii wiary i moralności

- ignorować jej orzeczenia co jest grzechem w sumieniu (mamy na przykład takie przykazania, które są tylko kościelne)

- ignorować jej wykładnię Biblii

Nie istnieje katolicyzm, który by na to pozwalał.

Co jest dla Ciebie ważniejsze - katolicyzm, czy zbawienie Twojej duszy?


Kościół Katolicki naucza, że tylko w nim jest pełnia środków zbawienia więc kwestia zbawienia jest tożsama z kwestią Kościoła.

Czyli skoro tak Kościół Katolicki naucza, to dla Ciebie zbawienie duszy jest sprawą, której nie warto jest rozważać?...

fedor napisał:
Ciekawe jak ty jesteś w stanie osiągnąć zbawienie skoro Kościół już odrzuciłeś

Ja Kościoła nie odrzuciłem, tylko mam go w takiej szufladce umysłu, która nie generuje mi sprzeczności z resztą rozumowania i odczuwania. Przyjmuję te sugestie Kościoła, które jestem w stanie przyjąć SZCZERZE I UCZCIWIE. Nie udaję zaś, że jak czegoś kompletnie nie rozumiem, o co mogłoby tam chodzić, to w to "wierzę" (bo to jest sprzeczność pojęciowa sama w sobie), albo że jakkolwiek inaczej mogę myśleć poza swoim umysłem.

Ja myślę umysłem - nie oszukuję się, że umiem myśleć, odczuwać, nawet tworzyć deklaracje uległości czymkolwiek innym, niż ten umysł. Akceptuję coś (co by to nie było, od akceptowania rozpoznań zmysłów, do rozpoznania doktryn) też SWOIM UMYSŁEM. Udawanie, że jest inaczej, traktuję jako zakłamanie. A kłamstwa nie toleruję pryncypialnie. Nawet gdybym miał zostać pozbawiony wszelkich powiązań społecznych, nawet gdybym miał zanegować identyfikację społeczną ze wszystkimi grupami i władzami tego świata, to kłamał przed sobą nie będę. Takie jest moje pryncypium.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 92 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:54, 12 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Nie istnieje katolicyzm, w którym można:

- olewać hierarchię kościelną

- ignorować jej istnienie

- ignorować podporządkowanie się jej

- ignorować jej orzeczenia w kwestii wiary i moralności

- ignorować jej orzeczenia co jest grzechem w sumieniu (mamy na przykład takie przykazania, które są tylko kościelne)

- ignorować jej wykładnię Biblii

Nie istnieje katolicyzm, który by na to pozwalał.

Co jest dla Ciebie ważniejsze - katolicyzm, czy zbawienie Twojej duszy?


Kościół Katolicki naucza, że tylko w nim jest pełnia środków zbawienia więc kwestia zbawienia jest tożsama z kwestią Kościoła.

Czyli skoro tak Kościół Katolicki naucza, to dla Ciebie zbawienie duszy jest sprawą, której nie warto jest rozważać?...


Jedno z drugiego tu nie wynika

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Ciekawe jak ty jesteś w stanie osiągnąć zbawienie skoro Kościół już odrzuciłeś

Ja Kościoła nie odrzuciłem, tylko mam go w takiej szufladce umysłu, która nie generuje mi sprzeczności z resztą rozumowania i odczuwania. Przyjmuję te sugestie Kościoła, które jestem w stanie przyjąć SZCZERZE I UCZCIWIE. Nie udaję zaś, że jak czegoś kompletnie nie rozumiem, o co mogłoby tam chodzić, to w to "wierzę" (bo to jest sprzeczność pojęciowa sama w sobie), albo że jakkolwiek inaczej mogę myśleć poza swoim umysłem.

Ja myślę umysłem - nie oszukuję się, że umiem myśleć, odczuwać, nawet tworzyć deklaracje uległości czymkolwiek innym, niż ten umysł. Akceptuję coś (co by to nie było, od akceptowania rozpoznań zmysłów, do rozpoznania doktryn) też SWOIM UMYSŁEM. Udawanie, że jest inaczej, traktuję jako zakłamanie. A kłamstwa nie toleruję pryncypialnie. Nawet gdybym miał zostać pozbawiony wszelkich powiązań społecznych, nawet gdybym miał zanegować identyfikację społeczną ze wszystkimi grupami i władzami tego świata, to kłamał przed sobą nie będę. Takie jest moje pryncypium.


Czyli wróciliśmy do tego, że twoim bogiem jest rozum, a nie Bóg, który mówi do ciebie przez Kościół. Problem w tym, że ograniczony i omylny ludzki rozum jest w stosunku do tajemnic Bożych bezradny jak mrówka wobec równań Newtona. Mamy takie nie do ogarnięcia rozumem tajemnice Boże jak Trójca, transsubstancjacja, wcielenie, problem cierpienia zwierząt, umierających w cierpieniu niemowląt etcetera. W ostatecznym rozrachunku konfrontacja tegoż ubóstwionego i zarazem mocno ograniczonego rozumu z tajemnicami wiary chrześcijańskiej zawsze zakończy się na tym, że rozum naukę Kościoła odrzuci. I tak też jest u ciebie bo używasz nieadekwatnych narzędzi do nieadekwatnego celu. Zapytałem cię zresztą kiedyś o to czy naukę o Trójcy akceptujesz i sam napisałeś, że akceptujesz tylko to co rozumiesz, a nauki o Trójcy nie rozumiesz. Możesz deklarować, że Kościoła nie odrzucasz, ale w praktyce ciągle to robisz i nawet jak cytowałem ci wersety Nowego Testamentu o posłuszeństwie Kościołowi, to szukałeś tylko pretekstu żeby te teksty odrzucić. Oszukujesz samego siebie


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Wto 15:04, 12 Gru 2023, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 22, 23, 24  Następny
Strona 12 z 24

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin