Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wieczne potępienie, a wieczna kara dla potępionego...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31336
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:31, 02 Mar 2024    Temat postu: Wieczne potępienie, a wieczna kara dla potępionego...

To, że ktoś jest "wiecznie potępiony" (na zawsze potępiony) nie oznacza wcale, że kara z tego tytułu też musi być wieczna. Apokatastaza zatem może być utrzymana nawet wtedy, gdy przyjmiemy opcje wiecznego potępienia.
Osobnym pytaniem jest CO, jest (wiecznie) potępione?
- Człowiek, dusza, świadomość,
- Czyny, postawy tego człowieka.
Tak nieraz się mówi w psychologii, ale przecież podobnie można uznawać w religii.

Pewne stare swoje postawy, zachowania ja sam w sobie potępiam jako "niegodne mnie", a więc teraz, gdy to zrozumiałem, że są one właśnie niegodne, pomimo ich potępienia sam czuję się względem nich odseparowany, nawrócony.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 175 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 1:29, 03 Mar 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Pewne stare swoje postawy, zachowania ja sam w sobie potępiam jako "niegodne mnie", a więc teraz, gdy to zrozumiałem, że są one właśnie niegodne, pomimo ich potępienia sam czuję się względem nich odseparowany, nawrócony.


Zastanawiam się czy takie odseparowanie tak zwyczajnie, jest możliwe?..
No bo przecież, jednak za tymi "starymi postawami, zachowaniami" stałeś ty.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31336
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:35, 03 Mar 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Pewne stare swoje postawy, zachowania ja sam w sobie potępiam jako "niegodne mnie", a więc teraz, gdy to zrozumiałem, że są one właśnie niegodne, pomimo ich potępienia sam czuję się względem nich odseparowany, nawrócony.


Zastanawiam się czy takie odseparowanie tak zwyczajnie, jest możliwe?..
No bo przecież, jednak za tymi "starymi postawami, zachowaniami" stałeś ty.

Jeśli jest z tym problem, to wtedy właśnie może pojawić się argument, że oto z miłości dla osoby, która nie umie sobie z tym poradzić, ktoś dobrowolnie bardzo cierpiał (oczywiście Jezus). Drugim elementem pożegnania się ze swoim złem jest udzielone nam przebaczenie ze strony tych, którym zawiniliśmy. Trzecim jest świadomość, że my potrafiliśmy przebaczyć komuś, kto z kolei nam zawinił, a więc łapiemy się na ogólną "logikę przebaczania", mamy wtedy prawo uznać, iż pożegnaliśmy się ze swoimi grzechami.
Czwarte dokłada czysta logika - że ucząca się, startująca od prawie zerowej wiedzy osobowość, w warunkach dochodzenia mylnych informacji i interpretacji po prostu musi co jakiś czas pobłądzić - wskazuje na to rachunek prawdopodobieństwa.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 12:43, 03 Mar 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 175 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:19, 03 Mar 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Pewne stare swoje postawy, zachowania ja sam w sobie potępiam jako "niegodne mnie", a więc teraz, gdy to zrozumiałem, że są one właśnie niegodne, pomimo ich potępienia sam czuję się względem nich odseparowany, nawrócony.


Zastanawiam się czy takie odseparowanie tak zwyczajnie, jest możliwe?..
No bo przecież, jednak za tymi "starymi postawami, zachowaniami" stałeś ty.

Jeśli jest z tym problem, to wtedy właśnie może pojawić się argument, że oto z miłości dla osoby, która nie umie sobie z tym poradzić, ktoś dobrowolnie bardzo cierpiał (oczywiście Jezus). Drugim elementem pożegnania się ze swoim złem jest udzielone nam przebaczenie ze strony tych, którym zawiniliśmy. Trzecim jest świadomość, że my potrafiliśmy przebaczyć komuś, kto z kolei nam zawinił, a więc łapiemy się na ogólną "logikę przebaczania", mamy wtedy prawo uznać, iż pożegnaliśmy się ze swoimi grzechami.
Czwarte dokłada czysta logika - że ucząca się, startująca od prawie zerowej wiedzy osobowość, w warunkach dochodzenia mylnych informacji i interpretacji po prostu musi co jakiś czas pobłądzić - wskazuje na to rachunek prawdopodobieństwa.


Myślisz, że największym problemem po śmierci, dla człowieka będzie to, że nie będzie w stanie odseparować się od tego, co w nim złe i słabe, że tę gorszą, słabą, niską wersję siebie uzna za tę prawdziwą i ostateczną?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31336
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:24, 03 Mar 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Pewne stare swoje postawy, zachowania ja sam w sobie potępiam jako "niegodne mnie", a więc teraz, gdy to zrozumiałem, że są one właśnie niegodne, pomimo ich potępienia sam czuję się względem nich odseparowany, nawrócony.


Zastanawiam się czy takie odseparowanie tak zwyczajnie, jest możliwe?..
No bo przecież, jednak za tymi "starymi postawami, zachowaniami" stałeś ty.

Jeśli jest z tym problem, to wtedy właśnie może pojawić się argument, że oto z miłości dla osoby, która nie umie sobie z tym poradzić, ktoś dobrowolnie bardzo cierpiał (oczywiście Jezus). Drugim elementem pożegnania się ze swoim złem jest udzielone nam przebaczenie ze strony tych, którym zawiniliśmy. Trzecim jest świadomość, że my potrafiliśmy przebaczyć komuś, kto z kolei nam zawinił, a więc łapiemy się na ogólną "logikę przebaczania", mamy wtedy prawo uznać, iż pożegnaliśmy się ze swoimi grzechami.
Czwarte dokłada czysta logika - że ucząca się, startująca od prawie zerowej wiedzy osobowość, w warunkach dochodzenia mylnych informacji i interpretacji po prostu musi co jakiś czas pobłądzić - wskazuje na to rachunek prawdopodobieństwa.


Myślisz, że największym problemem po śmierci, dla człowieka będzie to, że nie będzie w stanie odseparować się od tego, co w nim złe i słabe, że tę gorszą, słabą, niską wersję siebie uzna za tę prawdziwą i ostateczną?

Słusznie myślisz.
Dlatego to toczę spór z integryzmem i fundamentalizmem, który stawia sprawę sądu na człowiekiem bardziej na płaszczyźnie widzimisię sędziego. Dla fundamentalisty kluczem do zbawienia jest w mniejszym stopniu sam człowiek, a to, "w jakim nastroju" będzie ten arbitralny Sędzia, który po prostu jak zechce, to każdego zbawi, a jak mu się ktoś nie spodoba, to sędzie "poczuje się nieskończenie obrażony" i wsadzi duszę delikwenta na wieczne męki do piekła. W fundamentalistycznej wizji zbawienia kluczowym słowem jest WŁADZA, właściwie to Bóg w tym fundamentalistycznym układzie wobec ludzkości jest osobą, która sobie testuje własne nastawienia, może kaprysy, różne stany emocjonalne - tu kluczowo ważne jest, czy się obraził, czy nie, czy mu okazano posłuszeństwo, czy nie. Bo oczywiście przecież Sędzia niczego nie musi, jest superwładcą, więc się nie zastosuje do żadnych reguł, jeśli ma taki kaprys się nie stosować. W tym układzie, gdy widzi się Sędziego jako takiego kapryśnego władcę, od którego emocji najbardziej zależy osąd i potencjalnie zbawienie, to "logiczne" jest, aby się temu władcy przypochlebiać, aby okazywać poddaństwo czy to jemu, czy może tym, których się uznaje za wyznaczonych przez niego. Wtedy to, czy ktoś jest "sam w sobie" dobry, czy zły, czy ma dobre intencje, czy potrafi kochać, odchodzi w cień, bo przecież i tak na pierwszym miejscu czynników konstruujących decyzję jest kaprys Sędziego.
Ja odrzucam tę wizję sądu na sposób fundamentalistów, bo ona realnie czyni Boga bożkiem chaosu. Jeśliby słuszna była wizja boskości realnie wyznawana przez fundamentalistów, to trzeba by wszystkie te frazy o miłości, przebaczeniu, nie łamaniu czciny nadłamanej uznać za kłamstwo. Zaś sam Bóg wtedy przestaje być dobry w jakimkolwiek zrozumiałym przez ludzi znaczeniu.
Tu ktoś może zaoponować: ale Bóg nie musi być "dobry" w zrozumiałym przez ludzi znaczeniu, bo wystarczy, że jest dobrym w tym znaczeniu, które On uznaje. Wszak jest napisane "myśli moje nie są myślami waszymi". Na to ja jednak odpowiem: jeśli kieruje jakieś słowa do ludzi, wiedząc, że zostaną i tak zrozumiane opacznie, to chyba oznaczałoby, że oszukuje tych ludzi, zwodzi ich, sugerując coś innego, niż jest w rzeczywistości. Dlatego dla mnie fundamentalistyczna wizja boskości utożsamia się z ideą boskości kłamliwej, oszukującej ludzkość. Tu ktoś powie: a kto takiemu władcy zabroni?... Jak chce oszukiwać, to może nawet i będzie oszukiwał, o tobie - marny człowieczku - nic do tego, nawet nie masz prawa tego nazwać "oszustwem", bo za to będzie kara. Ale wtedy właściwie Boga się utożsamia z cechami przypisywanymi raczej szatanowi. Ja wierzę, że to nie jest tak, iż Bóg jest tylko szatanem w przebraniu. Ale najwyraźniej do jakiejś tak grupy ludzi wizja Boga, który jest szatanem w przebraniu, który ma większość cech, które my ludzie kojarzymy z ideą zła (choć może nie używamy wprost takiego określenia do Boga, bo się boimy).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anbo




Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6064
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 17:34, 03 Mar 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Pewne stare swoje postawy, zachowania ja sam w sobie potępiam jako "niegodne mnie", a więc teraz, gdy to zrozumiałem, że są one właśnie niegodne, pomimo ich potępienia sam czuję się względem nich odseparowany, nawrócony.


Zastanawiam się czy takie odseparowanie tak zwyczajnie, jest możliwe?..
No bo przecież, jednak za tymi "starymi postawami, zachowaniami" stałeś ty.

Jeśli jest z tym problem, to wtedy właśnie może pojawić się argument, że oto z miłości dla osoby, która nie umie sobie z tym poradzić, ktoś dobrowolnie bardzo cierpiał (oczywiście Jezus). Drugim elementem pożegnania się ze swoim złem jest udzielone nam przebaczenie ze strony tych, którym zawiniliśmy. Trzecim jest świadomość, że my potrafiliśmy przebaczyć komuś, kto z kolei nam zawinił, a więc łapiemy się na ogólną "logikę przebaczania", mamy wtedy prawo uznać, iż pożegnaliśmy się ze swoimi grzechami.
Czwarte dokłada czysta logika - że ucząca się, startująca od prawie zerowej wiedzy osobowość, w warunkach dochodzenia mylnych informacji i interpretacji po prostu musi co jakiś czas pobłądzić - wskazuje na to rachunek prawdopodobieństwa.


Myślisz, że największym problemem po śmierci, dla człowieka będzie to, że nie będzie w stanie odseparować się od tego, co w nim złe i słabe, że tę gorszą, słabą, niską wersję siebie uzna za tę prawdziwą i ostateczną?


Ludzie nie grzeszą dlatego, bo myślą, że są grzeszni, gdy tak naprawdę nie są grzeszni. Grzeszą, bo są grzeszni, a tacy są, bo wyewoluowali w świecie, gdzie - obrazowo mówiąc - nadstawiający drugi policzek by nie przeżyli. Nikt nie wybrał sobie swojej natury i nie może samą chęcią spowodować jaki będzie. Różne aspekty naszej natury objawiają się (albo nie) w zależności od okoliczności, a te życie serwuje ludziom zależnie od tego kiedy i gdzie się urodzą. Większość z nas nigdy nie dowie się co w nim siedzi uśpione i się z tego cieszy, a nie smuci. "Nie daj mi Boże broń Boże skosztować tak zwanej życiowej mądrości" śpiewa Rodowicz słowami Osieckiej.
Nie widzę nic, co by wskazywało na to, że ziemskie życie robi z nami coś, co by nas uzdatniło do życia niebiańskiego i nie widzę w tej koncepcji sensu. Życie - zależnie od okoliczności - może z człowieka zrobić świętego albo zwyrodnialca. A noworodek, który umrze zaraz po narodzinach nawet nie dostanie szansy, żeby się odkryć, przemienić, zrozumieć kim jest itd.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31336
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:30, 03 Mar 2024    Temat postu:

anbo napisał:
Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Pewne stare swoje postawy, zachowania ja sam w sobie potępiam jako "niegodne mnie", a więc teraz, gdy to zrozumiałem, że są one właśnie niegodne, pomimo ich potępienia sam czuję się względem nich odseparowany, nawrócony.


Zastanawiam się czy takie odseparowanie tak zwyczajnie, jest możliwe?..
No bo przecież, jednak za tymi "starymi postawami, zachowaniami" stałeś ty.

Jeśli jest z tym problem, to wtedy właśnie może pojawić się argument, że oto z miłości dla osoby, która nie umie sobie z tym poradzić, ktoś dobrowolnie bardzo cierpiał (oczywiście Jezus). Drugim elementem pożegnania się ze swoim złem jest udzielone nam przebaczenie ze strony tych, którym zawiniliśmy. Trzecim jest świadomość, że my potrafiliśmy przebaczyć komuś, kto z kolei nam zawinił, a więc łapiemy się na ogólną "logikę przebaczania", mamy wtedy prawo uznać, iż pożegnaliśmy się ze swoimi grzechami.
Czwarte dokłada czysta logika - że ucząca się, startująca od prawie zerowej wiedzy osobowość, w warunkach dochodzenia mylnych informacji i interpretacji po prostu musi co jakiś czas pobłądzić - wskazuje na to rachunek prawdopodobieństwa.


Myślisz, że największym problemem po śmierci, dla człowieka będzie to, że nie będzie w stanie odseparować się od tego, co w nim złe i słabe, że tę gorszą, słabą, niską wersję siebie uzna za tę prawdziwą i ostateczną?


Ludzie nie grzeszą dlatego, bo myślą, że są grzeszni, gdy tak naprawdę nie są grzeszni. Grzeszą, bo są grzeszni, a tacy są, bo wyewoluowali w świecie, gdzie - obrazowo mówiąc - nadstawiający drugi policzek by nie przeżyli. Nikt nie wybrał sobie swojej natury i nie może samą chęcią spowodować jaki będzie. Różne aspekty naszej natury objawiają się (albo nie) w zależności od okoliczności, a te życie serwuje ludziom zależnie od tego kiedy i gdzie się urodzą. Większość z nas nigdy nie dowie się co w nim siedzi uśpione i się z tego cieszy, a nie smuci. "Nie daj mi Boże broń Boże skosztować tak zwanej życiowej mądrości" śpiewa Rodowicz słowami Osieckiej.
Nie widzę nic, co by wskazywało na to, że ziemskie życie robi z nami coś, co by nas uzdatniło do życia niebiańskiego i nie widzę w tej koncepcji sensu. Życie - zależnie od okoliczności - może z człowieka zrobić świętego albo zwyrodnialca. A noworodek, który umrze zaraz po narodzinach nawet nie dostanie szansy, żeby się odkryć, przemienić, zrozumieć kim jest itd.

Pozwolę sobie tylko pociągnąć kwestię, bo idealnie tu pojawiło się wejście w zagadnienie. Punktem wyjścia do tych rozważań o sądzie w znaczeniu, które ja rozumiem, jest właśnie to, co napisał anbo - człowiek, który jest dokładnie tym, czym go uczyniła ewolucja, geny, instynkty. Tym w całości i TYLKO TYM.
Dla mnie sąd zaczyna się w momencie, gdy zadamy pytanie: a dlaczego nie byłeś CZYMŚ WIĘCEJ, niż tym, co tu np. anbo wyżej wyszczególnił?...
Jest znana przypowieść o talentach, w której potępiony sługa zakopał swój talent w ziemi. Ten talent symbolizuje to wszystko, co dostaliśmy od świata, z dziedzictwa ewolucyjnego, może też z memów społecznych. Ktoś, kto niczego od siebie do tego nie dołożył, kto NIE STAŁ SIĘ KIMŚ PONAD TO, Z CZEGO WYSTARTOWAŁ jest tym potępionym, który zakopał swój talent.
I odwrotnie - ostatecznie TYM JA, który na koniec jest (narodzonym na nowo, z ducha) jest właśnie to, co PRZEKROCZYŁO wszystko to, z czego człowiek się wziął.
Czy w ogóle takie coś jest?... - to pytanie oczywiście można zasadnie zadawać.
Bo można głosić, że nikt nigdy nie wyrósł ponad to, z czego startował w życiu, nie uwolnił się z ewolucyjnego dziedzictwa. Ja wierzę, że da się - można wykroczyć poza swoje ja zadane na początek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin