Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czego od życia chcemy?

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31041
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 10:19, 30 Lip 2015    Temat postu: Czego od życia chcemy?

Chyba jednym z najbardziej budującym duchowość, zrozumienie, świadomość odkryć jest rozliczenie się z samym sobą pod kątem: czego ja właściwie od siebie i od życia chcę?
Startujemy z biologicznie nam "nadanych" pewnych pragnień - przyjemności, sukcesu w kontaktach społecznych, zaspokojeniu instynktów. Ten start jednak nie prowadzi do prostego, spójnego obrazu co będzie spełnieniem naszego jestestwa. Spełnienie różnych pragnień jest niemal zawsze wzajemnie skonfliktowane.
Weźmy najprostsze przykłady: Czego chcę? - Bogactwa.
Ale gdyby komuś dać samo bogactwo, czyli możliwość kupowania co się chce, to szybko taki wyizolowany dar się znudzi. Ileż można mieć par butów, spodni, samochodów, domów. Co z tego, że będziemy mieli sto domów, w których nie mieszkamy (często w nich nawet nie byliśmy), samochodów, którymi nie jeździmy, ubrań, których nigdy na siebie nie założymy?... Co to da nam - w sensie psychiki, poczucia spełnienia?... Zwykle niewiele, a po jakimś czasie właściwie nic. Bo bogactwo samo w sobie jest dobre, dopóki napędzane jest dodatkowymi spełnieniami - dopełnieniem tego co wcześniej było niezaspokojone, czyli np. chęcią bycia w jakichś miejscach, odczuwania jakichś przyjemności, poznania jakichś ludzi, może pogrymaszenia sobie na wszystko wokół, może błogiego lenistwa, bycia podziwianym, upragnionym przez innych ludzi. Jeśli tych dodatków nie będzie, to samo posiadanie ogromnej ilości rzeczy, których i tak nie da się wykorzystać, nie da satysfakcji. Tamte wszystkie spełnienia dają satysfakcję, dopóki czujemy jeszcze ich niespełnienie, brak. Ale najedzony do rozpuku nie poczuje przyjemności z jedzenia, wypoczęty do znudzenia nie będzie się już cieszył z oferty beztroskiego lenistwa, podziwiany od lat i bez wewnętrznego powodu po prostu zacznie lekceważyć wszystkie hołdy, które tak łatwo przychodzą. Grymasić, wywyższać się też nie da się bez granic, też ostatecznie przyjemność z tego tytułu wyblaknie.

To może chcemy jednak np. bezwarunkowego uznania ze strony innych ludzi. Pewnie jest w tym racja. Ale wyobraźmy sobie, że znowu dostajemy takie uznanie "gratis" - tzn. z racji czegoś tam (urodzenia, przymiotów ciała, czy czegokolwiek innego) wszyscy nas będą fetować i podziwiać, bez względu na to co robimy, myślimy, pragniemy. Po pewnym czasie takie darmowe uznanie nam się znudzi, przestaniemy je cenić. Zaczniemy sobie szukać czegoś, co stanowi wyzwanie. Bo znowu, uznanie samo w sobie, jeśli przyjdzie bez wysiłku, gratis, będzie stwarzało jakiś dysonans poznawczy - gdzieś w środku będziemy czuli, że jest ono kaprysem losu, a nie czymś uzasadnionym, a więc trwałym. A skoro coś jest tylko kaprysem, to mocą swojej "kapryśności" może zostać zabrane, anulowane, czy po prostu zlekceważone.

A może po prostu chcemy zaspakajać zmysły? - więc może tylko hedonizm dałby nam spełnienie?... Ano pewnie jakoś chcemy być zaspokojeni zmysłowo. Ale doświadczenie pokazuje, że praktycznie każda konsekwentna, stała droga w stronę coraz silniejszej zmysłowości kończy się ...manią, bądź ...holizmem: alkoholizmem, seksoholizmem, zakupoholizmem,narkomanią, obżeraniem się bez kontroli itd. Później ludzie, którzy popadną w niewolę nałogu coraz silniej zaczynają odczuwać jakąś nieadekwatność swojego stanu - mają skłonność do depresji, samobójstw, autoagresji. Jakoś tak jest, że nie da się utrzymać na dłuższą metę skupienia się świadomości, rozumu na prostych przyjemnościach, wyłącznie zmysłowych gratyfikacjach. Psychika każe nam ciągle szukać, ciągle domagać się wyzwań.
Może to jest jakiś atawizm, jakaś ewolucyjna zaszłość, która nakazywała zwierzętom zdobywanie doświadczeń, nie popadanie w gnuśność, bo wiedza o otoczeniu, rozwój, zapewniają lepsze szanse na przetrwanie. Więc chyba jakoś "rozsądnie" jest być niezadowolonym. Rozsądnie - od strony ewolucyjnej, ale niekoniecznie od strony naszego osobistego spełnienia, szczęścia.

Część ludzi obsesyjnie dąży do kontroli. Czy zdobycie jej jest drogą do szczęścia?...
Ja uważam, że właściwie jest wręcz przeciwnie! - Zbyt daleko idąca kontrola nad wszystkim jest właściwie piekłem, bo pozbawia nasze działania znaczenia, aspektu DARU (wynikającego m.in. z niepewności). Najbardziej wspominane momenty szczęścia w życiu zwykle właśnie są przeciwne stanowi kontroli - to raczej jakieś NIESPODZIEWANE ODKRYCIA nowych doznań, stanów świadomości. Czyli coś odwrotnego do ścisłego zarządzania i planowania - kontroli.

Oczywiście, w warunkach jakich żyjemy - powszechnych niedoborów - raczej mało kto pogardziłby bogactwem, uznaniem, przyjemnością. Tak więc daleki jestem od forsowania jakieś tezy przeciwnej, czyli np. że spełnienie zapewni człowiekowi asceza, albo zaawansowany stoicyzm. Uważam, że tak "trochę" to wszystko jest nam potrzebne. Ale jakoś tak przejściowo, tak do zapoznania się, tak aby mieć z tego impuls do refleksji. Jednak takie głębokie i trwałe szczęście, spełnienie, z tego nie urośnie.

Jaki stąd wniosek?
- Ano chyba bardzo różny. Jedni zwątpią w możliwość osiągnięcia głębokiego szczęścia w ogóle, być może pogrążając się pewnym nihilizmie, odrzuceniu w ogóle dążenia do jakichś wyższych celów, tylko życiu z dnia na dzień.
- Inni będą poszukiwać doznań mistycznych, kontaktu z Bogiem, bo tylko w ten sposób będą widzieli szansę na szczęście.
- jeszcze inni mogą wręcz popaść w depresję, zacząć gadać o "bezsensie życia".

Ja wierzę, że ROZSĄDNY SAMOŚWIADOMY UMYSŁ jest w stanie osiągnąć stan trwałego szczęścia. Trochę to próbuję ugryźć w wątku "Raj - stan idealny człowieczeństwa" (temat tylko rozgrzebany, nie skończony). Jednak jestem też przekonany (przeczuwam), że osiągnięcie takiego stanu szczęścia wymaga spełnienia przynajmniej paru dość wyśrubowanych (!) warunków. Te warunki dotyczą zrozumienia wielu różnych (czasami zdawałoby się niezwiązanych) aspektów i połączeniu wszystkiego w całość. W każdym razie chyba jakiejś prostej drogi na skróty nie ma - mamy do wyboru, albo mozolne budowanie coraz wyższych poziomów świadomości, albo brak szczęścia. :think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 10:30, 30 Lip 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:38, 30 Lip 2015    Temat postu:

Chcieć możemy czegokolwiek, wszystkiego... "Sztuka" polega na tym, by chcieć tylko tego, co jest zgodne z naturą- inaczej "chciejstwo" takie prowadzi do frustracji wyłącznie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 4:53, 11 Lis 2015    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Chcieć możemy czegokolwiek, wszystkiego... "Sztuka" polega na tym, by chcieć tylko tego, co jest zgodne z naturą- inaczej "chciejstwo" takie prowadzi do frustracji wyłącznie.
Tylko jak wiedzieć co jest zgodne z Matką Naturą zwaną u nas Gaia? Jeszcze niedawno sądzono (bez sądu), że palenie ludzi na stosie za różnice opinii jest „zgodne z Naturą”.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31041
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:40, 11 Lis 2015    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Chcieć możemy czegokolwiek, wszystkiego... "Sztuka" polega na tym, by chcieć tylko tego, co jest zgodne z naturą- inaczej "chciejstwo" takie prowadzi do frustracji wyłącznie.
Tylko jak wiedzieć co jest zgodne z Matką Naturą zwaną u nas Gaia? Jeszcze niedawno sądzono (bez sądu), że palenie ludzi na stosie za różnice opinii jest „zgodne z Naturą”.

Myślę, że Piotrowi chodzi jednak o znaczenie słowa "natura" w głębszym, czyli nie polityczno - kulturowym sensie. Ja się z Piotrem (chyba, o ile go dobrze zrozumiałem) w dużym stopniu zgadzam. Przy czym za "naturę" uważam tu niejako "logiczną" materię ludzkiego umysłu - ustalenie co jest dla tego umysłu nieprzekraczalne, co jest powiązaniem tak ważnym i niezbywalnym, że próba jego zerwania skutkowałaby kompletną dezintegracją umysłu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:59, 11 Lis 2015    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Chcieć możemy czegokolwiek, wszystkiego... "Sztuka" polega na tym, by chcieć tylko tego, co jest zgodne z naturą- inaczej "chciejstwo" takie prowadzi do frustracji wyłącznie.
Tylko jak wiedzieć co jest zgodne z Matką Naturą zwaną u nas Gaia? Jeszcze niedawno sądzono (bez sądu), że palenie ludzi na stosie za różnice opinii jest „zgodne z Naturą”.
"Sądzono"?? Natura nie sądzi- Natura działa! Czy to był naturalny proces- to spalanie "heretyków"?? Przyroda ich spalała? [Nie mam na myśli oczywiście samego procesu fizyko-chemicznego, lecz to czy ginęli w sposób naturalny.]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:02, 11 Lis 2015    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Chcieć możemy czegokolwiek, wszystkiego... "Sztuka" polega na tym, by chcieć tylko tego, co jest zgodne z naturą- inaczej "chciejstwo" takie prowadzi do frustracji wyłącznie.
Tylko jak wiedzieć co jest zgodne z Matką Naturą zwaną u nas Gaia? Jeszcze niedawno sądzono (bez sądu), że palenie ludzi na stosie za różnice opinii jest „zgodne z Naturą”.

Myślę, że Piotrowi chodzi jednak o znaczenie słowa "natura" w głębszym, czyli nie polityczno - kulturowym sensie. Ja się z Piotrem (chyba, o ile go dobrze zrozumiałem) w dużym stopniu zgadzam. Przy czym za "naturę" uważam tu niejako "logiczną" materię ludzkiego umysłu - ustalenie co jest dla tego umysłu nieprzekraczalne, co jest powiązaniem tak ważnym i niezbywalnym, że próba jego zerwania skutkowałaby kompletną dezintegracją umysłu.
No, to raczej dość odmiennie rozumiemy znaczenie wyrazu "Natura", Michale. Np. dla mnie umysł ludzki, to po prostu jeden z drobnych fragmentów Natury...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31041
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:31, 11 Lis 2015    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Chcieć możemy czegokolwiek, wszystkiego... "Sztuka" polega na tym, by chcieć tylko tego, co jest zgodne z naturą- inaczej "chciejstwo" takie prowadzi do frustracji wyłącznie.
Tylko jak wiedzieć co jest zgodne z Matką Naturą zwaną u nas Gaia? Jeszcze niedawno sądzono (bez sądu), że palenie ludzi na stosie za różnice opinii jest „zgodne z Naturą”.

Myślę, że Piotrowi chodzi jednak o znaczenie słowa "natura" w głębszym, czyli nie polityczno - kulturowym sensie. Ja się z Piotrem (chyba, o ile go dobrze zrozumiałem) w dużym stopniu zgadzam. Przy czym za "naturę" uważam tu niejako "logiczną" materię ludzkiego umysłu - ustalenie co jest dla tego umysłu nieprzekraczalne, co jest powiązaniem tak ważnym i niezbywalnym, że próba jego zerwania skutkowałaby kompletną dezintegracją umysłu.
No, to raczej dość odmiennie rozumiemy znaczenie wyrazu "Natura", Michale. Np. dla mnie umysł ludzki, to po prostu jeden z drobnych fragmentów Natury...


Ok. To mówmy o naturze w znaczeniu ogólnym i w zawężonym - w odniesieniu do umysłu. Umysł ma swoją naturę, która to natura jest - faktycznie - częścią natury wszystkiego. Co nie zmienia postaci sprawy w odniesieniu do natury umysłu.
Pozostaje oczywiście jeszcze dość ogólne pytanie: jak zdefiniować naturę (tym razem już bardziej ogólnie)?
I chyba ta moja propozycja, polegająca na powiązaniu tego pojęcia z aspektami nieprzekraczalnymi, stałymi jest chyba nie taka najgorsza. Choć może też nie jest pełna. Teraz dodałbym tutaj też takie elementy jak stały aspekt zmiany. Ale wtedy dojdziemy chyba znowu do pojęcia rozpoznawalności, które wg mnie w tym kontekście jest kluczowe. A to już dalekie rozważania...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 3:23, 12 Lis 2015    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Chcieć możemy czegokolwiek, wszystkiego... "Sztuka" polega na tym, by chcieć tylko tego, co jest zgodne z naturą- inaczej "chciejstwo" takie prowadzi do frustracji wyłącznie.
Tylko jak wiedzieć co jest zgodne z Matką Naturą zwaną u nas Gaia? Jeszcze niedawno sądzono (bez sądu), że palenie ludzi na stosie za różnice opinii jest „zgodne z Naturą”.

Myślę, że Piotrowi chodzi jednak o znaczenie słowa "natura" w głębszym, czyli nie polityczno - kulturowym sensie. Ja się z Piotrem (chyba, o ile go dobrze zrozumiałem) w dużym stopniu zgadzam. Przy czym za "naturę" uważam tu niejako "logiczną" materię ludzkiego umysłu - ustalenie co jest dla tego umysłu nieprzekraczalne, co jest powiązaniem tak ważnym i niezbywalnym, że próba jego zerwania skutkowałaby kompletną dezintegracją umysłu.

Dobrze. Tylko w tym przypadku warto użyć terminologii „natura ludźka”. Jakkolwiek, kiedy to uczynimy, ja zadam pytanie czym jest „natura ludźka”?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 3:31, 12 Lis 2015    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Dyskurs napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Chcieć możemy czegokolwiek, wszystkiego... "Sztuka" polega na tym, by chcieć tylko tego, co jest zgodne z naturą- inaczej "chciejstwo" takie prowadzi do frustracji wyłącznie.
Tylko jak wiedzieć co jest zgodne z Matką Naturą zwaną u nas Gaia? Jeszcze niedawno sądzono (bez sądu), że palenie ludzi na stosie za różnice opinii jest „zgodne z Naturą”.
"Sądzono"?? Natura nie sądzi- Natura działa! Czy to był naturalny proces- to spalanie "heretyków"?? Przyroda ich spalała? [Nie mam na myśli oczywiście samego procesu fizyko-chemicznego, lecz to czy ginęli w sposób naturalny.]
Raczej funkcjonuje na bazie Praw Uniwersalnych. Świadomość człowieka (nie chodzi mi o przytomność) jest płaszczyzną jej/jego intencji. Według Bohm (1985), w intencji wbudowane są wszystkie elementy jej rozwinięcia się. Tak więc „nieprzytomni” (terminologia liberalna) z omawianego okresu przez destruktywną indoktrynację i brak charakteru moralnego, z poziomu niskiej świadomości (około 90 Level of Consciousness - LOC, Hawkins, 2004) stawali się spójni z niskimi intencjami.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 3:46, 12 Lis 2015    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Chcieć możemy czegokolwiek, wszystkiego... "Sztuka" polega na tym, by chcieć tylko tego, co jest zgodne z naturą- inaczej "chciejstwo" takie prowadzi do frustracji wyłącznie.
Tylko jak wiedzieć co jest zgodne z Matką Naturą zwaną u nas Gaia? Jeszcze niedawno sądzono (bez sądu), że palenie ludzi na stosie za różnice opinii jest „zgodne z Naturą”.

Myślę, że Piotrowi chodzi jednak o znaczenie słowa "natura" w głębszym, czyli nie polityczno - kulturowym sensie. Ja się z Piotrem (chyba, o ile go dobrze zrozumiałem) w dużym stopniu zgadzam. Przy czym za "naturę" uważam tu niejako "logiczną" materię ludzkiego umysłu - ustalenie co jest dla tego umysłu nieprzekraczalne, co jest powiązaniem tak ważnym i niezbywalnym, że próba jego zerwania skutkowałaby kompletną dezintegracją umysłu.
No, to raczej dość odmiennie rozumiemy znaczenie wyrazu "Natura", Michale. Np. dla mnie umysł ludzki, to po prostu jeden z drobnych fragmentów Natury...
Natura nie ulega kaprysom ludźkiego ego. Umysł a mózg to dwa różne terminy. Jeśli moje oko eliminuje bodźce wzrokowe według mojej ramy referencji doświadczeń życiowych, to mój mózg przetwarza już tylko to co William Blake określa jako „when you see with, not through the eye”. Mój umysł ma nieskończone możliwości. Jakkolwiek, mój mózg przetworzy bodźce których matryca istnieje w mojej podświadomości. Kiedy do wybrzeży Ameryk przypłynęły pierwsze statki z Europy, the Medicine Man, który stał nad brzegiem nie zarejestrował ich, bo nie posiadał takiej matrycy w ramie referencji. Przez korektę percepcji wzrokowej rozpoznał nowe kształty i na poziomie świadomości kolektywnej był w stanie przekazać te dane innym. Zapach róży nie istnieje w mózgu. Istnieje w Gaia. Przez świadomość jesteśmy w stanie przywołać zapach róży (kobiety skuteczniej niż mężczyzni) a mózg stworzy w fizjologii komórkowej te same związki chemiczne jakby kobieta wąchała różę w trakcie przywoływania zapachu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 3:52, 12 Lis 2015    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Chcieć możemy czegokolwiek, wszystkiego... "Sztuka" polega na tym, by chcieć tylko tego, co jest zgodne z naturą- inaczej "chciejstwo" takie prowadzi do frustracji wyłącznie.
Tylko jak wiedzieć co jest zgodne z Matką Naturą zwaną u nas Gaia? Jeszcze niedawno sądzono (bez sądu), że palenie ludzi na stosie za różnice opinii jest „zgodne z Naturą”.

Myślę, że Piotrowi chodzi jednak o znaczenie słowa "natura" w głębszym, czyli nie polityczno - kulturowym sensie. Ja się z Piotrem (chyba, o ile go dobrze zrozumiałem) w dużym stopniu zgadzam. Przy czym za "naturę" uważam tu niejako "logiczną" materię ludzkiego umysłu - ustalenie co jest dla tego umysłu nieprzekraczalne, co jest powiązaniem tak ważnym i niezbywalnym, że próba jego zerwania skutkowałaby kompletną dezintegracją umysłu.
No, to raczej dość odmiennie rozumiemy znaczenie wyrazu "Natura", Michale. Np. dla mnie umysł ludzki, to po prostu jeden z drobnych fragmentów Natury...


Ok. To mówmy o naturze w znaczeniu ogólnym i w zawężonym - w odniesieniu do umysłu. Umysł ma swoją naturę, która to natura jest - faktycznie - częścią natury wszystkiego. Co nie zmienia postaci sprawy w odniesieniu do natury umysłu.
Pozostaje oczywiście jeszcze dość ogólne pytanie: jak zdefiniować naturę (tym razem już bardziej ogólnie)?
I chyba ta moja propozycja, polegająca na powiązaniu tego pojęcia z aspektami nieprzekraczalnymi, stałymi jest chyba nie taka najgorsza. Choć może też nie jest pełna. Teraz dodałbym tutaj też takie elementy jak stały aspekt zmiany. Ale wtedy dojdziemy chyba znowu do pojęcia rozpoznawalności, które wg mnie w tym kontekście jest kluczowe. A to już dalekie rozważania...
Stały aspekt zmiany jest na poziomie percepcji ludźkiej. Dla kota nie ma to znaczenia. Podobnie dla mnie nie mają znaczenia parametry słuchu kota, bo ich nie jestem w stanie spenetrować moim zmysłem słuchu ale nie zaprzeczę, że istnieje „rzeczywistość” możliwości odsłuchania przez kota dzwięków, które tak daleko jak zainteresowany jest mój system nerwowy i percepcja sensoryczna a nastepnie transformator/mózg nie istnieją.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31041
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:22, 18 Maj 2017    Temat postu:

Chcieć tak, aby się nie znudzić, aby spełnienie nie stało się porażką pragnień
Wytłuściłem problem, który uważam za kluczowy, a który chyba nie wystarczająco wypłynął. Jest w nim, częściowo, odpowiedź na pytanie: dlaczego jednak świadomy umysł musi się otrzeć o cierpienie?

Jest takie przysłowie, że chodzi o to, aby króliczka gonić, a nie o to, aby go złapać. To działa na poziomie różnych gier erotyczno - towarzyskich. Dla jakiejś części ludzi stały związek jest nieatrakcyjny - jak już coś zdobyte, to nie sprawia radości, satysfakcji, za to poznawanie coraz to nowych osób, próby ich zdobycia, to dopiero kręci....
Ja ten aspekt naszej psychiki (uważam, że każdy go posiada choć w różnym stopniu) uznaję za jakąś formę niedojrzałości. Dodatkowo jest to podstawowy problem w kontekście osiągania szczęścia. Jeśli ktoś jest szczęśliwy tylko zdobywając, a samo zdobycie niszczy stan szczęścia, to po pierwsze jest jakoś zafałszowany w swoich pragnieniach - oszukuje się, że to co niby bardzo chce zdobyć, rzeczywiście jest jego celem. Tymczasem to nie jest prawdziwy cel, tylko taka atrapa, bo prawdziwy cel to pogoń za atrapą. Drugi problem jest taki, że stan szczęścia obliczony na sam akt zdobywania daje krótkie spełnienie - może mamy ten kulminacyjny moment największego zdobycia, ale potem emocje szarzeją, szczęście mija.
Czy może być inaczej?
Ludzie mają różne psychiki. Niektórzy potrafią być szczęśliwi na spokojnie, nie w ferworze zdobywania, ale w cichej kontemplacji tego co jest. Czy to słabsze szczęście?...
- Trudno chyba wyrokować. Nie jest się w głowie ani tej osoby, które szczęście zawsze wiąże z czynnością zdobywania, ani w głowie tej, która przeżywa szczęście samym trwaniem, kontemplowaniem stanu, który nastał i nie musi być w nim (wyrazistej) zmiany. Może mistrzowie kontemplacji osiągają stany znacznie większego szczęścia niż najbardziej podatni na emocje zdobywcy. Może jest odwrotnie. Ale nawet jeśli ktoś inny coś tam umie, to nie mamy pewności, czy my bylibyśmy się w stanie nauczyć takiego odczuwania. Choć nie możemy tego wykluczyć!
Dlatego jako bezpieczne założenie traktuję postawę, iż możemy się nauczyć wielu nowych form odczuwania, możemy się zmieniać. Czy warto?...
- Jeśli stawką jest nasze szczęście, to chyba warto. Przy czym nie twierdzę, że trzeba pozbywać się szczęścia związanego ze zdobywaniem. Najlepiej byłoby mieć cały arsenał narzędzi do budowania szczęścia - oczywiście używanych tak, aby sobie nie będą przeczyły, czyli aby zdobywając szczęście na jeden sposób nie niszczyć drugiego szczęścia (czasem znacznie bardziej cennego).
Tu jednak jest "zadzior" jest pytanie, które stawia umysłowi nasza natura: CZY NA PEWNO CHCEMY się zmieniać, stawać innymi, niż teraz jesteśmy, niż nam to podpowiada aktualny ogląd, który JEST NAMI?...
Bo myślimy aktualnością, stanami odczuwanymi, a nie jakimiś "mirażami", których nie znamy. To jest ogólnie chyba największy problem ludzkiej psychiki w kontekście szczęścia, ale też chrześcijańskiego zbawienia. Gdyby człowiek przywiązany do SWOICH AKTUALNYCH myśli i wzorców emocjonalnych potrafił zrobić "pstryk" i przeprogramować się na nowe wzorce i odczucia, to nie byłoby problemu z tym, że jest taki, a nie inny. Po prostu to, co niewłaściwe zamienialibyśmy na to co dobre, co daje szczęście. Z jakichś powodów to nie działa.
Czy jesteśmy zbyt mocno przywiązani do tego co aktualne, co nas więzi?....
Czy brakuje nam zaufania (zaufania Bogu, który chce nas wyprowadzić z toksycznej postaci odczuwania i myślenia w taką, która jest perspektywiczna, która daje szanse na trwałe szczęście)?
Ale nawet odchodząc od konotacji religijnych, patrząc na sprawę czysto praktycznie, stawiając to podstawowe pytanie: jak być szczęśliwym?, też natrafimy na podobny problem.
Sformułujmy podstawowy problem z naszym szczęściem, powód dlaczego tak trudno jest nam zdobyć, utrzymać szczęście nawet w warunkach, gdy biologiczne potrzeby mamy zaspokojone.
1. Mamy psychikę odziedziczoną po zwierzęcych przodkach - nastawioną na konieczność walki o byt, konkurowanie w stadzie. Ta psychika będzie domagała się od nas powielenia wzorców, jakie biologia realizuje od milionów lat: zdobywaj, walcz i zwyciężaj!
2. Widać często, że program biologiczny "walcz i zwyciężaj" nie daje wielkich szans na szczęście - bo na szczycie jest tylko jeden (może aktualnie silny dominator), bo w walce są straty, bo (wbrew oszukańczym podszeptom ewolucji) życie zwycięzcy wcale nie jest usłane różami. Ale czy mamy dość wewnętrznej świadomości i mocy, aby biologiczny program odrzucić (choćby w części) i zastąpić go jakimś własnym, lepiej zoptymalizowanym na osiąganiu trwałego szczęścia?
Myślę, że niewiele ludzi w tej sytuacji na tyle "ma jaja", na tyle wierzy we własne osądy oderwane od programów biologicznych, aby odrzucić ten zewnętrzny program biologii. To jest trudne, bardzo trudne. Tym biologicznym programem myślimy, oceniamy niemal wszystko. Rodzimy się wmontowani w to, aby być jak zwierzątka - przetrwać, pożywiać się, zdobyć pozycję, wydać potomstwo. Biologia nami steruje poprzez instynkty i wbudowany system kar i nagród - jak się nie najesz, to czujesz głód, jak nie rozładujesz napięcia seksualnego, to wszystko cię wkurza, źle się czujesz, jak grupa cię odrzuca, to gotów jesteś zrobić bardzo wiele, aby walczyć o lepsze miejsce dla siebie. Biologia nas umieszcza gdzieś pomiędzy dyskomfortem deprywacji zmysłowej, uczuciowej, a stanem spełnienia, biologia daje jasny sygnał: walcz i zdobywaj, jak ci każę! Biologia jednak w istocie nie dba o nasze trwałe szczęście, dla niej jesteśmy pionkami w większej grze, ona te małe szczęścia, jakie nam podsuwa, traktuje instrumentalnie - nie dla naszej korzyści, ale dla zmuszenia nas do osiągania swoich celów, czyli realizacji programu, jaki wyewoluował przez miliony lat.
Ja jednak wierzę, że potrafiłbym nauczyć się bardziej racjonalnych sposobów odczuwania. Potrafię zmieniać samego siebie, budować nowe mechanizmy odczuwania szczęścia, a banować te, które ewidentnie nie dają długofalowych korzyści, lecz służą niewoleniu mnie, szantażowaniu, że jak czegoś nie zrobię, to będzie mi nieprzyjemnie. Oczywiście sprawa nie jest prosta - trzeba przemyśleć, do czego tak naprawdę warto dążyć, trzeba znaleźć jakieś metody na ten dyskomfort, którym nas traktuje biologia, gdy próbujemy się wyrwać z jej władzy. Trzeba będzie rozwiązać wiele - większych i mniejszych - problemów. Ale chyba warto wejść na tę ścieżkę, warto się zbuntować wobec tej niewoli, w której nas trzyma nasza zwierzęca natura. Warto się wyrwać, bo już chyba widać, że trwałego szczęścia biologia nam nie zapewni. A czy nam się uda osiągnąć owe szczęście własnymi metodami?...
- Cóż, jeśli nie spróbujemy, to się nie dowiemy... :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin