|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32972
Przeczytał: 58 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 0:40, 30 Lis 2015 Temat postu: Wiara minimum dla ateisty i niechrześcijan |
|
|
Pewien fakt chcę tu podkreślić na starcie. Aby nie było wątpliwości: jako chrześcijanin wierzę, że zbawienie człowieka następuje tylko za pośrednictwem Jezusa. Ale czym do końca jest ta wiara? - Tu chcę postawić parę, pewnie nieco nieuczesanych, pytań.
Zacznijmy od pewnym podstaw chrześcijaństwa: z pism chrześcijańskich wynika, że warunkiem niezbędnym do zbawienia jest wiara w Jezusa Chrystusa (w innym miejscu jest określenie „w Jego Imię” - a imię Jezus znaczy „Bóg zbawia”).
W tym kontekście, kto nie uwierzy, ryzykuje bardzo wiele - własne zbawienie, czyli mamy tu perspektywę wiecznych męczarni w piekle. Tu w kwestii wiary, pewnie niejednemu przypomni się słynny "zakład Pascala". Wg mnie jest on rozumowaniem, które nie wydaje się zbyt uczciwe. Pascal dowodzi, że warto wierzyć w Jezusa, bo w przeciwnym wypadku grozi potępienie, a wierząc ryzykuje się co najwyżej jakimś tam dodatkowym wysiłkiem w życiu doczesnym, czyli czymś znacznie mniej groźnym. Problem w tym, że zakład ów niekoniecznie musi dotyczyć uwierzenia w Boga – może np. ktoś postawić analogiczne rozumowanie z wiarą w jakikolwiek inny byt, czy okoliczność, jeśli tylko powiążemy je z jakąś wielką karą w przypadku odmowy wiary. Szatan (czy dowolny inny bożek) mógłby więc teoretycznie „przebić” sytuację z zakładu Pascala oferując za nieposłuszeństwo jemu jakieś jeszcze gorsze piekło, a wtedy rachunek korzyści i strat byłby na jego korzyść. Poza tym można jeszcze postawić pytanie, czy taka czysto wyrachowana wiara, bez wewnętrznego przekonania, bez głębokich uczuć w ogóle jest jeszcze wiarą, czy tylko samym wyznawaniem.
Jednak… w tym zakładzie coś jest…
Wydaje mi się, że nawet najbardziej przekonany w swoim ateizmie ateista ma jakąś tam okruszynkę wątpliwości – a nuż jednak On istnieje?… Czy nie widać tu jakiegoś minimalnej choćby szansy na wywinięcie się piekła w przypadku pomyłki w życiowym światopoglądzie?…
Tu od razu pojawia się kwestia intelektualnej uczciwości. No tak, ktoś powie, kupczenie prawdą własnych przekonań w obliczu, że może spełni się jakaś groźba wydaje się czymś wstrętnym. To trochę przypomina sytuację jak terrorystami i porywaczami – jak się złoczyńcy przekonają, że ludziska za porwanych płacą, to będzie więcej porwań i więcej terroryzmu. A jak się „ideowi terroryści” dowiedzą, że ludzie z powodu potencjalnych zagrożeń zaczynają „wierzyć”, to się za chwilę namnoży nam populacja fałszywych proroków, którzy zaczną się licytować na coraz to gorsze wizje piekła. Wszystko po to tylko, aby skuteczniej zdobyć wyznawców.
Mimo to… mimo odrzucenia samej zasady „wiary z powodu straszenia piekłem” kwestii zbawienia nie sposób jest zignorować. Skoro tak wielu ludzi to potwierdzało, skoro część z nich oddała za to życie, skoro liczni upierają się, że mają jakieś tam potwierdzenia…
Może więc dałoby się jakoś tak uwierzyć-nie uwierzyć, aby uczciwość względem swojego umysłu zachować, a przy tym dać sobie jakąś minimalną szansę na wywinięcie się spod diabelskich wideł?… Taką, ciut, ciut, minimalną, ale jednak większą niż całkowite nic.
Co ciekawe, nawet Biblia zachęca do swoistego „cwaniactwa” w zakresie zbawienia. Jest taka przypowieść, którą Jezus mówi uczniom – przypowieść o nieuczciwym zarządcy – która zawiera pochwałę dla postawy „jak trwoga, jeśli mamy do czynienia z wielkim zagrożeniem, to nawet nie do końca uczciwe (no… może nie do zera, ale wyraźnie naciągane) metody byłyby jakoś dozwolone”. Tak więc gdyby udało się ateiście zaakceptować jakąś minimalną dopuszczalną formę uwierzenia, to może – przy braku czegoś lepszego – dałoby się ją jakoś „przepchnąć” na sądzie, który jednak może po śmierci nastąpić.
W co zatem – w moim prywatnym, może naiwnym przekonaniu – mogłoby jakoś pełnić rolę „zastępczej wiary” na sądzie nad ateistą?…
- Ja tu stawiałbym na WIARĘ W PRAWDĘ, UCZCIWOŚĆ, SPRAWIEDLIWOŚĆ. Co więcej, nie wykluczałbym, że szczególnie uczciwy ateista mógłby na sądzie nad swoim życiem przebić nieuczciwego teistę. Weźmy następującą sytuację – oto w pracy szef gnębi, znęca się, krzywdzi jakiegoś pracownika. Patrzy na to dwóch kolegów – jeden jest teistą, a drugi ateistą. Obaj mogą wystąpić w obronie gnębionego, ale wtedy narażą się szefowi (być może grozi to zwolnieniem, albo innymi szykanami). Jeśli, motywowany swoim światopoglądem, teista zachowa się godnie i występując w obronie kolegi narazi się na szykany, to tenże teista potwierdzi, że NAPRAWDĘ WIERZY w co nakazują zasady chrześcijańskie, czyli POTWIERDZI SWOJĄ WIARĘ CHRZEŚCIJAŃSKĄ. A jeśli w obronie owego gnębionego wystąpi ateista? - Co on potwierdzi?
- Ano wg mnie potwierdzi swoją WIARĘ WYŻSZOŚCI UCZCIWOŚCI I DOBRA NAD WYGODĄ I KONFORMIZMEM. Czy to jest wiara w Boga? - powiemy pewnie, że nie. To „tylko” wiara w uczciwość, to „tylko” wiara w prawdę i dobro. Ale…
Ale to nie takie proste. Nie do końca proste.
Bo przeanalizujmy wewnętrzną logikę, głębszy powód, dla którego ateista, mimo zagrożenia szykanami, swoją stratą, występuje jednak w obronie kogoś krzywdzonego. Tym samym taki ateista powiada coś w stylu: WYŻEJ CENIĘ TO CO NIEMIERZALNE, NIEWIDZIALNE, NIEMATERIALNE, niż to co wynika z bezpośredniej kalkulacji. Czyli w jego przekonaniu rzeczy duchowe mają wyższą rangę, niż materialne. Ale przecież taka silna, heroiczna wiara w prawdę, uczciwość jest jakoś bardzo bliska znaczeniowo wierze w Boga – czyli w istotę ucieleśniającą ponadmaterialne wartości związane z dobrem i prawdą. Może nie mamy tutaj użycia słowa „Bóg”, nie mamy jakąś formę deklaracji względem wiary w osobową naturę dobra. Mamy bardzo wyraźne opowiedzenie się za tym, co się ceni wyżej – korzyści materialne, czy dobra duchowe.
Tu warto dodać, że jeśli teista w owej hipotetycznej sytuacji, gdzie powinien opowiedzieć się za dobrem, zachowa się konformistycznie, będzie się dalej przypochlebiał szefowi zamiast bronić szykanowanego kolegi, nie złoży swojego DOWODU WIARY W UCZCIWOŚĆ I PRAWDĘ – taki teista w dość wyrazisty sposób ZAPRZECZA WŁASNEJ WIERZE. Bo przecież z tej wiary jasno wynika, co teista powinien robić w opisanej sytuacji. I teraz dość dyskusyjną jest sprawą, co ostatecznie zostanie uznane, gdy dojdzie do sądu nad życiem – deklaracje „wierzę”, czy też jednak zachowania, postawy „zachowuję się tak, jak bym nie wierzył”. Może deklaracje zostaną uznane za czczą gadaninę, pod uwagę zostanie wzięta realna postawa, zaś „teista” zostanie ostatecznie zaliczony w poczet niewierzących.
W każdym razie, wracając do kwestii minimalnej wiary ateisty. Nie wykluczałbym sytuacji, w której ktoś uczciwy, mianujący się ateistą, ale jednak dowodzący swoim życiem wiary w wyższość wartości ponadmaterialnych w rodzaju dobro, prawda, sprawiedliwość, zostanie uznany za „właściwie to jednak wierzącego”. Dołożyłbym tu jednak taki minimalny warunek – niech się ten ateista nie zapiera tak do końca, że on nigdy przenigdy nie uwierzy w zbawienie, jakie daje Bóg, żeby nie zrobił takiej ewidentnej głupoty, że gdy oto (po śmierci) stanął przed nim żywy Zbawiciel, to on się dalej będzie zapierał. Niech przynajmniej dopuści taką ewentualność, w której tego rodzaju scenariusz zostanie uznany jako jakoś tam możliwa opcja. Bo może jakąś taką minimalną formę wiary ateista ma już za sobą, więc może sprawa nie jest tak całkiem beznadziejna.
Szczerze mówiąc, nie wiem czy to wystarczy… Nie wiem, czy wystarczy powiedzenie sobie czegoś w stylu „Boże, pewnie Cię nie ma, bo przynajmniej ja teraz nie potrafię uwierzyć w to co różni, nieraz mało wiarygodni, ludzie na temat Twojego istnienia opowiadają, ale gdybym jednak się pomylił, to nie odrzucam Twojego wsparcia, wszak w głębi serca to zawsze pragnąłem Cię pod postaciami pragnienia dobra i prawdy, a dowiodłem też tego wiele razy w życiu”.
Ale może takie coś jest jednak możliwe do przyjęcia umysłem uczciwego ateisty, a jest chyba lepsze, niż nic…
Tak bym trochę doradzał braciom ateistom. Ale oczywiście nie narzucam się z sądami.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucek
Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 3 tematy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32972
Przeczytał: 58 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 11:38, 30 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Poczytałem sobie; ciekawa dyskusja. Ale moje pierdoły wydają się poruszać inną kwestię.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucek
Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 3 tematy
|
Wysłany: Pon 11:44, 30 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Ale moje pierdoły wydają się poruszać inną kwestię. |
Obawiam się, że kwestia którą poruszasz nie ma żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Dla tego to dla mnie są "pierdoły".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32972
Przeczytał: 58 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 12:47, 30 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
lucek napisał: | Cytat: | Ale moje pierdoły wydają się poruszać inną kwestię. |
Obawiam się, że kwestia którą poruszasz nie ma żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Dla tego to dla mnie są "pierdoły". |
Mam nadzieję, że przynajmniej jakaś część pozostałych Czytelników będzie miała inne zdanie na ten temat.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|