Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32934
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 14:57, 27 Mar 2022 Temat postu: Wartość ocen ludzkich - tych stronniczych i bezstronnych |
|
|
Jestem przekonany, że w naszych genach jest zawarty jakiś rodzaj wrażliwości na to, jak nas odbierają inni ludzie. Jedni mają tę wrażliwość większą, inni mniejszą, ale prawie nie występują ludzie (z wyjątkiem oczywiście jakichś chorych w śpiączce, czy innych skrajnych patologicznych stanach), którzy by ową wrażliwość mieli na poziomie idealnie zerowym.
Tu powstaje jednak pytanie: JAKIE OCENY traktujemy jako zasadne, miarodajne na tyle, aby się nimi przejmować, a jakie raczej gotowi jesteśmy zlekceważyć?
Czynników oczywiście jest tu wiele - np. emocjonalny stosunek do oceniającego, związki rodzinne, zależności służbowe itp. Ale na razie odsuwając na bok kwestie tych dość oczywistych uwarunkowań, które pojawią się w szerokim spektrum przyczyn, chciałby poteoretyzować trochę jaki rodzaj ocen byśmy byli gotowi RACZEJ przyjąć, a jaki raczej odrzucić, niezależnie od tych konkretnych tworzonych przez życie związków ze światem.
I przynajmniej ja biorę tu pod uwagę w znaczącym stopniu SZANSE NA ZASADNOŚĆ danej opinii.
Opinie o mnie kapryśne, oparte o nieprawdziwe dane, jawnie stronnicze staram się odrzucać, albo przynajmniej świadomie umniejszać ich znaczenie. Co prawda także np. niesprawiedliwe, oparte o kłamstwa posądzenie też będą bolały, ale przynajmniej wtedy wiemy, że nasze sumienie nie obciąża nas w kontekście danego zarzutu.
Dlatego osobiście mam znacząco większe powody (co wdrażam realnie w życie) do odrzucenia krytyki wobec mnie skierowanej, jeśli widzę, iż dana osoba po prostu mnie nie lubi, czy ogólnie ma coś personalnie przeciw mnie. Jeśli ktoś nastawiony wobec mnie negatywnie wskazuje coś jako mój "błąd", to myślę sobie: ty pewnie "błędem" nazwałbyś wszystko, co mnie dotyczy, bo bardziej chcesz mi ów błąd przypisać, niż mam ku temu merytoryczne podstawy - wszak jesteś stronniczy, niesprawiedliwy.
To się wydaje dość oczywiste, ale wcale aż takie oczywiste nie jest. Bo mamy w sobie jakiś taki instynktowny, bardzo trudno kontrolowalny świadomością aspekt podatności na krytykę nawet niesprawiedliwą. W szczególności krytyka ze strony rodziców (czy innych członków rodziny) będzie bolała dzieci nawet jeśli jest jawnie niesprawiedliwa. Wiele ludzi do końca życia nie może sobie jakoś emocjonalnie poradzić z tym, ze byli w dzieciństwie źle traktowani przez mamę, czy tatę, że nie brano pod uwagę ich zdania, traktowano przedmiotowo. I nawet fakt, że to postępowanie rodziców tak obiektywnie ostatecznie ocenimy jako niesłuszne, nie zmieni tego, że owa krytyka będzie nas bolała.
To o czym tu piszę, traktuję jako istotny argument za tym, aby jednak nie oddawać emocjom całości zaufania, całości mentalnego osądu i sterowania naszej osoby.
Życie jest ciekawą szkołą poprawności osobowości. Niektórzy mają życiową strategię oddawania się swoim emocjom niemal do końca. Uważają, że emocje są dobre, że to one tworzą to co najważniejsze dla ich osoby, że powinny o wszystkim decydować. Tak można sobie uważać, jednak życie wystawia taką postawę w wielu przypadkach na bardzo ciężką próbę. Szczególnie ciekawym przypadkiem owej próby jest właśnie taka sytuacja, gdy jesteśmy w życiu niesprawiedliwe przez kogoś gnojeni, szykanowani, a szczególnie oceniani stronniczo i poniżająco. Emocje z takiej niesprawiedliwej oceny wynikające będą zawsze negatywne. Jeśli mamy tylko te emocja, bez żadnej zdolności ich rozumowej oceny, a dalej zracjonalizowania spojrzenia na sprawę, jakiegoś choćby częściowego tych emocji opanowania, to będziemy tylko cierpieć i cierpieć - bez szansy na zmniejszenie owego cierpienia, będziemy bezradni wobec krzywdziciela, który będzie mógł naszym kosztem dowartościowywać się w swoim sadyzmie bez końca. Osoba, która tylko emocjom zawierzyła, która nie posiada żadnej postaci włączenia jakiegoś czynnika dodatkowego, kontrolnego, chwytającego ten narzucony nam psychiczny ból w garść, będzie tylko ów ból musiała czuć i i czuć, tylko go procesować, tylko dawać się niszczyć i gnoić. Bez żadnej szansy na wyzwolenie się, w kompletnej bezradności i bezbronności wobec agresora...
Ktoś kto ma tylko emocje na szczycie swojej struktury mentalnej, będzie musiał się dać tym emocjom pogrążyć do cna. Bo emocje takie właśnie mają naturę, że chcą władać, że jak już zaistniały, to będą miały skłonności do pogłębiania się - szczególnie te ponawiane przez wrogie, czy choćby głupio - wredne (nawet niekoniecznie świadome wrogie) działania osób postronnych.
Patrząc na te przypadki sam sformułowałem sobie POSTULAT SAMOZACHOWAWCZY:
Nie daj się gnoić głupim i wrednym ludziom!
Po prostu to sobie postanawiam, tak chcę żyć i trwać - nie zamierzam złu, głupocie, patologii dawać nad sobą władzy. Odrzucam te próby zniszczenia mnie, gnębienia podejmowane przez psychopatów, sadystów, czy zaburzonych porąbańców maści wszalekiej. Odrzucam je "bo tak", bo tak postanowiłem", bo to uważam za słuszne, zaś gdybym postąpił inaczej, to raczej wsparłbym to zło, sam stał się zły, niż postąpiłbym właściwie.
Skoro to już sobie postanowiłem, to teraz mam podstawę (światopoglądową - bo owo postanowienie jest elementem mojego światopoglądu), aby w oparciu o to oceniać te skierowane ku mnie głosy - pochwalne, krytyczne, czy jakie tam one będą.
Odrzucając te różne postacie wpływu na mnie, próby strolowania mnie, zabawy moim kosztem, dowartościowywania się za pomocą krzywdzenia mnie, próbuję też skonstruować taką formę moich ocen tego, co ludzie mi mówią, którą z kolei GOTÓW JESTEM PRZYJĄĆ.
Co gotów jestem przyjąć? Nad jaką krytyką mnie gotów jestem się zastanowić, wziąć ją do serca?
- Pierwszym wskazaniem będzie właśnie to, czy owa krytyka nie jest motywowana samym nastawieniem krytykanta.
Jeśli ktoś mi mówi "robisz to źle", a ja wiem, że dla owej osoby żywotnym celem jest powiedzenie o mnie, że robię źle tak w ogóle, właściwie to niezależnie od merytorycznego stanu sprawy, to nie ufam takiej krytyce. Jeśli widzę wrogie nastawienie, to spodziewam się, że krytyka mnie będzie powzięta może nawet w 100% z samej chęci wyrażania głosu krytycznego, a w 0% z powodów, że rzeczywiście coś złego zrobiłem.
Krótko mówiąc - raczej nie przyjmę do siebie krytyki stronniczej. Choć jednocześnie tam, gdzie owej stronniczości zarzucić nie mogę, gotów jestem z kolei nawet nieco zmusić się do przeanalizowania głosu krytycznego, nawet wbrew niechętnym temu zmuszeniu się emocjom obronnym mojej psychiki.
Podsumowując:
Postanawiam sobie, że będę głos krytyczny (a właściwie to każdy rodzaj oceny) ze strony kogoś stronniczego traktować jako głos o niskiej wartości, a odwrotnie - głos osoby bezstronnej, nie uprzedzonej do mnie zamierzam dowartościować mentalnie, brać pod uwagę nawet gdyby było mi to w jakimś stopniu emocjonalnie niewygodne.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 14:58, 27 Mar 2022, w całości zmieniany 1 raz
|
|