Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Feminizm, gender, środowiska LGBT - czego właściwie chcą?
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31055
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:41, 06 Lis 2014    Temat postu: Feminizm, gender, środowiska LGBT - czego właściwie chcą?

Co jakiś czas środowiska feministyczno - lewicowe objawiają się w mediach, ganiąc to i owo, krytykując, generując różnego rodzaju postulaty. Oczywiście nasza współczesna lewicowa politpoprawność ogólnie jest ZA. Ale ja do końca nie rozumiem ZA CZYM?
Przykład 1 - odrębność płci. Z jednej strony ze środowisk tych płynie silny sygnał za znaczącym odróżnianiem od siebie płci - bo skoro parytety, to wiemy kogo uważamy za kobietę, a kogo za mężczyznę, bo skoro mamy słowo feminizm i mówimy o "kobietach", a nie "człowieku tak w ogóle", to znaczy, że chcemy różnicować płcie. Z drugiej jednak strony środowiska owe, jednocześnie podejmują działania w dokładnie odwrotnym kierunku - żeby tak samo ubierać dziewczynki i chłopców, żeby zawody były tak samo dostępne/obsadzane przez obie płcie, żeby nie czynić różnic w wychowaniu dzieci, żeby nawet wybierać sobie płeć - nawet niezgodną z płcią biologiczną - jesli tylko ktoś poczuje taką wenę.
To właściwie jak ta lewica chce - różnicować się płciowo, czy też odwrotnie - zamazywać owe różnice?
Przykład 2. Problem sportu, a płeć. Do tej pory było jasne, że mamy konkurencje sportowe kobiece i męskie. Z przyczyn biologicznych tkanka mięśniowa mężczyzn jest zwykle lepiej rozwinięta, niż kobiet. Dopóki klasyfikacja do płci (konkurencji sportowej) odbywała się wg tego co biologicznie pierwotne, czyli nie modyfikowane farmakologią, albo zabiegami chirurgicznymi, dopóty ten podział jakoś tam był względnie uczciwy. Ale od czasu gdy nastał paradygmat, że płeć każdy może sobie wybrać, bo się taki "poczuł", bo się z nią identyfikuje, pojawił się problem sportsmenek, które przez sporą część życia funkcjonowały jako mężczyźni, pakowały swoja muskulaturę naturalnym testosteronem, a potem nagle, na jakimś etapie zamieniają się w pełnoprawne (! bo przecież nie wolno tutaj nic powiedzieć na nie...) kobiety. I jak tu teraz zrównywać ich wyniki w sporcie? Czy to na pewno jest fair, względem tych kobiet, które nie miały owego dodatkowego wspomagania biologicznego na wcześniejszym etapie życia?...
Problem 3 identyfikacja. Ze zmianą płci wiąże się sporo ciekawych dylematów prawnych. Oto ktoś popełnił przestępstwo, a potem zmienił płeć (bo facet wreszcie uznał, że czuje się kobietą). Przed sądem staje już inna osoba - w każdym razie znacząco inna, niż sprawca. Oto terrorysta po zmianie płci (nazwiska też) jest identyfikowany w paszporcie (zupełnie legalnie) jako kompletnie inna osoba. Z dużym prawdopodobieństwem system bezpieczeństwa zwariuje. Czy zmiana płci na życzenie - jeśli miałaby być prawem człowieka nie wymaga istnienia kontrprawa: możliwości dowiedzenia się, czy dana osoba spełnia czyjeś oczekiwania jako partnera życiowego?
Bo prawo do ukrywania zmiany płci jest jakoś tak dla zwolenników transgener oczywista. Ale czy nie równie oczywiste jest prawo do prawdy, to poznawania stanu faktycznego. Bo ja osobiście bardzo chciałbym wiedzieć, czy poznana przeze mnie partnerka jest kobietą również w tym znaczeniu, że biologia wyposażyła ją w naturalną zdolność do urodzenia mi potomstwa... Nie mam tego prawa? Dlaczego jedni mieliby mieć jakieś prawo (do ukrywania jakichś faktów), a inni nie mają prawa do wiedzy o czymś? Czy to na pewno uczciwe?...
Ktoś powie - ale dla kogoś kto tak bardzo chce się czuć tą zmienioną płcią traumą mogłoby być, przyznawanie się do wcześniejszej przynależności. Ale czy ktoś dba o traumę ludzi, którzy zwiążą swoją nadzieję posiadania potomstwa i założenia pełnej rodziny z kimś, kto - co od razu wiadomo - nie jest do tego zdolny?... Trauma przeciw traumie. Dlaczego jedna trauma ma być większa od drugiej?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SEKS




Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 1:24, 17 Lis 2014    Temat postu:

Manie seksualne jako wyrosłe z seksu mają olbrzymią siłę oddziaływania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 20:47, 14 Sty 2015    Temat postu:

Panie Dyszyński

odnośnie przykładu 1
To o czym Pan pisze świadczy tylko o różnobarwności lewicy. Nie ma monolitu. Są różne odnogi, które jednak łączy wspólna intencja – promocja równości płci.

Dam na to dobry przykład – prostytucja. Część środowisk feministycznych jest za legalizacja prostytucji, podkreślając tutaj prawo kobiety do decydowania o swoim ciele. Druga część jest wręcz za zakazem, uważając, że to zjawisko uprzedmiotawia kobiety i podkreślając jednocześnie fakt, że ten wybór prostytuowania się wcale nie jest taki dobrowolny. Najczęściej jest bowiem (jak się uważa) podyktowany trudną sytuacja życiową kobiety, która postanawia taką drogę sobie obrać.

Tak samo jest ze wspomnianymi przez Pana parytetami: ile feministek, tyle zdań na temat parytetów. Jedne nie potrzebują (jak twierdzą) wspomagaczy, co same sobie dadzą radę, inne uważają, że te wspomagacze to nie są żadne wspomagacze, tylko przysłowiowa buda dla psa – sztucznie się kobiety trzymało przez wieki z dala od życia publicznego, więc sztucznie trzeba je tam wprowadzić.

Co do pojęcia feminizmu, w żaden sposób nie wskazuje ono na podejście pro-różnicujące. Jeśli chcemy równości, a widzimy, że na jej drodze stoi dyskryminacja którejś płci, to naturalnie tę osłabioną płeć będziemy wspierać, tak długo, aż sytuacja się wyrówna.

Odnośnie przykładu 3
Jeśli Pan chce się wiedzieć, czy partnerka jest zdolna do rozrodu, wystarczy się jej o to zapytać. A najpierw upewnić się, czy jest w ogóle chętna do rozrodu, bo nie należy tego brać za pewnik. Poza tym nie sądzę, by w zdrowej relacji partnerskiej, któraś ze stron ukrywałaby tak ważny fakt przed ukochanym/ą. To prawo ma chronić przed niebezpiecznym rozszerzaniem kręgu wtajemniczonych.

I taka ogólna refleksja: ton Pańskiej wypowiedzi jest dość fobiczny, podaje Pan skrajne hipotetyczne sytuacje, żeby udowodnić, ze GENDERyzm to kopalnia problemów ...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31055
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:32, 14 Sty 2015    Temat postu:

istota napisał:
Panie Dyszyński

odnośnie przykładu 1
To o czym Pan pisze świadczy tylko o różnobarwności lewicy. Nie ma monolitu. Są różne odnogi, które jednak łączy wspólna intencja – promocja równości płci.

Tak, tylko że to co dla kogoś jest promowaniem, dla kogoś innego jest wręcz poniżaniem tejże płci. Podobno dobrymi intencjami wybrukowane jest piekło.
Bo oprócz tego, że coś by się chciało, że coś wygląda z grubsza na zasadne, potrzebna jest jakaś formą rozsądku, wiedzy, mądrości, nie sądzenia po pozorach, po złudnych emocjach. Dlatego krytykuję pewne tendencje.

istota napisał:
Odnośnie przykładu 3
Jeśli Pan chce się wiedzieć, czy partnerka jest zdolna do rozrodu, wystarczy się jej o to zapytać. A najpierw upewnić się, czy jest w ogóle chętna do rozrodu, bo nie należy tego brać za pewnik. Poza tym nie sądzę, by w zdrowej relacji partnerskiej, któraś ze stron ukrywałaby tak ważny fakt przed ukochanym/ą. To prawo ma chronić przed niebezpiecznym rozszerzaniem kręgu wtajemniczonych.

I taka ogólna refleksja: ton Pańskiej wypowiedzi jest dość fobiczny, podaje Pan skrajne hipotetyczne sytuacje, żeby udowodnić, ze GENDERyzm to kopalnia problemów ...

To co mi ktoś zechce powiedzieć, albo zechce dać (np. w biznesie), to jedna sprawa, a to co powie i da, druga. Równie dobrze można argumentować, że nie powinienem sobie gwarantować pewnych korzystnych zapisów w umowie, bo przecież uczciwi biznesmeni, poważni kontrahenci nie oszukują. Ano uczciwi, faktycznie, nie oszukują. Ale życie dowodzi, że jakoś tak dziwnie nie wszyscy są poważni i uczciwi, więc pewne rzeczy się wymusza (np. prawnie).
Ja już mam partnerkę i mam dzieci, więc ten problem mnie nie dotyczy. Ale gdybym w dzisiejszym czasie poznał dziewczynę, zaangażował się uczuciowo, a potem okazało się, ze - z jakichś tam powodów - ona nie uznała za stosowne powiedzieć mi pewnych fundamentalnych rzeczy na temat swoje tożsamości, w szczególności wpływających na ten długofalowy, poważny aspekt znajomości, to czułbym się BARDZO oszukany. I pewnie bym cierpiał. Nie wiem czy cierpienie tak oszukanego kogoś byłoby większe od cierpienia osoby po zmianie płci, która bardzo bardzo pragnie uchodzić za pełnoprawną/ego przedstawicielkę/ela owej drugiej płci w związku. Może to cierpienie pierwsze byłoby większe, może drugie. Nie mnie o tym decydować, więc optuję za DOSTĘPEM DO INFORMACJI - niech ludzie zdecydują, a nie ktoś za nich.

Ogólnie uznaję ZASADĘ SYMETRII. Jeśli wiedza - to dla obu stron danego układu. Tak jest sprawiedliwie. W układzie dogadywania się stron - z jakiegokolwiek powodu - optuję za pełnią wiedzy. Jeśli ktoś wiedzę, do której jedna osoba chce mieć dostęp nazwie "ochroną przed niebezpiecznym rozszerzaniem kręgu wtajemniczonych" i arbitralnie ją ograniczy, a wiedzę dla kogoś innego, już jest jego "prawem", to ja powiadam - człowieku, budujesz system przemocy i oszustwa. Mijasz się z uczciwością i sprawiedliwością.

Ogólniej - może jestem dla kogoś i "fobiczny" (każdy odczytuje po swojemu słowa, a do tego po swojemu ustawia normę - punkt neutralny skali), ale moje "fobie" biorą się z czegoś. Ja widzę to "coś" w NIESPÓJNOŚCI tendencji i celów, które przejawia aktualna postać genderyzmu, z tym co ostatecznie da się zrealizować, a szczególnie co jakoś harmonizuje poprawia stosunki międzyludzkie. Pewnie większość genderystów uważa, że robią dobrą robotę, że rzeczywiście pomagają ludziom. W mojej ocenie zamiatają oni pod dywan swojegu umysłu niespójność wewnętrzną dążeń, naiwność wizji świata. Tak jak duża część komunistów, za rewolucji w Rosji wierzyła, że budują autentycznie lepszy świat. Nie budowali lepszego świata, pomogli zbrodniarzom w budowie tyranii. Genderyści w dużej części na pewno też wierzą szczerze. Może taka prosta droga "popierania" kobiet wydaje im się oczywista, naturalna. Ja widzę na takiej drodze taką masę wewnętrznych sprzeczności, że jej efekty - z dużym prawdopodobieństwem (bo oczywiście na 100% nic nie wiadomo) - nie mogą być korzystne. Raczej NIE BĘDĄ KORZYSTNE dla większości ludzi.
Czym ostatecznie zakończy się owa przygoda z genderyzmem dla większości ludzi?
- wg mnie po prostu CIERPIENIEM. Będzie to cierpienie głównie psychiczne, będą rozdarte więzi międzyludzkie, złamane mentalnie jednostki, ogarnięcie poczuciem ludzi, że nie wiedzą kim są, co buduje ich tożsamość. Bo sprzeczności (w tym wypadku wewnętrznych sprzeczności niespójnych motywacji) żaden system, żadna psychika na dłuższą metę nie jest w stanie utrzymać. Więc będzie szarpanie się, będą rozterki, których przyczyny cierpiący ludzie będą diagnozowali w zupełnie innym, niż poprawny, obszarze. Szkoda mi ludzi po prostu. Taką właśnie mam "fobię".


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 22:37, 14 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 12:52, 15 Sty 2015    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Tak, tylko że to co dla kogoś jest promowaniem, dla kogoś innego jest wręcz poniżaniem tejże płci. Podobno dobrymi intencjami wybrukowane jest piekło.


Owszem, jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. Każdy promuje to, co uważa za słuszne.

Michał Dyszyński napisał:

Bo oprócz tego, że coś by się chciało, że coś wygląda z grubsza na zasadne, potrzebna jest jakaś formą rozsądku, wiedzy, mądrości, nie sądzenia po pozorach, po złudnych emocjach. Dlatego krytykuję pewne tendencje.


Skoro Pan już ucieka się do krytyki należałoby spełnić wymagania jakie się kompetentnym krytykom stawia, a zatem poza wskazaniem tego, co wg Pana dyskwalifikuje pewne tendencje jako pozbawione rozsądnej podbudowy, rzetelnie uzasadnić dlaczego decyduje się Pan na taką a nie inną ocenę. Sam fakt, że koncentruje się Pan w swojej krytyce tylko na minusach zdradza, że nie aspiruje Pan do obiektywnego podejścia do tematu. Chyba że chce Pan robić za specjalistę od negatywnych stron feminizmu współczesnego, licząc na to, że balans zostanie i tak osiągnięty dzięki zwolennikom feminizmu, którzy to (jak Pan pewnie sądzi) temat pozytywów już wyczerpali.


Michał Dyszyński napisał:

To co mi ktoś zechce powiedzieć, albo zechce dać (np. w biznesie), to jedna sprawa, a to co powie i da, druga. Równie dobrze można argumentować, że nie powinienem sobie gwarantować pewnych korzystnych zapisów w umowie, bo przecież uczciwi biznesmeni, poważni kontrahenci nie oszukują. Ano uczciwi, faktycznie, nie oszukują. Ale życie dowodzi, że jakoś tak dziwnie nie wszyscy są poważni i uczciwi, więc pewne rzeczy się wymusza (np. prawnie).


Nie ma nic bardziej psującego romantyczną relację między dwojgiem kochających się ludzi, jak jej zbiurokratyzowanie. A właśnie tym jest to, co Pan proponuje. Chce Pan zastąpić zaufanie do indywidualności (partnera/ki), zaufaniem do systemu prawnego.


Michał Dyszyński napisał:

...optuję za DOSTĘPEM DO INFORMACJI - niech ludzie zdecydują, a nie ktoś za nich.


A w jaki sposób chce Pan to uregulować? Sporządzić ogólnodostępną listę nazwisk z przypisanymi danymi: Anna Kowalska (poprz. Józef Kowalski) - ur. w Gdańsku 1975...?

Michał Dyszyński napisał:

Ogólnie uznaję ZASADĘ SYMETRII. Jeśli wiedza - to dla obu stron danego układu. Tak jest sprawiedliwie. W układzie dogadywania się stron - z jakiegokolwiek powodu - optuję za pełnią wiedzy. Jeśli ktoś wiedzę, do której jedna osoba chce mieć dostęp nazwie "ochroną przed niebezpiecznym rozszerzaniem kręgu wtajemniczonych" i arbitralnie ją ograniczy, a wiedzę dla kogoś innego, już jest jego "prawem", to ja powiadam - człowieku, budujesz system przemocy i oszustwa. Mijasz się z uczciwością i sprawiedliwością.


Też jestem za uczciwością i sprawiedliwością. Ale nie mam zamiaru sporządzać prawnych umów z każdą osobą, od której takich postaw oczekuje. Należy promować takie postawy, ale nie narzucać!

Michał Dyszyński napisał:

Ogólniej - może jestem dla kogoś i "fobiczny" (każdy odczytuje po swojemu słowa, a do tego po swojemu ustawia normę - punkt neutralny skali), ale moje "fobie" biorą się z czegoś. Ja widzę to "coś" w NIESPÓJNOŚCI tendencji i celów, które przejawia aktualna postać genderyzmu, z tym co ostatecznie da się zrealizować, a szczególnie co jakoś harmonizuje poprawia stosunki międzyludzkie.


A nie wydaje się Panu naturalnym, że taka niespójność na etapie wprowadzania genderyzmu występuje? Człowiek to nie maszyna, że naciśnie się inny guzik niż dotychczas i już będzie grała niezmiennie nowa melodia. Transformacja zawsze powoduje tymczasową niespójność, do czasu aż jakaś nowość nie zostanie w pełni zaadaptowana.

Michał Dyszyński napisał:

Czym ostatecznie zakończy się owa przygoda z genderyzmem dla większości ludzi?
- wg mnie po prostu CIERPIENIEM. Będzie to cierpienie głównie psychiczne, będą rozdarte więzi międzyludzkie, złamane mentalnie jednostki, ogarnięcie poczuciem ludzi, że nie wiedzą kim są, co buduje ich tożsamość. Bo sprzeczności (w tym wypadku wewnętrznych sprzeczności niespójnych motywacji) żaden system, żadna psychika na dłuższą metę nie jest w stanie utrzymać. Więc będzie szarpanie się, będą rozterki, których przyczyny cierpiący ludzie będą diagnozowali w zupełnie innym, niż poprawny, obszarze. Szkoda mi ludzi po prostu. Taką właśnie mam "fobię".


Cierpienie tylko wtedy można uznać w takim wypadku za wadę, jeśli będzie stanem docelowym.
Mam wrażenie, że niesłusznie zakłada Pan, że tak właśnie będzie z genderyzmem. Że to nie jest cierpienie uszlachetniające, tylko destrukcyjne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31055
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:05, 15 Sty 2015    Temat postu:

istota napisał:
...naturalnym, że taka niespójność na etapie wprowadzania genderyzmu występuje? Człowiek to nie maszyna, że naciśnie się inny guzik niż dotychczas i już będzie grała niezmiennie nowa melodia. Transformacja zawsze powoduje tymczasową niespójność, do czasu aż jakaś nowość nie zostanie w pełni zaadaptowana.

Michał Dyszyński napisał:

Czym ostatecznie zakończy się owa przygoda z genderyzmem dla większości ludzi?
- wg mnie po prostu CIERPIENIEM. Będzie to cierpienie głównie psychiczne, będą rozdarte więzi międzyludzkie, złamane mentalnie jednostki, ogarnięcie poczuciem ludzi, że nie wiedzą kim są, co buduje ich tożsamość. Bo sprzeczności (w tym wypadku wewnętrznych sprzeczności niespójnych motywacji) żaden system, żadna psychika na dłuższą metę nie jest w stanie utrzymać. Więc będzie szarpanie się, będą rozterki, których przyczyny cierpiący ludzie będą diagnozowali w zupełnie innym, niż poprawny, obszarze. Szkoda mi ludzi po prostu. Taką właśnie mam "fobię".


Cierpienie tylko wtedy można uznać w takim wypadku za wadę, jeśli będzie stanem docelowym.
Mam wrażenie, że niesłusznie zakłada Pan, że tak właśnie będzie z genderyzmem. Że to nie jest cierpienie uszlachetniające, tylko destrukcyjne.

Pisałem gdzieś (już nie pamiętam, w którym wątku) o rozsądnym genderyzmie. Bo doceniam poruszenie pewnych tematów przez ten ruch - jest jakąś wartością zwrócenie uwagi na lekceważące sformułowania dotyczące płci, poza tym kiedyś były bariery prawne w dostępie do zawodów (teraz w krajach europejskich to już jest historia). Genderyzm w rozsądnej dawce byłby pewnie sensowny. Ale taki, jaki jest, będzie wywoływał głównie rozterki i cierpienie. Będzie wywoływał poczucie winy u części kobiet (że nie są tak przebojowe, jak ich koleżanki babo-chłopy, czy mężczyźni), będzie stygmatyzował niektóre serdeczne uczucia (macierzyństwo), wreszcie paradoksalnie - poprzez to, że w genderyzmie jest nierównowaga polegająca na aspirowaniu jednak kobiet do zawodów męskich, a nie odwrotnie, uzyskuje się efekt poniżania zawodów tradycyjnie kobiecych. Tak więc w jakiejś częsci genderyzm działa dokładnie przeciwko tym celom, które niby pragnie realizować.
Ale muszę przyznać Pani/Panu (nie znam płci) rację, że trudno jest wprowadzić jakiś ruch do społecznej świadomości nie generując efektu przerysowania. Jakieś przegięcie zawsze pewnie będzie, bo umysł szuka granicy, przeciągając tendencje w skrajne obszary. Więc do pewnego stopnia może on bronić koncepcji genderyzmu.
Problem główny z genderyzmem jest jednak taki, że wziął się on za ciągniecie w obszarze ewidentnie fałszywym - gdzieś tam oparł się na (zupełnie zdyskredytowanym przez badania naukowe) założeniu, że pomiędzy mężczyznami i kobietami różnice są w zasadzie wyłącznie w budowie ciała, a psychiki są identyczne. Gdyby genderyzm robił to, co deklaruje, czyli BADAŁ (nie zakładał z góry, ale badał) jak efekt kulturowości funkcjonuje w kontekście aspektów biologicznych, to byłby fajnym, cennym ruchem. Problem w tym, ze genderyzm, mimo aspirowania do naukowego podejścia, w istocie dekretuje pewne tezy (w tym główną - fałszywą - jw.), nie próbując konfrontować ich z rzeczywistością.
Racja jest w tym, że przejściowo cierpienie na tym świecie występuje i nie da się tego obejść. Problem jest w tym, że cierpienie jakie wynika z genderyzmu będzie funkcjonowało w obszarze, który ludziom jest wyjątkowo trudno zdiagnozować, chaos z tego powstały będzie więc wyjątkowo trwały. Bo jest to obszar tożsamości człowieka, coś co wyznacza niejako początek dla pozostałych kategorii oceny. Więc błędy tutaj poczynione mają największą "dźwignię". Ale może to taki kolejny test dla ludzkości - czy poradzi sobie z odchyłką w stronę fałszu względem pierwotnych uczuć, wrodzonych mechanizmów myślenia. I pewnie większość ludzi sobie z tym poradzi, bo widzę jak kobiety w zdecydowanej przewadze nie dają się zmanipulować, że koniecznie muszą zostać inżynierami na budowach, a ich synowi powinni nosić sukienki. Jednak jakaś część kobiet uwierzy pewnie, że różnice między płciami są wyłącznie zewnętrzne i będzie musiała CAŁYM SWOIM ŻYCIEM przetestować ten fałsz. Pod koniec pewnie większość z nich stwierdzi, że inwestowała wysiłek, uczucia w coś, co ostatecznie nie daje satysfakcji, co jest ślepą uliczką. Z drugiej strony, po owym życiowym teście, jakaś część (uważam, że znacząco mniejsza) ludzi przyzna ostatecznie rację genderystom. Bo faktycznie w całym spektrum ludzkich osobowości jest miejsce dla kobiet o osobowości (rozumianej kulturowo) bardziej męskiej, a mężczyzn o osobowości (też rozumianej kulturowo) bardziej kobiecej. Obserwujemy przecież wokół nas nieco "zniewieściałych" mężczyzn i "męskich" w myśleniu i zachowaniu kobiet. Względem tej grupy genderyzm ma rację - bo tutaj różnice w psychice, w osobowościach zacierają się. Tyle, ze jest to grupa stosunkowo nieliczna, bo większość ludzi jednak w swoich uczuciach i myśleniu po prostu niesie wyraźne znamię biologicznego płciowego dziedzictwa. I ignorowanie tego faktu, nie branie go pod uwagę przy życiowych wyborach, wprowadzi tylko chaos, życiowe rozterki, nietrafione decyzje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 17:17, 15 Sty 2015    Temat postu:

Cytat:
...poza tym kiedyś były bariery prawne w dostępie do zawodów (teraz w krajach europejskich to już jest historia).


Bariery prawne zniknęły, ale bariery obyczajowe pozostały. Wystarczy, ze podam wymowny przykład kobiety z mojej rodziny. Usłyszała od potencjalnego szefa na rozmowie kwalifikacyjnej, że świetnie się nadaje do pełnienia funkcji, o jaką się ubiega (pozycja menadżera), ale nie może jej niestety zatrudnić, bo jego pracownicy (płci męskiej) nie podporządkują się kobiecie (to już przerabiał).

Zaciekli antyfeminiści tego typu sytuacje komentują następująco: jest wiele cech, które kobiety dyskwalifikują jeśli chodzi o pełnienie różnych funkcji, w tym praca jako menadżer. Kobieta nie jest w stanie (jak twierdzą) wzbudzić autorytetu ani w przypadku pracowników płci męskiej, ani płci żeńskiej. Do tego typu cech zaliczają m.in: wysoki, delikatny głos; niski wzrost, brak postawności. Należałoby do tego jeszcze dołożyć sam fakt bycia kobietą (może nawet Grodzka by się w tej etykietce zmieściła).

Wśród mężczyzn żyjących stadnie (koledzy, zmaskulinizowana grupa pracowników) obowiązują pewne zasady. M.in. taka, że kobiet nie należy traktować poważnie (przynajmniej nie w 100%). Każdy taki mężczyzna z osobna może wyznawać zupełnie inne poglądy w domowym zaciszu, całkiem serio traktując swoją żonę, ale w stadzie musi o tym zapomnieć.

Kiedy proponuje się feministycznej strony walkę z takimi reakcjami, uważając je za przejaw dyskryminacji, antyfeminiści biorą to za próbę walki z męskością, z zasadami, które w społ. męskiej obowiązują.

Zatem "bycie kobietą" jest cechą, którą można wrzucić do tego samego worka, co słabość fizyczną. Kobieta nie nadaje się tak samo do konkurowania z mężczyznami w świecie sportu, jak do konkurowania z nimi w życiu zawodowym. Kobiety jak najbardziej mogą się realizować zawodowo, ale powinny ograniczać się do zawodów "kobiecych"/ew. neutralnych, bo tylko tam "bycie kobietą" nie stanowi żadnej przeszkody.
Cytat:

Genderyzm w rozsądnej dawce byłby pewnie sensowny. Ale taki, jaki jest, będzie wywoływał głównie rozterki i cierpienie. Będzie wywoływał poczucie winy u części kobiet (że nie są tak przebojowe, jak ich koleżanki babo-chłopy, czy mężczyźni), będzie stygmatyzował niektóre serdeczne uczucia (macierzyństwo), wreszcie paradoksalnie - poprzez to, że w genderyzmie jest nierównowaga polegająca na aspirowaniu jednak kobiet do zawodów męskich, a nie odwrotnie, uzyskuje się efekt poniżania zawodów tradycyjnie kobiecych. Tak więc w jakiejś częsci genderyzm działa dokładnie przeciwko tym celom, które niby pragnie realizować.


A ja uważam, że czynienie z kobiet osób niezdolnych do odpowiedzenia sobie na pytania kluczowe w życiu każdego człowieka "kim jestem" i "czego chcę" wobec ogromu możliwości jest obraźliwe dla przedstawicielek płci żeńskiej.

Genderyzm do niczego nie zmusza, genderyzm otwiera oczy. Mówi: jesteś kobietą, kobiety z reguły kojarzy się z tym i owym, a mężczyzn z czymś innym. Wybierz świadomie.

Jeśli dostrzega Pan jakiś nadmiar postawy anty-kobiecej, gdzie kobiecość pojmowana jest w tradycyjny sposób (macierzyństwo, pasywność, uczuciowość etc.), to i temu nie należy się dziwić - wszystkie te cechy kojarzą się wielu z niewolnictwem (jeszcze do niedawna kobieta musiała być "kobieca"). Prosty mechanizm psychologiczny - jeśli babcia wmusza wnukowi mleko, wnuk nie będzie go lubił, bo mu się kojarzy z obowiązkiem, czy nawet karą.

A więc można powiedzieć, że póki co genderyzm jest w fazie nastoletniego buntu. I to jest naturalna faza, przez którą trzeba przejść, żeby dorosnąć. I tak wśród feministek jest mnóstwo przykładów kobiet, które zaczynały swoją przygodę z feminizmem jako "na-siłę-niekobiece-osoby", a dziś ten radykalizm mają już za sobą, bo zdołały swoją tożsamość ustalić. ŚWIADOMIE.

To co Pan proponuje to niemieszanie kobietom w głowach. Po co im wpychać w głowę genderowe idee, skoro ŁATWIEJ jest, gdy istnieje jeden jedyny przepis na bycie szczęśliwą kobietą. Proponuje Pan zatem trzymanie kobiet w nieświadomości. Nawet jeśli część z nich będzie szczęśliwa dokonując tych nieświadomych wyborów, to nie zmieni faktu, że cały ich byt naznaczony jest piętnem niewolnictwa. Pozostaną do końca życia "bez prawa głosu" w fundamentalnej kwestii, jaką jest własna tożsamość.

Cytat:
Problem główny z genderyzmem jest jednak taki, że wziął się on za ciągniecie w obszarze ewidentnie fałszywym - gdzieś tam oparł się na (zupełnie zdyskredytowanym przez badania naukowe) założeniu, że pomiędzy mężczyznami i kobietami różnice są w zasadzie wyłącznie w budowie ciała, a psychiki są identyczne. Gdyby genderyzm robił to, co deklaruje, czyli BADAŁ (nie zakładał z góry, ale badał) jak efekt kulturowości funkcjonuje w kontekście aspektów biologicznych, to byłby fajnym, cennym ruchem. Problem w tym, ze genderyzm, mimo aspirowania do naukowego podejścia, w istocie dekretuje pewne tezy (w tym główną - fałszywą - jw.), nie próbując konfrontować ich z rzeczywistością.


Ciekawi mnie, gdzie to genderysci mówią o identycznosci psychicznej kobiet i mezczyzn. Wątpie, ze jest mowa o choćby identycznosci psychicznej miedzy dwiema kobietami albo dwoma mężczyznami.
Raczej chodzi o zwrócenie uwagi na zupełnie pomijana do tej pory rolę kultury w budowaniu tożsamości kobiety i mężczyzny. Kultury jako czynnika co najmniej wzmacniającego to co stereotypowe.

I jak bardzo Pan się wgłębił w badania genderowe, żeby stwierdzić, że te wcale badaniami nie są?

Cytat:
Problem jest w tym, że cierpienie jakie wynika z genderyzmu będzie funkcjonowało w obszarze, który ludziom jest wyjątkowo trudno zdiagnozować, chaos z tego powstały będzie więc wyjątkowo trwały. Bo jest to obszar tożsamości człowieka, coś co wyznacza niejako początek dla pozostałych kategorii oceny. Więc błędy tutaj poczynione mają największą "dźwignię". Ale może to taki kolejny test dla ludzkości - czy poradzi sobie z odchyłką w stronę fałszu względem pierwotnych uczuć, wrodzonych mechanizmów myślenia. I pewnie większość ludzi sobie z tym poradzi, bo widzę jak kobiety w zdecydowanej przewadze nie dają się zmanipulować, że koniecznie muszą zostać inżynierami na budowach, a ich synowi powinni nosić sukienki.


Chaos jest warunkiem koniecznym rozwoju. Ostatecznie i tak wygrywa prawda.
Poza tym, mam wrażenie, że pomija Pan zupełnie elastyczną naturę człowieka. Człowiek to istota ewoluująca, co może prowadzić do stopniowego osłabiania pierwotnego człowieka, który w nas tkwi. Kultura jak inne czynniki środowiskowe mają wpływ na biologię.

Cytat:
Jednak jakaś część kobiet uwierzy pewnie, że różnice między płciami są wyłącznie zewnętrzne i będzie musiała CAŁYM SWOIM ŻYCIEM przetestować ten fałsz. Pod koniec pewnie większość z nich stwierdzi, że inwestowała wysiłek, uczucia w coś, co ostatecznie nie daje satysfakcji, co jest ślepą uliczką.


Człowiek uczy się na błędach, chce Pan traktować kobiety jak dzieci, żeby biedne się nie poparzyły, bawiąc się zapałkami. Nawet taka zbłąkana owieczka ma tę przewagę nad osobą, która nigdy nie próbowała żyć inaczej niż "wypada" w tym, że kiedykolwiek się dowie, kim jest. A i nie może Pan też zabronić jakiejkolwiek kobiecie tego, żeby obrała dolę cierpiętnicy. Bywają idealiści, którzy ponad szczęście przyziemne wynoszą swoje idee i to też daje im rodzaj szczęścia.
Cytat:

Względem tej grupy genderyzm ma rację - bo tutaj różnice w psychice, w osobowościach zacierają się. Tyle, ze jest to grupa stosunkowo nieliczna, bo większość ludzi jednak w swoich uczuciach i myśleniu po prostu niesie wyraźne znamię biologicznego płciowego dziedzictwa. I ignorowanie tego faktu, nie branie go pod uwagę przy życiowych wyborach, wprowadzi tylko chaos, życiowe rozterki, nietrafione decyzje.


Raz, skąd Pan wie, że większość ludzi "niesie wyraźne znamię biologicznego płciowego dziedzictwa"? (a nie np. kulturowego?)

Dwa, czy mniejszość należy dyskryminować, wtłaczając wszystkich w kulturowo zdefiniowane schematy, aby uniknąć chaosu?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 17:19, 15 Sty 2015    Temat postu:

...

Ostatnio zmieniony przez istota dnia Czw 17:21, 15 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31055
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:28, 15 Sty 2015    Temat postu:

istota napisał:
Cytat:
...poza tym kiedyś były bariery prawne w dostępie do zawodów (teraz w krajach europejskich to już jest historia).


Bariery prawne zniknęły, ale bariery obyczajowe pozostały. Wystarczy, ze podam wymowny przykład kobiety z mojej rodziny. Usłyszała od potencjalnego szefa na rozmowie kwalifikacyjnej, że świetnie się nadaje do pełnienia funkcji, o jaką się ubiega (pozycja menadżera), ale nie może jej niestety zatrudnić, bo jego pracownicy (płci męskiej) nie podporządkują się kobiecie (to już przerabiał).

Zaciekli antyfeminiści...

Ja od nich nie należę. Wg mnie antyfeminiści się mylą. Podobnie z resztą jak skrajni feminiści i feministki.
Ale też postawiłbym pytanie: czy na pewno wszystkie tradycyjne układy warto na siłę naprawiać?
Jesli gdzieś jest sobie grupa - jak może w przypadku, który Pan/Pani opisał/a - dość szowinistycznych mężczyzn. Przypadek konkretny, w konkretnym miejscu. Zdarzy się. Może gdzieś mężczyźnie, który będzie chciał dostać pracę w sekrariacie za chwilę powiedzą, że się nie nadaje, bo tu zawsze była sekretarka kobiety, że tylo takie dobrze wyglądają wobec klientów i w ogóle, że tak zawsze było i niech nie aplikuje na to stanowisko.
NIe popieram szowinizmu, uważam że decydować powinny rzeczywiste kwalifikacje, umiejętności. Ale też zdaję sobie sprawę, że ludzkie społeczności mają swoją historię, lokalne zwyczaje. Jak wiele jest środowisk, w których wystąpi efekt, który Pan/Pani tu opisuje?...
Zbadał to ktoś w pełni obiektywnie, bez uprzedzeń (zarówno fobii feministycznych, jak i męsko szowinistycznych)?...
Jeśliby to było nagminne, to pewnie warto by zacząć jakoś tych ludzi edukować systemowo, ale jeśli jest pojedycznym wybrykiem, to zostawmy to, bo fluktuacje zachowań, zwyczajów są czymś normalnym. I dotyczy to nie tylko układów kobiety - mężczyźni, ale podziałów na wiele innych sposób - np. tych z miasta i ze wsi, tych z jednej wsi vs druga wieś, tych wysokich vs niskich, tych w garniturach i tych w swetrach, tych z bogatych i biednych rodzin, tych z co jednych związków zawodowych i tych co z innych, tych co w wielkim mieście od urodzenia, vs tych co dopiero od paru lat itp. itd....
Ludzie mają to do siebie, że tworzą jakieś grupy, podziały, enklawy, koterie, elity itp. Czasem ma to jakieś uzasadnienie w merytoryce układu, częściej jest spowodowane ludzką próżnością, próbami zdobycia sobie lepszego miejsca w rywalizacji. Nie da się upilnować tego wszystkiego. I pewnie nie warto z tym walczyć, dopóki nie przybiera to formy jakichś poważnych dyskryminacji.
Kręgi feministyczno - genderowe wyolbrzymiają znaczenie owych różnic, widzą je tylko w jedną stronę (zawsze kobieta jest tu poszkodowana, choć w istocie działa to w obie strony).

istota napisał:
Raz, skąd Pan wie, że większość ludzi "niesie wyraźne znamię biologicznego płciowego dziedzictwa"? (a nie np. kulturowego?)

Kulturowego też! To jest oczywiste i negować tego nie zamierzam.
Tym się różnię od genderystów, że uwzględniam OBA (!!) czynniki. Czasem ten kulturowy będzie miał większy wpływ, czasem biologiczny, czasem oba będą porównywalne. Mój postulat wobec genderystów nie polega na lekceważeniu czynnika kulturowego - bo na pewno on jest - tylko na UWZGLĘDNIENIU SKOMPLIKOWANIA UKŁADU, że jest NIE TYLKO czynnik kulturowy.

A tak w ogóle nie bardzo chce mi się powtarzać to, co pisałem w innym wątku. Dlatego, abyśmy trochę weszli w temat przy tej dyskusji miałbym prośbę o rzucenie okiem na wątek: http://www.sfinia.fora.pl/nauki-spoleczne,44/poezja-zaangazowana-ideowo,6964.html

Dodatkowo jako bazę do tego co uważam za poglądy genderystów polecam film:
https://www.youtube.com/watch?v=5oGL7njQwrg&feature=youtu.be&t=25m50s
Film jest naprawdę ciekawy, taki trochę dokument, ale lekko poprowadzony, więc nie znudzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 17:20, 17 Sty 2015    Temat postu:

Cytat:
Jesli gdzieś jest sobie grupa - jak może w przypadku, który Pan/Pani opisał/a - dość szowinistycznych mężczyzn. Przypadek konkretny, w konkretnym miejscu. Zdarzy się. Może gdzieś mężczyźnie, który będzie chciał dostać pracę w sekrariacie za chwilę powiedzą, że się nie nadaje, bo tu zawsze była sekretarka kobiety, że tylo takie dobrze wyglądają wobec klientów i w ogóle, że tak zawsze było i niech nie aplikuje na to stanowisko.
NIe popieram szowinizmu, uważam że decydować powinny rzeczywiste kwalifikacje, umiejętności. Ale też zdaję sobie sprawę, że ludzkie społeczności mają swoją historię, lokalne zwyczaje. Jak wiele jest środowisk, w których wystąpi efekt, który Pan/Pani tu opisuje?...
Zbadał to ktoś w pełni obiektywnie, bez uprzedzeń (zarówno fobii feministycznych, jak i męsko szowinistycznych)?...


Obawiam się, że ten podany przeze mnie przykład wykracza poza obszar ewenementów.
W środowisku genederowym mówi się o czymś takim jak: (męskie) pragnienie homospołeczne (Eve Kosovsky Sedgwick)
Tutaj jest krótko opisane, na czym to polega:
[link widoczny dla zalogowanych]

Oczywiście, można zarzucać genederystom zakłamywanie rzeczywistości, wyolbrzymianie problemu, z tym że ja osobiście potwierdzenie tego, do czego genderyści tutaj dochodzą znajduję w wypowiedziach mężczyzn będących często skrajnymi antyfeministami (żeby nie używać terminu seksista). Mężczyźni sami się przyznają, że w takiej homospołecznej rzeczywistości egzystują, z tym że w przeciwieństwie do genderystów ani nie wiążą tego z kulturowo tłamszonym homoseksualizmem (co z perspektywy genderystów można wytłumaczyc wyparciem prawdziwych przyczyn), ani z czymś, co należy piętnować.

Mężczyźni często uważają za uwłaczające zajmowanie się tym co "kobiece", jeśli to co do tej pory było "męskie" zaczyna się feminizować (np. wspomniana funkcja menadżera) powoduje to dwa możliwe rozwiązania ze strony zagrożonych samców:
a) zrezygnować z działania w branży sfeminizowanej
b) walczyć o to, by kobiety od tej branży trzymać z daleka

Wspomniany przeze mnie przykład odzwierciedla właśnie tę walkę.

Walczyć można i w bardziej subtelny sposób, np. prawieniem współpracownicom komplementów dot. urody i lekceważeniem ich wkładu merytorycznego, w tym miejscu zacytuję coś, co usłyszała wykładowczyni na jednym z uniwersytetów "jest pani ozdobą naszego instytutu". Niektórzy próbują robić za adwokata diabła, próbując znajdować w takich zachowaniach miły, konwencjonalny akcent, w którym nie powinno się upatrywać na siłę "seksizmu".

I właśnie tutaj włącza sie genderyzm, który bada, czym te miłe, często bezrefleksyjne komentarze są na głębszym poziomie. Może problem osób, które w gender chcą widzieć przede wszystkim przesadyzm, przewrażliwienie polega na tym, że takie osoby nie wysiliły się, żeby wraz z genderystami na pewne zjawiska spojrzeć przez mikroskop.
Cytat:

Tym się różnię od genderystów, że uwzględniam OBA (!!) czynniki. Czasem ten kulturowy będzie miał większy wpływ, czasem biologiczny, czasem oba będą porównywalne. Mój postulat wobec genderystów nie polega na lekceważeniu czynnika kulturowego - bo na pewno on jest - tylko na UWZGLĘDNIENIU SKOMPLIKOWANIA UKŁADU, że jest NIE TYLKO czynnik kulturowy.


Nie przeczę, że i wśród genderystów znajdują się fanatycy, którzy deformują wkład dziedziny, którą się zajmują/na którą się powołują.
Jednak nie ulega wątpliwości, że takie przekonanie nie wynika z samego genderyzmu, jeśli występuje, to jest to czynnik subiektywny. Na pewno nie można na jego podts. dewaluować całej dziedziny gender.

Cytat:
Dodatkowo jako bazę do tego co uważam za poglądy genderystów polecam film:
https://www.youtube.com/watch?v=5oGL7njQwrg&feature=youtu.be&t=25m50s
Film jest naprawdę ciekawy, taki trochę dokument, ale lekko poprowadzony, więc nie znudzi.


Film ten nie jest mi obcy z prostego powodu, w każdej dyskusji na temat gender, prędzej czy później ktoś wyciąga ten film, uważając, że po jego obejrzeniu, już nic nie ulega wątpliwości, bo wiadomo, że gender to pranie mózgu.

Nie uważam tego filmu za bezwartościowy element dyskusji o gender, wręcz przeciwnie. Jednak dla mnie to za mało, żeby gender między bajki włożyć.

Cytat:
A tak w ogóle nie bardzo chce mi się powtarzać to, co pisałem w innym wątku. Dlatego, abyśmy trochę weszli w temat przy tej dyskusji miałbym prośbę o rzucenie okiem na wątek: http://www.sfinia.fora.pl/nauki-spoleczne,44/poezja-zaangazowana-ideowo,6964.html


Nawiązując do tego tematu, właściwie mam podobne spostrzeżenia co wujzbój. Nie chcąc powtarzać czegoś, co już wielokrotnie padało, chcę tylko zwrócić uwagę na parę elementów, które chyba zostały przez Pańskich rozmówców przemilczane.

Pisze Pan np., że cechy stereotypowo kobiece są deprecjonowane, a do zachowań męskich (często ewidentnie negatywnych się wręcz zachęca).
Jeśli faktycznie tak jest, to tłumaczę to sobie w taki sposób:
(przyjmując, że te cechy "kobiece" zwalczane są u kobiet)

Próbuje się w ten sposób zachęcić dziewczyny/kobiety do zdystansowania się od tego, co (stereo)typowe (kolektywne) i poznanie rzeczywistości, której nie znają. Jeśli dziewczyna/kobieta zawsze była miła, grzeczna, mało agresywna, uległa - ciężko stwierdzić, czy ona taka już jest, czy taką ją "zrobiono". Tylko skonfrontowanie dotychczasowych cech cechami obcymi może to w jakiś sposób zweryfikować i ew. sprowokować trwałą zmianę w zachowaniu dziewczynki/kobiety. Dziewczynka/kobieta może bowiem doświadczyć, że będąc trochę niesforną, przeklinającą czuje się swobodniej niż w dotychczasowej "sztywnej" pozie, może się okazać, że jej życie nabiera dzięki temu doświadczeniu nowej tożsamości lepszej jakości.

To samo oczywiście można zastosować co do chłopców/mężczyzn. Zachęcać ich do spróbowania czegoś, co do tej pory było poza ich zasięgiem.

Ogólnie można powiedzieć, że nacisk w taki genderowym podejściu pada na INDYWIDUALNE cechy kobiety/mężczyzny, a nie KOLEKTYWNE (sterotypowe) przymioty danej płci. Co wyjaśnia, dlaczego u kobiet cechy kobiece mogą być niekiedy z tej perspektyw wręcz piętnowane,a u mężczyzn te same cechy chwalone - otóż, jest bardziej prawdopodobne, ze "delikatność" u mężczyzny a "agresja" u kobiety to cechy osobnicze, niż w przyp. "delikatności" u kobiety i "agresji" u mężczyzny.

Jeszcze jedna rzecz, na którą chcę zwrócić uwagę jest kwestia ról, że podział ról zapewnia większą efektywność także w układzie kobieta-mężczyzna.
Być może to jest prawda.
Z tym że jest to spostrzeżenie, które człowieka (jednej i drugiej płci) ustawia w pozycji jakiegoś elementu w większym mechanizmie i zachęca do tego, żeby już zawsze chcieć być tylko "połówką jabłka". Jest to postawa, która z perspektywy indywidualistycznej jest zamachem na indywidualizm. Niektórzy często zarzucają feministkom, że tak się wyemancypowały, że facet już im w zasadzie nie jest potrzebny. Więc nasuwa się pytanie: skoro faktycznie kobieta może stać się pełnowartościowa bez dopełniającego ją mężczyzny (i vice versa), to po co na siłę temu zapobiegać? Może związek kobieco-męski można budować na innych wartościach niż uzupełnianie się rolami?


Ostatnio zmieniony przez istota dnia Sob 17:37, 17 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31055
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:39, 17 Sty 2015    Temat postu:

istota napisał:
W środowisku genederowym mówi się o czymś takim jak: (męskie) pragnienie homospołeczne (Eve Kosovsky Sedgwick)
Tutaj jest krótko opisane, na czym to polega:
[link widoczny dla zalogowanych]

Jest znana sztuka Szekspira - Otello. Pewnie większość osób zna jej treść. Ja tylko przypomnę, że tytułowy Otello pod koniec sztuki dusi swoją żonę, przekonany o jej zdradzie (w końcu to jest tragedia, więc trup musi się na końcu pojawić). Najciekawsze jest to, jak przekonanie Otella o zdradzie jego żony jest budowane przez całą prawie sztukę - oto sprytny intrygant manipulator tak podsuwa interpretacje wszystkich obserwacji Otella na temat zachowania jego żony, że ten ostatecznie staje się w pełni przekonany o niewierności (przecież absolutnie niewinnej i 100% wiernej) swojej małżonki.

W przypadku wielu uprzedzeń feministyczno - genderowych widać wyraźnie efekt Otella.
Podam przykład mężczyzna przepuszcza kobietę w przejściu. Pewnie innego mężczyznę też by przepuścił. Ale jeśli to jest kobieta feministka, to z dużym prawdopodobieństwem pomyśli sobie: ale szowinista! Chce mnie upokorzyć nawiązując do stereotypu, w którym kobiety się przepuszcza w drzwiach, bo są słabsze :fight: :cry:
Nauczycielka zawołała: chłopaki, tylko nie zapomnijcie, tak jak to z wami bywa, umyć się po wf-ie! Genderystka to zinterpretuje - o właśnie! Znowu nawiązuje do tego, że chłopakom wolno się brudzić, a dziewczynkom to nie wypada. Ale straszny seksiszm jest w tej szkole! A nauczycielka po prostu chciała, żeby nie powtórzyła się sytuacja sprzed tygodnia, w której dwunastu spoconych chłopaków wparowało na matematykę i raczyło wszystkich obecnych w klasie zapachem - delikatnie mówiąc - niezbyt atrakcyjnym. I wcale nie zachęcała chłopaków do większego brudzenia się...
Genderyści - co dało się zauwazyć w podlinkowanym filmie - mają swoja "podstawę teoretyczną". Ta podstawa to nic innego, tylko silny filtr nałożony na percepcję, aby dostrzegać przede wszystkim to, co miałoby jakoś sugerować, że kobiety/dziewczynki są dyskryminowane, a chłopcy są wdrażani do ról przywódczych.

Powtórzę tu jeszcze raz - MOJE doświadczenia ze szkół i przedszkoli (za komuny się kształciłem, może teraz się to zmieniło) wykazują, że to kompletna bzdura. Naprawdę kompletna - tzn. nie obserwowałem praktycznie żadnych form wskazanych w publikacjach, przywoływanych przez genderystów. A ja nie wychowywałem się w żadnej enklawie lewicowego myślenia, tylko chodziłem do normalnych warszawskich szkół.
Funkcje kierownicze w klasie (gospodarz klasy) pełniły najczęściej dziewczyny. Było ich (klasa matematyczna) mniej więcej pół na pół z chłopakami (ileż to w publikacjach się naczytałem jak to dziewczyny zniechęca się do nauki matematyki...). Najlepsza z matematyki była oczywiście dziewczyna. Nie przypominam sobie ani jednego jawnego przypadku wyróżniania mężczyzn, względem kobiet do ról kierowniczych (mogłem zapomnieć, upierał się, ze ich nie było, nie będę, ale nie pamiętam).
Ale oczywiście - JAK ZECHCĘ - to jestem w stanie WE WSZYSTKIM DOSZUKAĆ SIĘ UZASADNIENIA DLA GENDERYZMU! WE WSZYSTKIM - JAK ZECHCĘ!!!
Żeby nie być gołosłownym - jest wierszyk "kto ty jesteś? - POlak mały.
Dlaczego w wierszyku jest Polak, a nie Polka? - ale dyskryminacja!!!
Słowo "sukces" jest rodzaju męskiego. A dlaczego nie żeńskiego? Ale dyskryminacja!!! Z resztą słowo "dyskryminacja" jest z kolei rodzaju żeńskiego! Jak i "stagnacja"!!!
Jak się poczyta teksty twórców teorii spiskowych, to praktycznie wszystkie tezy dotyczący życia społecznego daje się udowodnić.
Efekt placebo w medycynie ma średnio (co wyczytałem z jednej z publikacji) całkiem niezłą moc. Z grubsza na poziomie mocy leczniczej leków dopuszczonych do użytku przez urzędy farmaceutyczne. Gdzie kończy się realny efekt (tutaj dyskryminacja) a zaczyna się chorobliwe przewrażliwienie?
W moim przekonaniu (powtarzam - opieram się na doświadczeniach życia w moich środowiskach) oskarżenia genederystów są ewidentnym przerysowaniem. Oczywiście nie twierdzę, że nie ma nigdzie tłamszenia dziewczynek na róznych etapach edukacji. Ale niech genderyści zrobią dobrą robotę i NAJPIERW ZNAJDĄ RZECZYWISTE takie środowiska i sytuacje, a nie upraszczają sobie sprawę, zakładając że są wszędzie i każda prawie rzecz, sytuacja o tym świadczy (bo oni umieją to tak zinterpretować).



istota napisał:
Ogólnie można powiedzieć, że nacisk w taki genderowym podejściu pada na INDYWIDUALNE cechy kobiety/mężczyzny, a nie KOLEKTYWNE (sterotypowe) przymioty danej płci. Co wyjaśnia, dlaczego u kobiet cechy kobiece mogą być niekiedy z tej perspektyw wręcz piętnowane,a u mężczyzn te same cechy chwalone - otóż, jest bardziej prawdopodobne, ze "delikatność" u mężczyzny a "agresja" u kobiety to cechy osobnicze, niż w przyp. "delikatności" u kobiety i "agresji" u mężczyzny.

Jeszcze jedna rzecz, na którą chcę zwrócić uwagę jest kwestia ról, że podział ról zapewnia większą efektywność także w układzie kobieta-mężczyzna.
Być może to jest prawda.
Z tym że jest to spostrzeżenie, które człowieka (jednej i drugiej płci) ustawia w pozycji jakiegoś elementu w większym mechanizmie i zachęca do tego, żeby już zawsze chcieć być tylko "połówką jabłka". Jest to postawa, która z perspektywy indywidualistycznej jest zamachem na indywidualizm. Niektórzy często zarzucają feministkom, że tak się wyemancypowały, że facet już im w zasadzie nie jest potrzebny. Więc nasuwa się pytanie: skoro faktycznie kobieta może stać się pełnowartościowa bez dopełniającego ją mężczyzny (i vice versa), to po co na siłę temu zapobiegać? Może związek kobieco-męski można budować na innych wartościach niż uzupełnianie się rolami?

Poruszone w powyższym cytacie aspekty uważam za bardzo ciekawe. Chyba warto się nad nimi pochylić. Ale ja nie widzę tu oczywistych rozstrzygnięć.
Czy bycie połówkami jabłka w układzie jest jakoś dobre, czy złe?...
- właściwie nie wiem. Czasem może być dobre, czasem złe (jeśli krzywdzi jakoś jedną ze stron).
Czy lepiej jest abyśmy sobie płciowo nie byli potrzebni (a przynajmniej faceci kobietom)?
- też do końca nie wiem. Na pewno nie popieram żadnych niewolniczych form zależności. Albo sytuacji, gdy ktoś krzywdzi, dyskryminuje drugą stronę w związku.

Czy bardziej chciałbym być kimś w związku, gdybym nie potrzebował żadnego wsparcia w moich słabszych aspektach? - jednak owa potrzebność, to chyba to jest jakiś argument za.
A do tego, jeśli z drugiej strony będę miał nadzieję, że z racji na moje mocne strony, jestem w związku kimś bardziej NIEZASTĄPIONYM - czyli ważnym i atrakcyjnym, to chyba też jakoś spaja ten układ.
A na pewno w układzie dwojga całkiem niezależnych osób, byłbym mojej żonie mniej wdzięczny za to, co dla mnie robi, bo gdzieś w tle dźwięczałoby mi: właściwie to sam sobie z tym poradzę, nie znaczy dla mnie ta pomoc zbyt wiele....

Ale czy świat "psychicznych cyborgów", takich ludzi psychicznie zaprogramowanych na cechy idealnie pośrodku i na zamówienie niezależności jest tym światem optymalnym?...
- Właściwie też nie wiem. Tu należałoby wypracować dobre kryteria oceny.
Ja mam wątpliwości, czy taki świat wszystkich ludzi "pośrodku" w ogóle by się utrzymał na dłużej. Te różnice, polaryzacja zachowań, pragnień, zdolności warto widzieć nie tylko przez pryzmat dyskryminacji, czy jej braku. Żeby czegoś chcieć, jakiś czas tego trzeba nie mieć. Aby kogoś naprawdę pokochać, dobrze jest chyba poznać gorycz samotności. Najwspanialsza potrawa nie smakuje tak dobrze, jak zwykłe domowe jedzenie, ale po wielu godzinach bolesnego postu, głodówki.

To co jest złe, to PRZYMUSZANIE ludzi (przynajmniej na dłuższą metę, bo przeżycie pewnej na jakiś czas bywa inspirujące - polecam opowiadanie Carlosa Castaniedy "mały tyran") do życia wbrew swojej naturze.
Aby jakoś zewaluować ww. problemy trzeba znać głębszy kontekst człowieczeństwa. To byłaby zaawansowana dyskusja. Do tej pory właściwie (przynajmniej na sfinii) nikt takiej dyskusji nie prowadził, bo ludziska wolą bardziej gorące polemiki i proste argumenty, niż wikłanie się niuanse ocen, czy stawianie pytań wykraczających daleko poza to, co zaofiarują nam media.
Piszę to tylko dlatego, że samo zwrócenie uwagi na to, co w wyróżnionym cytacie, stawia Pana/Panią na pozycji dostrzegania rzeczy trudnych, wykraczających poza proste modelowanie społeczne. Więc może wspomnienie o tym, że tak naprawdę jest jeszcze trudniej, nie będzie tak bardzo dziwne...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 14:21, 18 Sty 2015    Temat postu:

Cytat:
W przypadku wielu uprzedzeń feministyczno - genderowych widać wyraźnie efekt Otella.
Podam przykład mężczyzna przepuszcza kobietę w przejściu. Pewnie innego mężczyznę też by przepuścił. Ale jeśli to jest kobieta feministka, to z dużym prawdopodobieństwem pomyśli sobie: ale szowinista! Chce mnie upokorzyć nawiązując do stereotypu, w którym kobiety się przepuszcza w drzwiach, bo są słabsze


Poruszył Pan tutaj istotny aspekt intencjonalności. Czy żeby mówić o dyskryminacji/seksizmie konieczny jest właśnie ten aspekt?

Uważam, że nie. O ile jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacje, gdzie genderyści tropią ślady seksizmu już zdecydowanie za daleko, będąc ofiarą "zboczenia zawodowego", to z drugiej strony moim zdaniem nie należy wykluczać, że seksizm może być podtrzymywany przez ludzi w sposób nieświadomy.

Otwieranie kobiecie drzwi jeśli ma być interpretowane jako zachowanie podszyte seksizmem, to nie dlatego, że ktoś naumyślnie chce taką kobietę urazić, tylko dlatego, że ten gest jest (przynajmniej w oczach genderystów) integralną częścią kultury seksizmu. Np. można to interpretować w taki sposób, że kobieta jest traktowana jako jednostka bierna, księżniczka, której się usługuje, która ma przywileje (na które sobie nie zasłużyła niczym innym jak czymś, na co nie miała wpływu - płcią). Krótko mówiąc, wszelkie dżentelmeńskie gesty sprowadzają indywidualność do kulturowej roli, sprowadzają jakąś Annę Kowalską do kobiety (jednej z wielu), a jednocześnie konkretnego mężczyznę do roli dżentelmena (jednego z wielu). Choć i tak rola męska ma tutaj (przynajmniej wg genderystów) przewagę nad kobiecą, bo jest aktywna.

Seksizm, o którym tutaj mowa jest często (czy najczęściej) nieuświadamiany, ani przez jedną, ani przez drugą płeć. Przyczyna jest prosta - ilu ludzi zastanawia się nad sensem licznych konwenansów, z którymi ma na co dzień do czynienia? Genderyści stanowią tutaj margines.

Może się w tym momencie nasunąć pytanie - skoro większość tego nawet nie dostrzega, to tym bardziej, większości to nie może przeszkadzać. Jeśli te dżentelmeńskie gesty traktować jako coś odrębnego od innego rodzaju seksizmu (tego wyraźnego, może bardziej krzywdzącego) jak wspomniane dyskryminowanie kobiet na różnych stanowiskach, to może rzeczywiście szkoda zachodu. Jednak jak sądzę, genderyści nie stawiają twardej granicy, dla nich jedno współgra z drugim. Zatem w ich oczach walka z gestami dżentelmeńskimi wspomaga walkę z każdą inną formą seksizmu.
Czy słusznie? Warto się nad tym głębiej zastanowić.

Cytat:
Powtórzę tu jeszcze raz - MOJE doświadczenia ze szkół i przedszkoli (za komuny się kształciłem, może teraz się to zmieniło) wykazują, że to kompletna bzdura. Naprawdę kompletna - tzn. nie obserwowałem praktycznie żadnych form wskazanych w publikacjach, przywoływanych przez genderystów. A ja nie wychowywałem się w żadnej enklawie lewicowego myślenia, tylko chodziłem do normalnych warszawskich szkół.


W jednym muszę przyznać Panu rację, też nie przypominam sobie, żeby w moim przedszkolu czy szkołach dochodziło do jakiś seksistowskich praktyk, więc zabiegi genderystów interpretuję jako "dmuchanie na zimne" albo zwalczanie seksizmu, który ma miejsce w rodzinnych domach dzieci. Bo co do tego, że tradycyjny podział ról ( w którym można się dopatrywać seksizmu) jest w licznych rodzinach podtrzymywany nie mam żadnych wątpliwości.

Żeby zobrazować to jakimś przykładem. Wspólnym wspomnieniem wielu kobiet, które wychowywały się w towarzystwie rodzeństwa płci męskiej, są większe wymagania stawiane dziewczynkom jeśli chodzi o dbanie o porządek, pomaganie w pracach domowych czy kulturę słowa uzasadniane kulturowo "Kto to widział, żeby panna była takim flejtuchem", "taka ładna dziewczyn(k)a, a tak brzydko mówi". Tutaj jeszcze się pojawia nieszczęsna kwestia urody. Dziewczynka od najmłodszych lat uczy się, że estetyka zewnętrzna i wewnętrzna (rozumiana jako grzeczność) jest wizytówką kobiety, czymś co się wysuwa na 1. plan. A gdyby zajrzeć do wiejskich strzech, to można by znaleźć tego dużo więcej...


Cytat:
Żeby nie być gołosłownym - jest wierszyk "kto ty jesteś? - POlak mały.
Dlaczego w wierszyku jest Polak, a nie Polka? - ale dyskryminacja!!!
Słowo "sukces" jest rodzaju męskiego. A dlaczego nie żeńskiego? Ale dyskryminacja!!! Z resztą słowo "dyskryminacja" jest z kolei rodzaju żeńskiego! Jak i "stagnacja"!!!


Na pierwszy rzut oka walka z rodzajem męskim w języku jest absurdalna, jednak trochę w tym grzebiąc, zaczyna się rozumieć (przynajmniej do jakiegoś stopnia) stanowisko genderystów. Może gdyby wszystkie odnoszące się do osób słowa o znaczeniu gatunkowym (neutralnym płciowo) były rodzaju męskiego, sprawa wyglądałaby nieco inaczej.
Jednak istnienie w przestrzeni oficjalnej takich terminów-ewenementów jak sprzątaczka, pielęgniarka czy położna może rodzić niepokój - skoro sprzątaczka ma płeć żeńską, to informatyk ma płeć męską. Były prowadzone badania na to, czy na kojarzenie płci z poszczególnymi zawodami ma wpływ rodzaj gramatyczny danej nazwy i z tego, co wiem wyniki są dość niejednoznaczne. Wydaje się, że to raczej rzeczywistość a nie nazwa determinuje takie skojarzenia. A więc np. nauczyciel często ma płeć żeńską.

Z jęz. polskim jest ten problem, że nie jesteśmy w stanie stworzyć terminów neutralnych płciowo, jak np. w językach germańskich, więc obserwuje się dwie tendencje - odmężczyźnianie (neutralizowanie) gramatycznego rodzaju męskiego z jednej strony i tworzenie równoległych terminów w rodzaju żeńskim (wychodząc z założenia, że taka neutralizacja rodzaju męskiego jest tylko pozorna) z drugiej strony. Kto ma racje? Ciężko rozstrzygnąć.

Cytat:
W moim przekonaniu (powtarzam - opieram się na doświadczeniach życia w moich środowiskach) oskarżenia genederystów są ewidentnym przerysowaniem.


Może z tym jest jak z nauką wymowy obcego języka. Żeby wypracować w sobie zdolność, trafiania w naturalne brzmienie danego słowa, trzeba najpierw przesadzać, przesadnie wydłużać samogłoski długie, przesadnie akcentować czy intonować pewne elementy itd. A to wszystko po to, by zmusić język nienawykły do produkowania pewnych dźwięków/akcentów do przekroczenia samego siebie. Gdzieś w praniu to się zbilansuje i przesada odpadnie jak niepotrzebny organ.

Myślę, że z genderyzmem jest analogicznie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31055
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:49, 18 Sty 2015    Temat postu:

istota napisał:
Uważam, że nie. O ile jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacje, gdzie genderyści tropią ślady seksizmu już zdecydowanie za daleko, będąc ofiarą "zboczenia zawodowego", to z drugiej strony moim zdaniem nie należy wykluczać, że seksizm może być podtrzymywany przez ludzi w sposób nieświadomy.

Otwieranie kobiecie drzwi jeśli ma być interpretowane jako zachowanie podszyte seksizmem, to nie dlatego, że ktoś naumyślnie chce taką kobietę urazić, tylko dlatego, że ten gest jest (przynajmniej w oczach genderystów) integralną częścią kultury seksizmu. Np. można to interpretować w taki sposób, że kobieta jest traktowana jako jednostka bierna, księżniczka, której się usługuje, która ma przywileje (na które sobie nie zasłużyła niczym innym jak czymś, na co nie miała wpływu - płcią). Krótko mówiąc, wszelkie dżentelmeńskie gesty sprowadzają indywidualność do kulturowej roli, sprowadzają jakąś Annę Kowalską do kobiety (jednej z wielu), a jednocześnie konkretnego mężczyznę do roli dżentelmena (jednego z wielu). Choć i tak rola męska ma tutaj (przynajmniej wg genderystów) przewagę nad kobiecą, bo jest aktywna.

Seksizm, o którym tutaj mowa jest często (czy najczęściej) nieuświadamiany, ani przez jedną, ani przez drugą płeć. Przyczyna jest prosta - ilu ludzi zastanawia się nad sensem licznych konwenansów, z którymi ma na co dzień do czynienia? Genderyści stanowią tutaj margines.

Może się w tym momencie nasunąć pytanie - skoro większość tego nawet nie dostrzega, to tym bardziej, większości to nie może przeszkadzać. Jeśli te dżentelmeńskie gesty traktować jako coś odrębnego od innego rodzaju seksizmu (tego wyraźnego, może bardziej krzywdzącego) jak wspomniane dyskryminowanie kobiet na różnych stanowiskach, to może rzeczywiście szkoda zachodu. Jednak jak sądzę, genderyści nie stawiają twardej granicy, dla nich jedno współgra z drugim. Zatem w ich oczach walka z gestami dżentelmeńskimi wspomaga walkę z każdą inną formą seksizmu.
Czy słusznie? Warto się nad tym głębiej zastanowić.

Ano właśnie: CZY(!) słusznie?
Odnoszę wrażenie, że genderyści od razu wiedzą ŻE słusznie.
Jest - jak to wyrażono się w filmie "teoretyczna podstawa", czyli prosto mówiąc odgórne założenie i to wystarczy.

Powiem jeszcze tak. Człowiek w życiu ma różne okresy intelektualnych odkryć. Jednym z ważniejszych dla mnie odkryć było to, jak bardzo ja sam potrafię się zmanipulować zakładaniem czegoś z góry, jak bardzo przyjęcie określonej perspektywy potrafi zmienić percepcję rzeczywistości.
Na pewym etapie zacząłem robić z samym sobą doświadczenia. Oto mam jakieś nastawienie - jakąś postawę, coś z tego wynika, coś widzę, coś wydaje mi się oczywistą prawdą. Ale mogę przecież inaczej - robię eksperyment - zmieniam nastawienie na dokładnie przeciwne. Jak się dobrze do tego wdrożę, to z równym uzasadnieniem, z równą determinacją mogę bronić tezy przeciwnej.
Jest pewien typ debaty, nazywany debatą oskfrodzką, gdzie zewnętrzne osoby oceniają, która z debatujących stron bardziej przekonywująco broniła swojej tezy. W jednej z odmian tej debaty strony nie wiedza z góry, jakiej tezy mają bronić ZA - czy tej przeciwnej. Dopiero na niedługo przed debatą dowiadują się o tym i muszą przygotować linię ataku/obrony jakiejś tezy. Dobrze wytrenowany dyskutant jest w stanie wygrywać debatę bez względu po jakiej stronie go postawią...
Czego to dowodzi?...
Ano tego, że o prawdzie decyduje coś więcej, niż to, że daje się przedstawić argumenty. Mówić wprost, argumenty (jakieś) przedstawić można praktycznie zawsze!
Czyli od decyduje o prawdzie?
- Głębsza spójność owych argumentów, ściślejszy związek z faktami.
Dla kogoś, kto szuka prawdy, kto chce rozsądku dałbym ważną radę: niewiele rzeczy oszuka cię bardziej, niż twoje własne nastawienie. Najłatwiej oszukuje się każdy sam - bo samemu sobie można dowolnie przestawiać w głowie to, co pasuje, bądź nie.
Gdy wymyślałem ten przykład z rodzajem żeńskim, czy męskim rzeczowników, robiłem to z intencją trochę prześmiewczą, jako droga do absurdu. Wiedziałem jednak, że zostanie to wzięte na poważnie. Bo faktycznie - MOŻNA (!) - rodzaj wyrazów brać na poważnie, jako objaw dyskryminacji. I genderyści tak zrobią. Bo chwycą się WSZYSTKIEGO, co by potwierdzało ich tezy. Wszystko się nada.
Gender to kolejne wydanie teorii spiskowych. Jak zwolennicy przypisywania masonerii widzą wpływ tej organizacji we wszystkim - w układzie kamieni, cyfr, liter w takim, czy innym napisie, tak genderyści wygenerują swój kod spiskowy względem praktycznie dowolnego aspektu życia. Wszystko im potwierdzi to, ma być potwierdzone - kolejność podawania ręki, barwa tonu kogoś mówiącego "dzień dobry", pewnie plama na odzieży. Bo jak się naprawdę mocno szuka jakiegoś przejawu, to się znajdzie. Wszędzie się znajdzie, nawet środku pustyni. Ale to nie jest rozsądek. To jest po prostu oszołomstwo.

I tu jest właśnie moje podstawowe NIE. Tutaj się z genderowacami nie zgadzam. Nie warto, nie wolno, nie jest to rozsądne, aby chwytać się wszystkiego. Droga tego rodzaju prowadzi do zagłady intelektu, rozumianego jako coś więcej niż gra pozorów i pustych form. Człowiek jakoś tam kochający prawdę, broniący się przed manipulacją musi miec w sobie gdzieś ten subtelny ogranicznik, który odróżni efekt placebo, od rzeczywistego działania substancji. Gdzieś jakiemuś potwierdzeniu mówi się STOP, bo choć można się go chwycić, to już nie warto. Dla samego siebie nie warto. Dla uczciwości intelektu nie warto. Bo nawet jeśli "coś" w tym kolejnym potwierdzeniu jest, to zwykle gołym okiem widać, że efekt jest słabszy od zdecydowanej większości mało znaczących, na co dzień ignorowanych rzeczy świata, który widzimy każdego dnia.
Dla mnie cały ten genderyzm, to mniej więcej w 85% efekt placebo, to czysta manipulacja, wywołana nastawieniem. Te brakujące 15% może faktycznie wskazuje na jakieś niemiłe kulturowe efekty. Może czasem warto by coś z nimi zrobić, ale dość często są one po prostu w miarę losową fluktuacją, która sama zaniknie, a której nie warto poświęcać wysiłku.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 21:52, 18 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 12:49, 24 Sty 2015    Temat postu:

Cytat:
Jednym z ważniejszych dla mnie odkryć było to, jak bardzo ja sam potrafię się zmanipulować zakładaniem czegoś z góry, jak bardzo przyjęcie określonej perspektywy potrafi zmienić percepcję rzeczywistości.


A jest Pan pewien, że ostatnia Pana wypowiedź nie jest efektem takiej ukierunkowanej na konkretne rezultaty percepcji?

W moim odczuciu robi Pan dokładnie to samo co niektórzy genderyści, tylko że w drugą stronę.

Z góry Pan zakłada, że genderyści koniecznie robią z igły widły:

Cytat:
Bo faktycznie - MOŻNA (!) - rodzaj wyrazów brać na poważnie, jako objaw dyskryminacji. I genderyści tak zrobią. Bo chwycą się WSZYSTKIEGO, co by potwierdzało ich tezy. Wszystko się nada.


Że to co znajdują koniecznie jest efektem samozmanipulowania:

Cytat:
Bo jak się naprawdę mocno szuka jakiegoś przejawu, to się znajdzie. Wszędzie się znajdzie, nawet środku pustyni. Ale to nie jest rozsądek. To jest po prostu oszołomstwo.


Że doszukują się seksizmu we wszystkim:
Cytat:
I tu jest właśnie moje podstawowe NIE. Tutaj się z genderowacami nie zgadzam. Nie warto, nie wolno, nie jest to rozsądne, aby chwytać się wszystkiego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SEKS




Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:53, 11 Mar 2015    Temat postu:

W ostatnim miesięczniku Wysokie Obcasy Extra jest jakaś krytyka feminizmu pod hasłem feminizm tak - wypaczenia nie. Widziałem reklamę na przystanku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31055
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 23:51, 13 Mar 2015    Temat postu:

istota napisał:
Cytat:
Jednym z ważniejszych dla mnie odkryć było to, jak bardzo ja sam potrafię się zmanipulować zakładaniem czegoś z góry, jak bardzo przyjęcie określonej perspektywy potrafi zmienić percepcję rzeczywistości.


A jest Pan pewien, że ostatnia Pana wypowiedź nie jest efektem takiej ukierunkowanej na konkretne rezultaty percepcji?

Nie jestem tego pewien. Właściwie to nawet nie wiem jak mógłbym być w tej kwestii do końca pewien.
Mogę jedynie STARAĆ SIĘ, aby nie stać się ofiarą złudzeń swojego umysłu. Przyznam, że wiele myślałem nad tym zagrożeniem (i dalej myślę). Stworzyłem sobie nawet kilka praw - podstawowych zasad umysłu, których stosowanie jakoś ograniczyłyby wspomniane zagrożenie. Najważniejszą tutaj zasadą jest chyba zasada symetrii/bezstronności/samoodniesienia/niesprzeczności sformułowań.
W moim przekonaniu zasada symetrii jest PODSTAWOWYM PRAWEM UMYSŁU. Właściwie to jest chyba aksjomatem (choć można podać argumenty za jego przyjęciem), który trzeba ustanowić nadrzędnie nad innymi prawami.
Co mówi zasada symetrii?
- Ma ona wiele swoich wydań - twarzy.
Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło.
lub
Tak jak chcesz, aby słuchano ciebie, tak słuchaj innych - tak jak oczekujesz zrozumienia swoich argumentów, tak samo poważnie i uczciwie szukaj sensu w argumentach drugiej strony.
lub
Jeśli kiedykolwiek uznałeś, że potraktowano cię niesprawiedliwie, to zapamiętaj sobie tę sytuację, aby w podobny sposób nie robić innym ludziom.
lub
Nie odrzucaj zbyt szybko tego, co mają inni przeciw tobie, abyś mógł w przyszłości mieć wewnętrzny, opierający się na uczciwości umysłu, argument, że warto jest słuchać tego, co sam komunikujesz innym.
lub
Jeśli jakikolwiek aspekt sprawy chcesz potraktować ZA tym, co głosisz, to wciel się na chwilę w przeciwnika twojej sprawy i użyj TEGO SAMEGO ASPEKTU przeciwko tobie - może się uda. Jeśli się uda, to zastanów się, na ile poprawnie użyłeś tego argumentu, bo może po prostu sam sobie przeczysz, a jeśli nie przeczysz, to wyjaśnij dokładnie dlaczego tak istotnie odróżniasz użycie tego argumentu w obu przypadkach.

Starałem się być uczciwy wobec tak przyjętej zasady symetrii.
Wielokrotnie więc zastanawiałem czy czasem jednak gender-feminiści nie mają racji. I do pewnego stopnia chyba nawet przyznaję im tę rację. Ale jednak chyba w mniejszej części. Bo w mojej ocenie jednak zasada symetrii współczesny feminizm pogrąża. On już przestał walczyć o równość, a stał się walką o nierówność na korzyść jednej ze stron.
Wynika mi to z owej zasady symetrii. Jednym z mechanizmów ustalania symetrii jest bowiem wg mnie przyjęcie perspektywy totalnie neutralnej.
Taka perspektywa to np. założenie, że nie wiemy KIM jest druga strona. I dopiero wtedy decydujemy jak przyznać nagrody, kary, zaszczyty, przywileje. Jak trafią się przeciwnej stronie - TRUDNO. Ja lepszej metody uczciwości intelektualnych wyborów nie znam. Dlatego podoba mi się zasada np. nie określania pewnych atrybutów (mogłoby być np. płci w podaniu o pracę). Mają być natomiast SPEŁNIONE OGÓLNE WYMAGANIA i potem ŻADNYCH DODATKOWYCH PRZYWILEJÓW!!!
Czy uległość jest kobieca?... Na pewno?...
A te rzesze maminsynków, facetów niezdolnych przeciwstawić się manipulowaniu nimi przez matki, ojców, żony, kochanki?...
Czy na pewno pożądane byłoby, aby mieć bardziej uległych mężczyzn - jeszcze bardziej niezdolnych do sprzeciwienia się niedorajdów?... Czy to kobietom pomoże?...
Mam wątpliwości. A raczej jestem przekonany, że zdrowym podejściem nie jest dzielenie słabości i siły na kobiecość i męskość, ale propagowanie godnego, uczciwego, opanowanego człowieczeństwa - nie uwikłanego w jakieś upiorne przeciąganie liny pomiędzy płciami. Tak samo poniżająca jest zaakceptowana bez sprzeciwu słabość męska, jak i kobieca. Tak samo odrażająca jest tępa agresja - czy mężczyzny tyrana, czy kobiety zołzy rozstawiającej świat po kątach w zależności od jej humorów i zachcianek.

Współczesny feminizm gwałci wg mnie ową zasadę bezstronności w żądaniu parytetów. Gwałci ją też ARBITRALNOŚCIĄ OCEN w sytuacjach, gdy ewidentnie brakuje danych do oceny (np. owym zaliczeniem dżentelmeństwa, grzeczności z góry na minus, za negatywny aspekt - choć przecież nie siedzi się w cudzej głowie i nie można być pewnym, czy nie jest to jednak aspekt pozytywny). Genderyzm gwałci też zasadę bezstronności w braku chęci dostrzegania, że nie tylko od kobiet oczekuje się uległości, ale i od mężczyzn (przypadków można podać bardzo wiele - najprostszy to dyscyplina w męskich zawodach, grupach celowych itp.), podobnie jak od kobiet wymaga się ładnego wyglądu, to np. miliony mężczyzn na całym świecie muszą się męczyć w biurach w garniturach i krawatach (czasem w ciężkie upały). Praktycznie wszystko to, co w podlinkowanych dyskusjach w stylu owe "równościowe przedszkole" zostało zaliczone jako dyskryminowanie kobiet może być równie dobrze podane jako przykład nacisku na mężczyzn. Wystarczy chcieć to zobaczyć. A jeśli jakieś różnice wystąpią na niekorzyść kobiet (bo raczej wystąpią - tylko nie zero - jedynkowe różnice jakościowe, a raczej będą to różnice ilościowe), to też warto się zastanowić, na ile nie da się znaleźć symetrycznego przypadku na niekorzyść mężczyzn. Tylko będzie on w innej dziedzinie i trzeba CHCIEĆ go odszukać.
Ostatnio w Polsce mamy dyskusję o konwencji dotyczącej przemocy wobec kobiet. Wg mnie takie postawienie sprawy jest wadliwe - tzn. że wyróżnia się przemoc wobec KOBIET. Przemoc, agresja jest zła NIE DLATEGO, że jest wobec kobiet, ale z przyczyn bardziej podstawowych - że gwałci prawa ludzkie. Wikłanie kwestii walki z przemocą w konflikt pomiędzy płciami w istocie tylko osłabia wymowę walki z przemocą, sugeruje, że chodzi o walkę interesów, a nie o prawdziwe dobro i sprawiedliwość. I chociaż prawdą jest, że to kobiety częściej doznają przemocy (szczególnie tej fizycznej), to dalej będę się upierał, że ABSOLUTNIE NIE NALEŻY TEJ PRZEMOCY UMIESZCZAĆ W KATEGORII walki płci. To w pewien sposób daje argument agresorom, spłyca logikę problemu. Taki wredny sk...syn na kierowane wobec niego zarzuty będzie teraz się wykręcał w stylu: "uwzięli się na mnie, bo jestem mężczyzną". I na tym się skupi i łatwiej się sam usprawiedliwi.
Podobnie wg mnie niesłuszna jest koncepcja wyrównywania na siłę różnic pomiędzy ludźmi (także chodzi o osoby niepełnosprawne) poprzez zafałszowywanie słabości i umieszczanie różnych w istocie osób w tym samym kontekście. Tak się nie da. Kontekst jest różny, jeśli jakieś różnice są faktem. Nie ma co zaklinać rzeczywistości. Można jednak zrobić coś innego - MAJĄC W ŚWIADOMOŚCI OWE RÓŻNICE - należałoby uznać podstawową ZASADĘ SZACUNKU dla każdego człowieka. Oznacza to podrzędność jakichś doraźnych ocen - sprawności, intelektu, urody, siły itp. - względem człowieczeństwa jako takiego i prawa do życia w warunkach nie uwłaczających.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 13:36, 14 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 20:19, 14 Mar 2015    Temat postu:

Cytat:
Współczesny feminizm gwałci wg mnie ową zasadę bezstronności w żądaniu parytetów


Parytety oczywiście należy traktować jako rozwiązanie tymczasowe , które ma zastosowanie przede wszystkim tam, gdzie jego wprowadzenie służy dobru wspólnemu.
Zasada bezstronności, żeby była na miejscu, musi zakładać równy start każdego obywatela bez względu na płeć, kolor skóry czy pochodzenie. Ponieważ w zmaskulinizowanym świecie polityki obywatele jednej grupy (mężczyźni) są na starcie bliżej mety niż obywatelki grupy drugiej (kobiety), odpłciowienie obywateli jest niedopuszczalne.
Jeśli nie da się wyodrębnić konkretnej grupy wśród jednostek dyskryminowanych, problem dyskryminacji ze względu na określony aspekt zostaje zaciemniony, znika.
Tym samym nie ma rady wpłynąć na status quo, który wyraźnie nie sprzyja sporej części społeczeństwa.
Rzeczywistym gwałtem na bezstronności jest udawanie, że pozycja startowa kobiet w polityce jest taka sama jak mężczyzn. Udawanie, że to kobietom się nadaje przywileje poprzez wprowadzenie parytetów, zamiast przyznać, że parytety mają na celu stopniowe zepchnięcie z pozycji uprzywilejowanej mężczyzn.
A działania te mają na celu nie tylko osiągnięcie stanu sprawiedliwego, ale też poprawę jakości życia politycznego, a tym samym obywatelskiego poprzez import jakże istotnego - kobiecego punktu widzenia.


Cytat:
A te rzesze maminsynków, facetów niezdolnych przeciwstawić się manipulowaniu nimi przez matki, ojców, żony, kochanki?...
Czy na pewno pożądane byłoby, aby mieć bardziej uległych mężczyzn - jeszcze bardziej niezdolnych do sprzeciwienia się niedorajdów?... Czy to kobietom pomoże?...


Widzi Pan, bo feminizm promuje stan, w którym człowiek ma przede wszystkim samemu sobie się podobać, ma się dobrze czuć we własnej skórze.
Jeśli facet woli styl maminsynka, to będzie maminsynkiem. Jeśli woli być rycerzem, będzie rycerzem.
Ponieważ ludzie są bardzo różnorodni, każdy z takich indywidualistów znajdzie sobie kogoś w swoim guście.
Żaden feminista nie chce nikogo zmuszać do uległości czy agresji.
To antyfeminiści pragną wszystkich facetów i wszystkie kobiety wytresować na jeden słuszny model. I Pan temu przyklaskuje. Wystarczy, że przypomnę, jak to Pan w innym wątku kobietę zredukował to delikatnego aniołka o gołębim sercu. A zrobił Pan to z czystego egoizmu. Chce Pan, jak każdy seksista, żeby kobiety podobały się Panu, a nie sobie samym.
Tak samo jak Pan swoimi pytaniami typu „Czy to kobietom pomoże?” zdradza, że tego samego seksizmu oczekuje u kobiet.

Cytat:
Gwałci ją też ARBITRALNOŚCIĄ OCEN w sytuacjach, gdy ewidentnie brakuje danych do oceny (np. owym zaliczeniem dżentelmeństwa, grzeczności z góry na minus, za negatywny aspekt - choć przecież nie siedzi się w cudzej głowie i nie można być pewnym, czy nie jest to jednak aspekt pozytywny).


A czemu Pan uważa, że w tej sytuacji to właśnie dżentelmen ma decydować, czy jego zachowanie JEST pozytywne lub negatywne?

Cytat:

Genderyzm gwałci też zasadę bezstronności w braku chęci dostrzegania, że nie tylko od kobiet oczekuje się uległości, ale i od mężczyzn (przypadków można podać bardzo wiele - najprostszy to dyscyplina w męskich zawodach, grupach celowych itp.), podobnie jak od kobiet wymaga się ładnego wyglądu, to np. miliony mężczyzn na całym świecie muszą się męczyć w biurach w garniturach i krawatach (czasem w ciężkie upały).


Genderyzm, gwarantuję, to wszystko dostrzega. A to, że niektóre aspekty bardziej eksponuje niż inne jest uzasadnione m.in. nasileniem i rozległością danego zjawiska.
Bo chyba sam Pan przyzna, że głównie od kobiet oczekuje się ładnego wyglądu albo ten wygląd wysuwa się na pierwszy plan. Formalnych, niewygodnych strojów wymaga się od pracowników bez względu na płeć.
A komentarze typu (sytuacja świeża): „Wendzikowska nie wie, kto to Grotkowski. Najwyraźniej poza urodą niczego więcej nie ma do zaoferowania”
Słyszą tylko (pozostawiam miejsce na ew. nieliczne wyjątki) kobiety. Mężczyzna, choćby nie wiem, jak się skompromitował, tego typu wycieczek do wyglądu nie usłyszy.
To nagie kobiety reklamują wszystko, począwszy od samochodów, trumien, poprzez nawozy roślinne, narzędzia, na pieczarkach w plastrach kończąc.
W telewizji pokazuje się prawie wyłącznie młode (najchętniej bardzo atrakcyjne) kobiety. Mężczyzn w dojrzałym, podeszłym wieku, także tych niezbyt urodziwych jest kolokwialnie mówiąc – w pip.

To wszystko w ramach ostrzeżenia, żeby z tego uwielbienia symetrii nie szukać jej tam, gdzie jej nie ma. ;)

Cytat:
Ostatnio w Polsce mamy dyskusję o konwencji dotyczącej przemocy wobec kobiet. Wg mnie takie postawienie sprawy jest wadliwe - tzn. że wyróżnia się przemoc wobec KOBIET


Z tym się akurat zgodzę. Jednak zdaje się, że to nie to wyróżnienie kobiet poróżniło osoby wypowiadające się na temat konwencji, tylko ten złowieszczy gender, którego duch rzekomo przeniknął ten dokument na wskroś.
Tak więc, nawet jeśli przeformułować konwencję na mniej epatującą przemocą wobec kobiet, to główne źródło jej kontrowersji nie zniknie.
Cytat:

Podobnie wg mnie niesłuszna jest koncepcja wyrównywania na siłę różnic pomiędzy ludźmi (także chodzi o osoby niepełnosprawne) poprzez zafałszowywanie słabości i umieszczanie różnych w istocie osób w tym samym kontekście.


Jakieś przykłady?


Ostatnio zmieniony przez istota dnia Sob 20:22, 14 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31055
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:58, 14 Mar 2015    Temat postu:

istota napisał:
Żaden feminista nie chce nikogo zmuszać do uległości czy agresji.
To antyfeminiści pragną wszystkich facetów i wszystkie kobiety wytresować na jeden słuszny model. I Pan temu przyklaskuje. Wystarczy, że przypomnę, jak to Pan w innym wątku kobietę zredukował to delikatnego aniołka o gołębim sercu. A zrobił Pan to z czystego egoizmu. Chce Pan, jak każdy seksista, żeby kobiety podobały się Panu, a nie sobie samym.
Tak samo jak Pan swoimi pytaniami typu „Czy to kobietom pomoże?” zdradza, że tego samego seksizmu oczekuje u kobiet.
...
Cytat:

Podobnie wg mnie niesłuszna jest koncepcja wyrównywania na siłę różnic pomiędzy ludźmi (także chodzi o osoby niepełnosprawne) poprzez zafałszowywanie słabości i umieszczanie różnych w istocie osób w tym samym kontekście.


Jakieś przykłady?

Ja na pewno także nie chcę nikogo do niczego zmuszać.
Natomiast nazywanie moich upodobań "egoizmem" (w jakiejkolwiek nie byłoby to sprawie) to już zupełnie wydziwiona interpretacja. Tak - bardziej podobają mi się kobiety łagodne, niż agresywne. Mężczyźni łagodni z resztą też. Z tego powodu jestem "egoistą"?...
A gdyby podobały mi się agresywne kobiety - to byłbym altruistą?...
Czy człowiek, który lubi pączki bardziej niż bajaderki jest z tego powodu egoistą?
Co miałoby mi się podobać, a co nie podobać wg Pani, abym był altruistą, a co abym był egoistą?...
Nie pojmuję Pani toku wnioskowania.... :think: :cry: :shock:

Co do wyrównywania różnic.
Kiedyś już pisałem, ale może wyjaśnię rzecz szerzej. Jestem zdecydowanym zwolennikiem UMYSŁU WOLNEGO I ŚWIADOMEGO. Oznacza to jednocześnie, że uważam dla umysłu (człowieka) za gorszą opcję, w której umysł staje się zależny i nie panujący nad źródłami własnych ograniczeń.
Z tego mojego ogólnego upodobania, ogólnego rozumienie sensu umysłu wynika pewien wymóg, trud, kłopot, zadanie dla tegoż umysłu. Ten trud to POGODZENIE SIĘ Z PRAWDĄ O SOBIE.
Bo sytuacja bazowo wygląda tak, że rodzimy się z ograniczeniami. Dodatkowo w życiu pewne ograniczenia nabywamy. I to jest fakt. Na starcie przykry fakt. Dla wielu bardzo przykry, bo dodatkowo daje im poczucie, ze są "gorsi". I w pewnym sensie jest to prawda - tzn. wg zadanych kryteriów SĄ GORSI!!!
I ja też jestem gorszy w całej masie różnych rzeczy. Od wielu ludzi jestem gorszy. W niektórych sprawach jestem gorszy od większości ludzi. W innych od małej części owych ludzi. Mógłbym z tego powodu zacząć rozpaczać, albo pogrążać się w depresji. Mógłbym zacząć się frustrować, a od otoczenia zacząć oczekiwać, aby WYRÓWNYWAŁO mi jakoś ową "niesprawiedliwość". Wszystko dałoby się mi wyrównać - pieniędzy mam nie za dużo, zdrowie takie sobie, sława daleka do poziomu celebrytów, strongmanem też nie jestem. Nie wspomnę już o tym, że nie zająłem żadnego ważnego stanowiska, nie potrafię przekrzyczeć mistrzów głośnego darcia się, a moja spostrzegawczość wzrokowa jest chyba poniżej średniej. Mam niezliczoną liczbę powodów do frustracji i do żądania "równości" w owych dziedzinach.
Nie będę jednak żądał tu "sprawiedliwości". Choć niejeden tytuł po temu by się dało całkiem zgrabnie uzasadnić. I choć może by się to jakoś opłaciło. Nie zrobię tego, bo po prostu przyjmuję ROZRZUT STATYSTYCZNY zdolności, szczęścia życiowego i mnóstwa innych okoliczności jako pewien fakt "obiektywny". Powiem więcej - gdyby ktoś mi zaoferował gratis "wyrównanie szans" w jakiejś dziedzinie, to bym to uznał za głupotę. Np. gdyby ktoś mi zaoferował, że z braku umiejetności boksowania, wystawią mnie na ring w meczu o mistrzostwo świata w boksie, ale aktualnego mistrza skrępują za pomocą linki, tak żeby nie mógł mnie dobrze walnąć. Jak wtedy pokonam owego mistrza to ogłoszą mnie mistrzem świata w boksie.... Bo ktoś tam uznał, że tak jest "równiej", "sprawiedliwiej". Otóż nie - nie zgodziłbym się na udział w takiej farsie. Chociaż być może jakoś ona faktycznie wyrównywałaby szanse w owej bokserskiej rywalizacji. Dlaczego?
- Bo na tym właśnie polega rywalizacja, że zakładamy, iż ludzie nie są równi! NIe chcemy równości - szukamy tutaj kto jest "nierówniejszy" - czyli mówiąc krótko "lepszy" (tutaj w boksie).
Ja - wiedząc, że kiepsko boksuję - PO PROSTU W TEJ DYSCYPLINIE NIE STARTUJĘ!
Albo jeślibym nawet wystartował, to liczę się z tym, że dostanę bęcki - bo taki tu jest układ - ma być nierówno, o to właśnie chodzi, aby NIERÓWNOŚĆ USTALIĆ w ramach pewnego pojedynku, gry. I ja to akceptuję.
Powiem więcej...
uwaga... to pewnie trudno jest zrozumieć osobom o mocno "równościowym" typie myślenia...
za obrazę
dla mojej dojrzałości, inteligencji, rozsądku uważałbym taką sytuację, w której miałbym akceptować czyjś dar w postaci "wyrównania mi szans". Byłaby to obraza, bo ja za wielką wartość swojej dojrzałości, zrozumienia traktuję pogodzenie się z tym, kim naprawdę (!) jestem.

Wiem, to może wydać się dziwne dla kogoś, kto przyjmuje bez sprzeciwu koncepcję wygrywania w tym świecie jakichś konkurencji dla siebie. Nie wygrać? - jak dają?...
Ano nie. Nie chcę wygrać, jeślibym musiał zakłócić UCZCIWOŚĆ GRY. I bardziej szczycę się tym, że potrafię to zaakceptować, nawet polubić, niż z "sukcesu", który wynikałby z owego podarowanego mi "wyrównania".

Szczycę się jakoś swoją dojrzałością w tym w względzie, bo w ciężkim trudzie na ową dojrzałość pracowałem. Bo owa dojrzałość (nie twierdzę, że jakoś tak ogólnie jestem dojrzały i mądry, ale chodzi mi o ten aspekt) jest głęboko wbudowana w moją wizję sensu, dobra i mnie jako takiego.
Szczycę się również tym, że MOGĘ BYĆ GORSZY. Akceptuję to. W czymś innym pewnie jestem lepszy. Ale to też nie jest wcale ważne. Bo wszystkie te doraźne, nawet przez ludzi bardzo cenione lepszości i gorszości to mały pikuś wobec CZŁOWIECZEŃSTWA.
Nie uważam się zatem za "gorszego tak w ogóle". Ani też nie uważam się za "lepszego tak w ogóle". Od kogokolwiek na świecie. I cenię sobie to odkrycie, że moje emocje i intelekt są w stanie zaakceptować (szczerze) taką postawę.
:pidu: :* :brawo: :szacunek: :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 22:49, 14 Mar 2015    Temat postu:

Cytat:
Natomiast nazywanie moich upodobań "egoizmem" (w jakiejkolwiek nie byłoby to sprawie) to już zupełnie wydziwiona interpretacja.


Nie nazywam egoizmem Pańskich upodobań, tylko Pańskie przekonanie, że prawdziwe kobiety to te, które się Panu podobają. Jeśli Pan sobie życzy, mogę Panu podlinkować bądź zacytować, jak Pan to wprost wyraża.
Choć mam nadzieję, że aż takich kłopotów z pamięcią Pan nie ma.
Cytat:

A gdyby podobały mi się agresywne kobiety - to byłbym altruistą?...


Gdyby Pan twierdził, że tylko agresywne kobiety to prawdziwe kobiety, byłby Pan wciąż egoistą.

Cytat:

Nie pojmuję Pani toku wnioskowania.... :think: :cry: :shock:


Zaiste niczego Pan nie pojął. Czy ja piszę w aż tak niezrozumiały sposób, czy ktoś tu ma problemy z czytaniem ze zrozumieniem? :think: :cry: :shock:

a propos ograniczeń i godzenia się z prawdą o sobie :wink:


Ostatnio zmieniony przez istota dnia Nie 13:20, 15 Mar 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hello




Dołączył: 07 Sie 2010
Posty: 1988
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:22, 14 Mar 2015    Temat postu:

istota napisał:
Chodź mam nadzieję …
A dokąd zmierzasz, z nadzieją pospołu, Istoto?! :wink:
__________________________________
„Nadzieja pomaga iść naprzód; wytrwałość - stać, a odwaga - wracać.” – W. Grzeszczyk
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 13:22, 15 Mar 2015    Temat postu:

Już nigcie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31055
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:14, 15 Mar 2015    Temat postu:

Trochę chciałbym skomentować wcześniejsze Pani myśli.
istota napisał:
Zasada bezstronności, żeby była na miejscu, musi zakładać równy start każdego obywatela bez względu na płeć, kolor skóry czy pochodzenie. Ponieważ w zmaskulinizowanym świecie polityki obywatele jednej grupy (mężczyźni) są na starcie bliżej mety niż obywatelki grupy drugiej (kobiety), odpłciowienie obywateli jest niedopuszczalne.
Jeśli nie da się wyodrębnić konkretnej grupy wśród jednostek dyskryminowanych, problem dyskryminacji ze względu na określony aspekt zostaje zaciemniony, znika.
Tym samym nie ma rady wpłynąć na status quo, który wyraźnie nie sprzyja sporej części społeczeństwa.
Rzeczywistym gwałtem na bezstronności jest udawanie, że pozycja startowa kobiet w polityce jest taka sama jak mężczyzn. Udawanie, że to kobietom się nadaje przywileje poprzez wprowadzenie parytetów, zamiast przyznać, że parytety mają na celu stopniowe zepchnięcie z pozycji uprzywilejowanej mężczyzn.

A ja zadam pytanie tego rodzaju a dlaczego w ogóle aspekt płci ma być tak bardzo wyróżniony w kontekście polityki?...
Jeżeli już tak bardzo szukamy nierówności, jeśli tę równość mamy w tak wysokim priorytecie, to równie dobrze można by znaleźć aspekt dyskryminacji:
- łysych/rudych/blondynów
- młodszych/starszych
- miłośników kotów/miłośników psów/nie lubiących zwierząt
- zwolenników motoryzacji/przeciwników motoryzacji
- inteligentnych/opóźnionych umysłowo
- wygadnych/mliczących introwertyków
- zdrowych/chorych
itd.....
Można by zrobić jakieś badania przekrojowe społeczeństwa, w których pewnie okaże się, że np. introwertycy, osoby mniej wygadane są niewystarczająco reprezentowane w polityce. I może należałoby zrobić tu jakieś dodatkowe parytety. Albo parytety dla łysych (a może owłosionych?...).
W naturalnym układzie jest to tak, że w polityce wybija się ten, kto po prostu jest bardziej przekonywujący. Niekoniecznie jest mądrzejszy, niekoniecznie uczciwszy - ale przekonywujący. Teraz feminizm nagle wprowadzić pragnie złamanie tej naturalnej celowości układów politycznych wprowadzając arbitralnie aspekt płci. Tak po prostu - bo tak, bo nie jest równo.
Tymczasem...
W polityce właśnie o to chodzi, że NIE JEST RÓWNO! I nie ma być równo! Bo tutaj przecież dąży się do wyłonienia tych, którzy tym się WYRÓŻNILI (!), że są bardziej przekonywujący. Na nich się głosuje, czyli głosujący o tym decydują.

Tutaj mamy złamanie owej zasady na korzyść zasady równościowej ustalanej wg jakiegoś lobby. A jeśli już lobby feministyczne miałoby wygrywać, to dla mnie następnym krokiem jest "wyrównanie szans" w polityce przez kolejne równościowe lobby's - np. jąkałów, niedosłyszących, bardzo wysokich, bardzo niskich, ludzi z nadwagą i z anoreksją. Pewnie największe szanse - sądząc z aktualnego rozwoju współczesnej politycznej poprawności - miałoby tu lobby homoseksualne, czyli niedługo być może zaczniemy być świadkami agitacji w kierunku wprowadzenia parytetów dla osób z kręgu LGBT. Choć może się mylę, a preferencje uzyska jakaś inna grupa.
Wszystkie te lobby będą tak samo dobre jak lobby płci - bo tak samo nijak mają się do naturalnego celu właściwego dla polityki PRZEKONYWANIE ludzi do siebie za pomocą prezentacji swojej osoby i poglądów, co jest naturalnym, wynikającym z samej istoty polityki podejściem.

istota napisał:
Cytat:
Natomiast nazywanie moich upodobań "egoizmem" (w jakiejkolwiek nie byłoby to sprawie) to już zupełnie wydziwiona interpretacja.


Nie nazywam egoizmem Pańskich upodobań, tylko Pańskie przekonanie, że prawdziwe kobiety to te, które się Panu podobają. Jeśli Pan sobie życzy, mogę Panu podlinkować bądź zacytować, jak Pan to wprost wyraża.
Choć mam nadzieję, że aż takich kłopotów z pamięcią Pan nie ma.

To się nie zrozumieliśmy (przynajmniej ja nie załapałem, że o to Pani chodzi).
Wyszukałem swoje sformułowanie z drugiego wątku w tym dziale:
Michał napisał:
feministyczna perspektywa NIE JEST PRAWDZIWĄ KOBIECĄ PERSPEKTYWĄ.

Można chyba podjąć także ten problem...
Ale ja dalej nie rozumiem jako to moim "egoizmem" jest przekonanie o większej prawdziwości perspektywy niefeministycznej. Sorry, to jest mój POGLĄD, moje odczucie, moje rozumienie ludzkich ról i zachowań, ale nie widzę tu jakoś powiązań z koncepcją egoizmu. W tamtym wątku napisałem o swoich chrześcijańskich odniesieniach względem tego co warte szacunku, propagowania, co jest wg mnie lepszą stroną człowieczeństwa. Wśród owych wartości wyróżniłem "miłość, poświęcenie, bycie dobrym, raczej pokornym, niż dominującym". Egoizm do owych pozytywnych wg mnie wartości nie należy. Nie propaguję go ani dla kobiet, ani dla siebie, ani dla innych mężczyzn (z wyjątkiem oczywiście pewnej podstawowej zdroworozsądkowej dawki niezbędnej do bycia konkretną osobą w społeczeństwie).
Proszę mi wytłumaczyć na jakiej zasadzie takie moje przekonanie kwalifikuje się ostatecznie do konceptu "egoizm". Bo ja dalej nie czaję. Może jestem ograniczony, ale po prostu nie rozumiem... :think: :(


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 16:06, 15 Mar 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 17:21, 15 Mar 2015    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

A ja zadam pytanie tego rodzaju a dlaczego w ogóle aspekt płci ma być tak bardzo wyróżniony w kontekście polityki?...


Dlatego, że bycie kobietą/mężczyzną ma realny wpływ na kształt polityki. Nie chodzi o sztukę dla sztuki, tylko poprawę jakości życia obywateli na najbardziej podstawowym poziomie.

A więc nie, bo tak...
Cytat:
Teraz feminizm nagle wprowadzić pragnie złamanie tej naturalnej celowości układów politycznych wprowadzając arbitralnie aspekt płci. Tak po prostu - bo tak, bo nie jest równo.


Cytat:
Tymczasem...
W polityce właśnie o to chodzi, że NIE JEST RÓWNO! I nie ma być równo! Bo tutaj przecież dąży się do wyłonienia tych, którzy tym się WYRÓŻNILI (!), że są bardziej przekonywujący. Na nich się głosuje, czyli głosujący o tym decydują.


To nie Mam Talent, tylko polityka. Chodzi o dobro obywateli, a nie siłę przebicia celebryty.
Jestem za tym, żeby namawiać do polityki ludzi mądrych i uczciwych, a clebryckie wydmuszki kompromitować.

Michał Dyszyński napisał:

Tutaj mamy złamanie owej zasady na korzyść zasady równościowej ustalanej wg jakiegoś lobby. A jeśli już lobby feministyczne miałoby wygrywać, to dla mnie następnym krokiem jest "wyrównanie szans" w polityce przez kolejne równościowe lobby's - np. jąkałów, niedosłyszących, bardzo wysokich, bardzo niskich, ludzi z nadwagą i z anoreksją.


Absurd.

Michał Dyszyński napisał:

Proszę mi wytłumaczyć na jakiej zasadzie takie moje przekonanie kwalifikuje się ostatecznie do konceptu "egoizm". Bo ja dalej nie czaję. Może jestem ograniczony, ale po prostu nie rozumiem... :think: :(


Cytat:
W tym kontekście dla mnie większość ludzkiej aktywności zupełnie dobrze obędzie się bez egoizmu. Ludzie chodzą do pracy (a potem pobierają pensję) nie będąc egoistami, realizują swoje pasje nie będąc egoistami, jedzą smaczne rzeczy, bawią się. Wszystko to nie jest egoizmem, dopóki bierze się pod uwagę dobro innych ludzi, dopóki jesteśmy w stanie jednak zrezygnować z realizacji jakiejś części swoich celów, bo wymaga tego wyższe dobro.


Sam Pan sobie na to pytanie odpowiedział.
Jeśli Pan własny interes (sprzyjający Panu model kobiety aniołka) przedkłada nad dobro pojedynczej kobiety (nie wie Pan przecież, czy akurat dla niej anielskość jest dobra), gwałci Pan wyższe dobro, jakim jest poszanowanie indywidualności drugiego człowieka.

Swój egoizm realizuje Pan nie tylko jako seksista, ale te jako chrześcijanin, kiedy Pan przyjmuje, że ten zestaw cech, który Pan uważa za dobre muszą być z konieczności dobre dla kogokolwiek poza Panem.

I powtarzam, tak długo jak Pan tego typu sądy mieści w ramach upodobań, gustów, poglądów, które nie zobowiązują nikogo do wcielania ich w życie, nie można Panu niczego zarzucić.

Problem zaczyna się wtedy, gdy Pan wypisuje tego typu dyrdymały:

Michał napisał:
feministyczna perspektywa NIE JEST PRAWDZIWĄ KOBIECĄ PERSPEKTYWĄ.


Pan tutaj nie ogranicza się do:
a) nie podoba mi się feministyczna perspektywa

ale sięga po egoistyczne i seksistowskie zarazem:

b) feministka nie mówi głosem kobiety (to samo stwierdził guru seksistów JKM mówiąc "Jeszcze nikt nie udowodnił, że feministka jest kobieta")

Dzięki takiemu cięciu, czuje się Pan uprawniony do bagatelizowania głosu feministek, co za tym idzie, interes kobiet, którego - jak twierdzą - bronią, przestaje Pan uważać za interes kobiet, tylko dlatego, że jakaś część kobiet nie chce z feminizmem mieć nic wspólnego.

Takie kobiety, oczywiście, istnieją. Jednak trzeba być świadomym, że:
a) podobnie jak feministki nie reprezentują wszystkich kobiet
b) często swój anty-feminizm tylko deklarują (bardzo powszechne zjawisko, kobieta zaczyna zdanie od: "Nie jestem feministką, ale..." Po 'ale' wymienia postulaty typowe dla programów feministycznych.
Nie ma co ukrywać, że w Polsce słowo "feministka" funkcjonuje jako obelga.
c) często nie mają pojęcia, czym feministki się zajmują; na czym feminizm polega, gdyż dały sobie wmówić, że feminizm wygląda tak jak go się przedstawia w krzywym zwierciadle seksistowskich krytyków a la Michał Dyszyński


Ostatnio zmieniony przez istota dnia Nie 17:24, 15 Mar 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31055
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:51, 15 Mar 2015    Temat postu:

istota napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Tutaj mamy złamanie owej zasady na korzyść zasady równościowej ustalanej wg jakiegoś lobby. A jeśli już lobby feministyczne miałoby wygrywać, to dla mnie następnym krokiem jest "wyrównanie szans" w polityce przez kolejne równościowe lobby's - np. jąkałów, niedosłyszących, bardzo wysokich, bardzo niskich, ludzi z nadwagą i z anoreksją.


Absurd.

Ano właśnie! Absurd.
Ten absurd Pani zauważa. Ale absurdu, że zaliczanie się do kobiecości vs męskości (zamiast do łysych, jąkałów, czy wysokich) spełnia taki sam schemat Pani nie zauważa.
Jaka jest między nimi różnica? - Ano już wrośnięte w myślenie przyzwyczajenie, przyklepanie przez feministyczną propagandę. Trudno jest zauważyć to, co choć jest na wyciągnięcie ręki oczywiste, wykracza poza wbijane do głowy schematy.


istota napisał:
Michał napisał:
feministyczna perspektywa NIE JEST PRAWDZIWĄ KOBIECĄ PERSPEKTYWĄ.


Pan tutaj nie ogranicza się do:
a) nie podoba mi się feministyczna perspektywa

ale sięga po egoistyczne i seksistowskie zarazem:

b) feministka nie mówi głosem kobiety (to samo stwierdził guru seksistów JKM mówiąc "Jeszcze nikt nie udowodnił, że feministka jest kobieta")

Dzięki takiemu cięciu, czuje się Pan uprawniony do bagatelizowania głosu feministek, co za tym idzie, interes kobiet, którego - jak twierdzą - bronią, przestaje Pan uważać za interes kobiet, tylko dlatego, że jakaś część kobiet nie chce z feminizmem mieć nic wspólnego.

Takie kobiety, oczywiście, istnieją. Jednak trzeba być świadomym, że:
a) podobnie jak feministki nie reprezentują wszystkich kobiet
b) często swój anty-feminizm tylko deklarują (bardzo powszechne zjawisko, kobieta zaczyna zdanie od: "Nie jestem feministką, ale..." Po 'ale' wymienia postulaty typowe dla programów feministycznych.
Nie ma co ukrywać, że w Polsce słowo "feministka" funkcjonuje jako obelga.
c) często nie mają pojęcia, czym feministki się zajmują; na czym feminizm polega, gdyż dały sobie wmówić, że feminizm wygląda tak jak go się przedstawia w krzywym zwierciadle seksistowskich krytyków a la Michał Dyszyński

Mój seksizm...
W feministycznej definicji - pewnie jest. Bo tutaj obowiązuje prosty podział - albo jesteś feministą (albo popierasz), albo seksistą, może mizoginem. Fanatyzm w wydaniu feministycznym jak widać spełnia idealnie cechy wszelkich innych fanatyzmów.
A ja...
Cóż, mam POGLĄDY.
Uważam, co innego niż feministki.
A główny powód mojej postawy to solidarność z WIĘKSZOŚCIĄ KOBIET!

Tak wiem, feministki od lat toczą swoją walkę i tak się w niej zapamiętały, że wydaje im się, jakoby wszystkie kobiety obowiązkowo powinny zostać wojowniczkami, zrezygnować - albo przynajmniej ograniczyć - z pokojowej części swojej natury, z tego co głęboko w sercu (np. uczuć macierzyńskich i miłości rodzinnej). Feministki próbują wszystkim kobietom wimprintować cel stania się "nowoczesnymi" na sposób możliwy do udźwignięcia wyłącznie dla nielicznego grona najsilniejszych psychicznie i fizycznie. Więc liczne biedaczki próbują to spełnić - serca oddają korporacjom (musi być sukces!) zamiast miłości do dzieci, są mocniejsze od mężczyzn, od innych kobiet, walczą, walczą...
A miejsca na szczycie nie ma wiele...
Nieliczne utrzymają się na czubku (przez jakiś czas), ale większość będzie biedować z poczuciem przegrania. Ale teraz to nawet popłakać sobie z tego tytułu nie będzie można. Kobietaki nie płaczą...
Żal mi tych kobiet, bo gdy (w wieku nieco późniejszym) pył bitewny ich życia opadnie, gdy spojrzą z perspektywy na te swoje "sukcesy" to zapłaczą gorzkimi łzami (nienawidząc jednocześnie tych łez, jak objawu słabości).
Oczywiście kobiety mądrzejsze, bardziej świadome samych siebie i realiów świata nie dały się feministkom zmanipulować i po prostu starają się być takie, jak podpowiada im zdrowy rozsądek, doświadczenie, realia fizyczne i emocjonalne - cieszą się nie tylko rywalizacją i walką, a po prostu życiem, miłością, związkami z rodziną, przyjaciółmi. Ale żal mi tych kobiet, które nie zorientowały się, jak feminizm (rzekomo w ich interesie) nimi manipuluje.

Tak - mam swoją wizję PRAWDZIWEJ KOBIECOŚCI. Jest to wizja raczej niefeministyczna (choć pewne wybrane elementy może i byłyby wspólne z feminizmem). Tę wizję jakoś tam postawiłem na piedestale, jest ona obiektem mojej jakby adoracji, wielkiego szacunku. Z resztą chyba wizja doskonałego mężczyzny nie jest jej tak bardzo odległa. Pomiędzy tymi wizjami doskonałości kobiecej i męskiej są w końcu tylko drobne przesunięcia. Obie te wizje tworzą razem obraz idealnego człowieczeństwa. W tym obrazie nie ma zajadłości, nie ma potrzeby samooszukiwania się (w celu spełniania nierealnych wzorców), małostkowości, walki o blichtr możnych świata. Jest tam opiekuńczość - u idealnej kobiety bardziej akceptująca, a u idealnego mężczyzny, nieco bardziej (nie za dużo!) w stylu wymagającym. Jest tam otwartość na potrzeby innych, na rozumienie nowych rzeczy - przy czym ta kobieca część otwartości bardziej akcentuje nakierowanie na zgodę w uczuciach, a męska na zgodność z deklaracjami. Ten idealny obraz człowieczeństwa jest więc nieco podzielony - tu obie części, kobieca i męska, są wzajemnie uzupełniające się, żadna nie ma prymatu nad drugą, a obie razem tworzą wspaniałą całość.

Uważam, że przypinanie mi łatki seksisty nie jest ani sprawiedliwe, ani słuszne. W Wikipedii seksizm: pogląd, że kobiety i mężczyźni nie są sobie równi lub że nie powinni posiadać równych praw[. Ja jestem zdecydowanie za tym, aby prawa dla obu płci były równe. Nie zgadzam się co prawda z upiorną koncepcją "wyrównywania" za pomocą manipulowania mechanizmami z innej grupy, czyli WYBORAMI (parytety). Tam gdzie jest wybór, tam jest wybór, a tam gdzie są prawa, tam powinna być równość. Równość w wyborach oznacza, że takie same (!) są zasady zgłaszania się do wyborów, prezentowania w nich, liczenia głosów, wreszcie zaliczania efektów. To jest równość. Przynajmniej w jako tako sensownym rozumieniu.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 19:05, 15 Mar 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
istota




Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 20:17, 15 Mar 2015    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Ten absurd Pani zauważa. Ale absurdu, że zaliczanie się do kobiecości vs męskości (zamiast do łysych, jąkałów, czy wysokich) spełnia taki sam schemat Pani nie zauważa.

Jaka jest między nimi różnica? - Ano już wrośnięte w myślenie przyzwyczajenie, przyklepanie przez feministyczną propagandę. Trudno jest zauważyć to, co choć jest na wyciągnięcie ręki oczywiste, wykracza poza wbijane do głowy schematy.


Eh. Zauważa Pan z jednej strony różnice w mentalności i potrzebach kobiet i mężczyzn, a z drugiej sprowadza Pan te różnie do kosmetycznej niezgodności w kolorze włosów czy wzrostu? :think:

Michał Dyszyński napisał:

Mój seksizm...
W feministycznej definicji - pewnie jest. Bo tutaj obowiązuje prosty podział - albo jesteś feministą (albo popierasz), albo seksistą, może mizoginem.


Skądże. Można być osobą, która z feministkami się nie zgadza, ale nie odsądza ich z tego powodu od kobiecości, prawdziwości.

Obrazując na innym przykładzie:
Można mówić: "Nie lubię Murzynów, ale to też ludzie", ale można też: "Nie lubie Murzynów. Jeszcze nikt na dobrą sprawę nie udowodnił, że są ludźmi"

Mam nadzieję, że dostrzega Pan tę subtelną różnicę.

Michał Dyszyński napisał:

A główny powód mojej postawy to solidarność z WIĘKSZOŚCIĄ KOBIET!


Rozumiem, że przeprowadził Pan stosowne badania. Z przyjemnością zapoznam się z ich wynikami.

Michał Dyszyński napisał:

Tak wiem, feministki od lat toczą swoją walkę i tak się w niej zapamiętały, że wydaje im się, jakoby wszystkie kobiety obowiązkowo powinny zostać wojowniczkami, zrezygnować - albo przynajmniej ograniczyć - z pokojowej części swojej natury, z tego co głęboko w sercu (np. uczuć macierzyńskich i miłości rodzinnej).

Feministki próbują wszystkim kobietom wimprintować cel stania się "nowoczesnymi" na sposób możliwy do udźwignięcia wyłącznie dla nielicznego grona najsilniejszych psychicznie i fizycznie. Więc liczne biedaczki próbują to spełnić - serca oddają korporacjom (musi być sukces!) zamiast miłości do dzieci, są mocniejsze od mężczyzn, od innych kobiet, walczą, walczą...


Blablabla. A Pan znowu próbuje wmówić feministkom, że ponoszą odpowiedzialność za to, co z tym co głoszą, robią słuchające ich kobiety.

Rozumiem, że ma Pan pretensje do ludzi sukcesu, że chwalą się swoimi sukcesami, opowiadają o tym w TV, no bo przecież okrutnicy sprawiają, że wielu ludzi rezygnuje ze spokojnego życia, które daje im szczęście, tylko po to, żeby zasmakować reklamowanego sukcesu.

Cytat:
A miejsca na szczycie nie ma wiele...
Nieliczne utrzymają się na czubku (przez jakiś czas), ale większość będzie biedować z poczuciem przegrania. Ale teraz to nawet popłakać sobie z tego tytułu nie będzie można. Kobietaki nie płaczą...
Żal mi tych kobiet, bo gdy (w wieku nieco późniejszym) pył bitewny ich życia opadnie, gdy spojrzą z perspektywy na te swoje "sukcesy" to zapłaczą gorzkimi łzami (nienawidząc jednocześnie tych łez, jak objawu słabości).


Każdy płaci za własne błędy, każdy powinie mieć prawo na nich się uczyć. Nie ma nic gorszego dla rozwoju jednostki niż profilaktyczne usuwanie potencjalnych kłód spod nóg.
Zgodnie z tym, co Pan pisze dalej, te kobiety są głupsze i mniej świadome siebie, przecież właśnie dzięki eksperymentom feministycznym mają w ogóle możliwość odkryć, kim są, zmądrzeć. Efektem tej mądrości będzie albo odnalezienie się w tożsamości kobiety tradycyjnej bądź nietradycyjnej.

Michał Dyszyński napisał:

Oczywiście kobiety mądrzejsze, bardziej świadome samych siebie i realiów świata nie dały się feministkom zmanipulować i po prostu starają się być takie, jak podpowiada im zdrowy rozsądek, doświadczenie, realia fizyczne i emocjonalne...


oraz Michał Dyszyński :szacunek:

Michał Dyszyński napisał:

Tak - mam swoją wizję PRAWDZIWEJ KOBIECOŚCI. Jest to wizja raczej niefeministyczna (choć pewne wybrane elementy może i byłyby wspólne z feminizmem). Tę wizję jakoś tam postawiłem na piedestale, jest ona obiektem mojej jakby adoracji, wielkiego szacunku.


Innymi słowy, reprezentuje Pan tzw. seksizm dobrotliwy.

Ciekawe, że Pan nie wiąże go w żaden sposób z zagrożeniem, że część kobiet da się Panu zmanipulować i zamiast być sobą, będą starać się zasłużyć na adorację Michała Dyszyńskiego albo każdego innego seksisty dobrotliwego. :wink:

Cytat:
Obie te wizje tworzą razem obraz idealnego człowieczeństwa.

A co jest takiego w ideale, że jest on bardziej prawdziwy od nieideału?


Michał Dyszyński napisał:

Uważam, że przypinanie mi łatki seksisty nie jest ani sprawiedliwe, ani słuszne. W Wikipedii seksizm: pogląd, że kobiety i mężczyźni nie są sobie równi lub że nie powinni posiadać równych praw[


Używam tego terminu w dużo szerszym znaczeniu.
[link widoczny dla zalogowanych]
I w mojej perspektywie jest Pan ewidentnym seksista, który ponadto na bazie seksizmu zbudował swój idealizm. :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin