Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Osobowości, które (nie) potrzebują się dowartościowywać

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:43, 07 Gru 2021    Temat postu: Osobowości, które (nie) potrzebują się dowartościowywać

Dzisiaj mnie tknęło, że podstawową różnicą w braku zrozumienia wzajemnego pomiędzy ludźmi typu mojego, a ludźmi, których typ osobowości chciałbym opisać, jest stosunek do pytania: czy ja potrzebuję dowartościowania w sensie promocji własnej osoby w społeczności?
Patrząc pod kątem tego pytania, można by podzielić ludzi na dwie grupy, budując też pewne definicji w kontekście problemu:
- aspirujący - to ci, którzy łakną i pragną dowartościowania
- niezależni - to ci, którym już dowartościowywanie ich nie jest jakoś żywotnie potrzebne, którzy traktują życie nie jako konieczność zyskiwania aplauzu, czy zdobywania wyższych stopni hierarchii

Pomiędzy aspirującymi a niezależnymi trudno o porozumienie, bo definiują oni wartość własnej osoby wręcz przeciwstawnie.
Aspirujący ŻYWOTNIE POTRZEBUJE dowartościowania, bez niego czuje się nikim, wciąż cierpiąc z powodu tego, że nie zajął wyższego miejsca w hierarchii społecznej, nie wykazał się jako ten, który daje przeciwnikom popalić.
Niezależny czuje się na danym etapie wystarczająco dowartościowany Nie oznacza to, że niezależny całkiem rezygnuje z dalszych osiągnięć, jednak te osiągnięcia "nie poganiają" jego psychiki do poszukiwania akceptacji u ludzi za wszelką cenę. Niezależny wybiera sobie często inne niż uznanie otoczenia cele i wartości - np. samopoznanie, percepcję piękna, wiedzy.

Gdy spotkają się skrajni w kontekście tego nastawienia przedstawiciele obu tych osobowości, wystąpi między nimi szybko poczucie daleko posuniętego niezrozumienia w zakresie celów działania i życiowych poszukiwań.
Aspirujący będzie się dziwił: o co temu niezależnemu chodzi? On to co robi, robi bez sensu, bo nic z tego nie prowadzi do jego wywyższenia, okazania innym jaki jest ważny i wartościowy. Ten niezależny żyje nie wiadomo po co, nie osiąga niczego, co można by uznać za wartość i sukces...
Z kolei niezależny będzie się dziwił wyborom aspirującego: o co temu aspirującemu chodzi? - Wciąż mu mało tego, kim jest? Nie może się ucieszyć, nie może czerpać satysfakcji z tego, co tworzy przecież już całkiem niezłą harmonię wokół niego? Przecież i tak nie zdobędzie żadnego absolutu, przecież i tak w końcu zatrzymać się trzeba, po co temu aspirującego ów niezaspokojony niepokój i poszukiwanie spełnienia siebie w oczach innych...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 13:44, 07 Gru 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 22 tematy

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:10, 07 Gru 2021    Temat postu:

Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Ludzie się dzielą na takich, którzy:
a) są świadomi tego, że potrzebują tej aprobaty
b) wypierają to, że potrzebują tej aprobaty

Wśród tych pierwszych będą osoby, które łakną tej aprobaty w sposób zaburzony, a więc szukają akceptacji za wszelką cenę - bo samych siebie nie akceptują. I są tacy, którzy mają zachowaną równowagę w tym obszarze.

A ci drudzy wypierają tę potrzebę, ponieważ nie zostaje ona zaspokojona, a jednocześnie nie chcą szukać akceptacji na siłę, bo musieliby stłamsić siebie, a to też powoduje cierpienie. I ta wyparta potrzeba objawia się m.in. chrobliwym szukaniem atencji, uprawianiem autopormocji na forum internetowym.

Taki paradoks - taki człowiek twierdzi, że nie potrzebuje ludzi, ich aprobaty, a w praktyce - nieustannie szuka okazji, żeby zakomunikować tym ludziom "Nie szukam waszej aprobaty". Jeżeli nie szuka, to po co ta komunikacja, kontakt z ludźmi, ciągłe zwracanie na siebie uwagi? Taki człowiek krzyczy między wierszami "zauważ mnie!!!", "jestem taki niedowartościowany!".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:43, 07 Gru 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Jaki status ma to Twoje stwierdzenie?
- Dogmat, coś co przyjmujemy zupełnie bez uzasadnienia, na mocy autorytetu stwierdzającego
- Coś co ma uzasadnienie (jakie?)

towarzyski.pelikan napisał:
Ludzie się dzielą na takich, którzy:
a) są świadomi tego, że potrzebują tej aprobaty
b) wypierają to, że potrzebują tej aprobaty

Czy dopuszczasz też opcję, że to nie jest zerojedynkowe?
Czy np. wyobrażasz sobie sytuację, w której jedni ludzie potrzebują aprobaty BARDZO, podczas gdy innym owa aprobata potrzebna jest średnio raz do roku?...

towarzyski.pelikan napisał:
Wśród tych pierwszych będą osoby, które łakną tej aprobaty w sposób zaburzony, a więc szukają akceptacji za wszelką cenę - bo samych siebie nie akceptują. I są tacy, którzy mają zachowaną równowagę w tym obszarze.

A ci drudzy wypierają tę potrzebę, ponieważ nie zostaje ona zaspokojona, a jednocześnie nie chcą szukać akceptacji na siłę, bo musieliby stłamsić siebie, a to też powoduje cierpienie. I ta wyparta potrzeba objawia się m.in. chorobliwym szukaniem atencji, uprawianiem autopromocji na forum internetowym.

Domyślam się, że mamy tu tońką aluzję do mnie (nie pierwszy raz z resztą).
Tak, rozważałem niejednokrotnie tę sugestię. Nie pierwszy raz spotykam się z tym zarzutem. Nawet jakiś czas temu założyłem wątek na swoim blogu: http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/czy-jestem-narcyzem-i-inne-takie,15587.html#545009
W każdym razie pytanie jak najbardziej jest w mocy. Czy Michał wyparł swoją potrzebę uznania u ludzi? A może rzeczywiście jej nie ma, albo ma mniej niż inni? A może ma ją w jakiejś patologicznej formie?...
- Z resztą poparzcie jak łatwo podchwycił temat, żeby teraz coś wspomnieć o sobie. To na pewno narcyz jest, dodatkowo z patologicznym pragnieniem atencji...
Może... Stawiam sam sobie to pytanie. :think:
Czy mnie ono boli?
- Gdybym był drażliwym narcyzem, to bym pewnie nawet takiego pytania nie zniósł. Zwyczajnie wybuchłbym tutaj wściekłością i oskarżeniem w przeciwną stronę. Czyli przynajmniej mam tyle samokontroli, aby taki zarzut znieść i rozważyć...
Dużo to, czy mało?
- Niektórzy nawet czegoś takiego nie potrafią.

Jest jeszcze inne pytanie: jak odróżnić żywy umysł, ciekawość świat idei, stawianie sobie pytań w ogóle (może i uporczywe, może za bardzo...), które nie ma jednak podłoża w poszukiwaniu akceptacji, od właśnie tej akceptacji poszukiwania?..
Może Michał akurat podlega tej pierwszej opcji?...
Oczywiście w polemicznym ferworze zawsze można tu arbitralnie napisać Michałowi np. "ty przecież wiesz i czujesz, że jesteś tym narcyzem, który żebrze żałośnie o uwagę!". Stwierdzić coś podobnego można, co zaspokoi potrzebę ukąszenia. A jak jest?... :think:

towarzyski.pelikan napisał:
Taki paradoks - taki człowiek twierdzi, że nie potrzebuje ludzi, ich aprobaty, a w praktyce - nieustannie szuka okazji, żeby zakomunikować tym ludziom "Nie szukam waszej aprobaty". Jeżeli nie szuka, to po co ta komunikacja, kontakt z ludźmi, ciągłe zwracanie na siebie uwagi? Taki człowiek krzyczy między wierszami "zauważ mnie!!!", "jestem taki niedowartościowany!".

Może i taki ten Michał jest. Jeśli ktoś ma taką potrzebę mu to powiedzieć (ale przecież TP wcale użył określenia wprost, może to jest w ogóle domniemanie, że chodzi o MD), to powie i będzie fajnie.
Ogólnie jest taka chyba wyraźna cecha pewnych osobowości, że im bardziej krzyczą o swojej niezależności, tym bardziej ich emocje aż skręcają się z poczucia osłabienia, zależności. Czasami to przyjmuje nawet wręcz żałosne formy (może i Michał jest żałosny?...). Czy tak jest?...

Co człowiek ma zrobić z tym swoim ego?...
Stłamsić je? Promować?
Udawać, że go się nie ma, a w ukryciu mu podlegać?...


Napiszę jeszcze coś szczerze z życia - byłem w nim bardzo często i bardzo arbitralnie oskarżany, przypisywano mi najdziwniejsze intencje. Potem na tych moich rzekomych intencjach budowano całe konstrukcje dalszych oskarżeń. I jeszcze na nic nowe domniemania o intencjach i nowe oskarżenia. Aż...
się przyzwyczaiłem do tych oskarżeń i domniemań. Obserwuję je sobie. Czasem - tak dla treningu - próbuję nawet skonfrontować, czy nie ma w nich jakiejś adekwatności do mnie. Próbuję wziąć je za dobrą monetę.
Dlaczego?
- Tu jest clou!
To, że to mogę, że nie zwijam się jak dźgnięty w miękkie podbrzusze, traktuję jako objaw posiadania NIEZBĘDNEJ dla zdrowia psychicznego kontroli nad emocjami (przyznam, nawet że już ten rodzaj kontroli przychodzi mi bez wysiłku) i swego rodzaju MOCY.

Natomiast z jednym w jakimś stopniu bym się prawie zgodził w wypowiedzi TP.
Uważam, że ktoś kto w ogóle rezygnuje ze zdobywania jakiejkolwiek postaci uznania w oczach innych ludzi, jest osobą...
chorą. Ale nieprawdą jest, że takich przypadków nie ma. Są - osoby z poważnymi fobiami społecznymi, ze spektrum autyzmu, coś jakby zaawansowany zespół Aspergera.
W sensie poza chorobami, faktycznie należałoby chyba mówić o zależności od akceptacji społeczeństwa zdrowej i zaburzonej, patologicznej.
Nie wiem jak w tej układance umieścić eremitów... Oto są ludzie, którzy w ogóle zerwali kontakty z resztą społeczeństwa, a nawet trwają przy tej decyzji. Czy oni cierpią w milczeniu, skręcając się z potrzeby akceptacji?...
- Ja raczej wątpię. Raczej (trochę też i sondując własne odczucia) uważam, że są całkiem szczęśliwi.

Więc w tym trybie już - czyli przy założeniu, że jednak w jakiejś tam formie zależność od innych ludzi i poszukiwanie ich akceptacji jest czymś naturalnym dla naszej psychiki, chciałbym pociągnąć wątek. Koryguję więc też nieco moją definicję osobowości niezależnej.
Niezależność od akceptacji w znaczeniu, o którym myślę, to taka postawa, w ramach której człowiek co prawda w jakimś stopniu oczekując owej akceptacji, uznając jej wartość, jednak NIE PODLEGA JEJ NIEWOLNICZO.
Na przeciwnym biegunie są osoby, które od akceptacji zależą w sposób bezrefleksyjny, nie będąc w stanie diagnozować ani mechanizmu, ani skutków tej zależności od akceptacji - walczą o nią za wszelką cenę, nie licząc się z niczym, po trupach, chaotycznie.

Są tacy ludzie - niewolnicy zdobywania laurów społecznych, którzy kompulsywnie do nich dążą. Dla nich nie ma innych wartości jak wypromować się (tak, teraz pewnie tu następuje riposta w myślach - to ty taki jesteś! :rotfl: co jest domniemaniem, którego oczywiście nie można odrzucić a priori). Inni..
trochę się czasem promują, ale też próbują innych celów życia i działania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 22 tematy

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:57, 07 Gru 2021    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Jaki status ma to Twoje stwierdzenie?
- Dogmat, coś co przyjmujemy zupełnie bez uzasadnienia, na mocy autorytetu stwierdzającego
- Coś co ma uzasadnienie (jakie?)

Przyjmuję to twierdzenie na mocy ogólnej wiedzy o świecie. Człowiek jest istotą społeczną i nie znam takiej teorii w psychologii, która by mówiła o tym, że człowiek o normalnie funkcjonującym umyśle, może nie mieć potrzeby uznania. Można sobie oczywiście wyobrazić jakieś sytuacje, które tę potrzebę schowaja w cień, np. człowiek zacznie walczyć o przetrwanie i wyższe potrzeby pójdą w odstawkę.

Jeżeli Ty znasz takie teorie, chętnie się z nimi zapoznam. Zamieniam się w słuch.
Cytat:

[quote="towarzyski.pelikan"]
Ludzie się dzielą na takich, którzy:
a) są świadomi tego, że potrzebują tej aprobaty
b) wypierają to, że potrzebują tej aprobaty

Czy dopuszczasz też opcję, że to nie jest zerojedynkowe?

Dopuszczam, że mogą być osoby, których umysł nie funkcjonuje normalnie i nie mają takiej potrzeby w ogóle. Podałam przykład psychopatów, socjopatów, ale szczerze mówiąc nie wiem, czy oni nie mają takiej potrzeby. To miały być hipotetyczne przykłady, które mogą stanowić wyjątek od normy.
Cytat:
Czy np. wyobrażasz sobie sytuację, w której jedni ludzie potrzebują aprobaty BARDZO, podczas gdy innym owa aprobata potrzebna jest średnio raz do roku?...

Szczerze? Nie mogę tego obalić, ale wydaje mi się to skrajnie nieprawdopdobne. O ile nie ulega wątpliwości, że ludzie mogą w różnym stopniu potrzebować aprobaty albo w różnej formie to samo postawienie sprawy w takim ilościowym ujęciu, że ktoś jej potrzebuje np. raz na rok, dwa razy do roku, raz w miesiącu, co trzy godziny etc. postrzegam jako wadliwe i nie wyobrażam jak w ogóle miałoby to zostać zmierzone?

Ale jeżeli masz jakieś badania naukowe na ten temat, gdzie rzeczywiście takie różnice ilościowe wskazano, to zapoznam się z nimi z wielką uwagą.
Cytat:

Domyślam się, że mamy tu tońką aluzję do mnie (nie pierwszy raz z resztą).
Tak, rozważałem niejednokrotnie tę sugestię. Nie pierwszy raz spotykam się z tym zarzutem. Nawet jakiś czas temu założyłem wątek na swoim blogu: http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/czy-jestem-narcyzem-i-inne-takie,15587.html#545009
W każdym razie pytanie jak najbardziej jest w mocy. Czy Michał wyparł swoją potrzebę uznania u ludzi? A może rzeczywiście jej nie ma, albo ma mniej niż inni? A może ma ją w jakiejś patologicznej formie?...
- Z resztą poparzcie jak łatwo podchwycił temat, żeby teraz coś wspomnieć o sobie. To na pewno narcyz jest, dodatkowo z patologicznym pragnieniem atencji...
Może... Stawiam sam sobie to pytanie. :think:
Czy mnie ono boli?
- Gdybym był drażliwym narcyzem, to bym pewnie nawet takiego pytania nie zniósł. Zwyczajnie wybuchłbym tutaj wściekłością i oskarżeniem w przeciwną stronę. Czyli przynajmniej mam tyle samokontroli, aby taki zarzut znieść i rozważyć...
Dużo to, czy mało?
- Niektórzy nawet czegoś takiego nie potrafią.

Jest jeszcze inne pytanie: jak odróżnić żywy umysł, ciekawość świat idei, stawianie sobie pytań w ogóle (może i uporczywe, może za bardzo...), które nie ma jednak podłoża w poszukiwaniu akceptacji, od właśnie tej akceptacji poszukiwania?..
Może Michał akurat podlega tej pierwszej opcji?...
Oczywiście w polemicznym ferworze zawsze można tu arbitralnie napisać Michałowi np. "ty przecież wiesz i czujesz, że jesteś tym narcyzem, który żebrze żałośnie o uwagę!". Stwierdzić coś podobnego można, co zaspokoi potrzebę ukąszenia. A jak jest?... :think:

Cytat:

Napiszę jeszcze coś szczerze z życia - byłem w nim bardzo często i bardzo arbitralnie oskarżany, przypisywano mi najdziwniejsze intencje. Potem na tych moich rzekomych intencjach budowano całe konstrukcje dalszych oskarżeń. I jeszcze na nic nowe domniemania o intencjach i nowe oskarżenia. Aż...
się przyzwyczaiłem do tych oskarżeń i domniemań. Obserwuję je sobie. Czasem - tak dla treningu - próbuję nawet skonfrontować, czy nie ma w nich jakiejś adekwatności do mnie. Próbuję wziąć je za dobrą monetę.
Dlaczego?
- Tu jest clou!
To, że to mogę, że nie zwijam się jak dźgnięty w miękkie podbrzusze, traktuję jako objaw posiadania NIEZBĘDNEJ dla zdrowia psychicznego kontroli nad emocjami (przyznam, nawet że już ten rodzaj kontroli przychodzi mi bez wysiłku) i swego rodzaju MOCY.

Jaką swoją potrzebę spełniłeś, pisząc powyższe?
Cytat:

Natomiast z jednym w jakimś stopniu bym się prawie zgodził w wypowiedzi TP.
Uważam, że ktoś kto w ogóle rezygnuje ze zdobywania jakiejkolwiek postaci uznania w oczach innych ludzi, jest osobą...
chorą. Ale nieprawdą jest, że takich przypadków nie ma

To jeszcze raz na spokojnie, bez emocji przeczytaj co napisał Pelikan:
Cytat:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Cytat:
Są - osoby z poważnymi fobiami społecznymi, ze spektrum autyzmu, coś jakby zaawansowany zespół Aspergera.

Czy to twierdzenie, że osoby z fobią społeczną, autyzmem, zespołem Aspergrea nie mają potrzeby uznania to jest:
- Dogmat, coś co przyjmujemy zupełnie bez uzasadnienia, na mocy autorytetu stwierdzającego
- Coś co ma uzasadnienie (jakie?)
Cytat:
Więc w tym trybie już - czyli przy założeniu, że jednak w jakiejś tam formie zależność od innych ludzi i poszukiwanie ich akceptacji jest czymś naturalnym dla naszej psychiki, chciałbym pociągnąć wątek. Koryguję więc też nieco moją definicję osobowości niezależnej.
Niezależność od akceptacji w znaczeniu, o którym myślę, to taka postawa, w ramach której człowiek co prawda w jakimś stopniu oczekując owej akceptacji, uznając jej wartość, jednak NIE PODLEGA JEJ NIEWOLNICZO.
Na przeciwnym biegunie są osoby, które od akceptacji zależą w sposób bezrefleksyjny, nie będąc w stanie diagnozować ani mechanizmu, ani skutków tej zależności od akceptacji - walczą o nią za wszelką cenę, nie licząc się z niczym, po trupach, chaotycznie.

I tym sposobem zgodziłeś się z twierdzeniem Towarzyskiego Pelikana:
Cytat:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Ludzie się dzielą na takich, którzy:
a) są świadomi tego, że potrzebują tej aprobaty
b) wypierają to, że potrzebują tej aprobaty

Wśród tych pierwszych będą osoby, które łakną tej aprobaty w sposób zaburzony, a więc szukają akceptacji za wszelką cenę - bo samych siebie nie akceptują. I są tacy, którzy mają zachowaną równowagę w tym obszarze.


Skąd zatem ta emocjonalna reakcja na początku wypowiedzi? :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:11, 07 Gru 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:

I tym sposobem zgodziłeś się z twierdzeniem Towarzyskiego Pelikana:
Cytat:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Ludzie się dzielą na takich, którzy:
a) są świadomi tego, że potrzebują tej aprobaty
b) wypierają to, że potrzebują tej aprobaty

Wśród tych pierwszych będą osoby, które łakną tej aprobaty w sposób zaburzony, a więc szukają akceptacji za wszelką cenę - bo samych siebie nie akceptują. I są tacy, którzy mają zachowaną równowagę w tym obszarze.


Skąd zatem ta emocjonalna reakcja na początku wypowiedzi? :think:

A co jest emocjonalnego w spytaniu się o status twierdzenia?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8320
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 19:27, 07 Gru 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.


pomijając fakt, że wiekszość chyba psychopatów i socjopatów doskonale funkcjonuje w społeczeństwie ... to raczej wynika z tego, że są osoby, które takiej aprobaty nie potrzebują, a "społeczeństwo" czyli jakaś grupka narcystycznych lewackich przygłupów (w których opinie "społeczeństwo" wierzy, i bezmyślnie powtarza ich prawdy objawione) zaetykietowała sobie pewne grupy osób, które odbierają jako stanowiące dla nich zagrozenie i tak jak Dyszyński często z debilem w swojej głowie dyskutuje, tak tu naziolskie przygłupy pozostałym bezmózgom do wierzenia podają co przedstawiciele tych grup sobie myślą /to zresztą przykład tego, jak działa znacznie bardziej szkodliwa korporacja - "zawodowa"/.

ciekawe t.p że drzesz japę o maseczki, że to sergregacja, a cała to faszystowska ideologia nadludzi już ci nie przeszkadza ... co jeszcze głupsze w swym lewackim myśleniu do chrześcijaństwa i nauk religii się odwołujesz.

Cytat:
takiej aprobaty nie potrzebują,

nie nie potrzebują, tylko wynika z tego, że człowiek sam dla siebie większą niż urojony byt "społeczeństwo" sam dla siebie stanowi, i jesli "społeczeństwo" tę godność próbuje mu odebrać, to wybiera siebie.

a jedyne co może człowieka oceniać to prawo, a nie opinie popierdolonych nazistowskich (bo ta sama podstawa ideologiczna) "nauk" - korporacji narcystycznych przygłupów.


Ostatnio zmieniony przez lucek dnia Wto 19:31, 07 Gru 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 22 tematy

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:35, 07 Gru 2021    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:

I tym sposobem zgodziłeś się z twierdzeniem Towarzyskiego Pelikana:
Cytat:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Ludzie się dzielą na takich, którzy:
a) są świadomi tego, że potrzebują tej aprobaty
b) wypierają to, że potrzebują tej aprobaty

Wśród tych pierwszych będą osoby, które łakną tej aprobaty w sposób zaburzony, a więc szukają akceptacji za wszelką cenę - bo samych siebie nie akceptują. I są tacy, którzy mają zachowaną równowagę w tym obszarze.


Skąd zatem ta emocjonalna reakcja na początku wypowiedzi? :think:

A co jest emocjonalnego w spytaniu się o status twierdzenia?

Emocjonalny jest sposób Twojej wypowiedzi. To pytanie o status było próbą przyatakowania mnie, bo napisałam coś, czym Ci nacisnęłam na odcisk i czemu poświęciłeś większą część swojej wypowiedzi.

Nawet w tej chwili porzuciłeś spór dotyczący tematu, który założyłeś i postanowiłeś pociągnąć ten wątek personalny, bo to jest naprawdę tym, co Ciebie interesuje w dyskusjach na forum. Twoja osoba. Reszta jest pretekstem do autopromocji.

Odpowiedz sobie na pytanie - tylko spróbuj zrobić to dla odmiany prywatnie, a nie publicznie, skąd u Ciebie tendencja, żeby ciągle pisać o sobie, sprowadzać wszelkie tematy do Twojej osoby?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:44, 07 Gru 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:

I tym sposobem zgodziłeś się z twierdzeniem Towarzyskiego Pelikana:
Cytat:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Ludzie się dzielą na takich, którzy:
a) są świadomi tego, że potrzebują tej aprobaty
b) wypierają to, że potrzebują tej aprobaty

Wśród tych pierwszych będą osoby, które łakną tej aprobaty w sposób zaburzony, a więc szukają akceptacji za wszelką cenę - bo samych siebie nie akceptują. I są tacy, którzy mają zachowaną równowagę w tym obszarze.


Skąd zatem ta emocjonalna reakcja na początku wypowiedzi? :think:

A co jest emocjonalnego w spytaniu się o status twierdzenia?

Emocjonalny jest sposób Twojej wypowiedzi. To pytanie o status było próbą przyatakowania mnie, bo napisałam coś, czym Ci nacisnęłam na odcisk i czemu poświęciłeś większą część swojej wypowiedzi.

Nawet w tej chwili porzuciłeś spór dotyczący tematu, który założyłeś i postanowiłeś pociągnąć ten wątek personalny, bo to jest naprawdę tym, co Ciebie interesuje w dyskusjach na forum. Twoja osoba. Reszta jest pretekstem do autopromocji.

Odpowiedz sobie na pytanie - tylko spróbuj zrobić to dla odmiany prywatnie, a nie publicznie, skąd u Ciebie tendencja, żeby ciągle pisać o sobie, sprowadzać wszelkie tematy do Twojej osoby?

Piszę o sobie, aby pominąć jeden etap wyjaśniania - związany z pytaniem: a skąd wiesz, że tak ktoś w ogóle myśli?
Opisuję swoje myśli, bo w ten sposób automatycznie staję się przykładem. I nie ma wtedy niepotrzebnej dyskusji, która nieraz się wywiązuje, gdy ktoś to samo sformułuje "są ludzie, którzy przejawiają postawę ...". Polemiczni (czyli uważający, że przyczepienie się o coś o jeden raz więcej, to okazja, z której szkoda byłoby nie skorzystać) dyskutanci wykorzystują tę szansę na opóźnianie debaty nad meritum i rozmywanie argumentów, osłabianie ich rzekomym "nie wiadomo, kto tak naprawdę myśli, tak jak piszesz".

Twoja odpowiedź jest z resztą dość dobrym przykładem na to, jak uciekasz w argumenty walki personalnej, a nie w dyskusję nad sprawą.
Moje pytanie o status wypowiedzi rzeczywiście było formą ataku ale NIE PERSONALNEGO, A MERYTORYCZNEGO.
Ja na takie pytanie uznałbym, że należy na nie odpowiedzieć. Ty najwyraźniej nie czujesz się komfortowo z odpowiedzią na to pytanie. Prawdopodobnie dlatego, że tutaj czujesz, iż po prostu zagrałaś arbitralnością swojej oceny, że poza samym stwierdzaniem jak to rzekomo jest, nie masz tu nic na potwierdzenie. Musiałabyś uczciwie przyznać, że status Twojej wypowiedzi jest "tak się trochę zdawało, ale właściwie to poza owym zdawaniem, to nic tu nie mam".
Więc chwyciłaś się - jako szansy - tych uwag personalnych wobec mnie.
Akurat może i ja popełniłem trochę błąd, że się rozpisałem na ów temat. Może lepiej było tego nie rozkminiać. Ale trochę nie mogłem sobie odmówić napisania w końcu czegoś, co jest dla mnie ważne, a co rzeczywiście wyjaśnia dość klarownie moje stanowisko. Chodzi o to, że rzeczywiście ZDOLNOŚĆ DO ROZWAŻANIA UWAG KRYTYCZNYCH WOBEC SIEBIE NIE NARUSZAJĄC EMOCJI JEST MOCĄ. Jeśli ktoś przyjmuje zarzuty tak merytorycznie rzeczowo, jakby się rozważał zarzuty wobec osób trzecich, czy w ogóle nieznanych, to pokazuje, że przynajmniej jeden rodzaj lęku ma pod kontrolę - ma pod kontrolą lęk zaatakowanego ego.
Więc rzeczywiście, trochę nawet i prowokacyjnie, o tym napisałem.
Chciałem aby to zostało opisane.
I nawet, obojętnie czy rzeczywiście mi tę moc ostatecznie można mi przypisać (w pełni) czy też nie, to chcę aby tak właśnie nazwać tę umiejętność zdystansowania się emocjonalnego od bycia krytykowanym. To jest kontrola, to jest poskromienie instynktowych reakcji odwetu, to jest moc (to, że może myślisz, iż sam tej mocy nie mam, nie ma znaczenia, że w ogóle jest to moc, a tak naprawdę to wcale nie o moją promocję mi chodzi, tylko o PROMOCJĘ MOCY UMYSŁU, zdolnego widzieć własne błędy z takim samym spokojem, jak postrzega błędy innych ludzi).
Jest wielu "mocarzy", którzy próbują panować nad wszystkim wokół nich, z wyjątkiem...
samych siebie. Wobec własnych emocji, szczególnie ambicji "ja wielki kozak jestem", są jak malutkie dzieci - te emocje szarpią nimi i kręcą bez ograniczeń.
Ale nigdzie nie jest odgórnie powiedziane i ustalone w czym ktoś ma upatrywać mocy. :think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 1:57, 08 Gru 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 22 tematy

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:30, 08 Gru 2021    Temat postu:

dubel

Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Śro 19:31, 08 Gru 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 22 tematy

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:30, 08 Gru 2021    Temat postu:

MD napisał:
Twoja odpowiedź jest z resztą dość dobrym przykładem na to, jak uciekasz w argumenty walki personalnej, a nie w dyskusję nad sprawą.
Moje pytanie o status wypowiedzi rzeczywiście było formą ataku ale NIE PERSONALNEGO, A MERYTORYCZNEGO.
Ja na takie pytanie uznałbym, że należy na nie odpowiedzieć. Ty najwyraźniej nie czujesz się komfortowo z odpowiedzią na to pytanie. Prawdopodobnie dlatego, że tutaj czujesz, iż po prostu zagrałaś arbitralnością swojej oceny, że poza samym stwierdzaniem jak to rzekomo jest, nie masz tu nic na potwierdzenie. Musiałabyś uczciwie przyznać, że status Twojej wypowiedzi jest "tak się trochę zdawało, ale właściwie to poza owym zdawaniem, to nic tu nie mam".

I o tym (wyboldowane) świadczy fakt, że ja odpowiedziałam na Twoje pytanie:
tp napisał:
MD napisał:
tp napisał:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.


Jaki status ma to Twoje stwierdzenie?
- Dogmat, coś co przyjmujemy zupełnie bez uzasadnienia, na mocy autorytetu stwierdzającego
- Coś co ma uzasadnienie (jakie?)


Przyjmuję to twierdzenie na mocy ogólnej wiedzy o świecie. Człowiek jest istotą społeczną i nie znam takiej teorii w psychologii, która by mówiła o tym, że człowiek o normalnie funkcjonującym umyśle, może nie mieć potrzeby uznania. Można sobie oczywiście wyobrazić jakieś sytuacje, które tę potrzebę schowaja w cień, np. człowiek zacznie walczyć o przetrwanie i wyższe potrzeby pójdą w odstawkę.

Jeżeli Ty znasz takie teorie, chętnie się z nimi zapoznam. Zamieniam się w słuch.


a Ty na moje analogiczne pytanie nie odpowidziałeś?:
tp napisał:
MD napisał:
Uważam, że ktoś kto w ogóle rezygnuje ze zdobywania jakiejkolwiek postaci uznania w oczach innych ludzi, jest osobą...
chorą. Ale nieprawdą jest, że takich przypadków nie ma. Są - osoby z poważnymi fobiami społecznymi, ze spektrum autyzmu, coś jakby zaawansowany zespół Aspergera.


Czy to twierdzenie, że osoby z fobią społeczną, autyzmem, zespołem Aspergrea nie mają potrzeby uznania to jest:
- Dogmat, coś co przyjmujemy zupełnie bez uzasadnienia, na mocy autorytetu stwierdzającego
- Coś co ma uzasadnienie (jakie?)


:think:
Cytat:

Twoja odpowiedź jest z resztą dość dobrym przykładem na to, jak uciekasz w argumenty walki personalnej, a nie w dyskusję nad sprawą.

Misiu, ja odnosiłam się do Twoich uwag i pytań, a Ty w tym momencie porzuciłeś spór i zainteresowało Cię tylko jedno - wątek personalny.

Dowód poniżej:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Jaki status ma to Twoje stwierdzenie?
- Dogmat, coś co przyjmujemy zupełnie bez uzasadnienia, na mocy autorytetu stwierdzającego
- Coś co ma uzasadnienie (jakie?)

Przyjmuję to twierdzenie na mocy ogólnej wiedzy o świecie. Człowiek jest istotą społeczną i nie znam takiej teorii w psychologii, która by mówiła o tym, że człowiek o normalnie funkcjonującym umyśle, może nie mieć potrzeby uznania. Można sobie oczywiście wyobrazić jakieś sytuacje, które tę potrzebę schowaja w cień, np. człowiek zacznie walczyć o przetrwanie i wyższe potrzeby pójdą w odstawkę.

Jeżeli Ty znasz takie teorie, chętnie się z nimi zapoznam. Zamieniam się w słuch.
Cytat:

towarzyski.pelikan napisał:

Ludzie się dzielą na takich, którzy:
a) są świadomi tego, że potrzebują tej aprobaty
b) wypierają to, że potrzebują tej aprobaty

Czy dopuszczasz też opcję, że to nie jest zerojedynkowe?

Dopuszczam, że mogą być osoby, których umysł nie funkcjonuje normalnie i nie mają takiej potrzeby w ogóle. Podałam przykład psychopatów, socjopatów, ale szczerze mówiąc nie wiem, czy oni nie mają takiej potrzeby. To miały być hipotetyczne przykłady, które mogą stanowić wyjątek od normy.
Cytat:
Czy np. wyobrażasz sobie sytuację, w której jedni ludzie potrzebują aprobaty BARDZO, podczas gdy innym owa aprobata potrzebna jest średnio raz do roku?...

Szczerze? Nie mogę tego obalić, ale wydaje mi się to skrajnie nieprawdopdobne. O ile nie ulega wątpliwości, że ludzie mogą w różnym stopniu potrzebować aprobaty albo w różnej formie to samo postawienie sprawy w takim ilościowym ujęciu, że ktoś jej potrzebuje np. raz na rok, dwa razy do roku, raz w miesiącu, co trzy godziny etc. postrzegam jako wadliwe i nie wyobrażam jak w ogóle miałoby to zostać zmierzone?

Ale jeżeli masz jakieś badania naukowe na ten temat, gdzie rzeczywiście takie różnice ilościowe wskazano, to zapoznam się z nimi z wielką uwagą.
Cytat:

Domyślam się, że mamy tu tońką aluzję do mnie (nie pierwszy raz z resztą).
Tak, rozważałem niejednokrotnie tę sugestię. Nie pierwszy raz spotykam się z tym zarzutem. Nawet jakiś czas temu założyłem wątek na swoim blogu: http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/czy-jestem-narcyzem-i-inne-takie,15587.html#545009
W każdym razie pytanie jak najbardziej jest w mocy. Czy Michał wyparł swoją potrzebę uznania u ludzi? A może rzeczywiście jej nie ma, albo ma mniej niż inni? A może ma ją w jakiejś patologicznej formie?...
- Z resztą poparzcie jak łatwo podchwycił temat, żeby teraz coś wspomnieć o sobie. To na pewno narcyz jest, dodatkowo z patologicznym pragnieniem atencji...
Może... Stawiam sam sobie to pytanie. :think:
Czy mnie ono boli?
- Gdybym był drażliwym narcyzem, to bym pewnie nawet takiego pytania nie zniósł. Zwyczajnie wybuchłbym tutaj wściekłością i oskarżeniem w przeciwną stronę. Czyli przynajmniej mam tyle samokontroli, aby taki zarzut znieść i rozważyć...
Dużo to, czy mało?
- Niektórzy nawet czegoś takiego nie potrafią.

Jest jeszcze inne pytanie: jak odróżnić żywy umysł, ciekawość świat idei, stawianie sobie pytań w ogóle (może i uporczywe, może za bardzo...), które nie ma jednak podłoża w poszukiwaniu akceptacji, od właśnie tej akceptacji poszukiwania?..
Może Michał akurat podlega tej pierwszej opcji?...
Oczywiście w polemicznym ferworze zawsze można tu arbitralnie napisać Michałowi np. "ty przecież wiesz i czujesz, że jesteś tym narcyzem, który żebrze żałośnie o uwagę!". Stwierdzić coś podobnego można, co zaspokoi potrzebę ukąszenia. A jak jest?... :think:

Cytat:

Napiszę jeszcze coś szczerze z życia - byłem w nim bardzo często i bardzo arbitralnie oskarżany, przypisywano mi najdziwniejsze intencje. Potem na tych moich rzekomych intencjach budowano całe konstrukcje dalszych oskarżeń. I jeszcze na nic nowe domniemania o intencjach i nowe oskarżenia. Aż...
się przyzwyczaiłem do tych oskarżeń i domniemań. Obserwuję je sobie. Czasem - tak dla treningu - próbuję nawet skonfrontować, czy nie ma w nich jakiejś adekwatności do mnie. Próbuję wziąć je za dobrą monetę.
Dlaczego?
- Tu jest clou!
To, że to mogę, że nie zwijam się jak dźgnięty w miękkie podbrzusze, traktuję jako objaw posiadania NIEZBĘDNEJ dla zdrowia psychicznego kontroli nad emocjami (przyznam, nawet że już ten rodzaj kontroli przychodzi mi bez wysiłku) i swego rodzaju MOCY.

Jaką swoją potrzebę spełniłeś, pisząc powyższe?
Cytat:

Natomiast z jednym w jakimś stopniu bym się prawie zgodził w wypowiedzi TP.
Uważam, że ktoś kto w ogóle rezygnuje ze zdobywania jakiejkolwiek postaci uznania w oczach innych ludzi, jest osobą...
chorą. Ale nieprawdą jest, że takich przypadków nie ma

To jeszcze raz na spokojnie, bez emocji przeczytaj co napisał Pelikan:
Cytat:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Cytat:
Są - osoby z poważnymi fobiami społecznymi, ze spektrum autyzmu, coś jakby zaawansowany zespół Aspergera.

Czy to twierdzenie, że osoby z fobią społeczną, autyzmem, zespołem Aspergrea nie mają potrzeby uznania to jest:
- Dogmat, coś co przyjmujemy zupełnie bez uzasadnienia, na mocy autorytetu stwierdzającego
- Coś co ma uzasadnienie (jakie?)
Cytat:
Więc w tym trybie już - czyli przy założeniu, że jednak w jakiejś tam formie zależność od innych ludzi i poszukiwanie ich akceptacji jest czymś naturalnym dla naszej psychiki, chciałbym pociągnąć wątek. Koryguję więc też nieco moją definicję osobowości niezależnej.
Niezależność od akceptacji w znaczeniu, o którym myślę, to taka postawa, w ramach której człowiek co prawda w jakimś stopniu oczekując owej akceptacji, uznając jej wartość, jednak NIE PODLEGA JEJ NIEWOLNICZO.
Na przeciwnym biegunie są osoby, które od akceptacji zależą w sposób bezrefleksyjny, nie będąc w stanie diagnozować ani mechanizmu, ani skutków tej zależności od akceptacji - walczą o nią za wszelką cenę, nie licząc się z niczym, po trupach, chaotycznie.

I tym sposobem zgodziłeś się z twierdzeniem Towarzyskiego Pelikana:
Cytat:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Ludzie się dzielą na takich, którzy:
a) są świadomi tego, że potrzebują tej aprobaty
b) wypierają to, że potrzebują tej aprobaty

Wśród tych pierwszych będą osoby, które łakną tej aprobaty w sposób zaburzony, a więc szukają akceptacji za wszelką cenę - bo samych siebie nie akceptują. I są tacy, którzy mają zachowaną równowagę w tym obszarze.


Skąd zatem ta emocjonalna reakcja na początku wypowiedzi? :think:


Odpowiedź MD:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:

I tym sposobem zgodziłeś się z twierdzeniem Towarzyskiego Pelikana:
Cytat:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Ludzie się dzielą na takich, którzy:
a) są świadomi tego, że potrzebują tej aprobaty
b) wypierają to, że potrzebują tej aprobaty

Wśród tych pierwszych będą osoby, które łakną tej aprobaty w sposób zaburzony, a więc szukają akceptacji za wszelką cenę - bo samych siebie nie akceptują. I są tacy, którzy mają zachowaną równowagę w tym obszarze.


Skąd zatem ta emocjonalna reakcja na początku wypowiedzi? :think:

A co jest emocjonalnego w spytaniu się o status twierdzenia?


Przeanalizuj to Misiu na spokojnie, a zauważysz, że Twoje deklaracje i oceny się rozbiegają z faktami. Z naszej dwójki to ja jestem znacznie bardziej zainteresowana dyskusja na temat, który założyłeś niż Ty. I przedstawiłam na to dowody. Teraz deal with it :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 0:00, 09 Gru 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
MD napisał:
Twoja odpowiedź jest z resztą dość dobrym przykładem na to, jak uciekasz w argumenty walki personalnej, a nie w dyskusję nad sprawą.
Moje pytanie o status wypowiedzi rzeczywiście było formą ataku ale NIE PERSONALNEGO, A MERYTORYCZNEGO.
Ja na takie pytanie uznałbym, że należy na nie odpowiedzieć. Ty najwyraźniej nie czujesz się komfortowo z odpowiedzią na to pytanie. Prawdopodobnie dlatego, że tutaj czujesz, iż po prostu zagrałaś arbitralnością swojej oceny, że poza samym stwierdzaniem jak to rzekomo jest, nie masz tu nic na potwierdzenie. Musiałabyś uczciwie przyznać, że status Twojej wypowiedzi jest "tak się trochę zdawało, ale właściwie to poza owym zdawaniem, to nic tu nie mam".

I o tym (wyboldowane) świadczy fakt, że ja odpowiedziałam na Twoje pytanie:
tp napisał:
MD napisał:
tp napisał:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.


Jaki status ma to Twoje stwierdzenie?
- Dogmat, coś co przyjmujemy zupełnie bez uzasadnienia, na mocy autorytetu stwierdzającego
- Coś co ma uzasadnienie (jakie?)


Przyjmuję to twierdzenie na mocy ogólnej wiedzy o świecie. Człowiek jest istotą społeczną i nie znam takiej teorii w psychologii, która by mówiła o tym, że człowiek o normalnie funkcjonującym umyśle, może nie mieć potrzeby uznania. Można sobie oczywiście wyobrazić jakieś sytuacje, które tę potrzebę schowaja w cień, np. człowiek zacznie walczyć o przetrwanie i wyższe potrzeby pójdą w odstawkę.

Jeżeli Ty znasz takie teorie, chętnie się z nimi zapoznam. Zamieniam się w słuch.

Stwierdzenie, iż "człowiek jest istotą społeczną" w jego ogólnikowości niczego konkretnie nie wskazuje w kontekście tego wątku.
Potrzebne by tu było O WIELE BARDZIEJ KONKRETNE twierdzenie - np. w stylu "człowiek zawsze, bez wyjątków musi podlegać potrzebom społecznym X". Tymczasem prosta obserwacja różnych ludzi - od eremitów, poprzez notorycznych samotników, dalej średniaków pod względem potrzeb społecznych, aż do ludzi bardzo od ludzi zależnych - pokazuje, że nie ma tu jednej normy, czy jakiejś absolutnej jednej reakcji. Mamy tysiące ludzi, którzy z własnej woli wolą samotność (wręcz są zakony kontemplacyjne), niż ożywione kontakty z ludźmi.
Twój argument więc zupełnie niczego tu nie przesądza. Właściwie to nawet nie do końca wiadomo ZA CZYM to jest argument. Co konkretnie twierdzisz, tym powolaniem się na społeczną naturę człowieka?
Przykładowo:
- że zwariuje bez towarzystwa innych ludzi? - chyba nie, może niektórzy by zwariowali, ale innym to się spodoba.
- że coś innego złego się stanie w samotności? - Co właściwie?...
A weź pod uwagę to, że jeżeli NIE NA PEWNO coś miałoby się stać, to oznacza, że trudno jest to wyciągać jako argument. A uważaj z deklaracjami, że coś stanie się z samotnikami na pewno, bo łatwo znajdę przeciwprzykład.
W każdym razie proszę abyś w końcu wzięła pod uwagę ten mój przykład z pustelnikami, zakonami, w których ludzie zamykają się w odosobnieniu, czy innymi ludźmi, lubiącymi samotność a nie udawała, że ten przykład się nie pojawił. On jest, a Ty go nie skomentowałaś.

towarzyski.pelikan napisał:
Czy to twierdzenie, że osoby z fobią społeczną, autyzmem, zespołem Aspergrea nie mają potrzeby uznania to jest:
- Dogmat, coś co przyjmujemy zupełnie bez uzasadnienia, na mocy autorytetu stwierdzającego
- Coś co ma uzasadnienie (jakie?)

Jest to SPOSTRZEŻENIE, o których piszą podręczniki - np. napisano tu: [link widoczny dla zalogowanych]
A tam
Cytat:
Autyzm to przypadłość, która zaliczana jest do grupy symptomów zwanych wycofaniem, czyli unikaniem kontaktu ze światem zewnętrznym – z ludźmi i otoczeniem.


towarzyski.pelikan napisał:
Dopuszczam, że mogą być osoby, których umysł nie funkcjonuje normalnie i nie mają takiej potrzeby w ogóle. Podałam przykład psychopatów, socjopatów, ale szczerze mówiąc nie wiem, czy oni nie mają takiej potrzeby. To miały być hipotetyczne przykłady, które mogą stanowić wyjątek od normy.

Akurat psychopaci i socjopaci nie tylko potrzeby społeczne prezentują, ale wręcz w rozbuchanej, wynaturzonej postaci - POSTACI NARCYZMU. Psychopaci boją się samotności jak ognia, oni właśnie znajdują sobie ofiary, które są przez nich gnębione nieustanną kontrolą. Psychopata jest wręcz uzależniony od owej - agresywnej i niszczącej inne osoby - potrzeby ekspansji społecznej.
Poczytaj o psychopatach, to sama się przekonasz.

towarzyski.pelikan napisał:
Cytat:
Czy np. wyobrażasz sobie sytuację, w której jedni ludzie potrzebują aprobaty BARDZO, podczas gdy innym owa aprobata potrzebna jest średnio raz do roku?...

Szczerze? Nie mogę tego obalić, ale wydaje mi się to skrajnie nieprawdopdobne. O ile nie ulega wątpliwości, że ludzie mogą w różnym stopniu potrzebować aprobaty albo w różnej formie to samo postawienie sprawy w takim ilościowym ujęciu, że ktoś jej potrzebuje np. raz na rok, dwa razy do roku, raz w miesiącu, co trzy godziny etc. postrzegam jako wadliwe i nie wyobrażam jak w ogóle miałoby to zostać zmierzone?

Ale jeżeli masz jakieś badania naukowe na ten temat, gdzie rzeczywiście takie różnice ilościowe wskazano, to zapoznam się z nimi z wielką uwagą.

[link widoczny dla zalogowanych]
Stamtąd (badanie jest o korelacji potrzeby akceptacji z satysfakcją z pracy, ale o metodologii można tam sporo przeczytać, a także jest tam parę interesujących spostrzeżeń ... więcej nie chce mi się googlać):
autor artykułu - link wyżej napisał:
Im wyższe jest jej natężenie, tym większa podatność osoby na wpływ otoczenia społecznego i silniejsza tendencja do przedstawiania siebie w korzystnym świetle, do udzielania informacji, które dobrze o niej świadczą , aby zyska akceptację społeczną
...
Do pomiaru potrzeby aprobaty społecznej jako cechy A. L. Edwards skonstruował Skalę Aprobaty Społecznej (por. Adelt, Kranas, 1978)

Potrzeba aprobaty społecznej jest względnie stałą cech osoby – poszczególni
ludzie różnię się jej natężeniem. Jedni wykazuj silniejsze pragnienie akceptacji
i silniejszą tendencję do przedstawiania siebie w korzystnym świetle niż inni
(Crowne, Marlowe, 1964 − za: Wilczy ska, Drwal, 1995; Furnham, 1986).
...
Co więcej, u osób skłanianych w instrukcji do „udawania lepszego” obserwowano
nie tylko wyższe wyniki w skali kłamstwa, ale także niższe wyniki w skali neurotyzmu i silniejsze związki między neurotyzmem i skalą kłamstwa (Eysenck, Ey-
senck, Shaw, 1974; Jackson, Francis, 1999).

Szczególnie ten ostatni fragment jest o tyle ciekawy, że pokazuje korelację pomiędzy neurotyzmem, a potrzebą "udawania lepszego". Wskazywałoby to, że ludzie o jakiejś bardzo silnej, może nawet niewolniczej potrzebie akceptacji, są znacznie częściej neurotykami, niż średnia w społeczeństwie.

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:

I tym sposobem zgodziłeś się z twierdzeniem Towarzyskiego Pelikana:
Cytat:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Ludzie się dzielą na takich, którzy:
a) są świadomi tego, że potrzebują tej aprobaty
b) wypierają to, że potrzebują tej aprobaty

Wśród tych pierwszych będą osoby, które łakną tej aprobaty w sposób zaburzony, a więc szukają akceptacji za wszelką cenę - bo samych siebie nie akceptują. I są tacy, którzy mają zachowaną równowagę w tym obszarze.


Skąd zatem ta emocjonalna reakcja na początku wypowiedzi? :think:

A co jest emocjonalnego w spytaniu się o status twierdzenia?


Przeanalizuj to Misiu na spokojnie, a zauważysz, że Twoje deklaracje i oceny się rozbiegają z faktami. Z naszej dwójki to ja jestem znacznie bardziej zainteresowana dyskusja na temat, który założyłeś niż Ty. I przedstawiłam na to dowody. Teraz deal with it :wink:

Narzuciłem sobie jeszcze raz tryb jakiegoś akceptującego spojrzenia na Twoją wypowiedź. Przyznam, że na początku zraziła mnie arbitralność Twojej oceny jakby po prostu nie było człowieka, który aprobaty potrzebuje (stąd pytanie o status tego stwierdzenia).
Spróbuję nagiąć się maksymalnie do tego Twojego toku myślenia, odszukać potencjalne wsparcie dla niego w moich doświadczeniach.
Powiedziałbym tak - JAKO REGUŁA - rzeczywiście zdecydowana większość ludzi aprobaty potrzebuje. Z tym bym się zgodził. Natomiast zupełnie nie zgodzę się z Tobą, że od owej reguły nie ma całkiem sporej rzeszy wyjątków - np. ludzi zmęczonych kontaktami społecznymi na tyle, że całkowicie szczerze ich unikają. Tacy ludzie po prostu się zdarzają.
Prawdą jest chyba, że ogólnie przez jakiś tam istotny etap zainteresowania akceptacją społeczną chyba każdy przechodzi. Szczególnie w wieku nastoletnim, potem mając lat dwadzieścia parę. Ale z moich doświadczeń wynika, że z wiekiem rośnie liczba mizantropów - ludzi, którzy wolą albo towarzystwo bardzo wąskiej grupy znajomych, albo wręcz sami najlepiej czują się ze sobą (może z dodatkowym towarzystwem psa, czy kota). Starsi ludzie są często po prostu zmęczeni i zniechęceni różnymi wymogami towarzyskimi, którym należałoby sprostać, aby zyskać akceptację. A ta akceptacje już nie jest tak wiele warta - wystarczy dach nad głową, coś do zjedzenia i spokój. Tak... spokój! Żadnych dodatkowych oczekiwań ze strony ludzi, żadnych nowych wymogów...
Sporo ludzi tak po prostu ma. Oczywiście pewnie jakichś tam szczątkowych potrzeb społecznych pewnie i u nich można by się doszukać. Ale jest ich naprawdę dużo dużo mniej, niż to ma średnia w społeczeństwie (szczególnie u młodych ludzi). Choć oczywiście jest też i spora grupa całkiem towarzyskich, zabiegających o uwagę i akceptację staruszków.

Może powinienem mocniej zaakcentować to, iż myślę przede wszystkim o tej kompulsywnej, niewolniczej potrzebie akceptacji
Czy w ogóle dostrzegasz także takie przypadki - osób, zabiegających o tę akceptację kosztem własnego dobra, poszanowania norm moralnych, kosztem dobra bliskich ludzi?...
Bo ja taką niewolniczą postać zależności od akceptacji społecznej często obserwuję.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 22 tematy

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:08, 09 Gru 2021    Temat postu:

MD napisał:
Stwierdzenie, iż "człowiek jest istotą społeczną" w jego ogólnikowości niczego konkretnie nie wskazuje w kontekście tego wątku.
Potrzebne by tu było O WIELE BARDZIEJ KONKRETNE twierdzenie - np. w stylu "człowiek zawsze, bez wyjątków musi podlegać potrzebom społecznym X". Tymczasem prosta obserwacja różnych ludzi - od eremitów, poprzez notorycznych samotników, dalej średniaków pod względem potrzeb społecznych, aż do ludzi bardzo od ludzi zależnych - pokazuje, że nie ma tu jednej normy, czy jakiejś absolutnej jednej reakcji. Mamy tysiące ludzi, którzy z własnej woli wolą samotność (wręcz są zakony kontemplacyjne), niż ożywione kontakty z ludźmi.
Twój argument więc zupełnie niczego tu nie przesądza. Właściwie to nawet nie do końca wiadomo ZA CZYM to jest argument. Co konkretnie twierdzisz, tym powolaniem się na społeczną naturę człowieka?
Przykładowo:
- że zwariuje bez towarzystwa innych ludzi? - chyba nie, może niektórzy by zwariowali, ale innym to się spodoba.
- że coś innego złego się stanie w samotności? - Co właściwie?...
A weź pod uwagę to, że jeżeli NIE NA PEWNO coś miałoby się stać, to oznacza, że trudno jest to wyciągać jako argument. A uważaj z deklaracjami, że coś stanie się z samotnikami na pewno, bo łatwo znajdę przeciwprzykład.
W każdym razie proszę abyś w końcu wzięła pod uwagę ten mój przykład z pustelnikami, zakonami, w których ludzie zamykają się w odosobnieniu, czy innymi ludźmi, lubiącymi samotność a nie udawała, że ten przykład się nie pojawił. On jest, a Ty go nie skomentowałaś.

Założyłeś wątek na konkretny temat - o potrzebie aprobaty społecznej (uznania/dowartościowania ze strony społeczeństwa), stawiając tezę, że ludzie dzielą się na takich, którzy mają taką potrzebę i nie mają. I w tym kontekście należy rozumieć stwierdzenie "człowiek jest istotą społeczną" - funkcjonując w społeczeństwie ich samoocena, poczucie wartości, dobrostan psychiczny, są uzależnione od tego jak ich odbierają inni ludzie. Nie muszę precyzować tego terminu, ponieważ siłą rzeczy interpretację zawęża i precyzuje kontekst - temat dyskusji.

Ja w odpowiedzi zaprzeczyłam temu, że istnieją osobowości, które nie mają takiej potrzeby, być może poza pewnymi wyjątkami i w tym miejscu zaproponowałam psychopatów/socjopatów.

Tak więc nie jest prawdą, że moje stwierdzenie miało charakter absolutny: wszyscy ludzie mają taką potrzebę, uwzględniłam wyjątkowe przypadki.

Co więcej, Ty sam w odpowiedzi na tę moją wypowiedź przyznałeś mi rację, korygując swoją wypowiedź, że osoby normalne, o prawidłowo funkcjonującym umyśle mają taką potrzebę, więc to już powinniśmy uznać za uzgodnione i iść dalej.

I dalej jest rozbieżność między nami. Ty twierdzisz że wyjątkami są autyści, osoby z Zespołem Aspergera, fobią społeczną, a nawet - jak rozumiem - samotnicy etc. Tymczasem ja, gdybym w ogóle miała obstawić jakiś wyjątek, to zdecydowanie szłabym w stronę psychopatów/socjopatów.

Zacznijmy od Twojego toku rozumowanie - uważasz, że to właśnie autyści czy fobicy mają nie mieć potrzeby aprobaty społecznej, gdyż są bardziej samotniczy od reszty ludzi.

Tymczasem ja nie widzę związku między potrzebą czy preferencją samotnictwa a posiadaniem lub nie potrzeby aprobaty społecznej. Jest czymś zupełnie normalnym u ludzi typu "outsider", introwertyków, osób mało towarzyskich czy fobicznych, że zależy im na uznaniu ze strony innych ludzi. Tak samo jak inni chcą być akceptowani, szanowani, żeby się z nimi liczono, a u fobików to już w ogóle ma to bardzo duże znaczenie. Przecież oni właśnie się boją tego, że inni ludzie ich nie bądą akceptować, wyśmieją ich itd. Dlatego właśnie unikają ludzi. Fobia społeczna to lęk przed oceną społeczną.

Mało tego, mamy w tej grupie wielu np. pisarzy, artystów, naukowców, filozofów, którzy pragną przysłużyć się społeczeństwu swoją twórczością, odkryciami, część z nich ma potrzebę sławy, ambicję, by zrobić coś wielkiego. U tych ludzi można by nawet się pokusić o tezę, że oni niekiedy tej aprobaty społecznej potrzebują bardziej niż ktokowliek inny, bo zwykłemu Kowalskiemu wystarczy, że ma grupę znajomych, rodzinę i tam są kimż ważnym, kochanym etc.. a taki artysta może mieć znacznie większe ambicje, większe oczekiwania - on chce być podziwiany przez tłum fanów, zaistnieć bardziej i na większą skalę. Nierzadko ludzie niedowartościowani, zakompleksieni, którzy mieli trudności w uzyskaniu aprobaty społecznej, a jednocześnie mają jakieś talenty, odbijają sobie później w potrzebie właśnie zyskania sławy na zasadzie "ja wam teraz pokaże!".

Stricte co do eremitów, osób które całkowicie się odcięły od społeczeństwa i funkcjonują w jakimś komplentacyjno-mistycznym trybie, nie odnosiłam się, bo nie wiem, być może oni również są wyjątkami. Przyczepiłam się tylko do tego, z czym się nie zgadzam, to chyba oczywiste?

Natomiast, wracając do psychopatów/socjopatów :
Cytat:
Akurat psychopaci i socjopaci nie tylko potrzeby społeczne prezentują, ale wręcz w rozbuchanej, wynaturzonej postaci - POSTACI NARCYZMU. Psychopaci boją się samotności jak ognia, oni właśnie znajdują sobie ofiary, które są przez nich gnębione nieustanną kontrolą. Psychopata jest wręcz uzależniony od owej - agresywnej i niszczącej inne osoby - potrzeby ekspansji społecznej.
Poczytaj o psychopatach, to sama się przekonasz.

Mówimy o potrzebie uznania, a nie o potrzebie towarzystwa. Psychopaci owszem potrzebują swoich ofiar, ale traktują je instrumentalnie i spełniają w ten sposób swoje indywidualne potrzeby, a nie dążą do tego, by w ten sposób zyskać uznanie społeczne, a przynajmniej jest to kontrowersyjne, na ile psychopatę/socjopatę w ogóle interesuje, co ktoś o nim myśli, czy go szanuje, akceptuje etc. Myślę, że raczej ma do tego podejście czysto pragmatyczne, świadomie manipuluje swoim wizerunkiem tak by odpowiednio oddziaływać na innych ludzi i mieć z tego osobistą satysfkację.

To samo z narcyzami. Naryz to osoba, która ma o osbie zawyżone mniemanie, uważa że jest kimś wyjątkowym, genialnym, komu się wszystko nalezy etc. niezależnie od tego co sądzą o nim inni. Jego samoocena jest w małym stopniu powiązana z oceną innych ludzi, tym jak ją odbierają. On sam najlepiej wie, że jest najpiękniejszy, najmądrzejszy etc. I rzeczywiście naryzm kliniczny często psychologowie jakoś łączą z psychopatią, że te jednostki są ze sobą powiązane.

Natomiast narcyzm niekliniczny (cień narcystyczny) to już inna para kaloszy. Tutaj mamy do czynienia z człowiekiem, który jest właśnie głęboko niedowartościowany, niedoceniany, brakuje mu tej aprobaty społecznej i przez to w ramach mechanizmu obronnego wytwarza sobie alter ego, w którym czuje się kimś wielkim, ważnym, wybitnym i sam wierzy w to, że jest tym alter ego. I nikt nie jest w stanie mu uświadomiśc, że on wcale nie jest tym, za kogo się uważa, ponieważ on tych innych ludzi, którzy go krytykują, mówią jak go widzą, postrzega jako idiotów, ludzi gorszego sortu, którzy nie poznali się na jego geniuszu. Tak więc u takiego narcyza jego sztuczna (fasadowa) samoocena jest rzeczywiście niezależna od aprobaty społecznej, ale na głębszym poziomie, między wierszami, on własnie krzyczy "jestem niedowartościowany", "doceń mnie" i jest to studnia bez dna. Im bardziej zakompleksiony, tym większego uznania będzie łaknąć.

Co do reszty uwag:
MD napisał:
tp napisał:
Czy to twierdzenie, że osoby z fobią społeczną, autyzmem, zespołem Aspergrea nie mają potrzeby uznania to jest:
- Dogmat, coś co przyjmujemy zupełnie bez uzasadnienia, na mocy autorytetu stwierdzającego
- Coś co ma uzasadnienie (jakie?)


Jest to SPOSTRZEŻENIE, o których piszą podręczniki - np. napisano tu: [link widoczny dla zalogowanych]
A tam:
Autyzm to przypadłość, która zaliczana jest do grupy symptomów zwanych wycofaniem, czyli unikaniem kontaktu ze światem zewnętrznym – z ludźmi i otoczeniem.

Tak jak wyżej napisałam - brak związku pomiędzy potrzebą samotnictwa a posiadaniem lub nie potrzeby uznania/aprobaty społecznej.

Mało tego, mam w pracy koleżankę z autystycznym dzieckiem i jej psycholog wręcz przykazał, że ma go chwalić, mówić że jest z niego dumna, bo to dziecko bardzo tego potrzebuje. Takie osoby często są wyrzutkami społecznymi i na osobach najbliższych leży przez to większa odpowiedzialność za dowartościowywanie tych osób.
Cytat:
tp napisał:

MD napisał:
Czy np. wyobrażasz sobie sytuację, w której jedni ludzie potrzebują aprobaty BARDZO, podczas gdy innym owa aprobata potrzebna jest średnio raz do roku?...


Szczerze? Nie mogę tego obalić, ale wydaje mi się to skrajnie nieprawdopdobne. O ile nie ulega wątpliwości, że ludzie mogą w różnym stopniu potrzebować aprobaty albo w różnej formie to samo postawienie sprawy w takim ilościowym ujęciu, że ktoś jej potrzebuje np. raz na rok, dwa razy do roku, raz w miesiącu, co trzy godziny etc. postrzegam jako wadliwe i nie wyobrażam jak w ogóle miałoby to zostać zmierzone?

Ale jeżeli masz jakieś badania naukowe na ten temat, gdzie rzeczywiście takie różnice ilościowe wskazano, to zapoznam się z nimi z wielką uwagą
.

[link widoczny dla zalogowanych]
Stamtąd (badanie jest o korelacji potrzeby akceptacji z satysfakcją z pracy, ale o metodologii można tam sporo przeczytać, a także jest tam parę interesujących spostrzeżeń ... więcej nie chce mi się googlać):

Ciekawe badanie, ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie. Z tego nie wynika, że są osoby, które mają potrzebę uznania raz na rok, a inne np. 3 razy do roku, 2 razy w miesiący czy 1 w tygodniu etc.
MD napisał:
Może powinienem mocniej zaakcentować to, iż myślę przede wszystkim o tej kompulsywnej, niewolniczej potrzebie akceptacji
Czy w ogóle dostrzegasz także takie przypadki - osób, zabiegających o tę akceptację kosztem własnego dobra, poszanowania norm moralnych, kosztem dobra bliskich ludzi?...
Bo ja taką niewolniczą postać zależności od akceptacji społecznej często obserwuję.

Gdybyś czytał co do Ciebie piszę, to byś już miał odpowiedź na to pytanie w pierwszym moim poście w tym temacie:
tp napisał:
Nie ma takich osobowości, które nie potrzebują aprobaty ze strony społeczeństwa, być może poza socjopatami/psychopatami.

Ludzie się dzielą na takich, którzy:
a) są świadomi tego, że potrzebują tej aprobaty
b) wypierają to, że potrzebują tej aprobaty

Wśród tych pierwszych będą osoby, które łakną tej aprobaty w sposób zaburzony, a więc szukają akceptacji za wszelką cenę - bo samych siebie nie akceptują. I są tacy, którzy mają zachowaną równowagę w tym obszarze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31247
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:58, 09 Gru 2021    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Tak więc nie jest prawdą, że moje stwierdzenie miało charakter absolutny: wszyscy ludzie mają taką potrzebę, uwzględniłam wyjątkowe przypadki.

Ogólnie z pewną satysfakcją w zakresie nadziei dogadania się, przeczytałem Twój ostatni post (z którego cytuję tylko jedno, bo jest wyżej, a nie ma sensu przeciążać łączy), bo widzę w nim sporą dawkę zbilansowanego podejścia.
Być może to też była z mojej strony kwestia pewnego nastawienia, oczekiwania polemicznego charakteru Twojej wypowiedzi, a potem zaakcentowania tej niezgody na moją klasyfikację, zawartej w stwierdzeniu, jakoby właściwie osób nie potrzebujących aprobaty społecznej w ogóle miało nie być.
W toku dyskusji okazało się, że jednak masz świadomość (przynajmniej większą, niż to na początku odczułem) złożoności sprawy, zamierzasz uwzględniać te przypadki, kiedy ludzie owej chęci aprobaty przynajmniej nie okazują, a z dużym prawdopodobieństwem jest to i ich strony nie wymuszona postawa (choćby eremici).
Wygląda więc na to, że nie stoimy na skrajnych pozycjach, że można się dopatrzyć podobieństw między naszymi stanowiskami. Bo ja też uznaję, iż ogólnym prawem psychologii jest jakaś form poszukiwania akceptacji społecznej, choć też...
... no właśnie, tu chcę teraz zaakcentować coś, co by wynosiło te moje uwagi ponad jakiejś truizmy, w rodzaju że jednak poszukiwanie aprobaty społecznej jest pewnego rodzaju normą. Tu dotknę też tego, ze może nie wystarczająco precyzyjnie w pierwszym poście przekazałem swoją intencję.
Moją intencją bowiem nie było negowanie ani potrzeby, ani użyteczności przez ludzi potrzeby akceptacji, lecz problem, jak się pojawia, gdy potrzeb owej akceptacji zaczyna silnie dominować życie psychiczne, czy wyznawane wartości.
Ogólnie sam się też przyznaję, do jakiejś formy poszukiwania aprobaty u ludzi. I oczywiście widzę podobne postawy u wszystkich znajomych mi osób. W czym jest zatem problem?
- Problem zaczyna się wtedy, gdy potrzeba aprobaty społecznej steruje człowiekiem głównie za pomocą podświadomości, gdy człowiek robi pewne rzeczy "bo robi", nie próbując jakoś zastanawiać się nad ich celowością, nad tym czy realizuje w tym jakikolwiek inny cel, niż ten biorący się z instynktu. Tacy ludzie
- łatwo stają się obiektami manipulacji
- często przeczą sobie, odczuwając przy tym silną dyssatysfakcję, bo co by nie zrobili, będą niezgodni ze sobą
- racjonalizują nagminnie swoje niekonsekwencje, co dalej prowadzi do utrwalania się różnych niespójnych koncepcji życiowych, które są podtrzymywane głównie ze względu na ową potrzebę racjonalizacji.
- generują dalej bardzo niespójne zachowania, stawiające też otoczenie w kłopotliwych sytuacjach, są przyczyna zachowań destrukcyjnych.

Niestety, aby własna potrzebę akceptacji móc poddać refleksji niezbędny jest jednak pewien dodatkowy warunek - MINIMUM DYSTANSU DO SIEBIE, który to dystans konstruuje margines emocjonalny, w ramach którego ktoś jest w stanie spojrzeć na siebie niejako z zewnątrz, bez odczuwania destrukcyjnego emocjonalnie dyskomfortu, poczucia bycia zaatakowanym, pragnienia natychmiastowego zaprzeczenia niewygodnej sugestii.

Człowiek, który pragnie akceptacji bezrefleksyjnie i za bardzo, będzie w stanie jedynie do postawy agresji i wypierania, będzie się czuł niczym zagonione w kąt przez drapieżnika małe zwierzątko, który ma już tylko jedną jedyną szansę - atakować desperacko w nadziei jakiegoś wystraszenia napastnika. W trybie obrony desperackiej nie ma miejsca na analizę, nie ma szansy na uświadomienie sobie czegoś o sobie.
Więc mi właściwie chodzi tutaj najbardziej o ten problem DESPERACKIEGO POSZUKIWANIA AKCEPTACJI - pozbawionego refleksji, marginesu emocjonalnego, dystansu. Ludzie, którzy nie mają ten zdolności powiedzenia sobie "a nawet gdyby mnie nie zaakceptowano, to w końcu też nic strasznego się nie stanie, przetrwam", będą zawsze mentalnymi niewolnikami swojej potrzeby akceptacji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin