Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wolny rynek, a armia nieudaczników

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31325
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:18, 08 Mar 2012    Temat postu: Wolny rynek, a armia nieudaczników

Gdy rozmawia się z ludźmi zapatrzonymi w wolny rynek (ale nie tylko z nimi, bo podobne poglądy ma wiele "zdroworozsądkowo" myślących), to obserwuje się ich dość łatwe klasyfikowanie ludzi nie pracujących. Dla ciężko chorych jest jakieś tam współczucie, ale reszta niepracujących, to po prostu "nieudacznicy".
Generalnie myślenie dość czarno - białe jest charakterystycznym wyróżnikiem myślenia rynkowo - konkurencyjnego. Tu paradygmatem jest: dajesz sobie radę na rynku, to jesteś dobry, nadajesz się, przetrwaj. Nie poradziłeś sobie - to oczywiste, że nie jesteś nic wart, jesteś nieudacznikiem, leniem. Cóż, sądzi się łatwo...

Jakoś tak "dziwnie" jest, że w jednych krajach owych "nieudaczników" jest więcej, w innych mniej. Są kraje, gdzie miliony ludzi w slumsach zajmują się bardziej żebractwem, zbieractwem śmieci i żebraniną, niż pracą twórczą (o złodziejstwie i gangach nie wspomnę). Czy ci ludzie są sami winni sytuacji w jakiej się znaleźli?...

Zacznijmy może od tego, co składa się na sukces finansowy w dzisiejszym świecie? Jakie cechy powinien posiadać człowiek (biznesowego) sukcesu?...
Czy pomoże mu prostolinijność?...
Czy ciężko harując, będąc drobiazgowo uczciwy, pomoże sobie w biznesie?
Czy czysta fachowość przełoży się automatycznie na większe dochody?

Myślę, że każdy obeznany choć trochę w realiach rynkowych odpowie, że czysta wiedza i fachowość, to za mało, żeby utrzymać się wysoko w hierarchii finansowej. Można być geniuszem, można mieć mózg 10-ciu Einsteinów i klepać biedę. Można zaharowywać się do upadłego, ale z trudem wiązać koniec z końcem. Do sukcesu w biznesie trzeba zdecydowanie czegoś więcej.
Czego?...
a no właśnie czego?
Jeden z polskich tuzów biznesu (nie pamiętam który) wskazał ten czynnik w jednym z wywiadów - brzmiało to mniej więcej jak: trzeba skupić się na aspektach czysto biznesowych.
To nieco dyplomatyczne określenie zawiera w sobie kluczową prawdę. Pieniądze(duże pieniądze) zarobi tylko, kto... KOCHA PIENIĄDZE!
Jeśli wszystko w życiu jakiegoś człowieka robione jest dla pieniędzy, to ten człowiek zwykle prędzej czy później do pieniędzy dojdzie. Co to znaczy "tylko dla pieniędzy"?
- Ano znaczy WYRAŹNIE MNIEJ z powodów
* etycznych
* społecznych
* ogólnie zdroworozsądkowych.
Jak każdą sprawę, każdy konflikt, każdy dylemat będziemy rozwiązywać w imię prawa "chcę mieć więcej pieniędzy", to prędzej czy później te pieniądze zdobędziemy. Ten zaś co w życiu coś więcej robi - a to z przyzwoitości (co tam pieniądze, obiecałem, to dotrzymam, żeby nie wiem co), a to poczucia obowiązku, solidarności z innymi, czy nawet żeby już nie marnować nerwów walcząc o każdy grosz (nawet jeśli się słusznie należy) - taki człowiek będzie finansowo tracił.
Czy ludzie nie pragnący tak bardzo pieniędzy są gorsi? Czy to na pewno nieudacznicy?...
Albo zadajmy inne pytanie: czy aby na pewno ewolucja tak ukształtowała naturę ludzką, że zdolności w zakresie umiejętności konstruowania wspaniałych urządzeń, tworzenie genialnych dzieł literackich, muzycznych, plastycznych są połączone z twardością negocjacyjną i odpornością na stres niezbędną w walce konkurencyjnej?...

Czy skreślając ludzi słabo radzących sobie w konkurencji bezpośredniej, społeczeństwo (państwo, może grupa ludzi) samo sobie nie utrudnia możliwości rozwoju?
Czytałem, że gdzieś w Anglii działa firma, która deklaruje się, że chce zatrudniać wyłącznie ludzi upośledzonych - takich w których stwierdzono zespół Aspergera. Ten zestaw objawów charakteryzuje się zdecydowanym pogorszeniem umiejętności komunikacyjnych, negocjacyjnych człowieka. Jednak pod innymi względami (szczególnie pod względem intelektualnym) aspergerowcy stoją znacznie wyżej od przeciętnej. I - w pewnych dziedzinach - są wymarzonymi pracownikami. Są to często świetni programiści, inżynierowie. Ale są beznadziejni na stanowiskach w stylu fachowiec HR, czy handlowiec. Tak, beznadziejni, bo mają "głupią" skłoność walić niedyplomatycznie prawdę w oczy, nie ściemniają, nie umieją się przymilać. Czyli sprzedawanie czegoś nie za bardzo im wychodzi. Właściwie to nie wychodzi im wcale. I to nawet łącznie ze sprzedawaniem SIEBIE.

Tymczasem świat wolnorynkowy to świat sprzedawania - towarów, usług - sprzedawania siebie. Taki świat w sposób absolutnie oczywisty MUSI więc degradować jednostki mniej negocjacyjnie - sprzedażowo sprawne. Z resztą nie tylko dotyczy to elementu promocji samego siebie. Czy geniusz matematyczny koniecznie musi znać świetnie prawo? Jeśli nie będzie tego prawa znał, to jest szansa, że jakiś cwany wyjadacz go oszuka. Czy warto jednak, aby genialny matematyk poświęcał swój czas na zgłębianie jakichś kruczków w tysiącach stron zapisów prawniczych. Poświęcał na te - biznesowe - aspekty, a nie swoją główną pracę?..
Czy jednostki biznesowo gorsze na na pewno są niepotrzebne społeczeństwu?
Czy dziecko wychowane w slumsie, znerwicowane i bez wykształcenia (bo nie miało szans go zdobyć) na pewno miało na starcie mniejszy potencjał, niż potomek magnata finansowego?... Chyba raczej nie.
Ale wycena "rynkowa" jest tu jednoznaczna - jeden przeżywa, jeden z tych dwojga będzie beneficjentem, a drugi zostanie spisany na straty.
Czy rozsądne społeczeństwo może sobie pozwolić na opuszczenie, rezygnację z iluś tam milionów ludzi poszkodowanych na starcie swojego życia?
Zadaje to pytanie w kontekście perspektywy poniesienia jednak PEWNYCH WYDATKÓW.
Oto może warto jest, aby bogaci się jakoś opodatkowali w celu solidarności z poszkodowanymi na starcie życia?...
Może być w tym wcale nie głupia kalkulacja: z jednej strony mamy co prawda brak wydatku, ale jednocześnie gdzieś tam rośnie nam potencjalny bandzior, żebrak, nieudacznik, który nic dla nikogo nie wyprodukuje, ewentualnie efekt jego pracy będzie marny. Na sądy ostatecznie też trzeba będzie wydać. I na więzienia.
Z drugiej strony, jeśli ten kandydat na żołnierza slumsowej mafii zostanie inżynierem, czy lekarzem, a my to dosponsorujemy, to faktycznie stracimy jakieś pieniądze teraz. Ale może później nie wydamy na sądy i więzienia. Albo może nawet nie dostaniem tej kulki w głowę od zdesperowanego młodocianego narkomana, czy gangstera. Może to nawet być "czysty zysk".

Wolnorynkowcy mają zwykle w tej sprawie jasną ocenę - każdy jest sam panem swojego losu, każdy ma obowiązek przestrzegać prawa, a jak nie przestrzega, to należy go ukarać. I problem z głowy.
Ale statystyki wskazują, że w krajach z mniejszą biedą, z mniejszymi różnicami społecznymi ogólnie żyje się lepiej. Może - planując kształt społeczeństwa, głosując nad taką, czy inną strategią rozwoju państwa - warto też wziąć pod uwagę to, że i my mogliśmy się urodzić w slumsie. I też mielibyśmy niewielkie szanse na zdobycie wykształcenia, osiągnięcie wysokiego statusu zawodowego.
Czy sensownie zaplanowane społeczeństwo powinno godzić się na degradację geniuszy (!) - wszak wiele osób na starcie "uwalonych" przez trudne warunki miało ogromny, niepowtarzalny potencjał - tylko dlatego, że nie potrafią przejść jednej poprzeczki - walki w warunkach konkurencji, twardych negocjacji.

Ktoś może powiedzieć - skoro jakaś firma w Anglii dostrzegła wartość w pozornych nieudacznikach i z ich wad uczyniła zalety, to pewnie inne firmy też mogą zarobić w ten sposób. Czyli może wspaniały rynek rozwiąże i to zagadnienie. Ale jak bym tak szybko na to nie liczył. Rynek jest konserwatywny i jakoś na razie mało decydentów, biznesmenów wpada na ten pomysł. Może się boją konkurencji zbyt mądrych ludzi w swoim otoczeniu, może nie mają wyobraźni (bo przecież oni wybili się głównie dzięki umiejętnościom społeczno- negocjacyjnym, a nie głębszemu rozumieniu świata). Dość, że pewnie trzeba jeszcze więcej dobrych przykładów zanim na dobre zrezygnujemy z marnotrawstwa potencjału ludzkiego, który marnuje się w ramach wolnego rynku.

Dlatego nie dziwię się, że jacyś ludzie nagle stwierdzają - bogaczom nie wsmak będzie poświęcić dowolnego grosza, czy dolara. Zawsze to będzie zabranie ich "ciężkiej krwawicy", po prostu "ich (!!!) pieniędzy" ("olaboga moje pieniądze - nie dam i już!!!" - to przecież właśnie to "biznesowe" podejście, które zapewnia rynkowy sukces). Ale z ogólnego punktu widzenia wszystkim opłaci się, jeśli wydamy trochę naszych pieniędzy przeznaczonych na zbytek, przyjemności i uratujemy przed degradacją jakąś grupę ludzi. I dobrze też będzie jeśli np. zafundujemy (przymusowo) wykształcenie dzieciom nieudaczników. Można oczywiście odpowiedzieć, że to "ojciec ma obowiązek" wykształcić swoje dzieci, więc wara komu od moich dochodów na szkoły dla biedaków. Ale ojciec jest pijak i nie ma jako go zmusić do pracy na swoje potomstwo (a może już się zapił na śmierć i nawet nie ma kogo zmuszać). Fajnie jest wskazywać kto "powinien" biedę zwalczyć (bo oczywiście nie my, jeśli nam się dobrze powodzi, a chcielibyśmy przecież spędzić wakacje w hotelu pięcio, a nie tylko czterogwiazdkowym, zaś samochód wymienić po c-ch, a nie 8-iu latach). I pewnie osoby z rywalizacyjnym stylem myślenia chętnie się zdecydują na wydanie więcej na policję, która będzie łapała tę nadmiarową masę przestępców powstałych z biedy, niż dołoży coś na biedaków. Nawet jeśli finansowo policja wychodziłaby drożej.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 14:42, 08 Mar 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kalikles




Dołączył: 28 Lip 2012
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:03, 16 Lut 2013    Temat postu: Re: Wolny rynek, a armia nieudaczników

Cytat:
"Myślę, że każdy obeznany choć trochę w realiach rynkowych odpowie, że czysta wiedza i fachowość, to za mało, żeby utrzymać się wysoko w hierarchii finansowej. Można być geniuszem, można mieć mózg 10-ciu Einsteinów i klepać biedę. Można zaharowywać się do upadłego, ale z trudem wiązać koniec z końcem. Do sukcesu w biznesie trzeba zdecydowanie czegoś więcej." M. Dyszyński.




Ostatnio na racjonaliście ukazują się artykuły wskazujące, iż niezbędna jest reforma edukacji. Z tym pewnie się wszyscy zgodzimy. Co ciekawe - zdaje się, że redaktor Koraszewski wierzy, że to właśnie fachowość i wykształcenie jest lekiem na bolączki kryzysu. Na wszelkie próby zwrócenia uwagi, że dobra edukacja nie tylko nie gwarantuje utrzymania się w hierarchii finansowej (o czym w swoim poście wspomniałeś), ale również nie chroni nawet przed bezrobociem, redaktor Koraszewski reaguje agresją. Takich wyznawców neoliberalizmu jest wielu. Stąd zastanawiam się, kim miałby być ten "każdy obeznany w realiach rynkowych"? Być może niektórzy muszą przyjąć od życia kopniaki w tyłek, żeby chociaż mogli spokojnie wysłuchać krytyki wobec kapitalizmu.



Tak na marginesie - w jaki sposób można umieścić czyjąś wypowiedź w ramce, żeby było wiadomo, że moja wypowiedź odnosi się do tego konkretnego fragmentu? Muszę wybadać to forum :szacunek:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
O.K.




Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 20:22, 16 Lut 2013    Temat postu: Re: Wolny rynek, a armia nieudaczników

Kalikles napisał:

Tak na marginesie - w jaki sposób można umieścić czyjąś wypowiedź w ramce, żeby było wiadomo, że moja wypowiedź odnosi się do tego konkretnego fragmentu? Muszę wybadać to forum :szacunek:


Używając znaczników [/quote] -zamknięcie i [quote="użytkownik"] - otwarcie (oczywiście w odwrotnej kolejności -domyślasz sie co by było gdybym podał we właściwej :rotfl: ) i umieszczając cytowany tekst pomiędzy nimi.


Ostatnio zmieniony przez O.K. dnia Sob 20:27, 16 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31325
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:13, 17 Lut 2013    Temat postu: Re: Wolny rynek, a armia nieudaczników

Kalikles napisał:
Na wszelkie próby zwrócenia uwagi, że dobra edukacja nie tylko nie gwarantuje utrzymania się w hierarchii finansowej (o czym w swoim poście wspomniałeś), ale również nie chroni nawet przed bezrobociem, redaktor Koraszewski reaguje agresją.

Typowe zachowanie. Wedle zasady: jak fakty są przeciw naszym tezom, to tym gorzej dla faktów...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 23:03, 17 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31325
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:26, 17 Lut 2013    Temat postu: Re: Wolny rynek, a armia nieudaczników

Tak swoją drogą to widzę tu jakiś chichot losu, w całym owym sporze socjalizm - kapitalizm.
Za komuny mówiło się z przekąsem o socjaliżmie, że jest to taki ustrój, który jest co prawda idealny, ale "ludzie do niego nie dorośli". I była w tym satyra na to, że jak nie ma motywacji osobistej finansowej, to ludziom nie chce się pracować.
Teraz mamy wolny rynek (być może ułomną jego formę, ale zawsze coś w tym stylu). I znowu okazuje się, że ludzie nie dorośli do owych idealnych zasad. Tym razem jednak z innego powodu - motywację, może by i mieli, ale poprzeczka, jaką stawia nam konkurencja robi się na tyle wysoko ustawiona, że zdecydowana większość startujących - odpada. Poza tym ludzie jakoś nie chcą wszystkiego w swoim życiu podporządkowywać jednej wartości - zarabianiu pieniędzy. A Ci co tej wartości swoje życie i motywacje pieniądzom podporządkują - właśnie ci ulegają odczłowieczeniu, a w konsekwencji stają się najczęściej najbardziej toksycznym elementem systemu.

Mamy więc: z jednej strony ludzie "nie dorośli" ani do socjalizmu, ani z drugiej, do wolnego rynku. Ustroje - oba - "są świetne", bardzo dobrze pomyślane - a jakże. Ale ludzie w tym układzie są jacyś... do dupy. Oba ustroje nie są dla ludzi.
Może by ktoś tak kiedyś wymyślił taki system, w którym to nie ludzie dostosowywaliby się do niego, ale sam system został by skrojony na ludzką miarę?...
Może ten system leży gdzieś POMIĘDZY skrajnościami socjalizmu i wolnego rynku, ale może jeszcze gdzieś z boku (jakby trzeci wierzchołek trójkąta).
Ja bym mimo wszystko startował od wolnego rynku, ale od razu wykluczyłbym mrzonkę, że wszystko samo się świetnie ureguluje, jeśli tylko państwo nie będzie się wtrącać. Bo jak się żadna porządna siła nie włączy, to bardzo szybko najsilniejsi i najbezwzględniejsi tak zapanują nad wszystkim, że później to nawet prawo, sądy i policja niewiele im zrobią. Bo niestety - mamy jeden problem, którego rozwiązać nikomu się w pełni nie udało - SKUTECZNOŚĆ PRAWA, uczciwość reguł. A im kto silniejszy, tym bardziej może reguły naginać do swojego widzimisię.

Może z resztą taki idealny ustrój w ogóle nie istnieje, bo każdy system rozwali ostatecznie ludzki egoizm, nie poszanowanie innych ludzi i zasad wyznaczonych przez społeczeństwo, prawo itp. Dopóki w ludziach nie pojawi się wystarczająco wysoki poziom dobrej woli, dopóty wszystko będzie się obracało przeciwko nim. Będą ludzie chcieli naprawiać zło z pomocą instytucji prawa, sądów, policji, a za chwilę zaczną cierpieć z powodu tychże instytucji (konieczności płacenia na nie, korupcji je trawiących, utrudnień życia itp.).

Może dobrze byłoby dopiero w Królestwie Bożym, czyli tam, gdzie podstawową zasadą jest poszanowanie dobra, godności, uczciwości i ludzkość musi się o tym przekonać testując różne metody - czyli raz interwencjonizmem (nie wychodzi), potem wolnorynkowością (takoż nie wychodzi). Ale to już taki mocno niemerytoryczny element, więc ateiści, niech go pominą...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31325
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:25, 20 Mar 2013    Temat postu: Re: Wolny rynek, a armia nieudaczników

Ostatnio przeczytałem artykuł, w którym autorzy stawiają tezę, że osoby, którym oferowana jest pensja w okolicy pensji minimalnej wolą w ogóle nie podejmować pracy. Tak nisko wyceniona praca im się "nie opłaca".

Zwykle na taką informację mamy komentarze z dwóch stron. "Wolnorynkowo myślący" zwykle wskazują - widzicie, jacy ci ludzie są leniwi i nastawieni roszczeniowo - praca jest, a im się "nie opłaca". Z kolei "wrażliwi socjalnie" powiedzą pewnie coś w stylu: widzicie jak niska ta płaca minimalna? Trzeba ją podnieść, bo ludzie nie chcą pracować za takie pieniądze...

Ja nie chcę oceniać moralnie, czy agitować za systemem. Zastanawiam się jednak na ile powiedzenie bezrobotnego, że mu się "nie opłaca" pracować za 1200 zł na rękę uznałbym za poprawne, zgodne z prawdą. Bo sprawa nie jest taka prosta.

Opłacalność pracy oznacza jakieś tam rozliczenie kosztów. Co mamy za, a co przeciw pracy za 1200 zł na rękę?
Jeśli ktoś jest biednym emigrantem z Afryki, gdzie zarabia się 2 dolary dziennie, a pracę trudno znaleźć, to pewnie 1200 zł może się "opłacać". Bo wynajęcie jakiejś nory za 300 zł, żywienie się na śmietniku i w najtańszych sklepach za kolejne 300 zł, a do tego opłacenie pozostałych kosztów życia (ubranie, dojazdy inne wydatki) - czyli kolejne 300 zł miesięcznie, będzie oznaczało, ze człowiekowi co miesiąc zostanie 300 zł. Po roku pracy będzie miał z tego 1000 dolarów, co może być relatywną fortuną po powrocie do Afryki.
Od biedy taka praca mogłaby się jeszcze "opłacać" osobie bez rodziny, bez planów na życie.
Ale jeśli przy codziennej pracy, miałoby co miesiąc zostawać tylko 300 zł ponad obsolutnie podstawowe wydatki, to w ogóle nie ma mowy o założeniu rodziny, inwestowaniu w swoja przyszłość, czy jakichkolwiek działaniach wykraczających poza prosty cel - przetrwać kolejny miesiąc. Taka pensja nie jest pensją na stałe.
Z drugiej strony, będąc bezrobotnym ale mając na utrzymaniu rodzinę, oczywistym staje się, że faktycznie podejmowanie pracy (przynajmniej przez drugą osobę) kompletnie się nie opłaca - bo za 1200 zł nie da się wynająć opiekunki do dziecka. Tutaj koszty zdecydowanie przekraczają zyski z owej pracy (a dochodzą koszty dojazdów, zużycie ubrania itp.). tak więc bezrobotnemu z rodziną praca za 1200 faktycznie się nie opłaca. Bezrobotny, który by ją podjął byłby idiotą, straceńcem. Taki bezrobotny siedząc w domu i pilnując swojego dziecka już "zarabia" przynajmniej tyle ile kosztuje opiekunka, przedszkole, czy ile może oszczędzić na naprawach domowych wykonywanych samodzielnie, zamiast wzywając fachowca. Mając parę arów ziemi bezrobotny może dodatkowo mieć korzyść z wyhodowania marchewki, zebrania chrustu na opał, czy sprzedaniu wyszukanego gdzieś złomu, czy makulatury. Jeśli doda się do tego możliwość jakiegoś tam okazjonalnego dorobienia na czarno, czy za granicą przy zbiorze truskawek, to wychodzi na to, że siedząc w domu ma się "przychody" na poziomie pewnie z 1600 zł (na rękę, a nie brutto!). A nie oszukujmy się, praca całkiem okazjonalna, czyli bez przymusu przybycia na godzinę, bez nadzorcy nad głową ma jeszcze tę zaletę, że mniej męczy.
Praca nisko opłacana faktycznie się "nie opłaca", bo nie zwracają się jej koszty oraz straty wynikające z braku możliwości wykonywania prac domowych, czy w gospodarstwie itp. W polskich warunkach jako tako minimalnie opłacalną byłaby dopiero praca zbliżająca się do poziomu 1600 zł na rękę, a tam gdzie dojazdy są uciążliwe, jeszcze więcej. I według mnie faktycznie brak zainteresowania zatrudnieniem za najniższą ustawową pensję świadczy jedynie o zdrowym rozsądku bezrobotnych, a nie ich lenistwie, bo pracując na takich warunkach realnie dokładaliby do interesu.

Teraz będzie kolejna "wolta" w moim wywodzie. Z tego co napisałem, wynikałoby pewnie komuś, że deklaruję się tu jako osoba "wrażliwa socjalnie" (jak wyżej napisałem) i będę optował za podniesieniem płacy minimalnej, albo jakimś ustawowym uregulowaniem problemu biedy i niskich płac. Byłby to jednak błędny kierunek myślenia. Bo z drugiej strony, zdaję sobie sprawy, że nikt tu nikomu łaski nie robi. Pieniądze za pracę płaci pracodawca. Jak przychody z tytułu pracy nie będą mu pokrywać kosztów i planowanego zysku, to po prostu pracownika nie zatrudni. Więc działanie za pomocą przymusu prawa, samo w sobie nie musi być korzystne. Mój wniosek nie jest związany z doradzaniem posłom jak mają uchwalać ustawę, ale po prostu zwróceniem uwagi na samą okoliczność - że praca za zbyt niską płacę faktycznie się nie opłaca. Że może w takiej sytuacji lepiej jest być współczesnym Amiszem, który niczego nie kupuje, wszystko robi sobie sam, niż zdzierać sobie zdrowie, siły w pracy, która nie daje perspektyw na przyszłość. Ostatecznie w dzisiejszych czasach całkiem sporo ludzi żyje żywiąc się na śmietnikach, nie musi zarabiać, nie musi stresować się reżimem pracy zawodowej.
Moja refleksja w tym poście ma więc charakter nie tyle zmierzania do jakiegoś postulatu, co pewnej zadumy nad złożonością tego świata, nad skomplikowaniem więzi gospodarczych. Większość błędów jakie popełniają ideologowie takiej, czy innej frakcji światopoglądowo-ekonomicznej (np. wolnorynkowcy, albo socjaliści) polega na pominięciu złożoności sytuacji. Wolnorynkowcy pomijają inne kluczowo ważne zależności, a socjaliści jeszcze inne.
A oceniając już prywatnie od strony etycznej owo "lenistwo" bezrobotnych, to przyznam, że cenię nieagresywnego kloszarda znacznie wyżej, niż "kreatywnych specjalistów" od wciskania niezorientowanym ludziom zbędnych im kredytów kredytów, kompletu garnków, czy kołder z sierści wielbłąda za 8 tys. zł. Bo choć zarówno jedni, jak i drudzy niczego nie wytwarzają, niczego dla ludzkości realnie nie wnoszą, choć ci ostatni dodatkowo generują krzywdę i stres poszkodowanych. Czyli ich praca ma wartość ujemną.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 18:19, 20 Mar 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin