 |
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
| Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 72 tematy
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 0:09, 27 Lis 2025 Temat postu: |
|
|
| Michał Dyszyński napisał: | | Taki człowiek nie budzi we mnie wielkiego szacunku. Raczej traktuję go jako mentalnie upośledzonego |
Dlaczego uważasz, że ktoś taki jest raczej mentalnie upośledzony? Przecież postawa "jak ktoś mi nadepnie na odcisk to lepiej niech spie**la. Lepiej, by wtedy każdy mi zszedł z drogi." jest:
a) powszechna (oczywiście u różnych ludzi z różnym natężeniem)
b) pokazuje, że człowiek ma jakieś granice, których nie pozwoli sobie naruszyć przez innych
Co wg ciebie dzieje się w umyśle takiego człowieka, że nie wahasz się stwierdzić, że jest to mentalne upośledzenie?
|
|
| Powrót do góry |
|
 |
|
|
 |
| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
| Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37596
Przeczytał: 77 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 1:05, 27 Lis 2025 Temat postu: |
|
|
| Katolikus napisał: | | Michał Dyszyński napisał: | | Taki człowiek nie budzi we mnie wielkiego szacunku. Raczej traktuję go jako mentalnie upośledzonego |
Dlaczego uważasz, że ktoś taki jest raczej mentalnie upośledzony? Przecież postawa "jak ktoś mi nadepnie na odcisk to lepiej niech spie**la. Lepiej, by wtedy każdy mi zszedł z drogi." jest:
a) powszechna (oczywiście u różnych ludzi z różnym natężeniem)
b) pokazuje, że człowiek ma jakieś granice, których nie pozwoli sobie naruszyć przez innych
Co wg ciebie dzieje się w umyśle takiego człowieka, że nie wahasz się stwierdzić, że jest to mentalne upośledzenie? |
Dlatego, że taka postawa zniechęca do szczerej relacji z tego rodzaju osobą, z racji na to, że przecież nikt tak naprawdę nie jest w stanie przewidzieć wszystkich okoliczności nadepnięcia komuś na odcisk. Ja wobec takich osób stosuję domyślnie to, co oni sami deklarują: spie....lam od nich, nie chcę mieć za wiele z nimi do czynienia.
Mój szacunek jest kierowany do osób wielkiego ducha, a nie wielkiej twardości i wojowniczości. Szanuję tych, którzy z godnością przyjmują krytykę (a tę zasadną i taktowną krytykę wręcz z wdzięcznością). Nie jest łatwo przyjąć trudną prawdę, a to, że ktoś z góry odgradza się barierą agresji świadczy o tym, że tego co trudniejsze o sobie nawet nie rozpatrzy, tylko od razu odrzuci na ambicjonalnej zasadzie.
|
|
| Powrót do góry |
|
 |
| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
| Autor |
Wiadomość |
fedor
Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16324
Przeczytał: 90 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 4:18, 27 Lis 2025 Temat postu: |
|
|
| Michał Dyszyński napisał: | | Stawiam sobie często tego rodzaju pytania. I próbuję na nie odpowiedzieć poszukując obiektywnych kryteriów, czyli Z UTRĄCENIEM CHCIEJSTW |
Piszesz o obiektywnych kryteriach, ale nie przedstawiasz żadnych kryteriów poza własnym przekonaniem, że już je masz. Samo stwierdzenie, że je „poszukujesz”, nie sprawia, że istnieją. Co więcej, gdybyś rzeczywiście miał obiektywne kryteria, nie musiałbyś powtarzać zapewnień o ich obiektywności. Powtarzanie deklaracji zastępuje tu fakty.
| Michał Dyszyński napisał: | | - moich chciejstw, mojego myślenia życzeniowego |
To tylko deklaracja zbożnych intencji, a nie dowód. Sam fakt, że wymieniasz swoje „chciejstwa”, nie znaczy, że faktycznie je odrzuciłeś. W twoim tekście widać raczej coś odwrotnego: filtrujesz wszystko przez własne potrzeby, własne emocje, własną narrację o tym, że jesteś ponad emocjami. Mówisz o walce z życzeniowością, ale cała twoja konstrukcja jest życzeniowa – oparta na założeniu, że to ty jesteś w stanie osiągnąć czystą bezstronność, a inni nie.
| Michał Dyszyński napisał: | | - cudzych chciejstw - tych, co próbują mi wmawiać swoje narracje, którzy naciskają samym uporem, a nie obiektywnymi, bezstronnymi argumentami. |
Tu znów robisz to samo, co wcześniej: sam arbitralnie decydujesz, co jest „chciejstwem”, a co nie. Jeśli ktoś ma odmienny pogląd, to według ciebie upór; jeśli ty masz pogląd, to obiektywizm. W ten sposób tworzysz asymetrię, która nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia – tylko służy temu, byś zawsze mógł ustawić się po stronie rzekomej bezstronności. I co najważniejsze: nie podajesz żadnego kryterium, pozwalającego odróżnić upór od konsekwentnej argumentacji. Wszystko pozostaje w twojej gestii, w twoim subiektywnym odczuciu, sprzedawanym jako obiektywizm.
Twoje deklaracje o odrzucaniu chciejstw brzmią jak kolejne warstwy zapewnień, które mają cię utwierdzić w przekonaniu o własnej bezstronności. Nie prezentujesz jednak niczego, co faktycznie mogłoby tę bezstronność potwierdzić: żadnych niezależnych standardów, żadnych metod, żadnych weryfikowalnych kryteriów. Odrzucenie chciejstw pozostaje tylko twoją intencją – i to deklarowaną tak często, że aż staje się oczywiste, jak bardzo próbujesz ją sam przed sobą podtrzymać.
| Michał Dyszyński napisał: | | Pierwszym krokiem na tej drodze, jaki odkryłem, że powinien być zrobiony, jest ZLEKCEWAŻENIE DEKLARACJI POWSTAJĄCYCH NA BAZIE SAMEGO UPORU, czyli z ODRZUCENIEM POSTAWY DYSTANSU. |
Twierdzisz, że trzeba zlekceważyć deklaracje oparte na uporze, a jednocześnie wszystko, co sam piszesz, opiera się wyłącznie na twoim własnym uporze w powtarzaniu, że masz monopol na obiektywizm. W rzeczywistości nie pokazujesz żadnego kryterium pozwalającego rozpoznać deklaracje „powstałe z uporu”, poza jednym: to ty je tak nazwałeś. W ten sposób nie eliminujesz uporu, tylko sankcjonujesz własny jako normę. Tworzysz zasadę, której jedyną funkcją jest umożliwienie ci odrzucenia dowolnej opinii, zanim w ogóle ją rozważysz.
| Michał Dyszyński napisał: | | To polega na swoistym "wyjściu z samego siebie", porzucenie tego ja, które chce i żąda, aby stać się bezstronnym obserwatorem. |
Mówisz o „wyjściu z siebie”, ale w całym twoim tekście nie ma ani chwili, w której cokolwiek rzeczywiście opuszczasz. Przeciwnie – tkwisz całkowicie we własnych odczuciach, własnej konstrukcji mentalnej i własnych definicjach, które uznajesz za jedynie słuszne. W rzeczywistym wyjściu poza siebie musiałbyś dopuścić możliwość, że twoje modele są błędne, twoje rozpoznania nietrafione, twoje kryteria arbitralne. Ty natomiast każdą taką możliwość odpierasz z góry, nazywając ją „naciskiem” lub „uporem innych”. To nie jest wyjście z siebie. To jest zabarykadowanie się we własnym ja i udawanie, że obserwujesz świat z neutralnego punktu.
| Michał Dyszyński napisał: | | Upór stwierdzaniu jest wtedy największym mentalnym wrogiem mojej postawy |
Gdyby rzeczywiście tak było, natychmiast musiałbyś zakwestionować swój własny upór w snuciu tej narracji. Jesteś nieustępliwy w jednym: w powtarzaniu, że masz rację, bo jesteś „bezstronny”. Każdy, kto widzi tę retoryczną konstrukcję, zauważy, że wroga, którego teoretycznie zwalczasz, masz przede wszystkim w sobie. Tymczasem ty odwracasz to i wskazujesz go wyłącznie u innych. Twój tekst jest dowodem, że nie zwalczasz uporu, tylko go redefiniujesz tak, żeby to inni byli uparci, a ty „dociekliwy”.
| Michał Dyszyński napisał: | | Zamieniam się wtedy w tego, który zawsze wątpi, wciąż podważa swoje, jest krytyczny wobec każdego pomysłu. |
To czysta autopromocja. Wcale nie podważasz swoich założeń, bo gdybyś to robił, musiałbyś poddać krytyce przede wszystkim fundament twojej narracji – rzekomą obiektywność, która w twoim tekście jest dogmatem, nie hipotezą. Twoje „wątpienie” dotyczy wyłącznie cudzych stanowisk; własnego nawet nie dotykasz. Przedstawiasz się jako nieustanny sceptyk, ale w praktyce jesteś całkowicie pewny tego, że twoje rozróżnienia są trafne, a twoja diagnostyka ludzkich postaw – poprawna. To nie sceptycyzm, to narcyzm epistemiczny owinięty w szatkę pokory.
| Michał Dyszyński napisał: | | Wątpienie w tym trybie dotyczy nie tylko wątpienia sobie. Ono dotyczy wątpienia słowom każdego, który nie przedstawia obiektywnych argumentów, szczególnie jeśli posługuje się pozamerytorycznymi naciskami, mantruje, stosuje tylko presję upartego stwierdzania i działania na emocje, na uczucia z pominięciem drogi bezstronności i obiektywizmu. |
Tutaj znów robisz dokładnie to, z czym podobno walczysz: wygłaszasz arbitralne osądy o innych, klasyfikujesz ich wypowiedzi według schematu, który sam ustanowiłeś i który służy wyłącznie temu, żebyś zawsze wypadł lepiej. Sam decydujesz, kto „mantruje”, kto „naciska”, kto „jest pozamerytoryczny”. Nie przedstawiasz żadnych obiektywnych metod, które pozwoliłyby oddzielić argument od rzekomej presji. Odrzucasz wszystko, co ci nie pasuje, i nazywasz to wątpieniem. A to nie jest wątpienie – to filtrowanie.
Twoje deklaracje o bezstronności stoją w jawnej sprzeczności z twoją praktyką. Mówisz o odrzucaniu uporu, a jednocześnie trwasz w uporze zdumiewająco konsekwentnie. Mówisz o wyjściu z siebie, ale cały tekst jest zamykaniem się w sobie. Mówisz o wątpieniu, ale wątpisz tylko w to, co nie zgadza się z twoją narracją. Mówisz o obiektywnych kryteriach, ale nie prezentujesz żadnego. I w ten sposób budujesz wyłącznie wrażenie obiektywizmu, nie jego realną praktykę.
| Michał Dyszyński napisał: | | To upór skrajny, upór bez dodanego elementu refleksji, negocjacji, szerszego spojrzenia jest właśnie tą złą postawą. Jest złą postawą, zarówno jeśli uprę się w ten sposób ja, ale jest też złą postawą, jeśli ktoś inny taką postawę okazuje - a to takim ludziom najbardziej nie można ufać. |
Twoja definicja „złej postawy” jest tak elastyczna, że pozwala ci dowolnie zakwalifikować czyjeś zachowanie jako niewłaściwe, jeśli tylko nie pasuje do twojej narracji. Nie opisujesz żadnego mierzalnego standardu, żadnego rygoru pozwalającego odróżnić stanowczość od uporu. Po prostu uznajesz, że gdy ktoś się z tobą nie zgadza, to ma „upór skrajny”, a gdy ty jesteś nieustępliwy, to nagle jest to „refleksja, negocjacja, szersze spojrzenie”. Taka konstrukcja pozwala ci jedynie przerzucać etykiety i unikać konfrontacji z własnym dogmatyzmem.
| Michał Dyszyński napisał: | | Oczywiście diagnozuję swoje stany (tylko) swoim umysłem. Jeśli mam ograniczenie, które nie pozwala mi czegoś dojrzeć, to będę je miał nie tylko przy pierwszym spojrzeniu na sprawę, ale też i podczas powtórnego - tego weryfikującego - spojrzenia na sprawę. |
Wypowiadasz oczywistość, która podważa cały twój model, ale nie wyciągasz z niej żadnych konsekwencji. Skoro wiesz, że twoje ograniczenia działają również przy spojrzeniu „weryfikującym”, to wszystkie twoje przechwałki o obiektywizmie, wyjściu poza siebie i zwalczaniu własnych uprzedzeń stają się zwykłym mitem. Twoja autorefleksja nie usuwa twoich błędów – tylko daje ci fałszywy komfort, że już je usunąłeś. Tymczasem właśnie wpadłeś w to, co sam opisujesz: samopotwierdzalność ubrana w słowa o samokrytycyzmie.
| Michał Dyszyński napisał: | | Aby nie być samopotwierdzającym, czyli aby nie tkwić w błędzie MUSZĘ SIĘ DAWAĆ WYTRĄCAĆ z pierwotnych nastawień. Muszę DAĆ SZANSĘ INNEMU SPOJRZENIU. |
Gdybyś choć raz faktycznie dał szansę innemu spojrzeniu, to nie budowałbyś całej tej narracji o własnej bezstronności. Twoje pisanie jest jednym wielkim unikiem przed realnym zakwestionowaniem własnych założeń. Twierdzisz, że chcesz „dawać się wytrącać”, ale w praktyce twoją jedyną reakcją na cokolwiek niezgodnego z twoją tezą jest uznanie tego za nacisk, emocję, upór lub braki merytoryczne. Sam tworząc mechanizm przekreślania wszystkiego, co ci nie odpowiada, uniemożliwiasz sobie wytrącenie z czegokolwiek.
| Michał Dyszyński napisał: | | Danie szansy nie oznacza, że od razu zmieniam swoje stanowisko. Danie szansy oznacza, że stawiam sprawę na nowo pytając się CZY ...? |
Tylko że twoje pytanie „czy…?” nie ma żadnej rzeczywistej treści. Udajesz, że dokonujesz rewizji, ale ta rewizja kończy się zawsze w tym samym miejscu: przy potwierdzeniu własnego stanowiska. Nie pokazujesz ani jednego przykładu, w którym twoje „stawianie sprawy na nowo” doprowadziło cię kiedykolwiek do wniosku odmiennego od wyjściowego. Twoje pytanie „czy?” działa jak przycisk, którego funkcją jest włączenie autopotwierdzenia.
| Michał Dyszyński napisał: | | Stawiam sobie sprawy w wątpliwość. Nieraz specjalnie próbuję się wcielić w rolę mojego adwersarza - tylko po to, aby wytrącić się z własnego uporu, a potem aby STANĄĆ POŚRODKU - jeszcze raz uczciwie spytać CZY...? (czy to, co wcześniej myślałem obowiązuje) |
To, co nazywasz „wcielaniem się w rolę adwersarza”, jest tylko projektowaniem na fikcyjną figurę tego, co sam uważasz za słabe i błędne. Ty nie wchodzisz w cudzy punkt widzenia – ty tworzysz karykaturę, z którą łatwo ci polemizować. Gdybyś naprawdę wchodził w cudze argumenty, musiałbyś przyznać, że twoje myślenie nie jest ani „pośrodku”, ani bezstronne. Ale twoje „stanąć pośrodku” jest tylko eufemizmem dla „stanąć tam, gdzie stałem”.
| Michał Dyszyński napisał: | | I jeszcze poszukam (być może wcześniej przeoczonych "za" albo "przeciw"). Nie cofnę się przed rozpatrywaniem uczciwie OBU - i "za", i "przeciw". |
Powtarzasz deklarację uczciwości i otwartości, ale ani razu jej nie demonstrujesz. Nie przytaczasz żadnych argumentów „za”, które rzeczywiście mogłyby ci zagrozić. Nie wskazujesz przykładu sytuacji, w której twoje stanowisko zostało zmienione. Nie rozważasz realnych kontrargumentów – tylko wagę tych kontrargumentów oceniasz według własnych emocji i potem ogłaszasz, że „uczciwie rozpatrzyłeś obie strony”. To nie jest analiza, to autoprezentacja.
| Michał Dyszyński napisał: | | W przypadku gdy widzę, że ktoś REAGUJE podobnie, czyli też bada OBIE opcje: "za", i "przeciw", to uznaję taki głos doradczy za wartościowy. Ale jeśli widzę TYLKO UPÓR (ośli), tylko z zasady grę do jednej bramki, tylko zawsze samopotwierdzanie, to takiemu doradcy nie ufam. A jeśli jeszcze taki ktoś stosuje pozamerytoryczne, emocjonalne naciski, to takiemu komuś nie ufam dwójnasób. |
To zdanie obnaża całą konstrukcję: uznajesz za wartościowych tylko tych, którzy potwierdzają twoje metody i twoje założenia. Innymi słowy: za wartościowych uznajesz tych, którzy myślą tak jak ty. Każde inne myślenie odrzucasz, nazywając je „uporem”, „samopotwierdzaniem”, „grą do jednej bramki”, a w skrajnych przypadkach „emocjonalnym naciskiem”. To nie jest żadna ocena merytoryczna. To jest filtr zgodności z tobą. I to dokładnie ten filtr, który przypisujesz innym.
Twoja narracja o obiektywizmie nie jest obiektywna. Twoja narracja o wytrącaniu się z uporu nie wytrąca cię z niczego. Twoja narracja o uczciwym rozpatrywaniu obu stron nie pokazuje ani jednego przykładu, w którym uczciwie rozpatrzyłeś stronę niewygodną. W rzeczywistości nie opisujesz racjonalnej metody, lecz mechanizm, który pozwala ci zawsze stawiać siebie w roli jedynego rozsądnego uczestnika – a wszystkich innych deprecjonować bez realnego wysiłku intelektualnego.
| Michał Dyszyński napisał: | | Taki człowiek nie budzi we mnie wielkiego szacunku. Raczej traktuję go jako mentalnie upośledzonego (choć może też i niebezpiecznego). |
W tym momencie sam sobie odbierasz wiarygodność, bo posługujesz się kategoriami, które sam wcześniej potępiałeś. Najpierw twierdzisz, że nie wolno przechodzić na poziom personalny ani oceniać intencji innych, a teraz nagle wprowadzasz kategoryzację ludzi jako „mentalnie upośledzonych”. W dodatku to ty arbitralnie decydujesz, kto się do tej grupy łapie. To nie jest żadna analiza. To protekcjonalna łatka, którą naklejasz, żeby od razu unieważnić cudzą postawę, bez wysiłku rozumowego. To dokładnie ten typ uproszczonego myślenia, który u innych nazywasz uporem.
| Michał Dyszyński napisał: | | Tylko, że... (tu jest pewna "subtelność", ale ważna). Mogę się kogoś bać, ale to nie oznacza, że będę go szanował. Boję się zostać sam na sam w klatce tygrysem, ale nie darzę tego groźnego zwierzęcia moim szacunkiem. Boję się jadowitego pająka, ale nie mam jakiegoś szacunku dla jadowitych pająków. Boję się wreszcie szalejącego naćpanego furiata z nożem, ale to nie oznacza, że nabrałem osobistego szacunku i uznania dla narkomanów. |
Twoje porównania są kompletnie nietrafione, bo zestawiasz ludzi, którzy po prostu mają inne stanowisko, z dzikimi zwierzętami albo niebezpiecznymi przestępcami pod wpływem środków odurzających. Żaden z tych obrazów nie jest neutralny – każdy z nich demonizuje drugą stronę i buduje wizję, w której tylko ty jesteś racjonalnym obserwatorem otoczonym przez groźne, irracjonalne jednostki. To nie jest subtelność, to jest prymitywna manipulacja retoryczna: porównujesz ludzi do bytów pozbawionych rozumu, żeby móc ich od razu zdehumanizować i nie traktować poważnie. A wcześniej przecież zapewniałeś, że odpersonalizujesz wszystko i nie będziesz wskazywał nikogo jako gorszego.
| Michał Dyszyński napisał: | | Uważam, iż ta postawa "nie daję sobą pomiatać" jest przereklamowana. Owszem, można kogoś/się mentalnie doprowadzić do stanu, w którym dla tak pojętego honoru człowiek gotów jest "zrobić wszystko", nawet zaryzykować utratę życia. Ale taki stan nie jest stanem rozumnym, nie odpowiada ideom chrześcijaństwa. |
To już klasyczna podmiana treści: bierzesz jakąś skrajność, robisz z niej reprezentację całej postawy i zaczynasz ją potępiać jako nierozumną. W rzeczywistości nikt rozsądny nie twierdzi, że „nie daję sobą pomiatać” oznacza poświęcanie życia dla honoru. To sztuczna hiperbola, której potrzebujesz, aby twoje stanowisko wyglądało wyważone. W dodatku powołujesz się na „idee chrześcijaństwa”, choć wcześniej deklarowałeś obiektywizm i odrzucenie wszelkich narracji ideologicznych – ale gdy pasuje do twojej tezy, nagle ideologia staje się argumentem. To pokazuje, że chodzi ci nie o obiektywizm, tylko o wygodę.
| Michał Dyszyński napisał: | | Czasem można dać sobą popomiatać, nieraz można przegrać z kimś tam w tej walce o upór i buńczuczność, jednak tak jak nie próbujemy udowadniać tygrysom w klatkach, że jesteśmy od nich mocniejsi, gdy np. taki tygrys na nas wyzywająco zaryczy, tak też podobnie będziemy unikać podjęcia wyzwań przez ludzi skrajnie opanowanych mentalnie ideologią wojownika, który zawsze wykazuje swoją przewagę i nie daje się nikomu poniżyć (zresztą nawet ci wojownicy bywają w wojsku poniżani przez przełożonych i muszą jakoś to znieść). |
Znów wracasz do porównań ludzi do zwierząt, znów dehumanizujesz, znów próbujesz ustawić siebie jako spokojnego obserwatora, a drugą stronę jako groźną bestię. Twierdzisz, że nie chcesz dominacji, ale dokładnie nią się posługujesz: nie poprzez krzyk czy agresję, lecz przez retoryczne degradacje przeciwnika do poziomu irracjonalnych instynktów. To jest dominacja w najczystszej formie – tylko przebrana w płaszcz fałszywej wyważoności. Wbrew temu, co piszesz, to ty próbujesz udowodnić przewagę: nie siłą, lecz moralizatorskim tonem i porównaniami, które mają pokazać, że twoi adwersarze nie dorastają do twojego poziomu refleksji.
Twoje deklaracje o obiektywizmie i wyważeniu tracą sens, gdy sam wprowadzasz retorykę pełną wartościowania, deprecjonowania i porównań, które mają tylko jedno zadanie: ustawić cię wyżej. Mówisz o unikaniu uporu i buńczuczności, ale twoje słowa są jedną wielką próbą ustawienia siebie w pozycji mędrca patrzącego z góry. Nie da się tego przykryć metaforami o tygrysach ani pseudofilozoficznym tonem.
| Michał Dyszyński napisał: | | Dlatego, że taka postawa zniechęca do szczerej relacji z tego rodzaju osobą, z racji na to, że przecież nikt tak naprawdę nie jest w stanie przewidzieć wszystkich okoliczności nadepnięcia komuś na odcisk. Ja wobec takich osób stosuję domyślnie to, co oni sami deklarują: spie....lam od nich, nie chcę mieć za wiele z nimi do czynienia. |
Znów wprowadzasz własną arbitralną narrację, w której to ty decydujesz, kto jest toksyczny i niezdolny do szczerej relacji. Cały sens twojej konstrukcji polega na tym, że najpierw przypisujesz drugiej stronie wrogie intencje, skrajną wrażliwość na byle drobiazg i nieprzewidywalność, a potem przedstawiasz swoją ucieczkę jako reakcję obiektywną i sensowną. To jest czysty mechanizm uprzedzenia: tworzysz stracha na wróble, a potem od niego bohatersko „spie…lasz”. Nie rozpatrujesz realnej osoby ani realnej postawy, tylko własny projekcyjny obraz, który ma jedną funkcję – potwierdzić twoje samopostrzeganie jako jedynego rozsądnego uczestnika interakcji.
| Michał Dyszyński napisał: | | Mój szacunek jest kierowany do osób wielkiego ducha, a nie wielkiej twardości i wojowniczości. Szanuję tych, którzy z godnością przyjmują krytykę (a tę zasadną i taktowną krytykę wręcz z wdzięcznością). |
Deklarujesz szacunek dla „wielkiego ducha”, ale nie przedstawiasz żadnych obiektywnych kryteriów, czym miałby on być. Po prostu opisujesz te cechy, które sam sobie przypisujesz. Robisz z tego wygodny system samopotwierdzania: osoby, które reagują jak ty, są „wielkiego ducha”, a ci, którzy reagują inaczej, automatycznie trafiają do kategorii prymitywnych wojowników. To nie jest opis świata, tylko opis twoich preferencji ubrany w moralizatorską tonację. W dodatku twoja wizja „przyjmowania krytyki z godnością” ma sens tylko wtedy, kiedy krytyka pochodzi od ciebie – bo cudzej krytyki najwyraźniej nie bierzesz serio, z góry uznając ją za upór, nacisk i agresję.
| Michał Dyszyński napisał: | | Nie jest łatwo przyjąć trudną prawdę, a to, że ktoś z góry odgradza się barierą agresji świadczy o tym, że tego co trudniejsze o sobie nawet nie rozpatrzy, tylko od razu odrzuci na ambicjonalnej zasadzie. |
Mówisz o „trudnej prawdzie”, jakby to było coś, co leży w twojej kieszeni i co tylko ty jesteś zdolny komuś przekazać. Jednak cała twoja opowieść to ciągłe ocenianie, klasyfikowanie, przypisywanie motywacji i odczytywanie cudzych reakcji tylko w jeden sposób: taki, który potwierdza twoją tezę, że każdy sprzeciw jest reakcją „ambicjonalną”, a każdy opór – „barierą agresji”. Sam wpadasz w schemat, który zarzucasz innym: nie przyjmujesz do wiadomości, że ktoś może mieć merytoryczną krytykę twojego podejścia. Zamiast tego zamykasz ją w ramce psychologicznej i automatycznie unieważniasz.
Twoje słowa pokazują, że cały ten wywód nie jest o obiektywizmie, tylko o potrzebie zbudowania sobie komfortu moralnego. Każde odstępstwo od twojego stylu komunikacji klasyfikujesz jako groźne, agresywne, prymitywne lub ambicjonalne. Każdą własną reakcję przedstawiasz jako wynik duchowej wyższości i racjonalnego dystansu. To nie jest obiektywizm ani refleksyjność, tylko bardzo jednostronna narracja, która ma cię uchronić przed koniecznością realnej konfrontacji z odmiennym sposobem myślenia
|
|
| Powrót do góry |
|
 |
| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
| Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 72 tematy
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 16:15, 30 Lis 2025 Temat postu: |
|
|
Przeczytałem raz jeszcze to, o czym dyskutowaliśmy i pojawiły mi się jakieś nowe myśli, to krótko raz jeszcze skomentuję.
| Michał Dyszyński napisał: | | Myślę, że są ludzie, którym nieustępliwość, buńczuczność, wygrywanie z innymi ludźmi stały się nadrzędną wartością. Jest to wartość rzeczywiście nadrzędna - ponad wszelką etykę, dobro, ponad Boga. |
Napisałeś "stały się nadrzędną wartością", czyli to jest jakiś proces, droga? Zastanawiające jest to, że złe wartości i złe postawy przychodzą człowiekowi łatwiej niż wartości dobre i dobre postawy.
| Cytat: | Muszę DAĆ SZANSĘ INNEMU SPOJRZENIU. Danie szansy nie oznacza, że od razu zmieniam swoje stanowisko. Danie szansy oznacza, że stawiam sprawę na nowo pytając się CZY ...?
Stawiam sobie sprawy w wątpliwość. |
Dla niektórych ludzi takie podejście to już myślozbrodnia. Dać szansę innemu spojrzeniu? To może być odczytywane jako największa zdrada i relatywizm prawdy.
| Cytat: | | Uważam, iż ta postawa "nie daję sobą pomiatać" jest przereklamowana. |
No ok, zgadza się, ale też chyba nie warto popadać w drugą skrajność czyli "daję sobą pomiatać". Można przyjąć za cel "nie daję sobą pomiatać" i można ten cel osiągnąć na mądry i głupi sposób. Pytanie jak odróżnić sposób głupi od mądrego. Pewnie trzeba jakiegoś wyczucia i mądrego treningu życiowego.
|
|
| Powrót do góry |
|
 |
| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
| Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37596
Przeczytał: 77 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 17:30, 30 Lis 2025 Temat postu: |
|
|
| Katolikus napisał: | Przeczytałem raz jeszcze to, o czym dyskutowaliśmy i pojawiły mi się jakieś nowe myśli, to krótko raz jeszcze skomentuję.
| Michał Dyszyński napisał: | | Myślę, że są ludzie, którym nieustępliwość, buńczuczność, wygrywanie z innymi ludźmi stały się nadrzędną wartością. Jest to wartość rzeczywiście nadrzędna - ponad wszelką etykę, dobro, ponad Boga. |
Napisałeś "stały się nadrzędną wartością", czyli to jest jakiś proces, droga? Zastanawiające jest to, że złe wartości i złe postawy przychodzą człowiekowi łatwiej niż wartości dobre i dobre postawy. |
Ten proces to programowanie nas przez tradycje honoru i konieczności bycia zwycięzcą. Oczywiście to programowanie odwołuje się do instynktu dominacji i rywalizacji.
| Katolikus napisał: | | Cytat: | Muszę DAĆ SZANSĘ INNEMU SPOJRZENIU. Danie szansy nie oznacza, że od razu zmieniam swoje stanowisko. Danie szansy oznacza, że stawiam sprawę na nowo pytając się CZY ...?
Stawiam sobie sprawy w wątpliwość. |
Dla niektórych ludzi takie podejście to już myślozbrodnia. Dać szansę innemu spojrzeniu? To może być odczytywane jako największa zdrada i relatywizm prawdy. |
Tak. To jest dla nich myślozbrodnia. Bo są to ludzie tak wsiąknięci w ocenianie wszystkiego w kontekście przynależności, identyfikacji ze stadami, bycia określonym w hierarchii i relacjach, które nakazują twardość i nieustępliwość, bycie człowiekiem który "wie czego chce", że ruguje to refleksję.
Warto zauważyć, że ten nieraz wychwalany obraz człowieka, który "wie czego chce", jakoś dziwnie klei się raczej do upartości, walki o swoje z ludźmi i wobec ludzi, a nie do stwierdzenia, iż ktoś POSIADŁ GŁĘBOKĄ ŚWIADOMOŚĆ ŻYCIOWYCH CELÓW. Ten obiegowy "człowiek, który wie czego chce", to w istocie ktoś twardy wobec ludzi i POZBAWIONY WĄTPLIWOŚCI.
Typowe społeczeństwo nie lubi ludzi mających wątpliwości, poszukujących, mędrkujących, bo chciałoby mieć dobrze określonych swojaków - takich, na których "można polegać" w starciu z grupami przeciwnymi. Społeczności nagradzają postawy typu "mierny, ale wierny".
Ta walka honor wedle narzuconych zasad, choć w pewnych sensie jawi się jako wyrażenie mocy indywidualności, w istocie jest też objawem bardzo mocnej zależności od programowania przez grupę.
| Katolikus napisał: | | Cytat: | | Uważam, iż ta postawa "nie daję sobą pomiatać" jest przereklamowana. |
No ok, zgadza się, ale też chyba nie warto popadać w drugą skrajność czyli "daję sobą pomiatać". Można przyjąć za cel "nie daję sobą pomiatać" i można ten cel osiągnąć na mądry i głupi sposób. Pytanie jak odróżnić sposób głupi od mądrego. Pewnie trzeba jakiegoś wyczucia i mądrego treningu życiowego. |
Racja. Ja też nie postuluję postawy jakieś absolutnego wycofania się i przepraszania, że się żyje, czy dawania sobie jeździć po głowie. Ale zachować godność można na wiele sposobów, niekoniecznie postawą buńczuczności i nieustannego dopominania się o swoje. To jest faktycznie trudne - tę godność obronić bez jakiejś ostentacji, bez wydurniania się, jakim się to jest wielkim kozakiem, a za to spokojnie, ale też bez lęku, bez sadzenia się okazywać wartość swojej osoby. I nie trzeba się z tym narzucać, nie trzeba być napastliwym.
|
|
| Powrót do góry |
|
 |
| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
| Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 72 tematy
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 3:50, 01 Gru 2025 Temat postu: |
|
|
| Michał Dyszyński napisał: | | Ten proces to programowanie nas przez tradycje honoru i konieczności bycia zwycięzcą. Oczywiście to programowanie odwołuje się do instynktu dominacji i rywalizacji. |
Jeśli dobrze rozumiem to te instynkty odgrywały swoją dobrą rolę, gdy człowiek był jeszcze na poziomie "małpiszona", bo one służyły przetrwaniu w trudnym środowisku, ale na dłuższą metę, gdy nie są uświadomione i nie ma nad nimi kontroli to blokują rozwój człowieka. Kiedyś przeczytałem w refleksjach jakiegoś księdza filozofa, i zostało mi to w pamięci, takie ciekawe i tajemnicze zdanie, że człowiek jest jak gąsienica, która dopiero ma się przeobrazić w barwnego motyla. Myślisz, że jest w tym porównaniu sens?
|
|
| Powrót do góry |
|
 |
| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
| Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 25523
Przeczytał: 101 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 5:17, 01 Gru 2025 Temat postu: |
|
|
Piękna metafora.
Tu trochę o tym:
[link widoczny dla zalogowanych]
Oczywiście gąsienica motylem zostanie, bo tak chce natura. Nic tam nie zależy od innych gąsienic. Jednak u ludzi różnie to może wyglądać, ponieważ tu faktycznie wielki wpływ na nasz rozwój, na to czy odnajdziemy i rozwiniemy w sobie motyla, ma drugi człowiek. Może nas wspierać, bądź przeszkadzać, a nawet hamować. Może nas inspirować lub podważać nawet to, w co wierzymy. Może chcieć nas widzieć lepszymi, delektującymi się życiem na wyższym poziomie, a może się tego bać, sądząc, że tacy inni, lepsi, trudniejsi będziemy do kontrolowania czy zdobycia.
Ktoś, kto boi się o swoją pozycję nie będzie wspierał rozwoju nawet ukochanej osoby.
[link widoczny dla zalogowanych]
Oprócz sankcji pozytywnych nieformalna kontrola zewnętrzna zajmuje się sankcjami negatywnymi, takimi jak wykluczenie, pogarda, a także ostracyzm (często są to przejawy szczególnie bolesne). Sankcje formalne i nieformalne można znaleźć wśród systemów religijnych
Piekło/Niebo
U ŚJ usunięcie ze wspólnoty.
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pon 5:29, 01 Gru 2025, w całości zmieniany 2 razy
|
|
| Powrót do góry |
|
 |
| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
| Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 25523
Przeczytał: 101 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 6:40, 01 Gru 2025 Temat postu: |
|
|
| Katolikus napisał: | Czy w ogóle można mówić o rozwoju duchowym w sytuacji, gdy ktoś wywyższa się nad innych i swoimi słowami dowodzi, że trochę gardzi tymi, których uważa za tych z "niższej półki", a może właśnie to idzie ze sobą w parze, czyli czym bardziej wzrastamy duchowo tym bardziej widzę "upośledzenie" innych i to daje mi usprawiedliwienie w moim zachowaniu?  |
Tak jak Banjankri szambonurkami. Patrz temat i złu jako błędzie obliczeniowym
Przypomnial mi się serial "Jan Serce "
Serial opowiada o sercowych perypetiach kanalarza z warszawskiej Woli, od dzieciństwa mieszkającego przy ul. Okopowej, tytułowego bohatera. Serial utrzymany jest w konwencji melodramatu. Tytułowego bohatera zagrał Kazimierz Kaczor.
Jan Serce to wrażliwy idealista, człowiek szlachetny i dobroduszny. Pomimo skończonych 40 lat w dalszym ciągu poszukuje swojej drugiej połówki, mieszkając wraz z matką, samotną wdową. Szukając odpowiedniej partnerki, decyduje się na małżeństwo z rozsądku, wiąże z samotną matką, ulega wdziękom zafascynowanej nim nastolatki i zakochuje w żonie najlepszego przyjaciela. W międzyczasie odnajduje tę jedyną, z którą los łączy go dopiero po czasie.
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pon 6:42, 01 Gru 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
| Powrót do góry |
|
 |
| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
| Autor |
Wiadomość |
fedor
Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16324
Przeczytał: 90 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 10:28, 01 Gru 2025 Temat postu: |
|
|
| Katolikus napisał: | | te instynkty odgrywały swoją dobrą rolę, gdy człowiek był jeszcze na poziomie "małpiszona" |
Wierzysz w takie głupoty i potem dziwisz się, że nic ci się z niczym nie spina
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
| Powrót do góry |
|
 |
| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
| Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37596
Przeczytał: 77 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 11:21, 01 Gru 2025 Temat postu: |
|
|
| Katolikus napisał: | | Michał Dyszyński napisał: | | Ten proces to programowanie nas przez tradycje honoru i konieczności bycia zwycięzcą. Oczywiście to programowanie odwołuje się do instynktu dominacji i rywalizacji. |
Jeśli dobrze rozumiem to te instynkty odgrywały swoją dobrą rolę, gdy człowiek był jeszcze na poziomie "małpiszona", bo one służyły przetrwaniu w trudnym środowisku, ale na dłuższą metę, gdy nie są uświadomione i nie ma nad nimi kontroli to blokują rozwój człowieka. Kiedyś przeczytałem w refleksjach jakiegoś księdza filozofa, i zostało mi to w pamięci, takie ciekawe i tajemnicze zdanie, że człowiek jest jak gąsienica, która dopiero ma się przeobrazić w barwnego motyla. Myślisz, że jest w tym porównaniu sens? |
W pełni się zgadzam.
Ale dodałbym, że instynkty same w sobie nie są "złe". One są materiałem, który trzeba przepracować, część z tego nawet wykorzystać. Tylko ważne jest, żeby to nie instynkty panowały nad człowiekiem, ale człowiek nad nimi. A przynajmniej chodzi o to, aby instynkty zostały opanowane w tym obszarze, w którym działają destrukcyjnie.
|
|
| Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|