Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czym się rózni argument od tylko zadeklarowania czegoś?...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Rozbieranie irracjonalizmu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 8 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:17, 25 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

- Nie należy oczekiwać, że nasz oponent w dyskusji "po prostu się zastosuje", czyli będzie wiedział, o co komuś chodziło. Pretensje o to, że ktoś odpowiada inaczej, niż ktoś sam to widzi, że na co innego zwraca uwagę, są o tyle nieuprawnione, że po prostu tak nikt nie myśli, tak nikt nie odwzorowuje wprost poglądów czyichś, w oparciu o parę fraz zdaniowych mu zaprezentowanych (szczególnie jeśli często te frazy są pytaniami, może pytaniami retorycznymi, może sięgają do przypuszczeń, do nieznanych doświadczeń i przemyśleń indywidualnych).

W rozmowach z Tobą nie zachodzi zwyczajne nieporozumienie, tylko po Twojej stronie jest brak zainteresowania perspektywą drugiej strony. Podchodzisz do dyskusji i swoich rozmówców instrumentalnie. Jeśli tańczą tak jak im zagrasz, to wtedy jakby rozumiesz, o czym piszą, bo jest Ci to na rękę, a jeśli prezentują odmienną od Ciebie perspektywę to ignorujesz ważkie argumenty przeciwko Twojej perspektywie albo stawiasz chochoły, tak przeinaczając to co twierdził Twój rozmówca, żeby całkowicie zdewaluować jego wkład w dyskusję. W ostateczności zawsze masz też asa w rękawie - oskarżenie o ataki personalne i kierowanie się instynktami stadnymi, i w ten sposób czujesz się już usprawiedliwiony, żeby nie zajmować się samą dyskusją.

A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Ty do tego patologicznego mechanizmu obronnego dorobiłeś sobie nadbudowę filozoficzną, która Ci uzasadnia, że tak właśnie powinieneś robić. Odrzucasz realizm z podejściem, żeby jak najwierniej oddać obiektywną rzeczywistość, a za to przyjmujesz koncepcję, wedle której rzeczywistością to można się co najwyżej inspirować. I właśnie to uskuteczniasz w dyskusjach. Ty nie czytasz, co kto pisze z intencją odkrycia, co autor miał na myśli, Ty czytasz z intencją "co ja z tego mogę wyciągnąć dla mnie". W konsekwencji dyskutujesz sam ze sobą, a tezy stawiane przez Twoich rozmówców są tylko inspiracjami, do których luźno nawiązujesz, naciągając je pod swoje fantazje.

Z realizmem jest tak, że dzieli nas przede wszystkim rzecz podstawowa - uznanie, co w ogole JEST TYM NABLIŻSZYM STANIA TWARDO INTELEKTUALNIE NA ZIEMI PODEJŚCIEM.
To, co Ty postrzegasz jako "realizm, twarde stąpanie po ziemi, pragnienie, aby było prawdziwie, staranie się o to, aby prawda była respektowana" ja...
dokładnie tę postawę (typowy realizm filozoficzny) postrzegam jako coś dokładnie przeciwnego - jako jakieś koszmarne bujanie w iluzjach, postawienie na coś, najbardziej odległego od możliwości upewnienia się w tym, ustabilizowania idei i myślenia".

To, co dla Ciebie jawi się ostoją, dla mnie jest najbardziej fantazyjną, chciejską fanaberią, bo jest to najbardziej odległe od tego, co by się dało uczynić niesprzecznych i sprawdzalnym. W tym rozpoznaniu po prostu różnimy się fundamentalnie. Choć jeden cel chyba mamy wspólny - chcemy się oprzeć rozumowo na tym, co NAJBARDZIEJ PEWNE i PRAWDZIWE. Problem w tym, że wg mnie Ty (we wsparciu realizmu) opierasz się na czymś najbardziej niepewnym, za ja wg Ciebie popełniam dokładnie ten sam błąd, odrzucając realizm.

Nie wiem, czy zrozumiałeś moją wypowiedź, którą cytujesz. Myślę, że nie, na co wskazuje fakt, że w ogóle nie odniosłeś się do jej istoty (co po raz kolejny pokazuje Twój nonszalancki stosunek do rzeczywistości.

Napisałam, że u Ciebie Twój antyrealizm powstał wtórnie wobec całego zespołu mechanizmów obronnych, które stosujesz jako jego intelektualne wzmocnienie. Celem tego zespołu jest obrona Twojego wewnętrznego świata (w tym roli jaką w nim odgrywasz, wyobrażenia samego siebie) przed wpływami świata zewnętrznego.

Jak piszesz:
Cytat:
Choć jeden cel chyba mamy wspólny - chcemy się oprzeć rozumowo na tym, co NAJBARDZIEJ PEWNE i PRAWDZIWE

Ponieważ chcesz, żeby Twój wewnętrzny świat był pewny i prawdziwy, w tym celu musisz zabarykadować się przed światem zewnętrznym na cztery spusty, bo każdy powiew z zewnątrz zagroziłby wewnętrznej spójności Twojego wewnętrznego świata.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:39, 25 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

- Nie należy oczekiwać, że nasz oponent w dyskusji "po prostu się zastosuje", czyli będzie wiedział, o co komuś chodziło. Pretensje o to, że ktoś odpowiada inaczej, niż ktoś sam to widzi, że na co innego zwraca uwagę, są o tyle nieuprawnione, że po prostu tak nikt nie myśli, tak nikt nie odwzorowuje wprost poglądów czyichś, w oparciu o parę fraz zdaniowych mu zaprezentowanych (szczególnie jeśli często te frazy są pytaniami, może pytaniami retorycznymi, może sięgają do przypuszczeń, do nieznanych doświadczeń i przemyśleń indywidualnych).

W rozmowach z Tobą nie zachodzi zwyczajne nieporozumienie, tylko po Twojej stronie jest brak zainteresowania perspektywą drugiej strony. Podchodzisz do dyskusji i swoich rozmówców instrumentalnie. Jeśli tańczą tak jak im zagrasz, to wtedy jakby rozumiesz, o czym piszą, bo jest Ci to na rękę, a jeśli prezentują odmienną od Ciebie perspektywę to ignorujesz ważkie argumenty przeciwko Twojej perspektywie albo stawiasz chochoły, tak przeinaczając to co twierdził Twój rozmówca, żeby całkowicie zdewaluować jego wkład w dyskusję. W ostateczności zawsze masz też asa w rękawie - oskarżenie o ataki personalne i kierowanie się instynktami stadnymi, i w ten sposób czujesz się już usprawiedliwiony, żeby nie zajmować się samą dyskusją.

A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Ty do tego patologicznego mechanizmu obronnego dorobiłeś sobie nadbudowę filozoficzną, która Ci uzasadnia, że tak właśnie powinieneś robić. Odrzucasz realizm z podejściem, żeby jak najwierniej oddać obiektywną rzeczywistość, a za to przyjmujesz koncepcję, wedle której rzeczywistością to można się co najwyżej inspirować. I właśnie to uskuteczniasz w dyskusjach. Ty nie czytasz, co kto pisze z intencją odkrycia, co autor miał na myśli, Ty czytasz z intencją "co ja z tego mogę wyciągnąć dla mnie". W konsekwencji dyskutujesz sam ze sobą, a tezy stawiane przez Twoich rozmówców są tylko inspiracjami, do których luźno nawiązujesz, naciągając je pod swoje fantazje.

Z realizmem jest tak, że dzieli nas przede wszystkim rzecz podstawowa - uznanie, co w ogole JEST TYM NABLIŻSZYM STANIA TWARDO INTELEKTUALNIE NA ZIEMI PODEJŚCIEM.
To, co Ty postrzegasz jako "realizm, twarde stąpanie po ziemi, pragnienie, aby było prawdziwie, staranie się o to, aby prawda była respektowana" ja...
dokładnie tę postawę (typowy realizm filozoficzny) postrzegam jako coś dokładnie przeciwnego - jako jakieś koszmarne bujanie w iluzjach, postawienie na coś, najbardziej odległego od możliwości upewnienia się w tym, ustabilizowania idei i myślenia".

To, co dla Ciebie jawi się ostoją, dla mnie jest najbardziej fantazyjną, chciejską fanaberią, bo jest to najbardziej odległe od tego, co by się dało uczynić niesprzecznych i sprawdzalnym. W tym rozpoznaniu po prostu różnimy się fundamentalnie. Choć jeden cel chyba mamy wspólny - chcemy się oprzeć rozumowo na tym, co NAJBARDZIEJ PEWNE i PRAWDZIWE. Problem w tym, że wg mnie Ty (we wsparciu realizmu) opierasz się na czymś najbardziej niepewnym, za ja wg Ciebie popełniam dokładnie ten sam błąd, odrzucając realizm.

Nie wiem, czy zrozumiałeś moją wypowiedź, którą cytujesz. Myślę, że nie, na co wskazuje fakt, że w ogóle nie odniosłeś się do jej istoty (co po raz kolejny pokazuje Twój nonszalancki stosunek do rzeczywistości.

Napisałam, że u Ciebie Twój antyrealizm powstał wtórnie wobec całego zespołu mechanizmów obronnych, które stosujesz jako jego intelektualne wzmocnienie. Celem tego zespołu jest obrona Twojego wewnętrznego świata (w tym roli jaką w nim odgrywasz, wyobrażenia samego siebie) przed wpływami świata zewnętrznego.

Te Twoje psychoterapeutyczne rozkminy po co rzekomo mi jest antyrealizm nie mają się do argumentów, które przedstawilem nijak. Nie wypowiadam się na ich temat, bo uważam, że tu nie rysuje się żadna idea dotycząca samego realizmu jako takiego. Czyli nie zabrałaś głosu w sprawie.

PS.
Za psychoterapię mojej skromnej osoby dziękuję. Doceniam zainteresowanie moją personą. Same uwagi uważam, za ciekawie wyfantazjowane, ale chyba jedyną dla nich podstawą, jest Twoje życzenie, aby Ci się "zgodziło", aby mieć pretekst do porzucenia dyskusji o filozofii realizmu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 8 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:22, 26 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

- Nie należy oczekiwać, że nasz oponent w dyskusji "po prostu się zastosuje", czyli będzie wiedział, o co komuś chodziło. Pretensje o to, że ktoś odpowiada inaczej, niż ktoś sam to widzi, że na co innego zwraca uwagę, są o tyle nieuprawnione, że po prostu tak nikt nie myśli, tak nikt nie odwzorowuje wprost poglądów czyichś, w oparciu o parę fraz zdaniowych mu zaprezentowanych (szczególnie jeśli często te frazy są pytaniami, może pytaniami retorycznymi, może sięgają do przypuszczeń, do nieznanych doświadczeń i przemyśleń indywidualnych).

W rozmowach z Tobą nie zachodzi zwyczajne nieporozumienie, tylko po Twojej stronie jest brak zainteresowania perspektywą drugiej strony. Podchodzisz do dyskusji i swoich rozmówców instrumentalnie. Jeśli tańczą tak jak im zagrasz, to wtedy jakby rozumiesz, o czym piszą, bo jest Ci to na rękę, a jeśli prezentują odmienną od Ciebie perspektywę to ignorujesz ważkie argumenty przeciwko Twojej perspektywie albo stawiasz chochoły, tak przeinaczając to co twierdził Twój rozmówca, żeby całkowicie zdewaluować jego wkład w dyskusję. W ostateczności zawsze masz też asa w rękawie - oskarżenie o ataki personalne i kierowanie się instynktami stadnymi, i w ten sposób czujesz się już usprawiedliwiony, żeby nie zajmować się samą dyskusją.

A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Ty do tego patologicznego mechanizmu obronnego dorobiłeś sobie nadbudowę filozoficzną, która Ci uzasadnia, że tak właśnie powinieneś robić. Odrzucasz realizm z podejściem, żeby jak najwierniej oddać obiektywną rzeczywistość, a za to przyjmujesz koncepcję, wedle której rzeczywistością to można się co najwyżej inspirować. I właśnie to uskuteczniasz w dyskusjach. Ty nie czytasz, co kto pisze z intencją odkrycia, co autor miał na myśli, Ty czytasz z intencją "co ja z tego mogę wyciągnąć dla mnie". W konsekwencji dyskutujesz sam ze sobą, a tezy stawiane przez Twoich rozmówców są tylko inspiracjami, do których luźno nawiązujesz, naciągając je pod swoje fantazje.

Z realizmem jest tak, że dzieli nas przede wszystkim rzecz podstawowa - uznanie, co w ogole JEST TYM NABLIŻSZYM STANIA TWARDO INTELEKTUALNIE NA ZIEMI PODEJŚCIEM.
To, co Ty postrzegasz jako "realizm, twarde stąpanie po ziemi, pragnienie, aby było prawdziwie, staranie się o to, aby prawda była respektowana" ja...
dokładnie tę postawę (typowy realizm filozoficzny) postrzegam jako coś dokładnie przeciwnego - jako jakieś koszmarne bujanie w iluzjach, postawienie na coś, najbardziej odległego od możliwości upewnienia się w tym, ustabilizowania idei i myślenia".

To, co dla Ciebie jawi się ostoją, dla mnie jest najbardziej fantazyjną, chciejską fanaberią, bo jest to najbardziej odległe od tego, co by się dało uczynić niesprzecznych i sprawdzalnym. W tym rozpoznaniu po prostu różnimy się fundamentalnie. Choć jeden cel chyba mamy wspólny - chcemy się oprzeć rozumowo na tym, co NAJBARDZIEJ PEWNE i PRAWDZIWE. Problem w tym, że wg mnie Ty (we wsparciu realizmu) opierasz się na czymś najbardziej niepewnym, za ja wg Ciebie popełniam dokładnie ten sam błąd, odrzucając realizm.

Nie wiem, czy zrozumiałeś moją wypowiedź, którą cytujesz. Myślę, że nie, na co wskazuje fakt, że w ogóle nie odniosłeś się do jej istoty (co po raz kolejny pokazuje Twój nonszalancki stosunek do rzeczywistości.

Napisałam, że u Ciebie Twój antyrealizm powstał wtórnie wobec całego zespołu mechanizmów obronnych, które stosujesz jako jego intelektualne wzmocnienie. Celem tego zespołu jest obrona Twojego wewnętrznego świata (w tym roli jaką w nim odgrywasz, wyobrażenia samego siebie) przed wpływami świata zewnętrznego.

Te Twoje psychoterapeutyczne rozkminy po co rzekomo mi jest antyrealizm nie mają się do argumentów, które przedstawilem nijak. Nie wypowiadam się na ich temat, bo uważam, że tu nie rysuje się żadna idea dotycząca samego realizmu jako takiego. Czyli nie zabrałaś głosu w sprawie.

PS.
Za psychoterapię mojej skromnej osoby dziękuję. Doceniam zainteresowanie moją personą. Same uwagi uważam, za ciekawie wyfantazjowane, ale chyba jedyną dla nich podstawą, jest Twoje życzenie, aby Ci się "zgodziło", aby mieć pretekst do porzucenia dyskusji o filozofii realizmu.

To jest kolejny przykład Twojego mechanizmu obronnego. To ja zainicjowałam w tym temacie wątek antyrealizmu w konkretnym kontekście, który porzuciłeś, żeby uciec od tematu. I kiedy ja podjęłam próbę powrotu do tematu, to zarzuciłeś mi, że ja od niego uciekam. Tak jakby tematem dyskusji zawsze było to, co interesuje Michała.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:29, 26 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

- Nie należy oczekiwać, że nasz oponent w dyskusji "po prostu się zastosuje", czyli będzie wiedział, o co komuś chodziło. Pretensje o to, że ktoś odpowiada inaczej, niż ktoś sam to widzi, że na co innego zwraca uwagę, są o tyle nieuprawnione, że po prostu tak nikt nie myśli, tak nikt nie odwzorowuje wprost poglądów czyichś, w oparciu o parę fraz zdaniowych mu zaprezentowanych (szczególnie jeśli często te frazy są pytaniami, może pytaniami retorycznymi, może sięgają do przypuszczeń, do nieznanych doświadczeń i przemyśleń indywidualnych).

W rozmowach z Tobą nie zachodzi zwyczajne nieporozumienie, tylko po Twojej stronie jest brak zainteresowania perspektywą drugiej strony. Podchodzisz do dyskusji i swoich rozmówców instrumentalnie. Jeśli tańczą tak jak im zagrasz, to wtedy jakby rozumiesz, o czym piszą, bo jest Ci to na rękę, a jeśli prezentują odmienną od Ciebie perspektywę to ignorujesz ważkie argumenty przeciwko Twojej perspektywie albo stawiasz chochoły, tak przeinaczając to co twierdził Twój rozmówca, żeby całkowicie zdewaluować jego wkład w dyskusję. W ostateczności zawsze masz też asa w rękawie - oskarżenie o ataki personalne i kierowanie się instynktami stadnymi, i w ten sposób czujesz się już usprawiedliwiony, żeby nie zajmować się samą dyskusją.

A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Ty do tego patologicznego mechanizmu obronnego dorobiłeś sobie nadbudowę filozoficzną, która Ci uzasadnia, że tak właśnie powinieneś robić. Odrzucasz realizm z podejściem, żeby jak najwierniej oddać obiektywną rzeczywistość, a za to przyjmujesz koncepcję, wedle której rzeczywistością to można się co najwyżej inspirować. I właśnie to uskuteczniasz w dyskusjach. Ty nie czytasz, co kto pisze z intencją odkrycia, co autor miał na myśli, Ty czytasz z intencją "co ja z tego mogę wyciągnąć dla mnie". W konsekwencji dyskutujesz sam ze sobą, a tezy stawiane przez Twoich rozmówców są tylko inspiracjami, do których luźno nawiązujesz, naciągając je pod swoje fantazje.

Z realizmem jest tak, że dzieli nas przede wszystkim rzecz podstawowa - uznanie, co w ogole JEST TYM NABLIŻSZYM STANIA TWARDO INTELEKTUALNIE NA ZIEMI PODEJŚCIEM.
To, co Ty postrzegasz jako "realizm, twarde stąpanie po ziemi, pragnienie, aby było prawdziwie, staranie się o to, aby prawda była respektowana" ja...
dokładnie tę postawę (typowy realizm filozoficzny) postrzegam jako coś dokładnie przeciwnego - jako jakieś koszmarne bujanie w iluzjach, postawienie na coś, najbardziej odległego od możliwości upewnienia się w tym, ustabilizowania idei i myślenia".

To, co dla Ciebie jawi się ostoją, dla mnie jest najbardziej fantazyjną, chciejską fanaberią, bo jest to najbardziej odległe od tego, co by się dało uczynić niesprzecznych i sprawdzalnym. W tym rozpoznaniu po prostu różnimy się fundamentalnie. Choć jeden cel chyba mamy wspólny - chcemy się oprzeć rozumowo na tym, co NAJBARDZIEJ PEWNE i PRAWDZIWE. Problem w tym, że wg mnie Ty (we wsparciu realizmu) opierasz się na czymś najbardziej niepewnym, za ja wg Ciebie popełniam dokładnie ten sam błąd, odrzucając realizm.

Nie wiem, czy zrozumiałeś moją wypowiedź, którą cytujesz. Myślę, że nie, na co wskazuje fakt, że w ogóle nie odniosłeś się do jej istoty (co po raz kolejny pokazuje Twój nonszalancki stosunek do rzeczywistości.

Napisałam, że u Ciebie Twój antyrealizm powstał wtórnie wobec całego zespołu mechanizmów obronnych, które stosujesz jako jego intelektualne wzmocnienie. Celem tego zespołu jest obrona Twojego wewnętrznego świata (w tym roli jaką w nim odgrywasz, wyobrażenia samego siebie) przed wpływami świata zewnętrznego.

Te Twoje psychoterapeutyczne rozkminy po co rzekomo mi jest antyrealizm nie mają się do argumentów, które przedstawilem nijak. Nie wypowiadam się na ich temat, bo uważam, że tu nie rysuje się żadna idea dotycząca samego realizmu jako takiego. Czyli nie zabrałaś głosu w sprawie.

PS.
Za psychoterapię mojej skromnej osoby dziękuję. Doceniam zainteresowanie moją personą. Same uwagi uważam, za ciekawie wyfantazjowane, ale chyba jedyną dla nich podstawą, jest Twoje życzenie, aby Ci się "zgodziło", aby mieć pretekst do porzucenia dyskusji o filozofii realizmu.

To jest kolejny przykład Twojego mechanizmu obronnego. To ja zainicjowałam w tym temacie wątek antyrealizmu w konkretnym kontekście, który porzuciłeś, żeby uciec od tematu. I kiedy ja podjęłam próbę powrotu do tematu, to zarzuciłeś mi, że ja od niego uciekam. Tak jakby tematem dyskusji zawsze było to, co interesuje Michała.

:rotfl: Czyli dalej wciskasz dyskusję o moich rzekomych intencjach, jako Twoje stanowisko w sprawie realizmu.
Zdajesz się być bardzo zależne w myśleniu od skupienia się na prywatnych odczuciach i sugestiach. Tutaj nie umiesz myśleć o zagadnieniu realizmu w oderwaniu od tego, jakie ja rzekomo mam intencje. Tu się mocno różnimy. Ja potrafię oczywiście też myśleć o cudzych intencjach, ale takie myślenie nie kanibalizuje mi całościowo rozważań na tematy merytoryczne. Ale widzę, że temat samego realizmu u Ciebie umarł ostatecznie. Trudno. :(
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 8 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:35, 26 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

- Nie należy oczekiwać, że nasz oponent w dyskusji "po prostu się zastosuje", czyli będzie wiedział, o co komuś chodziło. Pretensje o to, że ktoś odpowiada inaczej, niż ktoś sam to widzi, że na co innego zwraca uwagę, są o tyle nieuprawnione, że po prostu tak nikt nie myśli, tak nikt nie odwzorowuje wprost poglądów czyichś, w oparciu o parę fraz zdaniowych mu zaprezentowanych (szczególnie jeśli często te frazy są pytaniami, może pytaniami retorycznymi, może sięgają do przypuszczeń, do nieznanych doświadczeń i przemyśleń indywidualnych).

W rozmowach z Tobą nie zachodzi zwyczajne nieporozumienie, tylko po Twojej stronie jest brak zainteresowania perspektywą drugiej strony. Podchodzisz do dyskusji i swoich rozmówców instrumentalnie. Jeśli tańczą tak jak im zagrasz, to wtedy jakby rozumiesz, o czym piszą, bo jest Ci to na rękę, a jeśli prezentują odmienną od Ciebie perspektywę to ignorujesz ważkie argumenty przeciwko Twojej perspektywie albo stawiasz chochoły, tak przeinaczając to co twierdził Twój rozmówca, żeby całkowicie zdewaluować jego wkład w dyskusję. W ostateczności zawsze masz też asa w rękawie - oskarżenie o ataki personalne i kierowanie się instynktami stadnymi, i w ten sposób czujesz się już usprawiedliwiony, żeby nie zajmować się samą dyskusją.

A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Ty do tego patologicznego mechanizmu obronnego dorobiłeś sobie nadbudowę filozoficzną, która Ci uzasadnia, że tak właśnie powinieneś robić. Odrzucasz realizm z podejściem, żeby jak najwierniej oddać obiektywną rzeczywistość, a za to przyjmujesz koncepcję, wedle której rzeczywistością to można się co najwyżej inspirować. I właśnie to uskuteczniasz w dyskusjach. Ty nie czytasz, co kto pisze z intencją odkrycia, co autor miał na myśli, Ty czytasz z intencją "co ja z tego mogę wyciągnąć dla mnie". W konsekwencji dyskutujesz sam ze sobą, a tezy stawiane przez Twoich rozmówców są tylko inspiracjami, do których luźno nawiązujesz, naciągając je pod swoje fantazje.

Z realizmem jest tak, że dzieli nas przede wszystkim rzecz podstawowa - uznanie, co w ogole JEST TYM NABLIŻSZYM STANIA TWARDO INTELEKTUALNIE NA ZIEMI PODEJŚCIEM.
To, co Ty postrzegasz jako "realizm, twarde stąpanie po ziemi, pragnienie, aby było prawdziwie, staranie się o to, aby prawda była respektowana" ja...
dokładnie tę postawę (typowy realizm filozoficzny) postrzegam jako coś dokładnie przeciwnego - jako jakieś koszmarne bujanie w iluzjach, postawienie na coś, najbardziej odległego od możliwości upewnienia się w tym, ustabilizowania idei i myślenia".

To, co dla Ciebie jawi się ostoją, dla mnie jest najbardziej fantazyjną, chciejską fanaberią, bo jest to najbardziej odległe od tego, co by się dało uczynić niesprzecznych i sprawdzalnym. W tym rozpoznaniu po prostu różnimy się fundamentalnie. Choć jeden cel chyba mamy wspólny - chcemy się oprzeć rozumowo na tym, co NAJBARDZIEJ PEWNE i PRAWDZIWE. Problem w tym, że wg mnie Ty (we wsparciu realizmu) opierasz się na czymś najbardziej niepewnym, za ja wg Ciebie popełniam dokładnie ten sam błąd, odrzucając realizm.

Nie wiem, czy zrozumiałeś moją wypowiedź, którą cytujesz. Myślę, że nie, na co wskazuje fakt, że w ogóle nie odniosłeś się do jej istoty (co po raz kolejny pokazuje Twój nonszalancki stosunek do rzeczywistości.

Napisałam, że u Ciebie Twój antyrealizm powstał wtórnie wobec całego zespołu mechanizmów obronnych, które stosujesz jako jego intelektualne wzmocnienie. Celem tego zespołu jest obrona Twojego wewnętrznego świata (w tym roli jaką w nim odgrywasz, wyobrażenia samego siebie) przed wpływami świata zewnętrznego.

Te Twoje psychoterapeutyczne rozkminy po co rzekomo mi jest antyrealizm nie mają się do argumentów, które przedstawilem nijak. Nie wypowiadam się na ich temat, bo uważam, że tu nie rysuje się żadna idea dotycząca samego realizmu jako takiego. Czyli nie zabrałaś głosu w sprawie.

PS.
Za psychoterapię mojej skromnej osoby dziękuję. Doceniam zainteresowanie moją personą. Same uwagi uważam, za ciekawie wyfantazjowane, ale chyba jedyną dla nich podstawą, jest Twoje życzenie, aby Ci się "zgodziło", aby mieć pretekst do porzucenia dyskusji o filozofii realizmu.

To jest kolejny przykład Twojego mechanizmu obronnego. To ja zainicjowałam w tym temacie wątek antyrealizmu w konkretnym kontekście, który porzuciłeś, żeby uciec od tematu. I kiedy ja podjęłam próbę powrotu do tematu, to zarzuciłeś mi, że ja od niego uciekam. Tak jakby tematem dyskusji zawsze było to, co interesuje Michała.

:rotfl: Czyli dalej wciskasz dyskusję o moich rzekomych intencjach, jako Twoje stanowisko w sprawie realizmu.
Zdajesz się być bardzo zależne w myśleniu od skupienia się na prywatnych odczuciach i sugestiach. Tutaj nie umiesz myśleć o zagadnieniu realizmu w oderwaniu od tego, jakie ja rzekomo mam intencje. Tu się mocno różnimy. Ja potrafię oczywiście też myśleć o cudzych intencjach, ale takie myślenie nie kanibalizuje mi całościowo rozważań na tematy merytoryczne. Ale widzę, że temat samego realizmu u Ciebie umarł ostatecznie. Trudno. :(

Tobie się chyba wątki pomyliły. Ten temat od praktycznie pierwszego wpisu dotyczy Ciebie i Twoich mechanizmów obronnych. O realizmie rozmawiamy w innym miejscu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Irbisol




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 14163
Przeczytał: 19 tematów


PostWysłany: Nie 12:45, 26 Lis 2023    Temat postu:

Czyżby Michał znowu gadał sam ze sobą? Niemożliwe ... :rotfl:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:31, 26 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

- Nie należy oczekiwać, że nasz oponent w dyskusji "po prostu się zastosuje", czyli będzie wiedział, o co komuś chodziło. Pretensje o to, że ktoś odpowiada inaczej, niż ktoś sam to widzi, że na co innego zwraca uwagę, są o tyle nieuprawnione, że po prostu tak nikt nie myśli, tak nikt nie odwzorowuje wprost poglądów czyichś, w oparciu o parę fraz zdaniowych mu zaprezentowanych (szczególnie jeśli często te frazy są pytaniami, może pytaniami retorycznymi, może sięgają do przypuszczeń, do nieznanych doświadczeń i przemyśleń indywidualnych).

W rozmowach z Tobą nie zachodzi zwyczajne nieporozumienie, tylko po Twojej stronie jest brak zainteresowania perspektywą drugiej strony. Podchodzisz do dyskusji i swoich rozmówców instrumentalnie. Jeśli tańczą tak jak im zagrasz, to wtedy jakby rozumiesz, o czym piszą, bo jest Ci to na rękę, a jeśli prezentują odmienną od Ciebie perspektywę to ignorujesz ważkie argumenty przeciwko Twojej perspektywie albo stawiasz chochoły, tak przeinaczając to co twierdził Twój rozmówca, żeby całkowicie zdewaluować jego wkład w dyskusję. W ostateczności zawsze masz też asa w rękawie - oskarżenie o ataki personalne i kierowanie się instynktami stadnymi, i w ten sposób czujesz się już usprawiedliwiony, żeby nie zajmować się samą dyskusją.

A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Ty do tego patologicznego mechanizmu obronnego dorobiłeś sobie nadbudowę filozoficzną, która Ci uzasadnia, że tak właśnie powinieneś robić. Odrzucasz realizm z podejściem, żeby jak najwierniej oddać obiektywną rzeczywistość, a za to przyjmujesz koncepcję, wedle której rzeczywistością to można się co najwyżej inspirować. I właśnie to uskuteczniasz w dyskusjach. Ty nie czytasz, co kto pisze z intencją odkrycia, co autor miał na myśli, Ty czytasz z intencją "co ja z tego mogę wyciągnąć dla mnie". W konsekwencji dyskutujesz sam ze sobą, a tezy stawiane przez Twoich rozmówców są tylko inspiracjami, do których luźno nawiązujesz, naciągając je pod swoje fantazje.

Z realizmem jest tak, że dzieli nas przede wszystkim rzecz podstawowa - uznanie, co w ogole JEST TYM NABLIŻSZYM STANIA TWARDO INTELEKTUALNIE NA ZIEMI PODEJŚCIEM.
To, co Ty postrzegasz jako "realizm, twarde stąpanie po ziemi, pragnienie, aby było prawdziwie, staranie się o to, aby prawda była respektowana" ja...
dokładnie tę postawę (typowy realizm filozoficzny) postrzegam jako coś dokładnie przeciwnego - jako jakieś koszmarne bujanie w iluzjach, postawienie na coś, najbardziej odległego od możliwości upewnienia się w tym, ustabilizowania idei i myślenia".

To, co dla Ciebie jawi się ostoją, dla mnie jest najbardziej fantazyjną, chciejską fanaberią, bo jest to najbardziej odległe od tego, co by się dało uczynić niesprzecznych i sprawdzalnym. W tym rozpoznaniu po prostu różnimy się fundamentalnie. Choć jeden cel chyba mamy wspólny - chcemy się oprzeć rozumowo na tym, co NAJBARDZIEJ PEWNE i PRAWDZIWE. Problem w tym, że wg mnie Ty (we wsparciu realizmu) opierasz się na czymś najbardziej niepewnym, za ja wg Ciebie popełniam dokładnie ten sam błąd, odrzucając realizm.

Nie wiem, czy zrozumiałeś moją wypowiedź, którą cytujesz. Myślę, że nie, na co wskazuje fakt, że w ogóle nie odniosłeś się do jej istoty (co po raz kolejny pokazuje Twój nonszalancki stosunek do rzeczywistości.

Napisałam, że u Ciebie Twój antyrealizm powstał wtórnie wobec całego zespołu mechanizmów obronnych, które stosujesz jako jego intelektualne wzmocnienie. Celem tego zespołu jest obrona Twojego wewnętrznego świata (w tym roli jaką w nim odgrywasz, wyobrażenia samego siebie) przed wpływami świata zewnętrznego.

Te Twoje psychoterapeutyczne rozkminy po co rzekomo mi jest antyrealizm nie mają się do argumentów, które przedstawilem nijak. Nie wypowiadam się na ich temat, bo uważam, że tu nie rysuje się żadna idea dotycząca samego realizmu jako takiego. Czyli nie zabrałaś głosu w sprawie.

PS.
Za psychoterapię mojej skromnej osoby dziękuję. Doceniam zainteresowanie moją personą. Same uwagi uważam, za ciekawie wyfantazjowane, ale chyba jedyną dla nich podstawą, jest Twoje życzenie, aby Ci się "zgodziło", aby mieć pretekst do porzucenia dyskusji o filozofii realizmu.

To jest kolejny przykład Twojego mechanizmu obronnego. To ja zainicjowałam w tym temacie wątek antyrealizmu w konkretnym kontekście, który porzuciłeś, żeby uciec od tematu. I kiedy ja podjęłam próbę powrotu do tematu, to zarzuciłeś mi, że ja od niego uciekam. Tak jakby tematem dyskusji zawsze było to, co interesuje Michała.

:rotfl: Czyli dalej wciskasz dyskusję o moich rzekomych intencjach, jako Twoje stanowisko w sprawie realizmu.
Zdajesz się być bardzo zależne w myśleniu od skupienia się na prywatnych odczuciach i sugestiach. Tutaj nie umiesz myśleć o zagadnieniu realizmu w oderwaniu od tego, jakie ja rzekomo mam intencje. Tu się mocno różnimy. Ja potrafię oczywiście też myśleć o cudzych intencjach, ale takie myślenie nie kanibalizuje mi całościowo rozważań na tematy merytoryczne. Ale widzę, że temat samego realizmu u Ciebie umarł ostatecznie. Trudno. :(

Tobie się chyba wątki pomyliły. Ten temat od praktycznie pierwszego wpisu dotyczy Ciebie i Twoich mechanizmów obronnych. O realizmie rozmawiamy w innym miejscu.

Zajrzałem. I chyba muszę przyznać Ci rację. :shock:
Temat o realizmie był obok. Mea culpa pod tym względem.

To dobra. Mogę się zająć też kwestią mechanizmów obronnych (moich, ale nie tylko moich). To ciekawy temat...
Przyznam, że wiele (chyba nawet prawie wszystko) z tego co w ogóle piszę, ma dość ścisły związek z podejrzewaniem u siebie różnych mechanizmów obronnych i walka z tymi mechanizmami. Nie wypieram, że takowe mechanizmy posiadam - wręcz ZAKŁADAM, ŻE ONE SĄ. Pytam się tylko W CZYM SIĘ OBJAWIAJĄ, JAKIE SĄ.
Sposób w jaki stawiam sprawy (dla wielu tak irytujący), właśnie w znacznym stopniu wynika z tego, że próbuję unieczynnić pewne własne (ale nie tylko własne) mechanizmy obronne. Wypracowałem w tym zakresie cały szereg technik:
- wymuszam na sobie skupienie się na meritum spraw (to w emocjach, a nie w intelekcie postrzegam ten bastion fałszującej obronności)
- symetryzowanie ocen, a z nią szukanie zarzutów, które miałbym postawić kogoś, także wobec siebie, choć też i odwrotnie odnoszenie zarzutów kierowanych do mnie, jako część bardziej ogólnego zjawiska, ogląd takich reakcji w ramach psychologii człowieka w ogóle
- formułowanie myśli w sposób odpersonalizowany, szybkie przechodzenie od "ja, moje", do "takie zjawisko występuje w tym aktualnym przypadku, co jest częścią ogólnej tendencji obserwowanej w całej populacji"
- sugerowanie sobie samemu, że "to co złe, to ja", osobiste rozkmniny właśnie nad tymi najgorszymi wobec mnie zarzutami (gdy potem przychodzi taki zarzut z zewnątrz, to nie ma już ostrza, bo dawno został przeze mnie rozpatrzony).
- szczególne skupianie się nad tym, co emocjonalnie mnie dotyka. Blokowanie w sobie na poziomie emocji reakcji odrzucenia nieprzyjemnych sugestii (nie twierdzę, że zawsze to zadziała, ale w wielu przypadkach umiem to sobie narzucić, choć na zewnątrz nie musi to nijak się objawiać).

Właściwie to gotów jestem ten temat pociągnąć w tej nowej formie, związanej z pytaniem: jakie mechanizmy obronne ogólnie (jako ludzie) stosujemy, aby nie zmierzyć z niewygodnymi prawdami, czy aby sobie dowartościować własne (choć tak bardziej obiektywnie wątpliwe) przekonania?
Jak główne narzędzie tu postrzegam SYMETRYZACJĘ. Gdy stawiam zarzut komuś, obowiązkowo od razu będę stawiał sobie pytanie "a jak ja w tej samej sytuacji, wobec tego zarzutu się przedstawiam?" Jeśli chcę sobie uznać jakieś moje przekonanie jako to lepsze, wybitne, to od razu próbuję sobie postawić pytanie; a czy przekonania mojego oponenta nie wywyższają się czasem na dokładnie tej samej zasadzie?...

Jedno od razu jednak blokuję: PRYNCYPIALNIE blokuję sugestię, którą wielu moich oponentów chętnie wobec mnie by wcisnęło: że ten zarzut dotyczy absolutnie tylko Michała, więc rozmawiajmy o nim, jak o winie wyłącznie Michała.
Takie stawianie sprawy nie przejdzie. :nie: Ja ani czyichś win (swoich zarzutów wobec niego) nie traktuję jako wyłącznych i jedynych, ani odwrotnie nie uważam, iż zarzuty wobec mnie miałyby być jakoś takie wyjątkowe, że to tylko ja im podlegam. Stosuję zasadę: KAŻDY ZARZUT JEST SZERSZYM ZJAWISKIEM, Więc staram się zawsze NAJPIERW ZBADAĆ OGÓLNE (ABSTRAKCYJNE) ZJAWISKO, tak jakby ono mnie zupełnie nie dotyczyło, a na koniec WNIOSKI Z TEGO OGÓLNEGO ROZPATRZENIA ZASTOSOWAĆ DO SIEBIE. Bo zakładam, że ja jestem przykładem czegoś, co jest szersze. I to najpierw to szersze trzeba ideowo zbadać, w tym ogólnym (odpersonalizowanym) jest ten myślowy sens, ta wolność myślenia, która wyzwala. Na koniec staram się już zastosować cały bagaż wniosków na temat mechanizmów obronnych, które zastosowalem - będę próbował wyróżnić jakie wtedy miałem motywy, co o tych motywach by świadczyło, a co raczej sugerowało inne motywy.
Ale mam też tę twardą zasadę, że przyjmuję oskarżenia o coś (także o zastosowanie u siebie mechanizmu obronnego) tylko W ŚWIETLE ODPERSONALIZOWANEGO, OGÓLNEGO OPISU. Inaczej mówiąc, odrzucam pryncypialnie mechanizm presyjny, emocjonalny, stosowany przez agresorów, osoby próbujace zdobyć przewagę nad drugą stroną, poprzez masywne wmawianie tej drugiej stronie jakichś win, braków, czyli dalej wciśnięcia jej sugestii, iż to ona (asymetrycznie) ma się ugiąć, być uległa, zastosować bez własnego osądu (bezkrytycznie), przychylając do sugestii obwiniającego (który za pomocą obwiniania najczęściej właśnie próbuje zdobyć jakąś formę WŁADZY nade mną, albo przynajmniej zrobić sobie przyjemność z okazania sprawczości emocjonalnego wpływu na mnie).
Jeśłi chodzi zatem o zarzut stosowania różnych technik obronnych przeze mnie - chętnie podejmę ten temat, ale W POSTACI UPORZĄDKOWANEJ, czyli OCZYSZCZONEJ Z ASPEKTU AGRESJI, PRESJI, EMOCJONALNEGO NACISKU.
Zapraszam Cię zatem do (najpierw) ogólnego rozważenia jakie i jak ludzie stosują techniki obronne. Rozważmy tę sprawę niepersonalnie, tylko ogólnie kompletując sobie stosowane mechanizmy, zależności między nimi, wiążac to z pewną wiedzą psychologiczną ogólną.
Bo z góry zastrzegam, że odrzucę narrację w stylu "Pelikan MIchałowi ogłsza, jaki to ten Michał jest, a Michałek grzecznie i posłusznie to przyjmie, bo mu tak właśnie zadeklarowano".
Przyjmę Twoją sugestię co do stosowania przeze mnie mechanizmów obronnych, jednak najpierw sobie ustalmy, na czym ogólnie takie mechanizmy polegają, jak to zjawisko w uogólnionej postaci się objawia. Potem może się okazać, że rzeczywiście moje zachowanie i reakcje podlega któremuś z tych ogólnych mechanizmów. To się da ustalić, ale najpierw trzeba tu ustalić pewne OGOLNE POJMOWANIE, PRZYJĘTE ZAŁOŻENIA, to jak traktujemy zagadnienie. Bez tego byłaby to tylko walka na presje i emocje, czyli bez odwołania się do czegokolwiek merytoryzcznego, czyli byłoby podejście intelektualnie w zasadzie bezwartościowe, czyli do odrzucenia jako śmieć.

Tu jest też moja prośba do Ciebie - o jakąś formę SKONKRETYZOWANIA CO właściwie wg Ciebie jak wypieram.
Czy wypieram jakieś ważne spostrzeżenie? - JAKIE to jest spostrzeżenie?
Czy wypieram wniosek? - co to jest za wniosek?
Bo próbowałem wczytać się w Twoją sugestię: Odrzucasz realizm z podejściem, żeby jak najwierniej oddać obiektywną rzeczywistość, a za to przyjmujesz koncepcję, wedle której rzeczywistością to można się co najwyżej inspirować. I właśnie to uskuteczniasz w dyskusjach. Ty nie czytasz, co kto pisze z intencją odkrycia, co autor miał na myśli, Ty czytasz z intencją "co ja z tego mogę wyciągnąć dla mnie". W konsekwencji dyskutujesz sam ze sobą, a tezy stawiane przez Twoich rozmówców są tylko inspiracjami, do których luźno nawiązujesz, naciągając je pod swoje fantazje.
I nie bardzo umiem zdiagnozować, co ja tu konkretnie miałbym wypierać. Napisz CO JEST WYPIERANE PRZEZ MICHAŁA. Bo ja nie umiem zdiagnozować owego "czegoś", bo widzę dość wyraziście, że otacza mnie rzeczywistość dostępna JEDYNIE PRZEZ CZĄSTKOWE OBJAWY - ASPEKTY, a nie jako całość sama w sobie. Oceniam te objawy jako zmienne, a czasem mylne, a nie jedyne i ostateczne. Skoro tak, to widzę, to nie wiem, czy Ty to widzisz inaczej?... Co ja tu "wypieram"?...

PS (aktualizacja)
Jednak jak się doczytałem, to wątek realizmu Ty wprowadziłaś, więc moje uwagi o nim nie są jakoś nieuzasadnione. Ale rzeczywiscie nie są tym głównym tematem, więc można skupić się na tych mechanizmach obronnych.

Aktualizacja 2
Stworzyłem wątek poświęcony ogólnie teorii walki z niechcianymi, psującymi poprawność rozpoznań mechanizmami obronnymi. http://www.sfinia.fora.pl/rozbieranie-irracjonalizmu,29/unieczynnianie-mechanizmow-obronnych,24471.html
Tam może lepiej będzie nawet umieszczać te sugestie, kiedy ktoś (także ja!) takie mechanizmy stosuje. Ponieważ od lat nad tym myślę, to chyba ten wątek spuchnie o umieszczane w tym temacie różne mje osobiste przemyślenia i doświadczenia. Bo rzeczywiście z mechanizmem (mojego osobistego) wypierania, racjonalizowania walczę od dziesięcioleci, więc mam tu dużo do przekazania. Ale ucieszyłbym się, gdyby ktoś mi wskazał w tym temacie jakieś, być może przeoczone przeze mnie mechanizmy.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 16:15, 26 Lis 2023, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:24, 28 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
MD napisał:
Domagam się aby oponent PRZEDSTAWIŁ POGLĄDY JAKIE POSIADA - SAME POGLĄDY W SPRAWIE, czyli jak tu pojęcia zostały zdefiniowane, jak wnioski wynikają z założeń, jakie przesłanki zostały wzięte pod uwagę. Domagam się nie stosowania ocennych z góry określeń - właśnie takich jak od razu nazywanie swoich poglądów "racjonalnymi", a poglądów oponenta np. "objawem pychy". Bo to są puste słowa, tylko nazwy, tylko epitety, które ja od razu ignoruję, jako że nie widzę w nich nawet odrobiny merytorycznego wkładu.

To jest Twoja racjonalizacja. Różni dyskutanci wielokrotnie próbowali z Tobą dyskutować zgodnie z Twoimi wymaganiami i nie mogli się do Ciebie przebić. Zawsze na koniec tak wykręcisz kota ogonem, żeby poglądy oponenta okazały się nieracjonalne, a gdy już toniesz chwytasz się brzytwy w postaci chochoła albo sprowokowanych przez samego siebie wycieczek personalnych. I póki tego nie zrozumiesz, będziesz w nieskończoność tworzył setki tematów o dyskusji i "tych złych onych", ale to będzie tylko Twój mechanizm obronny.

I teraz też się przyczepisz, że moje słowa są puste, bo nie podałam przykładów i z czego wywnioskowałam taką a nie inną diagnozę. A ja tego nie zrobię, bo wiem, że to nic nie da, jako że wielokrotnie cytowałam Ci twoje własne słowa i tłumaczyłam jak krowie na rowie co z czego wynika, a Ty to za każdym razem ignorowałeś, wykręcałeś się, zawsze znalazłeś jakieś wytłumaczenie.

Problem leży zupełnie gdzie indziej - w Twoim systemie obronnym ego. I naginanie się do Twoich wymagań tylko i wyłącznie wzmocni ten system. Tobie właśnie trzeba robić na przekór, żebyś stracił poczucie, że masz wszystko pod kontrolą, że dyskutant tańczy tak jak mu zagrasz. Dyskutant musi Ci grać na nosie. Nie będzie to dla Ciebie przyjemne, ale wyjdzie Ci na dobre.

Gdybyś zajrzała jakiś magicznym sposobem do mojego umyslu, to być się zdziwiła, jak bardzo się mylisz w tej diagnozie... :rotfl:
Czyli jak bardzo WYCZEKUJĘ, ABY OPONENT W KOŃCU PODAŁ ARGUMENT z prawdziwego zdarzenia. Jak chętnie bym mu oddał pełnię racji i wypowiedzi - niech tańczy, niech śpiewa, niech się wykaże, a ja będę siedział cicho.
Ale niechby to był argument. Argument.


Argumenty dostajesz non stop z różnych stron ale je olewasz. Bo tak naprawdę na żadne argumenty nie czekasz. Oczekujesz jedynie na przytakiwanie

A jak dostaniesz argumenty negujące twoje stanowisko, czyli takie, które ci nie przytakują, to po prostu sobie arbitralnie stwierdzasz bez czytania tych argumentów, że są "arbitralne". To taki sposób na to żeby się nimi nie zajmować

Albo zaczynasz przekierowywać uwagę na rzekome wady oponenta (wycieczki personalne, z którymi rzekomo tak walczysz u innych). To kolejny sposób na to, żeby nie zajmować się argumentami oponenta


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Wto 21:30, 28 Lis 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:43, 28 Lis 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Argumenty dostajesz non stop z różnych stron ale je olewasz. Bo tak naprawdę na żadne argumenty nie czekasz. Oczekujesz jedynie na przytakiwanie

Je te Twoje wpisy, które Ty określasz jako "argumenty" rozpoznaję jako (w moim języku) "życzeniowe deklaracje", ewentualnie "powtórzenia dobrze znanych wypowiedzi z dziesiątków innych postów". Z takowymi nie mam ochoty polemizować.
Jako deklarację z Twojej strony (z której treścią się nie zgadzam, a która jest dziwnym jak dla mnie wyrażeniem Twojej rzekomej "wiedzy" na temat moich mysli - intencji) zakwalifikowałem również Twoja tezę, iż oczekuję jedynie na przytakiwanie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 22:08, 28 Lis 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 23:37, 28 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Argumenty dostajesz non stop z różnych stron ale je olewasz. Bo tak naprawdę na żadne argumenty nie czekasz. Oczekujesz jedynie na przytakiwanie

Je te Twoje wpisy, które Ty określasz jako "argumenty" rozpoznaję jako (w moim języku) "życzeniowe deklaracje", ewentualnie "powtórzenia dobrze znanych wypowiedzi z dziesiątków innych postów". Z takowymi nie mam ochoty polemizować.
Jako deklarację z Twojej strony (z której treścią się nie zgadzam, a która jest dziwnym jak dla mnie wyrażeniem Twojej rzekomej "wiedzy" na temat moich mysli - intencji) zakwalifikowałem również Twoja tezę, iż oczekuję jedynie na przytakiwanie.


No i znowu tradycyjna ucieczka w efekt wyparcia. Przejdźmy więc do konkretów, których boisz się jak ognia bo wtedy nie będziesz mógł już pisać co ci się żywnie podoba. Weźmy chociażby przykład tej dyskusji:

http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/dlaczego-bog-nie-zrobi-na-tym-swiecie-porzadku,21263-550.html#761033

Twierdziłeś, że Bóg nikogo nie sądzi. Dałem więc przykłady z Biblii, gdzie mowa o sądzie Bożym. Dałem nawet cytaty gdzie mowa o tym, że Jezus będzie sądził na Sądzie Ostatecznym (bo wprost zaprzeczałeś, że Jezus sądzi kogokolwiek). To były bardzo konkretne argumenty. No i co z tym zrobiłeś? Po prostu to zignorowałeś i uciekłeś w dyskusję o dyskusji. To jest dokładnie to o czym pisałem: argumenty dostajesz non stop z różnych stron ale je olewasz. Bo tak naprawdę na żadne argumenty nie czekasz. Oczekujesz jedynie na przytakiwanie. A jak dostajesz konkretne argumenty to po prostu od nich uciekasz. Tak samo było w naszej niedawnej dyskusji o wąskiej i szerokiej bramie:

http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/kto-ma-prawo-nazywac-sie-katolikiem,24371-25.html#765293

Też dostałeś konkretne argumenty i z dyskusji po prostu wymiksowałeś się. Tak więc problemem nie jest brak argumentów ale to, że od nich uciekasz. I właśnie dlatego je powtarzam


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Wto 23:41, 28 Lis 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 23:50, 28 Lis 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Argumenty dostajesz non stop z różnych stron ale je olewasz.


Dodam swoją refleksję nad tą uwagą. Jest skierowana do mnie. Z drugiej strony ja czuję dokładnie to samo w stosunku do zdecydowanej większości moich oponentów, czyli że oni ode mnie dostali mocne argumenty, ale je olali.

Jak to u mnie, jako niegodne inteligencji (nawet domorosłego) filozofa uznałbym teraz dyskusję w stylu "moje argumenty mojsze, a ty bardziej olewasz!", "nie, nie, nie! To ty olewasz, a moje argumenty mojsze milion razy!" itp. itd. :rotfl:
Co mam w zamian?...
Metarefleksję, wyjście ponad poziom walki o ostatnie słowo i większą arbitralność w stwierdzaniu swego, zastanowienie się: a dlaczego to właściwie tak jest, że obie strony nawzajem to samo sobie zarzucają?
Bo zakładam, że zarzut jest czyniony szczerze - obie strony uważają, że argumenty jak najbardziej poprawne (może nawet kładące!) przedstawili, tylko że zostali niesłusznie zignorowali przez oponenta.
Odpowiedź na to pytanie jest chyba dość prosta, jeśli uświadomimy sobie, że każdy ocenia przedstawiane mu argumenty o WŁASNY system założeń, przesłanek, przekonań głębiej umocowanych.
Większość argumentów jest zapewne stronom znanych. Jeśli mamy dyskutantów A i B, to zapewne dyskutant A dopracował się takiego systemu oceny przesłanek, że mu wyszło na to, iż priorytet powinna mieć teza A. Dyskutant B, odwrotnie, ma system przekonań, który sugeruje preferencję dla tezy B, np. odwrotnej niż teza A.
Teraz dyskutant A, oceniający cały czas wszystkie przesłanki tym swoim systemem, wyciąga jakiś tam argument, który w jego systemie jest ważny, może nawet rozstrzygający na rzecz tezy A. To dociera do dyskutanta B, który spogląda na ów argument i co widzi?...
- Widząc oczywiście wszystko na sposób systemu oceny dyskutanta B postrzega ów argument jako miałki, słaby, życzeniowy, może nawet żaden właściwie... Czyli rzecz jest do zignorowania (do olania). Działa to symetrycznie.
I nie ma jak być inaczej, bo jeśli oceniamy argumenty tą całą strukturą rozumowań, przesłanek, założeń, jaką mamy, to zapewne właśnie ta struktura wyłoniła nam jako słuszny nasz system przekonań, a niesłuszny system przeciwny. I to się tylko potwierdza w sytuacji, gdy ktoś wyciąga kolejny argument. W szczególności jeśli ten kolejny argument jest znany danemu dyskutantowi, jeśli został uwzględniony przy tworzeniu swojego przekonania na temat, co jest słuszne, to trudno się dziwić, że ktoś ten argument ignoruje. Wszak już dawno go rozpatrzył, dawno już ocenił go jako mało istotny, więc wyciągnięcie na wierzch jeszcze raz tego samego, już rozstrzygniętego problemu niczego w ostatecznej konkluzji nie zmieni. I nie ma jak być inaczej. Czysta logika na to wskazuje, że inaczej nie ma jak być.
Ewentualnie dyskusja dawałaby jakąś szansę na przekonanie którejkolwiek ze stron, gdyby strony:
- dały sobie szanse na nowe spojrzenie (tu działa wzajemność, jak widać, że oponent jest "twardzielem, który nigdy nie pęka", to przecież ja nie będę frajerem, który da się przekonać, bo ten cwaniaczek z drugiej strony ma takie życzenie...)
- dogadałby się co do WSPÓLNYCH, UCZCIWYCH ZASAD jak traktować argumenty, aby nie było tak, że każdy okopuje się wyłącznie w swoich transzejach dyskusyjnych i z góry na 100% zakłada, że w owej dyskusji przekonanym może być wyłącznie jego oponent.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:07, 29 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Argumenty dostajesz non stop z różnych stron ale je olewasz.


Dodam swoją refleksję nad tą uwagą. Jest skierowana do mnie. Z drugiej strony ja czuję dokładnie to samo w stosunku do zdecydowanej większości moich oponentów, czyli że oni ode mnie dostali mocne argumenty, ale je olali.

Jak to u mnie, jako niegodne inteligencji (nawet domorosłego) filozofa uznałbym teraz dyskusję w stylu "moje argumenty mojsze, a ty bardziej olewasz!", "nie, nie, nie! To ty olewasz, a moje argumenty mojsze milion razy!" itp. itd. :rotfl:
Co mam w zamian?...
Metarefleksję, wyjście ponad poziom walki o ostatnie słowo i większą arbitralność w stwierdzaniu swego, zastanowienie się: a dlaczego to właściwie tak jest, że obie strony nawzajem to samo sobie zarzucają?
Bo zakładam, że zarzut jest czyniony szczerze - obie strony uważają, że argumenty jak najbardziej poprawne (może nawet kładące!) przedstawili, tylko że zostali niesłusznie zignorowali przez oponenta.
Odpowiedź na to pytanie jest chyba dość prosta, jeśli uświadomimy sobie, że każdy ocenia przedstawiane mu argumenty o WŁASNY system założeń, przesłanek, przekonań głębiej umocowanych.
Większość argumentów jest zapewne stronom znanych. Jeśli mamy dyskutantów A i B, to zapewne dyskutant A dopracował się takiego systemu oceny przesłanek, że mu wyszło na to, iż priorytet powinna mieć teza A. Dyskutant B, odwrotnie, ma system przekonań, który sugeruje preferencję dla tezy B, np. odwrotnej niż teza A.
Teraz dyskutant A, oceniający cały czas wszystkie przesłanki tym swoim systemem, wyciąga jakiś tam argument, który w jego systemie jest ważny, może nawet rozstrzygający na rzecz tezy A. To dociera do dyskutanta B, który spogląda na ów argument i co widzi?...
- Widząc oczywiście wszystko na sposób systemu oceny dyskutanta B postrzega ów argument jako miałki, słaby, życzeniowy, może nawet żaden właściwie... Czyli rzecz jest do zignorowania (do olania). Działa to symetrycznie.
I nie ma jak być inaczej, bo jeśli oceniamy argumenty tą całą strukturą rozumowań, przesłanek, założeń, jaką mamy, to zapewne właśnie ta struktura wyłoniła nam jako słuszny nasz system przekonań, a niesłuszny system przeciwny. I to się tylko potwierdza w sytuacji, gdy ktoś wyciąga kolejny argument. W szczególności jeśli ten kolejny argument jest znany danemu dyskutantowi, jeśli został uwzględniony przy tworzeniu swojego przekonania na temat, co jest słuszne, to trudno się dziwić, że ktoś ten argument ignoruje. Wszak już dawno go rozpatrzył, dawno już ocenił go jako mało istotny, więc wyciągnięcie na wierzch jeszcze raz tego samego, już rozstrzygniętego problemu niczego w ostatecznej konkluzji nie zmieni. I nie ma jak być inaczej. Czysta logika na to wskazuje, że inaczej nie ma jak być.
Ewentualnie dyskusja dawałaby jakąś szansę na przekonanie którejkolwiek ze stron, gdyby strony:
- dały sobie szanse na nowe spojrzenie (tu działa wzajemność, jak widać, że oponent jest "twardzielem, który nigdy nie pęka", to przecież ja nie będę frajerem, który da się przekonać, bo ten cwaniaczek z drugiej strony ma takie życzenie...)
- dogadałby się co do WSPÓLNYCH, UCZCIWYCH ZASAD jak traktować argumenty, aby nie było tak, że każdy okopuje się wyłącznie w swoich transzejach dyskusyjnych i z góry na 100% zakłada, że w owej dyskusji przekonanym może być wyłącznie jego oponent.


Znowu racjonalizowanie efektu wyparcia i ucieczka od konkretów. To co ty sobie subiektywnie "czujesz" nie jest istotne. Istotne jest to, że dostałeś przykłady konkretnych ustosunkowań się i kontrargumentów do twoich argumentów i dalszej dyskusji z twojej strony już nie było. Tak więc argumenty jak najbardziej dostajesz ale od nich uciekasz. Tak jak teraz uciekasz od konkretnych przykładów takich dyskusji
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:10, 29 Lis 2023    Temat postu:

fedor napisał:
To co ty sobie subiektywnie "czujesz" nie jest istotne.

To wyjaśnia, dlaczego się nie możemy porozumieć.
Występuje pomiędzy naszymi podejściami do dyskusji fundamentalna rozbieżność, która chyba niweczy szanse na dogadanie się.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 7:34, 29 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To co ty sobie subiektywnie "czujesz" nie jest istotne.

To wyjaśnia, dlaczego się nie możemy porozumieć.
Występuje pomiędzy naszymi podejściami do dyskusji fundamentalna rozbieżność, która chyba niweczy szanse na dogadanie się.


Nie można się z tobą dogadać bo ty robisz wszystko żeby się nie dogadać. Wyżej dałem wraz z linkiem przykład dwóch dyskusji z których uciekłeś po tym jak dostałeś konkretne argumenty. Oczywiście od dyskusji o tym też uciekłeś po tym jak to wyciąłeś. Najbardziej kochasz "dyskutować" wtedy kiedy nic nie wiadomo i możesz uciec w ogólniki. To daje ci możliwość snucia dowolnych fantazji

Poniżej wklejam to co wyciąłeś (fragmenty wykropkowane (...) to są te pojedyncze zdania, których nie wyciąłeś) z tej dopiero co rodzącej się dyskusji, aby było widać jak uciekasz od dyskusji o konkretach i argumentach, dzięki czemu możesz wciskać innym ciemnotę, że argumentów "nie było":

fedor napisał:
No i znowu tradycyjna ucieczka w efekt wyparcia. Przejdźmy więc do konkretów, których boisz się jak ognia bo wtedy nie będziesz mógł już pisać co ci się żywnie podoba. Weźmy chociażby przykład tej dyskusji:

http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/dlaczego-bog-nie-zrobi-na-tym-swiecie-porzadku,21263-550.html#761033

Twierdziłeś, że Bóg nikogo nie sądzi. Dałem więc przykłady z Biblii, gdzie mowa o sądzie Bożym. Dałem nawet cytaty gdzie mowa o tym, że Jezus będzie sądził na Sądzie Ostatecznym (bo wprost zaprzeczałeś, że Jezus sądzi kogokolwiek). To były bardzo konkretne argumenty. No i co z tym zrobiłeś? Po prostu to zignorowałeś i uciekłeś w dyskusję o dyskusji. To jest dokładnie to o czym pisałem: argumenty dostajesz non stop z różnych stron ale je olewasz. Bo tak naprawdę na żadne argumenty nie czekasz. Oczekujesz jedynie na przytakiwanie. A jak dostajesz konkretne argumenty to po prostu od nich uciekasz. Tak samo było w naszej niedawnej dyskusji o wąskiej i szerokiej bramie:

http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/kto-ma-prawo-nazywac-sie-katolikiem,24371-25.html#765293

Też dostałeś konkretne argumenty i z dyskusji po prostu wymiksowałeś się. Tak więc problemem nie jest brak argumentów ale to, że od nich uciekasz. I właśnie dlatego je powtarzam


fedor napisał:
(...)

A jak dostaniesz argumenty negujące twoje stanowisko, czyli takie, które ci nie przytakują, to po prostu sobie arbitralnie stwierdzasz bez czytania tych argumentów, że są "arbitralne". To taki sposób na to żeby się nimi nie zajmować

Albo zaczynasz przekierowywać uwagę na rzekome wady oponenta (wycieczki personalne, z którymi rzekomo tak walczysz u innych). To kolejny sposób na to, żeby nie zajmować się argumentami oponenta


fedor napisał:
Znowu racjonalizowanie efektu wyparcia i ucieczka od konkretów. (...) Istotne jest to, że dostałeś przykłady konkretnych ustosunkowań się i kontrargumentów do twoich argumentów i dalszej dyskusji z twojej strony już nie było. Tak więc argumenty jak najbardziej dostajesz ale od nich uciekasz. Tak jak teraz uciekasz od konkretnych przykładów takich dyskusji


Wszystko to wyciąłeś żeby potem móc sobie dowolnie twierdzić, że ty "nie dostajesz argumentów". Argumenty jak najbardziej dostajesz ale je wycinasz i wypierasz, co widać na załączonym obrazku. To ty robisz wszystko żeby nie było szans na dogadanie się


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 7:42, 29 Lis 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 15:10, 29 Lis 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To co ty sobie subiektywnie "czujesz" nie jest istotne.

To wyjaśnia, dlaczego się nie możemy porozumieć.
Występuje pomiędzy naszymi podejściami do dyskusji fundamentalna rozbieżność, która chyba niweczy szanse na dogadanie się.


Nie można się z tobą dogadać bo ty robisz wszystko żeby się nie dogadać. Wyżej dałem wraz z linkiem przykład dwóch dyskusji z których uciekłeś po tym jak dostałeś konkretne argumenty. Oczywiście od dyskusji o tym też uciekłeś po tym jak to wyciąłeś. Najbardziej kochasz "dyskutować" wtedy kiedy nic nie wiadomo i możesz uciec w ogólniki. To daje ci możliwość snucia dowolnych fantazji

A wklejaj sobie i milion razy te swoje pseudoargumenty bez mocy rozumowania.
Ponieważ nie przyjrzałeś się ich jakości, to możesz sobie utrzymywać, że one świadczą za Twoimi tezami. Ja od dyskusji O NICZYM rzeczywiście będę "uciekał". Jakbyś mi napisał "koronnym argumentem za moimi racjami jest bleblebel kukuryku 8h0934", to tak samo bym zrobił, czyli uznał, iż argumentacji jest tu po prostu brak.
Nie przeczę, że słowa, są jakieś frazy tworzone, czy kopiowane w kółko przez Ciebie. One są. I jak potwierdzę nawet, że Ty je wcześniej wstawiałeś, a ja je zignorowałem!
Jeszcze raz potwierdzę: ja, Michał, zignorowałem frazy odpowiedzi, które tu wklejał fedor i u uciekłem od zajmowania się nimi.
I w sądzie po przysięgą mogę to nawet zeznać, że uciekłem od tych fraz, które tu pracowicie przeklejasz z jednych postów do innych postów. Przyznaję ci tu rację!

Osobnym jest pytaniem: dlaczego "ignoruję" te frazy i "uciekam" od dyskusji o nich?
- Dlatego, że NIE NIOSĄ ONE ZNACZEŃ, które w mojej ocenie warte są uznania, za wnoszące coś do problemu. One nie były żadnym sensownym argumentem już wcześniej, a to, że zostały przeklejone w nowe miejsce, też nie ma mocy nadawania im sensowności. Po prostu przekleiłeś frazy bez znaczenia rozumowego w sprawie - w starym miejscu tego znaczenia nie miały, a w nowym też go nie mają.
Skupiasz się na tym, że JAKIEŚ odpowiedzi zamieszczałeś, tryumfalnie to ogłaszasz co chwila. Ale nie sposób jest Cię skłonić do zastanowienia się, czy z tych fraz tu wklejanych wynika cokolwiek wartego dalszej dyskusji. A w moim odczuciu te frazy poza "byciem odpowiedzią" formalnie, nie niosą sensów, z którymi warto by podjąć polemikę. To taki niuans, taki drobiazg, który uparcie z kolei Ty ignorujesz.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 15:24, 29 Lis 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:03, 29 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To co ty sobie subiektywnie "czujesz" nie jest istotne.

To wyjaśnia, dlaczego się nie możemy porozumieć.
Występuje pomiędzy naszymi podejściami do dyskusji fundamentalna rozbieżność, która chyba niweczy szanse na dogadanie się.


Nie można się z tobą dogadać bo ty robisz wszystko żeby się nie dogadać. Wyżej dałem wraz z linkiem przykład dwóch dyskusji z których uciekłeś po tym jak dostałeś konkretne argumenty. Oczywiście od dyskusji o tym też uciekłeś po tym jak to wyciąłeś. Najbardziej kochasz "dyskutować" wtedy kiedy nic nie wiadomo i możesz uciec w ogólniki. To daje ci możliwość snucia dowolnych fantazji

A wklejaj sobie i milion razy te swoje pseudoargumenty bez mocy rozumowania.
Ponieważ nie przyjrzałeś się ich jakości, to możesz sobie utrzymywać, że one świadczą za Twoimi tezami. Ja od dyskusji O NICZYM rzeczywiście będę "uciekał". Jakbyś mi napisał "koronnym argumentem za moimi racjami jest bleblebel kukuryku 8h0934", to tak samo bym zrobił, czyli uznał, iż argumentacji jest tu po prostu brak.
Nie przeczę, że słowa, są jakieś frazy tworzone, czy kopiowane w kółko przez Ciebie. One są. I jak potwierdzę nawet, że Ty je wcześniej wstawiałeś, a ja je zignorowałem!
Jeszcze raz potwierdzę: ja, Michał, zignorowałem frazy odpowiedzi, które tu wklejał fedor i u uciekłem od zajmowania się nimi.
I w sądzie po przysięgą mogę to nawet zeznać, że uciekłem od tych fraz, które tu pracowicie przeklejasz z jednych postów do innych postów. Przyznaję ci tu rację!

Osobnym jest pytaniem: dlaczego "ignoruję" te frazy i "uciekam" od dyskusji o nich?
- Dlatego, że NIE NIOSĄ ONE ZNACZEŃ, które w mojej ocenie warte są uznania, za wnoszące coś do problemu. One nie były żadnym sensownym argumentem już wcześniej, a to, że zostały przeklejone w nowe miejsce, też nie ma mocy nadawania im sensowności. Po prostu przekleiłeś frazy bez znaczenia rozumowego w sprawie - w starym miejscu tego znaczenia nie miały, a w nowym też go nie mają.
Skupiasz się na tym, że JAKIEŚ odpowiedzi zamieszczałeś, tryumfalnie to ogłaszasz co chwila. Ale nie sposób jest Cię skłonić do zastanowienia się, czy z tych fraz tu wklejanych wynika cokolwiek wartego dalszej dyskusji. A w moim odczuciu te frazy poza "byciem odpowiedzią" formalnie, nie niosą sensów, z którymi warto by podjąć polemikę. To taki niuans, taki drobiazg, który uparcie z kolei Ty ignorujesz.


To tylko kolejny opis twojego efektu wyparcia i zbiór pretekstów potrzebnych ci do ucieczki. Argumenty leżą na stole a ty nawet się nad nimi nie pochyliłeś. Stwierdziłeś sobie jedynie na pusto, że te argumenty są "pozbawione znaczenia", co jest właśnie twoim stwierdzeniem pozbawionym znaczenia. Gdyby te argumenty były "pozbawione znaczenia" to wykazałbyś to zdanie po zdaniu. Ale tego nie zrobiłeś i zamiast tego je wyciąłeś uciekając od nich. Zawsze tak robisz. Zawsze wycinasz argumenty (nie tylko moje) i potem wciskasz wszystkim kit, że ty niby nie dostajesz argumentów. Klasyczny efekt wyparcia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:25, 29 Lis 2023    Temat postu:

fedor napisał:
To tylko kolejny opis twojego efektu wyparcia i zbiór pretekstów potrzebnych ci do ucieczki. Argumenty leżą na stole a ty nawet się nad nimi nie pochyliłeś. Stwierdziłeś sobie jedynie na pusto, że te argumenty są "pozbawione znaczenia", co jest właśnie twoim stwierdzeniem pozbawionym znaczenia. Gdyby te argumenty były "pozbawione znaczenia" to wykazałbyś to zdanie po zdaniu. Ale tego nie zrobiłeś i zamiast tego je wyciąłeś uciekając od nich. Zawsze tak robisz. Zawsze wycinasz argumenty (nie tylko moje) i potem wciskasz wszystkim kit, że ty niby nie dostajesz argumentów. Klasyczny efekt wyparcia

Jakby co...
Przyjmuję jako stały element postawy dyskusyjnej z Twojej strony, iż tak twierdzisz jako wyżej. Z racji na brak czegoś, co bym był w stanie rozpoznać jako sens, do którego warto byłoby się odnieść, nie komentuję. Ale uznaję, iż masz takie stałe swoje stanowisko. Dalsze przeklejanie tej Twojej deklaracji będę ignorował, traktując te deklaracje jako rodzaj konieczności mentalnej z Twojej strony, jako coś, co jest zaspokojeniem Twojej potrzeby emocjonalnej. Jako chrześcijanin chcę cierpliwie znosić słabości moich bliźnich, a więc tę Twoją słabość polegającą na silnej potrzebie powtarzania w kółko pewnych deklaracji niezawierających intelektualnych treści, też będę cierpliwie znosił. Ale raczej nie będę się do nich odnosił, bo intelektualnie nie ma tu do czego się odnosić. Więc deklaruj sobie to, co tam musisz deklarować jako monologujący dyskutant.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:10, 29 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To tylko kolejny opis twojego efektu wyparcia i zbiór pretekstów potrzebnych ci do ucieczki. Argumenty leżą na stole a ty nawet się nad nimi nie pochyliłeś. Stwierdziłeś sobie jedynie na pusto, że te argumenty są "pozbawione znaczenia", co jest właśnie twoim stwierdzeniem pozbawionym znaczenia. Gdyby te argumenty były "pozbawione znaczenia" to wykazałbyś to zdanie po zdaniu. Ale tego nie zrobiłeś i zamiast tego je wyciąłeś uciekając od nich. Zawsze tak robisz. Zawsze wycinasz argumenty (nie tylko moje) i potem wciskasz wszystkim kit, że ty niby nie dostajesz argumentów. Klasyczny efekt wyparcia

Jakby co...
Przyjmuję jako stały element postawy dyskusyjnej z Twojej strony, iż tak twierdzisz jako wyżej. Z racji na brak czegoś, co bym był w stanie rozpoznać jako sens, do którego warto byłoby się odnieść, nie komentuję. Ale uznaję, iż masz takie stałe swoje stanowisko. Dalsze przeklejanie tej Twojej deklaracji będę ignorował, traktując te deklaracje jako rodzaj konieczności mentalnej z Twojej strony, jako coś, co jest zaspokojeniem Twojej potrzeby emocjonalnej. Jako chrześcijanin chcę cierpliwie znosić słabości moich bliźnich, a więc tę Twoją słabość polegającą na silnej potrzebie powtarzania w kółko pewnych deklaracji niezawierających intelektualnych treści, też będę cierpliwie znosił. Ale raczej nie będę się do nich odnosił, bo intelektualnie nie ma tu do czego się odnosić. Więc deklaruj sobie to, co tam musisz deklarować jako monologujący dyskutant.


Ciąg dalszy twojego efektu wyparcia w stosunku do argumentów jakie dostałeś i mimo to twierdzisz, że ich niby "nie ma". A że efekt wyparcia jest jednym z najpotężniejszych mechanizmów, o czym mówią psychologowie, to i powtarzać trzeba, i to nawet uporczywie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:15, 29 Lis 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To tylko kolejny opis twojego efektu wyparcia i zbiór pretekstów potrzebnych ci do ucieczki. Argumenty leżą na stole a ty nawet się nad nimi nie pochyliłeś. Stwierdziłeś sobie jedynie na pusto, że te argumenty są "pozbawione znaczenia", co jest właśnie twoim stwierdzeniem pozbawionym znaczenia. Gdyby te argumenty były "pozbawione znaczenia" to wykazałbyś to zdanie po zdaniu. Ale tego nie zrobiłeś i zamiast tego je wyciąłeś uciekając od nich. Zawsze tak robisz. Zawsze wycinasz argumenty (nie tylko moje) i potem wciskasz wszystkim kit, że ty niby nie dostajesz argumentów. Klasyczny efekt wyparcia

Jakby co...
Przyjmuję jako stały element postawy dyskusyjnej z Twojej strony, iż tak twierdzisz jako wyżej. Z racji na brak czegoś, co bym był w stanie rozpoznać jako sens, do którego warto byłoby się odnieść, nie komentuję. Ale uznaję, iż masz takie stałe swoje stanowisko. Dalsze przeklejanie tej Twojej deklaracji będę ignorował, traktując te deklaracje jako rodzaj konieczności mentalnej z Twojej strony, jako coś, co jest zaspokojeniem Twojej potrzeby emocjonalnej. Jako chrześcijanin chcę cierpliwie znosić słabości moich bliźnich, a więc tę Twoją słabość polegającą na silnej potrzebie powtarzania w kółko pewnych deklaracji niezawierających intelektualnych treści, też będę cierpliwie znosił. Ale raczej nie będę się do nich odnosił, bo intelektualnie nie ma tu do czego się odnosić. Więc deklaruj sobie to, co tam musisz deklarować jako monologujący dyskutant.


Ciąg dalszy twojego efektu wyparcia w stosunku do argumentów jakie dostałeś i mimo to twierdzisz, że ich niby "nie ma". A że efekt wyparcia jest jednym z najpotężniejszych mechanizmów, o czym mówią psychologowie, to i powtarzać trzeba, i to nawet uporczywie

Skoro uważasz, ze to ma jakiś sens, powtarzaj. :) :rotfl:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:33, 29 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To tylko kolejny opis twojego efektu wyparcia i zbiór pretekstów potrzebnych ci do ucieczki. Argumenty leżą na stole a ty nawet się nad nimi nie pochyliłeś. Stwierdziłeś sobie jedynie na pusto, że te argumenty są "pozbawione znaczenia", co jest właśnie twoim stwierdzeniem pozbawionym znaczenia. Gdyby te argumenty były "pozbawione znaczenia" to wykazałbyś to zdanie po zdaniu. Ale tego nie zrobiłeś i zamiast tego je wyciąłeś uciekając od nich. Zawsze tak robisz. Zawsze wycinasz argumenty (nie tylko moje) i potem wciskasz wszystkim kit, że ty niby nie dostajesz argumentów. Klasyczny efekt wyparcia

Jakby co...
Przyjmuję jako stały element postawy dyskusyjnej z Twojej strony, iż tak twierdzisz jako wyżej. Z racji na brak czegoś, co bym był w stanie rozpoznać jako sens, do którego warto byłoby się odnieść, nie komentuję. Ale uznaję, iż masz takie stałe swoje stanowisko. Dalsze przeklejanie tej Twojej deklaracji będę ignorował, traktując te deklaracje jako rodzaj konieczności mentalnej z Twojej strony, jako coś, co jest zaspokojeniem Twojej potrzeby emocjonalnej. Jako chrześcijanin chcę cierpliwie znosić słabości moich bliźnich, a więc tę Twoją słabość polegającą na silnej potrzebie powtarzania w kółko pewnych deklaracji niezawierających intelektualnych treści, też będę cierpliwie znosił. Ale raczej nie będę się do nich odnosił, bo intelektualnie nie ma tu do czego się odnosić. Więc deklaruj sobie to, co tam musisz deklarować jako monologujący dyskutant.


Ciąg dalszy twojego efektu wyparcia w stosunku do argumentów jakie dostałeś i mimo to twierdzisz, że ich niby "nie ma". A że efekt wyparcia jest jednym z najpotężniejszych mechanizmów, o czym mówią psychologowie, to i powtarzać trzeba, i to nawet uporczywie

Skoro uważasz, ze to ma jakiś sens, powtarzaj. :) :rotfl:


Oczywiście, że będę powtarzał. Kropla drąży ścianę efektu wyparcia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:40, 29 Lis 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To tylko kolejny opis twojego efektu wyparcia i zbiór pretekstów potrzebnych ci do ucieczki. Argumenty leżą na stole a ty nawet się nad nimi nie pochyliłeś. Stwierdziłeś sobie jedynie na pusto, że te argumenty są "pozbawione znaczenia", co jest właśnie twoim stwierdzeniem pozbawionym znaczenia. Gdyby te argumenty były "pozbawione znaczenia" to wykazałbyś to zdanie po zdaniu. Ale tego nie zrobiłeś i zamiast tego je wyciąłeś uciekając od nich. Zawsze tak robisz. Zawsze wycinasz argumenty (nie tylko moje) i potem wciskasz wszystkim kit, że ty niby nie dostajesz argumentów. Klasyczny efekt wyparcia

Jakby co...
Przyjmuję jako stały element postawy dyskusyjnej z Twojej strony, iż tak twierdzisz jako wyżej. Z racji na brak czegoś, co bym był w stanie rozpoznać jako sens, do którego warto byłoby się odnieść, nie komentuję. Ale uznaję, iż masz takie stałe swoje stanowisko. Dalsze przeklejanie tej Twojej deklaracji będę ignorował, traktując te deklaracje jako rodzaj konieczności mentalnej z Twojej strony, jako coś, co jest zaspokojeniem Twojej potrzeby emocjonalnej. Jako chrześcijanin chcę cierpliwie znosić słabości moich bliźnich, a więc tę Twoją słabość polegającą na silnej potrzebie powtarzania w kółko pewnych deklaracji niezawierających intelektualnych treści, też będę cierpliwie znosił. Ale raczej nie będę się do nich odnosił, bo intelektualnie nie ma tu do czego się odnosić. Więc deklaruj sobie to, co tam musisz deklarować jako monologujący dyskutant.


Ciąg dalszy twojego efektu wyparcia w stosunku do argumentów jakie dostałeś i mimo to twierdzisz, że ich niby "nie ma". A że efekt wyparcia jest jednym z najpotężniejszych mechanizmów, o czym mówią psychologowie, to i powtarzać trzeba, i to nawet uporczywie

Skoro uważasz, ze to ma jakiś sens, powtarzaj. :) :rotfl:


Oczywiście, że będę powtarzał. Kropla drąży ścianę efektu wyparcia

Albo (opcja alternatywnego efektu) zbierają się te krople w naczyniu Twojej ostatecznej kompromitacji, jako osoby zamkniętej głęboko mentalnie w postawie bota, przeklejającego nic nie znaczące w sprawie deklaracje, czyli dalej jako widomą oznakę braku zdolności do krytycznego myślenia.
Ale to, która z tych opcji jest tą bardziej zasadną, niech już ocenią obserwatorzy. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:53, 29 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To tylko kolejny opis twojego efektu wyparcia i zbiór pretekstów potrzebnych ci do ucieczki. Argumenty leżą na stole a ty nawet się nad nimi nie pochyliłeś. Stwierdziłeś sobie jedynie na pusto, że te argumenty są "pozbawione znaczenia", co jest właśnie twoim stwierdzeniem pozbawionym znaczenia. Gdyby te argumenty były "pozbawione znaczenia" to wykazałbyś to zdanie po zdaniu. Ale tego nie zrobiłeś i zamiast tego je wyciąłeś uciekając od nich. Zawsze tak robisz. Zawsze wycinasz argumenty (nie tylko moje) i potem wciskasz wszystkim kit, że ty niby nie dostajesz argumentów. Klasyczny efekt wyparcia

Jakby co...
Przyjmuję jako stały element postawy dyskusyjnej z Twojej strony, iż tak twierdzisz jako wyżej. Z racji na brak czegoś, co bym był w stanie rozpoznać jako sens, do którego warto byłoby się odnieść, nie komentuję. Ale uznaję, iż masz takie stałe swoje stanowisko. Dalsze przeklejanie tej Twojej deklaracji będę ignorował, traktując te deklaracje jako rodzaj konieczności mentalnej z Twojej strony, jako coś, co jest zaspokojeniem Twojej potrzeby emocjonalnej. Jako chrześcijanin chcę cierpliwie znosić słabości moich bliźnich, a więc tę Twoją słabość polegającą na silnej potrzebie powtarzania w kółko pewnych deklaracji niezawierających intelektualnych treści, też będę cierpliwie znosił. Ale raczej nie będę się do nich odnosił, bo intelektualnie nie ma tu do czego się odnosić. Więc deklaruj sobie to, co tam musisz deklarować jako monologujący dyskutant.


Ciąg dalszy twojego efektu wyparcia w stosunku do argumentów jakie dostałeś i mimo to twierdzisz, że ich niby "nie ma". A że efekt wyparcia jest jednym z najpotężniejszych mechanizmów, o czym mówią psychologowie, to i powtarzać trzeba, i to nawet uporczywie

Skoro uważasz, ze to ma jakiś sens, powtarzaj. :) :rotfl:


Oczywiście, że będę powtarzał. Kropla drąży ścianę efektu wyparcia

Albo (opcja alternatywnego efektu) zbierają się te krople w naczyniu Twojej ostatecznej kompromitacji, jako osoby zamkniętej głęboko mentalnie w postawie bota, przeklejającego nic nie znaczące w sprawie deklaracje, czyli dalej jako widomą oznakę braku zdolności do krytycznego myślenia.
Ale to, która z tych opcji jest tą bardziej zasadną, niech już ocenią obserwatorzy. :think:


To nie ja "przeklejam nic nie znaczące w sprawie deklaracje" ale.ty uporczywie ignorujesz argumenty. Gdyby to były "nic nie znaczące w sprawie deklaracje" to byś wykazał to zdanie po zdaniu i punkt po punkcie. Ale tego nie robisz i jedynie to wycinasz, czyli są to argumenty, z którymi nie jesteś w stanie się zmierzyć. I to jest właśnie kompromitacja
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:24, 29 Lis 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To tylko kolejny opis twojego efektu wyparcia i zbiór pretekstów potrzebnych ci do ucieczki. Argumenty leżą na stole a ty nawet się nad nimi nie pochyliłeś. Stwierdziłeś sobie jedynie na pusto, że te argumenty są "pozbawione znaczenia", co jest właśnie twoim stwierdzeniem pozbawionym znaczenia. Gdyby te argumenty były "pozbawione znaczenia" to wykazałbyś to zdanie po zdaniu. Ale tego nie zrobiłeś i zamiast tego je wyciąłeś uciekając od nich. Zawsze tak robisz. Zawsze wycinasz argumenty (nie tylko moje) i potem wciskasz wszystkim kit, że ty niby nie dostajesz argumentów. Klasyczny efekt wyparcia

Jakby co...
Przyjmuję jako stały element postawy dyskusyjnej z Twojej strony, iż tak twierdzisz jako wyżej. Z racji na brak czegoś, co bym był w stanie rozpoznać jako sens, do którego warto byłoby się odnieść, nie komentuję. Ale uznaję, iż masz takie stałe swoje stanowisko. Dalsze przeklejanie tej Twojej deklaracji będę ignorował, traktując te deklaracje jako rodzaj konieczności mentalnej z Twojej strony, jako coś, co jest zaspokojeniem Twojej potrzeby emocjonalnej. Jako chrześcijanin chcę cierpliwie znosić słabości moich bliźnich, a więc tę Twoją słabość polegającą na silnej potrzebie powtarzania w kółko pewnych deklaracji niezawierających intelektualnych treści, też będę cierpliwie znosił. Ale raczej nie będę się do nich odnosił, bo intelektualnie nie ma tu do czego się odnosić. Więc deklaruj sobie to, co tam musisz deklarować jako monologujący dyskutant.


Ciąg dalszy twojego efektu wyparcia w stosunku do argumentów jakie dostałeś i mimo to twierdzisz, że ich niby "nie ma". A że efekt wyparcia jest jednym z najpotężniejszych mechanizmów, o czym mówią psychologowie, to i powtarzać trzeba, i to nawet uporczywie

Skoro uważasz, ze to ma jakiś sens, powtarzaj. :) :rotfl:


Oczywiście, że będę powtarzał. Kropla drąży ścianę efektu wyparcia

Albo (opcja alternatywnego efektu) zbierają się te krople w naczyniu Twojej ostatecznej kompromitacji, jako osoby zamkniętej głęboko mentalnie w postawie bota, przeklejającego nic nie znaczące w sprawie deklaracje, czyli dalej jako widomą oznakę braku zdolności do krytycznego myślenia.
Ale to, która z tych opcji jest tą bardziej zasadną, niech już ocenią obserwatorzy. :think:


To nie ja "przeklejam nic nie znaczące w sprawie deklaracje" ale.ty uporczywie ignorujesz argumenty. Gdyby to były "nic nie znaczące w sprawie deklaracje" to byś wykazał to zdanie po zdaniu i punkt po punkcie. Ale tego nie robisz i jedynie to wycinasz, czyli są to argumenty, z którymi nie jesteś w stanie się zmierzyć. I to jest właśnie kompromitacja

Wykazywać coś można komuś, kto jest gotów na wymianę myśli. :nie: Tobie się nic nie da wykazać, bo Ty wkleisz to samo co już 10 razy wklejałeś, do czego nawet nie ma ja "się odnieść", bo są to arbitralne deklaracje bez osadzenia ich w żadnym rozumowaniu, ktore by się odnosiło do czegoś ogólniejszego. Takie kopie poprzednio zdyskredytowanych stwierdzeń, rzeczywiście można albo zignorować, albo zostawić w postaci jaką Ty zamieściłeś (co nieraz w zostawieniu całego cytatu się robi), ale które przecież SĄ NIEDYSKUTOWALNE, z racji na to, że są tak skrajnie oderwane od czegokolwiek poza Twoją arbitralnością, że nie ma do czego się odnieść. Więc wklej je tutaj znowu, aby zaspokoić swoją psychiczną potrzebę działania jako bot.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:10, 29 Lis 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
To tylko kolejny opis twojego efektu wyparcia i zbiór pretekstów potrzebnych ci do ucieczki. Argumenty leżą na stole a ty nawet się nad nimi nie pochyliłeś. Stwierdziłeś sobie jedynie na pusto, że te argumenty są "pozbawione znaczenia", co jest właśnie twoim stwierdzeniem pozbawionym znaczenia. Gdyby te argumenty były "pozbawione znaczenia" to wykazałbyś to zdanie po zdaniu. Ale tego nie zrobiłeś i zamiast tego je wyciąłeś uciekając od nich. Zawsze tak robisz. Zawsze wycinasz argumenty (nie tylko moje) i potem wciskasz wszystkim kit, że ty niby nie dostajesz argumentów. Klasyczny efekt wyparcia

Jakby co...
Przyjmuję jako stały element postawy dyskusyjnej z Twojej strony, iż tak twierdzisz jako wyżej. Z racji na brak czegoś, co bym był w stanie rozpoznać jako sens, do którego warto byłoby się odnieść, nie komentuję. Ale uznaję, iż masz takie stałe swoje stanowisko. Dalsze przeklejanie tej Twojej deklaracji będę ignorował, traktując te deklaracje jako rodzaj konieczności mentalnej z Twojej strony, jako coś, co jest zaspokojeniem Twojej potrzeby emocjonalnej. Jako chrześcijanin chcę cierpliwie znosić słabości moich bliźnich, a więc tę Twoją słabość polegającą na silnej potrzebie powtarzania w kółko pewnych deklaracji niezawierających intelektualnych treści, też będę cierpliwie znosił. Ale raczej nie będę się do nich odnosił, bo intelektualnie nie ma tu do czego się odnosić. Więc deklaruj sobie to, co tam musisz deklarować jako monologujący dyskutant.


Ciąg dalszy twojego efektu wyparcia w stosunku do argumentów jakie dostałeś i mimo to twierdzisz, że ich niby "nie ma". A że efekt wyparcia jest jednym z najpotężniejszych mechanizmów, o czym mówią psychologowie, to i powtarzać trzeba, i to nawet uporczywie

Skoro uważasz, ze to ma jakiś sens, powtarzaj. :) :rotfl:


Oczywiście, że będę powtarzał. Kropla drąży ścianę efektu wyparcia

Albo (opcja alternatywnego efektu) zbierają się te krople w naczyniu Twojej ostatecznej kompromitacji, jako osoby zamkniętej głęboko mentalnie w postawie bota, przeklejającego nic nie znaczące w sprawie deklaracje, czyli dalej jako widomą oznakę braku zdolności do krytycznego myślenia.
Ale to, która z tych opcji jest tą bardziej zasadną, niech już ocenią obserwatorzy. :think:


To nie ja "przeklejam nic nie znaczące w sprawie deklaracje" ale.ty uporczywie ignorujesz argumenty. Gdyby to były "nic nie znaczące w sprawie deklaracje" to byś wykazał to zdanie po zdaniu i punkt po punkcie. Ale tego nie robisz i jedynie to wycinasz, czyli są to argumenty, z którymi nie jesteś w stanie się zmierzyć. I to jest właśnie kompromitacja

Wykazywać coś można komuś, kto jest gotów na wymianę myśli. :nie: Tobie się nic nie da wykazać, bo Ty wkleisz to samo co już 10 razy wklejałeś, do czego nawet nie ma ja "się odnieść", bo są to arbitralne deklaracje bez osadzenia ich w żadnym rozumowaniu, ktore by się odnosiło do czegoś ogólniejszego. Takie kopie poprzednio zdyskredytowanych stwierdzeń, rzeczywiście można albo zignorować, albo zostawić w postaci jaką Ty zamieściłeś (co nieraz w zostawieniu całego cytatu się robi), ale które przecież SĄ NIEDYSKUTOWALNE, z racji na to, że są tak skrajnie oderwane od czegokolwiek poza Twoją arbitralnością, że nie ma do czego się odnieść. Więc wklej je tutaj znowu, aby zaspokoić swoją psychiczną potrzebę działania jako bot.


Znowu uciekasz w efekt wyparcia. Moje argumenty są jak najbardziej dyskutowalne ale ty po prostu nie chcesz dyskutować. Poniżej wklejam to co wyciąłeś z tej dopiero co rodzącej się "dyskusji," aby było widać jak uciekasz od dyskusji o konkretach i argumentach, dzięki czemu możesz wciskać innym ciemnotę, że argumentów "nie było":

fedor napisał:
No i znowu tradycyjna ucieczka w efekt wyparcia. Przejdźmy więc do konkretów, których boisz się jak ognia bo wtedy nie będziesz mógł już pisać co ci się żywnie podoba. Weźmy chociażby przykład tej dyskusji:

http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/dlaczego-bog-nie-zrobi-na-tym-swiecie-porzadku,21263-550.html#761033

Twierdziłeś, że Bóg nikogo nie sądzi. Dałem więc przykłady z Biblii, gdzie mowa o sądzie Bożym. Dałem nawet cytaty gdzie mowa o tym, że Jezus będzie sądził na Sądzie Ostatecznym (bo wprost zaprzeczałeś, że Jezus sądzi kogokolwiek). To były bardzo konkretne argumenty. No i co z tym zrobiłeś? Po prostu to zignorowałeś i uciekłeś w dyskusję o dyskusji. To jest dokładnie to o czym pisałem: argumenty dostajesz non stop z różnych stron ale je olewasz. Bo tak naprawdę na żadne argumenty nie czekasz. Oczekujesz jedynie na przytakiwanie. A jak dostajesz konkretne argumenty to po prostu od nich uciekasz. Tak samo było w naszej niedawnej dyskusji o wąskiej i szerokiej bramie:

http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/kto-ma-prawo-nazywac-sie-katolikiem,24371-25.html#765293

Też dostałeś konkretne argumenty i z dyskusji po prostu wymiksowałeś się. Tak więc problemem nie jest brak argumentów ale to, że od nich uciekasz. I właśnie dlatego je powtarzam


fedor napisał:
A jak dostaniesz argumenty negujące twoje stanowisko, czyli takie, które ci nie przytakują, to po prostu sobie arbitralnie stwierdzasz bez czytania tych argumentów, że są "arbitralne". To taki sposób na to żeby się nimi nie zajmować

Albo zaczynasz przekierowywać uwagę na rzekome wady oponenta (wycieczki personalne, z którymi rzekomo tak walczysz u innych). To kolejny sposób na to, żeby nie zajmować się argumentami oponenta


fedor napisał:
Znowu racjonalizowanie efektu wyparcia i ucieczka od konkretów. Istotne jest to, że dostałeś przykłady konkretnych ustosunkowań się i kontrargumentów do twoich argumentów i dalszej dyskusji z twojej strony już nie było. Tak więc argumenty jak najbardziej dostajesz ale od nich uciekasz. Tak jak teraz uciekasz od konkretnych przykładów takich dyskusji


Wszystko to wyciąłeś żeby potem móc sobie dowolnie twierdzić, że ty "nie dostajesz argumentów" i to co ja piszę jest niby "niedyskutowalne" i "arbitralne". Argumenty jak najbardziej dostajesz ale je wycinasz i wypierasz, co widać na załączonym obrazku. To ty robisz wszystko żeby nie było szans na dyskutowalność zagadnień


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 19:50, 29 Lis 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:58, 29 Lis 2023    Temat postu:

W kontekście tego wątku przyszło mi do głowy, że warto jest rozważyć koncept szczególnego typu dyskutanta: dyskutant, który nigdy nie przegrywa.

Dyskutant, który nigdy nie przegrywa, jest jak gracz który nigdy nie przegrywa - jest jasne domniemanie, że zapewne oszukuje.
Przy czym dyskutant, który nigdy nie przegrywa, może nawet sam nie wiedzieć, że oszukuje. On się czuje w porządku, on uważa, że to inni manipulują, oszukują. Bo dyskutant, który nigdy nie przegrywa, oszukuje poza dostępem swojej świadomości!
Dyskutant, który nigdy nie przegrywa, oszukuje NIEŚWIADOMYM NACIĄGANIEM WSZYSTKIEGO DO WŁASNEJ ŻYCZENIOWEJ WIZJI SPRAW.


Dyskutant, który nigdy nie przegrywa w istocie stworzył grę, w której on ma wszystkie atuty z założenia - on jest sędzią, zawodnikiem, on rozdaje i układa karty tak, że to on dostanie taki zestaw kart, jaki potrzebuje, aby dostać. Gra dla innych graczy jest nie do wygrania. Dyskusja dla innych dyskutantów jest zawsze przegrana. Problemy tu są niefalsyfikowalne, są góry tak postawione, że wygrywa dyskutant, który nigdy nie przegrywa.

Jeśli ktoś się szczyci, że on żadnej dyskusji nigdy nie przegrał, to na 99,9% znaczy, że jest takim dyskutantem, który nigdy nie przegrywa. Czyli de facto, w sensie uczestnictwa w dyskusji, w której celem byłaby jakaś forma dogadywania się, jest pseudodyskutantem.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 22:37, 29 Lis 2023, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Rozbieranie irracjonalizmu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin