Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Perswazyjna moc wyrażania z przekonaniem swoich racji

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Rozbieranie irracjonalizmu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31339
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:30, 30 Cze 2023    Temat postu: Perswazyjna moc wyrażania z przekonaniem swoich racji

Zastanawiam się od dłuższego czasu jak właściwie zakwalifikować postawę uporu w stwierdzaniu swego. I uważam, że tu nic nie jest proste.
Z jednej strony, jak osoba o nastawieniu intelektualnym, z dystansem, niedowierzaniem traktuję to, co ludzie stwierdzają, a nie mają na to dobrych przesłanek, potwierdzeń. Niejeden powiedziałby, że zgadzam się w tym z różnymi scjentystami krytykującymi religię za jej brak materialnych, doświadczalnych potwierdzeń dla głoszonych tez. Ale to byłoby uproszczenie i nadużycie. Bo w moim przekonaniu sprawa jest bardziej skomplikowana, niż tylko związana z uznaniem upór w stwierdzaniu zły czy dobry.
Jest bowiem i druga strona medalu, polegająca na tym, że żyjemy w jakimś społeczeństwie, którym jesteśmy związani pewnymi więzami biologicznymi, psychologicznymi. Przekonywanie się do różnych rzeczy jest naturalnym sposobem uzgadniania różnych spraw między ludźmi. Wiele rzeczy jest szacowanych, niepewnych i trzeba się na coś zdecydować pomimo tej niepewności. Wielu ludzi nie ma dostępu do pełni (albo przynajmniej satysfakcjonującej ilości) danych, a tylko wybrańcy ten dostęp mają, więc to im trzeba zaufać, nawet wbrew temu, że sami tego nie sprawdziliśmy. Na co dzień się przekonujemy do różnych rzeczy - rodzice przekonują swoje dzieci, że powinny się przykładać do nauki, albo aby nie stosowały niebezpiecznych używek. Dzieci przekonują swoich rodziców, aby im coś kupili, czy pomogli w czymś, pozwolili na coś. Przekonywanie się nawzajem jest standardem naszego życia, więc wypięcie się na nie, z racji na to, że może w tej czy innej sytuacji jest "niewystarczająco intelektualne", też nie wydaje się słuszne.
Z drugiej strony mamy oczywiście obraz dyskusji, w których jakaś ze stron stosuje nadmiar presji, uporu w deklarowaniu, gdy zamiast przedstawiać argumenty straszy, grozi, złości się. To trochę przypomina strategię dziecka - małego despoty, który właśnie swoim złym zachowaniem stara się wymusić na rodzicach uległość. Czyli to chyba też - przynajmniej w poważnych dyskusjach - nie powinno się zdarzać.
W religii jest instytucja ŚWIADECTWA. Polega to na tym, że ludzie przedstawiają jakieś wspomnienia refleksje ze swojego życia, zwykle związane z tym, jak to dochodzili do wiary w Boga, czy innej formy nawrócenia się. W świadectwo można uwierzyć nie dlatego, że ma się na to dowody, czy inną formę (w szczególności naukowego) potwierdzenia. Tego potwierdzenia nie ma jak bowiem dać, z racji na to, że ktoś tu opowiada o indywidualnych wypadkach z indywidualnego życia, a także w oparciu o subiektywne odczucia i przemyślenia. Puryści intelektualnego agnostycyzmu mogą w ogóle dyskredytować takie świadectwa, ale mi się wydaje, że to jest jakaś forma odczłowieczenia, to jest jakiś nienaturalny dziwny dystans do tego, że w życiu społecznym po prostu się komunikujemy z oczekiwaniem pewnej ufności, dania kredytu zaufania. Takie jest życie, które chyba nie powinno być ujmowane w ramy jakiejś upiornej ideologii, czy metodologii, która de facto by wyrugowała z naszej relacji z bliźnimi coś bardzo cennego, osobistego, niezbywalnego.

Tak więc przekonywanie się, nawet nieraz z odcieniem jakiejś tam manipulacji jest pewnym standardem relacji między ludźmi, jest wręcz przez większość ludzi OCZEKIWANE. Są ludzie, którzy właśnie chcą być przekonywani, chcą, aby ktoś im coś oferował, coś mówił (inni wolą, aby się świat od nich odczepił, ale to już jest spektrum ludzkich postaw). Starsi ludzie wpadają w nałóg uczestnictwa w pokazach rożnych naciągaczy chyba właśnie dlatego, że na takich pokazach KTOŚ COŚ IM KLARUJE, ZAUWAŻA ICH, wyrywa ich z marazmu życia, w którym nic się nie dzieje. I taki oszukiwany ekonomicznie staruszek cieszy się, że oto wreszcie ktoś mu jakieś przekonania (choćby to były wątpliwe tezy na temat magicznych właściwości koca z sierści wielbłądziej) głosi, że coś się na linii nawet pewnej formy presji i manipulacji dzieje.

Jaką moc ma silnie presyjna perswazja?
Można tu spytać w tym kontekście o moc propagandy, o moc przymusu kulturowego. Chyba ma moc dość silną w ostatecznym, statystycznym rozliczeniu. Tu są chyba duże różnice indywidualne. Niektórzy manipulacjom się opierają, inni im łatwo ulegają. Zwykle ulegają tym łatwiej, im bardziej emocjonalne wygodne są głoszone tezy, albo im silniejsza presja mentalna jest wywierana. Patrząc na to, co z umysłami narodów byli w stanie zrobić Hitler, Stalin, teraz Putin, upór w głoszeniu i presja raczej się jednak sprawdzają.
Tylko jest tu też inne pytanie: czy to jest dobre, etyczne?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31339
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:32, 30 Cze 2023    Temat postu: Re: Perswazyjna moc wyrażania z przekonaniem swoich racji

Ja w większości przypadków (nie zawsze!) staram się być mocno ostrożny w kwestii użycia przez siebie jakiejś mocy perswazyjnej. Z rezerwą patrzę na charyzmatycznych liderów i mówców. Wręcz na pograniczu oszustwa i manipulacji postrzegam tych, którzy wyraźnie dodają "owo coś" ponad chłodne, intelektualne, poprawnie zbilansowane argumenty.
Uważam, że poprawny przekaz z elementem perswazji nie powinien omijać tych naturalnych barier ostrożności, nie ufania z góry wszystkiemu, jakie powinien posiadać każdy człowiek!
Za nieetyczne uważałbym takie swoje postępowanie, w którym przekonałbym kogoś w taki sposób, w którym mój odbiorca miał przyblokowany krytycyzm myślenia, wyważanie - w miarę swoich możliwości - zarówna za, jak i przeciw temu co głoszę. To byłaby manipulacja, za którą byłbym odpowiedzialny, pod groźbą grzechu zgorszenia.
Mateusz w Ewangelii Mateusza 18:6 napisał:
6) Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza.


Tu dotykamy kwestii, o której chyba jeszcze nie pisałem na forum, ale mam ją praktycznie zawsze "na końcu języka", gdy myślę o potencjalnych manipulacjach. Chodzi mi o to, że jednak wierzę, iż rozumowanie stanowi pewien SYSTEM. Można by w tym kontekście też mówić o MODELU. Jeszcze inaczej mówiąc, chodzi o to, że nie przyjmujemy stwierdzeń "każde osobno", lecz (przynajmniej u głębiej myślących ludzi) tworzą one jakąś całość, której elementy wzajemnie się powinny wspierać. Nie znając kontekstu omawianej sprawy najczęściej w ogóle trudno jest nam się zorientować o co chodzi.
Przykładowo, choć formalnie niby wiemy w zdaniu "pies przebiegł przez ulicę", to jeśli mamy tylko to zdanie i żadnych informacji więcej, to nie wiemy o co mówiącemu taką frazę chodzi. Od razu zaoponuje nasz umysł: zaraz! ale jaki pies? Jaka ulica? O czym jest w ogóle mowa?

Ludzie poddani silnej presji, aby osiągać prosty efekt, często nie dostrzegają tego, co właściwie się składa na ich myślenie, rozumienie spraw. Zwykle zapatrzeni są w samo sformułowanie, które wyraża jakąś myśl, a te konteksty, które w ogóle owego sformułowania budują znaczenia, wydają się oczywiste, niewarte uwagi. Tymczasem bez tych kontekstów - bez ich przetrenowania, przetestowania, zrozumienia - samo zrozumienie frazy coś wyrażającej będzie niepełne, często fałszywe. Dlatego przymuszanie kogoś do przyjęcia SAMEGO STWIERDZENIA (które ma oznaczać jakąś ważną prawdę) często kończy się na tym, że ktoś czysto werbalnie tę "prawdę" przyjmie, może nawet powtórzy, co mu powiedziano, lecz tak głębiej patrząc na sprawę, nie będzie rozumiał co "przyjął". On to bowiem przyjął pozornie, zewnętrznie, na odczepnego - tylko w warstwie pokazowej, bez dostępu do zrozumienia "bebechów" zagadnienia. To później się objawia wadliwymi decyzjami, sprzecznym z daną prawdą działaniem.
Żądanie "przyjmij to co mówię" przy jednoczesnym przyblokowaniu pytań, wątpliwości, dyskusji nad sprawą, wyjaśniania spornych aspektów, daje zatem bardzo często efekt oszukańczy. Poddany presji człowiek "przyjmie" daną prawdę bez zrozumienia, czyli jej nie przyjmie. Wszyscy ci, którzy nie próbują cierpliwie wyjaśniać niuansów swoich "prawd" do przyjęcia przez kogoś, a którzy tylko naciskają na ich "przyjęcie" czynię się destrukcyjnymi jednostkami, manipulantami. Ich efektem będzie częste sprowadzenie drugiej strony na złą drogę.
Tyle, że...
tłumaczenie wielu prawd jest po prostu TRUDNE. W szczególności prawdy światopoglądowe są trudne do wytłumaczenia. A tu nacisk ze strony swojej grupy, która pragnie promować, propagować ideologię tej grupy jest silny, żąda efektów. Stąd też bierze się pokusa, aby te efekty osiągać czystą presją i manipulacją.
W szczególności jeśli głoszący "ważne prawdy" też "zna je" właściwie tylko werbalnie, też ich nie uwewnętrznił, nie zrozumiał, nie przeżył, to nawet nie wie, jak odpowiadać na niewygodne pytania. Wtedy też zaczyna się denerwować, bo delikwent po drugiej stronie "jest krnąbrny", nie słucha się.
Może by się i posłuchał, gdyby mu rzetelnie rzecz wytłumaczono. Bo widzi niejasności, bo nie chce przyjąć kiepskiej koncepcji jako poprawnej koncepcji. Tylko że jak sam agitator do idei nie ma wiele na temat tej idei do powiedzenia, albo ma do powiedzenia jakieś zmyłkowe wyjaśnienia, to tym bardziej wychodzi, ze może sama idea nie jest taka warta propagowania?... A to jeszcze bardziej denerwuje agitatora, który w nią "uwierzył" (często w rzeczywistości owo "uwierzenie" polega na zaakceptowaniu samej nazwy idei i niejasnej o niej intuicji). Agitator jest bezradny, a jednocześnie pod sam presją. Więc tym bardziej posługuje się presją, a nie rozumowaniem, sensownie tłumaczącym przy propagowaniu owej idei. Jeśli tym kogoś "przekona", to zapewne właśnie podobnego niego - też osobę, która w istocie nie rozumie danej idei, ale twierdzi, że już ją "zrozumiała", bo posługuje się jej nazwą i ma jakąś skonfliktowaną wewnętrznie, ale jednak pewną szczątkową intuicję, czym idea jest.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Rozbieranie irracjonalizmu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin