Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Buńczuczny ton, napastliwość, negowanie wszystkiego
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15, 16  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Samoocena - jak śfinie widzą Śfinię
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 25283
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:18, 11 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Semele napisał:
Niech Ci będzie. Ale już dawno chciałam zadać to pytanie dlaczego jesteś katolikiem.Możesz odpowiedzieć w nowym wątku.

Mamy pewne embargo na moje wypowiedzi o sobie, na mój "egocentryzm". Ostatnio je luzowałem, ale na to pytanie je przywracam.



:cry:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16200
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 4:23, 11 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dla mnie zaś właśnie opis typu jest jedyną formą zastosowania logiki - bo bazuje na zdefiniowaniu, określeniu założeń, uściśleniu języka.


To nie jest logika, tylko psychologizowanie ubrana w pseudo-logiczny język. Opis typu człowieka nie jest definiowaniem pojęć ani ścisłym ustalaniem założeń, tylko próbą zaszufladkowania rozmówcy, żeby nie musieć odpowiadać na jego argumenty. Logika zajmuje się relacjami między pojęciami i wnioskowaniem, nie katalogowaniem ludzi według twoich subiektywnych wrażeń. Mówienie, że „opis typu” to logika, to jak twierdzić, że plotka jest badaniem socjologicznym. Z logiką ma to tyle wspólnego, co emocjonalny monolog z aksjomatem.

Michał Dyszyński napisał:
Z kolei to, co uprawiasz Ty - walkę, emocje - dla mnie jest zlekceważeniem zasad intelektu i logiki, czyli jest porażką rozumu.


Nie ma tu żadnej „walki”, tylko konfrontacja z twoją nieszczerością. To ty używasz emocjonalnych chwytów, sugerujesz, że rozmówca „walczy” i „nie rozumie”, by uniknąć merytorycznej odpowiedzi. Paradoksalnie więc zarzucasz innym to, co sam robisz. Twój ton jest pełen pogardy i wyższości, co wprost obala twoje deklaracje o rzekomej racjonalności. Gdybyś rzeczywiście opierał się na zasadach intelektu, nie musiałbyś odwoływać się do ocen osobistych i emocjonalnych etykietek. Twoje zdanie nie jest więc obroną rozumu, tylko jego karykaturą.

Michał Dyszyński napisał:
Ale Ty masz swoje wartości ja swoje - każdy ocenia świat swoimi założeniami.


To zdanie jest próbą relatywizmu w miejsce argumentu. Zamiast bronić tezy, że twoje rozumowanie jest logiczne, uciekasz w stwierdzenie, że „każdy ma swoje wartości”. To nie jest odpowiedź, tylko unik. Logika nie jest kwestią wartości, tylko zasad poprawnego myślenia. Jeśli popełniasz błąd logiczny, to nie przestaje nim być dlatego, że „takie masz wartości”. Wartości nie zmieniają reguł wnioskowania ani znaczenia słów. Twoje zdanie to retoryczna mgła – próba rozmycia sporu, gdy nie masz już argumentów.

Michał Dyszyński napisał:
To, co Ty najwyraźniej sobie cenisz, dla mnie jawi się jako kompromitacja rozsądku i uczciwości intelektualnej. A mam świadomość, iż wiele wskazuje że mamy też przekonanie vice versa, czyli Twoje wartości skłaniają Cię do lekceważenia właśnie tego, co dla mnie jawi się jako coś godnego kultywowania.


Tu wracasz do starej sztuczki: pozorna równowaga, by ukryć brak treści. Udajesz symetrię – „ja uważam tak, ty odwrotnie, więc jesteśmy kwita” – ale to tylko sposób, by uniknąć przyznania, że twoje słowa są wewnętrznie sprzeczne. W dodatku próbujesz zająć pozycję „ponad sporem”, jakbyś był arbitrem rozumu, a rozmówca tylko emocjonalnym przeciwnikiem. To już nie jest dyskusja, tylko narracja o własnej rzekomej wyższości.

W rzeczywistości twoja wypowiedź to seria wykrętów: najpierw psychologizowanie, potem relatywizm, na koniec fałszywa symetria. Nic z tego nie ma wspólnego z logiką, o której mówisz. Gdybyś rzeczywiście szanował logikę, to wiedziałbyś, że nie służy ona do diagnozowania ludzi, tylko do badania spójności twierdzeń. Ty natomiast używasz jej nazwy jako tarczy, żeby ukryć własny brak argumentów.

Michał Dyszyński napisał:
To, co w Twoim języku jest zapewen "zdecydowaną obroną słusznych wartości" (ta napastliwość, mantrowanie, przekręcanie tego, co się pisze), dla mnie (w moim języku, patrząc na to, jak to czynisz) zasługiwałoby nazwę "desperacja obrona fedorowego zakłamania". Coż, mamy istotne różnice semantyczne.


Nie, to nie są „różnice semantyczne”, tylko różnice między argumentacją a emocjonalnym bełkotem. Próbujesz przykryć brak treści erystycznym chwytem – udajesz, że wszystko sprowadza się do „języka” i „różnic pojęciowych”. W rzeczywistości to zwykłe odwrócenie uwagi. Nie potrafisz odpowiedzieć merytorycznie, więc sięgasz po ulubioną broń słabych dyskutantów – zarzut rzekomej „napastliwości” i „przekręcania”. Ale żadnego przekręcenia nie wskazujesz, bo nie ma czego wskazać. Twoja „obrona logiki” kończy się zawsze w tym samym miejscu: na personalnym etykietowaniu i pustych insynuacjach.

Mówisz o „różnicach semantycznych”, ale nie potrafisz zdefiniować ani jednej. W rzeczywistości używasz tego terminu jak tarczy – ma brzmieć uczono, choć jest tylko wymówką, by nie przyznać się do błędu. Nie ma tu żadnej różnicy językowej, tylko różnica postawy: ja odnoszę się do treści, ty uciekasz w oskarżenia. Jeśli ktoś desperacko broni zakłamania, to właśnie ten, kto wciąż zamiast argumentów serwuje psychologiczne diagnozy i żale.

Twoja wypowiedź nie jest analizą, tylko projekcją. Oskarżasz o „mantrowanie”, sam powtarzając w kółko te same frazy o „różnicach językowych” i „negatywizmie rozmówcy”. Oskarżasz o „napastliwość”, choć to ty zaczynasz od obraźliwych etykiet. Cała twoja retoryka to klasyczny przykład odwrócenia winy – gdy kończą się racje, zaczyna się moralizowanie i język pseudo-filozoficzny.

Nie ma tu więc żadnej semantyki, tylko unikanie odpowiedzialności za słowo. Bo gdy słowa zaczynają ci ciążyć, nazywasz wszystko „różnicą języka” – jakby to była magiczna formuła usprawiedliwiająca brak sensu.

Michał Dyszyński napisał:
Nie. Mój zarzut był o to, że krytykując mój zestaw zasad, które sformułowałem sobie, aby jakoś uporać się z niefajną praktyką dyskutowania ad hominem, fedor ograniczył się wyłącznie do ich odrzucenia, zanegowania, a nie przedstawił nic lepszego (co by sugerowało, że nawet jeśli krytyka fedora byłaby w 100% słuszna, to i tak nie ma lepszej opcji, bo nikt nic poza mną w kwestii nie dyskutowania ad hominem nie przedstawił).


To typowy przykład ucieczki w fałszywą alternatywę. Twierdzisz, że skoro ktoś skrytykował twoje „zasady”, ale nie podał nowych, to twoje pozostają najlepsze. To absurd. Krytyka błędnego rozwiązania nie wymaga natychmiastowego zaproponowania innego – wystarczy, że pokaże jego wadliwość. Jeśli ktoś wskazuje, że most jest źle zbudowany, nie musi od razu postawić nowego, żeby mieć rację. Twój tok rozumowania to czysta retoryka obronna, nie logika.

Poza tym ironiczne jest to, że powołujesz się na walkę z ad hominem, a sam non stop stosujesz ten chwyt. Cała twoja dyskusja zbudowana jest na ocenach rozmówcy, jego „buńczuczności”, „negatywizmie”, „mantrowaniu”, „emocjonalności”. Twoje „zasady” to tylko przykrywka dla tego, co robisz w praktyce – atak personalny ubrany w ton moralizatora. Krytyka tego nie wymaga „alternatywy”, tylko wskazania hipokryzji.

Twoje rozumowanie jest błędne także dlatego, że zakładasz, iż brak kontrpropozycji czyni twoją tezę domyślnie słuszną. To dokładnie ten sam schemat, którym posługują się pseudointelektualiści: „póki nikt nie pokazał lepszego dowodu, mój absurd jest prawdziwy”. Nie – jeśli twoje „zasady” są nielogiczne, to są błędne niezależnie od tego, czy ktoś zaproponował alternatywę. Nie ma obowiązku budowania konstruktywnego modelu, żeby wykazać, że twoja konstrukcja się wali.

W gruncie rzeczy twoje zdanie to próba wymuszenia autorytetu – chcesz, żeby twoje tezy zostały przyjęte, dopóki ktoś nie zbuduje nowej teorii. Ale w dyskusji intelektualnej tak to nie działa. Tu liczy się spójność, a nie monopol na temat. I właśnie tę spójność twoje „zasady” tracą już w chwili, gdy zestawia się je z twoim zachowaniem. Mówisz o walce z ad hominem, a cały czas to właśnie robisz. Nie potrzebuję lepszej opcji, żeby to zauważyć – wystarczy logika i uczciwość w patrzeniu na fakty.

Michał Dyszyński napisał:
A tak na marginesie jeszcze odniosę się do tego, co cytacie wyróżniłem. Przypuszczam, że fedor, który wcześniej w postach znowu radośnie naoskarżał, dziarsko wszystko mi negował, wpierał swoje oceny "aż miło", jest przekonany, że jego brak argumentów REALNIE W SPRAWIE został skutecznie przykryty całą tą oskarżycielską maskaradą. W rzeczywistości jest jednak inaczej... :nie:


To nie jest żadna „marginalna uwaga”, tylko dalsze rozwijanie twojej retoryki personalnej. Po raz kolejny zamiast odnieść się do meritum, kreujesz obraz oponenta jako emocjonalnego, pozbawionego argumentów, zakładając z góry jego motywacje i emocje. To klasyczny sposób przeniesienia ciężaru dyskusji z treści na osobę. Nie dowiodłeś niczego, po prostu stwierdzasz, że „w rzeczywistości jest inaczej” – bez cienia dowodu. To nie argumentacja, tylko autosugestia.

Michał Dyszyński napisał:
Tak jak to wyżej napisałem (choć było w dygresji dla Semele), to tylko wyszło na jaw, na czym owa dyskusja się zatrzymała - na tym, że (jak wyróżniłem w poście) moja lista jest jak na razie jedyną propozycją, jakby można było z jednej strony w ogóle dyskusję o ludzkich postawach prowadzić, a z drugiej (przynajmniej w jakimś tam stopniu) nie być dyskutantem napastliwym, egocentrycznym, niesprawiedliwym.


Znowu ten sam schemat – przedstawiasz siebie jako jedynego, który ma „propozycję”, a innych jako bezładnych emocjonalnie dyskutantów. Tyle że twoja „lista zasad” nie jest żadną propozycją, tylko autorską definicją tego, jak chciałbyś, by wyglądała dyskusja, w której to ty wyznaczasz kryteria i granice dopuszczalności. Innymi słowy, to próba narzucenia warunków, pod które rozmówca ma się podporządkować. I gdy ktoś tego nie robi – oskarżasz go o chaos, napastliwość, brak planu. To nie jest etyka dyskusji, tylko próba kontroli rozmowy.

Michał Dyszyński napisał:
Nawet jeśli ma ona wady, to w obliczu braku czegoś lepszego jest jedyną propozycją, a jeśli ktoś nawet jej nie przyjmuje, to z góry przyznaje, że działa w tym zakresie bez planu, chaotycznie, nie wiedząc, na jakich zasadach uczciwa dyskusja miałaby funkcjonować.


Nie, to fałszywy dylemat. Krytyka twojego systemu nie oznacza chaosu – oznacza, że twój system jest wadliwy. Nie muszę mieć alternatywy, by zauważyć, że coś jest logicznie błędne. Jeśli ktoś odrzuca twój kodeks, nie znaczy to, że działa „bez planu”, tylko że nie akceptuje twoich arbitralnych zasad. Ty po prostu utożsamiasz siebie z normą – a to właśnie jest esencja egocentryzmu, którego zarzucasz innym.

Michał Dyszyński napisał:
To zresztą widać po arbitralności uwag fedora - wszystkie są czynione z pozycji przypisanego sobie rzekomego autorytetu, nie podejmują wątków merytorycznych, tylko z uporem stwierdzają, stwierdzają stwierdzają...


To zabieg psychologiczny – powtarzasz słowo, żeby nadać mu efekt pogardy, ale niczego nim nie dowodzisz. Mówienie, że ktoś „stwierdza” nie jest zarzutem – stwierdzenia są istotą argumentacji. Problem w tym, że ty każdą formę stanowczości u rozmówcy odbierasz jako „napastliwość”, bo podważa twoje narracje. W ten sposób każdą krytykę możesz łatwo unieważnić, nie odnosząc się do jej treści. To wygodna taktyka, ale intelektualnie pusta.

Michał Dyszyński napisał:
I oczywiście z zasady są właśnie ad hominem, ale to akurat nie jest dziwne, bo emocje i instynkty, których dyskutant nie kontroluje, dają właśnie ten efekt, że się czyni wszystko wedle ich podszeptu, a nie ma świadomości, że się jest nimi zniewolonym i działającym w sposób sprzeczny z deklaracjami potępiającymi praktykę uwag ad hominem.


To czysta projekcja. Dokładnie to robisz od początku – diagnozujesz emocje, intencje, rzekome zniewolenia drugiej strony, jednocześnie ogłaszając siebie „tym racjonalnym”. Zamiast argumentów – psychologizowanie. Zamiast analizy – diagnozy o „emocjach i podszeptach”. Nie dostrzegasz, że każdy twój akapit jest jednym wielkim ad hominem?

Michał Dyszyński napisał:
I to tak naprawdę jest jedynym twardym elementem w tej sprawie, bo te nazywania intencji, czy opisywanie różnymi określeniami użytych przeze mnie słów, nie mają wartości merytorycznej i stanowią wyłącznie retoryczną dekorację.


To zdanie jest autoobalające. Piszesz, że „nazywanie intencji” nie ma wartości merytorycznej, po czym cała twoja wypowiedź składa się z nazywania cudzych intencji. Każde zdanie u ciebie to etykieta, osąd lub interpretacja motywacji rozmówcy. Innymi słowy – sam właśnie robisz to, co w tym samym akapicie potępiasz. To nie „retoryczna dekoracja”, tylko hipokryzja w czystej postaci.

W efekcie twój wywód nie jest żadną analizą, tylko autopromocyjnym manifestem, w którym każdy, kto cię krytykuje, zostaje z definicji „chaotyczny, emocjonalny i zniewolony”, a ty sam pozostajesz jedynym „racjonalnym uczestnikiem”. To nie jest dyskusja – to monolog samozadowolenia ubrany w pozory refleksji
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 25283
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:14, 11 Lis 2025    Temat postu:

Własnie oglądam film chyba o papieżach.

Metro.

Był też "nasz" papa.
Dużo też o wolności. Na pewno znajdziecie.

Przegląd od AI



+2
Papież Franciszek wielokrotnie odnosił się do sceny jawnogrzesznicy, podkreślając, że Jezus dał przykład miłosierdzia i przebaczenia, wbrew ludzkim osądům. Papież naucza, że wobec grzechu nie wolno iść na kompromis, ale zarazem Kościół przyjmuje wszystkich grzeszników, bo każdy z nas jest grzesznikiem. Franciszek podkreśla, że uznanie się za grzesznika otwiera nas na przebaczenie Jezusa.
Miłosierdzie ponad osądem: Franciszek zwraca uwagę, że Jezus "nie potępił" kobiety, ale dał przykład miłosierdzia, a Jego postępowanie wydawało się wtedy "gwałtem na porządku".
Dwa kierunki nauczania: Papież Franciszek naucza jednocześnie dwóch rzeczy: z jednej strony, że z grzechem nie można iść na kompromis (jak w przypadku jawnogrzesznicy), a z drugiej strony, że Kościół przyjmuje wszystkich, ponieważ wszyscy jesteśmy grzesznikami.
Znaczenie pokory: Według papieża, odwaga do przyznania się do bycia grzesznikiem jest drogą do przebaczenia.
Porównanie do innych historii: W swoich rozważaniach papież Franciszek porównywał postać jawnogrzesznicy do historii o Zuzannie, która była fałszywie oskarżona, podkreślając, że w obu przypadkach mamy do czynienia z ludzką słabością, grzechem i zepsuciem, ale też z niewinnością.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 25283
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:14, 11 Lis 2025    Temat postu:

Jezus jednak powiedział, nie grzesz więcej.

Do Magdaleny..

Czyli Jezus chce abyśmy nie grzeszyli.


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Wto 11:15, 11 Lis 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37342
Przeczytał: 63 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:02, 11 Lis 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Dla mnie zaś właśnie opis typu jest jedyną formą zastosowania logiki - bo bazuje na zdefiniowaniu, określeniu założeń, uściśleniu języka.


To nie jest logika, tylko psychologizowanie ubrana w pseudo-logiczny język. Opis typu człowieka nie jest definiowaniem pojęć ani ścisłym ustalaniem założeń, tylko próbą zaszufladkowania rozmówcy, żeby nie musieć odpowiadać na jego argumenty. Logika zajmuje się relacjami między pojęciami i wnioskowaniem, nie katalogowaniem ludzi według twoich subiektywnych wrażeń. Mówienie, że „opis typu” to logika, to jak twierdzić, że plotka jest badaniem socjologicznym. Z logiką ma to tyle wspólnego, co emocjonalny monolog z aksjomatem.

Michał Dyszyński napisał:
Z kolei to, co uprawiasz Ty - walkę, emocje - dla mnie jest zlekceważeniem zasad intelektu i logiki, czyli jest porażką rozumu.


Nie ma tu żadnej „walki”, tylko konfrontacja z twoją nieszczerością. To ty używasz emocjonalnych chwytów, sugerujesz, że rozmówca „walczy” i „nie rozumie”, by uniknąć merytorycznej odpowiedzi. Paradoksalnie więc zarzucasz innym to, co sam robisz. Twój ton jest pełen pogardy i wyższości, co wprost obala twoje deklaracje o rzekomej racjonalności. Gdybyś rzeczywiście opierał się na zasadach intelektu, nie musiałbyś odwoływać się do ocen osobistych i emocjonalnych etykietek. Twoje zdanie nie jest więc obroną rozumu, tylko jego karykaturą.

Michał Dyszyński napisał:
Ale Ty masz swoje wartości ja swoje - każdy ocenia świat swoimi założeniami.


To zdanie jest próbą relatywizmu w miejsce argumentu. Zamiast bronić tezy, że twoje rozumowanie jest logiczne, uciekasz w stwierdzenie, że „każdy ma swoje wartości”. To nie jest odpowiedź, tylko unik. Logika nie jest kwestią wartości, tylko zasad poprawnego myślenia. Jeśli popełniasz błąd logiczny, to nie przestaje nim być dlatego, że „takie masz wartości”. Wartości nie zmieniają reguł wnioskowania ani znaczenia słów. Twoje zdanie to retoryczna mgła – próba rozmycia sporu, gdy nie masz już argumentów.

Michał Dyszyński napisał:
To, co Ty najwyraźniej sobie cenisz, dla mnie jawi się jako kompromitacja rozsądku i uczciwości intelektualnej. A mam świadomość, iż wiele wskazuje że mamy też przekonanie vice versa, czyli Twoje wartości skłaniają Cię do lekceważenia właśnie tego, co dla mnie jawi się jako coś godnego kultywowania.


Tu wracasz do starej sztuczki: pozorna równowaga, by ukryć brak treści. Udajesz symetrię – „ja uważam tak, ty odwrotnie, więc jesteśmy kwita” – ale to tylko sposób, by uniknąć przyznania, że twoje słowa są wewnętrznie sprzeczne. W dodatku próbujesz zająć pozycję „ponad sporem”, jakbyś był arbitrem rozumu, a rozmówca tylko emocjonalnym przeciwnikiem. To już nie jest dyskusja, tylko narracja o własnej rzekomej wyższości.

W rzeczywistości twoja wypowiedź to seria wykrętów: najpierw psychologizowanie, potem relatywizm, na koniec fałszywa symetria. Nic z tego nie ma wspólnego z logiką, o której mówisz. Gdybyś rzeczywiście szanował logikę, to wiedziałbyś, że nie służy ona do diagnozowania ludzi, tylko do badania spójności twierdzeń. Ty natomiast używasz jej nazwy jako tarczy, żeby ukryć własny brak argumentów.

Michał Dyszyński napisał:
To, co w Twoim języku jest zapewen "zdecydowaną obroną słusznych wartości" (ta napastliwość, mantrowanie, przekręcanie tego, co się pisze), dla mnie (w moim języku, patrząc na to, jak to czynisz) zasługiwałoby nazwę "desperacja obrona fedorowego zakłamania". Coż, mamy istotne różnice semantyczne.


Nie, to nie są „różnice semantyczne”, tylko różnice między argumentacją a emocjonalnym bełkotem. Próbujesz przykryć brak treści erystycznym chwytem – udajesz, że wszystko sprowadza się do „języka” i „różnic pojęciowych”. W rzeczywistości to zwykłe odwrócenie uwagi. Nie potrafisz odpowiedzieć merytorycznie, więc sięgasz po ulubioną broń słabych dyskutantów – zarzut rzekomej „napastliwości” i „przekręcania”. Ale żadnego przekręcenia nie wskazujesz, bo nie ma czego wskazać. Twoja „obrona logiki” kończy się zawsze w tym samym miejscu: na personalnym etykietowaniu i pustych insynuacjach.

Mówisz o „różnicach semantycznych”, ale nie potrafisz zdefiniować ani jednej. W rzeczywistości używasz tego terminu jak tarczy – ma brzmieć uczono, choć jest tylko wymówką, by nie przyznać się do błędu. Nie ma tu żadnej różnicy językowej, tylko różnica postawy: ja odnoszę się do treści, ty uciekasz w oskarżenia. Jeśli ktoś desperacko broni zakłamania, to właśnie ten, kto wciąż zamiast argumentów serwuje psychologiczne diagnozy i żale.

Twoja wypowiedź nie jest analizą, tylko projekcją. Oskarżasz o „mantrowanie”, sam powtarzając w kółko te same frazy o „różnicach językowych” i „negatywizmie rozmówcy”. Oskarżasz o „napastliwość”, choć to ty zaczynasz od obraźliwych etykiet. Cała twoja retoryka to klasyczny przykład odwrócenia winy – gdy kończą się racje, zaczyna się moralizowanie i język pseudo-filozoficzny.

Nie ma tu więc żadnej semantyki, tylko unikanie odpowiedzialności za słowo. Bo gdy słowa zaczynają ci ciążyć, nazywasz wszystko „różnicą języka” – jakby to była magiczna formuła usprawiedliwiająca brak sensu.

Michał Dyszyński napisał:
Nie. Mój zarzut był o to, że krytykując mój zestaw zasad, które sformułowałem sobie, aby jakoś uporać się z niefajną praktyką dyskutowania ad hominem, fedor ograniczył się wyłącznie do ich odrzucenia, zanegowania, a nie przedstawił nic lepszego (co by sugerowało, że nawet jeśli krytyka fedora byłaby w 100% słuszna, to i tak nie ma lepszej opcji, bo nikt nic poza mną w kwestii nie dyskutowania ad hominem nie przedstawił).


To typowy przykład ucieczki w fałszywą alternatywę. Twierdzisz, że skoro ktoś skrytykował twoje „zasady”, ale nie podał nowych, to twoje pozostają najlepsze. To absurd. Krytyka błędnego rozwiązania nie wymaga natychmiastowego zaproponowania innego – wystarczy, że pokaże jego wadliwość. Jeśli ktoś wskazuje, że most jest źle zbudowany, nie musi od razu postawić nowego, żeby mieć rację. Twój tok rozumowania to czysta retoryka obronna, nie logika.

Poza tym ironiczne jest to, że powołujesz się na walkę z ad hominem, a sam non stop stosujesz ten chwyt. Cała twoja dyskusja zbudowana jest na ocenach rozmówcy, jego „buńczuczności”, „negatywizmie”, „mantrowaniu”, „emocjonalności”. Twoje „zasady” to tylko przykrywka dla tego, co robisz w praktyce – atak personalny ubrany w ton moralizatora. Krytyka tego nie wymaga „alternatywy”, tylko wskazania hipokryzji.

Twoje rozumowanie jest błędne także dlatego, że zakładasz, iż brak kontrpropozycji czyni twoją tezę domyślnie słuszną. To dokładnie ten sam schemat, którym posługują się pseudointelektualiści: „póki nikt nie pokazał lepszego dowodu, mój absurd jest prawdziwy”. Nie – jeśli twoje „zasady” są nielogiczne, to są błędne niezależnie od tego, czy ktoś zaproponował alternatywę. Nie ma obowiązku budowania konstruktywnego modelu, żeby wykazać, że twoja konstrukcja się wali.

W gruncie rzeczy twoje zdanie to próba wymuszenia autorytetu – chcesz, żeby twoje tezy zostały przyjęte, dopóki ktoś nie zbuduje nowej teorii. Ale w dyskusji intelektualnej tak to nie działa. Tu liczy się spójność, a nie monopol na temat. I właśnie tę spójność twoje „zasady” tracą już w chwili, gdy zestawia się je z twoim zachowaniem. Mówisz o walce z ad hominem, a cały czas to właśnie robisz. Nie potrzebuję lepszej opcji, żeby to zauważyć – wystarczy logika i uczciwość w patrzeniu na fakty.

Michał Dyszyński napisał:
A tak na marginesie jeszcze odniosę się do tego, co cytacie wyróżniłem. Przypuszczam, że fedor, który wcześniej w postach znowu radośnie naoskarżał, dziarsko wszystko mi negował, wpierał swoje oceny "aż miło", jest przekonany, że jego brak argumentów REALNIE W SPRAWIE został skutecznie przykryty całą tą oskarżycielską maskaradą. W rzeczywistości jest jednak inaczej... :nie:


To nie jest żadna „marginalna uwaga”, tylko dalsze rozwijanie twojej retoryki personalnej. Po raz kolejny zamiast odnieść się do meritum, kreujesz obraz oponenta jako emocjonalnego, pozbawionego argumentów, zakładając z góry jego motywacje i emocje. To klasyczny sposób przeniesienia ciężaru dyskusji z treści na osobę. Nie dowiodłeś niczego, po prostu stwierdzasz, że „w rzeczywistości jest inaczej” – bez cienia dowodu. To nie argumentacja, tylko autosugestia.

Michał Dyszyński napisał:
Tak jak to wyżej napisałem (choć było w dygresji dla Semele), to tylko wyszło na jaw, na czym owa dyskusja się zatrzymała - na tym, że (jak wyróżniłem w poście) moja lista jest jak na razie jedyną propozycją, jakby można było z jednej strony w ogóle dyskusję o ludzkich postawach prowadzić, a z drugiej (przynajmniej w jakimś tam stopniu) nie być dyskutantem napastliwym, egocentrycznym, niesprawiedliwym.


Znowu ten sam schemat – przedstawiasz siebie jako jedynego, który ma „propozycję”, a innych jako bezładnych emocjonalnie dyskutantów. Tyle że twoja „lista zasad” nie jest żadną propozycją, tylko autorską definicją tego, jak chciałbyś, by wyglądała dyskusja, w której to ty wyznaczasz kryteria i granice dopuszczalności. Innymi słowy, to próba narzucenia warunków, pod które rozmówca ma się podporządkować. I gdy ktoś tego nie robi – oskarżasz go o chaos, napastliwość, brak planu. To nie jest etyka dyskusji, tylko próba kontroli rozmowy.

Michał Dyszyński napisał:
Nawet jeśli ma ona wady, to w obliczu braku czegoś lepszego jest jedyną propozycją, a jeśli ktoś nawet jej nie przyjmuje, to z góry przyznaje, że działa w tym zakresie bez planu, chaotycznie, nie wiedząc, na jakich zasadach uczciwa dyskusja miałaby funkcjonować.


Nie, to fałszywy dylemat. Krytyka twojego systemu nie oznacza chaosu – oznacza, że twój system jest wadliwy. Nie muszę mieć alternatywy, by zauważyć, że coś jest logicznie błędne. Jeśli ktoś odrzuca twój kodeks, nie znaczy to, że działa „bez planu”, tylko że nie akceptuje twoich arbitralnych zasad. Ty po prostu utożsamiasz siebie z normą – a to właśnie jest esencja egocentryzmu, którego zarzucasz innym.

Michał Dyszyński napisał:
To zresztą widać po arbitralności uwag fedora - wszystkie są czynione z pozycji przypisanego sobie rzekomego autorytetu, nie podejmują wątków merytorycznych, tylko z uporem stwierdzają, stwierdzają stwierdzają...


To zabieg psychologiczny – powtarzasz słowo, żeby nadać mu efekt pogardy, ale niczego nim nie dowodzisz. Mówienie, że ktoś „stwierdza” nie jest zarzutem – stwierdzenia są istotą argumentacji. Problem w tym, że ty każdą formę stanowczości u rozmówcy odbierasz jako „napastliwość”, bo podważa twoje narracje. W ten sposób każdą krytykę możesz łatwo unieważnić, nie odnosząc się do jej treści. To wygodna taktyka, ale intelektualnie pusta.

Michał Dyszyński napisał:
I oczywiście z zasady są właśnie ad hominem, ale to akurat nie jest dziwne, bo emocje i instynkty, których dyskutant nie kontroluje, dają właśnie ten efekt, że się czyni wszystko wedle ich podszeptu, a nie ma świadomości, że się jest nimi zniewolonym i działającym w sposób sprzeczny z deklaracjami potępiającymi praktykę uwag ad hominem.


To czysta projekcja. Dokładnie to robisz od początku – diagnozujesz emocje, intencje, rzekome zniewolenia drugiej strony, jednocześnie ogłaszając siebie „tym racjonalnym”. Zamiast argumentów – psychologizowanie. Zamiast analizy – diagnozy o „emocjach i podszeptach”. Nie dostrzegasz, że każdy twój akapit jest jednym wielkim ad hominem?

Michał Dyszyński napisał:
I to tak naprawdę jest jedynym twardym elementem w tej sprawie, bo te nazywania intencji, czy opisywanie różnymi określeniami użytych przeze mnie słów, nie mają wartości merytorycznej i stanowią wyłącznie retoryczną dekorację.


To zdanie jest autoobalające. Piszesz, że „nazywanie intencji” nie ma wartości merytorycznej, po czym cała twoja wypowiedź składa się z nazywania cudzych intencji. Każde zdanie u ciebie to etykieta, osąd lub interpretacja motywacji rozmówcy. Innymi słowy – sam właśnie robisz to, co w tym samym akapicie potępiasz. To nie „retoryczna dekoracja”, tylko hipokryzja w czystej postaci.

W efekcie twój wywód nie jest żadną analizą, tylko autopromocyjnym manifestem, w którym każdy, kto cię krytykuje, zostaje z definicji „chaotyczny, emocjonalny i zniewolony”, a ty sam pozostajesz jedynym „racjonalnym uczestnikiem”. To nie jest dyskusja – to monolog samozadowolenia ubrany w pozory refleksji

Tak sobie poprzenazywałeś moje sformułowania, używając słów: autoobalające, czysta projekcja, zabieg psychologiczny, fałszywy dylemat itp.
Uzasadnienia ku temu są pozorne, odnoszące się do chochołów i świadczące niezrozumieniu tego, co napisałem. Od poziomu słów NIE PRZESZEDŁEŚ DO POZIOMU ZNACZEŃ, o których piszę. A z Twoimi chochołami nie zamierzam polemizować - twórz je sobie ku uciesze gawiedzi, ale to Twój problem i Twoja inicjatywa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16200
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:55, 11 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Tak sobie poprzenazywałeś moje sformułowania, używając słów: autoobalające, czysta projekcja, zabieg psychologiczny, fałszywy dylemat itp.

Nie, niczego sobie nie „poprzenazywałem”. Użyłem precyzyjnych terminów logicznych i retorycznych, które opisują naturę twoich błędów. Jeśli coś jest autoobalające, to nie dlatego, że mi się tak podoba, tylko dlatego, że zawiera w sobie wewnętrzną sprzeczność — to fakt, nie etykieta. Jeśli coś jest projekcją, to dlatego, że przypisujesz innym własne założenia, a jeśli stawiasz fałszywy dylemat, to znaczy, że próbujesz ograniczyć możliwości do dwóch skrajności, by wymusić pozorną rację. Zatem nie „nazewnictwo”, tylko diagnoza. Twoje oburzenie to emocjonalna zasłona, która ma ukryć brak merytorycznej obrony.

Michał Dyszyński napisał:
Uzasadnienia ku temu są pozorne, odnoszące się do chochołów i świadczące niezrozumieniu tego, co napisałem.

Twierdzisz, że moje uzasadnienia są pozorne, ale nie wskazujesz żadnego konkretu, który byłby błędny. To klasyczny chwyt erystyczny: zarzucić komuś niezrozumienie, nie pokazując, czego konkretnie nie zrozumiał. To pusty zarzut mający zyskać pozory przewagi intelektualnej. Mówisz o chochołach, ale nie wskazujesz żadnego z nich — to tak, jakbyś wołał „to nie to!”, sam nie wiedząc, co właściwie jest „tym”. W ten sposób uciekasz od odpowiedzialności za swoje tezy, jak sofista, który woli narzekać na interpretację, niż wziąć na warsztat własne słowa.

Michał Dyszyński napisał:
Od poziomu słów NIE PRZESZEDŁEŚ DO POZIOMU ZNACZEŃ, o których piszę.

To zdanie brzmi jak próba filozoficznego wywyższenia się, ale jest w nim pustka. Czymże jest „poziom znaczeń”, jeśli nie tym, co wynika ze słów w określonym kontekście? Nie da się przejść „ponad słowa” w dyskursie, który opiera się na języku. To ty próbujesz stworzyć aurę głębi, by uniknąć precyzyjnej analizy. Gdy argument się sypie, zawsze znajdzie się ktoś, kto zaczyna mówić o „znaczeniach ponad słowami” — to ucieczka od konkretu w mgłę metafizyki. Tymczasem znaczenie wynika z relacji słów, ich logicznego powiązania i konsekwencji — a te w twoich wywodach są pełne sprzeczności.

Michał Dyszyński napisał:
A z Twoimi chochołami nie zamierzam polemizować - twórz je sobie ku uciesze gawiedzi, ale to Twój problem i Twoja inicjatywa.

Nie zamierzasz polemizować, bo nie potrafisz. To nie „chochoły” cię odstraszają, tylko brak argumentów. Mówisz o „uciesze gawiedzi”, jakbyś chciał się ustawić w roli wzgardzonego mędrca wśród tłumu, ale to tylko pozór. W rzeczywistości uciekasz od konfrontacji, gdy logika zaczyna cię przyciskać. Sofista, który nie chce polemizować, to sofista rozbrojony — jego retoryka kończy się tam, gdzie zaczyna się odpowiedzialność za sens własnych słów.

Twoja cała wypowiedź jest zbudowana na pozorze głębi i wyższości intelektualnej, ale nie ma w niej ani jednej merytorycznej treści. Odrzucasz krytykę, nie dlatego że jest błędna, lecz dlatego, że cię demaskuje. Twierdzisz, że ktoś cię nie rozumie, bo sam boisz się zostać zrozumiany dosłownie — wtedy twoje słowa straciłyby aurę „filozoficznej tajemniczości”, a ujawniłyby zwykłe logiczne braki. W ten sposób budujesz twierdzę z mgły i deklarujesz, że tylko ty znasz „znaczenia”, które nie podlegają weryfikacji. To nie jest głębia — to erystyczny kamuflaż


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Wto 17:55, 11 Lis 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37342
Przeczytał: 63 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:36, 11 Lis 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Uzasadnienia ku temu są pozorne, odnoszące się do chochołów i świadczące niezrozumieniu tego, co napisałem.

Twierdzisz, że moje uzasadnienia są pozorne, ale nie wskazujesz żadnego konkretu, który byłby błędny.

Bo jak te uzasadnienia są czystym nazewnictwem, które arbitralnie, o uważaniu rozdzielasz, czyli co nie ma powiązań znaczeniowych z niczym wiarygodnym, to takiego konkretu po prostu nie da się wskazać. Twoja argumentacja pływa w morzu tego, co Ci "brzmi", a brzmi ci dowolnie - jak Ci do głowy przyjdzie, jaki masz kaprys i wenę.
Konkret się da wskazać w tym, co samo wystarczająco konkretne jest. Ty stosujesz jedynie ARBITRALNE NAZYWANIE, a nie argumentację, więc nikt Ci konkretu nie wskaże w Twoich luzackich negacjach, bo nie ma czego wskazywać.

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Od poziomu słów NIE PRZESZEDŁEŚ DO POZIOMU ZNACZEŃ, o których piszę.

To zdanie brzmi jak próba filozoficznego wywyższenia się,

Dopatrujesz się "wywyższenia", a nie dotarło do Ciebie, że piszę, o tym, iż były Ci przedstawione ZNACZENIA, których nie byłeś w stanie zauważyć.
Skupiasz się od razu na tym, co Ci "brzmi", a nie na tym, co Ci się pisze, więc potem dalej tylko o tych własnych skrzywionych odbiorach/brzmieniach/chochołach już się wypowiadasz. Treści nie dotykasz.

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
A z Twoimi chochołami nie zamierzam polemizować - twórz je sobie ku uciesze gawiedzi, ale to Twój problem i Twoja inicjatywa.

Nie zamierzasz polemizować, bo nie potrafisz. To nie „chochoły” cię odstraszają, tylko brak argumentów. Mówisz o „uciesze gawiedzi”, jakbyś chciał się ustawić w roli wzgardzonego mędrca wśród tłumu, ale to tylko pozór. W rzeczywistości uciekasz od konfrontacji, gdy logika zaczyna cię przyciskać. Sofista, który nie chce polemizować, to sofista rozbrojony — jego retoryka kończy się tam, gdzie zaczyna się odpowiedzialność za sens własnych słów.

Twoja cała wypowiedź jest zbudowana na pozorze głębi i wyższości intelektualnej, ale nie ma w niej ani jednej merytorycznej treści. Odrzucasz krytykę, nie dlatego że jest błędna, lecz dlatego, że cię demaskuje. Twierdzisz, że ktoś cię nie rozumie, bo sam boisz się zostać zrozumiany dosłownie — wtedy twoje słowa straciłyby aurę „filozoficznej tajemniczości”, a ujawniłyby zwykłe logiczne braki. W ten sposób budujesz twierdzę z mgły i deklarujesz, że tylko ty znasz „znaczenia”, które nie podlegają weryfikacji. To nie jest głębia — to erystyczny kamuflaż

Znowu się skupiłeś na swoim odbiorze intencji, pomijając zaprezentowany sens. Dlatego też piszę, że realnie nie podejmujesz dyskusji z tym, co piszę. Ze swoimi chochołami dyskutować możesz długo i namiętnie.
Ale każdy rozsądny obserwator widzi, że nie dyskutujesz z tym, co Ci się przedstawia, a z wykoślawionymi brzmieniami i chochołami. Nie masz prawa wypowiadać się o "logicznych brakach" w sytuacji, gdy nawet nie zorientowałeś się, o co chodzi oponentowi, który pisał do Ciebie tekst.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16200
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 3:58, 12 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Bo jak te uzasadnienia są czystym nazewnictwem, które arbitralnie, o uważaniu rozdzielasz, czyli co nie ma powiązań znaczeniowych z niczym wiarygodnym, to takiego konkretu po prostu nie da się wskazać. Twoja argumentacja pływa w morzu tego, co Ci "brzmi", a brzmi ci dowolnie - jak Ci do głowy przyjdzie, jaki masz kaprys i wenę.


Zaczynasz od założenia, które miałbyś dopiero udowodnić, czyli klasyczny błąd petitio principii. Nie pokazujesz, że moje uzasadnienia są arbitralne – po prostu to ogłaszasz, jakby sam akt wypowiedzenia miał stanowić dowód. Twoja teza o „czystym nazewnictwie” jest pustym frazesem, bo nie wykazujesz, gdzie rzekomo brak powiązań znaczeniowych miałby się ujawniać. Rzucasz słowami „arbitralnie”, „dowolnie”, „kaprys”, ale nie przedstawiasz żadnego przykładu, żadnego zdania, które dałoby się przeanalizować. Twój zarzut to czysta retoryczna mgła, służąca unikaniu konieczności wskazania konkretnego błędu. W ten sposób uciekasz od dyskusji – próbujesz zdeprecjonować przeciwnika zamiast odnieść się do treści.

Michał Dyszyński napisał:
Konkret się da wskazać w tym, co samo wystarczająco konkretne jest. Ty stosujesz jedynie ARBITRALNE NAZYWANIE, a nie argumentację, więc nikt Ci konkretu nie wskaże w Twoich luzackich negacjach, bo nie ma czego wskazywać.


To zdanie jest wewnętrznie sprzeczne. Mówisz, że konkret można wskazać tylko w tym, co konkretne – to tautologia, pusty truizm, który niczego nie wnosi. Nie odpowiadasz na pytanie, dlaczego moje uzasadnienia nie są konkretne, tylko stwierdzasz to po raz kolejny innymi słowami. Twoja "logika" przypomina zamknięte koło: skoro według ciebie coś jest arbitralne, to nie można wskazać konkretu, a skoro nie wskazano konkretu, to dlatego, że jest arbitralne. Tak budujesz pseudouzależnienie, które ma wyglądać na logiczne, ale w rzeczywistości jest mechanizmem samozwrotnym, pozbawionym treści. Twierdzisz, że „nie ma czego wskazywać”, bo sam wcześniej ogłosiłeś, że nie ma – czyli niczego nie dowiodłeś. Cały twój wywód sprowadza się do gry pozorów, do słownej piruety mającej ukryć fakt, że nie jesteś w stanie odnieść się do meritum.

Michał Dyszyński napisał:
Dopatrujesz się "wywyższenia", a nie dotarło do Ciebie, że piszę, o tym, iż były Ci przedstawione ZNACZENIA, których nie byłeś w stanie zauważyć.


To zdanie jest próbą odwrócenia odpowiedzialności – zamiast wykazać, że owe „znaczenia” rzeczywiście istnieją i zostały jasno przedstawione, zrzucasz winę na rozmówcę, że ich „nie zauważył”. To tani chwyt erystyczny, który ma dać ci przewagę bez dowodu. Nie przedstawiasz żadnych przykładów tych rzekomych znaczeń, nie tłumaczysz ich sensu, tylko twierdzisz, że „były”. Tyle że samo twierdzenie niczego nie dowodzi. To tak, jakby ktoś mówił: „pokazałem ci dowód, tylko go nie zrozumiałeś” – co nie jest argumentem, lecz zasłoną dla własnej niejasności. Jeśli twoje znaczenia są tak subtelne, że da się je „nie zauważyć”, to problem nie leży w odbiorcy, lecz w nadawcy, który nie potrafi ich wyrazić w sposób jednoznaczny.

Michał Dyszyński napisał:
Skupiasz się od razu na tym, co Ci "brzmi", a nie na tym, co Ci się pisze, więc potem dalej tylko o tych własnych skrzywionych odbiorach/brzmieniach/chochołach już się wypowiadasz. Treści nie dotykasz.


To znowu klasyczna u ciebie ucieczka w psychologizowanie. Zamiast odnieść się do konkretnego argumentu, tworzysz narrację o „skrzywionym odbiorze”, jakbyś mógł w cudzej głowie odczytać motywacje i błędy percepcyjne. Tymczasem nie wskazujesz żadnego miejsca, gdzie rzekomo „nie dotykam treści”. Twoje zarzuty są ogólnikowe, gołosłowne, budowane na insynuacji, że to ja nie rozumiem, a ty masz rację przez sam fakt, że tak twierdzisz. W ten sposób nie prowadzisz dyskusji, tylko budujesz wygodną pozycję, w której jakakolwiek krytyka twojego stanowiska automatycznie staje się dowodem „niezrozumienia”. To czysty sofizmat immunizacyjny – mechanizm, który ma chronić twoje tezy przed oceną, przedstawiając każdą wątpliwość jako zniekształcenie odbiorcy. W efekcie nie bronią się twoje "argumenty", tylko twoje ego.

Michał Dyszyński napisał:
Znowu się skupiłeś na swoim odbiorze intencji, pomijając zaprezentowany sens. Dlatego też piszę, że realnie nie podejmujesz dyskusji z tym, co piszę. Ze swoimi chochołami dyskutować możesz długo i namiętnie.


To jest kolejna próba odwrócenia uwagi. Zamiast wykazać, że sens twojego tekstu jest jasny i niepodważalny, twierdzisz, że dyskutant skupia się na własnym odbiorze. Nie przedstawiasz żadnego konkretnego miejsca, gdzie twoje słowa miałyby być jednoznaczne i weryfikowalne. Twoje „chochoły” to jedynie wymówka, by nie odpowiadać na krytykę merytoryczną. Nie definiujesz, co miałoby stanowić „zaprezentowany sens”, więc twój zarzut jest pusty w treści i służy jedynie ochronie twoich tez przed rzeczywistą analizą.

Michał Dyszyński napisał:
Ale każdy rozsądny obserwator widzi, że nie dyskutujesz z tym, co Ci się przedstawia, a z wykoślawionymi brzmieniami i chochołami. Nie masz prawa wypowiadać się o "logicznych brakach" w sytuacji, gdy nawet nie zorientowałeś się, o co chodzi oponentowi, który pisał do Ciebie tekst.


To jest czysta erystyczna manipulacja. Po pierwsze, nie istnieje „rozsądny obserwator”, którego opinia miałaby zastąpić argumentację – to tylko autorytarny zabieg mający zniechęcić do kwestionowania twoich słów. Po drugie, prawo do krytyki logicznej nie wymaga, by odbiorca zgodził się z każdym niuansem autora; wymaga jedynie, by móc wskazać sprzeczności lub luki w tekście. Ty nie udowadniasz, że moje uwagi są niesłuszne, tylko twierdzisz, że nie mam „prawa” ich formułować, co jest absurdalnym ograniczeniem dyskusji. Cała konstrukcja twojego wywodu to próba immunizacji twoich słów przed analizą, zamiast faktycznej obrony treści


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 6:19, 12 Lis 2025, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37342
Przeczytał: 63 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:14, 12 Lis 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Bo jak te uzasadnienia są czystym nazewnictwem, które arbitralnie, o uważaniu rozdzielasz, czyli co nie ma powiązań znaczeniowych z niczym wiarygodnym, to takiego konkretu po prostu nie da się wskazać. Twoja argumentacja pływa w morzu tego, co Ci "brzmi", a brzmi ci dowolnie - jak Ci do głowy przyjdzie, jaki masz kaprys i wenę.


Zaczynasz od założenia, które miałbyś dopiero udowodnić, czyli klasyczny błąd petitio principii. Nie pokazujesz, że moje uzasadnienia są arbitralne – po prostu to ogłaszasz, jakby sam akt wypowiedzenia miał stanowić dowód.

Tak się "dziwnie" składa, że nawet aby coś "udowodnić" najpierw trzeba ZAPREZENTOWAĆ TEZĘ. Ty najwyraźniej zaprezentowanie tezy już krytykujesz, z pozycji - bo już ma być tu dowód. Czyli wg Ciebie miałbym dowodzić, nie znając dowodzonej tezy, zaś odbiorca miałby zobaczyć mój dowód, nie mając zielonego pojęcia, czego to jest dowód.
To takie "kwiatki" wychodzą, jak paradygmat negowania za wszelką cenę, negowania bez zastanowienia, negowania już od pierwszego sformułowania zastąpi rozumne traktowanie dyskusji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37342
Przeczytał: 63 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:36, 12 Lis 2025    Temat postu:

Buńczuczność wynika psychologicznie z
- egocentryzmu, czyli traktowania siebie jako silnie wyróżnionych w relacji z innymi ludźmi
- chęci wywyższenia się nad innych
- obrazu ja, w którym przeważa zależność od sukcesów w manipulowaniu światem zewnętrznym.

Buńczuczny manipuluje, manipuluje, naciska, grozi, stwierdza z uporem, wścieka się, znowu naciska, ale przy tym...
... Nie będzie w stanie nawet wyjaśnić PO CO MU TO parcie na stwierdzanie dla samego stwierdzania swego z uporem.
Jak się przyjrzymy wypowiedziom buńczucznych, to często nawet trudno jest wyraźnie określić ich kierunek w sensie ideowym - w sensie tego, co właściwie buńczuczny miałby głosić jest niespójność i chaos. I to nie jest przypadek, bo buńczuczny już dawno temu swoim prawdziwym celem uczynił buńczuczność jako taką.
Buńczucznemu tylko pozornie o coś chodzi. W rzeczywistości buńczuczny może się tak samo wściekać, ubliżać, gniewać, oskarżać w dowolnej kwestii, a nawet w zaprzeczeniu tej kwestii, bo dla buńczucznego celem jest walka jako taka - jest okazywanie się jako ten niezłomny, ten lepszy, ten wygrywający.
Buńczuczny nie dostrzega tego, że z punktu widzenia ludzi inaczej wyznaczających cele życiowe, czyli ludzi dążących do konkretnych celów, w dyskusji do konkluzji, ustaleń, dogadania się, postawa buńczucznego jest pozbawiona sensu - jest pustym mieleniem emocji, złoszczeniem się, dla samego złoszczenia, manipulowaniem już tylko dla poczucia "umiem sobie pomanipulować".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16200
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 15:46, 12 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Tak się "dziwnie" składa, że nawet aby coś "udowodnić" najpierw trzeba ZAPREZENTOWAĆ TEZĘ. Ty najwyraźniej zaprezentowanie tezy już krytykujesz, z pozycji - bo już ma być tu dowód. Czyli wg Ciebie miałbym dowodzić, nie znając dowodzonej tezy, zaś odbiorca miałby zobaczyć mój dowód, nie mając zielonego pojęcia, czego to jest dowód. To takie "kwiatki" wychodzą, jak paradygmat negowania za wszelką cenę, negowania bez zastanowienia, negowania już od pierwszego sformułowania zastąpi rozumne traktowanie dyskusji.


To jest typowa dla ciebie erystyczna manipulacja polegająca na strawmanie, czyli zniekształceniu stanowiska rozmówcy, by łatwiej je ośmieszyć. Nikt rozsądny nie kwestionuje potrzeby sformułowania tezy przed dowodem – to oczywistość logiczna, aksjomat w każdym procesie argumentacyjnym. Krytyka mogła dotyczyć nie samego faktu przedstawienia tezy, ale sposobu jej formułowania – być może była nieprecyzyjna, tautologiczna albo zawierała w sobie założenia, które wymagały dowodu, zanim można je było przyjąć za punkt wyjścia. Ty natomiast robisz klasyczny unik: zamiast odpowiedzieć na zarzut dotyczący treści tezy, przestawiasz rozmowę na poziom proceduralny – „czy wolno w ogóle mieć tezę” – co jest czystą erystyką. Dodatkowo, wplatasz emocjonalny atak o „paradygmacie negowania za wszelką cenę”, sugerując złą wolę rozmówcy, a nie błędność jego myślenia. To nie jest argument, to jest insynuacja. Zamiast bronić poprawności logicznej swojej tezy, próbujesz zdyskredytować krytykę, przypisując jej irracjonalny charakter. W efekcie twoja wypowiedź nie broni żadnej merytorycznej pozycji – to jedynie zabieg retoryczny mający odwrócić uwagę od istoty sprawy.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczność wynika psychologicznie z

* egocentryzmu, czyli traktowania siebie jako silnie wyróżnionych w relacji z innymi ludźmi
* chęci wywyższenia się nad innych
* obrazu ja, w którym przeważa zależność od sukcesów w manipulowaniu światem zewnętrznym.


To pozornie brzmi jak psychologiczna analiza, ale w istocie jest uproszczoną karykaturą, w której złożone zjawisko sprowadzasz do moralizatorskich frazesów. Twierdzisz, że buńczuczność „wynika” z tych trzech cech, jakby istniał prosty związek przyczynowo-skutkowy, tymczasem to tylko luźna asocjacja, niepoparta ani empirycznymi badaniami, ani logicznym dowodem. Egocentryzm nie zawsze rodzi buńczuczność – może prowadzić do introwersji, do narcystycznej izolacji, a nie do manifestacyjnej postawy wobec innych. Chęć wywyższenia się również nie musi skutkować buńczucznością, bo u wielu ludzi przybiera subtelne formy: ironii, perfekcjonizmu, a nawet przesadnej skromności. Twój opis jest powierzchowny i skażony normatywnym tonem – oceniasz, zamiast analizować. W dodatku mówisz o „obrazie ja zależnym od sukcesów w manipulowaniu światem zewnętrznym”, jakbyś miał do czynienia z patologią, ale nie podajesz żadnych kryteriów, które pozwoliłyby odróżnić to od zdrowej ambicji, asertywności czy potrzeby wpływu. To nie psychologia, to moralna publicystyka przebrana za analizę. Upraszczasz, żeby zabrzmieć autorytatywnie, ale w efekcie tworzysz opis zbyt płytki, by miał wartość diagnostyczną, a zbyt pretensjonalny, by traktować go jako rzetelny wniosek.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczny manipuluje, manipuluje, naciska, grozi, stwierdza z uporem, wścieka się, znowu naciska, ale przy tym...


Piszesz to, jakby powtarzanie słowa „manipuluje” samo w sobie miało dowodzić czegokolwiek. To nie jest argument, tylko retoryczny bęben, który ma wywołać emocje. Nie rozróżniasz manipulacji od zwykłej perswazji czy obrony własnego stanowiska, a powtarzając to jak mantrę, próbujesz zastąpić brak dowodu powtarzaniem zarzutu.

Michał Dyszyński napisał:
... Nie będzie w stanie nawet wyjaśnić PO CO MU TO parcie na stwierdzanie dla samego stwierdzania swego z uporem.


Twierdzisz, że wiesz, co motywuje drugiego człowieka, mimo że nie masz żadnych podstaw, by to wiedzieć. Sprzeczność jest oczywista: mówisz, że nie potrafi wyjaśnić celu, a jednocześnie przypisujesz mu konkretną intencję. Nie możesz jednocześnie zakładać, że nie zna celu i wiedzieć, jaki jest jego prawdziwy cel.

Michał Dyszyński napisał:
Jak się przyjrzymy wypowiedziom buńczucznych, to często nawet trudno jest wyraźnie określić ich kierunek w sensie ideowym - w sensie tego, co właściwie buńczuczny miałby głosić jest niespójność i chaos.


Tu przyjmujesz swoją subiektywną ocenę jako fakt. Może to ty nie rozumiesz, co ktoś mówi, a nie że wypowiedzi są naprawdę chaotyczne. Przypisujesz ludziom „chaos” tylko dlatego, że nie pasuje on do twojej własnej wizji logicznego myślenia.

Michał Dyszyński napisał:
I to nie jest przypadek, bo buńczuczny już dawno temu swoim prawdziwym celem uczynił buńczuczność jako taką.


To jest tautologia i nic nie wyjaśnia. Mówisz, że buńczuczny ma celem buńczuczność, co jest jedynie powtórzeniem nazwy zjawiska. Nie dowodzisz przyczyn, nie analizujesz mechanizmu – tylko nazywasz coś tym, czym jest, i udajesz, że to wytłumaczenie.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczucznemu tylko pozornie o coś chodzi.


Znów przypisujesz komuś intencje, których nie możesz znać. Mówisz „pozornie”, jakbyś miał dostęp do jego świadomości. To nie jest analiza, tylko twój subiektywny osąd przedstawiony jako pewnik.

Michał Dyszyński napisał:
W rzeczywistości buńczuczny może się tak samo wściekać, ubliżać, gniewać, oskarżać w dowolnej kwestii, a nawet w zaprzeczeniu tej kwestii, bo dla buńczucznego celem jest walka jako taka - jest okazywanie się jako ten niezłomny, ten lepszy, ten wygrywający.


Sprowadzasz wszystkie zachowania drugiego człowieka do jednej siły napędowej, jakby nie istniała żadna inna motywacja, żaden kontekst. To uproszczenie jest pozbawione wartości analitycznej i w gruncie rzeczy nie dowodzi niczego. Tworzysz figurę z papieru, a nie realnego człowieka, i przypisujesz jej to, co sam chcesz uznać za istotę buńczuczności.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczny nie dostrzega tego, że z punktu widzenia ludzi inaczej wyznaczających cele życiowe, czyli ludzi dążących do konkretnych celów, w dyskusji do konkluzji, ustaleń, dogadania się, postawa buńczucznego jest pozbawiona sensu - jest pustym mieleniem emocji, złoszczeniem się, dla samego złoszczenia, manipulowaniem już tylko dla poczucia "umiem sobie pomanipulować".


Próbujesz uczynić swoją perspektywę uniwersalną prawdą. To, że ty oceniasz kogoś jako „pustego” i „manipulującego dla przyjemności manipulacji”, nie oznacza, że tak jest w rzeczywistości. Ponadto, twoje zdanie jest pełne projekcji – widzisz w nim cechy, które sam wykazujesz, tylko że w wyobrażonej osobie: moralne wywyższenie, pogardę wobec innych i przekonanie o własnej racjonalnej wyższości. W rezultacie twoja diagnoza jest dokładnie tym, co przypisujesz buńczucznemu: osądem i potrzebą pokazania, że jesteś „lepszy”.

To, co tutaj przedstawiasz, nie jest analizą, lecz pamfletem — emocjonalnym wybuchem, przebranym za diagnozę psychologiczną. Zamiast opisywać zjawisko, atakujesz typ osobowości, tworząc karykaturę pozbawioną jakiegokolwiek niuansu. Twoje ujęcie „buńczucznego” jest tak totalne i schematyczne, że właściwie przestaje mieć sens analityczny. Twierdzisz, że buńczuczny „nie potrafi wyjaśnić, po co mu to”, a jednocześnie przypisujesz mu konkretną motywację — potrzebę walki i wyższości. To logiczna sprzeczność: jeśli jego działania są bezcelowe i chaotyczne, to nie można im przypisać celu w postaci „okazywania się lepszym”. Albo chaos, albo strategia – wybierz jedno. W dodatku traktujesz emocjonalność jako dowód irracjonalności, co jest błędem. Człowiek może być gwałtowny, a jednak logiczny; może być emocjonalny, a jednak mieć rację. Twoja narracja opiera się na założeniu, że spokój jest równoważny rozsądkowi, a gwałtowność – głupocie. To naiwny racjonalizm, który dawno już został obalony przez współczesną psychologię i filozofię języka. Mylisz formę wypowiedzi z jej treścią. Zarzucasz buńczucznemu brak spójności ideowej, ale sam nie podajesz żadnego kryterium tej spójności — uznajesz ją za oczywistość, mierzoną subiektywnym wrażeniem. W istocie to twoja wypowiedź jest pełna projekcji: nazywasz „manipulacją” każde zachowanie, które wymyka się twoim oczekiwaniom racjonalności. Tym samym nie analizujesz zjawiska, lecz potwierdzasz własną potrzebę kontroli. Twoja rzekoma diagnoza psychologiczna jest w gruncie rzeczy formą buńczuczności, tylko wyrażoną w tonie pseudoanalitycznym — moralne wywyższenie podszyte przekonaniem, że ty jesteś tym spokojnym, racjonalnym, który widzi chaos innych


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 15:46, 12 Lis 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37342
Przeczytał: 63 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:02, 12 Lis 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Tak się "dziwnie" składa, że nawet aby coś "udowodnić" najpierw trzeba ZAPREZENTOWAĆ TEZĘ. Ty najwyraźniej zaprezentowanie tezy już krytykujesz, z pozycji - bo już ma być tu dowód. Czyli wg Ciebie miałbym dowodzić, nie znając dowodzonej tezy, zaś odbiorca miałby zobaczyć mój dowód, nie mając zielonego pojęcia, czego to jest dowód. To takie "kwiatki" wychodzą, jak paradygmat negowania za wszelką cenę, negowania bez zastanowienia, negowania już od pierwszego sformułowania zastąpi rozumne traktowanie dyskusji.


To jest typowa dla ciebie erystyczna manipulacja polegająca na strawmanie, czyli zniekształceniu stanowiska rozmówcy, by łatwiej je ośmieszyć. Nikt rozsądny nie kwestionuje potrzeby sformułowania tezy przed dowodem – to oczywistość logiczna, aksjomat w każdym procesie argumentacyjnym. Krytyka mogła dotyczyć nie samego faktu przedstawienia tezy, ale sposobu jej formułowania – być może była nieprecyzyjna, tautologiczna albo zawierała w sobie założenia, które wymagały dowodu, zanim można je było przyjąć za punkt wyjścia. Ty natomiast robisz klasyczny unik: zamiast odpowiedzieć na zarzut dotyczący treści tezy, przestawiasz rozmowę na poziom proceduralny – „czy wolno w ogóle mieć tezę” – co jest czystą erystyką. Dodatkowo, wplatasz emocjonalny atak o „paradygmacie negowania za wszelką cenę”, sugerując złą wolę rozmówcy, a nie błędność jego myślenia. To nie jest argument, to jest insynuacja. Zamiast bronić poprawności logicznej swojej tezy, próbujesz zdyskredytować krytykę, przypisując jej irracjonalny charakter. W efekcie twoja wypowiedź nie broni żadnej merytorycznej pozycji – to jedynie zabieg retoryczny mający odwrócić uwagę od istoty sprawy.

Czyli mamy Twoją odpowiedź tradycyjną - gadanie o chochołach. Nie ma zaś wyjaśnienia, dlaczego zarzucasz brak dowodu już od pierwszego zdania, kiedy tezy jeszcze nie przedstawiono.
Wobec naiwnych takie zagadywanie istoty sprawy może i zadziała. Ale tu jest Twoja odpowiedź zdemaskowana jako kolejny przykład Twojego negowania dla samego negowania, atakowania na ślepo, bez zastanowienia się, o co w sprawie chodzi. Czasem się zastanawiam, czy dyskutujesz po wzięciu jakichś dopalaczy, więc dlatego tak negujesz wszystko bez zastanowienia, w jakimś ślepym amoku, a bez uruchomienia krytycznych warstw intelektu. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16200
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:16, 12 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Czyli mamy Twoją odpowiedź tradycyjną - gadanie o chochołach.


Od razu zaczynasz od obraźliwego tonu i metafory „gadanie o chochołach”, co nie jest argumentem, tylko epitetem mającym zdyskredytować mnie bez dowodzenia czegokolwiek. To klasyczny chwyt erystyczny – zamiast wykazać błąd w mojej argumentacji, próbujesz wywołać wrażenie, że twoje słowa są błyskotliwe i kończą dyskusję.

Michał Dyszyński napisał:
Nie ma zaś wyjaśnienia, dlaczego zarzucasz brak dowodu już od pierwszego zdania, kiedy tezy jeszcze nie przedstawiono.


Twierdzisz, że krytykuję brak dowodu „zbyt wcześnie”, ale w rzeczywistości zwracam uwagę na logikę twojego sposobu przedstawiania argumentu. To nie jest negacja dla samej negacji – to wskazanie niekonsekwencji: przedstawiasz ocenę, zanim jasno określisz, co właściwie oceniasz. Nie możesz wymagać, by ktoś akceptował twoje twierdzenia bez zrozumienia, jaka jest ich treść.

Michał Dyszyński napisał:
Wobec naiwnych takie zagadywanie istoty sprawy może i zadziała.


Tu znowu próbujesz mnie zdyskredytować, sugerując, że moje obserwacje działają tylko na „naiwnych”. To atak ad personam, a nie argument merytoryczny. Zamiast odnosić się do logiki mojej wypowiedzi, tworzysz uproszczony obraz, który ma sprawić, że moje uwagi wydają się błaha.

Michał Dyszyński napisał:
Ale tu jest Twoja odpowiedź zdemaskowana jako kolejny przykład Twojego negowania dla samego negowania, atakowania na ślepo, bez zastanowienia się, o co w sprawie chodzi.


Tworzysz obraz „ślepego ataku”, choć w rzeczywistości analizuję twoje twierdzenia krok po kroku. Twoje słowa są kolejną projekcją – oskarżasz mnie o to, co sam robisz: oceniasz i negujesz, zanim w ogóle zdefiniujesz pojęcia i dowody w swoim wywodzie.

Michał Dyszyński napisał:
Czasem się zastanawiam, czy dyskutujesz po wzięciu jakichś dopalaczy, więc dlatego tak negujesz wszystko bez zastanowienia, w jakimś ślepym amoku, a bez uruchomienia krytycznych warstw intelektu.


Tu znowu odchodzisz od logiki w stronę insynuacji i ad personam. Nie masz żadnego dowodu, by sugerować moje rzekome „dopalacze” czy „ślepy amok”. To jest typowy zabieg mający zdyskredytować przeciwnika dyskusji emocjonalnie, a nie logicznie. Cała ta część twojego wywodu nie wnosi żadnej wartości analitycznej – zamiast odpowiadać na argumenty, tworzysz narrację o mojej moralnej lub fizycznej kondycji
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37342
Przeczytał: 63 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:07, 12 Lis 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Czasem się zastanawiam, czy dyskutujesz po wzięciu jakichś dopalaczy, więc dlatego tak negujesz wszystko bez zastanowienia, w jakimś ślepym amoku, a bez uruchomienia krytycznych warstw intelektu.


Tu znowu odchodzisz od logiki w stronę insynuacji i ad personam. Nie masz żadnego dowodu, by sugerować moje rzekome „dopalacze” czy „ślepy amok”. To jest typowy zabieg mający zdyskredytować przeciwnika dyskusji emocjonalnie, a nie logicznie. Cała ta część twojego wywodu nie wnosi żadnej wartości analitycznej – zamiast odpowiadać na argumenty, tworzysz narrację o mojej moralnej lub fizycznej kondycji

A ja nigdzie nie twierdziłem, że mam na to dowód, tylko piszę, że "zastanawiam się". Wciskanie tego chochoła z tytułu "nie mania dowodu" jest u Ciebie stałym elementem odwracanie uwagi od meritum, a prawie nigdy nie jest stawiane wobec czegoś, co by w ogóle do dowodliwości aspirowało. Co też oznacza, iż zarzut z nie mania dowodu ma skuteczność jedynie w Twojej głowie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37342
Przeczytał: 63 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:30, 12 Lis 2025    Temat postu:

Buńczuczni są powierzchowni. Jest tak głównie dlatego, że sama buńczuczność jest z zasady powierzchowna - jej celem jest SPRAWIENIE WRAŻENIA, a nie wgłębianie się w sens, czy ducha.
To, że ktoś buńczucznie, wywyższając siebie, personalnie potraktował tę jakąś konkretną sprawę, w tej konkretnej dyskusji taką postawę przejawił już samo w sobie jest OPOWIEDZENIEM SIĘ PO STRONIE POZORÓW.
Buńczuczny jest pozorantem, on prawdę i sens zlekceważył (choć potrafi nazwy "prawda" INSTRUMENTALNIE używać, nawet nadużywać w dyskusjach). Z ducha jednak buńczuczny jest po stronie kłamstwa, po stronie gry pozorów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16200
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:41, 12 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
A ja nigdzie nie twierdziłem, że mam na to dowód, tylko piszę, że "zastanawiam się".


To tania próba wymigania się od odpowiedzialności za swoje słowa. Gdy wygłaszasz sąd oceniający, nawet jeśli ubierasz go w formułę „zastanawiam się”, to nadal prezentujesz stanowisko. Nie możesz rzucać oskarżeń, insynuacji i psychologicznych diagnoz, a potem zasłaniać się, że to tylko „zastanawianie się”. Takie lawirowanie między opinią a sugestią to klasyczny zabieg sofistyczny – chcesz mieć przywilej atakowania bez ponoszenia konsekwencji.

Michał Dyszyński napisał:
Wciskanie tego chochoła z tytułu "nie mania dowodu" jest u Ciebie stałym elementem odwracanie uwagi od meritum, a prawie nigdy nie jest stawiane wobec czegoś, co by w ogóle do dowodliwości aspirowało.


Zarzucasz mi „wciskanie chochoła”, ale to ty właśnie tworzysz chochoła, bo sam wypaczasz sens mojego zarzutu. Nikt nie wymaga dowodu matematycznego, tylko spójności logicznej między tym, co twierdzisz, a tym, jak to uzasadniasz. Jeżeli wygłaszasz psychologiczną ocenę drugiego człowieka, to tak – musisz ją uzasadnić, choćby przykładami, a nie tylko tonem autorytetu. Ty natomiast próbujesz nadać swoim ocenom status przemyśleń filozoficznych, których nie da się zweryfikować, a więc i nie można ci niczego zarzucić. To sprytne, ale intelektualnie nieuczciwe.

Michał Dyszyński napisał:
Co też oznacza, iż zarzut z nie mania dowodu ma skuteczność jedynie w Twojej głowie.


Nie, to nie jest zarzut skuteczny „w mojej głowie”, tylko w logice argumentacji. Jeżeli nie przedstawiasz dowodu, to twój wywód nie jest wnioskiem, lecz opinią. Próba podważenia tego faktu przez psychologizowanie – że to „tylko w mojej głowie” – to ucieczka od rzeczowej dyskusji. Mieszasz porządek logiczny z emocjonalnym: w miejsce faktów wstawiasz odczucia, w miejsce argumentu – obrażoną postawę. I znów, w ten sposób robisz dokładnie to, o co sam oskarżasz innych – odwracasz uwagę od meritum.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczni są powierzchowni. Jest tak głównie dlatego, że sama buńczuczność jest z zasady powierzchowna - jej celem jest SPRAWIENIE WRAŻENIA, a nie wgłębianie się w sens, czy ducha.


Zaczynasz od definicji, która sama siebie udowadnia — czysta tautologia. Mówisz, że buńczuczni są powierzchowni, bo buńczuczność jest powierzchowna. To nie jest argument, to definicja w kółko, zero treści analitycznej. Tworzysz pozory wnioskowania, ale w rzeczywistości przemycasz ocenę w samym znaczeniu słowa. W dodatku przypisujesz intencje („celem jest sprawienie wrażenia”) bez żadnego dowodu. Skąd niby wiesz, co jest celem tych ludzi? To czysta projekcja, w której to ty decydujesz, co jest dla nich motywacją, by móc ich łatwiej potępić.

Michał Dyszyński napisał:
To, że ktoś buńczucznie, wywyższając siebie, personalnie potraktował tę jakąś konkretną sprawę, w tej konkretnej dyskusji taką postawę przejawił już samo w sobie jest OPOWIEDZENIEM SIĘ PO STRONIE POZORÓW.


Nie, to nie jest żadne „opowiedzenie się po stronie pozorów” — to twoja interpretacja, która niczego nie dowodzi. Rzucasz moralną etykietę, by w jednej chwili zdelegitymizować rozmówcę. Mówisz o „wywyższaniu się” i „pozorach”, jakbyś miał monopol na głębię, a każdy, kto ma mocniejszy ton lub stanowcze przekonanie, był płytki. To nie analiza, to akt wartościowania mający wynieść ciebie na pozycję autorytetu.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczny jest pozorantem, on prawdę i sens zlekceważył (choć potrafi nazwy "prawda" INSTRUMENTALNIE używać, nawet nadużywać w dyskusjach).


To już czysta psychologiczna inkwizycja. Oskarżasz ludzi o lekceważenie prawdy i instrumentalne jej używanie, nie pokazując ani jednego przykładu, który by to ilustrował. To język oskarżenia, nie argumentacji. I znowu — zakładasz, że wiesz, jakim „duchem” kieruje się drugi człowiek. Tyle że to ty używasz słowa „prawda” instrumentalnie, czyniąc z niego narzędzie moralnej dominacji: kto się z tobą nie zgadza, ten gardzi prawdą.

Michał Dyszyński napisał:
Z ducha jednak buńczuczny jest po stronie kłamstwa, po stronie gry pozorów.


Tu przekraczasz granicę między analizą a potępieniem. Nie opisujesz postawy, tylko przypisujesz moralne zło — „po stronie kłamstwa”. To nie filozofia ani psychologia, to kaznodziejstwo. Używasz języka absolutów, żeby zniszczyć przeciwnika, a nie zrozumieć zjawisko. Ironia polega na tym, że właśnie w tym zdaniu sam ucieleśniasz to, co zarzucasz innym — ty też „sprawiasz wrażenie”, ty też budujesz pozór głębi, a twoja „duchowość” jest po prostu kolejnym narzędziem erystycznym
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37342
Przeczytał: 63 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:18, 12 Lis 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
A ja nigdzie nie twierdziłem, że mam na to dowód, tylko piszę, że "zastanawiam się".


To tania próba wymigania się od odpowiedzialności za swoje słowa. Gdy wygłaszasz sąd oceniający, nawet jeśli ubierasz go w formułę „zastanawiam się”, to nadal prezentujesz stanowisko.

Oczywiście, że prezentuję stanowisko. Tak najczęściej wygląda rozmowa ludzi, że się wymieniają właśnie PRZYPUSZCZENIAMI, HIPOTEZAMI, POMYSŁAMI. Gdyby postawić twardy wymóg formułowania wyłącznie dowiedzionych tez, to ludzkość przestała się komunikować w ogóle, bo nawet nie miałaby szansy zacząć dyskusji o tym, że gdzieś w czymś warto byłoby mieć dowód, czyli nawet dowody wtedy by nie powstały.
Wygłaszam sąd oceniający, który sygnalizuje jak odbieram Twoją postawę, ale jak mi stwierdzisz, że dopalaczy nie bierzesz, to ja dalej się przy tym nie będę upierał, pozostając przy przekonaniu, że tak naprawdę ich nie bierzesz, a tylko to "takie sprawia wrażenie". Jestem na tyle życiowo doświadczoną osobą, że uznaję przypadki, iż czasem coś na coś wygląda, ale w istocie jest czymś innym.
Ale tak naprawdę obaj wiemy, że to nie o to tutaj chodzi, bo z doświadczenia wiadomo, że Ty nie przyjmujesz żadnych argumentów, a tylko napierasz swoim stwierdzaniem i oskarżeniami. Nie ma takiej argumentacji, która by się przedarła przez TWOJE NASTAWIENIE.
Pewne Twoje wypowiedzi sugerują, że jesteś z tej nieustępliwości i twardości nastawienia dumny, że traktujesz je jako objaw swojego "zwyciężania" (czymkolwiek by ono nie było) i "zdecydowania". W sumie to nawet rozumiem - zdefiniowałeś swoje "zwycięstwo" jako bycie betonem i cel swój osiągasz.
Jednego jestem ciekaw... :think: Czy zapewne przebijająca się do Ciebie powoli z tych dyskusji cicha sugestia, że JESTEŚ JEDYNYM, który tak właśnie zwyciężanie definiuje, a w oczach większości jawisz się (tylko) jako beton, czyli osoba ograniczona do maksymalnie oślej formy uporu, do której od lat nic nie dotarło, bo może wtedy by "przegrała", gdyby ustąpiła na milimetr w czymkolwiek, albo przyznała się do błędu - czy czasem ta hermetyczność Twoich zwycięstw trochę do myślenia Ci nie daje.

Bo ja mógłbym skorzystać nawet z Twojego patentu na stwarzanie sobie satysfakcji z tytułu (dowolnego właściwie...) czegoś, co sobie nazwę "zwyciężaniem", "punktowaniem", "oraniem" czy co tam jeszcze nazewnicza wena komu na język przyniesie. Mógłbym sobie uznać, iż jak wyślę posta i puszczę przy tym bąka, to ograłem mojego oponenta, bo one nie wie, jak go zasmrodziłem. Albo mogę sobie uznać, że każda moja odpowiedź negująca (to już wprost zapożyczenie od Ciebie) jest po prostu z definicji zwycięstwem, niezależnie od tego, co neguję i na jakiej podstawie - bo "po prostu tak jest".
Między nami jest ta różnica, że ja wtedy czułbym się, że sam z siebie robię durnia. Ty, zdaje się nie masz takiego bezpiecznika, który by w ogóle jakąś formę samokrytycyzmu w Tobie uruchomił, więc w swoich oczach na durnia nie wychodzisz nigdy. Dlaczego? Bo tak! Bo tak ogłosisz, a gdyby ktoś coś miał przeciw, to zawsze to po prostu zanegujesz, a wtedy z definicji jesteś zwycięzcą.
Ale jednak jest tu chyba coś trochę niepokojącego... :think:
Niepokojące jest to (a myślę, że nawet Ty, przy całej swojej "betonowości") trochę to czujesz - że jesteś NIEUSTANNIE SĘDZIĄ WE WŁASNEJ SPRAWIE - jesteś tym sędzią NA MAKSA. Myślę, że gdzieś w tyle głowy, coś Ci szepce: ty wiesz....
Co wiesz?...
Wiesz, że utrzymanie całej tej wiarygodności owego Twojego "zwyciężania" spoczywa na Twoim uporze, że to wszystko jest na Twojej biednej głowie, a NIC ZEWNĘTRZNEGO WIARYGODNEGO TEGO NIE POTWIERDZA. Więc musisz sam sobie mentalnie "dokładać do pieca" tego samopotwierdzania sobie. A to jest takie trochę niefajne - to bycie samotnym i opuszczonym.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 21:00, 12 Lis 2025, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16200
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:15, 12 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Oczywiście, że prezentuję stanowisko.


Twierdzisz, że prezentujesz stanowisko, ale w praktyce twoje stanowisko sprowadza się do powtarzania ogólników, insynuacji i emocjonalnych ocen. Samo stwierdzenie, że „prezentujesz stanowisko”, nie jest dowodem jego istnienia ani jakości. Twój tekst wciąż nie pokazuje ani spójnej argumentacji, ani punktów, które można zweryfikować.

Michał Dyszyński napisał:
Tak najczęściej wygląda rozmowa ludzi, że się wymieniają właśnie PRZYPUSZCZENIAMI, HIPOTEZAMI, POMYSŁAMI.


To prawda, że ludzie dzielą się przypuszczeniami, ale nie każdy przypuszczalny wniosek jest automatycznie wartościowy czy merytoryczny. Ty używasz tego stwierdzenia jako wymówki, by uzasadnić brak konkretów w swoich wywodach. Twój tekst jest pełen twierdzeń bez dowodów, a ty próbujesz to sprzedać jako „normalną rozmowę” – to arbitralna i bezzasadna obrona.

Michał Dyszyński napisał:
Gdyby postawić twardy wymóg formułowania wyłącznie dowiedzionych tez, to ludzkość przestała się komunikować w ogóle, bo nawet nie miałaby szansy zacząć dyskusji o tym, że gdzieś w czymś warto byłoby mieć dowód, czyli nawet dowody wtedy by nie powstały.


To klasyczna manipulacja strawmanem. Nikt nie wymaga formułowania wyłącznie „dowiedzionych tez” w każdej rozmowie. Nikt nie kwestionuje wartości wymiany hipotez i pomysłów – kwestionuję jedynie twój styl, w którym brak ci choćby minimalnej precyzji, a wszystkie twoje uwagi są ogólnikowe i emocjonalne. Twoja "argumentacja" tutaj jest arbitralna: konstruujesz ekstremalny, nielogiczny scenariusz („ludzkość przestała by się komunikować”), żeby bronić własnej niekonkretnej metody, zamiast rzeczywiście odpowiedzieć na krytykę. Twój tok myślenia jest więc bezzasadny i retorycznie wygodny tylko dla ciebie.

Michał Dyszyński napisał:
Wygłaszam sąd oceniający, który sygnalizuje jak odbieram Twoją postawę, ale jak mi stwierdzisz, że dopalaczy nie bierzesz, to ja dalej się przy tym nie będę upierał, pozostając przy przekonaniu, że tak naprawdę ich nie bierzesz, a tylko to "takie sprawia wrażenie".


Już na samym początku używasz manipulacji i insynuacji. Tworzysz scenariusz „co by było, gdybym stwierdził”, a następnie stawiasz mnie w roli osoby rzekomo sprawiającej fałszywe wrażenie. Nie przedstawiasz żadnego faktu, tylko fantazjujesz i próbujesz zagrać na wyobraźni odbiorcy. To klasyczny zabieg mający wrażenie wnikliwości bez żadnego dowodu.

Michał Dyszyński napisał:
Jestem na tyle życiowo doświadczoną osobą, że uznaję przypadki, iż czasem coś na coś wygląda, ale w istocie jest czymś innym.


To próba legitymizacji swojej opinii poprzez przywołanie „doświadczenia życiowego”. Problem w tym, że doświadczenie nie zastępuje dowodu ani logicznej argumentacji. Twój tekst pozostaje nadal subiektywnym przypuszczeniem i niczego nie weryfikuje, a odniesienie do rzekomej mądrości życiowej nie daje mu automatycznej racji.

Michał Dyszyński napisał:
Ale tak naprawdę obaj wiemy, że to nie o to tutaj chodzi, bo z doświadczenia wiadomo, że Ty nie przyjmujesz żadnych argumentów, a tylko napierasz swoim stwierdzaniem i oskarżeniami.


To typowy argument ad personam i projekcja. Zarzucasz mi brak przyjmowania argumentów, nie przedstawiając dowodu, że tak jest, a całą wypowiedź opierasz na „wiadomo z doświadczenia”, co jest arbitralnym uproszczeniem. To nie jest analiza moich wypowiedzi, tylko twoja narracja mająca mnie zdyskredytować.

Michał Dyszyński napisał:
Nie ma takiej argumentacji, która by się przedarła przez TWOJE NASTAWIENIE.


Tu powtarzasz wcześniejszy fałszywy zarzut i przedstawiasz go jako fakt niepodważalny. Nie dowodzisz żadnego „nastawienia”, a twój sąd jest w pełni subiektywny i samospełniający się: twierdzisz, że nic nie przechodzi przez moje „nastawienie”, więc każda moja odpowiedź rzekomo to potwierdza. To logicznie puste.

Michał Dyszyński napisał:
Pewne Twoje wypowiedzi sugerują, że jesteś z tej nieustępliwości i twardości nastawienia dumny, że traktujesz je jako objaw swojego "zwyciężania" (czymkolwiek by ono nie było) i "zdecydowania".


Znowu opierasz się na domysłach. „Sugerują” to słowo-klucz – nie wykazujesz niczego, nie przytaczasz konkretnego przykładu, tylko tworzysz projekcję moich rzekomych emocji i motywacji. To nie krytyka, to spekulacja w stylu: „wygląda mi, że tak jest”, co w twojej argumentacji zastępuje fakty.

Michał Dyszyński napisał:
W sumie to nawet rozumiem - zdefiniowałeś swoje "zwycięstwo" jako bycie betonem i cel swój osiągasz.


Robisz klasyczny zabieg wartościowania i moralizowania: przypisujesz mi definicję „zwycięstwa” bez podstaw, używając jednocześnie języka pogardliwego („beton”). Cała ta końcowa część to próba zdyskredytowania mnie poprzez emocjonalny osąd, a nie argument merytoryczny. Twoja wypowiedź pozostaje w sferze domysłów, przypuszczeń i personalnych ataków, a nie logiki czy dowodu.

Michał Dyszyński napisał:
Jednego jestem ciekaw... :think: Czy zapewne przebijająca się do Ciebie powoli z tych dyskusji cicha sugestia, że JESTEŚ JEDYNYM, który tak właśnie zwyciężanie definiuje,


Tu znowu tworzysz arbitralną projekcję, stwierdzając, że rzekomo tylko ja tak definiuję zwyciężanie. Nie podajesz żadnego dowodu ani obserwacji, która potwierdzałaby, że jest to wyjątkowe lub unikalne. To zwykła spekulacja, która ma wrażenie wnikliwości, a w rzeczywistości nie wnosi żadnej wartości merytorycznej.

Michał Dyszyński napisał:
a w oczach większości jawisz się (tylko) jako beton, czyli osoba ograniczona do maksymalnie oślej formy uporu,


Znowu używasz języka pejoratywnego, nadając subiektywne wartościowanie „beton” i „ośla forma uporu” zamiast analizować fakty czy konkretne argumenty. Nie przytaczasz żadnego dowodu, że ktokolwiek widzi mnie w ten sposób – to twój własny, arbitralny osąd.

Michał Dyszyński napisał:
do której od lat nic nie dotarło, bo może wtedy by "przegrała", gdyby ustąpiła na milimetr w czymkolwiek, albo przyznała się do błędu


To jawna projekcja i groźba moralna ukryta pod pozorem analizy. Zakładasz, że moja rzekoma nieustępliwość to wynik strachu przed „przegraną” i używasz tego, by mnie zdyskredytować. Nie przedstawiasz żadnego przykładu ani dowodu, że tak faktycznie jest. Cały fragment jest czysto spekulatywny i retorycznie wymierzony przeciwko mnie.

Michał Dyszyński napisał:
czy ta hermetyczność Twoich zwycięstwo trochę do myślenia Ci nie daje.


Znowu próbujesz mnie moralizować i wywołać poczucie winy lub introspekcji bez podania jakichkolwiek konkretów. Twój tekst nie dotyka meritum, nie analizuje żadnej treści ani logiki moich wypowiedzi, a jedynie próbuje narzucić własną interpretację mojej motywacji i charakteru. To kolejny przykład czystego personalnego ataku, a nie argumentu.

Michał Dyszyński napisał:
Bo ja mógłbym skorzystać nawet z Twojego patentu na stwarzanie sobie satysfakcji z tytułu (dowolnego właściwie...) czegoś, co sobie nazwę "zwyciężaniem", "punktowaniem", "oraniem" czy co tam jeszcze nazewnicza wena komu na język przyniesie.


Tu po raz kolejny tworzysz insynuację zamiast odnosić się do faktów. Zakładasz, że stosuję jakąś arbitralną metodę „tworzenia zwycięstw” tylko dlatego, że używam pojęcia negacji lub punktowania, i przedstawiasz to w karykaturalnej formie. Nie wykazujesz żadnej rzeczywistej niekonsekwencji, tylko nadajesz własny, subiektywny wydźwięk moim wypowiedziom.

Michał Dyszyński napisał:
Mógłbym sobie uznać, iż jak wyślę posta i puszczę przy tym bąka, to ograłem mojego oponenta, bo one nie wie, jak go zasmrodziłem.


To jawna parodia mająca zdyskredytować moją argumentację. Tworzysz absurdalny scenariusz, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, i używasz go, by wyśmiać moje rzekome „zwyciężanie”. To nie jest kontrargument, to czysta retoryczna prowokacja.

Michał Dyszyński napisał:
Albo mogę sobie uznać, że każda moja odpowiedź negująca (to już wprost zapożyczenie od Ciebie) jest po prostu z definicji zwycięstwem, niezależnie od tego, co neguję i na jakiej podstawie - bo "po prostu tak jest".


To klasyczny strawman. Przypisujesz mi absolutną arbitralność w negowaniu, której nie prezentuję. Nigdzie nie stwierdziłem, że negacja automatycznie oznacza zwycięstwo. Tworzysz własną, uproszczoną interpretację moich działań, by móc je wyśmiać i zdyskredytować.

Michał Dyszyński napisał:
Między nami jest ta różnica, że ja wtedy czułbym się, że sam z siebie robię durnia. Ty, zdaje się nie masz takiego bezpiecznika, który by w ogóle jakąś formę samokrytycyzmu w Tobie uruchomił, więc w swoich oczach na durnia nie wychodzisz nigdy.


Tu po raz kolejny robisz personalny atak i projekcję. Twierdzisz, że nie mam samokrytyki, nie podając ani jednego przykładu ani dowodu. To arbitralny sąd moralny, który nie odnosi się do treści moich argumentów, lecz do twojej interpretacji mojego charakteru.

Michał Dyszyński napisał:
Dlaczego? Bo tak! Bo tak ogłosisz, a gdyby coś miał przeciw, to zawsze to po prostu zanegujesz, a wtedy z definicji jesteś zwycięzcą.


To znowu nadanie własnej logiki moim działaniom. W rzeczywistości żadnej „definicji zwycięstwa” nie ogłosiłem i nie uzależniam jej od negacji. Tworzysz tu sztuczną konstrukcję, by móc mnie przedstawić jako osobę nieprzyjmującą niczego i automatycznie triumfującą.

Michał Dyszyński napisał:
Ale jednak jest tu chyba coś trochę niepokojącego... :think:


Na koniec stwierdzasz „coś niepokojącego” bez podania czegokolwiek konkretnego. To typowy zabieg retoryczny mający wywołać wrażenie zagrożenia lub winy, podczas gdy w rzeczywistości nie masz ani faktów, ani argumentów. Cała wypowiedź pozostaje serią projekcji, insynuacji i karykaturalnych scenariuszy, a nie krytyką merytoryczną.

Michał Dyszyński napisał:
Niepokojące jest to (a myślę, że nawet Ty, przy całej swojej "betonowości") trochę to czujesz - że jesteś NIEUSTANNIE SĘDZIĄ WE WŁASNEJ SPRAWIE - jesteś tym sędzią NA MAKSA.


Tu znowu tworzysz czystą projekcję i moralizujesz, zamiast odnosić się do rzeczywistych treści moich argumentów. Nie przedstawiasz żadnego dowodu, że w moich wypowiedziach mam jakiekolwiek „sędziowanie we własnej sprawie”. Twój sąd jest arbitralny i służy wyłącznie dyskredytacji, a nie merytorycznej krytyce.

Michał Dyszyński napisał:
Myślę, że gdzieś w tyle głowy, coś Ci szepce: ty wiesz.... Co wiesz?...


Tu wprowadzasz rzekome „wewnętrzne głosy” i insynuujesz moją samowiedzę w sposób, którego nie możesz udowodnić. To typowy zabieg psychologizujący, który nie ma nic wspólnego z analizą treści moich wypowiedzi ani logiki argumentów.

Michał Dyszyński napisał:
Wiesz, że utrzymanie całej tej wiarygodności owego Twojego "zwyciężania" spoczywa na Twoim uporze, że to wszystko jest na Twojej biednej głowie, a NIC ZEWNĘTRZNEGO WIARYGODNEGO TEGO NIE POTWIERDZA.


Znowu stwierdzasz fakt bez żadnego dowodu i próbujesz zdyskredytować mnie personalnie. Nie przedstawiasz ani jednego przykładu ani argumentu pokazującego, że moje twierdzenia są niepotwierdzone czy że opierają się wyłącznie na uporze. To arbitralna insynuacja, a nie krytyka merytoryczna.

Michał Dyszyński napisał:
Więc musisz sam sobie mentalnie "dokładać do pieca" tego samopotwierdzania sobie.


Tworzysz kolejny subiektywny osąd mojej motywacji, który nie jest oparty na faktach. Nie wykazałeś, że cokolwiek wymaga „samopotwierdzania”, ani nie pokazałeś, że moje argumenty same w sobie są niewiarygodne. To personalny atak zamaskowany jako analiza psychologiczna.

Michał Dyszyński napisał:
A to jest takie trochę niefajne - to bycie samotnym i opuszczonym.


Na koniec znowu nadajesz emocjonalną ocenę, próbując wzbudzić poczucie winy lub współczucia wobec twojej wizji mojej osoby. Nie odnosisz się do argumentów, nie analizujesz logicznie treści, a jedynie tworzysz czysto retoryczny obraz „osamotnionego betonu”. Całość jest projekcją, insynuacją i osobistym atakiem, a nie merytoryczną krytyką


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 20:16, 12 Lis 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37342
Przeczytał: 63 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:47, 12 Lis 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
A to jest takie trochę niefajne - to bycie samotnym i opuszczonym.


Na koniec znowu nadajesz emocjonalną ocenę, próbując wzbudzić poczucie winy lub współczucia wobec twojej wizji mojej osoby. Nie odnosisz się do argumentów, nie analizujesz logicznie treści, a jedynie tworzysz czysto retoryczny obraz „osamotnionego betonu”. Całość jest projekcją, insynuacją i osobistym atakiem, a nie merytoryczną krytyką

Zgadzam się nawet z tym stwierdzeniem, że tu już nie odnoszę się do żadnych argumentów. Ale to wynika z tego, że Ty argumentów od dawna nie przedstawiasz, więc i tak nie miałbym do czego się odnieść.
Z Tobą już dawno odpuściłem sobie nadzieję na merytoryczną dyskusję. Mam zupełnie inny cel - ciekaw jestem co Ciebie motywuje.
Ten wątek ogólnie jest psychologiczny. I prezentowana przez Ciebie postawa stała się obiektem analizy psychologicznej. Właściwie to na razie jestem na etapie hipotez i spostrzeżeń, więc do wniosków ostatecznych jest jeszcze kawałek drogi. Jednak opisuję teraz same fenomeny, z próbą zasygnalizowania potencjalnych motywów w Twojej psychice.
Fenomen, czyli to, co się jawi, raczej nie budzi tu wątpliwości - wybrałeś sobie schemat dyskusji, w którym po prostu z zasady wszystko negujesz i z grubsza w ten sam sposób komentujesz, czyli komentujesz swoje odczucia, a nie odnosisz się do przedstawianych treści (co najwyżej do chochołów na temat tych treści).
Ale ciekawsze jest nie to, co po prostu widać, bo jest oczywiste, lecz motywacja do takiej Twojej postawy. I sobie nam tym przemyśliwam. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16200
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 5:14, 13 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Zgadzam się nawet z tym stwierdzeniem, że tu już nie odnoszę się do żadnych argumentów. Ale to wynika z tego, że Ty argumentów od dawna nie przedstawiasz, więc i tak nie miałbym do czego się odnieść.


Zaczynasz od pozornego przyznania się do braku odniesienia do argumentów, ale natychmiast próbujesz się z tego wycofać, przerzucając winę. To klasyczna manipulacja: najpierw udajesz autokrytykę, a zaraz potem obarczasz nią rozmówcę. Twierdzenie, że „nie miałbyś do czego się odnieść”, jest czystym unikem — nie wykazujesz, że argumentów faktycznie brak, tylko powtarzasz swoje subiektywne przekonanie. W rzeczywistości to ty unikasz konfrontacji z treścią, bo nie masz wobec niej kontrargumentu.

Michał Dyszyński napisał:
Z Tobą już dawno odpuściłem sobie nadzieję na merytoryczną dyskusję. Mam zupełnie inny cel - ciekaw jestem co Ciebie motywuje.


Otwierasz tę część jakbyś chciał zmienić ton, ale faktycznie tylko przyznajesz, że porzuciłeś spór merytoryczny. Tym samym potwierdzasz, że twoje dalsze wypowiedzi nie są dyskusją, lecz próbą personalnego rozbioru psychicznego. To zresztą symptomatyczne: kiedy brakuje argumentów, uciekasz w psychologizowanie i analizę motywacji, co ma zastąpić brak treści.

Michał Dyszyński napisał:
Ten wątek ogólnie jest psychologiczny. I prezentowana przez Ciebie postawa stała się obiektem analizy psychologicznej. Właściwie to na razie jestem na etapie hipotez i spostrzeżeń, więc do wniosków ostatecznych jest jeszcze kawałek drogi.


Nie, to nie jest „wątek psychologiczny” — to twoje usprawiedliwienie dla faktu, że nie prowadzisz dyskusji. Ucieczka w deklarowaną „analizę psychologiczną” jest jedynie próbą zmiany ról: zamiast rozmówcy chcesz być diagnostą, a mnie zredukować do obiektu badań. To nie analiza, tylko sposób, by się ustawić w pozycji wyższości i uniknąć merytorycznej odpowiedzialności.

Michał Dyszyński napisał:
Jednak opisuję teraz same fenomeny, z próbą zasygnalizowania potencjalnych motywów w Twojej psychice.


To brzmi naukowo, ale w rzeczywistości jest czystą spekulacją. Nie opisujesz żadnych „fenomenów”, tylko swoje wrażenia i oceny. Nie masz dostępu do niczyjej psychiki, a twoje „potencjalne motywy” to jedynie subiektywne przypuszczenia, które podszywasz pod analizę. Udajesz obiektywność, ale twoje wywody są w istocie arbitralne i emocjonalne.

Michał Dyszyński napisał:
Fenomen, czyli to, co się jawi, raczej nie budzi tu wątpliwości - wybrałeś sobie schemat dyskusji, w którym po prostu z zasady wszystko negujesz i z grubsza w ten sam sposób komentujesz, czyli komentujesz swoje odczucia, a nie odnosisz się do przedstawianych treści (co najwyżej do chochołów na temat tych treści).


To, że coś „się jawi”, nie jest dowodem, że tak jest. Opierasz się na swoich wrażeniach i budujesz z nich pozornie obiektywne stwierdzenie. To klasyczna nieuczciwość argumentacyjna — odczucie uznajesz za fakt. Nie wykazujesz, że neguję „z zasady”, tylko tak to odbierasz, bo każda niezgodność z twoim stanowiskiem jest przez ciebie interpretowana jako negacja dla samej negacji. W ten sposób tworzysz sobie chochoła, którego sam następnie obalasz.

Michał Dyszyński napisał:
Ale ciekawsze jest nie to, co po prostu widać, bo jest oczywiste, lecz motywacja do takiej Twojej postawy. I sobie nam tym przemyśliwam. :think:


To, że uznajesz coś za „oczywiste”, nie czyni tego prawdziwym. Twoje „przemyśliwania” są jedynie ciągiem przypuszczeń, które sam generujesz, by nie wracać do meritum. Przedstawiasz swoje subiektywne spekulacje jako refleksję o „motywacji”, ale to tylko elegancka forma pogardy – sprowadzenie rozmówcy do obiektu badań, gdy brak ci argumentów. Cała twoja wypowiedź jest ucieczką od treści, próbą zachowania pozorów intelektualizmu, podczas gdy faktycznie operujesz wyłącznie emocją, domniemaniem i arbitralną oceną
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37342
Przeczytał: 63 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 9:56, 13 Lis 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Z Tobą już dawno odpuściłem sobie nadzieję na merytoryczną dyskusję. Mam zupełnie inny cel - ciekaw jestem co Ciebie motywuje.


Otwierasz tę część jakbyś chciał zmienić ton, ale faktycznie tylko przyznajesz, że porzuciłeś spór merytoryczny. Tym samym potwierdzasz, że twoje dalsze wypowiedzi nie są dyskusją, lecz próbą personalnego rozbioru psychicznego. To zresztą symptomatyczne: kiedy brakuje argumentów, uciekasz w psychologizowanie i analizę motywacji, co ma zastąpić brak treści.

Dyskusję merytoryczną porzuciłeś jako pierwszy Ty. Ja tylko w końcu zaakceptowałem narzucony przez Ciebie stan rzeczy, a potem dostosowałem się do tego stanu, wyciągając z całej sytuacji to, co jeszcze ma sens, zaś już na próżno nie oczekując sensu pierwotnie w dyskusjach zwykle procedowanego.
fedor napisał:
zamiast rozmówcy chcesz być diagnostą, a mnie zredukować do obiektu badań.

Nie dałeś mi wyboru, gdy zaprzestałeś dyskutować o temacie jako takim, a skupiłeś na omawianiu swoich "brzmień" i innego rodzaju chochołów.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 10:21, 13 Lis 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37342
Przeczytał: 63 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 10:11, 13 Lis 2025    Temat postu:

Mój "rodzinny" buńczuczny działa pod jednym względem identycznie jak buńczuczni forumowi - szybko (niemal automatycznie) przechodzi od przedstawionych mu treści do urazy, obrazy, ogólnie do postawy "przypuszczono na mnie atak, teraz twardo kontratakuję". O omawianiu treści wtedy już można zapomnieć.

Dlaczego u buńczucznych tak to działa?...
Różne hipotezy na ten temat miałem, ale od jakiegoś czasu jedna jest tą główną - buńczuczni po prostu MAJĄ WIELKĄ POTRZEBĘ EMOCJI WALKI. W związku z tym konwertują to, co do nich dociera w sposób, aby tę potrzebę zaspokajać, czyli robią sobie pretekst do starć personalnych.
Buńczucznych w pewien sposób irytuje intelektualny tryb dyskusji - to "dzielenie włosa na czworo", nieustanne wątpienie, szukanie mechanizmów weryfikacji, krytycyzm w duchu symetrii, doprecyzowywanie sformułowań, ten dystans do spraw. To buńczucznych tylko zniecierpliwia.
Buńczuczny jest bowiem nastawiony mentalnie na ekspansję, na stawianie swoich (mentalnych) flag, na ogłaszanie się jakimś tam (w domyśle wielkim, ale też nieraz skrzywdzonym), zaś przeciwników oskarżanie i ogłaszanie wrednymi. Świat mentalności buńczucznego jest głęboko personalny, funkcjonuje w trybie walki ego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16200
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:36, 13 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dyskusję merytoryczną porzuciłeś jako pierwszy Ty. Ja tylko w końcu zaakceptowałem narzucony przez Ciebie stan rzeczy, a potem dostosowałem się do tego stanu, wyciągając z całej sytuacji to, co jeszcze ma sens, zaś już na próżno nie oczekując sensu pierwotnie w dyskusjach zwykle procedowanego.


To typowy wybieg, w którym próbujesz przerzucić odpowiedzialność za własne intelektualne zaniechanie na rozmówcę. Mówisz o „narzuconym stanie rzeczy”, jakbyś był bezwolnym uczestnikiem sytuacji, na którą nie miałeś wpływu, a przecież to ty decydujesz, czy utrzymujesz poziom merytoryczny, czy uciekasz w narrację o cudzej winie. Twoja erystyka to próba usprawiedliwienia odwrotu z pola logicznej konfrontacji pod pretekstem, że „drugi zaczął pierwszy”. Nie, to nie jest akceptacja stanu rzeczy — to zwykłe zrezygnowanie z rzeczowego dialogu i próba nadania tej kapitulacji pozoru refleksyjnego gestu. Jeśli naprawdę „wyciągasz z sytuacji to, co jeszcze ma sens”, to powiedz konkretnie, co to jest, zamiast owijać brak argumentów w metafory o dostosowaniu się.

Michał Dyszyński napisał:
Nie dałeś mi wyboru, gdy zaprzestałeś dyskutować o temacie jako takim, a skupiłeś na omawianiu swoich "brzmień" i innego rodzaju chochołów.


Nie, nikt ci nie odebrał wyboru — to ty z niego nie skorzystałeś. Twierdzenie, że nie miałeś innej opcji niż zejście z tematu, to tylko próba wybielenia własnego uniku. Uciekasz w język przymusu, żeby nadać sobie pozory ofiary cudzych rzekomych błędów. Jeśli rozmowa zeszła na „brzmienia” i inne kwestie poboczne, to właśnie dlatego, że nie potrafiłeś utrzymać wątku merytorycznego i reagowałeś na formę zamiast na treść. Zamiast przyjąć, że dyskusja wymaga ciągłego odniesienia do argumentów, wolisz mówić o „chochołach”, jakby to cokolwiek wyjaśniało. W istocie to ty stawiasz chochoła, przypisując drugiej stronie intencje, których nie miała, tylko po to, by usprawiedliwić własne rozproszenie i brak konsekwencji w myśleniu.

Michał Dyszyński napisał:
Mój "rodzinny" buńczuczny działa pod jednym względem identycznie jak buńczuczni forumowi - szybko (niemal automatycznie) przechodzi od przedstawionych mu treści do urazy, obrazy, ogólnie do postawy "przypuszczono na mnie atak, teraz twardo kontratakuję". O omawianiu treści wtedy już można zapomnieć.


To klasyczne przerzucanie własnych mechanizmów obronnych na innych i próba usprawiedliwienia własnej niezdolności do dyskusji. Twierdzisz, że „omawianie treści można już wtedy zapomnieć”, jakby to był naturalny, nieunikniony proces, a w rzeczywistości to ty wybierasz, żeby emocje decydowały o przebiegu rozmowy. Każde „automatyczne przechodzenie do urazy i kontrataku” jest wynikiem świadomej decyzji, nie jakiegoś magicznego, nieodwracalnego mechanizmu. Przypisując urojonym sobie przez ciebie rzekomym innym "forumowym buńczucznikom" czy członkom rodziny identyczną dynamikę, próbujesz stworzyć fałszywy wzorzec, który niby usprawiedliwia twoje własne reakcje, zamiast wziąć odpowiedzialność za to, że nie jesteś w stanie utrzymać dyskusji na poziomie argumentów. To nie analiza treści, tylko wygodna narracja o cudzej przewidywalności, którą podajesz jako wymówkę dla własnej kapitulacji intelektualnej.

Michał Dyszyński napisał:
Dlaczego u buńczucznych tak to działa?...


Nie, nie „tak to działa” w jakimś magicznym, uniwersalnym sensie. To stwierdzenie zakłada, że istnieje naturalna, niezmienna dynamika zachowań „buńczucznych”, podczas gdy w rzeczywistości każdy człowiek reaguje inaczej w zależności od kontekstu i własnych decyzji. Twoja narracja przerzuca odpowiedzialność za reakcje na abstrakcyjną grupę, zamiast przyznać, że zachowanie jest wyborem jednostki. W tym wypadku to ty jesteś tą jednostką, która projektuje na innych swoje własne wady

Michał Dyszyński napisał:
Różne hipotezy na ten temat miałem, ale od jakiegoś czasu jedna jest tą główną - buńczuczni po prostu MAJĄ WIELKĄ POTRZEBĘ EMOCJI WALKI.


To zwykłe uproszczenie, które nie ma podstaw empirycznych. Nie można wmawiać ludziom „wrodzonej potrzeby emocji walki”, bo w ten sposób przestajesz badać konkretne sytuacje i konkretne zachowania, a zaczynasz projektować własne założenia psychologiczne jako obiektywną prawdę. To twój sposób, żeby usprawiedliwić to, że nie potrafisz prowadzić dyskusji w spokoju i precyzji.

Michał Dyszyński napisał:
W związku z tym konwertują to, co do nich dociera w sposób, aby tę potrzebę zaspokajać, czyli robią sobie pretekst do starć personalnych.


Nie, nie „konwertują” informacji automatycznie w pretekst do walki. To ty interpretujesz czyjeś słowa przez pryzmat własnej narracji walki i zakładasz intencje, których nikt nie miał. Twój opis robi z normalnej reakcji człowieka na dyskusję coś jakby nieuniknionego i złowrogiego, podczas gdy w rzeczywistości każdy ma wybór, jak reaguje na argumenty i różnice zdań. Projektujesz na innych ludzi swoje neurotyczne lęki przed konfrontacją. Wynika to z tego, że jesteś słabym psychicznie człowiekiem

Michał Dyszyński napisał:
Buńczucznych w pewien sposób irytuje intelektualny tryb dyskusji - to "dzielenie włosa na czworo", nieustanne wątpienie, szukanie mechanizmów weryfikacji, krytycyzm w duchu symetrii, doprecyzowywanie sformułowań, ten dystans do spraw. To buńczucznych tylko zniecierpliwia.


Tworzysz sztuczne przeciwieństwo: intelektualna precyzja vs. „buńczuczność”. Nikt nie jest z natury wrogiem krytycyzmu czy weryfikacji. To ty ustawiasz własną cierpliwość jako normę, a każdą inną reakcję opisujesz jako cechę wrodzoną, żeby usprawiedliwić, że ktoś się nie zgadza z twoim stylem dyskusji. To nie psychologia, tylko erystyczna etykietka.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczny jest bowiem nastawiony mentalnie na ekspansję, na stawianie swoich (mentalnych) flag, na ogłaszanie się jakimś tam (w domyśle wielkim, ale też nieraz skrzywdzonym), zaś przeciwników oskarżanie i ogłaszanie wrednymi.


To kolejna projekcja twoich własnych lękowych doświadczeń na całą grupę. Twierdzisz, że każdy buńczuczny postępuje w ten sam sposób, co jest czystym uproszczeniem. Nie każda konfrontacja wynika z „mentalnej ekspansji” czy „strefy ego”. Twoje stwierdzenie maskuje brak analizy konkretnych przypadków i przypisuje ludziom motywacje, których wcale nie wykazali. To są owoce twoje zalęknionego neurotyzmu

Michał Dyszyński napisał:
Świat mentalności buńczucznego jest głęboko personalny, funkcjonuje w trybie walki ego.


To już całkowite przekształcenie ludzi w stereotypy. Nikt nie żyje w trybie ciągłej walki ego. To twoja lękowa interpretacja, która służy jedynie wyjaśnieniu twoich własnych neurotycznych frustracji wobec trudniejszych dyskusji. Nie ma tu dowodu, tylko twierdzenie, że każdy reaguje jak ty zakładasz, żeby usprawiedliwić swoje postrzeganie konfrontacji jako nieuniknionej wojny personalnej.

To, co robisz, to klasyczne przerzucanie własnych postaw i lęków na jakąś wyimaginowaną kategorię ludzi – „buńczucznych” – żeby uzasadnić własne neurotyczne problemy w dyskusji. Twierdzisz, że ci ludzie „MAJĄ WIELKĄ POTRZEBĘ EMOCJI WALKI” i dlatego wszystko interpretują personalnie, jakby to była jakaś obiektywna, niepodważalna cecha, a w rzeczywistości to ty w ten sposób etykietujesz zachowania, których nie rozumiesz albo których nie potrafisz kontrolować. To nie psychologia, to narracja obronna. Wymyślasz „mentalność buńczuczną”, żeby każdą własną konfrontację i lęki uzasadnić jako nieuniknioną walkę ego, podczas gdy w prawdziwej dyskusji odpowiedzialność za sposób reagowania leży zawsze po stronie jednostki. Cała ta twoja „hipoteza” jest tylko wymówką do tego, by tłumaczyć sobie, że intelektualna cierpliwość, precyzja i weryfikacja faktów są czymś irytującym dla innych, a nie sprawdzoną metodą prowadzenia dyskusji. To próba zredukowania własnej niewygody i braku kontroli nad emocjami do abstrakcyjnego psychologicznego tworu, który niby wyjaśnia wszystko, zamiast wziąć odpowiedzialność za własne zachowania. Ty tej odpowiedzialności nie jesteś w stanie udźwignąć


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Czw 12:16, 13 Lis 2025, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37342
Przeczytał: 63 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 12:13, 13 Lis 2025    Temat postu:

Jeszcze raz coś chcę przypomnieć - jeśli ktoś uważa, że moje uwagi o typie osobowości "buńczucznego" się do niego nie stosują, to może jak najbardziej mieć rację.

Nie upieram się przy moich diagnozach w kontekście KONKRETNYCH OSÓB. Specjalnie staram się pisać o kimś spoza kręgu tej dyskusji, albo ogólnie o typie charakteru, aby nie atakować konkretnie personalnie. Każdy, kto by nie chciał ze mną tu personalnego sporu mógłby po prostu uznać, iż te uwagi są nie do niego. Ewentualnie mógłby skwitować moje uwagi sugerując, iż tych moich "buńczucznych" praktycznie nie ma, że opisuje postawę, której nikt (albo prawie nikt) nie reprezentuje.
Znamienne jest jednak, że moje uwagi "wywołują do tablicy". Nawet gdy nie wskazuję na osobę, to jest odzew osobisty, a do tego w trybie ad hominem do mnie kierowane są odpowiedzi. Dlaczego tak?...
Gdyby moje uwagi nie miały realnych adresatów, to by zostały zignorowane na zasadzie "równie dobrze Michał mógłby tu się rozpisywać o jednorożcach". To, że moje uwagi o buńczucznych znajdują taki żywy odzew samo w sobie świadczy o tym, jak bardzo są celne!
Ilość odpowiedzi, praca włożona w ich formułowanie jest sama w sobie symptomem owej celności, niejako dowodem, że te uwagi trafiają w punkt - są nie do zignorowania, bo precyzyjnie opisują rzeczywistość umysłu, który "dobrze wie", że temu opisowi w pełni podlega.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16200
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 12:26, 13 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Jeszcze raz coś chcę przypomnieć - jeśli ktoś uważa, że moje uwagi o typie osobowości "buńczucznego" się do niego nie stosują, to może jak najbardziej mieć rację.


To stwierdzenie brzmi jak pozorna pokora, ale w praktyce nie zmienia sedna problemu – cały czas traktujesz „typ buńczuczny” jako obiektywną kategorię, którą można przypisać ludziom. Sam przyznajesz, że ktoś może się z tym nie zgadzać, ale w ten sam sposób nadal generalizujesz i tworzysz schemat, który ma usprawiedliwiać własne odczucia wobec dyskusji. To klasyczny sposób budowania narracji: z jednej strony tworzysz etykietę, z drugiej dajesz sobie przestrzeń, żeby nie musieć odpowiadać za to, że ludzie nie pasują do twojego schematu. Innymi słowy, „może mieć rację” to tylko formalny gest – w praktyce wciąż utrzymujesz swój obraz świata, w którym ludzie działają według twojego wzorca „buńczucznego”.

Michał Dyszyński napisał:
Nie upieram się przy moich diagnozach w kontekście KONKRETNYCH OSÓB. Specjalnie staram się pisać o kimś spoza kręgu tej dyskusji, albo ogólnie o typie charakteru, aby nie atakować konkretnie personalnie. Każdy, kto by nie chciał ze mną tu personalnego sporu mógłby po prostu uznać, iż te uwagi są nie do niego. Ewentualnie mógłby skwitować moje uwagi sugerując, iż tych moich "buńczucznych" praktycznie nie ma, że opisuje postawę, której nikt (albo prawie nikt) nie reprezentuje.


To, co robisz, to kolejne przerzucenie odpowiedzialności za interpretację twoich słów. Twierdzisz, że piszesz ogólnie i neutralnie, a każdy, kto poczuł się dotknięty, mógłby po prostu „nie brać do siebie”. W praktyce jednak twoje opisy są tak skonstruowane, że łatwo dopasować je do realnych osób, zwłaszcza w kontekście wcześniejszych dyskusji. Twój zabieg „ogólności” nie zmienia faktu, że tworzysz ramy interpretacyjne, w które ludzie sami się wpisują lub czują, że wpisują.

Michał Dyszyński napisał:
Znamienne jest jednak, że moje uwagi "wywołują do tablicy". Nawet gdy nie wskazuję na osobę, to jest odzew osobisty, a do tego w trybie ad hominem do mnie kierowane są odpowiedzi. Dlaczego tak?...


Odpowiedź jest prosta – bo twoje opisy są skonstruowane w sposób, który ułatwia ludziom utożsamienie się z tymi cechami lub ich odrzucenie. Tworzysz kategorię „buńczucznego” z cechami, które łatwo odnaleźć w konkretnych ludziach, i naturalne jest, że niektórzy poczują się tym dotknięci, nawet jeśli nie wskazałeś ich wprost. To nie jest efekt magicznej siły etykietki ani nieunikniona reakcja, tylko konsekwencja tego, że generalizacje personalne zawsze mają potencjał wywoływania ad hominem. Twój opis sam w sobie prowokuje, niezależnie od intencji, bo ludzie odbierają to przez własne doświadczenia i własne ego – nie ma tu żadnej „tajemniczej” psychologicznej konieczności, tylko zwykła dynamika interakcji między interpretacją a odpowiedzią.

Michał Dyszyński napisał:
Gdyby moje uwagi nie miały realnych adresatów, to by zostały zignorowane na zasadzie "równie dobrze Michał mógłby tu się rozpisywać o jednorożcach". To, że moje uwagi o buńczucznych znajdują taki żywy odzew samo w sobie świadczy o tym, jak bardzo są celne!


To klasyczny błąd logiczny: zakładasz, że reakcja innych jest automatycznym dowodem prawdziwości twoich twierdzeń. To, że ludzie reagują emocjonalnie lub personalnie, nie znaczy, że twoja analiza jest „celna” ani trafnie opisuje rzeczywistość. Ludzie reagują z wielu powodów – frustracji, niepewności, własnych uprzedzeń, poczucia zagrożenia – i nic z tego nie dowodzi, że twoja kategoryzacja jest prawdziwa. Twój argument opiera się na iluzorycznym wniosku z samego efektu, a nie z logicznej analizy czy dowodów.

Michał Dyszyński napisał:
Ilość odpowiedzi, praca włożona w ich formułowanie jest sama w sobie symptomem owej celności, niejako dowodem, że te uwagi trafiają w punkt - są nie do zignorowania, bo precyzyjnie opisują rzeczywistość umysłu, który "dobrze wie", że temu opisowi w pełni podlega.


To czysta projekcja. Ilość odpowiedzi i wysiłek włożony w ich napisanie nie jest dowodem na „trafność” twojego opisu, tylko na to, że twoje słowa wywołują emocje i prowokują reakcje. Twój wniosek, że ktoś „dobrze wie, że podlega opisowi” jest nieuprawnionym założeniem motywacji innych osób. Ludzie mogą reagować defensywnie, ironicznie lub agresywnie z całkiem innych powodów niż uznanie twojej diagnozy za prawdziwą. To, że ktoś dyskutuje, w żaden sposób nie potwierdza, że twój opis rzeczywiście „trafnie opisuje rzeczywistość umysłu” – to tylko dowód, że twoje twierdzenia są prowokacyjne i łatwo mogą być odczytane personalnie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Samoocena - jak śfinie widzą Śfinię Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15, 16  Następny
Strona 14 z 16

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin