 |
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36860
Przeczytał: 65 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 21:17, 08 Paź 2025 Temat postu: Literalność odczytu Biblii odrzuceniem jej wskazań i sensu? |
|
|
Spotkałem się z przekonaniem, że najlepszy odczyt Biblii to ten literalny, ten który "niczego nie dodaje od siebie". Zakładając, iż to, co się „dodaje od siebie” podczas kontaktu z tą Księgą będzie raczej fałszujące, związane z błędami, zapewne byłby w tym pewien (choć wg mnie też tylko częściowy) sens. Poza tym należy zadać sobie pytanie: PO CO w ogóle mielibyśmy czytać Biblię?
- Żeby ją czcić?…
- Żeby się nauczyć (na pamięć) literalnie jej treści i na tym poprzestać?
A może (w samej Biblii jest o tym sugestia zawarta choćby w przypowieści o siewcy) chodzi o to, aby JEJ SENS WDROŻYĆ W ŻYCIU?
- Bo ja uważam, że religia jednak wyraźnie sugeruje ten właśnie cel.
Problem jest w tym, że nie bardzo daje się idealnie pogodzić te dwa cele
- cel zachowania czegoś w pierwotnej postaci, niezmienionej formie, w skupieniu na samym źródle i niczym ponad nie.
- cel zastosowania źródła w całej klasie nowych, życiowych, nie dających się z góry przewidzieć sytuacji.
Ten pierwszy cel można porównać z tworzeniem eksponatu muzealnego, który się zamyka za pancerną szybą, utrzymuje w kontrolowanej atmosferze, zaś ludzie mogą sobie co najwyżej przez tę szybę eksponat pooglądać. Ten drugi cel wymaga ZGŁĘBIANIA źródła, docierania do jego sensu – hipotezami, przypuszczeniami, próbami, testami w kontekście życia, dopasowywaniami do rożnych okoliczności, a przede wszystkim STAWIANIEM SOBIE PYTAŃ.
Biblia traktowana literalnie będzie automatycznie czymś tylko do oglądania, podziwiania, czczenia, a nie do stosowania w życiu. Bo zastosowanie jej wymaga właśnie wyjścia poza literalność, poza tylko to co bezpośrednio widać i rozpoczęcia wielorakich działań z treścią, w celu docierania do jej sensu w kontekście bardzo różnych okoliczności życiowych. To zaś będzie automatycznie oznaczało, że tę Biblię odczyta się STOSOWNIE DO BIEŻĄCYCH OKOLICZNOŚCI, a nie literalnie.
Czy dopasowywanie sensów do okoliczności nie jest jednak czasem fałszowaniem tej intencji źródłowej, może w jakiś sposób uznanej za nawet świętą?…
- Chyba jest sens mówić o takim zagrożeniu. Problem jest w tym, że jeśli owo zagrożenie stanie się powodem zaniechania rozważania Biblii w kontekście życia, to owa Księga nie spełni swojej wychowawczej, przemieniającej życia roli, czyli w pewnym sensie chyba się wręcz zmarnuje.
Ludzie skupieni na czczeniu zwykle mają ten „przechył”, że nie biorą obiektu czci w „tryby życia”, separują obiekt czci za mentalną pancerną szybą, aby ten obiekt „nie uległ skażeniu”. Ale taki nieskażony obiekt czci, taki niezmieniony bo „ciągle ten sam” w odbiorze i traktowaniu, nie spełni swojej roli jako ten, który inspiruje w sytuacjach 1,2,3….5… 111...11222334… Bo każda sytuacja stawia w jakiś sposób inne wyzwania, trzeba do niej się dostosować, a więc i rozumienie tego, co by miało inspirować (czyli rozumienie Biblii) też powinno być dostosowawcze.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3351
Przeczytał: 37 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 0:36, 09 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Problem jest w tym, że nie bardzo daje się idealnie pogodzić te dwa cele
- cel zachowania czegoś w pierwotnej postaci, niezmienionej formie, w skupieniu na samym źródle i niczym ponad nie.
- cel zastosowania źródła w całej klasie nowych, życiowych, nie dających się z góry przewidzieć sytuacji. |
Wiara ortodoksyjna i wiara poszukująca sensu rozjeżdżają się w obrazie Boga. Wiara ortodoksyjna zakłada istnienie Boga, który w sposób jasny i oczywisty objawia swoją wolę i głębsze prawdy. Dla wiary ortodoksyjnej absurdem, jest myśl, że Bóg bawiłby się w jakieś niejasne, nieczytelne, wymagające głębszego drążenia przez umysł objawienie. Bóg stawia sprawy jasno w swoim objawieniu, a człowiek ma możliwość to przyjąć, albo to odrzucić i iść własną drogą, która pewnie skończy się piekłem. No, ale Bóg poinformował człowieka, co i jak, a więc ma czyste konto.
Wiara poszukująca sensu, jest tu jakby mniej skonkretyzowana w tym, czym jest Biblia, czy więcej tam myśli ludzkiej, czy boskiej. No, bo tu się sensu tego wszystkiego dopiero szuka, a więc sprawy są nieoczywiste.
Ten pierwszy obraz jakoś bardziej może przemawiać do prostego umysłu, ale ten obraz ignoruje realia problemów związanych z Biblią. Wiara poszukująca sensu te realia rozumie i bierze pod uwagę i dlatego może mieć problem z sformułowaniem jasnego, ostatecznego stanowiska nt. Boga w Biblii.
Cytat: | Biblia traktowana literalnie będzie automatycznie czymś tylko do oglądania, podziwiania, czczenia, a nie do stosowania w życiu. |
Czytając twoją refleksję zastanawiam się, czy pojęcie literalności jest tu zasadnie użyte. Ja Biblię traktuję w sposób literalno-przenośny, czyli pewne fragmenty będę odczytywał niedosłownie, jako np. alegorię, a będą takie, które będę interpretował dosłownie. Czy sam fakt, że Biblię miejscami traktuję literalnie oznacza, że nie będę stosował jej w życiu? Nie wydaje mi się.
Niektórzy ludzie literalnie odczytują ST tam, gdzie Jahwe nakazuje wybijać inne narody, ludy itd. Literalny odczyt służy inspiruje ich do różnych ideologii, które są wymierzone przeciwko człowiekowi. Mamy tu literalności i przełożenie tego na życie.
Wydaje mi się, że oglądanie, podziwianie, czczenie, a nie stosowanie w życiu jest czymś spodziewanym, nie wtedy, gdy Biblię interpretujemy literalnie, ale wtedy, gdy czytamy ja płytko, powierzchownie i tylko fragmentarycznie.
Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Czw 0:39, 09 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
fedor
Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15931
Przeczytał: 81 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 4:41, 09 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Spotkałem się z przekonaniem, że najlepszy odczyt Biblii to ten literalny, ten który "niczego nie dodaje od siebie". Zakładając, iż to, co się „dodaje od siebie” podczas kontaktu z tą Księgą będzie raczej fałszujące, związane z błędami, zapewne byłby w tym pewien (choć wg mnie też tylko częściowy) sens. |
Czy ty naprawdę wierzysz, że dosłowne, literalne czytanie Biblii jest automatycznie błędne, bo „dodajesz od siebie”? To zwykła manipulacja. Literalność nie oznacza, że się nic nie rozumie, tylko że bierze się tekst za słowo pisane, bez wymyślania wymówek i interpretacji, które rozmywają jego znaczenie. A twoje „dodawanie od siebie” to nie odkrywanie sensu, tylko wkładanie własnych wymysłów, żeby osłabić jasny przekaz. I nie, to nie jest „tylko częściowy sens” — to albo jest prawda, albo fałsz. Nie ma tu miejsca na twoje półśrodki
Michał Dyszyński napisał: | Poza tym należy zadać sobie pytanie: PO CO w ogóle mielibyśmy czytać Biblię? - Żeby ją czcić?… - Żeby się nauczyć (na pamięć) literalnie jej treści i na tym poprzestać? |
Ty naprawdę pytasz, po co czytać Biblię, sugerując, że celem może być „czczenie” albo bezmyślne „nauczenie się na pamięć”? To żenujące uproszczenie. Biblia to nie jest zwykły tekst do wyuczenia, ale jej literalny sens jest fundamentem wiary. To, że ty sprowadzasz czytanie do dwóch karykaturalnych opcji, pokazuje, że nie rozumiesz czym jest tradycyjne katolickie i ogólnie chrześcijańskie podejście do Pisma Świętego
Michał Dyszyński napisał: | A może (w samej Biblii jest o tym sugestia zawarta choćby w przypowieści o siewcy) chodzi o to, aby JEJ SENS WDROŻYĆ W ŻYCIU? - Bo ja uważam, że religia jednak wyraźnie sugeruje ten właśnie cel. |
Tak, wdrażanie sensu w życiu to oczywiście cel chrześcijaństwa, ale ty znowu pokazujesz, że nie potrafisz rozróżnić literalności od praktycznego zastosowania. Literalność tekstu to podstawa, z której dopiero wychodzi się do życia — nie odwrotnie. Ty tworzysz tu fałszywy obraz, że literalność to martwy, odcięty od życia eksponat, a praktyka życia to jakiś totalny chaos interpretacyjny. Kompletnie mylisz pojęcia
Michał Dyszyński napisał: | Problem jest w tym, że nie bardzo daje się idealnie pogodzić te dwa cele - cel zachowania czegoś w pierwotnej postaci, niezmienionej formie, w skupieniu na samym źródle i niczym ponad nie. - cel zastosowania źródła w całej klasie nowych, życiowych, nie dających się z góry przewidzieć sytuacji. |
Problem? Nie ma problemu, bo cel zachowania pierwotnej postaci i cel stosowania w życiu wcale się nie wykluczają, jeśli ma się choć odrobinę szacunku do tradycji. Literalne rozumienie tekstu pozwala zachować autentyczność, a potem z tego fundamentu korzysta się w nowych sytuacjach, ale bez rozmywania znaczenia, które ty promujesz jako „dopasowywanie do okoliczności”. To jest właśnie twój "nowoczesny" modernizm, który rozwadnia Pismo Święte
Michał Dyszyński napisał: | Ten pierwszy cel można porównać z tworzeniem eksponatu muzealnego, który się zamyka za pancerną szybą, utrzymuje w kontrolowanej atmosferze, zaś ludzie mogą sobie co najwyżej przez tę szybę eksponat pooglądać. |
Takie porównanie jest głęboko fałszywe i oburzające. Biblia to nie jest eksponat zamknięty za szybą — ale ty z tej analogii robisz wymówkę, by manipulować, że literalność to martwa dogmatyczna kurczowość bez życia. To kompletny brak zrozumienia, jak działają dogmaty i tradycja. Tradycja katolicka zna dobrze różnicę między czcią a rozumieniem
Michał Dyszyński napisał: | Ten drugi cel wymaga ZGŁĘBIANIA źródła, docierania do jego sensu – hipotezami, przypuszczeniami, próbami, testami w kontekście życia, dopasowywaniami do rożnych okoliczności, a przede wszystkim STAWIANIEM SOBIE PYTAŃ. |
To stawianie pytań i dopasowywanie do okoliczności, które przedstawiasz jako wartość, w praktyce jest sposobem na rozmywanie Pisma. Zamiast jasno przyjmować Boże słowo, próbujesz wprowadzać „hipotezy” i „przypuszczenia”, które najczęściej są twoimi własnymi wymysłami, a nie prawdziwą interpretacją. To właśnie jest droga modernizmu, która prowadzi do herezji
Michał Dyszyński napisał: | Biblia traktowana literalnie będzie automatycznie czymś tylko do oglądania, podziwiania, czczenia, a nie do stosowania w życiu. |
To jest po prostu bzdura i perfidna manipulacja. Literalność nie oznacza pasywnego oglądania czy podziwiania, tylko wierne trzymanie się słowa Bożego. Stosowanie w życiu musi wynikać z prawdziwego znaczenia tekstu, a nie z jego rozwadniania i interpretowania „stosownie do bieżących okoliczności”, co ty proponujesz. Ty tym samym promujesz anarchię interpretacyjną, a nie wiarę chrześcijańską. Wymyślasz własną religię gnostyckiego dyszyńskizmu, czyli New Age ubrane dla zmyłki w terminologię chrześcijańską. Ale ta terminologia jest już sfałszowana przez reinterpretacyjne podstawienie zupełnie innych znaczeń. To jak fałszywe pieniądze
Michał Dyszyński napisał: | Bo zastosowanie jej wymaga właśnie wyjścia poza literalność, poza tylko to co bezpośrednio widać i rozpoczęcia wielorakich działań z treścią, w celu docierania do jej sensu w kontekście bardzo różnych okoliczności życiowych. To zaś będzie automatycznie oznaczało, że tę Biblię odczyta się STOSOWNIE DO BIEŻĄCYCH OKOLICZNOŚCI, a nie literalnie. |
To jest po prostu atak na tradycyjny katolicki sposób rozumienia Pisma. Ty bezczelnie twierdzisz, że literalność jest czymś złym, bo wymaga sztywności, a prawdziwe chrześcijaństwo to „dopasowywanie do okoliczności”. To nie jest chrześcijaństwo, to jest herezja modernistyczna i neognoza w twoim wydaniu. Znowu wymyślasz własną religię gnostyckiego dyszyńskizmu, czyli New Age ubrane dla zmyłki w terminologię chrześcijańską. Ale ta terminologia jest już sfałszowana przez reinterpretacyjne podstawienie zupełnie innych znaczeń. To jak fałszywe pieniądze
Michał Dyszyński napisał: | Czy dopasowywanie sensów do okoliczności nie jest jednak czasem fałszowaniem tej intencji źródłowej, może w jakiś sposób uznanej za nawet świętą?… - Chyba jest sens mówić o takim zagrożeniu. |
No właśnie jest. I ty ten problem bagatelizujesz, bo dla ciebie ważniejsze jest własne „nowoczesne” rozumienie niż prawda zawarta w Biblii. To ty fałszujesz intencję źródłową, a nie literalni katolicy
Michał Dyszyński napisał: | Problem jest w tym, że jeśli owo zagrożenie stanie się powodem zaniechania rozważania Biblii w kontekście życia, to owa Księga nie spełni swojej wychowawczej, przemieniającej życia roli, czyli w pewnym sensie chyba się wręcz zmarnuje. |
A ty, Dyszyński, właśnie rozmywasz Pismo, żeby „dopasować” je do swoich wygód i bieżących okoliczności, a nie żeby je wiernie przekazać i praktykować w cnocie pokory i posłuszeństwa, jak wymaga katolicka Tradycja. Twoje wymysły to neognoza, a nie wiara katolicka. Nie przyjmujesz autorytetu Kościoła i traktujesz Pismo jak materiał do psychoterapii, a nie Słowo Boże. Ale Jezus nie jest terapeutą, który będzie cię głaskał po główce w celu poprawy twojego samopoczucia. Jezus mówi: "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa" (Łk 9,23-24). Zapierasz się samego siebie dla Jezusa, Dyszyński? Nie, ty siebie stawiasz na piedestale ponad Objawieniem Jezusa, które rozmywasz. Straciłbyś swe życie dla Jezusa? Ależ skąd, każde poświęcenie dla jakiegokolwiek autorytetu, z Jezusem włącznie, to dla ciebie "przemoc" i "opresja". Jesteś rozmemłanym liberałem, który nawet nie wiedziałby po co ma oddać życie za Jezusa, bo najpierw spytałbyś: "a co to oznacza". A potem brnąłbyś w tej swojej mgle, w której chowasz się zawsze wtedy, gdy chcesz się ukryć przed jednoznacznością tekstu. Aż tak grzęźniesz w tym swoim relatywistycznym bagnie
Michał Dyszyński napisał: | Ludzie skupieni na czczeniu zwykle mają ten „przechył”, że nie biorą obiektu czci w „tryby życia”, separują obiekt czci za mentalną pancerną szybą, aby ten obiekt „nie uległ skażeniu”. Ale taki nieskażony obiekt czci, taki niezmieniony bo „ciągle ten sam” w odbiorze i traktowaniu, nie spełni swojej roli jako ten, który inspiruje w sytuacjach 1,2,3….5… 111...11222334… Bo każda sytuacja stawia w jakiś sposób inne wyzwania, trzeba do niej się dostosować, a więc i rozumienie tego, co by miało inspirować (czyli rozumienie Biblii) też powinno być dostosowawcze. |
To jest dokładnie to, co robisz ty sam, Dyszyński — ty tworzysz „nowoczesną”, „dostosowawczą” wersję Biblii, rozmywasz jej literalny sens, żeby wcisnąć swoje „nowości” i własne interpretacje. Twoje podejście to nie posłuszeństwo wobec Kościoła, tylko postmodernistyczna anarchia w interpretacji Pisma. Twoja pycha i bunt wobec autorytetów są tu wyraźne, a tradycyjni katolicy mają prawo się przed tym bronić
Nie jesteś katolikiem w prawdziwym tego słowa znaczeniu, tylko modernistycznym liberałem, który rozmywa literalny sens Biblii, żeby wprowadzać własne reinterpretacje i podważać tradycyjny odczyt. Twoja „teologia” to neognoza i New Age, a nie chrześcijaństwo w cnocie pokory i posłuszeństwa
Katolikus napisał: | Wiara ortodoksyjna i wiara poszukująca sensu rozjeżdżają się w obrazie Boga. |
Nie, katolicka ortodoksja nie „rozjeżdża się” z żadną wiarą „poszukującą sensu” — ona właśnie jest tą wiarą, która poszukiwanie sensu zakorzenia w Bożym objawieniu, a nie w twoim subiektywnym relatywizmie. To nie ortodoksja się odrywa, tylko twoja ideologiczna mutacja „wiary poszukującej” odkleja się od fundamentów. Używasz mglistego języka, jakbyś próbował zasugerować, że istnieją „dwa równoważne” modele wiary — tymczasem tylko jeden z nich ma zakotwiczenie w Bożym objawieniu, drugi to projekcja twoich wątpliwości i psychologicznych potrzeb. Ty nie szukasz sensu. Ty od sensu uciekasz
Uciekasz od tego co mówi Jezus i Biblia, bo ci to po prostu nie pasuje i próbujesz wymyślić to wszystko na nowo. Ale to nie jest już chrześcijaństwo, to tylko twoja zupełnie nowa religia, która jest jedynie zbiorem twoich marzeń, mrzonek i zachcianek
Nie ma czegoś takiego jak "katolicka ortodoksja". Jest tylko katolicyzm, który odrzucasz. Wymyślasz chrześcijaństwo na nowo, które nie jest chrześcijaństwem. To tylko neognostyckie New Age opakowane dla zmyłki w terminologię chrześcijańską. Jeden wielki modernistyczny fejk
Katolikus napisał: | Wiara ortodoksyjna zakłada istnienie Boga, który w sposób jasny i oczywisty objawia swoją wolę i głębsze prawdy. |
Tak, właśnie tak. I to jest powód, dla którego chrześcijaństwo opiera się na Objawieniu — nie na domysłach, nie na emocjach, nie na wielogłosowym „poszukiwaniu sensu”, tylko na akcie Bożego samowyrażenia. Objawienie nie jest zagadką dla wtajemniczonych, tylko fundamentem wiary. Ty próbujesz ten akt komunikacji Boga z człowiekiem rozmyć do poziomu literackiej impresji, jakby to był poemat wymagający interpretacyjnego performansu, a nie konkretne Słowo, które wzywa do nawrócenia i posłuszeństwa
Katolikus napisał: | Dla wiary ortodoksyjnej absurdem, jest myśl, że Bóg bawiłby się w jakieś niejasne, nieczytelne, wymagające głębszego drążenia przez umysł objawienie. |
I bardzo słusznie, że to jest absurd. Bo objawienie nie jest testem IQ ani łamigłówką dla akademików — jest światłem. Ty, sugerując, że objawienie „musi być nieczytelne”, projektujesz na Boga swój własny chaos intelektualny, a nie opisujesz Jego natury. To nie Bóg „bawi się” niejasnością, tylko ty wprowadzasz niejasność jako alibi dla własnego relatywizmu. Bo jeśli nic nie jest pewne, to wszystko można zreinterpretować — i na tym właśnie polega twoja strategia: rozmiękczyć ostre kontury Objawienia, żeby móc potem wlewać tam własne "sensy". Ale to nie są żadne "nowe sensy", to tylko wciąż ta sama starodawna herezja gnozy, odgrzewana wciąż na nowo. Neognostycyzm w pełnej krasie
Katolikus napisał: | Bóg stawia sprawy jasno w swoim objawieniu, a człowiek ma możliwość to przyjąć, albo to odrzucić i iść własną drogą, która pewnie skończy się piekłem. |
Dokładnie. I jedynym powodem, dla którego to zdanie ci przeszkadza, jest to, że masz z nim problem — nie intelektualny, tylko duchowy. Bo jasność Objawienia kompromituje twoje mgliste, emocjonalne „poszukiwania”. Prawda domaga się odpowiedzi, a nie niekończącej się gry w pytania. Dlatego próbujesz zamienić całą religię w psychoterapeutyczną sesję, gdzie nie ma konfrontacji z Prawdą, tylko ciągłe „poszukiwanie”, które „dziwnym przypadkiem” nigdy się nie kończy. A wiesz dlaczego nigdy się nie kończy? Bo gdyby się skończyło, to wtedy musiałbyś stanąć w konfrontacji z Prawdą i określić się oraz zobowiązać się do czegoś. A tego boisz się jak ognia. Dlatego, tak jak Dyszyński, musisz schronić się we mgle wiecznego relatywizmu i "poszukiwań", które są tylko pretekstem do tego, abyś nigdy nie musiał do niczego się zobowiązać i tym samym jasno określić się przed Jezusem. Ale Jezus nie potrzebuje takich rozmemłanych relatywistów, jak ty i Dyszyński: "A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust" (Ap 3,16). Tacy właśnie jesteście, wiecznie nieokreśleni, czyli ani zimni, ani gorący - letni. Jezus wypluje was ze swoich ust w dniu Sądu
Katolikus napisał: | Wiara poszukująca sensu, jest tu jakby mniej skonkretyzowana w tym, czym jest Biblia, czy więcej tam myśli ludzkiej, czy boskiej. |
Czyli właśnie to, co próbujesz przemycić: że Biblia to nie jest objawione Słowo Boże, tylko jakiś melanż bosko-ludzkiej poezji, który można „reinterpretować” ad libitum. To już nie wiara, tylko klasyczny modernizm: podważenie literalności, rozmycie granicy między ludzkim a Boskim i wprowadzenie subiektywizmu jako podstawy hermeneutyki. Ale Kościół już dawno temu nazwał to herezją. A ty, próbując ją wcisnąć jako „poszukiwanie sensu”, po prostu stajesz po stronie tej samej rebelii — tej, która nie chce uznać władzy Objawienia, tylko buduje sobie nową duchowość: bardziej komfortową, bardziej zgodną z własnym ja. To nie jest chrześcijaństwo. To jest neognoza New Age, która z chrześcijaństwem nie ma nic wspólnego
Katolikus napisał: | No, bo tu się sensu tego wszystkiego dopiero szuka, a więc sprawy są nieoczywiste. |
Nie, to ty chcesz, żeby były nieoczywiste — bo wtedy nikt ci nic nie nakaże. Ty nie szukasz sensu (to tylko pretekst), tylko uchylasz się od odpowiedzi, od konfrontacji, od posłuszeństwa. Gdyby sprawy były oczywiste, musiałbyś przyjąć naukę Kościoła albo ją odrzucić — i to byłoby duchowe ryzyko. A tak możesz grać wiecznego poszukiwacza, który „jeszcze nie wie”, ale już czuje się niby mądrzejszy od tych, którzy wiedzą. Twoja wiara to nie wiara — to ucieczka przed Prawdą pod płaszczykiem „szlachetnego poszukiwania”. Ty wcale nie szukasz sensu. Ty od niego uciekasz
Tyle tylko, że prawdziwa wiara nie boi się światła. Ty boisz się właśnie tego — że Prawda naprawdę się objawiła, że nie trzeba już jej wymyślać na nowo. Więc rozpuszczasz ją w gęstwinie „nowych sytuacji”, „pytań” i „sensów”. Ale nie jesteś żadnym poszukiwaczem. Jesteś konstruktorem — i to nie nowego sensu, tylko nowej religii. Bez autorytetu Objawienia. Bez niezmienności. Bez Prawdy, która przekracza człowieka
I to jest herezja
Katolikus napisał: | Ten pierwszy obraz jakoś bardziej może przemawiać do prostego umysłu, ale ten obraz ignoruje realia problemów związanych z Biblią. |
Nie, to nie „prosty umysł” jest tutaj problemem — tylko twoje pogardliwe przekonanie, że jasność objawienia to coś dla naiwniaków. Obraz, który „przemawia do prostego umysłu”, to według ciebie najwyraźniej gorszy obraz, prawda? A przecież to właśnie do „prostaczków” Jezus kieruje Ewangelię i to oni są błogosławieni:
"W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom»" (Mt 11,25)
Twoja pogarda dla prostoty to nie intelektualna wyższość — to duchowa pycha. Problemem nie jest Biblia, tylko twoje ciągłe odklejanie się od jej treści, bo nie pasuje ci to, że coś jest jasno powiedziane. I dlatego wmawiasz innym, że „obraz ignoruje realia” — nie, ten obraz po prostu nie zgadza się z twoją ideologiczną agendą. To ty ignorujesz realia i razem z Dyszyńskim brniecie w oparach relatywistycznej mgły, która jest tylko wiecznym błądzeniem i nigdy nie prowadzi donikąd. I nie zaprowadzi, bo jest tylko pretekstem do tego, żebyście nie musieli się do niczego zobowiązać i jasno określić w żadnej sprawie związanej z religią. Bo nie dorośliście do żadnej odpowiedzialności
Katolikus napisał: | Wiara poszukująca sensu te realia rozumie i bierze pod uwagę i dlatego może mieć problem z sformułowaniem jasnego, ostatecznego stanowiska nt. Boga w Biblii. |
Bzdura. „Wiara poszukująca sensu” to w twoim wydaniu po prostu pretekst, żeby nigdy nie musieć stanowiska zająć. A cała ta gadka o „realiach problemów związanych z Biblią” to tylko dymna zasłona, za którą chowasz własny brak wiary w to, że Biblia naprawdę jest Słowem Boga. Bo jeśli byłaby, to nie byłoby żadnego problemu z „jasnym, ostatecznym stanowiskiem”. Problem masz nie z Biblią, tylko z tym, że ona ci niewygodnie mówi rzeczy wprost — o grzechu, o posłuszeństwie, o sądzie, o potępieniu. To z tym masz problem, nie z jakimiś rzekomymi „realiami”
A skoro „nie da się sformułować jasnego stanowiska” — to po co czytać tę Księgę? Żeby się wiecznie miotać w gęstwinie i mgle domysłów? Żeby dostosowywać jej treść do własnych stanów psychicznych? Nie, to nie jest wiara. To jest próba uczynienia z religii lustra dla własnych wymówek, a nie odpowiedzi na pytania, które stawia Bóg
Twoja „wiara poszukująca” to nie poszukiwanie Boga — to unikanie Go. I wmawianie innym, że taka ucieczka to coś głębszego niż „prosty obraz”. A to jest po prostu duchowa dezercja
Katolikus napisał: | Niektórzy ludzie literalnie odczytują ST tam, gdzie Jahwe nakazuje wybijać inne narody, ludy itd. Literalny odczyt służy inspiruje ich do różnych ideologii, które są wymierzone przeciwko człowiekowi. |
Jahwe nie nakazał "wybijać inne narody i ludy", tylko czcicieli Molocha, którzy składali swoje dzieci w ofierze. Znowu bezczelnie manipulujesz kontekstem historycznym
Z Internetu:
"Kult Molocha to starożytny praktyka religijna, w której składano ofiary z dzieci bóstwu o imieniu Moloch, znanemu też jako Baal, mającemu wygląd cielaka, wołu lub człowieka z głową byka. Kult ten był szeroko rozpowszechniony w starożytnym Bliskim Wschodzie, a w Biblii stanowi on przykład bałwochwalstwa, które doprowadziło do zniszczenia Jerozolimy, czego przykładem jest doliny Ben Hinnom i Tofet.
Pochodzenie: Kult Moloch był praktykowany w wielu miejscach na Bliskim Wschodzie, szczególnie tam, gdzie rozwijała się kultura Kartagińczyków, ale był też rozpowszechniony w starożytnym Izraelu"
To zepsucie przyszło od tych "biednych ludów", tępionych przez Jahwe, nad którymi tak się litujesz w imieniu swojego pluszowego Szatana, który omamił cię i udaje prawdziwego Boga, choć nim nie jest
"Zrobili sobie aszerę i oddawali pokłon całemu wojsku niebieskiemu, i służyli Baalowi. Przeprowadzali synów swoich i córki przez ogień" (2 Krl 17,16-17)
"I zbudowali wyżyny Baala w dolinie Ben-Hinnom, by ofiarować swych synów i swoje córki ku czci Molocha. Nie poleciłem im tego ani Mi na myśl nie przyszło, by można czynić coś tak odrażającego" (Jr 32,35)
"Ktokolwiek spośród synów Izraela albo spośród przybyszów, którzy osiedlili się w Izraelu, da jedno ze swoich dzieci Molochowi, będzie ukarany śmiercią. Miejscowa ludność ukamienuje go. Ja sam zwrócę oblicze moje przeciwko takiemu człowiekowi i wyłączę go spośród jego ludu, ponieważ dał jedno ze swoich dzieci Molochowi, splugawił mój święty przybytek, zbezcześcił moje święte imię. Jeżeli miejscowa ludność zasłoni oczy przed takim człowiekiem, który dał jedno ze swoich dzieci Molochowi, i nie zabije go, to Ja sam zwrócę oblicze moje przeciwko takiemu człowiekowi i przeciwko jego rodzinie i wyłączę go spośród jego ludu, jak również i tych wszystkich, którzy go naśladują, którzy uprawiają nierząd z Molochem" (Kpł 20,2-5)
Nie, to nie literalny odczyt „służy” ideologiom wymierzonym przeciwko człowiekowi, tylko twoja własna projekcja na tekst biblijny, w której z góry zakładasz, że Bóg Starego Testamentu nie może czegoś takiego nakazać — bo to się nie mieści w twoim liberalnym, zinfantylizowanym pojmowaniu dobra. Ale problem nie leży w literalności, tylko w odrzuceniu objawionej prawdy, gdy ta nie pasuje do twoich humanistycznych schematów. Cała twoja teza to klasyczne odwrócenie przyczyny i skutku: nie ludzie stają się źli przez literalne czytanie, tylko odrzucenie autorytetu Boga prowadzi ich do wypaczeń — niezależnie od tego, czy czytają literalnie, alegorycznie czy poezją. Zresztą, to nie literalny odczyt służył tworzeniu ludobójczych ideologii, tylko relatywizacja sensu i reinterpretacja w duchu „wyższej świadomości”, czyli dokładnie to, co robisz ty i Dyszyński. Wystarczy spojrzeć, jak XX-wieczne totalitaryzmy odrzucały biblijne fundamenty i same decydowały, co jest „słusznym odczytem człowieczeństwa”. Więc nie — to nie literalność jest zagrożeniem, tylko twoje modernistyczne podejście, w którym człowiek ustawia się jako sędzia Objawienia i nad Objawieniem
Katolikus napisał: | Wydaje mi się, że oglądanie, podziwianie, czczenie, a nie stosowanie w życiu jest czymś spodziewanym, nie wtedy, gdy Biblię interpretujemy literalnie, ale wtedy, gdy czytamy ja płytko, powierzchownie i tylko fragmentarycznie |
Nie „wydaje ci się”, tylko znów próbujesz stworzyć wygodną furtkę, żeby usprawiedliwić własną relatywizację przekazu. A co to znaczy: „czytać płytko”? Literalnie = płytko? A może „głęboko” = tak, jak ty akurat czujesz? Cały ten fragment to typowa nowomowa modernistyczna, w której najpierw dezawuuje się literalny sens przez skojarzenie go z „płytkością”, potem stawia się swoją „poszukującą” wiarę jako rzekomo dojrzalszą i głębszą, a na końcu wprowadza się lukrowane pojęcia czci i podziwu jako kontrast dla rzekomego „braku życia”. I tu właśnie leży kłamstwo: literalny sens nie wyklucza życia, tylko stawia je w prawdzie — a to właśnie ci nie pasuje, bo prawda jest ostra, wymagająca, nie daje się rozciągać według nastrojów. Wolisz biblistykę terapeutyczną: wszystko musi cię „inspirować”, „rozjaśniać”, „pomagać rozumieć” — ale nigdy stawiać granicy. Dlatego nie chcesz literalności, tylko narzędzia do budowania własnej gnostyckiej duchowości, jak ci akurat wygodnie. To jest herezja, a nie żadna "głębia". New Age opakowane w terminologię chrześcijańską, które nic wspólnego z chrześcijaństwem nie ma
Twoja główna teza pęka, bo sam ją właśnie podważyłeś. Najpierw literalność miała być źródłem wypaczeń i przemocy, a teraz piszesz, że to nie literalność, tylko płytkość i fragmentaryczność? Zdecyduj się. Bo nie da się prowadzić wiarygodnej refleksji teologicznej, jeśli traktujesz słowa jak plastelinę, którą dowolnie formujesz w zależności od tego, który akapit piszesz. I to jest właśnie istota problemu: nie Biblia jest problemem — tylko twój sposób obchodzenia się z nią, który nie szuka prawdy, lecz wygody
Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pią 2:20, 10 Paź 2025, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36860
Przeczytał: 65 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 12:58, 10 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
fedor napisał: | Literalność nie oznacza, że się nic nie rozumie, tylko że bierze się tekst za słowo pisane, bez wymyślania wymówek i interpretacji, które rozmywają jego znaczenie. A twoje „dodawanie od siebie” to nie odkrywanie sensu, tylko wkładanie własnych wymysłów, żeby osłabić jasny przekaz. I nie, to nie jest „tylko częściowy sens” — to albo jest prawda, albo fałsz. Nie ma tu miejsca na twoje półśrodki |
Miałem już nie odpowiadać na posty fedora, bo nie mam zamiaru już legitymizować postawy oskarżeń, z pominięciem warstwy merytorycznej, ale tu akurat jest aspekt merytoryczny, do tego na tyle kluczowy, że powinienem go skomentować.
Co jest tak naprawdę kluczowym błędem zwolenników literalności (będę ich skrótowo nazywał też „literalistami”) odczytu Biblii, przeciwstawianej (posłużę się sformułowaniem z cytatu, choć nazwać rzecz można różnymi słowami) "wymyśleniu wymówek interpretacji" i "rozmywaniu znaczenia"?
Tym błędem jest ODGÓRNE ZAŁOŻENIE, że
- jeśli występuje interpretowanie, to będzie ono na pewno właśnie jakimś szukaniem wymówek, czy inaczej odchodzeniem od owego dobrego traktowania tekstu w stronę złego.
- jednocześnie w drugą stronę mamy też niejawne założenie, że jak się potraktuje tekst literalnie, to odbierze się właśnie to jedyne, słuszne na 100%, pewne znaczenie, które zawarł w słowach twórca danego tekstu.
Oba te założenia są po prostu naiwne i fałszywe. Inaczej mówiąc: ani interpretowanie przez umysł nie jest z zasady drogą ku "wymówkom i rozmywaniu" (choć MOŻE takim być, ale NIE MUSI, a wręcz często nie jest), ani literalny odczyt nie jest z zasady dobry (raczej jest pusty, niedocierający do treści, raczej jest wedle zasady "jednym uchem weszło, a drugim wyszło").
Zwolennicy literalności USTAWIAJĄ SOBIE PROBLEM po linii swojego traktowania go, nie troszcząc się o to, czy ku takiemu podejściu istnieją obiektywne przesłanki. Zwolennicy literalności z góry zakładają swoją wersję, nie badając jak odbiór jakiegokolwiek przekazu w rzeczywistości działa w psychice ludzkiej, bo gdzieś w tle pogania ich emocja negowania człowieczej aktywności, pomysłowości, twórczości.
Zwolennicy literalności są jednocześnie w tle zwolennikami uznania człowieka z tego, który – jeśli się za coś bierze – to wszystko raczej psuje, a nie prowadzi ku dobru. Nie jest przypadkiem, że częstymi wyznawcami literalności są integryści, którzy ogólnie traktują człowieka jako wadliwe dzieło Boga. Literaliści, integryści bowiem na tym budują swoją narrację: człowiek jest grzeszny, wadliwy, zły i jeśli coś robi sam, jeśli decyduje od siebie, to zapewne podejmuje decyzje błędne, złe, grzeszne, czyli lepiej nawet byłoby, aby nic nie robił w to miejsce, niż te decyzje podejmował.
Tu od razu chcę zastrzec, że ja sam nie obstawiam stanowiska przeciwnego do wyżej opisanego. Nie twierdzę, że decyzje człowieka nie mają w sobie ryzyka błędu, grzeszności, a wręcz przyjmuję, że to ryzyko nieraz się zmaterializuje i człowiek błędne decyzje podejmie. Tak więc moje spostrzeżenia nie będą poprawnie zanegowane, jeśli ktoś spróbuje odwrócić moją uwagę o tym, że nie godzę się na przypisywanie człowiekowi Z GÓRY błędności, na to, aby (rzekomo) z góry uznawać te decyzje za słuszne. Stoję na stanowisku, które chyba każdy dobrze kojarzy z tym, jakie jest życie – że człowiek podejmuje decyzje gdzieś pośrodku, czyli jedne wadliwe, drugie słuszne, jedne pomylone, inne trafione i użyteczne. Życie jest bardziej skomplikowane niż gdyby je chcieć sprowadzać do skrajności.
Gdyby jednak nawet uznać, że dobro vs zło w ludzkich decyzjach jest idealnie pośrodku, że mamy fifty – fifty w ostatecznej średnio owych decyzji ocenie, to dalej pojawi się pytanie: w takim razie czy te decyzje podejmować, czy nie?…
Już minimalny już rozsądek podpowie nam, że NIE DA SIĘ ŚWIADOMIE PRZEŻYĆ ŻYCIA, NIE PODEJMUJĄC W NIM DECYZJI. I nawet w maksymalnie „literalnym” odczycie czegokolwiek (w tym Biblii) w istocie będą zaszyte różne osobiste decyzje, interpretacje.
To jest właśnie owo przeoczenie piewców literalności, z którego oni nie chcą sobie zdawać sprawy – że i tak nie ma najmniejszych szans na ów prawdziwie literalny odczyt, bo to co literaliści biorą za „odczyt bez interpretowania”, jest wciąż jak najbardziej wciąż interpretowaniem, tylko interpretowaniem w nieco innym stylu, niż interpretują ci, którzy literalności nie głoszą.
Nie da się bowiem niczego przeczytać tak, aby treść dotarła do świadomości, a przy tym nie interpretować tego.
Już nawet zrozumienie pojedynczego słowa tekstu jest zinterpretowaniem, co owo słowo znaczy.
Już połączenie dwóch słów w szerszy kontekst jest zinterpretowaniem tego kontekstu.
Już zrozumienie, o co chodzi w pojedynczym zdaniu, jest interpretacją pomniejszych interpretacji – jest interpretacją całościową (zdaniową) tych interpretacji pojedynczych słów, jakie ktoś odczytał.
Przekonanie, że istnieje coś takiego jak „niezakłócony interpretacją, literalny wierny oryginałowi odczyt” jest iluzją. Nic takiego nie istnieje!
Są tylko jedne interpretacje naprzeciw innych interpretacji. Są interpretacje, które głębiej sięgają w konteksty, rozumienie choćby historycznych odniesień danej frazy, a są takie, które ucinają znaczenia na najbardziej trywialnym poziomie.
Co ciekawe wielu zwolenników „literalności” w odczycie Biblii za chwilę np. sięgnie po głębszą analizę biblistów, gdzie ktoś – bazując na licznych innych tekstach z epoki – wyjaśnia jak autorzy Biblii zapewne (?… pewności absolutnej przecież nie ma!), rozumieli jakieś słowo, jak różniło się w tamtych czasach traktowanie jakiegoś zagadnienia, w stosunku do tego, jak my dzisiaj, w XXI wieku to traktujemy. Wtedy literaliści już „zapomną”, że przed chwilą głosili tylko literalny odczyt Biblii, a przecież głębsza analiza językowa jest (całkiem głęboką) interpretacją. Więc literaliści najczęściej są po prostu hipokrytami w kwestii uznawania, iż ich interpretacje są interpretacjami.
W gruncie rzeczy to literaliści interpretują jak wszyscy, często wręcz interpretują (w sensie nawet naciągania rozumienia pod własne założenia) bardziej niż inni, lecz przy tej okazji nie przyznają się uczciwie do swoich praktyk, a za to wpierają światu legendę, że „oni wcale nie interpretują”, zaś „tamci interpretują, aby rozmywać i szukać sobie wymówek”. W gruncie rzeczy nie mają żadnych twardych podstaw ku temu, że inni „szukają wymówek” bardziej niż oni. To jest tylko narracja, to jest z góry wciskane założenie, którego podstawą jest chciejstwo literalistów, a by obserwatorzy zechcieli sprawy w sugerowany przez literalistów sposób potraktować. Jest ich chciejstwo i nic ponad nie.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 19:33, 11 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 24976
Przeczytał: 76 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:14, 10 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Weźmy na warsztat coś konkretnego.
Często ateiści ten tekst odczytują jako ich odrzucenie przez Jezusa. Co Ty na to Michał?
Pierwsza przypowieść:
Przegląd od AI
+2
Przypowieść o drzewie figowym, znana głównie z Ewangelii św. Łukasza, opowiada o człowieku, który miał drzewo figowe w swojej winnicy, ale nie przynosiło ono owoców przez trzy lata. Właściciel chciał je wyciąć, ale ogrodnik poprosił o jeszcze jeden rok, obiecując okopać i nawozić drzewo, wierząc, że wtedy może wydać owoc. Przypowieść ta jest interpretowana jako metafora Bożej cierpliwości i miłosierdzia wobec człowieka, dającego mu czas na nawrócenie i wydanie duchowych „owoców”, zanim nastąpi sąd.
Główne wątki i interpretacje
Boża cierpliwość i miłosierdzie: Podobnie jak ogrodnik prosi o dodatkowy czas dla drzewa, tak Bóg daje ludziom szansę na nawrócenie i poprawę.
Potrzeba nawrócenia: W szerszym kontekście Ewangelii, przypowieść ta często pojawia się po słowach o tym, że bez nawrócenia wszyscy zginą, podkreślając pilną potrzebę duchowej zmiany.
Symbolika drzewa:
Winnica: Może symbolizować lud Izraela lub Kościół.
Brak owoców: Oznacza brak dobrych uczynków, wiary lub duchowości.
Okopanie i nawóz: Symbolizują łaski i szansy, jakie Bóg daje na poprawę.
Inna przypowieść: W Ewangelii św. Mateusza znajduje się inna przypowieść o przeklętym drzewie figowym, które nie wydało owoców, gdy Jezus ich szukał. Służyła ona jako nauka o obłudzie żydowskich przywódców religijnych.
Jezus przeklął drzewo a nie był to akt miłosierdzia.. co Ty na to???
Przegląd od AI
Jezus "przeklął" (ściślej mówiąc, przeklął i sprawił, że drzewo uschło) drzewo figowe, ponieważ mimo że miało liście, nie wydało owoców, mimo że liście figowca powinny być znakiem ich obecności. Wydarzenie to, opisane w Ewangelii Mateusza, ma charakter symboliczny: uschnięte drzewo figowe symbolizuje naród izraelski, który nie przyniósł dobrych duchowych owoców, mimo że miał ku temu warunki, podobnie jak drzewo figowe nie wydało owoców, choć wydawało się "płodne" liśćmi.
Kontekst i opis wydarzenia:
Okres: Jezus był w Jerozolimie na Paschę, czyli w okolicach kwietnia, a na drzewach figowych owoce zazwyczaj nie były spodziewane w tym czasie, chyba że były tzw. "wczesne figi".
Przedstawienie figowca: Jezus zobaczył drzewo figowe z daleka pokryte liśćmi, co miało sugerować, że na drzewie powinien być już owoc.
Przyczyna: Kiedy podszedł bliżej, nie znalazł nic oprócz liści. Figowiec, który wyglądał na "płodny", nie wydał owocu.
Reakcja Jezusa: Jezus powiedział do drzewa: "Niech się już nigdy nie rodzi z ciebie owoc".
Rezultat: Drzewo figowe natychmiast uschło.
Symboliczne znaczenie:
Próba owocowania: Drzewo figowe miało być symbolem narodu żydowskiego, który w oczach Boga nie przynosił owoców duchowych, mimo że był w przymierzu z Nim.
Brak wiary: Przyczyną tej "niepłodności" był brak wiary.
Przestroga: Uschnięcie figowca miało obrazowo pokazać, jaki los czeka niepłodny i niewierny naród, który odrzucił Mesjasza.
Chrystus przeklina drzewo figowe - reformowani
6 wrz 2022 — Mat. 21:19 I widząc przy drodze drzewo figowe, podszedł do niego, ale nie znalazł na nim nic oprócz samych liści. I powiedział do niego: Niech się już...
reformowani
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pią 14:19, 10 Paź 2025, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36860
Przeczytał: 65 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 22:10, 10 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Semele napisał: | Weźmy na warsztat coś konkretnego.
Często ateiści ten tekst odczytują jako ich odrzucenie przez Jezusa. Co Ty na to Michał?
Pierwsza przypowieść:
Przegląd od AI
+2
Przypowieść o drzewie figowym, znana głównie z Ewangelii św. Łukasza, opowiada o człowieku, który miał drzewo figowe w swojej winnicy, ale nie przynosiło ono owoców przez trzy lata. Właściciel chciał je wyciąć, ale ogrodnik poprosił o jeszcze jeden rok, obiecując okopać i nawozić drzewo, wierząc, że wtedy może wydać owoc. Przypowieść ta jest interpretowana jako metafora Bożej cierpliwości i miłosierdzia wobec człowieka, dającego mu czas na nawrócenie i wydanie duchowych „owoców”, zanim nastąpi sąd.
Główne wątki i interpretacje
Boża cierpliwość i miłosierdzie: Podobnie jak ogrodnik prosi o dodatkowy czas dla drzewa, tak Bóg daje ludziom szansę na nawrócenie i poprawę.
Potrzeba nawrócenia: W szerszym kontekście Ewangelii, przypowieść ta często pojawia się po słowach o tym, że bez nawrócenia wszyscy zginą, podkreślając pilną potrzebę duchowej zmiany.
Symbolika drzewa:
Winnica: Może symbolizować lud Izraela lub Kościół.
Brak owoców: Oznacza brak dobrych uczynków, wiary lub duchowości.
Okopanie i nawóz: Symbolizują łaski i szansy, jakie Bóg daje na poprawę.
Inna przypowieść: W Ewangelii św. Mateusza znajduje się inna przypowieść o przeklętym drzewie figowym, które nie wydało owoców, gdy Jezus ich szukał. Służyła ona jako nauka o obłudzie żydowskich przywódców religijnych.
Jezus przeklął drzewo a nie był to akt miłosierdzia.. co Ty na to???
Przegląd od AI
Jezus "przeklął" (ściślej mówiąc, przeklął i sprawił, że drzewo uschło) drzewo figowe, ponieważ mimo że miało liście, nie wydało owoców, mimo że liście figowca powinny być znakiem ich obecności. Wydarzenie to, opisane w Ewangelii Mateusza, ma charakter symboliczny: uschnięte drzewo figowe symbolizuje naród izraelski, który nie przyniósł dobrych duchowych owoców, mimo że miał ku temu warunki, podobnie jak drzewo figowe nie wydało owoców, choć wydawało się "płodne" liśćmi.
Kontekst i opis wydarzenia:
Okres: Jezus był w Jerozolimie na Paschę, czyli w okolicach kwietnia, a na drzewach figowych owoce zazwyczaj nie były spodziewane w tym czasie, chyba że były tzw. "wczesne figi".
Przedstawienie figowca: Jezus zobaczył drzewo figowe z daleka pokryte liśćmi, co miało sugerować, że na drzewie powinien być już owoc.
Przyczyna: Kiedy podszedł bliżej, nie znalazł nic oprócz liści. Figowiec, który wyglądał na "płodny", nie wydał owocu.
Reakcja Jezusa: Jezus powiedział do drzewa: "Niech się już nigdy nie rodzi z ciebie owoc".
Rezultat: Drzewo figowe natychmiast uschło.
Symboliczne znaczenie:
Próba owocowania: Drzewo figowe miało być symbolem narodu żydowskiego, który w oczach Boga nie przynosił owoców duchowych, mimo że był w przymierzu z Nim.
Brak wiary: Przyczyną tej "niepłodności" był brak wiary.
Przestroga: Uschnięcie figowca miało obrazowo pokazać, jaki los czeka niepłodny i niewierny naród, który odrzucił Mesjasza.
Chrystus przeklina drzewo figowe - reformowani
6 wrz 2022 — Mat. 21:19 I widząc przy drodze drzewo figowe, podszedł do niego, ale nie znalazł na nim nic oprócz samych liści. I powiedział do niego: Niech się już...
reformowani |
Można się z grubsza zgodzić z AI. Ale przeklęcie drzewa, które nie przynosi owocu można odnosić szerzej - nie tylko do narodu żydowskiego, ale i każdej osobowosci gnuśnej, nieprzynoszącej owocu (w znacznej częsci też myślę tu o integrystach, którzy nie rozwijają się duchowo, bo boją się, że samodzielnością swoich poczynań uchybiliby posłuszeństwu autorytetom.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 22:11, 10 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
fedor
Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15931
Przeczytał: 81 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 22:42, 10 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Miałem już nie odpowiadać na posty fedora, bo nie mam zamiaru już legitymizować postawy oskarżeń, z pominięciem warstwy merytorycznej, ale tu akurat jest aspekt merytoryczny, do tego na tyle kluczowy, że powinienem go skomentować. |
Jak zwykle Dyszyński nie wytrzymał zbyt długo, żeby nie zaprzeczyć samemu sobie. Już na samym początku wychodzi twoja niekonsekwencja i dwulicowość. Z jednej strony twierdzisz, że nie chcesz legitymizować postawy oskarżeń bez warstwy merytorycznej, ale zaraz zaczynasz to robić – bo co to, jeśli nie legitymizowanie, gdy wchodzisz w dyskusję i nadajesz znaczenie bezpodstawnym zarzutom? Skoro z góry zakładasz, że postawa jest oskarżeniem, zamiast skoncentrować się na merytoryce, sam wprowadzasz podział i uprzedzenia. Jesteś czystym hipokrytą, który nie rozumie, że prawdziwa dyskusja zaczyna się tam, gdzie odkłada się uprzedzenia
Michał Dyszyński napisał: | Co jest tak naprawdę kluczowym błędem zwolenników literalności (będę ich skrótowo nazywał też „literalistami”) odczytu Biblii, przeciwstawianej (posłużę się sformułowaniem z cytatu, choć nazwać rzecz można różnymi słowami) "wymyśleniu wymówek interpretacji" i "rozmywaniu znaczenia"? |
Przede wszystkim twoja próba szybkiego zdyskredytowania literalistów przez uprzedzające nazwanie ich „literalistami” brzmi jak tani chwyt erystyczny, a nie uczciwa analiza. Nie potrafisz postawić sprawy jasno, zamiast tego bawisz się w manipulację językiem, żeby łatwo ich ośmieszyć. To znak, że twoja argumentacja jest słaba, skoro musisz uciekać się do takich sztuczek. Tak samo z tym „wymyśleniem wymówek interpretacji” i „rozmywaniem znaczenia” – nie przedstawiasz konkretów, tylko wrzucasz frazesy, które mają brzmieć jak racjonalne zarzuty, ale w istocie nie niosą nic poza chaosem pojęciowym
Michał Dyszyński napisał: | Tym błędem jest ODGÓRNE ZAŁOŻENIE, że - jeśli występuje interpretowanie, to będzie ono na pewno właśnie jakimś szukaniem wymówek, czy inaczej odchodzeniem od owego dobrego traktowania tekstu w stronę złego. |
Twoje wykrzyknienie „ODGÓRNE ZAŁOŻENIE” to kolejny tani chwyt mający zrobić wrażenie powagi, ale w rzeczywistości niczego nie udowadnia. Twierdzisz, że jest złe zakładać, iż interpretowanie jest „szukaniem wymówek” – ale gdzie są twoje dowody, że odejście od literalizmu jest lepsze? Twoje bredzenie o „dobrym traktowaniu tekstu” brzmi jak pusta gadanina bez pokrycia. Biblia jasno mówi, że „Przebadajcie Pisma, czy tak jest” (J 5,39) – to nakaz do dokładnej analizy, a nie do pochopnego szufladkowania interpretacji. Twoje uproszczenia są dziecinne i pokazują, że nie masz pojęcia o prawdziwej hermeneutyce
Michał Dyszyński napisał: | - jednocześnie w drugą stronę mamy też niejawne założenie, że jak się potraktuje tekst literalnie, to odbierze się właśnie to jedyne, słuszne na 100%, pewne znaczenie, które zawarł w słowach twórca danego tekstu. |
To, co ty nazywasz „niejawnym założeniem”, to po prostu prawda, której ty nie chcesz zaakceptować. Jeśli traktujesz Pismo jako Boże Słowo, to literalne rozumienie jest naturalną, podstawową drogą poznania prawdy. Nie jest to założenie, lecz zdrowy rozsądek. Twoja próba przedstawienia tego jako coś negatywnego jest manipulacją czystej wody. Biblia mówi przecież: „Wszystkie Pisma są natchnione przez Boga i pożyteczne do nauki, do przekonywania, do poprawiania, do wychowywania w sprawiedliwości” (2 Tm 3,16) – to literalny tekst, który powinien być przyjmowany z pełnym szacunkiem, a nie rozmywany przez twoje fałszywe „interpretacje”
Michał Dyszyński napisał: | Oba te założenia są po prostu naiwne i fałszywe. Inaczej mówiąc: ani interpretowanie przez umysł nie jest z zasady drogą ku "wymówkom i rozmywaniu" (choć MOŻE takim być, ale NIE MUSI, a wręcz często nie jest), ani literalny odczyt nie jest z zasady dobry (raczej jest pusty, niedocierający do treści, raczej jest wedle zasady "jednym uchem weszło, a drugim wyszło"). |
Jak można tak bezczelnie kłamać? Twierdzisz, że interpretowanie „często nie jest” drogą do wymówek, a jednocześnie piszesz, że literalny odczyt jest „raczej pusty” i „jednym uchem weszło, drugim wyszło”? To jawna sprzeczność. Skąd masz odwagę mówić, że literalne czytanie Biblii jest puste? Przecież to jest fundament całej wiary. Bez literalnego tekstu Biblia traci sens, a ty go ignorujesz, bo wolisz swoje wymyślone „głębokie” interpretacje, które w rzeczywistości tylko zaciemniają prawdę. Biblia mówi: „Słowo Boże jest żywe i skuteczne” (Hbr 4,12), a ty je trywializujesz do pustych słów bez znaczenia
Dyszyński, twoja argumentacja to mieszanina manipulacji, sprzeczności i błędów logicznych, które pokazują, że nie masz ani podstawowego zrozumienia Biblii, ani prawdziwej merytoryki. Twój tekst nie jest analizą, tylko chaotycznym zbiorem wymówek, które mają osłabić literalny sens Pisma, choć Biblia wyraźnie wskazuje, że to właśnie literalne Słowo jest fundamentem wiary i życia
Michał Dyszyński napisał: | Zwolennicy literalności USTAWIAJĄ SOBIE PROBLEM po linii swojego traktowania go, nie troszcząc się o to, czy ku takiemu podejściu istnieją obiektywne przesłanki. |
Jak śmiesz zarzucać literalistom, że ustawiają sobie problem wedle własnego widzimisię, skoro to ty sam robisz dokładnie to samo? Twierdzisz, że literalni czytelnicy ignorują „obiektywne przesłanki”, a sam ignorujesz podstawową logikę, jaką jest znaczenie słów według ich naturalnego sensu. Literalizm opiera się na obiektywnym czytaniu tekstu, a nie na wymyślaniu z góry gotowych interpretacji. Ty natomiast podajesz swoje „przesłanki” bez żadnego solidnego uzasadnienia, tylko po to, by uderzyć w literalistów. Hipokryzja się tu po prostu wylewa
Michał Dyszyński napisał: | Zwolennicy literalności z góry zakładają swoją wersję, nie badając jak odbiór jakiegokolwiek przekazu w rzeczywistości działa w psychice ludzkiej, bo gdzieś w tle pogania ich emocja negowania człowieczej aktywności, pomysłowości, twórczości. |
Znowu rozkładasz argument na emocje, jakby literalizm był jedynie wynikiem nieprzemyślanej reakcji emocjonalnej, a nie racjonalnej analizy tekstu. To kolejny przejaw twojej ignorancji. Literalni czytelnicy Biblii nie negują człowieczej aktywności ani twórczości – wręcz przeciwnie, uznają, że rozum jest darem Bożym i trzeba go stosować do zrozumienia Pisma, ale w ramach tego, co tekst rzeczywiście mówi. To ty projektujesz na nich swoje własne uprzedzenia, nazywając to „emocją negowania”. Gdzie twoje dowody na tę emocjonalność? To twoje bezpodstawne wywody, które próbują zdyskredytować przeciwników
Michał Dyszyński napisał: | Zwolennicy literalności są jednocześnie w tle zwolennikami uznania człowieka z tego, który – jeśli się za coś bierze – to wszystko raczej psuje, a nie prowadzi ku dobru. |
To jest po prostu obrzydliwa insynuacja, którą rzucasz bez cienia wstydu. Jak możesz bezczelnie twierdzić, że literalni czytelnicy Biblii uważają człowieka za wadliwe dzieło? Przecież Pismo jasno mówi, że człowiek został stworzony na obraz Boga (Rdz 1,27), a grzech i upadek to coś, co należy przezwyciężać, a nie rozkładać na czynniki pierwsze jako cechę „wadliwości” z definicji. To ty tu wciskasz jakąś ideologię integrystów, by z góry zdyskredytować literalistów. Ale Biblia mówi inaczej – „Albowiem Bóg nie posłał Syna swego na świat, aby sądził świat, ale aby świat zbawił przez Niego” (J 3,17). Twój zarzut jest bezczelny i fałszywy
Michał Dyszyński napisał: | Nie jest przypadkiem, że częstymi wyznawcami literalności są integryści, którzy ogólnie traktują człowieka jako wadliwe dzieło Boga. |
Po pierwsze, to twierdzenie jest bezpodstawne i generalizujące na poziomie czystej demagogii. Po drugie, sam wiesz, że nikt nie uważa człowieka za „wadliwe dzieło Boga” w rozumieniu literalnym, to twoje wykrzywianie. Po trzecie, wiara literalna opiera się na poszanowaniu tekstu, a nie na jakiś ideologiach integrystycznych, które ty tu pragniesz widzieć na każdym kroku. To ty jesteś tu, który chce uciec od prawdy, bo boisz się jasnego, literalnego rozumienia Pisma
Michał Dyszyński napisał: | Literaliści, integryści bowiem na tym budują swoją narrację: człowiek jest grzeszny, wadliwy, zły i jeśli coś robi sam, jeśli decyduje od siebie, to zapewne podejmuje decyzje błędne, złe, grzeszne, czyli lepiej nawet byłoby, aby nic nie robił w to miejsce, niż te decyzje podejmował. |
Twoje słowa to typowy przykład niszczenia i deprawowania dobrego imienia. Biblia jasno mówi, że człowiek jest grzeszny, ale też jest kochany przez Boga i powołany do dobra. To ty tu celowo wyciągasz z kontekstu fragmenty, by przedstawić ludzi wiernych literalnemu podejściu jako pesymistów, którzy nie widzą w człowieku nic dobrego. Takie ujęcie jest fałszywe i antybiblijne, bo Święte Pismo naucza: „Albowiem wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej” (Rz 3,23), ale też „Jeśli się więc ktoś znajduje w Chrystusie, nowym jest stworzeniem” (2 Kor 5,17). To jest przesłanie nadziei, nie destrukcji. Ty natomiast sprowadzasz wszystko do czarno-białego schematu, który nie ma nic wspólnego z prawdziwą wiarą i rozumieniem Pisma
Twój atak na literalistów jest bezpodstawny, pełen fałszywych insynuacji i manipulacji. Twoje oskarżenia o emocjonalne motywacje, negowanie człowieka i bycie integrystą są niczym więcej niż tanim chwytem pozbawionym jakiejkolwiek solidnej argumentacji. Biblia stoi po stronie jasnego, literalnego czytania tekstu, a ty zaślepiony własnymi ideami próbujesz to zniszczyć
Michał Dyszyński napisał: | Tu od razu chcę zastrzec, że ja sam nie obstawiam stanowiska przeciwnego do wyżej opisanego. |
Próbujesz się wybielić, udając, że nie jesteś przeciwnikiem literalizmu, a zaraz potem lecisz z kolejnymi zarzutami. To typowa zagrywka obrońcy, który nie chce się przyznać do jasnego stanowiska, bo wie, że sam sobie przeczy
Michał Dyszyński napisał: | Nie twierdzę, że decyzje człowieka nie mają w sobie ryzyka błędu, grzeszności, a wręcz przyjmuję, że to ryzyko nieraz się zmaterializuje i człowiek błędne decyzje podejmie. |
A kto by temu zaprzeczył? To banalne, oczywiste i nie wymaga żadnego komentarza. Tylko że ty tutaj próbujesz to podać jako jakąś wielką „nowość” czy kontrargument przeciwko literalizmowi, podczas gdy właśnie Biblia uczy tego samego. „Albowiem wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej” (Rz 3,23). To nie jest twoja zasługa ani wymysł, to podstawa chrześcijańskiej doktryny
Michał Dyszyński napisał: | Tak więc moje spostrzeżenia nie będą poprawnie zanegowane, jeśli ktoś spróbuje odwrócić moją uwagę o tym, że nie godzę się na przypisywanie człowiekowi Z GÓRY błędności, na to, aby (rzekomo) z góry uznawać te decyzje za słuszne. |
Już sama ta forma — „nie godzę się” — brzmi jak dziecinne capnięcie się za słówko, zamiast merytoryczna dyskusja. Poza tym co to za zarzut? Nikt nie twierdzi, że decyzje człowieka są z góry tylko złe lub tylko dobre. Biblia pokazuje właśnie tę walkę między grzechem a łaską. Ty więc bezsensownie bronisz czegoś, co każdy wierzący doskonale rozumie, a jednak próbujesz wmówić, że literalni odczytywacze są tu jacyś skrajni i naiwni
Michał Dyszyński napisał: | Stoję na stanowisku, które chyba każdy dobrze kojarzy z tym, jakie jest życie – że człowiek podejmuje decyzje gdzieś pośrodku, czyli jedne wadliwe, drugie słuszne, jedne pomylone, inne trafione i użyteczne. |
Twoje „pośrodku” to kolejny banał, który nie wnosi nic nowego, ale służy temu, by rozmyć jasność i prostotę Pisma, które właśnie mówi o potrzebie wyraźnego rozróżnienia dobra od zła. W Księdze Powtórzonego Prawa 30,19 mamy wyraźne wezwanie: „Wybierz życie, abyś żył”. Biblia nie nawołuje do kompromisów „gdzieś pośrodku”, tylko do świadomego wyboru. Ty więc działasz na rzecz rozmywania, które sam tak ostro krytykowałeś u literalistów
Michał Dyszyński napisał: | Życie jest bardziej skomplikowane niż gdyby je chcieć sprowadzać do skrajności. |
Życie może i jest skomplikowane, ale prawda jest jedna. Biblia nie komplikuje, tylko pokazuje realne wybory i ich konsekwencje. Twoje uciekanie w „skomplikowanie” to tani sposób na odwrócenie uwagi od konieczności jasnej i nieuchronnej oceny moralnej
Michał Dyszyński napisał: | Gdyby jednak nawet uznać, że dobro vs zło w ludzkich decyzjach jest idealnie pośrodku, że mamy fifty – fifty w ostatecznej średnio owych decyzji ocenie, to dalej pojawi się pytanie: w takim razie czy te decyzje podejmować, czy nie?… |
To pytanie jest czystą erystyką, którą sam sobie stawiasz, by po chwili zasugerować, że decyzje podejmować trzeba. To jakbyś chciał udawać, że nawet jeśli wszystko jest na pół, to i tak najlepiej podążać za tym, co ci się wydaje. Biblia jednak nie daje przyzwolenia na samowolę. „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” (Mt 7,1), ale też „Badajcie wszystko, co dobre” (1 Tes 5,21). Decyzje trzeba podejmować zgodnie z Bożym słowem, a nie wedle własnych „interpretacji”, które ty tak ochoczo gloryfikujesz
Michał Dyszyński napisał: | Już minimalny już rozsądek podpowie nam, że NIE DA SIĘ ŚWIADOMIE PRZEŻYĆ ŻYCIA, NIE PODEJMUJĄC W NIM DECYZJI. |
No i tu jesteśmy zgodni, ale ty znów wplatasz to jako jakiś argument na rzecz „interpretacji”, a nie literalnego czytania. Literalista nie mówi, że nie podejmujesz decyzji, tylko że decyzje muszą być oparte na prawdzie, a nie na własnym widzimisię. Biblia mówi jasno: „Zaufaj Panu z całego serca i nie polegaj na swoim rozumie” (Prz 3,5). Ty tymczasem lansujesz fałszywą wolność i samowolę
Michał Dyszyński napisał: | I nawet w maksymalnie „literalnym” odczycie czegokolwiek (w tym Biblii) w istocie będą zaszyte różne osobiste decyzje, interpretacje. |
To jest ostatnia twoja pułapka. Mówisz, że nawet literalista nie uniknie interpretacji, więc literalizm jest bez sensu. Ale to jest fałszywa dychotomia. Każde czytanie wymaga interpretacji, ale interpretacja nie oznacza, że można dowolnie przekręcać sens. Literalizm to zobowiązanie do wiernego oddania znaczenia tekstu, a nie twój wytrych do rozmywania i relatywizowania. Biblia ostrzega przed fałszywymi nauczycielami, którzy „przekręcają słowa prawdy” (2 Tym 2,15). Twoja narracja jest tylko kolejnym przekręceniem, które ma na celu zniszczyć pewność Słowa Bożego. Twoje słowa są puste i pozbawione mocy, bo prawda zawsze przetrwa, nawet jeśli ty próbujesz ją zagłuszyć gadaniną o „interpretacjach”
Michał Dyszyński napisał: | To jest właśnie owo przeoczenie piewców literalności, z którego oni nie chcą sobie zdawać sprawy – że i tak nie ma najmniejszych szans na ów prawdziwie literalny odczyt, |
Pokazujesz, że nie rozumiesz, czym jest literalizm, albo celowo go zniekształcasz. Literalny odczyt nie zakłada, że nie ma interpretacji – to twoje fałszywe uproszczenie. Literalizm to podejście, które stara się zrozumieć tekst zgodnie z jego dosłownym znaczeniem, a nie wyrzucać interpretację jako taką
Michał Dyszyński napisał: | bo to co literaliści biorą za „odczyt bez interpretowania”, jest wciąż jak najbardziej wciąż interpretowaniem, tylko interpretowaniem w nieco innym stylu, niż interpretują ci, którzy literalności nie głoszą. |
To kolejny twój fałszywy zabieg – przedstawiasz literalizm jako coś nierealnego, „coś, czego nie da się osiągnąć”, aby później się z tego śmiać i obalać. Ale kto w ogóle twierdzi, że literalny odczyt to brak jakiejkolwiek interpretacji? To absurdalne uproszczenie i pokazuje tylko, że atakujesz coś, czego nikt nie broni
Michał Dyszyński napisał: | Nie da się bowiem niczego przeczytać tak, aby treść dotarła do świadomości, a przy tym nie interpretować tego. |
To truizm. Ale ty to mówisz jakbyś odkrył Amerykę i żeby zdyskredytować literalizm, który nigdy nie zakładał inaczej. Interpretacja jest nieodzowna nawet w dosłownym czytaniu, ale różnica polega na tym, czy jest ona zgodna z tekstem, czy jest dowolnym wymysłem
Michał Dyszyński napisał: | Już nawet zrozumienie pojedynczego słowa tekstu jest zinterpretowaniem, co owo słowo znaczy. |
No tak, przecież to oczywiste, ale twoje insynuacje idą w stronę tego, że literalizm to jakieś nieosiągalne złudzenie. W rzeczywistości każdy wierny czytelnik Biblii – i literalista, i nie – musi przypisywać słowom znaczenie. Literalista robi to na podstawie kontekstu i oryginalnego znaczenia słowa, ty zaś próbujesz wmówić, że to „interpretacja”, którą można dowolnie zmieniać. To manipulacja
Michał Dyszyński napisał: | Już połączenie dwóch słów w szerszy kontekst jest zinterpretowaniem tego kontekstu. |
Tak, ale to jest normalne działanie rozumu. Literalizm nie odrzuca rozumowego łączenia słów, tylko odrzuca dowolne nadinterpretacje. Ty próbujesz wmówić, że skoro jest interpretacja, to literalizm jest bezużyteczny, a to fałsz i niekonsekwencja
Michał Dyszyński napisał: | Już zrozumienie, o co chodzi w pojedynczym zdaniu, jest interpretacją pomniejszych interpretacji – jest interpretacją całościową (zdaniową) tych interpretacji pojedynczych słów, jakie ktoś odczytał. |
No i co z tego? Ty chcesz, żebyśmy zapomnieli o jasności przekazu i zgodności z kontekstem, a w zamian proponujesz chaos i relatywizm. Biblia jasno pokazuje, że prawda jest do uchwycenia i literalizm to próba zachowania tej prawdy, a nie jej rozmywania. Ty zaś działasz na rzecz totalnego rozmycia znaczenia pod pretekstem, że „interpretacja zawsze jest”, co jest tanią i przejrzystą zagrywką bez pokrycia w realnym rozumieniu literalizmu
Michał Dyszyński napisał: | Przekonanie, że istnieje coś takiego jak „niezakłócony interpretacją, literalny wierny oryginałowi odczyt” jest iluzją. Nic takiego nie istnieje! |
To ty tu grasz iluzjonistę, bo sam stawiasz absurdalną tezę, by ją potem bezlitośnie obalić i pokazać, że literalizm to ślepa ulica. Ale prawda jest taka, że literalny odczyt nie ma na celu znalezienia „niezakłóconego interpretacją” odczytu, lecz próbę zrozumienia tekstu zgodnie z jego naturalnym, historycznym i gramatycznym znaczeniem, a nie wymyślanie „głębokich kontekstów”, które rozmywają jasność słów. Twoje podważanie tego tylko pokazuje, że albo nie rozumiesz literalizmu, albo celowo go przekłamujesz
Michał Dyszyński napisał: | Są tylko jedne interpretacje naprzeciw innych interpretacji. |
To banał. Ale ty tworzysz z tego argument przeciw literalizmowi, jakby literalizm miał równać się dowolnej, przypadkowej interpretacji. Literalizm to próba odrzucenia interpretacji „naprzeciw interpretacji” i szukanie pierwotnego znaczenia, a nie jakiegoś subiektywnego, wygodnego wymysłu
Michał Dyszyński napisał: | Są interpretacje, które głębiej sięgają w konteksty, rozumienie choćby historycznych odniesień danej frazy, a są takie, które ucinają znaczenia na najbardziej trywialnym poziomie. |
No i tu cię mam – to literalista właśnie bierze pod uwagę kontekst historyczny i językowy, a ty próbujesz wmówić, że to sprzeczne z literalizmem. To ty tu gubisz się we własnej "logice"
Michał Dyszyński napisał: | Co ciekawe wielu zwolenników „literalności” w odczycie Biblii za chwilę np. sięgnie po głębszą analizę biblistów, |
A to jest właśnie prawdziwa konsekwencja literalizmu – uznanie, że trzeba znać kontekst językowy i historyczny, by odczytać literalnie, a nie wyrywać słowa z kontekstu. To ty manipulujesz, pokazując to jako sprzeczność
Michał Dyszyński napisał: | Wtedy literaliści już „zapomną”, że przed chwilą głosili tylko literalny odczyt Biblii, |
Nic nie "zapominają", to ty tu kłamiesz. Literalizm to nie wyrywanie z kontekstu i dosłowność bez rozumu, lecz rozumienie tekstu w jego pełni, co wymaga badań i nauki. To twoja hipokryzja i ignorancja każe ci udawać, że jest inaczej
Michał Dyszyński napisał: | a przecież głębsza analiza językowa jest (całkiem głęboką) interpretacją. |
Oczywiście, ale ty robiąc z tego zarzut, sugerujesz, że interpretacja zawsze rozmywa znaczenie, co jest nieprawdą. To właśnie właściwa, naukowa interpretacja pomaga dotrzeć do prawdy, a nie ją rozmywać, jak ty twierdzisz
Michał Dyszyński napisał: | Więc literaliści najczęściej są po prostu hipokrytami w kwestii uznawania, iż ich interpretacje są interpretacjami. |
Ty tu zachowujesz się jak typowy fałszywy oskarżyciel – wyciągasz pojedyncze fakty, wykręcasz je i rzucasz bezpodstawne oskarżenia o hipokryzję, podczas gdy doskonale wiesz, że każda prawdziwa szkoła interpretacji, w tym literalizm, zakłada, że rozum jest konieczny. Twoja narracja to tania propaganda, a nie rzeczowa krytyka
Michał Dyszyński napisał: | Więc literaliści najczęściej są po prostu hipokrytami w kwestii uznawania, iż ich interpretacje są interpretacjami. |
To jest żałosna próba zdyskredytowania literalistów przez ciebie, bo przypisujesz im brak uczciwości tam, gdzie jedyne, co robią, to trzymają się jasnej zasady, że ich podejście to nie dowolne manipulowanie tekstem, lecz poszukiwanie znaczenia zgodnego z jego naturalnym sensem. To ty robisz zamieszanie, a nie oni
Michał Dyszyński napisał: | W gruncie rzeczy to literaliści interpretują jak wszyscy, często wręcz interpretują (w sensie nawet naciągania rozumienia pod własne założenia) bardziej niż inni, |
Skąd ta bezczelna projekcja? To ty zarzucasz literalistom naciąganie pod własne założenia, podczas gdy to właśnie ty robisz wszystko, by interpretować tekst pod swoje wygodne tezy, ignorując ich sens. Ty nie jesteś neutralnym obserwatorem, ty jesteś aktywnym manipulatorem
Michał Dyszyński napisał: | przy tej okazji nie przyznają się uczciwie do swoich praktyk, a za to wpierają światu legendę, że „oni wcale nie interpretują”, zaś „tamci interpretują, aby rozmywać i szukać sobie wymówek”. |
To jest zwykła insynuacja, bez żadnego pokrycia w faktach. Literalni interpretatorzy nigdy nie twierdzili, że nie interpretują, lecz że ich interpretacja jest jak najbliższa temu, co autor chciał przekazać, a nie manipulacją dla wygody czy ideologii. To ty i tobie podobni moderniści kreujecie fałszywy obraz literalizmu
Michał Dyszyński napisał: | W gruncie rzeczy nie mają żadnych twardych podstaw ku temu, że inni „szukają wymówek” bardziej niż oni. |
A to już twoje projekcje na maksa. Literaliści opierają swoje podejście na jasności i prostocie tekstu, ty zaś wrzucasz wszystko do jednego worka „szukania wymówek”, bo boisz się klarowności, która obnaża twoje wygodne fałszywe interpretacje
Michał Dyszyński napisał: | To jest tylko narracja, to jest z góry wciskane założenie, którego podstawą jest chciejstwo literalistów, a by to obserwatorzy zechcieli potraktować. Jest ich chciejstwo i nic ponad nie. |
Tak, ty tu jesteś mistrzem narracji, wciskającej fałszywe tezy pod przykrywką „obiektywizmu”. Twoje „chciejstwo” jest widoczne jak na dłoni – chcesz odrzucić literalizm, bo nie potrafisz go obalić merytorycznie, więc atakujesz go personalnie i manipulujesz faktami. Nie ma u ciebie ani krzty uczciwości
Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Sob 14:09, 11 Paź 2025, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36860
Przeczytał: 65 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 19:55, 11 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Pociągnę jeszcze kwestię literalizmu odczytu ogólniej – pytaniem o sens literalizmu w odniesieniu do dowolnego tekstu. To naświetli kontekst sprawy.
Czy możemy powiedzieć z góry, że literalny odczyt tekstu jest jakoś wyróżniony względem odczytu interpretującego, nawet interpretującego w sposób pełen hipotez, pytania o alternatywy, wątpienia w różne aspekty przekazywanych idei itp.? Bo ja twierdzę, że takie przekonanie byłoby wysoce karkołomne.
Weźmy na początek praktycznie dowolną poezję – czy odczytując tylko zewnętrzną warstwę przekazu wiersza będziemy tu jakoś mądrzejsi w swoim postępowaniu, niż osoba interpretująca dany wiersz poruszając w sobie wiele strun emocjonalnych, pytań, odczuć, hipotez?…
Co by właściwie robili poloniści na lekcjach w szkole, gdyby nie mogli rozkminiać w licznych dyskusjach „co poeta w tym wierszu chciał powiedzieć?”.
Weźmy nawet dowolną maturę z polskiego, gdzie uczniowie dostaję zadania interpretacji jakiegoś nowego tekstu, albo podanego fragmentu, albo dobrze znanego dzieła literackiego W NOWYM KONTEKŚCIE PYTANIA o coś tam, co pewnie wprost na lekcjach nie było omawiane. Czy twardy zwolennik literalizmu względem polonistycznych zadań maturalnych miałby szansę w ogóle zaliczyć maturę?…
Ale weźmy też tekst naukowej pracy (praktycznie dowolnej) i zadajmy sobie pytanie: czy lepiej by było, aby czytelnik tego tekstu ograniczył się ściśle do tego, co w tekście napisano, czy może jednak bardziej właściwym potraktowaniem byłoby zastanawianie się nad konsekwencjami postawionych tez, rozkminianie metod eksperymentalnych, może zajrzenie do bibliografii, aby porównać tekst bieżący z tezami poprzedników eksplorujących dane zagadnienie?…
Zastanawiam się, czy wiele mogę podać przykładów tekstu, w których jednak literalne podejście będzie zaletą. To, co mi tu przychodzi do głowy to może typowa książka kucharska, albo instrukcja obsługi czegoś. Wtedy faktycznie chyba nie ma sensu stawiać sobie dodatkowych pytań, a ograniczenie się do najbardziej powierzchownego odczytu będzie tym domyślnym, spełniającym cel danego tekstu podejściem. Ale już dzieła literackie, filozoficzne, poetyckie – wręcz chyba aż proszą się o to, aby je zacząć interpretować. Po co komu właściwie byłoby skonsumowanie tylko jednej – tej wierzchniej warstwy sensu?…
- Żeby nauczyć się tego na pamięć?…
- Żeby jednym okiem weszło, a drugim wyszło, bo do niczego nie należałoby tego odnosić?
Przecież na tym chyba właśnie polega cel i sens czytania czegoś, że chcemy mieć z tego jakieś odczucie, jakąś inspirację do czegoś, przemyślenia, refleksje, emocje…
To z tej perspektywy spytajmy na koniec o Biblię. Czy Biblia jest jakimś tu wyjątkiem?…
- Czy, choć większość pozostałych dzieł literackich czytamy po to, aby coś w nas poruszyły, aby poczuć w sobie ten odzew, te pytania, wątpliwości, które w sobie potem rozwiążemy, to percepcję Biblii należy ograniczyć do jakiejś literalności, czyli do tej pierwszej warstwy odczytu, a potem zablokować w sobie to wszystko, co prowadziłoby do głębszych interpretacji, co stawia pytania?…
Dlaczego właściwie tak nienaturalnie (w kontekście w ogóle większości dzieł pisanych) mielibyśmy akurat Biblię potraktować? Czemu miałoby to służyć?...
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 21:14, 11 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
fedor
Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15931
Przeczytał: 81 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 20:47, 11 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Dokonajmy bezlitosnej dekonstrukcji kolejnych głupot i manipulacji wypisywanych przez Dyszyńskiego
Michał Dyszyński napisał: | Pociągnę jeszcze kwestię literalizmu odczytu ogólniej – pytaniem o sens literalizmu w odniesieniu do dowolnego tekstu. To naświetli kontekst sprawy. |
Nie, to wcale nie „naświetla kontekstu”, tylko natychmiast zaciemnia go przez wrzucenie wszystkiego do jednego worka. Zaczynasz od prymitywnego błędu metodologicznego: próbujesz rozciągnąć problem literalizmu biblijnego na „dowolny tekst”, jakby Pismo Święte miało taki sam status jak tekst z matury, poezja liryczna czy artykuł naukowy. To fundamentalne nieporozumienie, a właściwie manipulacja. Właśnie dlatego literalizm w odniesieniu do Biblii ma wyjątkowy charakter: bo zgodnie z doktryną chrześcijańską i nauką Kościoła katolickiego, do którego podobno należysz, zgodnie z twoimi własnymi deklaracjami, to nie jest zwykły tekst ludzki, tylko słowo Boże, dane przez Ducha Świętego. A ty próbujesz go zbanalizować przez absurdalne uogólnienie
Michał Dyszyński napisał: | Czy możemy powiedzieć z góry, że literalny odczyt tekstu jest jakoś wyróżniony względem odczytu interpretującego, nawet interpretującego w sposób pełen hipotez, pytania o alternatywy, wątpienia w różne aspekty przekazywanych idei itp.? Bo ja twierdzę, że takie przekonanie byłoby wysoce karkołomne. |
Nie, nie jest to „karkołomne”, tylko konieczne. Literalny odczyt to punkt wyjścia – bez niego nie masz żadnego sensu, bo nie wiesz, co zostało powiedziane. Hipotezy, alternatywy, wątpienia – wszystko to ma sens dopiero, gdy istnieje zakotwiczenie w literalnym przekazie. Jeśli go porzucasz, unosisz się w powietrzu bez punktu odniesienia. Co więcej, w kontekście Biblii to nie jest „jeden z możliwych wariantów”, tylko fundament. Literalny sens to to, co Bóg naprawdę powiedział. Cała twoja „epistemologiczna” poza to tylko zasłona dymna, która ma zamazać prostą i niewygodną dla ciebie prawdę: nie chcesz, żeby Biblia znaczyła to, co mówi, bo wtedy musiałbyś się jej podporządkować. A to u ciebie w żadnym wypadku nie przejdzie, bo jesteś liberałem i anarchistą, który kompletnie pomylił się z życiowym powołaniem, bo ubzdurałeś sobie, że jesteś niby wyznawcą chrześcijaństwa, choć to jest właśnie religia, która wymaga przede wszystkim posłuszeństwa i podporządkowania Chrystusowi i założonemu przez Niego Kościołowi (Mt 16,18; Hbr 13,17)
Michał Dyszyński napisał: | Weźmy na początek praktycznie dowolną poezję – czy odczytując tylko zewnętrzną warstwę przekazu wiersza będziemy tu jakoś mądrzejsi w swoim postępowaniu, niż osoba interpretująca dany wiersz poruszając w sobie wiele strun emocjonalnych, pytań, odczuć, hipotez?… |
Znowu ten sam fałszywy chwyt: porównujesz Pismo Święte do poezji. Ale Biblia to nie liryka ani zbiór emocjonalnych nastrojów poety. To nie dzieło impresjonisty, tylko - zgodnie z całym jej przesłaniem - komunikat od Boga, mający wyraźny cel zbawczy. Bóg nie mówi do odbiorców przez mgłę sugestii i niedopowiedzeń. Język biblijny zawiera metafory i symbole, ale literalny sens nadal obowiązuje – bo oznacza to, co autor natchniony zamierzał powiedzieć, a nie to, co tobie akurat „brzmi”. Równie dobrze mógłbyś twierdzić, że regulamin BHP w elektrowni jądrowej też powinien być odczytywany emocjonalnie i w trybie hipotezy. To absurd i piramidalny nonsens do sześcianu. Uciekasz w przenośnie, "głębsze sensy", "hipotezy" i "alternatywne metafory", bo nie możesz znieść tego, co Pismo mówi do ciebie wprost i czego od ciebie wymaga. Nie trawisz jakichkolwiek wymogów i dyscypliny. Typowy anarchista, liberał i do tego modernista. Typowy Dyszyński
Michał Dyszyński napisał: | Co by właściwie robili poloniści na lekcjach w szkole, gdyby nie mogli rozkminiać w licznych dyskusjach „co poeta w tym wierszu chciał powiedzieć?”. |
Poloniści rozkminiają, bo często sami nie wiedzą, co poeta chciał powiedzieć, i muszą spekulować. A to dlatego, że poeta nie jest nieomylny, nie jest autorytetem prawdy i nie zamierza nikogo zbawić. A teraz porównujesz to do natchnionego Pisma Świętego, które według nauki twojego własnego Kościoła „bez błędu przekazuje to, co Bóg zechciał objawić dla naszego zbawienia” (Dei Verbum, 11). Porównywanie Biblii do poezji szkolnej jest niedorzeczne – i dobrze o tym wiesz, tylko brniesz dalej, żeby uratować swoją postmodernistyczną mgłę interpretacyjną
Michał Dyszyński napisał: | Weźmy nawet dowolną maturę z polskiego, gdzie uczniowie dostaję zadania interpretacji jakiegoś nowego tekstu, albo podanego fragmentu, albo dobrze znanego dzieła literackiego W NOWYM KONTEKŚCIE PYTANIA o coś tam, co pewnie wprost na lekcjach nie było omawiane. Czy twardy zwolennik literalizmu względem polonistycznych zadań maturalnych miałby szans w ogóle zaliczyć maturę?… |
Po pierwsze: znowu zrównujesz Biblię z tekstem z arkusza maturalnego. To już staje się żenujące. Po drugie: nawet matura z polskiego nie polega na dowolnym zmyślaniu i robieniu z tekstu plasteliny. Są granice interpretacyjne, są sensy, które są błędne, i są pytania testowe, które wymagają konkretnej odpowiedzi. Gdybyś na maturze pisał wypracowanie według swoich zasad – że tekst może znaczyć wszystko, co akurat pasuje do twojego samopoczucia – to matury byś nie zdał. Sam obalasz swoją argumentację przez ten zły przykład
Michał Dyszyński napisał: | Ale weźmy też tekst naukowej pracy (praktycznie dowolnej) i zadajmy sobie pytanie: czy lepiej by było, aby czytelnik tego tekstu ograniczył się ściśle do tego, co w tekście napisano, czy może jednak bardziej właściwym potraktowaniem byłoby zastanawianie się nad konsekwencjami postawionych tez, rozkminianie metod eksperymentalnych, może zajrzenie do bibliografii, aby porównać tekst bieżący z tezami poprzedników eksplorujących dane zagadnienie?… |
A teraz próbujesz zamienić Pismo Święte w artykuł z „Nature” albo „Science”. Tyle że znowu zapominasz o podstawowej różnicy: naukowa praca jest otwarta na rewizję, zawiera tezy ludzkie i wnioski, które mogą być fałszywe. Biblia natomiast, jako objawione Słowo Boże z definicji nie podlega temu. Przez analogię – twoja próba „docierania do sensu” przez „hipotezy” i „rozkminy” jest jak próba przepisania prawa grawitacji w oparciu o własne odczucia. Literalny sens tekstu naukowego jest właśnie podstawą jakiejkolwiek krytycznej analizy. Gdybyś nie wiedział, co autor napisał, nie miałbyś punktu wyjścia do czegokolwiek. I właśnie dlatego twoja sugestia, że literalizm jest z gruntu podejrzany, jest nie tylko błędna, ale wewnętrznie sprzeczna – bo każda twoja „hipoteza” zależy i tak od tego, co literalnie zostało powiedziane. Gdybyśmy traktowali teksty naukowe według twojego schematu, to nawet wzór E=mc² byłby „do interpretacji zależnej od bieżących okoliczności” i emocji
Michał Dyszyński napisał: | Zastanawiam się, czy wiele mogę podać przykładów tekstu, w których jednak literalne podejście będzie zaletą. |
Zastanawiasz się dopiero teraz? To pokazuje, że cała twoja argumentacja nie ma oparcia w żadnym mocnym fundamencie. Idziesz na żywioł, snując spekulacje bez wcześniejszego rozeznania. Jeśli dopiero w tym momencie zadajesz sobie pytanie, czy literalizm może być zaletą, to znaczy, że twoje wcześniejsze twierdzenia były gołosłowne, oparte nie na refleksji, tylko na ideologicznej odruchowości. A mimo to próbujesz kształtować zasady odczytu Pisma Świętego — nie mając nawet rozstrzygniętej podstawowej kwestii. To dyskwalifikuje cię jako partnera do poważnej dyskusji
Michał Dyszyński napisał: | To, co mi tu przychodzi do głowy to może typowa książka kucharska, albo instrukcja obsługi czegoś. Wtedy faktycznie chyba nie ma sensu stawiać sobie dodatkowych pytań, a ograniczenie się do najbardziej powierzchownego odczytu będzie tym domyślnym, spełniającym cel danego tekstu podejściem. |
Zadziwiające, że właśnie książka kucharska i instrukcja obsługi przychodzą ci do głowy jako wyjątki, w których literalność ma sens. Czyli sam, nieświadomie, przyznajesz, że literalność jest potrzebna tam, gdzie stawką jest *działanie zgodne z rzeczywistością i skutkiem*. Ale odmawiasz tego Pismu Świętemu, które ma prowadzić do zbawienia, a nie tylko do ugotowania zupy czy naprawy pralki. Czyli według ciebie Słowo Boże zasługuje na mniej precyzji niż karta gwarancyjna albo przepis na sos beszamelowy. Jeśli literalność działa tam, gdzie liczy się praktyczny efekt, to o ile bardziej ma działać tam, gdzie chodzi o wieczne konsekwencje. Tyle że ciebie to nie obchodzi — bo ty nie szukasz prawdy, tylko alibi dla własnej mgły interpretacyjnej. Jesteś gotów odrzucić literalny sens Pisma, ale nie odrzucisz instrukcji obsługi mikrofalówki. To mówi wszystko o tobie i o twoim buncie wobec prawdy zbawczej, Dyszyński
Michał Dyszyński napisał: | Ale już dzieła literackie, filozoficzne, poetyckie – wręcz chyba aż proszą się o to, aby je zacząć interpretować. |
Znów powtarzasz ten sam fałszywy schemat: wrzucasz Biblię do jednego worka z dziełami filozoficznymi i literackimi. A przecież wiesz, że to nie ten sam porządek — Pismo Święte nie jest literaturą piękną ani zbiorem refleksji filozofa. Nie „prosi się o interpretację”, tylko domaga się posłuszeństwa. Ty chcesz potraktować Objawienie jak twórczość Kanta, Rilkego albo Szymborskiej — a potem z tej dowolności wyprowadzasz zasadę, że literalny sens to tylko „wierzchnia warstwa”. To klasyczna sztuczka gnostycka: twierdzenie, że prawdziwy sens ukryty jest gdzieś głęboko, że tylko „wtajemniczeni” go odkryją. Tymczasem prawda Boża nie jest ukryta – została objawiona. To twoja umysłowa pycha ją zasłania. "Jezus mu odpowiedział: «Ja przemawiałem jawnie przed światem»" (J 18,20). Jezus tobie tu odpowiedział, Dyszyński, na te twoje gnostyckie majaczenie. Ale ty Jezusa nie słuchasz, bo dla ciebie Jego nauki to tylko "tryb literackiej hipotezy", którą sobie jedynie naginasz bez granic pod swoje subiektywne potrzeby
Michał Dyszyński napisał: | Po co komu właściwie byłoby skonsumowanie tylko jednej – tej wierzchniej warstwy sensu?… |
To pytanie zakłada z góry, że literalny sens to „wierzchnia warstwa”, czyli coś powierzchownego i nieistotnego. Ale literalny sens to *fundament*. Jeśli nie masz fundamentu, wszystko inne to iluzja. Bez sensu literalnego nie masz pojęcia, co naprawdę zostało powiedziane. Wszystko inne jest nadbudową. Twierdzenie, że literalny sens to tylko „skorupa”, której trzeba się pozbyć, żeby dotrzeć do „prawdziwego znaczenia”, to właśnie herezja modernizmu, która zniszczyła rozumienie Pisma wśród całych pokoleń katolików. I ty teraz próbujesz to powtórzyć — ten sam schemat, ta sama trucizna, tylko z nową etykietką
Michał Dyszyński napisał: | - Żeby nauczyć się tego na pamięć?… |
Kolejne ośmieszanie. Redukujesz literalny sens do mechanicznego wkuwania formułek, jakby Pismo Święte było szkolnym podręcznikiem. A przecież doskonale wiesz, że nie o to chodzi. Literalny sens to nie „nauka na pamięć”, tylko odczytanie tego, co zostało obiektywnie powiedziane, zanim zaczniesz robić z tym cokolwiek więcej. Ale ty nie chcesz się zatrzymać na tym, co *zostało powiedziane*, bo to by cię zobowiązywało. Ty chcesz przekształcać, reinterpretować, dostosowywać – tak, żeby nigdy nie być skonfrontowanym z jednoznacznością prawdy. Dlatego atakujesz literalność, żeby się od niej uwolnić. To nie uczciwe szukanie sensu — to ucieczka od niego
Michał Dyszyński napisał: | - Żeby jednym okiem weszło, a drugim wyszło, bo do niczego nie należałoby tego odnosić? |
Nie, literalne czytanie nie oznacza automatycznie pasywności ani zapomnienia. To znowu twój karykaturalny chochoł: że literalista to człowiek, który tylko „odczytuje” bezmyślnie, bezrefleksyjnie, i nic z tego nie wynika. A to po prostu fałsz. Literalne odczytanie jest warunkiem jakiegokolwiek właściwego odniesienia do tekstu — nie jego zaprzeczeniem. To tak, jakbyś twierdził, że zrozumienie znaków drogowych powoduje, że kierowca będzie je ignorował. To nonsens. Ale potrzebujesz takiej karykatury, żeby zbudować fałszywą opozycję: literalność = stagnacja, twoje „głębie” = żywa wiara. Tyle że to fałszywa alternatywa, zbudowana na błędnych założeniach. I właśnie dlatego jest groźna: bo wciąga naiwnych w mgłę neognostyckiego relatywizmu i modernizmu, w której już nie widać ani drogi, ani celu. Na takim zamieszaniu, gdzie nic nie wiadomo, ci właśnie zależy, Dyszyński, bo ty panicznie się boisz, że coś będzie wiadomo. Wtedy musiałbyś się już podporządkować. A to nie przejdzie u takiego liberalnego anarchisty jak ty. Stąd właśnie wymyślasz te wszystkie absurdalne preteksty i wykręty, żeby uciec przed wszelkim konkretem. Konkret cię przeraża i dlatego musisz go zamienić w mgłę relatywizmu, maksymalne rozmemłanie i rozmycie totalne, gdzie nic już nie będzie jasne i rozgraniczone
Michał Dyszyński napisał: | Przecież na tym chyba właśnie polega cel i sens czytania czegoś, że chcemy mieć z tego jakieś odczucie, jakąś inspirację do czegoś, przemyślenia, refleksje, emocje… |
Nie, nie „na tym właśnie polega cel i sens czytania”. To jest twoje subiektywistyczne widzimisię, a nie żadna obiektywna zasada. Ty tu nie opisujesz sensu czytania w ogóle, tylko projektujesz swój własny model odbioru — oparty na emocjach, odczuciach i refleksjach, czyli dokładnie tym, co nie może być fundamentem w kontakcie z Objawieniem. Twoje podejście jest narcystyczne: „czytam, żeby się zainspirować”, „czytam, żeby poczuć”, „czytam, żeby mieć przemyślenia”. Ale Pismo Święte nie zostało dane po to, żeby cię inspirować jak tomik poezji, tylko po to, żeby cię NAWRÓCIĆ. Żebyś porzucił siebie, zaparł się własnych emocji, porzucił swoje „refleksje” i „odczucia”, a przyjął słowo Boże takie, jakim ono jest — niezależnie od tego, co czujesz. "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!" (Łk 9,23). U ciebie tego właśnie nie ma. U ciebie jest dokładnie odwrotnie. Ty jesteś zawsze na pierwszym miejscu, a nie Jezus. Jezus jest u ciebie tylko tam, gdzie ci akurat ewentualnie w czymś pasuje i gdzie możesz przerobić Jego słowa na swoją korzyść, najczęściej je totalnie przekręcając i urabiając niczym plastelinę
Twoje myślenie to czysty sentymentalizm New Age: duchowość oparta na emocjonalnym „zarezonowaniu” i „własnym doświadczeniu”. Z tego się biorą współczesne parodie chrześcijaństwa: Jezus sprowadzony do roli coacha, Biblia do roli „inspiracji”, a życie duchowe do poziomu emocjonalnego wellnessu. Ale prawdziwa wiara nie polega na tym, że *ty coś czujesz* przy czytaniu Pisma. Ona polega na tym, że *ty się podporządkowujesz* temu, co Bóg ci mówi — nawet jeśli nie masz z tego żadnej inspiracji, tylko poczucie dyskomfortu, konfrontację z grzechem, wewnętrzny opór albo wręcz ból. Tak działa prawdziwe Słowo Boże — jak miecz obosieczny, który oddziela prawdę od fałszu, a nie jak świeczka zapachowa w kąpieli relaksacyjnej
Ty nie szukasz prawdy — szukasz emocjonalnego komfortu, podlanego religijną terminologią. Pismo Święte nie zostało dane po to, żebyś się dobrze poczuł. Zostało dane po to, żebyś się nawrócił, porzucił grzech i żył według prawdy. A literalne czytanie jest punktem wyjścia do tego procesu — nie jego przeciwieństwem. Ale ty uciekasz przed literalnym znaczeniem, bo ono niesie ze sobą zobowiązania. Interpretacja oparta na odczuciach niczego nie wymaga — wszystko można odwrócić, złagodzić, „pogłębić”, „reinterpretować”, aż zostanie tylko to, co ci pasuje. Tylko że to nie jest już wiara chrześcijańska— to jest idolatria własnej psychiki. I właśnie taki modernistyczny model myślenia promujesz
Michał Dyszyński napisał: | To z tej perspektywy spytajmy na koniec o Biblię. Czy Biblia jest jakimś tu wyjątkiem?… |
Oczywiście, że jest wyjątkiem — ale nie w sensie, który chciałbyś narzucić. Jest wyjątkiem, bo nie jest literaturą w sensie świeckim, nie jest filozofią, nie jest sztuką, nie jest esejem ani zbiorem refleksji religijnych. Biblia jest objawionym Słowem Boga, jak sama o sobie podaje (2 Tm 3,16). A to czyni ją nie tylko wyjątkiem, ale kategorią samą w sobie. Próba zrównania jej z „pozostałymi dziełami literackimi” to tania manipulacja. Jakim prawem w ogóle zestawiasz natchnione słowo Boga z tekstami tworzonymi przez omylnych ludzi? To właśnie tu wychodzi na jaw twój zasadniczy błąd: nie widzisz różnicy między Objawieniem a literaturą. Nie rozróżniasz autorytetu Bożego od ludzkich spekulacji. Zaczynasz od pytania, czy Biblia to wyjątek, ale pytasz tak, jakbyś w ogóle nie rozumiał, czym ona jest. A jeśli nie rozumiesz, czym jest, to nie masz podstaw, by w ogóle zabierać głos w sprawie jej interpretacji
Michał Dyszyński napisał: | - Czy, choć większość pozostałych dzieł literackich czytamy po to, aby coś w nas poruszyły, aby poczuć w sobie ten odzew, te pytania, wątpliwości, które w sobie potem rozwiążemy, to percepcję Biblii należy ograniczyć do jakiejś literalności, czyli do tej pierwszej warstwy odczytu, a potem zablokować w sobie to wszystko, co prowadziłoby do głębszych interpretacji, co stawia pytania?… |
Nie, nikt nie mówi o „zablokowaniu” interpretacji ani o zakazie stawiania pytań. Tylko że ty znowu fałszujesz problem. Literalny sens nie jest blokadą — jest *bazą*. Bez literalnego sensu nie masz nawet punktu wyjścia do interpretacji. Próbujesz tu stworzyć sztuczną dychotomię: albo literalność, albo „głębia”, jakby te dwie rzeczy były w konflikcie. Ale nie są. Prawdziwa interpretacja zaczyna się dopiero wtedy, gdy najpierw ustalisz, *co zostało powiedziane*. Bez tego interpretacja to czysta dowolność. I właśnie o taką dowolność ci chodzi — nie o szukanie sensu, tylko o stworzenie przestrzeni do ciągłego podważania, reinterpretowania, przebudowywania. Literalność cię uwiera, bo stawia granice twojej fantazji. Dlatego musisz ją ośmieszyć jako coś „płytkiego” i „ograniczającego”, a interpretację emocjonalną sprzedać jako jedyną drogę do „głębi”. To jest fałszywe i intelektualnie nieuczciwe
Michał Dyszyński napisał: | Dlaczego właściwie tak nienaturalnie (w kontekście w ogóle większości dzieł pisanych) mielibyśmy akurat Biblię potraktować? Czemu miałoby to służyć?... |
Znowu fałszywe założenie. To nie literalność jest czymś „nienaturalnym” — nienaturalne jest twoje domaganie się, by Objawienie czytać tak, jak czyta się poezję, beletrystykę czy eseje filozoficzne. Nienaturalne jest twoje porównanie Pisma Świętego do „większości dzieł pisanych”, jakby między nimi nie było żadnej istotowej różnicy. A przecież sens literalny jest od wieków uznawany przez Kościół jako *pierwszy i podstawowy* — nieprzypadkowo. Bo bez niego gubisz obiektywność. Gubisz wierność. Gubisz zrozumienie. Wszystko inne staje się projekcją twojego „ja”. To właśnie literalność chroni Pismo przed zredukowaniem do zbioru osobistych inspiracji. A więc — odpowiadając wprost: tak, Biblia powinna być potraktowana inaczej niż „większość dzieł pisanych”. Dlatego, że *nie jest* dziełem tego samego rodzaju. I służy nie temu, by cię „poruszyć”, tylko temu, by cię przemienić, nawrócić, doprowadzić do zbawienia. Jeśli nie zaczynasz od literalnego sensu, nie wiesz nawet, do czego masz się nawrócić — więc nie idziesz za Bogiem, tylko za sobą samym. I właśnie to robisz
Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Sob 22:13, 11 Paź 2025, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36860
Przeczytał: 65 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 22:32, 11 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Chyba już najważniejsze aspekty literalności odczytu poruszyłem, więc zbliżam się powoli do końca tematyki tego wątku. Czas byłby może na jakąś postać podsumowania, ale i dodania kontekstu emocjonalnego.
Co jest głównym błędem w literalizmie?…
Chyba powiązanie dwóch mylnych założeń:
- Domniemanie złych intencji u interpretującego teksty twórczo i głęboko – intencji rzekomego fałszowania rozumienia tekstu za pomocą owych interpretacji (co ciekawe, literalista u siebie nigdy nie dostrzeże tego zagrożenia, nawet gdy ewidentnie powołuje się na takie, czy inne rozumienie tekstu Biblii, co jest o tyle zrozumiałe, że znaczna część literalistów to fundamentaliści, którzy mają zakodowany dogmat, że to oni mają odgórnie rację i to im się należy status prawdziwości ich przekonań)
- przekonanie, że problem wadliwych interpretacji da się ominąć stawiając jakieś (bliżej nieokreślone właściwie) bariery rozumowaniu z danym tekstem.
Oba te błędy mają wspólny mianownik – przekonanie literalisty, że on jest wyróżniony ze swoim podejściem do Biblii, że to już on „wie”, a ci inni są wadliwi, głupi, nie znają się. To jest chyba ogólny, fundamentalny grzech wszystkich ortodoksów – pycha, szczególnie właśnie epistemiczna pycha, czyli przekonanie, że jak się głosi „tak jak nasi”, to się dostąpiło prawdy absolutnej.
Tymczasem literalizm niczego nie naprawia w rozumieniu tekstu Biblii, a co najwyżej SPŁYCA to rozumienie, POMIJA CENNE NAUKI jakie z Biblii wyciąga czytelnik rozumnie interpretujący tekst. Literalny odczyt nie jest żadnym rozwiązaniem ostatecznym, choć, w pewnej świadomej postaci…
na pewnym etapie może być ciekawą próbą pokazania pewnego typu interpretacji i narracji, który dalej da się rozwinąć do bardziej twórczych interpretacji.
Jeśliby bowiem jakiegoś rozsądnego celu w literalizmie mielibyśmy się dopatrywać, to ustalenie pewnego INTERPRETACYJNEGO PORZĄDKU. A z takim podejściem (zaraz je wyjaśnię) do pewnego stopnia mógłbym się zgodzić. Chodzi o to, aby interpretując jednak tekst Biblii nie mieszać różnych poziomów tej interpretacji, czyli w tych interpretacjach posuwać się niejako warstwami. Bo mieszając interpretacje proste (standardowy odczyt znaczeń słów) z interpretacjami wyższego rzędu (np. filozoficznymi), umysłowi zaczynają się mieszać względnie twarde fakty z domniemaniami, które już sięgają w dodatkowe założenia. Założenia interpretacyjne będą zawsze, ale cała sztuka sensownej interpretacji polega na tym, ABY MIEĆ KONTROLĘ NAD TYM, KIEDY I JAKIE ZAŁOŻENIE ZOSTAŁO ZASTOSOWANE. Wtedy tylko mamy możliwość cofnięcia się świadomego do założenia alternatywnego w celu porównania efektów i np. dalej skonfrontowania ich z innymi aspektami interpretacji. Literalność wtedy byłaby niejako PIERWSZĄ WARSTWĄ INTERPRETACYJNĄ, na której potem tworzy się kolejne warstwy. Wtedy w interpretowaniu powstaje porządek, co dalej pozwala na eliminowanie interpretacji zbyt fantazyjnych, jawnie chciejskich, nie mających podstaw w źródłowym tekście.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3351
Przeczytał: 37 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 1:20, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Co jest głównym błędem w literalizmie?… |
Trochę nie rozumiem tego ataku na literalizm. Ja w Biblii wiele fragmentów interpretuje literalnie (dosłownie) np. "Bóg jest miłością" 1 J 4,8, albo "Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego". Nie interpretujesz tego dosłownie?
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 24976
Przeczytał: 76 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 3:28, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Co jest głównym błędem w literalizmie?… |
Trochę nie rozumiem tego ataku na literalizm. Ja w Biblii wiele fragmentów interpretuje literalnie (dosłownie) np. "Bóg jest miłością" 1 J 4,8, albo "Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego". Nie interpretujesz tego dosłownie? |
Bóg jest Miłością.
Dosłownie czyli jak?
Miłość.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
fedor
Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15931
Przeczytał: 81 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 6:02, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Chyba już najważniejsze aspekty literalności odczytu poruszyłem, więc zbliżam się powoli do końca tematyki tego wątku. Czas byłby może na jakąś postać podsumowania, ale i dodania kontekstu emocjonalnego. |
Oczywiście. Emocjonalny kontekst to przecież twoje naturalne środowisko, bo tylko w nim możesz bezkarnie rozmywać konkret, uciekać od twardych tez i unikać konfrontacji z faktami. Gdy trzeba operować precyzyjnie, rzeczowo, jasno – od razu robisz zwrot w stronę „emocji”, „przeżyć”, „refleksji”. To wygodne – ale też przezroczyste. Widać, że kończysz temat, bo nie masz już żadnych racjonalnych argumentów, zostało tylko uczuciowe mgławicowe „podsumowanie”
Michał Dyszyński napisał: | Co jest głównym błędem w literalizmie?… |
A co jest głównym błędem w twoim podejściu? To, że w ogóle pytasz „co jest błędem w literalizmie?”. Bo literalizm nie jest jakąś losową strategią interpretacyjną – on wynika z teologicznej i dogmatycznej prawdy o natchnieniu Pisma Świętego. „Całe Pismo przez Boga jest natchnione” (2 Tm 3,16). Jeśli tego nie uznajesz, nie masz prawa nazywać się katolikiem lub w ogóle chrześcijaninem. A jeśli uznajesz, to twoje pseudo-analizy są zdradą tej zasady. Twój błąd nie jest techniczny – jest duchowy: boisz się, że literalna prawda zobowiązuje. Więc musisz ją zdegradować do rangi błędu
Michał Dyszyński napisał: | Chyba powiązanie dwóch mylnych założeń:
* Domniemanie złych intencji u interpretującego teksty twórczo i głęboko – intencji rzekomego fałszowania rozumienia tekstu za pomocą owych interpretacji |
Nie „rzekomego” fałszowania, tylko faktycznego. Gdy interpretacja „twórcza” polega na tym, że tekst przestaje znaczyć to, co autor powiedział, a zaczyna znaczyć to, co ty chcesz, żeby znaczył – to jest fałszowanie. Kiedy interpretacja „głęboka” jest tylko zasłoną dymną dla odrzucenia jasnych, wymagających lub trudnych treści – to jest manipulacja. „Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy zamieniają ciemność na światło, a światło na ciemność” (Iz 5,20). Biblia potępia takie podejście wprost. Literalista nie domniemywa złych intencji bez podstaw – literalista widzi, że twoje interpretacje zmieniają sens na dokładne przeciwieństwo tego, co zostało objawione. To nie jest „domniemanie” – to jest rozpoznanie twojego intencjonalnego i celowego rozmiękczania prawdy
Michał Dyszyński napisał: | (co ciekawe, literalista u siebie nigdy nie dostrzeże tego zagrożenia, nawet gdy ewidentnie powołuje się na takie, czy inne rozumienie tekstu Biblii, co jest o tyle zrozumiałe, że znaczna część literalistów to fundamentaliści, którzy mają zakodowany dogmat, że to oni mają odgórnie rację i to im się należy status prawdziwości ich przekonań) |
Kolejna tania zagrywka – zrównanie literalistów z „fundamentalistami”, co ma służyć jedynie ich ośmieszeniu i zdyskredytowaniu. Nie odnosisz się do treści literalnego sensu, tylko do etykiet, żeby móc zaatakować ludzi, a nie ich racje. To klasyczny chwyt: skoro nie możesz obalić przesłania, to przynajmniej zdezawuujesz jego zwolenników. A mówienie, że „zakodowali sobie dogmat, że mają rację” to kolejna projekcja — to ty działasz według tego schematu. Bo przecież sam absolutnie zakładasz, że literalista się myli — nie dlatego, że podał błędny argument, ale dlatego, że jest literalistą. Czyli robisz dokładnie to, co im zarzucasz: z góry uznajesz ich stanowisko za fałszywe, przypisując im złe intencje i fundamentalistyczny dogmatyzm. Jesteś dokładnie tym, czym ich oskarżasz
Michał Dyszyński napisał: | - przekonanie, że problem wadliwych interpretacji da się ominąć stawiając jakieś (bliżej nieokreślone właściwie) bariery rozumowaniu z danym tekstem. |
Nie „bliżej nieokreślone”. Te „bariery” są określone bardzo jasno: *trzymać się literalnego sensu*, czyli sensu zamierzonego przez autora natchnionego. To nie jest żadna mgławicowa granica, tylko podstawowa zasada interpretacji katolickiej: „Pismo należy czytać z uwzględnieniem tego, co autor zamierzał wyrazić” (Dei Verbum, 12). A nie tego, co akurat „zarezonowało” w czytelniku w duchu współczesnego emocjonalnego subiektywizmu. To, co ty nazywasz „bariery”, to w istocie ochrona przed samowolą i dowolnością. Czyli ochrona przed twoim własnym podejściem
Michał Dyszyński napisał: | Oba te błędy mają wspólny mianownik – przekonanie literalisty, że on jest wyróżniony ze swoim podejściem do Biblii, że to już on „wie”, a ci inni są wadliwi, głupi, nie znają się. |
Nie, literalista nie uważa, że „on wie”, bo jest jakiś specjalny. On po prostu odczytuje tekst tak, jak został napisany. To nie jest pycha, to pokora: uznać, że nie ty jesteś autorem znaczenia, tylko masz się wsłuchać w sens objawiony. Tymczasem to ty zachowujesz się, jakbyś był natchniony do odczytywania „głębszych sensów”, których rzekomo nie widać literalnie. Uciekasz w neognostycki elitaryzm interpretacyjny: tylko „otwarci”, „wrażliwi”, „głębocy” mogą dojść do prawdy. To jest dopiero gnostycka pycha – przekonanie, że tylko wtajemniczeni mogą zobaczyć, co naprawdę znaczą Boże słowa. A przecież Jezus powiedział wprost: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (Mt 11,25). Nie przed „głębokimi interpretatorami”, tylko przed tymi, którzy nie komplikują tego, co Bóg powiedział jasno. Ty to musisz komplikować, żeby od tego uciec
Michał Dyszyński napisał: | To jest chyba ogólny, fundamentalny grzech wszystkich ortodoksów – pycha, szczególnie właśnie epistemiczna pycha, czyli przekonanie, że jak się głosi „tak jak nasi”, to się dostąpiło prawdy absolutnej. |
Fałsz i obrzydliwa insynuacja. Pycha nie polega na tym, że ktoś uznaje prawdę objawioną przez Boga. Pycha polega na tym, że ktoś ją odrzuca, bo woli swoją własną wersję „prawdy”. I to właśnie ty robisz. Literalne trzymanie się Objawienia to nie pycha – to akt posłuszeństwa. Epistemiczna pycha to raczej twoje przekonanie, że ty masz prawo na nowo odczytywać sens, który został raz na zawsze przekazany. Ty nie znosisz ortodoksji, bo cię demaskuje: pokazuje, że wszystko, co robisz, to tylko bunt przebrany za refleksję. Twój problem z ortodoksją nie jest intelektualny – jest duchowy. Ortodoksja mówi: „Oto droga, idź nią” (por. Iz 30,21). Ty odpowiadasz: „Nie, ja wolę iść tam, gdzie poczuję inspirację”. I właśnie dlatego twoje gadanie o rzekomej pysze literalistów to tylko dym zasłaniający twoje własne wygodne odrzucenie autorytetu Bożego słowa
Nie ma u ciebie żadnego „głębokiego” namysłu nad literalizmem – jest tylko stały schemat: zaczynamy od insynuacji, przechodzimy przez pogardę wobec wiernych literalnej lektury, kończymy tanim moralizatorstwem i atakiem na ortodoksję. Wszystko po to, by ukryć najprostszy fakt: nie chcesz uznać, że Bóg mówi coś jasno. Bo gdybyś to uznał, musiałbyś się podporządkować. A to ci nie pasuje. Więc rozmiękczasz, przekształcasz, reinterpretujesz – aż z Pisma zostaje twoje własne odbicie. I nazywasz to „głębią”
Nie – to nie głębia. To duchowa ucieczka od prawdy
Michał Dyszyński napisał: | Tymczasem literalizm niczego nie naprawia w rozumieniu tekstu Biblii, a co najwyżej SPŁYCA to rozumienie, POMIJA CENNE NAUKI jakie z Biblii wyciąga czytelnik rozumnie interpretujący tekst. |
Czysta herezja i ignorancja. Literalizm nie „spłyca” rozumienia Biblii, tylko przeciwnie – chroni przed dowolnością i wypaczeniem sensu, które nieodłącznie pojawiają się przy „rozumnych”, czyli twoich, interpretacjach. To właśnie twoje „rozumne interpretowanie” jest drogą do spłycenia i pomijania prawdy, bo przecież nie jest to rozumowanie na bazie natchnionego tekstu, lecz własne, subiektywne wizje. Biblia mówi jasno: „Nie rozciągaj swego serca nad wszystkimi słowami, które się mówi, żebyś nie usłyszał niewolnika mówiącego coś przeciwko tobie” (Prz 19,28) – ostrzega przed fałszywymi mądrościami i własnymi wymysłami. Literalny odczyt jest fundamentem, bez którego „twórcze interpretacje” to tylko budowle na piasku
Michał Dyszyński napisał: | Literalny odczyt nie jest żadnym rozwiązaniem ostatecznym, choć, w pewnej świadomej postaci… na pewnym etapie może być ciekawą próbą pokazania pewnego typu interpretacji i narracji, który dalej da się rozwinąć do bardziej twórczych interpretacji. |
„Nie jest rozwiązaniem ostatecznym” – kolejne kłamstwo, które masz czelność bezczelnie wyśpiewać. Literalny sens Pisma jest właśnie tym, co Bóg objawił jako prawdę, trwałą i niezmienną (Ps 119,160: „Słowo Twoje jest prawdą”). Jeśli porzucasz literalizm, to nie rozwijasz nic „bardziej twórczego”, tylko tworzysz baśnie i herezje. Żadne „rozwijanie” nie może przekraczać tego, co objawione. „Nie dodawaj nic do tego, co ci mówię, aby cię nie skarcić i abyś nie okazał się kłamcą” (Pwt 4,2). Twój „świadomy etap” to po prostu etap zatracenia, na którym Biblia przestaje być nieomylna i zaczyna być polem do własnych fantazji. To nie jest interpretacja, to bunt przeciwko Bogu
Święty Paweł pisze:
"nie wolno wykraczać ponad to, co zostało napisane" (1 Kor 4,6)
A ty cały czas wykraczasz
Literalizm nie jest przystankiem, od którego odchodzisz, gdy już coś „poczułeś”. Jest to droga, którą się idzie aż do końca. To, co nazywasz „twórczym rozwijaniem”, to nic innego jak porzucenie prawdy i rozmywanie jej w subiektywizmie. Biblia ostrzega: „Uważajcie więc, jak słuchacie” (Łk 8,18) – a ty jasno pokazujesz, że to ty, a nie literalista, jesteś tym, kto przeocza ostrzeżenie i rzuca się w otchłań samowoli interpretacyjnej
Nie ma tu żadnej wielkiej mądrości, tylko duchowa pycha i bezczelność. Literalizm jest bramą do prawdy, a ty tę bramę zamykasz, twierdząc, że jest tylko „ciekawą próbą”, a potem śmiejesz się z tych, którzy tę prawdę chcą zachować. Kto tu naprawdę spłyca rozumienie, pokazuje twoja postawa: odrzucasz jasne słowo Boże, by uwić sobie własny kokonik iluzji
Michał Dyszyński napisał: | Jeśliby bowiem jakiegoś rozsądnego celu w literalizmie mielibyśmy się dopatrywać, to ustalenie pewnego INTERPRETACYJNEGO PORZĄDKU. |
Interpretacyjny porządek? To brzmi jak próba ratowania tonącego okrętu pełnego sprzeczności. Literalizm nie jest narzędziem do ustalania porządku, lecz do zachowania pierwotnego znaczenia słów Bożych. Nie „dopatrujemy się” w nim celu, bo celem jest samo odczytanie prawdy, nie „interpretacyjnego porządku”. Twoje słowa to tani kompromis, którym próbujesz uratować własne wymysły przed bezwzględnym ostracyzmem literalizmu
Michał Dyszyński napisał: | Chodzi o to, aby interpretując jednak tekst Biblii nie mieszać różnych poziomów tej interpretacji, czyli w tych interpretacjach posuwać się niejako warstwami. |
Co za banał. Kto zabroni patrzeć na tekst pod różnymi kątami, skoro to słowo Boże? Ale założenie, że literalny sens jest tylko pierwszą warstwą, to przekręt epistemologiczny. To, co piszesz, to rozmywanie prawdy na poziomy niczym z tortu, które kończy się tym, że każdy dobiera sobie interpretację na własne widzimisię. A Biblia mówi wyraźnie: „Kto do mnie przychodzi, nie będzie łaknął, i kto we mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie” (J 6,35) — czyli prawda jest jedna, nie wielowarstwowa i zmienna
Michał Dyszyński napisał: | Bo mieszając interpretacje proste (standardowy odczyt znaczeń słów) z interpretacjami wyższego rzędu (np. filozoficznymi), umysłowi zaczynają się mieszać względnie twarde fakty z domniemaniami, które już sięgają w dodatkowe założenia. |
To dokładnie potwierdza, że twoje „interpretacje wyższego rzędu” to nic innego jak bałagan w umyśle. Twierdzisz, że trzeba „mieć kontrolę nad założeniami”, ale sam nie masz żadnej kontroli, bo traktujesz Pismo jak tekst do filozoficznego wykładu, nie jako Słowo Boga. Biblia przestrzega przed „mądrością tego świata” (1 Kor 3,19) – a twoje „wyższe interpretacje” to właśnie przejaw tej zgubnej "mądrości", która prowadzi do bałwochwalstwa i herezji
Michał Dyszyński napisał: | Założenia interpretacyjne będą zawsze, ale cała sztuka sensownej interpretacji polega na tym, ABY MIEĆ KONTROLĘ NAD TYM, KIEDY I JAKIE ZAŁOŻENIE ZOSTAŁO ZASTOSOWANE. |
Twoje „założenia” to kamienie młyńskie, które ciągną interpretację na dno subiektywizmu. Biblia nie prosi nas o „kontrolę” założeń, ale o pokorę wobec objawionego słowa, które jest natchnione i nie wymaga „kontroli”. „Niech twoje słowo będzie tak, tak, nie, nie” (Mt 5,37) – to jest prawdziwa mądrość, nie twoje gimnastyki i wygibasy pseudointelektualne. Ty tworzysz system, który podważa prawdę Biblii
Michał Dyszyński napisał: | Literalność wtedy byłaby niejako PIERWSZĄ WARSTWĄ INTERPRETACYJNĄ, na której potem tworzy się kolejne warstwy. |
Bzdura i herezja. Literalność to nie warstwa, to esencja i fundament. To jak z budowlą – fundament jest jeden i nienaruszalny, a ty próbujesz go zrobić z czegoś, co jest tylko „warstwą” w stosie niepewnych spekulacji. Biblia wzywa: „Trwajcie więc mocno w nauce, którąście się nauczyli” (2 Tm 3,14). Literalizm nie jest pierwszą warstwą, którą można przykrywać innymi. To jest podstawa, bez której wszystko się rozsypuje
Michał Dyszyński napisał: | Wtedy w interpretowaniu powstaje porządek, co dalej pozwala na eliminowanie interpretacji zbyt fantazyjnych, jawnie chciejskich, nie mających podstaw w źródłowym tekście. |
To ty tworzysz chaos, a potem udajesz, że jesteś tym, który porządkuje. To nie literalista wymyśla „fantazyjne” interpretacje, tylko ty i twoi modernistyczni „twórcy” sensów. Literalizm jest jak strażnik, który pilnuje, by prawda nie została rozmyta przez twoje subiektywne spekulacje. Biblia ostrzega: „Gdyby nawet my albo anioł z nieba głosił wam inną ewangelię, niech będzie przeklęty!” (Ga 1,8) — a ty głosisz coś innego, zamieniając Słowo Boga w zbiór „warstw” i „interpretacyjnych porządków”. Twoje podejście jest zamachem na natchnioną klarowność Pisma i wiarę chrześcijańską. Literalizm nie jest czymś do „kontroli” i „stopniowego rozwijania”, jest to Boże słowo, które należy przyjąć z całkowitym posłuszeństwem, nie jak filozoficzny szkic do przekształcenia
Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Nie 7:58, 12 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3351
Przeczytał: 37 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 13:53, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Semele napisał: | Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Co jest głównym błędem w literalizmie?… |
Trochę nie rozumiem tego ataku na literalizm. Ja w Biblii wiele fragmentów interpretuje literalnie (dosłownie) np. "Bóg jest miłością" 1 J 4,8, albo "Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego". Nie interpretujesz tego dosłownie? |
Bóg jest Miłością.
Dosłownie czyli jak?
Miłość. |
Dosłownie, czyli że nie będę szukał innego rozumienia pojęcia miłości niż tego, które jest tym właściwym.
W innym miejscu jest np., tak: "Ja jestem drogą" (J 14,6). Literalna interpretacja oznaczałaby, że Jezus mówi o sobie, że jest fizyczną ścieżką, jaką często chodzimy, gdy dokądś zmierzamy. To oczywiste, że tak nie będę tego interpretował, tylko będę zastanawiał się, co innego może znaczyć "droga".
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36860
Przeczytał: 65 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 15:03, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Co jest głównym błędem w literalizmie?… |
Trochę nie rozumiem tego ataku na literalizm. Ja w Biblii wiele fragmentów interpretuje literalnie (dosłownie) np. "Bóg jest miłością" 1 J 4,8, albo "Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego". Nie interpretujesz tego dosłownie? |
Nie wiem nawet co by miało znaczyć "dosłownie" w tym kontekście?
Miłość jest... czym właściwie?...
- uczuciem?... - To Bóg miałby być tylko uczuciem?...
- postawą mentalną człowieka?... To Bóg miałby byś istotą zamkniętą w ludzkich słabościach - postawach?...
Zielonego pojęcia nie mam jak dosłownie zrozumieć frazę "Bóg jest miłością".
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3351
Przeczytał: 37 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 16:45, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Co jest głównym błędem w literalizmie?… |
Trochę nie rozumiem tego ataku na literalizm. Ja w Biblii wiele fragmentów interpretuje literalnie (dosłownie) np. "Bóg jest miłością" 1 J 4,8, albo "Będziesz miłował siwego bliźniego jak siebie samego". Nie interpretujesz tego dosłownie? |
Nie wiem nawet co by miało znaczyć "dosłownie" w tym kontekście?
Miłość jest... czym właściwie?...
- uczuciem?... - To Bóg miałby być tylko uczuciem?...
- postawą mentalną człowieka?... To Bóg miałby byś istotą zamkniętą w ludzkich słabościach - postawach?...
Zielonego pojęcia nie mam jak dosłownie zrozumieć frazę "Bóg jest miłością". |
Miłość jest szczerym i głębokim pragnieniem dobra dla ukochanej osoby. I Bóg jeśli jest miłością to ma w sobie to pragnienie, On jest tego źródłem.
Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Nie 16:46, 12 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 24976
Przeczytał: 76 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:58, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Semele napisał: | Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Co jest głównym błędem w literalizmie?… |
Trochę nie rozumiem tego ataku na literalizm. Ja w Biblii wiele fragmentów interpretuje literalnie (dosłownie) np. "Bóg jest miłością" 1 J 4,8, albo "Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego". Nie interpretujesz tego dosłownie? |
Bóg jest Miłością.
Dosłownie czyli jak?
Miłość. |
Dosłownie, czyli że nie będę szukał innego rozumienia pojęcia miłości niż tego, które jest tym właściwym.
W innym miejscu jest np., tak: "Ja jestem drogą" (J 14,6). Literalna interpretacja oznaczałaby, że Jezus mówi o sobie, że jest fizyczną ścieżką, jaką często chodzimy, gdy dokądś zmierzamy. To oczywiste, że tak nie będę tego interpretował, tylko będę zastanawiał się, co innego może znaczyć "droga". |
Zgoda. Chyba zgodzimy się też, że miłość nie jest czymś fizycznym.
Co Ciebie przekonuje, że faktycznie Bóg jest miłością?
Czy nie jest tak, ze wszyscy wierzacy powinni byc o tym przekonani. Jednak tak nie jest.
Droga, miłość to pewne metafory. Czy nie powinny docierać do każdego chrzescijanina?
To czy do niego docierają sprawdzamy chyba na podstawie postępowania osoby wierzącej.
Postawy chrześcijan są jednak bardzo różne.
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Nie 17:02, 12 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36860
Przeczytał: 65 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 16:58, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Co jest głównym błędem w literalizmie?… |
Trochę nie rozumiem tego ataku na literalizm. Ja w Biblii wiele fragmentów interpretuje literalnie (dosłownie) np. "Bóg jest miłością" 1 J 4,8, albo "Będziesz miłował siwego bliźniego jak siebie samego". Nie interpretujesz tego dosłownie? |
Nie wiem nawet co by miało znaczyć "dosłownie" w tym kontekście?
Miłość jest... czym właściwie?...
- uczuciem?... - To Bóg miałby być tylko uczuciem?...
- postawą mentalną człowieka?... To Bóg miałby byś istotą zamkniętą w ludzkich słabościach - postawach?...
Zielonego pojęcia nie mam jak dosłownie zrozumieć frazę "Bóg jest miłością". |
Miłość jest szczerym i głębokim pragnieniem dobra dla ukochanej osoby. I Bóg jeśli jest miłością to ma w sobie to pragnienie, On jest tego źródłem. |
I to już wyczerpuje sprawę?
Już literalnie mamy określoną kwestię miłości Boga?...
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 24976
Przeczytał: 76 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:42, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
AI podpowiada:
Przegląd od AI
+4
Metafora „Bóg jest miłością” oznacza, że miłość nie jest tylko jedną z wielu cech Boga, ale jest Jego podstawową, wszechogarniającą naturą – to, kim Bóg jest w swojej istocie. Jest to miłość bezwarunkowa i wieczna, źródło wszelkiej miłości, która jest oferowana bez oczekiwania niczego w zamian. Oznacza to, że Bóg kocha człowieka pomimo jego grzechów i słabości, a Jego miłość jest niezachwiana i trwa wiecznie.
Kluczowe znaczenia tej metafory:
Bezwarunkowa akceptacja: Bóg kocha ludzi takimi, jakimi są, bez względu na ich wygląd, status społeczny, inteligencję czy osiągnięcia. Ta miłość nie jest uzależniona od naszych zasług ani działań, lecz jest darem.
Miłość jako esencja Boga: Zamiast stwierdzenia „Bóg miłuje”, metafora „Bóg jest miłością” podkreśla, że miłość jest fundamentem Jego bytu. Wszystko, co Bóg robi, wypływa z tej Jego natury.
Wieczna i niezachwiana miłość: Miłość Boża przekracza ludzkie ograniczenia czasowe i przestrzenne. Jest stała i nieustająca, co daje wierzącym poczucie nadziei i bezpieczeństwa.
Narzędzie do transformacji: Przyjęcie tej bezwarunkowej miłości może być transformującym doświadczeniem, które otwiera nową drogę życia i zachęca do miłowania innych w podobny sposób.
Przezwyciężanie lęku: Metafora ta jest utożsamiana z brakiem lęku w miłości, ponieważ wierzący mogą liczyć na Bożą obecność i wsparcie niezależnie od okoliczności.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3351
Przeczytał: 37 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 19:03, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Co jest głównym błędem w literalizmie?… |
Trochę nie rozumiem tego ataku na literalizm. Ja w Biblii wiele fragmentów interpretuje literalnie (dosłownie) np. "Bóg jest miłością" 1 J 4,8, albo "Będziesz miłował siwego bliźniego jak siebie samego". Nie interpretujesz tego dosłownie? |
Nie wiem nawet co by miało znaczyć "dosłownie" w tym kontekście?
Miłość jest... czym właściwie?...
- uczuciem?... - To Bóg miałby być tylko uczuciem?...
- postawą mentalną człowieka?... To Bóg miałby byś istotą zamkniętą w ludzkich słabościach - postawach?...
Zielonego pojęcia nie mam jak dosłownie zrozumieć frazę "Bóg jest miłością". |
Miłość jest szczerym i głębokim pragnieniem dobra dla ukochanej osoby. I Bóg jeśli jest miłością to ma w sobie to pragnienie, On jest tego źródłem. |
I to już wyczerpuje sprawę?
Już literalnie mamy określoną kwestię miłości Boga?...  |
Można rozważać jakie konsekwencje ma taka miłość, ale sprawa jest wyczerpana przynajmniej w tej kwestii, że została postawiona konkretna definicja, która dobrze oddaje to czym jest miłość i jeśli ktoś literalnie interpretuje ten fragment, to z pewnością nie będzie umniejszał tego pojęcia.
Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Nie 19:03, 12 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36860
Przeczytał: 65 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 19:10, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Co jest głównym błędem w literalizmie?… |
Trochę nie rozumiem tego ataku na literalizm. Ja w Biblii wiele fragmentów interpretuje literalnie (dosłownie) np. "Bóg jest miłością" 1 J 4,8, albo "Będziesz miłował siwego bliźniego jak siebie samego". Nie interpretujesz tego dosłownie? |
Nie wiem nawet co by miało znaczyć "dosłownie" w tym kontekście?
Miłość jest... czym właściwie?...
- uczuciem?... - To Bóg miałby być tylko uczuciem?...
- postawą mentalną człowieka?... To Bóg miałby byś istotą zamkniętą w ludzkich słabościach - postawach?...
Zielonego pojęcia nie mam jak dosłownie zrozumieć frazę "Bóg jest miłością". |
Miłość jest szczerym i głębokim pragnieniem dobra dla ukochanej osoby. I Bóg jeśli jest miłością to ma w sobie to pragnienie, On jest tego źródłem. |
I to już wyczerpuje sprawę?
Już literalnie mamy określoną kwestię miłości Boga?...  |
Można rozważać jakie konsekwencje ma taka miłość, ale sprawa jest wyczerpana przynajmniej w tej kwestii, że została postawiona konkretna definicja, która dobrze oddaje to czym jest miłość i jeśli ktoś literalnie interpretuje ten fragment, to z pewnością nie będzie umniejszał tego pojęcia. |
To może zadam Ci pytanie, które dla mnie jest samym rdzeniem problemu z literalnością: gdzie się kończy "literalne" rozumienie dowolnego tekstu?
O co "literalnemu" spytać się dalej wolno, a o co już nie?...
- Bo ja na tym pytaniu zwyczajnie poległem. Nie umiem udzielić na nie satysfakcjonującej odpowiedzi, a zatem w konsekwencji wywaliłem na śmietnik sensowność literalizmu w ogóle. Ale może Ty mnie oświecisz, może znasz tu rozwiazanie. Byłbym wdzięczny za jego przedstawienie, bo jeśłibyś ten problem mi klarownie wytłumaczył, to by było dla mnie waznym intelektualnym i duchowym odkryciem.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3351
Przeczytał: 37 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 19:20, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | To może zadam Ci pytanie, które dla mnie jest samym rdzeniem problemu z literalnością: gdzie się kończy "literalne" rozumienie dowolnego tekstu? |
Ja to rozumiem tak, że kończy się wtedy, gdy ktoś zaczyna rozmywać jasno zdefiniowane słowa.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 24976
Przeczytał: 76 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:25, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Czy słowo miłość jest jasno zdefiniowane???
Przegląd od AI
Literalne odczytywanie tekstu to cecha osób z autyzmem, które mogą mieć trudności z rozumieniem ukrytych znaczeń, sarkazmu, ironii czy przenośni, ponieważ interpretują słowa w sposób dosłowny. Zjawisko to wynika z deficytów w zakresie teorii umysłu i odnosi się również do komunikacji werbalnej. Z kolei inne osoby w spektrum mogą odczytywać tekst bardzo szybko, niemal błyskawicznie przetwarzając wizualne informacje.
Kluczowe aspekty
Trudności z interpretacją: Osoby autystyczne często mają kłopoty z rozumieniem "czytania między wierszami", intencji innych osób oraz ukrytych znaczeń (sarkazm, ironia, metafory).
Dosłowne rozumienie: Język może być traktowany w sposób dosłowny, co może prowadzić do nieporozumień w komunikacji.
Szybkie przetwarzanie informacji: Niektórzy autystyczni czytelnicy mogą posiadać zdolność do bardzo szybkiego skanowania tekstu i natychmiastowego przyswajania informacji wizualnych.
Skuteczna komunikacja: W celu ułatwienia komunikacji z osobami w spektrum, zaleca się stosowanie jasnego, prostego języka, unikanie wieloznaczności i dosadnych instrukcji.
Zróżnicowanie w spektrum: Ważne jest pamiętać, że objawy i zdolności w spektrum są bardzo zróżnicowane. Jedni będą mieli trudności z rozumieniem ukrytych znaczeń, a inni będą potrafili szybko przyswajać tekst wizualny.
„Rzuć na to okiem” czyli umiejętność szybkiego czytania w spektrum ...
12 lip 2023 — Osoby w spektrum autyzmu często mają silne zdolności percepcyjne, a ich mózgi mogą przetwarzać informacje wizualne w sposób bardziej skuteczny i szyb...
NeuroDots
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36860
Przeczytał: 65 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 20:17, 12 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | To może zadam Ci pytanie, które dla mnie jest samym rdzeniem problemu z literalnością: gdzie się kończy "literalne" rozumienie dowolnego tekstu? |
Ja to rozumiem tak, że kończy się wtedy, gdy ktoś zaczyna rozmywać jasno zdefiniowane słowa. |
To tutaj się jakoś różnimy, bo ja nawet nie wiem, czym by było "rozmywanie jasno zdefiniowanych słów". Ja, gdy się zastanawiam nad sensem jakiejś frazy (np. biblijnej), to z grubsza wykonuję następujące aktywności mentalne:
- staram się ustalić znaczenie najbardziej główne słowa
- konfrontuję znaczenie główne z kontekstem użycia
- testuję sensowność użycia całej frazy w zdaniu, także w kontekście zdań okalających
- zastanawiam się, czy wydźwięk całości wygląda na sensowny, czy jest to coś niezrozumiałego, dziwnego,
- jeśli natrafiam na kontrowersyjne znaczenie, zaczynam szukać alternatyw dla pierwszego znaczenie, eksplorując znaczenia w pobliżu, ustalając te, która najbardziej pasuje z jednej strony do treści pierwszego odczytu, ale z drugiej do pozostałych kontekstów.
- potem czynię podobnie z jakąś inną alternatywą tych znaczeń
- staram się ustalić najbardziej prawdopodobny całościowy wydźwięk.
- dodaję kontekst kulturowy (szczególnie w Biblii) i teraz z tym kontekstem kulturowym jeszcze raz analizuję, czy całości zyskuje na sensowności, czy traci.
W sumie cały czas właściwie żegluję sobie po znaczeniach, które u mnie bardzo rzadko na start mają dobrze określoną jednoznaczność. Uważam, że dopiero kontekstowe potraktowanie przekazu ma szansę być tym wiernym znaczeniu, jakie chciał nadać autor tekstu. Uważam tak dlatego, ze gdy ja sam coś komunikuję komuś, to też u mnie kontekst jest kluczowy, bo prawie dla każdego słowa jestem w stanie wskazać wiele znaczeń w jakiś sposób konkurencyjnych, czasem odmiennych, więc kontekst u mnie znaczy bardzo wiele, zwykle wręcz wyznacza treść.
Teraz w tym obrazie ja po prostu nawet nie umiem umieścić literalności - przynajmniej umieścić jej jako tako sensownie, aby nie mieć poczucia, że gubię najważniejszy sens przekazu.
Wuj kiedyś podawał przykład biblijnej frazy "weź swój krzyż". Literalnie chyba byłoby to najbliżej treści, że każdy powinien sobie kupić jakiś krucyfiks, a potem go nosić. Jednocześnie wszyscy chyba czujemy, że to nie o to chodzi. A już szczególnie w Biblii nie to chodzi. Jeśli w Biblii jest napisane "nie stawia się świecy pod korcem", to też nie chodzi o to, aby zwrócić uwagę na tak banalna okoliczność, jaka by wynikała z literalnego rozumienia, jakoby ktoś rzeczywiście świecę pod korcem umieszczał. Takich przykładów są setki, jeśli nie tysiące.
Ja w ogóle nie widzę miejsca na literalny odczyt w Biblii jako normę, bo to by zagubiło przekaz tej Księgi.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 10:18, 13 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 36860
Przeczytał: 65 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 0:04, 13 Paź 2025 Temat postu: |
|
|
Jeszcze przyszło mi do głowy pytanie: ale czym w ogóle owa literalność miałaby być?
Powiedzmy, że bierzemy sobie Biblię i czytamy np. początek Ewangelii Jana:
(1) Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. (2) Ono było na początku u Boga. (3) Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. (4) W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, (5) a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.
Więc powiedzmy, że chcę to przeczytać LITERALNIE. Czyli CO MYŚLĘ?
- Acha, na początku było słowo. Ale... które słowo? - język ma wiele tysięcy słów. Dowolne słowo?... A może jedno konkretne słowo? Gdzieś napisane? Wybrzmiało gdzieś?
Jeśli przeczytam to literalnie, to mogę powiedzieć jedno: kompletnie nie wiem, o co tu chodzi!
Patrzymy dalej: (2) Ono było na początku u Boga. - czyli literalnie mamy: Bogiem było słowo, ale ono było u Boga, więc Bóg był u siebie - w sobie?...
Literalnie tyle. Nie wiem, o co tu chodzi, ale chyba jeśli literalnie ma być, to ma się skończyć na tej mojej niewiedzy i kropka.
To jeszcze dalej: Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. Wszystko się stało? czyli co? Świat, ludzie, dusze istot duchowych przez jakieś słowo (ktore?...) się "stały".
Nie wiem, o co tu chodzi.
Idziemy dalej (już połączę dwa numerowane fragmenty:
(4) W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, (5) a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.
czytając literalnie: życie - czyli to, że ktoś narodził i przeżył coś, było w słowie... Co to znaczy?... Literalnie nic tu nie rozumiem. Jedynie to, że światłość świecie w ciemności daje się jakoś literalnie skonsumować, bo faktycznie, jak mamy w ciemności światło, to ono świeci - z definicji. To jeszcze to ostatnie zdanie mogę literalnie odczytać.
Ale czym jest literalność?
- Pierwszym odbiorem?
- Wzięciem intuicyjnej warstwy tekstu?... (zrezygnowaniem z pogłębionej)
- Nie szukaniem znaczeń innych, niż te, co się skojarzyły od razu?...
No czym?
-
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|