Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Koncik naukowo-techniczny, ale ino la tfardzieli...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 88, 89, 90  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: hushek
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mario




Dołączył: 23 Sie 2015
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: lubelskie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:39, 16 Lis 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
Cytat:
Nie - w naturze nie ma nic bardziej cudownego niz Bóg :-) Po prostu nie masz pojęcia o Bogu Prawdziwym.


Zdanie w naturze nie ma nic bardziej cudownego oznacza nie mniej nie więcej, że bóg w niej się zawiera. Jest jej elementem i jak inne elementy musi spełniać warunki by należeć do tego uniwersalnego metazbioru. Nie może istnieć bez z niego ani obok. Bycie obok, niezależnie, oznaczało by bowiem ze nie jest najcudowniejszy w tym zbiorze. Wniosek skoro natura zawiera najcudowniejszego boga oraz niewyobrażalnie wiele innych podzbiorów i elementów jako zbiór nadrzędny musi jeszcze jeszcze bardziej cudowny od boga. Więcej bez natury bóg by nie istniał. Natura więc jako uporządkowany zbiór nadrzędny jest rodzicem boga, który jest jej potomkiem.
:mrgreen:

Cytat:
Dowodem wykluczającym jakiekolwiek intelektualne wątpliwości.


Bez intelektualnych wątpliwości kończy się nauka i rozum a zaczyna wiara.

A wiara nie potrzebuje intelektualnych wątpliwości bo posługuje się dogmatami.

W naukach przyrodniczych (naturalnych) a nawet empirycznych humanistycznych (są takie) praktycznie nie występuje dowód wykluczający jakiekolwiek intelektualne wątpliwości. W matematyce prędzej. Ale to nauka formalna i abstrakcyjna.

Cytat:
Jeśli Bóg jest wszechinteligentną osobą to zapewne zna rozwiązania wszystkich problemów trapiących człowieka.

Więc czemu nie rozwiązuje? Jest bezgranicznie zły czy tylko bezgranicznie cyniczny.
Kto stworzył te problemy trapiące i po co?


1. co do 1szej części - tak zauważyłem te problemy podczas pisania tego tekstu ale już mi sie nie chciało rozkminać szczegółów. Ogólnie - tak Natura jest jedną z emanacji Boga więc On nie jest od niej oddzielony. Czyli to natura jest cześcią Boga a nie odwrotnie :-)

2. Mam wyraźne uczucie że nie powinienem udzielac wyjaśnień co do pozostałych rzeczy. Niech każdy idzie swoja ścieżką
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8320
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 14:50, 16 Lis 2015    Temat postu:

Cytat:
To ja zwyczajnie zapytam. Czy uznasz za nieskończenie mądrego inżyniera który zbudował niedoskonały, wadliwy most?


Tak, jeśli ten "inżynier" to analogia do Boga.
Tak samo jak trudno "obrażać się na rzeczywistość"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 15:10, 16 Lis 2015    Temat postu:

Mario napisał:

1. co do 1szej części - tak zauważyłem te problemy podczas pisania tego tekstu ale już mi sie nie chciało rozkminać szczegółów. Ogólnie - tak Natura jest jedną z emanacji Boga więc On nie jest od niej oddzielony. Czyli to natura jest cześcią Boga a nie odwrotnie :-)



Jak natura jest częścią boga to bóg nie może być najcudowniejszą rzeczą w naturze tylko raczej natura najcudowniejszą w bogu.

Bo tak wynika z nadrzędności i podrzędności zbiorów.

A to już jest całkowicie odwrotna teza do wypowiedzianej wcześniej. Rzekłbym sprzeczna i wykluczająca.

Jest jeszcze jeden problem z nadrzędnym zbiorem absolutnym czy też zbiorem wszystkim zbiorów.

Nie może być ani najcudowniejszy, ani najlepszy, ani... no właśnie. ani żaden. Będąc wszystkim jest w sumie niejaki. Jako jedyny zbiór tego rzędu, czyli wszystkich zbiorów nie może mieć porównania z niczym podobnym do siebie. Bo nie może drugiego zbioru wszystkich zbiorów, jakby był to już ani on ani ten drugi by nim nie był bo byłby zbiorem wszystkich oprócz tych co są w tym drugim i odwrotnie.

Jest jeszcze jedno w takim zbiorze wszystkiego. Siłą rzeczy, z definicji zawiera wszystko, wszystkie inne zbiory. Więc i zbiory zła i nienawiści np. A coś co zawiera w sobie zło nie może być nieskoczenie dobre ani miłosierne.
tak jak coś co ma plamę nie może być nieskazitelnie czyste. I ten tok myślenia można powtarzać do dowolnej boskiej cechy.

I dupa. Cala teoria boga jako wszechrzeczy na nic w sumie. Bo staje się zwyczajnym obojętnym i neutralnym uniwersum albo nie jest zbiorem wszystkim zbiorów.
Ale wówczas traci atrybuty absolutu absolutnego w obliczu innych "niepełnych absolutów". czyli tak jak pisałem jest zaledwie litrem absolutu 40%
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Pon 15:15, 16 Lis 2015    Temat postu:

lucek napisał:
Cytat:
To ja zwyczajnie zapytam. Czy uznasz za nieskończenie mądrego inżyniera który zbudował niedoskonały, wadliwy most?


Tak, jeśli ten "inżynier" to analogia do Boga.
Tak samo jak trudno "obrażać się na rzeczywistość"


OK. Jestem w stanie to przyjąć. Więc nie obrażajcie się na rzeczywistość i powiedzcie otwarcie jak ułomnego, omylnego i niedoskonalonego macie boga.

Bo można sobie wyobrazić, że jest najmądrzejszy i najdoskonalszy z braku istnienia mądrzejszych i doskonalszych (a może są?np bogowie bogów) ale to nie wcale nie oznacza nieomylny, wszechdobry, wszechwiedzący itd.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8320
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 15:26, 16 Lis 2015    Temat postu:

Cytat:
ale to nie wcale nie oznacza nieomylny, wszechdobry, wszechwiedzący itd.


mylisz się, to oznacza bo z definicji, pisałem przecież, że chodzi o system pojęć
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Pon 15:31, 16 Lis 2015    Temat postu:

Jaki system. Opisz go. A ręczę Ci, że nie unikniesz sprzeczności, które opisałem (nie tylko w odpowiedzi na Twój post).
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JaKrów z Nogą
Gość






PostWysłany: Pon 16:29, 16 Lis 2015    Temat postu:

lucek napisał:
system pojęć


ręce
nogi
oczy
nos
język
uchy
chuj
cipa
i głos



i spierdalaj durniu ubogi
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8320
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 16:35, 16 Lis 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
Jaki system. Opisz go.


Tu, na tyle na ile umiałem - opisałem.

Komandor napisał:
A ręczę Ci, że nie unikniesz sprzeczności ...

na razie, jak dla mnie, wykazałeś, że nie rozumiesz o co mi chodzi ... nie umiem opisać Tobie "systemu" bo za mało Ciebie znam, i nie wiem jakie wyobrażenia-skojarzenia, kryją się za słowami, których używamy (obawiam się, że bardzo odległe od moich) - jeśli Ciebie interesuje "system" to sam musisz spróbować go zrozumieć ... nie wydaje mi się, żebym mógł Tobie w tym pomóc.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adam Barycki
Gość






PostWysłany: Pon 16:53, 16 Lis 2015    Temat postu:

A mówił Pan, Panie Komandorze, że Pan Kubuś to największy analfabeta. Nie wstyd Panu teraz?

Adam Barycki
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Pon 17:42, 16 Lis 2015    Temat postu:

Jeśli już to największy z dotąd mi znanych. Bez pełnej znajomości zbioru analfabetów ciężko mi wyrokować, który jest największy a który najmniejszy. No i nie znam systemu ani kryjących się Twoimi słowami pojęć i skojarzeń. Np czy największy to dobrze czy źle? ;-P
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adam Barycki
Gość






PostWysłany: Pon 17:45, 16 Lis 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
Adam Barycki napisał:
Komandor napisał:
To tak nie jest do końca. Sam Marks używał tego jako hasła pewnie tylko. Tak by kształtuje świadomość ale wyższa osiągnięta świadomość wpływa na byt. I tak w kółko.

Świadomość zaś Marska i Engelsa


Na pewno nie jako hasła, toż właśnie fundamentem dialektyki marksistowskiej jest wzajemna zależność różnych form materii, w tym i form duchowych, jak świadomość. Jednak istotą tego dialektycznego procesu nie jest sam wektor, a jego zwrot, od tezy (byt społeczny) do antytezy (świadomość) i syntezy (byt społeczny po spirali). Przecie świadomość Marksa i Engelsa ukształtował jednak byt społeczny ówczesnej Europy, a nie byt społeczny Indian Amazońskich.

Adam Barycki


To co napisałeś o wzajemnym wpływie to to samo co napisałem ja tylko trochę inaczej.

Hasłem i uproszczeniem a nawet wulgaryzacją jest samo zdanie:

Byt kształtuje świadomość

Bez wyjaśnień. Często zresztą używane do krytyki, a raczej ośmieszania, marksizmu podobnie jak "wspólne żony" czy też inne uproszczenie tyle że darwinizmu o człowieku pochodzącym do małpy.
[/b]


Prawie to samo, ale jakby nie całkiem to samo. U Indianin z Amazonii ukształtowanych w kulturze łowieckiej nie występuje świadomość profesora z Europy. I taki jest właśnie kierunek związku przyczynowo skutkowego dialektyki historycznej. I choć występuje relacja zwrotna, to musi Pan przyznać, że odwrotny kierunek wektora musiałby mieć charakter cudowny, a nie deterministyczny, a wtedy wszystkie procesy socjologiczne i psychiczne musieli byśmy uznać za skryte za tajemnicą cudów.

Równanie E=mc2 również jest skrótem wynikającym z wiedzy, bez której byłoby tylko hasłem, uproszczeniem, a nawet wulgaryzacją. Jeżeli Pan uważa inaczej, to proszę spróbować nadać sens logiczny temu równaniu bez definicji o równoważność masy spoczynkowej i energii spoczynkowej, o równoważność masy relatywistycznej i energii całkowitej i istocie progowej bezwzględności prędkości światła w fizyce relatywistycznej.

Adam Barycki
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JaKrów 5-latek
Gość






PostWysłany: Pon 18:09, 16 Lis 2015    Temat postu:

Adam Barycki napisał:
Równanie E=mc2

Adam Barycki


Prędkość światla w próżni jest żadna. Nimo tarcia.

Jak człowiek leci po ziemi to się od niej odpycha stopami. To samiutko ze światłem. Nie ma nic w probowce - światło gaśnie.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adam Barycki
Gość






PostWysłany: Pon 18:12, 16 Lis 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
Bez pełnej znajomości zbioru analfabetów ciężko mi wyrokować, który jest największy a który najmniejszy.

czy największy to dobrze czy źle?


Te dwa tu powyżej, to co prawda zbiór niepełny jeszcze, ale zawszeć to zbiór jakiś i tak, jak Pan Kubuś, też mają swoje własne definicje, jednak w odróżnieniu od Panów dwóch owych, Pan Kubuś przynajmniej próbuje i to na dziesięciu tysiącach postów poszukiwać, jak dotąd bezskutecznie, ale jednak uparcie, spójności logicznej, a Panowie owi ograniczyli się tylko do odczucia, co prawda głębokiego, ale jednak niezwerbalizowanego.

Po również głębokim namyśle i tytanicznej walce wewnętrznej, jednak pozostaję dalej w niepewności, co jest dobre, a co złe, czy doświadczenie duchowe wykluczające jakiekolwiek intelektualne wątpliwości, czy tytaniczna praca Pana Kubusia w liczeniu diabłów na czubku szpilki?

Adam Barycki
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 18:13, 16 Lis 2015    Temat postu:

JaKrów 5-latek napisał:
Adam Barycki napisał:
Równanie E=mc2

Adam Barycki


Prędkość światla w próżni jest żadna. Nimo tarcia.

Jak człowiek leci po ziemi to się od niej odpycha stopami. To samiutko ze światłem. Nie ma nic w probowce - światło gaśnie.


Załóżmy że człek siedzi w jakimś pokoju i wypompują powietrze. Światło gaśnie. Nie ma powietrza, człek przestaje oddychać, marnieje we własnych oczach i promienie wzrokowe gasną, nie przechodzą przez soczewki oczne do pokoju.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adam Barycki
Gość






PostWysłany: Pon 18:23, 16 Lis 2015    Temat postu:

JaKrów 5-latek napisał:
w probowce - światło gaśnie.


Panie Krowa, może i światło w próbówce gaśnie, ale energia promienista w moim służącym – nigdy – jest wieczna. Kiedy tylko butelka wypełniona jest bezenergetycznym powietrzem, mój służący zaraz butelkę taką bierze i wychodzi z domu na chwilkę, a wraca z butelką napromieniowaną energią promienistą i już butelka pełna jest energii 45-cio procentowej, a nawet i 96-cio procentowej, ale i bywa, że tylko 5-cio procentowej.

Adam Barycki
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adam Barycki
Gość






PostWysłany: Pon 18:29, 16 Lis 2015    Temat postu:

Anonymous napisał:
marnieje we własnych oczach


Nie może marnieć we własnych oczach, bo już nie ma własnych oczu, próżnia mu oczy wyciąga i pozostaje bez oczu, w których mógłby marnieć. A jak nie może zmarnieć we własnych oczach, to jak ma zmarnieć?

Adam Barycki
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
krowa
Areszt za spam, do odwołania



Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:46, 16 Lis 2015    Temat postu:

[quote="Adam Barycki"][quote="Anonymous"]marnieje we własnych oczach[/quote]

Nie może marnieć we własnych oczach, bo już nie ma własnych oczu, próżnia mu oczy wyciąga i pozostaje bez oczu, w których mógłby marnieć. A jak nie może zmarnieć we własnych oczach, to jak ma zmarnieć?

Adam Barycki[/quote]

W samotności nie ma wyboru. Tylko własne oczy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mario




Dołączył: 23 Sie 2015
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: lubelskie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:29, 16 Lis 2015    Temat postu:

Anonymous napisał:
Mario napisał:

1. co do 1szej części - tak zauważyłem te problemy podczas pisania tego tekstu ale już mi sie nie chciało rozkminać szczegółów. Ogólnie - tak Natura jest jedną z emanacji Boga więc On nie jest od niej oddzielony. Czyli to natura jest cześcią Boga a nie odwrotnie :-)



Jak natura jest częścią boga to bóg nie może być najcudowniejszą rzeczą w naturze tylko raczej natura najcudowniejszą w bogu.

Bo tak wynika z nadrzędności i podrzędności zbiorów.

A to już jest całkowicie odwrotna teza do wypowiedzianej wcześniej. Rzekłbym sprzeczna i wykluczająca.

Jest jeszcze jeden problem z nadrzędnym zbiorem absolutnym czy też zbiorem wszystkim zbiorów.

Nie może być ani najcudowniejszy, ani najlepszy, ani... no właśnie. ani żaden. Będąc wszystkim jest w sumie niejaki. Jako jedyny zbiór tego rzędu, czyli wszystkich zbiorów nie może mieć porównania z niczym podobnym do siebie. Bo nie może drugiego zbioru wszystkich zbiorów, jakby był to już ani on ani ten drugi by nim nie był bo byłby zbiorem wszystkich oprócz tych co są w tym drugim i odwrotnie.

Jest jeszcze jedno w takim zbiorze wszystkiego. Siłą rzeczy, z definicji zawiera wszystko, wszystkie inne zbiory. Więc i zbiory zła i nienawiści np. A coś co zawiera w sobie zło nie może być nieskoczenie dobre ani miłosierne.
tak jak coś co ma plamę nie może być nieskazitelnie czyste. I ten tok myślenia można powtarzać do dowolnej boskiej cechy.

I dupa. Cala teoria boga jako wszechrzeczy na nic w sumie. Bo staje się zwyczajnym obojętnym i neutralnym uniwersum albo nie jest zbiorem wszystkim zbiorów.
Ale wówczas traci atrybuty absolutu absolutnego w obliczu innych "niepełnych absolutów". czyli tak jak pisałem jest zaledwie litrem absolutu 40%


Chyba sie nażarłeś krowich placków :) Jesli masz komputer zdolny wygenerować nieskończona ilość pięknych obrazów na swoim monitorze to istnienie każdego z tych obrazów zależy od istnienia komputera. Komputer może istnieć bez któegokolwiek z tych obrazów ale żaden z tych obrazów nie może istnieć bez komputera. Już rozumiesz co jest nadrzędne a co podrzędne?
Poza tym to piękno, brzydota i nijakośc to kewstie gustu a nie kwestie obiektywnej percepcji


"Nie może być ani najcudowniejszy, ani najlepszy, ani... no właśnie. ani żaden. Będąc wszystkim jest w sumie niejaki."

To sa takie problemy intelektu, który nie jest w stanie skutecznie zrozumiec pewnych dualizmów. W praktyce jedynym sposobem na to, żeby sie z tym uporac jest osiągnięcie celu medytacji ZEN. Tu mozna o niej przeczytać
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 22:23, 16 Lis 2015    Temat postu:

Medytowałem kiedyś, co prawda nie z koniem a LSD i peyotlem. Też miałem doświadczenia obcowania z absolutem. Nawet nie jednym i z nawrotami.
Obecnie, również obcuje z absolutem i jeszcze mi pól butelki zostało więc muszę kończyć, bo się mnie ogarnia trans medytacyjny.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hushek
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: umiłowany kraj
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:22, 17 Lis 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
(...)
Marks w swoich pierwszych pracach a także w wielu dyskusjach, na pierwszych Międzynarodówkach formułował właśnie anarchistyczny w dzisiejszym naszym rozumieniu model "państwa" i społeczeństwa. W nim władza centralna miła się praktycznie ograniczać do planowania makroekonomicznego i to też niezbyt rygorystycznie egzekwowanych. Cala reszta życia społecznego miała być regulowana na poziome rad najniższych szczebli. Zakładowych, regionalnych. Marks nawet nie przewidywał aparatu przymusu czy sądowniczego w klasycznym tego słowa rozumieniu. To same załogi, małe społeczności miały pełnić te rolę.
(...)

Oczywiście Marks i Engels w przeniewierstwie do anarchistów (oraz utopistów) zakładał konieczność całkiem realnie konieczność formy przejściowej czyli państwa robotniczego i całkiem otwarcie i rozsądnie mówił, że nie będzie to żadne wolne państwo ludowe tylko dyktatura.
(...)
Żadne to odkrycie Marksa - społeczeństwa utopijne były opisywane o wiele lat wcześniej i bliżej jednak im było do idei anarchizmu, niż do tego co postulował Marks.

Co najmniej pięć różnic moznaby wymienić między koncepcjami Bakunina i Marksa (pomijając już konflikt, a nawet nienawiść osobistą). Ale najważniejsza z nich to - dyktatura proletariatu - jak mniemał Marks w okresie przejściowym. Nie określił jednak nigdy ile ten okres przejściowy miałby właściwie trwać.

Ergo - godził się z tym, że jedna dyktarura zostanie zastąpiona inną - i to wcale nie proletariatu (bo to sprzeczność sama w sobie - lud jest dyktatorem wobec - samego siebie :mrgreen: ), a wierchuszki tego proletariatu. Co jak wiadomo szybko prowadzi do patologii i wynaturzeń, nawet genialnego systemu.

Czy Bakunin i inni anarcho-kumuniści miali rację - nie wiadomo - nie zostało to "przetrenowane" w praktyce". Zaś co do tego, że Marks i inni marksiści się mylili - nie ma wątpliwości chyba - pokazała to właśnie praktyka budowy ustroju powszechnej sprawiedliwości...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Wto 12:28, 17 Lis 2015    Temat postu:

Cytat:
Żadne to odkrycie Marksa - społeczeństwa utopijne były opisywane o wiele lat wcześniej i bliżej jednak im było do idei anarchizmu, niż do tego co postulował Marks.


Oczywiście, że były opisywane wcześniej, ale nie wszystkie były całkowicie anarchistyczne.

Co do rzeszy pełna zgoda. Z jedną uwagą. Anarchistyczne były przetestowane w praktyce. Przynajmniej raz. I niestety również skończyły się dyktaturą i terrorem jeszcze większym nić ten bolszewicki.

A jedno z pierwszych "państw-miast" anarchistycznych powstało w Afryce Wschodniej założone przez piratów z Oceanu Indyjskiego. Trwało kilka czy kilkanaście ładnych lat i się wspaniale rozwijało. Swym bogactwem i wolnościami przyciągało wielu ludzi. Niestety wraz ze wzrostem ludności, coraz bardziej skomplikowaną organizacją gospodarczo - społeczną zaczęło się przekształcać w normalną organizację państwowa z całym aparatem biurokratycznym, sądowniczym i porządkowym. Zaczęło upadać po śmierci przywódcy - pirata idealisty, który stawiał właśnie wolność nad samym piractwem.
Nie chce mi się teraz szukać książki ale jak chcesz to odnajdę i podam więcej szczegółów, konkretne miejsce, daty i nazwiska.
Rzecz bardzo ciekawa bo mało znana a wiele rozwiązań było bardziej śmiałych niż te Rewolucji Francuskiej czy Komuny Paryskiej. A tak przy okazji. Organizacja komuny paryskiej była właśnie komuno-anarchistyczna i pomimo walki nie miała okresu dyktatury proletariatu, przynajmniej oficjalnie i w zbyt dużym wymiarze.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hushek
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: umiłowany kraj
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:57, 17 Lis 2015    Temat postu:

Komandor napisał:

Oczywiście, że były opisywane wcześniej, ale nie wszystkie były całkowicie anarchistyczne.
Nie tylko niektóre, ale wręcz żadne. Te opisywane w utopiach nie były anarchistyczne, a jedynie quasi-anarchistyczne. Z prostego powodu - sama idea była nieskrystalizowana.

Cytat:
Co do rzeszy pełna zgoda. Z jedną uwagą. Anarchistyczne były przetestowane w praktyce. Przynajmniej raz. I niestety również skończyły się dyktaturą i terrorem jeszcze większym nić ten bolszewicki.

A jedno z pierwszych "państw-miast" anarchistycznych powstało w Afryce Wschodniej założone przez piratów z Oceanu Indyjskiego. Trwało kilka czy kilkanaście ładnych lat i się wspaniale rozwijało. Swym bogactwem i wolnościami przyciągało wielu ludzi. Niestety wraz ze wzrostem ludności, coraz bardziej skomplikowaną organizacją gospodarczo - społeczną zaczęło się przekształcać w normalną organizację państwowa z całym aparatem biurokratycznym, sądowniczym i porządkowym. Zaczęło upadać po śmierci przywódcy - pirata idealisty, który stawiał właśnie wolność nad samym piractwem.
Nie chce mi się teraz szukać książki ale jak chcesz to odnajdę i podam więcej szczegółów, konkretne miejsce, daty i nazwiska.
Rzecz bardzo ciekawa bo mało znana a wiele rozwiązań było bardziej śmiałych niż te Rewolucji Francuskiej czy Komuny Paryskiej. A tak przy okazji. Organizacja komuny paryskiej była właśnie komuno-anarchistyczna i pomimo walki nie miała okresu dyktatury proletariatu, przynajmniej oficjalnie i w zbyt dużym wymiarze.


O tym "mieście-anarchii" w Afryce - przyznam, że nie słyszałem. Jakbyś mógł coś znaleźć, bedę wdzięczny.

Dwa eksperymenty wprowadzenia anarchizmu (część Hiszpanii i Hulajpole na Ukrainie) nie mogły sie udać w warunkach trwających tam wtedy wojen domowych. Anarchizm zakłada współdziałanie - nie walkę.

Eksperymenty para-anarchistyczne były i są nadal podejmowane w wielu zakątkach świata.

Misja Jezuicka wśród Indian amazońskich - spacyfikowana w końcu przez Watykan, była w dużej mierze anarchistyczna, choć zarazem z natury rzeczy i katolicka.

To samo wsród wspólnot typu Amisze - też zasady, te ekonomiczne są bliskie anarchizmu, z tym, że panuje tam jednak zamordyzm, światopogladowy, obyczajowy i brak wolności typowej dla idei anarchizmu.

Mniejsze skupiska typu: hipisowskie komuny, punkowe squatty, czy też próby budowania większych organizmów - choćby Wolne Miasto Christiania w Kopenhadze - są temu ideałowi najbliższe - choć najczęściej krótkotrwałe, bo pacyfikowane przez Państwo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adam Barycki
Gość






PostWysłany: Wto 14:07, 17 Lis 2015    Temat postu:

A ja się dziwię Panu, Panie Komandorze, że Pan tak świetnie sobie radzący z uwarunkowaniami historycznymi współczesnego rozwoju, nie zauważył, że Marks w tych założeniach o samorządach lokalnych oparł się właśnie o historyczne doświadczenia wskazujące na rozwój i socjalizację społeczną właśnie w takich lokalnych samorządach, a nie wielkich strukturach cywilizacyjnych. Ale o tym potem, teraz muszę sobie troszeczkę postukać kijem w kaloryfer dla oderwania myśli od Pana Husheka.

Adam Barycki
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Wto 16:45, 17 Lis 2015    Temat postu:

@Maniek

Opis znajduje się w książce Ocean Przygody Tom 2 - Georgesa Blonda
Oczywiście przez zlośliwość rzecy martwych lub żywych (żona i wieczne porządki po których wszystko mi ginie) nie mogę jej znaleźć.

Ale znalazłem pdf.

Chodzi o francuskiego szlachcica nazwiskiem Misson i jego funfla mnicha Carracioli.

Po przejęciu okrętu La Victoire w 1690 roku, (Nie za sprawą buntu tylko w walce z anglikami ponieśli tak wielkie straty, że nie było starszych oficerów od właśnie Missona) ten mnich wygłosił płomienną mowę o wolności co spotkało się z aplauzem załogi. Dla nich wolność byłą synonimem piractwa i chcieli wywiesić czarną flagę ale Misson i Carracioli ich wyprostowali że chodzi przede wszystkim o wolność i za symbol przyjęli biała flagę z postacią Wolności i dewizą "„A Deo a Libértate, Za Boga i Wolność". Utworzyli oni Republikę Utopii a swoje miasto nazwali Libertalią.


A dalej posłużę się cytatem bo facet bardzo ciekawie i barwnie opisuję tę historię:

Cytat:
Do naszych czasów nie przetrwał żaden wizerunek
bandery wolnomyślicieli. Wiadomo jedynie, że niedługo po wciągnięciu
jej na maszt „La Victoire" zajęła angielski slup i dwa holenderskie
okręty. Towary sprzedano w Cartagenie w Kolumbii, nie informując,
rzecz jasna, o ich pochodzeniu. Również w tym kraju byli wyrozumiali
kupcy, a dewiza „Bogu i Wolności" nie wykluczała innej, niewypowiedzianej
- „Jakoś trzeba żyć". Wolnomyśliciele starali się jednak jak najmniej
maltretować tych, których ograbiali. Na pokładzie „La Victoire"
nie odłożono wcale ideologii do lamusa. Gdy u wybrzeży Gwinei pochwycono
holenderski statek przewożący czarnych niewolników,
Carac-cioli wyjaśnił, że nie wolno traktować ludzi jak towar:
- Żaden człowiek nie ma prawa rozporządzać wolnością swego
bliźniego. Nie po to wyzwoliliśmy się ze straszliwego jarzma niewolnictwa,
zapewniając sobie wolność, by teraz narzucać je innym. Prawdą
jest, że ludzie ci różnią się od Europejczyków kolorem skóry. Mimo to
tak jak my są dziełem tego samego wszechmocnego Boga, który obdarzył
ich rozumem w niczym nieustępującym naszemu.
Rozkuto więc Murzynów z łańcuchów, ubrano i wcielono do załogi
- nazywanej od tej pory bractwem - a tych, którzy chcieli wrócić
do Gwinei, wysadzono na ląd. Można mieć wątpliwości co do postępowania
tych apostołów grabiących statki, ale nie sposób nie zauważyć, że
na wiek przed wielką rewolucją francuską Misson i Caraccioli sformułowali
już deklarację praw człowieka i mieli - co jeszcze bardziej zdumiewające
w ówczesnej epoce - odwagę słowem i czynem zaprotestować
przeciwko rasizmowi i niewolnictwu.

Gdy dotarli w pobliże Kapsztadu, napotkali angielski okręt. Po
sprawdzeniu flagi ruszyli do ataku. Wywiązała się tym razem prawdziwa
walka, w której zginął angielski kapitan. Pochowano go na plaży,
a Misson nakazał wyryć na kamieniu nagrobnym następujące słowa:
„Tutaj spoczywa dzielny Anglik". Mimo żałoby angielscy marynarze,
miło zaskoczeni dobrym traktowaniem, zainteresowali się ideałami
bractwa i zapragnęli do niego wstąpić. Ta niewielka wspólnota, początkowo
złożona wyłącznie z Prowansalczyków i kilku Włochów,
nabierała coraz bardziej międzynarodowego charakteru. Caraccioli
został dowódcą angielskiego statku i znów ruszono w podróż. Że
glugę przerwano na pewien czas za sprawą dość niezwykłego wydarzenia.
Oba okręty zatrzymały się na odpoczynek na Anjouanie, należącej
dziś do Francji wyspie Nzwani z archipelagu Komory. W kronikach dawnych
żeglarzy znajdziemy co najmniej pięćdziesiąt podobnych opisów:
przybywa europejski statek, miejscowy władca wita przybyszów tym
chętniej, że pozostaje w konflikcie z sąsiadem, monarchą równie niewielkiego
państewka. „Pomóżcie mi go zwyciężyć!". Przychodzi od razu
na myśl pułapka, w jaką wpadł Magellan. Na Nzwani panowała królowa,
a jej wróg, sułtan z sąsiedniej wyspy, nazywał się Moheli. Władczyni
zrobiła wszystko, by w nowo przybyłych zyskać sprzymierzeńców.
Wydała nawet swą siostrę za Missona. Caraccioli, idąc za tym przykładem,
zapomniał o przyjętych ślubach i wziął za żonę inną przedstawicielkę
miejscowych „wyższych sfer". Pozostali marynarze również
wybrali sobie miejscowe kobiety. Zawarte „małżeństwa" dały pretekst do
licznych zabaw - biesiadowano i bawiono się w oczekiwaniu na wojska
Mohelego. Gdy tylko się pojawiły, zostały srogo pobite. Nieco później
wolnomyśliciele postanowili wrócić na morze. Dziesięciu z nich jednak
zdecydowało się pozostać.
- Jesteście wolnymi ludźmi - usłyszeli.
Otrzymali swoją część łupów i osiedlili się na wyspie. Tuż przed
odjazdem reszty żony Missona i Caracciolego, a także pozostałe poślubione
kobiety oznajmiły mężom: „Płyniemy z wami". W imię wolności
żeglarze musieli się zgodzić, choć obecność kobiet na pokładzie była
sprzeczna z pirackimi zwyczajami. Bracia spod białej flagi nie uważali
się jednak za piratów.
„La Victoire" i towarzyszący mu okręt wpływały do Kanału Mozambickiego,
gdy dostrzeżono portugalski statek, wyposażony w 60 dział.
Tym razem to on zaatakował, nie zważając na białą flagę i dewizę. W zażartej
walce bractwo, które w końcu odniosło zwycięstwo, straciło 30
ludzi, a Portugalczycy - 60. Na zdobytym statku znaleziono baryłki wypełnione
złotonośnym piaskiem, a także tyle innych dóbr, że można było
zaspokoić wszelkie potrzeby i odpocząć przez pewien czas.
Caraccioli, który zadał w walce wiele ciosów, ale też i wiele otrzymał,
miał zmiażdżoną nogę na skutek upadku z rei.
- Proszę ją obciąć.
Nie wszyscy chirurdzy na statkach piratów, korsarzy czy flibustierów
byli równie dobrymi fachowcami jak Exmelin. Powodzenie operacji zależało
od jego zdecydowania i zręczności, ale też i odrobiny szczęścia.
Były mnich nie wydał pod nożem ani jednego jęku. Gdy już rzucono
pokiereszowaną nogę rekinom na pożarcie, pokładowy cieśla przygotował
drewnianą protezę, do której Caraccioli bardzo szybko się przyzwyczaił.
Rozczochrany, ubrany jak inni piraci, miał ciemną cerę,
osma-ganą morskim wiatrem. Brakowało mu tylko czarnej przepaski na
oku. Jego wolnomyślicielska wiara wcale nie osłabła.
Gdy oba statki wpłynęły do zatoki Diégo-Suarez (dziś Antseranana)
w północnej części Madagaskaru, marynarze zamilkli, oczarowani urodą
miejsca. Misson zauważył ponadto, że trudno dostępna zatoka była łatwa
do obrony.
- Tego nam właśnie trzeba.
Caraccioli był takiego samego zdania. Wysłani na zwiady marynarze
znaleźli bezludną okolicę. Wyprawa powróciła zatem na Nzwani,
by poprosić - i uzyskać - o posiłki w postaci trzystu ludzi. Ci zaś zaczęli
karczować teren i stawiać pierwsze budowle. Na samym początku prac
Misson wygłosił na placu budowy następującą przemowę:
- Są wśród nas Francuzi, Włosi, Anglicy, Holendrzy, Portugalczycy,
mieszkańcy Gwinei i Nzwani. Nasze narodowości nie mają tu żadnego
znaczenia. Wszyscy jesteśmy teraz obywatelami miasta wolności, które
właśnie wznosimy. Nazwiemy je Libertalia. My zaś będziemy zwać się
Liberi, co po łacinie oznacza „ludzie wolni".

Rozległy się burzliwe oklaski. Tak narodziła się Republika Utopii.
Podobnie jak miasta galijskie, całą Libertalię zbudowano z drewna,
także jej fortyfikacje. Powstała na brzegu rzeki, nad jedną z niewielkich
zatoczek, jakie można dostrzec za bakburtą, wpływając do zatoki
Diégo--Suarez. Nawiązano pokojowe kontakty z kilkoma wioskami w
głębi wyspy, dzięki czemu nie było problemów z zaopatrzeniem.

Korzystając z okresu spokoju, Misson wyprawił się na morze. W pobliżu
Kilwy stoczył krwawą walkę, w której stracił 56 ludzi i sam omal
nie został zabity. Zdobył duży portugalski statek z 50 działami i 300
ludźmi załogi. Pozyskał wiele łupów, które miały bardzo przydać się w
Libertalii: dużo pieniędzy (200 000 funtów szterlingów), sprzęt, żywność,
a także więźniów.
Gdy wracał z wyprawy, spotkała go jedna z największych niespodzianek
w życiu. Zbliżał się do niewielkiego słupa, zastanawiając się,

czy w ogóle warto go zaatakować. W momencie gdy dostrzegł czarną
flagę wciąganą na maszt, rozległ się wybuch. Niewielki statek piracki,
którego najwyraźniej nie przestraszyły działa i tonaż obu okrętów, oddawał
ostrzegawczy wystrzał.
- Ten śmiałek zasługuje na kurtuazyjną wizytę - stwierdził Misson.
-Spuścić szalupę na wodę.
- Kapitanie, ja popłynę - zaproponował jego zastępca.
Łódź się oddaliła, a kanonierzy „La Victoire" czekali gotowi do oddania
salwy. Pół godziny później kapitan małego słupa wchodził na pokład.
Tom Tew zaczynał dopiero karierę pirata - wcześniej pracował dla
króla - w której miał odnieść wiele spektakularnych sukcesów. Misson
zaprosił go do odwiedzenia Libertalii.
Część jej mieszkańców zrezygnowała z żeglarstwa na rzecz uprawy
roli. Wokół miasta rozciągnęły się pola kukurydzy. Na łąkach założonych
na dawnych terenach leśnych pasły się duże stada bydła kupionego od
tubylców. Wszędzie wznosiły się nowe domy, a przy nich znajdowały się
warzywniki i kurniki. W licznych gospodach można było kupić wszelkiego
rodzaju alkohole. Jednym słowem - prawdziwy raj.
Tew, przed
przybyciem nastawiony sceptycznie, oznajmił:
- Zostaję z wami. Naturalnie nadal będę żeglował. Założę tutaj
stocznię.
Ludności stale przybywało, powstawały warsztaty rzemieślnicze.
Stan spontanicznej anarchii, korzystny w początkach istnienia miasta,
stopniowo przestawał odpowiadać rozwiniętej już społeczności. Mimo
wspólnego obywatelstwa wielość języków powodowała od czasu do czasu
spore konflikty. Próba sprawienia, by wszyscy mówili jednym językiem
złożonym ze słów zapożyczonych z francuskiego, angielskiego, portugalskiego
i holenderskiego, nie dała zadowalających rezultatów.

- Musimy - zadecydował Misson - utworzyć w Libertalii insty
tucje zdolne wymierzać sprawiedliwość i w razie potrzeby egzekwować
poszanowanie prawa.
Caraccioli i Tew nie mieli nic przeciwko temu. Zaproponowano
mieszkańcom konstytucję, która została przez nich zaakceptowana.
Wszyscy obywatele Libertalii, niezależnie od rasy, podzieleni na dziesięcioosobowe
grupy, mieli wybierać swych przedstawicieli. Wybrani w ten
sposób delegaci mieli tworzyć zgromadzenie „zdolne formułować sprawiedliwe
prawa dla największego dobra całej społeczności". Pośpiesznie
wybudowano ratusz i zwołano zebranie zgromadzenia. Po ośmiu dniach
obrad „ogłoszono, wydano drukiem i rozpowszechniono wielką liczbę
rozsądnych ustaw".
W mieście Utopii można było znaleźć wszystko,
nawet drukarzy i maszyny drukarskie, zrabowane na jakimś okręcie. W
jednej z pierwszych ustaw zapisano, że wszystkie dobra i bydło powinny
być dzielone na równe części, a każdy stawał się właścicielem
ogrodzonego terenu, który uprawiał. Społeczność tworząca wspólnotę
przekształcała się w demokratyczną republikę socjalistyczną.
W trakcie
podziałów doszło do kilku sporów. Caraccioli, po raz kolejny wziąwszy
na siebie rolę rzecznika Missona, wygłosił przed zgromadzeniem ustawodawczym żarliwe przemówienie. Gdy skończył, wszyscy obecni zgodzili
się, że „najwyższą władzę" - dzisiaj nazwalibyśmy to funkcją rozjemczą
i rozstrzygającą - należy powierzyć jednej osobie, co trzy lata
zatwierdzanej przez członków zgromadzenia. Piastujący ten urząd miał
nosić tytuł „Konserwatora", a zwracano by się do niego: „Najwyższa Ekscelencjo".

Niezwłocznie wybrano na to stanowisko Missona, Caraccioli
został mianowany sekretarzem stanu, a Tew - Wielkim Admirałem. Co
za ewolucja! Dokonała się niemal samoistnie, bez przeszkód.
W stoczni założonej przez Tewa wybudowano dwa dobrze skonstruowane
slupy. Uroczyście nadano im nazwy „Enfance" i „Liberté". Systematycznie
dokonywano przeglądów i napraw innych statków, w tym
niedawno przechwyconych i starego „La Victoire". Znaczna bowiem część
mieszkańców Libertalii nadal trudniła się piractwem. Misson, Caraccioli,
Tew i inni pływali w okolicach Kapsztadu, Maskarenów i wybrzeży
Arabii. Z jednej z wypraw przywieziono około stu młodych dziewcząt od
12 do 18 lat, gdyż „w kolonii brakowało kobiet". We wspólnym skarbcu
zawsze było dużo jedwabi, diamentów, złota i klejnotów. Podobnie jak
inne społeczności pirackie na Madagaskarze, również Libertalia prowadziła
nieprzerwanie handel z amerykańskimi kupcami.
Nie sposób określić, jak długo trwał ten czas prosperity. A. Lougnon
odnotowuje w swojej niedawno opublikowanej pracy, że ostatni słynny
pirat z Madagaskaru, Francuz La Buse, został schwytany i powieszony
na wyspie Île-de-Bourbon (późniejszy Reunion) w 1730 roku. Libertalia
przestała jednak istnieć wcześniej, prawdopodobnie między 1715
a 1720 rokiem.
Oto, co o tym wiemy.
Tew opływał Madagaskar na pokładzie „La Victoire" z zamiarem
rekrutowania nowych osadników do Libertalii. Zszedł na ląd z kilkoma
ludźmi, nie spieszyli się z powrotem. Rozpętała się burza, w czasie której
stary statek zatonął. Tew bezsilnie przyglądał się katastrofie. Do domu
mieli bardzo daleko. Po kilkutygodniowej wędrówce wybrzeżem, od
jednej wioski zamieszkanej przez tubylców do drugiej, dostrzegli dwa
slupy. Zaczęli dawać im znaki. Udało się, okręty podpłynęły bliżej. Na
pokładzie jednego z nich znajdował się Misson. Byli uratowani! Ten
jednak przywoził przerażające wieści.
- Liczna grupa tubylców napadła na Libertalię, podłożyła ogień i
urządziła rzeź. Caraccioli zginął. Jak się wydaje, tylko my przeżyliśmy.
Udało nam się uciec na tych dwóch slupach, zabraliśmy w pośpiechu
tylko trochę diamentów i kilka worków złota.
Miasto Utopii pochłonął ogień i zalała krew. Nic z niego nie pozostało.
Można żałować, że o Libertalii, będącej jednym z najciekawszych
eksperymentów socjologicznych w historii ludzkości, nie wspomina się
ani słowem w dużej encyklopedii Larousse'a, w podręcznikach i większości
innych leksykonów. I to wówczas, gdy jednostkowe, o wiele banalniej
sze doświadczenie Alexandra Selkirka stało się powszechnie znane.

Prawdą jest, że potrzebny był do tego dobry pisarz, który przeobraził
Selkirka w Robinsona Crusoe. Dzieje Libertalii mogłyby stanowić kanwę
doskonałego filmu.
Misson przeżył koniec swego dzieła o niewiele dni. Utopił się
podczas katastrofy morskiej u wybrzeży Gwinei, gdy wracali - za namową
Tewa - do Ameryki. Tew udał się do Nowego Jorku. Mieszkał
tam w przepychu przez kilka miesięcy, ciesząc się coraz większą popularnością.
Gubernator Fletcher oszalał na jego punkcie do tego stopnia,
że zapraszał go na przejażdżki w powozie zaprzężonym w sześć koni.
Mimo to Tew uważał życie na lądzie za monotonne - nawet jeśli było
to życie milionera. Wrócił na morze. Zginął niedaleko wybrzeży Arabii,
trafiony w brzuch pociskiem z okrętu Wielkiego Mogoła, który chciał
zająć.



Pogrubione fragmenty pozwalają pokazać trochę od anarchii poprzez republikę quasi-socjalistyczną do już bardziej osobowej formy władzy.

A eksperyment był jak na tamte czasy niebanalny i wręcz pionierski. To było 100 lat przed pierwszym sformułowaniem zasad praw człowieka, wolności no i jakby tę konstytucję uznać to by nie była tylko jedną z pierwszych (Amerykańska nie była pierwsza tak w ogóle) ale na pewno pierwszą z takimi wolnościowymi hasłami.

Aby uniknąć zarzutów, że tylko z jakiejś marynistycznej książki to bajka to może jeszcze coś z portalu ciekawostki historyczne:

Cytat:
Libertatia – pirackie państwo idealne
W końcu pirat i filozof znaleźli miejsce, w którym mogli ziścić swój polityczny sen – stworzenie idealnego państwa. Okazała się nim być dobrze ukryta zatoka Diego-Suarez w północnej części Madagaskaru. Pod koniec XVII wieku powołali do życia Libertatię – piracką republikę. Swoją załogę – pierwszych obywateli – nazwali Liberami – ludźmi wolnymi. Misson i Carracioli zwołali demokratyczne zgromadzenie konstytucyjne i przystąpili do formowania nowego ustroju.
Mieszkańców podzielono na dziesiątki, z których każda miała swojego przedstawiciela w zgromadzeniu. Podczas obrad uznano, że na czele państwa stanie Lord Konserwator – wybierany raz na trzy lata najwyższy urzędnik. Jego najbliższymi współpracownikami mieli być premier – szef rządu – i admirał – zwierzchnik pirackich sił zbrojnych. Natomiast reszta miała mieć swoich reprezentantów w Radzie, do której najzdolniejszych i najbardziej prawych piratów powoływał Lord Konserwator.



oraz biografia:

Cytat:
Pierre van den Boogaerde, Shipwrecks of Madagascar, New York 2008.
Angus Konstam, Piracy: The Complete History, New York 2008.
Charles Johnson, Historia najsłynniejszych piratów, ich zbrodnicze wyczyny i rabunki, Warszawa 1968.
Zdzisław Skrok, Świat piratów morskich, Gdańsk 1982.


Szczerze mówiąc jako niezbyt zainteresowany Utopiami, Anarchią itd nie zgłębiałem więcej tego tematu. Źródeł w j. polskim nie ma prawie wcale. te co są są raczej ubogie i skrótowe. Bardziej sensacyjno-beletrystyczne niż naukowe. W j. angielskim czy francuskim nie wiem. Pewnie też nie za dużo.

A szkoda...
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hushek
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: umiłowany kraj
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:07, 17 Lis 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
(...) Źródeł w j. polskim nie ma prawie wcale. te co są są raczej ubogie i skrótowe. Bardziej sensacyjno-beletrystyczne niż naukowe. W j. angielskim czy francuskim nie wiem. Pewnie też nie za dużo.

A szkoda...
No rzeczywiście nie ma - pierwszy raz o tym słysze, choć obiła mi sie o uszy nazwa "Liberalia". Tyle, że nie skojarzyłbym z jej z tymi piraciorami.

Ciekawa rzecz...

Wcześniej jednak od tych antyrasistowskich piratów swoje misje realizowali w Ameryce Płd. - jezuici. Niektóre z tych kolonii to były prawdziwe komuny - wspólne dobytek, brak przywództwa, nawet wiara była niezbyt nachalna, choć starano się ewangelizować oczywiście. Czy były wspólne żony - tego nie wiadomo :wink:

No i oczywiście nie we wszystkich koloniach było wszystko cacy...

O jednej z takich misji wśród Indian Guarani opowiada znakomity film pt. "Misja" w reż. Rolanda Joffe.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: hushek Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 88, 89, 90  Następny
Strona 12 z 90

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin