Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Religia i Biblia czyli kognitywistyka

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31036
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:41, 12 Gru 2015    Temat postu: Religia i Biblia czyli kognitywistyka

***********Aktualizacja ***********
Zmieniłem nazwę tego wątku. Ta ostatnia wydaje mi się ciekawsza.

W świadomości przeciętnego człowieka, a na pewno już ateisty, religia to po prostu zbiór twierdzeń i nakazów moralnych narzuconych odgórnie, ale nie wynikających specjalnie z żadnych logicznych powiązań. Ot, po prostu komuś się "zachciało" coś tam ludziom wmawiać pewne sugestie, może jakoś podeprzeć opowiastkami i mitami, ale właściwie to nie ma w tym jakiegoś głębszego sensu. Co najwyżej można się czasem dopatrzyć pewnych prostych zasad, które miałyby jakoś uzasadnić moralność, pomóc uregulować życie społeczeństw, np. poprzez zakaz zabijania się nawzajem, kradzieży itp.. Religijne zakazy i nakazy moralne miały też jakoś zagwarantować nieuchronność kary (poprzez sugestię, że ktoś z góry zawsze czuwa, wie co ludzie robią i, ewentualnie, dopadnie grzesznika, nawet jeśli się jakoś wywinie ziemskiej sprawiedliwości). Tak pewnie, co najwyżej, uzasadniają sobie religię ateiści.

Ja od jakiegoś czasu mam diametralnie odmienny pogląd. W systemie myślowym, który widzę jako sensowny religia wynika niemal bezpośrednio z ontologii, z samego zastanowienie się jak to jest z tym umysłem. Prawie nic nie trzeba tu sztucznie postulować, narzucać - jest umysł jako taki - reszta wynika jako konsekwencja. Można by powiedzieć, że religia, w swojej najbardziej ogólnej postaci przypomina matematykę, czyli koncepcję ŚCISŁYCH POWIĄZAŃ LOGICZNYCH pomiędzy elementami konstrukcji myślowej.

Co trzeba założyć? (bo oczywiście coś trzeba, ale nie jest to wiele założeń)
Zakładamy, że JEST UMYSŁ, czyli jakiś jakby "komputer" system decyzyjny, który reaguje na to co do niego dociera podejmując DECYZJE.
To wydaje się mało, ale w istocie okazuje się bardzo dużo.
Zakładam, że umysł działa w ten sposób, że OCENIA to co do niego dociera. Oceny mają różnoraki charakter - np. ocenia się bezpieczeństwo, przyjazność, skomplikowanie, podobieństwo itd... W każdym razie ocenianie/wartościowanie pod różnymi kątami jest po prostu SPOSOBEM ISTNIENIA UMYSŁU.

Z rozumowania, które przedstawiłem dziś w wątku "Akty samobójcze wyzwaniem dla logiki prawa" wynika jedna podstawowa własność tegoż umysłu. Jeśli umysł MA BYĆ, to musi być wolny. http://www.sfinia.fora.pl/filozofia,4/akty-samobojcze-wyzwaniem-dla-logiki-prawa,8198.html#258386
Pozwolę sobie to rozumowanie zacytować (z drobnymi uzupełnieniami i poprawkami):
Michał Dyszyński napisał:
Myślę, że ten aspekt wypowiedzi jest ciekawy:
Prosiak napisał:
Jednostka zostaje postawiona przed życiem i faktami. Życie jest jej narzucone, a cechy charakteru, wyglądu itd rozlosowane. Każdy z nas czuje się sobą, a w rzeczywistości to tak jakbyśmy żyli przed narodzinami w formie bezosobowej i naciskali przycisk "random" losujący cechy, które potem są utożsamiane z "ja", czyli reprezentacją siebie istniejącą jako zapis w mózgu. No i teraz mamy najważniejszy myk - możemy to ocenić pozytywnie lub negatywnie. Jeżeli oceniamy coś negatywnie to musimy znaleźć sposób na poprawę żeby uczynić życie wartym przeżycia. Życie warte przeżycia to subiektywne odczucie jednostki - jeden będzie uważał, że warto siedzieć i pić drinki z palemką, a innemu przyjemność sprawia samobiczowanie i ascetyzm.


W dużym stopniu zgodzę się z takim opisem. Wolność jest aspektem kluczowym. Właściwie to dopisałbym tu parę do niej elementów - np. to, że właściwie wolność jest ONTOLOGICZNĄ właściwością umysłu.
Jak rozumiem tu przymiotnik "ontologiczny"?
Ano tak, że tym co niejako STANOWI DANY UMYSŁ, czyni go czymś konkretnym, rozpoznawalnym jest jakaś NIEPOWTARZALNOŚĆ OWEGO UMYSŁU. Aby to jakoś sobie ułożyć warto od razu przywołać alternatywę - działanie z przeciwnego (tego pozbawionego wolności) bieguna - myślenie jako deterministyczny program. Jeśli decyzja danego indywiduum jest wyznaczona deterministycznymi algorytmami, jest kopiowalna, to nie zapewnia owemu umysłowi indywidualności. Wtedy trudno powiedzieć że wyboru dokonał TEN KONKRETNY UMYSŁ, co najwyżej możemy mówić o umyśle projektanta programu, ewentualnie dostarczyciela danych wejściowych do owego programu. To projektant w istocie zadecydował, bo to on mógł już wcześniej przewidzieć, co wybierze jedna z instancji jego programu. Czyli umysł (właściwie to nie był umysł, tylko pozorny umysł, kandydat na prawdziwy umysł, ale nie potwierdzony) nie wybierał (naprawdę), lecz stanowił ogniwo pośrednie w wyborze pomiędzy sytuacją o projektantem.
Umysł JEST, JEŚLI JEST WOLNY.
Jeśli umysł pozbawimy wolności, a następnie postawimy związany z nim obiekt przed dylematem wyboru, to ów wybór jaki się wygeneruje, tylko pozornie będzie wyborem owego obiektu - w istocie będzie wyborem projektanta, bo pochodzącym z możliwością pełnego przewidzenia następstw od tego projektanta.

Wolność prawdziwa jest więc czymś nieopanowanym, nieodgadnionym, NIEKOPIOWALNYM (bo jako nieodgadnione, nie daje dostępu do aspektu, który chcielibyśmy kopiować). Ostatecznie z owej niekopiowalności wynika indywidualność, czyli także to, że mówimy TEN (!) UMYSŁ, nie "ta instancja - jedna z wielu - jakiegoś tam tam projektu tworzącego decyzje". Musimy ODRÓŻNIĆ KREATORA DECYZJI OD FIGURANTA, albo inaczej instancję-kopię, od oryginalnego dzieła.
To jest trochę jak z wierszem, który napisał autor, ale deklamuje aktor. Twórcą wiersza jest autor wiersza i to jest bezsporne; ktoś deklamujący wiersz jest tylko kolejną instancją odtwórczą, nie jest twórcą wiersza (oczywiście w uproszczeniu, w pierwszym rzucie, bo można by tu teraz spierać się o aspekt twórczości w interpretacji i pewnie przemyślana deklamacja zawiera jakąś indywidualność, ale nie dotyczy to już samego wiersza jako takiego, tylko bieżącego jego odtworzenia).
To jest rzecz pewnie dla części osób nieco mglista - odróżnienie instancji - kopii od tworzenia oryginału. Ale jak się tak wgryźć umysłowo w sprawę, to można ową różnicę wyraziście dostrzec.

To jest kluczowe zagadnienie ontologii umysłu - wolność jest tym, konstytuuje umysł jako istniejący, przez co zyskuje on indywidualność, co JEST.


Teraz podstawowe pytanie jest następujące
Czy umysł (człowieka) RZECZYWIŚCIE jest? - czyli pytamy, czy ludzie posiadają prawdziwą wolność?
Tutaj możemy przywołać religijny obraz walki - sporu pomiędzy Bogiem, a Szatanem. Szatan nienawidzi ludzkości, nienawidzi tworu zwanego człowiekiem, uważając ten twór za wadliwy, niegodny zainteresowania nim. W jaki sposób szatan może dowieść swojej tezy o wadliwości umysłu ludzkiego?
- Ano w ten oczywisty sposób, że umysł ten nie posiada wolności, czyli że zawsze będzie wykonywał zlecenia zewnętrzne, że jest on tylko biernym odtwórcą narzuconych mu programów, nie dokładając niczego od siebie, żadnej wolności (wyboru).
Jak może to Szatan udowodnić?
- W ten sposób, że właśnie narzuca umysłowi człowieka różne absurdalne, złe, bezsensowne, głupie zachowania i powiada: człowiek na tyle nie ma osobowości, wolności, rozeznania, że zrobi to, co ja zechcę! Jednym słowem człowiek jest nikim wobec tego, co mu przedstawiam.
Jak człowiek może udowodnić swoje jestestwo, swoją prawdziwość, wartość?
- Ano wykazując swoją odporność na wszelkie próby manipulacji, zakłamywania go, podsuwania mu błędnych rozwiązań. Człowiek musi udowodnić, że sam jest w stanie wybierać.

No tak, ale czym jest wolny wybór?
Wybór wolny jest po pierwsze nieprzewidywalny (przynajmniej nieprzewidywalny w całości, w każdym aspekcie). Aby taką wolność osiągnąć, tenże wybór musi jeszcze wykazać się CELOWOŚCIĄ. Dlaczego właśnie celowością?
- Bo celowość, w swojej zaawansowanej postaci, czyli gdy dotyczy nie tylko samego podstawowego modelowania, lecz także kryteriów wyboru, łamie zarówno determinizm, jak i chaotyczność w sposób zachowujący indywidualność wybierającego. Umiejętność sformułowania celu zgodnego z naturą umysłu jest aktem istotowo twórczym. Sformułowanie „istotowo twórczy” należy rozumieć, jako „stworzenie nowej instancji logicznej, w zasobach informacyjnych wszechświata”. Jeśli wszechświat potraktujemy jako zbiór wszelkich dostępnych informacji o tym co jest, to skonstruowanie unikalnego celu, dostosowanego do danej jednostki – umysłu, jest czymś nowym w tym systemie informacji, jest kreacją, którą można porównać nawet do boskiego aktu twórczego (co prawda tylko porównać, bo zwykle jest to w małym zakresie, ale zasada pozostaje).
Teraz te wybory dokonywane przez umysł, które zachowują zgodność z ową prawdziwie twórczą celowością, dowodzą prawdziwej wolności, a więc i istnienia umysłu. Wybory, które są tylko pozorne, bo nie wyłaniają się z reżimu celowości narzuconej zewnętrznie, dowodzą wadliwości – wtórności – nicości tegoż umysłu.

Areną, która pozwala człowiekowi na dowodzenie poprawności jego umysłu jest oczywiście świat, w którym współistnieją różne przesłanki do wyborów. Celowościami narzuconymi są tu oczywiście wpływy genów, naciski kulturowe, chemia naszych emocji i ogólnie wszystko to, co nas próbuje w wyborach „zdeterminować” zmusić do działania w ściśle określony sposób. Umysł może owym celowościom OBCYM przeciwstawiać się tworząc CELOWOŚCI WŁASNE. Przy czym jest tu, niestety, jeszcze jedna zagwozdka – na starcie nie wiemy, które celowości są obce, a które własne – one wyglądają bardzo podobnie. I co gorsza, nie ma żadnej prostej, oczywistej reguły, która by w nieomylny sposób odróżniła jedne od drugich. Tego rozróżnienia każdy umysł musi dokonać sam. Bo nie jest też tak, że wystarczy mieć cele, dowolnie inne, niż te narzucone zewnętrznie - np. zupełnie chaotyczne. Chaos w wyborach zaprzecza wartości umysłu w sposób podobny jak determinizm - bo oba tak samo nie są w stanie udowodnić ważności/istnienia umysłu jako osobnej jednostki, jako prawdziwego decydenta. Wszystko co nas spotyka jest jakąś mieszaniną różnych celowości, w każdym wyborze wystąpią motywy własnej celowości, narzuconej i chaosu. Ważne jest, aby ostateczna celowość zagrała poprawnie dla danego umysłu. Celowość musi być wewnętrznie spójna, świadcząca o naturze umysłu ją tworzącego. Umysł musi znaleźć sposób, aby wykazać, że wybory były JEGO, czyli że dadzą się powiązać z naturą umysłu, może z deklaracjami tegoż umysłu.

Religia, przekazywana tradycją, podaje pewne wskazówki w zakresie tworzenia poprawnych celów dla życiowych wyborów. Wskazówki te są jednak dość ogólne, więc nie wiadomo, jak je zastosować w konkretnej sytuacji. Z resztą kanał, jakim owe wskazówki są podawane też jest dość niepewny – wszak jest to język, konceptualna konstrukcja z całym jego bagażem niejednoznaczności, mylnych sugestii, czasem wręcz logicznych błędów ujęcia. Co do źródeł owych wskazówek, też będą wątpliwości. Dlatego znowu człowiek będzie musiał SAM ROZPOZNAĆ, poprawne znaczenia i sugestie od błędnych. A zrobi to znowu, pomagając sobie jak drogowskazem CELOWOŚCIĄ i ogólnym rozpoznaniem siebie i świata. Będzie to znowu AKT TWÓRCZY, dowodzący wolności/istnienia/wartości owego umysłu.

Co będzie atakiem na poprawność wyborów umysłu?
Najbardziej podstawowym atakiem na poprawność wyborów jest wykazanie właśnie ich bezcelowości, totalnej głupoty, niezgodności z WŁASNYMI zasadami. W religijnej tradycji mamy obraz sądu nad człowiekiem. Ten sąd każdy umysł dokonuje (w pierwszym rzucie) sam nad sobą – jeśli okaże się, że potrafi się obronić, jeśli dowiedzie zgodności wyborów z sensowną, niesprzeczną celowością, to się obroni. Jeśli jednak okaże się, że próby obrony celowości doprowadzą do sprzecznych wyników, czyli gdy cele, zasady działania owego umysłu okażą się chaotyczne, nie dające się podpiąć pod żaden rodzaj sensownej reguły, to umysł zostanie potępiony przez samego siebie. Taki umysł powie sam sobie, powie o sobie: nie potrafię zrobić nic z sensem, czego się dotknę, co bym nie zdecydował, to i tak sam sobie zaprzeczę, jestem nikim, jestem niepoprawnym umysłem, nie umiejącym rozpoznać tego, co właściwe, co tworzy, konstytuuje mnie samego. Taki stan religia określa jako potępienie.

Kim wobec umysłu jest Szatan?
- Należy go rozumieć, jako NIESŁYCHANIE INTELIGENTNEGO, NIEUSTĘPLIWEGO KUSICIELA, A NA KONIEC OSKARŻYCIELA. W zasadzie można założyć, że bez dodatkowej ochrony, prawie każdy nieprzygotowany umysł ugnie się przed jego potęgą – tzn. będzie musiał przyznać mu rację w zakresie bezsensu dokonanych w życiu wyborów. Bo umysł sam z siebie nie posiada predefiniowanego kryterium do oceny swoich wyborów. Umysł bez przygotowania chaotycznie próbuje stosować kategorię dobro i zło, a ostatecznie pogubi się w ocenie. Aby oprzeć się owemu chaosowi, umysł potrzebuje wkomponować w swoje oceny, w swoją kategoryzację dobra i zła NACZELNĄ ZASADĘ, coś niepodważalnego, co nie podlega kwestionowaniu, a od czego będzie można zacząć budować poprawną hierarchię ocen. Stan, w którym umysł ową naczelną zasadę przyswoi na tyle silnie, że ostateczna ocena wyborów jego i innych ludzi, nie będzie mogła być sprowadzona do chaosu – nicości, religia określa jako ZBAWIENIE.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 13:15, 24 Maj 2017, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 4:43, 19 Gru 2015    Temat postu:

Może zacznijmy od kwestii jaka jest różnica pomiędzy mózgiem a umysłem?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31036
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 10:28, 19 Gru 2015    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Może zacznijmy od kwestii jaka jest różnica pomiędzy mózgiem a umysłem?

Tak, bez komplikowania:
Mózg to kawał tkanki, zawarty w czaszce (ewentualnie wyjęty stamtąd - np. po śmierci osoby).
Umysł to "logiczna" struktura, w której dokonuje się myślenie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 10:29, 19 Gru 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 4:58, 20 Gru 2015    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
Może zacznijmy od kwestii jaka jest różnica pomiędzy mózgiem a umysłem?

Tak, bez komplikowania:
Mózg to kawał tkanki, zawarty w czaszce (ewentualnie wyjęty stamtąd - np. po śmierci osoby).
Umysł to "logiczna" struktura, w której dokonuje się myślenie.

Jak narazie to opisałeś mózg jako „tłusty kawałek mięsa„ i funkcję mózgu intelektualnego. Umysł to praktycznie wszystko. Tylko, że dla naszego systemu nerwowego wszystko jest znacznie ograniczone. Moje kotki słyszą 14 razy mocniej ode mnie. Czy dzwięki, które rejestrują nie są częścią mojego umysłu? Przecież obserwuję i czuję jak się zachowują mimo, iż mój słuch nie rejestruje niczego (teoretycznie) :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31036
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:08, 20 Gru 2015    Temat postu:

Dyskurs napisał:
dla naszego systemu nerwowego wszystko jest znacznie ograniczone. Moje kotki słyszą 14 razy mocniej ode mnie.

Ograniczenia są. Nie tylko ilościowe, ale i jakościowe. Nie rejestrujemy tych bilionów neutrin przenikających nasze ciało, fal grawitacyjnych. Z całego widma elektromagnetycznego odbieramy tylko niewielki wycinek. Nie widzimy rzeczy zbyt małych, albo zbyt wielkich. Do tego nie słyszymy ani częsci częstotliwości dźwięku, ani nie widzimy jakichś barw światła (z punktu widzenia jakichś idealnych receptorów możemy być wszyscy "daltonistami"). Ale czy to wszystko coś istotnie zmienia?
Samo postawienie sobie celu "mam rejestrować wszystko" wydaje się mocno odjechane, a w każdym razie rozsądku w tym raczej nie ma. Dlatego OCZYWISTYM jest, że dociera do mnie określony wycinek tego, co tworzy rzeczywistość. Nie bardzo widzę jaki miałby z tego wyniknąć problem. Dla mnie problem powstaje jedynie w samym sformułowaniu założenia, że mielibyśmy jakoś odbierać rzeczywistość w pełni i całości. Wystarczy zmienić ten paradygmat - uświadomić sobie własną ograniczoność, nabrać pewnej pokory, pogodzić się z faktem dostępu do ograniczonego zakresu danych. Tych - ograniczonych - danych z resztą jest i tak na tyle dużo, że nie opracujemy ich swoimi modelami myślowymi w sposób kompletny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 4:31, 24 Gru 2015    Temat postu:

William Blake wyraził to w ten sposob:
“This life's dim windows of the soul
Distorts the heavens from pole to pole
And leads you to believe a lie
When you see with, not through, the eye.”
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31036
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:18, 15 Sty 2016    Temat postu:

Grzech pierworodny matematycznie
Co ciekawe, w moim przekonaniu daje się wprowadzić pewne teoretyczne podstawy, aby modelować nimi coś, co dałoby się względnie sensownie określić nazwą grzechu pierworodnego.
Punktem wyjścia jest uczenie się umysłów (można by zacząć od populacji sieci neuronowych). Uczenie się, co widać w badaniach sieci neuronowych, charakteryzuje się stopniem konserwatyzmu. Zbyt konserwatywne sieci/umysły mają skłonność do pozostawania w obszarze takich wyuczonych schematów, jakie zostały wdrożone na początku - fiksowania się w obszarze jakiegoś "lokalnego ekstremum" optymalizacji. Taka sieć neuronowa, będzie powielała błędy, nie będzie modyfikowała swoich reakcji, bo pierwotnie wyuczony sposób działania ma silną moc przyciągającą.
Z kolei można zbudować sieć, która łatwiej zapomina wcześniejsze doświadczenia. Taka sieć, jeśliby owo zapominanie było zbyt szybkie, jest z kolei narażona na duże problemy z uczeniem się - co się nauczy, to zapomni. Skutecznie działająca sieć neuronowa (także skuteczny umysł np. człowieka) musi zachowywać odpowiedni balans pomiędzy konserwatyzmem, a przestawianiem się na nowe schematy reakcji (co ma związek z zapominaniem, lub przynajmniej jakąś formą osłabienia wymowy poprzednich doświadczeń). Oczywiście prosta sieć nie ocenia samej siebie - ona działa tylko w oparciu o narzucony jej przez badaczy schemat działania. Umysł (ten prawdziwy, jak np. umysł człowieka) jest bardziej rozbudowany funkcjonalnie - on nie tylko uczy się zachowań względem danych przychodzących z zewnątrz, ale też uczy się samego siebie, ocenia sam siebie. Uczenie się oceniania własnych schematów działania podlega dość podobnym prawom, jak uczenie się schematów działań ukierunkowanych na zewnątrz - tzn. może być bardziej, bądź mniej konserwatywne, może się zafiksować na jakimś schemacie.
Oczywiście pojawia się pytanie dość podstawowe: w oparciu o jakie kryterium/ia umysł/sieć miałaby oceniać własną strukturę, własne schematy poznawcze, schematy działania?
Wydaje się, że podstawowym wyznacznikiem poprawności działania umysłu jako całości, czyli po prostu poprawności umysłu - jest SPÓJNOŚĆ.
Czym jest spójność w tym kontekście? - to nic innego tylko zdolność umysły do stosowania już wyuczonych schematów w nowych sytuacjach, to poprawne połączenie ROZPOZNANIA Z PRZYZNANIEM MU SCHEMATU REAKTYWNEGO. Rozpatrzmy sytuację, w której umysł wypracował procedurę reakcji na bodziec. Działa to tak, że za każdym razem, gdy pojawia się sytuacja, w której owa reakcja mogłaby (powinna?) być użyta, umysł ją używa. Problem jednak jest w tym, że nie wszystko jest jednoznaczne - można źle rozpoznać sytuację, błędnie przypisać reakcję. System/umysł z góry nie wie, co go spotka, czym jest to, co się zdarzyło. System poprawny ADEKWATNIE przypisuje reakcje do bodźców, system niepoprawny robi nieadekwatnie. Jeśli seria rozpoznań sytuacji, a dalej seria reakcji na te sytuacje wciąż daje efekt "niezakończony, niespełniony proces", to taki umysł musi być oceniony jako niespójny, nie umiejący rozeznać siebie w kontekście danych zewnętrznych.

Po czym można poznać adekwatność tworzenia struktur poznawczych przez sieć/umysł?
- Oczywiście po ostatecznych efektach. System musi mieć jakąś "naturę", czyli takie WBUDOWANE KRYTERIUM ostateczne, które określa, czy tenże umysł jest "spełniony" w swoim jestestwie, czy też nie. To byłaby najbardziej ogólna wskazówka do budowania mechanizmów oceny samego siebie przez umysł. Umysł poprawnie działający posiada wyuczone procedury, KTÓRE POPRAWNIE ROZPOZNAJE W KONTEKŚCIE SYTUACJI, co okazuje się zgodne z owym ostatecznym kryterium oceny.
Co się dzieje, jeśli umysł spełni kryterium oceny samego siebie, uzna się za zgodny z własną naturą? Można by mówić o jakimś stanie "szczęścia", właśnie spełnienia tego systemu.
A jeśliby system/umysł notorycznie pozostawał w stanie negatywnej oceny (niezgodności z własną naturą, z przypisanymi kryteriami oceny siebie)?
- Cóż wtedy mamy stan nieszczęścia, "cierpienia" owego umysłu, bo wciąż uruchamiane byłyby procedury w stylu "jest źle, zmienić aktualny stan". W tym sensie możemy mówić o "grzechu pierworodnym" każdego złożonego systemu myślącego - rozregulowaniu się owego umysłu pod kątem możliwości spójnego tworzenia mechanizmów oceny samego siebie.
Jaki byłby środek zaradczy na taki stan bycia w grzechu pierworodnym?
- jakieś WYUCZENIE SIĘ systemu/umysłu systemu SPÓJNYCH PROCEDUR OCENY SIEBIE. Niech taki system "zafiksuje się poprawnie" na kryteriach, które są spójne, a nie takich, które wciąż generują błędy łączenia różnych schematów reagowania.
Problemem jest oczywiście sytuacja, gdy sieć/umysł nie potrafi się przestawić ze schematów błędnie wyuczonych (niespójnych) na takie, które poprawnie działają i PERMANENTNIE (KONSERWATYWNIE) NAWRACA DO SWOJEGO BŁĘDU. Nie ma jak go z tego wyrwać, bo umysł ocenia tym, co ma w sobie (wyuczone), a jeśli to co ma jest błędne, to ocenia zawsze błędnie, niespójnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31036
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:22, 09 Mar 2017    Temat postu:

W innym wątku http://www.sfinia.fora.pl/apologia-teizmu,5/wiara-religijna-vs-zalozenia-robocze-hipotez,9235-450.html#317745 dopisałem tekst, który chciałem też mieć w tym miejscu.

Michał Dyszyński napisał:

Dla mnie jest zaś oczywiste, że do stwierdzenia czegokolwiek ZASADNIE trzeba wcześniej OKREŚLIĆ BAZĘ STWIERDZEŃ NIEKWESTIONOWANYCH w oparciu o którą daną rzecz właśnie uzasadniamy. Tę bazę przyjmujemy bez dowodu, jakąś postacią wiary w sensowność takiego podejścia do sprawy.
Skąd się bierze ta baza?
Ano - skoro, jak zaznaczyliśmy, niejako z definicji nie da się tego już uzasadnić - to trzeba pogodzić się z ARBITRALNOŚCIĄ owej bazy. Arbitralność zaś POCHODZI OD OSOBY - twierdzi KTOŚ (ktoś inny może stwierdzać w tym zakresie coś innego). Tak więc baza ostatecznie ma swoje źródło w subiektywizmie. Choć... NIE JEST SAMYM SUBIEKTYWIZMEM! Można by powiedzieć, że jesteśmy gdzieś na styku subiektywizmu i obiektywizmu - te dwa aspekty razem budują nam bazę do stwierdzania czegokolwiek (stwierdzania ZASADNIE, bo można jeszcze sobie coś stwierdzać nie przejmując się zasadnością, czyli chaotycznie, ale to jest inna bajka). Oba są ważne - bo subiektywizm sam w sobie i tylko dla siebie niejako "rozpuszcza się sam w sobie", nie mogąc ustabilizować swoich twierdzeń z racji na nieskończoną moc działania w swojej domenie. Z drugiej strony sam obiektywizm też jest nie do pomyślenia, bo oznaczałby on brak odbioru danych - ściślej: brak możliwości posadowienia owych danych w kontekście wyboru/pytania/dualizmu/posiadania kontekstu. To co istnieje jest więc pewną formą wymieszania aspektów subiektywnych i - inaczej byt w ogóle jest niewyobrażalny.

Tu chciałbym skomentować ów własny tekst.
Powyższy mechanizm myślowy osobiście zatytułowałbym jako WPROWADZENIE DO ONTOLOGII. Odpowiada on bowiem na pytanie "co jest?". Ano "jest" właśnie to co jakoś wyłania się - niczym jang-yin - w przenikaniu aspektu obiektywnego i subiektywnego, albo inaczej aspektu budującego trwałość i aspektu dającego zmienność-możliwość rozpoznania. Bo rozpoznanie, będące pochodną subiektywizmu-osobowości, wymaga tego co sie dostosowuje, co łączy Z BIEŻĄCYM, jest jakoś odmienne od źródła - na tyle odmienne, że daje się wpasować w jakiś mechanizm rozpoznawczy.

A dlaczego to co nie rozpoznawane i będące absolutnie bez szans na rozpoznanie NIE JEST?
- Dlatego, że jeśli dopuścimy jako "istniejące" byty, które z założenia nigdy nie miałyby być rozpoznane, to tym samym dopuścimy do kategorii "istnienie" także miliardy fioletowo - złotych latających smokognomów, które patrzą w ilościach miliardów sztuk na każdego człowieka, lecz chowają się zawsze tak sprytnie przed rozpoznaniem, że nigdy owo rozpoznanie się nie ziści. Musimy jakoś postawić tamę dla funkcji "istnienie" względem bytów wymyślonych wyłącznie w fantazji, ale bez żadnych szans na choćby cień obiektywnego potwierdzenia - rozpoznania. Czyli powiadamy - JEST to, co ma jakąś szansę na rozpoznanie (lepiej - jeśli jest rozpoznawane).
Chcę zwrócić uwagę, że z tego oczywiście nie wynika odpowiedź na pytanie czym jest w ogóle byt. To jest tylko postawienie zapory w uznawaniu z byt (za coś istniejącego) wymysłów ewidentnie nadmiarowych, to odrzucenie "ontologicznego oszołomstwa". Tylko to.
To podejście buduje też koncepcję obiektywizmu. Czym jest obiektywizm?
- W skrócie można by go uznać za OGRANICZENIE NASZEJ WOLNOŚCI. Coś jest obiektywne, jeśli aktem woli istoty świadomej nie da się tego usunąć z "katalogów" bytu. To co się daje - bez oporu, bez zamachu na tę wolność zmiany - usuwać, to jest (zapewne) tylko w umyśle, jest nietrwałe, jest fantazją. Bo to właśnie tak dzieje się z czystymi fantazjami - że one są powoływane i usuwane z zakresu rozpoznań umysłem bez żadnych ograniczeń. Wymyślamy sobie trzygłowego smoka - wtedy jest. Jak sobie go zechcemy "odmyśleć", on znika. To co obiektywne, nie daje jednak tak sobą manipulować myślą. W szczególności najwyższą postać obiektywizmu ma to, co zostało jakoś POTWIERDZONE MIĘDZY OSOBAMI (potwierdzone niezależnie). Jeśli tylko mój umysł stawia opór usuwaniu jakiegoś bytu, to wciąż może to być moja halucynacja, nad którą mój umysł nie panuje. Jeśli jednak ten sam byt postrzega i nie daje się usunąć z owego postrzegania przez wiele osób, to powiemy o nim, że jest to byt "obiektywny".


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 1:05, 24 Maj 2017, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31036
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:52, 24 Maj 2017    Temat postu:

Zmieniłem (w dniu 24.5.2017) nazwę tego tematu z poprzedniego "Matematyka religii" na aktualną "Religia i Biblia czyli kognitywistyka". Ten ostatni temat chodził mi po głowie już od jakiegoś czasu. Ostatnie przemyślenia przy pisaniu innego tematu mojego bloga, utwierdziły mnie w pomyśle zmiany nazwy. Zaskakujące jest, jak bardzo w tej chwili w jeden wspólny model scaliły mi się takie dziedziny jak:
- epistemologia
- psychologia
- ontologia
- teoria wartości
- religia (szczególnie religia chrześcijańska).
Właściwie to byłbym chyba w stanie wyjaśnić sens blisko pewnie 90% tekstów biblijnych w oparciu o prawa "czystego rozumu", odwołując się celowości myślenia, wybierania.
Mógłbym wręcz "przetłumaczyć" Biblię na wersję dla ateistów - taką, w której w większości sformułowań nie byłoby odniesienia do Boga, a jedynie do rozumu, wartościowania, tworzenia ocen rzeczywistości i samego siebie.
Stara nazwa tematu "matematyka religii" też nie najgorzej oddaje ideę, choć chyba nowa jest bardziej dobitna.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 13:16, 24 Maj 2017, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin