 |
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3174
Przeczytał: 74 tematy
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 12:59, 11 Lip 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Ale może silniejszym osobiście argumentem za Bogiem jest dla mnie odczucie - mniej rozumowe, a bardziej z serca - że coś utkanego z miłości i prawdy musi być w tym wszystkim obecne... Tak bardziej czuję, niż myślę.  | .
A czy twoim zdaniem wieczne piekło nie jest sprzeczne z miłością i prawdą Boga? Pytam, bo te kilka lat intensywnych dyskusji na sfini o potępieniu, Bogu, wolności itd., jakby nie dają mi jednoznacznej odpowiedzi, co myślisz. Pamiętam i takie myśli, w których pisałeś, że sercem gdzieś tam jesteś za zbawieniem wszystkich, ale intelektualnie nie wszystko ci się tu składa, a gdzie indziej, że jednak można mieć zasadną nadzieję, a później znowu, że jak może być zbawiony ktoś kto tak silnie pozbawił się dobrych uczuć itd.
To jak to jest? Czy piekło OBIEKTYWNIE jest twoim zdaniem sprzeczne z istnieniem Boga miłości czy w sumie to nie?
Czy da się logiczne utrzymać w umyśle jedno i drugie, czy to nie jest trochę jakby twierdzić, że woda może być sucha?
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35762
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 13:28, 11 Lip 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Ale może silniejszym osobiście argumentem za Bogiem jest dla mnie odczucie - mniej rozumowe, a bardziej z serca - że coś utkanego z miłości i prawdy musi być w tym wszystkim obecne... Tak bardziej czuję, niż myślę.  | .
A czy twoim zdaniem wieczne piekło nie jest sprzeczne z miłością i prawdą Boga? Pytam, bo te kilka lat intensywnych dyskusji na sfini o potępieniu, Bogu, wolności itd., jakby nie dają mi jednoznacznej odpowiedzi, co myślisz. Pamiętam i takie myśli, w których pisałeś, że sercem gdzieś tam jesteś za zbawieniem wszystkich, ale intelektualnie nie wszystko ci się tu składa, a gdzie indziej, że jednak można mieć zasadną nadzieję, a później znowu, że jak może być zbawiony ktoś kto tak silnie pozbawił się dobrych uczuć itd.
To jak to jest? Czy piekło OBIEKTYWNIE jest twoim zdaniem sprzeczne z istnieniem Boga miłości czy w sumie to nie?
Czy da się logiczne utrzymać w umyśle jedno i drugie, czy to nie jest trochę jakby twierdzić, że woda może być sucha? |
Pytasz tutaj o coś w rodzaju mojej jakiejś ostatecznej NADZIEI. W jakimś stopni ją mam. Ale przyznam, że nawet chyba do końca nie chcę tu mieć pewności. Bo gdybym pewność zbawienia wszystkich miał, to by mnie to zdemiobilizowalo w zakresie szukania dobra, doskonałości. Przekonałem się, że trochę muszę mieć nad sobą coś w radzaju mentalnego "bata", który mnie czasem smagnie, albo przestraszy.
Dostrzegam też wielką wartość (w jakimś stopniu niezbywalną) w tym, że trzeba uruchamiać pełnię swoich mentalnych mocy, aby zwalczyć zło, które nas dotyka. Nie chcę się pozbawiać tej inspirującej mnie mocy, która gdzieś w tle do mnie też krzyczałaby i groziła: nie wiadomo, czy jeśli upadnę za bardzo, to czy czasem nie zostanę potępiony na wieczność... Nie wiadomo...
To myślenie w sobie utrzymuję. Każdą pewność jaką bym tu sobie silnie zasugerował, uważam za życzeniową. Jednak przecież NIE WIEM, jak do jest. Są przekazy o piekle, z którego się nie wychodzi. Raczej (...) skłaniam się ku temu, że milosierny i wszechmocny Bóg ma na ludzką nędzę duchową jakiś rodzaj planu B. Bo inaczej byłoby to straszne.
Ale też rozważam i taką opcję, że:
Plan domyślny, plan A jest tym, który z człowieczeństwa zachowuje najwięcej!
Nawet jeśli jakiś plan B, jakąś formę ratunku z opresji totalnej, Bóg by miał, to w tej opcji prawdopodobnie doszłoby do jakiejś formy okaleczenia duszy, zdegradowania jej. Być może Bóg w końcu wyciągnie z piekła dusze nieuleczalnie wadliwe, ale do tego będzie musiał dokonać na nich... lobotomii, będzie musiał jakąś ich cząstkę bezpowrotnie unicestwić. To jest zgodne zresztą z wujową ideą, w której z piekła dusza w końcu wyjdzie, ale to już nie będzie ta dusza, która do piekła trafiła - będzie to dusza PRZETRANSFORMOWANA STRASZNYM CIERPIENIEM. Więc - przyjmując wujową perspektywę - dusza pierwotna z piekła nie wyjdzie, w tym piekla niejako zostanie, choć już samo cierpienie owej duszy się skończy, bo w jej miejsce powstanie inna dusza B. Ta dusza B jednak nie będzie miała w sobie pełni właściwości pierwotnej duszy, będzie - z konieczności - musiała być okaleczona, zredukowana. I ja wierzę, że Bóg tego właśnie chce uniknąć - chce zbawić wszystkie dusze w sposób, który zachowa dla tych dusz maksimum ich pierwotnej natury i struktury. Ale w obliczu cierpienia bez końca pewnie lepsza będzie opcja z lobotomią dusz.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3174
Przeczytał: 74 tematy
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 14:42, 11 Lip 2025 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Pytasz tutaj o coś w rodzaju mojej jakiejś ostatecznej NADZIEI. W jakimś stopni ją mam. Ale przyznam, że nawet chyba do końca nie chcę tu mieć pewności. Bo gdybym pewność zbawienia wszystkich miał, to by mnie to zdemiobilizowalo w zakresie szukania dobra, doskonałości. Przekonałem się, że trochę muszę mieć nad sobą coś w radzaju mentalnego "bata", który mnie czasem smagnie, albo przestraszy. |
Ciekawe dla mnie jest to, że tu gdzieś z Wujem się rozmijacie. Wuj uważa, że jeśli istnieje Wszechmocną Miłość to nie może obiektywnie istnieć wieczne piekło. Wuj tu nadziei nie ma tylko pewność, że tak być musi. Nadzieje posiada odnośnie istnienia takiego Boga, bo tu pewności nie ma.
U ciebie jest nadzieja, że piekło obiektywnie wieczne nie będzie, ale pewności nie masz.
Ja uważam, że pewność zbawienia wszystkich nie demobilizuje. Dlaczego? Bo piekło nadal jest w grze, nadal może być tak, że człowiek może się w nie zaplątać, a naprawdę nie warto. Tylko, że to piekło (nawet jeśli człowiek tego stanu doświadczy) nie jest wieczne i to jest pewne, jeśli istnieje Bóg będący wszechmocną miłością.
Innym wierzącym w ogóle wieczność piekła nie koliduje z istnieniem dobrego i wszechmocnego Boga. Nawet uważają, że piekło jest czymś sprawiedliwym, potrzebnym, właściwym w planie Boga, bo wtedy zachowujemy i sprawiedliwość i wolność, a bez piekła wiecznego te wartości tracą na znaczeniu.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35762
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 16:18, 11 Lip 2025 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Innym wierzącym w ogóle wieczność piekła nie koliduje z istnieniem dobrego i wszechmocnego Boga. Nawet uważają, że piekło jest czymś sprawiedliwym, potrzebnym, właściwym w planie Boga, bo wtedy zachowujemy i sprawiedliwość i wolność, a bez piekła wiecznego te wartości tracą na znaczeniu. |
Moja hipoteza na temat osobowości owych "innych" jest taka, że są to ludzie, którzy nie dbają o spójność swoich przekonań, czyli nie dbają po prostu o PRAWDĘ. Choć jeśli się ich spytamy, czy im zależy na prawdzie, to oczywiście to potwierdzą, a nawet z emfazą potwierdzą, a nawet często będą zwolennikami "prawdy absolutnej". Tylko że obsługiwana przez nich wewnętrznie wizja prawdziwości jest zupełnie inna, niż to, co ja za prawdę bym uznał.
Dla mnie ABSOLUTNIE NIEZBYWALNYM ATRYBUTEM PRAWDY JEST WEWNĘTRZNA SPÓJNOŚĆ.
Dla tych, którym sprzeczne ze sobą idee właśnie nie kolidują, choć wyraźnie widać, iż ich ZNACZENIA SĄ ROZBIEŻNE, "prawda" jest podporządkowana chciejstwu i opresyjności. Może się nie przyznają do tego jawnie, ale w istocie, jeśli się przyjrzymy tak z boku, analizując co oni "prawdą" nazywają, to dostrzeżemy, iż oni gotowi są wszystko zadeklarować, wszystko uznać, jeśli wywrze się na nich odpowiednio silną presję - emocjonalną, społeczną, związaną z uruchomieniem w nich różnych lęków. Tu "prawdą" jest deklarowanie praktycznie w powiązaniu z bycie władczym, stosującym presję, autorytatywnym, zaś spójność, zgodność jednych pojęć z innymi, składającymi się na obraz sprawy, określana własnym umysłem, będzie nisko w hierarchii.
Dlatego dla nich "prawdą" będzie raz to, raz coś odwrotnego... o ile tylko odpowiednio władcza persona takiej deklaracji od nich zażąda. Badanie zgodności pojęć umysłem jest tu bowiem poniżone, a dalej to też powoduje, że tacy wyznawcy "miłosiernego Boga" nie będą mieli oporu przed przypisaniem "swojemu" Bogu bardzo licznych atrybutów sprzecznych z ideą miłosierdzia - atrybutów: twardości emocjonalnej, nieprzebaczania z zasady, stosowania skrajnie surowych kar, w tym największej kary z możliwych - wiecznego niewyobrażalnego cierpienia. Dla nich bowiem też "prawdą" jest to, co się DEKLARUJE, nie to co, się zbadało i stwierdzono wewnętrzną niesprzeczność. Bo tu wystarczy z mocą (personalną, z naciskiem, najlepiej z groźbami wobec stawiających rzecz w wątpliwość) STWIERDZAĆ, UPIERAĆ SIĘ, POWTARZAĆ W KÓŁKO SWOJE. Idealnym określeniem dla owej filozofii jest słynna maksyma Goebbelsa "Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą." Bo dla tych osobowości to JAK JEST, ma niższy priorytet epistemiczny od tego KTO, Z JAKĄ OPRESYJNOŚCIĄ GŁOSI owo coś.
Rozbieżność w znaczeniach, jaką osoby wierzące w prawdę umysłu, uznaliby za sprzeczność, ci wierzący w "prawdę presji personalnej" ukryją za dowolnym właściwie pretekstem, za pierwszą lepszą próba manipulacji. Bo skoro oni sami znaczeń uczciwie nie badają, to też sprzeczność w znaczeniach, nie jest dla nich argumentem. Ci zrobią wszystko, aby wybronić władzę, aby ten, kto ma personalną przewagę, był uznany za mającego też nieskazitelny wizerunek i wszelką rację.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Litek
Dołączył: 16 Lis 2022
Posty: 1452
Przeczytał: 21 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 8:43, 12 Lip 2025 Temat postu: |
|
|
Jezus w Mateusza 5:5 powiedział że ludzie zamieszkają ziemię i będą żyć wiecznie. Dlaczego KRK nie uczy że ludzie będą żyć wiecznie na ziemi ?
Szczęśliwi ci, którzy są łagodni, bo oni odziedziczą ziemię ( Mt 5:5)
Ostatnio zmieniony przez Litek dnia Sob 8:46, 12 Lip 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|