Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Niezrozumiałe (dla mnie) pragnienie oskarżania
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37632
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 11:10, 16 Sie 2025    Temat postu:

Pociągnąłem temat w innym wątku, a tutaj dodatkowo skomentuję:
Michał Dyszyński w wątku http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/michal-o-sobie,10095-250.html#851327 napisał:
Najczęstszym chyba pytaniem, jakie sobie zadaję, jest: jaki popełniłem błąd?

Rzadko pytam się o to, w czym jestem dobry, co mi się udało? A nawet jeśli coś - ROBOCZO - uznaję za swój sukces, to po stwierdzeniu tego i tak przejdę za chwilę do pytania: ale co by tu jeszcze dało się poprawić?...
To, że niejako na co dzień żyję, obcuję ze swoją własną błędnością (w części świadomością grzeszności), wadliwością powoduje też, iż jestem w znacznym stopniu odporny na pewien rodzaj zewnętrznej napaści mentalnej na mnie.
Jest taki typ ludzi, który wciąż wyszukuje w otaczającym ich świecie, a szczególnie ludziach okazji do oskarżeń, napaści, krytykanctwa. Oni to nieraz i mnie napadają, wskazując na coś, co u mnie okazało się wadliwe, a potem tryumfują: o to! Michale! Tu zrobiłeś błąd!
Jednak moja wewnętrzna reakcja na to będzie: oczywiście! To jest kolejny mój błąd! Zgadzam się tu z tobą! Przecież:
- sam już dawno to też odkryłem
- dawno już wziąłem pod uwagę tego konsekwencje
- a w ogóle to jest naturalne i oczywiste, że ciągle jakieś błędy w sobie znajduję, więc niczym mnie nie zaskoczyłeś wskazując na nie
- poza tym - więcej - ja już pracuję od jakiegoś czasu nad owym błędem, więc nie ma co się nad tym teraz roztkliwiać - sprawa jest bowiem w toku.
I owi oskarżyciele, którzy (nie ma się tu co oszukiwać, to jest ich najczęstsza, choć niekoniecznie uświadamiana motywacja z takiego oskarżania) liczyli na to, że się "mentalnie pożywią" moją przykrością, rozterka, czasem cierpieniem z tytułu uświadomienia sobie swojej niedoskonałości, nagle się przekonują, że ich strategia po prostu nie działa. Oni nie pożywią się moimi negatywnymi emocjami, nie będą mieli prawa zaliczyć sobie swojej sprawczości z tytułu sprawienia mi przykrości, bo dla mnie takie wskazywanie błędów to normalka, to tryb, w którym funkcjonuję na co dzień.


Chcę jeszcze poddać analizie tę intencję oskarżania, która przy okazji powyższych uwag się ujawniła - intencja wykazania sobie mocy wpływu emocjonalnego na innych ludzi. Piszę też o tym trochę tutaj: http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/pragnienie-wplywu-na-czyjes-emocje,28165.html#851249
Ludzkość ma w swoich reakcjach zaszyty atawizm polegający na wzajemnym się dźganiu, napadaniu na siebie. Można się w tym doszukiwać EWOLUCYJNYCH UZASADNIEŃ.
Dla celu rozwoju mentalnego członków stada korzystne jest, aby pojawiały się wyzwania. Dlatego (prawdopodobnie, w tym schemacie tłumaczenia ewolucyjnego, to się chyba nieźle uzasadnia) "logiczne jest", ze zwierzęta stadne powinny mieć wrodzoną skłonność do inicjowania sytuacji konfliktowych, które potem trzeba rozwiązywać. Dzięki tym TRENINGOWYM KONFLIKTOM w stadzie jego osobniki nie popadają w gnuśność. Te spory (z punktu widzenia tego, O CO się toczą) są bezsensowne, one niczego konkretnego nie poprawiają, nie tworzą. Ich jedynym celem (z punktu widzenia całości rozwoju stada) jest utrzymywanie członków stada w swoistej gotowości, w ciągłym zatrudnieniu. To jest coś podobnego do wymuszaniu na marynarzach na statkach, aby czyścili pokład, czy aby wykonywali inne zajęcia, które same konkretnie niczemu nie służą. Ale jeśli się tych marynarzy nie zatrudni do takiej właśnie pracy, to ci nie będą umieli zagospodarować sobie wolnego czasu inaczej, jak tylko inicjując spory, poszukując okazji do poniżenia słabszych, a wywyższenia siebie. To zaś prowadziłoby do buntów na statkach, a przynajmniej do znaczącego rozluźnienia dyscypliny i zdolności załogi do reagowania adekwatnie na zewnętrzne wyzwania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37632
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:53, 20 Sie 2025    Temat postu:

W moim otoczeniu aktualnie mam znacznie mniej notorycznych oskarżycieli niż kiedyś, ale wciąż co pewien czas ci ostatnio o sobie mi się przypominają. Ile razy sięgnę pamięcią, to nie potrafię ich (emocjonalnie) zrozumieć - po co jest im to wyciąganie oskarżeń co chwila, albo przynajmniej co jakiś czas?...
Z innymi ludźmi mogę żyć, rozmawiać, kontaktować się i kwestia oskarżania mnie prawie się nie pojawia. A z tymi konkretnymi pojawia się często i w zasadzie przy dowolnej prawie okazji... :think:

Tu jest jedna cienkość...
Pewnie niejeden, patrząc na zewnętrzne objawy także mi może zarzucić jakąś formę oskarzania - bo np. znamiona mojej dezaprobaty niesie jednak cały ten wątek o oskarżaniu. Jest tu jakaś postać przytyku do tych, którzy lubią oskarżać. Może więc ja się niczym od nich nie różnię?...
- A jednak uważam, że się różnię! I chyba w tej różnicy jest jakaś postać rozwiązania tego dylematu, dlaczego jedni oskarżają (w tym rozumieniu już bardziej ścisłym, które za chwilę wyjaśnię), a innym daleko jest do takiej intencji.
Bo jest pewna fundamentalna różnica pomiędzy tym moim "oskarżaniem", w stosunku do "oskarżania" przez tych ludziach, o których myślałem, tworząc ów wątek.
1. Moje (MD) "oskarżanie" odbywa się w trybie "zastanówmy się nad tym, co w nas - w ludziach (ogólnie, domyślnie w prawie każdym, we mnie też) takiego siedzi, jakie motywy tym rządzą, że zachowujemy się tak, a tak". Czyli nawet jeśli na początku kanwą do spostrzeżeń niefajnych aspektów zachowań był konkretny człowiek, który się zaprezentował pod jakimś mało chwalebnym względem, to za chwilę będę chciał odejść już od zachowań tego konkretnego człowieka, nie zamierzam mu PERSONALNIE czynić zarzutów.
2. To oskarżanie, które w owym wątku wziąłem na tapetę jest za to z wyraźnie przeciwną do mojej intencją - tu właśnie o to owym osobom chodzi, aby oskarżenie było JAK NAJBARDZIEJ PERSONALNE, aby dotykało KONKRETNEJ OSOBY. Jest w tym dość wyraźna sugestia, aby dorzucić do kwestii rozważań nad wadliwością zachowań atak personalny - na tę osobę, na wskazanego Iksińskiego, który ma się poczuć przez to emocjonalnie gorzej, być ma się wręcz poczuć poniżony, ma doznać presji ze strony oskarżającego. To oskarżanie z reguły nie potrzebuje wyraźnych dowodów winy - tu oskarżajacemu wystarczą najczęściej jego osobiste domniemania, "domyślenie się" czyjejś intencji itp., uznanie odgórne tego, co ów ktoś na pewno "mógł".

Tak więc, o ile ja najczęściej zrobię wkrótce "wszystko" (no może nie takie matematyczne "wszystko", ale po prostu staram się), aby ten człowiek nie poczuł się urażony, zaatakowany przeze mnie, czy aby się poczuwał względem mnie do czegoś - np. do uległości mi, do uznania mnie za tego, kto tu w hierarchii stoi wyżej - bo to on ocenia, ocenia, co powinien zauważać sam oceniany. Ja tego dalszego rozwoju emocjonalnych zaszłości w kontakcie nie chcę, ja nie stosuję tu żadnej gry, o żadne naciski na kogoś mi tu nie chodzi. Ja tu traktuję ludzi równo - z grubsza tak jak samego siebie i chcę, aby tak właśnie zostało również po moich uwagach w danej sprawie (po "michałowych oskarżeniach") - że nic się nie zmienia w kwestii uległości i dominacji, bo istotą jest tylko ZASTANOWIENIE SIĘ NAD SOBĄ, może dalej wyciągnięcie jakichś wniosków, może poprawienie się.

Ja nie mam żadnych celów dalszych związanych z "ustawianiem" sobie kogokolwiek, nie pragnę zmian w hierarchii zależności pomiędzy mną i drugim człowiekiem, nie gram tu w żadną formę gry o dominację, czy inną postać nadrzędności wobec uległości. Jednocześnie wyraźnie czuję w intencjach tych "oskarżających", o których jest ów wątek właśnie ten kierunek - tym ludziom nie chodzi o przeanalizowanie emocji i postaw, nie chodzi o to, aby szerzej i precyzyjnie postrzegać teraz psychikę ludzką, a potem naprawiać coś w życiu własnym, może pomagać w problemach innym ludziom. Im chodzi raczej o to, aby WYWIERAĆ WPŁYW - czuć władzę, albo inną formę zintensyfikowania w relacji wzajemnej (nie zawsze chodzi tylko o władzę, czasem będzie to gra o dostrzeżenie przez drugą stronę, o nieodsuwanie się psychiczne).

Ludzie o tych oskarżycielskich personalnie postawach nie lubią spotykać się z moim podejściem w danej sprawie. W tym moim podejściu szybko dochodzi do zrelatywizowania osób, kwestii personalnych, odchodzi się od domniemania winy, od kierowania uwag w stylu "ty jesteś taki, czy owaki....". Gdy stosuję swoje podejście, to spotykam się z uwagami typu: ty go nie usprawiedliwiaj! Albo: ty się tu znowu sam usprawiedliwiasz! (wtedy gdy chodzi o moją osobę). Ci ludzie nie chcą iść w stronę obiektywnej analizy tych zaszłości psychicznych w ludziach, tylko chcę dekretować winy, ferować wyroki. Tu motyw obwiniania ma być! Tu nie chodzi o przebaczenie uchybień, tylko wręcz przeciwnie - o ich wyciągnięcie i "babranie się w tym" - w tym sugerowaniu, jaki ktoś jest zły, wadliwy, jak to się "nie nadaje", jak to coś może powinien teraz oskarżającemu ustępować, skoro ma już jakąś formę długu wobec tej osoby, czy świata.

Ja, po wielu latach kontaktów z oskarżycielami tego rodzaju, na powtórzenie tego rodzaju postawy wobec reaguję irytacją, czasem z lekka alergicznie, choć też i w końcu ze smutnym pogodzeniem się z losem, że oto spotykam znowu z osobą, którą muszę uznać za mentalnie niedojrzałą. Bo takie rozgrywanie swojej ważności (o to bowiem chyba przede wszystkim chodzi) w oczach innych, jakie powstaje gdy się gra tę grę w oskarżenia w moich oczach jest tylko słabością, niepoukładaniem wewnętrznym, niedojrzałością. Ale (choć ze smutkiem) jakoś się w końcu z tym godzę - że oto znowu przede mną stanął ktoś, kto "nie daje rady", kto w swoim człowieczeństwie okazał małość. Trudno - ten notoryczny oskarżyleciel - jeszcze musi się pomęczyć ze swoim życiowym doskonaleniem, na razie ma spore zaległości.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 23:48, 20 Sie 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37632
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:03, 21 Sie 2025    Temat postu:

Oskarżanie innych podpiąłbym pod dwa główne motywy:
- Motyw bezradności, słabosci - oskarżający czuje się niezdolny do sprawczej reakcji, więc już tylko oskarża (szkoda, że się nieraz wcześniej nie zastanawiał, jak udoskonalić siebie, aby sprawczym być, a nie tylko przyjmować postawę "niech ktoś to naprawi")
- Motyw agresji - oskarżają ci, którzy oskarżeniami przygotowują sobie grunt pod agresję, w stosunkach międzynarodowych nawet zbrojną inwazję.

Ja w obszarze bycia "z samym sobą", w osobistym przeżywaniu przyjmuję zasadę, aby WEWNĘTRZNIE nie oskarżać nigdy innych, a wyłącznie siebie.
Oskarżanie innych przed samym sobą dla mnie jest po prostu przyznaniem się do słabości - do postawy bezradności. Jednak sprawa może się niekiedy odwrócić, gdy wyjdę z obszaru wewnętrznych rozważań do obszaru komunikacji z ludźmi. Tu mogę kogoś oskarżyć - ale wyłącznie na zasadzie "bo to jest uzasadnione moimi relacjami z innymi ludźmi . Czyli mogę oskarżyć, DOSTOSOWUJĄC SIĘ DO SCHEMATÓW SPOŁECZNYCH, nie na zasadzie "bo ja tak wewnętrznie myślę". Wewnętrznie - ani w emocjach, ani w myślach - nie uznaję w ogóle tej idei oskarżania innych. Albo - wyrażając się nieco ściślej - oskarżycielstwo innych ludzi traktuję wewnętrznie jako MARTWĄ KATEGORIĘ. Wewnętrznie oskarżać mogę jedynie samego siebie.
Ale oskarżam czasem jako głos na zewnątrz - formułując ocenę innych ludzi, która może być negatywna. Różnica między tym moim oskarżaniem w takiej sytuacji, a oskarżaniem przez kompulsywnie oskarżających ludzi jest jednak znacząca. Kluczowe jest tu rozróżnienie związane z PRZYPISANIEM SPRAWCZOŚCI.

Moje oskarżenie kogoś zewnętrznie będzie bazowało na uznaniu owej osoby za SŁABĄ, NIEUPORZĄDKOWANĄ, MENTALNIE ZAGUBIONĄ, czyli NIEZDOLNĄ DO PRAWDZIWEJ SPRAWCZOŚCI I ROZUMNEGO OSĄDU. Tutaj "winą" osoby nie jest to, że świadomie zadecydowała to złe, co zrobiła, lecz...
że owa osoba była na tyle nierozumna, nieświadoma sensu spraw, aby właśnie dać się emocjom, atawizmom, naciskom zewnętrznym zepchnąć na pozycję, w której zamilkł głos prawdziwej natury owej osoby, zaś priorytet dostało to, co zewnętrzne wobec tej osoby.

Dla przeciwstawienia oskarżenia, które formułują notoryczni oskarżyciele są zupełnie odwrotne w intencji - są one zwykle formułowane tak, że podkreślają:
- iż to oskarżany miał wybór
- oskarżany był sprawczy
- oskarżany zadziałał, więc przez niego to "wszystko złe się stało".
zaś
- oskarżający nie miał tu nic do powiedzenia
- oskarżający nie jest niczemu winny, bo był bezradny
- oskarżający sam się ustawił na pozycji ofiary.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37632
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:48, 22 Sie 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
w osobistym przeżywaniu przyjmuję zasadę, aby WEWNĘTRZNIE nie oskarżać nigdy innych, a wyłącznie siebie.

Oskarżanie innych jest przypisywanie im sprawczości, wolności - zdolności do oceny sytuacji tak, aby okazać odpowiedzialność. Jeśli ktoś wobec mnie jest naprawdę wredny, to wg mnie automatycznie znaczy, że jest to człowiek zaburzony, chory mentalnie. A skoro tak, to on nie ma wyboru, nie odpowiada za swoje czyny (jest głupcem, bez własnej prawdziwej wolności woli). Zatem oskarżanie takiej osoby jest niezasadne, świadczyłoby wyłącznie o mojej słabości w rozpoznawaniu sytuacji.
Oczywiście to też się może zdarzyć. Może być tak, że "pęknę", czyli zamiast reagować rozumnie, będę reagował emocjami, które może oskarżaniem kogoś będą chciały jakoś odegrać się na krzywdzicielu, tak jakoś wypchnąć z siebie frustrację. Nie twierdzę, że każdą krzywdę wytrzymam, czyli że zawsze się uporam z emocjami na tyle, aby sytuację traktować rozumnie. Aż taki silny, aby każdą sytuację stresową wytrzymać, nie jestem.

Tak więc deklaruję powyższe w trybie "o ile wytrzymuję, o ile jeszcze kołacze się we mnie rozsądek". Jak pęknę, to może zacznę oskarżać, zamiast reagować racjonalnie. Tego się obawiam, bo to byłaby moja osobista porażka. Ale dopóki jeszcze daję radę, to nie oskarżam ludzi (imiennie), a co najwyżej analizuję ich postawy i błędne (potencjalnie, bo też nie uważam się za kogoś, kto ma prawo ostatecznie to rozsądzać) zachowania i reakcje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37632
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:15, 14 Wrz 2025    Temat postu:

Z moich obserwacji postaw ludzkich wyraźnie wynika, że oskarżający są z reguły tymi, którzy SAMI SIĘ NIE KONFRONTUJĄ ze swoimi błędami, słabościami.
Oskarżanie innych jest dla nich (od strony emocjonalnej) narzędziem stawiania zasłony dymnej przez trudnymi pytaniami, czasem przed dręczącymi w tle wyrzutami sumienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37632
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:39, 02 Lis 2025    Temat postu:

Te tematy o oskarżycielstwie jako tendencji części ludzkich osobowości są ostatnio moim drogowskazem w poznawaniu natury ludzkiej. Mam przeświadczenie, że idę z tym tematem naprzód, coraz więcej zaczynam rozumieć.
Przegryzam się z mozołem przez ludzkie postawy oskarżycielstwa, bo sam prawie nie odczuwałem w sobie takiej tendencji. Taki już jestem, że nie mam ochoty nikogo o nic oskarżać, staram się niejako z automatu przebaczać innym ich błędy (nie twierdzę, że zawsze łatwo mi to przychodzi). Życie jednak podrzuca mi do mojego towarzystwa całe masy oskarżycieli maści wszelakiej. Oskarżycielstwo jest wszędzie - w mediach, w prywatnych rozmowach, w serwisach społecznościowych, także tu na sfinii.
Przyznam się do pewnego swojego błędu w nastawieniach - przez długi czas zagadnienie oskarżycielstwa ignorowałem, nie próbowałem go zrozumieć, bezwiednie spychając gdzieś na krawędzie myślenia. Ta moja nieracjonalna postawa ignorowania problemu ostatecznie wywoływała brak wniosków, a potem moją nieadekwatność w reakcjach na ludzkie zachowania. Od jakiegoś czasu jednak badam już świadomie tę postawę oskarżycielstwa. Staram się uzupełnić obserwacjami i modelowaniem to, czego w mojej naturze zabrakło, czyli skoro sam nie czuję potrzeby oskarżania, to przynajmniej mogę sobie przybliżyć jakiś model owej potrzeby, zrozumieć postawy innych na bazie teoretycznej.
Na tym etapie w kwestii oskarżycielstwa mam następujące spostrzeżenia:
1. Oskarżycielstwo w znacznie większym stopniu jest cechą wrodzoną, albo wynikającą nieświadomych emocji, niż reakcją na rzeczywiste zdarzenia życiowe. Oskarżycielstwo najczęściej (nie twierdzę, że zawsze), statystycznie w większym stopniu jest POTRZEBĄ SERC, a nie reakcją na to, co daną osobę spotkało.
2. Oskarżyciel broni swojej postawy oskarżania, jakby była ona jego mentalnym skarbem - nie daje sobie zatem nic wytłumaczyć, jest odporny na próby zrelatywizowania jego nastawień w tej kwestii.
3. Oskarżycielstwu w większości przypadków nie potrzeba żadnych mocnych dowodów iny, najczęściej wystarcza samo domniemanie. Zatem raczej nie ma co liczyć, że argumentacją logiczną, bazującą na faktach wyperswadujemy oskarżycielowi jego złe nastawienia do ludzi.
4. Oskarżanie kogoś jest pretekstem do zablokowania empatii i pomocniczości. Być może w tym jest zawarty ukryty celowy motyw do oskarżania - ci, co normalnie czuliby się zobowiązani do pomocy komuś, poprzez oskarżycielstwo przed swoim sumieniem się od tego wymigują. Dodatkowo ci, co by chcieli sobie zdobywać satysfakcję z tytułu tego, że lubią krzywdzić innych, oskarżeniami tworzą sobie do tego krzywdzenia uzasadnienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37632
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:53, 02 Lis 2025    Temat postu:

Tendencja do oskarżania może mieć swoją genezę w nieprzepracowaniu postawy dziecka, które domaga się ukojenia, nakarmienia, zaopiekowania przez matkę. Płacz niemowlęcia jest dla matki oskarżeniem - on krzyczy: ja tu jestem sam, a ty mi nie pomagasz!

Kto zablokował się w głębi duszy na postawie dziecka, szuka w oskarżeniach wobec świata bezradnie, nieracjonalnie, w czysto emocjonalnym krzyku pomocy. Oskarżam - bo jest mi źle! Oskarżam - bo nie przychodzi pomoc! Oskarżam, bo czuję się w życiu skrzywdzony!
Problem jest w tym, że znaczną część (większość?...) tych oskarżeń należałoby skierować względem samego siebie.
- Oskarżaj zatem raczej siebie, że oczekujesz od świata rzeczy niemożliwych, a potem masz pretensję, że tej niemożliwości ci nie zaoferowano
- Oskarżaj raczej siebie, ze stawiasz wciąż wygórowane żądania
- Oskarżaj raczej siebie, że wymyślasz sobie takie cele, których spełnienie tylko pogłębia w tobie frustrację, zamiast dać radość i satysfakcję
- Oskarżaj siebie, że nie byłeś gnuśny w obserwowaniu swoich własnych potrzeb i bierzesz pozór za sens i prawdę
- Oskarżaj siebie, że uparcie utrzymujesz w sobie sprzeczności
- Oskarżaj siebie, że nie naprawiasz swoich błędów, nawet nie chcesz spojrzeć na siebie samokrytycznie.

Ale oskarżyciele świata właśnie może dlatego oskarżają tylko świat zewnętrzny, a ani odrobiny szczerej, samokrytycznej uwagi nie poświęcają sobie, bo nie umieją do zagadnienia oskarżenia podejść rozumnie, w sposób nieinwazyjny, niedestrukcyjny. Jeśli dla kogoś oskarżenie, obwinianie jest końcem zagadnienia, jeśli po wskazaniu błędu, może winy, nie przechodzą do NIEZBĘDNEGO kroku - do ZMIANY SWOICH POSTAW, to wtedy uświadomiona wina nie spełni swojej transformującej roli i pozostanie jedyne straszną szykaną, z którą świadomość i emocje nie potrafią sobie poradzić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37632
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:21, 19 Lis 2025    Temat postu:

Zdecydowana większość oskarżycielstwa, z jakim się spotykam na co dzień, jest JAŁOWA. Owa jałowość objawia się tym, że oskarżający na oskarżeniu kończy sprawę, nie przechodząc do podjęcia prób naprawy sytuacji, stworzenia pozytywnej interakcji, która by później przywróciła jakiś ład i sens.
Bo typowe oskarżycielstwo stosowane jest jako broń w celu zdominowania drugiej strony!
Tu zaznaczę, że NIE KAŻDE oskarżycielstwo jest takie. W szczególności gdy prokurator w sądzie oskarża przestępcę, to często (zwykle) jest tak, że zostały jakoś tam wykazane złe zachowania owego przestępcy, czyli jest za co oskarżać. W domowych, życiowych okolicznościach też tak nieraz jest, że trzeba komuś powiedzieć o tym, co nas boli w jego zachowaniu, wytknąć jakieś błędy. Ale jest pewna subtelna różnica pomiędzy jakąś formą zwrócenia uwagi, czasem przestrogą, czasem powiedzeniu o czymś dla nas przykrym w działaniach drugiej osoby, a postawie oskarżycielstwa aplikowanej niejako z zasady, jako stałej właściwości kontaktu osobowego. Tą różnicą pomiędzy oskarżycielstwem inwazyjnym, kompulsywnym, a krytyką konstruktywną jest właśnie GOTOWOŚĆ DO NIEINWAZYJNEJ PSYCHICZNIE NAPRAWY WADLIWYCH SYTUACJI, a także DO BRANIA CZĘŚCI ODPOWIEDZIALNOŚCI NA SIEBIE.

Oskarżyciel kompulsywny TYLKO oskarża, na oskarżeniu kończy (tryumfalnie) sprawę - tu chodzi bowiem o to, aby wykazać swoją wyższość, przewagę, uznawszy wadliwość drugiej strony. A często po wykazaniu tej przewagi, dalszym krokiem będzie walka o zdobycie władzy nad poniżaną stroną, będzie próba wymuszania na niej uległości.

Zupełnie inaczej funkcjonuje krytyka konstruktywna. W jej ramach nikt z założenia ma nie okazywać się "tym lepszym", bo przecież tu chodzi o to, aby nastąpiła naprawa sytuacji o krytykowanego, a nie (choćby tylko relatywne) wywyższanie krytykującego.

Krytyka konstruktywna jest powiązana z:
1. unikaniem formułowania uwag w sposób urażający, poniżający
2. gotowością do zrozumienia, przebaczenia
3. sugerowaniem dróg wyjścia z problematycznych sytuacji.
Kompulsywne, wrogie oskarżanie poznaje się po tym, że najczęściej żaden z tych trzech warunków nie jest spełniony, albo gotowość do jego spełniania jest pozorna - np. chęć zrozumienia drugiej strony jest wyraźnie udawana, nacechowana inwazyjnością, chęcią dotknięcia emocjonalnego drugiej strony.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 11:24, 19 Lis 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin