Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Duchowość, religia, wiara
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5599
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:19, 06 Lis 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Ten sam zarzut można postawić np. przyjęciu logiki. Jest ona ograniczeniem myślenia.


Logika nie jest świętą prawdą żeby nie można było jej modyfikować i zmieniać np. na inną, albo porzucić tam gdzie nie ma zastosowania.
Opisz co by się stało gdybyś odrzucił dogmat o istnieniu Boga.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:51, 06 Lis 2018    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ten sam zarzut można postawić np. przyjęciu logiki. Jest ona ograniczeniem myślenia.


Logika nie jest świętą prawdą żeby nie można było jej modyfikować i zmieniać np. na inną, albo porzucić tam gdzie nie ma zastosowania.
Opisz co by się stało gdybyś odrzucił dogmat o istnieniu Boga.

Zastałbym ateistą.
A patrząc z aktualnej intelektualnej perspektywy, to nie wiedziałbym jak pozbierać sobie pewne podstawowe struktury rozumowania. Pewnie bym się skłonił ku naturalizmowi, uznaniu świadomości za etap organizowania się materii. Tu może bym się jakoś jeszcze pozbierał.
Gorzej byłoby z ułożeniem sobie mnie, jako osoby. Chyba popadłbym w depresję, albo nihilizm, bo aktualne paradygmaty rozumowania nie dawałyby mi podstaw do uznania świadomości za coś wartego więcej, niż materii nieożywionej. Chyba bym się skłonił ku przekonaniu, że moje człowiecze istnienie nie ma większego sensu, że cokolwiek bym nie zrobił, to będzie tak samo, że to nie będzie miało wartości, bo przecież nic nie jest wyróżnione, niczemu nie ma powodu przydawać sensu. Pewnie czekałbym sobie w zniechęceniu mentalnym na śmierć, może nawet bym ją jakoś przyspieszył. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5599
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 1:06, 06 Lis 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
szaryobywatel napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ten sam zarzut można postawić np. przyjęciu logiki. Jest ona ograniczeniem myślenia.


Logika nie jest świętą prawdą żeby nie można było jej modyfikować i zmieniać np. na inną, albo porzucić tam gdzie nie ma zastosowania.
Opisz co by się stało gdybyś odrzucił dogmat o istnieniu Boga.

Zastałbym ateistą.
A patrząc z aktualnej intelektualnej perspektywy, to nie wiedziałbym jak pozbierać sobie pewne podstawowe struktury rozumowania. Pewnie bym się skłonił ku naturalizmowi, uznaniu świadomości za etap organizowania się materii. Tu może bym się jakoś jeszcze pozbierał.
Gorzej byłoby z ułożeniem sobie mnie, jako osoby. Chyba popadłbym w depresję, albo nihilizm, bo aktualne paradygmaty rozumowania nie dawałyby mi podstaw do uznania świadomości za coś wartego więcej, niż materii nieożywionej. Chyba bym się skłonił ku przekonaniu, że moje człowiecze istnienie nie ma większego sensu, że cokolwiek bym nie zrobił, to będzie tak samo, że to nie będzie miało wartości, bo przecież nic nie jest wyróżnione, niczemu nie ma powodu przydawać sensu. Pewnie czekałbym sobie w zniechęceniu mentalnym na śmierć, może nawet bym ją jakoś przyspieszył. :think:


To przykre.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:12, 06 Lis 2018    Temat postu:

Michał, to co piszesz świadczy o tym że Twoja osoba traci sens bez Boga, jest od niego zależna, że wydaje Ci się, że sam w sobie nie masz sensu. Tym bardziej uważam że warto by przyjąć robocze założenie że Boga nie ma i pokombinować tak aby nadać samemu sobie sens i wartość - to może być ciekawe doświadczenie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:05, 06 Lis 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Michał, to co piszesz świadczy o tym że Twoja osoba traci sens bez Boga, jest od niego zależna, że wydaje Ci się, że sam w sobie nie masz sensu. Tym bardziej uważam że warto by przyjąć robocze założenie że Boga nie ma i pokombinować tak aby nadać samemu sobie sens i wartość - to może być ciekawe doświadczenie.

Pokombinować zawsze mogę. Intelekt jest w stanie tworzyć różne interesujące konstrukcje. Tu jednak chodzi bardziej o uczucie - poczucie siebie, coś nie za bardzo zależnego od konceptów, czy modeli.
Może, gdyby moje życie było jakimś pasmem miłych zdarzeń, gdyby nie trzeba w nim było patrzeć na tyle cierpienia, albo samemu doznawać różnorakie postacie bólu, to uznałbym, że ogólnie żyć warto - dla samego życia. Ale w aktualnej postaci życie jest na tyle odstręczające, że nie przyciąga pragnieniami samo z siebie. Jeśli więc jest jakiś sens zmagania się z tym cierpieniem i kłopotami, to dla jakiejś wartości. Dla mnie Bóg jest nośnikiem takiej wartości, dla której warto żyć. Wszystko inne jest takie ulotne, nietrwałe, dające się zaprzeczyć...
Tu warto widzieć trochę rzecz w kontekście intelektualnej zasady wątpienia i szukania potwierdzeń. Z niej wynika pewien chłód i dystans do tego co twierdzimy, choć jednocześnie z niej wynika wyjście gdzieś dalej, niż do momentu "zdawało mi się". Jeśli zaczęliśmy wątpić, pytać o przyczyny, nadawać konceptom trwałe znaczenia (jak Adam w raju, który nadał znaczenie swojej nagości) to mamy tego konsekwencję w postaci oddzielenia się od takiego "pierwotnego ja". Bo jak zwątpiliśmy tak w ogóle, to zwątpiliśmy jakoś we wszystko, a przynajmniej potencjalnie (!) w to wszystko zwątpiliśmy (bo nie musimy zawsze aktywnie odczuwać stan wątpienia w danej chwili). Ze stanu zwątpienia wynika potrzeba osobowego Boga. Bo osoba jest wyłomem w twierdzy wątpienia - osoba jest, bo jest. Tak jak Bóg - "Jestem".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:07, 07 Lis 2018    Temat postu:

Ok, Bóg jest i co jeszcze takiego robi że bez niego Twoje bycie nie ma sensu. Czym różnisz się Ty od Boga? Kim jesteś a czego doświadczasz? Doświadczasz Boga? Doświadczasz siebie, czyli tego który doświadcza bycia Michałem, posiadania ciała i umysłu?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5599
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:47, 07 Lis 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Pewnie bym się skłonił ku naturalizmowi


Dlaczego?

Michał Dyszyński napisał:
Pewnie czekałbym sobie w zniechęceniu mentalnym na śmierć, może nawet bym ją jakoś przyspieszył. :think:


A nie obawiałbyś się że całe to cierpienie, które doprowadziło Cię do samobójstwa, jest wielkością zachowywaną i samobójstwem się od niego nie uwolnisz? Bo zamiast zmienić punkt widzenia, po prostu się poddajesz.


Ostatnio zmieniony przez szaryobywatel dnia Śro 21:54, 07 Lis 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:04, 07 Lis 2018    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Pewnie bym się skłonił ku naturalizmowi


Dlaczego?

Bo ten - kiepsko bo kiepsko - ale COŚ w kwestii wyjaśniania świata proponuje.

szaryobywatel napisał:
A nie obawiałbyś się że całe to cierpienie, które doprowadziło Cię do samobójstwa, jest wielkością zachowywaną i samobójstwem się od niego nie uwolnisz? Bo zamiast zmienić punkt widzenia, po prostu się poddajesz.

Jakbym był ateistą, to chyba takim, który nie wierzy w trwanie świadomości po śmierci ciała. Tak więc nie obawiałbym się tego, bo mam owo założenie o końcu moich cierpień wraz ze śmiercią niejako "w pakiecie" całej koncepcji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5599
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 0:06, 08 Lis 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
szaryobywatel napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Pewnie bym się skłonił ku naturalizmowi


Dlaczego?

Bo ten - kiepsko bo kiepsko - ale COŚ w kwestii wyjaśniania świata proponuje.


No nie bardzo, bo istnieją rzeczy których nigdy nie będzie się dało powiązać z badanym światem przyrody, a stwierdzenie że one także są częścią świata przyrody niczego nie tłumaczy, bo nie wiadomo wtedy czym jest ten świat przyrody. Staje się on po prostu kolejną nazwą znaczącą tyle samo co "cała rzeczywistość", "wszystko co istnieje", czyli jest bezużytecznym terminem.

Michał Dyszyński napisał:
Jakbym był ateistą, to chyba takim, który nie wierzy w trwanie świadomości po śmierci ciała. Tak więc nie obawiałbym się tego, bo mam owo założenie o końcu moich cierpień wraz ze śmiercią niejako "w pakiecie" całej koncepcji.


A Twoje ciało jest jakoś wyróżnione że w nim trwa świadomość?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 1:16, 08 Lis 2018    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
A Twoje ciało jest jakoś wyróżnione że w nim trwa świadomość?

Nie czaję o co Ci chodzi. O wyróżnienie względem innych ciał i świadomości?
O wyróżnienie chwil życia, względem przewidywanej sytuacji, gdy ciało będzie martwe?
Może jeszcze o coś innego?...


Ircia napisał:
Ok, Bóg jest i co jeszcze takiego robi że bez niego Twoje bycie nie ma sensu. Czym różnisz się Ty od Boga? Kim jesteś a czego doświadczasz? Doświadczasz Boga? Doświadczasz siebie, czyli tego który doświadcza bycia Michałem, posiadania ciała i umysłu?

Doświadczam Boga sobą. Bóg jest w tym układzie ŚWIATŁEM, powoduje że mam cel, do którego warto jest dążyć. Różnię się od Boga tym, że moje światło jest mocno niemrawe, słabe, zabrudzone. Światło Boga jest czyste, jasne, klarowne. Każdy inny cel może być też atrakcyjny o ile dziedziczy jakoś światło do Boga, a jeśli tego światła jakiś cel nie ma, to znaczy, ze będzie to cel sprzeczny z moją naturą i szansą na szczęście.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 1:21, 08 Lis 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Irbisol




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 14106
Przeczytał: 29 tematów


PostWysłany: Czw 15:23, 08 Lis 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Bo ten - kiepsko bo kiepsko - ale COŚ w kwestii wyjaśniania świata proponuje.

Czyli - jak przewidywałem - syndrom aztecki.
COŚ musisz mieć na wyjaśnienie świata. Nie musi to być prawda - byleby było COŚ.
Niedopuszczalne jest dla ciebie uznanie "mam za mało wiedzy lub za mało mocy przerobowych, by zrozumieć ten świat".

W temacie wątku - jak już ktoś zauważył - mieszanie duchowości i religii jest nieupoważnione.
Religia to najprostsza i najgorsza droga do poznania świata, w tym świata duchowego.
Najprostsza, bo nie trzeba myśleć. Najgorsza, bo ogranicza horyzonty i - jak każdy widzi - mamy wiele "prawd".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5599
Przeczytał: 81 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:10, 08 Lis 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Nie czaję o co Ci chodzi. O wyróżnienie względem innych ciał i świadomości?
O wyróżnienie chwil życia, względem przewidywanej sytuacji, gdy ciało będzie martwe?
Może jeszcze o coś innego?...


Jeżeli "jestem Michał Dyszyński" nie jest wyróżnione względem "jestem Jan Kowalski", to świadomość nie zaczyna się i nie kończy na "jestem Michał Dyszyński". Tym bardziej że "jestem Michał Dyszyński" jest po prostu wtórne względem doświadczeń.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:57, 08 Lis 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Ircia napisał:
Ok, Bóg jest i co jeszcze takiego robi że bez niego Twoje bycie nie ma sensu. Czym różnisz się Ty od Boga? Kim jesteś a czego doświadczasz? Doświadczasz Boga? Doświadczasz siebie, czyli tego który doświadcza bycia Michałem, posiadania ciała i umysłu?

Doświadczam Boga sobą. Bóg jest w tym układzie ŚWIATŁEM, powoduje że mam cel, do którego warto jest dążyć. Różnię się od Boga tym, że moje światło jest mocno niemrawe, słabe, zabrudzone. Światło Boga jest czyste, jasne, klarowne. Każdy inny cel może być też atrakcyjny o ile dziedziczy jakoś światło do Boga, a jeśli tego światła jakiś cel nie ma, to znaczy, ze będzie to cel sprzeczny z moją naturą i szansą na szczęście.


Ok, czyli po porostu cel swojego życia nazwałeś sobie Bogiem, oraz dałeś mu cechy osobowe, aby dzięki temu ten cel mógł Ciebie do siebie prowadzić, tym samym Bóg jest w pewnym sensie idealnym Tobą.
To że dla Ciebie Bóg jest celem wyjaśnia to że bez Boga życie traci sens, bowiem sens istnieje tylko gdy jest cel względem którego coś jest lub nie jest sensowne.
To co piszę nijak nie sprawia, że uważam że Boga nie ma, ale sprawia że możesz inaczej spojrzeć na to kim jesteś względem Boga. Bo pomyśl kim jesteś - jesteś Michałem, czy też doświadczasz poczucia że jesteś Michałem ? ;)
Załóżmy, że Bóg jest wszystkim co jest a poza nim nie ma nic, czyli jest absolutna nicość i co ? Co taki Bóg może ? Jak ma doświadczyć siebie? Zresztą czy doświadczenie siebie wyczerpuje możliwości? Może można jeszcze doświadczyć różnych opcji nie bycia sobą i powracania do pełni siebie ? ;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:29, 08 Lis 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Ok, czyli po porostu cel swojego życia nazwałeś sobie Bogiem, oraz dałeś mu cechy osobowe, aby dzięki temu ten cel mógł Ciebie do siebie prowadzić, tym samym Bóg jest w pewnym sensie idealnym Tobą.
To że dla Ciebie Bóg jest celem wyjaśnia to że bez Boga życie traci sens, bowiem sens istnieje tylko gdy jest cel względem którego coś jest lub nie jest sensowne.

To jest (u mnie) znacznie bardziej skomplikowane. Ale masz rację (częściową) w tym, że w jakimś sensie Bóg staje się idealnym mną. Choć ściślej należałoby powiedzieć, że raczej nie sam Bóg staje się mną, tylko jakieś dziedzictwo Boga jest we mnie. Bo jest też aspekt rozdzielności.

Ircia napisał:
To co piszę nijak nie sprawia, że uważam że Boga nie ma, ale sprawia że możesz inaczej spojrzeć na to kim jesteś względem Boga. Bo pomyśl kim jesteś - jesteś Michałem, czy też doświadczasz poczucia że jesteś Michałem ? ;)

Materialnie doświadczam oczywiście poczucia siebie. Mogę temu poczuciu nadać etykietkę "jestem Michałem". I tak właściwie nadaję, gdy komunikuję się z ludźmi - dzięki tej etykietce obracamy się w ramach pewnych wspólnych wzorców rozumowych.
Czy "jestem Michałem" w jakimś ontologicznym sensie?...
- Ja tego nie czuję za bardzo. To czego doświadczam, to doznania (jednostkowe), nie doświadczam nigdy całości mojego bytu. To jest trochę jak z byciem turystą - jeździ w różne zakątki Ziemi, poznaje coraz to nowe miejsca, ale nie może powiedzieć zasadnie, że "zna Ziemię" (całą Ziemię). Może sobie łączyć mentalnie te poznane miejsca jako obszary na Ziemi, kawałki globu. Nie doświadcza jednak Ziemi jako całości, nie doświadcza jej ontologicznie.

Ircia napisał:
Załóżmy, że Bóg jest wszystkim co jest a poza nim nie ma nic, czyli jest absolutna nicość i co ? Co taki Bóg może ? Jak ma doświadczyć siebie?

Myślę, że Bóg jest tu w podobnej sytuacji jak ja - doświadcza aspektów, doświadcza doznań, a nie całego siebie. Owo ja jest takim kontenerem, "punktem zbornym" dla doznań, wrażeń, myśli, wyborów, ale samo w sobie jest niepoznawalne w całości.

Ircia napisał:
Zresztą czy doświadczenie siebie wyczerpuje możliwości? Może można jeszcze doświadczyć różnych opcji nie bycia sobą i powracania do pełni siebie ? ;)

"Doświadczanie nie bycia sobą"...
- trudne pytanie/zagadnienie. W moim przekonaniu można je zdekodować jako doświadczanie czegoś innego, niż to z czym się identyfikujemy. Ale nie da się doświadczań nie sobą, nie da się nie być sobą w jakimś takim ontologicznym sensie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:24, 08 Lis 2018    Temat postu:

Cytat:
[quote="Michał Dyszyński"]
Ircia napisał:
Ok, czyli po porostu cel swojego życia nazwałeś sobie Bogiem, oraz dałeś mu cechy osobowe, aby dzięki temu ten cel mógł Ciebie do siebie prowadzić, tym samym Bóg jest w pewnym sensie idealnym Tobą.
To że dla Ciebie Bóg jest celem wyjaśnia to że bez Boga życie traci sens, bowiem sens istnieje tylko gdy jest cel względem którego coś jest lub nie jest sensowne.

To jest (u mnie) znacznie bardziej skomplikowane. Ale masz rację (częściową) w tym, że w jakimś sensie Bóg staje się idealnym mną. Choć ściślej należałoby powiedzieć, że raczej nie sam Bóg staje się mną, tylko jakieś dziedzictwo Boga jest we mnie. Bo jest też aspekt rozdzielności.
Rozwiń jeśli możesz temat dziedzictwa Boga w Tobie, czy to tak jakby fragment Boga, potencjał Boga dążył do zjednoczenia z pełnią Boga, zrealizowanym potencjałem?

Cytat:

Materialnie doświadczam oczywiście poczucia siebie. Mogę temu poczuciu nadać etykietkę "jestem Michałem".

Poczucia siebie czy swojego ciała? Swojego umysłu?
Cytat:
To jest trochę jak z byciem turystą - jeździ w różne zakątki Ziemi, poznaje coraz to nowe miejsca, ale nie może powiedzieć zasadnie, że "zna Ziemię" (całą Ziemię). Może sobie łączyć mentalnie te poznane miejsca jako obszary na Ziemi, kawałki globu. Nie doświadcza jednak Ziemi jako całości, nie doświadcza jej ontologicznie.
Ziemia to Twój umysł, a kim jest ten turysta?
Cytat:

Ircia napisał:
Załóżmy, że Bóg jest wszystkim co jest a poza nim nie ma nic, czyli jest absolutna nicość i co ? Co taki Bóg może ? Jak ma doświadczyć siebie?

Myślę, że Bóg jest tu w podobnej sytuacji jak ja - doświadcza aspektów, doświadcza doznań, a nie całego siebie. Owo ja jest takim kontenerem, "punktem zbornym" dla doznań, wrażeń, myśli, wyborów, ale samo w sobie jest niepoznawalne w całości.

Czyli Ty to Bóg w skali lokalnej? Coś na wzór fraktala?

Cytat:
Ircia napisał:
Zresztą czy doświadczenie siebie wyczerpuje możliwości? Może można jeszcze doświadczyć różnych opcji nie bycia sobą i powracania do pełni siebie ? ;)

"Doświadczanie nie bycia sobą"...
- trudne pytanie/zagadnienie. W moim przekonaniu można je zdekodować jako doświadczanie czegoś innego, niż to z czym się identyfikujemy. Ale nie da się doświadczań nie sobą, nie da się nie być sobą w jakimś takim ontologicznym sensie.

Masz rację - zawsze jesteś sobą, ale nie zawsze doświadczasz całego siebie, abyś mógł się doświadczyć w pełni ma sens skoncentrować się na małych wycinkach, aspektach siebie, prawda? Patrząc zawsze tylko na całego, pełnego siebie nie zauważysz wielu detali, nie poznasz różnorodnych punktów odniesienia, luster, perspektyw...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:13, 08 Lis 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Rozwiń jeśli możesz temat dziedzictwa Boga w Tobie, czy to tak jakby fragment Boga, potencjał Boga dążył do zjednoczenia z pełnią Boga, zrealizowanym potencjałem?

Mówi się, że jesteśmy DZIEĆMI BOŻYMI. Najlepszym porównaniem jest właśnie genetyka, dziedziczenie cech. Od Boga mam pewne cechy, choć jednocześnie zyskują one także mój indywidualny rys - tak jak dzieci są najczęściej podobne do swoich rodziców, ale też się od nich różnią.
W przypadku Boga dochodzi jednak jeszcze jedno zadanie - oddzielenie od Niego-rodzica, wynikające z rozpadu myśli i odczuć na fragmenty, które nie tworzą klarownej całości. Zadanie życia jest scalenie tych fragmentów, "ułożenie puzzla", który okaże się odbiciem osoby Boga. Musimy odkryć siebie, a jednocześnie tym odkryciem - odkryć (w sobie i ogólnie) Boga.

Ircia napisał:
Czyli Ty to Bóg w skali lokalnej? Coś na wzór fraktala?

Można by przyjąć tę fraktalną analogię. Coś w niej jest. Choć oczywiście jest to tylko analogia, ujmująca jakiś jednostkowy aspekt sprawy, a nie całość.

Ircia napisał:
Masz rację - zawsze jesteś sobą, ale nie zawsze doświadczasz całego siebie, abyś mógł się doświadczyć w pełni ma sens skoncentrować się na małych wycinkach, aspektach siebie, prawda? Patrząc zawsze tylko na całego, pełnego siebie nie zauważysz wielu detali, nie poznasz różnorodnych punktów odniesienia, luster, perspektyw...

Tak to działa - istotą dziania się jest (wielo)aspektowość. Ale każdy jednostkowy aspekt jest swego rodzaju odejściem od samej istoty, od ontologii bytu - właśnie dlatego, że jest jednostkowy, a nie całościowy. I nie ma tu żadnego rozwiązania - tak po prostu musi być.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:16, 08 Lis 2018    Temat postu:

Masz wrażenie że poznając siebie poznajesz Boga? Chodzi o odkrycie czegoś, ułożenie tak jak już było ułożone czy może o wytworzenie , wykreowanie czegoś nieco odmiennego, wzbogacenie 'bazy danych' ?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 1:11, 09 Lis 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Masz wrażenie że poznając siebie poznajesz Boga? Chodzi o odkrycie czegoś, ułożenie tak jak już było ułożone czy może o wytworzenie , wykreowanie czegoś nieco odmiennego, wzbogacenie 'bazy danych' ?

I jedno, i drugie.
Poza tym uważam, że jakaś postać twórczości jest zaszyta nawet w dość zwykłych działaniach, nawet "tylko w układaniu". Trudno jest tworzyć, jeśli się przy okazji nie użyje wzorców, które są gotowe, czyli właśnie odtwórcze. Myślenie w ogóle jest złożoną mieszaniną:
- rozpoznawania - odwołania tego co znane, ale często w nowym kontekście
- przypominania - dołączając za chwilę te wspomnienia do bieżących rozpoznań
- przestawianie w różny sposób tego co znane
- próby wyjścia poza to co znane
- podważanie tego co znane
- zaprzeczanie własnym rozpoznaniom w jakiejś postaci, aby jest sprawdzić, na ile potrafimy je zastąpić czymś innym
- tworzenie nowych celów
- tworzenie nowych rozwiązań.
Nic chyba nie jest w myśleniu tak absolutnie nowe, ani też nic co jako tako świadome, nie będzie odtwórcze bez jakiegoś tam pierwiastka nowości. Bo nawet rozpoznając dobrze znane sobie przedmioty - np. krzesło, umysł musi w nowym miejscu jakoś indywidualnie rozpatrzeć jego kształt w kontekście bieżącego tła, coś trzeba przy tym zrobić inaczej, niż poprzednio, gdy to krzesło było inaczej ustawione, na innym tle.

Mam wrażenie, że poznając w sobie TO CO NAJBARDZIEJ SPÓJNE I POPRAWNE, zbliżam się do Boga, poznaję jakąś cząstkę Boga. Istnieje też zależności odwrotna - tzn. wynajdując coś poprawnego poza mną, za chwilę dostanę z tego jakiś nowy sposób dostępu do siebie. Czyli jeśli odnajdę jakąś cząstkę Boga w czymś, co aktualnie rozpoznaję jako "nie ja", to w przyszłości pewnie z tego wyjdzie jakieś odkrycie w ja.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 2:39, 09 Lis 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
szaryobywatel napisał:
A Twoje ciało jest jakoś wyróżnione że w nim trwa świadomość?

Nie czaję o co Ci chodzi. O wyróżnienie względem innych ciał i świadomości?
O wyróżnienie chwil życia, względem przewidywanej sytuacji, gdy ciało będzie martwe?
Może jeszcze o coś innego?...


Ircia napisał:
Ok, Bóg jest i co jeszcze takiego robi że bez niego Twoje bycie nie ma sensu. Czym różnisz się Ty od Boga? Kim jesteś a czego doświadczasz? Doświadczasz Boga? Doświadczasz siebie, czyli tego który doświadcza bycia Michałem, posiadania ciała i umysłu?

Doświadczam Boga sobą. Bóg jest w tym układzie ŚWIATŁEM, powoduje że mam cel, do którego warto jest dążyć. Różnię się od Boga tym, że moje światło jest mocno niemrawe, słabe, zabrudzone. Światło Boga jest czyste, jasne, klarowne. Każdy inny cel może być też atrakcyjny o ile dziedziczy jakoś światło do Boga, a jeśli tego światła jakiś cel nie ma, to znaczy, ze będzie to cel sprzeczny z moją naturą i szansą na szczęście.
Światło do Boga? Czym jest ten fenomen? Bo w Biblii jest taki zapis:

Mateusza 5,14-16 napisał:
14 Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. 15 Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. 16 Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.


Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Pią 2:40, 09 Lis 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 2:51, 09 Lis 2018    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Nie czaję o co Ci chodzi. O wyróżnienie względem innych ciał i świadomości?
O wyróżnienie chwil życia, względem przewidywanej sytuacji, gdy ciało będzie martwe?
Może jeszcze o coś innego?...


Jeżeli "jestem Michał Dyszyński" nie jest wyróżnione względem "jestem Jan Kowalski", to świadomość nie zaczyna się i nie kończy na "jestem Michał Dyszyński". Tym bardziej że "jestem Michał Dyszyński" jest po prostu wtórne względem doświadczeń.
Doświadczenie nie istnieje bez ludzkiego systemu nerwowego i interpretacji zmysłami w oparciu o referencje poprzednich doświadczeń przez mozg i produkcje emocji, uczuc, mysli, slow, i zachowan. Tak więc fenomen znany jako "jestem Michał Dyszynski" jest konieczny Michałowi Dyszynskiemu do doświadczania i interpretacji tych doświadczeń poprzez poprzednie doświadczenia. Jest to proces współzależny i rownoczesny, bo Natura nie prowadzi stopniowania lecz działa błyskawicznie czyli z chwilą kiedy fotony odbiją się od jakiejś materii i zarejestrowane zostaną przez siatkówkę oka Michała Dyszynskiego rozpoczyna się plejada reakcji w Michale Dyszynskim w oparciu o jego funkcjonowanie w szczególnym środowisku, które nauronauka dopiero zaczyna poznawać. Potrzebujesz odłożyć na bok redukcjonizm materialny, bo człowiek jako najbardziej inteligentna istota na ziemi długo nie przestanie nas zadziwiać swoim potencjałem, który niektórzy rozwijają a niektórzy zakopują do ziemi jak talent - czyli grzebia sie za zycia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 3:20, 09 Lis 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Ircia napisał:
Masz wrażenie że poznając siebie poznajesz Boga? Chodzi o odkrycie czegoś, ułożenie tak jak już było ułożone czy może o wytworzenie , wykreowanie czegoś nieco odmiennego, wzbogacenie 'bazy danych' ?

I jedno, i drugie.
Poza tym uważam, że jakaś postać twórczości jest zaszyta nawet w dość zwykłych działaniach, nawet "tylko w układaniu". Trudno jest tworzyć, jeśli się przy okazji nie użyje wzorców, które są gotowe, czyli właśnie odtwórcze. Myślenie w ogóle jest złożoną mieszaniną:
- rozpoznawania - odwołania tego co znane, ale często w nowym kontekście
- przypominania - dołączając za chwilę te wspomnienia do bieżących rozpoznań
- przestawianie w różny sposób tego co znane
- próby wyjścia poza to co znane
- podważanie tego co znane
- zaprzeczanie własnym rozpoznaniom w jakiejś postaci, aby jest sprawdzić, na ile potrafimy je zastąpić czymś innym
- tworzenie nowych celów
- tworzenie nowych rozwiązań.
Nic chyba nie jest w myśleniu tak absolutnie nowe, ani też nic co jako tako świadome, nie będzie odtwórcze bez jakiegoś tam pierwiastka nowości. Bo nawet rozpoznając dobrze znane sobie przedmioty - np. krzesło, umysł musi w nowym miejscu jakoś indywidualnie rozpatrzeć jego kształt w kontekście bieżącego tła, coś trzeba przy tym zrobić inaczej, niż poprzednio, gdy to krzesło było inaczej ustawione, na innym tle.

Mam wrażenie, że poznając w sobie TO CO NAJBARDZIEJ SPÓJNE I POPRAWNE, zbliżam się do Boga, poznaję jakąś cząstkę Boga. Istnieje też zależności odwrotna - tzn. wynajdując coś poprawnego poza mną, za chwilę dostanę z tego jakiś nowy sposób dostępu do siebie. Czyli jeśli odnajdę jakąś cząstkę Boga w czymś, co aktualnie rozpoznaję jako "nie ja", to w przyszłości pewnie z tego wyjdzie jakieś odkrycie w ja.
Jak zwykle zapomniałeś o emocjach i uczuciach towarzyszących myślom i słowom i sprawiających, że każde doświadczenie - nawet patrzenie na to samo krzesło - jest unikalne samo w sobie ale stanowi cześć referencji podświadomości wraz z energią emocji które go tam zapisują w czasie snu.

Twoja religia (trudno ją sklasyfikować jako oryginalny ruch charytatywny Droga) polega na klasyfikacjach na bazie nadmiernego myślenia z równoczesnym zaprzeczaniem ważności emocji i uczuć, które są naszym stanem ludzkim.

Issler (2012) tłumaczy, że niepokój emocjonalny jest naturalnym stanem człowieka i przykład Jezusa z Nazaretu (bez względu czy istniał) jest przekazem jak ważnym jest odczuwać siebie najobiektywniej jak możliwe i traktować ten proces jako eucharystię z samym sobą aby być pokornym i otwierać swoje serce na siebie i innych. Pokora jest trudna dla nas, bo autentyczność, której wymaga nie preferuje ludzkie ego, które chce tylko słuchać tego co go buduje w iluzji.

Co istniało w oryginalnym ruchu Droga to pojęcie wspólnoty w emocjach, uczuciach, słowach, i czynach - czyli ludzie tamtego czasu będąc prostolinijnymi nie obawiali się dokonywać refleksji i przetwarzać swoich emocji i uczuć aby myśli miały charakter charytatywnym (dzielenie się ostatnim kęsem, kiedy jest się nadal głodnym) dla siebie i innych i nich chodzi tutaj o jedzenie, odzież, czy schronienie. Chodzi o traktowanie siebie i innych. Skoro odmawiasz sobie emocji i dążysz do ideału, to dlaczego tak łatwo przychodzi Ci dokonywać projekcji o mnie, które tak mają się do rzeczywistości którą tworzę, jak pięść do nosa? Czy tak boisz się swoich emocji, że moje autentyczne słowo i odwaga jego napisania Cię tak frustrują, że burza emocji, które najchetnie byś gdzieś schował ale to niemożliwe, umieszczona zostaje na podium i światło o którym piszesz kieruje się na nią?

Dla mnie "religią" (jeśli już muszę użyć tego słowa) to czuć się dobrze we własnej skórze. Nie czułabym się dobrze we własnej skórze zaprzeczając swoim emocjom i uczuciom i wypowiadając słowa, które nie byłyby zgodne z całą moją osobowością, która jest zawsze zintegrowana. Zmęczyłoby mnie nadmierne myślenie o modelach, pisanie o nich elaboratów, gdyż zdaje sobe sprawę, że byłyby one subiektywne i dla innych nieużyteczne. Czuję się dobrze we własnej skórze, bo nie wierzę lecz wiem, kiedy potrzebuję zamilknąć i pozwolić pozostawić sobie wszelkie koncepty poza sobą i stanąć przed sobą w "eucharystii" zupełnie naga, bez żadnych konceptów. Mogę to uczynić w autobusie w drodze do i z pracy, mogę to uczynić myjąc naczynia, mogę to uczynić pracując przy komputerze - wystarczy mi moment. Kiedy jestem autenczyczna, czuję się dobrze. Ponieważ nie mogłabym żyć czując się niedobrze, muszę być autentyczna. Ale w wielu przypadkach moją autenczytcznosc przyjmuje formę milczenia, bo wówczas potrzebuję jak najwięcej spokoju aby moment "eucharystii" doświadczać.

Pamiętaj, że bez otwartości nie zbudujesz społeczności/kościoła na skale. Jeśli potraktujesz Boga jako przestrzeń pomiędzy sobą i innymi, to w tej przestrzeni potrzebujesz znaleźć miejsce na wszystko bez represji, bo w chrześcijaństwie eucharystia to więź pomiędzy sobą i innymi. Wówczas niskie instynkty nie będą miały władzy nad Tobą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 3:30, 09 Lis 2018    Temat postu:

Irbisol napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Bo ten - kiepsko bo kiepsko - ale COŚ w kwestii wyjaśniania świata proponuje.

Czyli - jak przewidywałem - syndrom aztecki.
COŚ musisz mieć na wyjaśnienie świata. Nie musi to być prawda - byleby było COŚ.
Niedopuszczalne jest dla ciebie uznanie "mam za mało wiedzy lub za mało mocy przerobowych, by zrozumieć ten świat".

W temacie wątku - jak już ktoś zauważył - mieszanie duchowości i religii jest nieupoważnione.
Religia to najprostsza i najgorsza droga do poznania świata, w tym świata duchowego.
Najprostsza, bo nie trzeba myśleć. Najgorsza, bo ogranicza horyzonty i - jak każdy widzi - mamy wiele "prawd".
Generalizujesz. Interpretowanie otoczenia li tylko przez pryzmat religii to fundamentalizm religijny. Na świecie jest sporo traydcji które zawierają w sobie duchowość. Dla przykładu sufizm - jest szukaniem dobra w sobie jako przenikających się osobowości, które jak wiadomo są nietrwałe, bo emocje i uczucia są przejściowe. Dlatego w nauce jako osobowość człowieka omawiamy relatywnie stałe emocje i uczucia. Mimo, iż Michał odmawia sobie emocji i uczuć czyli dokonuje ich represji, przechodzi interesujące stadia emocjonalne, które z kolei związane są z intensywnością "filtra" (nie mam tymczasem innego sposobu aby ten proces określić) jakiego używa do interpretacji swojego otoczenia. W tym stadium jest w fazie fundamentalizmu. Ale za jakiś czas to może się zmienić, bo przechodził już 3 fazy - katolika dogmatycznego, agnostyka, i ateisty (nie walczącego). Może to pomaga Michałowi rozładować emocje, którym tak silnie zaprzecza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:18, 09 Lis 2018    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Czy tak boisz się swoich emocji, że moje autentyczne słowo i odwaga jego napisania Cię tak frustrują, że burza emocji, które najchetnie byś gdzieś schował ale to niemożliwe, umieszczona zostaje na podium i światło o którym piszesz kieruje się na nią?

Kilka lat temu lecieliśmy samolotem z awanturującym się gościem. Upił się i łaził między fotelami zagadując pasażerów, stewardesy, kogo tam popadło. Choć na szczęście krzywdy nikomu nie zrobił, to uciążliwy i upierdliwy był. Powtarzał zaś co chwila "ja jestem chłopak szczery" - co najwyraźniej dekodował "nie mam zahamowań w robieniu tego, co mi tam do głowy strzeli".
Znam też inne przykłady ludzi, tym razem już ewidentnie destrukcyjnych, robiących ludziom złe rzeczy, którzy swoje postawy motywują "szczerością", "autentycznością". Jest to argumentacja w rodzaju: skoro mam w sobie taką chęć, aby komuś dać w mordę, to oczywiście dam mu w mordę, bo inaczej byłbym nieszczery wobec siebie...
Wielu ludziom granica pomiędzy szczerością, a byciem chamem i draniem zwyczajnie się zaciera. Autentyczność źle pojęta nieraz sprowadza się do pozbycia się etyki, czy innych hamulców zachowania.
Powstaje pytanie: po czy poznać, kiedy przekraczamy tę granicę, kiedy naszej "szczerości i autentyczności" nie da się już uznać za coś pozytywnego?
- W moim przekonaniu uniwersalnej reguły na to nie ma. Jest jednak jeden niezbędny warunek, aby w pułapkę "złej autentyczności" się nie wpakować. Owym warunkiem jest: SPRAWDZAĆ SAMEGO SIEBIE, PYTAĆ, WERYFIKOWAĆ.
Ktoś, kto z góry zakłada, że to co robi jest wspaniałe - bo przecież skoro to JEMU do głowy przyszło to takim właśnie musi być - taki ktoś nie odróżni sytuacji, w których jest wredny, od sytuacji, gdy jest pozytywnie autentyczny. Dlatego, niestety, danie sobie absolutnego luzu, pójście ścieżką podporządkowania emocjom - jak lecą - jest prostą receptą na stanie się obciążeniem dla otoczenia, a może draniem, przestępcą, złym człowiekiem.

Tu fajnie gdzieś kiedyś napisała Ircia, która zmaga się ze schorzeniem ewidentnie "przesterowującym" pewne emocje - tak negatywne, jak i pozytywne. Kto ma takie doświadczenie, TEN WIE, że dawanie sobie zawsze luzu, branie każdego pomysłu jaki nam przyjdzie do głowy za "autentyczność", bywa drogą ku przepaści. Ja też mam takie doświadczenia życiowe, które skłaniają do tezy, iż danie sobie za dużo luzu powoduje szkody - tak w życiu moim, jak i otaczających mnie ludzi. I nawet jeśli w stanie owego luzu mam dobre intencje, jeśli nawet nie chcę żadnego zła, to - jak zauważyłem - do rozpoznań wtedy najczęściej wciska się jakaś formą fałszu, głupoty. Typową postacią owego fałszu jest właśnie ZBYT SZYBKIE I ŁATWE OSĄDZANIE LUDZI I SYTUACJI. Dzisiaj to już wiem, że praktycznie każdy pierwszy osąd jest niepełny - bo zawsze będzie pobieżny, pomijający ważne elementy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:27, 09 Lis 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Ircia napisał:
Masz wrażenie że poznając siebie poznajesz Boga? Chodzi o odkrycie czegoś, ułożenie tak jak już było ułożone czy może o wytworzenie , wykreowanie czegoś nieco odmiennego, wzbogacenie 'bazy danych' ?

I jedno, i drugie.
Poza tym uważam, że jakaś postać twórczości jest zaszyta nawet w dość zwykłych działaniach, nawet "tylko w układaniu". Trudno jest tworzyć, jeśli się przy okazji nie użyje wzorców, które są gotowe, czyli właśnie odtwórcze.

Dotarło do mnie coś ważnego, chyba kolejny puzzel układanki - nawet jeśli układanka docelowo ma tylko jedno dobre rozwiązanie to istnieje mnóstwo opcji dochodzenia do tego, mnóstwo doświadczeń, ten sposób z jednego doświadczenia - tego co jest takim jakie jest , przez dodanie dróg dochodzenia do tego, odkrywania powstaje praktycznie nieskończona ilość doświadczeń...
Dochodzę do tego że to bardziej klocki lego niż puzzle, teoretycznie końcowy efekt jest z góry zaplanowany, ale ma to praktycznie małe znaczenie bo z gotowych elementów - klocków można zbudować dużo dużo więcej 'nieprawidłowych' budowli.


Cytat:
Mam wrażenie, że poznając w sobie TO CO NAJBARDZIEJ SPÓJNE I POPRAWNE, zbliżam się do Boga, poznaję jakąś cząstkę Boga. Istnieje też zależności odwrotna - tzn. wynajdując coś poprawnego poza mną, za chwilę dostanę z tego jakiś nowy sposób dostępu do siebie. Czyli jeśli odnajdę jakąś cząstkę Boga w czymś, co aktualnie rozpoznaję jako "nie ja", to w przyszłości pewnie z tego wyjdzie jakieś odkrycie w ja.


Tylko kto/co decyduje o tym co uznajesz za spójne i poprawne, czy istnieje jakiś niezależny od Twojego umysłu wyznacznik, jakieś odgórne prawo do którego możesz porównywać i oceniać względem niego poprawność? Czy też sam wyznaczasz sobie oo prawo i jest ono tylko modelem?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31263
Przeczytał: 94 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:52, 10 Lis 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Cytat:
Mam wrażenie, że poznając w sobie TO CO NAJBARDZIEJ SPÓJNE I POPRAWNE, zbliżam się do Boga, poznaję jakąś cząstkę Boga. Istnieje też zależności odwrotna - tzn. wynajdując coś poprawnego poza mną, za chwilę dostanę z tego jakiś nowy sposób dostępu do siebie. Czyli jeśli odnajdę jakąś cząstkę Boga w czymś, co aktualnie rozpoznaję jako "nie ja", to w przyszłości pewnie z tego wyjdzie jakieś odkrycie w ja.


Tylko kto/co decyduje o tym co uznajesz za spójne i poprawne, czy istnieje jakiś niezależny od Twojego umysłu wyznacznik, jakieś odgórne prawo do którego możesz porównywać i oceniać względem niego poprawność? Czy też sam wyznaczasz sobie oo prawo i jest ono tylko modelem?

Mogę SOBIE ZEZWOLIĆ na próby synchronizacji moich przekonań z przekonaniami innych ludzi (bądź ogólniej innych świadomości, czyli nawet włączając potencjalnych kosmitów, aniołów, Boga). To niewątpliwie będzie MOJA DECYZJA, ale dalej już mogę starać się jak najwięcej dowiadywać od innych, porównywać z przekonaniami innych ludzi, szukać z nimi wspólnoty myśli i uczuć. To jest dobra droga, właściwie to chyba jedyna droga.
Alternatywą dla tej drogi jest moja SAMOTNOŚĆ w egotyzmie. Niektórych ta opcja kusi, bo wydaje im się, że jak się uczynią absolutnymi i jedynymi decydentami wszystkiego, to zyskają kontrolę, a dalej z tego wyniknie dla nich szczęście, spełnienie, sukces istnienia. W rzeczywistości z tego ostatecznie wyniknie tylko samotność i upadek.
Stawiam mocno dziwną dla wielu tezę: dobrze jest oddać jakąś część władzy/decyzji poza siebie.
Dlaczego tak?
- aby zyskać punkt podparcia (nie decydować tylko własnym widzimisiem, a potem tego widzimisia oceniać kolejnym widzimisiem). Gdy nie ma zewnętrznego odniesienia, wtedy "wiemy" wszystko dokładnie z tą siłą, jaką zechcemy naszej "wiedzy" nadać, ale dokładnie z tą samą siłą będziemy nadawać "przeciwwiedzę". Bez zewnętrznego punktu podparcia nie mamy szansy na trwałość budowanych odniesień.
- aby skorzystać z doświadczeń innych - móc uczyć się na ich błędach, korzystać z ich osiągnięć
- aby było CIEKAWIE, aby była GRA.
- aby MÓC KOCHAĆ, a miłość jest cudowna
- aby zbliżać się do zrozumienia swojej NATURY.

Aspekt NATURY umysłu
Do tej pory tego nie poruszałem, ale w końcu chyba trzeba. Uważam, że jest coś takiego jak natura umysłu, czyli zestaw pewnych praw, nieprzekraczalnych ograniczeń, które stanowią ramy dla umysłu. Zadaniem umysłu jest poznać tę swoją naturę, częściowo też tym poznaniem ją określić. Nie da się na dłuższą metę działać, być spełnionym, jeśli się będzie funkcjonowało przeciw własnej naturze.
To dość szeroki temat; nie chcę go tu ciągnąć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin