Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Co wiecie o Prawosławiu???
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 26, 27, 28  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Budyy




Dołączył: 04 Sty 2008
Posty: 1735
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 20:06, 11 Lis 2008    Temat postu:

Cóż za głębokie przemyślenia. Czyżbyś zasięgał porady swojego biskupa czy może losowo skleiłeś słowa i coś takiego wyszło?

Kawuś istnieje. Zapewniam Cię, że nie jest bytem urojonym tak jak twoja bozia. Ale skąd ty to możesz wiedzieć skoro ty wszędzie widzisz demony.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kawus




Dołączył: 25 Lis 2007
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 18:45, 13 Lis 2008    Temat postu:

starowier- Ja mogę być takim jak piszesz - ale tobie nie wypada - Jakie ty dajesz świadectwo o sobie (reprezentując Prawosławie ) , tak postrzegany jest , twój kościół przez wierzących i niewierzących na tym forum - ,,Po owocach jakie wydają , poznacie ich, czy są od Ojca czy od złego,, [i]Yehoshua[/i]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
starowier




Dołączył: 20 Cze 2006
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 19:02, 13 Lis 2008    Temat postu:

Akcja burzenia cerkwi 1938 r_TVP 2_2008

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez starowier dnia Czw 19:19, 13 Lis 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Budyy




Dołączył: 04 Sty 2008
Posty: 1735
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 19:36, 13 Lis 2008    Temat postu:

Sami sobie zgotowaliście ten los. Wcześniej pod zaborem rosyjskim burzono kościoły katolickie a za sanacji burzono cerkwie prawosławne. A teraz robicie wielkie larum. Żeby tylko takie problemy były na świecie jak burzenie kościołów to świat byłby piękny. To tylko zwykłe budynki - szkoda że nie zauważasz jak prawosławni Ukraińcy mordowali polaków a Polacy Żydów
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
starowier




Dołączył: 20 Cze 2006
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 20:15, 13 Lis 2008    Temat postu:

Po miastach i miasteczkach Podlasia peregrynuje wystawa „W imieniu Rzeczypospolitej... skazani na karę śmierci w województwie białostockim w latach 1944-1956”.
Ekspozycję przygotowali historycy z Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku.
Wystawę oglądać można było w Białymstoku, potem w Siemiatyczach. W lutym ekspozycja trafiła do Bielska Podlaskiego.
Wśród ponad trzystu fotografii, prezentowanych na osiemnastu planszach, mieszkańcy Bielska Podlaskiego i okolic mogli obejrzeć znanych im dobrze „bohaterów”: „Burego” – Romualda Rajsa, „Rekina” – Kazimierza Chmielowskiego, zastępcę „Burego” „Głuszca” – Kazimierza Krasowskiego, dowódcę drużyny w oddziale „Burego”...
W ten sposób najstarsi mieszkańcy powiatu bielskiego dzięki historykom z IPN-u mogli przypomnieć sobie i przeżyć, po raz który z rzędu, zdarzenia z 1946 roku.
O tych zdarzeniach pisaliśmy wielokrotnie na łamach „Przeglądu Prawosławnego”. Ale warto je przypominać, bo „edukacja” trwa i czyni postępy.
A więc:
Oddział „Burego” w dniach od 29 stycznia do 2 lutego 1946 roku dokonał okrutnych pacyfikacji kilku białoruskich wsi na Podlasiu. „Bury” i jego żołnierze, także przypomniani na wystawie, są odpowiedzialni za mord trzydziestu furmanów oraz pacyfikację czterech wsi w powiecie Bielsk Podlaski na przełomie stycznia i lutego 1946 roku, gdzie łącznie zamordowano osiemdziesiąt osób, w tym również dzieci, starców i kobiety.
Bezsporną winę „Burego” za tę zbrodnię wykazało śledztwo... wszczęte kilka lat temu przez białostocki Instytut Pamięci Narodowej.
Prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu przez trzy lata prowadził śledztwo „w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości, popełnionych w okresie od 29 stycznia do 2 lutego 1946 roku na terenie powiatu Bielsk Podlaski w celu wyniszczenia części obywateli polskich z powodu ich przynależności do białoruskiej grupy narodowej o wyznaniu prawosławnym”.
Tak, chodziło o zbrodnie, które popełnił oddział „Burego” na furmanach w Puchałach Starych, na mieszkańcach wsi Zanie, Zaleszany, Szpaki, Końcowizna...
Śledztwo 30 czerwca 2005 roku prokurator umorzył, ponieważ – stwierdzono w orzeczeniu – „sprawcy już nie żyją”.
Ale oto co stwierdził pan prokurator w konkluzji swego „postanowienia”:
„Sprawcy swoje działania kierowali nie przeciwko indywidualnym osobom, lecz przeciwko określonym społecznościom wiejskim – grupom ludzkim, których łączyło pochodzenie i wyznanie. (...) Dokonane zabójstwa furmanów, jak i ataki skierowane przeciwko mieszkańcom wsi były wymierzone w osoby cywilne, które realnie nie stanowiły zagrożenia dla oddziału. Brak jest danych, że osoby, które straciły życie, działały w strukturach państwa komunistycznego... (...) Reasumując, zabójstwa tych osób należy rozpatrywać jako zmierzające do wyniszczenia części tej grupy narodowej i religijnej, a zatem należące do zbrodni ludobójstwa, wchodzących do kategorii zbrodni przeciwko ludzkości. Na podstawie wszystkich dowodów nie może być wątpliwości, że sprawcą kierowniczym, osobą wydająca rozkazy był Romuald Rajs, pseudonim „Bury”, a wykonawcami część jego żołnierzy. (...) Należy stanowczo stwierdzić, że zabójstwa furmanów i pacyfikacje wsi w styczniu i lutym 1946 roku, nie można utożsamiać z walką o niepodległy byt państwa, gdyż nosi znamiona ludobójstwa”.
W toku śledztwa zapoznano się z materiałami zgromadzonymi w Ośrodku Karta w Warszawie, między innymi z nagranymi wcześniej rozmowami z podkomendnymi „Burego”.
Marian Maliszewski, pseudonim „Wyrwa”, tak relacjonował tamte zdarzenia: „Chłopaki wspominali, a ten to zrobił, a ten to. Większość z nas była cięta na Białorusinów. To nauczka – mówili chłopaki – żeby się nauczyli, że z Polakami nie ma żartów”.
Józef Puławski, pseudonim „Gołąb”, o przemowie „Burego” przed akcją: „Tyle pamiętam, że to Białorusini, którzy są naszymi wrogami i to dlatego to wszystko”.
Czesław Popławski, pseudonim „Pliszka”: „Białorusini to prawie wściekłe byli, że czasem trochę się ich postraszyło. (...) Ja tam nie żałuję ich, Broń Boże, bo to kacapy”.
W 2001 roku do Bielska Podlaskiego przywieziono fotografie „Łupaszki”. Wystawa nosiła tytuł... „Grudzień 1970”, ponieważ „Łupaszka” odegrał bardzo ważną rolę na Pomorzu po wojnie.
Autorami tamtej wystawy byli pracownicy IPN z Gdańska.
Wiele cierpień i upokorzeń zaznały rodziny pomordowanych, nim doprowadziły do upamiętnienia ofiar zbrodni „Burego”.
Opisywaliśmy te karygodne historie, kiedy to przeciwko starym, schorowanym i bezbronnym ludziom występował cały urzędniczy aparat państwa.
Nawet bez przypominania prawosławni Białorusini wiedzą, że nie ma żartów.
Czego więc jeszcze chcą nauczyć „kacapów” edukatorzy z Instytutu Pamięci Narodowej, przywożąc do Bielska Podlaskiego wystawę z fotografiami „Burego”, „Rekina”, „Głuszca”...?




Przeprowadzona 60 lat temu Akcja Wisła do dziś wzbudza kontrowersje. Strona polska uważa, że opracowano ją w Moskwie, ukraińska, że Związek Radziecki zaakceptował plan ułożony w Warszawie.
Przez lata uważano, że była ona efektem zastrzelenia przez UPA 28 marca 1947 roku w Jabłonkach pod Baligrodem generała Karola Świerczewskiego. Tymczasem plany przesiedlenia ludności ukraińskiej i łemkowskiej przygotowano jeszcze przed wojną. Brakowało tylko pretekstu do ich zrealizowania.
W sierpniu 1946 roku Urząd Informacji i Propagandy w Lublinie robił rozeznanie wśród Polaków na terenach objętych działaniami oddziałów UPA. Domagali się oni całkowitego wysiedlenia elementu ukraińskiego do ZSRR lub na Ziemie Odzyskane. Przygotowania organizacyjne do wysiedlenia ludności rozpoczęto w styczniu 1947 roku, wtedy to oddziały wojskowe w województwach południowo-wschodnich otrzymały rozkaz sporządzania spisów rodzin ukraińskich i łemkowskich.
Miesiąc później zastępca szefa sztabu Wojska Polskiego, generał Stefan Mossor, opracował raport specjalny o wysiedleniu pojedynczych rodzin Ukraińców, w celu rozproszenia ich na Ziemiach Odzyskanych, gdzie mieli się szybko zasymilować.
Gotowy plan przekazano 27 marca 1947 roku do Biura Politycznego Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej.
Następnego dnia zginął gen. Świerczewski, a 29 marca 1947 roku Biuro Polityczne KC PPR podjęło decyzję o wysiedleniu, w ramach akcji odwetowej, ludności ukraińskiej na poniemieckie ziemie zachodniej i pół nocnej Polski. Tym samym za działalność podziemia ukraińskiego władze obarczyły odpowiedzialnością zbiorową wszystkich Ukraińców i Łemków mieszkających w Polsce.
17 kwietnia 1947 roku Państwowa Komisja Bezpieczeństwa przyjęła decyzję Biura Politycznego KC PPR o podjęciu działań wojskowo-przesiedleńczych wobec Ukraińców oraz wydała zarządzenie dla Grupy Operacyjnej Wisła z jej dowódcą gen. Mossorem, aby przy współudziale Państwowego Urzędu Repatriacyjnego przesiedlić Ukraińców. 24 kwietnia 1947 roku na posiedzeniu Prezydium Rady Ministrów podjęto uchwałę dotyczącą Akcji Wisła, która oficjalnie stała się podstawą prawną do wysiedlenia ludności ukraińskiej.
Akcję rozpoczęto 28 kwietnia o godzinie czwartej rano. Do zasiedlenia przez ludność z Akcji Wisła wytypowano 65 powiatów w województwach olsztyńskim (najwięcej), wrocławskim, szczecińskim, gdańskim i poznańskim.
Transporty przybywały do Oświęcimia i Lublina, a następnie do punktów rozdzielczych w Szczecinku, Olsztynie, Poznaniu i Wrocławiu, skąd były kierowane do przydzielonych powiatów.
Od 1 maja do 16 sierpnia 1947 roku z województw krakowskiego, rzeszowskiego i lubelskiego przesiedlono 140 575 osób. Proces powtórzono w 1950 roku, wysiedlając ludność czterech ostatnich wsi zachodniej Łemkowszczyzny – Jaworek, Szlachtowej, Białej i Czarnej Wody, tzw. Rusi Szlachtowskiej oraz z Chełmszczyzny, przy okazji znów wysiedlano tych, którzy w międzyczasie wrócili, a także rodziny mieszane oraz Polaków, których obecność w strefie nadgranicznej była niepożądana.
19 czerwca dyrektor Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego, prof. Rościsław Żerelik we współpracy z Ukraińskim Towarzystwem Historycznym zorganizowali konferencję naukową „ Akcja Wisła w historiografii, literaturze i sztuce. Refleksje nad 60. rocznicą wysiedlenia ludności ukraińskiej z południowo-wschodniej Polski”.

O położeniu 21 tysięcy deportowanych na Dolny Śląsk w pierwszych latach po wysiedleniu mówił dr Jarosław Syrnyk z wrocławskiego oddziału IPN. Wielu z nich nie miało nawet zabezpieczenia przed deszczem i chłodem. Podobnie było w innych rejonach Ziem Odzyskanych.
W 1947 roku w powiecie lubińskim, średzkim i oławskim pozostały najgorsze gospodarstwa. Kończyły się również zapasy żywnościowe. Powiatowy Urząd Repatriacji przydzielił osadnikom zapomogę pieniężną, a także miesięczne racje zboża i cukru.
Według raportów starostów i naczelników Powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa z końca 1947 roku przesiedleńcy mieli opinię spokojnych i pracowitych. Większość traktowała pobyt na wygnaniu jako przejściowy. Nie oddawali kart przesiedleńczych w przeświadczeniu, że to zamknie im drogę powrotu. Niektórzy podkreślali, że są Łemkami a nie Ukraińcami, wierząc, że władze pozwolą im wrócić.
Lata 1948-52 to okres represji wobec wszelkich dających się wyodrębnić grup społecznych, w tym mniejszości ukraińskiej.
Szczególną „opieką” byli objęci duchowni prawosławni i grekokatoliccy.
Zgodnie z instrukcją ministerstwa z 2 sierpnia 1947 roku Powiatowe Urzędy Bezpieczeństwa Publicznego mały sporządzać imienne wykazy inteligencji „o postawie antydemokratycznej”, która mogłaby integrować społeczność ukraińską. Generalnie inteligencję miano umieszczać, zgodnie z instrukcją Ministerstwa Ziem Odzyskanych z 10 listopada 1947 roku, z dala od skupisk ludności z Akcji Wisła. Szczególnym nadzorem objęto o. Aleksego Znoskę (kryptonim „Wschód”). Podejrzane były również osoby otrzymujące korespondencję czy paczki z Zachodu. Spotkania społeczności z Akcji Wisła, określane mianem schadzek, budziły zainteresowanie służb. Niekiedy wewnątrz grupy był informator. W 1949 roku w województwie wrocławskim istniało 45 punktów „Z”, czyli miejsc zebrań ludności ukraińskiej.
W powiecie lubińskim w czerwcu, w wyniku przygotowanej prowokacji, polegającej na rzekomej kradzieży ziemniaków z kopców Armii Czerwonej w Liścu, aresztowano pięć osób. Zarzucono im organizowanie dyskusyjnych zebrań i rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji. Jana Horbala skazano na trzy lata więzienia. W latach 1947-1949 na Dolnym Śląsku aresztowano 83 Ukraińców.
Od początku ignorowani, przesiedleni nie utrzymywali bliższych kontaktów z Polakami. Ze sprawozdania Prezydium Rady Narodowej w powiecie Środa Śląska z 1953 roku dowiadujemy się, że władze terenowe oraz ludność polska odnosiły się niechętnie, niekiedy wrogo, do przesiedlonych Łemków.
Młodzi ludzie w poszukiwaniu żony, byleby była ze swoich, jeździli daleko.
Dr Syrnyk podkreślił, że do 1956 roku legalnie funkcjonującą strukturą, dzięki której przesiedleńcy mogli kontynuować swoje tradycje religijne, była Cerkiew prawosławna. Kiedy powstały półlegalne placówki w ramach Kościoła rzymskokatolickiego, zwane stanyciami, większość grekokatolików odeszła z Cerkwi prawosławnej.

O inwigilacji ludności ukraińskiej na Pomorzu Zachodnim w latach 1947-1989 mówił dr Arkadiusz Słabig z Akademii Pedagogicznej w Słupsku. – Pomorze Zachodnie to jeden z trzech najważniejszych regionów przymusowego osiedlenia ludności ukraińskiej. Trafiło tu 48 465 osób narodowości ukraińskiej. Osobników uznanych za niebezpiecznych, określanych literą A – umieszczano 50 kilometrów od granic morskich i państwowych oraz miast wojewódzkich, zaś B – podejrzanych i C – lojalnych w odległości 30 km. Ostatecznie zasady osiedlania złagodzono, przekraczając górną granicę 10 proc. Ukraińców w danej społeczności.
Od początku do środowiska ukraińskiego próbowano wniknąć poprzez własnych informatorów. Nawiązano współpracę z Urzędami Bezpieczeństwa w Rzeszowie i Lublinie, po przednim miejscu zamieszkania przyszłych informatorów, najczęściej skompromitowanych drobnymi kradzieżami czy defraudacją pieniędzy, a potrzebnych do rozpracowania byłych partyzantów OUN.
Do lipca 1947 roku do pracy agenturalnej w województwie szczecińskim nakłoniono jedenastu więźniów Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie. W czerwcu 1949 roku Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa miał w środowisku ukraińskim 126 agentów. Starannie inwigilowano inteligencję.
Kościół grekokatolicki, działający półoficjalnie, został uznany przez SB za szerzący tendencje nacjonalistyczne wśród Ukraińców i podlegający agenturze Watykanu. Dążąc do jego osłabienia, starano się wykorzystać animozje z Kościołem rzymskokatolickim oraz rywalizację z Cerkwią prawosławną. Szczecińska SB szczególnie interesowała się poczynaniami wikariusza tamtejszej parafii prawosławnej, o. Juwenaliusza Wołoszczuka. Pod zarzutem popełnienia przestępstw gospodarczych, pod koniec 1961 roku znalazł się on w więzieniu i został odsunięty na pięć lat od kapłaństwa.
W czerwcu 1956 roku powstało Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne. Do końca 1989 roku, do zamknięcia jego działalności, stanowiło obiekt szczególnego zainteresowania służb bezpieczeństwa.
Starannie kontrolowano wyjazdy wysiedlonych na festiwal kultury do Svidnika w dawnej Czechosłowacji, udział w zabawach, czy innych przedsięwzięciach kulturalnych. W Koszalinie bezpieka uniemożliwiła zorganizowanie profesjonalnej sceny ukraińskiej przy Bałtyckim Teatrze Dramatycznym. Przyglądano się działalności studentów. Usiłowano przeciwdziałać masowej emigracji ludzi młodych z kraju. W mieszkaniach osób szczególnie zaangażowanych umieszczano podsłuchy. Dyskryminacja największej na Pomorzu Zachodnim mniejszości narodowej po ponad czterdziestoletniej inwigilacji zakończyła się dopiero na początku lat 90.

Marianna Jara z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Sanoku opowiedziała o losach wysiedlonych w lipcu 1947 roku z Florynki na przykładzie arcybiskupa Adama. 21-letni Aleksander Dubec wraz z matką i siostrą podzieli wtedy losy wysiedlonych.
– Dity lem ne płaczte – powiedziała dzieciom matka, kiedy żegnając się z rodzinnym domem zostawiali obrazy na ścianach, pakując tylko najpotrzebniejsze sprzęty i zabierając krowę. Na stacji przed załadunkiem wśród płaczu dzieci i porykiwania bydła pomiędzy wozami przechadzał się oficer. Aleksander Dubec miał czapkę, która nie znalazła uznania w jego oczach, za co otrzymał od żołnierzy dwadzieścia pięć razów. Za szto, Hospody? Na stacji w Oświęcimiu przeżył kolejny strach przed UB.
– Banderowcu, ilu Polaków zamordowałeś?
– Mój ojciec zginął w Oświęcimiu! Za co mnie bijecie?
– Puście, go! Jest wolny! – Rozkazał oficer, kiedy innych zabierali do Jaworzna.
Od tego pobicia na zawsze stracił słuch w lewym uchu. Transport dobiegł końca na stacji w Lubinie, skąd furmankami jechali do Michałowa. Osiedli z trzema rodzinami na kolonii. Wraz z dwiema przydzielono im jeden dom. Wokół piasek i monotonna równina.
Wkrótce w Michałowie pojawił się o. Stefan Biegun. W mieszkaniu Jana Dubeca urządzono domową kapliczkę. W organizowaniu życia religijnego przeszkadzała SB. Po liturgii przyjechała milicja. Zatrzymali ludzi wychodzących z kaplicy.
– Co wy tutaj urządzacie jakieś nielegalne zgromadzenia? – pytali. – Gdzie pop?
Weszli do środka i zastali o. Stefana w szatach liturgicznych. Pokazał im dokumenty i pismo z ministerstwa, zezwalające na odprawianie nabożeństw w Michałowie.
– Widzicie, że teraz nie ma powrotu w góry – powiedział o. Stefan, kiedy milicjanci odjechali.
Dla Aleksandra Dubeca powrót nastąpił osiemnaście lat później. W 1965 roku, po ukończeniu Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, wrócił do Wysowej, aby rozpocząć posługę kapłańską wśród tych, którzy mieli odwagę po 1956 roku powrócić, i tych nielicznych, którzy nigdy z Łemkowszczyzny nie wyjechali. Podobno jeszcze we Florynce o. Biegun, widząc głęboką wiarę i przywiązanie do Cerkwi, przepowiedział młodemu Aleksandrowi stan duchowny.

O badaniach łemkoznawczych mówił prof. Rościsław Żerelik. Najcenniejszym osiągnięciem wrocławskiego Instytutu jest praca doktorska dr Bohdan Horbala z Biblioteki Publicznej w Nowym Jorku pod tytułem „Łemkowie i Łemkowszczyzna w historiografii i literaturze”, gdzie wyszczególnił ponad osiem tysięcy publikacji poświęconych Łemkom, nawet w języku japońskim. O Akcji Wisła pisali Roman Drozd, Eugeniusz Misiło, Stefan Dudra, Leon Żur. Nie należy bagatelizować publikacji napisanych za granicą. Ostatnim trendem są monografie łemkowskich wsi, na przykład Boguszy czy Perunki.
– Problem Akcji Wisła nie został jeszcze do końca zbadany – podsumował prof. Żerelik.
W dyskusji kończącej konferencję dr Syrnyk zauważył tożsamość metod inwigilacji na Pomorzu Zachodnim i na Dolnym Śląsku. – Przypuszczalnie podobne dane otrzymalibyśmy z Pomorza Gdańskiego i Mazur – stwierdził. Zaprzeczył też panującym w środowisku stereotypom na temat rzekomego uprzywilejowania przez władze Cerkwi prawosławnej. – Cerkiew prawosławna była inwigilowana na Dolnym Śląsku już od 1946 roku – podkreślił. Podał przypadek inwigilacji władyki Adama, przez długi czas rozpracowywanego przez Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Lubinie w 1949 roku pod kryptonimem „Wilki”, a podejrzewanego o przynależność do Świadków Jehowy, o czym między innymi pisze w mającej się niedługo ukazać książce: „Zagadnienia ukraińskie w powiecie lubińskim 1947-1989”.

MÓWIĄ HISTORYCY
Doktor Jarosław Syrnyk, oddział IPN we Wrocławiu:
– Historyczna ocena Akcji Wisła uległa zmianie po 1989 roku, kiedy pojawiło się dużo publikacji źródłowych. Celem Akcji Wisła, określonym w pismach Ministerstwa Ziem Odzyskanych z listopada 1947 roku w punkcie 4, była asymilacja ludności ukraińskiej. W poważnych gremiach historycznych nikt tego nie neguje, ale w wielu publikacjach autorzy bardziej eksponują aspekt policyjno-wojskowy, podkreślając że miała na celu likwidację podziemia ukraińskiego. Priorytetem jednak była realizacja koncepcji państwa jednonarodowego.
Pretekstem do rozpoczęcia Akcji Wisła była śmierć generała Świerczewskiego, ale szybkość działań świadczy, że cała akcja była przygotowana dużo wcześniej, dlatego należy ją rozpatrywać w ciągu wydarzeń, a nie jako odrębną operację. Różni się ona od poprzednich przesiedleń na Wschód z lat 1944-1946 roku, będących w zasadzie dobrowolną wymianą ludności polskiej i ukraińskiej.
W początkowym okresie ze Związku Radzieckiego przybyło do Polski 1 250 000 obywateli. Potem ta liczba jeszcze wzrosła. Dobrowolnyj obmin zakinczył sia realnym obmanom – ukraińskie powiedzenie oddaje istotę tamtych działań. 150 tysięcy pozostałych, późniejszych ofiar Akcji Wisła, wobec 500 tysięcy przesiedlonych w latach 1944-1946, zamykało wieloetapowy plan wynaradawiania ludności ukraińskiej.
Duża grupa ludności polskiej w ramach małżeństw mieszanych została wysiedlona na Dolny Śląsk z powiatów tomaszowskiego i hrubieszowskiego, szczególnie do powiatu lubińskiego.
Moi rodzice zostali również przesiedleni. Mama jako ośmioletnia dziewczynka ze wsi Średnia Wieś nad Sanem, ojciec, wówczas trzynastoletni, doskonale pamiętający tamte wydarzenia, ze wsi Weremiń niedaleko Leska. Pozostała rodzinna trauma i nieustanne podkreślanie, że tam było ładniej, lepiej. Rodzice żony zostali przesiedleni z zachodniej Łemkowszczyzny, z Brunar i Boguszy. Wspomnienia rodziców i teściów są podobne, tragiczne.

Prof. dr hab. Rościsław Żerelik, dyrektor Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego:
– Po 60 latach oceny wśród historyków nie są jednolite. Ci, którzy niegdyś pisali o niej, niechętnie zmieniają zdanie. Według nich, Akcja Wisła była potrzebna do likwidacji zaplecza podziemia ukraińskiego. W ślad za nią szybko rozprawiono się z oddziałami UPA. Od lat 90. nowe pokolenie historyków, także ukraińskich, formułuje nowe oceny, dostrzegając aspekty, którym poprzednicy nie poświęcali uwagi.
Usunięcie Ukraińców z południowo-wschodniej Polski wcale nie było warunkiem sukcesu polskich jednostek wojskowych. Wystarczyło obsadzić kluczowe miejscowości oddziałami wojska i czekać na wyjście partyzantów z lasu.
W Polsce międzywojennej zdecydowana większość partii politycznych zakładała rozwiązanie problemu ukraińskiego poprzez wysiedlenia i rozmycie w środowisku polskim. Jedynie partia komunistyczna uznawała linię Curzona, ale ona chciała wysiedlić ludność w granicach wschodniej i północnej Polski, podobnie jak Związek Radziecki. W Akcję Wisła zaangażowani byli nie tylko dowódcy komunistyczni. Generał Stefan Mossor, dowódca całej operacji, był przecież oficerem II RP. Obecnie część historyków uważa, że Akcja Wisła była skierowana przeciwko ludności ukraińskiej, a nie likwidacji ukraińskiego podziemia.
Dziś, 60. lat po akcji, mówi się: „wypędzeni – niepokonani”, ale bardzo wielu wysiedlonych, od Podlasia po Łemkowynę, uległo asymilacji. Ludzie do dziś boją się przyznawać do swojej tożsamości. Dużą zasługę w jej utrzymaniu należy oddać Cerkwi prawosławnej, dzięki której udało się utrzymać świadomość narodową wiernych. Ci, którzy wybrali Kościół rzymskokatolicki, już do Cerkwi nie wrócili. Wierni, mimo że część po 1956 roku odeszła do Cerkwi grekokatolickiej, trzymają się swojej tradycji i, co bardzo ważne, języka.
Znaczna część Łemków uważa, że została wysiedlona niesłusznie. Władze PRL nie widziały problemu, ponieważ dla nich wszyscy byli Ukraińcami. Już w okresie przedwojennym mówiło się, że Łemkowie będą przesiedleni. Mawiało się o błotach pińskich, bo nic tak nie góralom nie robi dobrze, jak teren błotnisty. Przykładem były przedwojenne zarządzenia, zlecające odsuwać ludność niepolską na kilkadziesiąt kilometrów od granicy, więc nasilenie antyłemkowskich działań w latach 30., a zwłaszcza po śmierci Piłsudskiego, w latach 1938-1939, przeniosło się na lata 40. Do tego doszedł niechętny, często wrogi stosunek ludności polskiej do Łemków, mimo że w większości nic nie wiedzieli o wydarzeniach na Wołyniu czy klęsce Powstania Warszawskiego.
Mój dom rodzinny często odwiedzali wysiedleni, głównie z Banicy koło Grybowa, i mówili o starych, dobrych czasach. Nie mogli zrozumieć, dlaczego znaleźli się tutaj. Dla nich była to wielka krzywda.
Czy straty moralne da się zrekompensować? Chodzi tu nie tylko o zwrócenie lasów czy gospodarstw. Najlepszym rozwiązaniem wydaje się potępienie akcji „W” przez władze państwowe. Tymczasem, mimo ewidentnych przestępstw władz komunistycznych, nie ma spadkobiercy, który uznałby krzywdę państwa wobec mniejszości ukraińskiej, obywateli polskich, walczących na frontach II wojny światowej. Nie ma równych wobec prawa. Polskie oddziały partyzanckie udało się zrehabilitować, ale nie uczyniono tego dotąd wobec więźniów Jaworzna. Wprawdzie Senat III RP potępił Akcję Wisła, ale nie doczekaliśmy się podobnego gestu ze strony Sejmu. Kiedy porusza się tę kwestię, zaraz odzywają się głosy: bo przecież był Wołyń. Sądzę, że ofiarom Akcji Wisła należy się moralna rekompensata.

Jerzy Starzyński, historyk, dyrektor Łemkowskiego Zespołu Pieśni i Tańca „Kyczera”:
– Jako historyk mogę zrozumieć, z punktu interesu państwa polskiego, że nie tolerowało na swoim terytorium obcej siły militarnej. Nie mogę natomiast pogodzić się z faktem zastosowania odpowiedzialności zbiorowej wobec ludności cywilnej, która przełożyła się na masowe przesiedlenia z terenów, gdzie mieszkała od wieków.
Na Podhalu władze nie przesiedliły ludności, aby rozprawić się z oddziałami AK. Deportacja w ciągu kilku godzin w odniesieniu do Łemków, których stosunek do UPA w większości był obojętny, była wielką krzywdą.
Nie zgadzam się też z opinią, że dla Łemków przesiedlenie oznaczało rozwój cywilizacyjny. Nie otrzymali oni wcale lepszych gospodarstw. Mój dziadek miał ponad dwadzieścia hektarów gruntów, w tym kilkanaście hektarów lasu, a w okolicach Piły otrzymał piaski szóstej kategorii o dużo mniejszym areale. Kilka rodzin osiedlono w rozwalającym się domu. Wystarczy pojechać na Słowację, gdzie Łemkowie zostali, i zobaczyć jak dobrze wyglądają ich wsie, podczas gdy południowa część Karpat była uboższa od północnej. Do tego dochodzi jeszcze niewyobrażalna skala cierpień psychicznych tych ludzi. Tego nie da się w żaden sposób usprawiedliwić. Dla Łemków jest ona cezurą, końcem ich świata, pewnej epoki. Wysiedlenie Łemków i Ukraińców to ogromna strata nie tylko dla nich samych, ale państwa polskiego, choćby w sferze gospodarczej czy kultury narodowej.

Dr Bohdan Horbal, Biblioteka Publiczna w Nowym Jorku:
– Akcja Wisła jest jedną z największych tragedii w historii Łemków, ponieważ omal nie dokończyła etnicznego zniszczenia Łemkowszczyzny i do dziś wyciska swoje piętno na całej społeczności łemkowskiej i na każdym Łemku.
Chociaż liczba przesiedlonych w latach 1944-1946 na Ukrainę była większa, to w pamięci zbiorowej Łemków w Polsce akcja Wisła ma inny wymiar. Po 1946 roku w Karpatach została jeszcze znaczna liczba Łemków, a niektórym udało się „po cichu” wrócić z „sowieckiego raju.” Nadszedł jednak 1947 rok, kiedy to na zachodnie i północne ziemie Polski nikt nie jechał dobrowolnie. Po 1947 roku na Łemkowszczyźnie pozostały już jedynie pojedyncze łemkowskie rodziny. Wiadomo, że na Ukrainie nikt chlebem i solą Łemków nie witał. Wiele tam wycierpieli, włącznie z upokorzeniem i głodem, ale nikt nie zamykał ich w obozach, tak jak w Jaworznie. Zastosowanie niehumanitarnej, zbiorowej odpowiedzialności wobec Łemków miało i ciągle ma podwójny wymiar, ponieważ UPA wśród większości Łemków nie miała poparcia. Jednak dla władz komunistycznych nie miało to znaczenia, gdyż w rzeczywistości Akcja Wisła była jednym z etapów etnicznej polityki komunistów, wypracowanej jeszcze w czasie wojny, a mającej na celu utworzenie jednolitego pod względem narodowościowym państwa poprzez pozbycie się albo asymilację mniejszości narodowych. Dlatego też, pod pretekstem odizolowania cywilnej ludności ukraińskiej od UPA, wysiedlano także Łemków, choć przecież znaczna ich część nawet nie uważała się za Ukraińców. Przy takim podejściu do sprawy łemkowskiej, przez cały okres komunistyczny w Polsce, władze nie zezwalały na utworzenie niezależnej łemkowskiej organizacji społeczno-kulturalnej, bo zgoda na jej powołanie do życia wskazywałaby na niesprawiedliwe potraktowanie Łemków w 1947 roku.
Zachowanie tożsamości narodowej było i jest do dziś bardzo trudne, ponieważ społeczność łemkowska w diasporze stanowi mniejszość. Po przemianach w 1989 roku sytuacja uległa poprawie. Pojawiły się rzetelne publikacje dotyczące Akcji Wisła i jej następstw, napisane przez Łemków, Ukraińców i Polaków.
Pamiętać i wspominać należy, ponieważ bez pamięci naród nie istnieje, ale trzeba mieć też świadomość, że życie toczy się dalej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
starowier




Dołączył: 20 Cze 2006
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 20:17, 13 Lis 2008    Temat postu:

Czyż to nie był znak dany nam, chrześcijanom? - pyta pani Nadzieja Koza. - My, chrześcijanie obu wyznań, nie dostrzegliśmy tych znaków i poszliśmy brat na brata, sąsiad na sąsiada.
Pani Nadzieja, urodzona w Szychowicach koło Hrubieszowa w 1935 roku, pamięta tragiczne wydarzenia na Chełmszczyźnie przed wojną, w okresie wojny i w czasie powojennym. Jest jedną z nielicznych osób, które przechowują wspomnienia dotyczące okoliczności zamordowania duchownego, o. Sergiusza Zacharczuka, proboszcza w Nabrożu.
Ta tragedia nie była początkiem ani końcem kolejnych mordów, podpaleń, czystek etnicznych, likwidacji wyznających inną wiarę.
Wszystko działo się na obrzeżu wielkich bitew II wojny światowej, frontów, grania armat, jazgotu katiusz. W bitwach, które przeszły do historii, ginęły setki tysięcy żołnierzy. Tu byli zabijani pojedynczy ludzie, płonęły wsie leżące poza linią frontu, zabierano prawowitym właścicielom ziemię. Proporcje: miliony i jednostki.
Ale czyż śmierć chłopca rozdeptanego na oczach ojca, buty płonące na dziewczynce, powinny pójść w zapomnienie?
Pani Nadzieja Koza z Szychowic nam to przypomni.
- W Szychowicach przed wojną - opowiada - stało 260 domów. I tylko cztery rodziny polskie. Dwie rodziny polskie kupiły ziemię i domy po 1920 roku. Dwie rodziny mieszane, polsko - ukraińskie. Reszta, prawosławni Ukraińcy.
Prawie wszyscy mieszkańcy Szychowic byli na bieżeństwie w Rosji. Rodzice pani Nadziei, Piotr i Maria, pobrali się już po powrocie z Rosji w 1922 roku. Z tego związku urodziło się troje dzieci: Kasia, Mikołaj i Nadzieja.
Obok wsi stał dwór Władysława Rulikowskiego, Polaka.
- To był dobry pan - wspomina pani Nadzieja. - Pomagał ludziom po powrocie z Rosji, dawał ziarno na siew, pozwalał brać kartofle (kosz dziennie) tym, którzy pracowali u niego podczas wykopek. Ale potem Polska i Polacy, choć nie pan Rulikowski, zmienili się wobec nas. Ukraińcom zabroniono kupowania ziemi z parcelacji majątku pańskiego. Owszem, mogli kupić ziemię, jeśli zmienili wiarę prawosławną na rzymskokatolicką. Między tymi, którzy kupowali ziemię a nami narastała nienawiść. Ci nowi koloniści, z ukraińskimi nazwiskami, nas nie lubili. Zmienili swoją wiarę, a my, prawosławni, byliśmy dla nich jakby sumieniem. Byliśmy tu od dawna na swoim. Mama opowiadała mi kiedyś historyjkę: "Mój, dziadek, Nadziu, miał 99 lat. Ja go przed śmiercią zapytałam: - Dziadku, dawno tu kupiliście ziemię? On odpowiedział: - Nie dziecino, ani mój dziad, ani mój pradziad nie kupowaliśmy tej ziemi. My tu byliśmy od zawsze".
Przed wojną robiło się coraz niebezpieczniej. Najwcześniejsze wspomnienia? Poduszki wstawiane w okna na noc przez mamę, jacyś mężczyźni chodzący wieczorami po wsi, przepasani słomianymi pasami. Pytałam później mamę, co to było. Mama odpowiadała: "Nadziu, miałaś wtedy trzy i pół roku. Zasłaniałam okna poduszkami, bo w nocy nam wybijano szyby. Bałam się, żeby szkło nie skaleczyło ciebie. A ci mężczyźni przepasani pasami, to nasi chłopcy, którzy pilnowali w nocy domów i pól". Już wtedy przyjeżdżały polskie bandy, wylewały naftę na zboża, podpalały je, próbowały podpalać zabudowania, wybijały szyby w oknach. Nasi mężczyźni chodzili po wsi z widłami, cepami i pilnowali nas przed bandytami. Przepasywali się słomianymi pasami, aby w nocy się rozpoznać.
Tak sobie dziś myślę, że właśnie wtedy rodziła się nasza samoobrona, partyzantka, którą potem nazwano Ukraińską Powstańczą Armią.
Tablica upamiętniająca zburzoną cerkiew w Szychowicach Przed wojną w naszej cerkwi św. Mikołaja służył o. Wołodymyr Artecki. Władze polskie naciskały na niego, żeby wygłaszał kazania po polsku. Przychodzili policjanci, znałam to z opowieści starszych ludzi, stawali w drzwiach i sprawdzali, jak o. Wołodymyr postępuje. On zaczynał mówić po polsku i wtedy wszyscy wierni głośno kaszlali. Duchowny musiał przerywać.
Miałam cztery lata, gdy przyjechali do nas burzyć cerkiew. Zapamiętałam kobiety stojące przed cerkwią, które rzucały cegłami w jakieś wojsko. Podrosłam i pytałam mamę, a co to było za wojsko, do którego nasze baby rzucały grudami?
To "wojsko" to były zorganizowane grupy spod Biłgoraja i Lublina, nazywane "krakusami". Szychowice tak się broniły przed nimi. Wokół cerkwi stanęły kobiety i dzieci. To właśnie one rzucały w tych "krakusów" kamieniami. Oni polewali nas wodą, która miała być gorąca, ale zanim przywieźli ją z Kryłowa, ostygła. Już nawet zarzucano drabiny na mury cerkwi. Bano się, że zostaną sprofanowane naczynia liturgiczne. Krzyczano: "Ratujcie złotą czaszę". Do świątyni wbiegli chłopak i dziewczyna. Dziewczyna wołała: "Nie wolno mi wchodzić za carskie wrota i dotykać czaszy". Ojciec Wołodymyr, który był z nimi, poradził: "Zdejm chustkę z głowy. Weź czaszę przez chustkę, owiń ją i podaj chłopakowi" Tak zrobiła, chłopak schował czaszę za pazuchę, wymknął się z cerkwi i uciekł w zboże. Obroniliśmy naszą cerkiew. Ale zburzono ją po drugiej wojnie.
Tak w tej nienawiści zbliżaliśmy się do wojny.
W 1939 roku najpierw przyszli sowieci, na krótko. Powiem szczerze, to byli dobrzy ludzie. Częstowali dzieci słodyczami, krzywdy nam nie robili. Ale nad panem znęcali się.
W Szychowicach żyła Handzia wróżka. Przed wojną pani Rulikowska wezwała Handzię, aby poznać swoją przyszłość. Handzia posiedziała nad kartami i powiada: - Pani, na was idzie wielka bieda. - Jaka bieda? - zdziwiła się pani. - Pani będzie siedziała w psiej budzie z panem. Tam będziecie jeść chleb przyniesiony dla psa.
Pani była oburzona. Wypędziła Handzię. A potem przyszli sowieci i wszystko się sprawdziło. Sowieci bawili w dworze, państwo siedzieli w budzie, a kucharki podrzucały im jedzenie.
Po zajęciu wsi przez Niemców pani przeprosiła Handzię, podarowała jej worek pszenicy i znów poprosiła o wróżbę. Handzia położyła karty, zamknęła oczy, chwilę posiedziała, tak zawsze wróżyła. I powiada: - Pan będzie chodził jak dziad.
I tak się stało. Pan przy Niemcach już nie miał nic do powiedzenia. Potem jego dwór się spalił. Wybiegnę tu w przyszłość. Sama widziałam, jak nasz pan był dziadem. Rulikowski jeszcze przed zakończeniem wojny wyjechał do Hrubieszowa. Tam dostawał jedzenie w stołówce PCK. Raz jechaliśmy przez Hrubieszów i spotkaliśmy go. Mój dziadek Aleksy powiada do mamy: - Maryna, daj chleb i słoninę, które mamy ze sobą, panu Rulikowskiemu. On przecież nam pomagał, jak wracaliśmy z Rosji. Mama podała chleb i słoninę. Pan wziął i rozpłakał się i zapytał o Handzię, czy jeszcze żyje.
Na początku przy Niemcach nie było nam źle. Niemcy nas nie krzywdzili. W cerkwi służył o. Mykoła Kowalczuk, bo o. Wołodymyr Artecki zmarł w 1939 roku. A we wsi otwarto ukraińską szkołę. Nigdy tu takiej nie było. Mój dziadek i mama uczyli się tylko po rosyjsku. Brat i siostra, starsi ode mnie, chodzili do polskiej szkoły. Ja w 1942 roku poszłam do szkoły ukraińskiej. I pamiętam, jak przyniosłam do domu ukraińską książkę. Mama wzięła ją w ręce, ucałowała i rozpłakała się z radości. Uczyli nas Iwan i Natalia Stasiukowie z Upilska w sokalskim rejonie. Niestety, szkoła była otwarta krótko. Skończyłam tylko dwie klasy. Już wtedy zaczęły się mordy na ukraińskiej inteligencji. Nasi nauczyciele, w obawie o życie, wyjechali z Szychowic.
W cerkwi zaczęły się służby w języku ukraińskim. A u każdego z gospodarzy mieszkali na kwaterach niemieccy żołnierze. I było spokojnie. Ale, chyba już w 1943 roku, uaktywniło się polskie podziemie. Zaczęli zabijać pojedynczych Ukraińców, podpalać domy. Wtedy Niemcy opuścili nasze domy. Wyglądało na to, że znają zamiary polskiego podziemia. To jeszcze bardziej rozzuchwaliło bandytów. Już spaliśmy w ubraniach. Ojciec nigdy nie kładł się w nocy na odpoczynek. Siedział przy oknie i obserwował otoczenie naszego domu.
Niemcy zachodzili do nas w niedziele. Najpierw przychodzili z rana. Ale szybko zorientowali się, że z rana prawosławni w niedzielę nie jedzą, bo idą do cerkwi. Przychodzili więc na obiad. Raz nasi chłopcy ich upili, broń zabrali, a żołnierzy dzieci odwiozły na sankach na dwór pana Rulikowskiego. Niemcy zwrotu broni się nie domagali.
Tak żyliśmy do pierwszej głośnej tragedii. Stało się to 6 maja 1943 roku, na św. Jerzego, w Nabrożu, wsi odległej od nas o jakieś dwadzieścia kilometrów. Zamordowano wówczas o. Sergiusza Zacharczuka.
O. Sergiusz pochodził z Szychowic. Jego ojciec, Mikołaj, był w naszej cerkwi diakonem. O. Sergiusz urodził się w 1915 roku. Ukończył seminarium duchowne w Krzemieńcu. Ożenił się z dziewczyną z Kryłowa. Przed wybuchem wojny został wyświęcony w Wilnie w monasterze Świętego Ducha na duchownego. Potem otrzymał parafię w Nabrożu.
Na długi czas przed zbrodnią grożono mu, podrzucano kartki, na krórych pisano "wynoś się". Ale on przecież przysięgał, że ołtarza nie opuści. Matuszkę zostawił w Kryłowie. I pojechał, 5 maja, na służbę. Nocował na plebanii, która była połączona z cerkwią.
Rano, na św. Jerzego, przyszedł do nas brat o. Sergiusza, Aleksij, z wiadomością o śmierci. Tata, wielu mężczyzn z Szychowic, mama zamordowanego, pojechali furmankami do Nabroża.
Tato, gdy wrócił, mało co mówił: - Zamordowali batiuszkę, dużo było krwi... I to wszystko. Nasi ludzie powitali ciało o. Sergiusza z procesją aż pod Mircze. Całą noc leżał w cerkwi. Potem na drugi dzień zeszły się tysiące ludzi z wielu wsi. Tyle narodu nigdy przedtem, ani potem nie widziałam. O. Sergiusza Zacharczuka pochowano na cmentarzu w Szychowicach. Na pogrzebie był metropolita Iłarion. Potem jego rodzice postawili pomnik.
Po latach, kiedy żyliśmy na Ukrainie, a mój tata postarzał się, był chory na serce i nie wiedział, jak długo pożyje, siadł pewnego razu przy mnie i powiada: - Pamiętasz pogrzeb ojca Sergiusza Zacharczuka? Chcę ci powiedzieć, jak wyglądał zaraz po zamordowaniu. Znęcano się nad nim, wykłuto oczy, obcięto uszy, język, głowę skręcono twarzą do pleców. Nogi i ręce miał połamane w wielu miejscach. O tym nawet jego matuszka nie wie. Bo chowaliśmy zawiniętego w bandaże. Umarł jak męczennik za naszą prawosławną wiarę. Przekaż to innym.
Po mordzie na o. Sergiuszu było coraz niespokojniej w naszych ukraińskich wsiach. Tu palono, tam palono, gdzie indziej zabijano. I przyszła kolej na Szychowice. W nocy z 10 na 11 marca 1944 roku podpalono naszą wieś.
Pamiętam jak dziś tę noc, świt i poranek. Ogień podchodził pod nasze zabudowania. Dziadek krzyczy: - Maryna, ratuj siebie i dzieci. Mama chwyciła mnie i uciekłyśmy za stodołę w kartoflisko, które ojciec zwiózł jesienią z pola. Zagrzebałyśmy się w nie. Słyszę strzały, krzyki. Na kartofliska padają płonące części stodoły. Czuję, jak na moich nogach płoną buty. Krzyczę: - Mamo, mnie piecze. Mama do mnie: - Staraj się nałożyć nogami na nogi ziemi. Zagrzebuj się w ziemi. Boże, jakie to straszne uczucie. Słyszę, jak zabijają dziewczynkę Ninę, zaraz potem chłopczyka rozdeptali na oczach jego ojca. Słyszę rozkazy: - Zabijać od starego do małego. Kierować ogień na lewą flankę. Ludzie dostali szału. Płonęły wszystkie ulice we wsi. Niektórzy uciekali na lewą stronę, do Buga. Zewsząd buchały płomienie, ryczały krowy, rżały konie, ludzie jęczeli z bólu. Byliśmy w piekle. Tej nocy spalono także Łasków i Sahryń. W Szychowicach tego poranka zginęło 150 osób, z rodziny mamy 28. Było ze dwudziestu chłopaków z naszej samoobrony, którzy przyjechali nas ochraniać. Przy życiu zostało kilku.
Grób o. Sergiusza Zacharczuka na cmentarzu w Szychowicach Rano, sądnego dnia, trochę się uspokoiło. Kto mógł, uciekał najpierw do Kosmowa nad Bugiem. Kilka nocy tam spędziliśmy. I tam na nas polowali. Ledwie uszliśmy z życiem. Przypłynęli do nas na łódkach nasi ludzie z Wołynia i uratowali nas, zabierając do siebie. Pamiętam szeroko rozlany, jak na wiosnę, Bug i my na łodziach na rzece.
Na Wołyniu byliśmy dziesięć tygodni. Wróciliśmy do Szychowic 22 maja 1944 roku, na św. Mikołaja.
Trzeba było myśleć o budowie domów. Ale przedtem przez kilka dni trwały pochówki. Znajdowano trupy w lochach, schronach, piwnicach, studniach.
O. Mykoła Kowalczuk wyjechał na Wołyń. Wtedy nasi ojcowie pojechali do Chełma do metropolity Iłariona. I wyświęcił na duchownego Mikołaja Zacharczuka, ojca zamordowanego batiuszki. Na uroczystości, na cmentarz, przyjechał metropolita Iłarion. O. Mykoła Zacharczuk rozdawał dzieciom ikonki, metropolita błogosławił. Podeszli do mnie. Batiuszka ikonki mi nie dał, bo zabrakło. Mówi do biskupa: - U tej dziewczynki na nogach buty się spaliły. Metropolita popatrzył na mnie i mówi: - Byłaś w ogniu i nie spłonęłaś. Wiedz, że doczekasz jeszcze wolnej Ukrainy.
A ja byłam smutna, bo nie starczyło ikonki. Wróciłam do domu i rozpłakałam się. A tato mówi: - Chcesz obrazka? Spójrz, nasz dom stoi, w domu wiszą święte obrazy. Módl się przed nimi, a Bóg da ci szczęście. Obrazki rozdawano tylko tym dzieciom, u których spaliły się domy. Nasz dom stoi, obrazy są, dziękuj za to Bogu.
To były ostatnie tygodnie Niemców u nas. Coraz częściej zachodzili chopcy z naszej partyzantki. Nie dość tego, przyszło do nas czterech rosyjskich jeńców, uciekinierów niemieckiego obozu na Majdanku. Trzeba było karmić wszystkich, kryć jednych przed drugimi, chronić przed polskim podziemiem i Niemcami. Nasza partyzantka spała na strychu, jeńcy rosyjscy w stodole.
Po dwóch miesiącach jeńcy wyszli od nas. Ukryli się w lesie i organizowali napady. Nawet nas chcieli ograbić.
I powiem szczerze, jak zbawienia oczekiwaliśmy przybycia Armii Radzieckiej. I przyszła. Niestety, to byli inni sowieci niż ci z 1939 roku. U nas nie było walk. Front przeszedł przez Kryłów na Bugu. Tam strzelano. Rano w niedzielę przejechały koło nas katiusze. Wyniosłyśmy z babcią Darią mleko żołnierzom, dziadek Aleksander stał z chlebem i słoniną. - Co to za armia? - dopytywał się. - Armia Koniewa - krzyczeli żołnierze.
Potem przyszli do nas do domu. Mama nagotowała wareników, nasmażyła skwarek, nakroiła słoniny. Zjedli i zbierali się do wyjścia. Dziadek wygłosił po rosyjsku: - Spasibo wam za to, czto nas wyzwolili. A jeden z żołnierzy ociągał się z wyjściem i gdy już nie było kolegów w chałupie, powiedział cicho: - Da, my was wyzwolili, ot chleba i sała. I poszedł.
Potem przypominałam sobie to nieraz. Po kilku dniach ci "swoi żołnierze" dopuszczali się rabunków, gwałtów... Przyjeżdżali na podwórko z pol-ską milicją, przeprowadzali aresztowania, zabierali naszych mężczyzn do Hrubieszowa. Przez tydzień przesłuchiwali, bili. Potem wypuszczali. Na drugi dzień przyjeżdżał sowiecki oficer i pytał: - Zapisałeś się już na wyjazd do Związku Radzieckiego?
Tego, co odpowiadał, że się zapisał, zostawiano w spokoju. Tych, którzy odmawiali wyjazdu, znów bito.
Aresztowali mojego tatę. Dwa tygodnie trzymali w Hrubieszowie. Za co? Bo nie dał mięsa na Armię Radziecką. Nie dał, bo nie miał czego dać. Na wiosnę oddał Niemcom dwie jałowice. Została tylko czerwona krowa.
W końcu stycznia 1945 roku przyjechali do naszego domu sowiecki oficer Błaszkin i Polak Ogonowski. Stłukli tatę i brata. Potem aresztowali tatę, brata i siostrę. Wsadzili ich na sanie, do sań przywiązali ostatnią naszą krowę. Wybiegłam na podwórko, rzuciłam się krowie na szyję i krzyczę: - Co będę jeść, co będę pić, kogo będę paść? Zostawcie moją krowę.
Ze dwieście metrów wlokłam się po śniegu, przyczepiona do szyi krowy. Buty mi z nóg pospadały. Ale krowy im nie oddałam. Przyprowadziłam ją na postronku boso po śniegu. Dziadek później przyniósł mi buty do domu.
Słyszę teraz, że Aleksander Kwaśniewski pojechał na Ukrainę i mówi: - Niech Ukraińcy przeproszą Polaków. A ja tak sobie myślę: Polacy spalili mi buty na nogach. Przez dwa lata miałam nogi czerwone jak u bociana. So-wieci hartowali mnie na śniegu. A teraz wszyscy domagają się przeprosin. A kto mnie przeprosi za to, że od swoich narodzin nie miałam spokoju. I tak jest prawie do dziś.
Brata szybko wypuścili z aresztu, bo był małoletni. Na siostrę napisali donos, że rozbroiła dwóch żołnierzy radzieckich i jest banderówką. Brata wypuścili, ale po drodze miał trzy za-sadzki. Chciano go zabić.
Przez wiele tygodni chodziłyśmy z mamą do Hrubieszowa w sprawie siostry i taty. Raz zaszłyśmy do urzędu polskiego. Stoimy na korytarzu, drzwi do pokoju były uchylone. I słyszymy, jak nasz sołtys mówi do kolegów: - Trzeba nam dać jeszcze dwie dziewczyny sowietom do aresztu i wieś będzie zwolniona z kontyngentu.
Wyszłyśmy z urzędu. Mama do mnie: - Słyszałaś, co on mówi. - Słyszałam. - To zapamiętaj. Jak przeżyjesz i będzie można mówić, powiedz ludziom. Naszymi córkami kontyngent oddawano.
I za parę dni wysłano z naszej wsi dwie dziewczyny do Hrubieszowa. Szły niby to z zapiskami dla naszych partyzantów. Nie doszły do Hrubieszowa, gdy je pochwycono. Tak przepadły Wasilina, córka kowala, i Maryja Odżga. Po latach rodzice ustalili, że żyją na Syberii.
Potem siostrę i tatę wywieźli do Za-mościa. W Zamościu Kasi było lepiej, bo jej tam nie bili. A w Hrubieszowie wrzucali do lochu ze szczurami.
Siostrę zwolniono w sierpniu 1945 roku, tata wrócił jesienią. Pamiętam, były u nas wtedy omłoty.
Myśleliśmy, że będzie już spokój. Ale gdzie tam. Wciąż chodziły polskie bandy. Rabowano, nękano nas, a wszystko po to, żeby zająć naszą ziemię. Pamiętam, jak w 1946 roku, w maju, przed św. Mikołaja, tato sprzedał żniwiarkę i kierat. Polka w dzień przyniosła nam pieniądze. Wieczorem byli już u nas bandyci. Wiedzieli, że mamy pieniądze. Znaleźli je. Jeden, umundurowany, włożył je sobie za pazuchę. Z rozpaczy rzuciłam się na niego i wyrwałam zwitek banknotów. Krzyczałam: - To moje pieniądze, to dla mnie na sukienkę. Nie oddam.
Potem, na Zesłanie Świętego Ducha w 1946 roku, sowieci zmusili nas do wyjazdu do Związku Radzieckiego. Polacy na furmankach wywieźli nas na stację graniczną. Tam jakieś z pięćdziesiąt rodzin z Szychowic czekało na pociąg do Sokala. Przyszedł pociąg towarowy, załadowano nas. Tydzień byliśmy w Sokalu. Potem jeszcze dwie doby podróżowaliśmy. W końcu wysadzono nas na stacji w polu, w Janewiczach. Wkrótce dowieziono do zabitej deskami wsi Jaseniwka. Żyliśmy przez rok u babci, która straciła na wojnie czterech synów. Ale tam była słaba ziemia, same piaski. Tato zasiał żyto i wszystko wiatr wywiał. Nic nie urosło. Trzeba było szukać nowego miejsca.
Pozwolono nam osiedlić się w dawnej polskiej kolonii Oktawin. Wszystko tam było spalone. Ojciec z bratem poszli do lasu, nacięli grabiny, mama z siostrą nażęły suchej trawy - był kwiecień 1947 roku. Powstał z tego szałas. Żyliśmy w nim do czasu, aż tato wybudował z żerdzi i gliny dom. Mieliśmy ze sobą krowę z Szychowic, którą uratowałam przed sowietami. Było nam dobrze - spokój, bezpiecznie spaliśmy, zniknął strach. Czasami dokuczał głód. Tata chciał gospodarzyć. Wziął pożyczkę, kupił konia. Ale już w w 1948 roku konia zbrali do kołchozu. A tato spłacał pożyczkę przez wiele lat.
W Oktawinie żyliśmy do 1955 roku. Potem przenieśliśmy się do Czerwonogrodu. Tam wyszłam za mąż, za Wasila Stepanka, grekokatolika z Karpat. W Czerwonogrodzie udało się nam otworzyć cerkiew. Stało się to w 1988 roku, w rocznicę chrztu Rusi. Tam urodziłam troje dzieci, pochowałam mamę, tatę, brata, siostrę, męża. W 1996 roku przyjechałam na miesiąc do Szychowic. Odwiedziłam kolegę mojego brata - Eugeniusza Kozę. Był już wdowcem. Po miesiącu chciałam wyjechać z Szychowic. Eugeniusz mówi: - Nie zostawiaj mnie samego.
Pojechałam do dzieci do Czerwonogrodu i pytam, co mam robić. Dzieci na to: - Mamo, żyj dla siebie.
Wróciłam do Szychowic. Z Eugeniuszem wzięliśmy ślub. Można powiedzieć, że w wieku 60 lat zaczęłam nowe życie.
Co jest najważniejsze w życiu?
Prawda. Żyć w prawdzie. Nikomu nie robić krzywdy. To najważniejsze. Pamiętam, jak batiuszka wyspowiadał mojego tatę przed śmiercią. Po spowiedzi, przy wyjściu z domu, rzekł do mnie: - Nadziu, twój tato umiera. Zachowaj w pamięci to, że nigdy nie skłamał, nie był Judaszem, żył w prawdzie.
Chciałabym, że tak o mnie powiedziano, gdy będę umierać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
starowier




Dołączył: 20 Cze 2006
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 20:20, 13 Lis 2008    Temat postu:

Budyy napisał:
Sami sobie zgotowaliście ten los. Wcześniej pod zaborem rosyjskim burzono kościoły katolickie a za sanacji burzono cerkwie prawosławne. A teraz robicie wielkie larum. Żeby tylko takie problemy były na świecie jak burzenie kościołów to świat byłby piękny. To tylko zwykłe budynki - szkoda że nie zauważasz jak prawosławni Ukraińcy mordowali polaków a Polacy Żydów


A BOLSZEWICY ,KOMUNIŚCI, SATANIŚCI(ATEIŚCI), REWOLUCJONIŚCI MORDOWALI I MORDUJĄ CHRZEŚCIJAN WSZYSTKICH NARODÓW!!!!!!!!!!

NAWET TERAZ :
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez starowier dnia Czw 20:27, 13 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Budyy




Dołączył: 04 Sty 2008
Posty: 1735
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 14:37, 14 Lis 2008    Temat postu:

Starowier.
To nie bolszewicy ani sataniści ani nawet komuniści tylko tacy sami religianci jak ty ino spod znaku innej Bozi. Zawsze się mordowaliście z innymi religiantami więc i ten przypadek niczym nie odbiega od waszej powszechnej praktyki.

Sataniści to nie Ateiści. Z podstawową wiedzą u Ciebie jest strasznie kulawo.


Ostatnio zmieniony przez Budyy dnia Pią 14:38, 14 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
starowier




Dołączył: 20 Cze 2006
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 20:34, 14 Lis 2008    Temat postu:

Budyy napisał:
Starowier.
To nie bolszewicy ani sataniści ani nawet komuniści tylko tacy sami religianci jak ty ino spod znaku innej Bozi. Zawsze się mordowaliście z innymi religiantami więc i ten przypadek niczym nie odbiega od waszej powszechnej praktyki.

Sataniści to nie Ateiści. Z podstawową wiedzą u Ciebie jest strasznie kulawo.



Jesteś w mylnym błędzie jak mówi mój dzielnicowy :)
To ty nie znasz prawdziwej natury ateizmu tylko regułkę tego co masz dziś podaną na użytek.Sam nie wiesz że robisz przysługę szatanowi negując jego istnienie.Jesteś tzw . użytecznym durniem tym razem dla szatana poprzez swój ateizm(który jest jego bezpośrednim"dziełem").
W rzeczywistości można powątpiewać czy w ogóle istnieje takie coś jak "ateizm", gdyż nikt nie zaprzecza, że prawdziwy Bóg wyklucza poświęcanie siebie na służbę fałszywym bogom; ateizm możliwy jest dla filozofa (mimo, że jest on oczywiście złą filozofią), ale jest niemożliwy dla całego człowieka.NP. Anarchista Proudhon widział to na tyle wyraźnie, że nazywał siebie nie ateistą, ale "antyteistą": "Rewolucja nie jest ateistyczna w dosłownym rozumieniu tego słowa... ona nie zaprzecza absolutowi, ona go eliminuje..." "Głównym obowiązkiem człowieka w stawaniu się inteligentnym i wolnym jest nieustanna walka z ideą Boga znajdującego się poza jego własnym umysłem i sumieniem. Gdyż Bóg, jeżeli istnieje, zasadniczo wrogi jest wobec naszej natury... Każdy krok w tym kierunku jest zwycięstwem, którym miażdżymy Boskość". Trzeba zmusić ludzkość, aby zobaczyła, że "Bóg, jeżeli jest jakiś Bóg, jest jej wrogiem". Albert Camus w rezultacie uczy tej samej doktryny, gdy wynosi "bunt" (a nie "bezbożność") do rangi najważniejszej zasady. Również Bakunin nie zadawalał się tylko "obaleniem" istnienia Boga, wierzył on, że "jeżeli Bóg naprawdę istniał, konieczne byłoby Jego obalenie". Jeszcze skuteczniej bolszewicki "ate-izm" naszego wieku prowadził jawną wojnę na śmierć i życie przeciwko Bogu i wszystkim Jego dziełom.

Ateizm rewolucyjny występuje nieodwołalnie i otwarcie przeciwko Bogu. Jednak ateizm filozoficzny i egzystencjalny, co nie zawsze jest tak jasne, jest równie "antyteistyczny" w swoim założeniu, że współczesne życie musi odtąd toczyć się bez Boga. Armia wrogów Boga rekrutuje się najliczniej z mnóstwa tych, którzy biernie zaakceptowali swoje położenie na tyłach, oraz z kilku entuzjastów stojących w pierwszej linii. Jednak ważne jest abyśmy zauważyli fakt, że szeregi antyteistów zasilane są nie tylko przez aktywnych czy biernych "ateistów", ale również przez wielu, którzy uważają siebie za "religijnych" i czczą jakichś "bogów". Robespierre ustanowił kult "Istoty Najwyższej", Hitler odkrył istnienie "najwyższej siły", "boga ukrytego w człowieku", bogowie wszystkich innych form są w zasadzie czymś w tym rodzaju. Wojna przeciwko Bogu może przybierać wiele strategii, między innymi może również posługiwać się imieniem Boga lub nawet Chrystusa. Jednak czy ateizm pozostaje wyraźnie "ateistyczny" czy "agnostyczny", lub przybiera formę kultu jakiegoś "nowego boga", jego fundamentem jest wypowiedzenie wojny prawdziwemu Bogu.

Formalny ateizm jest filozofią głupców (jeśli możemy tak sparafrazować słowa psalmu ); jednak antyteizm jest jeszcze większym szaleństwem.

A...moralność czyli przeciwne moralności.
A ...teizm czyli przeciw Bogu czyli satanizm jako przeciwieństwo.


Ostatnio zmieniony przez starowier dnia Pią 20:38, 14 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Budyy




Dołączył: 04 Sty 2008
Posty: 1735
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 21:32, 14 Lis 2008    Temat postu:

Starowier. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaki ty głupi jesteś. Ty wiesz lepiej co to jest ateizm od ateisty. Niezłe niezłe. Niedługo będziesz dowodził że wiesz jak to jest być psem. Czemuż by nie pójść dalej i zastanowić się jak to jest być antypsem. Powtarzasz bezmyślnie swoją propagandę która już nawet nie jest żałosna bo taka była w ustach autora. W Twoich ustach ta propaganda jest bezmyślnym bełkotem którego nawet sam nie rozumiesz.

Cytat:
W rzeczywistości można powątpiewać czy w ogóle istnieje takie coś jak "ateizm", gdyż nikt nie zaprzecza, że prawdziwy Bóg wyklucza poświęcanie siebie na służbę fałszywym bogom
Weźmy pierwsze lepsze zdanie z którego jak i z całej pozostałej treści nic nie wynika. Przeczytaj to jeszcze raz i zastanów się co chciałeś napisać bo treść tego zdania nie niesie żadnego przekazu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
starowier




Dołączył: 20 Cze 2006
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 22:16, 14 Lis 2008    Temat postu:

Nie chcesz rozumieć i nie zrozumiesz!TRUDNO!





A POPATRZ CO NAPISAŁA MI TWOJA KOLEŻANKA(KOLEGA) MIRIAM :):



Od: abangel666
Do: starowier
Wysłany: Pią 23:05, 07 Lis 2008
Temat: Re: +++ Cytuj wiadomość
[quote="starowier"]Przekaż to swemu mistrzowi.

Ja jestem mistrzem!
Mylisz mnie z katolami!

Jestem Wielkim Mistrzem loży wolnomularskiej Le Grand Orient de France.... teraz wiesz z kim rozmawiałeś?

Zobacz sobie, kto mnie popiera!
[link widoczny dla zalogowanych]

Miałeś okazje porozmawiania z Wielkim Mistrzem - spieprzyłeś to.... Twoja strata..... amen.

pozdrawiam
ab.666

_________________
hola! śmiało!
drągiem po czaszkach, nie żałuj.
tak, wiosno, szedłem ku tobie, czerwony towarzysz.
razem, a pięścią wyważysz
historii zmurszałe drzwi.
zdmuchnięci: dziwka, szpicel i ksiądz.
groźnym zmarszczeniem proletariackich brwi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eremita




Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1352
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 1:20, 15 Lis 2008    Temat postu:

starowier = kretyn
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
starowier




Dołączył: 20 Cze 2006
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 12:46, 15 Lis 2008    Temat postu:

Eremita napisał:
starowier = kretyn




Obecny Eremita to dawny Klegum = satanista!!! :fuj: czyli nic się nie zmieniło!!! :fight:


Ostatnio zmieniony przez starowier dnia Sob 12:58, 15 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Zeniu




Dołączył: 06 Lis 2008
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 19:24, 15 Lis 2008    Temat postu:

Z niedowierzaniem czytam te ostatnie teksty, czyżby naleciałości forum z portalu onet?

Budyy, ludzie mordują się od zawsze i często religia ma się nijak do tego czynu. Religiant, czy jak go tam nazwiesz, jeśli mordując łamie przykazania (których ma przestrzegać) udowadnia, że jego wiara to przykrywka dla innych celów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eremita




Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1352
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:46, 15 Lis 2008    Temat postu:

starowier napisał:

obecny Eremita to dawny Klegum = satanista!!! :fuj: czyli nic się nie zmieniło!!! :fight:


:rotfl: :rotfl:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wiwo
Wizytator



Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 1029
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: szczecin

PostWysłany: Sob 19:53, 15 Lis 2008    Temat postu:

Eremito, zmuszasz mnie do działania. Popraw swoje wypowiedzi, proszę uprzejmie. Jakiś czas mnie nie było i się znowu rozpuściłeś. :grin:

Panowie starowier, Budyy i Eremita. Proszę o zmianę stylu i tonacji tej dyskusji.
Pozdrawiam - wiwo
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eremita




Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1352
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:59, 15 Lis 2008    Temat postu:

A gdzie tu dyskusja jakaś :think: chyba nie te wklejki starowiejskie ;P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wiwo
Wizytator



Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 1029
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: szczecin

PostWysłany: Sob 20:17, 15 Lis 2008    Temat postu:

Eremita napisał:
A gdzie tu dyskusja jakaś :think: chyba nie te wklejki starowiejskie ;P


Jak to zwał, tak zwał. Chcesz na herbatkę wpaść?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
starowier




Dołączył: 20 Cze 2006
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 20:32, 15 Lis 2008    Temat postu:

wiwo napisał:
Eremita napisał:
A gdzie tu dyskusja jakaś :think: chyba nie te wklejki starowiejskie ;P


Jak to zwał, tak zwał. Chcesz na herbatkę wpaść?


Widzę tu nie mediatora tylko lobby Kleguma , którego lepiej nazwać Golumem -mój skarbku!
Dajcie sobie chłopcy buźki :* .Prawosławie nie na wasze spróchniałe ząbki[link widoczny dla zalogowanych]

Religiantem jest też ateista-satanista tylko tym z przeciwnego bieguna niż starowiejski! :mrgreen:


ŻERGNAM DEFINITYWNIE WSZYSTKIE SFINIE TU SPOTKANE , BO NIE MAM CZASU NA WAS!!!
NIE GNIEWAM SIĘ NA WAS, A WY NA MNIE TEZ SIĘ NIE OBRUSZAJCIE!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Budyy




Dołączył: 04 Sty 2008
Posty: 1735
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 0:41, 16 Lis 2008    Temat postu:

Krzyżyk na drogę. Nikt tu po Tobie płakać nie będzie. Jeden folklor więcej lub mniej. Jaka to różnica.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
starowier




Dołączył: 20 Cze 2006
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 22:16, 17 Lis 2008    Temat postu:

EWOLUCJA CZY STWORZENIE
Reasumując na koniec poglądy niektórych SFIŃ:
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez starowier dnia Pon 22:17, 17 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Budyy




Dołączył: 04 Sty 2008
Posty: 1735
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 21:47, 18 Lis 2008    Temat postu:

Bez nas żyć nie możesz. Czyżby parafianie intelektualnie Ci nie odpowiadali.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kawus




Dołączył: 25 Lis 2007
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 13:55, 19 Lis 2008    Temat postu:

no? ewolucja czy stwarzanie? starowierze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kawus




Dołączył: 25 Lis 2007
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 14:01, 19 Lis 2008    Temat postu:

Jak Prawosławie podchodzi do tego tematu? Ciekawe?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Budyy




Dołączył: 04 Sty 2008
Posty: 1735
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 16:02, 19 Lis 2008    Temat postu:

He he he. A co prawosławie ma tu do powiedzenia. Oni przecież nie są w żadnej mierze w tej sprawie specjalistami. A moze zapytaj ich co uważają na temat obróbki ze skrawaniem metali? Może w tej kwestii prawosławie ma jakieś zdanie? Zawsze bawiło mnie pytanie kościołów co sądza na tematy naukowe, to tak jakby pytać barana co sądzi o dojeniu krów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 26, 27, 28  Następny
Strona 12 z 28

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin