Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

I filozof chce piekła!
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:24, 20 Lip 2006    Temat postu: I filozof chce piekła!

[link widoczny dla zalogowanych] wysmażył pewien pracownik na UWr, filozof.
Cytat:
DAMIAN LESZCZYŃSKI
Louis Ferdinand Céline w pamflecie na komunizm i podsycaną przez tę ideologię nadzieję na ziemski raj pisał: Praktyczna wyższość wielkich religii polegała na tym, że nie osładzały gorzkiej pigułki. Nie usiłowały tumanić, zagłuszać, nie szukały łapczywie wyborców, nie starały się przymilać (...) Wczepiały się w Człowieka jeszcze przy kołysce, pożerały go ciupasem. Informowały gościa prosto z mostu: „Ty zbuku bezkształtny, nigdy nie będziesz niczym więcej, jak zwykłym śmieciem (...) Słyszysz?… Tak ma być i na tym opiera się wszystko! Jednakże, kto wie… może… może… jeśli przyjrzeć się temu z bliska… może masz jeszcze maleńką szansę, aby ci choć trochę wybaczono, że jesteś tak niemożebnie obleśną istotą, czymś tak obrzydliwym, przegniłym do głębi (...) Nie staraj się dokonać rzeczy niemożliwych, które i tak cię przerastają! Ratuj swoją duszę, to już będzie coś!” („Mea culpa”, tłum. Oskar Hedemann).

Brzmi to być może nieco brutalnie, ale daje do myślenia, zwłaszcza w czasach kiedy wszechobecny humanizm, który wielu nadal myli z humanitaryzmem, przybrał szaty świeckiej religii, spełniając tym samym sny Augusta Comte’a. Nie jest to jednak ów stary znajomy humanizm, o którym śpiewali egzaltowani myśliciele renesansu, rozpływając się w zachwytach nad wielkością i godnością władającego naturą Człowieka. Ten ostatni zasługiwał na podziw przede wszystkim dlatego, że los jego spoczywał tylko w jego rękach, że był on w stanie własnymi siłami przekształcać siebie i rzeczywistość. Jednakże ta niewątpliwie wspaniała figura odeszła, i to prawdopodobnie bezpowrotnie. Znikła z mitów i hymnów pochwalnych, ustępując miejsca nowej postaci. Tym nowym Człowiekiem prędko zainteresowali się politycy i myśliciele, skrupulatnie badając zasięg jego możliwości i przekonując go na każdym kroku, że jego wielkość wynika w przeważającej mierze z jego ułomności. Podziw ustąpił miejsca trosce.

Wystarczy pobieżna analiza tego nowego Człowieka, aby dostrzec, iż pomimo pewnych powierzchownych podobieństw niewiele ma on wspólnego z renesansowym Panem i Władcą. Dzisiejszy Człowiek, o którego samowystarczalności tyle się słyszy, stał się stworzeniem niezaradnym, a przez to skrajnie roszczeniowym. Oczekuje nie tylko zachęty, ale również wsparcia. Domaga się prawa do samorealizacji, ale przecież doskonale wiadomo, że s a m nic nie byłby w stanie zrobić. Chce korzystać ze swej wolności, ale jak może wzbrania się przed odpowiedzialnością. Jest indywidualistą, który zginąłby bez państwa. Urzeczywistnia swoją wewnętrzną potencję, czerpiąc obficie z kasy zapomogowej i gorliwie słuchając pouczeń wielkiego „Wujka Dobra Rada”. Raczej nie boi się śmierci. Być może bałby się, gdyby o niej myślał, ale brak mu na to czasu. Brak mu też wiary, a w związku z tym oparcia – tak w Bogu, jak i w przyrodzie, której potęga dawno przestała go wzruszać. Co prawda, czasem popada w religijną egzaltację lub roztkliwia się nad losem zwierzątek futerkowych, ale czyni to bez przekonania, powodowany modą i znudzeniem. Raczej nie myśli o ucieczce do klasztoru, aby krążąc po wirydarzu klepać memento mori. Ma potrzeby i pragnienia, a te domagają się zaspokojenia. Oto Człowiek – uzależniony i roszczeniowy, z pozoru pewny siebie, ale w gruncie rzeczy niezdarny i życzeniowy. Pan i Władca w klatce, który niczym lew w zoo domaga się codziennej porcji żarcia.


PREDESTYNACJA I WYZWOLENIE


Niegdyś mówiono: „Posłuchaj Człowieku. Według wszelkiego prawdopodobieństwa jesteś niczym, więc się niczego specjalnego nie spodziewaj i nie domagaj. Być może, jeśli się będziesz starał, bardzo starał, to wydostaniesz się z tego bagna, które jest twoim naturalnym schronieniem. Nie licz jednak na żadne specjalne względy tylko z tego powodu, że jesteś nieopierzonym, dwunożnym i gadającym stworzeniem”. Dla niektórych teologów, zwłaszcza protestanckich, którzy zaakceptowali doktrynę predestynacji, nawet takie staranie się nie miało żadnego sensu, podobnie jak żarliwe modły czy hurtowy wykup odpustów. Według planu Bożego część ludzi od początku przeznaczona jest na potępienie. Choćby nie wiadomo, co robili, choćby się starali i wysilali – i tak skończą w piekle, płacząc i zgrzytając zębami.

Takie postawienie sprawy może się wydawać prostą drogą do rezygnacji i nihilizmu: skoro bowiem i tak się będę smażył, to co mi tam jakaś moralność! Jednakże, o dziwo, ludzie woleli na wszelki wypadek zachowywać się tak, jakby nie należeli do stronnictwa potępionych, lecz do państwa błogosławionych, kierując się przy tym swoistą wersją zakładu Pascala. Protestanci nie protestowali więc, ale pracowali ciężko i uczciwie, polegając wyłącznie na sobie i własnych zdolnościach. W ten sposób, jeśli wierzyć Maxowi Weberowi, położyli podwaliny pod gospodarkę rynkową.

W dzisiejszych czasach również można dostrzec licznych wyznawców doktryny predestynacji, z tym że już nie tej tradycyjnej, lecz unowocześnionej i dostosowanej do naszych demokratycznych nawyków. Nie ma już odgórnego podziału na zbawionych i potępionych: są sami zbawieni. Każdy, niezależnie od tego, co robi, zasługuje na to samo, co inny. Nie potrzeba predyspozycji, zdolności i umiejętności, ciężka praca nad sobą to przeżytek, wystarczy chcieć. Każdy zasługuje na wszystko, jest z góry błogosławiony i ma zapewniony dożywotni udział w ziemskim raju. Historia współczesnego Człowieka zaczyna się w chwili, kiedy uświadomił on sobie – albo uświadomiono mu – że zasługi są niezależne od czynów, że jego prawa to w zasadzie gwarancje i że z bogatej oferty rzeczywistości może on wybrać, co tylko pragnie, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto pokryje koszty.

Skąd rosnąca sympatia dla takiego rozwiązania? Z pewnością po części można to zrzucić na karb właściwego człowiekowi lenistwa i dążenia do wygody, jednakże proste odwołanie się do natury ludzkiej w tym wypadku nie wystarcza. Należałoby bliżej przyjrzeć się hiperhumanistycznej ideologii oraz skutkom degeneracji psychologii do poziomu poradnikowego znachorstwa duszy. Wielką rolę odegrali tu również – i nadal odgrywają – myśliciele z kręgu tzw. nauk społecznych, nadużywający haseł emancypacji, tolerancji i wyzwolenia, które z kolei, często w wypaczonej i karykaturalnej formie, rozpowszechniają literaci chcący uchodzić za intelektualistów i intelektualiści pragnący zostać politykami.

UŚWIĘCONA NIEODPOWIEDZIALNOŚĆ


Jednym z takich haseł stała się wolność od odpowiedzialności. Jak to możliwe, pytano, żeby w naszych oświeconych czasach człowiek nadal ponosił konsekwencje swoich czynów? Jak można wzbudzać w nim wyrzuty sumienia? Toż to nieludzkie! Trauma gotowa! Człowiek nie jest winny, absolutnie nie! Bogu ducha winne biedactwo! Miniatura anioła! Mniej więcej…
No, ale w takim razie trzeba poszukać winnych, bo ktoś winny być musi. Najlepiej zwalić wszystko na „skomplikowaną grę wielu czynników”. Co mamy pod ręką? Ot, choćby takie społeczeństwo. Zrzucamy wszystko na jego karb, a ono nawet nie jęknie. Siedzi cicho, nawet wtedy, gdy wmawiamy mu, że odpowiada za rozliczne zbrodnie, kradzieże i gwałty. Paskudne społeczeństwo! Nie pozostaje nic innego, jak tylko je radykalnie zreformować, do tego jednak przydałaby się jakaś organizacja, która na razie, póki się nie umocni, powinna zostać wsparta jakimś rządowym programem promniejszościowym. Zresztą zawsze można obwinić kogoś mniej abstrakcyjnego, na przykład rodzinę. Wspaniały pomysł! Babcia wnuczkowi nie dała cukierków, kiedy miał trzy latka, no i teraz, gdy ma lat czterdzieści, z łomem poluje w bramach na staruszki. Wszystko jasne. Niewinna istotka.

Krótko mówiąc, środowisko fatalnie wpływa na człowieka. Sprawia, że potem on już nic sam z siebie nie robi, tylko jak ten pies Pawłowa: coś mu powiedzą, coś mu pokażą, a ten od razu ślini się jak durny. Wychowawcy i nauczyciele oczywiście też nie są bez winy. Leniwy matołek ledwie sylabizujący własny nieudolny podpis zawsze może się poskarżyć, że go nie nauczono, nie wychowano, nie przysposobiono i on teraz nie jest w stanie się dostać na uniwersytet, a chciałby. Więcej – nie umie nawet porządnie rowu wykopać, bo go te marzenia o uniwersytecie tak zżerają, że tylko siedzi i rozmyśla nad tym, komu by się tu poskarżyć. No proszę – i jak tu się nie ulitować nad nieszczęsną ofiarą? Rozwiązanie jest proste: reforma szkolnictwa. „Szkoła frontem do człowieka”. Tak jest. Trzeba zmienić programy, obniżyć progi, wprowadzić nowe przedmioty i w ogóle uczynić naukę przyjazną dla ucznia. Niech nasze biedactwo zapisze się na jakieś dumb studies i dłużej już nie cierpi.

Krótko mówiąc, Człowiek pozostaje OK., niezależnie od tego, co zrobi. Winnym jest środowisko, wielkie koncerny, spisek rabinów, Murzynów, biskupów, kosmitów etc. To stopniowe rozmywanie odpowiedzialności niesie ze sobą niezdrową pobłażliwość i zmienia społeczeństwo w gromadę dzieciaków plączących się po placu zabaw. A kiedy któreś wyrżnie czołem w huśtawkę albo dostanie grabkami po głowie, to od razu ryczy na całą okolicę: „Mamo!”. Starzy liberałowie mówili, że jak się wspinasz na most, który grozi zawaleniem i na dodatek dobrze o tym wiesz, bo wszyscy wokoło cię ostrzegają, to potem nie masz prawa mieć do nikogo pretensji, żeś spadł i skręcił sobie kark. Dzisiaj natomiast ludzie pakują sobie w żyły, do gardła i gdzie się tylko da każdą dostępną na wolnym bądź czarnym rynku truciznę, doskonale wiedząc, czym to się kończy, bo media ryczą o tym na okrągło, a potem, kiedy już zmienią się w pokraczne zombie, niezdolne do samodzielnego życia, domagają się pomocy i opieki. Więcej – żądają odszkodowań za to, że w swej nieskończonej głupocie zmarnowali sobie życie.

Faktem jest, iż człowiek często nie jest skłonny używać elementarnej logiki do powiązania przyczyn ze skutkami, wydaje się jednak, że coraz częściej nie wynika to wcale z wrodzonej tępoty czy niewiedzy, lecz jest wynikiem wychowywania ludzi w atmosferze instytucjonalnego paternalizmu, połączonego z brakiem krytycyzmu wobec siebie (cokolwiek zrobisz, jesteś the best, jesteś cool). Skutek jest taki, że czyny przestają determinować to, kim się jest. Człowiekiem staje się niejako z urodzenia. Ma się zagwarantowaną godność, prawa i inne wygody. Co do reszty – wystarczą chęci i pretensje. Już nie trzeba się specjalnie starać, bo ma się odgórnie zapewnione miejsce w obozie zbawionych, a zbawieni są wszyscy. Dalej się będzie ktoś upierał, że to takie chrześcijańskie? A co to za chrześcijaństwo bez piekła?

UROJONE PRAWA


Ideologia praw człowieka stanowi dobry przykład tego, jak rozdymanie zakresu instytucjonalnych gwarancji na wszystko, co tylko sobie jednostka ubzdura, zbliża nas do paranoi. Przykładem niech będzie zdarzenie, które miało miejsce w Sydney w maju ubiegłego roku. Kilku australijskich księży odmówiło udzielenia komunii homoseksualistom (a ściśle rzecz biorąc, aktywistom ruchu gejowskiego, bo to nie to samo), którzy demonstracyjnie wkroczyli do kościoła w czasie mszy. Ci ostatni byli oburzeni. „Jak to możliwe?! – wołali. – Nie chcą nam udzielać komunii, nie chcą zaakceptować naszych związków, nie chcą nas, dranie, pobłogosławić! A przecież mamy do tego prawo!”

Straszne rzeczy się dzieją na tym świecie, myśli sobie człowiek słysząc o tym. Wszędzie tylko dyskryminacja i nietolerancja... Ale kiedy się chwilę zastanowi, dochodzi do wniosku, że przecież nikt tym ludziom nie każe należeć do takiego kościoła, który ich nie toleruje. Australia to w końcu wolny kraj i nie ma tam przymusu wyznawania jakiejś określonej religii. Przecież ci, których katolicy nie akceptują z racji zasad swej wiary, nie muszą być katolikami. Mogą poszukać innej religii, sekty czy czegokolwiek, gdzie będą ich szanować. Każda religia ma swoje reguły i chcąc ją wyznawać, wypadałoby ich przestrzegać. A jak nam się reguły nie podobają, to po co się tam pchać? Niby proste, ale do wielu nie dociera. Uparli się i daj im! Koniec i kropka! Jak dzieci. Nie wytłumaczysz, że ktoś sobie coś ustalił i nie będzie tego doraźnie zmieniał na każde życzenie, że nikt nikogo do niczego nie zmusza, że to nie żadna nietolerancja czy prześladowanie, lecz po prostu reguły gry, jak w szachach, reguły, których nie zmienia się tylko dlatego, że chcesz akurat poruszać się gońcem tak jak skoczkiem. Nic do nich nie trafia. A w mediach już huczy: inkwizycja, stosy, prześladowania… Coś strasznego. Nowe średniowiecze, mój Boże.

Nieuki domagające się dyplomów, rozpustnicy żądający święceń kapłańskich, wałkonie ryczący o wieczne zapomogi – wszyscy oni powielają ten sam schemat. Nie są w stanie przyjąć żadnych ograniczeń, nie mogą zrozumieć, że tu się nadają, a tam nie, że tu ich chcą, a gdzie indziej nie chcą. Wszyscy wierzą, że są z góry zbawieni. Wszystkim się wszystko należy. Bez gadania! Pragną być wszędzie, domagają się powszechnego uznania, bez względu na swoje braki, odmienności, skłonności. Nie dociera do nich, że za sprawą tego, kim są i co robią – a co często zależy od ich własnych, wcześniej podjętych decyzji – pewne drzwi pozostaną dla nich zamknięte na zawsze.

IDEOLOGIA SAMOREALIZACJI

Wiąże się to z tak modnym dziś hasłem samorealizacji. Jak je rozumieć? Czyżby miało chodzić o urzeczywistnienie tkwiącego w człowieku potencjału? Jeśli tak, to sprawa jest oczywista, jak w bajce o Janku Muzykancie. Młody zdolny skrzypek powinien mieć możliwość kształcenia się, nieprawdaż? Co to znaczy? To znaczy, że jeśli będzie pilny, pracowity i zdolny, to dostanie się do takiej szkoły, gdzie nauczą go być jeszcze lepszym, a jeśli w tej szkole będzie jeszcze lepszy, to być może wyjedzie na stypendium do USA albo Japonii, gdzie zrobią z niego doskonałego rzemieślnika. A jako taki będzie zapewne mógł grać, gdzie zechce i z kim zechce, zarabiając przy okazji krocie. Krótko mówiąc, zdolni i pracowici ludzie powinni mieć szanse się realizować, a rozwydrzonym paniczom i ich parobkom nie wolno ich zatłuc. Wyobraźmy sobie jednak, że nasz Janko co prawda interesuje się muzyką, ale tylko tą, którą słyszy w radiu; co prawda całe dnie spędza na graniu, ale akurat w gry komputerowe. A przy tym – cóż, nie jego to wina – ucho ma drewniane, dłonie niezgrabne i brak mu poczucia rytmu. W każdym razie do konserwatorium się wyraźnie nie nadaje, co w żadnym razie nie jest problemem, bo nikt nie musi być skrzypkiem, skoro nie chce albo nie może. Kłopoty zaczynają się wtedy, gdy naszemu bohaterowi ambicje przesłaniają możliwości, życzenia zaś zastępują pracę nad sobą. Janko stwierdza, że chce być skrzypkiem. Mówi, że ma prawo i już skrobie list do trybunału w Strasburgu, że na egzaminach wstępnych do Szkoły Muzycznej go dyskryminują. I od razu zaczyna się ta sama stara śpiewka: zaścianek, ciemnogród, nietolerancja, dyskryminacja.

Kwintesencję takiej obłąkanej logiki przedstawiła w jednym ze swych filmów grupa Monthy Pythona, każąc członkom postępowej organizacji społecznej prowadzić taki oto dialog:

– Chcę być kobietą. Chcę, żebyście od dziś mówili na mnie „Loretta".
– Co?
– To moje niezbywalne prawo jako mężczyzny.
– Ale dlaczego chcesz zostać Lorettą, Stan?
– Bo chcę mieć dzieci.
– Dzieci?
– Każdy mężczyzna ma prawo mieć dzieci, jeśli chce.
– Przecież ty nie możesz mieć dzieci!
– Nie prześladuj mnie!
– Nie prześladuję cię, Stan! Nie masz macicy! Gdzie będziesz trzymał swojego embriona? W pudełku?
Do dyskusji dołącza się Judith:
– Mam pomysł! Przyjmijmy, że Stan nie może póki co mieć dzieci, gdyż nie ma macicy, co nie jest niczyją winą… Ale musimy przyznać, że ma PRAWO mieć dzieci!
– Świetnie, Judith! Będziemy walczyć z ciemiężycielami o twoje prawo posiadania dzieci, bracie.
– Siostro.
– Przepraszam.
– A po co?
– Co po co?
– Po co walczyć o jego prawo do posiadania dzieci, skoro on i tak NIE MOŻE mieć dzieci?
– To symbol naszej beznadziejnej walki z najeźdźcą.
– Raczej symbol jego beznadziejnej walki z rzeczywistością. (tłum. prawdopodobnie T. Beksiński).

Zilustrowany powyższymi przykładami problem bierze się stąd, że hasło samorealizacji zostało uwikłane w przewrotną ideologię, w której pełni zarazem rolę normatywną i deskryptywną. Z jednej strony wszystko, co służy samorealizacji, uznaje się za dobre, a to, co przeszkadza w „wyrażeniu” przez człowieka siebie i własnych pragnień, chęci, marzeń etc. – co tłumi je i więzi – za złe (czuć w tym lekki swąd psychoanalizy z jej kozetkowym katharsis). Z drugiej zaś strony wszelkie działania człowieka zostają wyjaśnione właśnie w terminach samorealizacji i okazują się ostatecznie rozmaitymi sposobami „wyrażania siebie” – te zaś zawsze należy usprawiedliwiać i wspierać, zgodnie z pierwszym założeniem. Krótko mówiąc, wszystko, co człowiek robi, składa się na jego samorealizację, a ta jest wartością nadrzędną.

Dlatego już nie wystarczy mu nie przeszkadzać w tym, co robi, zostawiając go własnemu losowi, lecz trzeba mu cały czas pomagać, zwalczając wszelkie przeszkody, które często nie mają charakteru obiektywnego, lecz określane są w sposób czysto subiektywny. Człowiek, któremu przyznano prawo do nieograniczonej realizacji siebie, całą rzeczywistość rozpatruje pod kątem takich przeszkód. Często nawet własną osobę, to, kim jest i kim się stał za sprawą własnych decyzji, uważa za przeszkodę. Towarzyszące temu nieustanne poszukiwanie winnych – uboczny skutek odrzucenia jednostkowej odpowiedzialności – sprawia, że powoli zaciera się granica między przeszkodą a represją. Anonimowe dotąd przeszkody, czy to naturalne, czy to sztuczne, nabierają cech celowych działań dokonywanych przez jakichś „innych”. W rezultacie surrealistyczne rojenia próbuje się urzeczywistniać za pomocą narzędzi politycznych, co przybiera – jak widzieliśmy – formy tyleż absurdalne, co niepokojące. Można zrównać w prawach samcze i samicze piersi, lecz męskie nie spłyną mlekiem – pisał Alain Bloom („Umysł zamknięty”, tłum. T. Bieroń).


IDEAŁY I CELE


Pojawia się tu jeszcze jeden istotny problem. Otóż w procesie samorealizacji czy też urzeczywistniania własnej potencji, „wyrażania siebie”, dochodzi do coraz większego rozdźwięku między ideałami a celami. Ideał polega np. na byciu prawdomównym, honorowym, uczciwym (co często nie tylko nie przynosi potocznie rozumianych korzyści, lecz wiąże się z koniecznością samoograniczenia i panowania nad sobą), cele natomiast określane są w sposób pragmatyczny i utylitarny – może być to majątek czy kariera polityczna. Zasadnicza kwestia polega na tym, jak pogodzić jedno z drugim, jak osiągnąć cel, nie zaprzeczając ideałom, jak zarobić pieniądze, nie stając się równocześnie zakłamanym łajdakiem. Ideały realizować trudno, więcej – są niejako z natury swej nieosiągalne, stanowiąc coś w rodzaju kantowskich idei jako horyzontu, ku któremu nieustannie staramy się zbliżyć i który stanowi miarę naszych aktualnych działań.

Ta równowaga między ideałami a celami została w naszych czasach zachwiana i nawet jeśli sporo jednostek postępuje według tradycyjnego wzorca, to w ramach dominującej dziś ideologii samorealizacji ideały traktowane są zazwyczaj jako przeszkody na drodze do spełnienia celów. Wiele umysłów gimnastykuje się, aby dowieść, iż poświęcanie ideałów dla realizacji celów jest nie tylko dopuszczalne, ale w pewnych sytuacjach nawet chwalebne i słuszne, albowiem człowiek trzymający się kurczowo kilku prostych wytycznych i za nic w świecie nie chcący zmodyfikować reguł swego działania, jest prymitywny, zacofany i jednowymiarowy. Natomiast osoba zdolna do modyfikacji zasad, mobilna, „otwarta”, jak to się mówi, plastyczna, pragmatyczna i niedogmatyczna, zasługuje na pochwałę. Podatność na bodźce, wpływy i podniety, będąca dotąd wyrazem braku charakteru lub woli, staje się pozytywnym wzorcem, niezdolność zaś do nagłych wolt i transformacji traktuje się jako rodzaj niedostosowania i wadę. Taka jest konsekwencja wyniesienia celów nad ideały: realizacja tych ostatnich zależy bowiem od nas samych, te pierwsze zaś urzeczywistnić można jedynie idąc na daleko posunięty kompromis z otoczeniem – kompromis, od którego niedaleko do konformizmu.

Niekoniecznie jednak trzeba porzucać ideały na rzecz celów. Nasza egalitarna cywilizacja, chroniąc człowieka przed duchowymi rozterkami, i na to znalazła sposób. Dzisiejsze ideały stanowią zazwyczaj odbicie „głosu większości” – nie pochodzą z góry, lecz są dopasowywane do potrzeb z dołu. Nie stawia się wymagań, którym tylko garstka ludzi będzie w stanie sprostać, lecz patrzy się na to, co może większość; upowszechnia się swoiście demokratyczne ideały, które zamiast stanowić nieosiągalny horyzont zostają utożsamione z najłatwiej dostępnymi celami, przez co faktycznie przestają być ideałami. Wydawać by się mogło, iż w ten sposób duchowy konflikt zostaje zażegnany, jednakże nic bardziej mylnego. Ból uśmierzony w jednym miejscu, nieoczekiwanie pojawia się w innym. Ponieważ cele traktuje się nie tylko jako potencjalnie, lecz jako faktycznie dostępne każdemu, dlatego też dążenie do nich częstokroć wywołuje w człowieku dużo większy niepokój i frustrację niż tradycyjna próba sprostania ideałom. Wszechobecna gloryfikacja równości sprawia, że ludzie w mniejszym stopniu zwracają uwagę na to, co mają i czym są, niż na to, czego nie mają i kim nie są. Człowiek, który przyswoił sobie nową doktrynę predestynacji i wkroczył na drogę samorealizacji, będzie sądził, iż ma prawo do tego wszystkiego, co osiągnęli lub co mogą osiągnąć inni. Mając przed oczyma tylko cele, zapomina o środkach i możliwościach albo uważa po prostu, że to już nie jego zmartwienie. Skutek jest taki, iż wszystko, co w ogóle można osiągnąć, rozważa się nie jako potencjalnie dostępne komuś, kto spełni dodatkowe niezbędne wymogi, lecz jako faktycznie przysługujące każdemu, niezależnie od tego, kim jest i co potrafi.

Na drodze do realizacji celów stoi jednak, o czym była już mowa, wiele przeszkód, wynikających albo z natury samej jednostki, albo z podejmowanych przez nią wyborów, albo z pewnych zewnętrznych okoliczności, na które ma ona bądź nie ma wpływu. Nieumiejętność dostrzeżenia tych ograniczeń i przeszkód, rozpoznania ich po to, aby zwalczać te, które zwalczyć się da, i godzić się z tymi, których pokonać nie sposób, jest jedną z zasadniczych cech współczesnego Człowieka. Kiedy owa różnica przestaje być widoczna, kiedy zamiast równego dostępu do celów domaga się gwarancji równego dostępu do wyników, kiedy wreszcie każde niepowodzenie uważa się za wynik zewnętrznej represji bądź dyskryminacji, wówczas zanika – jako niepotrzebne i niezrozumiałe – pojęcie jednostkowej odpowiedzialności i winy. Bez niego jednak, jak słusznie zauważyli klasycy, nie może być mowy o wolności.

Tak pomyślana samorealizacja nie wymaga wielkiej pracy nad sobą. Żadnej ascezy i postów, żadnego wysiłku. Co najwyżej trzeba się nauczyć maksymalnie wykorzystywać zaistniałe sytuacje, ciesząc się własnym pragmatyzmem. Najłatwiej jednak wybrać coś z bogatej oferty rynkowej skierowanej do samorealizujących się jednostek: bądź sobą albo kimś innym, bądź abnegatem albo gwiazdą, bądź śmieciem albo dyrektorem, durniem albo geniuszem, pokochaj siebie albo siebie znienawidź, zbawiaj świat albo go olewaj. Wybierz, co chcesz, i czekaj na efekt – to przecież twoje niezbywalne prawo jako człowieka i obywatela.

Pobrzmiewa to jakimś liberalizmem, ale nie dajmy się zwieść. To pozory. Mamy do czynienia z symbiozą postawy roszczeniowej i bezkrytycznego samozadowolenia, które mądrale od psychoterapii zwą afirmacją siebie. Z tej perspektywy niepowodzenia w urzeczywistnianiu któregoś z wybranych celów nigdy nie są traktowane jako wynikające z tego, kim jest i co robi jednostka. Wszystkiemu winni są „inni”. To oczywiste. Człowiek jest, jaki jest, chce, czego chce, i świat powinien się dostosować, a nawet powinien go za to kochać. Jeśli coś się nie udaje, jeśli coś trzeba zmienić, to zapewne społeczeństwo, tradycję, rodzinę, model wychowania, stosunki międzyludzkie, seksualność, co tylko chcecie. Program nauczania jest dla niektórych nazbyt trudny, to dalej go zmieniać, obniżać poprzeczki, bo nieuki też chcą mieć cenzurki z czerwonymi paskami. Obrany styl życia uchodzi za dobro najwyższe i ktoś, kto proponuje jego choćby drobną modyfikację, może z miejsca zasłużyć sobie na miano inkwizytora albo faszysty.

Ta dziwaczna idea samorealizacji, którą doskonale streszcza zawołanie „Daj, bo mi się należy!”, wiąże się z inną ważną cechą współczesnego Człowieka – indywidualizmem. Jest to jednak indywidualizm nowego typu, który niemal całkowicie zastąpił swojego imiennika rodem z pism klasyków liberalizmu.

INDYWIDUALIZM KOLEKTYWNY

Współczesny indywidualizm jest wytworem zbiorowości, istnieje tylko w niej i tylko dzięki niej. Człowiek głośno wyraża swoją niezależność, domaga się poszanowania swych praw jako odrębnej jednostki, chce być sam sobie sterem, sternikiem i okrętem, ale tylko wówczas, kiedy – paradoksalnie – nie musi polegać sam na sobie, kiedy owa quasi-niezależność zostaje usankcjonowana i podtrzymana przez system społeczno-polityczny.

Oto nasz indywidualista. Chcę być niezależny – krzyczy – chcę żyć po swojemu i odczepcie się wszyscy ode mnie. Będę miał niebieskie włosy, gwoździa w nosie, na piersi wytatuuję sobie swastykę i będę żył w konkubinacie z chomikiem. Utrzymam się z deklamowania własnych sonetów, a pieniądze przepuszczę na gorzałę, prochy i znaczki pocztowe!

W porządku, mówimy. Rób, co chcesz. Mija jakiś czas i co? Już słychać skargi: nie pozwalają mi, przeszkadzają, ludzie mnie nie lubią, nie mam przyjaciela, mama się do mnie nie odzywa, ksiądz wyprasza z kościoła, od gorzały mam marskość wątroby, od prochów rozdwojenie jaźni, chomik mnie zdradza, a z sonetów się śmieją! Zróbcie coś! To wszystko przez to, że ci cholerni ludzie są tak nietolerancyjni! Nie akceptują mojej inności, dranie! No zróbcie coś, przecież tak nie może być!

Rozglądamy się zaciekawieni – do kogo on mówi? Ach, do nich… No tak… Nasz indywidualista przecież bez nich sobie nie poradzi. Niech tylko oni zapewnią mu warunki, niech otoczą go opieką, a on już rozwinie swoją indywidualność jak się patrzy. Tak jest, nic więcej nie trzeba, tylko sprzyjających warunków. Jak nie nakarmisz rybek w akwarium, to ci zdechną, biedne indywidualistki.
Indywidualizm nie idzie więc już w parze z samowystarczalnością. Dzisiejszy indywidualista potrzebuje, po pierwsze, warunków, w których będzie mógł bez przeszkód realizować swoje pragnienia, ambicje i fantazje, po drugie zaś, zapewnienia, iż w razie jeśli mu się nie uda, jeśli zrobi coś głupiego, szkodliwego dla siebie czy innych, to od razu na pomoc przyleci państwowa mamuśka, która go nakarmi, pogłaszcze po główce, a przy okazji pogrozi palcem wszystkim, którzy czyhają na jej pupila. On może wszystko mieć w nosie, ale nie mieści mu się w głowie, że jego ktoś może mieć w nosie. Chce, żeby się wszyscy od niego odczepili, żeby nikt nic od niego nie chciał, lecz sam ani myśli przestać żądać i święcie wierzy w przysługujące mu prawo do samorealizacji. „Daj, bo mi się należy!” – woła i nikogo niech to nie dziwi. Został przecież odgórnie umieszczony w obozie zbawionych.

SZCZĘŚCIE DLA KAŻDEGO

Dążenie do prywatnego szczęścia stało się dziś tak oczywistym celem każdej ludzkiej istoty, że dyskutowanie nad tym może się wydawać nieporozumieniem. Każdy ma prawo do szczęścia, każdy zasłużył na zbawienie, każdemu należy się od życia coś miłego – prawda, że trudno temu zaprzeczyć? A przecież samo stwierdzenie, że każdy ma prawo do szczęścia jest równie nonsensowne, jak hasła w rodzaju „wszyscy powinni się kochać” albo „wszyscy będą się smażyć w piekle”.

Mimo to niezidentyfikowane szczęście wpisano do katalogu praw Człowieka, a ten już wie, jak domagać się jego egzekucji. „Myśmy szczęście wynaleźli”, mieli skrzeczeć według Nietzschego ostatni ludzie, ci, których rodzaj żyje najdłużej. Nietzsche, choć bez wątpienia zdradzał objawy paranoi, okazał się w tym miejscu przenikliwym psychologiem współczesnego Człowieka. Rosyjski dysydent Władimir Bukowski ironizował, że zwrotu pursuit of happiness zawartego w konstytucji USA nie da się nawet adekwatnie przetłumaczyć. W każdym razie po rosyjsku „pogoń za szczęściem” brzmi jak szyderstwo, konotuje bowiem daremny trud, bezpłodność takiego zajęcia, co absolutnie nie pasuje do języka prawa konstytucyjnego. Równie dobrze można byłoby uroczyście zapisać w konstytucji święte prawo, że każdy człowiek może się uważać za czajnik („Moskiewski proces”, tłum. zbiorowe).

To, co dotyczy Ameryki, dotyczy również Europy, a także nas. Symptomy są dość wyraźne i nie można obruszać się na kręcącego nosem na tę pogoń za szczęściem Bukowskiego, dowodząc, że to lata sowieckich łagrów uczyniły zeń reakcyjnego mizantropa. Kto wie, może to właśnie pozwoliło mu zachować zdrowy rozsądek. A co powiedziałby o tym stary Céline? To samo, jeszcze raz to samo: Dążenie do szczęścia – oto apokaliptyczne szalbierstwo! To ono właśnie czyni nasze życie nieznośnym! To przez nie ludzie stają się tak wielkimi łajdakami, są tak niestrawni, jadowici. W życiu nie zaznasz szczęścia, twoim udziałem mogą się stać tylko większe bądź mniejsze nieszczęścia. No proszę, stary zgryźliwy Bardamu prawi niczym wytrawny kaznodzieja. Pamiętaj o piekle Człowieku
    _________________
    [Edycja moderatora: zmienilem dluuuuuga nazwe linku na zwykly link URL, bo przegladarka dostawala glupicy od tak dlugiego slowa]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 23:58, 21 Lip 2006    Temat postu:

Czy ktos chcialby bronic jakichs pieklolubnych argumentow z tego tekstu? A moze Autor? Czy poinformowales autora o tym, ze wkleiles jego tekst? Powinien o tym wiedziec, szczegolnie jesli ktos podejmie sie obrony przedstawionego tu rozumowania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 7:51, 22 Lip 2006    Temat postu:

Wujek jest historycznym faktem, że filozofie zakładajace pessymistyczną wizję swiata/piekło często prrzynoisły bardzo dobre z punktu widzenia człowieka efeky i na odwrót.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Drizzt
Założyciel, admin



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 2778
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 9:48, 22 Lip 2006    Temat postu:

Radku
1. Czy na wklejanie tekstów masz pozwolenia od autorów?
2. Jeśli jesteś zwolennikiem tez głoszonych przez powyższych to spróbuj bronić ich sam, a jeśli nie to w jaki sposób łączysz takie linkowanie z forum DYSKUSYJNYM?
3. Czy wiesz, że mamy na forum dział linkownia?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 9:52, 22 Lip 2006    Temat postu:

1). Nie, tekst opochodzi z powszechnie dostenego archiuwm Odry, który chwilowo niedziała.
2) ????? Wściekłeś się,że podparłem sie "autorytetem"?
3) Drizzt trochę wyriozumiałosci, ale skoro chcesz ukręcic łeb wątkowi 6to prosze bardzo. :D :D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Drizzt
Założyciel, admin



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 2778
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 9:58, 22 Lip 2006    Temat postu:

1. Wszystkie teksty w necie są ogólnie dostępne, to nie ma nic do rzeczy - jeśli nie masz pozwolenie wstawiasz linka, jeśli masz to zaznacz to.
2. Nie chodzi o żadne podpieranie - przecież ty NIC nie napisałeś tylko wstawiłeś czyjś tekst - pytam więc czy wyraża on 100% twoich poglądów?
3. Widziałeś na śFini jakiś wątek z "ukręconym łbem"? Co przez to rozumies?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 10:03, 22 Lip 2006    Temat postu:

Rozumiem rozmowę z moderatorem po której nikomu juz nie chce sie pisać. A codo tekstu mi się podoba, czy się podpisuje wpełni zobaczymy. Ok ansstepnym razem wkleje tylko linka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Drizzt
Założyciel, admin



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 2778
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 10:05, 22 Lip 2006    Temat postu:

Który wątek rozmowa z moderatorem zakończyła? Skoro nie wiesz czy zgadzasz się z tekstem to nie możesz używać go jako twoich argumentów. Może najwyżej wrzucić go jako ciekawostkę do linkowni.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 10:07, 22 Lip 2006    Temat postu:

Ok, zgadzam sie z wieloma przemysleniami w tym tekscie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:52, 23 Lip 2006    Temat postu:

Dobra, Radku - w takim razie mozemy wziac sie za analizowanie. Od ktorego argumentu chcialbys zaczac? Czy mozesz go przedstawic swoimi slowami w skrocie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:13, 23 Lip 2006    Temat postu:

Przeciez podałem ten argument, jesli miałbym go rozwinać stwierdzę, ze twoja filozofia wynika z twoich i wyłączznie twoich wcale nie uniwersalnychpsychologicznych uwarunkowań. Jednymz mitem za nias tojacych jest myslenie życzeniowe, ze na prawde ludzi obchodzi to, ze gdzieś tam na drugim koncu swiata ktos zuje i byc moze pójfdzie do piekła. Gadałem o tym w watku o racjonaliźmie z Michałem Dyszynskim.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:58, 23 Lip 2006    Temat postu:

Radek napisał:
twoja filozofia wynika z twoich i wyłączznie twoich wcale nie uniwersalnychpsychologicznych uwarunkowań.

Potrafisz to udowodnic?

Radek napisał:
Jednymz mitem za nias tojacych jest myslenie życzeniowe, ze na prawde ludzi obchodzi to, ze gdzieś tam na drugim koncu swiata ktos zuje i byc moze pójfdzie do piekła

MNIE to obchodzi - i to juz wystarczy, ze to nie jest myslenie zyczeniowe, Radku.

A tobie? Czy tobie jest obojetne, ze ktos bedzie wiecznie cierpial meki?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
idiota




Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 3604
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: stolnica

PostWysłany: Nie 23:04, 23 Lip 2006    Temat postu:

Cytat:
a nie bo mamy "stana natury"[
to aksjomat.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:05, 23 Lip 2006    Temat postu:

"Czy jest mi to obojętne?" Wiem, że powininem powiedzieć nie ale wiem też, ze byłoby to kłamstwo, tak samo ani mnie ani ciebie tak na prawde nie obchodzi ilu ludzi gdzieś ginie z głodu. Czasem dla zaspokojenia swego sumienia i swej próżności damy jakis datek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:23, 23 Lip 2006    Temat postu:

Mylisz sie, ze ani mnie ani ciebie to nie obchodzi. Widac to po slowach "dla uspokojenia sumienia". Widzisz sam, ze owa obojetnosc to grzech.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:27, 24 Lip 2006    Temat postu:

Owo "uspokojenie sumienia" o niczym nie swiadczy, ponieważ w naszej epoce poprostu wypada tak mysleć. Znamienne, że przez wiecej niz pareset lat, gdzieś tak od czasów Orygenesa nikt raczej tak tego problemu nie stawiał, a często twierdzono nawet wręcz odwrotnie. Przzwyczailiśmy sie do wzniecania "masowych uczuć' i t tyle. I czyzby teoria zbawienia wszystkich potwierdzała racjonalistyczna tezę, że zaświaty wymyłsonno dodatkowo jako rekompensatę za zło z którego świadomością sobie nie radzimy?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:16, 29 Lip 2006    Temat postu:

wuj napisał:
Czy tobie jest obojetne, ze ktos bedzie wiecznie cierpial meki?
Radek napisał:
Wiem, że powininem powiedzieć nie ale wiem też, ze byłoby to kłamstwo, tak samo ani mnie ani ciebie tak na prawde nie obchodzi ilu ludzi gdzieś ginie z głodu. Czasem dla zaspokojenia swego sumienia i swej próżności damy jakis datek.
wuj napisał:
Mylisz sie, ze ani mnie ani ciebie to nie obchodzi. Widac to po slowach "dla uspokojenia sumienia". Widzisz sam, ze owa obojetnosc to grzech.
Radek napisał:
Owo "uspokojenie sumienia" o niczym nie swiadczy, ponieważ w naszej epoce poprostu wypada tak mysleć.

Krotko mowiac: uwazasz, ze moralne jest cieszenie sie z wlasnego szczescia przy swiadomosci, ze jest ono zbudowane i w kazdej chwili podpierane przez niewymowne meki tlumow? Uwazasz, ze moralnosc "wladcy niewolnikow" obojetnego na los swoich "maszyn roboczych" to moralnosc chrzescijanska?

Trudno mi w to uwierzyc. Ale jesli tak jest, to wiele to tlumaczy...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:31, 29 Lip 2006    Temat postu:

Cytat:
Krotko mowiac: uwazasz, ze moralne jest cieszenie sie z wlasnego szczescia przy swiadomosci, ze jest ono zbudowane i w kazdej chwili podpierane przez niewymowne meki tlumow? Uwazasz, ze moralnosc "wladcy niewolnikow" obojetnego na los swoich "maszyn roboczych" to moralnosc chrzescijanska?

Trudno mi w to uwierzyc. Ale jesli tak jest, to wiele to tlumaczy...
Demagogia. Nie wiemy czy owe tłumy w istocie będą wstanie pomieścić sie w glowie zbawionego, skoro w centrum jego uwagi będzie obcowanie z Bogiem. Nadto upraszczaz co mówię i uważam, że żadnego podpierania sie tłuammi tu nie ma. Te tłumy same wybrały, chcoiaż wiedziały, iz nie są wszechwiedzące. Więcej na

[link widoczny dla zalogowanych]

Ps: jeśli to nie demagogia to powiedzmy co zrobiles ze świadomością milionow ludzi żyjacych na skraju nędzy w Chuinach i robiącycyh na to byś mial ubranie? A może ta swiadomosc cis ię w głowie pojawia wyłacznie na potrzeby dyskusji i aspokojenia sumienia Bogiem,
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:11, 29 Lip 2006    Temat postu:

Radek napisał:
Nie wiemy czy owe [wiecznie cierpiace] tłumy w istocie będą wstanie pomieścić sie w glowie zbawionego, skoro w centrum jego uwagi będzie obcowanie z Bogiem.

Czyli chcesz nam powiedziec, ze obcowanie z Bogiem ODWRACA UWAGE OD CIERPIENIA BLIZNIEGO? :shock:

Jestes pewien, ze mowisz o Bogu, a nie o Baalu?

Powiedz prosze jasno, zanim przejdziemy dalej:

1. Czy uwazasz, ze moralne jest cieszenie sie z wlasnego szczescia przy swiadomosci, ze jest ono zbudowane i w kazdej chwili podpierane przez niewymowne meki tlumow?

2. Czy moze uwazasz, ze obcowanie z Bogiem odwraca uwage od cierpienia blizniego?

Radek napisał:
Te tłumy same wybrały

O tym, co to znaczy, mowa jest gdzie indziej. Nie zaczynajmy tej samej dyskusji w roznych miejscach. Chyba, ze chcesz ja skoncentrowac w tym watku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:24, 29 Lip 2006    Temat postu:

Cytat:
Radek napisał:
Nie wiemy czy owe [wiecznie cierpiace] tłumy w istocie będą wstanie pomieścić sie w glowie zbawionego, skoro w centrum jego uwagi będzie obcowanie z Bogiem.

Czyli chcesz nam powiedziec, ze obcowanie z Bogiem ODWRACA UWAGE OD CIERPIENIA BLIZNIEGO?
Oczywiscie, podobnie jak od własnego cierpienia.Zreszta nieodwraca uwagę, poprostu bóg opochłania w sposób absolutny a juz napewno zbawionych. Świadczyz reszta o tym historia swietych, religii.
Cytat:
1. Czy uwazasz, ze moralne jest cieszenie sie z wlasnego szczescia przy swiadomosci, ze jest ono zbudowane i w kazdej chwili podpierane przez niewymowne meki tlumow?
ono jest podpierane Bogiem i iniczym więcej.
Cytat:
2. Czy moze uwazasz, ze obcowanie z Bogiem odwraca uwage od cierpienia blizniego?
Na ostatecznym etapie rozwoju duchowego absolut Boga pochalania w sposób całkowity. A zdolnosć do odwracania uwagi od cierpienia jest nam wpisana w nature i niesądze aby byla to wyłacznie wina grzechu pierowrodnego. To geny i ewolucyjne przystosowanie.
Cytat:
Te tłumy same wybrały

O tym, co to znaczy, mowa jest gdzie indziej. Nie zaczynajmy tej samej dyskusji w roznych miejscach. Chyba, ze chcesz ja skoncentrowac w tym watku.
Wiesz uwjek ja nie musze przyjmowac twojego słownika wujo-katolickiego, wole wyłacznie ten katolicki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 0:14, 30 Lip 2006    Temat postu:

wuj napisał:
Czyli chcesz nam powiedziec, ze obcowanie z Bogiem ODWRACA UWAGE OD CIERPIENIA BLIZNIEGO?
Radek napisał:
bóg opochłania w sposób absolutny a juz napewno zbawionych.

Do tego stopnia, ze staje im sie OBOJETNY los innych? Na czym polega milosc, Radku?

wuj napisał:
Czy uwazasz, ze moralne jest cieszenie sie z wlasnego szczescia przy swiadomosci, ze jest ono zbudowane i w kazdej chwili podpierane przez niewymowne meki tlumow?
radek napisał:
ono jest podpierane Bogiem i iniczym więcej.

To co robia w twojej wierze potepiency? Czy gdyby nie bylo potepionych, to - wedlug twojej wiary - moglbys byc zbawiony?

Radek napisał:
ja nie musze przyjmowac twojego słownika wujo-katolickiego, wole wyłacznie ten katolicki.

Wydaje mi sie, ze nie musisz mnie obrazac.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 9:21, 30 Lip 2006    Temat postu:

Cytat:
wuj napisał:
Czyli chcesz nam powiedziec, ze obcowanie z Bogiem ODWRACA UWAGE OD CIERPIENIA BLIZNIEGO?
Radek napisał:
bóg opochłania w sposób absolutny a juz napewno zbawionych.

Do tego stopnia, ze staje im sie OBOJETNY los innych? Na czym polega milosc, Radku?
Ale wuju my już z natury jesteśmy obojetni na los anonimowego x, cierpiącego gdzieś tam, przejmiemy się tym gdy ów x stanie sie x konkretnym a wtedy zrobimy coś zupełnie innego niz dywagowanie o zbawieniu wszystkich. W dzisiejszych czasach z pewnych względów partykularnych i egoistycznych względów powiniśmy się przejmować ale jak pokazuje codziennosć życia bynajmniej tego nie robimy. Dlatego wiele jest io konkretnych potrzebujacych a mało organizowaniu wielkicjh charytatywnych akcji. A o żadnej wielkiej akcji nie ma na pewno w Ewangelii. Jest tam nawet sceptyczna analiza charytatywnosci w historii o wdoowim groszu.
Cytat:
Radek napisał:
bóg opochłania w sposób absolutny a juz napewno zbawionych.

Do tego stopnia, ze staje im sie OBOJETNY los innych? Na czym polega milosc, Radku?

Alez oczywiscie, świadczą o tym pisma wszystkich mistyków których uznał kosciół, jest taki moment kiedy los bliźniego obchodzi tylko ze względu na nakaz Boga, a na końcu takki kiedy dochodzi do absolutnego zjjednoczenia z nim. Z twojej myśli wynika, zę zjednoczenie z Bogiem jest procesem intelektualnym, lktóry może sie w niebie jeszcze nie zakończyc.
Cytat:
wuj napisał:
Czy uwazasz, ze moralne jest cieszenie sie z wlasnego szczescia przy swiadomosci, ze jest ono zbudowane i w kazdej chwili podpierane przez niewymowne meki tlumow?
radek napisał:
ono jest podpierane Bogiem i iniczym więcej.

To co robia w twojej wierze potepiency? Czy gdyby nie bylo potepionych, to - wedlug twojej wiary - moglbys byc zbawiony?
W mojej wierze dopuszczalne są oba warianty, nienarzucam sie tu Bogu, ani potępiencom a ty?
Cytat:
Radek napisał:
ja nie musze przyjmowac twojego słownika wujo-katolickiego, wole wyłacznie ten katolicki.

Wydaje mi sie, ze nie musisz mnie obrazac
Na prawdę nie musze uważać twoja interpretacje katolicyzmu za najlepszą. Czy czytałes mego bloga?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:51, 30 Lip 2006    Temat postu:

Radek napisał:
my już z natury jesteśmy obojetni na los anonimowego x, cierpiącego gdzieś tam, przejmiemy się tym gdy ów x stanie sie x konkretnym a wtedy zrobimy coś zupełnie innego niz dywagowanie o zbawieniu wszystkich

Wyobraz sobie, ze dostales taka propozycje:
    Tu masz taki guziczek, ze jak go nacisniesz, to bedziesz przez nastepna dobe szczesliwy, bo wszystko bedzie ci sie w zyciu dobrze ukladalo. Tyle, ze po nacisnieciu tego guziczka, ktos bedzie musial przez cala dobe cierpiec. Masz jednak gwarancje, ze nie bedzie to zadna z osob, ktore znasz.
Bedziesz naciskal na ten guziczek?

Radek napisał:
bóg opochłania w sposób absolutny a juz napewno zbawionych.
wuj napisał:
Do tego stopnia, ze staje im sie OBOJETNY los innych? Na czym polega milosc, Radku?
Radek napisał:
Alez oczywiscie, świadczą o tym pisma wszystkich mistyków których uznał kosciół, jest taki moment kiedy los bliźniego obchodzi tylko ze względu na nakaz Boga, a na końcu takki kiedy dochodzi do absolutnego zjjednoczenia z nim.

To ty chyba nie rozumiesz pism mistykow ani zjednoczenia z Bogiem... Na czym polega milosc, Radku? Kim jest Bog, Radku?

Czym Bog rozni sie od szatana?...

wuj napisał:
Czy gdyby nie bylo potepionych, to - wedlug twojej wiary - moglbys byc zbawiony?
Radek napisał:
W mojej wierze dopuszczalne są oba warianty, nienarzucam sie tu Bogu, ani potępiencom a ty?

Ja tez sie nie narzucam potepiencom, stwierdzam tylko fakt, ze zadne Boze stworzenie nie pojdzie z wlasnej woli na samozniszczenie, bowiem Bog nie jest ani tworca bubli ani potworem. A teraz prosze odpowiedz na pytanie: czy gdyby nie bylo potepionych, to wedlug twojej wiary moglbys byc zbawiony?

Radek napisał:
nie musze przyjmowac twojego słownika wujo-katolickiego, wole wyłacznie ten katolicki.
wuj napisał:
Wydaje mi sie, ze nie musisz mnie obrazac
Radek napisał:
Na prawdę nie musze uważać twoja interpretacje katolicyzmu za najlepszą.

Ale z tego nie wynika, ze masz mowic o mnie wujo-katolik. Ja nie mowie o tobie radko-katolik. Badz wiec ogledny, OK?

Radek napisał:
Czy czytałes mego bloga?

Nie. Jaki jest link?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:06, 30 Lip 2006    Temat postu:

Cytat:
Radek napisał:
my już z natury jesteśmy obojetni na los anonimowego x, cierpiącego gdzieś tam, przejmiemy się tym gdy ów x stanie sie x konkretnym a wtedy zrobimy coś zupełnie innego niz dywagowanie o zbawieniu wszystkich

Wyobraz sobie, ze dostales taka propozycje:
Tu masz taki guziczek, ze jak go nacisniesz, to bedziesz przez nastepna dobe szczesliwy, bo wszystko bedzie ci sie w zyciu dobrze ukladalo. Tyle, ze po nacisnieciu tego guziczka, ktos bedzie musial przez cala dobe cierpiec. Masz jednak gwarancje, ze nie bedzie to zadna z osob, ktore znasz.
Bedziesz naciskal na ten guziczek?
Ale my taiej propozycji nie mamy, chyba, ze traktujemy religię jedynie jako abstrakt intelektualny.
Cytat:
To ty chyba nie rozumiesz pism mistykow ani zjednoczenia z Bogiem... Na czym polega milosc, Radku? Kim jest Bog, Radku?

Czym Bog rozni sie od szatana?...
Znam pisma mistyków i szybciej znajdziesz w nihch opisy mak piekielnych niz swoja filozofię. Wedle twej filozofii np: Św. Faustynie Kowalskiej Jezus nie mógł objawić dusz cierpiacych w piekle, a to zrobił.
Cytat:
Ja tez sie nie narzucam potepiencom, stwierdzam tylko fakt, ze zadne Boze stworzenie nie pojdzie z wlasnej woli na samozniszczenie, bowiem Bog nie jest ani tworca bubli ani potworem. A teraz prosze odpowiedz na pytanie: czy gdyby nie bylo potepionych, to wedlug twojej wiary moglbys byc zbawiony?
Ależ szatan juz na to poszedł. Owo zniszczenie w sposób absolutny uznał za tożsame ze swoim ja, więc nawet jeślibys coś z tego szatatna dziekiBogu odratował, to i tak niezbawiłbys go, bo w nim nie ma juz nic do ratowania.
Cytat:
Ale z tego nie wynika, ze masz mowic o mnie wujo-katolik. Ja nie mowie o tobie radko-katolik. Badz wiec ogledny, OK?

Nie powiedziałem wujo katolik. Powiedziałem twoja interpretacja, tak jak O. Rydzyk ma swoja nie?

Link: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:32, 30 Lip 2006    Temat postu:

Radek napisał:
my już z natury jesteśmy obojetni na los anonimowego x, cierpiącego gdzieś tam, przejmiemy się tym gdy ów x stanie sie x konkretnym a wtedy zrobimy coś zupełnie innego niz dywagowanie o zbawieniu wszystkich
wuj napisał:
Wyobraz sobie, ze dostales taka propozycje:
Tu masz taki guziczek, ze jak go nacisniesz, to bedziesz przez nastepna dobe szczesliwy, bo wszystko bedzie ci sie w zyciu dobrze ukladalo. Tyle, ze po nacisnieciu tego guziczka, ktos bedzie musial przez cala dobe cierpiec. Masz jednak gwarancje, ze nie bedzie to zadna z osob, ktore znasz.
Bedziesz naciskal na ten guziczek?
Radek napisał:
Ale my taiej propozycji nie mamy

Ja ci ja daje, by ci zilustrowac glos twojego sumienia.

Zanim bedziemy mowili dalej o innych rzeczach, prosze odpowiedz na to pytanie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin