Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

czy wiara powinna być prywatna?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Religie i wyznania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:36, 26 Paź 2023    Temat postu: Re: czy wiara powinna być prywatna?

Integryści w gruncie rzeczy sobie problem wątpliwości, interpretacji tego, co napisano w Biblii, w dokumentach kościelnych, a potem połączeniu tego w zrozumiałą całość "rozwiązali". Rozwiązali go dość prosto, czyli realnie mają go w tzw. "głębokim poważaniu..."!
Z integrystą katolickim w większości nie pogadasz o dogmatach o interpretacji jego dogmatów. Dobrze będzie jeśli te dogmaty w ogóle będzie znał. A jeśli nawet je zna, to nie podyskutujesz o tych dogmatach w stylu: a jak tu rozwiążemy problem interpretacyjny 1, potem problem definicyjny 2, problem z realnym wdrożeniem 3... Nie pogadasz o tym z integrystą, bo on w istocie "ma gdzieś" te idee, które jego doktryna (którą tak niezbędnie trzeba wdrożyć i być jej posłusznym). Integrysta bowiem obnosi te doktryny jedynie jak proporce, aby ludziska przyznający się do nich, wyrażali swoje posłuszeństwo wobec samej instytucji. Integrysta się do tego nie przyzna, ale jemu wcale nie o to chodzi, aby w tych doktrynach cokolwiek wyjaśniać, czynić lepiej realizowalnym w praktyce, przybliżać umysłom ludzi. Tu chodzi jedynie o WYRAŻANIE SWOJEJ ZGODY IN BLANCO w kwestii podległości samej instytucji.
Integrysta błyskawicznie od pytań o sens doktryny przejdzie do kwestii "masz to uznać!", a jak będzie ktoś pytał "ale wiesz, nie bardzo rozumiem jak to uznać, bo tu są takie dwie sprzeczne ze sobą interpretacje... ", to dostanie odpowiedź "uznaj to! I bądź posłuszny!". Proste jak konstrukcja cepa.
A wszystko się wyjaśnia, jeśli zdekodujemy sformułowanie "uznać doktrynę" na realny tego odpowiednik "zadeklarować swoją podległość samej instytucji, złożyć deklaracje posłuszeństwa ogólnego" (szczegóły są w większości przypadkach zupełnie nieistotne, bo to nie o nie chodzi).
Problem jest ludźmi mojego pokroju, którzy nie godzą się na oszukiwanie w kwestiach definicji słów "wierzyć", "uznawać", "akceptować".
Jeśli ktoś takiemu jak ja powie "uwierz w XY.", nie określając odpowiednio dobrze o co miałoby chodzić w tym XY, to dostanie ode mnie odpowiedź: nie mogę "uwierzyć", w coś, co jest dla mnie niezrozumiałe tak dalece.
Jeśli ktoś takiemu jak ja powie "uznaj XY.", nie określając odpowiednio dobrze o co miałoby chodzić w tym XY, to dostanie ode mnie odpowiedź: nie mogę "uznać" tego XY, bo dla mnie jest niezrozumiałe czym XY jest, więc nie wiem, jak się to coś nieznane "uznaje".
Jeśli ktoś takiemu jak ja powie "zaakceptuj XY.", nie określając odpowiednio dobrze, o co miałoby chodzić w tym XY, to dostanie ode mnie odpowiedź: nie mogę "zaakceptować" tego, bo deklarując to, oszukiwałbym siebie i innych, jako że dla mnie postawa "akceptacji" domaga się pewnego minimalnego rozstrzygnięcia kwestii wątpliwych, o co w sprawie chodzi. A nie chcę tu oszukiwać, nie chcę deklarować nieprawdy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:53, 26 Paź 2023    Temat postu: Re: czy wiara powinna być prywatna?

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

A powiem ci, drogi integrysto - fundamentalisto więcej: ty sam, aby rozstrzygnąć w którym miejscu i jak masz nie używać swojego umysłu, ale doktryny, ustalisz to miejsce i metodę...
swoim umysłem! To jak możesz za chwilę twierdzić, że nie użyłeś umysłu, tylko samej doktryny?... :shock:
Jeśli masz umysł - ten swój - który ci fałszuje rozpoznania (wszak jest ponoć od szatana), to właśnie tym umysłem rozpoznajesz CO jest doktryną, JAK doktrynę zrozumieć, W JAKI SPOSÓB JĄ ZASTOSOWAĆ. Bo doktryna nie funkcjonuje poza twoim umysłem i bez twojego umysłu, jeślibyś w ogóle miał jej do czegokolwiek użyć. Jeśli twój umysł cię tak oszukuje, to masz i tak przegwizdane, bo on cię i tak może oszukać w tym zakresie, że cię tak zmanipuluje w zakresie odczytu owej (choćby sama była najsłuszniejsza) doktryny, że ją np. odwrotnie zrozumiesz.

Nie wiem, który integrysta twierdzi, że nie używa umysłu, ja takiego nie znam, ale przyzwyczaiłam się już do tego, że lubisz dyskutować z chochołami, więc nihil novi...

Integrysta tym się różni od "prywaciarza", że swój umysł w kwestiach religii podporządkowuje Kościołowi, który jest odpowiednikiem obiektywnej rzeczywistości, podczas gdy prywaciarz odrzuca obiektywną rzeczywistość na rzecz swojego widzimisię. Twój stosunek do religii jest tym samym idealizmem, który prezentujesz w wszystkich innych kwestiach.

Czyli po prostu zignorowałaś to, co napisałem. Nie podjęłaś w ogóle tej - kluczowej w owym kontekście - kwestii, że choćby by "podporządkować się Kościołowi", trzeba mieć rozpoznane jak to wykonać, czyli trzeba mieć na jakimś poziomie zrozumienie tych zagadnień, które do podporządkowania należą (bo inne już nie należą), czyli trzeba użyć własnego umysłu do tego. Ale jak sobie tę kwestię zignorujesz, a za to stwierdzisz, że się ktoś tak po prostu "podporządkowuje Kościołowi", to problemu nie ma.
Irbisol też kiedyś taką fajną dyskusję ze mną prowadził - gdy go przyciskałem, jak rozstrzyga te kwestie, do których niezbędne są założenia, on napisał, że "stosuje prawdę" (alternatywnie "stosował logikę"). Gdy próbowałem go przyciskać, że przecież problem jest nie w tym, aby użyć określenia "zastosuję logikę", tylko JAK się to robi, w obliczu tego, że nie ustaliliśmy założeń, kryteriów, definicji etc. to on był niezmącony - po prostu "stosował prawdę" i tą deklaracją mnie "załatwił". Ty też mnie tu "załatwiłaś", bo moje pytania o to, jak rozstrzygać sensownie to, podporządkowanie się różnym doktrynom kościelnym wykonać, w obliczu tego, że są to wieloznaczne, trudne teksty, że nie wiadomo jest często jak je rozumieć, to Ty masz już rozwiązanie: podporządkowanie się Kościolowi.
No fajnie! Tak wygrywasz! :brawo:
To jest w ogóle uniwersalna metoda rozstrzygania wszystkiego - po prostu trzeba zadeklarować, iż należy zrobić to, co by się zrobiło, gdyby było wiadomo, jak to zrobić.

Nie wiesz, jak naprawić kran? - po prostu napraw kran!
Nie wiesz, jak sprawić, aby kot sąsiadów przestał drzeć się po nocy? - spraw, aby kot przestał się drzeć po nocy!
Jest rozwiązanie. A jakież jest ono oczywiste! :rotfl:

Zastanów się, czemu tak Cię poniosły emocje w odpowiedzi na mój post.

A następnie przeczytaj Twój własny wpis z bloga:
Michał Dyszyński napisał:
Ja zakładam, że jeśli w myśleniu sterowanie przyjmuję emocje, to moje wnioski z takich rozumowań są z bardzo dużym prawdopodobieństwem niewiele warte. Myślenie w emocjach znamionuje wg mnie głupców, zaś ilekroć ja tak zaczynam myśleć, to staję się głupcem. Nie twierdzę, ze brak zdania się na emocje już zapewnia sensowność myśli, bo wiem, że to jest bardziej skomplikowane, czyli można myśleć bez fałszującego wpływu emocji, a ulegać innym fałszującym wpływom. Ale ten emocjonalny wpływ emocji na myślenie jest jednym z najbardziej destrukcyjnych od strony logiki i sensowności.

Ci ciekawe, to co napisałem nie oznacza, iż w ogóle miałbym uważać coś w stylu "emocje są złe". Nie, emocje nie są złe, a wręcz są potrzebne. Tylko że to nie one mają grać pierwsze skrzypce w rządzeniu umysłami. Jak jest myślenie, to emocje mają być wycofane. Gdzieś tam czasem mogą coś zasugerować, ale nie mają decydować.

http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,67/ludzie-mnie-nie-krzywdzili-tylko-moje-wlasne-emocje,24049-50.html#758469

I nie pisz nic, po prostu ochłoń i przemyśl na chłodno

Nie znalazłem w Twojej odpowiedzi na kwestie merytoryczne. Jest tu Twoje domniemanie mojej odpowiedzi w emocjach, ale brak jest zajęcia stanowisko W SPRAWIE.
Przypomnę więc SPRAWĘ.
Sprawa (problem) jest taka, że zrealizować dowolne zadanie (tu zrealizować zastosowanie się do jakiejś dyrektywy urzędu nauczycielskiego) wtedy, gdy wiadomo JAK się coś realizuje. Nie znając metody, nie wiedząc jak rozstrzygać konflikty w zakresie interpretacji dyrektywy, człowiek po prostu nie będzie w stanie zrealizować zadania.
Na ten problem nie odpowiedziałaś, a on jest kluczowy. W kwestii odpowiedzi w tej sprawie, moje emocje (jakie by one nie były) niczego nie zmieniają.
Uproszczę Ci zadanie, zadając pytania pomocnicze:
- Czy kwestię zrozumienia doktryn kościelnych rozstrzyga własny umysł człowieka, czy rozumienie wg Ciebie nie wymaga udziału tego osobistego umysłu?
tak/nie...

Czy znasz metodę pewną metodę, która by pozwoliła wykluczyć błędne zrozumienie doktryn kościelnych?
tak/nie...

Czy w związku z tym zastosowanie się do doktryn kościelnych można zrealizować w jakikolwiek inny sposób tak, aby ten własny, osobisty umysł (taki jaki jest, zagrożony szatańskimi wpływami) nie pomylił się przy tym i nie spowodował dalej, że się człowiek de facto "nie zastosuje" do tego, co doktryna głosi?

I na koniec: czy potrafisz ostatecznie to jakoś pogodzić, że z jednej strony ten umysł negujesz, jako (potencjalnie?...) podległy szatanowi, a z drugiej strony coś trzeba mieć, aby wiedzieć, o co chodzi, gdy się szykujemy do realizacji posłuszeństwa doktrynalnego (tu opisz jak jego rolę, bądź brak tej roli rozwiązujesz w kontekście zorientowania się jak zastosować doktrynę kościelną).

(zostawiam osobnym pytanie, czy aby na pewno, na okrągłe 100% mamy prawo zakładać, iż szatan nigdy nie zadziałał na etapie tworzenia doktryn kościołów różnych - jeśli nie naszego, to może tych z wyznań konkurencyjnych, albo w zakresie stwierdzeń zmienionych w kościele po latach...)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 8 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:09, 26 Paź 2023    Temat postu: Re: czy wiara powinna być prywatna?

Michał Dyszyński napisał:
Integryści w gruncie rzeczy sobie problem wątpliwości, interpretacji tego, co napisano w Biblii, w dokumentach kościelnych, a potem połączeniu tego w zrozumiałą całość "rozwiązali". Rozwiązali go dość prosto, czyli realnie mają go w tzw. "głębokim poważaniu..."!
Z integrystą katolickim w większości nie pogadasz o dogmatach o interpretacji jego dogmatów. Dobrze będzie jeśli te dogmaty w ogóle będzie znał. A jeśli nawet je zna, to nie podyskutujesz o tych dogmatach w stylu: a jak tu rozwiążemy problem interpretacyjny 1, potem problem definicyjny 2, problem z realnym wdrożeniem 3... Nie pogadasz o tym z integrystą, bo on w istocie "ma gdzieś" te idee, które jego doktryna (którą tak niezbędnie trzeba wdrożyć i być jej posłusznym). Integrysta bowiem obnosi te doktryny jedynie jak proporce, aby ludziska przyznający się do nich, wyrażali swoje posłuszeństwo wobec samej instytucji. Integrysta się do tego nie przyzna, ale jemu wcale nie o to chodzi, aby w tych doktrynach cokolwiek wyjaśniać, czynić lepiej realizowalnym w praktyce, przybliżać umysłom ludzi. Tu chodzi jedynie o WYRAŻANIE SWOJEJ ZGODY IN BLANCO w kwestii podległości samej instytucji.
Integrysta błyskawicznie od pytań o sens doktryny przejdzie do kwestii "masz to uznać!", a jak będzie ktoś pytał "ale wiesz, nie bardzo rozumiem jak to uznać, bo tu są takie dwie sprzeczne ze sobą interpretacje... ", to dostanie odpowiedź "uznaj to! I bądź posłuszny!". Proste jak konstrukcja cepa.
A wszystko się wyjaśnia, jeśli zdekodujemy sformułowanie "uznać doktrynę" na realny tego odpowiednik "zadeklarować swoją podległość samej instytucji, złożyć deklaracje posłuszeństwa ogólnego" (szczegóły są w większości przypadkach zupełnie nieistotne, bo to nie o nie chodzi).
Problem jest ludźmi mojego pokroju, którzy nie godzą się na oszukiwanie w kwestiach definicji słów "wierzyć", "uznawać", "akceptować".
Jeśli ktoś takiemu jak ja powie "uwierz w XY.", nie określając odpowiednio dobrze o co miałoby chodzić w tym XY, to dostanie ode mnie odpowiedź: nie mogę "uwierzyć", w coś, co jest dla mnie niezrozumiałe tak dalece.
Jeśli ktoś takiemu jak ja powie "uznaj XY.", nie określając odpowiednio dobrze o co miałoby chodzić w tym XY, to dostanie ode mnie odpowiedź: nie mogę "uznać" tego XY, bo dla mnie jest niezrozumiałe czym XY jest, więc nie wiem, jak się to coś nieznane "uznaje".
Jeśli ktoś takiemu jak ja powie "zaakceptuj XY.", nie określając odpowiednio dobrze, o co miałoby chodzić w tym XY, to dostanie ode mnie odpowiedź: nie mogę "zaakceptować" tego, bo deklarując to, oszukiwałbym siebie i innych, jako że dla mnie postawa "akceptacji" domaga się pewnego minimalnego rozstrzygnięcia kwestii wątpliwych, o co w sprawie chodzi. A nie chcę tu oszukiwać, nie chcę deklarować nieprawdy.

Gdybyśmy mieli to streścić do clue: Integryści są tfe, a JA MISIU jestem zajebisty. Taka jest z grubsza merytoryczna zawartość wielu Twoich diagnoz
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

A powiem ci, drogi integrysto - fundamentalisto więcej: ty sam, aby rozstrzygnąć w którym miejscu i jak masz nie używać swojego umysłu, ale doktryny, ustalisz to miejsce i metodę...
swoim umysłem! To jak możesz za chwilę twierdzić, że nie użyłeś umysłu, tylko samej doktryny?... :shock:
Jeśli masz umysł - ten swój - który ci fałszuje rozpoznania (wszak jest ponoć od szatana), to właśnie tym umysłem rozpoznajesz CO jest doktryną, JAK doktrynę zrozumieć, W JAKI SPOSÓB JĄ ZASTOSOWAĆ. Bo doktryna nie funkcjonuje poza twoim umysłem i bez twojego umysłu, jeślibyś w ogóle miał jej do czegokolwiek użyć. Jeśli twój umysł cię tak oszukuje, to masz i tak przegwizdane, bo on cię i tak może oszukać w tym zakresie, że cię tak zmanipuluje w zakresie odczytu owej (choćby sama była najsłuszniejsza) doktryny, że ją np. odwrotnie zrozumiesz.

Nie wiem, który integrysta twierdzi, że nie używa umysłu, ja takiego nie znam, ale przyzwyczaiłam się już do tego, że lubisz dyskutować z chochołami, więc nihil novi...

Integrysta tym się różni od "prywaciarza", że swój umysł w kwestiach religii podporządkowuje Kościołowi, który jest odpowiednikiem obiektywnej rzeczywistości, podczas gdy prywaciarz odrzuca obiektywną rzeczywistość na rzecz swojego widzimisię. Twój stosunek do religii jest tym samym idealizmem, który prezentujesz w wszystkich innych kwestiach.

Czyli po prostu zignorowałaś to, co napisałem. Nie podjęłaś w ogóle tej - kluczowej w owym kontekście - kwestii, że choćby by "podporządkować się Kościołowi", trzeba mieć rozpoznane jak to wykonać, czyli trzeba mieć na jakimś poziomie zrozumienie tych zagadnień, które do podporządkowania należą (bo inne już nie należą), czyli trzeba użyć własnego umysłu do tego. Ale jak sobie tę kwestię zignorujesz, a za to stwierdzisz, że się ktoś tak po prostu "podporządkowuje Kościołowi", to problemu nie ma.
Irbisol też kiedyś taką fajną dyskusję ze mną prowadził - gdy go przyciskałem, jak rozstrzyga te kwestie, do których niezbędne są założenia, on napisał, że "stosuje prawdę" (alternatywnie "stosował logikę"). Gdy próbowałem go przyciskać, że przecież problem jest nie w tym, aby użyć określenia "zastosuję logikę", tylko JAK się to robi, w obliczu tego, że nie ustaliliśmy założeń, kryteriów, definicji etc. to on był niezmącony - po prostu "stosował prawdę" i tą deklaracją mnie "załatwił". Ty też mnie tu "załatwiłaś", bo moje pytania o to, jak rozstrzygać sensownie to, podporządkowanie się różnym doktrynom kościelnym wykonać, w obliczu tego, że są to wieloznaczne, trudne teksty, że nie wiadomo jest często jak je rozumieć, to Ty masz już rozwiązanie: podporządkowanie się Kościolowi.
No fajnie! Tak wygrywasz! :brawo:
To jest w ogóle uniwersalna metoda rozstrzygania wszystkiego - po prostu trzeba zadeklarować, iż należy zrobić to, co by się zrobiło, gdyby było wiadomo, jak to zrobić.

Nie wiesz, jak naprawić kran? - po prostu napraw kran!
Nie wiesz, jak sprawić, aby kot sąsiadów przestał drzeć się po nocy? - spraw, aby kot przestał się drzeć po nocy!
Jest rozwiązanie. A jakież jest ono oczywiste! :rotfl:

Zastanów się, czemu tak Cię poniosły emocje w odpowiedzi na mój post.

A następnie przeczytaj Twój własny wpis z bloga:
Michał Dyszyński napisał:
Ja zakładam, że jeśli w myśleniu sterowanie przyjmuję emocje, to moje wnioski z takich rozumowań są z bardzo dużym prawdopodobieństwem niewiele warte. Myślenie w emocjach znamionuje wg mnie głupców, zaś ilekroć ja tak zaczynam myśleć, to staję się głupcem. Nie twierdzę, ze brak zdania się na emocje już zapewnia sensowność myśli, bo wiem, że to jest bardziej skomplikowane, czyli można myśleć bez fałszującego wpływu emocji, a ulegać innym fałszującym wpływom. Ale ten emocjonalny wpływ emocji na myślenie jest jednym z najbardziej destrukcyjnych od strony logiki i sensowności.

Ci ciekawe, to co napisałem nie oznacza, iż w ogóle miałbym uważać coś w stylu "emocje są złe". Nie, emocje nie są złe, a wręcz są potrzebne. Tylko że to nie one mają grać pierwsze skrzypce w rządzeniu umysłami. Jak jest myślenie, to emocje mają być wycofane. Gdzieś tam czasem mogą coś zasugerować, ale nie mają decydować.

http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,67/ludzie-mnie-nie-krzywdzili-tylko-moje-wlasne-emocje,24049-50.html#758469

I nie pisz nic, po prostu ochłoń i przemyśl na chłodno

I na koniec: czy potrafisz ostatecznie to jakoś pogodzić, że z jednej strony ten umysł negujesz, jako (potencjalnie?...) podległy szatanowi, a z drugiej strony coś trzeba mieć, aby wiedzieć, o co chodzi, gdy się szykujemy do realizacji posłuszeństwa doktrynalnego (tu opisz jak jego rolę, bądź brak tej roli rozwiązujesz w kontekście zorientowania się jak zastosować doktrynę kościelną).

Z mojego posta, który cytujesz u góry:
Cytat:
Nie wiem, który integrysta twierdzi, że nie używa umysłu, ja takiego nie znam, ale przyzwyczaiłam się już do tego, że lubisz dyskutować z chochołami, więc nihil novi...

Czyli ja piszę, że integrysta nie neguje umysłu, a Ty mi wmawiasz, że neguję.

I to jest standard w dyskusjach z Tobą. A dlaczego? Bo Ciebie rzeczywistość poza Twoim umysłem nie interesuje. Ty masz w dupie, że Twój rozmówca mówi A, Ty dyskutujesz z B, bo tak Ci wygodnie, wszak rzeczywistość jest tylko narzędziem i jeśli Ci nie służy, to trzeba ją zamienić na coś lepszego...chochoła!


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Czw 22:09, 26 Paź 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:29, 26 Paź 2023    Temat postu: Re: czy wiara powinna być prywatna?

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Integryści w gruncie rzeczy sobie problem wątpliwości, interpretacji tego, co napisano w Biblii, w dokumentach kościelnych, a potem połączeniu tego w zrozumiałą całość "rozwiązali". Rozwiązali go dość prosto, czyli realnie mają go w tzw. "głębokim poważaniu..."!
Z integrystą katolickim w większości nie pogadasz o dogmatach o interpretacji jego dogmatów. Dobrze będzie jeśli te dogmaty w ogóle będzie znał. A jeśli nawet je zna, to nie podyskutujesz o tych dogmatach w stylu: a jak tu rozwiążemy problem interpretacyjny 1, potem problem definicyjny 2, problem z realnym wdrożeniem 3... Nie pogadasz o tym z integrystą, bo on w istocie "ma gdzieś" te idee, które jego doktryna (którą tak niezbędnie trzeba wdrożyć i być jej posłusznym). Integrysta bowiem obnosi te doktryny jedynie jak proporce, aby ludziska przyznający się do nich, wyrażali swoje posłuszeństwo wobec samej instytucji. Integrysta się do tego nie przyzna, ale jemu wcale nie o to chodzi, aby w tych doktrynach cokolwiek wyjaśniać, czynić lepiej realizowalnym w praktyce, przybliżać umysłom ludzi. Tu chodzi jedynie o WYRAŻANIE SWOJEJ ZGODY IN BLANCO w kwestii podległości samej instytucji.
Integrysta błyskawicznie od pytań o sens doktryny przejdzie do kwestii "masz to uznać!", a jak będzie ktoś pytał "ale wiesz, nie bardzo rozumiem jak to uznać, bo tu są takie dwie sprzeczne ze sobą interpretacje... ", to dostanie odpowiedź "uznaj to! I bądź posłuszny!". Proste jak konstrukcja cepa.
A wszystko się wyjaśnia, jeśli zdekodujemy sformułowanie "uznać doktrynę" na realny tego odpowiednik "zadeklarować swoją podległość samej instytucji, złożyć deklaracje posłuszeństwa ogólnego" (szczegóły są w większości przypadkach zupełnie nieistotne, bo to nie o nie chodzi).
Problem jest ludźmi mojego pokroju, którzy nie godzą się na oszukiwanie w kwestiach definicji słów "wierzyć", "uznawać", "akceptować".
Jeśli ktoś takiemu jak ja powie "uwierz w XY.", nie określając odpowiednio dobrze o co miałoby chodzić w tym XY, to dostanie ode mnie odpowiedź: nie mogę "uwierzyć", w coś, co jest dla mnie niezrozumiałe tak dalece.
Jeśli ktoś takiemu jak ja powie "uznaj XY.", nie określając odpowiednio dobrze o co miałoby chodzić w tym XY, to dostanie ode mnie odpowiedź: nie mogę "uznać" tego XY, bo dla mnie jest niezrozumiałe czym XY jest, więc nie wiem, jak się to coś nieznane "uznaje".
Jeśli ktoś takiemu jak ja powie "zaakceptuj XY.", nie określając odpowiednio dobrze, o co miałoby chodzić w tym XY, to dostanie ode mnie odpowiedź: nie mogę "zaakceptować" tego, bo deklarując to, oszukiwałbym siebie i innych, jako że dla mnie postawa "akceptacji" domaga się pewnego minimalnego rozstrzygnięcia kwestii wątpliwych, o co w sprawie chodzi. A nie chcę tu oszukiwać, nie chcę deklarować nieprawdy.

Gdybyśmy mieli to streścić do clue: Integryści są tfe, a JA MISIU jestem zajebisty. Taka jest z grubsza merytoryczna zawartość wielu Twoich diagnoz

Acha. Czyli jako argument w kwestii czy da się uznawać/wierzyć w doktryny, których się nie rozumie masz swój odczyt - domniemanie moich emocji.

towarzyski.pelikan napisał:
Z mojego posta, który cytujesz u góry:
Cytat:
Nie wiem, który integrysta twierdzi, że nie używa umysłu, ja takiego nie znam, ale przyzwyczaiłam się już do tego, że lubisz dyskutować z chochołami, więc nihil novi...

Czyli ja piszę, że integrysta nie neguje umysłu, a Ty mi wmawiasz, że neguję.

I to jest standard w dyskusjach z Tobą. A dlaczego? Bo Ciebie rzeczywistość poza Twoim umysłem nie interesuje. Ty masz w dupie, że Twój rozmówca mówi A, Ty dyskutujesz z B, bo tak Ci wygodnie, wszak rzeczywistość jest tylko narzędziem i jeśli Ci nie służy, to trzeba ją zamienić na coś lepszego...chochoła!


Znowu gdzieś się zagubił chyba temat i sens mojej wypowiedzi - było nim moje spostrzeżenie, że gdy nie wiadomo jak coś robić, to wymaganie aby to po prostu zrobić jest niewykonalne. Ty jako argument na to spostrzeżenie wyraziłaś swoje przekonanie, że mnie próbuję "rzeczywistość zamienić na coś lepszego". Nie wiem, skąd Ci to przyszło do głowy.

Cóż, jeśli ktoś inny też się doszukał właśnie takiego rozumienia moich słów, to muszę z pokorą uznać, że się nieprecyzyjnie wyrażałem. Ja jednak wciąż będę tu (może znowu nieudolnie, bo może znowu się okaże, że to zaklasyfikujesz z dala od mojej intencji) się upierał, iż to, czy umysł jest w stanie skonstruować spójną wizję tego, co ma do realizacji, jest absolutnie niezbędne do tego, aby coś sensownie zrealizować. Ignorowanie tego faktu na zasadzie "ale jest potrzeba, aby ktoś po prostu zrobił to, co się wymaga, niezależnie od tego, czy ktoś to rozumie, czy nie" uważam za błąd. Ale to jest moja opinia. Pewnie będziesz tu wiedziała po swojemu lepiej.

Integrysta poddaje w wątpliwość moce umysłu, gdy żąda przyjęcia przez człowieka tez, przekonań, doktryn pomimo tego, iż umysł się temu opiera. Padło też tu gdzieś zdanie na temat roli szatana, który miałby (jak zrozumiałem...) jakoś bardziej działać na umysł człowieka, który myśli samodzielnie, niż na umysł, który próbuje wbrew swoim rozpoznaniom być posłuszny autorytetom. Nie można dwom panom służyć - jeśli jest sprzeczność wskazań, to albo jedno, albo drugie zostanie w końcu odrzucone. Jeśli umysł ma odrzucić zaś to, co rozumie, to jest to forma zanegowania go w bliżej nieokreślonym stopniu. Jest to uznanie, iż ten umysł wadliwie rozpoznaje, że nie można na nim polegać. Co ciekawe...
oznacza to automatycznie, że nie będzie można na nim polegać także gdy zaakceptuje on nawet czyjś zapis doktrynalny. Wszak wcześniej jego wadliwość została stwierdzona! Więc obowiązuje!

Nie mogę teraz znaleźć gdzie, ale padło w tej dyskusji sformułowanie, sugerujące, że zdawanie się na własny umysł jest jakąś formą poddawania się kuszaniu szatana. Ja nie zgadzam się z takim rozumieniem, bo uważam, że to właśnie MOCĄ I WOLNOŚCIĄ UMYSŁU przeciwstawiamy się szatanowi. Słaby, niepewny umysł jest bardziej podatny na manipulacje szatana. Umysł szukający ratunku w powtarzaniu bez zrozumienia fraz przez kogoś innego stworzonych, a samodzielnie przez człowieka nie rozumianych, nie wzmacnia się, lecz osłabia, bo zaciera granicę pomiędzy pustymi deklaracjami a czymś, co da się zastosować. Dlatego jestem zdecydowanie zwolennikiem twardej, związanej z wymogiem jakiejś formy weryfikacji w uczciwości wszelkich przekonań o "wierzeniu" w coś, czy o "przyjęciu" tego. Uważam, że dopóki ktoś nie zintegrował czegoś w swoim umyśle w możliwie jak najgłębszej postaci ZROZUMIENIA, to uczciwie byłoby nie mówić, iż w to nazwane, a nie rozumiane coś "wierzy", tylko szczerze przyznawać coś w stylu: pojęcia nie mam, o co tam chodzi, nie rozumiem tego, ale autorytety X, Y, Z to ogłosiły, więc ja kopiuję tę ich deklarację, bez kontaktu z moimi rozpoznaniami intelektualnymi powtarzając za źródłem. Jak się (może...) kiedyś zorientuję, o co w tym chodzi, to będę mógł sobie postawić przed myślowe oczy ten stan zorientowania, aby ocenić, czy zasługuje on na termin "wierzę w to". Na razie nie mam podstaw, aby w tej kwestii cokolwiek deklarować.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21627
Przeczytał: 135 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:32, 27 Paź 2023    Temat postu: Re: czy wiara powinna być prywatna?

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

W katolicyzmie widzę dwie frakcje wyznawców, które znacząco różnią się pod kątem tego, czym dla nich jest wiara.
Frakcja integrystyczna za "wiarę" uznaje przede wszystkim mentalne przylgnięcie do instytucji kościoła.
Frakcja poszukująca osobowego w związku z Bogiem jako takim, traktuje kwestie przynależności do instytucji jako co najwyżej narzędzie, zaś celem jest osobista postawa wiary (wiara prywatna), którą się rozwija.

Różnica między nimi polega na tym, że ta pierwsza uznaje autorytet Kościoła a ta druga nie. Jedna i druga szuka więzi z Bogiem. Z tym że ta pierwsza jest zdania, że to właśnie uznajac autorytet Kościoła jest w stanie taka więź utworzyć. Zaś odrzucenie autorytetu Kościoła grozi pomyleniem Boga z jego największym wrogiem. Więź z szatanem wszak też jest intymna i osobowa. A szatan Kościoła nie znosi, nienawidzi wspólnoty, bo wtedy nie ma aż takiej mocy czlowieka omamić. Przypomnijmy sobie gdzie szatan kusił Jezusa. Na pustyni...


Są Kościoły satanistyczne :) :wink:
Pierwszym powodem jest rejestracja instytucji religijnej pod nazwą Prawdziwy Kościół Szatana.

Drugim powodem jest pokazanie światu czym tak na prawdę jest Satanizm.

Chcemy wspólnie z Wami budować jedną wspólną i silną wspólnotę zrzeszającą wszystkich Satanistów w Polsce

Ale dlaczego to wszystko?

Szatan od wieków traktowany był jako ten który jest całym złem tego świata. Nie pozwolimy na dalsze kłamstwa przez ludzi nie douczonych. Obojętnie czy traktujesz Szatana tylko symbolicznie czy jako bóstwo – dołącz do Nas!

Na co przeznaczymy zebrane pieniądze?

1. Rejestracja Prawdziwego Kościoła Szatana (ok. 10k złotych) jest to priorytet dlatego kwota do zebrania została zmieniona

2. Budowa fizycznego Prawdziwego Kościoła Szatana (ok. 700k złotych)

3. Marketing i edukacja społeczeństwa (ok. 200k złotych)

4. Inne (ulotki, banery, strona internetowa itd.)



Prawdziwy Kościół Szatana to kościół, który wierzy w wolność, to kościół, który szanuje szatana w każdej formie.

Myślę że prędzej zarejestrują Kościół makaronu niż Szatana...

[link widoczny dla zalogowanych]

Krzysztof Wiktor, sekretarz Międzyresortowego Zespołu ds. Nowych Ruchów Religinych, dostrzega w Polsce istnienie dwóch nurtów — satanizmu subkulturowego (pseudosatanizmu) oraz satanizmu ideologicznego. Dokładne oszacowanie liczby wyznawców nie jest możliwe. Z policyjnych kartotek wynika jedynie, że w Polsce co roku popełnianych jest kilka zabójstw, które mogą mieć podłoże satanistyczne. Zdaniem Wiktora, znacznie groźniejsza jest jednak działalność grup ideologicznych — są niebezpieczne, bo zmieniają światopogląd ludzi, przenikają tkankę społeczną z niebezpiecznymi ideami (nie tylko La Veya, ale także Schopenhauera, Nietzschego). Promują kult siły, brak akceptacji dla słabości.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pią 0:42, 27 Paź 2023, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 178 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 2:51, 27 Paź 2023    Temat postu:

Kruchy04 napisał:
W związku z tym jestem ciekaw czy
waszym zdaniem wiara potrzebuje formy instytucjonalnej i wspólnotowej, czy raczej powinna pozostać prywatną i wewnętrzną sprawą poszczególnych osób i nie powinno się dotykać tego zagadnienia w przestrzeni publicznej?


Moja wiara potrzebuje Kościoła. W Kościele przeżywam swoją wiarę, tu odnajduję przestrzeń do osobistej modlitwy. W Kościele dostaję narzędzia potrzebne do rozwoju duchowego. Jest to też dla mnie przestrzeń, w której mogę rozwijać swoje myślenie o wierze, bowiem nierzadko w tym Kościele słyszę coś (np. kazanie, rekolekcje, zachowanie jakiegoś duchownego itd.), co budzi moje myślenie, a ja gdy słyszę lub widzę coś, co wzbudza mój sprzeciw to zaczynam drążyć, szukać, zastanawiać się, ważyć rację itd. Nie mogę też zapominać, że choć Kościół jest niedoskonały, czasem bardzo niedoskonały, to jednak wierzę, że Bóg wszedł w historię i w jakiś sposób narodził Kościół z widzialnych ludzi, wskazał mu pewne struktury i dał prerogatywy. Kościół to także Duch Święty, który pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu Jezusa wpadł do wieczernika i z grupy przerażonych rybaków zrobił instytucję o zasięgu światowym.

Oczywiście nie jestem jednak jakimś ślepo oddanym wierzącym, który ulegle przylega posłuszeństwem wiary do tego, co twierdzą autorytety. Zapoznając się z historią Kościoła, jego praktykami i "nieomylnymi wierzeniami" na przestrzeni wieków, doszedłem do wniosku, że czasem ludzie Kościoła rozmijali się z Duchem Świętym. Dlatego nie będę w coś ślepo wierzyć, bo tak powiedzieli z góry. To musi zatrybić w moim umyśle. Muszę być do czegoś naprawdę głęboko przekonany i muszę mieć jakieś podstawy, że to ma sens. Inaczej sam siebie będę oszukiwał, że wierzę w to coś, co każą wierzyć.

Wiara jest jednak moja, osobista i droga do Boga też jest osobista. Ale ta droga wiedzie też przez Kościół. Ostatecznie to jednak mam to życie po to, aby w tym życiu się wyłonić, wykazać, stać się, a to domaga się moich wewnętrznych, samodzielnych poszukiwań i zmagań, które mnie ukształtują i pokażą kim jestem. Mam nadzieję, że to ma sens i ostatecznie "wszystko będzie dobrze".


towarzyski.pelikan napisał:
Kościół zabezpiecza wierzącego przed tym, żeby nie zszedł na duchowe manowce.


Śmiała teza.
Uważasz, że w Kościele wszyscy wierni mają idealny, jedynie właściwy obraz Boga?
Wiesz jak wygląda spowiedź wielu osób? Pewien ksiądz opowiadał: "w piątek jadłam kiełbaskę, kilka razy zabluźniłam, zapomniałam odmówić pacierza, więcej grzechów nie pamiętam". I tak potrafi wyglądać "duchowość" ludzi w Kościele przez lata.
Czy masz świadomość, że są ludzie, których Kościół swoimi praktykami wpędził w zaburzenia obsesyjno-kompulsywne o podłożu religijnym?

Kościół niejednemu człowiekowi przywrócił godność, ale też i niestety niejednej osobie zniszczył życie i duchowe, i psychiczne.

towarzyski.pelikan napisał:
Różnica między nimi polega na tym, że ta pierwsza uznaje autorytet Kościoła a ta druga nie. Jedna i druga szuka więzi z Bogiem. Z tym że ta pierwsza jest zdania, że to właśnie uznajac autorytet Kościoła jest w stanie taka więź utworzyć. Zaś odrzucenie autorytetu Kościoła grozi pomyleniem Boga z jego największym wrogiem. Więź z szatanem wszak też jest intymna i osobowa. A szatan Kościoła nie znosi, nienawidzi wspólnoty, bo wtedy nie ma aż takiej mocy czlowieka omamić. Przypomnijmy sobie gdzie szatan kusił Jezusa. Na pustyni...


I na tej pustyni Jezus sam się obronił. Natomiast przypomnijmy, co Jezus powiedział do Piotra, który chodził w gronie 12stu:
Mt 16,22-23 napisał:
A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie. Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie.


Jak widać szatan potrafi działać na ludzi też i w wspólnocie. :think:


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Pią 3:01, 27 Paź 2023, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 3:06, 27 Paź 2023    Temat postu:

Semele napisał:
Hill wiem, że Historii ateizmu to raczej nie...

Ale może to:
Samotnik – dziwak i nieprzystosowany społecznie odszczepieniec czy może mędrzec, predestynowany do zdobywania wiedzy, odkrywania prawdy o świecie, ale także izolacji?

Kultura przyzwyczaiła nas do myślenia o ludziach, którzy nie wchodzą w głębokie społeczne relacje, trzymając się poza społecznym mainstreamem, właśnie w taki sposób, osadzamy ich na jednym z tak oznaczonych biegunów. Nie jest to jednak wina przeludnionego wieku XX, ale przede wszystkim intelektualny spadek po najdawniejszych przodkach i wielowiekowa tradycja postrzegania człowieka z perspektywy ustalonej normy – chcemy czy nie, jesteśmy (więc powinniśmy wypełniać to założenie) istotami społecznymi (stadnymi).

Ta, pozornie jedynie, niegroźna klasyfikacja skutkuje jednak całym szeregiem społecznych reperkusji. Samotnik czy samotnica będą z jednej strony postrzegani jako niegodni zaufania, nawet niebezpieczni. Z drugiej strony, niejednokrotnie otaczani kultem, który łączył się z oczekiwaniami – duchowego przywództwa, zażegnywania kryzysów. W sposób wyjątkowy kształtuje się w tym kontekście sytuacja kobiet – wiedzące, wiedźmy, żyjące w lesie, były pierwszymi, do których zwracano się po pomoc, i jednocześnie także pierwszymi oskarżanymi o konszachty z diabłem. Godna zaufania, niegroźna była kobieta zamężna, wypełniająca swą społeczną rolę.

Chcielibyśmy zapewne stwierdzić, że to zamierzchła przeszłość, pozostająca bez wpływu na społeczeństwa XXI wieku, ale kiedy przyjrzymy się bliżej tej problematyce, dostrzeżemy, jak niejednorodnie i wciąż stereotypowo postrzegamy osoby w jakikolwiek sposób odbiegające od ogólnie przyjętych norm dotyczących stopnia bliskości i zaangażowana w relacje z otoczeniem (europejski krąg kulturowy w ogóle nie radzi sobie najlepiej z jakąkolwiek odmiennością, przecież obserwujemy na co dzień niepokojące reakcje ogółu na wszystko, co „inne”; jednocześnie nie mamy pojęcia – jako społeczeństwo – dlaczego tak wierni mielibyśmy pozostawać normom nie wiadomo kiedy i przez kogo wymyślonym; nauki społeczne zaś wiedzą doskonale, iż wynika to z wrodzonego lęku przed zmianą i utratą dominacji).


Tak, czasami samotnicy to też buntownicy wychodzący przeciw systemowi, tak mi się przypomniała wypowiedź Osho:

Dlaczego żadne społeczeństwo nie chce abyś stał się mądry?

[link widoczny dla zalogowanych]


Michał Dyszyński napisał:

W pewnym sensie to jest chyba nawet gorzej - tej przemiany jest brak często WŁAŚNIE DLATEGO, że owi praktykujący wierni uznali, iż JUŻ MAJĄ TO, CO TRZEBA. Jak cel jest osiągnięty - czyli jeśli np.nasz wierny zaliczył tysiąc zdrowasiek w tygodniu, to przecież taka masa aktywności nie może się nie liczyć... Więc wniosek jest prosty: już więcej nie trzeba szukać, już cel osiągnięto. A te fanaberie o "jakiejś tam" duchowości?...
... nie są w stanie zrównać się z tym konkretem - aż tysiąc zdrowasiek!


Tu jest przede wszystkim niezrozumienie czym jest zbawienie z łaski, ale żeby takie zrozumienie było potrzebna jest wewnętrzna świadomość Boga, osobista relacja z Bogiem. Przesłanie biblijne jest tu bezkompromisowe, jest napisane jakie są duchowe owoce, więc jeśli wiara nie przekłada się na realną wewnętrzną przemianę, choćby minimalnie, to jest to tylko religijność dla religijności, próba zasługiwania sobie na zbawienie praktykami religijnymi, czyli robienie dokładnie tego z czego Jezus wyswobodził. Przede wszystkim u osoby świadomej Boga to działa odwrotnie, bo najpierw jest zafascynowanie Bogiem (nawrócenie), a później z tego wypływa potrzeba szukania sposobów, form, praktyk, które pozwolą być jak najbliżej Boga i tą węź utrzymywać oraz się w tym rozwijać. Same praktyki religijne bez tej świadomości nie mają za bardzo sensu, no i tak to potem wygląda, że wiele ludzi nie wie jaki jest cel praktykowania.


Michał Dyszyński napisał:

Teraz patrzymy w zapisy doktrynalne Kościoła i stawiamy pytanie: czy znajdę tam JEDNOZNACZNE (a tylko takie upoważniają mnie do odstawienia na bok własnych rozpoznań) wskazania, co mam odpowiedzieć żonie, synowi, sąsiadce na jej pytania, w których rozpoznaję konfliktowe sugestie, które mogą wieść ku dobru, ale i ku złu?...


Przede wszystkim dla wielu ludzi współcześnie zapisy doktrynalne są zamachem na rozum, więc pojawia się pytanie czy Bóg faktycznie może oczekiwać od człowieka, by takiego zamachu dokonał w imię wiary? Czy to nie będzie przypadkiem ślepy fundamentalizm wbrew rozumowi i czy na pewno po to otrzymaliśmy rozum, żeby go nie używać, żeby nie myśleć, nie szukać, nie błądzić, nie odkrywać dla większych postępów w wierze? No bo jeśli ktoś uzna, że mu się wszystko w tych zapisach klei i nie ma żadnego problemu, to ok, ale zwłaszcza na takich forach, w dyskusjach z różnymi sceptykami, ateistami itp., widać jak wiele w tych zapisach jest problemów i jak wiele ludziom się nie klei, nawet gdy są deklarującymi się, praktykującymi katolikami.


Ostatnio zmieniony przez Hill dnia Pią 3:55, 27 Paź 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 16:29, 27 Paź 2023    Temat postu:

Hill napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Teraz patrzymy w zapisy doktrynalne Kościoła i stawiamy pytanie: czy znajdę tam JEDNOZNACZNE (a tylko takie upoważniają mnie do odstawienia na bok własnych rozpoznań) wskazania, co mam odpowiedzieć żonie, synowi, sąsiadce na jej pytania, w których rozpoznaję konfliktowe sugestie, które mogą wieść ku dobru, ale i ku złu?...


Przede wszystkim dla wielu ludzi współcześnie zapisy doktrynalne są zamachem na rozum, więc pojawia się pytanie czy Bóg faktycznie może oczekiwać od człowieka, by takiego zamachu dokonał w imię wiary? Czy to nie będzie przypadkiem ślepy fundamentalizm wbrew rozumowi i czy na pewno po to otrzymaliśmy rozum, żeby go nie używać, żeby nie myśleć, nie szukać, nie błądzić, nie odkrywać dla większych postępów w wierze? No bo jeśli ktoś uzna, że mu się wszystko w tych zapisach klei i nie ma żadnego problemu, to ok, ale zwłaszcza na takich forach, w dyskusjach z różnymi sceptykami, ateistami itp., widać jak wiele w tych zapisach jest problemów i jak wiele ludziom się nie klei, nawet gdy są deklarującymi się, praktykującymi katolikami.

Fundamentalista - integrysta pewnie się zbuntuje przeciw określeniu, że on rozumu nie używa. Wręcz powie, że on rozumu właśnie używa, a także że to może ten rozum mu podpowiada, iż bezpieczne i słuszne będzie zdanie się na to, co głoszą autorytety.

Nie dostaniemy jednak sensownej odpowiedzi na pytanie: dlaczego autorytety, które uznają przeciwne stronnictwa już odrzuca?
A w ogóle CZYM się odbywa przyjęcie tezy autorytetów naszych, a odrzucenie tezy autorytetów obcych?...
Rozumem?...
Ale przecież rozum ma się podporządkować autorytetowi... Tylko któremu?...
Gdyby autorytet z samego faktu bycia autorytetem miał moc nadpisywania decyzji osobistych, to w obliczu tego, że mamy często zwalczające się autorytety, taka osoba powinna co chwila zmieniać zdanie na to, które ogłosił bieżący, aktualnie się wypowiadający autorytet. Ale tak nikt nie robi, tylko arbitralnie odrzuca jedne autorytety, a uznaje drugie. Czyli jednak robi to swoim rozumem - tym samym rozumem, o którym za chwilę powie, że jest niewiarygodny, więc trzeba jego werdykt zastąpić decyzją autorytetu (już tego uznanego). Czyli ten umysł własny jest jednocześnie i wiarygodny, i niewiarygodny, i podległy autorytetowi, i sam decydujący, którego autorytetu chce się słuchać... Jest trochę tak, a trochę dokładnie odwrotnie... :rotfl:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:54, 27 Paź 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Fundamentalista - integrysta pewnie się zbuntuje przeciw określeniu, że on rozumu nie używa. Wręcz powie, że on rozumu właśnie używa, a także że to może ten rozum mu podpowiada, iż bezpieczne i słuszne będzie zdanie się na to, co głoszą autorytety.


Każdy ma jakiś swój poziom rozumowania, ja nie wątpię w to, że fundamentaliści również oceniają nauki katolickie zgodnie ze swoim rozumem, ale chodziło mi o tą grupę, której rozum nie pozwala na przyjęcie różnych nauk, dlatego, że w ocenie takiej osoby, one już się nie bronią, a czasami u bardziej wrażliwych osób, są po prostu wątpliwe etycznie. W takiej sytuacji ciężko robić coś wbrew sobie, bo ktoś inny zgodnie ze swoim subiektywnym przekonaniem stwierdzi sobie, że należy te nauki przyjmować i będzie je narzucać, pod pretekstem, że Bóg tak chce i już.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:16, 27 Paź 2023    Temat postu:

Hill napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Teraz patrzymy w zapisy doktrynalne Kościoła i stawiamy pytanie: czy znajdę tam JEDNOZNACZNE (a tylko takie upoważniają mnie do odstawienia na bok własnych rozpoznań) wskazania, co mam odpowiedzieć żonie, synowi, sąsiadce na jej pytania, w których rozpoznaję konfliktowe sugestie, które mogą wieść ku dobru, ale i ku złu?...


Przede wszystkim dla wielu ludzi współcześnie zapisy doktrynalne są zamachem na rozum, więc pojawia się pytanie czy Bóg faktycznie może oczekiwać od człowieka, by takiego zamachu dokonał w imię wiary? Czy to nie będzie przypadkiem ślepy fundamentalizm wbrew rozumowi i czy na pewno po to otrzymaliśmy rozum, żeby go nie używać, żeby nie myśleć, nie szukać, nie błądzić, nie odkrywać dla większych postępów w wierze? No bo jeśli ktoś uzna, że mu się wszystko w tych zapisach klei i nie ma żadnego problemu, to ok, ale zwłaszcza na takich forach, w dyskusjach z różnymi sceptykami, ateistami itp., widać jak wiele w tych zapisach jest problemów i jak wiele ludziom się nie klei, nawet gdy są deklarującymi się, praktykującymi katolikami.

Fundamentalista - integrysta pewnie się zbuntuje przeciw określeniu, że on rozumu nie używa. Wręcz powie, że on rozumu właśnie używa, a także że to może ten rozum mu podpowiada, iż bezpieczne i słuszne będzie zdanie się na to, co głoszą autorytety.

Nie dostaniemy jednak sensownej odpowiedzi na pytanie: dlaczego autorytety, które uznają przeciwne stronnictwa już odrzuca?
A w ogóle CZYM się odbywa przyjęcie tezy autorytetów naszych, a odrzucenie tezy autorytetów obcych?...
Rozumem?...
Ale przecież rozum ma się podporządkować autorytetowi... Tylko któremu?...
Gdyby autorytet z samego faktu bycia autorytetem miał moc nadpisywania decyzji osobistych, to w obliczu tego, że mamy często zwalczające się autorytety, taka osoba powinna co chwila zmieniać zdanie na to, które ogłosił bieżący, aktualnie się wypowiadający autorytet. Ale tak nikt nie robi, tylko arbitralnie odrzuca jedne autorytety, a uznaje drugie. Czyli jednak robi to swoim rozumem - tym samym rozumem, o którym za chwilę powie, że jest niewiarygodny, więc trzeba jego werdykt zastąpić decyzją autorytetu (już tego uznanego). Czyli ten umysł własny jest jednocześnie i wiarygodny, i niewiarygodny, i podległy autorytetowi, i sam decydujący, którego autorytetu chce się słuchać... Jest trochę tak, a trochę dokładnie odwrotnie... :rotfl:

Ja już dawno temu zorientowałem się, że w obliczu tego, że stwierdzamy istnienie wiecej niż jednego autorytetu, zaś autorytety są często w sporach wzajemnych, teza o tym, że umysł jest podrzędny wobec autorytetu, jest zwyczajnie nielogiczna. Bo i tak umysł wybiera ten autorytet, któremu potem jest posłuszny, bo i tak sposób, zakres, sens tego posłuszeństwa będzie rozpoznawany umysłem człowieka.
Można próbować bronić tej tezy jeszcze uznając bardzo karkołomne założenie, że ten autorytet, który pierwszy nam się objawił jako właśnie autorytet, na nie wiadomo jakiej zasadzie miałby być absolutny, wyróżniony. To jest równoważne z założeniem, iż my jesteśmy jakoś wyróżnionymi ludźmi na tym łez padole, że akurat nam objawił się ten słuszny autorytet, więc przyjmując go jakoś automatycznie, z minimalnym wkładem własnego rozumu, mielibyśmy już wybrać to co słuszne. Wszyscy wyznawcy innych religii, innych odłamów własnej religii, czyli większość świata miałaby być - z nie wiadomo właściwie jakiego powodu - na pozycji, że trafiły im się autorytety fałszywe, a nam akurat ten jeden jedyny słuszny. Ta teza jak dla mnie jest jednak zbyt karkołomna, bo oznaczałoby to automatycznie, że to ja jestem poszkodowany przed Bogiem, bo akurat mi Bóg odmówił tego testu sprawdzającego moją wartość, moją umysłowość - testu z wyboru tego, co słuszne (w tym wyboru autorytetów, które może uznam nie jako absolutnie nadrzędne, ale będę starał się jakoś słuchać bardziej niż innych).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:31, 27 Paź 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Ja już dawno temu zorientowałem się, że w obliczu tego, że stwierdzamy istnienie wiecej niż jednego autorytetu, zaś autorytety są często w sporach wzajemnych, teza o tym, że umysł jest podrzędny wobec autorytetu, jest zwyczajnie nielogiczna. Bo i tak umysł wybiera ten autorytet, któremu potem jest posłuszny, bo i tak sposób, zakres, sens tego posłuszeństwa będzie rozpoznawany umysłem człowieka.
Można próbować bronić tej tezy jeszcze uznając bardzo karkołomne założenie, że ten autorytet, który pierwszy nam się objawił jako właśnie autorytet, na nie wiadomo jakiej zasadzie miałby być absolutny, wyróżniony. To jest równoważne z założeniem, iż my jesteśmy jakoś wyróżnionymi ludźmi na tym łez padole, że akurat nam objawił się ten słuszny autorytet, więc przyjmując go jakoś automatycznie, z minimalnym wkładem własnego rozumu, mielibyśmy już wybrać to co słuszne. Wszyscy wyznawcy innych religii, innych odłamów własnej religii, czyli większość świata miałaby być - z nie wiadomo właściwie jakiego powodu - na pozycji, że trafiły im się autorytety fałszywe, a nam akurat ten jeden jedyny słuszny. Ta teza jak dla mnie jest jednak zbyt karkołomna, bo oznaczałoby to automatycznie, że to ja jestem poszkodowany przed Bogiem, bo akurat mi Bóg odmówił tego testu sprawdzającego moją wartość, moją umysłowość - testu z wyboru tego, co słuszne (w tym wyboru autorytetów, które może uznam nie jako absolutnie nadrzędne, ale będę starał się jakoś słuchać bardziej niż innych).


Przede wszystkim zgodnie z dokumentem Nostra Aetate i o dialogu ekumenicznym to już nawet sam KK czegoś takiego nie wspiera.


ps, a jeśli już ktoś jest tak wyróżniony, niestety, ale to powinno iść też w parze z owocami duchowymi, kto więcej dostał, od tego więcej się wymaga ;-P


Ostatnio zmieniony przez Hill dnia Pią 17:35, 27 Paź 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:46, 27 Paź 2023    Temat postu:

A ja bym jeszcze dodał, że typowy integrysta w ogóle jest na potęgę zakłamany. Co prawda głosi z mocą tezę, jak to on autorytetów się słucha, jak to np. dogmat nieomylności papieskiej wyznaje, tylko że...
akurat np. papież Franciszek w tej czy tamtej decyzji już...
oj, już nie halo, już tego nasz integrysta nie przyjmuje. Dlaczego?...
- Oczywiście znajdzie jakiś tam pretekst, ale dalej na dyskusję o tym, co z tą jego podległością autorytetom, jest, że przecież tu nie powinien takich wyjątków robić, nie ma szans. Integryści owe autorytety traktują w istocie tak, jak im się to podoba. Ale innych dyscyplinuję. Bo zakłamani są na potęgę.
Ogólnie integryzm jest ścieżką zakłamywania na niemal każdym kroku - niby Biblia dla integrystów, jest w całości nieomylna, ale te teksty o przykazaniu miłości, przebaczaniu, uniżaniu się...
jakoś tak się nie stosują. Wybierają sobie co chcą, ale krzyczą, że to inni wybierają. Oni wszystko literalne biorą z Biblii, "niczego nie interpretują", tylko "jakoś tak dziwnie" o bardzo podstawowych tezach z Biblii milczą, omijają ich sens, kluczą przy nich jak koń pod górę. Podwójne standardy są u nich na każdym kroku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:58, 27 Paź 2023    Temat postu:

Moim zdaniem osoby przynależące do kościołów prawdziwych, głoszących absolutną prawdę i tylko prawdę, powinny znacznie się wyróżniać stylem życia, wartościami etycznymi itp. nad resztę świata błądzącego, grzesznego i zwiedzonego. No tak mówi Biblia, dokładnie opisuje jak żyje prawdziwy chrześcijanin, więc jeśli w realnej rzeczywistości tak to nie wygląda i wielkich różnic też nie widać, to chyba coś się jednak nie zgadza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anna




Dołączył: 06 Gru 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 18:05, 27 Paź 2023    Temat postu:

Hill napisał:
tak mówi Biblia, dokładnie opisuje jak żyje prawdziwy chrześcijanin, więc jeśli w realnej rzeczywistości tak to nie wygląda i wielkich różnic też nie widać, to chyba coś się jednak nie zgadza.


Gdyby tak było, to mielibyśmy już niebo. Niestety, Kościół w swojej różnorodności jest również kościołem ludzi grzesznych...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anna




Dołączył: 06 Gru 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 18:09, 27 Paź 2023    Temat postu:

Zdążamy do ideału, ale upadamy... Taka już jest nasza ludzka natura. Apostoł Paweł już o tym pisał w swoich listach.
Na pewno wiesz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:21, 27 Paź 2023    Temat postu:

anna napisał:
Hill napisał:
tak mówi Biblia, dokładnie opisuje jak żyje prawdziwy chrześcijanin, więc jeśli w realnej rzeczywistości tak to nie wygląda i wielkich różnic też nie widać, to chyba coś się jednak nie zgadza.


Gdyby tak było, to mielibyśmy już niebo. Niestety, Kościół w swojej różnorodności jest również kościołem ludzi grzesznych...


No i czym to się Anno różni od sytuacji w innych religiach? Tam też są ludzie bardziej i mniej uduchowieni, bardziej etyczni i mniej etyczni, a ponoć od tych, którzy więcej dostali, więcej się wymagać będzie, więc czym się wyróżnia kościół będący najbliżej prawdy?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8320
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 18:49, 27 Paź 2023    Temat postu:

Hill napisał:
jak żyje prawdziwy chrześcijanin


prawdziwy chrześcijanin mówi "tak, tak, nie, nie", a nie jest agnostykiem jak Dyszyński, bo co nad to od złego pochodzi :wink: :)


Ostatnio zmieniony przez lucek dnia Pią 18:50, 27 Paź 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:59, 27 Paź 2023    Temat postu:

lucek napisał:
Hill napisał:
jak żyje prawdziwy chrześcijanin


prawdziwy chrześcijanin mówi "tak, tak, nie, nie", a nie jest agnostykiem jak Dyszyński, bo co nad to od złego pochodzi :wink: :)


Lucek z samego gadania nie ma nic, jeśli Michał wykazuje w życiu codziennym to co określane jest w Biblii jako "duchowe owoce", to jest bardziej chrześcijański, niż ci, którzy deklarują się być chrześcijanami, tylko przez samo gadanie, że są. Biblia tutaj jest bezkompromisowa, "po owocach ich poznacie".

A jeśli uważa się, że to cała instytucja jest najbliżej prawdy, to cała instytucja, a przynajmniej zdecydowana większość powinna się wyróżniać w świętości życia znacznie ponad przeciętność światową.


“Owocem zaś Ducha są: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość. Przeciwko takim nie ma prawa” Gal. 5:22-23

"Po owocach ich poznacie" – Mt 7:20


"Nauczycielu, które przykazanie jest największe? A On mu powiedział: Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej. To jest największe i pierwsze przykazanie. A drugie podobne temu: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się cały zakon i prorocy" (Mt 22:36–40).


"A więc wszystko, co byście chcieli, aby wam ludzie czynili, to i wy im czyńcie; taki bowiem jest zakon i prorocy" (Mt 7:12).


„Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40)


„Takie jest przykazanie moje, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem. (Ew. Jana 15:12–13).


„Miłujmy się nawzajem, gdyż miłość jest z Boga, i każdy, kto miłuje, z Boga się narodził i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością”.

I List Jana 4:7–8


„Miłujmy nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą”.

I List Jana 3:18


„Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. (..), ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.” Łuk 6:27-36



Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie”.

Ew. Jana 13:34–35


Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą. 1 Kor: 4-5



„Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa.” Rz 13,10


” Bądźcie jedni dla drugich uprzejmi, serdeczni, odpuszczając sobie wzajemnie, jak i wam Bóg odpuścił w Chrystusie.” Ef 4:32


3 Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz, 4 a znajdziesz życzliwość i łaskę w oczach Boga i ludzi.

Prz 3, 3-4


Ostatnio zmieniony przez Hill dnia Pią 19:06, 27 Paź 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8320
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 19:13, 27 Paź 2023    Temat postu:

Hill napisał:
Lucek z samego gadania nie ma nic, jeśli Michał wykazuje w życiu codziennym to co określane jest w Biblii jako "duchowe owoce", to jest bardziej chrześcijański, niż ci, którzy deklarują się być chrześcijanami, tylko przez samo gadanie, że są. Biblia tutaj jest bezkompromisowa, "po owocach ich poznacie".


chodzi o te elaboraty :( .... i wolę mocy :cry: ?

Cytat:
A jeśli uważa się, że to cała instytucja jest najbliżej prawdy, to cała instytucja, a przynajmniej zdecydowana większość powinna się wyróżniać w świętości życia znacznie ponad przeciętność światową.


chrześcijaństwo jest w sercu przede wszystkim .... a kultura zachodnia, opanowana przez np. psychologię, socjotechnike .... sprowadzające się do makiawelizmu, z chrześcijaństwem nie ma wiele wspólnego, a tym bardziej hierarchia kościoła, jako ogół ... są co najwyżej jednostki, ale chrześcijan, realnie wie, "żeby mieć dobre serce trzeba mieć twardą dupę"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:27, 27 Paź 2023    Temat postu:

lucek napisał:

chodzi o te elaboraty :( .... i wolę mocy :cry: ?


Nie odnoszę się do forumowej twórczości, podałam tylko przykład. Chodzi o to, że ktoś kto se gada "tak, tak, nie nie", czy coś innego gada deklarując swoje chrześcijaństwo, może być mniej chrześcijański pod względem duchowym i etycznym niż ktoś od chrześcijaństwa oderwany.


lucek napisał:

chrześcijaństwo jest w sercu przede wszystkim .... a kultura zachodnia, opanowana przez np. psychologię, socjotechnike .... sprowadzające się do makiawelizmu, z chrześcijaństwem nie ma wiele wspólnego, a tym bardziej hierarchia kościoła, jako ogół ... są co najwyżej jednostki, ale chrześcijan, realnie wie, "żeby mieć dobre serce trzeba mieć twardą dupę"


To nic nie zmienia w kwestii tego co napisałam, Prawda pociąga za sobą autentyczną przemianę, brak Prawdy, to brak przemiany. Biblia to potwierdza i nic na to nie mogę poradzić :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:39, 27 Paź 2023    Temat postu:

lucek napisał:
Hill napisał:
jak żyje prawdziwy chrześcijanin


prawdziwy chrześcijanin mówi "tak, tak, nie, nie", a nie jest agnostykiem jak Dyszyński, bo co nad to od złego pochodzi :wink: :)

No właśnie z tego nakazu "tak, tak, nie, nie", wyrasta moja postawa. Jeśli wiem, że i tak autorytet ostatecznie ja wybieram, to za chwilę nie robię z tego popeliny, że "to nie ja wybrałem, to się jakoś tam samo wybrało...". Bo do tego się właśnie sprowadza zakłamanie w tej kwestii - że ktoś co prawda swojej decyzji używa, odpowiedzialność za to i tak na niego spadnie, ale potem zaczyna kręcić, że to nie on, że tylko się zastosował. Nieprawda! To jest samooszukiwanie się.
Jeśli w swoim życiu spotkałeś bodaj tylko 2 osoby, które za autorytety są uznawane, to między nimi już dokonałeś wyboru, jeśli jednej zaufałeś, a inną odrzuciłeś. Nieuczciwa jest potem ucieczka w mentalną mysią dziurę, polegającą na udawaniu przed sobą (i innymi), jakoby ktoś się do autorytetu stosował, a nie włożył w ten układ swojej decyzji, swojego rozpoznania spraw. A jeśli włożył to rozpoznanie, czego efektem jest najpierw wyłonienie autorytetu, a potem też i rozpoznanie tego, co autorytet ogłosił, a potem zrozumienie w kontekście życia, to przecież właśnie zadecydował o większości swoim własnym rozumem!

Nie wiem, co integrystów skłania do zakłamywania tej prostej prawdy, że myślimy własnym umysłem, że to w tym własnym umyśle klecimy z osobistych doświadczeń te pojęcia, które potem próbujemy użyć do rozpoznania jakichś fraz przez autorytety wyprodukowanych, a więc że nie da się tak po prostu wziąć samej tej prawdy autorytetu i nadpisać nią swoje przekonania. Podejrzewam, że integryści w ten sposób sobie próbują stworzyć iluzję, że nie spotka ich odpowiedzialność za ich wybory. Bo jeśli to autorytet zadecydował, a nie oni, to te szarpiące nimi emocje, które de facto wyznaczają postawy integrystów, już rzekomo nie miały tej władzy, bo oto wszystko się robi słusznie z definicji, bo wtedy jest to "wyższa mądrość", którą (jak chcą w to wierzyć integryści) autorytety rzekomo dysponują w 100%.

Ale to jest samooszukiwanie się. To każdy człowiek decyduje się, którego autorytetu chce posłuchać i w czym go zamierza posłuchać. Żeby nie wiem jak zaklinał tę odpowiedzialność z tytułu owych wyborów, zrzucając ją na swoje posłuszeństwo autorytetom, to ta odpowiedzialność przed Bogiem i własnym sumieniem będzie!

Kilka miesięcy temu czytałem wypowiedź osoby, która przeżyła śmierć kliniczną, była "po tamtej stronie" i relacjonowała pewne doświadczenia stamtąd. Oczywiście można negować prawdziwość takich relacji, ale dla tych, którzy skłonni są przyznać im choćby jako tako znaczący poziom prawdopodobieństwa, że jednak jest to życie po śmierci, wzięłyby pod uwagę to, co tacy ludzie relacjonują. A w tym przypadku owa osoba mówiła, iż dowiedziała się, że wobec tej rzeczywistości wyższej nie ma mocy tłumaczenie się "wykonywaniem rozkazów". Jeśli ktoś czyni źle z czyjegoś polecenia, to jest za to odpowiedzialny i zda z tego tytułu rachunek.
Ale wielu najwyraźniej woli tę odpowiedzialność "zaczarować", że to nie oni decydowali. Nie zaczarują. :nie:
Każdy ma obowiązek nie wybrać złego autorytetu! Niech kombinuje jak może, aby się przed tym uchronić! Bo nie będzie tłumaczenia, że to nie on, że przecież tamci tacy wielcy, tacy mądrzy się wydawali. Hitler wielki był w oczach ludzi, uczynił więc z milionów Niemców potwory.
Czym (?!) mieli ludzie się obronić przed manipulacjami Hitlera i Goebelsa?
Widzi ktoś inny sposób niż posłużenie się swoim rozumem, który dodatkowo TRZEBA WZMACNIAĆ, KORYGOWAĆ JEGO BŁĘDY, DOSKONALIĆ?...
Diabeł przecież bardzo pragnie być uznany za autorytet. Mając to uznanie, może zwodzić najskuteczniej. Skoro to jest tak gratka dla diabła, to dlaczego ktoś twierdzi, że należy swój rozum podporządkować w całości autorytetowi? Przecież to może być właśnie ten autorytet, zarządzany przez diabła?...
Po czym poznał ktoś, że autorytet jest wart słuchania go? Skoro wokół siebie widzi ludzi z innych opcji i frakcji, takich, którzy uwierzyli (według niego) fałszywym autorytetom, to dlaczego z góry zakłada, że już ten jego autorytet jest tym słusznym?... Na jakiej zasadzie tylko jemu miałaby się trafić taka gratka?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8320
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 19:45, 27 Paź 2023    Temat postu:

Hill napisał:
Nie odnoszę się do forumowej twórczości, podałam tylko przykład. Chodzi o to, że ktoś kto se gada "tak, tak, nie nie", czy coś innego gada deklarując swoje chrześcijaństwo, może być mniej chrześcijański pod względem duchowym i etycznym niż ktoś od chrześcijaństwa oderwany.


... "etycznym" rozumiem, ale tym "duchowym", to już trudniej (?) ... i pół biedy jak sobie tylko gada, jeszcze gorzej, jak ani w działaniu, ani gadanu, z chrześcijaństwem nie ma wiele wspólnego, a nazywa siebie chrześcijaninem


Cytat:
To nic nie zmienia w kwestii tego co napisałam, Prawda pociąga za sobą autentyczną przemianę, brak Prawdy, to brak przemiany. Biblia to potwierdza i nic na to nie mogę poradzić :wink:

:) (tzn. nie będę komentował)


Ostatnio zmieniony przez lucek dnia Pią 19:55, 27 Paź 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 8 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:08, 27 Paź 2023    Temat postu: Re: czy wiara powinna być prywatna?

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Integryści w gruncie rzeczy sobie problem wątpliwości, interpretacji tego, co napisano w Biblii, w dokumentach kościelnych, a potem połączeniu tego w zrozumiałą całość "rozwiązali". Rozwiązali go dość prosto, czyli realnie mają go w tzw. "głębokim poważaniu..."!
Z integrystą katolickim w większości nie pogadasz o dogmatach o interpretacji jego dogmatów. Dobrze będzie jeśli te dogmaty w ogóle będzie znał. A jeśli nawet je zna, to nie podyskutujesz o tych dogmatach w stylu: a jak tu rozwiążemy problem interpretacyjny 1, potem problem definicyjny 2, problem z realnym wdrożeniem 3... Nie pogadasz o tym z integrystą, bo on w istocie "ma gdzieś" te idee, które jego doktryna (którą tak niezbędnie trzeba wdrożyć i być jej posłusznym). Integrysta bowiem obnosi te doktryny jedynie jak proporce, aby ludziska przyznający się do nich, wyrażali swoje posłuszeństwo wobec samej instytucji. Integrysta się do tego nie przyzna, ale jemu wcale nie o to chodzi, aby w tych doktrynach cokolwiek wyjaśniać, czynić lepiej realizowalnym w praktyce, przybliżać umysłom ludzi. Tu chodzi jedynie o WYRAŻANIE SWOJEJ ZGODY IN BLANCO w kwestii podległości samej instytucji.
Integrysta błyskawicznie od pytań o sens doktryny przejdzie do kwestii "masz to uznać!", a jak będzie ktoś pytał "ale wiesz, nie bardzo rozumiem jak to uznać, bo tu są takie dwie sprzeczne ze sobą interpretacje... ", to dostanie odpowiedź "uznaj to! I bądź posłuszny!". Proste jak konstrukcja cepa.
A wszystko się wyjaśnia, jeśli zdekodujemy sformułowanie "uznać doktrynę" na realny tego odpowiednik "zadeklarować swoją podległość samej instytucji, złożyć deklaracje posłuszeństwa ogólnego" (szczegóły są w większości przypadkach zupełnie nieistotne, bo to nie o nie chodzi).
Problem jest ludźmi mojego pokroju, którzy nie godzą się na oszukiwanie w kwestiach definicji słów "wierzyć", "uznawać", "akceptować".
Jeśli ktoś takiemu jak ja powie "uwierz w XY.", nie określając odpowiednio dobrze o co miałoby chodzić w tym XY, to dostanie ode mnie odpowiedź: nie mogę "uwierzyć", w coś, co jest dla mnie niezrozumiałe tak dalece.
Jeśli ktoś takiemu jak ja powie "uznaj XY.", nie określając odpowiednio dobrze o co miałoby chodzić w tym XY, to dostanie ode mnie odpowiedź: nie mogę "uznać" tego XY, bo dla mnie jest niezrozumiałe czym XY jest, więc nie wiem, jak się to coś nieznane "uznaje".
Jeśli ktoś takiemu jak ja powie "zaakceptuj XY.", nie określając odpowiednio dobrze, o co miałoby chodzić w tym XY, to dostanie ode mnie odpowiedź: nie mogę "zaakceptować" tego, bo deklarując to, oszukiwałbym siebie i innych, jako że dla mnie postawa "akceptacji" domaga się pewnego minimalnego rozstrzygnięcia kwestii wątpliwych, o co w sprawie chodzi. A nie chcę tu oszukiwać, nie chcę deklarować nieprawdy.

Gdybyśmy mieli to streścić do clue: Integryści są tfe, a JA MISIU jestem zajebisty. Taka jest z grubsza merytoryczna zawartość wielu Twoich diagnoz

Acha. Czyli jako argument w kwestii czy da się uznawać/wierzyć w doktryny, których się nie rozumie masz swój odczyt - domniemanie moich emocji.

Najpierw uzasadnij, skąd Ci się wzięło, że integrysta nie rozumie doktryn, które uznaje. Tego się czepiam, że Ty stworzyłeś sobie chochoła i z nim dyskutujesz. Mamy powtórkę z karykatury nacjonalisty.
Cytat:

Integrysta poddaje w wątpliwość moce umysłu, gdy żąda przyjęcia przez człowieka tez, przekonań, doktryn pomimo tego, iż umysł się temu opiera. Padło też tu gdzieś zdanie na temat roli szatana, który miałby (jak zrozumiałem...) jakoś bardziej działać na umysł człowieka, który myśli samodzielnie, niż na umysł, który próbuje wbrew swoim rozpoznaniom być posłuszny autorytetom. Nie można dwom panom służyć - jeśli jest sprzeczność wskazań, to albo jedno, albo drugie zostanie w końcu odrzucone. Jeśli umysł ma odrzucić zaś to, co rozumie, to jest to forma zanegowania go w bliżej nieokreślonym stopniu. Jest to uznanie, iż ten umysł wadliwie rozpoznaje, że nie można na nim polegać. Co ciekawe...
oznacza to automatycznie, że nie będzie można na nim polegać także gdy zaakceptuje on nawet czyjś zapis doktrynalny. Wszak wcześniej jego wadliwość została stwierdzona! Więc obowiązuje!

W integryzmie nie chodzi o przyjmowanie czegoś czego się nie rozumie, tylko przyjmowanie wszystkiego, również tego, co jest niewygodne. Rzecz nie dotyczy aspektu rozumienia, tylko preferencji. Jak fedor wcześniej wspominał, "prywaciarz" stosuje cherry picking, jak coś mu pasuje (podoba się) to przyjmie, a jak coś mu się nie podoba, to odrzuci. Mało tego, "prywaciarz" właśnie dlatego odrzuca pewne elementy, bo nie rozumie jak one się łączą w całość. Sama nazwa integryzm wskazuje na dążenie do ujęcia całościowego:
Cytat:
Etymologia — pierwszym językiem nowożytnym, do którego weszło ok. 1370, wprowadzone przez bpa Nicolasa Oresme, łac. słowo integer, był język francuski (intégre — nieskazitelny); ok. 1640 przymiotnik „integralny” definiowany był jako „przedmiot nie podlegający uszczupleniu, ograniczeniu”; 1696 w matematyce pojawia się rachunek całkowy (intégral), a 1749 J. Bernouillie mówi o „całości” w też matematycznym znaczeniu „sumy” w przeciwieństwie do elementu.

[link widoczny dla zalogowanych]
Cytat:
Nie mogę teraz znaleźć gdzie, ale padło w tej dyskusji sformułowanie, sugerujące, że zdawanie się na własny umysł jest jakąś formą poddawania się kuszaniu szatana. Ja nie zgadzam się z takim rozumieniem, bo uważam, że to właśnie MOCĄ I WOLNOŚCIĄ UMYSŁU przeciwstawiamy się szatanowi. Słaby, niepewny umysł jest bardziej podatny na manipulacje szatana. Umysł szukający ratunku w powtarzaniu bez zrozumienia fraz przez kogoś innego stworzonych, a samodzielnie przez człowieka nie rozumianych, nie wzmacnia się, lecz osłabia, bo zaciera granicę pomiędzy pustymi deklaracjami a czymś, co da się zastosować. Dlatego jestem zdecydowanie zwolennikiem twardej, związanej z wymogiem jakiejś formy weryfikacji w uczciwości wszelkich przekonań o "wierzeniu" w coś, czy o "przyjęciu" tego. Uważam, że dopóki ktoś nie zintegrował czegoś w swoim umyśle w możliwie jak najgłębszej postaci ZROZUMIENIA, to uczciwie byłoby nie mówić, iż w to nazwane, a nie rozumiane coś "wierzy", tylko szczerze przyznawać coś w stylu: pojęcia nie mam, o co tam chodzi, nie rozumiem tego, ale autorytety X, Y, Z to ogłosiły, więc ja kopiuję tę ich deklarację, bez kontaktu z moimi rozpoznaniami intelektualnymi powtarzając za źródłem. Jak się (może...) kiedyś zorientuję, o co w tym chodzi, to będę mógł sobie postawić przed myślowe oczy ten stan zorientowania, aby ocenić, czy zasługuje on na termin "wierzę w to". Na razie nie mam podstaw, aby w tej kwestii cokolwiek deklarować.

Człowiek o prawdziwie silnym umyśle (w ujęciu chrześcijańskim) umie ocenić swoje słabości, braki kompetencyjne, też niedojrzałość w pewnych aspektach. Nie jest czymś złym kierować się swoim umysłem, ale już zdawanie się tylko i wyłącznie na własny umysł jest drogą ku zatraceniu. Dzięki uczestnictwu we wspólnocie, tutaj Kościele, mamy możliwość weryfikacji na bieżąco naszych myśli, odczuć, wątpliwości dostajemy nieustanny feedback ze sprzyjającego nam środowiska, dzięki czemu możemy się doskonalić w bezpiecznych ramach, które stanowią nie tylko doktryny, ale również pozostali członkowie Kościoła.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 8 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:27, 27 Paź 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
A ja bym jeszcze dodał, że typowy integrysta w ogóle jest na potęgę zakłamany. Co prawda głosi z mocą tezę, jak to on autorytetów się słucha, jak to np. dogmat nieomylności papieskiej wyznaje, tylko że...
akurat np. papież Franciszek w tej czy tamtej decyzji już...
oj, już nie halo, już tego nasz integrysta nie przyjmuje. Dlaczego?...
- Oczywiście znajdzie jakiś tam pretekst, ale dalej na dyskusję o tym, co z tą jego podległością autorytetom, jest, że przecież tu nie powinien takich wyjątków robić, nie ma szans. Integryści owe autorytety traktują w istocie tak, jak im się to podoba. Ale innych dyscyplinuję. Bo zakłamani są na potęgę.

Integrysta w przeciwieństwie do Misia potrafi odróżnić wypowiedzi papieża ex cathedra od wypowiedzi prywatnych, dlatego nie ma problemu z krytyką prywatnych wypowiedzi papieża...
Cytat:
Ogólnie integryzm jest ścieżką zakłamywania na niemal każdym kroku - niby Biblia dla integrystów, jest w całości nieomylna, ale te teksty o przykazaniu miłości, przebaczaniu, uniżaniu się...
jakoś tak się nie stosują. Wybierają sobie co chcą, ale krzyczą, że to inni wybierają. Oni wszystko literalne biorą z Biblii, "niczego nie interpretują", tylko "jakoś tak dziwnie" o bardzo podstawowych tezach z Biblii milczą, omijają ich sens, kluczą przy nich jak koń pod górę. Podwójne standardy są u nich na każdym kroku.

To bardzo ciekawe, a może to Misiu nie rozumie pełnego przekazu Biblii i zamiast się do niego stosować wyznaje "pluszowe chrześcijaństwo", odbiegające od istoty tej religii, ale za to jakoś kompatybilne z Misiowymi pluszowymi preferencjami? Ale skąd Misiu miałby to wiedzieć, jak jemu się nawet nie chce zapoznać z naukami Kościoła, doktryną, za to jest pierwszy do rozliczania integrystów z tego, czy się do niej stosują...A to ci dopiero tupet :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 8 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:40, 27 Paź 2023    Temat postu:

Katolikus napisał:

towarzyski.pelikan napisał:
Kościół zabezpiecza wierzącego przed tym, żeby nie zszedł na duchowe manowce.


Śmiała teza.
Uważasz, że w Kościele wszyscy wierni mają idealny, jedynie właściwy obraz Boga?
Wiesz jak wygląda spowiedź wielu osób? Pewien ksiądz opowiadał: "w piątek jadłam kiełbaskę, kilka razy zabluźniłam, zapomniałam odmówić pacierza, więcej grzechów nie pamiętam". I tak potrafi wyglądać "duchowość" ludzi w Kościele przez lata.
Czy masz świadomość, że są ludzie, których Kościół swoimi praktykami wpędził w zaburzenia obsesyjno-kompulsywne o podłożu religijnym?

Kościół niejednemu człowiekowi przywrócił godność, ale też i niestety niejednej osobie zniszczył życie i duchowe, i psychiczne. .

Kościół jest święty, ale składa się z ludzi grzesznych - jak mawiał klasyk. To tak jak ze społeczeństwem w ogóle. Masz całe mnóstwo osób złych, wykolejonych, pogubionych, ale społeczeństwo jako całość jest dla nas dobre, bez niego byśmy wszyscy skończyli marnie. Jesteśmy po to by sobie nawzajem pomagać, uzdalniać do duchowego rozwoju. Nawet te negatywne postaci w naszym życiu mają swoją rolę.
Cytat:

towarzyski.pelikan napisał:
Różnica między nimi polega na tym, że ta pierwsza uznaje autorytet Kościoła a ta druga nie. Jedna i druga szuka więzi z Bogiem. Z tym że ta pierwsza jest zdania, że to właśnie uznajac autorytet Kościoła jest w stanie taka więź utworzyć. Zaś odrzucenie autorytetu Kościoła grozi pomyleniem Boga z jego największym wrogiem. Więź z szatanem wszak też jest intymna i osobowa. A szatan Kościoła nie znosi, nienawidzi wspólnoty, bo wtedy nie ma aż takiej mocy czlowieka omamić. Przypomnijmy sobie gdzie szatan kusił Jezusa. Na pustyni...


I na tej pustyni Jezus sam się obronił. Natomiast przypomnijmy, co Jezus powiedział do Piotra, który chodził w gronie 12stu:
Mt 16,22-23 napisał:
A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie. Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie.


Jak widać szatan potrafi działać na ludzi też i w wspólnocie. :think:

Oczywiście, że potrafi działać i we wspólnocie i tym większy jego wpływ, im słabsza jest ta wspólnota.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Religie i wyznania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 2 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin