Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Integryzm religijny jako postawa duchowego zakłamania
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21, 22, 23, 24  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:54, 18 Sty 2024    Temat postu:

fedor napisał:
No i tradycyjnie wymyśliłeś tylko bzdurne preteksty i chochoły (jak na przykład bez końca powtarzana przez ciebie aż do znudzenia brednia, że posłuszeństwo autorytetowi kłóci się z jego rozumieniem) potrzebne ci do znalezienia wykrętów przed tym, żeby autorytet Kościoła ignorować i zwalczać. Każdy wykręt dobry, byleby jakiś był. Nawet najbardziej bzdurny wykręt się od biedy nadaje, tak jak te twoje wyżej, które są takie bzdurne właśnie dlatego, że robią z ciebie po prostu protestanta lub wręcz deistę, dla którego Jezus jest tylko przy okazji i równie dobrze mógłby to być Budda. Nawet nie zauważyłbyś różnicy bo tak naprawdę pełne i kompleksowo nauczanie Jezusa i tak masz gdzieś

To nie jest żaden wykręt, tylko obserwacja postawy integrystów. Nie trzeba wielkiej spostrzegawczości, aby zauważyć, że integrystycznie nastawieni wyznawcy mają zaskakująco mało do powiedzenia w zakresie tego CO I JAK KONKRETNIE czynić, aby np. wypełniać zalecenia Ewangelii, za to mają "pełną gębę gadania" o samej potrzebie posłuszeństwa autorytetom. Wystarczy sobie zrobić statystykę tego, jak integryści i fundamentaliści "zamierzają" realizować posłuszeństwo Ewangelii, a wychodzi, że na ten temat KONKRETNYCH DZIAŁAŃ najczęściej nie mają nic do powiedzenia. Rozkręcają się dopiero wtedy, gdy mogą sprawa schodzi na samą agitację uległosci autorytetom kościelnym.
I to nie jest żaden przypadek!
To nie jest, że tylko tak na moment sobie zapomnieli o tym, co Ewangelia zaleca chrześcijaninowi, ale już za chwilę się tym zajmą, albo za chwilę zmienią swoje postawy na realne skierowanie się ku poszukiwaniu Boga. To nie jest przypadek, tylko reguła, ta cała namolna gadka o niezbędności posłuszeństwa hierarchii kościelnej jest bowiem w istocie ZAMIAST posłuszeństwa Bogu.
To już tak samo działało u faryzeuszy i tak samo działa we współczesnym chrześcijaństwie, że jakąś atrapę, w miarę wygodną, niedomagającą się realnych działań w sercu i umyśle, ci co pozorują wierność Bogu, przecież muszą mieć. Pozorant religijny w stylu integrystycznym, który zaniechał realizacji najważniejszego przykazania (przykazania miłości), przebaczenie mu nie w smak, zaś wywyższanie się - mimo, że wielokrotnie potępiane przez Jezusa - bardzo mu się podoba, to coś musi jako atrybut swojej wierności religii wystawić. Więc wystawia coś, co z jednej strony nie stawia wymagań w realnym życiu (bo jest pustym gadulstwem propagującym czczenie hierarchii), a dodatkowo ma tę zaletę, że spaja z grupą wyznaniową, wzmacnia lojalność, co pozwala się dobrze poczuć "w kupie swoich". To usypia sumienie i daje iluzję bezpieczeństwa, bo inni są tak samo jak integrystyczny wyznawca nieposłusznie bezpośrednio głosowi Ewangelii, lecz w kupie to bycie nieposłusznym wydaje się być usankcjonowane społeczną zgodą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 110 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:18, 18 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
No i tradycyjnie wymyśliłeś tylko bzdurne preteksty i chochoły (jak na przykład bez końca powtarzana przez ciebie aż do znudzenia brednia, że posłuszeństwo autorytetowi kłóci się z jego rozumieniem) potrzebne ci do znalezienia wykrętów przed tym, żeby autorytet Kościoła ignorować i zwalczać. Każdy wykręt dobry, byleby jakiś był. Nawet najbardziej bzdurny wykręt się od biedy nadaje, tak jak te twoje wyżej, które są takie bzdurne właśnie dlatego, że robią z ciebie po prostu protestanta lub wręcz deistę, dla którego Jezus jest tylko przy okazji i równie dobrze mógłby to być Budda. Nawet nie zauważyłbyś różnicy bo tak naprawdę pełne i kompleksowo nauczanie Jezusa i tak masz gdzieś

To nie jest żaden wykręt, tylko obserwacja postawy integrystów. Nie trzeba wielkiej spostrzegawczości, aby zauważyć, że integrystycznie nastawieni wyznawcy mają zaskakująco mało do powiedzenia w zakresie tego CO I JAK KONKRETNIE czynić, aby np. wypełniać zalecenia Ewangelii, za to mają "pełną gębę gadania" o samej potrzebie posłuszeństwa autorytetom. Wystarczy sobie zrobić statystykę tego, jak integryści i fundamentaliści "zamierzają" realizować posłuszeństwo Ewangelii, a wychodzi, że na ten temat KONKRETNYCH DZIAŁAŃ najczęściej nie mają nic do powiedzenia. Rozkręcają się dopiero wtedy, gdy mogą sprawa schodzi na samą agitację uległosci autorytetom kościelnym.
I to nie jest żaden przypadek!
To nie jest, że tylko tak na moment sobie zapomnieli o tym, co Ewangelia zaleca chrześcijaninowi, ale już za chwilę się tym zajmą, albo za chwilę zmienią swoje postawy na realne skierowanie się ku poszukiwaniu Boga. To nie jest przypadek, tylko reguła, ta cała namolna gadka o niezbędności posłuszeństwa hierarchii kościelnej jest bowiem w istocie ZAMIAST posłuszeństwa Bogu.
To już tak samo działało u faryzeuszy i tak samo działa we współczesnym chrześcijaństwie, że jakąś atrapę, w miarę wygodną, niedomagającą się realnych działań w sercu i umyśle, ci co pozorują wierność Bogu, przecież muszą mieć. Pozorant religijny w stylu integrystycznym, który zaniechał realizacji najważniejszego przykazania (przykazania miłości), przebaczenie mu nie w smak, zaś wywyższanie się - mimo, że wielokrotnie potępiane przez Jezusa - bardzo mu się podoba, to coś musi jako atrybut swojej wierności religii wystawić. Więc wystawia coś, co z jednej strony nie stawia wymagań w realnym życiu (bo jest pustym gadulstwem propagującym czczenie hierarchii), a dodatkowo ma tę zaletę, że spaja z grupą wyznaniową, wzmacnia lojalność, co pozwala się dobrze poczuć "w kupie swoich". To usypia sumienie i daje iluzję bezpieczeństwa, bo inni są tak samo jak integrystyczny wyznawca nieposłusznie bezpośrednio głosowi Ewangelii, lecz w kupie to bycie nieposłusznym wydaje się być usankcjonowane społeczną zgodą.


Ciąg dalszy twoich chochołów, dyskusji z nieistniejącymi "integrystami" (to co nazywasz "integrystami" to po prostu autorytet Nauczycielskiego Urzędu Kościoła, który odrzucasz), czyli tak naprawdę z chocholastymi urojeniami w twojej głowie, a do tego wynoszenie się nad innych (pycha). To są wszystko właśnie twoje wykręty. Ale jaka jest podstawa dla twojego wynoszenia się nad innych? Żadnej. Gdy zapytałem cię co ty niby zrozumiałeś lepiej i "głębiej" od innych, to nie byłeś w stanie wskazać ani jednego przykładu. I tyle warte są te wszystkie twoje deklaracje. Są puste. To samo było z twoim przechwalaniem się w kwestii rozumienia "znaczeń". Gdy zapytałem o przykłady to po prostu skapitulowałeś. Napisałeś, że nie podasz i wymyśliłeś kolejny wykręt sklecony w pośpiechu na kolanie. I tak jest ze wszystkim. Nic poza pustymi deklaracjami nie masz. Nawet wkuwający Koran maniak ma więcej duchowości od ciebie. A wiesz dlaczego? Dlatego, że ty nie odróżniasz duchowości od psychologii. Dla ciebie duchowość to po prostu psychologia. A Bóg to dla ciebie tylko psychoterapeuta, który w dodatku ma się do ciebie dostosować, bo jak tego nie zrobi to zaraz utniesz mu jakiś atrybut (tak jak to już zrobiłeś z atrybutami wszechwiedzy, wszechmocy i sprawiedliwości, które ci nie pasowały więc je skasowałeś)


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Czw 15:48, 18 Sty 2024, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:51, 18 Sty 2024    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
No i tradycyjnie wymyśliłeś tylko bzdurne preteksty i chochoły (jak na przykład bez końca powtarzana przez ciebie aż do znudzenia brednia, że posłuszeństwo autorytetowi kłóci się z jego rozumieniem) potrzebne ci do znalezienia wykrętów przed tym, żeby autorytet Kościoła ignorować i zwalczać. Każdy wykręt dobry, byleby jakiś był. Nawet najbardziej bzdurny wykręt się od biedy nadaje, tak jak te twoje wyżej, które są takie bzdurne właśnie dlatego, że robią z ciebie po prostu protestanta lub wręcz deistę, dla którego Jezus jest tylko przy okazji i równie dobrze mógłby to być Budda. Nawet nie zauważyłbyś różnicy bo tak naprawdę pełne i kompleksowo nauczanie Jezusa i tak masz gdzieś

To nie jest żaden wykręt, tylko obserwacja postawy integrystów. Nie trzeba wielkiej spostrzegawczości, aby zauważyć, że integrystycznie nastawieni wyznawcy mają zaskakująco mało do powiedzenia w zakresie tego CO I JAK KONKRETNIE czynić, aby np. wypełniać zalecenia Ewangelii, za to mają "pełną gębę gadania" o samej potrzebie posłuszeństwa autorytetom. Wystarczy sobie zrobić statystykę tego, jak integryści i fundamentaliści "zamierzają" realizować posłuszeństwo Ewangelii, a wychodzi, że na ten temat KONKRETNYCH DZIAŁAŃ najczęściej nie mają nic do powiedzenia. Rozkręcają się dopiero wtedy, gdy mogą sprawa schodzi na samą agitację uległosci autorytetom kościelnym.
I to nie jest żaden przypadek!
To nie jest, że tylko tak na moment sobie zapomnieli o tym, co Ewangelia zaleca chrześcijaninowi, ale już za chwilę się tym zajmą, albo za chwilę zmienią swoje postawy na realne skierowanie się ku poszukiwaniu Boga. To nie jest przypadek, tylko reguła, ta cała namolna gadka o niezbędności posłuszeństwa hierarchii kościelnej jest bowiem w istocie ZAMIAST posłuszeństwa Bogu.
To już tak samo działało u faryzeuszy i tak samo działa we współczesnym chrześcijaństwie, że jakąś atrapę, w miarę wygodną, niedomagającą się realnych działań w sercu i umyśle, ci co pozorują wierność Bogu, przecież muszą mieć. Pozorant religijny w stylu integrystycznym, który zaniechał realizacji najważniejszego przykazania (przykazania miłości), przebaczenie mu nie w smak, zaś wywyższanie się - mimo, że wielokrotnie potępiane przez Jezusa - bardzo mu się podoba, to coś musi jako atrybut swojej wierności religii wystawić. Więc wystawia coś, co z jednej strony nie stawia wymagań w realnym życiu (bo jest pustym gadulstwem propagującym czczenie hierarchii), a dodatkowo ma tę zaletę, że spaja z grupą wyznaniową, wzmacnia lojalność, co pozwala się dobrze poczuć "w kupie swoich". To usypia sumienie i daje iluzję bezpieczeństwa, bo inni są tak samo jak integrystyczny wyznawca nieposłusznie bezpośrednio głosowi Ewangelii, lecz w kupie to bycie nieposłusznym wydaje się być usankcjonowane społeczną zgodą.


Ciąg dalszy twoich chochołów, dyskusji z nieistniejącymi "integrystami" (to co nazywasz "integrystami" to po prostu autorytet Nauczycielskiego Urzędu Kościoła, który odrzucasz), czyli tak naprawdę z chocholastymi urojeniami w twojej głowie, a do tego wynoszenie się nad innych (pycha). To są wszystko właśnie twoje wykręty. Ale jaka jest podstawa do twojego wynoszenia się nad innych? Żadnej. Gdy zapytałem cię co ty niby zrozumiałeś lepiej i "głębiej" od innych, to nie byłeś w stanie wskazać ani jednego przykładu. I tyle warte są te wszystkie twoje deklaracje. Są puste. To samo było z twoim przechwalaniem się w kwestii rozumienia "znaczeń". Gdy zapytałem o przykłady to po prostu skapitulowałeś. Napisałeś, że nie podasz i wymyśliłeś kolejny wykręt sklecony w pośpiechu na kolanie. I tak jest ze wszystkim. Nic poza pustymi deklaracjami nie masz. Nawet wkuwający Koran maniak ma więcej duchowości od ciebie. A wiesz dlaczego? Dlatego, że ty nie odróżniasz duchowości od psychologii. Dla ciebie duchowość to po prostu psychologia. A Bóg to dla ciebie tylko psychoterapeuta, który w dodatku ma się do ciebie dostosować, bo jak tego nie zrobi to zaraz utniesz mu jakiś atrybut (tak jak to już zrobiłeś z atrybutami wszechwiedzy, wszechmocy i sprawiedliwości, które ci nie pasowały więc je skasowałeś)

Uważam Twój komentarz za nieadekwatny do rzeczywistości dyskusyjnej, jaką każdy może sobie sam wyczytać z postów na tym forum.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 110 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:00, 18 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
No i tradycyjnie wymyśliłeś tylko bzdurne preteksty i chochoły (jak na przykład bez końca powtarzana przez ciebie aż do znudzenia brednia, że posłuszeństwo autorytetowi kłóci się z jego rozumieniem) potrzebne ci do znalezienia wykrętów przed tym, żeby autorytet Kościoła ignorować i zwalczać. Każdy wykręt dobry, byleby jakiś był. Nawet najbardziej bzdurny wykręt się od biedy nadaje, tak jak te twoje wyżej, które są takie bzdurne właśnie dlatego, że robią z ciebie po prostu protestanta lub wręcz deistę, dla którego Jezus jest tylko przy okazji i równie dobrze mógłby to być Budda. Nawet nie zauważyłbyś różnicy bo tak naprawdę pełne i kompleksowo nauczanie Jezusa i tak masz gdzieś

To nie jest żaden wykręt, tylko obserwacja postawy integrystów. Nie trzeba wielkiej spostrzegawczości, aby zauważyć, że integrystycznie nastawieni wyznawcy mają zaskakująco mało do powiedzenia w zakresie tego CO I JAK KONKRETNIE czynić, aby np. wypełniać zalecenia Ewangelii, za to mają "pełną gębę gadania" o samej potrzebie posłuszeństwa autorytetom. Wystarczy sobie zrobić statystykę tego, jak integryści i fundamentaliści "zamierzają" realizować posłuszeństwo Ewangelii, a wychodzi, że na ten temat KONKRETNYCH DZIAŁAŃ najczęściej nie mają nic do powiedzenia. Rozkręcają się dopiero wtedy, gdy mogą sprawa schodzi na samą agitację uległosci autorytetom kościelnym.
I to nie jest żaden przypadek!
To nie jest, że tylko tak na moment sobie zapomnieli o tym, co Ewangelia zaleca chrześcijaninowi, ale już za chwilę się tym zajmą, albo za chwilę zmienią swoje postawy na realne skierowanie się ku poszukiwaniu Boga. To nie jest przypadek, tylko reguła, ta cała namolna gadka o niezbędności posłuszeństwa hierarchii kościelnej jest bowiem w istocie ZAMIAST posłuszeństwa Bogu.
To już tak samo działało u faryzeuszy i tak samo działa we współczesnym chrześcijaństwie, że jakąś atrapę, w miarę wygodną, niedomagającą się realnych działań w sercu i umyśle, ci co pozorują wierność Bogu, przecież muszą mieć. Pozorant religijny w stylu integrystycznym, który zaniechał realizacji najważniejszego przykazania (przykazania miłości), przebaczenie mu nie w smak, zaś wywyższanie się - mimo, że wielokrotnie potępiane przez Jezusa - bardzo mu się podoba, to coś musi jako atrybut swojej wierności religii wystawić. Więc wystawia coś, co z jednej strony nie stawia wymagań w realnym życiu (bo jest pustym gadulstwem propagującym czczenie hierarchii), a dodatkowo ma tę zaletę, że spaja z grupą wyznaniową, wzmacnia lojalność, co pozwala się dobrze poczuć "w kupie swoich". To usypia sumienie i daje iluzję bezpieczeństwa, bo inni są tak samo jak integrystyczny wyznawca nieposłusznie bezpośrednio głosowi Ewangelii, lecz w kupie to bycie nieposłusznym wydaje się być usankcjonowane społeczną zgodą.


Ciąg dalszy twoich chochołów, dyskusji z nieistniejącymi "integrystami" (to co nazywasz "integrystami" to po prostu autorytet Nauczycielskiego Urzędu Kościoła, który odrzucasz), czyli tak naprawdę z chocholastymi urojeniami w twojej głowie, a do tego wynoszenie się nad innych (pycha). To są wszystko właśnie twoje wykręty. Ale jaka jest podstawa do twojego wynoszenia się nad innych? Żadnej. Gdy zapytałem cię co ty niby zrozumiałeś lepiej i "głębiej" od innych, to nie byłeś w stanie wskazać ani jednego przykładu. I tyle warte są te wszystkie twoje deklaracje. Są puste. To samo było z twoim przechwalaniem się w kwestii rozumienia "znaczeń". Gdy zapytałem o przykłady to po prostu skapitulowałeś. Napisałeś, że nie podasz i wymyśliłeś kolejny wykręt sklecony w pośpiechu na kolanie. I tak jest ze wszystkim. Nic poza pustymi deklaracjami nie masz. Nawet wkuwający Koran maniak ma więcej duchowości od ciebie. A wiesz dlaczego? Dlatego, że ty nie odróżniasz duchowości od psychologii. Dla ciebie duchowość to po prostu psychologia. A Bóg to dla ciebie tylko psychoterapeuta, który w dodatku ma się do ciebie dostosować, bo jak tego nie zrobi to zaraz utniesz mu jakiś atrybut (tak jak to już zrobiłeś z atrybutami wszechwiedzy, wszechmocy i sprawiedliwości, które ci nie pasowały więc je skasowałeś)

Uważam Twój komentarz za nieadekwatny do rzeczywistości dyskusyjnej, jaką każdy może sobie sam wyczytać z postów na tym forum.


Jak najbardziej jest adekwatny i wiesz o tym. No to co niby zrozumiałeś lepiej i "głębiej" od innych, jakie "znaczenie"?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:16, 18 Sty 2024    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
No i tradycyjnie wymyśliłeś tylko bzdurne preteksty i chochoły (jak na przykład bez końca powtarzana przez ciebie aż do znudzenia brednia, że posłuszeństwo autorytetowi kłóci się z jego rozumieniem) potrzebne ci do znalezienia wykrętów przed tym, żeby autorytet Kościoła ignorować i zwalczać. Każdy wykręt dobry, byleby jakiś był. Nawet najbardziej bzdurny wykręt się od biedy nadaje, tak jak te twoje wyżej, które są takie bzdurne właśnie dlatego, że robią z ciebie po prostu protestanta lub wręcz deistę, dla którego Jezus jest tylko przy okazji i równie dobrze mógłby to być Budda. Nawet nie zauważyłbyś różnicy bo tak naprawdę pełne i kompleksowo nauczanie Jezusa i tak masz gdzieś

To nie jest żaden wykręt, tylko obserwacja postawy integrystów. Nie trzeba wielkiej spostrzegawczości, aby zauważyć, że integrystycznie nastawieni wyznawcy mają zaskakująco mało do powiedzenia w zakresie tego CO I JAK KONKRETNIE czynić, aby np. wypełniać zalecenia Ewangelii, za to mają "pełną gębę gadania" o samej potrzebie posłuszeństwa autorytetom. Wystarczy sobie zrobić statystykę tego, jak integryści i fundamentaliści "zamierzają" realizować posłuszeństwo Ewangelii, a wychodzi, że na ten temat KONKRETNYCH DZIAŁAŃ najczęściej nie mają nic do powiedzenia. Rozkręcają się dopiero wtedy, gdy mogą sprawa schodzi na samą agitację uległosci autorytetom kościelnym.
I to nie jest żaden przypadek!
To nie jest, że tylko tak na moment sobie zapomnieli o tym, co Ewangelia zaleca chrześcijaninowi, ale już za chwilę się tym zajmą, albo za chwilę zmienią swoje postawy na realne skierowanie się ku poszukiwaniu Boga. To nie jest przypadek, tylko reguła, ta cała namolna gadka o niezbędności posłuszeństwa hierarchii kościelnej jest bowiem w istocie ZAMIAST posłuszeństwa Bogu.
To już tak samo działało u faryzeuszy i tak samo działa we współczesnym chrześcijaństwie, że jakąś atrapę, w miarę wygodną, niedomagającą się realnych działań w sercu i umyśle, ci co pozorują wierność Bogu, przecież muszą mieć. Pozorant religijny w stylu integrystycznym, który zaniechał realizacji najważniejszego przykazania (przykazania miłości), przebaczenie mu nie w smak, zaś wywyższanie się - mimo, że wielokrotnie potępiane przez Jezusa - bardzo mu się podoba, to coś musi jako atrybut swojej wierności religii wystawić. Więc wystawia coś, co z jednej strony nie stawia wymagań w realnym życiu (bo jest pustym gadulstwem propagującym czczenie hierarchii), a dodatkowo ma tę zaletę, że spaja z grupą wyznaniową, wzmacnia lojalność, co pozwala się dobrze poczuć "w kupie swoich". To usypia sumienie i daje iluzję bezpieczeństwa, bo inni są tak samo jak integrystyczny wyznawca nieposłusznie bezpośrednio głosowi Ewangelii, lecz w kupie to bycie nieposłusznym wydaje się być usankcjonowane społeczną zgodą.


Ciąg dalszy twoich chochołów, dyskusji z nieistniejącymi "integrystami" (to co nazywasz "integrystami" to po prostu autorytet Nauczycielskiego Urzędu Kościoła, który odrzucasz), czyli tak naprawdę z chocholastymi urojeniami w twojej głowie, a do tego wynoszenie się nad innych (pycha). To są wszystko właśnie twoje wykręty. Ale jaka jest podstawa do twojego wynoszenia się nad innych? Żadnej. Gdy zapytałem cię co ty niby zrozumiałeś lepiej i "głębiej" od innych, to nie byłeś w stanie wskazać ani jednego przykładu. I tyle warte są te wszystkie twoje deklaracje. Są puste. To samo było z twoim przechwalaniem się w kwestii rozumienia "znaczeń". Gdy zapytałem o przykłady to po prostu skapitulowałeś. Napisałeś, że nie podasz i wymyśliłeś kolejny wykręt sklecony w pośpiechu na kolanie. I tak jest ze wszystkim. Nic poza pustymi deklaracjami nie masz. Nawet wkuwający Koran maniak ma więcej duchowości od ciebie. A wiesz dlaczego? Dlatego, że ty nie odróżniasz duchowości od psychologii. Dla ciebie duchowość to po prostu psychologia. A Bóg to dla ciebie tylko psychoterapeuta, który w dodatku ma się do ciebie dostosować, bo jak tego nie zrobi to zaraz utniesz mu jakiś atrybut (tak jak to już zrobiłeś z atrybutami wszechwiedzy, wszechmocy i sprawiedliwości, które ci nie pasowały więc je skasowałeś)

Uważam Twój komentarz za nieadekwatny do rzeczywistości dyskusyjnej, jaką każdy może sobie sam wyczytać z postów na tym forum.


Jak najbardziej jest adekwatny i wiesz o tym. No to co niby zrozumiałeś lepiej i "głębiej" od innych, jakie "znaczenie"?

To zrozumiałem lepiej, co mógłbyś ocenić, gdybyś był w stanie. Ale co tym Ci nie napisał, to z racji na brak możliwości wyjścia poza swoje ograniczenia zaciekłego integrysty, który widzi tylko to, co chce zobaczyć, to i tak tego nie będziesz w stanie dostrzec. I stan Twojego zorientowania się w owych znaczeniach będzie dokładnie taki jak teraz - dla Ciebie tego "nie ma". A "nie ma", bo nie widzisz. A nie widzisz, bo masz klapki na oczach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 110 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:31, 18 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
No i tradycyjnie wymyśliłeś tylko bzdurne preteksty i chochoły (jak na przykład bez końca powtarzana przez ciebie aż do znudzenia brednia, że posłuszeństwo autorytetowi kłóci się z jego rozumieniem) potrzebne ci do znalezienia wykrętów przed tym, żeby autorytet Kościoła ignorować i zwalczać. Każdy wykręt dobry, byleby jakiś był. Nawet najbardziej bzdurny wykręt się od biedy nadaje, tak jak te twoje wyżej, które są takie bzdurne właśnie dlatego, że robią z ciebie po prostu protestanta lub wręcz deistę, dla którego Jezus jest tylko przy okazji i równie dobrze mógłby to być Budda. Nawet nie zauważyłbyś różnicy bo tak naprawdę pełne i kompleksowo nauczanie Jezusa i tak masz gdzieś

To nie jest żaden wykręt, tylko obserwacja postawy integrystów. Nie trzeba wielkiej spostrzegawczości, aby zauważyć, że integrystycznie nastawieni wyznawcy mają zaskakująco mało do powiedzenia w zakresie tego CO I JAK KONKRETNIE czynić, aby np. wypełniać zalecenia Ewangelii, za to mają "pełną gębę gadania" o samej potrzebie posłuszeństwa autorytetom. Wystarczy sobie zrobić statystykę tego, jak integryści i fundamentaliści "zamierzają" realizować posłuszeństwo Ewangelii, a wychodzi, że na ten temat KONKRETNYCH DZIAŁAŃ najczęściej nie mają nic do powiedzenia. Rozkręcają się dopiero wtedy, gdy mogą sprawa schodzi na samą agitację uległosci autorytetom kościelnym.
I to nie jest żaden przypadek!
To nie jest, że tylko tak na moment sobie zapomnieli o tym, co Ewangelia zaleca chrześcijaninowi, ale już za chwilę się tym zajmą, albo za chwilę zmienią swoje postawy na realne skierowanie się ku poszukiwaniu Boga. To nie jest przypadek, tylko reguła, ta cała namolna gadka o niezbędności posłuszeństwa hierarchii kościelnej jest bowiem w istocie ZAMIAST posłuszeństwa Bogu.
To już tak samo działało u faryzeuszy i tak samo działa we współczesnym chrześcijaństwie, że jakąś atrapę, w miarę wygodną, niedomagającą się realnych działań w sercu i umyśle, ci co pozorują wierność Bogu, przecież muszą mieć. Pozorant religijny w stylu integrystycznym, który zaniechał realizacji najważniejszego przykazania (przykazania miłości), przebaczenie mu nie w smak, zaś wywyższanie się - mimo, że wielokrotnie potępiane przez Jezusa - bardzo mu się podoba, to coś musi jako atrybut swojej wierności religii wystawić. Więc wystawia coś, co z jednej strony nie stawia wymagań w realnym życiu (bo jest pustym gadulstwem propagującym czczenie hierarchii), a dodatkowo ma tę zaletę, że spaja z grupą wyznaniową, wzmacnia lojalność, co pozwala się dobrze poczuć "w kupie swoich". To usypia sumienie i daje iluzję bezpieczeństwa, bo inni są tak samo jak integrystyczny wyznawca nieposłusznie bezpośrednio głosowi Ewangelii, lecz w kupie to bycie nieposłusznym wydaje się być usankcjonowane społeczną zgodą.


Ciąg dalszy twoich chochołów, dyskusji z nieistniejącymi "integrystami" (to co nazywasz "integrystami" to po prostu autorytet Nauczycielskiego Urzędu Kościoła, który odrzucasz), czyli tak naprawdę z chocholastymi urojeniami w twojej głowie, a do tego wynoszenie się nad innych (pycha). To są wszystko właśnie twoje wykręty. Ale jaka jest podstawa do twojego wynoszenia się nad innych? Żadnej. Gdy zapytałem cię co ty niby zrozumiałeś lepiej i "głębiej" od innych, to nie byłeś w stanie wskazać ani jednego przykładu. I tyle warte są te wszystkie twoje deklaracje. Są puste. To samo było z twoim przechwalaniem się w kwestii rozumienia "znaczeń". Gdy zapytałem o przykłady to po prostu skapitulowałeś. Napisałeś, że nie podasz i wymyśliłeś kolejny wykręt sklecony w pośpiechu na kolanie. I tak jest ze wszystkim. Nic poza pustymi deklaracjami nie masz. Nawet wkuwający Koran maniak ma więcej duchowości od ciebie. A wiesz dlaczego? Dlatego, że ty nie odróżniasz duchowości od psychologii. Dla ciebie duchowość to po prostu psychologia. A Bóg to dla ciebie tylko psychoterapeuta, który w dodatku ma się do ciebie dostosować, bo jak tego nie zrobi to zaraz utniesz mu jakiś atrybut (tak jak to już zrobiłeś z atrybutami wszechwiedzy, wszechmocy i sprawiedliwości, które ci nie pasowały więc je skasowałeś)

Uważam Twój komentarz za nieadekwatny do rzeczywistości dyskusyjnej, jaką każdy może sobie sam wyczytać z postów na tym forum.


Jak najbardziej jest adekwatny i wiesz o tym. No to co niby zrozumiałeś lepiej i "głębiej" od innych, jakie "znaczenie"?

To zrozumiałem lepiej, co mógłbyś ocenić, gdybyś był w stanie. Ale co tym Ci nie napisał, to z racji na brak możliwości wyjścia poza swoje ograniczenia zaciekłego integrysty, który widzi tylko to, co chce zobaczyć, to i tak tego nie będziesz w stanie dostrzec. I stan Twojego zorientowania się w owych znaczeniach będzie dokładnie taki jak teraz - dla Ciebie tego "nie ma". A "nie ma", bo nie widzisz. A nie widzisz, bo masz klapki na oczach.


I ucieczka w kolejny wykręt, co było do przewidzenia. Jesteś nagi
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:59, 18 Sty 2024    Temat postu:

Integrysta ma silnie ograniczoną zdolność do samokrytycyzmu. On w ogóle postrzega rzeczywistość nie jako podmiot, tylko przedmiot - jest zależny ściśle od tego co zewnętrzne. Za własną osobę też boi się wziąć odpowiedzialności, stąd zdanie się na autorytety. To autorytety wyznaczają integryście, czym on jest, on sam tego nie wie. Tzn. ściślej rzecz ujmując, on może nawet uważa, że to "wie", bo się próbuje utożsamiać z celami wskazanymi przez autorytety, nawet do pewnego stopnia czasem podejmuje się ich nieporadnej realizacji, ale to jest chwytanie nitek w chaosie, to jest rozpaczliwe łapanie nieskładnych intuicji. Bo przecież myślenie bardziej uporządkowane jest integryście zabronione - ono zostało scedowane na autorytety.
Samokrytycyzm związany jest z uświadomieniem sobie, że się jest podmiotem, WOLNĄ osobą, odpowiedzialną za siebie także w zakresie podstaw myślenia, czyli światopoglądowym. Integrysta nie może być w pełni samokrytyczny, bo on nawet nie diagnozuje prawidłowo tego "samo" w danym układzie, on nie wie, kim jest. Integrysta werbalnie może nawet idei wolności woli bronić, jednak w odniesieniu do własnych decyzji tej idei zaprzecza, on (wg niego samego) przecież nie ma prawa decydować o sobie, jako że tu niezbędne jest zdanie się na autorytety. Więc sobie funkcjonuje integrysta w takiej myślowej schizofrenii.

Tu padło też stwierdzenie, że integrystów w ogóle nie ma. Cóż, jeśliby tak było, to moje uwagi byłyby o nieistniejących osobach i postawach, opisywałyby zbiór pusty ludzi. Wtedy jednak zasadnym staje się pytanie: to dlaczego co niektórzy (choć przecież "nie są integrystami") tak bardzo czują się dotknięci moimi uwagami do integrystów kierowanymi?...
Najwyraźniej sami nie wierzą, że "nie są integrystami", czyli dobrze wiedzą, że mój opis świetnie do nich pasuje. Sami się przyznają do tego, swoją żywością reakcji - sami potwierdzają, że moje UWAGI ICH WŁAŚNIE DOTYCZĄ. :rotfl:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 21:36, 18 Sty 2024, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 110 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:08, 18 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Integrysta ma silnie ograniczoną zdolność do samokrytycyzmu. On w ogóle postrzega rzeczywistość nie jako podmiot, tylko przedmiot - jest zależny ściśle od tego co zewnętrzne. Za własną osobę też boi się wziąć odpowiedzialności, stąd zdanie się na autorytety. To autorytety wyznaczają integryście, czym on jest, on sam tego nie wie. Tzn. ściślej rzecz ujmując, on może nawet uważa, że to "wie", bo się próbuje utożsamiać z celami wskazanymi przez autorytety, nawet do pewnego stopnia czasem podejmuje się ich nieporadnej realizacji, ale to jest chwytanie nitek w chaosie, to jest rozpaczliwe łapanie nieskładnych intuicji. Bo przecież myślenie bardziej uporządkowane jest integryście zabronione - ono zostało scedowane na autorytety.
Samokrytycyzm związany jest z uświadomieniem sobie, że się jest podmiotem, WOLNĄ osobą, odpowiedzialną za siebie także w zakresie podstaw myślenia, czyli światopoglądowym. Integrysta nie może być w pełni samokrytyczny, bo on nawet nie diagnozuje prawidłowo tego "samo" w danym układzie, on nie wie, kim jest. Integrysta werbalnie może nawet idei wolności woli bronić, jednak w odniesieniu do własnych decyzji tej idei zaprzecza, on (wg niego samego) przecież nie ma prawa decydować o sobie, jako że tu niezbędne jest zdanie się na autorytety. Więc sobie funkcjonuje integrysta w takiej myślowej schizofrenii.

Tu padło też stwierdzenie, że integrystów w ogóle nie ma. Cóż, jeśliby tak było, to moje uwagi byłyby o nieistniejących osobach i postawach, opisywałyby zbiór pusty ludzi. Wtedy jednak zasadnym staje się pytanie: to dlaczego co niektórzy (choć przecież "nie są integrystami") tak bardzo czują się dotknięci moimi uwagami do integrystów kierowanymi?...
Najwyraźniej sami nie wierzą, że "nie są integrystami", czyli dobrze wiedzą, że mój opis świetnie do nich pasuje. Sami się przyznają do tego, swoją żywością reakcji - sami potwierdzają, że moje UWAGI ICH WŁAŚNIE DOTYCZĄ. :rotfl:


Znowu same chochoły od góry do dołu. Nikt nie czuje się "dotknięty". Po prostu dyskutujesz ze swoimi urojeniami i zabawnie się to punktuje. A to co ty nazywasz "integrystami" to jedynie personifikacja twojej odrazy do autorytetu Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, bo jak przystało na anarchizującego lewicowca wszelkie autorytety i władze zwalczasz ile wlezie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:21, 18 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Integrysta ma silnie ograniczoną zdolność do samokrytycyzmu. On w ogóle postrzega rzeczywistość nie jako podmiot, tylko przedmiot - jest zależny ściśle od tego co zewnętrzne. Za własną osobę też boi się wziąć odpowiedzialności, stąd zdanie się na autorytety. To autorytety wyznaczają integryście, czym on jest, on sam tego nie wie. Tzn. ściślej rzecz ujmując, on może nawet uważa, że to "wie", bo się próbuje utożsamiać z celami wskazanymi przez autorytety, nawet do pewnego stopnia czasem podejmuje się ich nieporadnej realizacji, ale to jest chwytanie nitek w chaosie, to jest rozpaczliwe łapanie nieskładnych intuicji. Bo przecież myślenie bardziej uporządkowane jest integryście zabronione - ono zostało scedowane na autorytety.
Samokrytycyzm związany jest z uświadomieniem sobie, że się jest podmiotem, WOLNĄ osobą, odpowiedzialną za siebie także w zakresie podstaw myślenia, czyli światopoglądowym. Integrysta nie może być w pełni samokrytyczny, bo on nawet nie diagnozuje prawidłowo tego "samo" w danym układzie, on nie wie, kim jest.


Problem z odpowiedzialnością za decyzję jest wg mnie nierozwiązywalny przy podejściu integrystycznym. Nie ukrywam, że na pewnym etapie mojego duchowego "rozglądania się" rozważałem, czy czasem nie powinienem właśnie w stronę integrystyczną się mentalnie skierować, czyli jakoś uznać, że to autorytety mają mi jako nadrzędny czynnik wyznaczyć mój światopogląd. Jednak właśnie kwestia odpowiedzialności była tym czynnikiem, od którego ostatecznie odbiła się moja próba flirtu z religijną ideologią władzy.

Bo jak w ogóle tu rozumieć odpowiedzialność, gdy człowiek sam nie decyduje, tylko robi to, co autorytety mu zlecają?
To kto jest wtedy odpowiedzialny za to, co się stanie - dobre, albo złe?... :shock:
Z jednej strony przecież odpowiedzialnym przed sumieniem jest sam decydujący człowiek. Ale przecież w integryzmie - z definicji - to nie on decyduje, tylko te autorytety. Więc odpowiedzialność za zło grzech spada na nich?...
- Tutaj zaczynają się właśnie to "schody" i łamańce umysłu z tym jak teraz tę odpowiedzialność rozliczyć. Bo skoro robię na maksa się starając to, co mi mówią, a nie to, co ja czuję, to chyba w ogóle tu moje sumienie zawieszam... Decyzja jest przecież nie moja...
Jest gdzieś napisane (np. w Biblii), że posłuszeństwo autorytetom pozwala pozbyć się odpowiedzialności za czyny?... Widział ktoś coś takiego?...
- No nie ma nic podobnego.
Czyli mamy tu chyba raczej schizofreniczną sytuację, w której jednak odpowiedzialny jest ten, kto się posłuchał autorytetu. Bo sam autorytet - takie jest założenie - jest ten nieomylny (a przynajmniej na pewno mądrzejszy). Czyli taki posłuszny autorytetowi, choć robi wszystko tak jak mu każą, jednak za złe skutki będzie i tak odpowiedzialny... :shock:
Ale czy mógł się ustrzec tych złych skutków, jeśli nie wolno jest mu decydować, bo musi być posłuszny?...
- No (w integrystycznym rozumieniu rzeczy) nie miał prawa się posłużyć swoim rozsądkiem, jeśli skądiś się ujawniło, że autorytety głoszą tak, a tak w danej kwestii.

Sprawę komplikuje problem: CZY ZROZUMIENIE TEGO, CO AUTORYTET OGŁOSIŁ, jest poprawne, czy nie?...
Tylko poprawnie rozumiejąc coś (słusznego) danego nam jako radę, będziemy słusznie działali. Tylko że jak tu w ogóle się zabrać za rozumienie tego, co autorytet głosi, kiedy rozmyślanie nad tym jest niczym innym, tylko właśnie samodzielnym - czyli niezależnym od autorytetu - rozpatrywaniem sprawy?...
No chyba nie ma taki wierny prawa stawiać sobie pytań, czy rozumie polecenie od autorytetu dobrze, czy źle. Powinien chyba jakoś wziąć to polecenie...
literalnie, może jakoś "tak wprost", albo "tak w ogóle jakoś je wziąć i już zrozumieć...". :shock: Tu chyba musiałoby nastąpić jakieś takie absolutne spłynięcie tego ujawnienia się znaczeń dyrektywy autorytetu do umysłu posłusznego wiernego. Jak tego dokonać?... :shock:
Jak to miałoby być?...:shock: Dla mnie to jakaś kwadratura koła. :shock:

Moje rozumienie mi mówi, że rozpoznanie co i jak mam robić, jak decydować w życiu bierze się z ciągłych poszukiwań, rozważań, czujności epistemicznej związanej z korektą życiowych błędów, stałym wzrostem świadomości. Nie umiem tego dopasować do sytuacji, że oto spada na mnie jakaś dyrektywa (ta od autorytetu), a jakoś tak nie wiadomo jak, nie myśląc nad tym (bo to byłoby wtedy samodzielne myślenie, a nie posłuszeństwo) tę dyrektywę stosuję i wtedy ma być dobrze...
No jak dla mnie to jest po prostu jakaś schizofrenia...


Wszystkie te problemy znikają, a obraz się klaruje, gdy się uzna, że sumienie jest osobiste i niezbywalne (co ciekawe, coś podobnego jest zapisane w katechizmie KRK, tylko integryści znaczenie owego zapisu jakoś tak rozmywają, ignorują). To człowiek decyduje i to on ma najwyższą formę władzy nad swoimi uznaniami, co jest dobre, a co złe. Wtedy też ON JEST ODPOWIEDZIALNY. A warto dodać, że TYLKO WTEDY człowiek jest sensownie za swoje wybory odpowiedzialny! Ta odpowiedzialność z tytułu tak dobrych jak i złych decyzji, jest tym "drugim wektorem", odwrotnym do zagrożenia samowolą. Czyli co prawda jestem wolny, ale jestem też odpowiedzialny. Co prawda decyduję sam, ale złe skutki obciążają moje sumienie - BO TO JA DECYDOWAŁEM, a nie tylko kopiowałem cudze przekonania. Postawienie autorytetów jako coś ponad sumienie człowieka jest jak wrzucenie granatu w tę układankę tworzącą odpowiedzialność - wtedy ta odpowiedzialność staje się niejasna, niczyja, chaotyczna. Dlatego integryzm jest po prostu nielogiczny, jest wadliwy od strony umożliwienia odpowiedzialnego rozumowania, decydowania, działania.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 23:20, 18 Sty 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 110 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 8:31, 19 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Integrysta ma silnie ograniczoną zdolność do samokrytycyzmu. On w ogóle postrzega rzeczywistość nie jako podmiot, tylko przedmiot - jest zależny ściśle od tego co zewnętrzne. Za własną osobę też boi się wziąć odpowiedzialności, stąd zdanie się na autorytety. To autorytety wyznaczają integryście, czym on jest, on sam tego nie wie. Tzn. ściślej rzecz ujmując, on może nawet uważa, że to "wie", bo się próbuje utożsamiać z celami wskazanymi przez autorytety, nawet do pewnego stopnia czasem podejmuje się ich nieporadnej realizacji, ale to jest chwytanie nitek w chaosie, to jest rozpaczliwe łapanie nieskładnych intuicji. Bo przecież myślenie bardziej uporządkowane jest integryście zabronione - ono zostało scedowane na autorytety.
Samokrytycyzm związany jest z uświadomieniem sobie, że się jest podmiotem, WOLNĄ osobą, odpowiedzialną za siebie także w zakresie podstaw myślenia, czyli światopoglądowym. Integrysta nie może być w pełni samokrytyczny, bo on nawet nie diagnozuje prawidłowo tego "samo" w danym układzie, on nie wie, kim jest.


Problem z odpowiedzialnością za decyzję jest wg mnie nierozwiązywalny przy podejściu integrystycznym. Nie ukrywam, że na pewnym etapie mojego duchowego "rozglądania się" rozważałem, czy czasem nie powinienem właśnie w stronę integrystyczną się mentalnie skierować, czyli jakoś uznać, że to autorytety mają mi jako nadrzędny czynnik wyznaczyć mój światopogląd. Jednak właśnie kwestia odpowiedzialności była tym czynnikiem, od którego ostatecznie odbiła się moja próba flirtu z religijną ideologią władzy.

Bo jak w ogóle tu rozumieć odpowiedzialność, gdy człowiek sam nie decyduje, tylko robi to, co autorytety mu zlecają?
To kto jest wtedy odpowiedzialny za to, co się stanie - dobre, albo złe?... :shock:
Z jednej strony przecież odpowiedzialnym przed sumieniem jest sam decydujący człowiek. Ale przecież w integryzmie - z definicji - to nie on decyduje, tylko te autorytety. Więc odpowiedzialność za zło grzech spada na nich?...
- Tutaj zaczynają się właśnie to "schody" i łamańce umysłu z tym jak teraz tę odpowiedzialność rozliczyć. Bo skoro robię na maksa się starając to, co mi mówią, a nie to, co ja czuję, to chyba w ogóle tu moje sumienie zawieszam... Decyzja jest przecież nie moja...
Jest gdzieś napisane (np. w Biblii), że posłuszeństwo autorytetom pozwala pozbyć się odpowiedzialności za czyny?... Widział ktoś coś takiego?...
- No nie ma nic podobnego.
Czyli mamy tu chyba raczej schizofreniczną sytuację, w której jednak odpowiedzialny jest ten, kto się posłuchał autorytetu. Bo sam autorytet - takie jest założenie - jest ten nieomylny (a przynajmniej na pewno mądrzejszy). Czyli taki posłuszny autorytetowi, choć robi wszystko tak jak mu każą, jednak za złe skutki będzie i tak odpowiedzialny... :shock:
Ale czy mógł się ustrzec tych złych skutków, jeśli nie wolno jest mu decydować, bo musi być posłuszny?...
- No (w integrystycznym rozumieniu rzeczy) nie miał prawa się posłużyć swoim rozsądkiem, jeśli skądiś się ujawniło, że autorytety głoszą tak, a tak w danej kwestii.

Sprawę komplikuje problem: CZY ZROZUMIENIE TEGO, CO AUTORYTET OGŁOSIŁ, jest poprawne, czy nie?...
Tylko poprawnie rozumiejąc coś (słusznego) danego nam jako radę, będziemy słusznie działali. Tylko że jak tu w ogóle się zabrać za rozumienie tego, co autorytet głosi, kiedy rozmyślanie nad tym jest niczym innym, tylko właśnie samodzielnym - czyli niezależnym od autorytetu - rozpatrywaniem sprawy?...
No chyba nie ma taki wierny prawa stawiać sobie pytań, czy rozumie polecenie od autorytetu dobrze, czy źle. Powinien chyba jakoś wziąć to polecenie...
literalnie, może jakoś "tak wprost", albo "tak w ogóle jakoś je wziąć i już zrozumieć...". :shock: Tu chyba musiałoby nastąpić jakieś takie absolutne spłynięcie tego ujawnienia się znaczeń dyrektywy autorytetu do umysłu posłusznego wiernego. Jak tego dokonać?... :shock:
Jak to miałoby być?...:shock: Dla mnie to jakaś kwadratura koła. :shock:

Moje rozumienie mi mówi, że rozpoznanie co i jak mam robić, jak decydować w życiu bierze się z ciągłych poszukiwań, rozważań, czujności epistemicznej związanej z korektą życiowych błędów, stałym wzrostem świadomości. Nie umiem tego dopasować do sytuacji, że oto spada na mnie jakaś dyrektywa (ta od autorytetu), a jakoś tak nie wiadomo jak, nie myśląc nad tym (bo to byłoby wtedy samodzielne myślenie, a nie posłuszeństwo) tę dyrektywę stosuję i wtedy ma być dobrze...
No jak dla mnie to jest po prostu jakaś schizofrenia...


Wszystkie te problemy znikają, a obraz się klaruje, gdy się uzna, że sumienie jest osobiste i niezbywalne (co ciekawe, coś podobnego jest zapisane w katechizmie KRK, tylko integryści znaczenie owego zapisu jakoś tak rozmywają, ignorują). To człowiek decyduje i to on ma najwyższą formę władzy nad swoimi uznaniami, co jest dobre, a co złe. Wtedy też ON JEST ODPOWIEDZIALNY. A warto dodać, że TYLKO WTEDY człowiek jest sensownie za swoje wybory odpowiedzialny! Ta odpowiedzialność z tytułu tak dobrych jak i złych decyzji, jest tym "drugim wektorem", odwrotnym do zagrożenia samowolą. Czyli co prawda jestem wolny, ale jestem też odpowiedzialny. Co prawda decyduję sam, ale złe skutki obciążają moje sumienie - BO TO JA DECYDOWAŁEM, a nie tylko kopiowałem cudze przekonania. Postawienie autorytetów jako coś ponad sumienie człowieka jest jak wrzucenie granatu w tę układankę tworzącą odpowiedzialność - wtedy ta odpowiedzialność staje się niejasna, niczyja, chaotyczna. Dlatego integryzm jest po prostu nielogiczny, jest wadliwy od strony umożliwienia odpowiedzialnego rozumowania, decydowania, działania.


Jak zostać lewicowym anarchistą w stosunku do autorytetu Nauczycielskiego Urzędu Kościoła i wymyślić sobie ku temu urojone preteksty. Przepis na to macie wyżej :mrgreen:


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pią 8:33, 19 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2233
Przeczytał: 160 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:28, 19 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Samokrytycyzm związany jest z uświadomieniem sobie, że się jest podmiotem, WOLNĄ osobą, odpowiedzialną za siebie także w zakresie podstaw myślenia, czyli światopoglądowym.
Michał Dyszyński napisał:
Nie ukrywam, że na pewnym etapie mojego duchowego "rozglądania się" rozważałem, czy czasem nie powinienem właśnie w stronę integrystyczną się mentalnie skierować, czyli jakoś uznać, że to autorytety mają mi jako nadrzędny czynnik wyznaczyć mój światopogląd.


A jakie słabości widzisz w postawie człowieka, która na wiarę, w dobrej wierze przyjmuje, że jednak autorytety Kościelne są prowadzone w swoim nauczaniu odnośnie prawd wiary, doktryny przez Ducha Św i tym samym ta nauka jest "pewna", "zdrowa" i zwykły wierzący nie powinien tego kwestionować?

Michał Dyszyński napisał:
Postawienie autorytetów jako coś ponad sumienie człowieka jest jak wrzucenie granatu w tę układankę tworzącą odpowiedzialność - wtedy ta odpowiedzialność staje się niejasna, niczyja, chaotyczna. Dlatego integryzm jest po prostu nielogiczny, jest wadliwy od strony umożliwienia odpowiedzialnego rozumowania, decydowania, działania.


:brawo:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:22, 19 Sty 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Samokrytycyzm związany jest z uświadomieniem sobie, że się jest podmiotem, WOLNĄ osobą, odpowiedzialną za siebie także w zakresie podstaw myślenia, czyli światopoglądowym.
Michał Dyszyński napisał:
Nie ukrywam, że na pewnym etapie mojego duchowego "rozglądania się" rozważałem, czy czasem nie powinienem właśnie w stronę integrystyczną się mentalnie skierować, czyli jakoś uznać, że to autorytety mają mi jako nadrzędny czynnik wyznaczyć mój światopogląd.


A jakie słabości widzisz w postawie człowieka, która na wiarę, w dobrej wierze przyjmuje, że jednak autorytety Kościelne są prowadzone w swoim nauczaniu odnośnie prawd wiary, doktryny przez Ducha Św i tym samym ta nauka jest "pewna", "zdrowa" i zwykły wierzący nie powinien tego kwestionować?

W dobrej wierze warto jest spróbować przyjąć tę opcję. I ja nie będę ukrywał, że ją przyjąłem w swoim czasie. Pomyślałem sobie: tak, tu mądrzy ludzie są, ja jestem niedoświadczony, powinienem się słuchać tych mądrzejszych. Wszedłem w ten scenariusz i (w jakimś stopniu) byłem w nim!
Wtedy jednak pojawił się fundamentalny problem: ALE JAK W TYM WYTRWAĆ ZACHOWUJĄC SPÓJNOŚĆ?
Czym jest spójność?...
- Jest przeciwieństwem sprzeczności, czyli samozgodnością. Jestem spójny jeżeli, po zaakceptowaniu jakiejś zasady, stosuję ją już NIE UZNANIOWO, tylko W RAMACH JEDNOLITEGO STANDARDU. Jeśli mogę utrzymać zasadę w stosowalności, to jestem spójny i mogę powiedzieć, że ta zasada rzeczywiście działa.
Czy potrafię zatem utrzymać zasadę postawienia autorytetu ponad moim osądem?...
- Już na sam start widać, że to się po prostu nie da, o ile tylko owo stosowanie ma się różnić wyborów chaotycznych, skrajnie życzeniowych. Powód jest bardzo prosty: aby być w czymś posłusznym, trzeba skądś ustalić JAK się owo posłuszeństwo w danym zastosowaniu wyraża!
Jeśli książka kucharska, której chcemy użyć, podaje w przepisie "dodaj bulion", to posłuszni przepisowi możemy być tylko wtedy, jeśli w naszym umyśle pojawi się
- zrozumienie idei bulionu i na czym polega dodawanie go do potrawy
- wiedza, o tym jak się tworzy ów składnik (możliwość zrobienia sobie bulionu)
Ktoś, kto nie wie, czym jest "bulion", natrafiwszy w przepisie na frazę "dodaj bulion", nie będzie tej frazie posłusznym, bo to zwyczajnie się nie da zrealizować.

Wniosek ogólny:
Posłuszeństwo realnie jest możliwe wyłącznie wtedy, gdy oprócz znajomości sformułowania nakazu, któremu ma ktoś być posłuszny, pojawia się w świadomości osoby posłusznej pewne minimum świadomości, wiedzy, umiejętności, ZROZUMIENIA, co w ogóle ZNACZĄ sformułowania użyte w owym nakazie.
Albo inaczej rzeczy ujmując: nie wiedząc JAK SIĘ REALIZUJE nakaz zawarty w sformułowaniu posłuszeństwa, możne jedynie CHCIEĆ być posłusznym, lecz nie da się REALNIE BYĆ posłusznym!
Jeśli nie wiem, czym jest bulion, który mam dodać do sosu, jaki przygotowuję, to żebym się skichał, nie dodam bulionu do sosu. Samo chcenie dodania bulionu do sosu NIE JEST WYPEŁNIENIEM NAKAZU POSŁUSZEŃSTWA dodawania bulionu do przygotowywanego sosu, bo dalej bulion w sosie się nie znajdzie.
Tu docieramy do tej niespójności i do tego, jak sprawę de facto traktują integryści. Otóż integryści pod słowem "posłuszeństwo" rozumieją coś zupełnie innego, COŚ, CO NIE JEST POSŁUSZEŃSTWEM
Integryści odpięli posłuszeństwo od jego realizowalności, czyli ubili samą ideę posłuszeństwa. Integryści, pod pozorem posłuszeństwa, rezygnując z OSOBISTEGO ZASTANOWIENIA JAK de facto kolejne nakazy religijne należałoby WDRAŻAĆ REALNIE W ŻYCIU, samo to posłuszeństwo uczynili pustym słowem, słowem bez sensownej treści. Dla integrysty bowiem nie jest istotne zrozumienie przedmiotu posłuszeństwa (patrz: ileż się tu fedor namęczył na naszym forum, aby zdyskredytować wiedzę, myślenie samodzielne), bo posłuszeństwo - kompletnie nie wiadomo jak - miałoby się zrealizować, nawet kompletnie bez uruchomienia tego aspektu zrozumienia u rzekomo "posłusznej" osoby. Posłuszny po integrystycznemu ma być "posłusznym" jakoś chyba "tak w ogóle", jakoś tam ma nic nie myśleć na dany temat, nie mieć wyobrażeń WŁASNYCH, bo te by mogły kolidować z tym, co (a przecież dopiero to ma być nadrzędne), co tu głosi autorytet. Posłusznym się (w integrystycznym pojmowaniu) jest nie robiąc zatem niczego konkretnego w kwestii zrealizowania nakazu.
W moim słowniku pojęciowym taka postawa jest akurat NIEPOSŁUSZEŃSTWEM!
Nie jestem posłuszny Biblii, rezygnując z DOCIEKAŃ JAK (samodzielnych, związanych z samodzielnym zaangażowaniem) być posłusznym w tych tysiącach życiowych przypadków, jakie się zdarzyły, zdarzają, czy zdarzyć mogą. Żaden autorytet nie jest w stanie nam z góry przedstawić przepisu na to, jak zrealizować dowolne wymaganie ewangeliczne w przypadku, gdy zdarzy się jakaś kolejna z tych niepowtarzalnych sytuacji życiowych - np. konfliktów w rodzinie, w pracy, wśród znajomych, w dyskusjach w internecie, w polityce itp. itd. Bycie posłusznym REALNIE domaga się przy realizacji czegoś więcej niż bierności i stosowania się literalnie do jakiegoś zapisu - tu niezbędne jest i wyczucie, i intuicja, i przetrenowanie w sobie pewnych reakcji, i nauczenie się separowania aspektów fałszujących rozpoznanie sytuacji, i panowania nad ciałem, i panowania nad emocjami i wiele innych...

Integryści pomylili bycie posłusznym z ogólną agitacją za swoimi autorytetami.

Integryści po prostu podmienili idę posłuszeństwa, zastępując ją już w realizacji czymś, co należałoby określić jako cześć i agitacja za uległością względem tej władzy, która się ukonstytuowała w naszym odłamie religijnym.

Integryści gadają o "posłuszeństwie", a realnie myślą: "wspierać władzę religijną". Integryści posłuszeństwo de facto olali, bo się nawet nie zastanawiają nad tym, jak skonfigurować te wszystkie złożone elementy sytuacji życiowych, aby wszystko zagrało, ABY SIĘ ZREALIZOWAŁO to, co w nakazach zostało zawarte, a co przełożone na konkretne działania powinno przynieść owoce.

Integryzm ignoruje tę ogólną prawdę, że od sformułowanej idei (w tym idei posłuszeństwa), do możliwości jej realizacji droga wiedzie przez zrozumienie, wiedzę, inicjatywę w samym umyśle, który ma coś zrealizować, czego niezbywalnym wymogiem jest spójność.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 14:25, 19 Sty 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 16:57, 19 Sty 2024    Temat postu:

Warto zauważyć, że w integrystycznej narracji skupionej bardzo silnie na posłuszeństwie zawarta jest sprzeczność intencji, jaką miałby Bóg względem człowieka. Zadajmy sobie bowiem bardzo podstawowe pytanie: czy Bóg czegoś od człowieka w ogóle chce?
Odpowiedź oczywiście może być "tak", albo "nie".
Zacznę moje refleksje od opcji drugiej, czyli od zastanowienia się nad myślą: a może Bóg w ogóle od człowieka niczego nie chce?
Wtedy człowiek miałby NIE REAGOWAĆ na nic, bo przecież nie byłoby mu nic wyznaczone. Nie byłaby wymagana od człowieka żadna aktywność, dostosowawczość, pomysłowość, zaangażowanie. Wtedy chodziłoby o to, aby człowiek po prostu nic nie robił, nie interesował się niczym zleconym przez Boga. W przypadku odrobinę mniej skrajnym można by przyjąć opcję bardzo ograniczonych oczekiwań Boga względem człowieka. Wtedy Bóg mógłby chcieć od człowieka uproszczonego, podstawowego tylko zbioru reakcji dostosowawczych i nic więcej.

Czy Biblia sugeruje, że Bóg od człowieka niczego nie chce?...
Czy Bóg Biblii odciął się od relacji z człowiekiem?...
- Ja głoszę tezę, że absolutnie nie! W Biblii Bóg stawia przed ludźmi co chwila jakieś zadania, oczekuje, że ludzie przyjmą jakieś postawy mentalne, coś wykonają. Prorocy mają prorokować (prorok Jonasz, który się miga od wykonania tego zadania, ma z tego tytułu kłopoty...), Zachariasz ma wychować proroka Jana, Maryja urodzić i wychować Jezusa, Józef sprawować opiekę nad Jezusem i Jego Matką, sam Jezus ma wielką misję zbawienia ludzkości. Dalej, wg Biblii, sami ludzie mają się nawrócić, czyli zmienić swoje dotychczasowe myślenie i postawy.
Czy w Biblii widać jakiś NARZUCONY SCHEMATYZM POSTĘPOWANIA?
- Chyba też czegoś takiego nie obserwujemy! Nie ma powiedziane niczego dokladnie, nie ma ścisłych instrukcji, ale Bóg oczekuje od człowieka KREATYWNOŚCI.
Bóg czasem daje wskazówki, ale nie wymusza na człowieku jakiegoś sztywnego zastosowania się do drobiazgowej (aby nie było żadnej możliwości wyboru, odmienności interpretacji). Zadania są postawione w postaci ogólnej! Człowiek ma sam się zorientować, jak je powinien najlepiej zrealizować. I na tym też polega posłuszeństwo: na opracowaniu metody działania!

Powtórzę to, jako bardzo podstawowy wniosek ogólny:
W typowych warunkach w skład idei posłuszeństwa wchodzi nie tylko zaakceptowanie (werbalne) celu, ale twórcze zainteresowanie się zadaniem, czyli jest w tym opracowanie metod co, jak, z czyją pomocą i w jakich warunkach zrealizować.
Aby coś zrealizować w sposób celowy, trzeba w pewien minimalny sposób to jednak ROZUMIEĆ, wyobrażać sobie to, połączyć z doświadczeniem, użyć różnych form analitycznego, krytycznego myślenia, które wadliwe i błędne metody realizacji zadania wyeliminuje, zaś te możliwie dobre wyłoni jako warto do zastosowania.


Tymczasem co, jako wartość i właściwą postawę sugeruje integrystyczna i fundamentalistyczna wizja religijności?
- Ty masz jak najmniej myśleć, bo to autorytety miałyby (rzekomo) za ciebie pomyśleć. Ty sam masz być "tylko posłuszny", masz tylko akceptować, "nie wątpić, tylko wierzyć". W takim układzie z automatu znaczeniem realizowalnym słowa "wierzyć", będzie: wierzyć na sposób integrysty = deklarować ślepo poparcie i nie zadawać pytań, nie interesować się głębiej sprawą.
Integrystycznie i fundamentalistycznie rozumiane "posłuszeństwo" jest funkcjonalnie równoważne bierności i zaniechaniu zaangażowania w sprawę!
Kwestią oceny indywidualnej jest, czy to w ogóle zasługuje miano "posłuszeństwa".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:27, 21 Sty 2024    Temat postu:

Jak się przyjrzymy argumentacji ortodoksów, integrystów, fundamentalistów to zwykle dokładniejsza analiza pokaże daleko posunięty chaos w argumentowaniu. Ortodoks miesza ze sobą argumenty w sprawie, ze środkami nacisku personalnego (oskarżeniami, straszeniem karą boską, wmawianiem winy), powoływaniem się na autorytet i wiele innych wpływów. Trochę oczywiście to się da usprawiedliwić, bo i oponenci ortodoksów też najczęściej mieszają argumentacje, jednak jest pytanie zasadnicze, czy integrysta W OGÓLE JEST W STANIE UTRZYMAĆ UWAGĘ NA ZAGADNIENIACH TEOLOGICZNYCH bez owych rozproszeń?
Ortodoks i integrysta nie jest w stanie klarownie wytłumaczyć swoich podstaw światopoglądu religijnego, bo takiego (logicznego) wytłumaczenia dla filozofii władzy w religii po prostu nie ma!
Religia może być rozumiana jako
- albo więź z Bogiem, duchowością, co automatycznie poniża ludzie relacje, zależności, w a w tym też władzę.
- albo jako coś rozumianego jako trwanie i wzmacnianie relacji społecznych, ludzkich, doczesnych, "światowych", w czym właśnie zawarta jest ideologia WŁADZY.

Tego się nie da razem spójnie pogodzić, tak ja nie da się dwom panom służyć.
Albo nasza mentalna uwaga jest utkwiona w tym co transcendentne, co prowokuje ROZWÓJ, zmiany, doskonałość dla umysłu, ale wtedy te ludzkie, pomniejsze, związane z relacjami społecznymi konteksty stają się poniżone, albo właśnie na tych ludzkich, związanych z wywyższaniem się, dominacją, walką jednych przeciw innym się skupiamy, ale wtedy cierpieć będzie duchowość i transcendencja.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:25, 21 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Religia może być rozumiana jako
- albo więź z Bogiem, duchowością, co automatycznie poniża ludzie relacje, zależności, w a w tym też władzę.
- albo jako coś rozumianego jako trwanie i wzmacnianie relacji społecznych, ludzkich, doczesnych, "światowych", w czym właśnie zawarta jest ideologia WŁADZY.

Tego się nie da razem spójnie pogodzić, tak ja nie da się dwom panom służyć.
Albo nasza mentalna uwaga jest utkwiona w tym co transcendentne, co prowokuje ROZWÓJ, zmiany, doskonałość dla umysłu, ale wtedy te ludzkie, pomniejsze, związane z relacjami społecznymi konteksty stają się poniżone, albo właśnie na tych ludzkich, związanych z wywyższaniem się, dominacją, walką jednych przeciw innym się skupiamy, ale wtedy cierpieć będzie duchowość i transcendencja.

Integryzm jest genialnym oszustwem ze strony szatana!
Jak zmanipulować bowiem kogoś, kto jest pełen zaangażowania, całkiem dobrej woli, nawet gotowości do poświęcenia się w imię religii, Boga, tak aby był przekonany, że właśnie spełnia swoją misję, podczas gdy w istocie owej misji zaniechał?...
- Oczywiście trzeba mu coś rzucić "na żer". Takiemu zaangażowanemu, gotowemu do poświęceń właśnie szatan rzuca coś, co zdaje się idealnie spełniać kryteria poświęcenia się Bogu:
- jest duża dawka czci (przecież Bogu cześć się należy)
- jest silnie akcentowana wierność, oddanie się
- jest silne powiązanie z zewnętrznymi oznakami tego, co się powszechnie uznaje za atrybuty religijne, boskie - z symbolami, wielkością osób
- jest wreszcie silny aspekt poświęcenia się - wierny ma poświęcić Bogu nawet swój rozum, nawet rozsądek, czyli już to "nie on sam", ale to boska moc ma w nim działać. Jest tu poczucie ofiary, składanej Bogu, jakże zgodnej w chrześcijaństwie z ogólną ideą ofiary.
- jest wzmocnienie związane z lojalnością i grupą swoich - wyznaniem, przy jednoczesnym krytycznym podejściu do "mało wiernych" innych wyznań, czyli mamy dodatkową wyrazistość, którą daje emocjom atmosfera konfliktu.
- wszystko razem jest pięknie powiązane emocjami pierwotnymi, tym co najlepiej rozumie nasz instynktowna tkanka rozumienia - dominacją, związkiem z liderami, przywództwem, przynależnością do swojego stada. Jest poczucie przynależności i lojalności, które też silnie koreluje z poczuciem spełnienia.

Czego tylko brakuje?....
Zabrakło w tym wszystkim tego CZEGOŚ PONAD. Zabrakło PRAWDZIWEJ TRANSCENDENCJI, duchowości, która jest ponad to, co ludzkie. Zabrakło PRAWDY, która jest nierozdzielnie w umyśle powiązana ze SZCZEROŚCIĄ.

Szatan w integryzmie pięknie podał emocjom i umysłowi wyznawców niemal wszystko - niemal komplet "tego co trzeba". Tylko że powiązał to ze skupieniem się na PO LUDZKU TRAKTOWANEJ BOSKOŚCI - CZYLI OD STRONY WŁADZY.
I tak władza autorytetów stała się nowym złotym cielcem. Pięknie podchwyciła tę uwagę, jaką wierny kierował ku Bogu, aby go zafiksować na etapie pośrednim, aby utknął, aby zablokował szczerość i pełnię osobistego zaangażowania. To jest ta "szeroka brama" dla wiernego - przecież już ma to, czego potrzebuje... :shock: Ma już "boga" na wyciągnięcie ręki - bo się zagłębił w te symbole, w te hierarchiczne odniesienia władzy religijnej, ma i ofiarę, i lojalność. Ma wszystko oprócz transcendencji, prawdziwej duchowości, która jest związana z koniecznością WIECZNEGO CZUWANIA I POSZUKIWANIA, a przy tym spełnienia wymogów prawdy.

(9) Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. (Ewangelia Łukasza 11:9)

(8) Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą.
(Ewangelia Mateusza 7:8)

(13) Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny.
(Ewangelia Mateusza 25:13)

(33) Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie.
(Ewangelia Marka 13:33)

(35) Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem.
(Ewangelia Marka 13:35)

(37) Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie!
(Ewangelia Marka 13:37)

(49) Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?
(Ewangelia Łukasza 2:49)

(10) Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą.
(Ewangelia Łukasza 11:10)

I na koniec jeszcze szatan z tego związania duchowości z władzą, koniecznie tą ludzką władzą zyskuje dodatkowy bonus na dobro w człowieku - "logiczną" ścieżkę usprawiedliwienia przemocy i niewrażliwości na potrzeby drugiego człowieka. Bo przecież (w najbardziej narzucającym się rozumowaniu) władza nie może być miękka! Jeśli już władza się ukonstytuowała, to powinna się umieć bronić! Więcej! Władza wręcz powinna być ekspansywna, postępować w jakąś stronę rozszerzać się. Władca nie może być miękiszonem, bo wtedy w ogóle nie będzie władcą. Zatem robi się nam "usprawiedliwione", że ta władza (warto przypomnieć ta SŁUSZNA władza, bo przecież z założenia ku Bogu ludzi kierująca) zacznie stosować metody skuteczne. A skuteczność owych metod będzie oczywiście związana z tym, że przeciwnik, który się słusznym postulatom opiera, zostanie stosownie (czyli przemocą) potraktowany... W dobrej sprawie przecież to jest! :shock: Potem jest już tylko kwestia tego, JAK BARDZO DRASTYCZNE GRANICE ZOSTANĄ PRZEKROCZONE. A można argumentować, że przecież w obliczu celu najbardziej słusznego (jest jakiś cel słuszniejszy, niż kierowaniu ludzi ku Bogu?... :shock: ), także i środki nie powinny być połowiczne, lecz adekwatne do ważności celu. Czyli "wolno jest" takiej władzy wtedy posłużyć się bardzo drastycznymi środkami, przemocą daleko idącą... Tak by to przecież wyglądało, że wolno jest tak postąpić... Może nawet "trzeba koniecznie" tak już bez ociągania się i zbytnich wątpliwości postąpić?...

Nie wiem, czy da się podać przykład bodaj jednej teokracji, w której prawa człowieka, jego wolność jest szanowana. Teokracja w ludzkim wydaniu, czyli sprawowanie przez jakieś elity władzy z tytułu i przeświadczeniem, że jest się posłanym do rządzenia przez samego Boga, z zasady raczej będzie władcom sugerowała, iż tu nie można stosować półśrodków, a więc i twarde łamanie oporów (w tak słusznej sprawie) jest uzasadnione, więc jest stosowane. Współczesna teokracja w Iranie nie cofa się przed po prostu mordowaniem. A powodem do zamordowania kobiety w majestacie prawa może być choćby "niestosowny" ubiór. Ale historia zna przypadki nie tylko zbrodni dokonywanych przez islamskie teokracje, lecz i podobne historie mamy z krajów chrześcijańskich, jako że to w nich np. mordowano kobiety oskarżane o czary, palono na stosach heretyków, czy prowadzono wojny religijne.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 21:29, 21 Sty 2024, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2233
Przeczytał: 160 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:20, 21 Sty 2024    Temat postu:

Michał napisał:
Wniosek ogólny:
Posłuszeństwo realnie jest możliwe wyłącznie wtedy, gdy oprócz znajomości sformułowania nakazu, któremu ma ktoś być posłuszny, pojawia się w świadomości osoby posłusznej pewne minimum świadomości, wiedzy, umiejętności, ZROZUMIENIA, co w ogóle ZNACZĄ sformułowania użyte w owym nakazie.
Albo inaczej rzeczy ujmując: nie wiedząc JAK SIĘ REALIZUJE nakaz zawarty w sformułowaniu posłuszeństwa, możne jedynie CHCIEĆ być posłusznym, lecz nie da się REALNIE BYĆ posłusznym!


Dziś na kazaniu ksiądz zastanawiał się czym jest Królestwo Boże. Dobrze, że stawia takie pytania i zachęca do myślenia, ale odpowiedź jakiej udzielił była dla mnie niezrozumiała, bo Królestwo Boże to Jezus, a mamy w sobie tyle Królestwa Bożego, ile mamy w sobie Jezusa.
Masz rację, ciężko być posłusznym, albo w ogóle wnosić coś do swojego życia z Ewangelii, jeśli się tego nie rozumie, a interpretacje kapłanów, duchownych pomagają słabo.

Jeśli człowiek nie będzie rozumiał to nie ma szans na prawdziwy rozwój duchowy, a praktyki religijne stają się tylko nic nie znaczącym tłem w życiu i pewnie wielu ludzi prędzej lub później od religii odpadnie, bo nie widzą powodu, aby dalej chodzić do Kościoła.

Cytat:
I tak władza autorytetów stała się nowym złotym cielcem.


Trzeba kiedy pomyśleć nad tematem o zagrożeniach dla duchowości. "Władza autorytetów" to jedno z tych zagrożeń. ; )


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Nie 22:20, 21 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:58, 22 Sty 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał napisał:
Wniosek ogólny:
Posłuszeństwo realnie jest możliwe wyłącznie wtedy, gdy oprócz znajomości sformułowania nakazu, któremu ma ktoś być posłuszny, pojawia się w świadomości osoby posłusznej pewne minimum świadomości, wiedzy, umiejętności, ZROZUMIENIA, co w ogóle ZNACZĄ sformułowania użyte w owym nakazie.
Albo inaczej rzeczy ujmując: nie wiedząc JAK SIĘ REALIZUJE nakaz zawarty w sformułowaniu posłuszeństwa, możne jedynie CHCIEĆ być posłusznym, lecz nie da się REALNIE BYĆ posłusznym!


Dziś na kazaniu ksiądz zastanawiał się czym jest Królestwo Boże. Dobrze, że stawia takie pytania i zachęca do myślenia, ale odpowiedź jakiej udzielił była dla mnie niezrozumiała, bo Królestwo Boże to Jezus, a mamy w sobie tyle Królestwa Bożego, ile mamy w sobie Jezusa.
Masz rację, ciężko być posłusznym, albo w ogóle wnosić coś do swojego życia z Ewangelii, jeśli się tego nie rozumie, a interpretacje kapłanów, duchownych pomagają słabo.

Jeśli człowiek nie będzie rozumiał to nie ma szans na prawdziwy rozwój duchowy, a praktyki religijne stają się tylko nic nie znaczącym tłem w życiu i pewnie wielu ludzi prędzej lub później od religii odpadnie, bo nie widzą powodu, aby dalej chodzić do Kościoła.

Ja mam wrażenie, że spora część ludzi związanych z Kościołem jest przekonana, że cokolwiek się nie mówi o religii, Bogu, kościele w ogólnie pozytywnym, nacechowanym czcią stylu narracji, to już to jest dla wiernych cenne, to już miałoby ich zbliżać do Boga i zbawienia. Inaczej mówiąc, uważają, że jak się ma taką ogólnie pozytywną intencję, to się już nikomu takim nauczaniem nie zaszkodzi, już będzie dobrze, a na pewno niż gdyby takiej agitacyjnej narracji nie stosować.
Jest to rozumienie chyba bardzo podobne do pewnego znanego nam dyskutanta, który też stawia silnie na sam fakt arbitralnego stwierdzania swoich tez, powtarzania w kółko swoich racji i ogólnie wykazywania się siną intencją w stronę przekonywania. Takie podejście może jest skuteczne w odniesieniu do pewnej grupy odbiorców. Tą grupą są ludzie ogólnie mało krytyczni, nie specjalnie wnikający w szczegóły spraw, niezadający "zbędnych" pytań, tylko biorących za dobrą monetę sam ten wysiłek w przekonywaniu, samą intencję, samo "dzianie się" w stronę, którą uznaliśmy za słuszną.
I trochę trudno się dziwić, że ludzie sami mało krytyczni innych traktują na podobnej zasadzie, jak sami ten świat rozumieją. Więc jeśli ktoś na poziomie swoich osobistych intuicji, głęboko w odbiorze rzeczywistości oparło się bardziej o potrzebę wspólnoty z ludźmi, spełniania się w relacjach społecznych (przemawiają do niego aspekty rywalizacyjne, związane z władzą, wywyższeniem jednych nad innych, promowanie swoich ponad obcych), to uważa mimowolnie, że odbiorcy jego przekazów bardzo podobnie to odczują. Czyli ci odbiorcy też mieliby nie wnikać w szczegóły rozumienia, tylko brać za dobrą monetę tę intencję, ogólną agitację. Tacy to zwykle wierzą, że po prostu wypowiedzenie dobrze brzmiących fraz, zawierających imię Jezus, słowa "wiara", "Kościół", "sakramenty" itp. itd w różnych konfiguracjach da efekt wdrukowania w słuchaczy tej pozytywnej intencji chrześcijańskiej, a dalej się wiernym na pewno przyda do zbawienia.
Mam wrażenie, że wśród tych ludzi spora część to religijni pozoranci, którzy na tej agitacji i gadaniu "ogólnie umoralniającym i religijnym" po prostu poprzestają, nie zadając sobie głębszych pytań, nie próbując realnie rozwiązywać problemów, jakie niesie życie. Są przekonani, że życie sobie, a religia sobie. W życiu i tak się postępuje ogólnie tak jak "się robi", zaś religia miałaby być obszarem takich górnolotnych, wysoce symbolicznych i umoralniających sformułowań, a pytania w stylu: co właściwie dla mnie życiowo owe mądrze i poetycko skonstruowane frazy niosą? - takie pytania są właściwie nie na miejscu.

Tymczasem spora część odbiorców takich umoralnień to ludzie krytyczni, czyli pytający się o całą masę konkretów wobec tych pięknie sformułowanych rad, np. w stylu "Królestwo Boże, to Jezus". Co by miało z tego wynikać? Jak coś zmienić w tym swoim podejściu do siebie, świata, religii, aby to miało jednak sens, przynosiło dobre owoce?...
I ci krytyczni poczują się dalecy od satysfakcji z tytułu zafundowania im pięknie, poetycko brzmiących fraz, wręcz mogą to uznać, za robienie ich w bambuko. Bo krytyczni sami się wewnętrznie zasypują licznymi pytaniami: CO? JAK? DLACZEGO? JAK SIĘ UDOSKONALIĆ? JAK REALNIE WALCZYĆ ZE SŁABOŚCIAMI? Więc oni nie z potrzeby krytykanctwa będą niezadowoleni, ale dlatego, że nie dostrzegają zaoferowania im dobrych, dających się rzeczywiście zastosować w życiu wskazówek, jak udoskonalać swoją duchowość.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2233
Przeczytał: 160 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:41, 22 Sty 2024    Temat postu:

Precyzyjnie to wszystko diagnozujesz, pewnie u sporej części duchowieństwa jest tak jak to przedstawiasz, czyli wiara skupia się na władzy, wywyższeniu się, stworzeniu poczucia, że to my jesteśmy tymi wyjątkowymi w oczach Boga i ci "inni" powinni nam się podporządkować. Do tego dochodzi to górnolotne, religijno-abstrakcyjne słownictwo i ludzie to chwytają.

Ale też, jeśli chodzi o księży w mojej parafii, to uważam, że to są naprawdę dobrzy kapłani. Czasem mnie irytuje, trochę wkurza ten bardzo ogólny i niezrozumiały dla mnie przekaz, ale mnie się wydaję, że czasami oni sami naprawdę nie wiedzą o co tu może chodzić w tej Jezusowej nauce i ślizgają się w kazaniach po swoich intuicjach. Staram się jakoś ich zrozumieć. Ale z drugiej strony chciałbym, aby faktycznie byli dla mnie przewodnikami po nauce Jezusa i chciałbym dzięki ich kazaniu wychodzić bardziej ubogacony duchowo. W końcu studiowali teologię więc powinni się znać. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:16, 22 Sty 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Ale też, jeśli chodzi o księży w mojej parafii, to uważam, że to są naprawdę dobrzy kapłani. Czasem mnie irytuje, trochę wkurza ten bardzo ogólny i niezrozumiały dla mnie przekaz, ale mnie się wydaję, że czasami oni sami naprawdę nie wiedzą o co tu może chodzić w tej Jezusowej nauce i ślizgają się w kazaniach po swoich intuicjach. Staram się jakoś ich zrozumieć. Ale z drugiej strony chciałbym, aby faktycznie byli dla mnie przewodnikami po nauce Jezusa i chciałbym dzięki ich kazaniu wychodzić bardziej ubogacony duchowo. W końcu studiowali teologię więc powinni się znać. :think:

Są i tacy, i tacy. Ja wspominam zarówno kapłanów, którzy pletli bez sensu, jak i takich, umiejących powiedzieć bardzo cenne rzeczy, mających wyjątkowo celne, zapadające w pamięć sformułowania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 110 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 9:35, 24 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Posłusznym się (w integrystycznym pojmowaniu) jest nie robiąc zatem niczego konkretnego w kwestii zrealizowania nakazu.
W moim słowniku pojęciowym taka postawa jest akurat NIEPOSŁUSZEŃSTWEM

Nie jestem posłuszny Biblii, rezygnując z DOCIEKAŃ JAK (samodzielnych, związanych z samodzielnym zaangażowaniem) być posłusznym w tych tysiącach życiowych przypadków, jakie się zdarzyły, zdarzają, czy zdarzyć mogą. Żaden autorytet nie jest w stanie nam z góry przedstawić przepisu na to, jak zrealizować dowolne wymaganie ewangeliczne w przypadku, gdy zdarzy się jakaś kolejna z tych niepowtarzalnych sytuacji życiowych - np. konfliktów w rodzinie, w pracy, wśród znajomych, w dyskusjach w internecie, w polityce itp. itd. Bycie posłusznym REALNIE domaga się przy realizacji czegoś więcej niż bierności i stosowania się literalnie do jakiegoś zapisu - tu niezbędne jest i wyczucie, i intuicja, i przetrenowanie w sobie pewnych reakcji, i nauczenie się separowania aspektów fałszujących rozpoznanie sytuacji, i panowania nad ciałem, i panowania nad emocjami i wiele innych...

Integryści pomylili bycie posłusznym z ogólną agitacją za swoimi autorytetami.

Integryści po prostu podmienili idę posłuszeństwa, zastępując ją już w realizacji czymś, co należałoby określić jako cześć i agitacja za uległością względem tej władzy, która się ukonstytuowała w naszym odłamie religijnym.
Integryści gadają o "posłuszeństwie", a realnie myślą: "wspierać władzę religijną". Integryści posłuszeństwo de facto olali, bo się nawet nie zastanawiają nad tym, jak skonfigurować te wszystkie złożone elementy sytuacji życiowych, aby wszystko zagrało, ABY SIĘ ZREALIZOWAŁO to, co w nakazach zostało zawarte, a co przełożone na konkretne działania powinno przynieść owoce.

Integryzm ignoruje tę ogólną prawdę, że od sformułowanej idei (w tym idei posłuszeństwa), do możliwości jej realizacji droga wiedzie przez zrozumienie, wiedzę, inicjatywę w samym umyśle, który ma coś zrealizować, czego niezbywalnym wymogiem jest spójność

Warto zauważyć, że w integrystycznej narracji skupionej bardzo silnie na posłuszeństwie zawarta jest sprzeczność intencji, jaką miałby Bóg względem człowieka.

wierzyć na sposób integrysty = deklarować ślepo poparcie i nie zadawać pytań, nie interesować się głębiej sprawą.
Integrystycznie i fundamentalistycznie rozumiane "posłuszeństwo" jest funkcjonalnie równoważne bierności i zaniechaniu zaangażowania w sprawę!

Jak się przyjrzymy argumentacji ortodoksów, integrystów, fundamentalistów to zwykle dokładniejsza analiza pokaże daleko posunięty chaos w argumentowaniu. Ortodoks miesza ze sobą argumenty w sprawie, ze środkami nacisku personalnego (oskarżeniami, straszeniem karą boską, wmawianiem winy), powoływaniem się na autorytet i wiele innych wpływów. Trochę oczywiście to się da usprawiedliwić, bo i oponenci ortodoksów też najczęściej mieszają argumentacje, jednak jest pytanie zasadnicze, czy integrysta W OGÓLE JEST W STANIE UTRZYMAĆ UWAGĘ NA ZAGADNIENIACH TEOLOGICZNYCH bez owych rozproszeń?
Ortodoks i integrysta nie jest w stanie klarownie wytłumaczyć swoich podstaw światopoglądu religijnego, bo takiego (logicznego) wytłumaczenia dla filozofii władzy w religii po prostu nie ma!
Religia może być rozumiana jako
- albo więź z Bogiem, duchowością, co automatycznie poniża ludzie relacje, zależności, w a w tym też władzę.
- albo jako coś rozumianego jako trwanie i wzmacnianie relacji społecznych, ludzkich, doczesnych, "światowych", w czym właśnie zawarta jest ideologia WŁADZY.

Tego się nie da razem spójnie pogodzić, tak ja nie da się dwom panom służyć.
Albo nasza mentalna uwaga jest utkwiona w tym co transcendentne, co prowokuje ROZWÓJ, zmiany, doskonałość dla umysłu, ale wtedy te ludzkie, pomniejsze, związane z relacjami społecznymi konteksty stają się poniżone, albo właśnie na tych ludzkich, związanych z wywyższaniem się, dominacją, walką jednych przeciw innym się skupiamy, ale wtedy cierpieć będzie duchowość i transcendencja

Integryzm jest genialnym oszustwem ze strony szatana!
Jak zmanipulować bowiem kogoś, kto jest pełen zaangażowania, całkiem dobrej woli, nawet gotowości do poświęcenia się w imię religii, Boga, tak aby był przekonany, że właśnie spełnia swoją misję, podczas gdy w istocie owej misji zaniechał?...

Szatan w integryzmie pięknie podał emocjom i umysłowi wyznawców niemal wszystko - niemal komplet "tego co trzeba". Tylko że powiązał to ze skupieniem się na PO LUDZKU TRAKTOWANEJ BOSKOŚCI - CZYLI OD STRONY WŁADZY.
I tak władza autorytetów stała się nowym złotym cielcem. Pięknie podchwyciła tę uwagę, jaką wierny kierował ku Bogu, aby go zafiksować na etapie pośrednim, aby utknął, aby zablokował szczerość i pełnię osobistego zaangażowania. To jest ta "szeroka brama" dla wiernego - przecież już ma to, czego potrzebuje... :shock: Ma już "boga" na wyciągnięcie ręki - bo się zagłębił w te symbole, w te hierarchiczne odniesienia władzy religijnej, ma i ofiarę, i lojalność. Ma wszystko oprócz transcendencji, prawdziwej duchowości, która jest związana z koniecznością WIECZNEGO CZUWANIA I POSZUKIWANIA, a przy tym spełnienia wymogów prawdy.

I na koniec jeszcze szatan z tego związania duchowości z władzą, koniecznie tą ludzką władzą zyskuje dodatkowy bonus na dobro w człowieku - "logiczną" ścieżkę usprawiedliwienia przemocy i niewrażliwości na potrzeby drugiego człowieka. Bo przecież (w najbardziej narzucającym się rozumowaniu) władza nie może być miękka! Jeśli już władza się ukonstytuowała, to powinna się umieć bronić! Więcej! Władza wręcz powinna być ekspansywna, postępować w jakąś stronę rozszerzać się. Władca nie może być miękiszonem, bo wtedy w ogóle nie będzie władcą. Zatem robi się nam "usprawiedliwione", że ta władza (warto przypomnieć ta SŁUSZNA władza, bo przecież z założenia ku Bogu ludzi kierująca) zacznie stosować metody skuteczne. A skuteczność owych metod będzie oczywiście związana z tym, że przeciwnik, który się słusznym postulatom opiera, zostanie stosownie (czyli przemocą) potraktowany... W dobrej sprawie przecież to jest! :shock: Potem jest już tylko kwestia tego, JAK BARDZO DRASTYCZNE GRANICE ZOSTANĄ PRZEKROCZONE. A można argumentować, że przecież w obliczu celu najbardziej słusznego (jest jakiś cel słuszniejszy, niż kierowaniu ludzi ku Bogu?... :shock: ), także i środki nie powinny być połowiczne, lecz adekwatne do ważności celu. Czyli "wolno jest" takiej władzy wtedy posłużyć się bardzo drastycznymi środkami, przemocą daleko idącą... Tak by to przecież wyglądało, że wolno jest tak postąpić... Może nawet "trzeba koniecznie" tak już bez ociągania się i zbytnich wątpliwości postąpić?...


U Dyszyńskiego bez zmian, jak widać. Polemika z urojonymi chochołami i nieistniejącymi przeciwnikami, którzy istnieją jedynie w jego głowie. Jeden wielki festiwal wykrętów, które mają "usprawiedliwić" to, że Dyszyński już dawno odpadł od nauczania Kościoła Katolickiego i nawet od nauczania biblijnego. Żadni "integryści" nie istnieją. Istnieje tylko autorytet Urzędu Nauczycielskiego Kościoła Katolickiego, którego Dyszyński po prostu nie jest w stanie zaakceptować i dlatego dorabia do tego ten cały festiwal wykrętów, żywcem zaczerpniętych z lewicowego anarchizmu


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 9:38, 24 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:03, 24 Sty 2024    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
...


U Dyszyńskiego bez zmian, jak widać. Polemika z urojonymi chochołami i nieistniejącymi przeciwnikami, którzy istnieją jedynie w jego głowie. Jeden wielki festiwal wykrętów, które mają "usprawiedliwić" to, że Dyszyński już dawno odpadł od nauczania Kościoła Katolickiego i nawet od nauczania biblijnego. Żadni "integryści" nie istnieją. Istnieje tylko autorytet Urzędu Nauczycielskiego Kościoła Katolickiego, którego Dyszyński po prostu nie jest w stanie zaakceptować i dlatego dorabia do tego ten cały festiwal wykrętów, żywcem zaczerpniętych z lewicowego anarchizmu

Dzięki za ten kolejny akt potwierdzenia tezy, że nie jesteś w stanie polemizować z poruszonymi przeze mnie ideami inaczej, jak komentując samego piszącego i epitetując. :*
Nie przeszkadza temu mojemu rozumowaniu ani trochę, że ktoś sobie je kojarzy raz z "anarchizmem:, innym razem "lewicowością", jeszcze za chwilę "wykrętem". Sam uważam pojęcia za coś w rodzaju ogólnych "kontenerów idei", które praktycznie dają się dopasowywać do dowolnego bardziej złożonego opisu. Każde rozważanie złożonej idei będzie ocierało się raz o "anarchizm", za chwilę o aspekt lewicowości, a potem prawicowości, a potem jeszcze o "wykręcanie" ujęcia w stronę, którą osoba tworząca sformułowania uznała za słuszną.
Sam nie wartościuję postaw w stylu dobry vs zły z zasady. Czyli ani "lewicowy", ani "prawicowy" nie jest dla mnie ani wywyższającym, ani poniżającym epitetem. To jest trochę tak jak epitetem wartościującym dobro nie jest "zielony", czy "fioletowy" w opisie kolorów swetrów, tylko ewentualnie jest przekazaniem informacji o tym, do jakiego raczej rodzaju doznań zaliczamy dany sweter.
Integrystycznie myślący ludzie pewnie nawet tego nie będą w stanie zrozumieć, jak można w ten sposób patrzeć na rzeczywistość - zrównując wszelkie społeczne identyfikacje pod kątem ich "moralnego" wartościowania.
Przypuszczam, że osoba, która myśli według tych identyfikacji ma wyobrażenie o jakiejś skuteczności (wszak chyba określenie, że moje podejście jest "lewicowe" ma być tu argumentem) "argumentu" z nazwania czegoś ideą, która jest tak ogólna. W moim odbiorze z kolei nazwanie moich tez "lewicowymi" (podobnie będzie z przymiotnikiem "anarchistyczny", czy jeszcze innymi) ani trochę ich nie poniża, nie sprawia, że miałbym choćby o mikron domniemywać bardziej ich błędność, niepoprawność. Ot, nawet jeśli aspekt lewicowości w moim rozumowaniu ujawnił się bardziej niż prawicowości, to znaczy, że taką ścieżką właśnie sugestie rozumowania chciałem poprowadzić. I tak każde rozumowanie składa owe ścieżki w nową konfigurację, więc i tak o ocenie wartości, tego co stworzyłem w danym tekście DECYDUJE SYNTETYCZNY, CAŁOŚCIOWY OSĄD.
Inaczej mówiąc, u mnie status powyższej odpowiedzi na moje wcześniejsze uwagi jest: nie podjęto ze mną ŻADNEJ polemiki. Natomiast sam fakt, że ktoś głos zabrał, a takie "rozumowo zupełne nic" przedstawił, świadczy o tym, że gdzieś w emocjach coś się u u odbiorcy zadziało, czyli tenże odbiorca uznał problematyczność moich sformułowań względem jego obrazu świata. I to też jest dla mnie fajną informacją o tym, że jednak mój tekst działa. A do tego działa w sposób nieodparty! Działa tak, że nie daje się wobec niego przedstawić polemiki! Tak więc jeszcze raz dziękuję, za to Twoje potwierdzenie powyższego statusu dyskusji.

Muszę z kolei rozczarować tych, którzy może się spodziewali, że nawiążę jakiś rodzaj polemiki w ramach podejścia zawartego przez Przedpiscę w odpowiedzi - czyli że może miałbym wyrazić zdanie w kwestii czy moja postawa jest - mniej albo bardziej - lewicowa, anarchistyczna. Nie podejmę tych kwestii, bo mi one po prostu "wiszą", są w najwyższym stopniu obojętne. Moją osobistą metodologią myśli jest przy rozważaniu spraw ODCIĘCIE SIĘ NA POCZĄTEK OD SPOŁECZNYCH IDENTYFIKACJI. Założeniem metodologicznym mojego odpowiadania jest: dyskutuję jako "nikt" w sensie przynależności do jakiejkolwiek frakcji. Gdy analizuję jakieś zagadnienie to bardziej "się analizuje", niż "Michał z jego konkretną osobowością, pragnianiami, przynależnością do grup analizuje". Moich identyfikacji grupowych w rozumowaniu po prostu ma nie być. Tylko usuwając naleciałości i sugestie z tych identyfikacji się tworzące, mogę rozumować jako tako poprawnie.
To nie znaczy jednak, że ktoś, kto z zewnątrz z kolei dopasowuje jakieś tendencje mniej lub bardziej charakterystyczne dla owych grup, identyfikacji społecznych nie będzie w stanie ZASADNIE mi większych podobieństw do konkretnych grup przypisać. Oczywiście, że tak właśnie będzie, iż w różnych aspektach mojego rozumowania BĘDZIE GDZIEŚ WIĘCEJ (będzie wyraźniejszy ten aspekt) lewicowości, nawet gdzieś można dopasować do moich rozumowań anarchizm. Ale to przecież ostatecznie nic nie znaczy, bo za każdym razem u mnie jest to "anarchizm roboczy", jest "lewicowość robocza", podobnie jak też i będzie "prawicowość robocza". Te idee występują w moim przekazie na podobnej zasadzie, niczym kolory występują jako elementy obrazu malowanego przez impresjonistę.

Ja z założenia od strony identyfikacji grupowych i społecznych w tych dyskusjach jestem zatem NIKIM. I mam być nikim, bo tutaj ROZUMUJĘ, czyli za każdym razem usuwam jak najdalej w cień swoje lubienia, pragnienia, identyfikacje grupowe, lęki, marzenia o czymś. Wszystko to zamykam gdzieś głęboko w "mentalnym sejfie" i przekręcam klucz, aby dać pierwszeństwo osądowi bezstronnemu, pozbawionemu obciążeń mentalnych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:11, 24 Sty 2024    Temat postu:

Ciągnąc temat integryzmu.
Stawiając na piedestale postawę absolutnego podporządkowywanie się władzy, czynimy de facto człowieka zbędnym!
Takich ludzi, którzy i tak tylko kopiują bezmyślnie to, co jakieś autorytety wymyśliły i ogłosiły, nie ma sensu "trzymać" na świecie, bo zamiast nich najlepsze byłby tu jakieś automaty, które są jeszcze lepsze w niedodawaniu nic od siebie, a generowaniu kopii wzorca w sposób idealnie wierny.
Integryzm konstruuje obraz wierzącego, który jest elementem całości kompletnie niepasującym do "logiki systemu". Człowiecza indywidualność, rozumność, wrażliwość jest tu wyłącznie kłopotem - czymś, co należy zwalczyć, zgnieść stając się dopiero "ideałem", czyli automatem, który nic nie dodając od siebie, odtwarza kopię czegoś określonego przez autorytety. Że też komuś w ogóle mogło przyjść do głowy, że doskonała, niezwykle inteligentna istota, jaką jest Bóg, miałaby stwarzać takie istoty, które z założenia są wadliwe w systemie, w którym właśnie te ich cechy, które czynią ich indywidualnościami, wrażliwymi ludźmi, są wyłącznie ich "błędem", problemem, z którym się walczy... :shock:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 110 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:11, 24 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
...


U Dyszyńskiego bez zmian, jak widać. Polemika z urojonymi chochołami i nieistniejącymi przeciwnikami, którzy istnieją jedynie w jego głowie. Jeden wielki festiwal wykrętów, które mają "usprawiedliwić" to, że Dyszyński już dawno odpadł od nauczania Kościoła Katolickiego i nawet od nauczania biblijnego. Żadni "integryści" nie istnieją. Istnieje tylko autorytet Urzędu Nauczycielskiego Kościoła Katolickiego, którego Dyszyński po prostu nie jest w stanie zaakceptować i dlatego dorabia do tego ten cały festiwal wykrętów, żywcem zaczerpniętych z lewicowego anarchizmu

Dzięki za ten kolejny akt potwierdzenia tezy, że nie jesteś w stanie polemizować z poruszonymi przeze mnie ideami inaczej, jak komentując samego piszącego i epitetując. :*
Nie przeszkadza temu mojemu rozumowaniu ani trochę, że ktoś sobie je kojarzy raz z "anarchizmem:, innym razem "lewicowością", jeszcze za chwilę "wykrętem". Sam uważam pojęcia za coś w rodzaju ogólnych "kontenerów idei", które praktycznie dają się dopasowywać do dowolnego bardziej złożonego opisu. Każde rozważanie złożonej idei będzie ocierało się raz o "anarchizm", za chwilę o aspekt lewicowości, a potem prawicowości, a potem jeszcze o "wykręcanie" ujęcia w stronę, którą osoba tworząca sformułowania uznała za słuszną.
Sam nie wartościuję postaw w stylu dobry vs zły z zasady. Czyli ani "lewicowy", ani "prawicowy" nie jest dla mnie ani wywyższającym, ani poniżającym epitetem. To jest trochę tak jak epitetem wartościującym dobro nie jest "zielony", czy "fioletowy" w opisie kolorów swetrów, tylko ewentualnie jest przekazaniem informacji o tym, do jakiego raczej rodzaju doznań zaliczamy dany sweter.
Integrystycznie myślący ludzie pewnie nawet tego nie będą w stanie zrozumieć, jak można w ten sposób patrzeć na rzeczywistość - zrównując wszelkie społeczne identyfikacje pod kątem ich "moralnego" wartościowania.
Przypuszczam, że osoba, która myśli według tych identyfikacji ma wyobrażenie o jakiejś skuteczności (wszak chyba określenie, że moje podejście jest "lewicowe" ma być tu argumentem) "argumentu" z nazwania czegoś ideą, która jest tak ogólna. W moim odbiorze z kolei nazwanie moich tez "lewicowymi" (podobnie będzie z przymiotnikiem "anarchistyczny", czy jeszcze innymi) ani trochę ich nie poniża, nie sprawia, że miałbym choćby o mikron domniemywać bardziej ich błędność, niepoprawność. Ot, nawet jeśli aspekt lewicowości w moim rozumowaniu ujawnił się bardziej niż prawicowości, to znaczy, że taką ścieżką właśnie sugestie rozumowania chciałem poprowadzić. I tak każde rozumowanie składa owe ścieżki w nową konfigurację, więc i tak o ocenie wartości, tego co stworzyłem w danym tekście DECYDUJE SYNTETYCZNY, CAŁOŚCIOWY OSĄD.
Inaczej mówiąc, u mnie status powyższej odpowiedzi na moje wcześniejsze uwagi jest: nie podjęto ze mną ŻADNEJ polemiki. Natomiast sam fakt, że ktoś głos zabrał, a takie "rozumowo zupełne nic" przedstawił, świadczy o tym, że gdzieś w emocjach coś się u u odbiorcy zadziało, czyli tenże odbiorca uznał problematyczność moich sformułowań względem jego obrazu świata. I to też jest dla mnie fajną informacją o tym, że jednak mój tekst działa. A do tego działa w sposób nieodparty! Działa tak, że nie daje się wobec niego przedstawić polemiki! Tak więc jeszcze raz dziękuję, za to Twoje potwierdzenie powyższego statusu dyskusji.

Muszę z kolei rozczarować tych, którzy może się spodziewali, że nawiążę jakiś rodzaj polemiki w ramach podejścia zawartego przez Przedpiscę w odpowiedzi - czyli że może miałbym wyrazić zdanie w kwestii czy moja postawa jest - mniej albo bardziej - lewicowa, anarchistyczna. Nie podejmę tych kwestii, bo mi one po prostu "wiszą", są w najwyższym stopniu obojętne. Moją osobistą metodologią myśli jest przy rozważaniu spraw ODCIĘCIE SIĘ NA POCZĄTEK OD SPOŁECZNYCH IDENTYFIKACJI. Założeniem metodologicznym mojego odpowiadania jest: dyskutuję jako "nikt" w sensie przynależności do jakiejkolwiek frakcji. Gdy analizuję jakieś zagadnienie to bardziej "się analizuje", niż "Michał z jego konkretną osobowością, pragnianiami, przynależnością do grup analizuje". Moich identyfikacji grupowych w rozumowaniu po prostu ma nie być. Tylko usuwając naleciałości i sugestie z tych identyfikacji się tworzące, mogę rozumować jako tako poprawnie.
To nie znaczy jednak, że ktoś, kto z zewnątrz z kolei dopasowuje jakieś tendencje mniej lub bardziej charakterystyczne dla owych grup, identyfikacji społecznych nie będzie w stanie ZASADNIE mi większych podobieństw do konkretnych grup przypisać. Oczywiście, że tak właśnie będzie, iż w różnych aspektach mojego rozumowania BĘDZIE GDZIEŚ WIĘCEJ (będzie wyraźniejszy ten aspekt) lewicowości, nawet gdzieś można dopasować do moich rozumowań anarchizm. Ale to przecież ostatecznie nic nie znaczy, bo za każdym razem u mnie jest to "anarchizm roboczy", jest "lewicowość robocza", podobnie jak też i będzie "prawicowość robocza". Te idee występują w moim przekazie na podobnej zasadzie, niczym kolory występują jako elementy obrazu malowanego przez impresjonistę.

Ja z założenia od strony identyfikacji grupowych i społecznych w tych dyskusjach jestem zatem NIKIM. I mam być nikim, bo tutaj ROZUMUJĘ, czyli za każdym razem usuwam jak najdalej w cień swoje lubienia, pragnienia, identyfikacje grupowe, lęki, marzenia o czymś. Wszystko to zamykam gdzieś głęboko w "mentalnym sejfie" i przekręcam klucz, aby dać pierwszeństwo osądowi bezstronnemu, pozbawionemu obciążeń mentalnych.


Ze wszystkim tym polemika była już wielokrotnie wyżej bo nic nowego nie piszesz, mieląc w kółko to samo i co najwyżej odmieniając to przez wszystkie przypadki. Ale nigdy na tę polemikę nie odpowiedziałeś, po prostu ją wyparłeś i jesteś w stanie gadać jedynie sam ze sobą i z chochołami w swej głowie, które nigdzie indziej nie istnieją. To samo jest z urojonymi "integrystami", którzy też nie istnieją nigdzie indziej niż w twojej głowie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31424
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:24, 24 Sty 2024    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
...


U Dyszyńskiego bez zmian, jak widać. Polemika z urojonymi chochołami i nieistniejącymi przeciwnikami, którzy istnieją jedynie w jego głowie. Jeden wielki festiwal wykrętów, które mają "usprawiedliwić" to, że Dyszyński już dawno odpadł od nauczania Kościoła Katolickiego i nawet od nauczania biblijnego. Żadni "integryści" nie istnieją. Istnieje tylko autorytet Urzędu Nauczycielskiego Kościoła Katolickiego, którego Dyszyński po prostu nie jest w stanie zaakceptować i dlatego dorabia do tego ten cały festiwal wykrętów, żywcem zaczerpniętych z lewicowego anarchizmu

Dzięki za ten kolejny akt potwierdzenia tezy, że nie jesteś w stanie polemizować z poruszonymi przeze mnie ideami inaczej, jak komentując samego piszącego i epitetując. :*
Nie przeszkadza temu mojemu rozumowaniu ani trochę, że ktoś sobie je kojarzy raz z "anarchizmem:, innym razem "lewicowością", jeszcze za chwilę "wykrętem". Sam uważam pojęcia za coś w rodzaju ogólnych "kontenerów idei", które praktycznie dają się dopasowywać do dowolnego bardziej złożonego opisu. Każde rozważanie złożonej idei będzie ocierało się raz o "anarchizm", za chwilę o aspekt lewicowości, a potem prawicowości, a potem jeszcze o "wykręcanie" ujęcia w stronę, którą osoba tworząca sformułowania uznała za słuszną.
Sam nie wartościuję postaw w stylu dobry vs zły z zasady. Czyli ani "lewicowy", ani "prawicowy" nie jest dla mnie ani wywyższającym, ani poniżającym epitetem. To jest trochę tak jak epitetem wartościującym dobro nie jest "zielony", czy "fioletowy" w opisie kolorów swetrów, tylko ewentualnie jest przekazaniem informacji o tym, do jakiego raczej rodzaju doznań zaliczamy dany sweter.
Integrystycznie myślący ludzie pewnie nawet tego nie będą w stanie zrozumieć, jak można w ten sposób patrzeć na rzeczywistość - zrównując wszelkie społeczne identyfikacje pod kątem ich "moralnego" wartościowania.
Przypuszczam, że osoba, która myśli według tych identyfikacji ma wyobrażenie o jakiejś skuteczności (wszak chyba określenie, że moje podejście jest "lewicowe" ma być tu argumentem) "argumentu" z nazwania czegoś ideą, która jest tak ogólna. W moim odbiorze z kolei nazwanie moich tez "lewicowymi" (podobnie będzie z przymiotnikiem "anarchistyczny", czy jeszcze innymi) ani trochę ich nie poniża, nie sprawia, że miałbym choćby o mikron domniemywać bardziej ich błędność, niepoprawność. Ot, nawet jeśli aspekt lewicowości w moim rozumowaniu ujawnił się bardziej niż prawicowości, to znaczy, że taką ścieżką właśnie sugestie rozumowania chciałem poprowadzić. I tak każde rozumowanie składa owe ścieżki w nową konfigurację, więc i tak o ocenie wartości, tego co stworzyłem w danym tekście DECYDUJE SYNTETYCZNY, CAŁOŚCIOWY OSĄD.
Inaczej mówiąc, u mnie status powyższej odpowiedzi na moje wcześniejsze uwagi jest: nie podjęto ze mną ŻADNEJ polemiki. Natomiast sam fakt, że ktoś głos zabrał, a takie "rozumowo zupełne nic" przedstawił, świadczy o tym, że gdzieś w emocjach coś się u u odbiorcy zadziało, czyli tenże odbiorca uznał problematyczność moich sformułowań względem jego obrazu świata. I to też jest dla mnie fajną informacją o tym, że jednak mój tekst działa. A do tego działa w sposób nieodparty! Działa tak, że nie daje się wobec niego przedstawić polemiki! Tak więc jeszcze raz dziękuję, za to Twoje potwierdzenie powyższego statusu dyskusji.

Muszę z kolei rozczarować tych, którzy może się spodziewali, że nawiążę jakiś rodzaj polemiki w ramach podejścia zawartego przez Przedpiscę w odpowiedzi - czyli że może miałbym wyrazić zdanie w kwestii czy moja postawa jest - mniej albo bardziej - lewicowa, anarchistyczna. Nie podejmę tych kwestii, bo mi one po prostu "wiszą", są w najwyższym stopniu obojętne. Moją osobistą metodologią myśli jest przy rozważaniu spraw ODCIĘCIE SIĘ NA POCZĄTEK OD SPOŁECZNYCH IDENTYFIKACJI. Założeniem metodologicznym mojego odpowiadania jest: dyskutuję jako "nikt" w sensie przynależności do jakiejkolwiek frakcji. Gdy analizuję jakieś zagadnienie to bardziej "się analizuje", niż "Michał z jego konkretną osobowością, pragnianiami, przynależnością do grup analizuje". Moich identyfikacji grupowych w rozumowaniu po prostu ma nie być. Tylko usuwając naleciałości i sugestie z tych identyfikacji się tworzące, mogę rozumować jako tako poprawnie.
To nie znaczy jednak, że ktoś, kto z zewnątrz z kolei dopasowuje jakieś tendencje mniej lub bardziej charakterystyczne dla owych grup, identyfikacji społecznych nie będzie w stanie ZASADNIE mi większych podobieństw do konkretnych grup przypisać. Oczywiście, że tak właśnie będzie, iż w różnych aspektach mojego rozumowania BĘDZIE GDZIEŚ WIĘCEJ (będzie wyraźniejszy ten aspekt) lewicowości, nawet gdzieś można dopasować do moich rozumowań anarchizm. Ale to przecież ostatecznie nic nie znaczy, bo za każdym razem u mnie jest to "anarchizm roboczy", jest "lewicowość robocza", podobnie jak też i będzie "prawicowość robocza". Te idee występują w moim przekazie na podobnej zasadzie, niczym kolory występują jako elementy obrazu malowanego przez impresjonistę.

Ja z założenia od strony identyfikacji grupowych i społecznych w tych dyskusjach jestem zatem NIKIM. I mam być nikim, bo tutaj ROZUMUJĘ, czyli za każdym razem usuwam jak najdalej w cień swoje lubienia, pragnienia, identyfikacje grupowe, lęki, marzenia o czymś. Wszystko to zamykam gdzieś głęboko w "mentalnym sejfie" i przekręcam klucz, aby dać pierwszeństwo osądowi bezstronnemu, pozbawionemu obciążeń mentalnych.


Ze wszystkim tym polemika była już wielokrotnie wyżej bo nic nowego nie piszesz, mieląc w kółko to samo i co najwyżej odmieniając to przez wszystkie przypadki. Ale nigdy na tę polemikę nie odpowiedziałeś, po prostu ją wyparłeś i jesteś w stanie gadać jedynie sam ze sobą i z chochołami w swej głowie, które nigdzie indziej nie istnieją. To samo jest z urojonymi "integrystami", którzy też nie istnieją nigdzie indziej niż w twojej głowie

Ze "wszystkim" nie podjąłeś nigdzie polemiki choćby z tego też względu, że część tego, co pisałem była w ogóle nowa w sprawie. Czyli nie mogłeś nawet jej podjąć wcześniej. Czyli te deklaracje o rzekomym polemiki podjęciu należy uznać za puste, obliczone na to, że ktoś je przyjmie za dobrą monetę, choć nie ma w nich nic poza samymi, czczymi deklaracjami.
Natomiast sam fakt, że jednak odpowiedź generujesz, a w tej odpowiedzi jest tylko parę epitetów dotyczących osoby, WYMOWNIE ŚWIADCZY o tym, że nie masz zielonego pojęcia, jak rzeczywiście taką polemikę podjąć. Widać, że z jednej strony jednak dostrzegasz zasadność moich uwag, a z drugiej jesteś wobec nich totalnie bezradny. Więc jeszcze raz dzięki z mojej strony, za ten kolejny wyraz uznania dla mnie :*
Wiem, że inaczej, niż właśnie tworzeniem odpowiedzi, które de facto na nic nie odpowiadają, nie potrafisz wyrażać swojego uznania, więc nie oczekuję bezpośredniej tego uznania formy. Każdy orze, jak może...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 110 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:46, 24 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
...


U Dyszyńskiego bez zmian, jak widać. Polemika z urojonymi chochołami i nieistniejącymi przeciwnikami, którzy istnieją jedynie w jego głowie. Jeden wielki festiwal wykrętów, które mają "usprawiedliwić" to, że Dyszyński już dawno odpadł od nauczania Kościoła Katolickiego i nawet od nauczania biblijnego. Żadni "integryści" nie istnieją. Istnieje tylko autorytet Urzędu Nauczycielskiego Kościoła Katolickiego, którego Dyszyński po prostu nie jest w stanie zaakceptować i dlatego dorabia do tego ten cały festiwal wykrętów, żywcem zaczerpniętych z lewicowego anarchizmu

Dzięki za ten kolejny akt potwierdzenia tezy, że nie jesteś w stanie polemizować z poruszonymi przeze mnie ideami inaczej, jak komentując samego piszącego i epitetując. :*
Nie przeszkadza temu mojemu rozumowaniu ani trochę, że ktoś sobie je kojarzy raz z "anarchizmem:, innym razem "lewicowością", jeszcze za chwilę "wykrętem". Sam uważam pojęcia za coś w rodzaju ogólnych "kontenerów idei", które praktycznie dają się dopasowywać do dowolnego bardziej złożonego opisu. Każde rozważanie złożonej idei będzie ocierało się raz o "anarchizm", za chwilę o aspekt lewicowości, a potem prawicowości, a potem jeszcze o "wykręcanie" ujęcia w stronę, którą osoba tworząca sformułowania uznała za słuszną.
Sam nie wartościuję postaw w stylu dobry vs zły z zasady. Czyli ani "lewicowy", ani "prawicowy" nie jest dla mnie ani wywyższającym, ani poniżającym epitetem. To jest trochę tak jak epitetem wartościującym dobro nie jest "zielony", czy "fioletowy" w opisie kolorów swetrów, tylko ewentualnie jest przekazaniem informacji o tym, do jakiego raczej rodzaju doznań zaliczamy dany sweter.
Integrystycznie myślący ludzie pewnie nawet tego nie będą w stanie zrozumieć, jak można w ten sposób patrzeć na rzeczywistość - zrównując wszelkie społeczne identyfikacje pod kątem ich "moralnego" wartościowania.
Przypuszczam, że osoba, która myśli według tych identyfikacji ma wyobrażenie o jakiejś skuteczności (wszak chyba określenie, że moje podejście jest "lewicowe" ma być tu argumentem) "argumentu" z nazwania czegoś ideą, która jest tak ogólna. W moim odbiorze z kolei nazwanie moich tez "lewicowymi" (podobnie będzie z przymiotnikiem "anarchistyczny", czy jeszcze innymi) ani trochę ich nie poniża, nie sprawia, że miałbym choćby o mikron domniemywać bardziej ich błędność, niepoprawność. Ot, nawet jeśli aspekt lewicowości w moim rozumowaniu ujawnił się bardziej niż prawicowości, to znaczy, że taką ścieżką właśnie sugestie rozumowania chciałem poprowadzić. I tak każde rozumowanie składa owe ścieżki w nową konfigurację, więc i tak o ocenie wartości, tego co stworzyłem w danym tekście DECYDUJE SYNTETYCZNY, CAŁOŚCIOWY OSĄD.
Inaczej mówiąc, u mnie status powyższej odpowiedzi na moje wcześniejsze uwagi jest: nie podjęto ze mną ŻADNEJ polemiki. Natomiast sam fakt, że ktoś głos zabrał, a takie "rozumowo zupełne nic" przedstawił, świadczy o tym, że gdzieś w emocjach coś się u u odbiorcy zadziało, czyli tenże odbiorca uznał problematyczność moich sformułowań względem jego obrazu świata. I to też jest dla mnie fajną informacją o tym, że jednak mój tekst działa. A do tego działa w sposób nieodparty! Działa tak, że nie daje się wobec niego przedstawić polemiki! Tak więc jeszcze raz dziękuję, za to Twoje potwierdzenie powyższego statusu dyskusji.

Muszę z kolei rozczarować tych, którzy może się spodziewali, że nawiążę jakiś rodzaj polemiki w ramach podejścia zawartego przez Przedpiscę w odpowiedzi - czyli że może miałbym wyrazić zdanie w kwestii czy moja postawa jest - mniej albo bardziej - lewicowa, anarchistyczna. Nie podejmę tych kwestii, bo mi one po prostu "wiszą", są w najwyższym stopniu obojętne. Moją osobistą metodologią myśli jest przy rozważaniu spraw ODCIĘCIE SIĘ NA POCZĄTEK OD SPOŁECZNYCH IDENTYFIKACJI. Założeniem metodologicznym mojego odpowiadania jest: dyskutuję jako "nikt" w sensie przynależności do jakiejkolwiek frakcji. Gdy analizuję jakieś zagadnienie to bardziej "się analizuje", niż "Michał z jego konkretną osobowością, pragnianiami, przynależnością do grup analizuje". Moich identyfikacji grupowych w rozumowaniu po prostu ma nie być. Tylko usuwając naleciałości i sugestie z tych identyfikacji się tworzące, mogę rozumować jako tako poprawnie.
To nie znaczy jednak, że ktoś, kto z zewnątrz z kolei dopasowuje jakieś tendencje mniej lub bardziej charakterystyczne dla owych grup, identyfikacji społecznych nie będzie w stanie ZASADNIE mi większych podobieństw do konkretnych grup przypisać. Oczywiście, że tak właśnie będzie, iż w różnych aspektach mojego rozumowania BĘDZIE GDZIEŚ WIĘCEJ (będzie wyraźniejszy ten aspekt) lewicowości, nawet gdzieś można dopasować do moich rozumowań anarchizm. Ale to przecież ostatecznie nic nie znaczy, bo za każdym razem u mnie jest to "anarchizm roboczy", jest "lewicowość robocza", podobnie jak też i będzie "prawicowość robocza". Te idee występują w moim przekazie na podobnej zasadzie, niczym kolory występują jako elementy obrazu malowanego przez impresjonistę.

Ja z założenia od strony identyfikacji grupowych i społecznych w tych dyskusjach jestem zatem NIKIM. I mam być nikim, bo tutaj ROZUMUJĘ, czyli za każdym razem usuwam jak najdalej w cień swoje lubienia, pragnienia, identyfikacje grupowe, lęki, marzenia o czymś. Wszystko to zamykam gdzieś głęboko w "mentalnym sejfie" i przekręcam klucz, aby dać pierwszeństwo osądowi bezstronnemu, pozbawionemu obciążeń mentalnych.


Ze wszystkim tym polemika była już wielokrotnie wyżej bo nic nowego nie piszesz, mieląc w kółko to samo i co najwyżej odmieniając to przez wszystkie przypadki. Ale nigdy na tę polemikę nie odpowiedziałeś, po prostu ją wyparłeś i jesteś w stanie gadać jedynie sam ze sobą i z chochołami w swej głowie, które nigdzie indziej nie istnieją. To samo jest z urojonymi "integrystami", którzy też nie istnieją nigdzie indziej niż w twojej głowie

Ze "wszystkim" nie podjąłeś nigdzie polemiki choćby z tego też względu, że część tego, co pisałem była w ogóle nowa w sprawie. Czyli nie mogłeś nawet jej podjąć wcześniej. Czyli te deklaracje o rzekomym polemiki podjęciu należy uznać za puste, obliczone na to, że ktoś je przyjmie za dobrą monetę, choć nie ma w nich nic poza samymi, czczymi deklaracjami.
Natomiast sam fakt, że jednak odpowiedź generujesz, a w tej odpowiedzi jest tylko parę epitetów dotyczących osoby, WYMOWNIE ŚWIADCZY o tym, że nie masz zielonego pojęcia, jak rzeczywiście taką polemikę podjąć. Widać, że z jednej strony jednak dostrzegasz zasadność moich uwag, a z drugiej jesteś wobec nich totalnie bezradny. Więc jeszcze raz dzięki z mojej strony, za ten kolejny wyraz uznania dla mnie :*
Wiem, że inaczej, niż właśnie tworzeniem odpowiedzi, które de facto na nic nie odpowiadają, nie potrafisz wyrażać swojego uznania, więc nie oczekuję bezpośredniej tego uznania formy. Każdy orze, jak może...


Ten wątek ma 20 stron a ty piszesz w kółko to samo więc ze wszystkim tym polemika była już wielokrotnie wyżej bo nic nowego nie piszesz, mieląc w kółko to samo i co najwyżej odmieniając to przez wszystkie przypadki. Ale nigdy na tę polemikę nie odpowiedziałeś, po prostu ją wyparłeś i jesteś w stanie gadać jedynie sam ze sobą i z chochołami w swej głowie, które nigdzie indziej nie istnieją. To samo jest z urojonymi "integrystami", którzy też nie istnieją nigdzie indziej niż w twojej głowie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21, 22, 23, 24  Następny
Strona 20 z 24

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin