Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Integryzm religijny jako postawa duchowego zakłamania
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 22, 23, 24
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:08, 06 Kwi 2024    Temat postu:

Semele napisał:
Ja się zastanawiam czy pluszowatość, nie tylko w dziedzinie wiary religijnej nie może wynikać z zakłamania.

Pewnie z pluszowością da się związać odrębną postać zakłamania. Jest forma zakłamania integrystycznego, związana z przesadnym opowiedzeniem się po stronie władzy religijnej, ale jest też i zakłamanie w stronę nadmiernego luzowania sobie wymogów na zasadzie "bo Bóg i tak wszystko wszystkim wybaczy". Co ciekawe, ja np. uważam, że może akurat w tym jest racja, w pewien sposób wierzę, iż w standardowym rozumieniu idei wybaczania, Bóg rzeczywiście wszystko wszystkim będzie gotów wybaczyć. Ale problem się nie kończy na tym, że Bóg nie będzie miał swoich roszczeń do grzesznika. Problem osobny jest w samym grzeszniku - CZY JEST W STANIE ODCZUWAĆ RZECZYWISTOŚĆ NIESPRZECZNIE, BUDUJĄC TYM ODCZUWANIEM STAN SZCZĘŚCIA?

Jeśli ktoś żąda niemożliwego, to tego nie dostanie.
A jeśli ktoś substancjalnie uzależnił odczuwanie przez siebie szczęścia, spełnienia ze zrealizowaniem się rzeczy niemożliwej, to też nigdy nie będzie szczęśliwy, spełniony, tylko wiecznie głodny, sfrustrowany, pełen złości.


Można się zapędzić w "pluszowości" tak rozumianej, że przecież wszystko musi się udać, więc w życiu mogę być gnuśnym, lekceważącym prawdę, dobro, sens - bo, rzekomo, przecież wszystko ma skończyć się dobrze... To jest rzeczywiście ta toksyczna pluszowość, odwrotna strona względem zakłamania i błędu integrystów.
Problem w tym, że w tej aktualnej dyskusji już "pluszowością" właściwie określa się JAKIEKOLWIEK zaufanie w bożą miłość i przebaczenie. Jest "antypluszowe przegięcie na maksa", aż do absurdu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:08, 09 Kwi 2024    Temat postu:

Integryzm jest mentalnie postawieniem wszystkiego na "jednego konia" - na WŁADZĘ.
W tym, w co wierzy integrysta władza, a ze strony poddanych posłuszeństwo ma "moc" ponad każdą inną wartość, ideę.
Integrysta w duchu wierzy, że wymogi władzy są silniejsze niż miłość.
Integrysta w duchu wierzy, że wymogi władzy są silniejsze niż prawda.
Integrysta w duchu wierzy, że wymogi władzy nadpisują wszelkie postacie dobra, sprawiedliwości, sensowności.
Integrysta w duszy wierzy, że Bóg też ma jeden główny cel - okazać więcej swojej władzy.

Czy integrysta się (nawet tylko sam przed sobą) do tego jest gotów przyznać?...
- Nie sądzę.
Integrysta bowiem najczęściej nawet nie jest w stanie postawić sobie pytania o alternatywę dla "logiki władzy", więc nawet nie ma z czym swoich przekonań zróżnicować, aby potem rozpoznać, iż one w ogóle występują. Integrysta stawia na logikę władzy głęboko - od poziomu intuicyjnego do tej postaci intelektualnego modelowania, jaką jest w stanie opanować. Ale z zewnątrz patrząc, wszystko u integrysty do logiki władzy się sprowadza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2224
Przeczytał: 180 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 10:25, 10 Kwi 2024    Temat postu:

W poniższym filmie od drugiej minuty do mniej więcej 25 min. Fiałkowski podaje wypowiedzi księży i świeckich. Zastanawiam się czy te wszystkie wypowiedzi to już jest integryzm, czy zwykła wiara katolicka?
https://youtu.be/TvPGzcChvL0?si=75DeDZrieaNFEdlH
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:27, 10 Kwi 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
W poniższym filmie od drugiej minuty do mniej więcej 25 min. Fiałkowski podaje wypowiedzi księży i świeckich. Zastanawiam się czy te wszystkie wypowiedzi to już jest integryzm, czy zwykła wiara katolicka?
https://youtu.be/TvPGzcChvL0?si=75DeDZrieaNFEdlH

Ja piszę "integryzm" w znaczeniu niezbyt ścisłym. Też nie wiem, od kiedy "jest integryzm", raczej myślę o płynnym przejściu, czyli myśleniu mniej albo bardziej w stronę "religii władzy". Sam tylko dlatego uważam się za "katolika", że rozpoznaję w Kościele inne osoby podobnie do mnie myślące. Uważam, że są w KRK dwa kościoły - dwa skrzydła, z których to skrzydlo integrystyczne traktuję jako błąd, jako powtórzenie podejścia faryzeuszy z czasów Jezusa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2224
Przeczytał: 180 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:08, 10 Kwi 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
W poniższym filmie od drugiej minuty do mniej więcej 25 min. Fiałkowski podaje wypowiedzi księży i świeckich. Zastanawiam się czy te wszystkie wypowiedzi to już jest integryzm, czy zwykła wiara katolicka?
https://youtu.be/TvPGzcChvL0?si=75DeDZrieaNFEdlH

Ja piszę "integryzm" w znaczeniu niezbyt ścisłym. Też nie wiem, od kiedy "jest integryzm", raczej myślę o płynnym przejściu, czyli myśleniu mniej albo bardziej w stronę "religii władzy". Sam tylko dlatego uważam się za "katolika", że rozpoznaję w Kościele inne osoby podobnie do mnie myślące. Uważam, że są w KRK dwa kościoły - dwa skrzydła, z których to skrzydlo integrystyczne traktuję jako błąd, jako powtórzenie podejścia faryzeuszy z czasów Jezusa.


A co myślisz o wypowiedzi Lisickiego, jest od 8:30 min., link 5 On zaczyna wypowiadać się czym jest wiara. Bardzo rygorystycznie stawia sprawę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:35, 10 Kwi 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
W poniższym filmie od drugiej minuty do mniej więcej 25 min. Fiałkowski podaje wypowiedzi księży i świeckich. Zastanawiam się czy te wszystkie wypowiedzi to już jest integryzm, czy zwykła wiara katolicka?
https://youtu.be/TvPGzcChvL0?si=75DeDZrieaNFEdlH

Ja piszę "integryzm" w znaczeniu niezbyt ścisłym. Też nie wiem, od kiedy "jest integryzm", raczej myślę o płynnym przejściu, czyli myśleniu mniej albo bardziej w stronę "religii władzy". Sam tylko dlatego uważam się za "katolika", że rozpoznaję w Kościele inne osoby podobnie do mnie myślące. Uważam, że są w KRK dwa kościoły - dwa skrzydła, z których to skrzydlo integrystyczne traktuję jako błąd, jako powtórzenie podejścia faryzeuszy z czasów Jezusa.


A co myślisz o wypowiedzi Lisickiego, jest od 8:30 min., link 5 On zaczyna wypowiadać się czym jest wiara. Bardzo rygorystycznie stawia sprawę.

Po prostu się z tym nie zgadzam.
W moim języku to coś, co Lisicki określa jako "wiara", zasługuje bardziej na określenie "czcza deklaracja, połączona ze zignorowaniem (samo)krytycznego spojrzenia na sprawę".

Tu dotykamy sensu męczeństwa. Po co apostołom było męczeństwo?... Dlaczego Jezus mówi Piotrowi, że męczeństwem "uwielbi Boga", traktując męczeństwo jako rodzaju...
daru?...
Odpowiedzią na to pytanie jest właśnie to, o czym tu piszę: MĘCZEŃSTWO JEST DOWODEM WIARY.
Jak odróżnić kogoś, kto tylko tworzy czcze deklaracje wiary, od tego, który RZECZYWIŚCIE wierzy?
Co to za problem deklarować wiarę w coś, co się uznaje za bzdurę, ale czego wyznawanie może przynosić korzyść, więc co niektórzy uznają, iż tak można się ustawić?...
Co za problem głosić to, co jet oczekiwane, a w gruncie rzeczy mieć to "gdzieś"?...
Co za problem głosić "wiarę" nie wiedząc w ogóle o co tam chodzi, czyli nieodróżnialnie od "wierzę w ii9n -9h98y"?...
Czy coś pustą deklarację od prawdziwej wiary w ogóle odróżnia?...
Integryści sobie takie pytania nie zadają, bo oni utożsamiają "wiarę" z uległością władzy religijnej, czyli z agitowaniem za tą władzą i niesprzeciwianiem się (z wyjątkiem może jak integryście nie będzie pasował w czymś Sobór Watykański II, czy papież Franciszek). Integryści niczego sami w sobie nie weryfikuje, bo samo STWIERDZANIE stanowi u nich 100% sensu. A ja tu funkcjonuję odwrotnie. Dla mnie deklaracja sama z siebie niewiele znaczy, bo wiem, że ludzie oszukują. Dopiero MAJĄC OBIEKTYWNE KRYTERIA czegoś, uważam, że mam prawo uznać, iż wyszedłem poza pustosłowie. Męczennicy swoją zgodą na męczeństwo UDOWODNILI, że wierzyli naprawdę. Dlatego męczeństwo w pewien sposób DOPEŁNIA OBRAZU OSOBY, jest postawieniem kropki nad "i" w kontekście wszystkich deklaracji owej osoby. Tu już sprawę mamy zamkniętą - jeśli ktoś za swoją wiarę gotów był umrzeć, to wykazał, że wierzył szczerze, a nie tylko czczo deklarował.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2224
Przeczytał: 180 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:06, 10 Kwi 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Po prostu się z tym nie zgadzam.
W moim języku to coś, co Lisicki określa jako "wiara", zasługuje bardziej na określenie "czcza deklaracja, połączona ze zignorowaniem (samo)krytycznego spojrzenia na sprawę".


Ale dlaczego, ktoś kto przyjmuje, że prawdziwa wiara polega nie na tym, że się wątpi, szuka, zastanawia, przeciwstawia lecz na tym, by akceptować, przyjąć to, co nam przekazano to od razu to musi być "czcza deklaracja"? Ktoś może być szczerze przekonany, że tego właśnie oczekuje Bóg, bo do prawdy nie dojdziemy przez samodzielne wyjaśnianie wiary lecz przez przyjęcie tego, co autorytety podają do wierzenia, bo to sam Bóg ustanowił te autorytety, aby to one innym wyjaśniały wiarę. :wink:

Temat wydaje się trudny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:51, 10 Kwi 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Po prostu się z tym nie zgadzam.
W moim języku to coś, co Lisicki określa jako "wiara", zasługuje bardziej na określenie "czcza deklaracja, połączona ze zignorowaniem (samo)krytycznego spojrzenia na sprawę".


Ale dlaczego, ktoś kto przyjmuje, że prawdziwa wiara polega nie na tym, że się wątpi, szuka, zastanawia, przeciwstawia lecz na tym, by akceptować, przyjąć to, co nam przekazano to od razu to musi być "czcza deklaracja"? Ktoś może być szczerze przekonany, że tego właśnie oczekuje Bóg, bo do prawdy nie dojdziemy przez samodzielne wyjaśnianie wiary lecz przez przyjęcie tego, co autorytety podają do wierzenia, bo to sam Bóg ustanowił te autorytety, aby to one innym wyjaśniały wiarę. :wink:

Temat wydaje się trudny.

Uznajmy to, co piszę za mój "belferski" epistemiczny nawyk. Jako nauczyciel nie oczekiwałem od moich uczniów deklaracji "panie psorze rozumiem świetnie ten temat, wszystko tu jest dla mnie jasne". Z doświadczenia wiem bowiem, że wielu uczniów SZCZERZE zadeklaruje, że temat rozumie, lecz na klasówce nie są w stanie rozwiązać najprostszego zadania sprawdzającego owo "rozumienie". Dla mnie z zasady DEKLARACJA TO BARDZO MAŁO, TO PRAWIE NIC. Dopiero W DZIAŁANIU, W ZETKNIĘCIU PROBLEMAMI DO ROZWIĄZANIA wychodzi to, czy deklaracja coś wartościowego znaczy, czy jest pusta.
Ja te wszystkie deklaracje, które się składa, DOPÓKI NIE DOSTANĘ DO NICH OBIEKTYWNEGO POTWIERDZENIA, traktuję jako życzeniową wersję spraw. Znając ludzi, deklarujących właściwie wszystko, po to, aby dobrze wypaść, zwyczajnie nie ufam samym deklaracjom. Nie ufam nawet nie dlatego, że od razu podejrzewam świadome oszustwo, ale (chyba nawet częściej) dlatego, że ludziska zbyt łatwo sobie zaliczają "zrozumienie", "wiarę", "wiedzę" - najczęściej PO SAMYCH CHĘCIACH.
Ja tego nie zaliczam ani komuś, ani sobie. Ale zwalmy to w takim razie na mój belferski nawyk, aby polegać nie na deklaracjach, a na TEŚCIE, który powinien być obiektywny. Wiarę też tak traktuję - zadeklarowanie wiary, jest dla mnie dopiero wstępem do tego, aby zadać sobie pytanie: co odróżnia pustą deklarację wiary od tego, stanu umysłu (określanego jako "wiara"), jaki mam ja?
Czy ktoś zadaje sobie takie pytanie?...
Jeśli nikt poza mną, to może jestem dziwakiem, ale tak mam.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 19:53, 10 Kwi 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:10, 13 Kwi 2024    Temat postu:

Jakąś część emocji i intuicji integrysty odnajduję również w swoim odczuwaniu. To nie jest tak, że zupełnie dziwię się integrystom, bo sam niby "jestem z innej gliny". Widzę rodzaj "logiki" w rozumowaniu, które bazując na obecności krzywd, cierpienia, niegodziwości, przemocy na tym świecie, ciągnie do wniosku, że zło jest silniejsze niż dobro, że przemoc zwycięża, złość jest najbardziej naturalnym uczuciem. Przy takich założeniach przecież i Bóg musiałby być zgodny z tą "logiką" - musiałby być tym największym tyranem, istotą skorą do złości, obrażającą się (nieskończenie) za najdrobniejsze uchybienie, a także skłonną do karania za najmniejsze nieposłuszeństwo.
Integrystów ŚWIAT PRZEKONAŁ.
Integryści uznali tę logikę świata (świata przemocy) za objaw stanu rzeczywistego, a więc Bóg - przecież stwórca owego świata - mialby też tę samą logikę sobą reprezentować. Dla osób przekonanych do logiki przemocy, władzy, dominacji te objawy dobra, jakie też przecież na świecie obserwujemy będą jawiły się jako nieprzekonujące, zbyt słabe, zbyt...
frajerskie. Dla osób, które uznały logikę władzy i przemocy, dobro jest objawem frajerstwa, miłość objawem nieadekwatności do realnego świata, czyli głupotą. Tak to czują piewcy dominacji władzy i bezwzględnego posłuszeństwa autorytetom, a pewni i inni ludzie też jakąś dozę tego odczucia w sobie mają, choć ci drudzy przeciwstawiają mu NADZIEJĘ, że ostateczne dobro musi zatryumfować.
Czy nadzieja jest matką głupich? Czy ta nadzieja jest głupia?...
Nie uważam, że nadzieja pokładana w tym, że dobro i prawda zatryumfują, jest głupia. Ona bowiem jest uzasadniona choćby tym, że jeśli ona miałaby się nie spełnić, to nic nie ma sensu. Ale są i inne powody obstawienia tej nadziei.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:23, 17 Kwi 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Jakąś część emocji i intuicji integrysty odnajduję również w swoim odczuwaniu. To nie jest tak, że zupełnie dziwię się integrystom, bo sam niby "jestem z innej gliny". Widzę rodzaj "logiki" w rozumowaniu, które bazując na obecności krzywd, cierpienia, niegodziwości, przemocy na tym świecie, ciągnie do wniosku, że zło jest silniejsze niż dobro, że przemoc zwycięża, złość jest najbardziej naturalnym uczuciem. Przy takich założeniach przecież i Bóg musiałby być zgodny z tą "logiką" - musiałby być tym największym tyranem, istotą skorą do złości, obrażającą się (nieskończenie) za najdrobniejsze uchybienie, a także skłonną do karania za najmniejsze nieposłuszeństwo.
Integrystów ŚWIAT PRZEKONAŁ.

Kwestia szczerości jest tym głównym powodem, dla którego fundamentalistyczno - integrystyczne podejście uznaję za błąd. Ale, próbując się jakoś wczuć w myślenie integrysty. Co on daje jako ofiarę od siebie dla Boga?...
- Jak rozumiem tą ofiarą jest zaniechanie własnych osądów, scedowanie ich na autorytety. To jakby integrysta mówił Bogu: sam nic nie wiem, niczego sam nie rozumiem, tylko autorytety znają prawdę, a ja tak rozumiem pokorę i wierność Tobie, że nie patrzę na spontaniczną odpowiedź ze swojego serca i umysłu, wręcz wygaszam tę odpowiedź, ten głos, bo jest ona niedoskonała, zapewne błędna.
Próbując wcielić się mentalnie w integrystę, chyba tak bym właśnie myślał: oto Panie daję Ci wszystko - bo nawet samemu sobie jawnie nie ufam. Niczego nie zatrzymałem dla siebie - widzisz Panie?... Nawet własny umysł neguję, bo przecież jest on grzeszny i słaby. Więc mój umysł się nie liczy.

Tu jednak powstaje pytanie: czy tak rozumiejąc pokorę, szeregowy integrysta (osobną kwestią jest rola integrysty stanowiącego tę władzę i autorytet, który namawia do posłuszeństwa i wyznacza innym, to co mają głosić) ma prawo uważać, że to on coś Bogu ofiarował?...
- Jeśli integrysta sam mówi, że on się nie liczy, to i ta postawa odrzucenia własnego rozumu (jako jednak pochodząca z owego rozumu) też się nie liczy - jest wewnętrznie sprzeczna. Jeśli nie odmówiliśmy wyznawcy prawa do szczerości, to i to wyznanie Bogu i tak ofiar Jemu złożona, jest poza szczerością - jest niebyła. Integrysta nie ma prawa mówić, że cokolwiek Bogu ofiarował, bo to nie on przecież tu ma prawo decydować. On zadecydował, czy nie zadecydował o tym zrzeczeniu się prawa do osądu, a dalej decyzji?...
Czy szeregowy integrysta zawierzył w ogóle autorytetom?...
Ściślej - może za pierwszym razem to jest możliwe. Oto integrysta, DOPÓKI JESZCZE BYŁ U WŁADZY I MIAŁ PRAWO DECYDOWAĆ, mógł zawierzyć swoje osądy autorytetom, scedować je na autorytety. Ale jeśli to zawierzenie miałoby być skuteczne, to stało się to, iż teraz integrysta szeregowy już o niczym w zakresie religii i Boga nie decyduje. A więc w konsekwencji nie ofiarowuje niczego Bogu, bo akt ofiary też jest decyzją.
Czy negując prawo do swojej decyzji taki szeregowy integrysta ma prawo powiedzieć, uznać iż jakkolwiek ON tu odpowiedział na wezwanie Boga?... Przecież on nie ma prawa nic uznać, jego właściwie - jako podmiotu - nie ma, sam uznał, że go nie ma jako indywidualności - jest tylko, zamiast osoby ta operacja kopiowania fraz doktrynalnych od autorytetów. :think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 21:08, 17 Kwi 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:20, 21 Kwi 2024    Temat postu:

Jeśliby ktoś z uwagą prześledził choćby te dyskusje z integrystycznie nastawionymi dyskutantami na naszym forum, jakie tu się pojawiły, to myślę, iż podzieli ze mną następujący wniosek: integryści rozważają praktycznie wyłącznie własne argumenty, zaś argumenty strony przeciwnej ignorują, nie próbują się z nimi zmierzyć.
Dyskusja z integrystą ma najczęściej następujący schemat:
Integrysta: wierzący jest winien bezwzględne posłuszeństwo swoim autorytetom religijnym, zaś w Biblii głoszone są idee boskiej surowości (integrysta ideę sprawiedliwości utożsamia głównie z surowością sądu i koniecznością stosowania kar), potępienia, piekła.
Oponent integrysty: A co z fragmentami o miłości boskiej?
Integrysta: tu mamy cytaty o surowości! Powołanie się na miłość jest pluszowe, tp jest twoja ucieczka od uznania nieuchronnej boskiej sprawiedliwości!
Oponent integrysty: Ale jest tyle tekstów o przebaczeniu! Rozważmy je.
Integrysta: tu mamy cytaty o boskie surowości! Na nie patrzymy!
Oponent integrysty: A ja mam tu cytaty o zbawieniu, o niesieniu wyzwolenia grzesznikom.
Integrysta: tu mamy cytaty o surowości! Nie bądź pluszowy! Jeszcze raz wklejam tu te same cytaty o surowości boskiej i wymogach posłuszeństwa autorytetom!
Oponent integrysty: Ale przecież, nawet aby być posłusznym owym autorytetom, wypadałoby ustalić, na czym w danym przypadku posłuszeństwo właściwie polega, czyli wymagany jest wyraźny wkład samodzielności myślenia.
Integrysta: tu mamy cytaty o surowości i posłuszeństwie! Twoje wykręty, aby nie poddać się regułom podporządkowania są niniejszym odrzucone.
Oponent integrysty: A ja tu mam cytaty z Biblii (...), które wyraźnie sugerują, że Bóg pochwala mądrość, rozwój osobisty, czujną postawę.
Integrysta: tu znowu mamy cytaty o surowości i posłuszeństwie! (wklejam!... Ponownie tu będą, bo poprzednio jakby "nie dotarło")
Oponent integrysty: To wciaż wklejasz to samo, do żadnych moich uwag się nie odnosisz...
Integrysta: tu mamy cytaty o boskiej surowości i posłuszeństwie autorytetom! Na to patrz, nie kombinuj po swojemu.
Oponent integrysty: To co to jest za dyskusja, w której wciąż jeden i ten sam argument na temat surowości boskiej i posłuszeństwa (ewentualnie może kilka, ale ograniczona ilość) miałby mieć moc pokonywania dowolnej ilości i dowolnej treści innych argumentów?... To nie jest żadna dyskusja! To jest próba zmanipulowania dyskusji poprzez przyznanie sobie jakiegoś prawa do wyróżnionego traktowania ograniczonych w istocie argumentów!
Integrysta: tu mamy cytaty o boskiej surowości i posłuszeństwie! (wklejam po raz kolejny!) Na to się patrz. Tamto nie obowiązuje bo jest pluszowe, bo tyle razy już było wklejone, co jest tym słusznym.
Oponent integrysty: Czyli mamy tu dyskusję, w której jeden argument, niezależnie od jego jakości, ale mający tę właściwość, że został podany przez ciebie, miałby niby mieć moc nadpisywania każdego innego argumentu, każdego faktu, każdej prawdy.... To się przecież nie różni niczym od po prostu zadekretowania: moje jest racją z założenia, a uczciwej dyskusji odmawiam! Bo to przecież nie jest prawdziwa dyskusja, jeśli się nie rozważa argumentów strony przeciwnej, jeśli się nie ma refleksji nad czymś innym, niż powtarzanie swego, niczym zdarta płyta. To chyba przychodzi tu jedynie podziękować za dyskusję.
:think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 21:41, 21 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:19, 26 Kwi 2024    Temat postu:

W nieco subtelny sposób integryzm, czy już ogólniej postrzeganie duchowości od strony obowiązku bycia posłusznym ludzkim tradycjom i autorytetom sprzyja utrwalaniu się postawy tępego mentalnego "biurokraty", czyli osoby blokującej szczerość, z racji na jakąś rzekomą konieczność przestrzegania tych, czy innych wymogów formalnych.
Każde prawo ma swoje sformułowanie - literę, zapis słowny, ale też i ducha prawa, czyli główną intencję, rozumianą przez osobę rozsądnie interpretującą zdarzenia. Gdy litera prawa zaczyna silnie dominować nad duchem prawa, samo prawo staje się bezduszne.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 18:20, 26 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:35, 30 Kwi 2024    Temat postu:

Ludzie postrzegający dobro w "logice władzy", postrzegają Boga jako władcę, który swoją arbitralną władczą decyzją oceniającą osobę miałby w 100% decydować o wartości tejże osoby. W tej logice władca jest absolutny, czyli dobro (albo zło) samego człowieka przestaje mieć znaczenie. W tej logice to Bóg - władca, na nikogo się nie oglądając, zbawi kogoś, bądź potępi, odgórnie dekretując swoją decyzję, która miałaby brać się z władczego widzimisię i z niczego ponad. Nooo... może ewentualnie władca miałby ochotę wziąć pod uwagę czyjeś kajanie się, hołdy, postawę maksymalnej uniżoności. Bo przecież władcy tak mają, że najbardziej o to im chodzi, czy ktoś się wobec nich maksymalnie korzy i poniża...
W logice arbitralnej decyzji Boga - władcy o zbawieniu i potępieniu decyduje kaprys władcy, a wtedy ludzkie starania, dobroć, szlachetne życie człowieka robią się bez znaczenia. Wtedy powstaje pytanie: a po co jest właściwie owo życie człowieka, skoro i tak o wszystkim decyduje arbitralna decyzja Boga na koniec?...
- Służy tylko do tego kajania się na maksa?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:36, 01 Maj 2024    Temat postu:

Integryzm, rozumiany ogólnie jako skupianie się na ludzkich autorytetach w życiu religijnym jest w ostatecznym rozrachunku zakamuflowaną (w mniejszym bądź większym stopniu) postacią rezygnacji z rozwoju osobowości, wiedzy rozumienia, jest postulatem duchowej gnuśności.
W postaci jawnej integryzm wprost głosi, że człowiek "nie powinien myśleć sam, decydować sam", czyli chyba powinien tylko siąść i czekać, co mu tam autorytety z góry wyznaczą, a do czasu otrzymania dyrektywy autorytetu należałoby powstrzymać się od jakiejkolwiek (albo jakiejkolwiek absolutnie niekoniecznej) aktywności.
W postaci bardziej skrytej nie akcentuje się owego paradygmatu bierności, lecz do niej ZNIECHĘCA SAMYM STAWIANIEM ZAGADNIENIA. Niby formalnie integrysta może pochwalać aktywność, może bowiem głosić potrzebę religijnego zaangażowania, jednak ustawianiem mentalnych zależności, obowiązków, zagrożeń konstruowany jest system mentalnych odniesień, w którym:
- Na pierwszym miejscu jest posłuszeństwo, co sugeruje, iż wierny powinien być NA NIEUSTANNYM NASŁUCHU GŁOSU AUTORYTETÓW
- Posłuszeństwo jest pełne wtedy, gdy nic dodatkowo nie zakłóca skupienia się na dyrektywie od autorytetów, zatem do pakietu zachowań posłusznych zwykle podświadomie będzie dokładana jakaś postać wyczekującego powstrzymania się od inicjatyw własnych.
- Jeśli jakaś inicjatywa własna zostanie jednak podjęta, to z racji na to, iż ma ona wyraźnie niższy priorytet niż to, co mogłyby zlecić autorytety, to owa inicjatywa "jedzie na zaciągniętym ręcznym hamulcu", czyli przy jej realizacji osoba powinna wciąż się kontrolować pod kątem, czy czasem nie ma jakiejś kolizji z tym, co głoszą autorytety, a jeśliby jakaś groźba takiej kolizji występowała, to celowym jest powstrzymanie się od realizowania takiego celu.
Sytuację pogarsza fakt, że ubezwłasnowolniony nadrzędnym wymogiem posłuszeństwa umysł nawet nie bardzo "ma prawo" zadecydować, czy dochodzi do kolizji jego osobistej inicjatywy z tym, co głoszą autorytety, czy nie dochodzi.
Autorytety nie są dostępne 24h/7dni w tygodniu, czyli w zdecydowanej większości życiowych sytuacji. Konstruuje to sytuację mentalnej konfuzji:
- oj powinienem być posłusznym...
- ale nie wiem, jak w tej aktualnej sytuacji być posłusznym...
- a skąd mam się dowiedzieć, jak W TEJ SYTUACJI POSŁUSZEŃSTWO SIĘ WYRAŻA, skoro od autorytetów mam jedynie ogólne sformułowanie?...
- to ja sam mam tu zadecydować, co jest tą poprawną formą posłuszeństwa? Ale w oparciu O CO mam o tym zadecydować?... - Bo w oparciu o własny osąd mi nie wolno decydować... Czyli czym mam zastąpić ten własny osąd?...
- skąd wziąć ten osąd, który będzie niewłasny, a więc "ten dobry"?...
- to może chwycę się pierwszej lepszej sugestii, która się pojawia, a jest ZEWNĘTRZNA?...
- ale wrogowie przecież też mogą mi spreparować taką sugestię, więc mogę ulec wrogim podszeptom... Więc po czym to poznam, czy sugestia zewnętrzna na temat tego jak realizować głos autorytetu w danej sytuacji jest przyjazna, czy wroga, mądra, czy mylna?... - No przecież nie własnym osądem to muszę zrobić, bo ten został odgórnie uznany za mylący i wadliwy...
Ale skąd mam wziąć decyzję?...
Skąd?! Nie widać żadnego kandydata! :cry:
Tooo...
To już może w ogóle nic nie zrobię. To może siądę sobie w kąciku i tylko będę powtarzał w kółko frazy pochodzące od moich autorytetów...
Tak będzie najlepiej, taka postawa jest najbliższa posłuszeństwu i niewprowadzaniu jakichś (zapewne mylnych) osądów od siebie... :brawo:
To ja już nic nie będę robił, tylko będę powtarzał w kółko owe frazy, co mi autorytety wyprodukowały... Nic od siebie, tylko powtarzać... Tak będę idealnym wyznawcą w duchu filozofii władzy i autorytaryzmu... :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 22, 23, 24
Strona 24 z 24

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin