Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Raj, stan idealny człowieczeństwa
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:36, 06 Paź 2015    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Czy naprawdę istnieją jakieś dwa światy: fizyczny i duchowy, które w dodatku są ze sobą w sprzeczności??

Wg mnie sprzeczności dla tych światów nie ma. A ich "istnienie" jest nawzajem splecione. Raczej widzę tutaj jakby "starcie" pomiędzy tym co przemijająco-zlokalizowane-konkretne, a wszechogarniająco-ponadczasowo-aspektowe.
Michał, ty to masz to swoje nazewnictwo!.. :fuj: A może tak bardziej po ludzku, po polsku, wprost?.. ;-P
Ja też staram się dostrzegać jedność, spójności, pewną ciągłość w Kosmosie. Ale coraz mocniej dociera do mnie dość oczywista- skądinąd- kwestia, że całe biologiczne życie na Ziemi jest "na przekór" procesom spontanicznym zachodzącym we Wszechświecie. Tzn.: procesy metaboliczne żywych organizmów niejako przeciwstawiają się "naturalnym" procesom spontanicznym zwiększającym zawsze entropię obiektu, układu. Zycie jest "cudem" wbrew chaosowi, rozpadowi- które to są "naturalnym" kierunkiem ewolucji większości obiektów Kosmosu. Tu jest wyraźna i w zasadzie oczywista sprzeczność, konflikt zwrotów tych dwóch rodzajów zjawisk [fizykochemicznych].
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:51, 06 Paź 2015    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
]Michał, ty to masz to swoje nazewnictwo!.. :fuj: A może tak bardziej po ludzku, po polsku, wprost?.. ;-P

Tu nie ma "wprost", "po ludzku". Zawsze (!) gdy piszemy o rzeczach względnie nowych, jakoś głębiej sięgających w modelowanie, w koncepcje, będziemy używać języka niestandardowo. To działa trochę tak, jak próba zbudowania okrągłego kształtu budowli z prostokątnych cegieł. W pełni, zachowując kształt cegieł to się nie uda. Trzeba albo zrezygnować z pełnej okrągłości, zdając się na kanty, albo jakoś młotkiem murarskim obtłukując rogi cegieł. Więc ZAWSZE jest niestandardowo.
Taka jest w ogóle NATURA POROZUMIEWANIA SIĘ I MODELOWANIA zastosowana do jakichkolwiek (!) nowych treści.
Zwróć uwagę na to jak tworzą się desygnaty do znanych słów - z bazy JUŻ ZAPOZNANYCH obiektów. A jeśli obiekt (myślowy) jest nowy, to go w bazie, w sposób oczywisty, nie ma. Co robi więc umysł w tym przypadku - zdaje się na ODCZUCIE PODOBIEŃSTW, na KREATYWNOŚĆ (!) odbiorcy. Inaczej być nie może, jeśli coś nowego jest na celu słów, które tworzyły się, odnosiły się wcześniej do starych rzeczy.


Piotr Rokubungi napisał:
]procesy metaboliczne żywych organizmów niejako przeciwstawiają się "naturalnym" procesom spontanicznym zwiększającym zawsze entropię obiektu, układu. Zycie jest "cudem" wbrew chaosowi, rozpadowi- które to są "naturalnym" kierunkiem ewolucji większości obiektów Kosmosu. Tu jest wyraźna i w zasadzie oczywista sprzeczność, konflikt zwrotów tych dwóch rodzajów zjawisk [fizykochemicznych].

Pojęcie NATURALNOŚCI...
Wg mnie bardzo śliskie pojęcie. Niedookreślone, zwykle życzeniowe. Dla jednego naturalnym jest bycie egoistą, a dla drugiego wręcz przeciwnie - altruistą. I każdy znajdzie względnie sensowne uzasadnienia dla swojego stanowiska.
Ale trochę się z Toba zgadzam - życie jest organizowaniem się niejako "wbrew" chaosowi. Choć słowo "wbrew" ma tuaj (patrz poprzednie akapity) znowu niestandardowe, nowe znaczenie. Tylko czy jest tu "konflikt"?
- Wg mnie nie ma konfliktu, bo nie ma gotowych celowości. Ani chaos nie ma "na celu" bycia chaotycznym, ani życie nie ma celu organizowania się - obu tak to jakoś "wychodzi". Nooo, może od poziomu świadomości zaczyna pojawiać się celowość. Ale dopiero od tego poziomu, czyli tam gdzie istnieje mechanizm PORÓWNYWANIA RÓŻNYCH PROJEKCJI MYŚLOWYCH STANÓW PRZYSZŁYCH. To już mocno zaawansowany etap.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 12:52, 06 Paź 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:02, 06 Paź 2015    Temat postu:

@ Michał Dyszyński:
Cytat:
Pojęcie NATURALNOŚCI...
Wg mnie bardzo śliskie pojęcie. Niedookreślone, zwykle życzeniowe.
Dlatego wziąłem je w cudzysłów w odniesieniu do kontekstu tam użytego. A precyzyjniej miałem na myśli to, że takie procesy spontaniczne o zwrocie entropii ku jej zwiększaniu są właściwie obserwowane wszędzie w kosmosie, poza jedynie tym szczególnym przypadkiem funkcjonowania organizmów żywych na Ziemi.
Cytat:
Tylko czy jest tu "konflikt"?
- Wg mnie nie ma konfliktu, bo nie ma gotowych celowości. Ani chaos nie ma "na celu" bycia chaotycznym, ani życie nie ma celu organizowania się - obu tak to jakoś "wychodzi".
Jest konflikt, ponieważ są to procesy przeciwstawne. I zauważ jeszcze, że chaos, rozkład, śmierć zawsze przeważa i jest również nieuniknionym [ostatnim] etapem- można by powiedzieć, że jak gdyby nawet konsekwencją- procesów życiowych.
M. in. dlatego w mojej hipotezie o powstaniu Rzeczywistości postuluję, że ta mogła wyłonić się jedynie z Niebytu- ponieważ jedynie niebyt może być stanem o tyle "zerowym", że aż tak nieskończonym, iż zawiera w sobie wszelkie możliwe wersje fenomenów, czyli zjawisk świata niewirtualnego. I jest także stanem do którego najwyraźniej dąży [przynajmniej] nasz Wszechświat. Taki stan wydaje się być nieuniknioną konsekwencją czegokolwiek- ponieważ cokolwiek się z niego wywodzi. W sensie rozumowo-emocjonalnym lubię czasem stan ten porównać do parinirwany- gdzie możliwe jest wszystko, lecz nie dzieje się nic. Choć jest to niezbyt trafne porównanie, ponieważ buddyjskie pojęcie nirwany nie oznacza głębokiej nicości... Jednak zauważ, że "mój" Niebyt też nie jest totalną nicością- jest raczej światem wirtualnym, w którym wszystko jest możliwe, lecz nic nie zostaje "zrealizowane"...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:22, 21 Lut 2017    Temat postu:

Przyszło mi do głowy dopisać jeszcze dobitniej o jeszcze jednej rzeczy kluczowej dla możliwości odczuwania trwałego szczęścia. Tą rzeczą jest NIE LEKCEWAŻENIE WARTOŚCI.
Biblijny opis raju i grzechu pierworodnego stawia dość szczególne pytanie: jak tam w raju było tak dobrze, jeśli ludzie byli (powinni być) tam szczęśliwi, to dlaczego nie czuli się spełnieni?...
Odpowiedź wydaje się do prosta: oni nie umieli DOCENIĆ tego, co mają.
Skoro tak może być (przyjmijmy na razie pozytywnie koncepcje biblijne - jako swego rodzaju hipotezę roboczą), skoro możemy mieć niemal wszystko, ale czuć się przy tym nieszczęśliwi, albo przynajmniej nie spełnieni, to co z tym fantem zrobić?...
Widzimy to nieraz po ludziach rozpieszczonych przez życie - z zewnątrz w większości obserwatorzy się dziwią - ten/ta ma wszystko - pieniędzy, ile chce, ludzie wokół - gotowi do pomocy, zdrowie - jest, wydawałoby się, że jest pełnia szczęścia. A tu...
- A tu ktoś nie zadowolony, wciąż grymasi, ciągle coś mu/jej źle. Niby szczęśliwy/a bo przecież nie chce się pozbyć tych wszystkich dóbr, ale wciąż niezadowolony.
Powiedzmy sobie szczerze: w warunkach wolności wyboru WSZYSTKO MOŻNA ZLEKCEWAŻYĆ, WSZYSTKIM WZGARDZIĆ. Jakkolwiek wielki by nie był ofiarowywany nam dar, ktoś nastawiony na wzgardę, zawsze może ten dar zlekceważyć, odrzucić, nawet wyśmiać. Jak jest wolność - to znaczy, że może ona zadziałać i w tę stronę. I nieważne jest przy tym, że człowiek przyjmujący taką postawę szkodzi samemu sobie - bo nagle oto zamiast się cieszyć stanem, w jakim się znalazł, (na własne życzenie) widzi rzeczy jako złe, nie wystarczające, nie godne docenienia.
Pierwszym zatem kluczem - przepustką do stanu trwałego szczęścia (raju) byłoby ODRZUCIĆ WZGARDĘ. Warunek ten jest czysto "logiczny", wynikający niejako z natury mechanizmu oceniania, funkcjonowania myślowego.
W tym sensie owo biblijne wygnanie ludzi z raju, jakie zostało opisane w księdze rodzaju jest nie tyle karą, co SZANSĄ!
Człowiek, aby być szczęśliwym, MUSI NAUCZYĆ SIĘ DOCENIAĆ to, co jest mu dane. Ten warunek jest po prostu nie przekraczalny. Jak już kilka razy pisałem, dotarła do mnie sentencja, że: w piekle są wciąż obecne liczne ludzkie zalety i cnoty - z wyjątkiem jednej, z wyjątkiem POKORY, a w niebie są wszystkie dostępne wady, z wyjątkiem jednej - z wyjątkiem pychy. Ta (nie moja, tylko zasłyszana) myśl dokładnie ujmuje właśnie to, o czym tu piszę - mając pychę, a więc wzgardę, a więc lekceważenie w swoim sercu, nigdy nie będziemy w stanie odczuć szczęścia. I to wcale nie dlatego, że nie będzie do tego szczęścia zewnętrznych warunków. Nie będziemy w stanie szczęścia odczuć, bo nasz myślowy "układ odbiorczy" to szczęście zablokuje.
I odwrotnie - jeśli umiemy doceniać to co dostajemy, jeśli posiadamy moc czerpania satysfakcji, szczęścia nawet ze zwykłych rzeczy, to szczęście będzie przychodziło do nas samo! - Tak po prostu z konstrukcji naszego "układu odbiorczego".
Czyli człowiek musi poznać ból, cierpienie, aby w końcu docenił, aby odrzucił wzgardę i pychę - on musi poczuć różnicę, wdrukować w siebie świadomość, że nic co dobre nie jest dane darmo, jest wartością. Jak to mu się uda, dostanie klucze do raju...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 19:51, 16 Lip 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:40, 22 Lut 2017    Temat postu:

Każda "moc", zachcianka wymaga siły, czyli napięcia, stresu, skupienia. Stanem idealnym jest zupełny brak napięć. To częściowo osiąga się poprzez medytację [odpowiednią], a ostatecznie podobno w nirwanie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:05, 22 Lut 2017    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Stanem idealnym jest zupełny brak napięć.

Myślę, że stan braku napięć nie jest idealny. Ja widzę ideał dla świadomości w czymś właściwie przeciwnym - w zaangażowaniu uczuć i zmysłów aż do poziomu ekstazy. Tyle tylko, że chodzi też o to, aby ów stan nie przekroczył granicy poza którą następuje jakaś degradacja, obniżenie poziomu energii życiowej. Ideałem jest stan dokładnie takiego napięcia, w którym czujemy "pełen wiatr w żaglach", gdy świadomość kręci się intensywnie wokół rzeczy ją frapujących, a jednocześnie moc w nas nie maleje (choć też i nie zalewa nadmiarem nieopanowanych potrzeb jej wydatkowania).
Podobno Russell (skądinąd znany ateista) miał mawiać, że dwie rzeczy dają mu ekstazę: kobiety i ... matematyka.
Ludzie wielkiego umysłu znani byli z tego, że ich dzialalność poznawcza rajcowała im umysły do poziomu porównywalnego z doznaniami seksualnymi, czy innym o silnym oddziaływaniu. Ja wierzę, że raj jest stanem totalnie odległym od nudy, od działania "na hamulcu" uczuć. Tutaj, w naszym doczesnym życiu, chcąc być rozsądnym, etycznym musimy wciąż mieć włączoną funkcję cenzora, krytyka, wreszcie "hamulcowego", który co chwila strofuje: tego nie rusz, tamtego nie próbuj, a do tego trzeba się zmusić. Bo to życie ciągle nas wytrąca ze stanu równowagi, ciągle atakuje rzeczami, które mentalnie trzeba zwalczyć, bo jak nie to konsekwencje będą bardzo nieprzyjemne. Ten świat wciąż nas kusi głupotami - reklamy krzyczą "weź szybki kredyt, pieniądze czekają!", choć nie informują nas o tym, że kredyt znacznie łatwiej się bierze i wydaje, a znacznie trudnej (bo z odsetkami) spłaca.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:16, 14 Cze 2017    Temat postu:

Raj z punktu widzenia istoty miłosiernej i obdarzonej wielką mocą
Jeśli założymy, że pewne jednostki - umysły funkcjonują w jakimś uniwersum, że mają swoje obrazowanie rzeczywistości ich otaczającej, formułują jakieś cele, posiadają stany uczuciowe rozpościerające się od cierpienia do szczęścia, to w zasadzie powstaje dość podstawowe pytanie: dlaczego te umysły nie miałyby być po prostu szczęśliwe?
Jeśli jeszcze w tym układzie dołożymy istotę miłosierną, obdarzoną wielkimi możliwościmi taką, która pragnie szczęścia dla owych umysłów, to w czym miałby tu być problem?...

Jedyne co przychodzi do głowy, to chyba to, że owe istoty "jakoś SAME NIE CHCĄ/NIE POTRAFIĄ" wprowadzić się w stan szczęścia. Jeśliby nawet owa miłosierna, obdarzona mocą istota próbowała te umysły w ów stan wprowadzić, to chyba jedynym, co mogłoby być wbrew temu zamierzeniu, to jakaś WEWNĘTRZNA NIESPÓJNOŚĆ samych umysłów, ich powiązaniu z uczuciami.

W czym może być tu problem?
- Może w NATURZE UMYSŁU...
Naturą umysłu jest OSIĄGANIE (celów), dążenie, obrazowanie stanów, które do umysłu docierają. Stanem właściwym dla umysłu (szczęście) byłaby w tym kontekście MOŻLIWOŚĆ CIĄGŁEGO DOSKONALENIA swojej przestrzeni myśli. Umysł musi jakoś mieć nadzieję, iż jest w stanie poradzić sobie z tym, co obserwuje - poradzić, czyli dostrzec prawidłowości, z których następnie, w wyniku dokonanych wyborów, miały pojawić się szansę, na (jeszcze) lepszy stan dla owego umysłu. Jeśli umysł widzi dla siebie szansę (ale także powód, wewnętrzny impuls) dla rozwoju, czy choćby trwania we właściwej przestrzeni, to będzie się czuł spełniony.
Niespełnienie byłoby stanem przeciwnym - gdy umysł nie widzi dla siebie nadziei, sensu, co zapewne związane jest z przeświadczeniem, że czego by się nie dotknął, to i tak nie będzie w tym szansy na poprawę sytuacji, czy nawet nie staczanie się w dół.

Dlaczego umysł miałby utracić (może nie uzyskać owej szansy) jakoś szansę na rozwój, doskonalenie się?...
Stan rozwoju wymaga pewnej szczególnej umiejętności - stawiania celów, obrazowania przyszłych stanów (celów do osiągnięcia). Umysł, aby taki stan osiągnąć, musiałby jakoś wyplątać się z pułapek, jakie stawia proste rozumowanie celowe.
O co mi chodzi?...
- Przede wszystkim o to, że praktycznie każde proste dążenie do celu ma skończoną skuteczność i użyteczność!
Podam parę przykładów najbardziej typowych celów, do jakich dążą ludzie:
- Bogactwo - ono jest celem dla wielu ludzi. Zwykle są oni przekonani, że jak osiągną większe bogactwo, to uzyskają stan większego spełnienia życiowego. Problem w tym, że nawet bycie najbogatszym człowiekiem na świecie nie daje samoistnego stanu szczęścia. Dążenie (!) do bogactwa jest pobudzające - mamy cel, szukamy dróg pomnożenia majątku. Ale gdy już będziemy na absolutnym szczycie, gdy cel zostanie osiągnięty, właściwie nie zdarzy się nic większego ponad to, co w miarę dostatnio żyjący człowiek posiada - bezpieczeństwo, brak negatywnych bodźców środowiskowych (dach nad głową, pożywienie). Przysłowie mówi, że "chodzi o to, aby gonić króliczka, a nie żeby go złapać". Paradoksalnie więc - osiągając ostatecznie cel taki jak bogactwo - tracimy szczęście. Tzn. oczywiście na jakiś czas może ono nam wystarczyć, ale prędzej czy później, jeśli nie pojawią się jakieś ożywcze wyzwania, bogacz zgnuśnieje w stagnacji.
- Powodzenie, sława, uznanie. Podobnie jak w przypadku bogactwa, zdobywanie powodzenia u ludzi jest inspirujące, ożywcze, ale pozostawanie na szczycie ludzkiego uznania bardziej jest stresem, niż radością. Wtedy boimy się, aby nie stracić tego co mamy, choć zdobywać więcej nie mamy czego. Tzn. może zdarzy się jeszcze jakiś kolejny sukces (np. uda nam się znowu czymś zainteresować ludzi), ale to będzie sukces kolejny, pewnie już mniej ekscytujący, niż ten pierwszy, największy, związany z osiągnięciem szczytu popularności.
- Także erotyka, przyjemności ciała mają tendencję do wysycania się. Partnerzy wieloletni się nudzą, dawki środków poprawiających nastrój trzeba zwiększać, aby nie było efektu osłabienia ich działania.

Jak by tak się dobrze przyjrzeć, to praktycznie wszystkie cele życiowe gdzieś się wysycają, tracą swoją atrakcyjność z chwilą ich osiągnięcia, czy wraz ze znudzeniem. Czy wszystko tak działa?
Czy zatem trwałe szczęście miałoby być nieosiągalne?...
Jeśli ów problem występuje i jest nierozwiązywalny też w rzeczywistości wiecznej (postulowanej przez religie), to nie ma raju. Ale może problem jest rozwiązywalny?...

Co jest warunkiem trwałego szczęścia dla umysłu? Jaki byłby przepis na UMYSŁ GOTOWY NA TRWAŁE SZCZĘŚCIE?
Ja tu widzę parę wskazówek, które dają szansę na szczęście:
1. UMIEĆ DOCENIAĆ, nawet to, co trwa od dawna, co w innych warunkach mogłoby się znudzić, dla umysłu gotowego na szczęście byłoby wciąż źródłem pozytywnych uczuć
2. UNIKAĆ DEPRECJONOWANIA, a w szczególności pogardy dla czegokolwiek (dla ludzi, rzeczy, także dla samego siebie) - to niejako odwrócenie punktu 1, ale umieszczam ten punkt dodatkowo, bo spojrzenie od strony negatywnej, nazwanie "wroga" uświadamia niemało.
3. SZUKAĆ, doskonalić się, rozwijać. Przestrzeń nowych prawd jest nieskończona, więc zawsze będzie coś do odkrycia, co zachwycenia się czymś nowym, nie znanym nikomu wcześniej.
4. PAMIĘTAĆ O NEGATYWNEJ STRONIE rzeczywistości, ale jednocześnie NIE DAĆ SIĘ ZAWŁADNĄĆ NEGATYWIZMOWI. Wiedza o tym, jak coś funkcjonuje źle jest "drugą stroną medalu", jest elementem niezbędnym, aby w pełni rozumieć to, co funkcjonuje dobrze. Eksploracja w stronę pozytywną jest automatycznie umiejętnością ROZPOZNAWANIA TEGO, CO NEGATYWNE, czyli jakoś rozumienia też tego co negatywne. Zatracenie się zupelnie w tym, co miłe, nie dostrzeganie zasadzek myśli i życia jest drogą do upadku, do wpadnięcia w (niedostrzeżoną) przepaść, zasadzkę itp. Powinniśmy też UCZYĆ SIĘ tego, co negatywne, ZACHOWUJĄC JEDNOCZEŚNIE MENTALNY DYSTANS OD TEGO. To jest trudne, bo wymaga swoistem MOCY, trzeźwego patrzenia, panowania nad tym, co pragnie zawładnąć umysłem. Ale bez owej mocy nie będzie szczęścia.
5. POMOC ZE STRONY OSOBOWEGO DOBRA. Wiara w Boga jest swego rodzaju też wiarą w pomocniczy charakter rzeczywistości, zaufaniem, że dobra istota, która patrzy na nasze życie, przyjdzie nam z pomocą, gdy zajdzie taka potrzeba. Trzeba być na taką pomoc gotowym, tzn. trzeba w swoim umyśle zostawić niejako "miejsce" na "oddanie sterowania" życiem w szczególnych warunkach. Choć też...
właściwie to poszukiwanie Boga zawiera w sobie też element kontaktu z ową pomocą w każdej niemal chwili. Ale nie jest to pomoc, która by nas zastępowała w wyborach.

Właściwie, jeśli założymy, że Bóg jest naprawdę mocną istotą, naprawdę mądrą i pełną miłości, to NIE BYŁOBY TAKIEJ OPRESJI, Z KTÓREJ BÓG NIE UMIAŁBY NAS WYBAWIĆ. Problem w tym, czy bylibyśmy gotowi zrezygnować z pewnej części naszych przekonań, odczuć - tych absolutnie blokujących naprawę naszego życia, czy ogólniej stanu naszego umysłu. W szczególności musimy ZREZYGNOWAĆ Z PRAWA DO FAŁSZU. Nie da się naprawić umysłu, który wciąż zmienia odczyty, wciąż neguje sam siebie, swoje poprzednie ustalenia. Bo w takim układzie stan naprawiony i tak za chwilę byłby w stanie "przeskoczyć" w stan przed dokonaniem naprawy. Pewne rzeczy muszą być trwałe, rozpoznawalne, nienaruszalne - dopiero wtedy działanie (naprawcze) jest skuteczne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:02, 28 Lip 2017    Temat postu:

Cały czas przemyśliwam nad newralgicznym zagadnieniem duchowości, dotyczącym ostatecznej koncepcji spełnionego człowieczeństwa (Raju, Królestwa Bożego, "jak zwał, tak zwał"). Pytaniem kluczowym jest KWESTIA BŁĘDU.
Czy w idealnym stanie człowieczeństwa jest miejsce na błąd?
Zapewne pierwsza, narzucająca się odpowiedź byłaby: ależ oczywiście nie ma na to miejsca. Bo w idealnym stanie człowieczeństwa nikt się nie myli, wszyscy robią "to co właściwe". Tyle, że takie ujęcie ideału niesie ze sobą trudną do przełknięcia konsekwencję - utratę wolności...
Jeśli w hipotetycznym idealnym stanie człowieczeństwa wszyscy robią po prostu to, co jest jakoś bezbłędne, optymalne, to znaczy że niczego nie wybierają, tylko działają jak automaty - kierują się zawsze ścieżką wyznaczoną przez ...
... ano właśnie: przez co właściwie?...

Czy błąd jest pojęciem bezwzględnym?
Jak zdefiniować błąd ogólnie?

Moja propozycja definicji błędu z grubsza byłaby następująca: błędem nazywamy działanie/stanowisko/koncepcję, która z jednej strony zakłada jakąś celowość, ale z drugiej uzyskuje efektywnie wyniki z owa celowością sprzeczne.
Błąd bez założenia jakiegoś celu NIE ISTNIEJE. Aby mówić o błędzie musi gdzieś pojawić się PORÓWNANIE, w którym stan osiągnięty będzie uznany za niegodny z tym właściwym (który mieliśmy osiągać). Jeśli nie ma celu, nie ma wzorca, do którego porównujemy stan osiągnięty, to nie ma też i błędu, bo błąd musi być względem czegoś - względem stanu wzorcowego.

Zatem, aby w ogóle można było mówić o błędzie, trzeba założyć CELOWOŚĆ w systemie. Ale jak tworzymy celowość?
- Ano tak, że system wprowadzamy w stany, w których POJAWIAJĄ SIĘ KONKURENCYJNE OPCJE. Celem jest WYBIERANIE W TAKI SPOSÓB, aby uzyskać założony efekt.
Jednak działanie zawsze według wzorca, zawsze na jeden (znany) sposób niszczy ideę celowości - bo wtedy nie ma do czego się odnieść, nie ma do czego porównać działania, brak jest wzorca - tego "drugiego" elementu w porównaniu. Gdy tego porównania nie ma jak dokonać, czyli w ogóle nie ma możliwości mówić, że działanie jest najlepsze (czy choćby tylko dobre). Tak więc idea idealnego optymalnego działania, polegającego na "wyborze" zawsze jednej ścieżki jest sprzeczna wewnętrznie. System bez wkalkulowanego weń błędu po prostu nie zafunkcjonuje!

Czy to zatem oznacza, że takiego idealnego stanu człowieczeństwa nie może być?
- W moim przekonaniu niekoniecznie. Nie może być TAK ZDEFINIOWANEGO (naiwnie) stanu idealnego. Ale istnieje/jest możliwy stan idealny rozumiany w nieco bardziej złożony sposób. W jego ramach JEST WIELE POPRAWNYCH ŚCIEŻEK (i oczywiście wiele niepoprawnych). System zadaje więc "więzy" na zawarte w nich świadomości nie w sposób sztywny, na stałe i jednoznacznie, ale w POSTACI ROZMYTEJ, UWZGLĘDNIAJĄCEJ BŁĄD, NIEPEWNOŚĆ. W idealnym stanie człowieczeństwa nie byłoby więc konieczności działania zawsze w ramach jakiegoś optymalnego wzorca, lecz zachodziłby MECHANIZM NEGOCJACJI.

Negocjacja, jako element idealnego stanu człowieczeństwa
To królestwo Boże, ten idealny stan człowieczeństwa, jeśli miałoby zachowywać wolność człowieka (inaczej sobie tego nie wyobrażam), powinno działać w ramach układu, w którym każda jednostka posiada możliwość autonomicznego wyznaczania swoich celów. Dalej te cele mogą być realizowane w zbiorowości, jednak gdyby pojawił się konflikt z celami/wartościami innych jednostek wchodziłby do "gry" element negocjacji, rozstrzygnięcia kwestii spornych. Oczywiście musiałoby to odbywać się na innych zasadach, niż to mamy w aktualnym świecie, w którym jakże często główny głos ma brutalna siła. W świecie idealnym jest właściwie odwrotnie - silniejszym jest nie ten, kto przeforsuje swoją wizję wbrew woli innych, lecz ten, kto POTRAFI POGODZIĆ W NAJBARDZIEJ TWÓRCZY SPOSÓB wolę, cele, pragnienia wielu istot tak, aby konflikty nie powodowały destrukcji, nikogo nie krzywdziły. Choć oczywiście konflikty WYSTĄPIĄ! Jednak będą rozwiązywane w sposób uwzględniający poszanowanie autonomii jednostek, w sposób wykluczający krzywdę, niszczenie ważnych, niezbywalnych wartości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:03, 16 Lip 2019    Temat postu:

W raju dla każdego powinno znaleźć się miejsce
I to powinno znaleźć się w takiej formie, aby ów ktoś nie czuł się w tym zniewolony, czy jakoś inaczej przymuszany wbrew woli. Ale jak ktoś ma złą wolę?...
- To się oczywiście do raju nie nadaje.
A jak ma CZĘŚCIOWO złą (nieprecyzyjną, skonfliktowaną) wolę?...
- to jest ciekawe pytanie.
Raj, który żąda od swoich "pensjonariuszy" bycia idealnymi chyba nie byłby rajem. Kto wie, czy nie byłby piekłem. :shock:
Z drugiej strony jednak nie może być tak, że ktoś z powodu swojej słabości, głupoty, niefrasobliwości zaczyna w raju krzywdzić innych, trwale ich niszczyć.

Jest granica w odpuszczaniu sobie
Są tacy, którzy sobie odpuszczą wszystko, a innych surowo osądzą. Choć właściwie do bycia krzywdzicielem wystarczy samo odpuszczanie sobie w ważnych sprawach, samo lekceważenie czegoś, co może być dla kogoś innego sprawą podstawową.
zatem...
Bez komunikacji (komunikatywności) na pewnym minimalnym poziomie nie ma raju.
Komunikatywność jest kluczem. Jest bardzo, ale to fundamentalnie ważna. Wielu ludzi czyni zło mając dobre pobudki. Właściwie to niewielu złoczyńców jset taka absolutnie cyniczna. Większość ma "ważne powody", aby uznać swoją wizje rzeczy za wartą wprowadzenia za wszelką cenę, wbrew woli i potrzebom innych ludzi. Oni zamykają się na komunikację, na uzgodnienia, tylko własną wizję rzeczy stawiając na piedestale, a odrzucając to, co mają do powiedzenia w tej kwestii inni ludzie. Ale jednocześnie są przekonani, że tak należy, że to oni mają rację. Więc jak mieliby postępować?
- niezgodnie z własnym sumieniem?...

Warunek komunikatywności i uzgadniania tego co się robi jest zatem do przyjęcia jako POSTULAT. Od niego nie ma odwrotu, bez niego raj byłby niemożliwy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:16, 02 Wrz 2019    Temat postu:

Problem z dostępem ludzi do raju może być następujący.
Wyobraźmy sobie oto, ze ktoś umarł, stanął przed Bogiem, który powiada tak: przebaczyłem ci wszystko, co zrobiłeś. Zrobię dla ciebie wszystko co tylko miałoby cię zadowolić. Dam ci do towarzystwa takich ludzi, jakich lubisz, choć...
... oczywiście nie pozwolę, aby w tym układzie ktokolwiek kogoś innego krzywdził.
Zatem teraz jest do ciebie prośba: ZADEKLARUJ SIĘ!
Wskaż mi osobę, którą znasz, z którą chcesz dzielić wieczność, której pragniesz, akceptujesz, która ci po prostu pasuje. Takiej osobie nie wolno ci będzie robić przykrości.
Znasz taką osobę ze swojego życia?
- Znasz kogoś, kogo - masz tu pewność - traktować będziesz teraz zawsze pozytywnie?
Bo jeśli nikogo takiego nie wskażesz, to możesz zostać tylko w samotności. Ale to chyba nie będzie już raj...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 16:17, 02 Wrz 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 10:59, 18 Paź 2019    Temat postu:

W wątku z działu Filozofia, jaki stworzyłem powstał pewien mój tekst, który mocno pasuje do tematu raju. Dlatego przeklejam go tutaj:

Michał Dyszyński w wątku Czy szczęścia można się nauczyć napisał:
Chciałbym jakoś zbliżać się z tematem do, przynajmniej minimalnych, konkluzji.

Spróbuję je zasygnalizować postawieniem dwóch tez - moich przekonań w tej kwestii:
1. proste uleganie tej "grze wektorów", jaką zapewnia nam świat i nasze ciała z jego przyjemnościami, satysfakcjami, sukcesami, nie daje szansy na trwałe szczęście. Te wszystkie małe życiowe szczęścia będą się wysycały, stwarzały groźby odebrania nam ich. One będą też stawiały pytanie o to "jak je zmaksymalizować?", a z nim budowały nową formę niezaspokojenia, to pytanie "jak więcej?", a z nim niepokój, walkę, niespełnienie.
2. Jednocześnie jednak jestem przekonany, że umysł człowieka ma wielkie możliwości w zakresie zarządzania swoimi zasobami, analizy własnych kreacji, odczuć, wewnętrznych powiązań. Wierzę, że umysł JEST WOLNY I KREATYWNY do tego stopnia, iż może DOJŚĆ Z SAMYM SOBĄ DO ŁADU, na takich zasadach, że zacznie odczuwać trwałe spełnienie, radość, szczęście. Kształt tego zarządzania swoimi zasobami jest w bardzo dużym stopniu kwestią indywidualną.

Skomentuję jeszcze dodatkowo punkt 2, nawiązując nieco do 1.
Wierzę, mam mocną nadzieję, że ludzki umysł jest zdolny do trwałego szczęścia. Nie mam na tę wiarę dowodu, mam tylko powiązanie z inną moją wiarą - wiarą w Boga. Skoro Bóg człowieka stworzył, a jest przy tym dobry, to szansa na zapewnienie temu człowiekowi szczęścia musi być naprawdę duża. Choć może nie absolutna. Krótko mówiąc: jeśli Bóg rzeczywiście jest dobry, to człowiek ma DUŻĄ szansę być trwale szczęśliwy.
To ostatnie nie oznacza jednak, że szczęście jest łatwe, że przyjdzie samo, albo że osiągnie je każdy. O swoje szczęście trzeba zawalczyć!
Więcej - ta możliwość podjęcia walki o szczęście sama w sobie jest....
DAREM dla człowieka, jest jego UPODMIOTOWIENIEM. Gdyby szczęście po prostu spłynęło na człowieka, wlało się w jego struktury odczuwania nieodpartym strumieniem, gdyby tym człowiekiem zawładnęło, niczym bezwolnym narkomanem na haju, to ten rodzaj szczęścia człowieka jakoś by poniżył, uprzedmiotowił, uczynił bierną lalką (padło też sformułowanie "zombie").
Dlatego nie mam wątpliwości, że to prawdziwe szczeście MUSI być wypracowane. Więcej - musi być SAMODZIELNIE PRZEZ KAŻDEGO wypracowane, dowodząc w ten sposób MOCY UMYSŁU KAŻDEGO CZŁOWIEKA, a tak właściwie to wręcz JEGO ISTNIENIA (jako umysłu, jako czegoś, co jest w stanie tworzyć kreacje myślenia i odczuwania w sposób spójny, poprawny).

Są jednak pewne ogólne reguły, które powodują, iż niektóre strategie osiągania szczęścia są bardziej perspektywiczne, a inne mniej perspektywiczne. To, które są które, da się nawet uzasadnić, przewidzieć, posługując się metodą wglądu w "mechanikę" umysłu. Kto dobrze opanował tę metodę, pewnie sobie takie, czy podobne, reguły wyprowadzi sam. Ja spróbuję sformułować te, które wypracowuje mój wgląd:
1. Perspektywiczna jest WIEDZA I ZROZUMIENIE siebie, czyli POSZUKIWANIE ASPEKTÓW TRWAŁYCH w doznaniach, odczuciach, myślach. Nieperspektywiczna jest totalna incydentalność, czyli żeglowanie w stronę całkowitej dowolności rozpoznań. To jest trudne dla wielu zagadnienie, bo poszukiwanie wiedzy jest właściwie DROGĄ NA OGRANICZENIA, niejako przyblokowaniem swobody uznawania czegoś, robienia, działania. Wiedza jest znajomością OGRANICZEŃ, jest złamaniem stanu chaosu - dowolności w stronę opcji "twardo stwierdzam, że tu może być tak, a tak, a nie jakkolwiek". Ci co chcieliby mieć zawsze możliwość dowolności, zmiany, decydowania w każdy możliwy sposób, o ten aspekt po prostu się potkną.
2. Perspektywiczne jest BUDOWANIE PRZESTRZENI KONTAKTU z innymi istotami, nieperspektywiczne jest tego kontaktu niszczenie. Samotność już mamy - gratis - jest z nami. Każdy może się odciąć, zamknąć w sobie, uciec gdzieś daleko, może na pustynię. Ktoś na to zaoponuję: nie mogę, bo na pustyni nie będę miał co jeść. Ano właśnie - NIE MOŻEMY, bo POTRZEBUJEMY INNYCH ISTOT. Teraz chyba warto tę potrzebę uznać - przyjąć, iż jest ona częścią naszej natury, koniecznością. Z tego jednak jeszcze nie wynika JAK mamy tę przestrzeń kontaktu z innymi istotami budować. Są tu z grubsza dwie strategie:
- strategia kontaktu obliczona na podporządkowywanie innych istot własnej woli
- strategia kontaktu obliczona na współdzielenie na z grubsza RÓWNYCH ZASADACH zasobów owej przestrzeni kontaktu.
3. Perspektywiczne jest DOCENIANIE SAMO W SOBIE. Jest taka funkcjonalność umysłu, która jest szczególnie "szczęściotwórcza". Jest ona w swoim działaniu trochę podobna do - znanego z ekonomii - zjawiska inflacji i deflacji, czyli utraty, bądź wzrostu wartości towarów. Można przyjąć strategię, w ramach której będziemy mieli więcej inflacji odczuć i wartościowania tego, co jest naszym udziałem, ale można też przyjąć opcję deflacyjną. Inflacja w znaczeniu duchowym polegałaby na tym, że to co czujemy, co jest naszym udziałem, poniżamy, deprecjonujemy, szukamy wciąż czegoś lepszego, tamto starając się zlekceważyć. Strategia deflacyjna polega na tym, aby wszystko co jakąś wartość w naszych oczach zdobyło, jeszcze tej wartości zyskiwało. Człowiek "duchowo inflacyjny" z natury wciąż jest niezadowolony, nienasycony, niespełniony. On ciągle chce więcej i więcej, a jak coś dostanie, to będzie chciał czegoś nowego, nie ciesząc się z tego co ma. Człowiek funkcjonujący w ramach duchowej deflacji najdrobniejszą wartość, jaką zdobył, "przystroi" w swoich uczuciach w uznanie, szacunek, poczucie wyróżnienia, wybrania. I będzie się tym cieszył. A potem jeszcze bardziej będzie się tym cieszył, umiejąc to docenić, uszanować. Dotyczyć to będzie wszystkiego, z czym się spotyka - rzeczy, idei, a szczególnie świadomych istot. To się przerodzi we wszechogarniającą miłość, która w człowieku "będzie śpiewała o wszystkim": bądź! Jesteś wspaniałością! Cenię Cię i zachwycam się Tobą! Jesteś dla mnie skarbem! Kontakt z Tobą jest dla mnie radością samą w sobie! Trwaj i rozwijaj się, aby było Cię więcej! I ja to czuję i akceptuję! Kocham, uznaję, szanuję, podziwiam! Ten świat z Tobą jest piękny, jest piękniejszy niż byłby bez Ciebie! Świat jest piękny! Świat jest cudowny! Jest cudowny, bo jesteś Ty! Jest ten świat cudowny, bo jest i tamten inny ktoś! Świat jest piękny i cudowny, a ja to doceniam, czuję w sobie szczerze, kocham i pragnę aby było, aby objawiało się w pełni swojej natury! Kocham i podziwiam całe jestestwo, jakie jest!
Ten stan, jeśli ktoś umie w jego ramach funkcjonować, jest właściwie szczęściem samym w sobie - tak z definicji...
Czy można je osiągnąć?...
- Myślę, że wielu się to uda. :)

W każdym razie, opisywana wyżej strategia deflacyjna duchowo jest naturalnym przepisem na szczęście, zaś strategi duchowej inflacji jest przepisem na tego szczęścia brak, bo generuje ona pragnienia, oczekiwania, które nigdy nie będą zaspokojone.
Strategia deflacyjna, strategia na szczęście może być jednocześnie określona jako POSTAWA POKORY. Bo jej istotą jest to, aby to co zewnętrzne wywyższać, nie bacząc specjalnie na to, czy - relatywnie - nie oznacza to poniżenia samych nas. Bo kto się wywyższa, będzie poniżony (w swoim szczęściu), a kto się poniża, będzie wywyższony (w postaci zdobycia świata, w którym szczęście, rozumiane jako funkcjonowanie w otoczeniu bytów wspaniałych, docenianych i akceptowanych jest normą).

Michał Dyszyński napisał:
Chciałbym jakoś zbliżać się z tematem do, przynajmniej minimalnych, konkluzji.

Spróbuję je zasygnalizować postawieniem dwóch tez - moich przekonań w tej kwestii:
1. proste uleganie tej "grze wektorów", jaką zapewnia nam świat i nasze ciała z jego przyjemnościami, satysfakcjami, sukcesami, nie daje szansy na trwałe szczęście. Te wszystkie małe życiowe szczęścia będą się wysycały, stwarzały groźby odebrania nam ich. One będą też stawiały pytanie o to "jak je zmaksymalizować?", a z nim budowały nową formę niezaspokojenia, to pytanie "jak więcej?", a z nim niepokój, walkę, niespełnienie.

Po namyśle skomentuję jeszcze ten punkt. Wcześniej się nim nie zajmowałem, bo tamte rozważania uważałem za ważniejsze, a poza tym ten 1 punkt wydał mi się dość oczywisty. Ale dla wielu oczywisty wcale nie jest. Wręcz pewnie większość osób jeśli coś za szczęście będzie uznawała, to chyba te przyjemności życia, albo przynajmniej niektóre przyjemności życia. I....
trochę mają w tym racji. :rotfl:
W życiu można być szczęśliwym dzięki tym małym, zmysłowym, czy prostym społecznym satysfakcjom, radościom. Niewątpliwie seks z kochaną osobą daje najczęściej jakąś formę szczęścia. Można być szczęśliwym, gdy osiąga się życiowe cele, wygrywa na loterii, słucha pięknej muzyki, przebywa w pięknych miejscach. Można mieć szczęśliwe życie, być szczęśliwym w rodzinie, w miłości, wśród bliskich, w niezwykłych chwilach swojej historii.
Jednocześnie w religiach, czy w niektórych systemach filozoficznych tego rodzaju szczęście jest krytykowane, czasem odrzucane. Chrześcijańskie przesłanie mówi o "braniu krzyża", buddyści też nie zalecają hedonizmu. Zalecają...
właśnie hedoniści, libertyni, czy inne osoby z poglądami "spod znaku" carpe diem.

Ja wcześniej skupiłem się na innym rodzaju szczęścia - szczęściu wynikającym ze zrozumienia siebie, z zaawansowanej świadomości. Chciałbym trochę porównać te szczęścia. Chciałbym jakoś wyjaśnić, dlaczego preferowałbym "szczęście świadomości", a nie po prostu "szczęście miłych okoliczności życia".
Główny powód optowania za szczęściem świadomości jest to, że jest ono bardziej pod naszą kontrolą, jest jakoś pewniejsze. Szczęśliwe chwile, jakie daje życie mogą się zdarzyć, ale mogą i przez długi czas być niedostępne. Szczęście powiązane z rozwinięciem świadomości to SZCZĘŚCIE W MOCY. Szczęście pochodzące ze świata, to szczęście zależności od innych. A ten świat jest kapryśny, jego dary niepewne.
Drugi powód, dla którego szczęście pochodzące od zaawansowania świadomości jest dla mnie tym preferowanym, byłby związany ze spostrzeżeniem, że ono temu drugiemu rodzajowi szczęścia nie zaszkodzi. Jeśli można być szczęśliwym na dwa sposoby, a nie na jeden, to czemu z tego nie skorzystać?
Jest i trzeci powód, dla którego szczęscie rozwiniętej świadomości jest warte, aby go rozwijać - ono może pomóc w zmaganiach z życiowymi problemami, w kłopotach. Bo gdy przychodzą trudne czasy, to o szczęściu danym od świata, już nie ma co marzyć. Wtedy jedyny oddech da nam szczęście, które nie jest uzależnione od kaprysów otoczenia, ale które umiemy sobie zgotować bardziej sami, a dzięki doładowaniu się tym szczęściem, łatwiej będzie nam walczyć z kłopotami życia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:14, 11 Maj 2020    Temat postu:

Znowu z tego wątku z działu Filozofia przeklejam poniżej.
Chciałbym też dodać, iz wierzę, iż nawet w Królestwie Bożym, które zapowiadał Jezus, reguły szczęścia, jakie znamy z życia na Ziemi w większości zachowają swoją moc. Tak więc dyskusja o raju jest dyskusją o KSZTAŁCIE SZCZĘŚCIA, o MOŻLIWOŚCI owego szczęścia, czyli o takiej konfiguracji naszej osobowości, która szczęściu się nie sprzeciwi, a wręcz przeciwnie - wzmocni je. Stąd też moje uwagi na temat szczęścia stosują się też i do uwag na temat raju.

Michał Dyszyński w wątku Czy szczęścia można się nauczyć napisał:
Fundamentalne pytanie dotyczące szczęścia brzmi: dlaczego znane nam rodzaje szczęścia tak rzadko są trwałe?
- W tej dyskusji, w jakiejś tam postaci, odpowiedź na to pytanie, przynajmniej częściowo, podała. Ta odpowiedź to: dualizm.
Szczęście rozumiane jako rodzaj satysfakcji uzyskanej po osiągnięciu celu cierpi na tę okoliczność, że osiągając cel tracimy jego źródło - osiągnięty cel przestaje być celem atrakcyjnym, a więc też i przestaje być źródłem szczęścia. W takiej sytuacji, cały nasz wysiłek jaki włożyliśmy, wkładamy, czy będziemy wkładać staje się czynnością emocjonalnie jałową. Można go sobie narzucić wysiłkiem woli, można go podjąć, ale nie będzie on już dawał szczęśćia. Czy z tej sytuacji nie ma wyjścia?

W moim przekonaniu jest pewne wskazanie, aby co do istnienia takiego wyjścia mieć uzasadnioną nadzieję. To wskazanie zawiera się w pierwszym zdaniu z poprzedniego akapitu: "szczęście rozumiane jako rodzaj satysfakcji uzyskanej po osiągnięciu celu". Czy aby na pewno tak rozumiane szczęście jest tym jedynym możliwym do osiągnięcia?...

Tu jawi się od razu pierwsza wątpliwość: przecież działać musimy!
Aktywność celowa, spięcie naszej woli w zdobywaniu rzeczy konkretnych, niezbędnych do przeżycia jest czymś niezbywalnym w życiu jakie znamy. A nawet gdyby okazało się, że w hipotetycznym raju, czy w rzeczywistości przyszłości, w której automaty zdjęły z naszych głów wszelkie problemy bytowe, wszelkie ultymatywne cele do osiągnięcia, pozostanie i tak kolejne pytanie: to tak istnieć kompletnie bez celu? To tak zupełnie nic nie robić, niczego nie chcieć, niczego niego oczekiwać?
- Czy tak opisany stan nie jest po prostu bardzo bliski definicji niebytu, śmierci, czy innej formy świadomościowego zaniku?
Tak się właśnie chyba wydaje, że rezygnacja z celów i jakichkolwiek pragnień (mogą być różne ich rodzaje! - rzecz na dalszą dysksuję) jest po prostu formą unieruchomienia się świadomości, zamrożenia jej na chwili obecnej i braku powodu do jakiejkolwiek aktywności, czyli funkcjonowania - życia.
Dlatego ja osobiście uważam, że ten model, jaki w ogóle powyżej opisałem jest nieprawidłowy, w jakiś sposób uproszczony.
To nie jest tak, że szczęście jest jakimś takim stanem, który automatycznie pojawia się w momencie osiągania celu. Tworzenie się szczęścia w umyśle jest ZNACZNIE bardziej skomplikowane.
Czy na to ostatnie stwierdzenie mam jakieś argumenty?
- Chyba trochę argumentów posiadam. Będą one odwoływały się do osobistych doświadczeń ludzi, choć najbardziej moich własnych - wszak o nich mogę pisać jako tako zasadnie (chętnie też dowiedziałbym się jak inni ludzie odczuwają, wspominają to, o czym tu mowa).
Kiedy w moim życiu byłem szczęśliwy?... (moje retrospekcje - Sorry, za ten narcystyczno - ekshibicjonistyczny motyw w dyskusji, ale po prostu nie wiem, jak inaczej opisywać zagadnienie, które przecież dotyczy odczuć, a ja nie dysponuję odczuciami cudzymi, więc muszę się oprzeć na tym, co posiadam, o czym mam prawo wypowiadać się jako tako zasadnie)
Najkrócej chyba swoje odczucia szczęścia podsumowałbym jako KONTAKT Z PIĘKNEM. Wcale nie osiąganie celu, wcale nie satysfakcja zwycięstwa, nie tryumfy względem ludzi, nie pokonanie jakiegoś wroga, nie zdobycie pierwszego miejsca dostarczały mi tych doznań, które określiłbym mianem szczęścia. Tamto to były SATYSFAKCJE, ale NIE SZCZĘŚCIE.
Szczęście było, gdy odstawiałem na bok jakieś twarde celowości, wymogi, ambicje, a zwyczajnie PATRZYŁEM I SYCIŁEM SIĘ PIĘKNEM ("patrzenie" oznacza tu coś szerszego, niż tylko posługiwanie się narządem wzroku). Szczęście, które rozumiem najlepiej jest formą ZACHWYTU.
- górski krajobraz
- cudowna muzyka
- piękna osoba (także, a właściwie może i najbardziej, piękna w sensie duchowym)
Niewątpliwie też szczęściem jest samo wyraziste odczuwanie miłości (satysfakcjonujący seks to potęguje, choć niekoniecznie musi być elementem tej układanki), o ile nie towarzyszą mu jakieś rozterki, cierpienia, poczucie zagrożenia.
- kojarzę też coś w rodzaju szczęścia intelektualnego - polegającego na percepcji umysłem czegoś i odczuwaniu przy tym jakiegoś wrażenia harmonii, równowagi, choć też i swoistego "zadziora", czegoś wyrywającego ten obraz ze stagnacji, oddalającego od zagrożenia zbytnią statycznością, czy nudą. Niezwykle intelektualne konstrukcje potrafią uwodzić także w emocjonalnym sensie na jakiś swój niezwykły sposób. To takie szczęście związane z odczuciem: zrozumiałem! Czuję tego sens! Jakżeż jest to niezwykłe, złożone, jak jak się cieszę, że mogę to teraz odczuć!
Te moje wspomnienia szczęścia, jak się tak im przyjrzałem, wcale nie zawierają jakiegoś przeważającego aspektu celowości, wypełnienia się satysfakcji. Co prawda jakaś forma satysfakcji tam nieraz wystąpi, na pewno coś doda do odczuwania, ale wcale nie musi być tą dominującą. Przynajmniej ja tak to czuję.
I to jest ten mój koronny argument za tym, że szczęście wcale nie musi być związane z poszukiwaniem i zdobyciem jakiejś satysfakcji. Może, choć nie musi!
Moja żona opowiadała mi treść pewnego filmu, w którym jedno małżeństwo odnajdowało znaczącą przyjemność w patrzeniu na to, jak bawią się ich dzieci. Po prostu obserwowali je, jak biegają, krzyczą do siebie, robią to, co bawiące się dzieci robią zazwyczaj. I sama ta obserwacja dawała owemu małżeństwo jakąś postać szczęścia. I ja to trochę rozumiem. I widzę w tym ważną wskazówkę na temat samego szczęścia - aby czuć szczęście nie musisz wcale osiągać czegoś, nie musisz zdobywać, wystarczy obserwować W ODPOWIEDNI SPOSÓB.

Michał Dyszyński napisał:
... ważną wskazówkę na temat samego szczęścia - aby czuć szczęście nie musisz wcale osiągać czegoś, nie musisz zdobywać, wystarczy obserwować W ODPOWIEDNI SPOSÓB.

To jeszcze chcę skomentować, bo tutaj wreszcie jakoś wydaje mi się, że docieramy do sedna sprawy, do kwestii nauczenia się szczęścia.
Gdybym miał - w kontekście powyższego i całego poprzedniego posta - jakoś przedstawić tu receptę na szczęście, które nie byłoby szybko przemijające, labilne, lecz zbudowane na trwałym fundamencie, to miałaby ona z grubsza następującą postać:
1. Samo osiąganie celów jako takie szczęścia trwałego nie zapewni.
2. Osiąganie celów może być jednak PRETEKSTEM I KATALIZATOREM dla szczęścia. Działa to tak, że dążąc do czegoś ogólnie aktywizujemy nasz umysł, uczucia, osobowość.
3. Dodatkowo nasza biologiczna natura daje nam pewien bonus - endorfiny wydzielają się podczas aktywności, działanie - o ile zachodzi w sprzyjających warunkach - daje nam przyjemność, uskrzydla. To nie daje jeszcze pełnego szczęścia, ale jakiś do niego wkład.
4. Jednak głównym wkładem do szczęścia, który się nie zdewaluuje jest nie tyle skupienie się na celu, nie na samej satysfakcji wynikającej ze zrealizowania jakiegoś zamierzenia, lecz pewien rodzaj SUBTELNEJ KONTEMPLACJI RZECZYWISTOŚCI, osiąganej podczas działania.
5. Ostatecznie osiągnięcie celu może dołożyć nam też coś do szczęścia. Ale nie powinno być powodem głównym dla szczęścia, tylko dodatkowym. Samo szczęście ma bowiem NATURĘ BIERNĄ jest bliższe stanowi obserwacji, niż aktywnej kontroli i sprawczości.

Czym jest owa szczęściodajna kontemplacja związana z podejmowanymi aktywnościami?
Każdy dopracowuje się jej trochę samodzielnie, bo jest ona związana z jego indywidualnymi cechami. Ale są tu też pewne własności wspólne. Szczęście związane jest z AKCEPTACJĄ tego, co nas spotyka. Jest w nim też pewna postać OSADZENIA W POCZUCIU WARTOŚCI, jest przeświadczenie, iż zasadna jest ocenianie rzeczywistości pod kątem dobra i zła, a my mamy moc owo dobro - MOCĄ SWOJEJ WOLI I PRZEKONANIA - tworzyć, prowokować, nakładać na odczyty rzeczywistości i własny na tą rzeczywistość wpływ.
Jest tu też jedna BARDZO WAŻNA UWAGA - w tym nakładaniu swoją wolą wartości na odczyty rzeczywistości skryte jest pewne zagrożenie związane z MOŻLIWOŚCIĄ PRZESADY.
Przesadne nakładanie szczęścia i wartości, czyli to nakładanie odbywające się głównie z własnej woli i mocy, niejako z samego obserwatora, z jego wyłącznej sprawczości i decyzji, generuje sytuację, w której ODDALAMY SIĘ od samej owej rzeczywistości, STACZAJĄC W ŚWIAT EGOTYZMU, DALEJ WRĘCZ PARANOI.

Tu jest dość subtelna zależność, coś co nie tak łatwo jest wytłumaczyć. Ale z grubsza działa to tak, iż jeśli wartość tego, co oceniamy miałaby wynikać w całości z naszej mocy, naszego wyboru, tym samym jakbyśmy odbierali owej rzeczy znaczenie. Jeśli ona nie dokłada się do tej wartości, to jest niczym, jest równoważna fanaberii. wymyśleniu dowolnej bzdury, psychotycznemu omamowi. Wszak na tym właśnie polegają omamy - że budują doznania w całości tworzone przez doznającego, bez źródła zewnętrznego. Dlatego każdy, kto przesadzi w tym swoim prawie do nadawaniu światu, rzeczom, osobom wartości, nieuchronnie dryfuje w stronę psychozy, oderwania się od świata, by skończyć w egotycznej samotności.
Niestety, zarówno szczęście, jak i w ogóle poprawnie funkcjonująca psychika, nie da się osiągnąć metodą zdobywania pełnej władzy, opanowania, robienia wszystkiego sobą, własną mocą. Jeśli u kogoś dojdzie do znaczącej nierównowagi na rzecz właśnie tego "samowładztwa" w nadawaniu wartości, decydowaniu o rozpoznaniach, także o szczęściu, to dobrze byłoby, aby się wycofał z tej ścieżki, wracając na pozycje, gdzie występuje równowaga - czyli gdzie z grubsza na podobnym poziomie rozpoznania buduje nasze wnętrze jak i zewnętrze, czyli świat. Ten świat - nawet pomimo jego, objawiającej się nieraz, wrogości, problematyczności - przywraca niejako sensowność całemu temu układowi, powodując że rozpoznania są rozpoznaniami, że mają sens, a nie tylko, że stały się majakami, dowolnymi rojeniami chorego, zamkniętego we własnych emanacjach, umysłu.
Gdzieś tutaj powinniśmy być w pobliżu (nie dokładnie w punkcie) reguły fifty - fifty, czyli budować swoją pozycję względem świata w połowie dając mu głos i wpływ, a w połowie decydując osobiście i z własnego rozeznania.


A dalej
Michał Dyszyński napisał:
Dziś bym dalej podsumował ten wątek. Otóż wg mnie...
Szczęście nie bierze się jako bezpośredni efekt realizacji jakichś zamierzeń, z osiągnięcia celu. Co prawda osiąganie celu najczęściej powoduje uczucie satysfakcji, czasem ulgi, ale towarzyszy mu niejednokrotnie odczucie pustki, związanej z końcem jakiegoś etapu życia, utraceniem przynajmniej jednej motywacji do działań.
Szczęście w trwałej postaci nie może więc brać się z jakichś incydentów, z osiągania, z faktu zdobycia czegoś. Szczęście jest raczej czymś do naszej aktywności DOCZEPIONYM, a nie powstałym jako efekt.
Szczęściu sprzyjają:
- świadomość tego, że dobra chwila jest DAREM
- zdolność do blokowania chaotycznych niepokojów, czy lęków
- subtelna umiejętność AKCEPTACJI dla życia, dla jego poszczególnych elementów i siebie, jako tego, kto owo życie przeżywa
- pewien rodzaj PERMANENTNEJ UWAŻNOŚCI na rzeczy i na swój z rzeczami i czującymi istotami związek. Tą uważnością daje się "ozdabiać" różne chwile życia, przystrajać się w różne postaci piękna, naszej akceptacji, zrozumienia.
- zdolność do cieszenia się tym, czego nie posiadamy, a nawet czego nie umiemy zdobywać. Radość tego rodzaju wynika z uświadomienia sobie, że zawsze jest szansa na dalszy rozwój, na zdobywanie, na osiąganie czegoś.
- umiejętność cieszenia się sukcesami innych ludzi, a nawet ogólnie innych, doskonalących się istot.
- wiara (choć ograniczona) w moc dobrych intencji. Ograniczona i nienaiwna owa wiara, czyli nie na zasadzie "mogę wszystko" lecz na zasadzie: dobre intencje mają moc pozytywnego zmieniania rzeczywistości, choć nie zawsze odbywa się to w sposób, który potrafimy przewidzieć.
- przekonanie, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni - choćby jako odbiorcy dobra, które chcemy ofiarować, ale też jako dostarczyciele innego spojrzenia na świat, twórczy oryginalnych postaci piękna, jako ci, którzy przetestowali i mogą się z nami podzielić swoim doświadczeniem, inne opcje życia.
- ogólnie widzeniem rzeczy, ludzi, świata jako pozytywnych, pięknych, wartych docenienia.

Największym chyba zagrożeniem dla szczęścia jest niewolnicze skupienie się na wybranych celach życiowych i związanie z nimi na sztywno całej oceny siebie, swoich poczynań, sensowności ogólnie. Ludzie totalnie skupieni na czymś wybranym nie będą widzieli jak wiele przeoczyli dodatkowego szczęścia, zaś niepowodzenia w realizacji głównego celu będą dla nich jak totalna osobista katastrofa.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 19:47, 06 Cze 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:29, 29 Wrz 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Czy stan umysłu, w którym tenże umysł nie posiada żadnych wyzwań może w ogóle być uznany za idealny?

Ja chyba bym skłaniał się ku tezie, że umysł ma szansę być spełniony jedynie mając jakieś wyzwania. Przynajmniej co jakiś czas te wyzwania powinny być. Ale z drugiej strony jeśli raj miałby być czymś, gdzie spełnienie jest, to gdzie tu umieścić BRAK CZEGOŚ - wszak tylko brak buduje wyzwanie?... :shock: :cry:

Chcę rozważyć zatem hipotezę, że nawet w raju, tak gdzie człowieczeństwo jest w stanie jakoś tam (jak?... to właśnie jest kwestia do ustalenia) idealnym jakiś rodzaj wyzwań powinien wystąpić. Tylko, że owe wyzwania powinny być:
- takie, aby była szansa na ich spełnienie
- a jednocześnie owo spełnienie nie odbywało się kosztem niczyjej krzywdy.

W tym życiu ludzie sobie tworzą bardzo często wyzwania, których spełnienie kogoś krzywdzi - np. chcą kogoś ograbić z jego własności, zniszczyć, pobić, nawet zabić. Wierzę, że takich wyzwań w raju nie ma, nikt o nich nie myśli, jako o czymś do realizacji. Jeśli ktoś by jednak chciał w jakiś sposób rywalizować, z drugą osobą?...
- Cóż, jeśli obie strony się na to godzą, są w stanie poradzić sobie ze stresem, jaki pojawia się w przypadku przegranej, to nie widać przeciwwskazań dla takiej rywalizacji. Ale właśnie musi być spełniony ten warunek DOJRZAŁOŚCI MENTALNEJ stron, czyli takiego ich emocjonalnego rozwoju, że przegrana jest wywołuje nieopanowanych złych uczuć, nie złości nikogo, nie sprawia, że myśli się o zwycięzcy wrogo. Można by to spostrzeżenie uogólnić:
Warunkiem pobytu świadomości w realnym raju jest dojrzałość mentalna tejże świadomości, związana ze zdolnością do nie przejmowania się pomniejszymi niepowodzeniami, nie spełnieniem się jakichś oczekiwań.
Oprócz tego wierzę, że inne potrzeby ludzi w raju byłyby zaspokojone. Tylko te związane z istnieniem jakiegoś wyzwania stanowiłyby zagwozdkę. Jednak natura ludzi w takim raju byłaby na tyle udoskonalona, że korzyść emocjonalna związana z podjęciem i potencjalnie pokonaniem wyzwania przeważałaby nad dyskomfortem, gdy zamiast sukcesu mamy porażkę. Ale te porażki nie bolałyby jakoś ostatecznie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6
Strona 6 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin