Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dlaczego kobiety lgną do toksycznych partnerów?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MaluśnaOwieczka




Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 5509
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:48, 09 Wrz 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Ja raczej też byłem "zdroworozsądkowy" i też nie przeżywałem buntu. Ale zmieniałem się przez całe życie. Tak wiele moich nastawień do rzeczywistości się zmieniło, że dzisiaj chyba mogę powiedzieć, że jestem wyraźnie innym człowiekiem, niż za czasów młodości. Nieraz sobie wspominam: jaki ja wtedy byłem naiwny, jak wiele głupich błędów popelniałem. :shock:

Ja też byłem naiwny w wielu sprawach, jak Unia Europejska, czy kwestie "romantyczne".

Natomiast jeśli chodzi o system wartości, myślę niezmiennie to samo, co myślałem jako nastolatek.

Nazwij to niedojrzałością, albo stabilnością. Twój wybór.


Ostatnio zmieniony przez MaluśnaOwieczka dnia Sob 20:49, 09 Wrz 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31367
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:53, 09 Wrz 2023    Temat postu:

MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ja raczej też byłem "zdroworozsądkowy" i też nie przeżywałem buntu. Ale zmieniałem się przez całe życie. Tak wiele moich nastawień do rzeczywistości się zmieniło, że dzisiaj chyba mogę powiedzieć, że jestem wyraźnie innym człowiekiem, niż za czasów młodości. Nieraz sobie wspominam: jaki ja wtedy byłem naiwny, jak wiele głupich błędów popelniałem. :shock:

Ja też byłem naiwny w wielu sprawach, jak Unia Europejska, czy kwestie "romantyczne".

Natomiast jeśli chodzi o system wartości, myślę niezmiennie to samo, co myślałem jako nastolatek.

Nazwij to niedojrzałością, albo stabilnością. Twój wybór.

Nie wiem, co się składa na Twój system wartości, więc nie będę kombinował nazw do tej niewiadomej z samego faktu, że się nie zmieniła.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:26, 10 Wrz 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Ja to pisałem w kontekście nie tyle wieku, co bardziej doświadczeń emocjonalnych człowieka i zdolności do panowania nad emocjami. Jeśli człowiek sam czuje, że nad emocjami nie panuje, to bardziej rozumie, a dalej dobrze się czuje z osobami podobnymi sobie - też "rozwichrzonymi" emocjonalnie, wyrażającymi na zewnątrz to, co im z tego tygla odczuć się wyłoni. To co jest jakoś zrozumiałe, zdaje się być bardziej bezpieczne.


Może tak być, że ludzie dobierają się na zasadzie podobieństw, ale i tu nie ma reguły, bo zdarzają się też związki, w których osoby z charakteru są przeciwieństwami, jedna strona jest bardziej ekstrawertyczna, a druga bardziej introwertyczna i stonowana jeśli chodzi o emocjonalność. Po prostu w tym temacie nie da się ustalić jednego wzorca według którego ludzie dobierają się w pary, bo to zależy od różnych czynników, a czasem może i od zwykłego przypadku, że się poznało akurat taką osobę i z nią związało na stałe. Jedno co można tu ustalić, to że są osoby, które cieszą się większym zainteresowaniem ze strony płci przeciwnej i są takie, które aż takiego zainteresowania nie mają, co nie oznacza, że ten drugi typ nie może się cieszyć szczęśliwym związkiem. Po prostu istnieje jakiś powód związany pewnie z biologią, instynktami, który powoduje, że niktórzy ludzie mają większe przyciąganie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MaluśnaOwieczka




Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 5509
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:33, 10 Wrz 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Nie wiem, co się składa na Twój system wartości, więc nie będę kombinował nazw do tej niewiadomej z samego faktu, że się nie zmieniła.

To bardzo trudne do opisania, bo wiele rzeczy wynikających z naszego systemu wartości uważamy za oczywiste, a co za tym idzie nie przychodzi nam do głowy, żeby je opisywać. Dopiero opisujemy je wtedy, gdy widzimy w zachowaniu innych ludzi coś, co nas niepokoi i jest rażąco sprzeczne naszymi wartościami.


Ostatnio zmieniony przez MaluśnaOwieczka dnia Nie 6:34, 10 Wrz 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31367
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:23, 10 Wrz 2023    Temat postu:

MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Nie wiem, co się składa na Twój system wartości, więc nie będę kombinował nazw do tej niewiadomej z samego faktu, że się nie zmieniła.

To bardzo trudne do opisania, bo wiele rzeczy wynikających z naszego systemu wartości uważamy za oczywiste, a co za tym idzie nie przychodzi nam do głowy, żeby je opisywać. Dopiero opisujemy je wtedy, gdy widzimy w zachowaniu innych ludzi coś, co nas niepokoi i jest rażąco sprzeczne naszymi wartościami.

Ale ciekaw jestem Twojego systemu wartości. Co w ogóle za wartość uważasz?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31367
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:32, 10 Wrz 2023    Temat postu:

Hill napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Ja to pisałem w kontekście nie tyle wieku, co bardziej doświadczeń emocjonalnych człowieka i zdolności do panowania nad emocjami. Jeśli człowiek sam czuje, że nad emocjami nie panuje, to bardziej rozumie, a dalej dobrze się czuje z osobami podobnymi sobie - też "rozwichrzonymi" emocjonalnie, wyrażającymi na zewnątrz to, co im z tego tygla odczuć się wyłoni. To co jest jakoś zrozumiałe, zdaje się być bardziej bezpieczne.


Może tak być, że ludzie dobierają się na zasadzie podobieństw, ale i tu nie ma reguły, bo zdarzają się też związki, w których osoby z charakteru są przeciwieństwami, jedna strona jest bardziej ekstrawertyczna, a druga bardziej introwertyczna i stonowana jeśli chodzi o emocjonalność. Po prostu w tym temacie nie da się ustalić jednego wzorca według którego ludzie dobierają się w pary, bo to zależy od różnych czynników, a czasem może i od zwykłego przypadku, że się poznało akurat taką osobę i z nią związało na stałe. Jedno co można tu ustalić, to że są osoby, które cieszą się większym zainteresowaniem ze strony płci przeciwnej i są takie, które aż takiego zainteresowania nie mają, co nie oznacza, że ten drugi typ nie może się cieszyć szczęśliwym związkiem. Po prostu istnieje jakiś powód związany pewnie z biologią, instynktami, który powoduje, że niktórzy ludzie mają większe przyciąganie.

To na pewno. Trochę piszą o tym behawioryści. Ciągnie nas do ludzi silnych, poukładanych, zdrowych, atrakcyjnych wizualnie. Natomiast mnie trochę tu bardziej zainteresowały czynniki jakby drugiego rzędu, bardziej subtelne. Czyli nie chodzi mi o to, że seksowna, rozsądna dziewczyna będzie miała raczej adoratorów, a podobnie przystojny sensowny chłopak raczej nie będzie narzekał na brak zainteresowania płci przeciwnej. Takich "na rynku par" szybo się rozchwytuje. Problem mogą mieć co najwyżej takie osoby tego typu, które za szybko zostaną wciśnięte w jakieś oczekiwania społeczne, albo nie dostały się do środowiska, w którym mogłyby zaprezentować swoje walory i znaleźć sobie podobnie sensownego partnera/kę (wbrew pozorom, to jest niebanalna sprawa - zdobyć grono podobnych sobie ludzi, z którymi dzieli się zbliżone wartości, na podobnym poziomie mentalnym).
Dla mnie jednak fascynujące najbardziej jest to, że nieraz jakiś drobiazg powoduje, że akurat tych dwoje do siebie czuje silne przyciąganie, znacznie wykraczające poza to standardowe w ich środowisku, pomimo tego, że obok są dostępne względnie podobne "obiektywnie" osoby, które jednak nie są już tak bliskie sercu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MaluśnaOwieczka




Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 5509
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:36, 10 Wrz 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Nie wiem, co się składa na Twój system wartości, więc nie będę kombinował nazw do tej niewiadomej z samego faktu, że się nie zmieniła.

To bardzo trudne do opisania, bo wiele rzeczy wynikających z naszego systemu wartości uważamy za oczywiste, a co za tym idzie nie przychodzi nam do głowy, żeby je opisywać. Dopiero opisujemy je wtedy, gdy widzimy w zachowaniu innych ludzi coś, co nas niepokoi i jest rażąco sprzeczne naszymi wartościami.

Ale ciekaw jestem Twojego systemu wartości. Co w ogóle za wartość uważasz?

Pisałem, że to trudne do opisania, bo nie wiem do czego mam się odnieść. System wartości jest bardzo pojemny.
No ale na przykład...

Poglądy indywidualistyczne są częścią mojego systemu wartości, w przeciwieństwie do poglądów kolektywistycznych.

Relacja romantyczna kobiety z mężczyzną powinna być egalitarna.

Nieprzypisywanie życiu wartości dla samego życia, to kolejna wartość.
Kalectwo gorsze jest od śmierci - to kolejna wartość, ale osobista, czyli akceptuję że inni mogą mieć odrębne zdanie względem siebie samych.

Nie wolno nikomu narzucać, by żył.

Otwarte wyrażanie własnych potrzeb świadczy o dobrych intencjach, a ukrywanie swoich potrzeb wraz z późniejszymi pretensjami, że ktoś ich nie spełnił, świadczy o złych intencjach.
Emocja wywołana reakcją na powyżej opisane pretensje jest usprawiedliwiona, a pretensje że ktoś nie spełnił naszej potrzeby, której się nigdy nie wyartykułowało, są nieusprawiedliwione.

Otwarte mówienie o swoich potrzebach nie jest przejawem narcyzmu tudzież egocentryzmu.
Zaś zatajanie swoich potrzeb nie jest przejawem braku narcyzmu tudzież egocentryzmu.

Otwarte mówienie o swoich potrzebach nie równa się roszczeniowości.

.


Ostatnio zmieniony przez MaluśnaOwieczka dnia Nie 11:39, 10 Wrz 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31367
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:50, 10 Wrz 2023    Temat postu:

MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Nie wiem, co się składa na Twój system wartości, więc nie będę kombinował nazw do tej niewiadomej z samego faktu, że się nie zmieniła.

To bardzo trudne do opisania, bo wiele rzeczy wynikających z naszego systemu wartości uważamy za oczywiste, a co za tym idzie nie przychodzi nam do głowy, żeby je opisywać. Dopiero opisujemy je wtedy, gdy widzimy w zachowaniu innych ludzi coś, co nas niepokoi i jest rażąco sprzeczne naszymi wartościami.

Ale ciekaw jestem Twojego systemu wartości. Co w ogóle za wartość uważasz?

Pisałem, że to trudne do opisania, bo nie wiem do czego mam się odnieść. System wartości jest bardzo pojemny.
No ale na przykład...

Poglądy indywidualistyczne są częścią mojego systemu wartości, w przeciwieństwie do poglądów kolektywistycznych.

Relacja romantyczna kobiety z mężczyzną powinna być egalitarna.

Nieprzypisywanie życiu wartości dla samego życia, to kolejna wartość.
Kalectwo gorsze jest od śmierci - to kolejna wartość, ale osobista, czyli akceptuję że inni mogą mieć odrębne zdanie względem siebie samych.

Nie wolno nikomu narzucać, by żył.

Otwarte wyrażanie własnych potrzeb świadczy o dobrych intencjach, a ukrywanie swoich potrzeb wraz z późniejszymi pretensjami, że ktoś ich nie spełnił, świadczy o złych intencjach.
Emocja wywołana reakcją na powyżej opisane pretensje jest usprawiedliwiona, a pretensje że ktoś nie spełnił naszej potrzeby, której się nigdy nie wyartykułowało, są nieusprawiedliwione.

Otwarte mówienie o swoich potrzebach nie jest przejawem narcyzmu tudzież egocentryzmu.
Zaś zatajanie swoich potrzeb nie jest przejawem braku narcyzmu tudzież egocentryzmu.

Otwarte mówienie o swoich potrzebach nie równa się roszczeniowości.

.

Dużo tu piszesz o potrzebach. Ale nie widzę abyś te potrzeby analizował. Stawiasz sprawę, że one "po prostu są".
To nas różni o tyle, że ja jestem tu mocniejszym symetrystą. Dla mnie najmniejsza różnica pomiędzy potrzebami moimi, a potrzebami partnera/ki (w dowolnej relacji, nie musi od razu być ta romantyczna) już stawia problem na zupełnie nowej płaszczyźnie, czyli ZASTANOWIENIA SIĘ, CZY NIE POWINIENEM SIĘ ZMIENIĆ, bo coś trzeba zmienić, jeśli występuje niedopasowanie. Ty jakbyś sobie tego w ogóle nie brał pod uwagę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MaluśnaOwieczka




Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 5509
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:12, 10 Wrz 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dużo tu piszesz o potrzebach. Ale nie widzę abyś te potrzeby analizował. Stawiasz sprawę, że one "po prostu są".
To nas różni o tyle, że ja jestem tu mocniejszym symetrystą. Dla mnie najmniejsza różnica pomiędzy potrzebami moimi, a potrzebami partnera/ki (w dowolnej relacji, nie musi od razu być ta romantyczna) już stawia problem na zupełnie nowej płaszczyźnie, czyli ZASTANOWIENIA SIĘ, CZY NIE POWINIENEM SIĘ ZMIENIĆ, bo coś trzeba zmienić, jeśli występuje niedopasowanie. Ty jakbyś sobie tego w ogóle nie brał pod uwagę.

Jak to nie analizuję potrzeb? Cały czas to robię. To między innymi dlatego nie mówię "kocham cie", ani nie twierdzę, że czuję miłość, gdy nie mam pewności, po dokonanej analizie, czy to jest faktycznie prawda.

A co do różnicy potrzeb - ZAWSZE istnieją odmienne potrzeby. Nie ma dwóch takich, co mieliby identyczne.
Problem polega na tym, czy dwie osoby są w stanie tak się dostosować, wypracować taki kompromis, żeby te różnice nie przeszkadzały im razem funkcjonować. Powinny rezygnować z tych części swoich potrzeb, z których mogą łatwo zrezygnować, na rzecz spełnienia tych potrzeb drugiej strony, z których druga strona nie może łatwo zrezygnować. Jeśli zrezygnują ze swoich mało istotnych potrzeb na rzecz dużych potrzeb drugiej strony, to mogą się mimo rezygnacji ze spełnienia części swoich potrzeb, czuć koniec końców o wiele lepiej, bo zachowają funkcjonującą relację.
Wszystko jest kwestią możliwości. Ale żeby ocenić możliwości, trzeba najpierw ROZMAWIAĆ, a nie wyskoczyć nagle z "NIE BO NIE I PIERDOL SIE".

Drugiej stronie zawsze należy się ŚWIADOMA SZANSA. I to jest moja kolejna wartość. Dawanie świadomej szansy. To uważam za obowiązek. Nawet jeśli druga strona uważa, że z tej szansy i tak nic nie wyjdzie, to ma obowiązek ją udostępnić, szczególnie jeśli ta pierwsza strona włożyła wiele lat swojego życia w relację.

Bo jeśli szansa nie jest świadoma, to wcale nie jest szansą. Taka to sama szansa jak diabelskie manipulacje typu: "Chciałbym być bardziej wrażliwy", no i diabeł powoduje, że ciągle płaczesz.


Ostatnio zmieniony przez MaluśnaOwieczka dnia Nie 12:21, 10 Wrz 2023, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31367
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:31, 10 Wrz 2023    Temat postu:

MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Dużo tu piszesz o potrzebach. Ale nie widzę abyś te potrzeby analizował. Stawiasz sprawę, że one "po prostu są".
To nas różni o tyle, że ja jestem tu mocniejszym symetrystą. Dla mnie najmniejsza różnica pomiędzy potrzebami moimi, a potrzebami partnera/ki (w dowolnej relacji, nie musi od razu być ta romantyczna) już stawia problem na zupełnie nowej płaszczyźnie, czyli ZASTANOWIENIA SIĘ, CZY NIE POWINIENEM SIĘ ZMIENIĆ, bo coś trzeba zmienić, jeśli występuje niedopasowanie. Ty jakbyś sobie tego w ogóle nie brał pod uwagę.

Jak to nie analizuję potrzeb? Cały czas to robię. To między innymi dlatego nie mówię "kocham cie", ani nie twierdzę, że czuję miłość, gdy nie mam pewności, po dokonanej analizie, czy to jest faktycznie prawda.

A co do różnicy potrzeb - ZAWSZE istnieją odmienne potrzeby. Nie ma dwóch takich, co mieliby identyczne.
Problem polega na tym, czy dwie osoby są w stanie tak się dostosować, wypracować taki kompromis, żeby te różnice nie przeszkadzały im razem funkcjonować. Powinny rezygnować z tych części swoich potrzeb, z których mogą łatwo zrezygnować, na rzecz spełnienia tych potrzeb drugiej strony, z których druga strona nie może łatwo zrezygnować.

Tylko ze jest też pytanie: czy na danym poziomie rozwoju osobowego W OGÓLE ISTNIEJE TAKA KONFIGURACJA realizacji potrzeb obu stron, która by obie strony w minimalnym oczekiwanym stopniu zaspokoiła?
Poza tym jest też pytanie: kto ma bardziej ustąpić?
- Jeśliby ktoś tylko ustępował, to wkrótce może w jakimś stopniu zatraci siebie, przez co...
stanie się nieatrakcyjnym partnerem, bo będzie nieokreślony, chwiejny, bez osobowości.

Tu jest ten problem, że JAK MASZ FAJNĄ OSOBOWOŚĆ, TO ZACHWYCISZ SOBĄ, a jak tej osobowości nie masz, to żebyś nie wiem jak się dostosowywał do kogoś, to nie zachwycisz, staniesz się tylko ciężarem, jako że tym co (przynajmniej te inteligentne osoby) zachwyca, jest WYBITNE CZŁOWIECZEŃSTWO, OSOBOWOŚĆ.
Jak jesteś nikim, to może zaspokoisz jakieś tam byle jakie potrzeby, ale nie zaspokoisz tej najważniejszej, tej "która kręci" - poczucia bycia z kimś, z kim warto być.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MaluśnaOwieczka




Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 5509
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:12, 10 Wrz 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Tylko ze jest też pytanie: czy na danym poziomie rozwoju osobowego W OGÓLE ISTNIEJE TAKA KONFIGURACJA realizacji potrzeb obu stron, która by obie strony w minimalnym oczekiwanym stopniu zaspokoiła?
Poza tym jest też pytanie: kto ma bardziej ustąpić?

Sztuka kompromisu polega na tym, że każdy jest jednakowo niezadowolony, jak to kiedyś ktoś pięknie ujął. Nie "jednakowo zadowolony", ale "jednakowo niezadowolony".

Chodzi jednak o to, żeby taki kompromis PRÓBOWAĆ wypracowywać, zamiast z góry zakładać porażkę, że jest to niemożliwe.

Michał Dyszyński napisał:
Tu jest ten problem, że JAK MASZ FAJNĄ OSOBOWOŚĆ, TO ZACHWYCISZ SOBĄ, a jak tej osobowości nie masz, to żebyś nie wiem jak się dostosowywał do kogoś, to nie zachwycisz, staniesz się tylko ciężarem

Zachwyt zawsze przemija, w każdym związku, bo każdy ma "coś za uszami".

Dlatego ja w związku z nią od samego początku starałem się funkcjonować tak, jakby wszelkie zachwyty już dawno przeminęły. Nie było więc w naszym przypadku etapu podchodów i tzw. zakochania. Przynajmniej nie z mojej strony. Ja nie byłem nią nigdy zachwycony. Ja po prostu uważałem od samego początku, że to jest odpowiednia osoba - że do siebie pasujemy. Od niej też nie oczekiwałem zachwytu. Chciałem rutyny - od samego początku. Przecież każdy związek w końcu przechodzi w etap rutyny, a zakochanie przemija. A ja tego chciałem od początku. Nigdy nie byłem w niej zakochany. Zawsze chciałem rutyny, która w każdym związku i tak w końcu nadchodzi. A właśnie ta rutyna jest najtrwalszym etapem każdego związku.


Ostatnio zmieniony przez MaluśnaOwieczka dnia Nie 18:18, 10 Wrz 2023, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31367
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:22, 10 Wrz 2023    Temat postu:

MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Tu jest ten problem, że JAK MASZ FAJNĄ OSOBOWOŚĆ, TO ZACHWYCISZ SOBĄ, a jak tej osobowości nie masz, to żebyś nie wiem jak się dostosowywał do kogoś, to nie zachwycisz, staniesz się tylko ciężarem

Zachwyt zawsze przemija, w każdym związku, bo każdy ma "coś za uszami".

Dlatego ja w związku z nią od samego początku starałem się funkcjonować tak, jakby wszelkie zachwyty już dawno przeminęły. Nie było więc w naszym przypadku etapu podchodów i tzw. zakochania. Przynajmniej nie z mojej strony. Ja nie byłem nią nigdy zachwycony. Ja po prostu uważałem od samego początku, że to jest odpowiednia osoba - że do siebie pasujemy. Od niej też nie oczekiwałem zachwytu. Chciałem rutyny - od samego początku. Przecież każdy związek w końcu przechodzi w etap rutyny, a zakochanie przemija. A ja tego chciałem od początku. Nigdy nie byłem w niej zakochany. Zawsze chciałem rutyny, która w każdym związku i tak w końcu nadchodzi. A właśnie ta rutyna jest najtrwalszym etapem każdego związku.

To chciałeś czegoś przeciwnego, niż to co dla mnie w związku byłoby powodem, aby w takowym związku być. Mogło być to też u Twojej byłej, której takie ustawienie związku mogło wydać się traceniem swojego życia. Dla mnie może powody religijne by coś podobnego usprawiedliwiały (chrześcijanin powinien "nieść swój krzyż"), ale już odejmując aspekt religijny, to chyba wolałbym sobie w łeb palnąć, niż męczyć się w rutynie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MaluśnaOwieczka




Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 5509
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:28, 10 Wrz 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
To chciałeś czegoś przeciwnego, niż to co dla mnie w związku byłoby powodem, aby w takowym związku być. Mogło być to też u Twojej byłej, której takie ustawienie związku mogło wydać się traceniem swojego życia. Dla mnie może powody religijne by coś podobnego usprawiedliwiały (chrześcijanin powinien "nieść swój krzyż"), ale już odejmując aspekt religijny, to chyba wolałbym sobie w łeb palnąć, niż męczyć się w rutynie.

Ale przecież KAŻDY związek przechodzi w etap rutyny, i chyba jacyś tam psychologowie ustalili, że odbywa się to po około 3 lub 4 latach. Po takim ponoć czasie zakochanie przemija: po 3 lub 4 latach. Przy czym zauważ, że zakochanie to nie jest to samo, co miłość. Zakochanie to właśnie ten zachwyt.
Więc o jakim "krzyżu" piszesz?

Sam na pewno już od dziesięcioleci tkwisz w takiej właśnie rutynie.
Czy Ty jesteś zachwycony jeszcze swoją żoną? Wątpię.
Po prostu jest częścią Twojego życia, bez której sobie nie wyobrażasz dalej istnieć. Tylko tyle i aż tyle.

Dla mnie ta rutyna, o której piszę, jest czymś jak najbardziej pozytywnym. Oznacza stabilizację i zaufanie. Możliwość bycia sobą.

Dla mnie brak rutyny oznacza niepewność, brak ufności, i lęk.
Rutyna jest dla mnie stanem pożądanym.

.


Ostatnio zmieniony przez MaluśnaOwieczka dnia Nie 18:31, 10 Wrz 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31367
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:48, 10 Wrz 2023    Temat postu:

MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
To chciałeś czegoś przeciwnego, niż to co dla mnie w związku byłoby powodem, aby w takowym związku być. Mogło być to też u Twojej byłej, której takie ustawienie związku mogło wydać się traceniem swojego życia. Dla mnie może powody religijne by coś podobnego usprawiedliwiały (chrześcijanin powinien "nieść swój krzyż"), ale już odejmując aspekt religijny, to chyba wolałbym sobie w łeb palnąć, niż męczyć się w rutynie.

Ale przecież KAŻDY związek przechodzi w etap rutyny, i chyba jacyś tam psychologowie ustalili, że odbywa się to po około 3 lub 4 latach. Po takim ponoć czasie zakochanie przemija: po 3 lub 4 latach. Przy czym zauważ, że zakochanie to nie jest to samo, co miłość. Zakochanie to właśnie ten zachwyt.
Więc o jakim "krzyżu" piszesz?

Sam na pewno już od dziesięcioleci tkwisz w takiej właśnie rutynie.
Czy Ty jesteś zachwycony jeszcze swoją żoną? Wątpię.
Po prostu jest częścią Twojego życia, bez której sobie nie wyobrażasz dalej istnieć. Tylko tyle i aż tyle.

Dla mnie ta rutyna, o której piszę, jest czymś jak najbardziej pozytywnym. Oznacza stabilizację i zaufanie. Możliwość bycia sobą.

Dla mnie brak rutyny oznacza niepewność, brak ufności, i lęk.
Rutyna jest dla mnie stanem pożądanym.

Dyskusja w końcu zrobiła się ciekawa. :)
Pojawiły się jasne stanowiska, argumenty, wnioski.
Co wcale nie znaczy, że mnie przekonałeś. Właściwie to nawet nie bardzo mamy tu miejsce na przekonanie się, jako że rozmawiamy o uczuciach i odczuciach. Ja czuję tak, Ty czujesz inaczej. Cieszę się, że rozumiemy, iż nie ma potrzeby, aby kogoś przerobić na swoją modłę.
Ciekawe w tym wszystkim jest coś innego - jakieś uświadomienie sobie, zaakceptowanie, że można odczuwać kwestię spełnienia się życiowego, poczucia bezpieczeństwa mocno odrębnie. Dla mnie rutyna (przynajmniej niektóre jej formy, bo nie każda rutyna ma tę właściwość) jest synonimem nudy, poczucia zmarnowania swojego życia. W rutynie moje emocję więdną i w końcu gniją, sprawiając, że żyć się odechciewa.
Decyduje to, co CZUJEMY.
Przypuszczam, że Ty też byś - od pewnego poziomu rutyny - zaczął ją odbierać jako nudę i stratę życia. To jest kwestia tego poziomu, no i chyba kwestia W CZYM JEST owa rutyna, a w czym może coś się zmienia.
Ja uważam, że ideałem byłoby być ciągle zakochanym. Najlepiej byłoby czuć się jak w momencie, gdy najbardziej druga osoba mnie zachwyciła, sprawiła, że światło jaśniej zaświeciło, kwiaty zapachniały, a wokół brzmiała (co prawda niema realnie, ale piękna emocjonalnie) muzyka. Tak powinno (dla mnie być). Nie godzę się na rutynę. :nie:

A jeślibym już musiał się zgodzić, to chyba nie chcę żyć. :(


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 18:49, 10 Wrz 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MaluśnaOwieczka




Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 5509
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:02, 10 Wrz 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dla mnie rutyna (przynajmniej niektóre jej formy, bo nie każda rutyna ma tę właściwość) jest synonimem nudy, poczucia zmarnowania swojego życia. W rutynie moje emocję więdną i w końcu gniją, sprawiając, że żyć się odechciewa.

To powiedz mi, czego Ty nie robisz rutynowo.

1. Wstajesz rano, jesz z żoną śniadanie, idziesz do pracy, wracasz do domu, jesz z żoną kolację, rozmawiasz z żoną lub wychodzisz z nią na spacer, oglądasz z nią TV, idziesz z nią do łóżka, fiki miki albo nie, gasisz światło i kładziesz się spać.
2. Idź do punktu 1.

Czy nie tak lub podobnie wygląda Twoje małżeństwo? I co to jest jeśli nie rutyna?

Nie można ciągle wymyślać nowych rzeczy, żeby przełamywać rutynę, bo w końcu wszystkie pomysły się wyczerpią. A w szczególności gdy się jest ze sobą dzień w dzień. Co jeszcze można wymyślać? W końcu wszystkie tematy będą przegadane, wszystkie zakamarki odwiedzone, i wszystkie zboczenia wypróbowane. I w końcu i tak zawsze się pojawi rutyna.

Michał Dyszyński napisał:
Ja uważam, że ideałem byłoby być ciągle zakochanym. Najlepiej byłoby czuć się jak w momencie, gdy najbardziej druga osoba mnie zachwyciła, sprawiła, że światło jaśniej zaświeciło, kwiaty zapachniały, a wokół brzmiała (co prawda niema realnie, ale piękna emocjonalnie) muzyka. Tak powinno (dla mnie być). Nie godzę się na rutynę. :nie:

Już ja widzę, jak Ty po 30 latach z żoną codziennie się tak czujesz...

Przecież takie objawy, jakie Ty opisujesz, to są chyba tylko wtedy, gdy chłop od tygodnia konia nie zwalił. Taka natura.


Ostatnio zmieniony przez MaluśnaOwieczka dnia Nie 19:07, 10 Wrz 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31367
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:11, 10 Wrz 2023    Temat postu:

MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ja uważam, że ideałem byłoby być ciągle zakochanym. Najlepiej byłoby czuć się jak w momencie, gdy najbardziej druga osoba mnie zachwyciła, sprawiła, że światło jaśniej zaświeciło, kwiaty zapachniały, a wokół brzmiała (co prawda niema realnie, ale piękna emocjonalnie) muzyka. Tak powinno (dla mnie być). Nie godzę się na rutynę. :nie:

Już ja widzę, jak Ty po 30 latach z żoną codziennie się tak czujesz...

Piszę o IDEALE, a nie o tym jak się czuję. Choć...
w jakimś stopniu poszukuję tych nici w mojej emocjonalności, które mnie przybliżają do odczuć, gdy moja relacja z żoną była najbardziej żywa, dynamiczna.

MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Dla mnie rutyna (przynajmniej niektóre jej formy, bo nie każda rutyna ma tę właściwość) jest synonimem nudy, poczucia zmarnowania swojego życia. W rutynie moje emocję więdną i w końcu gniją, sprawiając, że żyć się odechciewa.

To powiedz mi, czego Ty nie robisz rutynowo.

1. Wstajesz rano, jesz z żoną śniadanie, idziesz do pracy, wracasz do domu, jesz z żoną kolację, rozmawiasz z żoną lub wychodzisz z nią na spacer, oglądasz z nią TV, idziesz z nią do łóżka, fiki miki albo nie, gasisz światło i kładziesz się spać.
2. Idź do punktu 1.

Czy nie tak lub podobnie wygląda Twoje małżeństwo? I co to jest jeśli nie rutyna?

Nie można ciągle wymyślać nowych rzeczy, żeby przełamywać rutynę, bo w końcu wszystkie pomysły się wyczerpią. A w szczególności gdy się jest ze sobą dzień w dzień. Co jeszcze można wymyślać? W końcu wszystkie tematy będą przegadane, wszystkie zakamarki odwiedzone, i wszystkie zboczenia wypróbowane. I w końcu i tak zawsze się pojawi rutyna.

Nie chodzi o to, aby wciąż ciągle nowe rzeczy wymyślać (choć niektórzy nawet to próbują i w jakimś stopniu im się to udaje), chodzi o
- po pierwsze jakąś formą monitorowania swoich emocji
- o wyzwalanie w sobie inicjatyw emocjonalnych (także może i tych praktycznych w życiu)
- o obserwowanie drugiej strony, czy czasem nie jest jej ze mną źle, bo ją nudzę.
To nie muszą być jakieś wielkie zmiany, a przynajmniej nie muszą być ZEWNĘTRZNIE wielkie zmiany. Ważne jest to, jak to odbieramy. Czasem rutynę przełamie powiedzenie czegoś śmiesznego, kupienie jakiegoś drobiazgu, zachowanie się bardziej nietypowo. Możliwości są setki, jeśli nie tysiące.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 23:22, 10 Wrz 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MaluśnaOwieczka




Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 5509
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:25, 10 Wrz 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
MaluśnaOwieczka napisał:
Już ja widzę, jak Ty po 30 latach z żoną codziennie się tak czujesz...

Piszę o IDEALE, a nie o tym jak się czuję. Choć...
w jakimś stopniu poszukuję tych nici w mojej emocjonalności, które nie przybliżają do odczuć, gdy moja relacja z żoną była najbardziej żywa, dynamiczna.

Ideały włóżmy między bajki.

Michał Dyszyński napisał:
Nie chodzi o to, aby wciąż ciągle nowe rzeczy wymyślać (choć niektórzy nawet to próbują i w jakimś stopniu im się to udaje), chodzi o
- po pierwsze jakąś formą monitorowania swoich emocji
- o wyzwalanie w sobie inicjatyw emocjonalnych (także może i tych praktycznych w życiu)
- o obserwowanie drugiej strony, czy czasem nie jest jej ze mną źle, bo ją nudzę.
To nie muszą być jakieś wielkie zmiany, a przynajmniej nie muszą być ZEWNĘTRZNIE wielkie zmiany. Ważne jest to, jak to odbieramy.

Nie rozumiem, co to ma wspólnego z przełamywaniem rutyny. To raczej prawidłowa komunikacja, a nie przełamywanie rutyny.

Michał Dyszyński napisał:
Czasem rutynę przełamie powiedzenie czegoś śmiesznego, kupienie jakiegoś drobiazgu, zachowanie się bardziej nietypowo. Możliwości są setki, jeśli nie tysiące.

Powiedzenie czegoś śmiesznego zdarza się bez względu na etap związku. To nie ma nic wspólnego z rutyną bądź jej brakiem. Zawsze jest tak samo prawdopodobne.

A kupowanie drobiazgów - dla mnie to zawsze była bzdura. Nigdy nie dawałem nikomu prezentów i nigdy sam żadnych nie otrzymywałem (choć było kilka wyjątków). Na urodziny nigdy niczego nie dostałem od nikogo, nawet od matki i nie miałem nigdy do niej o to pretensji. Dla mnie to nienaturalne kupować, czy dostawać prezenty. Prezentem powinna być obecność, wierność, szczerość i empatia. To jest najlepszy prezent.

A co do nietypowych zachowań - próbowałem tego w swoim związku, całkowicie szczerze i spontanicznie, na pół roku przed końcem. Zostałem potem oskarżony o "udawanie", mimo że jej się podobało.

Ja jednak niczego nie udawałem. Zawsze byłem z nią szczery. Nawet jej szczerze mówiłem, że nie jestem pewny, czy ją kocham.

Większość facetów mówi "Kocham cie" jak z katarynki.
Znajomy z pracy miał już 5 dziewczyn, każdej mówił, że ją kocha i z żadną nie był dłużej niż 2 lata. I jeszcze mówi, że jak dziewczyna go zostawia, to on mówi tylko "OK, to na razie" i się niczym nie przejmuje, tylko zaraz idzie na podryw szukać kolejnej. No i tak bardzo on je wszystkie "kochał"... Co to za miłość, gdy się od razu zapomina i nie tęskni? Jednak większość facetów nie widzi żadnego problemu w takiej "miłości". Ten kolega z pracy w ogóle nie rozumie mojego uganiania się za swoją byłą dziewczyną, bo on swoimi byłymi się w ogóle nigdy nie interesował. Nigdy nie zabiegał o powrót żadnej z nich. Nie potrzebował ich do niczego. No a każdej regularnie mówił "Kocham cie"...

A ja dostałem po dupie za szczerość.

Byłem z nią, byłem jej wierny, chciałem z nią dalej być i być jej wierny dalej. To powinno jej w 100% wystarczyć do tego, by mnie szanować za szczerość i próbować rozwijać miłość poprzez odpowiednią komunikację. A nie wywalać mnie do śmieci jak szmacianą lalkę, bo jej nie powiedziałem jakiegoś banału w stylu "Kocham cie", który większość facetów mówi jak z katarynki. Matce też to mówiłem tylko dlatego, żeby się cieszyła. Kocham matkę, ale nie miałem nigdy i nie mam prawdziwej potrzeby mówić matce, że ją kocham. Jednak moja towarzyszka nie była moją matką i nie potrzebowała specjalnej troski.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31367
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:48, 10 Wrz 2023    Temat postu:

MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
MaluśnaOwieczka napisał:
Już ja widzę, jak Ty po 30 latach z żoną codziennie się tak czujesz...

Piszę o IDEALE, a nie o tym jak się czuję. Choć...
w jakimś stopniu poszukuję tych nici w mojej emocjonalności, które mnie przybliżają do odczuć, gdy moja relacja z żoną była najbardziej żywa, dynamiczna.

Ideały włóżmy między bajki.

Właśnie nie! Ideały są po to, aby w ich świetle mieć szansę na ocenę rzeczywistości inną, niż samo tej rzeczywistości jawienie się zmysłowe. Wszystko co oceniamy w istocie ma w swojej funkcjonalności odwołanie od jakiegoś ideału, aby stwierdzić, czy to obserwowane jest owego ideału dalej czy bliżej. Uświadamiając sobie jaki ideał w istocie w nas siedzi, zaczynamy myśleć już bardziej logicznie i odpowiedzialnie, a nie czysto impulsywnie, sensorycznie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 23:22, 10 Wrz 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MaluśnaOwieczka




Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 5509
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:41, 10 Wrz 2023    Temat postu:

Różni ludzie dzielą miłość przez różny mianownik.

Jednemu trudniej jest stwierdzić, że kogoś kocha. Innemu łatwiej. Nawet jeśli czują dokładnie to samo.

To jak w szkole.
Ja zawsze twierdziłem przed klasówką, że nic nie umiem. Szczerze tak myślałem. Koledzy z klasy się szczycili, że oni to są świetnie nauczeni.
A po klasówce ja miałem 5, a oni 3.

Podobnie ze znajomością języka obcego.
Ja każdemu mówię, że słabo znam angielski. Oni się dziwią, że słabo znam ten język i twierdzą, że znają bardzo dobrze. A potem okazuje się, że mówią dużo słabiej ode mnie.

Z miłością może być podobnie.

To pewnie ma związek z tym:

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez MaluśnaOwieczka dnia Nie 21:44, 10 Wrz 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31367
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:32, 11 Wrz 2023    Temat postu:

MaluśnaOwieczka napisał:
Różni ludzie dzielą miłość przez różny mianownik.

Miłości nie da się skutecznie opisać jakąś liczbą mającą symbolizować jej siłę. Każdy kocha trochę inaczej, bo kochamy nie tak samo, tylko swoimi indywidualnymi doświadczeniami, odczuwaniem, zdolnościami, możliwościami.
Cokolwiek oceniamy, robimy to tym systemem odniesień, którym dysponujemy - w umyśle, uczuciach, intuicjach. Każdy ma niejako inny "zestaw strun", które zarezonują, gdy padnie na nie złożony "dźwięk" odczuwania ludzi, świata. Miłość jednej osoby może zatem "nie obsługiwać" jakiejś tam elementarnej emocji, która uruchomi się u drugiej osoby. Ktoś będzie kochał bardziej spokojną, życzliwą cierpliwością, a ktoś inny szaloną szarpaniną emocji. Dla jednej osoby miłość będzie domagała się żywotnie aspektu podziwiania obiektu miłości (równych sobie, a już szczególnie słabszych, niższych w rozumieniu i hierarchii trudniej będzie takiemu komuś kochać, bo nie będzie umiał wyplątać się z poczucia lekceważenia, które zablokuje wyższe odczucia), podczas gdy ktoś inny kochać będzie naturalnie istoty słabsze, mało atrakcyjne mentalnie. Jedni kochają bardziej opiekuńczo, inni bardziej władczo i dominująco. Czasem można się zastanawiać czy, przy dużych odchyłkach od normy, to aby na pewno jest jeszcze miłość, czy na to miano zasługuje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MaluśnaOwieczka




Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 5509
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:18, 11 Wrz 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
MaluśnaOwieczka napisał:
Różni ludzie dzielą miłość przez różny mianownik.

Miłości nie da się skutecznie opisać jakąś liczbą mającą symbolizować jej siłę.

To była metafora z tym mianownikiem. Nie chodzi o matematykę.
Chodzi o to, że po prostu różni ludzie mają różny stopień samokrytycyzmu. Stawiają sobie poprzeczkę na różnych wysokościach.

Michał Dyszyński napisał:
Dla jednej osoby miłość będzie domagała się żywotnie aspektu podziwiania obiektu miłości (równych sobie, a już szczególnie słabszych, niższych w rozumieniu i hierarchii trudniej będzie takiemu komuś kochać, bo nie będzie umiał wyplątać się z poczucia lekceważenia, które zablokuje wyższe odczucia), podczas gdy ktoś inny kochać będzie naturalnie istoty słabsze, mało atrakcyjne mentalnie. Jedni kochają bardziej opiekuńczo, inni bardziej władczo i dominująco. Czasem można się zastanawiać czy, przy dużych odchyłkach od normy, to aby na pewno jest jeszcze miłość, czy na to miano zasługuje.

Kiedyś powiedziałem komuś, że ja bardziej kocham, gdy komuś współczuję. Ta osoba się na to oburzyła stwierdzając, że ja nie wiem co to miłość.
To ja kocham chyba właśnie takie słabsze osoby. Jestem tym drugim typem. Jeśli widzę, że ktoś nie potrzebuje mojej opieki, nie potrafię uznać bez wątpliwości, że kocham taką osobę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21646
Przeczytał: 138 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:50, 11 Wrz 2023    Temat postu:

MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
MaluśnaOwieczka napisał:
Różni ludzie dzielą miłość przez różny mianownik.

Miłości nie da się skutecznie opisać jakąś liczbą mającą symbolizować jej siłę.

To była metafora z tym mianownikiem. Nie chodzi o matematykę.
Chodzi o to, że po prostu różni ludzie mają różny stopień samokrytycyzmu. Stawiają sobie poprzeczkę na różnych wysokościach.

Michał Dyszyński napisał:
Dla jednej osoby miłość będzie domagała się żywotnie aspektu podziwiania obiektu miłości (równych sobie, a już szczególnie słabszych, niższych w rozumieniu i hierarchii trudniej będzie takiemu komuś kochać, bo nie będzie umiał wyplątać się z poczucia lekceważenia, które zablokuje wyższe odczucia), podczas gdy ktoś inny kochać będzie naturalnie istoty słabsze, mało atrakcyjne mentalnie. Jedni kochają bardziej opiekuńczo, inni bardziej władczo i dominująco. Czasem można się zastanawiać czy, przy dużych odchyłkach od normy, to aby na pewno jest jeszcze miłość, czy na to miano zasługuje.

Kiedyś powiedziałem komuś, że ja bardziej kocham, gdy komuś współczuję. Ta osoba się na to oburzyła stwierdzając, że ja nie wiem co to miłość.
To ja kocham chyba właśnie takie słabsze osoby. Jestem tym drugim typem. Jeśli widzę, że ktoś nie potrzebuje mojej opieki, nie potrafię uznać bez wątpliwości, że kocham taką osobę.


Jesli przytaczasz badania patrz powyżej to musisz uznać, ze Twoja pojedyncza wypowiedź nie może przesądzić o Twoim stylu przywiązania ani o tym jak kochasz i kogo..

Nie wiadomo co miałeś na myśli pisząc: współczuję.

Byl taki film. O kobiecie resocjalizatorce. Znajdę go. Film byl religijny...chodziła do więzienia do faceta skazanego na śmierć. Może coś kojarzycie?

Było w polskiej telewizji. Jakaś znana aktorka grała tę kobietę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21646
Przeczytał: 138 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:57, 11 Wrz 2023    Temat postu:

Mam to:

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31367
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:09, 11 Wrz 2023    Temat postu:

MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
MaluśnaOwieczka napisał:
Różni ludzie dzielą miłość przez różny mianownik.

Miłości nie da się skutecznie opisać jakąś liczbą mającą symbolizować jej siłę.

To była metafora z tym mianownikiem. Nie chodzi o matematykę.
Chodzi o to, że po prostu różni ludzie mają różny stopień samokrytycyzmu. Stawiają sobie poprzeczkę na różnych wysokościach.

I właśnie to - mówienie o "wysokości" poprzeczki - jest zastosowaniem modelu liczbowego do opisu.

MaluśnaOwieczka napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Dla jednej osoby miłość będzie domagała się żywotnie aspektu podziwiania obiektu miłości (równych sobie, a już szczególnie słabszych, niższych w rozumieniu i hierarchii trudniej będzie takiemu komuś kochać, bo nie będzie umiał wyplątać się z poczucia lekceważenia, które zablokuje wyższe odczucia), podczas gdy ktoś inny kochać będzie naturalnie istoty słabsze, mało atrakcyjne mentalnie. Jedni kochają bardziej opiekuńczo, inni bardziej władczo i dominująco. Czasem można się zastanawiać czy, przy dużych odchyłkach od normy, to aby na pewno jest jeszcze miłość, czy na to miano zasługuje.

Kiedyś powiedziałem komuś, że ja bardziej kocham, gdy komuś współczuję. Ta osoba się na to oburzyła stwierdzając, że ja nie wiem co to miłość.
To ja kocham chyba właśnie takie słabsze osoby. Jestem tym drugim typem. Jeśli widzę, że ktoś nie potrzebuje mojej opieki, nie potrafię uznać bez wątpliwości, że kocham taką osobę.

Trochę się z Tobą zgadzam, że ja sam też mam wątpliwości w kwestii miłości. Nieraz sobie stawiam pytania typu: Czy kogoś kocham? Po czym bym poznał, że kocham, albo nie kocham?
Sama zależność od kogoś - to chyba nie miłość. Ale jednak miłość ma w sobie aspekt zależności.
Sama przyjemność odczuwana przy kontakcie z kimś - nie jest jeszcze miłością. Jednak trudno chyba mówić o kochaniu kogoś, jeśli spontanicznie na samą myśl o kontakcie z tą osobą zaczynamy się czuć źle, nieprzyjemnie, mamy negatywne reakcje.
Samo poświęcanie się dla kogoś też nie jest miłością. Ale jeśli ktoś DOBROWOLNIE, z poczucia wyrastającego ponad obowiązkowość, czy konformizm wobec nacisków społecznych gotów jest do poświęceń dla jakiejś osoby, to jest w tym coś, co by sugerowało miłość.
I parę innych.
Poza tym mamy lepsze i gorsze dni, chwile w życiu. Trafia się dzień, w którym wszystko nas drażni (łącznie z samym sobą), a wtedy nie czujemy w ogóle nic przyjemnego przy kontakcie z osobą, którą normalnie "kochamy". Więc to wszystko jest jeszcze uwikłane w jakieś incydenty, zdarzenia, przemiany w organizmie. Trudno jest powiedzieć, czym jest miłość. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MaluśnaOwieczka




Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 5509
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:58, 11 Wrz 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
I właśnie to - mówienie o "wysokości" poprzeczki - jest zastosowaniem modelu liczbowego do opisu.

Michał... Przecież ja Ci tego nie zmierzę suwmiarką.

Michał Dyszyński napisał:
Trochę się z Tobą zgadzam, że ja sam też mam wątpliwości w kwestii miłości. Nieraz sobie stawiam pytania typu: Czy kogoś kocham? Po czym bym poznał, że kocham, albo nie kocham?

O właśnie...
Ale przyznaj się do tych rozmyślań, to żona Cie wykopie na zbity pysk.
Ty masz być kurwa pewny, że ją kochasz, a jak nie - to wypierdalaj. Ona sobie znajdzie takiego, co będzie pewny bez rozmyślań.

Michał Dyszyński napisał:
Sama zależność od kogoś - to chyba nie miłość. Ale jednak miłość ma w sobie aspekt zależności.

No właśnie ma. Ale przekonaj do tego żonę.

Michał Dyszyński napisał:
Ale jeśli ktoś DOBROWOLNIE, z poczucia wyrastającego ponad obowiązkowość, czy konformizm wobec nacisków społecznych gotów jest do poświęceń dla jakiejś osoby, to jest w tym coś, co by sugerowało miłość.

A z czego wtedy wynika ta "dobrowolność"?
Każdego coś motywuje. Motywacją jest zawsze spełnianie jakiejś swojej potrzeby.

Michał Dyszyński napisał:
Poza tym mamy lepsze i gorsze dni, chwile w życiu. Trafia się dzień, w którym wszystko nas drażni (łącznie z samym sobą), a wtedy nie czujemy w ogóle nic przyjemnego przy kontakcie z osobą, którą normalnie "kochamy". Więc to wszystko jest jeszcze uwikłane w jakieś incydenty, zdarzenia, przemiany w organizmie. Trudno jest powiedzieć, czym jest miłość. :think:

No właśnie... Ale powiedz to żonie... Wylecisz na zbity ryj.

.


Ostatnio zmieniony przez MaluśnaOwieczka dnia Pon 14:03, 11 Wrz 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin