Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Buddyzm
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Religie i wyznania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:52, 18 Lis 2023    Temat postu:

Andy72 napisał:

W filmie Quo Vadis jeden z bohaterów pyta św. Piotra: co dali światu chrześciajnie, Grey dali kulturę, mądrość, Rzym cywilizację, prawo, a chrześcijanie?
św. Piotr odpowiada : miłość
Co z tego że buddyści są bardziej stonowani i zdyscyplinowani, kiedy odrzucają jedyny sens życia jakim jest Zbawienie w Chrystusie?


Andy ja się odnoszę tylko do kwestii lepszego radzenia sobie pod kątem psychologicznym, przecież takie zarzuty o brak wiary w Jezusa, to właściwie możesz mieć do każdej kultury, która nie jest chrześcijańska. KK się wypowiada w tym temacie, masz dokumenty o stosunku do innych religii. To nie jest przecież wina buddystów, że się wychowali w takiej kulturze i nie wierzą w Jezusa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 5967
Przeczytał: 110 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:58, 18 Lis 2023    Temat postu:

Gorsza jest ekspandywność na inne kultury, w tym na chrześciajństwo
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5546
Przeczytał: 16 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:03, 18 Lis 2023    Temat postu:

Hill napisał:
towarzyski.pelikan napisał:

Nie tyle uważam, co biorę taką ewentualność pod uwagę. Rozumiem, że Ty nie?


U buddystów to się przekłada na ich życie, które jest o wiele bardziej poukładane, stonowane i zdyscyplinowane, niż życie ludzi Zachodu. Dlatego nie biorę pod uwagę takiej ewentualności, że masa ludzi żyjąca w takim systemie i stosująca wypracowane przez ten system metody psychologiczne się oszukuje.
Nie wykluczam oczywiście tego, że mogą się zdarzyć różni ludzie z zaburzeniami, tacy są wszędzie, ale chyba nie o wyjątkach tu mówimy, a o ogólnym, buddyjskim przekazie.

U podstaw Twojego toku myślenia jest założenie, że zdrowie psychiczne (czy szerzej duchowe) człowieka sprowadza się do bycia spokojnym, poukładanym i stonowanym. Przy takim założeniu i zakładając, że masz rację w tym, że buddyści dzięki buddyzmowi osiągają ten święty spokój w znacznie większym stopniu niż ludzie Zachodu, to wówczas rzeczywiście możemy uznać, że buddyści żadnych potrzeb nie wypierają. Jednak sęk w tym, że np. chrześcijanie inaczej rozumieją zdrowie/psychiczne duchowe, w znacznie bardziej złożony sposób. Celem chrześcijan nie jest osiągnięcie spokoju, ten spokój jest oczywiście też ważny i pomocny, ale nie jest ostatecznym celem. Jan Paweł II powiedział, że "Tam gdzie kończy się droga zen i medytacja pustki, zaczyna się chrześcijaństwo i kontemplacja Boga" I może coś w tym jest.

Cytat:

towarzyski.pelikan napisał:

Owszem, buddyzm kładzie nacisk na świadomość, podkreśla, żeby sobie uświadomić wszelkie potrzeby, ale...jak sama wskazałaś, jak już buddysta sobie uświadomi jakąś potrzebę i uzna, że ona go zniewala, to ma ją po prostu wyrzucić z głowy (świadomości) i po problemie. A jeśli jednak to nie jest sztuczna potrzeba, tylko realna, to właśnie w ten sposób dojdzie do wyparcia. A jeśli będzie natrętnie wracać, to buddysta nauczy się ją ignorować, co będzie jego uwolnieniem.


Polecam poczytać trochę nauki buddyjskie, bo pisałam już wcześniej o tym jak to działa, musiałabym się tu znowu powtórzyć. W buddyzmie nie chodzi o wpadanie w jakieś obsesje, zwalczanie potrzeb na siłę, tylko dążenie do osobistej wolności.

Tak jak wcześniej wspomniałam, naprawdę jestem tego świadoma, że nie o to chodzi w buddyzmie, żeby na siłę zwalczać potrzeby, więc nie ma potrzeby, żebyś w kółko powtarzała coś, z czym w ogóle nie polemizuję.
Cytat:
To "walczenie" z potrzebami idzie w parze z rozwijającą się samoświadomością, tylko na takiej zasadzie to będzie skuteczne, bo tylko wtedy człowiek jest gotowy, żeby sobie faktycznie z problemem/niechcianą potrzebą poradzić.

Ale to w ogóle nie rozwiązuję problemu, o którym mówię - na jakiej podstawie buddysta tę potrzebę, której chce się na danym etapie rozwoju świadomości pozbyć, uznaje za sztuczną i tym samym do usunięcia. Tylko na tej, że tak czuje?
Cytat:

Tu akurat katolicyzm jest o wiele bardziej problematyczny dla psychiki, w buddyźmie wszystko jest na luzie, nie ma czegoś takiego jak "grzechy", których nie można popełniać, są tylko wskazówki, które ludzie stosują, gdy są na to gotowi, a w chrześcijaństwie są konkretne grzechy, człowiek żyje w poczuciu winy, musi się z różnych grzechów spowiadać, czasami notorycznie z jednych i tych samych, bo nie otrzymuje narzędzi umożliwiających mu robienia postępów w tym temacie. Na forach katolickich pojawia się mnóstwo ludzi, którzy mają problem ze skrupulantyzmem, bo popełniają ciągle te same grzechy, mają poczucie winy, a kompletnie sobie z tymi grzechami nie radzą, bo ich poziom świadomości im na to po prostu nie pozwala, nie są na to gotowi, a ktoś z zewnątrz im mówi, że to grzech i koniec, nie wolno tak robić.

Zgoda, że katolicyzm jest problematyczny i trudny, bo rozwój duchowy katolika jest osadzony w realizmie. To nie jest tak, że katolik swoim subiektywnym osądem decyduje, co jest mu potrzebne, a co nie, czy dane przykazanie jest istotne, czy jednak może sobie odpuścić. Prawda leży tam gdzie leży, a nie tam gdzie się komuś wydaje. W świetle katolicyzmu istnieją obiektywne potrzeby duchowe człowieka i spełnienie tych potrzeb wiedzie przez krzyż. Wyparcie jest prostsze, bo łatwiej się żyje z myślą, że grzechu nie ma, są tylko różne wybory, to na pewno uśmierza ból, usypia sumienie, ale też niestety niewoli duszę człowieka i nie sprzyja wzrostowi duchowemu.

Cytat:

towarzyski.pelikan napisał:

Mechanizmy obronne służą niczemu innemu jak właśnie minimalizowaniu cierpienia, a z chorobliwego stosowania tych mechanizmów biorą się problemy psychiczne. Jak najbardziej wierzę w osiągnie poziomów coraz większej wolności wewnętrznej, ale nie zgadzam się, że osiąga się poprzez ucieczkę od cierpienia. W moim światopoglądzie cierpienie jest drogą ku temu celowi. Cierpię po to, żeby cierpienie przezwyciężyć. Jeśli od cierpienia będę uciekać, dalej będę zniewolona, tylko nie będę tego świadoma. Cierpienie powinno być asumptem, żeby się sobie przyjrzeć. Zgadzam się oczywiście z Tobą, że istnieją sztuczne potrzeby (jak te wpojone nam przez konsumpcjonizm), ale istnieją też naturalne potrzeby, których spełnienie jest kluczowe dla naszego rozwoju psychicznego i duchowego wzrostu. Jeżeli tego typu potrzeby nie są spełnione, w związku z czym cierpię, to może coś ze mną nie tak, a nie z tymi potrzebami?


Często pojawiają się w dyskujach takie oskarżenia wobec buddyzmu, że jest to "ucieczka od cierpienia" i że to jest złe. Co rozumiesz przez ucieczkę od cierpienia? Jak można w zły/negatywny sposób uciec od cierpienia? Powtórzę, że nie mówimy tu o zachowaniach szkodliwych, o zaburzeniach, bo buddyzm do tego nie zachęca i tysiące buddystów nie ma takich problemów z jakimś wypieraniem czy innymi zachowaniami szkodliwymi dla psychiki, więc podawanie wyjątków, u których takie problemy mogą wystąpić, nie ma tu żadnego sensu, bo takie osoby zdarzają się wszędzie i to nie buddyzm jako system ze swoimi naukami jest tu problemem.

Zapytam tak jak wcześniej Andego, czy chodzisz do lekarza, żeby sobie ulżyć w cierpieniu?

Już samo Twoje pytanie pokazuje fundamentalną różnicę między buddyzmem a chrześcijaństwem. Moja odpowiedź oczywiście brzmi - nie. Do lekarza chodzę po to, żeby rozwiązać problem, nawet jeśli w tym celu będę musiała pocierpieć. Natomiast buddysta idzie po tabletkę przeciwbólową. Pytałaś co to znaczy ucieczka od cierpienia, no właśnie to - chodzenie do lekarza w celu uśmierzenia bólu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 5967
Przeczytał: 110 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:15, 18 Lis 2023    Temat postu:

Niech sobie ludzie Wschodu będą buddystami,
po co jednak reklamować buddyzm w kulturze Zachodu?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21681
Przeczytał: 134 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 5:04, 19 Lis 2023    Temat postu:

Andy72 napisał:
Niech sobie ludzie Wschodu będą buddystami,
po co jednak reklamować buddyzm w kulturze Zachodu?


Bo swiat stal się globalną wioską i wszystko się miesza.
Synkretyzm religijny będzie coraz bardziej powszechny ale jednocześnie będą istnieć ogniska różnych fundamentalizmów religijnych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:28, 19 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:

U podstaw Twojego toku myślenia jest założenie, że zdrowie psychiczne (czy szerzej duchowe) człowieka sprowadza się do bycia spokojnym, poukładanym i stonowanym. Przy takim założeniu i zakładając, że masz rację w tym, że buddyści dzięki buddyzmowi osiągają ten święty spokój w znacznie większym stopniu niż ludzie Zachodu, to wówczas rzeczywiście możemy uznać, że buddyści żadnych potrzeb nie wypierają. Jednak sęk w tym, że np. chrześcijanie inaczej rozumieją zdrowie/psychiczne duchowe, w znacznie bardziej złożony sposób. Celem chrześcijan nie jest osiągnięcie spokoju, ten spokój jest oczywiście też ważny i pomocny, ale nie jest ostatecznym celem. Jan Paweł II powiedział, że "Tam gdzie kończy się droga zen i medytacja pustki, zaczyna się chrześcijaństwo i kontemplacja Boga" I może coś w tym jest.


ale ja tego nigdzie nie neguję, sama wierzę w Boga i tak się składa, że u mnie nawrócenie było przejściem z buddyzmu, który traktowałam jako ciekawą filozofię, z fajnym systemem etycznym i interesującymi wskazówkami psychologicznymi na poprawę jakości zdrowia psychicznego, na wiarę w Osobowego Boga (Uniwersalną Jaźń) Miłości, co dla mnie osobiście było odczuwalne jako wejście na wyższy poziom, tak to odbieram i tak czuję wewnętrznie. Buddyzm był tu psychologią, wiara w Boga, głębszą duchowością.

Pisząc tutaj o wskazówkach buddyjskich odnoszę się głównie do tej strony psychologicznej i nie chodzi mi o zgłębianie się w bardziej zaawansowane nauki buddyjskie na wyższym poziomie, gdzie faktycznie może nastąpić zgrzyt głównie w kwestiach dotyczących duchowości, bo tu mamy Pustkę, w chrześcijaństwie relację z Bogiem, przykazania miłości.

Natomiast ilu chrześcijan/katolików doświadcza świadomego, głębokiego nawrócenia i zaczyna wchodzić na takie poziomy duchowości, że im już żadne wskazówki psychologiczne nie są potrzebne, bo radzą sobie sami bez problemu i rozwój duchowy następuje u nich automatycznie na skutek świadomej relacji z Bogiem? Ilu takich spotykasz wokół siebie? Bo poza nielicznymi przypadkami, to ja takich nie spotykam, przeciwnie, widzę ludzi, którzy mają różne poważne problemy i sobie z tymi problemami nie radzą i samo wychowanie w kulturze chrześcijańskiej im tu nie pomaga, nawet jeśli dotyczy to religijnych katolików. A buddystom ich wskazówki psychologiczne pomagają, nawet jeśli pod względem rozwoju wewnętrznego każdy jest na innym poziomie, to już na starcie, już w wychowaniu otrzymują narzędzia pomagające im lepiej sobie radzić w życiu codziennym.


towarzyski.pelikan napisał:

Ale to w ogóle nie rozwiązuję problemu, o którym mówię - na jakiej podstawie buddysta tę potrzebę, której chce się na danym etapie rozwoju świadomości pozbyć, uznaje za sztuczną i tym samym do usunięcia. Tylko na tej, że tak czuje?


Tak, ale tu nie chodzi o wpadanie w obsesję i usilne zwalczanie potrzeb, tylko w drugą stronę, chodzi o uświadomienie sobie problemu. Dlatego tu nie ma z góry narzuconego zestawu grzechów, tylko co najwyżej wskazówki i jeśli ktoś sobie uświadamia problem, to wtedy nad tym problemem pracuje, choćby poprzez medytację i trwanie w świadomości. To nie jest wypieranie myśli, tylko pozwalanie, by swobodnie przepływały i odpływały jak chmury, a człowiek w sposób w pełni uświadomiony się im przygląda. Nie chcę tego rozwijać, bo zrobiłby się tu elaborat, a dla zainteresowanych, nauki buddyjskie są dostępne w internecie, można się zgłebić. Obecnie te nauki przejęła również psychologia, jest coś takiego jak trening uważności mindfullnes, są badania naukowe potwierdzające skuteczność medytacji w poprawie zdrowia psychicznego.


towarzyski.pelikan napisał:

Zgoda, że katolicyzm jest problematyczny i trudny, bo rozwój duchowy katolika jest osadzony w realizmie. To nie jest tak, że katolik swoim subiektywnym osądem decyduje, co jest mu potrzebne, a co nie, czy dane przykazanie jest istotne, czy jednak może sobie odpuścić. Prawda leży tam gdzie leży, a nie tam gdzie się komuś wydaje. W świetle katolicyzmu istnieją obiektywne potrzeby duchowe człowieka i spełnienie tych potrzeb wiedzie przez krzyż. Wyparcie jest prostsze, bo łatwiej się żyje z myślą, że grzechu nie ma, są tylko różne wybory, to na pewno uśmierza ból, usypia sumienie, ale też niestety niewoli duszę człowieka i nie sprzyja wzrostowi duchowemu.


Ok, ale tu nie chodzi już o sam narzucony zestaw grzechów, ale o kwestie radzenia sobie z nimi, w przypadku osób, które nie są głęboko uduchowione, nie mają takiej świadomości duchowej, żeby samemu nauczyć się radzić sobie z takimi problemami.
Weźmy katolika i buddystę, oboje mają ten sam problem z "grzesznymi" myślami, buddysta nie potraktuje ich jako grzeszne, ale powiedzmy, że zniewalające, utrudniające mu życie. Buddysta dostaje zestaw narzędzi jak sobie z problemem poradzić, a katolik co dostaje? Nic, spowiada się notorycznie z tego samego latami, bo wie, że to grzech, a sobie kompletnie z tym nie radzi i nawet nie wie co mógłby zrobić, żeby jakiś postęp mógł tu nastąpić, nie wie od czego zacząć, bo nie ma narzędzi psychologicznych, które mu to mogą ułatwić. No i w rezultacie wygląda to tak, że buddyści tak realnie w życiu codziennym o wiele lepiej radzą sobie z katolickimi grzechami, niż sami katolicy, mimo tego, że u nich żadnego zestawu grzechów nie ma i nic na siłę nie muszą sobie narzucać. Weźmy choćby kwestię stosowania używek, alkohol, oni nie potrzebują się w ten sposób znieczulać, nie stosują używek, a jak to wygląda w naszej kulturze?


towarzyski.pelikan napisał:

Już samo Twoje pytanie pokazuje fundamentalną różnicę między buddyzmem a chrześcijaństwem. Moja odpowiedź oczywiście brzmi - nie. Do lekarza chodzę po to, żeby rozwiązać problem, nawet jeśli w tym celu będę musiała pocierpieć. Natomiast buddysta idzie po tabletkę przeciwbólową. Pytałaś co to znaczy ucieczka od cierpienia, no właśnie to - chodzenie do lekarza w celu uśmierzenia bólu.


W jakim celu chcesz rozwiązać swój problem u lekarza?
Gdy będzie Cię bolał ząb, to pójdziesz do dentysty, czy zdecydujesz się na trwanie w bólu?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21681
Przeczytał: 134 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:52, 19 Lis 2023    Temat postu:

Nirwana to nie pustka.

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5346
Przeczytał: 38 tematów


PostWysłany: Nie 7:40, 19 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Jan Paweł II powiedział, że "Tam gdzie kończy się droga zen i medytacja pustki, zaczyna się chrześcijaństwo i kontemplacja Boga" I może coś w tym jest.

Czy naprawdę wydaje ci się, że JPII wiedział, gdzie się kończy droga zen? Bo mi się wydaje, że on nawet nie wiedział, gdzie się zaczyna.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 7:45, 19 Lis 2023    Temat postu:

Semele napisał:
Nirwana to nie pustka.

[link widoczny dla zalogowanych]



O podobnych doświadczeniach jakie mają buddyści, pisali też katoliccy Doktorzy Kościoła


tu jest artykuł porównujący opisy doświadczeń buddyjskich z doświadczeniami Jana od Krzyża, przytoczę wypowiedź Jana:

"Z tego, co już powiedzieliśmy, można pojąć, że rozum, aby był zdolny do tego boskiego zjednoczenia, musi być opróżniony i oczyszczony ze wszystkiego, co podpada pod zmysły. Ogołocony i uwolniony od tego, co sam może jasno zrozumieć. Wreszcie wewnętrznie uspokojony, uciszony i oparty na wierze, która jest jedynym, proporcjonalnie najodpowiedniejszym środkiem zjednoczenia duszy z Bogiem11.
Jeśli więc dusza chce dojść w tym życiu do zjednoczenia, odpocznienia i najwyższego dobra, musi przejść wszystkie stopnie rozważań, form i pojęć, pozostawiając je następnie za sobą jako niemające żadnego podobieństwa z celem, do którego prowadzą, tj. z Bogiem12.
A jeśli ktoś dojdzie mężnie do tego całkowitego nic, które jest najgłębszą pokorą, dokona się wtedy zjednoczenie duchowe pomiędzy duszą a Bogiem. I to jest najwznioślejszy i najwyższy stan, jaki można osiągnąć w tym życiu. Polega on nie na przyjemnościach, upodobaniach, smakach i uczuciach duchowych, lecz na prawdziwej śmierci krzyżowej w zmysłach i duchu, czyli w zewnętrznej i duchowej części człowieka13"


[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5546
Przeczytał: 16 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:56, 19 Lis 2023    Temat postu:

Hill napisał:
towarzyski.pelikan napisał:

U podstaw Twojego toku myślenia jest założenie, że zdrowie psychiczne (czy szerzej duchowe) człowieka sprowadza się do bycia spokojnym, poukładanym i stonowanym. Przy takim założeniu i zakładając, że masz rację w tym, że buddyści dzięki buddyzmowi osiągają ten święty spokój w znacznie większym stopniu niż ludzie Zachodu, to wówczas rzeczywiście możemy uznać, że buddyści żadnych potrzeb nie wypierają. Jednak sęk w tym, że np. chrześcijanie inaczej rozumieją zdrowie/psychiczne duchowe, w znacznie bardziej złożony sposób. Celem chrześcijan nie jest osiągnięcie spokoju, ten spokój jest oczywiście też ważny i pomocny, ale nie jest ostatecznym celem. Jan Paweł II powiedział, że "Tam gdzie kończy się droga zen i medytacja pustki, zaczyna się chrześcijaństwo i kontemplacja Boga" I może coś w tym jest.


ale ja tego nigdzie nie neguję, sama wierzę w Boga i tak się składa, że u mnie nawrócenie było przejściem z buddyzmu, który traktowałam jako ciekawą filozofię, z fajnym systemem etycznym i interesującymi wskazówkami psychologicznymi na poprawę jakości zdrowia psychicznego, na wiarę w Osobowego Boga (Uniwersalną Jaźń) Miłości, co dla mnie osobiście było odczuwalne jako wejście na wyższy poziom, tak to odbieram i tak czuję wewnętrznie. Buddyzm był tu psychologią, wiara w Boga, głębszą duchowością.

Pisząc tutaj o wskazówkach buddyjskich odnoszę się głównie do tej strony psychologicznej i nie chodzi mi o zgłębianie się w bardziej zaawansowane nauki buddyjskie na wyższym poziomie, gdzie faktycznie może nastąpić zgrzyt głównie w kwestiach dotyczących duchowości, bo tu mamy Pustkę, w chrześcijaństwie relację z Bogiem, przykazania miłości.

No właśnie, czy nie jest zatem tak, że odeszłaś od buddyzmu na rzecz chrześcijaństwa, bo czegoś Ci w tym buddyzmie zabrakło? Na jakąś duchową potrzebę(y) nie odpowiedział?
Cytat:

Natomiast ilu chrześcijan/katolików doświadcza świadomego, głębokiego nawrócenia i zaczyna wchodzić na takie poziomy duchowości, że im już żadne wskazówki psychologiczne nie są potrzebne, bo radzą sobie sami bez problemu i rozwój duchowy następuje u nich automatycznie na skutek świadomej relacji z Bogiem?

Nie znam takich katolików i chrześcijan, którym żadne wskazówki ani uczestnictwo w Kościele nie są potrzebne, znam natomiast takich, którzy twierdzą, że nie są im potrzebne i odwracają się w związku z tym od Kościoła. Ta postawa o której piszesz jest z gruntu niekatolicka, to tzw. lucyferianizm.
Cytat:
Ilu takich spotykasz wokół siebie? Bo poza nielicznymi przypadkami, to ja takich nie spotykam, przeciwnie, widzę ludzi, którzy mają różne poważne problemy i sobie z tymi problemami nie radzą i samo wychowanie w kulturze chrześcijańskiej im tu nie pomaga, nawet jeśli dotyczy to religijnych katolików. A buddystom ich wskazówki psychologiczne pomagają, nawet jeśli pod względem rozwoju wewnętrznego każdy jest na innym poziomie, to już na starcie, już w wychowaniu otrzymują narzędzia pomagające im lepiej sobie radzić w życiu codziennym.

Cytat:

towarzyski.pelikan napisał:

Ale to w ogóle nie rozwiązuję problemu, o którym mówię - na jakiej podstawie buddysta tę potrzebę, której chce się na danym etapie rozwoju świadomości pozbyć, uznaje za sztuczną i tym samym do usunięcia. Tylko na tej, że tak czuje?


Tak, ale tu nie chodzi o wpadanie w obsesję i usilne zwalczanie potrzeb, tylko w drugą stronę, chodzi o uświadomienie sobie problemu. Dlatego tu nie ma z góry narzuconego zestawu grzechów, tylko co najwyżej wskazówki i jeśli ktoś sobie uświadamia problem, to wtedy nad tym problemem pracuje, choćby poprzez medytację i trwanie w świadomości. To nie jest wypieranie myśli, tylko pozwalanie, by swobodnie przepływały i odpływały jak chmury, a człowiek w sposób w pełni uświadomiony się im przygląda. Nie chcę tego rozwijać, bo zrobiłby się tu elaborat, a dla zainteresowanych, nauki buddyjskie są dostępne w internecie, można się zgłebić. Obecnie te nauki przejęła również psychologia, jest coś takiego jak trening uważności mindfullnes, są badania naukowe potwierdzające skuteczność medytacji w poprawie zdrowia psychicznego.

Tutaj musimy odróżniać psychologię od religii. Pewnie masz rację i buddyzm bardzo dobrze sobie radzi przynajmniej z częścią problemów psychologicznych, pozwalając się wyciszyć, rozwiązać jakieś konflikty etc. Natomiast tak jak wcześniej wspomniałam, religia to nie psychologia. I nie po to katolik np. chodzi do kościoła, żeby uzyskać poradę psychologiczną albo techniki radzenia sobie z problemami psychicznymi. Od tego są psychologowie, psychoterapeuci etc. Kościół jest od wsparcia i przewodnictwa duchowego.
Cytat:

towarzyski.pelikan napisał:

Zgoda, że katolicyzm jest problematyczny i trudny, bo rozwój duchowy katolika jest osadzony w realizmie. To nie jest tak, że katolik swoim subiektywnym osądem decyduje, co jest mu potrzebne, a co nie, czy dane przykazanie jest istotne, czy jednak może sobie odpuścić. Prawda leży tam gdzie leży, a nie tam gdzie się komuś wydaje. W świetle katolicyzmu istnieją obiektywne potrzeby duchowe człowieka i spełnienie tych potrzeb wiedzie przez krzyż. Wyparcie jest prostsze, bo łatwiej się żyje z myślą, że grzechu nie ma, są tylko różne wybory, to na pewno uśmierza ból, usypia sumienie, ale też niestety niewoli duszę człowieka i nie sprzyja wzrostowi duchowemu.


Ok, ale tu nie chodzi już o sam narzucony zestaw grzechów, ale o kwestie radzenia sobie z nimi, w przypadku osób, które nie są głęboko uduchowione, nie mają takiej świadomości duchowej, żeby samemu nauczyć się radzić sobie z takimi problemami.
Weźmy katolika i buddystę, oboje mają ten sam problem z "grzesznymi" myślami, buddysta nie potraktuje ich jako grzeszne, ale powiedzmy, że zniewalające, utrudniające mu życie. Buddysta dostaje zestaw narzędzi jak sobie z problemem poradzić, a katolik co dostaje? Nic, spowiada się notorycznie z tego samego latami, bo wie, że to grzech, a sobie kompletnie z tym nie radzi i nawet nie wie co mógłby zrobić, żeby jakiś postęp mógł tu nastąpić, nie wie od czego zacząć, bo nie ma narzędzi psychologicznych, które mu to mogą ułatwić. No i w rezultacie wygląda to tak, że buddyści tak realnie w życiu codziennym o wiele lepiej radzą sobie z katolickimi grzechami, niż sami katolicy, mimo tego, że u nich żadnego zestawu grzechów nie ma i nic na siłę nie muszą sobie narzucać. Weźmy choćby kwestię stosowania używek, alkohol, oni nie potrzebują się w ten sposób znieczulać, nie stosują używek, a jak to wygląda w naszej kulturze?

Jw. pomieszanie z poplątaniem. Pojęcie grzechu nie jest pojęciem z obszaru psychologii, więc nie bardzo rozumiem, jak można technikami psychologicznymi radzić sobie z grzechami? Natrętne kompulsywne myśli to jedno, a grzech to drugie. Mieszanie kwestii z różnych parafii wprowadza chaos do dyskusji. Choć jest w tym i mój udział, za co najmocniej przepraszam, bo zacytowałam definicję wyparcia (pojęcia z obszaru psychologii). Niemniej, moją intencją nie było sprowadzenie religii do psychologii, tylko polemika z podejściem "Jeżeli nie czuję, że mam potrzebę x, to znaczy, że jej nie mam". Wyparcie jednak rozumiem szeroko, nie tylko jako wypieranie na poziomie psychologicznym, ale też na poziomie duchowym. Innymi słowy, stawiam tezę, że ludzie posiadają obiektywne potrzeby psychiczne i duchowe i z faktu, że subiektywnie nie czują tych potrzeb nie wynika, że ich nie mają.
Cytat:

towarzyski.pelikan napisał:

Już samo Twoje pytanie pokazuje fundamentalną różnicę między buddyzmem a chrześcijaństwem. Moja odpowiedź oczywiście brzmi - nie. Do lekarza chodzę po to, żeby rozwiązać problem, nawet jeśli w tym celu będę musiała pocierpieć. Natomiast buddysta idzie po tabletkę przeciwbólową. Pytałaś co to znaczy ucieczka od cierpienia, no właśnie to - chodzenie do lekarza w celu uśmierzenia bólu.


W jakim celu chcesz rozwiązać swój problem u lekarza?
Gdy będzie Cię bolał ząb, to pójdziesz do dentysty, czy zdecydujesz się na trwanie w bólu?

W takim, żebym została uleczona. Ból pełni w organizmie funkcję alarmu, wskazuje, że coś złego się dzieje. I o ile często motywacją, żeby iść do lekarza jest właśnie ból, bo gdyby nie on nie mielibyśmy zielonego pojęcia, że coś złego się z nami dzieje, to ostatecznym celem nie jest pozbycie się bólu (objawu), tylko jego przyczyny, natomiast ból znika przy okazji. Na tej samej zasadzie jak alarm znika, jak problem został rozwiązany.


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Nie 8:57, 19 Lis 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5546
Przeczytał: 16 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:10, 19 Lis 2023    Temat postu:

Banjankri napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Jan Paweł II powiedział, że "Tam gdzie kończy się droga zen i medytacja pustki, zaczyna się chrześcijaństwo i kontemplacja Boga" I może coś w tym jest.

Czy naprawdę wydaje ci się, że JPII wiedział, gdzie się kończy droga zen? Bo mi się wydaje, że on nawet nie wiedział, gdzie się zaczyna.

Zapytałeś po buddyjsku o doświadczenie, co też swoją drogą różni buddyzm od chrześcijaństwa. Subiektywistyczne religie/filozofie wychodzą z założenia, że żeby je poznać, musisz w nie wejść. Nie da się ich nawet liznąć z zewnątrz. Chrześcijaństwo jest ugruntowane w realizmie. Jeśli buddysta czy muzułmanin chce poznać katolicyzm, to może sobie poczytać np. Katechizm Kościoła Katolickiego, zapoznać się z wykładnią, żeby mieć jakieś pojęcie, z czym ma do czynienia, zanim w to wejdzie. Oczywiście, doświadczenie wzbogaca poznanie o nowe wymiary, ale nie jest konieczne, żeby w ogóle wiedzieć na czym katolicyzm polega. I to czyni m.in. buddyzm niebezpiecznym, ponieważ ludzka psychika działa tak, że potrafimy zmienić zdanie na jakiś temat o 180 stopni pod wpływem doświadczenia. Doświadczenie zmienia perspektywę. I tak możemy być zdeklarowanymi przeciwnikami narkotyzowania się, a jeśli w drodze wyjątku spróbujemy jakiegoś narkotyku, to nagle tak nam się to spodoba, że zaczniemy ćpać regularnie. Czy to będzie oznaczać, że lepiej zrozumiemy, czym jest ćpanie? Czy może poznamy co innego? Ćpanie od wewnątrz nie jest tym samym co ćpanie od zewnątrz i nie zawsze perspektywa od wewnątrz jest tą, której dla własnego dobra powinniśmy się trzymać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 5967
Przeczytał: 110 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 9:33, 19 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:

Zapytałeś po buddyjsku o doświadczenie, co też swoją drogą różni buddyzm od chrześcijaństwa. Subiektywistyczne religie/filozofie wychodzą z założenia, że żeby je poznać, musisz w nie wejść.

Jeden młodzian chciał spróbować heroiny. Poszedł więc do handlarza narkotyków. Tamten dał mu free rozcieńczoną działkę. Po wstrzyknięciu jakoś specjalnie to na niego nie podziałało.
-- eee, to jakieś slabe
- wiesz, żeby zadziałało to trzeba przez dłuższy czas przyzwyczajać organizm, i zobaczysz jakiego wtedy będziesz mieć kopa!
Na co tamten się zdenerwował: - wiecie gdzie mam waszą heroinę!?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 111 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 10:21, 19 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Jw. pomieszanie z poplątaniem. Pojęcie grzechu nie jest pojęciem z obszaru psychologii, więc nie bardzo rozumiem, jak można technikami psychologicznymi radzić sobie z grzechami? Natrętne kompulsywne myśli to jedno, a grzech to drugie. Mieszanie kwestii z różnych parafii wprowadza chaos do dyskusji. Choć jest w tym i mój udział, za co najmocniej przepraszam


To Michał jest odpowiedzialny za pomieszanie religii chrześcijańskiej z psychologią na tym forum. To on wpuścił tutaj tego wirusa, choć prekursorem tego był być może Wuj. Z tego biorą się te wszystkie herezje. W sytuacji gdy z religii chrześcijańskiej zrobimy psychologię to pojęcie kary i grzechu musi zostać z tej religii wyrugowane. Przecież w psychologii pojęcie "kary" jest zupełnie nieobecne i wręcz niepożądane. Pacjent ma być leczony, a nie karany. Pojęcie grzechu jest zaś tu neutralizowane w taki sposób, żeby grzech był nie "winą" wymagającą karania, ale co najwyżej problemem osobowości. W Michałowej psychologii udającej religię chrześcijańską grzech to tylko brak świadomości czegoś, a nie wina wobec Boga. W psychologicznej religii pluszowego boga bóg nigdy nikogo nie karze, nie gniewa się, obserwuje jedynie rozwój duchowy pacjenta, w który to rozwój nawet się nie wtrąca. Boże broń! Pluszowy bóg jest co najwyżej terapeutą. Widać to zresztą po terminologii pluszowców, którzy nawet piekło nazywają "terapią", z której pacjent ostatecznie wychodzi zdrowy i uleczony. U pluszowców piekło jest w niczym nieodróżnialne od czyśćca i jest z nim tożsame. W psychologicznej religii pluszowego boga rozwój osobisty jest z kolei nieodróżnialny od rozwoju duchowego i też jest z nim tożsamy. W tym ujęciu Kościół i Biblia są w zasadzie niepotrzebne. No chyba, że akurat gdzieś pasują do pluszowej religii psychologicznej. Wtedy są przez pluszowców przywoływane, cytowane i uznawane. Jeśli zaś im gdzieś nie pasują - wtedy są przez nich ignorowane, odrzucane i wypierane. To już anbuś kiedyś trafnie zauważył, że religia Michała i Wuja w niczym nie różni się od dowolnej psychologii. I miał rację. Dlatego właśnie pluszowcy tak zaciekle zwalczają autorytet Kościoła bo Kościół nie ma nic wspólnego z instytutami psychologii


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Nie 10:54, 19 Lis 2023, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5346
Przeczytał: 38 tematów


PostWysłany: Nie 13:42, 19 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Banjankri napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Jan Paweł II powiedział, że "Tam gdzie kończy się droga zen i medytacja pustki, zaczyna się chrześcijaństwo i kontemplacja Boga" I może coś w tym jest.

Czy naprawdę wydaje ci się, że JPII wiedział, gdzie się kończy droga zen? Bo mi się wydaje, że on nawet nie wiedział, gdzie się zaczyna.

Zapytałeś po buddyjsku o doświadczenie, co też swoją drogą różni buddyzm od chrześcijaństwa. Subiektywistyczne religie/filozofie wychodzą z założenia, że żeby je poznać, musisz w nie wejść. Nie da się ich nawet liznąć z zewnątrz. Chrześcijaństwo jest ugruntowane w realizmie. Jeśli buddysta czy muzułmanin chce poznać katolicyzm, to może sobie poczytać np. Katechizm Kościoła Katolickiego, zapoznać się z wykładnią, żeby mieć jakieś pojęcie, z czym ma do czynienia, zanim w to wejdzie. Oczywiście, doświadczenie wzbogaca poznanie o nowe wymiary, ale nie jest konieczne, żeby w ogóle wiedzieć na czym katolicyzm polega. I to czyni m.in. buddyzm niebezpiecznym, ponieważ ludzka psychika działa tak, że potrafimy zmienić zdanie na jakiś temat o 180 stopni pod wpływem doświadczenia. Doświadczenie zmienia perspektywę. I tak możemy być zdeklarowanymi przeciwnikami narkotyzowania się, a jeśli w drodze wyjątku spróbujemy jakiegoś narkotyku, to nagle tak nam się to spodoba, że zaczniemy ćpać regularnie. Czy to będzie oznaczać, że lepiej zrozumiemy, czym jest ćpanie? Czy może poznamy co innego? Ćpanie od wewnątrz nie jest tym samym co ćpanie od zewnątrz i nie zawsze perspektywa od wewnątrz jest tą, której dla własnego dobra powinniśmy się trzymać.

Chociaż moje pytanie było proste, ty wolałaś stworzyć chochoła, który ma świadczyć o negatywnej naturze buddyzmu. Nie wiedzieć czemu, przyrównałaś buddyzm do narkotyków, kompletnie pomijają to, że to Jezus wino rozmnażał, aby się ludzie upili, czyli promował, bez wątpienia, najgorszy narkotyk jaki znamy. To na każdej mszy katolickiej, pije się wino. Jak widać trafiłaś kulą w płot, co więcej, nie jesteś w stanie uzasadnić dlaczego ćpanie jest złe, bez relatywizowania.

Teraz ja ci pokaże, co ja widzę w tej wypowiedzi papieża.
Zacznijmy od tego, że JPII nie praktykował zen, więc nie mógł wiedzieć, gdzie kończy się ta droga. Jego wypowiedź nie opierała się o mądrość, a intencję. Potrafisz ją rozpoznać? Co JPII chciał tą wypowiedzią uzyskać? To dość proste. Jego celem było zdyskredytowanie buddyzmu, jako coś zupełnie bezwartościowego. Jeżeli na końcu zen zaczyna się chrześcijaństwo, a do rozpoczęcia kontemplacji Boga, nie jest konieczne przejście ścieżki zen, to znaczy, że do niczego nie jest potrzebne, więc jest bezwartościowe. Prymitywna zagrywka, motywowana jedynie walką o wyznawców, czyli pragnieniem władzy. Ale dlaczego akurat zen było celem takiego ataku? Bo zen nie opierając się o doktrynę, potrafi się świetnie asymilować w innych religiach. Można, co jest zresztą praktykowane, praktykować zen w chrześcijaństwie. W czym więc problem? Ano w tym, że zen uczy jak zauważyć swoje myśli i intencje tak, aby znaleźć ich źródła. Problem w tym, że społeczna maszyna kościoła katolickiego żeruje na ignorancji, nieświadomości i poczuciu winy wiernych, więc nie chce, żeby zostały one obnażone, z wyjawieniem ich prawdziwych źródeł. Nie bez powodu, na każdej mszy, każdy wierny wmawia sobie "moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina", nawet kiedy nie wie, o jaką winę chodzi.

Celem Zen jest wolność od wszelkich fantazmatów, a katolicyzmu zniewolenie nimi. Jak to napisał prof Tomasz Polak "System kościelny jest wielkim fantazmatem - grą wyobraźni, która jednocześnie uwzniośla i degraduje wszystkie uczestniczące w niej podmioty i przedmioty, to jest ludzi wraz z tworzoną przez nich "ukościelnioną" kulturą materialną i duchową.
Zen jest więc olbrzymim zagrożeniem dla kościoła, ale tylko wśród ludzi, którzy są w stanie siebie zrozumieć i uwolnić się od patologicznego myślenia wpojonego im przez indoktrynację. Większość nie jest do tego zdolna, dlatego skupia się na wytwarzaniu irracjonalnych chochołów, których celem jest jedynie obrona ich fantazmatów przed zasadną krytyką.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5346
Przeczytał: 38 tematów


PostWysłany: Nie 13:52, 19 Lis 2023    Temat postu:

Andy72 napisał:
towarzyski.pelikan napisał:

Zapytałeś po buddyjsku o doświadczenie, co też swoją drogą różni buddyzm od chrześcijaństwa. Subiektywistyczne religie/filozofie wychodzą z założenia, że żeby je poznać, musisz w nie wejść.

Jeden młodzian chciał spróbować heroiny. Poszedł więc do handlarza narkotyków. Tamten dał mu free rozcieńczoną działkę. Po wstrzyknięciu jakoś specjalnie to na niego nie podziałało.
-- eee, to jakieś slabe
- wiesz, żeby zadziałało to trzeba przez dłuższy czas przyzwyczajać organizm, i zobaczysz jakiego wtedy będziesz mieć kopa!
Na co tamten się zdenerwował: - wiecie gdzie mam waszą heroinę!?

Dziwne, że swojemu lekarzowi tego nie powiedziałeś. Różnica między ćpaniem, a przyjmowaniem psychotropów jest jedynie w nazwie i czasem w dawce.
Ostatnio pracownik u mojego brata przyszedł do pracy i zaczął się dziwnie zachowywać, tak jakby był pijany, albo pod wpływem. Nie wiedział co się wokół niego dzieje, i swoim działaniem zaczął generował materialne szkody. Okazało się, że mu lekarz dawkę psychotropów zwiększył. Teraz jest w szpitalu, bo w przeciwieństwie do używek, działanie psychotropów wchodzi powoli (nawet kilka tygodni), ale też długo schodzi.
Uwielbiam ludzi, którzy nie mają zielonego pojęcia w temacie, sami chodzą naszprycowani po sam korek, ale pierwsi rzucają się na krytykę innych. Prymitywne, zaściankowe myślenie prosto z "Konopielki".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 5967
Przeczytał: 110 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:54, 19 Lis 2023    Temat postu:

Banjankri napisał:

Co JPII chciał tą wypowiedzią uzyskać? To dość proste. Jego celem było zdyskredytowanie buddyzmu, jako coś zupełnie bezwartościowego. Jeżeli na końcu zen zaczyna się chrześcijaństwo, a do rozpoczęcia kontemplacji Boga, nie jest konieczne przejście ścieżki zen, to znaczy, że do niczego nie jest potrzebne, więc jest bezwartościowe. Prymitywna zagrywka, motywowana jedynie walką o wyznawców, czyli

Wuj osiągnął Pustkę, uznał ją za bezwartościową w porównaniu z Bogiem

Banjankri napisał:

Można, co jest zresztą praktykowane, praktykować zen w chrześcijaństwie. W czym więc problem?

Nie można, może zenowi jest wszystko jedno czy obok jest chrześcijaństwo , ale Bóg Jahwe wyraźnie zabrania innych bogów OBOK Niego.
w OGÓLE PROWADZISZ prymitywną akwizycję


Banjankri napisał:

Ano w tym, że zen uczy jak zauważyć swoje myśli i intencje tak, aby znaleźć ich źródła.

Ale to oznacza technikę przeprogramowania umysłu w stronę buddyzmu,
Dziękuję za takie "krytykujesz heroinę? weź jedną dziłałkę, przekonaj się i będziesz mógł krytykować"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 5967
Przeczytał: 110 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:56, 19 Lis 2023    Temat postu:

Banjankri napisał:

Dziwne, że swojemu lekarzowi tego nie powiedziałeś. Różnica między ćpaniem, a przyjmowaniem psychotropów jest jedynie w nazwie i czasem w dawce.
.

Nie masz bladego pojęcia.
Psychotropy działają odwrotnie niż opioidy czy coś tam jeszcze. Dlatego narkotyki w pierwszej chwili są przyjemne, a psychotropy zwłaszcza te starsze nieprzyjemne
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5346
Przeczytał: 38 tematów


PostWysłany: Nie 14:18, 19 Lis 2023    Temat postu:

Andy72 napisał:
Nie masz bladego pojęcia.
Psychotropy działają odwrotnie niż opioidy czy coś tam jeszcze. Dlatego narkotyki w pierwszej chwili są przyjemne, a psychotropy zwłaszcza te starsze nieprzyjemne

To ty nie masz bladego pojęcia i widać to wyraźnie po tym, że wrzucasz opioid (bardzo szeroko stosowane w medycynie) do jednego worka z wszystkim innym.

Cytat:
Wuj osiągnął Pustkę, uznał ją za bezwartościową w porównaniu z Bogiem

A Pan Twardowski na kogucie jeździł.

Cytat:
Nie można, może zenowi jest wszystko jedno czy obok jest chrześcijaństwo , ale Bóg Jahwe wyraźnie zabrania innych bogów OBOK Niego.
w OGÓLE PROWADZISZ prymitywną akwizycję

Nie prowadzę akwizycji, w przeciwieństwie do ciebie, bo ani tu kandydatów nie ma, ale ja nie reprezentuję żadnej szkoły buddyjskiej. Może i semicki bożek wojny zabraniał ubóstwiania innych bożków, ale nawet wielu duchownym to nie przeszkadza.

Cytat:
Ale to oznacza technikę przeprogramowania umysłu w stronę buddyzmu

Tak się wydaje tym, co nie mają o buddyzmie pojęcia. Sam Buddha Siakjamuni powiedział, że jego nauki są jak tratwa, której używa się do przepłynięcia rzeki, po czy się ją porzuca, bo sama w sobie nie stanowi wartości. Jak widać, buddyzm to nie fantazmat hipokryty, czy tchórzliwe chowanie się za sukienką wyimaginowanego boga.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Nie 14:18, 19 Lis 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5546
Przeczytał: 16 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:57, 19 Lis 2023    Temat postu:

fedor napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Jw. pomieszanie z poplątaniem. Pojęcie grzechu nie jest pojęciem z obszaru psychologii, więc nie bardzo rozumiem, jak można technikami psychologicznymi radzić sobie z grzechami? Natrętne kompulsywne myśli to jedno, a grzech to drugie. Mieszanie kwestii z różnych parafii wprowadza chaos do dyskusji. Choć jest w tym i mój udział, za co najmocniej przepraszam


To Michał jest odpowiedzialny za pomieszanie religii chrześcijańskiej z psychologią na tym forum. To on wpuścił tutaj tego wirusa, choć prekursorem tego był być może Wuj. Z tego biorą się te wszystkie herezje. W sytuacji gdy z religii chrześcijańskiej zrobimy psychologię to pojęcie kary i grzechu musi zostać z tej religii wyrugowane. Przecież w psychologii pojęcie "kary" jest zupełnie nieobecne i wręcz niepożądane. Pacjent ma być leczony, a nie karany. Pojęcie grzechu jest zaś tu neutralizowane w taki sposób, żeby grzech był nie "winą" wymagającą karania, ale co najwyżej problemem osobowości. W Michałowej psychologii udającej religię chrześcijańską grzech to tylko brak świadomości czegoś, a nie wina wobec Boga. W psychologicznej religii pluszowego boga bóg nigdy nikogo nie karze, nie gniewa się, obserwuje jedynie rozwój duchowy pacjenta, w który to rozwój nawet się nie wtrąca. Boże broń! Pluszowy bóg jest co najwyżej terapeutą. Widać to zresztą po terminologii pluszowców, którzy nawet piekło nazywają "terapią", z której pacjent ostatecznie wychodzi zdrowy i uleczony. U pluszowców piekło jest w niczym nieodróżnialne od czyśćca i jest z nim tożsame. W psychologicznej religii pluszowego boga rozwój osobisty jest z kolei nieodróżnialny od rozwoju duchowego i też jest z nim tożsamy. W tym ujęciu Kościół i Biblia są w zasadzie niepotrzebne. No chyba, że akurat gdzieś pasują do pluszowej religii psychologicznej. Wtedy są przez pluszowców przywoływane, cytowane i uznawane. Jeśli zaś im gdzieś nie pasują - wtedy są przez nich ignorowane, odrzucane i wypierane. To już anbuś kiedyś trafnie zauważył, że religia Michała i Wuja w niczym nie różni się od dowolnej psychologii. I miał rację. Dlatego właśnie pluszowcy tak zaciekle zwalczają autorytet Kościoła bo Kościół nie ma nic wspólnego z instytutami psychologii

To niestety prawda, choć daleka bym była od obwiniania za to Michała czy wujazbója. To nie oni stworzyli pluszowe chrześcijaństwo, oni tylko są owocem współczesnych trendów, na które stali się podatni przez swoją indywidualistyczną postawę. Tzw. indywidualiści wychodzą z mylnego przekonania, że jeśli opuszczą wspólnotę, z której się wywodzą, to znajdą obiektywną prawdę o świecie, tutaj: Bogu i religii. Nie rozumiejąc, że natura nie znosi próżni. I człowiek, który przestanie czerpać ze wspólnoty, siłą rzeczy będzie umysłowo jak śmietnik, do którego będą wpadać aktualnie panujące trendy i potem taki indywidualista myśli, że sam Bóg mu to objawił, że samodzielnie odkrył głęboką prawdę o Bogu. Tak właśnie szatan robi wiernym kiełbe we łbie. A im bardziej inteligentni są ci wierni tym gorzej, bo tak wszystko sobie zracjonalizują, że są pogrzebani na lata, czego dowodem są choćby Michał i wujzbój.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5546
Przeczytał: 16 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:08, 19 Lis 2023    Temat postu:

Banjankri napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Banjankri napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Jan Paweł II powiedział, że "Tam gdzie kończy się droga zen i medytacja pustki, zaczyna się chrześcijaństwo i kontemplacja Boga" I może coś w tym jest.

Czy naprawdę wydaje ci się, że JPII wiedział, gdzie się kończy droga zen? Bo mi się wydaje, że on nawet nie wiedział, gdzie się zaczyna.

Zapytałeś po buddyjsku o doświadczenie, co też swoją drogą różni buddyzm od chrześcijaństwa. Subiektywistyczne religie/filozofie wychodzą z założenia, że żeby je poznać, musisz w nie wejść. Nie da się ich nawet liznąć z zewnątrz. Chrześcijaństwo jest ugruntowane w realizmie. Jeśli buddysta czy muzułmanin chce poznać katolicyzm, to może sobie poczytać np. Katechizm Kościoła Katolickiego, zapoznać się z wykładnią, żeby mieć jakieś pojęcie, z czym ma do czynienia, zanim w to wejdzie. Oczywiście, doświadczenie wzbogaca poznanie o nowe wymiary, ale nie jest konieczne, żeby w ogóle wiedzieć na czym katolicyzm polega. I to czyni m.in. buddyzm niebezpiecznym, ponieważ ludzka psychika działa tak, że potrafimy zmienić zdanie na jakiś temat o 180 stopni pod wpływem doświadczenia. Doświadczenie zmienia perspektywę. I tak możemy być zdeklarowanymi przeciwnikami narkotyzowania się, a jeśli w drodze wyjątku spróbujemy jakiegoś narkotyku, to nagle tak nam się to spodoba, że zaczniemy ćpać regularnie. Czy to będzie oznaczać, że lepiej zrozumiemy, czym jest ćpanie? Czy może poznamy co innego? Ćpanie od wewnątrz nie jest tym samym co ćpanie od zewnątrz i nie zawsze perspektywa od wewnątrz jest tą, której dla własnego dobra powinniśmy się trzymać.

Chociaż moje pytanie było proste, ty wolałaś stworzyć chochoła, który ma świadczyć o negatywnej naturze buddyzmu. Nie wiedzieć czemu, przyrównałaś buddyzm do narkotyków, kompletnie pomijają to, że to Jezus wino rozmnażał, aby się ludzie upili, czyli promował, bez wątpienia, najgorszy narkotyk jaki znamy. To na każdej mszy katolickiej, pije się wino. Jak widać trafiłaś kulą w płot, co więcej, nie jesteś w stanie uzasadnić dlaczego ćpanie jest złe, bez relatywizowania.

Chochoła to Ty teraz postawiłeś, bo ja w ogóle nie miałam intencji przyrównywania buddyzmu do narkotyków, jedyne co miałam na celu to pokazanie mechanizmu, że podejście "żeby coś poznać, musisz tego doświadczyć" jest niebezpieczne, przynajmniej z perspektywy chrześcijańskiej, co np. może tłumaczyć czemu JP2 wypowiada się o buddyzmie pomimo że go nie praktykował. Nie musiał (a nawet nie powinien) na mocy podejścia katolickiego.
Cytat:

Teraz ja ci pokaże, co ja widzę w tej wypowiedzi papieża.
Zacznijmy od tego, że JPII nie praktykował zen, więc nie mógł wiedzieć, gdzie kończy się ta droga. Jego wypowiedź nie opierała się o mądrość, a intencję. Potrafisz ją rozpoznać? Co JPII chciał tą wypowiedzią uzyskać? To dość proste. Jego celem było zdyskredytowanie buddyzmu, jako coś zupełnie bezwartościowego. Jeżeli na końcu zen zaczyna się chrześcijaństwo, a do rozpoczęcia kontemplacji Boga, nie jest konieczne przejście ścieżki zen, to znaczy, że do niczego nie jest potrzebne, więc jest bezwartościowe. Prymitywna zagrywka, motywowana jedynie walką o wyznawców, czyli pragnieniem władzy. Ale dlaczego akurat zen było celem takiego ataku? Bo zen nie opierając się o doktrynę, potrafi się świetnie asymilować w innych religiach. Można, co jest zresztą praktykowane, praktykować zen w chrześcijaństwie. W czym więc problem? Ano w tym, że zen uczy jak zauważyć swoje myśli i intencje tak, aby znaleźć ich źródła. Problem w tym, że społeczna maszyna kościoła katolickiego żeruje na ignorancji, nieświadomości i poczuciu winy wiernych, więc nie chce, żeby zostały one obnażone, z wyjawieniem ich prawdziwych źródeł. Nie bez powodu, na każdej mszy, każdy wierny wmawia sobie "moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina", nawet kiedy nie wie, o jaką winę chodzi.

A na jakiej podstawie przypisałeś JP2 taką intencję?
Cytat:

Celem Zen jest wolność od wszelkich fantazmatów, a katolicyzmu zniewolenie nimi. Jak to napisał prof Tomasz Polak "System kościelny jest wielkim fantazmatem - grą wyobraźni, która jednocześnie uwzniośla i degraduje wszystkie uczestniczące w niej podmioty i przedmioty, to jest ludzi wraz z tworzoną przez nich "ukościelnioną" kulturą materialną i duchową.
Zen jest więc olbrzymim zagrożeniem dla kościoła, ale tylko wśród ludzi, którzy są w stanie siebie zrozumieć i uwolnić się od patologicznego myślenia wpojonego im przez indoktrynację. Większość nie jest do tego zdolna, dlatego skupia się na wytwarzaniu irracjonalnych chochołów, których celem jest jedynie obrona ich fantazmatów przed zasadną krytyką.

Wygląda na to, że prof. Tomasz Polak ma jakiś uraz do Kościoła i próbuje sobie z nim radzić antyklerykalizmem. Znam to z osobistego doświadczenia. Mnie przeszło, więc jest nadzieja, że i jemu przejdzie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5346
Przeczytał: 38 tematów


PostWysłany: Nie 16:53, 19 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Chochoła to Ty teraz postawiłeś, bo ja w ogóle nie miałam intencji przyrównywania buddyzmu do narkotyków, jedyne co miałam na celu to pokazanie mechanizmu, że podejście "żeby coś poznać, musisz tego doświadczyć" jest niebezpieczne, przynajmniej z perspektywy chrześcijańskiej, co np. może tłumaczyć czemu JP2 wypowiada się o buddyzmie pomimo że go nie praktykował. Nie musiał (a nawet nie powinien) na mocy podejścia katolickiego.

Czy właściwym zachowaniem jest krytykowanie czegoś, nie znając tego?

Cytat:
A na jakiej podstawie przypisałeś JP2 taką intencję?

Wytłumaczyłem.

Cytat:
Wygląda na to, że prof. Tomasz Polak ma jakiś uraz do Kościoła i próbuje sobie z nim radzić antyklerykalizmem. Znam to z osobistego doświadczenia. Mnie przeszło, więc jest nadzieja, że i jemu przejdzie.

Czyli jeśli ktoś, kto na kościele świetnie się zna, pokazuje jego oblicze, to znaczy, że ma uraz? Ty, z doświadczenia wiesz, co znaczy mieć uraz do Kościoła, on z doświadczenia zna kościół. Jak widać, to są dwie zupełnie różne kwestie, które próbujesz zrównać. To tak jakby mówić, że Einstein miał uraz do grawitacji, wiem, bo kiedyś spadłem z czereśni.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5546
Przeczytał: 16 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:26, 19 Lis 2023    Temat postu:

Banjankri napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Chochoła to Ty teraz postawiłeś, bo ja w ogóle nie miałam intencji przyrównywania buddyzmu do narkotyków, jedyne co miałam na celu to pokazanie mechanizmu, że podejście "żeby coś poznać, musisz tego doświadczyć" jest niebezpieczne, przynajmniej z perspektywy chrześcijańskiej, co np. może tłumaczyć czemu JP2 wypowiada się o buddyzmie pomimo że go nie praktykował. Nie musiał (a nawet nie powinien) na mocy podejścia katolickiego.

Czy właściwym zachowaniem jest krytykowanie czegoś, nie znając tego?

Nie. I już tłumaczyłam, że z faktu, że się nie ćpa nie wynika, że się nie wie, czym obiektywnie (zewnętrznie) jest ćpanie.
Cytat:

Cytat:
A na jakiej podstawie przypisałeś JP2 taką intencję?

Wytłumaczyłem.

Czyli wyssałeś ją sobie z palca. Przypisałeś JP2 najgorszą możliwą intencję, bo tak Ci pasowało do negatywnej opinii o Kościele.
Cytat:

Cytat:
Wygląda na to, że prof. Tomasz Polak ma jakiś uraz do Kościoła i próbuje sobie z nim radzić antyklerykalizmem. Znam to z osobistego doświadczenia. Mnie przeszło, więc jest nadzieja, że i jemu przejdzie.

Czyli jeśli ktoś, kto na kościele świetnie się zna, pokazuje jego oblicze, to znaczy, że ma uraz?

Nie. O urazie świadczy demonizowanie Kościoła. Nikt bezstronny nie wymalowałby Kościoła w tak jednoznacznie ciemnych barwach.
Cytat:

Ty, z doświadczenia wiesz, co znaczy mieć uraz do Kościoła, on z doświadczenia zna kościół. Jak widać, to są dwie zupełnie różne kwestie, które próbujesz zrównać. To tak jakby mówić, że Einstein miał uraz do grawitacji, wiem, bo kiedyś spadłem z czereśni.

Co to znaczy, że zna Kościół?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5346
Przeczytał: 38 tematów


PostWysłany: Nie 18:42, 19 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Czyli wyssałeś ją sobie z palca. Przypisałeś JP2 najgorszą możliwą intencję, bo tak Ci pasowało do negatywnej opinii o Kościele.

Napisz konkretnie, z czym w tej interpretacji się nie zgadzasz i dlaczego.

Cytat:
Nie. O urazie świadczy demonizowanie Kościoła. Nikt bezstronny nie wymalowałby Kościoła w tak jednoznacznie ciemnych barwach.

Czyli taką interpretację wyssałaś sobie z palca. No bo jak inaczej tłumaczyć twój zarzut o demonizowaniu, czyli określenie, które nie pojawiło się w wypowiedziach Tomasza Polaka? On napisał to, co napisał, a ty zarzucasz mu coś, czego nie napisał i na tej podstawie zarzucasz mu motywację płynącą z jakiegoś jego urazu.
Piszesz, że nikt bezstronny nie demonizowałby kościoła. A co jeśli Kościół jest "demoniczny"? Czy taki ktoś nie mówiłby prawdy? Żeby to wyjaśnić, musisz zagłębić się w temat na tyle głęboko, żeby móc dowieść swojej tezy. Każdy ma jakieś wyobrażenie, czym kościół jest, również Tomasz Polak. Rzecz w tym, że on się całe swoje dorosłe życie zajmuje tematem, i w przeciwieństwie do JPII, który się wypowiada o Zen go nie znając, Polak spędził większość swojego dorosłego życia jako kapłan i wykładowca teologii.
Z jakiegoś dziwnego powodu, jeżeli ktoś twierdzi coś bezpodstawnie, to próbujesz to uzasadniać, ale jeśli ktoś ma solidne podstawy, to już jest uraz. Czego to jest rezultat, siły autorytetu? Bo papież to już musiał mieć rację, nawet jak jej nie miał?

Cytat:
Co to znaczy, że zna Kościół?

[link widoczny dla zalogowanych]
Postać bardzo niewygodna dla Kościoła.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5546
Przeczytał: 16 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:17, 20 Lis 2023    Temat postu:

Banjankri napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Czyli wyssałeś ją sobie z palca. Przypisałeś JP2 najgorszą możliwą intencję, bo tak Ci pasowało do negatywnej opinii o Kościele.

Napisz konkretnie, z czym w tej interpretacji się nie zgadzasz i dlaczego.

No to lecimy:
Cytat:
Jeżeli na końcu zen zaczyna się chrześcijaństwo, a do rozpoczęcia kontemplacji Boga, nie jest konieczne przejście ścieżki zen, to znaczy, że do niczego nie jest potrzebne, więc jest bezwartościowe.

Nie ma takiego wynikania. Jeżeli coś służy dobremu celowi to jest wartościowe. Zen nie musi być jedyną drogą osiągnięcia czegoś, żeby zostało uznane za wartościowe.
W konsekwencji:
Cytat:
Prymitywna zagrywka, motywowana jedynie walką o wyznawców, czyli pragnieniem władzy.

powyższy wniosek nie jest uprawniony. Pomijając, że nawet gdyby rzeczywiście papież uznał zen za coś bezwartościowego, to z tego nie wynika, że motywacją do takiej tezy byłoby koniecznie pragnienie władzy. Jest bardziej przyziemne i prawdopodobne wyjaśnienie - chociażby brak pełnego zrozumienia zen z racji braku praktyki.
Cytat:
Ale dlaczego akurat zen było celem takiego ataku? Bo zen nie opierając się o doktrynę, potrafi się świetnie asymilować w innych religiach. Można, co jest zresztą praktykowane, praktykować zen w chrześcijaństwie. W czym więc problem? Ano w tym, że zen uczy jak zauważyć swoje myśli i intencje tak, aby znaleźć ich źródła.

Bardzo naciągane wyjaśnienie. Papież mógł wybrać zen z pobudek retorycznych, chciał kontrastowo zestawić medytację pustki z kontemplacją Boga (jako pełni), co nie tylko on jeden czynił. Poeta Jan Rybowicz również w swoim wierszu powołał się na zen, bo jest wyraziście skontrastowany z perspektywą człowieka z krwi i kości:

Studiując zen

To nie będzie wcale takie głupie,
jeśli,
studiując zen,
powiesz mi,
że gałęzie drzewa
wgryzają się w ziemię powietrza
i piją wody wiatru,
a drzewa korzenie
tkwią w powietrzu ziemi
i owiewa je wiatr wód...
To nie będzie wcale takie głupie,
ale nie zdziw się wcale,
że gdy to powiesz,
to tak cię walnę
w tę twoją przemądrzałą gębę,
że wywrócisz się do góry nogami
i spostrzeżesz,
że gałęzie drzewa
owiewa wiatr,
a drzewa korzenie
tkwią mocno w ziemi!

I tylko nie próbuj
wmawiać mi wtedy,
że to ja stoję
do góry nogami!

Cytat:

Cytat:
Nie. O urazie świadczy demonizowanie Kościoła. Nikt bezstronny nie wymalowałby Kościoła w tak jednoznacznie ciemnych barwach.

Czyli taką interpretację wyssałaś sobie z palca. No bo jak inaczej tłumaczyć twój zarzut o demonizowaniu, czyli określenie, które nie pojawiło się w wypowiedziach Tomasza Polaka? On napisał to, co napisał, a ty zarzucasz mu coś, czego nie napisał i na tej podstawie zarzucasz mu motywację płynącą z jakiegoś jego urazu.
Piszesz, że nikt bezstronny nie demonizowałby kościoła. A co jeśli Kościół jest "demoniczny"? Czy taki ktoś nie mówiłby prawdy? Żeby to wyjaśnić, musisz zagłębić się w temat na tyle głęboko, żeby móc dowieść swojej tezy. Każdy ma jakieś wyobrażenie, czym kościół jest, również Tomasz Polak. Rzecz w tym, że on się całe swoje dorosłe życie zajmuje tematem, i w przeciwieństwie do JPII, który się wypowiada o Zen go nie znając, Polak spędził większość swojego dorosłego życia jako kapłan i wykładowca teologii.
Z jakiegoś dziwnego powodu, jeżeli ktoś twierdzi coś bezpodstawnie, to próbujesz to uzasadniać, ale jeśli ktoś ma solidne podstawy, to już jest uraz. Czego to jest rezultat, siły autorytetu? Bo papież to już musiał mieć rację, nawet jak jej nie miał?

Cytat:
Co to znaczy, że zna Kościół?

[link widoczny dla zalogowanych]
Postać bardzo niewygodna dla Kościoła.

W Kościele jest mnóstwo osób, które znają go od środka i nie krytykują go tak jak Tomasz Polak. Co konkretne czyni jego ocenę bardziej wiarygodną od oceny księży, biskupów, teologów, którzy również bardzo dobrze poznali Kościół i go zachwalają?


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Pon 18:25, 20 Lis 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5346
Przeczytał: 38 tematów


PostWysłany: Pon 22:08, 20 Lis 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Jeżeli coś służy dobremu celowi to jest wartościowe.

W którym momencie człowiek zaczyna być chrześcijaninem? W momencie chrztów. Czyli chrześcijaństwo zaczyna się dla niego, bez żadnych wymagań w stosunku do niego. Nic nie musi zrobić. Tak samo jest z kontemplacją Boga. Twierdzenie, że coś kończy się tam, gdzie zaczyna się coś, co nie ma wymagań, świadczy o braku wartości tego pierwszego. Równie dobrze mógł powiedzieć, że chrześcijaństwo i kontemplacja Boga, zaczyna się tam, gdzie kończy się mycie kibla. Według JPII, oświecony mistrz Zen, jest w tym samym miejscu, co niemowlę, które nic nie wie o świecie. Jeśli dalej nie rozumiesz, spróbuje zamienić strony: "Tam gdzie kończy się droga chrześcijaństwa i boża łaska, zaczyna się zen i medytacja pustki".

Cytat:
to z tego nie wynika, że motywacją do takiej tezy byłoby koniecznie pragnienie władzy. Jest bardziej przyziemne i prawdopodobne wyjaśnienie - chociażby brak pełnego zrozumienia zen z racji braku praktyki.

Jaki efekt na wiernego, który nie wie, którą religię wybrać, ma twierdzenie, że religia A kończy się tam, gdzie zaczyna się religia B? Wyższość religii B jest ewidentna. Po co głowie religii B, wygaszać twierdzenia, które wywyższają jego religię ponad konkurencję? Dla wiernych. A po co mu wierni? Dla pieniędzy i władzy.

Cytat:
Bardzo naciągane wyjaśnienie. Papież mógł wybrać zen z pobudek retorycznych, chciał kontrastowo zestawić medytację pustki z kontemplacją Boga (jako pełni), co nie tylko on jeden czynił.

Nie naciągane a logiczne. Naciągane to jest powoływanie się na wiersz i zakładanie pobudek retorycznych. Co więcej, pozycjonowanie pustki po przeciwnej stronie do pełni, byłoby wyrazem niewiedzy, albo złej woli, bo najsłynniejsza sutra (Sutra Serca) mówi, że "forma jest pustką, pustka jest formą". Tylko wypaczone znaczenie można używać do tworzenia tego kontrastu.

Cytat:
To nie będzie wcale takie głupie,
jeśli,
studiując zen,
powiesz mi,
że gałęzie drzewa
wgryzają się w ziemię powietrza
i piją wody wiatru,
a drzewa korzenie
tkwią w powietrzu ziemi
i owiewa je wiatr wód...
To nie będzie wcale takie głupie,
ale nie zdziw się wcale,
że gdy to powiesz,
to tak cię walnę
w tę twoją przemądrzałą gębę,
że wywrócisz się do góry nogami
i spostrzeżesz,
że gałęzie drzewa
owiewa wiatr,
a drzewa korzenie
tkwią mocno w ziemi!

I tylko nie próbuj
wmawiać mi wtedy,
że to ja stoję
do góry nogami!

Żałosny wyraz ignorancji i kompletnego braku zrozumienia, czym jest zen i koany. Prymitywne próby wyśmiewania praktyk szkoły Rinzai. Nie ma co komentować, bo gdybym musiał wymyślić coś na podobnym poziomie, w stosunku do katolików, to pewnie powiedziałbym, że są urojonymi kanibalami.

Cytat:
W Kościele jest mnóstwo osób, które znają go od środka i nie krytykują go tak jak Tomasz Polak. Co konkretne czyni jego ocenę bardziej wiarygodną od oceny księży, biskupów, teologów, którzy również bardzo dobrze poznali Kościół i go zachwalają?

To: "Po wieloletnim i gruntownym zastanowieniu doszedłem do przekonania, że z racji sumienia nie powinienem już w moim działaniu reprezentować instytucji i wspólnoty kościelnej."
Jeżeli ktoś traci na wyrażaniu tego co myśli, jest wysoce prawdopodobne, że jest szczery. Jest bardziej wiarygodny od innych księży, bo oni mają dużo do stracenia. Co więcej, nie wiem czy czytałaś jego życiorys, ale to nie jest byle klecha. Nie każdy dostaje Złoty Krzyż Zasługi, rzetelnie wykonywaną pracę. I na koniec, czytałem jego książki, słuchałem wykładów z Pracowni Pytań Granicznych jeszcze jak interesowałem się chrześcijaństwem, a on był księdzem i to co jest dla mnie najważniejsze, to to, że mówi z sensem. Absolutnie nie mogłem tego powiedzieć o JPII. [/list]


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Pon 22:13, 20 Lis 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Religie i wyznania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 4 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin