Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Buńczuczny ton, napastliwość, negowanie wszystkiego
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 26, 27, 28  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Samoocena - jak śfinie widzą Śfinię
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37724
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:26, 07 Lis 2025    Temat postu:

Kontakt z dyskutantem buńczucznym, narzucającym inwazyjnie oceny choć może być frustrujący dla osób pragnących się jakoś dogadywać w dyskusji, ma pewne swoje zalety w kontekście TRENINGU MENTALNEGO.
Taki inwazyjny dyskutant prędzej czy później przekracza granicę groteski, absurdu w formułowaniu swoich uwag. Szczególnie postawa wmawiania komuś intencji, nazywania pejoratywnie postaw, które przecież wiemy, jakie mamy, jest dla treningu mentalnego cenną okazją do okazania swojej woli trwania w tym, co słuszne. Im bardziej groteskowym zarzutom podlegamy, tym wyraźniej widzimy, że wola trwania przy swoim (o ile jest słuszne) powinna być mocna, orientująca się w zagrożeniach, doskonalona przez cały czas.
Buńczuczne postawy tych, którzy przekraczają granice groteski w napastliwości, jednocześnie stawiają swoistą kropkę nad "i" wobec wątpliwości względem samego siebie. Wątpienie w swoje rozpoznania jest w jakiś sposób dobre, ma w sobie wyraźny aspekt pokory. Ale nie można wątpić w nieskończoność. W którymś momencie trzeba odhaczyć pewne poziomy nawet nieabsolutnego ustalenia jakiejś prawdy i powiedzieć sobie coś w stylu: "może i nie wszystkie wątpliwości tu rozstrzygnąłem, ale nie mogę już utrzymywać tej decyzji w wiecznym zawieszeniu, więc opowiadam się za opcją ..."
I właśnie gdy widzimy, że zarzuty wobec nas są aż tak bardzo absurdalne, manipulatorskie, naciągane, pozbawione uczciwego postawienia sprawy, spływa na człowieka rodzaj spokoju i pewności. Widząc, że to, co wystąpiło przeciw naszym poglądom jest po prostu śmieszne, dostajemy impuls do tego, aby przy tym swoim już stać niewzruszenie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16432
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:44, 07 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Kontakt z dyskutantem buńczucznym, narzucającym inwazyjnie oceny choć może być frustrujący dla osób pragnących się jakoś dogadywać w dyskusji, ma pewne swoje zalety w kontekście TRENINGU MENTALNEGO.

To wprowadzenie jest typowym przykładem pasywno-agresywnego samozadowolenia, którym próbujesz przykryć własną niezdolność do przyjęcia krytyki. Udajesz refleksję o „treningu mentalnym”, a w rzeczywistości tworzysz autoterapeutyczne usprawiedliwienie dla swojej porażki w dyskusji. Przedstawiasz sytuację, w której nie potrafisz logicznie obronić swojego stanowiska, jako niby duchowy rozwój. To tani mechanizm racjonalizacji – próbujesz przekuć własną bezradność w cnotę.

Michał Dyszyński napisał:
Taki inwazyjny dyskutant prędzej czy później przekracza granicę groteski, absurdu w formułowaniu swoich uwag. Szczególnie postawa wmawiania komuś intencji, nazywania pejoratywnie postaw, które przecież wiemy, jakie mamy, jest dla treningu mentalnego cenną okazją do okazania swojej woli trwania w tym, co słuszne.

Ten fragment to czysta hipokryzja. Opisujesz „inwazyjnego dyskutanta”, zarzucając mu groteskę, absurd, wmawianie intencji i pejoratywne oceny – dokładnie te same cechy, które sam w kółko prezentujesz. Twoje własne wypowiedzi to nieustanne etykietowanie, insynuacje i moralizatorskie diagnozy. Cały ten passus jest nie tyle analizą, co projekcją: opisujesz siebie, tylko w lustrzanym odbiciu. Twoja próba przedstawienia się jako „ćwiczącego wolę trwania przy tym, co słuszne” to zwykła poza, pozbawiona autentyczności i samoświadomości.

Michał Dyszyński napisał:
Im bardziej groteskowym zarzutom podlegamy, tym wyraźniej widzimy, że wola trwania przy swoim (o ile jest słuszne) powinna być mocna, orientująca się w zagrożeniach, doskonalona przez cały czas.

Tu wchodzisz już w czyste samozachwycenie. Usprawiedliwiasz każde fiasko w dyskusji frazesem o „doskonaleniu woli”, jakby upór miał sam w sobie wartość. To nie jest żadna siła – to ślepe trzymanie się przekonań wbrew faktom. Twój tok myślenia sprowadza się do tego, że im bardziej ktoś wytyka ci błędy, tym bardziej czujesz się utwierdzony w swoim przekonaniu. To nie „trening mentalny”, tylko zamknięcie się w bańce samozadowolenia.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczne postawy tych, którzy przekraczają granice groteski w napastliwości, jednocześnie stawiają swoistą kropkę nad "i" wobec wątpliwości względem samego siebie.

Znowu próbujesz moralnie odwrócić sytuację. Tworzysz karykaturalny obraz „buńczucznego oponenta”, żeby samemu wyjść na zrównoważonego poszukiwacza prawdy. To tania retoryka ofiary: robisz z siebie tego, który „zachowuje spokój”, podczas gdy sam wcześniej wielokrotnie atakujesz ad personam i przypisujesz rozmówcom „duchowe choroby”. To nie tylko nieuczciwe, ale i żałośnie niespójne.

Michał Dyszyński napisał:
Wątpienie w swoje rozpoznania jest w jakiś sposób dobre, ma w sobie wyraźny aspekt pokory. Ale nie można wątpić w nieskończoność. W którymś momencie trzeba odhaczyć pewne poziomy nawet nieabsolutnego ustalenia jakiejś prawdy i powiedzieć sobie coś w stylu: "może i nie wszystkie wątpliwości tu rozstrzygnąłem, ale nie mogę już utrzymywać tej decyzji w wiecznym zawieszeniu, więc opowiadam się za opcją ..."

Ten fragment brzmi jak filozoficzny bełkot mający maskować prostą rzecz – że po prostu upierasz się przy swoim. „Odhaczanie poziomów ustalenia prawdy” to pusta metafora, a „opowiadanie się za opcją” to nic innego jak uznanie własnego dogmatyzmu. Zamiast przyznać, że nie masz argumentów, ubierasz ten brak w pseudofilozoficzny język o „pokorze” i „wiecznym zawieszeniu”. To gra pozorów, a nie refleksja.

Michał Dyszyński napisał:
I właśnie gdy widzimy, że zarzuty wobec nas są aż tak bardzo absurdalne, manipulatorskie, naciągane, pozbawione uczciwego postawienia sprawy, spływa na człowieka rodzaj spokoju i pewności. Widząc, że to, co wystąpiło przeciw naszym poglądom jest po prostu śmieszne, dostajemy impuls do tego, aby przy tym swoim już stać niewzruszenie.

Ten końcowy akapit to szczyt samozadowolenia i ucieczki od rzeczywistości. Ogłaszasz, że jeśli ktoś cię krytykuje, to znaczy, że jego zarzuty są „śmieszne i manipulatorskie”, a to tylko utwierdza cię w słuszności. To nie spokój wynikający z pewności, tylko pycha ubrana w ton duchowej refleksji. Twoja "logika" sprowadza się do tautologii: jeśli ktoś się z tobą nie zgadza, to dowód, że masz rację. To dziecinne, a zarazem żałosne w swej przewrotności.

Twój cały wywód to nic więcej niż próba zbudowania autoterapeutycznej narracji, w której przegrywanie dyskusji staje się cnotą, a każda krytyka – dowodem na duchową głębię. Uciekasz od argumentów, uciekasz od logiki, uciekasz w moralizatorstwo i religijną retorykę. W efekcie powstaje nie refleksja, lecz autowynurzenie człowieka, który w obliczu intelektualnej bezradności musi wmówić sobie, że to wszystko było „treningiem mentalnym”


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pią 14:33, 07 Lis 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37724
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:17, 07 Lis 2025    Temat postu:

Od pewnego poziomu buńczuczności dyskutant zaczyna działać jak w amoku. Buńczuczność bowiem sama się nakręca, działa w dodatnim sprzężeniu zwrotnym. Buńczuczny działa w emocjach, a emocje mają skłonność do samonakręcania się, więc to pierwsze przekonanie buńczucznego "ja mam rację, bo to ja, bo ja mam zawsze rację" umacnia się za każdą jego buńczuczną wypowiedzią, która przecz buńczucznego jest odbierana jako zwycięstwo, czyli też i potwierdzenie, że się miało rację.
Buńczuczny prawie niczego nie weryfikuje obiektywnie, nie nawiązuje relacji krytycznej z zewnętrznymi mechanizmami ocennymi, tylko wszelkim potwierdzeniem zarządza sam. Sam swoje ogłasza, a potem sam sobie ogłasza to ogłoszenie zasadnym, kładącym argumenty oponenta, zwycięskim.
W pewnym momencie dla zewnętrznego obserwatora buńczuczny przekracza granice groteski, jest skompromitowany jako wiarygodny dyskutant. Ale im bardziej buńczuczny zewnętrznie jest skompromitowany, tym bardziej we własnych odczuciach buńczuczny będzie się uznawał za tryumfatora, za tego, kto zaprezentował "kładące argumenty". Bo buńczuczny funkcjonuje już w amoku sampotwierdzania, już tak się nakręcił ku swojemu "zwycięstwu", że ODCZUCIE TEGO ZWYCIĘSTWA GENERUJE WYŁĄCZNIE W OPARCIU O WŁASNE NASTAWIENIE.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16432
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:33, 07 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Od pewnego poziomu buńczuczności dyskutant zaczyna działać jak w amoku. Buńczuczność bowiem sama się nakręca, działa w dodatnim sprzężeniu zwrotnym. Buńczuczny działa w emocjach, a emocje mają skłonność do samonakręcania się, więc to pierwsze przekonanie buńczucznego "ja mam rację, bo to ja, bo ja mam zawsze rację" umacnia się za każdą jego buńczuczną wypowiedzią, która przez buńczucznego jest odbierana jako zwycięstwo, czyli też i potwierdzenie, że się miało rację.

To, co piszesz, jest pozbawione jakiejkolwiek obiektywnej treści i stanowi jedynie karykaturalny opis, który ma deprecjonować rozmówcę przez emocjonalne etykietowanie. Twoje pojęcie „buńczuczności” to czysta projekcja — pusty frazes, którym przykrywasz własną frustrację wobec krytyki. Nie potrafisz wskazać ani jednego faktycznego przykładu, który potwierdzałby tezę o „amoku”, więc zamiast argumentów produkujesz psychologiczną opowieść o rzekomej „autonakręcającej się emocji”. To nie jest opis zjawiska, tylko twoje życzeniowe tłumaczenie, dlaczego twoje słabe stanowisko przegrywa w konfrontacji z logiką.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczny prawie niczego nie weryfikuje obiektywnie, nie nawiązuje relacji krytycznej z zewnętrznymi mechanizmami ocennymi, tylko wszelkim potwierdzeniem zarządza sam. Sam swoje ogłasza, a potem sam sobie ogłasza to ogłoszenie zasadnym, kładącym argumenty oponenta, zwycięskim.

To zdanie jest przykładem projekcji w czystej postaci. To dokładnie ty w ten sposób funkcjonujesz — ignorujesz logiczne kontrargumenty, nie weryfikujesz własnych twierdzeń i arbitralnie ogłaszasz ich słuszność, bez cienia refleksji. Zarzucasz innym dokładnie to, co sam robisz w każdej swojej wypowiedzi: wystawiasz sobie świadectwa słuszności i tworzysz narrację o „zwycięstwie”, podczas gdy twoje rozumowanie nie ma ani struktury logicznej, ani faktograficznego oparcia. Twoja pseudoanaliza nie ma żadnej wartości merytorycznej — to wyłącznie psychologiczna fantazja służąca dowartościowaniu własnego ego.

Michał Dyszyński napisał:
W pewnym momencie dla zewnętrznego obserwatora buńczuczny przekracza granice groteski, jest skompromitowany jako wiarygodny dyskutant. Ale im bardziej buńczuczny zewnętrznie jest skompromitowany, tym bardziej we własnych odczuciach buńczuczny będzie się uznawał za tryumfatora, za tego, kto zaprezentował "kładące argumenty".

To już czyste psychologizowanie, pozbawione jakichkolwiek przesłanek. Używasz słów „groteska”, „kompromitacja” i „tryumfator” jak retorycznych rekwizytów, by stworzyć wrażenie obiektywnej analizy, ale w rzeczywistości to tylko emocjonalne etykiety. Cały ten fragment nie mówi nic o rozmówcy — mówi wszystko o tobie. Twoja obsesja na punkcie „buńczuczności” to nic innego jak bezsilna próba deprecjacji kogoś, kto w logicznej konfrontacji cię przewyższa. Zamiast analizować treść, próbujesz odmalować przeciwnika w karykaturalnych barwach, bo tylko w takiej narracji możesz się poczuć „moralnym zwycięzcą”.

Michał Dyszyński napisał:
Bo buńczuczny funkcjonuje już w amoku samopotwierdzania, już tak się nakręcił ku swojemu "zwycięstwu", że ODCZUCIE TEGO ZWYCIĘSTWA GENERUJE WYŁĄCZNIE W OPARCIU O WŁASNE NASTAWIENIE.

To zdanie jest kompletnie puste, choć podszyte tonem moralnej wyższości. Opisujesz stan emocjonalny, którego nie jesteś w stanie dowieść, a którego jedynym celem jest zdyskredytowanie rozmówcy i wybielenie siebie. Ironia polega na tym, że to właśnie ty uciekasz się do autowaloryzacji i samopotwierdzania – nieustannie ogłaszasz swoje „zrozumienie”, „spokój” i „trening mentalny”, kiedy każdy kolejny twój wpis to tylko desperacka próba utrzymania narracji o własnej mądrości.

Twój tekst to czysta psychologiczna projekcja ubrana w pseudoanalizę. Każdy zarzut, który kierujesz przeciw „buńczucznemu”, jest w istocie dokładnym opisem twojego własnego zachowania – od emocjonalnych reakcji, przez potrzebę autopotwierdzania, po ślepy upór w utrzymywaniu własnej racji. Używasz języka rzekomej obserwacji, żeby ukryć fakt, że nie analizujesz rzeczywistości, tylko tworzysz literacki autoportret człowieka, który dawno przestał dyskutować, a zaczął monologować do swojego wyobrażenia o oponencie. W tej pseudo-refleksji nie ma ani cienia logiki, ani pokory – jest tylko nieudolna próba ratowania wizerunku po całkowitej klęsce merytorycznej
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37724
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:49, 07 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczny prawie niczego nie weryfikuje obiektywnie, nie nawiązuje relacji krytycznej z zewnętrznymi mechanizmami ocennymi, tylko wszelkim potwierdzeniem zarządza sam. Sam swoje ogłasza, a potem sam sobie ogłasza to ogłoszenie zasadnym, kładącym argumenty oponenta, zwycięskim.

Zaraz! A może to ja sam jestem tym "buńczucznym"?
Mam zasadę, że zawsze (!) gdy poważny zarzut jakimś postawom (bardzo rzadko konkretnym ludziom) stawiam, to czuję się zobowiązany postawić go względem siebie. A jeśli nawet miałbym zarzut odrzucić, to zobowiązany jestem przedstawić mocne argumenty.
Aby zweryfikować jakąkolwiek buńczuczność (w szczególności potencjalnie tą moją) należałoby przedstawić względnie obiektywne kryteria dla owej weryfikacji. Co jest kryterium buńczuczności (przynajmniej w tym moim tutaj rozumieniu)?
1. Brak samokrytycyzmu, brak nawet SPYTANIA SIĘ SIEBIE WEWNĘTRZNIE, czy nie podlegam zarzutom.
2. Szukanie wszelkiej winy u innych ludzi (oskarżanie), a zwycięstwo u siebie.
3. Brak twardych kryteriów oceny, poleganie na intuicyjnych uznaniach, w których (z racji na to, że w intuicjach wszystkie oceny są płynne) siebie zawsze da się wybronić, a innych da się zawsze oskarżyć.
4. Silnie autorytarny, autorytatywny, odgórny tryb stwierdzania wszystkiego. Mnóstwo deklaracji o innych i o sobie.
5. Dodałbym jeszcze punkt dość szczególny, pewnie nieoczywisty - brak zdolności rozpatrywania zagadnień dotyczących ludzkich postaw "czysto teoretycznie", czyli bez szybkiego przypisywania ich konkretnym ludziom, a więc z zasady sobie wszystko to dobre, a "tamtym" wszystko co złe.

Uważam, że jeśli nawet jakieś motywy buńczuczności moja postawa wypełnia (jakieś... zawsze gdzieś da się wykopać, temu nie przeczę, bo do ideału mi na pewno brakuje), to są one relatywnie słabe. Świadczy o tym chyba nawet...
Ten post! Że w ogóle PYTAM SIĘ, ZASTANAWIAM SIĘ NAD SWOJĄ UŁOMNOŚCIĄ także pod tym względem. Rasowy buńczuczny praktycznie nigdy nie stawia sobie pytania o swoją ułomność, tylko STWIERDZA, że ułomność dotyczy "tamtych". Z rasowym buńczucznym o jego wadach po prostu nie ma szans na dyskusję - to jest temat tabu.

Zastanawiając się nad sobą
- czasem chyba moje sformułowania brzmią autorytarnie. To muszę przyznać. Dodam, że próbowałem się z tego jakoś wyplątać, kiedyś podjąłem próbę narzucania sobie trybu mocno zdystansowanych wypowiedzi, które wszystko zawieszały w wątpliwościach, aby "nie być tym namolnie stwierdzającym". Wtedy jednak takie wypowiedzi robiły się tak mdłe, tak "niemrawe", że prawie nieczytelne. I dlatego dzisiaj, choć wiem, że dość odgórny ton wypowiedzi nieraz wpadam, to jednak uznaję, że nie bardzo mam tu dobre wyjście, mogę się zdecydować jedynie na mniejsze zło.
- staram się też definiować swoje pojęcia - nawet powyższe opisy są na pograniczu definiowania buńczuczności.
- unikam wskazywania na konkretne osoby. Jeśli ktoś się do moich opisów poczuwa... Cóż to będzie jego wybór. Może po prostu sam czuje, że trafiłem w punkt. Staram się (także i w tym poście) rozważać postawy ogólnie - teoretycznie. W ten sposób unikam (samo)oskarżenia o to, że zależy mi na jakiejś walce z kimś konkretnym, na poniżeniu kogokolwiek. Bo (co też czuję w swoich emocjach) rzeczywiście na poniżaniu nikogo mi po prostu nie zależy.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 16:18, 07 Lis 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16432
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 16:15, 07 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Zaraz! A może to ja sam jestem tym "buńczucznym"?
Mam zasadę, że zawsze (!) gdy poważny zarzut jakimś postawom (bardzo rzadko konkretnym ludziom) stawiam, to czuję się zobowiązany postawić go względem siebie. A jeśli nawet miałbym zarzut odrzucić, to zobowiązany jestem przedstawić mocne argumenty.

To otwarcie wygląda jak gest autorefleksji, ale w rzeczywistości jest tylko pozą — teatralnym zagraniem, które ma stworzyć wrażenie pokory, a w istocie jest jej zaprzeczeniem. Piszesz o „zasadzie”, według której niby kierujesz zarzuty także wobec siebie, ale natychmiast ją neutralizujesz, deklarując, że zawsze potrafisz się z tych zarzutów wybronić „mocnymi argumentami”. Innymi słowy, udajesz samokrytycyzm, którego w praktyce nie stosujesz. To hipokryzja w czystej postaci — wystawiasz sobie świadectwo moralnej równowagi, żeby z góry unieważnić krytykę.

Michał Dyszyński napisał:
Aby zweryfikować jakąkolwiek buńczuczność (w szczególności potencjalnie tą moją) należałoby przedstawić względnie obiektywne kryteria dla owej weryfikacji. Co jest kryterium buńczoczności (przynajmniej w tym moim tutaj rozumieniu)?

Już samo to wprowadzenie zdradza twoją nieszczerość. Używasz pozornie naukowego tonu — mówisz o „obiektywnych kryteriach”, „weryfikacji”, „rozumieniu” — ale cały czas podkreślasz, że chodzi o „twoje rozumienie”. Innymi słowy, zapowiadasz obiektywizm, a kończysz subiektywną deklaracją. To sofistyczny zabieg mający przykryć arbitralność twoich ocen.

Michał Dyszyński napisał:
1. Brak samokrytycyzmu, brak nawet SPYTANIA SIĘ SIEBIE WEWNĘTRZNIE, czy nie podlegam zarzutom.

Ten punkt to czysta ironia — opisujesz brak samokrytycyzmu, który właśnie ty konsekwentnie prezentujesz. Twoje wcześniejsze wypowiedzi były przesycone pogardą wobec krytyki, z góry odrzucałeś wszystkie zarzuty i moralizowałeś nad rzekomą „duchową chorobą oskarżających”. Nigdy nie zadałeś sobie wewnętrznie pytania, czy sam nie jesteś winny dokładnie tego, co zarzucasz innym. Twój punkt pierwszy to nie definicja buńczuczności, tylko diagnoza twojego własnego sposobu pisania.

Michał Dyszyński napisał:
2. Szukanie wszelkiej winy u innych ludzi (oskarżanie), a zwycięstwo u siebie.

To wręcz autoportret. Cała twoja wcześniejsza narracja opiera się na tym schemacie: wszyscy, którzy cię krytykują, są „chorzy duchowo”, „nakręceni emocjonalnie”, „buńczuczni”, a ty jesteś tym oświeconym, który „trenuje mentalnie” i „trwa przy tym, co słuszne”. Twoje teksty są jednym wielkim aktem przerzucania winy i autoapoteozy. Ten punkt nie obnaża cudzego błędu, tylko twoją własną megalomanię.

Michał Dyszyński napisał:
3. Brak twardych kryteriów oceny, poleganie na intuicyjnych uznaniach, w których (z racji na to, że w intuicjach wszystkie oceny są płynne) siebie zawsze da się wybronić, a innych da się zawsze oskarżyć.

I znowu — to opis ciebie. Twoje argumenty nigdy nie opierały się na twardych kryteriach, tylko na intuicjach, moralnych nastrojach i pseudo-duchowych metaforach. Używasz pojęć takich jak „choroba duszy”, „amok”, „groteska”, „pokora”, ale nigdy nie przedstawiasz logicznej struktury rozumowania. To właśnie ty jesteś przykładem człowieka, który każdą własną tezę uznaje za „słuszną intuicję”, a cudzą – za „błąd duchowy”.

Michał Dyszyński napisał:
4. Silnie autorytarny, autorytatywny, odgórny tryb stwierdzania wszystkiego. Mnóstwo deklaracji o innych i o sobie.

Ten punkt obnaża cię w całości. Twoje teksty to czyste deklaracje, zero dowodów, zero wnioskowania, same arbitralne stwierdzenia, że „buńczuczny działa w amoku”, że „oskarżający ma chorą duszę”, że „trzeba trwać przy tym, co słuszne”. Wszystko u ciebie jest odgórnym ogłoszeniem prawdy, jakbyś miał boski wgląd w intencje i stany wewnętrzne ludzi. Właśnie to czyni twoją postawę autorytarną — stawiasz się ponad rozmówcą, bez możliwości weryfikacji tego, co mówisz.

Michał Dyszyński napisał:
5. Dodałbym jeszcze punkt dość szczególny, pewnie nieoczywisty - brak zdolności rozpatrywania zagadnień dotyczących ludzkich postaw "czysto teoretycznie", czyli bez szybkiego przypisywania ich konkretnym ludziom, a więc z zasady sobie wszystko to dobre, a "tamtym" wszystko co złe.

I tu już dopełniasz własną kompromitację, bo to właśnie robiłeś w każdym wcześniejszym wpisie. Twoje pseudoanalizy rzekomo „teoretyczne” nieustannie przemycały personalne aluzje, a twoje wnioski zawsze sprowadzały się do prostego podziału: ja = spokój, rozwój, mądrość; oponent = buńczuczność, emocje, groteska. Własne mechanizmy projekcji opisujesz tak, jakby dotyczyły kogoś innego, nie zauważając, że w pełni je spełniasz.

Twoja próba autorefleksji jest pozorna. Każdy punkt, który wymieniasz, to nie kryterium buńczuczności, lecz dokładny opis twojej własnej postawy. Próbujesz nadać sobie pozory obiektywności, a wychodzi groteskowy autoportret człowieka, który nie potrafi przyjąć krytyki, więc opisuje samego siebie językiem moralnego dystansu, udając analityka. Ta twoja „zasada” weryfikowania siebie to pusty rytuał, którym karmisz własne ego, żeby móc dalej utrzymywać mit o swojej rzekomej pokorze i intelektualnej głębi.

Michał Dyszyński napisał:
Uważam, że jeśli nawet jakieś motywy buńczuczności moja postawa wypełnia (jakieś... zawsze gdzieś da się wykopać, temu nie przeczę, bo do ideału mi na pewno brakuje), to są one relatywnie słabe. Świadczy o tym chyba nawet...
Ten post! Że w ogóle PYTAM SIĘ, ZASTANAWIAM SIĘ NAD SWOJĄ UŁOMNOŚCIĄ także pod tym względem.

To jest czysta autowaloryzacja ubrana w udawaną pokorę. Piszesz o swojej „refleksji nad ułomnością”, ale robisz to w taki sposób, żeby całość znów obrócić w dowód własnej wyższości moralnej. W praktyce nie analizujesz siebie – wystawiasz sobie certyfikat cnoty, bo „w ogóle się zastanawiasz”. To dziecinny trik psychologiczny: niby dopuszczasz możliwość błędu, ale od razu go neutralizujesz, ogłaszając, że sama ta gotowość czyni cię lepszym. Twoje rozważania są więc nie samokrytyką, tylko kolejną formą samopotwierdzenia.

Michał Dyszyński napisał:
Rasowy buńczuczny praktycznie nigdy nie stawia sobie pytania o swoją ułomność, tylko STWIERDZA, że ułomność dotyczy "tamtych". Z rasowym buńczucznym o jego wadach po prostu nie ma szans na dyskusję - to jest temat tabu.

Ten fragment jest wręcz podręcznikowym przykładem nieświadomej autoparodii. Robisz dokładnie to, co zarzucasz innym – stwierdzasz arbitralnie, że „rasowy buńczuczny” nie potrafi przyjąć krytyki, i w ten sposób ustawiasz się automatycznie po stronie tych, którzy ją przyjmować potrafią. To klasyczna manipulacja językowa: odmalowujesz hipotetycznego „innego” w czarnych barwach tylko po to, by w kontraście wypaść jako ktoś oświecony, samorefleksyjny i duchowo dojrzały. To tani chwyt, który ma na celu podtrzymanie iluzji twojej moralnej wyższości przy jednoczesnym pozorze skromności.

Twój wpis nie świadczy o żadnej autorefleksji – to wyrafinowana forma samousprawiedliwienia. W kółko mówisz o swojej „otwartości na krytykę”, ale nigdy realnie tej krytyki nie dopuszczasz. Wszystko sprowadzasz do pustych gestów, które mają ci dać komfort moralny, a nie zmusić do faktycznej weryfikacji swoich błędów. Twój tekst to zatem nie przykład samopoznania, tylko przejaw buńczuczności w najczystszej formie: przekonania, że samo przyznanie możliwości błędu już z góry cię z tego błędu oczyszcza.

Michał Dyszyński napisał:
Zastanawiając się nad sobą

* czasem chyba moje sformułowania brzmią autorytarnie. To muszę przyznać. Dodam, że próbowałem się z tego jakoś wyplątać, kiedyś podjąłem próbę narzucania sobie trybu mocno zdystansowanych wypowiedzi, które wszystko zawieszały w wątpliwościach, aby "nie być tym namolnie stwierdzającym". Wtedy jednak takie wypowiedzi robiły się tak mdłe, tak "niemrawe", że prawie nieczytelne. I dlatego dzisiaj, choć wiem, że dość odgórny ton wypowiedzi nieraz wpadam, to jednak uznaję, że nie bardzo mam tu dobre wyjście, mogę się zdecydować jedynie na mniejsze zło.

To nie jest żadna autorefleksja, tylko kolejne racjonalizowanie swojego stylu, czyli próba usprawiedliwienia autorytaryzmu przez estetykę wypowiedzi. Twierdzisz, że „musisz być autorytarny”, bo inaczej byłbyś „mdły”, jakby brak apodyktyczności automatycznie oznaczał brak treści. To absurd. Można pisać jasno i zdecydowanie bez wpadania w ton mentora, ale ty wolisz wmówić sobie, że agresywny ton jest koniecznością stylistyczną, nie wadą charakteru. Tym samym nie przyznajesz się do błędu, tylko go sankcjonujesz – to klasyczne samooszustwo ubranie w eleganckie słowa.

Michał Dyszyński napisał:
- staram się też definiować swoje pojęcia - nawet powyższe opisy są na pograniczu definiowania buńczuczności.

Nie, nie definiujesz żadnych pojęć – opisujesz własne emocje i przeczucia, a potem udajesz, że to definicje. Twoje „definiowanie” jest mglistym, pseudofilozoficznym krążeniem wokół słów, bez klarownych kryteriów, bez operacyjnych granic. To nie jest próba porządkowania znaczeń, tylko rozlewne rozwijanie swoich intuicji tak, by zawsze dało się je zinterpretować na twoją korzyść. Gdybyś naprawdę definiował, twoje pojęcia byłyby falsyfikowalne. Ale nie są – są gumowe, emocjonalne i służą jedynie do dowolnego stemplowania ludzi.

Michał Dyszyński napisał:
- unikam wskazywania na konkretne osoby. Jeśli ktoś się do moich opisów poczuwa... Cóż to będzie jego wybór. Może po prostu sam czuje, że trafiłem w punkt. Staram się (także i w tym poście) rozważać postawy ogólnie - teoretycznie.

To wyjątkowo przewrotne. Używasz argumentu „nie wskazuję konkretnych osób” jako zasłony dymnej, żeby swobodnie obrażać ludzi bez ponoszenia odpowiedzialności. Piszesz o kimś w sposób jednoznaczny, a potem tchórzliwie dodajesz, że „nikogo nie miałeś na myśli”. To jakby ktoś rzucał obelgi w tłum i tłumaczył się, że nikt nie musi się poczuwać. To czysta manipulacja — chcesz mieć przywilej oczerniania bez konsekwencji. Twój zabieg „teoretyzowania” to tylko fasada pozwalająca na bezkarne wyładowywanie pogardy.

Michał Dyszyński napisał:
W ten sposób unikam (samo)oskarżenia o to, że zależy mi na jakiejś walce z kimś konkretnym, na poniżeniu kogokolwiek. Bo (co też czuję w swoich emocjach) rzeczywiście na poniżaniu nikogo mi po prostu nie zależy.

Ten akapit to już czysta hipokryzja. Cała twoja retoryka jest przesiąknięta potrzebą dominacji i moralnego wywyższenia się nad innymi. Twoje „niezależne rozważania” są w rzeczywistości niekończącym się pasmem subtelnych, ale stałych oskarżeń – o brak pokory, o duchową chorobę, o groteskę, o buńczuczność. Twierdzisz, że „nie zależy ci na poniżaniu”, ale robisz to nieustannie, tylko w sposób bardziej wysublimowany: zamiast obelg używasz diagnoz. To nie empatia, tylko intelektualna forma pogardy, w której udajesz lekarza dusz, podczas gdy tak naprawdę upajasz się rolą tego, który „rozumie lepiej”.

Twój post to nie jest przejaw samoświadomości, tylko jej karykatura. Maskujesz własną buńczuczność pseudofilozoficzną troską o styl i fałszywym dystansem, jakbyś chciał pokazać: „tak, ja też widzę swoje wady, ale one są tylko stylistyczne, nie moralne”. Nie – twoja wada jest moralna, bo twoje pisanie nie szuka prawdy, tylko potwierdzenia własnej rzekomej głębi. W rzeczywistości nie „zastanawiasz się nad sobą” – ty się przed sobą bronisz, desperacko podtrzymując mit o własnej pokorze
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37724
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 16:47, 07 Lis 2025    Temat postu:

Tego, co człowiek ma w intencjach, myślach nie da się udowodnić komuś innemu. Przynajmniej aktualna technologia nie umożliwia zajrzenia do ludzkich myśli, aby z tego potem wygenerować jakiś raport, czy ktoś sobie o czymś pomyślał, albo nie pomyślał.

Bazując na powyższym spostrzeżeniu chyba uzasadnioną jest teza, iż wypowiadanie się o intencjach innych niż własne, jest wysoce spekulatywne, obarczone silnie potencjalnym zarzutem o myślenie życzeniowe, o fantazjowanie na ów temat, a na na pewnie trudno jest takie wypowiadanie się uznać za wynikające z faktów.
Dlatego też skłonność do takiego domniemywania cudzych intencji, wyrokowania o tym, co ktoś pomyślał (nawet wbrew deklaracjom tego ostatniego) traktuję jako bardzo silny symptom, iż osoba tę postawę przejawiająca jest właśnie taką buńczuczną, lekceważącą obiektywną prawdę, życzeniowo traktującą swoje rozpoznania.
Buńczuczny jest życzeniowy w większości swoich przekonań i rozpoznań. Czasem owa życzeniowość bywa w pewien sposób odwrócona, albo ma ukryty swój główny motyw - np. niejeden życzeniowo myślący będzie się lubował, nawet epatował obrazami cierpień, albo głosił filozofię daleko posuniętego rygoryzmu (co ktoś mylnie może odebrać jako postawę pokornego uniżania się wobec tych rygorów), jednak zwykle prędzej czy później okazuje się, iż jest to forma gry o bycie uznanym przez obserwatorów za lepszego, może twardszego, zdolnego do poświęceń, zaś te rygoryzmy zwykle okazują się być na pokaz, nie są związane ze szczerym - całościowo się objawiającym w postawach - wyborem.

Domniemywający masywnie i stwierdzający arbitralnie o czymś, do czego potwierdzonej wiedzy po prostu nie może posiadać, naciąga fakty i okoliczności, czyli manipuluje, przekracza granicę kłamstwa.
Ktoś może powiedzieć, że skoro wypowiadający się o czymś, do czego nie ma podstaw, świadomie nie odwraca faktów, że przecież występuje niezerowe prawdopodobieństwo poprawności jego przekonań, jednak takie tłumaczenia jest mocno naciągane. On przecież dobrze wie, że głosząc życzeniową wersję spraw, jednocześnie buduje obraz na swoją korzyść. To, że nie ma pewności, iż ten obraz jest fałszywy, nie zwalnia go z odpowiedzialności za weryfikowanie tego, co światu "sprzedaje" jako informację. Każdy, kto wymóg prawdy i odpowiedzialności za słowo taktuje poważnie, nie będzie głosił swoich domniemań jako stwierdzonych faktów i okoliczności.
Dlatego ja właściwie już od lat ten aspekt wypowiadania się autorytatywnie o intencjach i myślach innych ludzi (szczególnie w sposób przeczący deklaracjom tych ostatnich) traktuję jako bardzo silne wskazanie na to, że mam do czynienia z osobą wysoce niewiarygodną.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16432
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:26, 07 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Tego, co człowiek ma w intencjach, myślach nie da się udowodnić komuś innemu. Przynajmniej aktualna technologia nie umożliwia zajrzenia do ludzkich myśli, aby z tego potem wygenerować jakiś raport, czy ktoś sobie o czymś pomyślał, albo nie pomyślał.

Zaczynasz od banału podanego z tonem odkrywcy – oczywistość ubrana w quasi-filozoficzny ton ma udawać wniosek. Fakt, że nikt nie potrafi „zajrzeć do cudzych myśli”, nie jest żadnym spostrzeżeniem, tylko oczywistym punktem wyjścia, który nie ma znaczenia w kontekście dyskusji. Argument o „braku technologii” to zupełnie nietrafione porównanie: rozmowa o ludzkich intencjach nie ma nic wspólnego z inżynerią. Nie trzeba urządzenia, żeby wnioskować o intencjach — wystarczy analiza języka, zachowań, kontekstu. Mylisz epistemologiczny problem poznania z fizycznym brakiem narzędzi, jakby człowiek był komputerem, do którego można się podłączyć kablem.

Michał Dyszyński napisał:
Bazując na powyższym spostrzeżeniu chyba uzasadnioną jest teza, iż wypowiadanie się o intencjach innych niż własne, jest wysoce spekulatywne, obarczone silnie potencjalnym zarzutem o myślenie życzeniowe, o fantazjowanie na ów temat, a na na pewnie trudno jest takie wypowiadanie się uznać za wynikające z faktów.

To pozorna logika. Budujesz „tezę” na założeniu, które niczego nie dowodzi. Z faktu, że myśli są prywatne, nie wynika, że interpretacja intencji jest bezwartościowa. W całej komunikacji międzyludzkiej robimy to nieustannie — rozpoznajemy ton, kontekst, emocję, cel wypowiedzi. Twoje „wypowiadanie się o intencjach jest spekulatywne” to fałszywa skrajność, która ma ci posłużyć do uciszenia krytyków. To wygodny parawan: skoro nikt nie może „udowodnić”, że twoje intencje są inne, niż deklarujesz, ogłaszasz automatycznie, że każdy, kto je analizuje, jest spekulantem. W ten sposób zwalniasz się z odpowiedzialności za swoje słowa i działania.

Michał Dyszyński napisał:
Dlatego też skłonność do takiego domniemywania cudzych intencji, wyrokowania o tym, co ktoś pomyślał (nawet wbrew deklaracjom tego ostatniego) traktuję jako bardzo silny symptom, iż osoba tę postawę przejawiająca jest właśnie taką buńczuczną, lekceważącą obiektywną prawdę, życzeniowo traktującą swoje rozpoznania.

To już czysta sofistyka. Sam właśnie domniemywasz cudze intencje, wyrokujesz o ich „życzeniowości” i „lekceważeniu prawdy”, po czym robisz z tego zarzut wobec innych. Oskarżasz ludzi o to, że robią to, co ty robisz w każdym akapicie. To typowy mechanizm projekcji: żeby odsunąć od siebie zarzut, przypisujesz go rozmówcy, a potem moralizujesz na temat własnej uczciwości. Twoje rozumowanie jest samowykluczające: twierdzisz, że nie można orzekać o cudzych intencjach, ale jednocześnie orzekasz o intencjach tych, którzy „domniemywają”. W ten sposób twoja „teza” zaprzecza sama sobie.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczny jest życzeniowy w większości swoich przekonań i rozpoznań. Czasem owa życzeniowość bywa w pewien sposób odwrócona, albo ma ukryty swój główny motyw - np. niejeden życzeniowo myślący będzie się lubował, nawet epatował obrazami cierpień, albo głosił filozofię daleko posuniętego rygoryzmu (co ktoś mylnie może odebrać jako postawę pokornego uniżania się wobec tych rygorów), jednak zwykle prędzej czy później okazuje się, iż jest to forma gry o bycie uznanym przez obserwatorów za lepszego, może twardszego, zdolnego do poświęceń, zaś te rygoryzmy zwykle okazują się być na pokaz, nie są związane ze szczerym - całościowo się objawiającym w postawach - wyborem.

Tu z kolei uruchamiasz pseudo-psychologiczną narrację, w której przypisujesz innym całe bogactwo motywacji i emocji, dokładnie po tym, jak ogłosiłeś, że takie przypisywanie jest „niesprawdzalne” i „życzeniowe”. Czyli znów sam sobie zaprzeczasz: najpierw stwierdzasz, że nie wolno oceniać cudzych intencji, a potem z rozkoszą opisujesz, kto „gra”, „udaje”, „epatuje” i „szuka uznania”. W dodatku twoje diagnozy są banalne i psychologicznie puste – sprowadzają się do tego, że kto myśli inaczej niż ty, ten jest nieszczery. To nie analiza, tylko moralne etykietowanie.

Twoja cała wypowiedź to pokaz hipokryzji: potępiasz w jednym zdaniu to, co robisz w następnym. Deklarujesz szacunek dla obiektywnej prawdy, a całą konstrukcję opierasz na własnych projekcjach. Używasz słów „spekulatywne”, „życzeniowe”, „na pokaz”, jakby były argumentami, podczas gdy są tylko emocjonalnymi etykietami, którymi próbujesz zakrzyczeć logiczną pustkę swoich twierdzeń. Mówisz, że nie można wiedzieć, co kto myśli, ale jednocześnie ogłaszasz, że wiesz, kto jest życzeniowy, kto gra, kto udaje. To nie spójność myślenia, to błędne koło samozadowolenia.

Michał Dyszyński napisał:
Domniemywający masywnie i stwierdzający arbitralnie o czymś, do czego potwierdzonej wiedzy po prostu nie może posiadać, naciąga fakty i okoliczności, czyli manipuluje, przekracza granicę kłamstwa.

To zdanie samo się podważa, bo właśnie ty stale formułujesz arbitralne stwierdzenia o cudzych motywacjach, emocjach i duchowych stanach, czyli dokładnie o tym, do czego „potwierdzonej wiedzy nie możesz posiadać”. Używasz tu słów o wielkiej wadze – „manipuluje”, „kłamie” – ale w istocie przerzucasz własny grzech na innych. Każda twoja analiza jest naciąganiem faktów, bo nie opiera się na żadnych dowodach poza twoim przeczuciem. Twoja deklaracja to czysta projekcja: opisujesz swoje własne zachowania jako cudze winy.

Michał Dyszyński napisał:
Ktoś może powiedzieć, że skoro wypowiadający się o czymś, do czego nie ma podstaw, świadomie nie odwraca faktów, że przecież występuje niezerowe prawdopodobieństwo poprawności jego przekonań, jednak takie tłumaczenia jest mocno naciągane. On przecież dobrze wie, że głosząc życzeniową wersję spraw, jednocześnie buduje obraz na swoją korzyść.

Tu znowu przypisujesz rozmówcy pełną świadomość i intencję działania „na swoją korzyść”, czyli dokładnie to, co przed chwilą sam ogłosiłeś niedopuszczalnym. Nie tylko domniemywasz, ale też wyrokujesz o cudzej psychice – „dobrze wie”, „życzeniowo głosi”, „buduje obraz”. Każde z tych sformułowań jest arbitralnym rzutem twoich emocji w cudze wnętrze. Zarzucasz innym manipulację, jednocześnie sam ją uprawiając, bo twój opis nie ma nic wspólnego z faktami – to czysta spekulacja ubrana w ton moralnego autorytetu.

Michał Dyszyński napisał:
To, że nie ma pewności, iż ten obraz jest fałszywy, nie zwalnia go z odpowiedzialności za weryfikowanie tego, co światu "sprzedaje" jako informację. Każdy, kto wymóg prawdy i odpowiedzialności za słowo taktuje poważnie, nie będzie głosił swoich domniemań jako stwierdzonych faktów i okoliczności.

A ty właśnie to robisz – głosisz swoje domniemania jako stwierdzone prawdy. Używasz kategorycznego języka, ferujesz wyroki, szafujesz diagnozami o „duchowej chorobie”, „amoku”, „życzeniowości” i „buńczuczności” innych. Nie stosujesz żadnej weryfikacji, żadnego sprawdzenia, żadnego rygoru. Twoja rzekoma troska o „odpowiedzialność za słowo” jest więc tylko pozą. W praktyce robisz wszystko, co w tym zdaniu potępiasz. Właśnie przez ten rozdźwięk między deklaracją a czynem twoje teksty są niewiarygodne – brzmią jak kazania człowieka, który zapomniał, że sam stoi po tej stronie, którą potępia.

Michał Dyszyński napisał:
Dlatego ja właściwie już od lat ten aspekt wypowiadania się autorytatywnie o intencjach i myślach innych ludzi (szczególnie w sposób przeczący deklaracjom tych ostatnich) traktuję jako bardzo silne wskazanie na to, że mam do czynienia z osobą wysoce niewiarygodną.

Ten końcowy wniosek to autodestrukcyjne podsumowanie twojego całego stylu. Sam właśnie robisz to, co definiujesz jako „wskazanie niewiarygodności”: arbitralnie orzekasz o intencjach innych, przypisujesz im emocje, zarzucasz życzeniowe myślenie, a wszystko to wbrew ich własnym słowom. Zatem według twojego własnego kryterium to ty jesteś tą osobą „wysoce niewiarygodną”. Twoja teza obraca się przeciwko tobie, bo dokładnie spełniasz jej warunki.

Cały ten wywód to moralizatorska pętla, w której zaplątałeś się bez wyjścia. Usiłujesz ustawić się w pozycji bezwzględnego strażnika uczciwości, ale każde twoje zdanie dowodzi, że nie przestrzegasz zasad, które sam głosisz. Twój język to język kaznodziei, który grzmi o grzechu, po czym sam z lubością w nim brnie, przekonany, że jego własne potknięcia są „usprawiedliwione głębią intencji”. Twoja postawa to definicja hipokryzji – potępiasz w innych to, z czego sam jesteś zbudowany
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37724
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:53, 07 Lis 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ktoś może powiedzieć, że skoro wypowiadający się o czymś, do czego nie ma podstaw, świadomie nie odwraca faktów, że przecież występuje niezerowe prawdopodobieństwo poprawności jego przekonań, jednak takie tłumaczenia jest mocno naciągane. On przecież dobrze wie, że głosząc życzeniową wersję spraw, jednocześnie buduje obraz na swoją korzyść.

Tu znowu przypisujesz rozmówcy pełną świadomość i intencję działania „na swoją korzyść”, czyli dokładnie to, co przed chwilą sam ogłosiłeś niedopuszczalnym. Nie tylko domniemywasz, ale też wyrokujesz o cudzej psychice – „dobrze wie”, „życzeniowo głosi”, „buduje obraz”. Każde z tych sformułowań jest arbitralnym rzutem twoich emocji w cudze wnętrze. Zarzucasz innym manipulację, jednocześnie sam ją uprawiając, bo twój opis nie ma nic wspólnego z faktami – to czysta spekulacja ubrana w ton moralnego autorytetu.

Nie zarzucam wadliwości postaw żadnym "innym", tylko piszę o postawach. I jeszcze raz deklaruję, że owe zarzuty są OGÓLNE - czyli stosują się także do mnie. Ściślej - zarzuty stosują się do każdego w stopniu w jakim jest to obiektywne, w jakim wynika z realnych postaw danej osoby.
Stwierdzanie, że moje zarzuty miałyby dotyczyć wyłącznie "innych", zaś mnie nie dotyczą, jest po prostu przekręceniem moich słów. Nie napisałem nic podobnego, to tylko Ty sobie (niezgodnie z moją intencją) zinterpretowałeś moje uwagi na temat POSTAW LUDZKICH, jako atak personalny - mojej osoby na (właściwie jaką?... Bo żadnej konkretnej osoby w tym poście nie wskazałem) inna osobę.
Jako autor sformułowań niniejszym wskazuję jako fałszywą interpretację moich słów, która by sugerowała, iż siebie tu stawiam na pozycji innej, niż innych. Pisząc o postawach, piszę ogólnie, czyli TAK SAMO O SOBIE, JAK I O INNYCH. Nikomu wprost nie postawiłem tu zarzutu, a jeśliby ktoś się spytał, czy stawiam go wobec siebie, to odpowiadam: tak - też stawiam. I sam sobie bym nie wierzył, gdybym się zaczął wypowiadać arbitralnie, nie dając opcji sprostowania, o czyichś myślach. Mogę o czyichś myślach i życzeniach mieć swoją HIPOTEZĘ, mogę domniemywać, ale nigdy nie zamierzam się upierać, że ja wiem, co ktoś inny myśli i czuje. Ja mogę tylko domniemywać. Ale - też w trybie domniemywania - postrzegam taką postawę, w której ktoś autorytatywnie się wypowiada o czyichś myślach, odczuciach i intencjach, jako opowiedzenie się po stronie odwrotnej niż prawda obiektywna, jako branie rzeczywistość życzeniowej wizji rzeczy. Siebie w tym traktuję na równi - zakazuję sobie takich złych praktyk dekretowania komuś tego, co ma on w sercu i umyśle.
Każdy, kto ma wątpliwości w tej kwestii może zajrzeć do oryginalnego mojego posta i zobaczyć, że piszę tam o POSTAWACH, a nie o konkretnych osobach. A skoro tak piszę, to znaczy, że na równi jest pod ostrzem tej krytyki każda osoba - łącznie ze mną samym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16432
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:39, 07 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Nie zarzucam wadliwości postaw żadnym "innym", tylko piszę o postawach. I jeszcze raz deklaruję, że owe zarzuty są OGÓLNE - czyli stosują się także do mnie. Ściślej - zarzuty stosują się do każdego w stopniu w jakim jest to obiektywne, w jakim wynika z realnych postaw danej osoby.

To deklaracja, która wygląda jak próba umycia rąk po tym, jak wcześniej rzucałeś zarzuty z całą mocą oskarżyciela. Nie da się mówić o „ogólnych postawach”, kiedy twoje sformułowania wprost wskazują na konkretnego rozmówcę – nawet jeśli unikasz imienia. To czysta hipokryzja językowa: najpierw opisujesz kogoś w sposób jednoznaczny, a potem tchórzliwie chowasz się za formułką „ja tylko mówię ogólnie”. To nie jest żadna neutralność, to ucieczka przed odpowiedzialnością za własne słowa.

Michał Dyszyński napisał:
Stwierdzanie, że moje zarzuty miałyby dotyczyć wyłącznie "innych", zaś mnie nie dotyczą, jest po prostu przekręceniem moich słów. Nie napisałem nic podobnego, to tylko Ty sobie (niezgodnie z moją intencją) zinterpretowałeś moje uwagi na temat POSTAW LUDZKICH, jako atak personalny - mojej osoby na (właściwie jaką?... Bo żadnej konkretnej osoby w tym poście nie wskazałem) inna osobę.

Nie, to nie jest „przekręcenie”. To konsekwencja twojego własnego stylu. W każdej twojej rzekomo „ogólnej” analizie aż kipi od emocji, które zdradzają, że piszesz o kimś konkretnym. Twoje zapewnienia o bezstronności brzmią fałszywie, bo wystarczy przeczytać ton twoich wypowiedzi – to nie ton badacza, tylko kaznodziei, który już dawno wydał wyrok i teraz próbuje przykryć go pseudointelektualnym moralizowaniem. Twój „ogólny” opis jest tylko zasłoną dymną dla zwykłego personalnego ataku.

Michał Dyszyński napisał:
Jako autor sformułowań niniejszym wskazuję jako fałszywą interpretację moich słów, która by sugerowała, iż siebie tu stawiam na pozycji innej, niż innych. Pisząc o postawach, piszę ogólnie, czyli TAK SAMO O SOBIE, JAK I O INNYCH.

To czysty sofizmat. Nie wystarczy napisać, że coś dotyczy „tak samo ciebie”, jeśli w praktyce cały twój tekst zbudowany jest na opozycji „ja – ten oświecony, rozważny, refleksyjny” kontra „oni – buńczuczni, emocjonalni, życzeniowi”. Ty tylko udajesz symetrię, ale cała struktura twojej wypowiedzi opiera się na hierarchii, w której ty jesteś sędzią ludzkich postaw. To klasyczny zabieg relatywisty, który próbuje udawać obiektywność, by nadać pozory filozoficznej głębi własnemu uprzedzeniu.

Michał Dyszyński napisał:
Nikomu wprost nie postawiłem tu zarzutu, a jeśliby ktoś się spytał, czy stawiam go wobec siebie, to odpowiadam: tak - też stawiam.

To pusty rytuał pseudo-pokory. Mówisz, że „też stawiasz zarzut sobie”, ale robisz to w sposób czysto deklaratywny, bez żadnego konkretu. To tak, jakby złodziej po kradzieży powiedział: „wszyscy jesteśmy trochę winni”. Nie, nie jesteśmy. Ty sam wybrałeś ton i kierunek tej dyskusji, więc nie możesz teraz zrzucać winy na ogólnik „wszyscy ludzie”. Taka „pokora” to tylko maska – w rzeczywistości dalej odgradzasz się od krytyki, bo stawiasz siebie w roli tego, który sam siebie już osądził i oczyścił.

Michał Dyszyński napisał:
Mogę o czyichś myślach i życzeniach mieć swoją HIPOTEZĘ, mogę domniemywać, ale nigdy nie zamierzam się upierać, że ja wiem, co ktoś inny myśli i czuje. Ja mogę tylko domniemywać.

To brzmi ładnie, ale jest kompletnie sprzeczne z twoim wcześniejszym stylem wypowiedzi. Ty właśnie stale przypisujesz innym intencje – zarzucasz im „życzeniowość”, „amok buńczuczności”, „potrzebę oskarżania”. To są wszystko sądy o cudzych stanach wewnętrznych, czyli dokładnie to, co teraz rzekomo potępiasz. Więc albo kłamiesz samemu sobie, albo próbujesz grać na dwa fronty: z jednej strony chcesz uchodzić za rozsądnego obserwatora, z drugiej – ciągle wydajesz psychologiczne wyroki. To hipokryzja czystej wody.

Michał Dyszyński napisał:
Każdy, kto ma wątpliwości w tej kwestii może zajrzeć do oryginalnego mojego posta i zobaczyć, że piszę tam o POSTAWACH, a nie o konkretnych osobach.

Nie, nikt się na to nie nabierze. Wskazanie nazwiska nie jest jedynym sposobem, by mówić o konkretnej osobie. Twój styl, kontekst i sekwencja wcześniejszych wymian jasno pokazują, do kogo to było kierowane. Twoje „ogólne postawy” mają twarz i adresata – i każdy to widzi. Udawanie, że nie, jest po prostu nieuczciwe.

Twoja cała narracja to typowy wybieg retoryczny człowieka, który został przyłapany na moralizowaniu i próbuje teraz zamienić się w bezstronnego filozofa. Ale ten kamuflaż się nie utrzymuje, bo wszystko, co piszesz, zdradza emocję obrony własnego autorytetu. W gruncie rzeczy nie chodzi ci o żadne „postawy”, tylko o podtrzymanie iluzji, że to ty jesteś stroną racjonalną, a inni są „buńczuczni”, „życzeniowi” i „nieobiektywni”. Twój tekst to podręcznikowy przykład tego, jak relatywista próbuje zbudować przewagę moralną, udając bezstronność. W rzeczywistości toniesz w sprzecznościach, bo nie potrafisz przyznać jednego – że twoje „ogólne analizy” są tylko zamaskowanymi atakami

Michał Dyszyński napisał:
A skoro tak piszę, to znaczy, że na równi jest pod ostrzem tej krytyki każda osoba - łącznie ze mną samym.

Nie, to tylko pozór równości, którym próbujesz przykryć asymetrię całej swojej narracji. Mówisz o „równości pod ostrzem krytyki”, ale cały czas występujesz z pozycji sędziego, który tę krytykę rozdaje. Nie stoisz „pod ostrzem” – trzymasz je w ręku. To Ty ustalasz, kto się kwalifikuje do osądu i w jakim stopniu, więc cała twoja deklaracja to czysta iluzja symetrii. To tak, jakby kat twierdził, że „sam też jest pod wpływem grawitacji”, więc niby niczym się nie różni od ofiary.

Twoje zapewnienie, że również siebie obejmujesz krytyką, jest tylko wygodnym wytrychem retorycznym, który ma cię uodpornić na zarzut hipokryzji. Gdybyś rzeczywiście traktował siebie równo z innymi, nie pisałbyś z tonu wyroczni, która już rozpoznała, czym jest buńczuczność, życzeniowość, czy „duchowa choroba oskarżania”. Ty nigdy nie formułujesz tych pojęć w trybie samokrytyki, tylko zawsze w trybie „ja opisuję zjawisko, którego inni nie rozumieją”. To nie jest autoanaliza, to jest dydaktyka podszyta samozachwytem.

W gruncie rzeczy to zdanie jest próbą uniku. Wiesz, że twoje wcześniejsze teksty brzmią jak personalne ataki, więc próbujesz zawczasu zabezpieczyć się przed zarzutem, mówiąc: „ale ja też siebie krytykuję”. Problem w tym, że nigdzie tego nie robisz konkretnie – nie wskazujesz żadnego własnego błędu, żadnego momentu, w którym twoje rozumowanie się załamało. Twoja rzekoma samokrytyka to tylko zdanie-wytrych, którym zamykasz usta krytykom, nie dając niczego realnego w zamian.

Twój ton pozostaje jednoznacznie autorytarny, a słowa o „równości pod ostrzem” brzmią jak pusta formułka mająca usprawiedliwić twoją wyższość moralną. W istocie nie ma tu żadnej równości – jest tylko ty i twoje nieustanne potrzeby, by moralizować i narzucać swoje kategorie innym, ukrywając to za parawanem pozornej obiektywności


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pią 20:46, 07 Lis 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37724
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:19, 07 Lis 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Nie zarzucam wadliwości postaw żadnym "innym", tylko piszę o postawach. I jeszcze raz deklaruję, że owe zarzuty są OGÓLNE - czyli stosują się także do mnie. Ściślej - zarzuty stosują się do każdego w stopniu w jakim jest to obiektywne, w jakim wynika z realnych postaw danej osoby.

To deklaracja, która wygląda jak próba umycia rąk po tym, jak wcześniej rzucałeś zarzuty z całą mocą oskarżyciela. Nie da się mówić o „ogólnych postawach”, kiedy twoje sformułowania wprost wskazują na konkretnego rozmówcę – nawet jeśli unikasz imienia.i

Otóż da się tak robić. Ja tak właśnie robię. A to, że Ty sobie przekręcasz moje słowa po swojemu, to jest nadużycie z Twojej strony i przekłamanie moich słów. Ja nie deklarowałem wprost przypisania do osoby, więc każdy kto się przypisuje, robi to na własną odpowiedzialność.
Jeśli Ci się nie podoba, ze ktoś pisze to, co pisze, a nie coś innego, to jest to Twój problem. Bo jeśliby przyjąć zasadę, że ktokolwiek (może to być fedor a może i dowolny niefedor) może sobie dowolne treści i deklaracje podkładać, przemieniać dowolnie wedle swojego widzimisię nawet przeciw woli tej osoby, to wtedy ten drugi dyskutant robi się niepotrzebny.
To już może od początku zacznij tworzyć wszystkie posty w imieniu moim, wuja, katolikusa, anbo czy wszystkich tych, których intencje przekręcasz z racji na to, że tak to Ci przyszło do głowy. Najwyraźniej drugi dyskutant przestał Ci już być potrzebny do tego, aby co myśli. Ty już "tego dyskutanta poglądy" jesteś w stanie omawiać dowolnie, w oderwaniu (a nawet wbrew) od jego woli i intencji.
Przekroczyłeś w tych praktykach dyskusyjnych kolejną granicę absurdu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16432
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 23:53, 07 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Otóż da się tak robić. Ja tak właśnie robię.

Nie, nie da się po prostu „tak robić” w sensie, w jaki ty sugerujesz, że czynisz to bezbłędnie. Twój zwrot jest arbitralny i próbuje się podciągnąć pod dowód własnej wyjątkowości, co jest typowym przejawem buńczuczności, którą sam zaraz krytykujesz. Twierdzenie „ja tak właśnie robię” nie czyni twojej metody wiarygodną ani logicznie nie usprawiedliwia jej w żadnym stopniu.

Michał Dyszyński napisał:
A to, że Ty sobie przekręcasz moje słowa po swojemu, to jest nadużycie z Twojej strony i przekłamanie moich słów.

Twój zarzut jest całkowicie arbitralny. Nie przedstawiasz żadnych konkretnych dowodów, że doszło do przekłamania, jedynie tworzysz narrację „ja jestem pokrzywdzony”, co w gruncie rzeczy jest typowym manewrem obronnym. To, że ktoś interpretuje Twoje słowa inaczej niż chciałeś, nie czyni tej interpretacji automatycznie fałszem ani „nadużyciem”. Próbujesz przesunąć odpowiedzialność za jasność własnych sformułowań na innych.

Michał Dyszyński napisał:
Ja nie deklarowałem wprost przypisania do osoby, więc każdy kto się przypisuje, robi to na własną odpowiedzialność.

To kolejna manipulacja – zamiast wziąć odpowiedzialność za potencjalnie mylne lub niejasne sformułowania, twierdzisz, że winę ponosi odbiorca, który odczytał Twój tekst w sposób logiczny i sensowny. To nie jest argument, to przerzucanie odpowiedzialności.

Michał Dyszyński napisał:
Jeśli Ci się nie podoba, ze ktoś pisze to, co pisze, a nie coś innego, to jest to Twój problem.

Kolejny absurd. Próbujesz stwierdzić, że interpretacja sensowna lub krytyczna wobec Twoich słów jest problemem innych, a nie konsekwencją Twoich własnych niedokładnych lub dwuznacznych wypowiedzi. To klasyczne unikanie samokrytyki i autorytarna próba zamknięcia dyskusji.

Michał Dyszyński napisał:
Bo jeśliby przyjąć zasadę, że ktokolwiek (może to być fedor a może i dowolny niefedor) może sobie dowolne treści i deklaracje podkładać, przemieniać dowolnie wedle swojego widzimisię nawet przeciw woli tej osoby, to wtedy ten drugi dyskutant robi się niepotrzebny.

Twój argument jest fałszywą analogią. Nikt nie „przemienia treści dowolnie wedle widzimisię” bez powodu – interpretacja i polemika to naturalna część dyskusji. Tworzysz absurdalny „argument” mający zastraszyć lub zdyskredytować odbiorcę, zamiast konstruktywnie odnieść się do meritum. To hipokryzja w czystej postaci: sam tworzysz narrację dowolnie, a innym odmawiasz prawa do interpretacji.

Michał Dyszyński napisał:
To już może od początku zacznij tworzyć wszystkie posty w imieniu moim, wuja, katolikusa, anbo czy wszystkich tych, których intencje przekręcasz z racji na to, że tak to Ci przyszło do głowy.

To typowy ad absurdum straw man. Nikt nie żąda tworzenia postów w Twoim imieniu ani w imieniu innych. Ty celowo przerysowujesz sytuację do granic absurdu, żeby wprowadzić narrację ofiary i „zamknąć” dyskusję. To manipulacja retoryczna, która nie ma żadnej wartości logicznej.

Michał Dyszyński napisał:
Najwyraźniej drugi dyskutant przestał Ci już być potrzebny do tego, aby co myśli. Ty już "tego dyskutanta poglądy" jesteś w stanie omawiać dowolnie, w oderwaniu (a nawet wbrew) od jego woli i intencji.

To stwierdzenie jest całkowicie arbitralne i niepoparte żadnym dowodem. Zakładasz, że dyskutant działa „wbrew woli”, podczas gdy każdy wniosek czy polemika to normalny proces dyskusyjny. To typowy przykład życzeniowego myślenia – tworzysz fałszywą narrację o rzekomej przewadze moralnej własnej osoby.

Michał Dyszyński napisał:
Przekroczyłeś w tych praktykach dyskusyjnych kolejną granicę absurdu

Twój koniec jest po prostu autorytarną oceną bez podstaw. To czysta retoryczna agresja: zamiast odnosić się do treści czy logiki argumentów, oceniasz dyskutanta jako „absurdalnego”. Tym samym sam zachowujesz się dokładnie tak, jak krytykowałeś w swoich wcześniejszych wywodach – arbitralnie, życzeniowo, autorytarnie.

Twoje wywody są absolutnie chybione i pełne sprzeczności. Twierdzisz, że “da się tak robić” i że to Ty tak robisz, co jest jednocześnie próbą usprawiedliwienia swojego arbitralnego przekręcania słów innych. To, że sam przypisujesz sobie prawo do dowolnego interpretowania czyichś intencji, nie czyni tego prawa racjonalnym ani moralnie dopuszczalnym. Twój argument, że “każdy kto się przypisuje, robi to na własną odpowiedzialność” jest czystym sophizmem: w żadnym wypadku nie rozwiązuje problemu, tylko przerzuca odpowiedzialność na innych, podczas gdy to Ty decydujesz arbitralnie, jak interpretować cudze słowa, ignorując ich faktyczne znaczenie.

Twoje wywody są pełne arbitralności i autorytaryzmu – sugerujesz, że skoro Tobie się nie podoba, że ktoś pisze to, co pisze, a nie coś innego, to jest jego problem. To jawne ignorowanie faktów i intencji innych, i kompletny brak szacunku dla prawdziwego znaczenia słów. Twierdzenie, że w takim razie drugi dyskutant staje się “niepotrzebny”, jest absurdalne: w logice i w kulturze dyskusji nie jest dopuszczalne, by jeden uczestnik samowolnie narzucał innym interpretację ich wypowiedzi i ogłaszał ich zbędność.

Co więcej, twoje wezwanie, abym miał tworzyć posty w imieniu różnych osób, w oderwaniu od ich woli, jest nie tylko groteskowe, ale jawnie sprzeczne z zasadami odpowiedzialnej komunikacji. To jawne propagowanie fałszowania intencji innych i ignorowanie ich deklaracji. Twój post sam w sobie jest potwierdzeniem, że przekraczasz granice dyskusji i manipulujesz percepcją innych, jednocześnie usiłując przedstawić siebie jako ofiarę rzekomej przesady drugiej strony.

Twoje próby usprawiedliwienia własnej arbitralności są pełne hipokryzji: krytykujesz innych za rzekome przekręcanie słów, a sam robisz dokładnie to samo, przyznając sobie prawo do dowolnej interpretacji cudzych intencji. W ten sposób konsekwentnie deprecjonujesz zasadę rzetelności w dyskusji i stawiasz się ponad rzeczywistością faktów i intencji, tworząc własną, życzeniową wersję prawdy. Twój post jest więc kompletnym przykładem braku szacunku dla faktów, logicznej niekonsekwencji i dyskusyjnej samowoli, której nie można w żaden sposób usprawiedliwić


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Pią 23:55, 07 Lis 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37724
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:06, 08 Lis 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Najwyraźniej drugi dyskutant przestał Ci już być potrzebny do tego, aby co myśli. Ty już "tego dyskutanta poglądy" jesteś w stanie omawiać dowolnie, w oderwaniu (a nawet wbrew) od jego woli i intencji.

To stwierdzenie jest całkowicie arbitralne i niepoparte żadnym dowodem. Zakładasz, że dyskutant działa „wbrew woli”, podczas gdy każdy wniosek czy polemika to normalny proces dyskusyjny. To typowy przykład życzeniowego myślenia – tworzysz fałszywą narrację o rzekomej przewadze moralnej własnej osoby.

Nie zakładam, tylko właśnie dowodzę, przez, że deklaruję moją wolę jako inną, niż to co Ty tu zaprezentowałeś jako rzekomo "moje" sugestie w tej sprawie. Czyli moja wola jest odmienna od Twojej. CBDO.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16432
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:31, 08 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Nie zakładam, tylko właśnie dowodzę, przez, że deklaruję moją wolę jako inną, niż to co Ty tu zaprezentowałeś jako rzekomo "moje" sugestie w tej sprawie.


Twój wywód jest pełen niekonsekwencji. Po pierwsze, używasz zwrotu „dowodzę”, a w rzeczywistości nie przedstawiasz żadnego dowodu, tylko stwierdzenie swojej woli w oderwaniu od faktów. Sam przyznajesz, że to, co napisałeś, jest odmienne od mojej interpretacji, co oznacza, że twoja deklaracja jest subiektywna i nie weryfikuje rzeczywistości, a więc nie spełnia warunków dowodu. To, że coś deklarujesz, nie zmienia faktu, że wyciągnąłem logiczne wnioski z twoich słów – twoje subiektywne „dowodzenie” nie może tego anulować.

Michał Dyszyński napisał:
Czyli moja wola jest odmienna od Twojej.


To jest truizm i nic nie wyjaśnia. Fakt, że twoja wola jest odmienna, nie dowodzi niczego w kontekście sporu o sens twojej wypowiedzi. Używasz tego jako protezy argumentacyjnej, ale nie odnosisz się do meritum: że twoje słowa zostały logicznie zinterpretowane na podstawie ich treści. To nie „moja wola” tworzy problem, tylko twoja niejasność i brak precyzji w formułowaniu myśli.

Michał Dyszyński napisał:
CBDO.


Skrót CBDO niczego tu nie wyjaśnia i wprowadza zamęt. Nie wystarczy rzucić akronimem, aby uniknąć merytorycznej polemiki. W praktyce stosujesz tu technikę erystyczną polegającą na zepchnięciu odpowiedzialności na czytelnika, zamiast precyzyjnie udowodnić swoje stanowisko. To kolejny dowód na brak konsekwencji i arbitralność w twoim sposobie "argumentowania"


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Sob 0:32, 08 Lis 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37724
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:41, 08 Lis 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Nie zakładam, tylko właśnie dowodzę, przez, że deklaruję moją wolę jako inną, niż to co Ty tu zaprezentowałeś jako rzekomo "moje" sugestie w tej sprawie.


Twój wywód jest pełen niekonsekwencji. Po pierwsze, używasz zwrotu „dowodzę”, a w rzeczywistości nie przedstawiasz żadnego dowodu, tylko stwierdzenie swojej woli w oderwaniu od faktów. Sam przyznajesz, że to, co napisałeś, jest odmienne od mojej interpretacji, co oznacza, że twoja deklaracja jest subiektywna i nie weryfikuje rzeczywistości, a więc nie spełnia warunków dowodu. To, że coś deklarujesz, nie zmienia faktu, że wyciągnąłem logiczne wnioski z twoich słów – twoje subiektywne „dowodzenie” nie może tego anulować.

Tyle, że badaną "rzeczywistością" jest przecież zgodność woli mojej i Twojej. Gdy ja stwierdzam, że ta moja jest odmienna od Twojej, to automatycznie tej właśnie rzeczywistości dowodzę. CBDO.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16432
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 1:03, 08 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Tyle, że badaną "rzeczywistością" jest przecież zgodność woli mojej i Twojej.


To twierdzenie jest całkowicie arbitralne i nieuprawnione. Nigdzie w dyskusji nie ustaliliśmy, że „rzeczywistością” jest zgodność woli naszych osób. Wprowadzanie własnej definicji rzeczywistości w celu podbudowania argumentu jest klasycznym błędem logicznym – próbujesz przesunąć definicję tak, aby samemu ją „udowodnić”, zamiast odnosić się do rzeczywistych faktów lub logiki argumentu.

Michał Dyszyński napisał:
Gdy ja stwierdzam, że ta moja jest odmienna od Twojej, to automatycznie tej właśnie rzeczywistości dowodzę.


To jest czysta sofistyka. Samo stwierdzenie, że twoja wola jest odmienna, nie dowodzi w niczym „rzeczywistości” w sensie obiektywnym. Dowód wymaga powiązania twierdzenia z faktami lub logiczną konsekwencją, a nie tylko deklaracji. Twój tok myślenia zakłada, że to, co deklarujesz, automatycznie staje się prawdą. To jest dokładnie to, co wcześniej krytykowałem – tak typowa u ciebie arbitralność i myślenie życzeniowe, które traktuje subiektywną wolę jako fakt.

Michał Dyszyński napisał:
CBDO.


Powtarzasz skrót, który niczego nie wyjaśnia i tylko maskuje brak rzetelnego dowodu. To nie jest dowód, tylko powtórzenie własnego stwierdzenia w formie akronimu. Taka erystyka nie ma mocy argumentacyjnej i nie zmienia faktu, że twój „dowód” jest czystym naciąganiem pojęć i manipulowaniem znaczeniem słów
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37724
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:28, 08 Lis 2025    Temat postu:

Obserwując zachowania buńczucznych, widząc jak jałowe są te lanse na zwycięstwo, przy jednoczesnym porzuceniu realnego zajęcia się problemami, w człowieku wzrasta pragnienie okazania postawy dokładnie odwrotnej, zablokowania sobie na zawsze opcji takiego błędu. Jeśli bowiem inni skusili się na ten lans zamiast prawdy, to i mi też może coś podobnego grozić, skoro inni mentalnie upadli, to znaczy, że zagrożenie jest realne.

Stawiam sobie często to pytanie: co jest istotą tej pokusy, która sprawia, że część osób polegnie mentalnie i zrezygnuje z uczciwego poszukiwania prawdy?
- Chodzi o tę istotę, o to, co na pewno jest też i we mnie, a co należałoby przypilnować, aby się nie aktywowało. :think:
Mam kilka hipotez:
1. Buńczuczny dlatego prawdę zlekceważył, bo ma tak nieodpartą emocję wołającą o zwycięstwo, tak silnie się związał z instynktem dominacji, że postawa "wszystko i zawsze czynić siłowo, wykazując personalną przewagę" stała się bogiem w jego psychice.
2. A może buńczuczny dlatego jest taki ostentacyjnie arbitralny, że został przez życie złamany? Może to jest objaw desperacji, histerii?
3. Może buńczuczny dlatego wzgardził łagodnością, adekwatnością i precyzją intelektualną, bo pragnie ponad wszystko stałej relacji z władczością jako taką. Coś w nim, w środku nakazuje mu budowanie sobie w emocjach coraz do nowych układów, w których musi być zawsze ten dominator i ten zdominowany. Procedowanie władzy samej w sobie jest dla niego niezbywalnym paradygmatem myślenia i odczuwania?...

Mam jeszcze kilka hipotez przyczyn owego upadku mentalnego buńczucznych, a być może nigdy nie dojdę tego upadku przyczyn. Ale ważniejsze jest co innego - samemu się wybronić, samemu w ten sposób nie upaść. :nie:
Jak nie upaść, jak nie stoczyć się w chaos mentalny, w którym emocja dominacji i zwyciężania nadpisuje to, co przybliża do prawdy, co jest rozumne?...
- Moją odpowiedzią byłoby: unikać praktycznie wszystkich form twardości głoszenia.
"Unikać" odnosi się bardziej do sfery mentalnej, niż do tego, co jest okazywane na zewnątrz. Czasem, z przyczyn społecznych, z powodu tego, że ludzie czegoś oczekują, a bez tego nie zrozumieli by ważnych rzeczy, trzeba okazać twardość. Więc i ja nieraz twardość okażę - DLA LUDZI, GDY NIE WIDAĆ INNEGO WYJŚCIA.
Ale co innego jest w świecie własnego umysłu - tu twardość jest po prostu porażką, z zasady jest błędem. Moc jest w zrozumieniu, w łagodności, w wycofaniu chciejstw, czyli w uznaniu tego, co jest obiektywnie. Moc jest w UWZGLĘDNIENIU, czyli w ŚWIADOMOŚCI każdego najdrobniejszego aspektu rzeczy. Moc jest w tym, aby nie uronić najmniejszego, niedostrzeganego, które jednak JEST. Moc jest w niezakłamywaniu, w powstrzymaniu się od uproszczeń, od tej mentalnej wygody, aby pominąć jakiś aspekt rzeczywistości, czyli oszukać, czyli przyjąć wersję wygodniejszą, w pełni dopasowaną do posiadanych słabości, mentalnych ograniczeń, zamiast pokonywać same te ograniczenia.
Buńczuczny, stając przed wyborem "włożyć wysiłek w cierpliwą, nieustępliwą dociekliwość, czy ogłosić się posiadaczem prawdy i zwycięzcą już tu i teraz, nawet gdy ma się ledwie pozory sensu" - wybierze pozory. Buńczuczny nie ma cierpliwości w dociekaniu, w eliminowaniu błędów. Buńczuczny MUSI mieć swoje "zwycięstwo". Więc buńczuczny to zwycięstwo "zdobywa" - zdobywa zwycięstwa w sposób najbardziej prostacki z możliwych - po prostu OGŁASZAJĄC SIĘ zwycięzcą pod byle pretekstem, a potem tylko upierając się przy tym na zabój. Buńczuczny jest od początku do końca jedynie samochwalcą, jest tym, który NIE DOPUŚCIŁ WERYFIKACJI NA BAZIE NIEZALEŻNYCH CZYNNIKÓW. Buńczuczny jest epistemicznym pozerem, jego mentalna struktura to jeden teatr, w którym buńczuczny obsadza coraz to nowych aktorów, grających role polegające na ogłaszaniu buńczucznego lepszym i zwycięskim.
Buńczuczny wygrywa z ludźmi, ale ceną tego zwyciężania z ludźmi jest porażka w jego wnętrzu - w umyśle, w psychice, odczuwaniu, a przede wszystkim w zdolności adekwatnego postrzegania prawdy.

Buńczuczny nie docieka tego, JAK JEST (czyli jaka jest obiektywna prawa), lecz JAK WYMUSIĆ POSŁUCH u ludzi.


Każde moje życiowe spotkanie z buńczucznymi uczy mnie czegoś - czegoś o upadku umysłu, o ludzkiej słabości, o tym, jak emocje i pragnienie wywyższenia tworzą chaos, który blokuje w człowieku zdolność postrzegania prawdy. To jest też ostrzeżenie, to jest jak głos anioła stróża, który mówi: ty też możesz tak upaść, więc bądź czujny!


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 15:26, 08 Lis 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37724
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:03, 08 Lis 2025    Temat postu:

Strategię buńczucznego jest tworzenie wypowiedzi SKUPIONYCH NA POWIERZCHOWNYM EFEKCIE.
Buńczuczny nie dba o zasadność, nie przestrzega reguł, ma "gdzieś" prawdę. Buńczuczny walczy, czyli kieruje swoje uwagi z zasady DO OSÓB.
Buńczuczny bazuje na nagromadzeniu w wypowiedzi sformułowań, które WYGLĄDAJĄ na poważne, wiarygodne, krytyczne. Sam ten wygląd, sama powierzchowność jest tu praktycznie jedynym celem. Buńczuczny bowiem w ten sposób wykazuje swoją zdolność wywierania presji osobowej, dla niego prawda nie ma znaczenia, więc jej zasad nie docieka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16432
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:20, 08 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Obserwując zachowania buńczucznych, widząc jak jałowe są te lanse na zwycięstwo, przy jednoczesnym porzuceniu realnego zajęcia się problemami, w człowieku wzrasta pragnienie okazania postawy dokładnie odwrotnej, zablokowania sobie na zawsze opcji takiego błędu. Jeśli bowiem inni skusili się na ten lans zamiast prawdy, to i mi też może coś podobnego grozić, skoro inni mentalnie upadli, to znaczy, że zagrożenie jest realne.


Twoje wywody są kompletnie nielogiczne i pełne arbitralnych założeń. Po pierwsze, zakładasz, że skoro „inni” popełniają błąd, to automatycznie istnieje realne zagrożenie, że i ja popełnię ten sam błąd. To klasyczny błąd indukcji i strach przed słomianym widmem – to, że ktoś inny zachowuje się głupio, w żaden sposób nie determinuje moich działań ani nie czyni ich nieuchronnie ryzykownymi. Po drugie, twoje „zablokowanie sobie na zawsze opcji takiego błędu” jest czystą histerią rozumową – stawiasz się w roli nadludzkiego sędziego własnego postępowania, ignorując, że życie wymaga elastyczności i że absolutne unikanie możliwości błędu jest po prostu nierealne. Twój argument jest przy tym wysoce subiektywny – opierasz swoje wnioski na własnym „pragnieniu okazania postawy odwrotnej”, co jest czysto emocjonalnym kryterium, nie żadnym logicznym. Po trzecie, używasz tutaj manipulacyjnego języka: „mentalnie upadli” sugeruje dramatyczną katastrofę moralną u innych, podczas gdy w rzeczywistości ich decyzje mogą być kompletnie inne w kontekście i motywacjach. Tworzysz fałszywą analogię między cudzym „lansem” a własnym ryzykiem, a całość jest tylko projekcją twoich lęków, a nie racjonalnym wnioskiem. Innymi słowy, twoja cała narracja jest czysto psychologicznym strachem ubranym w pozory logiki, który w świetle racjonalnej analizy nie ma absolutnie żadnej mocy dowodowej. Nie ma tu żadnego powodu, by twoje „zagrożenie” uznać za realne, bo nie przedstawiasz ani jednego faktu, ani sensownego argumentu, który wiązałby cudze błędy z moimi działaniami. To wszystko jest arbitralne, samospełniające się stwierdzenie, które nie wytrzymuje krytyki

Michał Dyszyński napisał:
Stawiam sobie często to pytanie: co jest istotą tej pokusy, która sprawia, że część osób polegnie mentalnie i zrezygnuje z uczciwego poszukiwania prawdy?


To jest kompletnie arbitralne i niepoparte żadnym dowodem twierdzenie. Zakładasz, że istnieje jedna „istota pokusy”, która uniwersalnie działa na wszystkich ludzi, podczas gdy w rzeczywistości przyczyny rezygnacji z uczciwego poszukiwania prawdy są różnorodne, indywidualne i kontekstowe. Twój ton sugeruje, że odkryłeś tajemną prawdę, a w rzeczywistości formułujesz czystą spekulację.

Michał Dyszyński napisał:
- Chodzi i tę istotę, o to, co na pewno jest też i we mnie, a co należałoby przypilnować, aby się nie aktywowało. :think:


Tutaj po raz kolejny projektujesz abstrakcyjny problem na samego siebie, przedstawiając swoje własne „zagrożenie wewnętrzne” jako coś powszechnie istotnego. To jest introspekcja zamieniona w moralistyczną apokalipsę, nie analiza rzeczywistości. Nie ma ani jednego dowodu, że cokolwiek „wewnętrznego” musiałoby się aktywować u każdego człowieka w tych samych warunkach.

Michał Dyszyński napisał:
1. Buńczuczny dlatego prawdę zlekceważył, bo ma tak nieodpartą emocję wołającą o zwycięstwo, tak silnie się związał z instynktem dominacji, że postawa "wszystko i zawsze czynić siłowo, wykazując personalną przewagę" stała się bogiem w jego psychice.


Twój pierwszy punkt jest psychologiczną fantasmagorią. Zakładasz, że każdy, kto ignoruje prawdę, jest automatycznie „buńczuczny” i zniewolony przez instynkt władzy. To absurdalna generalizacja, która nie wytrzymuje żadnej analizy – istnieje nieskończona liczba powodów, dla których ludzie mogą lekceważyć prawdę, a ty wybierasz tylko najbardziej dramatyczną, żeby stworzyć narrację moralnej katastrofy. Określenie „stała się bogiem w jego psychice” to czysty język propagandowy – nie jest to żaden argument, tylko retoryczna przesada.

Michał Dyszyński napisał:
2. A może buńczuczny dlatego jest taki ostentacyjnie arbitralny, że został przez życie złamany? Może to jest objaw desperacji, histerii?


Tu wkraczasz w kolejną warstwę spekulacji bez podstaw: „został przez życie złamany” to kompletnie nieudowodnione założenie, a „desperacja, histeria” to moralizujące etykiety, które niczego nie wyjaśniają. Stawiasz warunek i natychmiast przypisujesz diagnozę psychiczną, nie mając żadnych danych ani obserwacji. Twój wniosek jest całkowicie arbitralny.

Michał Dyszyński napisał:
3. Może buńczuczny dlatego wzgardził łagodnością, adekwatnością i precyzją intelektualną, bo pragnie ponad wszystko stałej relacji z władczością jako taką. Coś w nim, w środku nakazuje mu budowanie sobie w emocjach coraz do nowych układów, w których musi być zawsze ten dominator i ten zdominowany. Procedowanie władzy samej w sobie jest dla niego niezbywalnym paradygmatem myślenia i odczuwania?...


Twoja trzecia hipoteza jest kompletnym fantasmagorycznym wytworem. Twierdzisz, że ktoś „wzgardził łagodnością i precyzją” wyłącznie dlatego, że pragnie władzy – to absolutnie nieudowodnione i arbitralne przypuszczenie. Następnie tworzysz całą „strukturę emocjonalną dominator-zdominowany”, której nikt nie zweryfikuje, i przedstawiasz ją jako niepodważalny paradygmat myślenia. Cała konstrukcja jest niekonsekwentna, bo zakładasz, że władczość automatycznie zastępuje każdy inny motyw, ignorując rzeczywiste złożone przyczyny ludzkiego zachowania. To psychologiczny spektakl twojej wyobraźni, nie racjonalna analiza.

Twoje wywody są wstrząsająco arbitralne i psychologicznie płytkie. Próbujesz wyciągnąć jakieś „istoty pokusy” z zachowań innych ludzi, ale całość opiera się na czystych spekulacjach, które nie mają żadnej weryfikowalnej podstawy. Tworzysz konstrukcje typu „buńczuczny = zdominowany przez instynkt władzy”, „buńczuczny = złamany przez życie”, „buńczuczny = niewolnik władzy w emocjach”, i każdą z nich przedstawiasz jakby była odkryciem naukowym, podczas gdy w rzeczywistości są to czyste projekcje twojej wyobraźni. Nie przyjmujesz do wiadomości, że ludzie są złożeni i nie da się ich wrzucić w jedną psychologiczną formułę, a każde z tych „wyjaśnień” jest tak samo arbitralne, jakbyś rzucał monetą i twierdził, że wynik jest „istotą pokusy”. Twój język jest dramatyczny i pełen moralizowania: „postawa wszystko i zawsze czynić siłowo… stała się bogiem w jego psychice”, „objaw desperacji, histerii”, „procedowanie władzy samej w sobie jest dla niego niezbywalnym paradygmatem myślenia”. To nie są obserwacje, to interpretacje pełne uprzedzeń i projekcji twojej własnej wizji świata na innych ludzi. Każdy fragment twoich hipotez zakłada z góry, że zachowania innych wynikają z patologii charakteru lub emocjonalnej deformacji, zamiast przyjąć choćby minimalną dozę realnej analizy przyczyn i kontekstu. Tworzysz groteskowy obraz „buńczucznego” jako automatu psychicznego, który jest jedynie narzędziem twojej potrzeby moralnej wyższości. Całość jest bezzasadna, niekonsekwentna i pozbawiona logiki – każdy twój punkt to arbitralne przypuszczenie, które nie wytrzymuje żadnej krytyki empirycznej ani racjonalnej. To, że coś „może” być prawdą, nie czyni tego wnioskiem, a twoje formułowanie pytań i hipotez jest w gruncie rzeczy sposobem na usprawiedliwienie własnej projekcji lęków i pogardy wobec innych.

Michał Dyszyński napisał:
Mam jeszcze kilka hipotez przyczyn owego upadku mentalnego buńczucznych, a być może nigdy nie dojdę tego upadku przyczyn. Ale ważniejsze jest co innego - samemu się wybronić, samemu w ten sposób nie upaść. :nie:


Twoje stwierdzenie jest kompletnie arbitralne – zakładasz, że istnieje uniwersalny „upadek mentalny buńczucznych”, który można analizować i który można uniknąć, podczas gdy to jest jedynie twoja projekcja moralno-psychologiczna. Nie przedstawiasz żadnych danych ani obserwacji, to tylko twój subiektywny dramat myślowy.

Michał Dyszyński napisał:
Jak nie upaść, jak nie stoczyć się w chaos mentalny, w którym emocja dominacji i zwyciężania nadpisuje to, co przybliża do prawdy, co jest rozumne?...


To czysta fantazja psychologiczna. Zakładasz, że każdy, kto ma ambicję czy pragnienie zwycięstwa, automatycznie „upada” i popada w chaos mentalny, co jest całkowicie fałszywe. Ambicja i dążenie do sukcesu nie muszą w żaden sposób kolidować z racjonalnym myśleniem – twoja hipoteza nie ma ani logiki, ani empirycznego uzasadnienia.

Michał Dyszyński napisał:
Moją odpowiedzią byłoby: unikać praktycznie wszystkich form twardości głoszenia. "Unikać" odnosi się bardziej do sfery mentalnej, niż do tego, co jest okazywane na zewnątrz.


To jest czysta arbitralność. Deklarujesz, że „twardość mentalna” jest zła z zasady, ale nie uzasadniasz tego żadnym argumentem ani dowodem. W rzeczywistości zdolność do stanowczości i twardego myślenia jest często kluczowa dla adekwatnego rozumienia rzeczywistości. Twoja generalizacja jest nie tylko nieuprawniona, ale wręcz sprzeczna z realnym doświadczeniem ludzi skutecznie działających i myślących krytycznie.

Michał Dyszyński napisał:
Czasem, z przyczyn społecznych, z powodu tego, że ludzie czegoś oczekują, a bez tego nie zrozumieli by ważnych rzeczy, trzeba okazać twardość. Więc i ja nieraz twardość okażę - DLA LUDZI, GDY NIE WIDAĆ INNEGO WYJŚCIA.


Tutaj sam obalasz swój własny argument. Najpierw twierdzisz, że twardość mentalna jest zła, a potem uznajesz jej konieczność w praktyce. Twoja logika jest całkowicie niespójna – stawiasz zasadę absolutną, a następnie ją łamiesz, kiedy ci wygodnie. To typowy przykład arbitralności i braku konsekwencji.

Michał Dyszyński napisał:
Ale co innego jest w świecie własnego umysłu - tu twardość jest po prostu porażką, z zasady jest błędem. Moc jest w zrozumieniu, w łagodności, w wycofaniu chciejstw, czyli w uznaniu tego, co jest obiektywnie. Moc jest w UWZGLĘDNIENIU, czyli w ŚWIADOMOŚCI każdego najdrobniejszego aspektu rzeczy. Moc jest w tym, aby nie uronić najmniejszego, niedostrzeganego, które jednak JEST.


To czysta przesada i brak realizmu. Zakładasz, że każda twardość mentalna jest zła, a moc jest wyłącznie w „łagodności” i „świadomości każdego najdrobniejszego aspektu”. To nie tylko niemożliwe do realizacji, ale też sprzeczne z rzeczywistością – w życiu trzeba podejmować decyzje, odrzucać nieistotne aspekty i czasami działać stanowczo. Twój absolutyzm mentalny jest całkowicie oderwany od rzeczywistości.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczny, stając przed wyborem "włożyć wysiłek w cierpliwą, nieustępliwą dociekliwość, czy ogłosić się posiadaczem prawdy i zwycięzcą już tu i teraz, nawet gdy ma się ledwie pozory sensu" - wybierze pozory. Buńczuczny nie ma cierpliwości w dociekaniu, w eliminowaniu błędów. Buńczuczny MUSI mieć swoje "zwycięstwo".


To groteskowa generalizacja. Zakładasz, że wszyscy, którzy wykazują ambicję, są „buńczuczni” i działają według jednego schematu – ogłaszają zwycięstwo zamiast dociekać prawdy. To absolutnie fałszywe – ludzie ambitni potrafią być krytyczni, cierpliwi i weryfikować swoje wnioski. Tworzysz mentalny stereotyp i przypisujesz każdemu, kto pasuje do twojej wizji, jedynie negatywne cechy.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczny to zwycięstwo "zdobywa" - zdobywa zwycięstwa w sposób najbardziej prostacki z możliwych - po prostu OGŁASZAJĄC SIĘ zwycięzcą pod byle pretekstem, a potem tylko upierając się przy tym na zabój. Buńczuczny jest od początku do końca jedynie samochwalcą, jest tym, który NIE DOPUŚCIŁ WERYFIKACJI NA BAZIE NIEZALEŻNYCH CZYNNIKÓW. Buńczuczny jest epistemicznym pozerem, jego mentalna struktura to jeden teatr, w którym buńczuczny obsadza coraz to nowych aktorów, grających role polegające na ogłaszaniu buńczucznego lepszym i zwycięskim.


Cała twoja konstrukcja jest czystym oszczerstwem i projekcją. Nie przedstawiasz żadnych faktów, tylko moralizujesz i tworzysz wyolbrzymiony archetyp „buńczucznego”. Każdy fragment zakłada z góry złe intencje i psychologiczną patologię, zamiast rozumieć złożoność motywacji ludzkich. To nie analiza, to literacka inscenizacja, nie mająca żadnej mocy dowodowej.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczny wygrywa z ludźmi, ale ceną tego zwyciężania z ludźmi jest porażka w jego wnętrzu - w umyśle, w psychice, odczuwaniu, a przede wszystkim w zdolności adekwatnego postrzegania prawdy.


To jest twoja arbitralna projekcja moralna – twierdzisz, że każdy, kto odnosi sukces lub „wygrywa”, automatycznie przegrywa w psychice i w percepcji prawdy. To absurdalna generalizacja bez żadnej podstawy w rzeczywistości. Nie ma dowodu na to, że „zwycięstwo” kogoś czyni epistemicznie niezdolnym, a twój argument jest całkowicie subiektywny i pełen dramatyzmu.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczny nie docieka tego, JAK JEST (czyli jaka jest obiektywna prawa), lecz JAK WYMUSIĆ POSŁUCH u ludzi.


To twierdzenie jest kompletnie arbitralne i niepoparte żadnym dowodem. Zakładasz, że każdy, kogo określasz jako „buńczucznego”, automatycznie ignoruje rzeczywistość i myśli wyłącznie o podporządkowaniu innych. To absolutna generalizacja – nie uwzględniasz żadnej różnorodności ludzkich motywacji, doświadczeń ani sposobów działania. Twój język jest moralistyczny, a nie analityczny, i od razu kreuje archetyp zamiast prowadzić rzeczywistą obserwację.

Michał Dyszyński napisał:
Każde moje życiowe spotkanie z buńczucznymi uczy mnie czegoś - czegoś o upadku umysłu, o ludzkiej słabości, o tym, jak emocje i pragnienie wywyższenia tworzą chaos, który blokuje w człowieku zdolność postrzegania prawdy.


Tutaj po raz kolejny robisz z własnego doświadczenia uniwersalną regułę. To, że w twoim życiu spotkałeś ludzi, którzy zachowywali się w określony sposób, nie daje ci prawa generalizować, że wszyscy ludzie w podobnych sytuacjach „upadają” i „blokują zdolność postrzegania prawdy”. To klasyczna projekcja subiektywna zamieniona w moralny dogmat. Nie ma tu żadnej analizy, tylko dramatyczna narracja twojej wyobraźni, która przedstawia ludzi jako archetypiczne „ofiary własnej ambicji”.

Michał Dyszyński napisał:
To jest też ostrzeżenie, to jest jak głos anioła stróża, który mówi: ty też możesz tak upaść, więc bądź czujny!


To czysta patetyczna retoryka. Przedstawiasz swoje własne lęki i introspekcję jako uniwersalne ostrzeżenie, co jest kompletnie arbitralne. Nie ma żadnej obiektywnej podstawy do twierdzenia, że ktoś inny „może tak upaść” w ten sam sposób, w jaki ty to wyobrażasz. Twój fragment jest dramatyzowany i moralizatorski, nie jest to żadna argumentacja ani racjonalna analiza ludzkiego zachowania.

Całość tego fragmentu jest projekcją twoich własnych lęków i wyobrażeń na ludzi, którym przypisujesz archetypiczne, negatywne cechy, i zamieniasz to w moralistyczną narrację. To nie jest wiedza o świecie, to fantazja psychologiczna przedstawiana jako uniwersalna prawda
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37724
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 17:02, 08 Lis 2025    Temat postu:

Dlaczego buńczuczny upada mentalnie w ten sposób, że sprzedaje prawdę za tę grę pozorów o swoim zwycięstwie nad jakimiś tam osobami?
- Dlatego, że nie da się dwom panom służyć.
Pomiędzy postawą zwyciężania, które jest związane z tworzeniem wrażenia i nacisku na ludzi, a postawą wrażliwego, skupionego na precyzji, niedopuszczającego do zakłamań i przeoczeń dociekania prawdy zieje mentalna przepaść. Te postawy są sobie przeciwne w bardzo wielu aspektach.

Aspekt wyboru bodźców
Zwyciężanie skupia się na SILNYCH bodźcach, co z automatu będzie spychało w cień wszystko to, co jest subtelne, co na danym etapie (!) wydaje się być mniej ważne, mniej spektakularne.
Postawa prawdy niczego nie usuwa z rozważań, jeśli tylko owo coś JEST.

Aspekt sprawiania wrażenia
Zwyciężanie (tak na wojnach, jak i w walce pojedynczych person) jest ściśle związane z kamuflażem, oszukiwaniem wroga, czynieniu zmyłek. Walcząc, mimowolnie wdrażamy się do oszustw, do tych niezliczonych zmyłek, tworzenia atrap, które mają wrogowi dać osłabiającego jego rozumowanie sugestie.
Postawa prawdy skupia się czymś odwrotnym niż tworzenie zmyłek i atrap, skupia się na tych zmyłek rozwiewaniu.
Osobowość działa jako pewnego rodzaju całość, jedność, na bazie NASTAWIENIA SIĘ NA COŚ, WDRAŻANIA DŁUGOTERMINOWYCH POSTAW W SOBIE.Jeśli ktoś nastawia się na procedowanie zmyłek, iluzji (z myślą o wrogu), to automatycznie będzie degradował w sobie intencję i postawę dokładnie odwrotna - postawę głębokiego skupienia się na rozwiewaniu złudzeń, dociekaniu istoty, odsiewania wszystkiego tego co myli rozpoznania.
Przynajmniej ja bym sobie nie poradził z tym przeskakiwaniem od czynienia iluzji do za chwilę tych iluzji rozwiewania. Bo każda z tych postaw jest związana z formą higieny mentalnej, blokowania pasożytniczych emocji (co czasem jest rozłożone na etapy, co trwa, co ma jakąś strukturę zależności w sobie), skłaniania się ku dobrym nawykom.


Aspekt samokrytycyzmu
Ale chyba aspektem najbardziej dzielącym postawę buńczuczności od postawę poszukiwania prawdy jest kwestia samokrytycyzmu, zdolności do analizowania swoich błędów, w ogóle dostrzegania ich i diagnozowania wewnętrznych ich przyczyn. To jest aspekt właściwie prawie definiujący te postawy.
I dodam też, że ten aspekt jest związany z odpowiedzią na inne pytanie: czy te wszystkie moje rozważania o "buńczucznych" mają jakąkolwiek podstawę w rzeczywistości?...
Bo może tak jest, że wymyśliłem sobie konstrukt osobowościowy, który funkcjonuje tylko w mojej fantazji, zaś zbiór osób, które spełniają opisywany przez zbiór cech jest pusty?...

Tu by należało chyba wyjaśnić, skąd sobie wziąłem ów konstrukt - wziąłem go z osobistego doświadczenia. Mam w najbliższej rodzinie przynajmniej dwoje osób (poza rodziną kilka innych), które z moich obserwacji pasują pod opisywaną postawę "buńczucznego" - jedna jest wręcz modelowo buńczuczna, druga "się waha", tzn. czasem jest buńczuczna wyraźnie, a czasem "względnie normalna i daje się z nią pogadać" (ta druga ostatnio jakby podlegała ciekawym wewnętrznym przemianom, wygląda, że czasem ujawniają się w niej np. objawy samokrytycyzmu). Więc gdy myślę o "buńczucznych", to prawie zawsze myślę w jakimś stopniu o tym moim (głównie tym pierwszym) rodzinnym przypadku. I właśnie aspekt samokrytycyzmu jest tu papierkiem lakmusowym tej postawy buńczuczności, zaś wspomniana osoba do błędu nie przyznaje się PRAKTYCZNIE NIGDY.
Buńczuczni bowiem jako podstawowy paradygmat stawiają: o moich (nawet tylko potencjalnych!) błędach nie rozmawiamy NIGDY! Błędy popełniają wyłącznie TAMCI!
Jeśli ktoś wykazuje zerowy samokrytycyzm, to jest to bardzo silna przesłanka za tym, że ów ktoś pasuje pod mój koncept "buńczucznego" (w znaczeniu, które w tym wątku omawiam).
Buńczuczny z zasady nie przyznaje się do błędów, z zasady nawet nie dopuszcza do siebie rozważań o MOŻLIWOŚCI błędu w jego wykonaniu. Nawet gdy czysto teoretyczne (nie wskazujące na niego) rozważania zbliżają się do konstatacji "tu mogłem także ja popełnić taki błąd", to buńczuczny błyskawicznie przyjmuje postawę agresywną - wskazuje jakiegoś wroga (zwykle po stronie, która jest źródłem sugestii, iż błąd mógłby się pojawić), a potem już przystępuje do PERSONALNEGO ATAKU NA WROGA.
Buńczucznego po tym się najszybciej poznaje, że w obliczu jakiejś kontrowersji staje się szybko wyniosły, niedostępny intelektualnie (nie rozważa żadnych kwestii nawet teoretycznie), tylko napastliwy i oskarżający w buńczucznym, arbitralnym tonie. Wtedy już są same oskarżenia i nie ma dyskusji, nie ma wskazywania na aspekty, nie spostrzegania zależności, nie ma pochylenia się nad analizą, nad wynikaniami, bo jest już twarde personalne napieranie oskarżycielstwem i napastliwością.
Ja w końcu zmuszony byłem wobec tej osoby buńczucznej z mojej rodziny przyjąć postawę rezygnacji z prób nawiązania szczerego kontaktu, bazującego na wzajemności. Z tą buńczuczną osobą 90% moich reakcji jest dostosowawczych, bazujących na POSTAWIE TERAPEUTY, czyli na zasadzie: nie mówię tego, co szczerze myślę, lecz konstruuję wypowiedź tak, aby omijać mentalne rafy w umyśle i emocjach odbiorcy.

Z buńczucznymi bowiem tak się zdecydowanie najczęściej relacja kończy, czyli na:
- zrezygnowaniu z postawy szczerości
- zablokowaniu OSOBISTYCH OCZEKIWAŃ, że "będzie normalnie, będzie dobrze, będzie szczerze, będzie pragnienie zrozumienia i porozumienia".
- opracowaniu strategii unikania najbardziej destrukcyjnych reakcji buńczucznego.
- ogólnym uznaniu buńczucznego za osobę "specjalnej troski" - traktowanie go niczym małe dziecko, któremu się mówi wyłącznie to, co to dziecko jest w stanie znieść.

Niestety, setki (nawet tysiące) podejmowanych przeze mnie prób nawiązania z buńczucznym relacji na bazie równości i wzajemności, czyli na bazie zasady: ja popełniam swoje błędy, ty popełniasz swoje - nie wpieramy nikomu, że tylko jedna strona zawsze jest winna - wszystkie te próby zakończyły się absolutnym niepowodzeniem.
Buńczuczny jest upośledzony mentalnie w sensie, że nie jest wyjść poza postawę, w ramach której to on napiera, on ogłasza innym, jacy to oni są, on jest bezbłędny, za to jednocześnie on innych cały czas oskarża o wszelkie zło.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 17:56, 08 Lis 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16432
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:04, 08 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dlaczego buńczuczny upada mentalnie w ten sposób, że sprzedaje prawdę za tę grę pozorów o swoim zwycięstwie nad jakimiś tam osobami?


To pytanie jest retoryczne i z góry przesądza odpowiedź, co oznacza, że nie jest to pytanie w ogóle, tylko deklaracja uprzedzenia. Ty już na starcie zakładasz, że „buńczuczny” upada mentalnie i że jego motywacją jest „sprzedanie prawdy” — czyli moralna zdrada, której nawet nie próbujesz dowieść. To nie analiza, to osąd. Sugerujesz, że twoja ocena jest faktem, co jest klasycznym błędem sofistycznym: budujesz argument na tezie, którą dopiero powinieneś uzasadnić.

Michał Dyszyński napisał:
- Dlatego, że nie da się dwom panom służyć.


Tutaj przeskakujesz z psychologii w moralny slogan. Używasz maksymy religijnej, żeby przykryć brak dowodu. To nie jest argument, to tylko ornament retoryczny, który ma nadać powagę twojemu wywodowi. A w rzeczywistości to nadużycie — wprowadzasz kategorie duchowe do analizy psychologiczno-społecznej, co tylko rozmywa sens.

Michał Dyszyński napisał:
Pomiędzy postawą zwyciężania, które jest związane z tworzeniem wrażenia i nacisku na ludzi, a postawą wrażliwego, skupionego na precyzji, niedopuszczającego do zakłamań i przeoczeń dociekania prawdy zieje mentalna przepaść. Te postawy są sobie przeciwne w bardzo wielu aspektach.


To fałszywa dychotomia. Ustalasz, że „zwyciężanie” i „dociekanie prawdy” to przeciwieństwa, jakby człowiek nie mógł być jednocześnie ambitny i uczciwy intelektualnie. To czysta manipulacja pojęciami: utożsamiasz zwycięstwo z przemocą, a pokorę z prawdą. W rzeczywistości te rzeczy nie wykluczają się, tylko zależą od kontekstu. Twoje myślenie jest skrajne, dualistyczne i zupełnie nieprzystające do realiów ludzkiej psychologii.

Michał Dyszyński napisał:
Aspekt wyboru bodźców
Zwyciężanie skupia się na SILNYCH bodźcach, co z automatu będzie spychało w cień wszystko to, co jest subtelne, co na danym etapie (!) wydaje się być mniej ważne, mniej spektakularne.


To kompletnie błędne rozumowanie. Po pierwsze, nie ma żadnego „automatu” w ludzkiej psychice, który sprawia, że pragnienie sukcesu spycha subtelność. To ty sobie taki automat wymyśliłeś, żeby uzasadnić swoją narrację o „upadku buńczucznego”. Po drugie, utożsamiasz energię i dynamikę z płytkością, co jest absurdalne — nie każdy, kto działa intensywnie, jest ślepy na niuanse. Twój argument opiera się na fałszywym założeniu, że intensywność emocjonalna wyklucza głębię intelektualną. To prymitywne uproszczenie.

Michał Dyszyński napisał:
Postawa prawdy niczego nie usuwa z rozważań, jeśli tylko owo coś JEST.


To idealistyczna fantazja, nie opis rzeczywistości. Nikt nie jest w stanie uwzględnić „wszystkiego, co jest” — każde myślenie wymaga selekcji, skrótu, uogólnienia. Ty idealizujesz poznanie i robisz z niego niemożliwy ideał, który ma ci posłużyć do moralnego wywyższenia nad tymi, którzy myślą praktycznie. Twoje „postawa prawdy niczego nie usuwa” to czysty mit: umysł ludzki z definicji pomija rzeczy, które uznaje za nieistotne. Twój argument jest więc sprzeczny z naturą poznania.

Cały ten fragment to seria fałszywych opozycji i moralnych banałów udających głębię. Tworzysz obraz świata, w którym jedni są „czystymi dociekaczami prawdy”, a inni „upadłymi buńczucznymi”, czyli w praktyce budujesz moralną hierarchię, w której ty sam stoisz po stronie cnoty. To nie jest filozofia, to autopromocja ubrana w moralizatorski ton. Twoje dychotomie są sztuczne, twoje argumenty oparte na emocjonalnych przesłankach, a twoja „przepaść mentalna” istnieje wyłącznie w twojej wyobraźni.

Michał Dyszyński napisał:
Aspekt sprawiania wrażenia
Zwyciężanie (tak na wojnach, jak i w walce pojedynczych person) jest ściśle związane z kamuflażem, oszukiwaniem wroga, czynieniu zmyłek. Walcząc, mimowolnie wdrażamy się do oszustw, do tych niezliczonych zmyłek, tworzenia atrap, które mają wrogowi dać osłabiającego jego rozumowanie sugestie.


To absurdalne uproszczenie, które myli strategię z oszustwem. Zrównujesz taktyczne działanie z moralną zdradą — a to zupełnie różne rzeczy. Walka, zarówno metaforyczna, jak i realna, nie polega wyłącznie na „wdrażaniu się do oszustw”. W wielu przypadkach polega właśnie na klarowności, skuteczności, przewidywaniu i szczerości wobec własnych zasad. Twoje utożsamienie zwyciężania z kłamstwem to czysta retoryczna manipulacja: zbudowałeś definicję tak, by moralnie potępić samo pojęcie zwycięstwa. To nie jest analiza, tylko moralne przebrane za refleksję.

Michał Dyszyński napisał:
Postawa prawdy skupia się czymś odwrotnym niż tworzenie zmyłek i atrap, skupia się na tych zmyłek rozwiewaniu.


Tu budujesz fałszywe przeciwstawienie. „Postawa prawdy” i „strategiczne myślenie” nie są przeciwieństwami. Prawda nie polega na infantylnym obnażaniu wszystkiego — bywa, że rozumienie złożoności świata wymaga rozróżniania między tym, co jawne, a tym, co taktyczne. Ty mylisz prawdę z naiwnością i robisz z niej moralny fetysz, jakby rozwiewanie „zmyłek” było zawsze cnotą. A w rzeczywistości życie wymaga rozumienia gry pozorów, nie ich całkowitego odrzucenia. Twoja teza jest jednostronna i skrajnie uproszczona.

Michał Dyszyński napisał:
Osobowość działa jako pewnego rodzaju całość, jedność, na bazie NASTAWIENIA SIĘ NA COŚ, WDRAŻANIA DŁUGOTERMINOWYCH POSTAW W SOBIE.


To truizm, który niczego nie wyjaśnia. Tak, osobowość jest całością — i co z tego? Używasz banalnego stwierdzenia, by nadać pozory głębi, ale nie rozwijasz żadnej realnej treści. To klasyczny przykład pustego filozofowania, które brzmi mądrze, a nie wnosi nic.

Michał Dyszyński napisał:
Jeśli ktoś nastawia się na procedowanie zmyłek, iluzji (z myślą o wrogu), to automatycznie będzie degradował w sobie intencję i postawę dokładnie odwrotna - postawę głębokiego skupienia się na rozwiewaniu złudzeń, dociekaniu istoty, odsiewania wszystkiego tego co myli rozpoznania.


Tu znowu wprowadzasz „automatyzm”, którego istnienia nie potrafisz dowieść. Nie ma żadnego psychicznego prawa, które nakazuje człowiekowi degenerować się dlatego, że posługuje się strategią. To czysta fantazja — wymyślasz „mechanizm upadku”, żeby poprzeć własny dogmat. Ludzie potrafią rozróżniać role, konteksty i intencje. Można stosować taktykę w jednym obszarze i zachować intelektualną rzetelność w drugim. Twoje założenie, że to niemożliwe, jest po prostu błędne.

Michał Dyszyński napisał:
Przynajmniej ja bym sobie nie poradził z tym przeskakiwaniem od czynienia iluzji do za chwilę tych iluzji rozwiewania.


To zdanie nie mówi nic o naturze człowieka, tylko o twojej osobistej ograniczoności. Wyciągasz z niej wniosek ogólny, co jest logicznie bezwartościowe. To, że ty sam nie potrafisz pogodzić dwóch postaw, nie oznacza, że inni nie potrafią. Twój błąd polega na utożsamieniu własnego doświadczenia z prawem psychologicznym — to typowy egocentryczny skrót myślowy.

Michał Dyszyński napisał:
Bo każda z tych postaw jest związana z formą higieny mentalnej, blokowania pasożytniczych emocji (co czasem jest rozłożone na etapy, co trwa, co ma jakąś strukturę zależności w sobie), skłaniania się ku dobrym nawykom.


To pseudonaukowy bełkot. Mieszasz terminologię psychologiczną z metaforycznym tonem, ale żadna z tych fraz nie ma sensu empirycznego. „Higiena mentalna” i „blokowanie pasożytniczych emocji” to tylko pompatyczne określenia na samozadowolenie. Nie definiujesz, co to znaczy w praktyce, jak to się przejawia, jakie są kryteria. To nie argument, to slogan filozoficzny.

Cały ten fragment to jedna wielka projekcja moralna: przeciwstawiasz „brudną” skuteczność „czystej” łagodności i nazywasz to analizą. W rzeczywistości to tylko moralny dualizm udający psychologię. Zwyciężanie nie jest równoznaczne z kłamstwem, a strategia nie degraduje umysłu. To, co ty opisujesz jako „upadek”, jest w istocie naturalnym procesem uczenia się złożoności świata — czymś, z czym najwyraźniej sam sobie nie radzisz, więc próbujesz zamienić swoją niezdolność w zasadę moralną.


Michał Dyszyński napisał:
Aspekt samokrytycyzmu
Ale chyba aspektem najbardziej dzielącym postawę buńczuczności od postawę poszukiwania prawdy jest kwestia samokrytycyzmu, zdolności do analizowania swoich błędów, w ogóle dostrzegania ich i diagnozowania wewnętrznych ich przyczyn. To jest aspekt właściwie prawie definiujący te postawy.


Znowu wprowadzasz sztuczną dychotomię i udajesz, że odkryłeś prawo psychologiczne. Twierdzisz, że samokrytycyzm „prawie definiuje” różnicę między postawą buńczuczności a postawą poszukiwania prawdy, jakby to było jakieś uniwersalne rozróżnienie. Tymczasem to tylko twoja moralna klasyfikacja, której podstawą jest emocjonalna pogarda wobec „buńczucznych”. Nie istnieje żaden dowód, że osoby pewne siebie, asertywne, czy nawet konfrontacyjne, nie potrafią być samokrytyczne — przeciwnie, często właśnie oni są zmuszeni do autorefleksji, bo działają pod presją konfrontacji. Ty natomiast przypisujesz sobie monopol na pokorę, a wszystkim innym z góry odmawiasz zdolności do autorefleksji. To nie filozofia, to czysta pycha ubrana w pozory introspekcji.

Michał Dyszyński napisał:
I dodam też, że ten aspekt jest związany z odpowiedzią na inne pytanie: czy te wszystkie moje rozważania o "buńczucznych" mają jakąkolwiek podstawę w rzeczywistości?...


Tutaj na chwilę zbliżasz się do sensownego pytania, ale natychmiast się z niego wycofujesz. Sam widzisz, że twoje rozważania mogą być fikcją — że „buńczuczny” to twój własny konstrukt mentalny — ale nie masz odwagi tego przyznać. To zdanie brzmi jak przebłysk świadomości, że być może budujesz chochoła, ale dalej już nie idziesz, bo wtedy cały twój wywód rozpadłby się w proch. W istocie tym jednym pytaniem sam siebie demaskujesz: tak, stworzyłeś konstrukt, który istnieje tylko w twojej głowie, bo nie ma żadnych obiektywnych kryteriów, po których można by rozpoznać „buńczucznego” w świecie realnym.

Michał Dyszyński napisał:
Bo może tak jest, że wymyśliłem sobie konstrukt osobowościowy, który funkcjonuje tylko w mojej fantazji, zaś zbiór osób, które spełniają opisywany przez zbiór cech jest pusty?...


Tak właśnie jest, i gdybyś był naprawdę samokrytyczny — tak, jak właśnie próbujesz moralizować o samokrytycyzmie — to byś to przyznał. Twój własny tekst jest autodemaskacją: cały czas potępiasz innych za brak refleksji, podczas gdy sam w tym momencie przyznajesz, że twój system pojęć może być czystą fantazją. Ale zamiast wyciągnąć z tego logiczny wniosek, ty zatrzymujesz się w pół kroku — jakbyś bał się spojrzeć prawdzie w oczy. Więc nie, nie praktykujesz samokrytycyzmu, tylko robisz z niego pozę. Używasz go, żeby wzmocnić własny autowizerunek człowieka refleksyjnego, ale twoje „rozważania” są pozbawione konsekwencji. Samokrytycyzm, który nie prowadzi do rewizji błędnych założeń, jest tylko teatralnym gestem.

Cały ten fragment to w gruncie rzeczy ironiczny autoportret — pokazujesz, że wiesz, iż tworzysz fantazmat, ale mimo to dalej go karmisz i rozwijasz. To nie jest poszukiwanie prawdy, to jest rytualne samozadowolenie z własnej rzekomej głębi. Gdybyś naprawdę był samokrytyczny, już na tym etapie odrzuciłbyś cały konstrukt „buńczucznego” jako pusty, nieempiryczny, samopotwierdzający się mit.

Michał Dyszyński napisał:
Tu by należało chyba wyjaśnić, skąd sobie wziąłem ów konstrukt - wziąłem go z osobistego doświadczenia.


I tu od razu sam pogrążasz swój cały „konstrukt” — przyznajesz, że nie ma on żadnej podstawy obiektywnej, tylko bierze się z twoich osobistych emocji i relacji rodzinnych. Czyli w praktyce to nie jest żaden opis rzeczywistości, tylko racjonalizacja twoich konfliktów. Mieszasz własne urazy, rozczarowania i frustracje z rzekomą analizą postaw. To nie filozofia, to psychologiczny pamiętnik przebrany za teorię.

Michał Dyszyński napisał:
Mam w najbliższej rodzinie przynajmniej dwoje osób (poza rodziną kilka innych), które z moich obserwacji pasują pod opisywaną postawę "buńczucznego" - jedna jest wręcz modelowo buńczuczna, druga "się waha", tzn. czasem jest buńczuczna wyraźnie, a czasem "względnie normalna i daje się z nią pogadać" (ta druga ostatnio jakby podlegała ciekawym wewnętrznym przemianom, wygląda, że czasem ujawniają się w niej np. objawy samokrytycyzmu).


Czyli cały twój „koncept” powstał, bo masz problem z dogadaniem się z rodziną. To już nie filozofia, tylko psychoterapia przez projekcję. Używasz pojęcia „buńczuczny” jako wentyla dla własnego napięcia emocjonalnego. Każdy, kto cię frustruje, zostaje wrzucony do worka z etykietą „modelowo buńczuczny”. To mechanizm obronny, a nie poznawczy. Zamiast pytać, *dlaczego masz konflikt* — wolisz moralnie go rozwiązać, tworząc kategorię „tych złych”. Tym samym zdradzasz, że cały twój wywód nie ma nic wspólnego z prawdą, tylko z autoterapią.

Michał Dyszyński napisał:
Więc gdy myślę o "buńczucznych", to prawie zawsze myślę w jakimś stopniu o tym moim (głównie tym pierwszym) rodzinnym przypadku.


To zdanie samo w sobie niszczy całą pozorną „obiektywność” twojego konstruktu. Twój buńczuczny to nie pojęcie, to konkretna osoba, której zachowanie cię zraniło. Twoje rozważania nie są badaniem postaw, tylko emocjonalnym odwetem ubranym w pseudo-filozoficzny język. Gdybyś był uczciwy wobec siebie, przyznałbyś, że ten tekst to nie analiza natury ludzkiej, lecz moralna spowiedź o twojej relacji z kimś bliskim.

Michał Dyszyński napisał:
I właśnie aspekt samokrytycyzmu jest tu papierkiem lakmusowym tej postawy buńczuczności, zaś wspomniana osoba do błędu nie przyznaje się PRAKTYCZNIE NIGDY.


Widzisz, tu ujawnia się cały absurd twojego schematu: samokrytycyzm nie jest miernikiem prawdy, tylko cechą, która ujawnia się różnie w różnych kontekstach. To, że ktoś nie przyznaje się do błędu *w rozmowie z tobą*, nie znaczy, że nie jest samokrytyczny — być może po prostu nie uważa twojej oceny za trafną. Ty natomiast utożsamiasz brak zgody z brakiem samokrytycyzmu, co jest logicznie nieuczciwe i psychologicznie narcystyczne.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczni bowiem jako podstawowy paradygmat stawiają: o moich (nawet tylko potencjalnych!) błędach nie rozmawiamy NIGDY! Błędy popełniają wyłącznie TAMCI!


To już czysta karykatura, nie opis człowieka. Tworzysz fantazmat totalnego egocentryka, żeby wzmocnić kontrast z własnym wyidealizowanym „poszukiwaczem prawdy”. Twoja typologia jest czarno-biała, binarna, a więc intelektualnie płaska. Zamiast zrozumieć złożoność relacji, tworzysz moralny mit o „tych, co nie przyznają się do błędów”. A sam w tej chwili robisz dokładnie to, co im zarzucasz — odrzucasz możliwość, że twój model może być błędny.

Michał Dyszyński napisał:
Jeśli ktoś wykazuje zerowy samokrytycyzm, to jest to bardzo silna przesłanka za tym, że ów ktoś pasuje pod mój koncept "buńczucznego" (w znaczeniu, które w tym wątku omawiam).


Nie, to tylko potwierdzenie twojej samopotwierdzającej się definicji. Twój koncept działa jak pułapka: jeśli ktoś się z tobą nie zgadza, automatycznie staje się „buńczuczny”. To wygodny sposób, by nigdy nie dopuścić do podważenia własnych poglądów. Twój model nie jest opisem rzeczywistości — to mechanizm immunologiczny ego, który zabezpiecza cię przed krytyką.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczny z zasady nie przyznaje się do błędów, z zasady nawet nie dopuszcza do siebie rozważań o MOŻLIWOŚCI błędu w jego wykonaniu.


Znowu nadużycie słowa „z zasady”. Tworzysz z człowieka karikatulę logicznego automatu. Żaden realny człowiek nie działa „z zasady” tak jednowymiarowo, chyba że w twojej prywatnej mitologii. To nie jest psychologia, to moralne bajkopisarstwo.

Michał Dyszyński napisał:
Nawet gdy czysto teoretyczne (nie wskazujące na niego) rozważania zbliżają się do konstatacji "tu mogłem także ja popełnić taki błąd", to buńczuczny błyskawicznie przyjmuje postawę agresywną - wskazuje jakiegoś wroga (zwykle po stronie, która jest źródłem sugestii, iż błąd mógłby się pojawić), a potem już przystępuje do PERSONALNEGO ATAKU NA WROGA.


Nie, to nie opis psychologiczny — to emocjonalna zemsta literacka. Twój „buńczuczny” to kukła, którą bijesz w zastępstwie tej jednej osoby, z którą nie potrafisz się porozumieć. Cała ta retoryka o „agresji”, „personalnym ataku”, „błyskawicznej reakcji” to przerysowany dramat, nie analiza. Psychologicznie jest to tylko projekcja: przypisujesz komuś zewnętrznemu emocje, z którymi sam sobie nie radzisz.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczucznego po tym się najszybciej poznaje, że w obliczu jakiejś kontrowersji staje się szybko wyniosły, niedostępny intelektualnie (nie rozważa żadnych kwestii nawet teoretycznie), tylko napastliwy i oskarżający w buńczucznym, arbitralnym tonie.


Ironicznie, właśnie to robisz ty w tym tekście. Twój ton wobec „buńczucznych” jest wyniosły, arbitralny i napastliwy. Ty sam jesteś idealnym przykładem postawy, którą potępiasz. Piszesz z poczuciem moralnej wyższości, przekonany o swoim monopolu na prawdę, odmawiając innym prawa do odmiennej perspektywy. Twój opis „buńczucznego” jest lustrem, w którym odbija się twoje własne podejście.

Michał Dyszyński napisał:
Ja w końcu zmuszony byłem wobec tej osoby buńczucznej z mojej rodziny przyjąć postawę rezygnacji z prób nawiązania szczerego kontaktu, bazującego na wzajemności. Z tą buńczuczną osobą 90% moich reakcji jest dostosowawczych, bazujących na POSTAWIE TERAPEUTY, czyli na zasadzie: nie mówię tego, co szczerze myślę, lecz konstruuję wypowiedź tak, aby omijać mentalne rafy w umyśle i emocjach odbiorcy.


To zdanie ostatecznie obnaża całą twoją hipokryzję. Usprawiedliwiasz własne manipulowanie rozmówcą, nazywając to „postawą terapeuty”. W rzeczywistości to ty stosujesz dokładnie te same taktyki, które przypisujesz „buńczucznym”: unikasz szczerości, filtrujesz swoje słowa, kalkulujesz emocjonalne reakcje. To nie terapia, to kontrola. W dodatku czynisz z niej cnotę. I to właśnie jest najczystsza forma buńczuczności: przekonanie, że twoje manipulowanie jest moralnie wyższe, bo „dla dobra” drugiej strony.

Cały ten fragment to emocjonalne sprawozdanie z rodzinnego konfliktu przerobione na moralną doktrynę. Udajesz filozofa, ale zachowujesz się jak kaznodzieja, który używa pojęć teoretycznych, żeby wytłumaczyć, dlaczego *on sam ma rację*. Twój „buńczuczny” nie istnieje w świecie — to cień, który rzuca twoje własne ego, gdy próbuje uciec od autentycznego samokrytycyzmu.

Michał Dyszyński napisał:
Z buńczucznymi bowiem tak się zdecydowanie najczęściej relacja kończy, czyli na:

* zrezygnowaniu z postawy szczerości
* zablokowaniu OSOBISTYCH OCZEKIWAŃ, że "będzie normalnie, będzie dobrze, będzie szczerze.
* opracowaniu strategii unikania najbardziej destrukcyjnych reakcji buńczucznego
* uznaniu buńczucznego ogólnie za "osobę specjalnej troski" - traktowanie niczym małe dziecko, któremu się mówi wyłącznie to, co to dziecko jest w stanie znieść.


To jest kwintesencja twojego moralnego autousprawiedliwienia. Każdy z tych punktów nie opisuje rzeczywistości, lecz twoje wycofanie i rezygnację z autentycznego kontaktu. Zrzucasz odpowiedzialność na drugiego człowieka, przedstawiając własne unikanie konfrontacji jako efekt rzekomej „niemożności porozumienia się z buńczucznym”. To czysta racjonalizacja: zamiast przyznać, że nie umiesz rozmawiać z kimś, kto myśli inaczej, wymyślasz diagnozę, że on jest „emocjonalnie niezdolny”. A to, co nazywasz „strategią unikania destrukcyjnych reakcji”, to zwykła kalkulacja i kontrola – brak szczerości z uzasadnienia „dla dobra relacji”. Innymi słowy, sam czynisz to, co przypisujesz „buńczucznym”: manipulujesz rozmową, sterujesz komunikacją, decydujesz, co kto „może znieść”.

Michał Dyszyński napisał:
Niestety, setki (nawet tysiące) podejmowanych przeze mnie prób nawiązania z buńczucznym relacji na bazie równości i wzajemności, czyli na bazie zasady: ja popełniam swoje błędy, ty popełniasz swoje - nie wpieramy nikomu, że tylko jedna strona zawsze jest winna - wszystkie te próby zakończyły się absolutnym niepowodzeniem.


Ten fragment jest dramatycznie jednostronny. Twierdzisz, że podjąłeś „setki prób”, ale każdą oceniasz z własnego punktu widzenia – bez żadnej refleksji, jak wyglądało to z drugiej strony. „Niepowodzenie” może równie dobrze oznaczać, że twoje próby były powierzchowne, oceniające lub podszyte przekonaniem o własnej wyższości. W dodatku język, którego używasz („setki, tysiące prób”) to emocjonalna hiperbola, która ma wywołać współczucie, a nie przekonać rozumowo. Twoja deklaracja równości jest tylko retoryką – w praktyce stawiasz siebie w roli sprawiedliwego sędziego, a drugą stronę jako niezdolną do partnerskiej relacji. To nie równość, to moralne nadstawienie.

Michał Dyszyński napisał:
Buńczuczny jest upośledzony mentalnie w sensie, że nie jest wyjść poza postawę, w ramach której to on napiera, on ogłasza innym, jacy to oni są, on jest bezbłędny, za to jednocześnie on innych cały czas oskarża o wszelkie zło.


Tu już przekraczasz granicę filozofii i wpadasz w zwykłą pogardę. Używasz określenia „upośledzony mentalnie” – i to nie w sensie klinicznym, tylko pogardliwym. Twoja rzekoma „analiza postawy” zamienia się w inwektywę. To nie jest diagnoza, tylko etykietowanie z niskich pobudek emocjonalnych. Co gorsza, cały opis, który tu podajesz, jest odwróconym obrazem twojej własnej postawy. To ty ogłaszasz, jacy są inni, to ty im przypisujesz mentalne wady, to ty odmawiasz im refleksji. A gdy ktoś nie przyjmuje twojej interpretacji, uznajesz to za dowód jego upadku. To klasyczny przykład projekcji: wszystko, co potępiasz, jest dokładnym odbiciem twojego sposobu działania.

W tym fragmencie nie ma ani grama pokory, ani cienia samoświadomości – tylko moralny triumfalizm przebrany w żargon introspekcji. Opisujesz innych w kategoriach „choroby”, „upośledzenia”, „dziecięcości”, podczas gdy sam uzurpujesz sobie pozycję terapeuty, sędziego i moralnego autorytetu. W efekcie cała twoja opowieść o „poszukiwaniu prawdy” staje się karykaturą: nie szukasz prawdy, tylko potwierdzenia swojej rzekomej wyższości nad tymi, których nie rozumiesz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37724
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:42, 09 Lis 2025    Temat postu:

fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
- Dlatego, że nie da się dwom panom służyć.


Tutaj przeskakujesz z psychologii w moralny slogan. Używasz maksymy religijnej, żeby przykryć brak dowodu.

Któryś raz piszesz o "braku dowodu". Zgadzam się z tym, że niczego nie dowodzę, tylko rozważam. Już wiele razy pisałem, że w rozważaniach natury psychologicznej i filozoficznej nie widzę szans na dowodzenie. I nie deklaruję też nigdy moich uwag jako dowiedzionych.
Czy ktokolwiek w filozofowaniu coś dowodzi?..
- Oczywiście, że nie ma tu dowodów, ale zarzut o to, oczywiście można po raz kolejny mi stawiać. Można liczyć na to, że mało ogarnięty czytelnik się nie zorientuje, tylko weźmie za dobrą monetę ów zarzut. Bardziej ogarnięty czytelnik jednak zdemaskuje tę MANIPULACJĘ NA NIESPEŁNIALNY WYMÓG.

Czego symptomem jest wciskanie takich schematów oceny, które bazują na niespełnialnych wymogach?...
- Przede wszystkim tego, że wciskający najwyraźniej nie ma nic lepszego jako argument.

Użycie bardzo kiepskiego argumentu demaskuje tego, kto taki argument zdecydował się przedstawić, bo jest symptomem "chwytania się brzytwy".
A ogólnie używanie takich wątpliwych argumentów obniża wiarygodność ogólną osoby, która zdecydowała się ich użyć. Szanujący się dyskutant nie użyje argumentów niskich, słabych. Jeśli ktoś takich wyjątkowo naciąganych argumentów używa, daje tym sygnał, iż po prostu nie szanuje ani siebie, ani odbiorców swoich słów.

Tu warto dodać jeszcze jeden powód, dla którego fedor może być przekonany, że te jego czepiania się, stosowanie naciąganych argumentów jakoś przejdą. Konsekwencja w ich stosowaniu, połączonym z bardzo arbitralnym trybem wypowiedzi sugeruje, iż fedor wierzy, że uda mi się zagadać (zakrzyczeć) samą MASĄ INNYCH SŁABYCH argumentów - czyli np. kolejnym szatkowaniem wypowiedzi na wyrywane z kontekstu zdania, albo części zdań, domyślanie się intencji, stosowanie etykiet o emocjonalnym charakterze, lecz znikomej mocy argumentacyjnej. W końcu praktycznie każdy tekst da się zalać masą własnego tekstu, którego główną mocą jest buńczuczny, negujący, poniżający charakter. To jest łatwizna, to jest szeroka brama krytykanctwa.
Jak się heroicznie walczy, z kimś bo samemu nie ma się argumentów dobrych, to można - tak jak fedor - zalewać dyskusję masą argumentów słabych, często manipulatorskich, naciąganych na maksa (jak ten z braku dowodzenia opinii, czy pojedynczych sformułowań).

Warto tu zauważyć jedną okoliczność: każdemu zdaniu z osobna wziętemu można POWIERZCHOWNIE ZASADNIE zarzucić nie tylko "brak dowodu", ale też nawet "brak uzasadnienia". Można taki zarzut postawić nawet wtedy, gdy dowód/uzasadnienie jest...
... w następnym zdaniu. :shock: Ale cytujący tylko to zdanie oczywiście stwierdza, że "tu dowodu nie ma". I nawet ma rację, gdy dowód/uzasadnienie jest parę zdań dalej, albo gdy uzasadnieniem jest CAŁOŚCIOWA KONCEPCJA.
Krytyka związana z brakiem dowodu/uzasadnienia byłaby uczciwa, gdyby spełnione zostały następujące warunki:
1. Krytyka dotyczy koncepcji, które w ogóle aspirują do dowodliwości (a nie aspirują do dowodliwości opinie, spostrzeżenia, hipotezy, całościowe teorie)
2. Krytyka jest stawiana POD KONIEC całej argumentacji, a także po uczciwym sprawdzeniu, ż W CAŁYM TEKŚCIE owego dowodu/uzasadnienia nie było.
Taka byłaby krytyka uczciwa. Ale od dawna chyba obserwatorzy się zorientowali, że aspekt uczciwości krytyki jest daleko na końcu (o ile w ogóle występuje) argumentacji fedorowej, która stawia na buńczuczność, arbitralny ton, zawalenie epitetami i samym faktem negowania, czyli ogólnie na próbach PRZYTŁOCZENIA MASĄ CHCIEJSKIEGO KRYTYKANCTWA.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 18:48, 09 Lis 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16432
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:30, 09 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Któryś raz piszesz o "braku dowodu". Zgadzam się z tym, że niczego nie dowodzę, tylko rozważam. Już wiele razy pisałem, że w rozważaniach natury psychologicznej i filozoficznej nie widzę szans na dowodzenie. I nie deklaruję też nigdy moich uwag jako dowiedzionych.


To właśnie tu zaczyna się twoje wygodne uchylanie się od odpowiedzialności za własne tezy. Skoro twierdzisz, że nie ma tu miejsca na dowód, to dlaczego jednocześnie formułujesz swoje rozważania w sposób, który sugeruje pewność, jakbyś operował na czymś więcej niż subiektywne odczucia? Filozofia nie polega na tym, by dowody całkiem porzucać, ale by szukać ich w ramach logicznej spójności, konsekwencji i jasności pojęć. Ty uciekasz w relatywizm, by zrzucić z siebie ciężar uzasadniania czegokolwiek, a potem dziwisz się, że ktoś to punktuje.

Michał Dyszyński napisał:
Czy ktokolwiek w filozofowaniu coś dowodzi?..


Tak, dowodzi – choć nie w sensie matematycznym, to jednak w sensie racjonalnym. Filozofowanie bez żadnego rygoru dowodowego zamienia się w pustą grę słów. Jeśli w filozofii nikt niczego nie dowodzi, to czym się ona różni od powtarzania niesprawdzonych plotek? Ten pseudoironijny ton ma tuszować brak struktury w twoim rozumowaniu. Zamiast uczciwie przyznać, że twoje tezy są wątłe, próbujesz rozciągnąć swoją bezradność na całą dziedzinę.

Michał Dyszyński napisał:
- Oczywiście, że nie ma tu dowodów, ale zarzut o to, oczywiście można po raz kolejny mi stawiać. Można liczyć na to, że mało ogarnięty czytelnik się nie zorientuje, tylko weźmie za dobrą monetę ów zarzut. Bardziej ogarnięty czytelnik jednak zdemaskuje tę MANIPULACJĘ NA NIESPEŁNIALNY WYMÓG.


Nie, to nie jest żadna manipulacja, tylko elementarna zasada dyskursu – kto coś twierdzi, ten ponosi ciężar uzasadnienia. Ty próbujesz odwrócić sytuację, nazywając oczekiwanie uzasadnienia „niespełnialnym wymogiem”. To tania sztuczka erystyczna. Chcesz, żeby każda krytyka odbijała się od ciebie jak od gumowej ściany, bo wystarczy, że powiesz: „filozofia nie dowodzi”. Ale to nie krytyk manipuluje, tylko ty, tworząc strefę komfortu, w której twoje słowa są niby głębokie, ale w rzeczywistości całkowicie nienamacalne. W ten sposób można powiedzieć wszystko i nic – a ty właśnie z tej pustki robisz cnotę.

Michał Dyszyński napisał:
Czego symptomem jest wciskanie takich schematów oceny, które bazują na niespełnialnych wymogach?...

* Przede wszystkim tego, że wciskający najwyraźniej nie ma nic lepszego jako argument.


To typowy chwyt obronny, w którym zamiast odpowiedzieć na meritum, próbujesz zdefiniować krytykę jako przejaw słabości rozmówcy. Odwracasz uwagę od treści zarzutu i przerzucasz ją na rzekome intencje drugiej strony. To nie jest żadna analiza, tylko zabieg psychologiczny mający unieważnić rozmówcę. Nikt nie „wciska schematów”, tylko domaga się minimalnych standardów racjonalności. Jeśli nazywasz to „niespełnialnym wymogiem”, to pokazujesz, że nie rozumiesz, czym jest argumentacja – nie kapitulacja, ale próba dotarcia do prawdy na wspólnych zasadach.

Michał Dyszyński napisał:
Użycie bardzo kiepskiego argumentu demaskuje tego, kto taki argument zdecydował się przedstawić, bo jest symptomem "chwytania się brzytwy".


Nie, tu znowu wprowadzasz pozorną diagnozę, by uniknąć odpowiedzialności za własną słabość logiczną. Ty sam chwytasz się brzytwy, bo zamiast zmierzyć się z treścią zarzutu, uciekasz w meta-komentarz o jego rzekomej jakości. To klasyczna próba przesunięcia pola gry: zamiast rozmawiać o sensowności twoich tez, zaczynasz rozważać, kto jest bardziej „zdesperowany”. To nie jest filozofia, tylko retoryczna wymiana ciosów, w której liczy się tylko to, byś nie przyznał racji drugiej stronie.

Michał Dyszyński napisał:
A ogólnie używanie takich wątpliwych argumentów obniża wiarygodność ogólną osoby, która zdecydowała się ich użyć. Szanujący się dyskutant nie użyje argumentów niskich, słabych. Jeśli ktoś takich wyjątkowo naciąganych argumentów używa, daje tym sygnał, iż po prostu nie szanuje ani siebie, ani odbiorców swoich słów.


To już czysta projekcja. Mówisz o „szacunku do odbiorców”, a sam odmawiasz im prawa do oceny twoich tez. Kiedy ktoś wskazuje, że twoje rozumowanie jest gołosłowne, ty nie poprawiasz argumentu, tylko zaczynasz moralizować o „szacunku” i „wiarygodności”. To retoryczna zasłona dymna. W rzeczywistości twoje podejście jest właśnie przejawem braku szacunku dla rozmówcy, bo ignoruje jego prawo do krytycznej analizy. Sprowadzasz spór intelektualny do kwestii etykiety, bo w logice brakuje ci gruntu. Tymczasem to nie ten, kto stawia wymagania, kompromituje się, tylko ten, kto udaje, że wymagania nie istnieją.

Michał Dyszyński napisał:
Tu warto dodać jeszcze jeden powód, dla którego fedor może być przekonany, że te jego czepiania się, stosowanie naciąganych argumentów jakoś przejdą. Konsekwencja w ich stosowaniu, połączonym z bardzo arbitralnym trybem wypowiedzi sugeruje, iż fedor wierzy, że uda mi się zagadać (zakrzyczeć) samą MASĄ INNYCH SŁABYCH argumentów - czyli np. kolejnym szatkowaniem wypowiedzi na wyrywane z kontekstu zdania, albo części zdań, domyślanie się intencji, stosowanie etykiet o emocjonalnym charakterze, lecz znikomej mocy argumentacyjnej.


Tak naprawdę pokazujesz tu, że sam stosujesz dokładnie to, co krytykujesz. Twierdzisz, że ktoś „zagada” cię masą słabych argumentów, a przecież twoje wywody to klasyczny przykład rozbudowanego, bezsensownego wodolejstwa, w którym niewiele jest faktycznej treści. Podajesz etykiety, zarzucasz intencje, skupiasz się na emocjach, a nie na konkretach. Jeśli ktoś miałby czytać twoje rozważania bez znajomości kontekstu, wyszłoby, że sam operujesz tym, co próbujesz obciążyć oponenta.

Michał Dyszyński napisał:
W końcu praktycznie każdy tekst zalać wypowiedź oponenta masą tekstu, którego główną mocą jest buńczuczny, negujący, poniżający charakter. To jest łatwizna, to jest szeroka brama krytykanctwa.


I znowu próbujesz moralizować, zamiast odpowiedzieć na zarzuty merytoryczne. Piszesz o „zalewaniu masą tekstu” i krytyce buńczucznej, a sam tworzysz gęste, rozwlekłe i pełne ogólników wywody, które mają wywołać wrażenie intelektualnej wagi bez dostarczenia dowodów czy spójnych argumentów. To klasyczny paradoks: w obronie własnej rzekomej czystości dyskursu dopuszczasz dokładnie to, co oskarżasz w innych.

Michał Dyszyński napisał:
Jak się heroicznie walczy, z nie ma się argumentów dobrych, to można - tak jak fedor - zalewać dyskusję masą argumentów słabych, często manipulatorskich, naciąganych na maksa (jak ten z braku dowodzenia opinii, czy pojedynczych sformułowań).


Twój problem polega na tym, że nie widzisz, iż sam wciągasz czytelnika w tę samą pułapkę. Używasz złożonych zdań, powtarzasz frazy, moralizujesz, opisujesz manipulacje oponenta, zamiast pokazać, że twoje własne twierdzenia mają sens i są spójne. Tworząc tę długą konstrukcję krytykującą czyjeś metody, jednocześnie stosujesz retoryczne techniki, które obciążają cię tym samym zarzutem: zalewasz tekst masą własnych słabych, opartych na subiekcji argumentów, a całą debatę sprowadzasz do wyższości tonu nad treścią. To nie jest heroizm intelektualny, tylko klasyczne przykrywanie pustki słowami.

Michał Dyszyński napisał:
Warto tu zauważyć jedną okoliczność: każdemu zdaniu z osobna wziętemu można POWIERZCHOWNIE ZASADNIE zarzucić nie tylko "brak dowodu", ale też nawet "brak uzasadnienia". Można taki zarzut postawić nawet wtedy, gdy dowód/uzasadnienie jest...
... w następnym zdaniu. :shock: Ale cytujący tylko to zdanie oczywiście stwierdza, że "tu dowodu nie ma". I nawet ma rację, gdy dowód/uzasadnienie jest parę zdań dalej, albo gdy uzasadnieniem jest CAŁOŚCIOWA KONCEPCJA.


To, co opisujesz, jest klasycznym unikaniem odpowiedzialności za jasne i w miarę zwarte formułowanie swoich tez. Tworzysz tekst tak, żeby zarzut braku dowodu czy uzasadnienia mógł być łatwo oprotestowany jako „wyrwany z kontekstu”, zamiast przyznać, że twoje zdania wymagają doprecyzowania i logicznej spójności w ramach całej koncepcji. Nie ma tu żadnej magii – argumentacja nie działa na zasadzie, że cała koncepcja z automatu usprawiedliwia każde zdanie. Jeśli każde zdanie może być kwestionowane, bo koncepcja jest rozwlekła lub niejasna, to problem tkwi w tobie, a nie w krytykach.

Michał Dyszyński napisał:
Krytyka związana z brakiem dowodu/uzasadnienia byłaby uczciwa, gdyby spełnione zostały następujące warunki:

1. Krytyka dotyczy koncepcji, które w ogóle aspirują do dowodliwości (a nie aspirują do dowodliwości opinie, spostrzeżenia, hipotezy, całościowe teorie)
2. Krytyka jest stawiana POD KONIEC całej argumentacji, a także po uczciwym sprawdzeniu, ż W CAŁYM TEKŚCIE owego dowodu/uzasadnienia nie było.


To kolejny sposób, w jaki próbujesz przesunąć ciężar dyskusji. Wymagasz od krytyków praktycznie niemożliwego rygoru, żeby twoja argumentacja mogła przetrwać atak, podczas gdy sam nie przestrzegasz żadnego standardu jasności ani logiki w swoich wypowiedziach. Tworzenie warunków „uczciwej krytyki”, które w praktyce czynią krytykę prawie niemożliwą, to klasyczna sztuczka obronna: zamiast wzmocnić swoje argumenty, wyciągasz reguły, które mają chronić twoje niedopracowane tezy.

Michał Dyszyński napisał:
Taka byłaby krytyka uczciwa. Ale od dawna chyba obserwatorzy się zorientowali, że aspekt uczciwości krytyki jest daleko na końcu (o ile w ogóle występuje) argumentacji fedorowej, która stawia na buńczuczność, arbitralny ton, zawalenie epitetami i samym faktem negowania, czyli ogólnie na próbach PRZYTŁOCZENIA MASĄ CHCIEJSKIEGO KRYTYKANCTWA.


To, co tu robisz, jest dokładnie tym, co zarzucasz innym: moralizujesz i etykietujesz, zamiast pokazać, że twoje własne argumenty są spójne i jasne. Cała ta argumentacja o „uczciwości krytyki” to zasłona dymna, żeby nie przyznać, że twoje twierdzenia są rozwlekłe, miejscami sprzeczne i w praktyce łatwo podważalne. Nie przytłacza cię masa krytyki, tylko twoja własna niezdolność do uporządkowania myśli i precyzyjnego formułowania tez. Twój tekst pełen jest retoryki, która ma wyglądać poważnie, ale w rzeczywistości jest próbnym balastem chroniącym słabość argumentacyjną
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37724
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:01, 09 Lis 2025    Temat postu:

Z dyskutantem, który kituje każdą dyskusję bezkształtną masą argumentów ogólnie napastliwych, coś insynuujących, coś innego arbitralnie stwierdzających bez żadnych podstaw nie sposób jest prowadzić dyskusji na poziomie. Podobnie jak nie sposób jest prowadzić dyskusji z osobą uprawiającą galop Gisha.

Pisałem, że dyskutant posługujący się masą wątpliwej argumentacji nie szanuje swoich partnerów w dyskusji, ale wg mnie najbardziej nie szanuje on SAMEGO SIEBIE.
Jeśli ktoś wątpliwy, życzeniowy argument przedstawia jako swój, to automatycznie się sam zalicza do grona osób o mocno wątpliwym i życzeniowym typie rozumowania.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 19:07, 09 Lis 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 16432
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:47, 09 Lis 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Z dyskutantem, który kituje każdą dyskusję bezkształtną masą argumentów ogólnie napastliwych, coś insynuujących, coś innego arbitralnie stwierdzających bez żadnych podstaw nie sposób jest prowadzić dyskusji na poziomie.

Zabawne, że właśnie tym zdaniem robisz dokładnie to, co zarzucasz innym. Twoje słowa to czysta projekcja – rzucasz oskarżenia o „bezkształtność” i „arbitralność”, samemu nie podając ani jednego przykładu, który by te zarzuty uprawdopodabniał. Mówisz o „masie argumentów”, ale nie odnosisz się do żadnego konkretnego argumentu, więc to pusty atak personalny, nie merytoryka. Zarzucasz brak podstaw, a sam nie przedstawiasz żadnej. Chcesz uchodzić za strażnika „dyskusji na poziomie”, ale zaczynasz od etykietowania i insynuacji — czyli dokładnie od tego, co rzekomo potępiasz.

Michał Dyszyński napisał:
Podobnie jak nie sposób jest prowadzić dyskusji z osobą uprawiającą galop Gisha.

Kolejny pusty frazes mający stworzyć pozór racjonalności. Używasz modnego określenia, żeby zdyskredytować rozmówcę bez potrzeby mierzenia się z jego argumentami. To wygodna taktyka dla kogoś, kto nie ma kontrargumentów — zamiast odpowiedzieć, etykietujesz. Zamiast debatować, chowasz się za technicznym terminem. A to właśnie jest intelektualny galop – nie z nadmiaru treści, lecz z braku odwagi zmierzenia się z nimi.

Twoje zdania są pełne samozadowolenia, a puste w treści. Maskujesz brak rzeczowości pozą mentora. Ale za tą pozą stoi tylko strach przed konfrontacją – strach przed tym, że ktoś obnaży słabość twojej argumentacji.

Michał Dyszyński napisał:
Pisałem, że dyskutant posługujący się masą wątpliwej argumentacji nie szanuje swoich partnerów w dyskusji, ale wg mnie najbardziej nie szanuje on SAMEGO SIEBIE.

Ty mówisz o szacunku, a jednocześnie używasz tonu protekcjonalnego i oceniającego, jakbyś był moralnym sędzią rozmowy. Nie masz monopolu na to, co znaczy „szacunek w dyskusji”. Twoje zdanie to tylko emocjonalna próba ustawienia rozmówcy w roli winnego, żeby samemu wyglądać na wyrocznię. Tymczasem prawdziwy brak szacunku to właśnie takie zachowanie — arbitralne wartościowanie ludzi zamiast ich argumentów. Mylisz ocenę osoby z oceną treści. To nie rozmówca się nie szanuje, to ty nie szanujesz samej idei debaty, w której strony są równe i gdzie liczy się argument, nie ton moralizatorski.

Michał Dyszyński napisał:
Jeśli ktoś wątpliwy, życzeniowy argument przedstawia jako swój, to automatycznie się sam zalicza do grona osób o mocno wątpliwym i życzeniowym typie rozumowania.

To typowa sofistyka: powtarzasz swoje tezy jako pewniki, bez uzasadnienia, i próbujesz z nich wywieść autorytatywny osąd. Tworzysz błędne koło – „kto ma wątpliwy argument, ten jest wątpliwy”. Ale przecież to ty decydujesz, co jest „wątpliwe”, więc w praktyce każde stanowisko odmienne od twojego automatycznie zaliczasz do grona „życzeniowych”. To nie jest logika – to czysta autolegitimizacja własnego zdania. Nie przedstawiasz żadnych kryteriów, nie pokazujesz analizy, tylko arbitralnie klasyfikujesz ludzi. Takie myślenie to właśnie szczyt życzeniowości: chcesz, żeby twoja racja była oczywista, więc budujesz definicję, która z góry to zapewnia.

Twoje słowa są puste moralnie i intelektualnie. Chcesz uchodzić za strażnika rzetelności, ale twoja argumentacja to przykład tego, jak wygląda jej brak. Zamiast analizować argumenty, piętnujesz ludzi; zamiast logicznej krytyki, stosujesz psychologiczne etykietki. Mówisz o samoszacunku, a jedyne, co pokazujesz, to niezdolność do uczciwej debaty
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Samoocena - jak śfinie widzą Śfinię Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 26, 27, 28  Następny
Strona 12 z 28

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin