Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czy szczęścia można się nauczyć?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 18, 19, 20  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:31, 04 Maj 2020    Temat postu:

Banjankri napisał:
Racjonalizacja tworzy uproszczenia, które łatwiej zapamiętać i które są pomocne w przetrwaniu. Nie jest to idealne rozwiązanie, ale wystarcząco skuteczne. Jest kolejnym kosztem, jaki trzeba zapłacić za przetrwanie.
Żeby było zabawnie, Banjankri, Matka Natura zostawiła nam instynkt samozachowawczy na poziomie małpy/autopilota/funkcji mozgu instynktownego/reptilian brain.

Wyobraź sobie, że MD ucieka przed tygrysem obawiającym się koronawirusa kiedy MD ma biegunkę pod koniec bezgorączkowej i łagodnej wersji COVID-19. Gdyby Matka Natura nie przepompowała błyskawicznie krwi MD ze wszystkich funkcji nie wspomagających przetrwaniu z płatami czołowymi włącznie, to MD mógłby myślec czy nie sięgnąć po środek na biegunkę.

Dawno Magdy Adamczyk nie bylo <-> Jak Bardzo Kontrolujesz Swoje Życie?
https://youtu.be/tJMR8Em0nZs

Ktoś kontrolujący w patologiczny sposób swoje życie to świr. Ktoś uzurpujący sobie kontrolę na czyimś życiem to mega świr. Ktoś czyniący to k*pie to już świry na steroidach. Samo życie :rotfl:

Jestem mistrzynią whatever i spokój wewnętrzny mam, który jest moją opoką kiedy jestem i mnie nie ma w tym samym miejscu i czasie, które są iluzją :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:36, 04 Maj 2020    Temat postu:

Dyskurs napisał:
MD, rozrzewniasz mnie jak zaprzeczasz teraz temu co preferujesz najbardziej czyli zanurzanie się w głębinach intelektu kosztem innych funkcji ludzkiego mózgu.
...

Różnicą jest tylko czy jesteśmy w stanie równoważyć nasze emocje.

Nie pragnę niczego robić kosztem. Raczej jest odwrotnie - ma być ZYSK.

W uporządkowanej świadomości mamy synergię - intelekt harmonizuje emocje, a emocje dają napęd do funkcjonowania intelektu.
Intelekt z resztą najlepiej funkcjonuje z umysłem zrównoważonym, tam gdzie emocje nie dokazują co chwila w chaotycznych podrygach. Na dobrej współpracy tych dwóch sfer zyskują wszyscy:
- emocje do swojego funkcjonowania, dzięki intelektowi mają stabilne podstawy - wtedy ich oceny nie są kapryśne i chaotyczne, lecz rozważne, a przez to dające szanse na skuteczny wpływ na rzeczywistość, a dalej płynącą z tego właściwego wpływu satysfakcję. Emocje niezrównoważone, to taki "imprezowicz" naszej świadomości - gość, który by tylko pił, ćpał, uprawiał seks z kim popadnie - byle się działo, byle więcej, byle coś nowego, właśnie emocjonującego. Taki umysł, w którym imprezowicze rządzą, prędzej czy później obudzi się na komisariacie, albo pobity w parku, bo kompletnie zalany po imprezie, został obrobiony przez typy spod ciemnej gwiazdy. Intelekt jest tym głosem rozsądku, który imprezowicza cywilizuje.
- z drugiej strony sam intelekt, jest jak mentor, który ciągle nudzi: nie rób tego, zmuś się do tamtego, tu uważaj, tam bądź rozważny... Długo z takim mentorem trudno jest wytrzymać, życie robi się coraz mniej ciekawe, by w końcu zmienić się ciężki kierat. Dopiero jakaś emocja jest w stanie rozkręcać w nas energię.
Tak więc obie sfery są potrzebne, w szczególności potrzebne SOBIE NAWZAJEM. Dobrze jest, gdy współpracują, a źle gdy się ze sobą skonfliktują.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:42, 04 Maj 2020    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Cytat:
Świadomość czysta nie ma celu, ani nawet nie ma powodu.

Powód to racjonalizacja postrzeganego.

A po co niby miałoby (i CO?) cokolwiek racjonalizować?

Aby zwiększyć szanse na przetrwanie. Ewolucja nie potrzebuje powodów, po prostu działa to, co pozwala przetrwać i spłodzić potomstwo.

A dlaczego czysta świadomość miałaby się martwić jakimś tam przetrwaniem?
Wg mnie coś takiego, jak wola życia zaczyna się od ja - to JA pragnę przetrwać!

No na tym polega cały trik. JA jest mechanizmem zwiększającym szanse na przetrwanie, kosztem cierpienia.

Tak to jest. Ale jeśli cierpienie nie jest dużo, jeśli da się je opanować, to można nawet te trochę cierpienia zainwestować, a potem znaleźć swoją drogę do szczęścia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:44, 04 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Cytat:
Świadomość czysta nie ma celu, ani nawet nie ma powodu.

Powód to racjonalizacja postrzeganego.

A po co niby miałoby (i CO?) cokolwiek racjonalizować?

Aby zwiększyć szanse na przetrwanie. Ewolucja nie potrzebuje powodów, po prostu działa to, co pozwala przetrwać i spłodzić potomstwo.

A dlaczego czysta świadomość miałaby się martwić jakimś tam przetrwaniem?
Wg mnie coś takiego, jak wola życia zaczyna się od ja - to JA pragnę przetrwać!
No na tym polega cały trik. JA jest mechanizmem zwiększającym szanse na przetrwanie, kosztem cierpienia.

Tak to jest. Ale jeśli cierpienia nie jest dużo, jeśli da się je opanować, to można nawet te trochę cierpienia zainwestować, a potem znaleźć swoją drogę do szczęścia.
Czyli według ego/ja fałszywego szczyptę szczęście można (od)kupić za szczyptę cierpiania - moja "matko boska" (*) zapalisz papieroska?

(*) Zwrot jest z małej litery i nie ma na celu urazić czyichkolwiek uczuć religijnych wyznawcy religii rzymsko-katolickiej :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:04, 04 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
MD, rozrzewniasz mnie jak zaprzeczasz teraz temu co preferujesz najbardziej czyli zanurzanie się w głębinach intelektu kosztem innych funkcji ludzkiego mózgu.
...

Różnicą jest tylko czy jesteśmy w stanie równoważyć nasze emocje.

Nie pragnę niczego robić kosztem. Raczej jest odwrotnie - ma być ZYSK.
Hmm, Jeez to taka prosta pod górkę, co nie? :wink:

MD napisał:
W uporządkowanej świadomości mamy synergię - intelekt harmonizuje emocje, a emocje dają napęd do funkcjonowania intelektu.
Poszufladkowane jak na mój nieujarzmiony swiadomosciowo byt lub niebyt :wink:

Ale ad rem, z punktu widzenia neuronauki, emocje nie odczuwają emocji ani uczuć ani nie sterują naszymi myślami. Są ruchem, ale w subtelnym znaczeniu terminu "ruch". Są, nazwijmy umownie, motorem modus operandi. Trajektorię myśli tworzy świadome zwracanie uwagi na fenomen zainteresowania. Świadomie uwagę można przenieść. Nieświadomie nie, bo taka istota ludzka jest zakładnikiem emocji i uwagi zmienić nie jest w stanie. Czyni to za tę istotę Matka Natura wycieńczając energię tej istoty do punktu, że padnie i albo przeżyje lub nie.

MD napisał:
Intelekt z resztą najlepiej funkcjonuje z umysłem zrównoważonym, tam gdzie emocje nie dokazują co chwila w chaotycznych podrygach.
Proszę zdefiniuj roboczo umysł, w kotekscie którego zlokalizowałeś
Cytat:
emocje w podrygach
, czyli jak mniemam emocje niezrównoważone.

MD napisał:
Na dobrej współpracy tych dwóch sfer zyskują wszyscy:
- emocje do swojego funkcjonowania, dzięki intelektowi mają stabilne podstawy - wtedy ich oceny nie są kapryśne i chaotyczne, lecz rozważne, a przez to dające szanse na skuteczny wpływ na rzeczywistość, a dalej płynącą z tego właściwego wpływu satysfakcję.
Za neuronauka, emocje nie odczuwają emocji i uczuć, nie myślą, nie myślą racjonalnie, i nie wartościują charakterem moralnym.

MD napisał:
Emocje niezrównoważone, to taki "imprezowicz" naszej świadomości - gość, który by tylko pił, ćpał, uprawiał seks z kim popadnie - byle się działo, byle więcej, byle coś nowego, właśnie emocjonującego. Taki umysł, w którym imprezowicze rządzą, prędzej czy później obudzi się na komisariacie, albo pobity w parku, bo kompletnie zalany po imprezie, został obrobiony przez typy spod ciemnej gwiazdy.
Czekam na definicję roboczą umysłu.

MD napisał:
Intelekt jest tym głosem rozsądku, który imprezowicza cywilizuje.
- z drugiej strony sam intelekt, jest jak mentor, który ciągle nudzi: nie rób tego, zmuś się do tamtego, tu uważaj, tam bądź rozważny... Długo z takim mentorem trudno jest wytrzymać, życie robi się coraz mniej ciekawe, by w końcu zmienić się ciężki kierat. Dopiero jakaś emocja jest w stanie rozkręcać w nas energię.
Tak więc obie sfery są potrzebne, w szczególności potrzebne SOBIE NAWZAJEM. Dobrze jest, gdy współpracują, a źle gdy się ze sobą skonfliktują.
Intelekt sa w sobie nie jest w stanie, bo to nadal ego. Intelekt z intuicja [w neuronauce najnowsza kora mózgowa/neocortex tak zakładając, że człowiek pielęgnuje swój charakter moralny i jest odważny w tym pielęgnowaniu za które nikogo nie będzie przepraszał. Wówczas albo dostąpi stanu jakim w tradycjach wschodnich jest Satori czyli oświecenia, które w Twojej tradycji jest Santori czyli stanem łaski uświęcającej <-> ryzykując "wk*rzenie" Semele i bycie "filistrem" wklejam

diakon Marcin Gajda, lek. med. z zespolem
https://youtu.be/h3w6pKJ7ha0
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:23, 04 Maj 2020    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Czekam na definicję roboczą umysłu.

Umysł to całość intelekt + emocje, choć oczywiście jest w tym podświadomość, pamięć, odruchy emocjonalne i wszystko co da sie wyróżnić, a nawet i to, co jeszcze wyróznione w modelach nie zostało, choć na świadomość wywiera wpływ.

Dyskurs napisał:
MD napisał:
Intelekt jest tym głosem rozsądku, który imprezowicza cywilizuje.
- z drugiej strony sam intelekt, jest jak mentor, który ciągle nudzi: nie rób tego, zmuś się do tamtego, tu uważaj, tam bądź rozważny... Długo z takim mentorem trudno jest wytrzymać, życie robi się coraz mniej ciekawe, by w końcu zmienić się ciężki kierat. Dopiero jakaś emocja jest w stanie rozkręcać w nas energię.
Tak więc obie sfery są potrzebne, w szczególności potrzebne SOBIE NAWZAJEM. Dobrze jest, gdy współpracują, a źle gdy się ze sobą skonfliktują.
Intelekt sa w sobie nie jest w stanie, bo to nadal ego. Intelekt z intuicja [w neuronauce najnowsza kora mózgowa/neocortex tak zakładając, że człowiek pielęgnuje swój charakter moralny i jest odważny w tym pielęgnowaniu za które nikogo nie będzie przepraszał. Wówczas albo dostąpi stanu jakim w tradycjach wschodnich jest Satori czyli oświecenia, które w Twojej tradycji jest Santori czyli stanem łaski uświęcającej <-> ryzykując "wk*rzenie" Semele i bycie "filistrem" wklejam

Jesli już ego ma z czymś wiecej wspólnego, to z emocjami, a nie z intelektem. Intelekt jest czystą mocą dociekliwej spostrzegawczości umysłu. Sam z siebie nie wywyższa niczego w celu jakiegoś dowartościowywania się. Funkcjonuje jako ciąg spostrzeżeń - tutaj jest tak, a tam jest owak, to jest podobne tego, a tamto do czegoś innego.
To emocje budują ego, żądając "ja pierwsze!". Intelektowi to emocjonalno - konkurencyjne pierwszeństwo "wisi", nie ma w tym celu. Oczywiście wtórnie może być tak, że emocje kierowane przez ego, będą wykorzystywały intelekt. Ale w tym układzie intelekt jest tylko narzędziem, sam nie daje wkładu du ego. Ego to przede wszystkim PRAGNIENIE (związane z chęcią dowartościowywania, wywyższania siebie). Intelekt nie ma natury pragnienia, lecz naturę zaciekawionej obserwacji, która chce jak najwięcej dostrzec, nie wprowadzając zakłóceń do postrzegania.
Co prawda bywa i tak, że osoby o żywym intelekcie będą miały wysokie ego, albo wręcz będą się "wysoko nosiły" właśnie z tego powodu, że ów intelekt wybitny (czy w swoim mniemaniu, czy rzeczywiście, to inna kwestia) posiadają. Ale to nie sam intelekt podkręca ego, lecz emocje, swoją grą pragnień intelekt czynią pretekstem do wywyższania ego.
Zupełnie nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego - któryś już z resztą raz - łączysz intelekt z ego. Dla mnie to jest kompletnie od czapy połączenie, niezgodne z naturą tych pojęć


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 23:48, 04 Maj 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5610
Przeczytał: 73 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:12, 04 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
szaryobywatel napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Starałem się wytłumaczyć moje stanowisko, tak jak je rozumiem. Odpowiedź wprost na Twoje pytanie, sugerowałaby bowiem, że akceptuję model, w którym je sformułowałeś. A ja tego modelu nie akceptuję. Jeśłi coś jest rozpatrywane w nieadekwatnym modelu, to odpowiedź w stylu tak/nie ostatecznie okazuje się wadliwa, nie przekazując ADEKWATNYCH ZNACZEŃ (podobnie jak owych poprawnych znaczeń nie przekaże ani potwierdzenie, ani zaprzeczenie w sławetnym pytaniu: czy już przestałeś bić swoją żonę?).
Możesz uznać tę moją uwagę za brak "uczciwości", lecz w moim rozumieniu ja WŁAŚNIE Z POWODU UCZCIWOŚCI nie potrafię odpowiedzieć na tak sformułowane pytanie. To po prostu kłóci się z moim poczuciem sensu. Jeśli Cię ta odpowiedź nie satysfakcjonuje, to trudno. Może ktoś inny udzieli Ci odpowiedzi, którą zaakceptujesz.


Użyłem Twojego modelu - coś jest wg Ciebie źródłem pytań, i zadałem Ci pytanie czy jest to coś innego niż zdeterminowane i ewentualnie losowe procesy, o których również sam piszesz.

"Źródło pytań" to nazwa dla bytu, bez sugerowania struktury, czy odniesień w jakich on funkcjonuje. Jedyna sugestia jaka płynie z zastosowania takiej nazwy, to to, iż da się ów byt jakoś wyodrębnić. Ale, póki co, nic nie wiadomo o jego cechach.


Czyli wcześniej było źródło poszczególnych pytań, a teraz jest nazwa bytu bez sugerowania struktury, czy odniesień w jakich funkcjonuje. Sprzeczność.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:46, 04 Maj 2020    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Michał Dyszyński napisał:
szaryobywatel napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Starałem się wytłumaczyć moje stanowisko, tak jak je rozumiem. Odpowiedź wprost na Twoje pytanie, sugerowałaby bowiem, że akceptuję model, w którym je sformułowałeś. A ja tego modelu nie akceptuję. Jeśłi coś jest rozpatrywane w nieadekwatnym modelu, to odpowiedź w stylu tak/nie ostatecznie okazuje się wadliwa, nie przekazując ADEKWATNYCH ZNACZEŃ (podobnie jak owych poprawnych znaczeń nie przekaże ani potwierdzenie, ani zaprzeczenie w sławetnym pytaniu: czy już przestałeś bić swoją żonę?).
Możesz uznać tę moją uwagę za brak "uczciwości", lecz w moim rozumieniu ja WŁAŚNIE Z POWODU UCZCIWOŚCI nie potrafię odpowiedzieć na tak sformułowane pytanie. To po prostu kłóci się z moim poczuciem sensu. Jeśli Cię ta odpowiedź nie satysfakcjonuje, to trudno. Może ktoś inny udzieli Ci odpowiedzi, którą zaakceptujesz.


Użyłem Twojego modelu - coś jest wg Ciebie źródłem pytań, i zadałem Ci pytanie czy jest to coś innego niż zdeterminowane i ewentualnie losowe procesy, o których również sam piszesz.

"Źródło pytań" to nazwa dla bytu, bez sugerowania struktury, czy odniesień w jakich on funkcjonuje. Jedyna sugestia jaka płynie z zastosowania takiej nazwy, to to, iż da się ów byt jakoś wyodrębnić. Ale, póki co, nic nie wiadomo o jego cechach.


Czyli wcześniej było źródło poszczególnych pytań, a teraz jest nazwa bytu bez sugerowania struktury, czy odniesień w jakich funkcjonuje. Sprzeczność.

Może źle rzecz formułuję, skoro wyciągasz takie wnioski. W każdym razie w moim rozumieniu tego, o czym piszę pytania są stawiane, natomiast o tym, co owe pytania stawia bardzo niewiele można powiedzieć. Jesli ktoś mógłby o tym czymś powiedzieć więcej, uzasadniając swoje stwierdzenia, to ja chętnie się dowiem o tym. Może dam się przekonać, a wtedy mój aktualny stan braku wiedzy o tym, zamieni się w jakąś tam forme dowiedzenia się.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Wto 10:41, 05 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Tak to jest. Ale jeśli cierpienie nie jest dużo, jeśli da się je opanować, to można nawet te trochę cierpienia zainwestować, a potem znaleźć swoją drogę do szczęścia.

Wydaje mi się, że różnie definiujemy szczęście. Dla mnie, jest ono części dualizmu i jest w pełni od niego zależne. Jest po prostu względne. Wielka radość powstaje na gruncie wielkiego smutku, bo to co się liczy to różnica między ekstremami. Zmniejszanie dystansu między nimi, zmniejsza ich intensywność. Innymi słowy, aby znaleźć swoją drogę do szczęścia, musisz ją wybrukować cierpieniem. Czym większe cierpienie, tym większe szczęście. Może właśnie dlatego chrześcijaństwo kręci się w okół olbrzymiego cierpienia Jezusa, żeby stworzyć grunt pod olbrzymie szczęście, chociażby jedynie potencjalne. Wahadło jest rozhuśtane na maksa. Buddyzm ma zupełnie inne podejście, w którym stara się to wahadło zatrzymać. Większość odbierze to jako nihilizm, pozbawienie życia kolorów, stagnację, czy wręcz niebyt. Rzecz w tym, że ta ciągła gonitwa za ruchami wahadła przysłania coś zupełnie niesamowitego, coś co widać dopiero wtedy, kiedy pogoń ustanie. Pełną satysfakcję, za którą nie trzeba się uganiać, bo jest bez-obiektowa, poza istnieniem, poza narodzinami i śmiercią. Jak się zachowuje, jak żyje człowiek usatysfakcjonowany?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:46, 05 Maj 2020    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Tak to jest. Ale jeśli cierpienie nie jest dużo, jeśli da się je opanować, to można nawet te trochę cierpienia zainwestować, a potem znaleźć swoją drogę do szczęścia.

Wydaje mi się, że różnie definiujemy szczęście. Dla mnie, jest ono części dualizmu i jest w pełni od niego zależne. Jest po prostu względne. Wielka radość powstaje na gruncie wielkiego smutku, bo to co się liczy to różnica między ekstremami. Zmniejszanie dystansu między nimi, zmniejsza ich intensywność. Innymi słowy, aby znaleźć swoją drogę do szczęścia, musisz ją wybrukować cierpieniem. Czym większe cierpienie, tym większe szczęście. Może właśnie dlatego chrześcijaństwo kręci się w okół olbrzymiego cierpienia Jezusa, żeby stworzyć grunt pod olbrzymie szczęście, chociażby jedynie potencjalne. Wahadło jest rozhuśtane na maksa. Buddyzm ma zupełnie inne podejście, w którym stara się to wahadło zatrzymać. Większość odbierze to jako nihilizm, pozbawienie życia kolorów, stagnację, czy wręcz niebyt. Rzecz w tym, że ta ciągła gonitwa za ruchami wahadła przysłania coś zupełnie niesamowitego, coś co widać dopiero wtedy, kiedy pogoń ustanie. Pełną satysfakcję, za którą nie trzeba się uganiać, bo jest bez-obiektowa, poza istnieniem, poza narodzinami i śmiercią. Jak się zachowuje, jak żyje człowiek usatysfakcjonowany?

Właściwie to zgadzam się z tym komentarzem. Zgadzam się (prawie) całkowicie, tzn. zgadzam się też z diagnozą, że inaczej widzimy szczęście. Ale zgadzam się też z tym, że jak najbardziej zasadny jest model szczęścia oparty o ekstrema. I zgadzam się też, że w takim właśnie modelu, nie widać jest alternatywy dla cierpienia w jakiejś tam postaci. Czyli jakbym się całkiem z Tobą zgadzał. A jednak nie całkiem.
Nie zgadzam się z wydźwiękiem całości, czyli z tym, że ów ekstremalny model wyczerpuje możliwości. Bo uważam, że choć falowanie odczuwania szczęścia jest pewnym problemem, to nie jest to problem jakoś tam ostateczny. Wszystko co w świadomości jest jakąś formą pulsacji. Ważne jest, aby doły tej pulsacji nie spadły poniżej akceptowalnego poziomu. Poza tym, jako teista, wierzę w miłość daną od Boga. Miłość dodana jako stale odczuwany modyfikator innych uczuć, przenosi nam to pulsowanie związane z poszukiwaniem bardziej konkretnych życiowych satysfakcji, na poziom gdzie chce się żyć.
Jeszcze istotne jest tu bardzo konkretne postawienie pytania - co jest pierwszym problemem, o którym cały czas piszę w tym wątku?
- Jest nim: czy TRWAŁE szczęście W OGÓLE JEST MOŻLIWE?
Chodzi trochę o pytanie o raj, o SAMĄ MOŻLIWOŚĆ W NAJLEPSZYCH WARUNKACH, w jakim mogłaby się znaleźć ludzka świadomość. Nie zastanawiam się więc (przynajmniej na tym pierwszym etapie) nad tym, czy tu na ziemi jesteśmy w stanie być szczęśliwi. To zastanawianie się mogłoby być uruchomione na kolejnym etapie. Teraz chodzi mi o samą możliwość, o optymalne warunki - brak trosk (chyba, że jakaś forma troski ZOSTAŁABY WYBRANA I ZAAKCEPTOWANA), brak zagrożeń (chyba, że jakaś forma zagrożenia zostałaby wybrana i zaakceptowana), brak niedostatków, REALNYCH POWODÓW DO LĘKU.
Teraz, gdy już tak byśmy mieli, że to co troski nam zsyła, nie działa, CZY POTRAFIMY być szczęśliwi?...
Pytam tak, bo interesuje mnie właśnie ten aspekt, który poruszasz - że może sama natura świadomości - czyli np. właśnie ten dualizm i pulsowanie odczuć, funkcjonujące z natury rzeczy - uniemożliwia ludzkie naturze odczuwanie szczęścia (może nie tylko ludzka natura ma ten problem...)?...

Jako fizyk z wykształcenia szukam odpowiedzi na pytania na dwa sposoby:
- modelowy - teoretyczny
- doświadczalny.
Model już omówiliśmy - mamy w nim tę pulsację, ale ja umieszczam w nim też możliwość nałożenia na tę pulsację aspektu stałego, wynikającego z poczucia akceptacji, miłości, świadomości, że wszystko jest darem, zaufania że obowiązuje jakaś taka ogólna sensowność życia (to już niemodelowane, na poziomie uczuć i emocji). Uważam, że te dodatkowo nałożone uczucia, wyniosą nam pulsację, o której piszesz, ponad poziom zerowy - może nawet wysoko ponad ten poziom. Wtedy pulsacja będzie operowała nie od ekstremów cierpienie vs szczęście, lecz od ekstremów "pogorszyło się, jest aktualnie stan o niższej wartości, który akceptuję i traktuję jako niezbędny etap do osiągania wyższych poziomów" vs poziom "jest sukces, satysfakcja, moment większego dopływu szczęścia".
Niewątpliwie, aby owa pulsacja funkcjonowała właśnie tak jak to ostatnio opisałem, potrzebny jest świadomości pewien trening, zapoznanie się z całym tym problemem, zetknięcie z cierpieniem, choć i ze szczęściem. Dopiero świadomy całej tej układanki umysł, jest w stanie poradzić sobie z owym toksycznym dualizmem, który w standardowych warunkach rozchwiałby odczuwanie do poziomów niszczących. Jeszcze inaczej mówiąc, uważam że szczeście jest możliwe, ale do zapewnienia jego trwałości NIEZBĘDNY JEST PEWIEN MINIMALNY POZIOM SZERSZEJ ŚWIADOMOŚCI I MOCY OPANOWANIA IMPULSÓW MYŚLOWYCH. Uważam, że nawet w Królestwie Bożym, w raju chrześcijan, TRWA ŚWIADOMOŚĆ POTENCJALNEGO ZŁA - nie jako czegoś zagrażającego, ale jako możliwość, jako coś, co - przy nieostrożnym potraktowaniu - może niszczyć umysł, uczucia, integralność świadomości.

Na koniec dodam, iż moje przekonanie o tym, że jednak, pomimo tego zagrożenia związanego z pulsacją odczuć pozytywnych vs negatywne, chyba ma też i potwierdzenie doświadczalne. Są nim przypadki ludzi, którzy już tu na Ziemi są w stanie czuc się szczęśliwi przez długi czas. A chyba są tacy ludzie - szczęśliwi w swoich rodzinach, w swojej pracy, pasjach życiowych. Jakoś te pulsacje im nie uniemożliwiają tego szczęścia. Poradzili sobie z tym zagrożeniem. Wiec może każdy ma tę możliwość radzenia sobie z tym problemem, może każdy jest w stanie na owe pulsacje nałożyć takie stałe uczucie nieprzemijającej radości - dowartościowujące wszystko w życiu?...
Ja w to wierzę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Wto 12:40, 05 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Ważne jest, aby doły tej pulsacji nie spadły poniżej akceptowalnego poziomu.

I tu jest pies pogrzebany. Co ustala ten poziom? Ja uważam, że doświadczenie ekstremów właśnie. Umownie możemy przyjąć, że jest uśrednioną wartością. Jeżeli będziesz ciągle powyżej tego poziomu, to on się podwyższy. Prostym przykładem jest rozpieszczone dziecko, którego nie cieszy nowy laptop, kiedy ta sama nagroda byłaby spełnieniem marzeń dla wielu.

Cytat:
Poza tym, jako teista, wierzę w miłość daną od Boga. Miłość dodana jako stale odczuwany modyfikator innych uczuć, przenosi nam to pulsowanie związane z poszukiwaniem bardziej konkretnych życiowych satysfakcji, na poziom gdzie chce się żyć.

Jak wyżej, po prostu podniesie się średnia.

Cytat:
czy TRWAŁE szczęście W OGÓLE JEST MOŻLIWE?

Tak, jeżeli zdefiniujemy je jako satysfakcję.
Cytat:

Dopiero świadomy całej tej układanki umysł, jest w stanie poradzić sobie z owym toksycznym dualizmem, który w standardowych warunkach rozchwiałby odczuwanie do poziomów niszczących.

Nie dopasujesz się do dualizmu, zawsze będzie coś czego brakuje, jakieś oczekiwania na przyszłość, strach przed utratą tego co jest itp.
Cytat:

Jeszcze inaczej mówiąc, uważam że szczeście jest możliwe, ale do zapewnienia jego trwałości NIEZBĘDNY JEST PEWIEN MINIMALNY POZIOM SZERSZEJ ŚWIADOMOŚCI I MOCY OPANOWANIA IMPULSÓW MYŚLOWYCH.

Żaden konflikt nie pozostaje bez efektu. Panując nad impulsami dławisz je.

Cytat:
Są nim przypadki ludzi, którzy już tu na Ziemi są w stanie czuc się szczęśliwi przez długi czas.

Możesz sobie tak zakładać, ale dowieść tego nie zdołasz.

Cytat:
Jakoś te pulsacje im nie uniemożliwiają tego szczęścia.

Pulsacja to szczęście właśnie umożliwia, co implikuje cierpienie. Jak ktoś przeszedł obóz koncentracyjny, to życie na wolności, we własnym mieszkaniu, z pełną lodówką, będzie dla niego szczęściem na długo. Ktoś kto miał radosne dzieciństwo, sukcesy w młodości, a dzisiaj ma tylko własne mieszkanie i pełną lodówkę, myśli o tym jak ze sobą skończyć.

Cytat:

Poradzili sobie z tym zagrożeniem. Wiec może każdy ma tę możliwość radzenia sobie z tym problemem, może każdy jest w stanie na owe pulsacje nałożyć takie stałe uczucie nieprzemijającej radości - dowartościowujące wszystko w życiu?...

Tutaj poruszyłeś trochę inny temat, który akurat się zajmuję ostatnimi czasy. Chodzi o pewne fenomenologiczne aspekty świadomości i jej działania. Istnieją dwa strumienie woli\działania. Powiedzmy podświadomy i świadomy. Podświadomy występuje zawsze i to on nadaje treść doznaniu, czy to emocjom, czy myślom. Świadoma część potrafi ten strumień modyfikować, nakładając na niego kolejne warstwy, zatrzymując strumień w miejscu przez pewien czas, albo go blokując. To jest ten mechanizm, który pozwala "trzymać język za zębami", kontrolować naturalne odruchy i modyfikować treść. Mechanizm, który zostaje upośledzony pod wpływem alkoholu, dlatego wtedy rozplątuje się język i mówimy szczerze, bez refleksji. Ten świadomy strumień opiera swoje działanie na intelekcie i wiedzy. Intencje w nim występujące mają wytłumaczenie i konkretny cel. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby modyfikować strumień podświadomy w taki sposób, aby nadawać mu pozytywne zabarwienie. Jest tylko jeden problem. Strumień świadomy, jest dużo słabszy od podświadomego, wręcz subtelny, i wymaga włożenia wysiłku, którego koszt szybko przerasta pozytywny efekt, który daje. Dlatego nie jest łatwo samemu się uszczęśliwić.
Jest jednak pewien aspekt, którego użył Budda. Oddychanie jest bardzo subtelnym procesem, w którym wyraźna jest ta dualna natura. Można oddychać automatycznie, bezwysiłkowo, nieświadomie, albo kontrolować oddech świadomie, bardzo dokładnie. Ponieważ naturalny oddech jest subtelny i jest zarazem fundamentem życia, subtelność świadomego strumienia świadomości nie stanowi już takiego problemu. Można przebarwić oddech praktycznie każdym typem doznania. Obserwując oddech można aplikować "na niego" przyjemność, rozluźnienie, nawet radość, i będzie on naturalnie powiększał to uczucie, rozprowadzając je w czasie. Ponieważ procesy mentalne są nawykowe, powtarzanie takiej operacji utrwala się w czasie i wysiłek przestaje być potrzebny. To była główna forma medytacji jaką uprawiał Budda. Pierwszym jej etapem (pierwsza dhyana) jest właśnie aplikacja radości i szczęścia (Sukha) na oddech. Wszystkich dhyan jest 8 i osiąga się je w kolejnych krokach. Co ciekawe Sukha znika z czasem i jest zastępowana innymi stanami mentalnymi jak spokój i uważność, w czwartej dhyanie. Kolejne cztery nie mają formy i są opisywane kolejno jako: nieskończoność przestrzeni, nieskończoność świadomości, nieskończoność pustki i ostatnia, ani percepcja ani brak percepcji. Wręcz genialne rozbicie doświadczenia na kolejne warstwy. Ciężko nie doceniać takiej pracy.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Wto 12:49, 05 Maj 2020, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:39, 05 Maj 2020    Temat postu:

Banjankri napisał:
Cytat:

Poradzili sobie z tym zagrożeniem. Wiec może każdy ma tę możliwość radzenia sobie z tym problemem, może każdy jest w stanie na owe pulsacje nałożyć takie stałe uczucie nieprzemijającej radości - dowartościowujące wszystko w życiu?...

Tutaj poruszyłeś trochę inny temat, który akurat się zajmuję ostatnimi czasy. Chodzi o pewne fenomenologiczne aspekty świadomości i jej działania. Istnieją dwa strumienie woli\działania. Powiedzmy podświadomy i świadomy. Podświadomy występuje zawsze i to on nadaje treść doznaniu, czy to emocjom, czy myślom. Świadoma część potrafi ten strumień modyfikować, nakładając na niego kolejne warstwy, zatrzymując strumień w miejscu przez pewien czas, albo go blokując. To jest ten mechanizm, który pozwala "trzymać język za zębami", kontrolować naturalne odruchy i modyfikować treść. Mechanizm, który zostaje upośledzony pod wpływem alkoholu, dlatego wtedy rozplątuje się język i mówimy szczerze, bez refleksji. Ten świadomy strumień opiera swoje działanie na intelekcie i wiedzy. Intencje w nim występujące mają wytłumaczenie i konkretny cel. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby modyfikować strumień podświadomy w taki sposób, aby nadawać mu pozytywne zabarwienie. Jest tylko jeden problem. Strumień świadomy, jest dużo słabszy od podświadomego, wręcz subtelny, i wymaga włożenia wysiłku, którego koszt szybko przerasta pozytywny efekt, który daje. Dlatego nie jest łatwo samemu się uszczęśliwić.
Jest jednak pewien aspekt, którego użył Budda. Oddychanie jest bardzo subtelnym procesem, w którym wyraźna jest ta dualna natura.

Mam dość podobne przemyślenia i odczucia. Jeśli chodzi o tę pracę z oddechem, to akurat w tym względzie jestem słaby. Kiedyś trochę próbowałem, ale nie wytrwałem, a poza tym gdzieś przeczytałem, że mocne włączenie świadomości do kontroli oddechu grozi nawet tego oddechu mimowolnym zatrzymaniem. Więc odpuściłem.
Natomiast nieco podobnym doświadczeniem jest moja obserwacja zagadnienia energii psychicznej. Zapewne każdy miewał takie epizody energetycznych ekstremów. Gdy energia rozpiera, gdy jest jej dużo, wręcz nadmiar, to jest fajnie. Ale tylko do pewnego poziomu. Jak tej energii robi się naprawdę za dużo, to zaczyna ona być niszcząca, człowiek zaczyna mieć problem "jak tu się tego nadmiaru pozbyć?". Z drugiego bieguna mamy brak energii (z tym mam częstszy problem) - gdy mitochondria słabo funkcjonują, bądź występują inne zaburzenia, problemem robi się nieraz zapewnienie sobie wystarczającego poziomu energii, aby obsłużyć nawet samo rozumienie słów, które ktoś do nas wypowiada. W stanach chorobowych (typu neuroborelioza, czy inne zaburzenia neurologiczne, wywołujace stany zapalne neuronów) takie stany drastycznego braku energii robią się normą. Daleki byłbym od jakiegoś prostego łączenia stanu szczęścia z zasobami energetycznymi, jednak z tego, co obserwuję, trudno jest być szczęśliwym w opcjach skrajnych - czyli energii zbyt zdołowanej, ale i zbyt rozpierającej. Najlepiej się funkcjonuje w obszarze względnie środkowym, mając tej energii dość wyraźne nadmiary, ale też z ocierające się o poziom lekkiego wyczerpania, czyli gdy powiedzmy z 90% czasu energii jest nadmiar, a te 10% z niedoborami co jakiś czas "przypomina nam", że nic nie ma darmo, nic nie jest dane na zawsze i na 100%.
Tu też ważne jest pewne doświadczenie, wzrastająca świadomość. Kiedyś nie ceniłem sobie stanów dobrego samopoczucia (w kontekście właśnie energetycznym), tak jak teraz, gdy utrzymanie ich jest znacznie trudniejsze. Powiedziałby, że gdybym nawet miał pełną kontrolę nad tą energią, to sam bym sobie co jakiś czas dawkował jej deficyty - dla przypomnienia, tylko po to, aby znowu zacząć cenić poziom pozytywny. Wierzę, że w ten sposób byłbym w stanie utrzymywać swój stan szczęśliwości wyraźnie "nad kreską", to znaczy np. 90% czasu byłby to stan zasobny i ogólnie pozytywny, lecz jednak - bez żalu i poczucia krzywdy - aplikowałbym sobie tak z 10% stanów problematycznych. Tak jak naturalne są, nawet u szczęśliwych ludzi, chwile smutku, rozterki. Te chwile warto jest przyjąć, zaakceptować, a nawet cenić - jako coś, co utrwala te szczęścia, które pojawią się w stanach zasobnych energetycznie i "szczęśliwościowo".
Generalnie jest tu zasadą: umieć cenić to, co dobre. Głupotą w kontekście szczęścia wydaje mi się przekonanie, iż można szczęście utrzymać kierując się tylko w strone więcej, eskalując bez powrotów na poziomy niższe. Pulsowanie będzie - prędzej czy później po wzroście jest spadek. Ale jak się to wkalkuluje w nasze oczekiwania, w emocjonalny "program mentalny", to nagle sumarycznie zaczyna się mieć stały zysk.
Właśnie ten zysk - trochę podobnie działa to w ekonomii. Jak ktoś rozwija firmę, to oczywiście będzie miał wzloty i upadki, pojawią się rozrerki, potrzeba nagłego spięcia się do zwalczenia jakiegoś problemu. Ale później z tego rodzi się satysfakcja. I ludzie - już sumarycznie - oceniają swoje życie ogólnie pozytywnie. Są jawnie "nad kreską".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 5906
Przeczytał: 72 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:30, 05 Maj 2020    Temat postu:

Banjankri napisał:

Cytat:
czy TRWAŁE szczęście W OGÓLE JEST MOŻLIWE?

Tak, jeżeli zdefiniujemy je jako satysfakcję.

A czym się różni satysfkakcja od szczęścia? Czy trwałość zależy od nazwy?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Wto 15:42, 05 Maj 2020    Temat postu:

Andy72 napisał:
Banjankri napisał:

Cytat:
czy TRWAŁE szczęście W OGÓLE JEST MOŻLIWE?

Tak, jeżeli zdefiniujemy je jako satysfakcję.

A czym się różni satysfkakcja od szczęścia? Czy trwałość zależy od nazwy?

Satysfakcja, bo brak oczekiwań. Wszystko do siebie pasuje i nic nie wymaga zmiany. Dla katolika grzechem jest samo myślenie o czymś takim.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Wto 15:44, 05 Maj 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:52, 05 Maj 2020    Temat postu:

Banjankri napisał:
Andy72 napisał:
Banjankri napisał:

Cytat:
czy TRWAŁE szczęście W OGÓLE JEST MOŻLIWE?

Tak, jeżeli zdefiniujemy je jako satysfakcję.

A czym się różni satysfkakcja od szczęścia? Czy trwałość zależy od nazwy?

Satysfakcja, bo brak oczekiwań. Wszystko do siebie pasuje i nic nie wymaga zmiany. Dla katolika grzechem jest samo myślenie o czymś takim.

Ewangelia Jana 4:13-14 napisał:
W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął.(14) Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu.


Ale tak w ogóle to wciąż się zastanawiam, o co tu chodziło Jezusowi, czy o fakt pragnienia w ogóle, czy raczej o pragnienie niezaspokojone... :think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 15:54, 05 Maj 2020, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 5906
Przeczytał: 72 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:56, 05 Maj 2020    Temat postu:

Banjankri napisał:

Satysfakcja, bo brak oczekiwań. Wszystko do siebie pasuje i nic nie wymaga zmiany. Dla katolika grzechem jest samo myślenie o czymś takim.


Wszystko do siebie pasuje i nic nie wymaga zmiany - to NIebo
natomiast brak oczekiwań - to np. nicosc
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:36, 05 Maj 2020    Temat postu:

Andy72 napisał:
Banjankri napisał:

Satysfakcja, bo brak oczekiwań. Wszystko do siebie pasuje i nic nie wymaga zmiany. Dla katolika grzechem jest samo myślenie o czymś takim.


Wszystko do siebie pasuje i nic nie wymaga zmiany - to NIebo
natomiast brak oczekiwań - to np. nicosc

Ja też tu niezbyt rozumiem Banjankri.
Brak oczekiwań dla mnie, to obojętność, tumiwisizm kompletny, czy stan po tym, jak się wypiło duzo piwa, więc patrzy się na wszystko z przymuleniem, które skanuje jakoś otoczenia, ale nawet nie specjalnie rozpoznaje co widzi, to takie patrzenie nieobecnym wzrokiem, gdy co prawda fotony podrażniają nerwy na siatkówce, lecz za chwilę się o tym zapomina, do niczego się nie zmierza. Pustka w znaczeniu - co doznałem, zaraz zapominam i ogólnie "przysypiam".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Wto 20:39, 05 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Ja też tu niezbyt rozumiem Banjankri.
Brak oczekiwań dla mnie, to obojętność, tumiwisizm kompletny, czy stan po tym, jak się wypiło duzo piwa, więc patrzy się na wszystko z przymuleniem, które skanuje jakoś otoczenia, ale nawet nie specjalnie rozpoznaje co widzi, to takie patrzenie nieobecnym wzrokiem, gdy co prawda fotony podrażniają nerwy na siatkówce, lecz za chwilę się o tym zapomina, do niczego się nie zmierza. Pustka w znaczeniu - co doznałem, zaraz zapominam i ogólnie "przysypiam".

Są rzeczy, których nie można wytłumaczyć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:02, 05 Maj 2020    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ja też tu niezbyt rozumiem Banjankri.
Brak oczekiwań dla mnie, to obojętność, tumiwisizm kompletny, czy stan po tym, jak się wypiło duzo piwa, więc patrzy się na wszystko z przymuleniem, które skanuje jakoś otoczenia, ale nawet nie specjalnie rozpoznaje co widzi, to takie patrzenie nieobecnym wzrokiem, gdy co prawda fotony podrażniają nerwy na siatkówce, lecz za chwilę się o tym zapomina, do niczego się nie zmierza. Pustka w znaczeniu - co doznałem, zaraz zapominam i ogólnie "przysypiam".

Są rzeczy, których nie można wytłumaczyć.

Może znasz jakiś inny stan, w którym pragnień nie ma. Ale chyba zgodzisz się ze mną, że ten, który opisałem, też spełnia wymóg braku pragnień?
Jeśli są zaś dwa, znacząco różne, stany spełniający ww. wymóg, to ciekawym byłoby pytanie: co je różnicuje?


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 21:03, 05 Maj 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Wto 21:06, 05 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ja też tu niezbyt rozumiem Banjankri.
Brak oczekiwań dla mnie, to obojętność, tumiwisizm kompletny, czy stan po tym, jak się wypiło duzo piwa, więc patrzy się na wszystko z przymuleniem, które skanuje jakoś otoczenia, ale nawet nie specjalnie rozpoznaje co widzi, to takie patrzenie nieobecnym wzrokiem, gdy co prawda fotony podrażniają nerwy na siatkówce, lecz za chwilę się o tym zapomina, do niczego się nie zmierza. Pustka w znaczeniu - co doznałem, zaraz zapominam i ogólnie "przysypiam".

Są rzeczy, których nie można wytłumaczyć.

Może znasz jakiś inny stan, w którym pragnień nie ma. Ale chyba zgodzisz się ze mną, że ten, który opisałem, też spełnia wymóg braku pragnień?

Jest tylko teoretyczny, niepełny, co kompletnie zmienia postać rzeczy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:40, 05 Maj 2020    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ja też tu niezbyt rozumiem Banjankri.
Brak oczekiwań dla mnie, to obojętność, tumiwisizm kompletny, czy stan po tym, jak się wypiło duzo piwa, więc patrzy się na wszystko z przymuleniem, które skanuje jakoś otoczenia, ale nawet nie specjalnie rozpoznaje co widzi, to takie patrzenie nieobecnym wzrokiem, gdy co prawda fotony podrażniają nerwy na siatkówce, lecz za chwilę się o tym zapomina, do niczego się nie zmierza. Pustka w znaczeniu - co doznałem, zaraz zapominam i ogólnie "przysypiam".

Są rzeczy, których nie można wytłumaczyć.

Może znasz jakiś inny stan, w którym pragnień nie ma. Ale chyba zgodzisz się ze mną, że ten, który opisałem, też spełnia wymóg braku pragnień?

Jest tylko teoretyczny, niepełny, co kompletnie zmienia postać rzeczy.

Cóż, jeśli chodzi o teoretyczność, to się nie zgodzę. Ja WŁAŚNIE TAKI stan znam ze swojego doświadczenia. Innego nie znam, więc dlatego się dopytuję, bo mnie on ciekawi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5610
Przeczytał: 73 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:50, 05 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
szaryobywatel napisał:

Czyli wcześniej było źródło poszczególnych pytań, a teraz jest nazwa bytu bez sugerowania struktury, czy odniesień w jakich funkcjonuje. Sprzeczność.

Może źle rzecz formułuję, skoro wyciągasz takie wnioski.


Zaprzeczasz sobie swoimi sformułowaniami.

Cytat:

W każdym razie w moim rozumieniu tego, o czym piszę pytania są stawiane, natomiast o tym, co owe pytania stawia bardzo niewiele można powiedzieć. Jesli ktoś mógłby o tym czymś powiedzieć więcej, uzasadniając swoje stwierdzenia, to ja chętnie się dowiem o tym. Może dam się przekonać, a wtedy mój aktualny stan braku wiedzy o tym, zamieni się w jakąś tam forme dowiedzenia się.


Założenie że jest coś co stawia pytania, jest konieczne?

Banjankri napisał:
Są rzeczy, których nie można wytłumaczyć.


Które trzeba samemu zobaczyć, ale trzeba być na to otwartym. Wyobrażenia Michała są co najmniej chybione.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 7:17, 06 Maj 2020    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Założenie że jest coś co stawia pytania, jest konieczne?

Ja nie potrafię sobie tego wszystkiego inaczej wyobrazić. Bo pytanie jest pewną całością - łączy w sobie celowość, wolę, aspekt poszukiwania. Tak samo to się z niczego nie ma szansy wziąć.

szaryobywatel napisał:
Banjankri napisał:
Są rzeczy, których nie można wytłumaczyć.


Które trzeba samemu zobaczyć, ale trzeba być na to otwartym. Wyobrażenia Michała są co najmniej chybione.

Zapewne jestem niewystarczająco otwarty na jakiś/niejeden tam rodzaj myśli, odczuć i doświadczeń. Daleko mi do doskonałości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5344
Przeczytał: 34 tematy


PostWysłany: Śro 8:07, 06 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ja też tu niezbyt rozumiem Banjankri.
Brak oczekiwań dla mnie, to obojętność, tumiwisizm kompletny, czy stan po tym, jak się wypiło duzo piwa, więc patrzy się na wszystko z przymuleniem, które skanuje jakoś otoczenia, ale nawet nie specjalnie rozpoznaje co widzi, to takie patrzenie nieobecnym wzrokiem, gdy co prawda fotony podrażniają nerwy na siatkówce, lecz za chwilę się o tym zapomina, do niczego się nie zmierza. Pustka w znaczeniu - co doznałem, zaraz zapominam i ogólnie "przysypiam".

Są rzeczy, których nie można wytłumaczyć.

Może znasz jakiś inny stan, w którym pragnień nie ma. Ale chyba zgodzisz się ze mną, że ten, który opisałem, też spełnia wymóg braku pragnień?

Jest tylko teoretyczny, niepełny, co kompletnie zmienia postać rzeczy.

Cóż, jeśli chodzi o teoretyczność, to się nie zgodzę. Ja WŁAŚNIE TAKI stan znam ze swojego doświadczenia. Innego nie znam, więc dlatego się dopytuję, bo mnie on ciekawi.

Nigdy nie odpuściłeś oczekiwań wystarczająco, aby przestać zakłócać obraz tego, co pod. Ponieważ oczekiwania mają wpływ, i efekty działania praktycznie definiują nas w społeczeństwie, zrozumiałym jest, że nie jest łatwym, ani oczywistym to, że można osiągnąć coś odpuszczając. Wymaga to olbrzymiej odwagi, a efektu nie da się uzasadnić. Efekt starań całego życia przeciwko słowom kogoś na forum. Nie ma szans ciebie przekonać, nawet jakbyś tego chciał, bo strach przed utratą tego co masz, będzie zbyt duży.

szaryobywatel napisał:
Które trzeba samemu zobaczyć, ale trzeba być na to otwartym. Wyobrażenia Michała są co najmniej chybione.

Ale to jest zupełnie normalne. Wielu rzeczy nie da się puścić, trzeba zostać do tego zmuszonym. Intelekt ciężko przekonać do poddania swojej największej siły, dlatego nie robi się tego argumentami. Wystarczy 30 min dobrej praktyki aby uzyskać efekt, a mimo to, ja od lat próbuję to samo osiągnąć poprzez zrozumienie, właśnie po to, aby móc to wytłumaczyć.

Michał Dyszyński napisał:
Zapewne jestem niewystarczająco otwarty na jakiś/niejeden tam rodzaj myśli, odczuć i doświadczeń. Daleko mi do doskonałości.

Myślę, że jesteś wystarczająco otwarty na doświadczenia, ale blokują je myśli. Na wiele rzeczy nie pozwoli ci ego, jak choćby spróbować tej praktyki z oddechem, którą opisałem wcześniej. Nawet jakby ci się udało znaleźć motywację, to od samego początku nasłuchałbyś się od ego, jak od teściowej na tylnym siedzeniu. Jak robisz to źle, jak to jest niepotrzebne, jaki to grzech, jak to samo potrafisz osiągnąć sam itp, itd. Ważne jest jednak, aby być wytrwałym do pierwszego wglądu, w którym zobaczysz jak inne mogą być doświadczenia, niż te oklepane przez dziesiątki lat. Otworzy nie zupełnie nowy rozdział doświadczeń, które będę nieporównywalnie lepsze, pod wieloma względami, niż te z codzienności. Mój pierwszy raz zdarzył się zupełnie przypadkiem, bo nie miałem nikogo, kto by mi to wprost powiedział. Może dlatego staram się to wytłumaczyć, bo wtedy będę miał racjonalną metodę, która zawsze działa, dla każdego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31321
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 9:07, 06 Maj 2020    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ja też tu niezbyt rozumiem Banjankri.
Brak oczekiwań dla mnie, to obojętność, tumiwisizm kompletny, czy stan po tym, jak się wypiło duzo piwa, więc patrzy się na wszystko z przymuleniem, które skanuje jakoś otoczenia, ale nawet nie specjalnie rozpoznaje co widzi, to takie patrzenie nieobecnym wzrokiem, gdy co prawda fotony podrażniają nerwy na siatkówce, lecz za chwilę się o tym zapomina, do niczego się nie zmierza. Pustka w znaczeniu - co doznałem, zaraz zapominam i ogólnie "przysypiam".

Są rzeczy, których nie można wytłumaczyć.

Może znasz jakiś inny stan, w którym pragnień nie ma. Ale chyba zgodzisz się ze mną, że ten, który opisałem, też spełnia wymóg braku pragnień?

Jest tylko teoretyczny, niepełny, co kompletnie zmienia postać rzeczy.

Cóż, jeśli chodzi o teoretyczność, to się nie zgodzę. Ja WŁAŚNIE TAKI stan znam ze swojego doświadczenia. Innego nie znam, więc dlatego się dopytuję, bo mnie on ciekawi.

Nigdy nie odpuściłeś oczekiwań wystarczająco, aby przestać zakłócać obraz tego, co pod. Ponieważ oczekiwania mają wpływ, i efekty działania praktycznie definiują nas w społeczeństwie, zrozumiałym jest, że nie jest łatwym, ani oczywistym to, że można osiągnąć coś odpuszczając. Wymaga to olbrzymiej odwagi, a efektu nie da się uzasadnić.

Może jest, jak piszesz, a może jest tak, że to Ty nie dotknąłeś takich doświadczeń jak ja, więc też o nich teoretyzujesz.
Oczywiście nie mam tu żadnego dowodu na to, iż te oczekiwania "odpuściłem wystarczająco". Ja jestem przekonany, że je odpuściłem. Odpuściłem tak głęboko, że nie było za nimi nic, tylko ciemność i pustka.
Mam jednak tu hipotezę, czym różnią się te nasze doznania w zakresie odpuszczania pragnień - aspektem energii. Ja odpuściłem sobie pragnienia chyba nawet bardziej niż Ty, bo nawet odpuściłem sobie jakąkolwiek energię do czegokolwiek. W takim stanie po prostu nic nie ma sensu, powodu, kierunku. Pozostaje jedynie "kwantowy szum", brak jakiegokolwiek impulsu i powodu do czegokolwiek. Wtedy zanika wszystko co jakoś tam pozytywne, a ewentualnie jeśli coś zostaje, to irytacja na sam fakt, że się trwa - wszak owo trwanie jawi się jako coś irracjonalne do głębi - skoro niczego nie ma i ma nie być, to dlaczego te wrażenia, jakie się ma, się nie wygasiły, dlaczego wszystko nie znikło?... :shock:
Przypuszczam, że Ty zachowałeś sam impuls, tę energię, która powoduje, iż przy braku celów zewnętrznych, rozświetla się ta OCZEKUJĄCA NA CELE część osobowości. Nie ma na czym się rozładować, więc świeci tą energią, która dopłynęła. U mnie nie było energii, więc skończyło się na tym, że pozostała ciemność i nicość.
Ale może się mylę w swojej diagnozie.

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Zapewne jestem niewystarczająco otwarty na jakiś/niejeden tam rodzaj myśli, odczuć i doświadczeń. Daleko mi do doskonałości.

Myślę, że jesteś wystarczająco otwarty na doświadczenia, ale blokują je myśli. Na wiele rzeczy nie pozwoli ci ego, jak choćby spróbować tej praktyki z oddechem, którą opisałem wcześniej. Nawet jakby ci się udało znaleźć motywację, to od samego początku nasłuchałbyś się od ego, jak od teściowej na tylnym siedzeniu. Jak robisz to źle, jak to jest niepotrzebne, jaki to grzech, jak to samo potrafisz osiągnąć sam itp, itd. Ważne jest jednak, aby być wytrwałym do pierwszego wglądu, w którym zobaczysz jak inne mogą być doświadczenia, niż te oklepane przez dziesiątki lat. Otworzy nie zupełnie nowy rozdział doświadczeń, które będę nieporównywalnie lepsze, pod wieloma względami, niż te z codzienności. Mój pierwszy raz zdarzył się zupełnie przypadkiem, bo nie miałem nikogo, kto by mi to wprost powiedział. Może dlatego staram się to wytłumaczyć, bo wtedy będę miał racjonalną metodę, która zawsze działa, dla każdego.

Twoje przypuszczenia na temat moich domniemanych oczekiwań grzeszności raczej nie wydają mi się trafione. W każdym razie ja nie odnajduję ich w swoich intencjach (choć na wmawianie mi, że jest odwrotnie, nie będę miał argumentu). To, o czym piszę i myślę, do koncepcji grzechu ma się nijak. Po prostu mamy swoje inne doświadczenia z życia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 18, 19, 20  Następny
Strona 9 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin